Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zwiększenie przyjmowanych dawek witamin z grupy B może zmniejszyć stres związany z pracą (Human Psychopharmacology). W ramach 3-miesięcznego eksperymentu naukowcy ze Swinburne University of Technology podawali połowie ochotników suplementy z wysoką dawką witamin B, a reszcie (grupie kontrolnej) placebo. Na początku studium Australijczycy zbadali wszystkich 60 ochotników za pomocą testów osobowościowych. Oceniano także wymogi dot. ich pracy, nastrój, poziom lęku i stresu. Badania powtórzono po 1 i 3 miesiącach. Na końcu 3-miesięcznego okresu osoby z zażywającej witaminy B grupy eksperymentalnej wspominały o o wiele niższym poziomie stresu związanego z pracą niż na początku. Doświadczały one niemal 20-proc. spadku natężenia odczuwanego stresu. W grupie kontrolnej nie zaszły żadne znaczące zmiany - opowiada prof. Con Stough. Czemu się tak stało? Witamina B, która znajduje się w nieprzetworzonym pokarmach, takich jak mięso, rośliny strączkowe czy pełne ziarna, jest integralną częścią syntezy neuroprzekaźników koniecznych dla psychologicznego dobrostanu [witamina B6 jest np. zaangażowana w produkcję dopaminy czy serotoniny]. Mniej zestresowany pracownik jest zdrowszy i bardziej produktywny. Korzyści z jedzenia i zażywania suplementów z witaminami z grupy B odnoszą więc wszyscy. Stough przestrzega jednak przed huraoptymizmem. Wg niego, trzeba jeszcze określić wpływ suplementów z witaminą B na większej grupie. Najlepiej przez 2-3 lata.
  2. Z ujawnionych właśnie dokumentów dowiadujemy się, że latem bieżącego roku firma Barnes & Nobles zwróciła się do amerykańskich władz antymonopolowych z wnioskiem o zbadanie postępowania Microsoftu. Zdaniem B&N Microsoft prowadzi kampanię, w której używa oczywistych i przestarzałych patentów przeciwko producentom systemu Android. Microsoft próbuje wywołać wzrost kosztów u innych firm, szkodząc w ten sposób konkurencyjności oraz innowacyjności na rynku urządzeń mobilnych. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w marcu bieżącego roku Microsoft oskarżył przed sądem B&N o to, że tablety Nook i Nook Coloar naruszają pięć patentów dotyczących interfejsu użytkownika. Sąd rozpocznie rozpatrywanie pozwu w lutym przyszłego roku. Barnes & Noble nie chce licencjonować od Microsoftu spornych technologii twierdząc, że uniemożliwi mu to aktualizację oprogramowania oraz, że opłaty jakich domaga się firma z Redmond są zbyt wysokie. Microsoft odpowiada, że udostępnia swoje technologie na rozsądnych zasadach, a B&N może wykupić licencje jeśli tylko chce.
  3. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że następca Xboksa 360, konsola o nazwie kodowej „Xbox Next", ma być mniejsza i tańsza od obecnie sprzedawanego urządzenia Microsoftu. Jak informuje blog MS Nerd, który już wcześniej przekazywał nieoficjalne i, jak się okazywało, w dużej mierze prawdziwe dane, Xbox Next będzie wykorzystywał zbudowany specjalnie na jego potrzeby układ ARM o nazwie kodowej „Loop", stąd też jest on nazywany Xbox Loop. Heterogeniczny system-on-chip oparty na architekturze ARM będzie zawierał nie tylko rdzeń CPU, ale również wiele dedykowanych rdzeni pomocniczych, wyspecjalizowanych w obsłudze grafiki, sztucznej inteligencji, fizyki, dźwięku czy kodowania sygnału. Układ zostanie zaprojektowany przez Microsoft przy pomocy dwóch partnerów zewnętrznych. Informacja ta jest o tyle wiarygodna, że, jak informowaliśmy w ubiegłym roku, Microsoft kupił licencję na architekturę ARM. MS Nerd twierdzi również, że system operacyjny nowej konsoli będzie bazował na jądrze systemu Windows 9. Xbox Loop może zadebiutować już w 2013 roku.
  4. Gdy wpatrujemy się przez jakiś czas w kształt w kolorze podstawowym, po odwróceniu wzroku postrzegamy ten sam kształt w barwie dopełniającej. Ostatnio Japończykom udało się uzyskać podobny efekt w odniesieniu do figur geometrycznych. Gdy znikał obserwowany przez badanych sześciobok, widzieli koło, a gdy demonstrowano im znikające koło, doświadczali powidoku w postaci sześcioboku. Hiroyuki Ito z Kyushu University uważa, że zdobył dowody, iż obraz następczy powstaje w części kory wzrokowej przetwarzającej kształty, a nie w siatkówce. Psycholog przeprowadził 3 eksperymenty. W ramach dwóch pierwszych ochotnikom pokazywano umieszczone na szarym tle żółte koła lub sześcioboki. Wykorzystywano wypełnione figury albo tylko ich obrys (zamiast koła prezentowano więc okrąg), poza tym kształty poruszały się albo były statyczne. Badani mieli wskazać, która z 7 figur z arkusza pojawiła im się jako obraz następczy. W 3. eksperymencie Ito podzielił pole widzenia. Lewemu oku pokazywano obracające się koło, sześciobok i gwiazdkę. Prawemu statyczne koła. Kiedy figury z lewej części pola widzenia znikały, stosowano hamującą tworzenie powidoku czarną planszę, natomiast po prawej stronie wykorzystywano stymulującą generowanie obrazów następczych planszę białą. W artykule opublikowanym w piśmie Psychological Science Ito ujawnia, że w dwóch pierwszych eksperymentach po demonstracji koła/okręgu ludzie postrzegali sześcioboki, a po sześciobokach widzieli koła. W trzecim prawe oko postrzegało najbardziej kanciaste powidoki, kiedy lewemu oku prezentowano obracające się koła, a najbardziej koliste, gdy lewe oko widziało wcześniej obracające się sześciokąty. Po zaprezentowaniu w lewej połowie pola widzenia gwiazdek, w prawym oku pojawiały się powidoki o kształcie pośrednim między kołem a sześciobokiem. Ito wykluczył teorię zmęczenia czopków. Postrzeganie statycznych sześcioboków lub kół powinno dawać obszar wyczerpanych fotoreceptorów o tym samym kształcie, tymczasem badanym ukazywał się kształt komplementarny. Kiedy ochotnikom prezentowano obracające się koła i sześcioboki, zgodnie ze wspomnianą wcześniej teorią, powinien się tworzyć kolisty powidok, tymczasem znów mieliśmy do czynienia z obrazem następczym o komplementarnym kształcie. Do tego dokładają się wyniki 3. eksperymentu - transfer powidoków z lewego do prawego oka może zachodzić wyłącznie dzięki mózgowi.
  5. Ze względu na silne właściwości toksyczne bezwonny, bezbarwny tlenek węgla kojarzy nam się, zwłaszcza w sezonie zimowym, z hasłem "cichy zabójca". Tymczasem okazuje się, że w niewielkich dawkach działa on jak narkotyk, pozwalając mieszkańcom miast radzić sobie ze stresem środowiskowym, np. wszechobecnym hałasem. Wygląda więc na to, że metropolie podtruwają nas CO ze spalin, sprawiając, że na lekkim haju czujemy się w nich szczęśliwsi (Environmental Monitoring and Assessment). Prof. Itzhak Schnell z Uniwersytetu w Tel Awiwie doszedł do tego zaskakującego wniosku, prowadząc badania w ramach projektu dotyczącego wpływu stresorów środowiskowych na ludzkie ciało. Naukowiec zaznacza, że większość ekologicznych stacji obserwacyjnych znajduje się poza centrami miast, co znacznie zaburza dane. By stwierdzić, jak żyje się w samym środku metropolii, zespół poprosił 36 zdrowych osób w wieku 20-40 lat o spędzenie 2 dni w Tel Awiwie. Ochotnicy udawali się do restauracji, hipermarketów czy na ruchliwe ulice. Chodzili na piechotę, korzystali z komunikacji miejskiej i własnych samochodów. W tym czasie monitorowano wpływ 4 stresorów środowiskowych: obciążenia termicznego (chłodu i gorąca), hałasu, stężenia tlenku węgla oraz zatłoczenia. Subiektywną ocenę stopnia stresogenności doświadczenia porównywano z odczytami czujników oraz tętnem. Okazało się, że hałas był dla ludzi najbardziej stresujący. Schnell zaznacza, że stężenie wdychanego CO okazało się dużo niższe niż przypuszczano (ok. 1-15 części na milion na każde pół godziny). Poza tym gaz wydawał się wpływać na uczestników studium jak narkotyk. Dzięki niemu hałas i tłok nie wydawały się już takie straszne. Choć poziom stresu narastał w ciągu dnia, CO działał uspokajająco. Co więcej, przedłużony kontakt z gazem nie powodował utrzymujących się efektów ubocznych.
  6. Rosja nie ma szczęścia do misji planetarnych. Losy sondy Fobos-Grunt, o wystrzeleniu której informowaliśmy przed dwoma dniami, wiszą na włosku. Rakieta Zenit-2 wyniosła Fobos-Grunt na orbitę, jednak zawiódł silniki sondy, który ma ją skierować w stronę Marsa. Na szczęście nie utracono kontaktu z pojazdem i być może uda się usunąć awarię. Rosyjscy specjaliści mają na to tylko trzy dni. Później wyczerpią się baterie i Fobos-Grunt zamilknie. Zadaniem Fobos-Grunt jest przede wszystkim pobranie próbek z księżyca Marsa, Fobosa, oraz umieszczenie na orbicie Czerwonej Planety chińskiej sondy Yinghuo-1. Na pokładzie Fobos-Grunt znajduje się 20 instrumentów naukowych. Jest tam chromatograf gazowy, liczne spektrometry (podczerwony, laserowy, jonowy, optyczny), nie zapomniano też o czujniku badającym właściwości cieplne skał, o radarze badającym wnętrze Fobosa. Z kolei Plasma Science Package ma zbadać wpływ jaki na Marsa i Fobosa wywiera wiatr słoneczny, a spektrometr TIMM-2 miałby badać gazy w atmosferze Marsa. Sonda, którą ma na pokładzie Fobos-Grunt, to pierwszy chiński instrument badawczy, który ma znaleźć się poza systemem Ziemi i Księżyca. To niewielki pojazd o wadze 110 kilogramów, który miałby przez rok pozostawać na orbicie Marsa. Po wprowadzeniu na orbitę okołoziemską Fobos-Grunt miał najpierw odpalić silnik, by wejść na wyższą orbitę, a 126 minut później miał uruchomić go ponownie i umiejscowić się na orbicie heliocentrycznej, rozpoczynając podróż w kierunku Marsa. Obie próby uruchomienia silnika były nieudane.
  7. Firma NVIDIA zaprezentowała wczoraj procesor NVIDIA Tegra 3, rozpoczynając erę czterordzeniowych urządzeń przenośnych o wydajności porównywalnej z komputerami PC, cechujących się dłuższym czasem pracy na baterii i większą wygodą użytkowania. Pierwszym tabletem na świecie z czterordzeniowym procesorem Tegra 3 jest Eee Pad Transformer Prime firmy ASUS. Procesor Tegra 3, znany wcześniej pod nazwą kodową „Projekt Kal-El," osiąga trzykrotnie wyższą wydajność od procesora Tegra 2, a także cechuje się mniejszym nawet o 61 procent poborem energii. Dzięki temu urządzenia oparte na tym procesorze są w stanie odtwarzać materiały wideo w wysokiej rozdzielczości (HD) przez 12 godzin na jednym ładowaniu akumulatora. W procesorze Tegra 3 zaimplementowano nową, opatentowaną technologię zmiennego, symetrycznego przetwarzania wielowątkowego (ang. vSMP - Variable Symmetric Multiprocessing). vSMP zakłada wykorzystanie piątego „towarzyszącego" procesora, który został zaprojektowany do zadań niewymagających znacznej mocy obliczeniowej i cechuje się niewielkim poborem energii. Cztery główne rdzenie zostały specjalnie zaprojektowane do pracy z zadaniami wymagającymi wysokiej wydajności i na ogół pobierają mniej energii od procesorów dwurdzeniowych. Podczas wykonywania zadań wymagających mniejszego zużycia energii, takich jak słuchanie muzyki, odtwarzanie filmów lub aktualizowanie danych w tle, procesor Tegra 3 wyłącza cztery wysokowydajne rdzenie i pracuje wyłącznie na rdzeniu towarzyszącym. I odwrotnie - podczas realizacji zadań wymagających wysokiej wydajności, takich jak przeglądanie stron internetowych, pracy wielozadaniowej i gier, procesor Tegra 3 wyłącza rdzeń towarzyszący.
  8. Latanie w czasie deszczu nie jest dla ptaków ani przyjemne, ani łatwe. Kolibry wzięły się jednak na pewien sposób. Pozbywają się kropel wody, potrząsając energicznie głową. Gdyby nie przyspieszenie, jakie wtedy osiągają (sięga ono 34 g), stanowiłyby niezłą kopią otrzepującego się psa. Manewr, wykonywany zarówno podczas krótkich chwil odpoczynku, jak i w powietrzu, zajmuje zaledwie 0,1 s. Dzięki niemu ptak usuwa z piór niemal wszystkie krople. To ekstremalna mobilność - głowa kolibra przesuwa się o 180 stopni w 1/10 s lub mniej. Niesamowite! - emocjonuje się jeden z autorów studium, prof. Robert Dudley z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. W ramach studium Amerykanie zajęli się koliberkiem żarogłowym (Calypte anna), który zamieszkuje lasy mgłowe, gdzie nie brakuje, oczywiście, deszczu. Ponieważ dotąd naukowcy nie wiedzieli, jak może pozostać aktywny w takich warunkach, postanowili to ustalić eksperymentalnie. Na kolibra żerującego przy poidle kierowali strumień wody. Symulowaliśmy 3 różne typy deszczu. Koliberki potrząsały głowami zarówno przy lekkich, jak i umiarkowanych czy silnych opadach. Wygląda na to, że wśród kolibrów jest to powszechne zachowanie - podkreśla dr Victor Ortega-Jimenez (również z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley). Biolodzy porównywali wydajność kinematyczną otrzepywania na żerdzi i w locie. Oceniali m.in. prędkość styczną, przyspieszenie, częstotliwość ruchów głowy, ciała i ogona. Czemu namakanie deszczówką jest tak niebezpieczne? Po pierwsze, grozi wychłodzeniem. Po drugie, sprzyja wzrostowi patogenów. Poza tym w przypadku małych zwierząt, zwłaszcza latających, woda przylegająca do ciała obniża zdolności lokomotoryczne. Dudley dodaje, że choć informacje wzrokowe wydają się niezbędne do kontroli przyspieszenia, a potrząsanie głową zaburza ich dopływ, kolibry zachowują jednak równowagę i nie spadają. Są niekwestionowanymi mistrzami w swojej klasie, a gdyby nie kamera rejestrująca ruch w zwolnionym tempie, nawet byśmy o tym nie wiedzieli.
  9. Zdjęcia satelitarne i fotografie lotnicze z południowo-zachodniej Libii ujawniły budowle pozostałe po Garamantach, północnoafrykańskim ludzie berberyjskim, który żył na obszarze dzisiejszej Sahary od ok. V w. p.n.e. do V w. n.e. Brytyjscy archeolodzy zaznaczają, że upadek reżimu Kaddafiego otworzył naukowcom drogę do badania przedislamskiego dziedzictwa Libii. Dzięki nowym zdjęciom zidentyfikowano pozostałości ponad 100 ufortyfikowanych gospodarstw i wiosek z budowlami przypominającymi zamki, a także kilka miast. Większość datuje się na 1-500 r. n.e. Archeolodzy z Uniwersytetu w Leicester zauważyli pozostałości suszonych cegieł z mułu, z których zbudowano kompleksy przypominające zamki. Zachowały się nawet ściany (ich wysokość sięgała 4 m), a także ślady osadnictwa, kopce nagrobne czy skomplikowane systemy irygacyjne. Badania naziemne, które przeprowadzono po zakończeniu analizy zdjęć, potwierdziły, że zabytki doskonale się zachowały i rzeczywiście są przedislamskie. To tak, jakby ktoś przyjechał do Anglii i nagle odkrył wszystkie średniowieczne zamki. Za czasów reżimu Kaddafiego pozostawały one niezauważone i nieodnotowane - opowiada szef projektu prof. David Mattingly. Zdjęcia satelitarne dały nam możliwość objęcia badaniami dużego regionu. Dowody sugerują, że przez lata klimat się nie zmienił, a mimo to widzimy, że ten nieprzyjazny krajobraz z zerowymi opadami deszczu był kiedyś gęsto zabudowany i uprawiany - dodaje dr Martin Sterry. Odkrycia Brytyjczyków podważają pogląd - datowany jeszcze na czasy rzymskie - że Garamantowie to nomadowie i wichrzyciele funkcjonujący na obrzeżach Cesarstwa. W rzeczywistości byli oni wysoce cywilizowani, żyli w dużych ufortyfikowanych osadach, głównie jako [...] rolnicy. Tworzyli zorganizowane państwo z miastami i wioskami, językiem pisanym i supernowoczesnymi technologiami. Garamantowie byli pionierami w zakładaniu oaz i handlu transsaharyjskim - tłumaczy prof. Mattingly. Naukowcy, których przegoniła z Libii rewolucja, mają nadzieję, że już niedługo wrócą na stanowiska, by dokończyć badania. W pracach wspomagał ich libijski wydział starożytności.
  10. W największym na świecie schronisku dla szympansów, 60-hektarowym Save the Chimps w Fort Pierce na Florydzie, trwają prace nad przystosowaniem starego budynku na potrzeby zwierząt mających za sobą szczególnie ciężkie przeżycia. Trafią tam te szympansy, które prawdopodobnie nigdy nie będą mogły żyć wśród swoich pobratymców lub też wymagają specjalnej opieki lekarskiej. W nowym budynku zamieszka też Thoto. Szympans urodził się prawdopodobnie w 1966 roku w Afryce. Został złapany przez kłusowników, którzy zabili jego matkę, i 20 lat spędził w cyrku. W młodości wyrwano mu wszystkie zęby, by nie stanowił zagrożenia dla treserów. Jednak gdy dorósł, stał się zbyt silny i w 1986 roku sprzedano go na eksperymenty medyczne. Po 16 latach cierpień został uratowany przez Save the Chimps. Thoto wymaga specjalistycznej opieki, gdyż wykryto u niego poważną wadę serca. Dyrektor Feuerstein mówi, że pomimo cierpień, jakie zadali im ludzie, większość z 266 szympansów mieszkających obecnie w schronisku wybaczyła przedstawicielom Homo sapiens. Potrafią odróżnić tych, którzy traktują ich dobrze od tych, którzy robili im krzywdę. Nie chowają urazy. Przystosowanie budynku do potrzeb najbardziej poszkodowanych zwierząt pochłonie 835 000 dolarów. Dotychczas Save the Chimps zebrało około 230 000 USD. Wchodząc na witrynę Save the Chimps możemy "adoptować" wybrane zwierzę, przekazać datek czy też znaleźć listę urządzeń i żywności, które są potrzebne w schronisku. Możemy zamowić je np. w serwisie Amazon. Save the Chimps uratowało już ponad 300 zwierząt. W laboratoriach na terenie USA jest przetrzymywanych jeszcze około 1000 szympansów.
  11. Przechylenie ciała wpływa na oszacowanie rozmiarów, liczby oraz procentów. Nasze decyzje nie są więc tak racjonalne, jak mogłoby się wydawać. Anita Eerland z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie tłumaczy, że podobnie jak inne procesy poznawcze, podejmowanie decyzji odbywa się w oparciu o różne źródła informacji: wzrok, pamięć czy właśnie postawę ciała. Holendrzy przypominają, że myśląc o liczbach, umieszczamy niższe po stronie lewej, a wyższe po prawej. Nawet niezauważalne przechylenie ciała powinno zatem wpływać na to, czy dana wartość jest, wg nas, mniejsza lub większa od oszacowania, jakie sformułowalibyśmy, stojąc prosto. Podczas serii eksperymentów, które miały pokazać, czy tak rzeczywiście jest, 33 studentów stawało na Wii Balance Board - przypominającej stepper do aerobiku desce dodawanej do zestawu Wii Fit. W czasie gdy badani odpowiadali na pojawiające się na ekranie pytania, psycholodzy manipulowali ich pozycją. Mimo że niekiedy byli oni przechyleni, kontrolka postawy sugerowała, że są ciągle wyprostowani. Ochotników uprzedzono, że prawdopodobnie nie będą znać odpowiedzi, dlatego powinni zgadywać. W pierwszym eksperymencie należało szacować różne wielkości (padały pytania o wysokość wieży Eiffla czy moc whiskey), a w drugim pytano wyłącznie o liczby: ile wnucząt ma królowa Holandii Beatrix albo ile razy piosenka Michaela Jacksona była w numerem jeden w kraju tulipanów. Można było wybrać odpowiedź z przedziału od 1 do 10. Okazało się, że w porównaniu do stania prosto i przechylenia w prawo, badani przechyleni w lewo podawali niższe wartości. Nie zaobserwowano znaczącej różnicy w decyzjach podjętych przy pozycji wyprostowanej i wychyleniu w prawo. Eerland i inni podkreślają, że postawa ciała wpływa tylko na oszacowania, nie na wiedzę. Jeśli wiemy, jaka jest wysokość wieży Eiffla, żadne wychylenie nie sprowadzi nas na manowce...
  12. Sharp opracował najbardziej wydajne ogniwo słoneczne w historii. Jest ono w stanie zamienić na prąd elektryczny aż 36,9% energii padających nań promieni słonecznych. Wydajność urządzenia została niezależnie potwierdzona przez japoński Narodowy Instytut Zaawansowanych Nauk Przemysłowych i Technologii (AIST). Nowe ogniwo składa się z trzech warstw ułożonych na krzemowym podłożu. Warstwę pierwszą, patrząc od podłoża, stanowi arsenek indowo-galowy (InGaAs). Warstwa środkowa została stworzona z indu i galu (InGa), a warstwa najwyższa to fosforek indowo-galowy (InGaP). Sharp od lat jest liderem w rozwoju technologii ogniw słonecznych. W 2003 roku trójwarstwowe ogniwo tej firmy, bez wspomagania koncentracją promieni, osiągnęło wydajność 31,5%. Już rok później z ogniw Sharpa korzystał satelita Reimei. W roku 2007 dzięki skoncentrowaniu promieni słonecznych na ogniwie osiągnięto wydajność 40%. Dwa lata później trójwarstwowe ogniwo Sharpa pozyskało 35,8% energii z nieskoncentrowanych promieni. Obecnie poprawiono ten wynik o 1,1 punktu procentowego.
  13. Jak zachęcić ludzi do oddawania krwi? Koreański projektant, który wziął udział w tegorocznym Helsińskim Tygodniu Designu, uważa, że może w tym pomóc zmieniony wygląd torebek na krew. Czerwone skarpetki kojarzą się wielu osobom ze Bożym Narodzeniem, a oddanie krwi to wspaniałomyślny gest, prezent ratujący chorym życie. Umieść w skarpecie swój prezent, a kiedyś to do ciebie wróci - zachęca Kiseung Lee. Sugeruję nowy design torebek na krew i mam nadzieję, że zainspiruję w ten sposób boom aktywnego krwiodawstwa na całym świecie. Artysta podkreśla, że dzieląc się czymś istotnym, ludzie mogliby poprawić jakość swojego życia i poczuć się jak święty Mikołaj.
  14. Mózg odgrywa kluczową rolę w regulowaniu metabolizmu glukozy. Niewykluczone więc, że w przyszłości cukrzycę będzie można leczyć preparatami obierającymi na cel ośrodkowy układ nerwowy (Journal of Clinical Investigation). Mózg jest jedynym narządem, który by przeżyć, potrzebuje ciągłych dostaw glukozy, wydaje się więc sensowne, że ma wpływ na to, ile glukozy powstaje. Tego typu funkcję mózgu opisano wcześniej u gryzoni, ale nie było wiadomo, czy wyniki badań [naukowców z College'u Medycznego Alberta Einsteina na Yeshiva University] odnoszą się także do ludzi. Mamy nadzieję, że to studium pomoże rozstrzygnąć spór - opowiada dr Meredith Hawkins. We wspomnianych badaniach na gryzoniach Amerykanie zademonstrowali, że aktywacja kanałów potasowych w podwzgórzu powoduje wysłanie sygnału do wątroby i osłabienie rozpadu glikogenu oraz uwalniania glukozy. Wyniki opublikowane przed 6 laty w piśmie Nature podważały twierdzenie, że produkcja glukozy przez wątrobę jest regulowana wyłącznie przez trzustkę. Gdy jednak naukowcy z Vanderbilt University próbowali powtórzyć badania na psach, nie uzyskali podobnych rezultatów. Stąd wątpliwości, czy rezultaty studium na gryzoniach odnoszą się do ssaków wyższych. Akademicy z College'u Alberta Einsteina zebrali grupę 10 niecierpiących na cukrzycę zdrowych osób. Podali im diazoksyd, lek aktywujący kanały potasowe w podwzgórzu. Kontrolowano wydzielanie hormonów przez trzustkę, by mieć pewność, że zmiany w produkcji glukozy są związane wyłącznie z wpływem diazoksydu na mózg. Badania krwi wykazały, że po zaadministrowaniu leku wątroba wytwarzała znacząco mniej cukru. Zespół Hawkins powtórzył eksperyment na szczurach. Wyniki były podobne. Gdy podano odpowiednio dużą dawkę diazoksydu, lek pokonywał barierę krew-mózg i wpływał na kanały potasowe podwzgórza. Amerykanie potwierdzili, że diazoksyd oddziałuje za pośrednictwem mózgu: kiedy wprowadzili do niego bloker kanałów potasowych, efekt diazoksydu zostawał całkowicie zniesiony.
  15. IBM chce udowodnić, że rynek mainframe'ów, dużych systemów komputerowych używanych przez wielkie firmy do obsługi krytycznych aplikacji, ma przed sobą przyszłość. Błękitny Gigant oznajmił, że 16 grudnia zadebiutuje zEnterprise z systemem Windows. Dotychczas na mianframe'ach IBM-a, które firma produkuje od 1952 roku, nigdy nie był używany Microsoft Windows. Teraz jednak koncern doszedł do wniosku, że połączenie mainframe'ów z Windows da jego klientom więcej możliwości i umożliwi łączenie infrastruktury różnych centrów bazodanowych. To, jak sądzi IBM, przekona niektóre firmy do porzucenia serwerów x86 na rzecz mainframe'ów Błękitnego Giganta. Przygotowanie zEnterprise pod kątem współpracy z Windows wymagało zastosowania takich zmian, dzięki którym na jednej maszynie można będzie uruchomić Windows, z/OS, Linuksa czy AIX. Decyzja IBM-a nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Firma już od pewnego czasu konstruuje heterogeniczne systemy, które dają użytkownikowi możliwość elastycznego zarządzania zadaniami w scentralizowany sposób. Mainframe'y były tradycyjnie drogimi systemami, co spowodowało, że wiele przedsiębiorstw rezygnowało z nich na rzecz różnego typu serwerów. W odpowiedzi IBM zaczął pracować nad obniżeniem kosztów mainframe'ów oraz zwiększeniem ich elastyczności. Przed rokiem firma zaproponowała hybrydowe rozwiązanie, w skład którego wchodził mainframe i serwery kasetowy z rodziny System x. Teraz, dodając obsługę Windows, IBM oferuje jeszcze bardziej elastyczne rozwiązanie. Eksperci zauważają, że zastosowanie Windows oznacza, że i sam IBM stał się bardziej elastyczny. Dotychczas wszystkie elementy mainframe'a oraz kolejne udoskonalenia tych maszyn pozostawały pod ścisłą kontrolą Błękitnego Giganta. Windows to wyjątek - IBM nie ma nad nim żadnej kontroli. Specjaliści spodziewają się, że nowa strategia IBM-a zacznie szybko przynosić spodziewane korzyści.
  16. Z raportu, jaki Apple złożył Komisji Giełd (SEC), wynika, iż sześciu najważniejszych menedżerów firmy otrzyma po 150 000 akcji każdy. Obecnie taki pakiet jest warty około 60 milionów USD. Wspomniani menedżerowie dostaną połowę akcji w czerwcu 2013, a drugą połowę w marcu 2016. Oczywiście pod warunkiem, że będą wówczas pracowali dla Apple'a. Gdy odbiorą przyznane im akcje wartość papierów może być znacząco różna od ich obecnej ceny. Nagrodzeni menedżerowie to prezes ds. finansowych Peter Oppenheimer, główny prawnik Apple'a Bruce Sewell oraz wiceprezesi Scott Forstall (odpowiedzialny za dział produkcji oprogramowania dla iPhone'a), Philip Schiller (szef działu marketingu), Bob Mansfield (kieruje inżynierami tworzącymi sprzęt) oraz Jeffrey Williams (odpowiedzialny za działalność operacyjną). Obecny dyrektor wykonawczy Apple'a, Tim Cook, otrzymał w sierpniu, gdy przejął obowiązki z rąk Steve'a Jobsa, opcje na milion akcji. Będzie mógł je odebrać w sierpniu 2015 roku i sierpniu 2021 roku. Akcje przeznaczone dla Cooka są obecnie warte około 400 milionów dolarów.
  17. Płytki odpowiadają nie tylko za krzepnięcie krwi. Okazuje się, że spełniają też ważną rolę w ustanawianiu odpowiedzi immunologicznej. Kiedy do krwiobiegu dostają się bakterie, szybko zostają pokryte płytkami. Kompleksy te są następnie kierowane do śledziony, gdzie czekają na nie komórki dendrytyczne - komórki prezentujące antygen, które odgrywają podstawową rolę w pobudzaniu limfocytów Tc. By doszło do oblepienia bakterii płytkami, konieczna jest obecność płytkowej glikoproteiny GPIb oraz składnika dopełniacza C3, który przylega do mikroorganizmu. Gdy wyhodowano myszy pozbawione C3, trombocyty nie otoczyły wstrzykniętych Listeria monocytogenes. Mimo że bakterie zostały zniszczone przez makrofagi, przez brak C3 nie wykształciła się pamięć immunologiczna, a więc układ odpornościowy nie zapamiętał przebytej infekcji. Dirk Busch z Uniwersytetu w Monachium, autor opisywanych badań, uważa, że by ulepszyć szczepionki, warto wzmocnić reakcję płytek krwi. Naukowcy podkreślają, że inne Gram-dodatnie bakterie także były szybko znakowane przez trombocyty, ujawniając istnienie aktywnego mechanizmu transportu bakterii układowych.
  18. Ile czasu potrzebuje karetta (Caretta caretta), by osiągnąć dojrzałość? Biolodzy odkryli, że samica składa pierwsze jaja w wieku 45 lat (Functional Ecology). Im więcej czasu musi upłynąć, by zwierzę osiągnęło dojrzałość, tym bardziej populacja jest narażona na związane z człowiekiem niebezpieczeństwa [i śmierć] - tłumaczy jeden z autorów badania, prof. Graeme Hays z Uniwersytety w Swansea. Nim zdążą się rozmnożyć, żółwie mogą zostać celowo lub przypadkiem złowione w sieć rybacką. Badania cyklu życiowego żółwi utrudnia fakt, że dryfując z prądami oceanicznymi, zwierzęta te przebywają trasy o długości kilku tysięcy kilometrów. W dodatku spędzają większość czasu pod wodą. Ponieważ nie da się towarzyszyć danemu osobnikowi we wszystkich jego poczynaniach w ciągu życia, wcześniej naukowcy nie byli w stanie dojść do porozumienia przy określaniu wieku osiągania przez karetty dojrzałości. Jedni twierdzili, że żółw ma wtedy 10 lat, a inni, że 35. By rozwiązać jakoś ten problem, zespół Haysa podzielił swoje studium na kilka etapów. Najpierw karetty zmierzono tuż po wykluciu z jaj na Florydzie. Później te same osobniki mierzono podczas dryfowania w kierunku Azorów. Podróż zajmuje ok. 450 dni, biolodzy mogli więc określić tempo wzrostu żółwi w tym okresie. Naukowcy korzystali też z pomiarów osobników, które zostały złapane przez innych badaczy na różnych etapach życia. Dane te naniesiono na wykres. Dzięki temu można było określić wiek składających jaja żółwic.
  19. Tajwański artysta Chen Forng-shean, specjalista od miniatur, twierdzi, że stworzył najmniejszą rzeźbę smoka na świecie. Chciał w ten sposób uczcić rok 2012 - rok smoka. Jego figurka mierzy nieco ponad centymetr (1,27 cm). Smok został umieszczony w maleńkiej gablocie, w którą wmontowano lupę. Rzeźbiarz ujawnił, że pracował nad nim 3 miesiące. Największą trudność sprawiły mu ponoć łapy i pazury, a także paszcza z wąsami; wszędzie trzeba się było bowiem zmierzyć z bardzo drobnymi elementami. Smok wygląda, jakby znajdował się nad chmurami, bo to duch smoka. Figurka powstała z wykończonej złotą folią czarnej żywicy. Dla zademonstrowania rozmiarów osadzono ją na monecie, 2 dolarach tajwańskich. Zwiedzający byli pod wrażeniem kunsztu kaligraficznego artysty (symbole wkomponowano w otoczenie smoka). Rok smoka rozpocznie się 23 stycznia. Poprzedni rok smoka obchodziliśmy w roku 2000. http://www.youtube.com/watch?v=_kQ2bXXd6e4
  20. Jutro wieczorem Rosja ma zamiar udowodnić, że liczy się w eksploracji kosmosu. Z kosmodromu Bajkonur wystartuje sonda Fobos-Grunt, której celem jest dotarcie do marsjańskiego księżyca Fobos. Nawet w czasach swojej największej potęgi ZSRR nie było w stanie konkurować z USA w misjach planetarnych. Amerykanie zaś mają na swoim koncie niezwykle udane misje Mariner czy Viking. Ostatnią próbę wysłania pojazdu na orbitę Czerwonej Planety podjęła Rosja w 1996 roku. Zakończyła się ona spektakularnym rozbiciem się sondy Mars-96 w oceanie. Wcześniej w latach 80. Związek Radziecki podjął dwie próby wysłania sond Fobos. Jedna nie osiągnęła orbity Marsa, a z drugą utracono kontakt wkrótce po umieszczeniu jej na orbicie. W 1971 roku ZSRR wysłał na Marsa lądowniki Mars 2 i Mars 3. Pierwszy z nich rozbił się o powierzchnię, natomiast drugi przerwał nadawanie w 15 sekund po lądowaniu. Tymczasem Rosja ma ambitne plany zorganizowania w najbliższych dekadach załogowej misji na Marsa. Obecna misja odbywa się we współpracy z Chinami. Zadaniem Fobosa-Grunt jest zebranie pierwszych w historii próbek gruntu marsjańskiego księżyca i powrót z nimi na Ziemię w sierpniu 2014 roku. Ma ona też umieścić na orbicie Czerwonej Planety chińskiego satelitę Yinghuo-1. Na pokładzie Fobos-Grunt znajdzie się też kapsuła z mikroorganizmami przygotowana przez amerykańskie Towarzystwo Planetarne, które chce sprawdzić, czy podstawowe formy życia są w stanie przetrwać długotrwałą podróż w przestrzeni kosmicznej. Fobot-Grunt miał być wystrzelony w roku 2009, ale start przesunięto.
  21. Przed trzema dniami sonda Voyager 2 otrzymała polecenie przełączenia się na napęd zapasowy. Dzisiaj odebrano potwierdzenie, że komendy zostały zaakceptowane. Za tydzień, 14 listopada, na Ziemię powinny zostać dostarczone informacje o tym, czy zmiana napędu została dokonana pomyślnie. Zmiana systemu napędowego pozwoli liczącej już 34 lata sondzie na kontynuowanie pracy przez kolejne 10 lat. Voyager 1 i Voyager 2 zostały wystrzelone w 1977 roku. Obie sondy wyposażono w sześć par silników - trzy pary podstawowych i trzy pary zapasowych. Energię zapewniają im trzy radioizotopowe generatory termoelektryczne, z których każdy zawiera około 4,5 kilograma plutonu. Początkowo były one w stanie zapewnić 475 watów mocy, jednak z czasem, z powodu rozpadu materiału radioaktywnego, ich wydajność spada. Voyager 2 korzysta w tej chwili z dwóch par silników zapasowych - jedna para kontroluje kąt nachylenia, a drugi kurs sondy. Przełączenie się na trzecią parę, kontrolującą jej ruch obrotowy, pozwoli na wyłączenie grzałek zapewniających odpowiednią temperaturę przewodów paliwowych zasilających główne silniki. To z kolei umożliwi zaoszczędzenie 12 watów mocy. Obecnie generatory Voyagera 2 dostarczają około 270 watów, więc oszczędności z wyłączenia ogrzewania są znaczące. Dotychczas wspomniana trzecia para silników zapasowych nie była nigdy wykorzystywana. Silniki podstawowe Voyagera 2 były uruchamiane ponad 318 000 razy. Z kolei Voyager 1 leci na silnikach zapasowych od 2004 roku. Włączono je po 353 000 uruchomień silników podstawowych. Voyager 2 znajduje się w odległości 14 miliardów kilometrów od Ziemi. Przelatuje teraz przez heliopauzę, miejsce, w którym wiatr słoneczny nań nie działa, gdyż jest równoważony przez ciśnienie wiatru międzygwiezdnego. Za heliopauzą czeka go ostatnia, bardzo poważna przeszkoda. To łuk uderzeniowy, w którym wiatr słoneczny po raz pierwszy styka się z wiatrem międzygwiezdnym. W strefie tej dochodzi do gwałtownych turbulencji. Jeśli Voyager przetrwa podróż w łuku uderzeniowym, znajdzie się w przestrzeni międzygwiezdnej.
  22. Przedstawiciele nowojorskiej firmy inwestycyjnej Third Point domagają się usunięcia Jerry'ego Yanga, współzałożyciela firmy, z zarządu Yahoo!. Yang jest rzekomo zaangażowany w negocjacje nt. zakupu Yahoo! przez fundusze inwestycyjne. Jesteśmy głęboko zaniepokojeni doniesieniami prasowymi o chęci zmiany struktury kapitałowej w taki sposób, by prywatne fundusze inwestycyjne uzyskały na tyle dużą część Yahoo!, że w połączeniu z tym, co posiadają Jerry Yang i David Filo będą mogły kontrolować Yahoo! - napisał w liście do zarządu Daniel Loeb, szef Third Point. Loeb wspomina też, że z doniesień prasowych wynika, iż Yang angażuje się w rozmowy z funduszami, gdyż jest to w jego prywatnym interesie. Third Point twierdzi, że zarządza funduszami, które w sumie są drugim co do wielkości udziałowcem Yahoo!. Naszym zdaniem zwiększanie lewarowej rekapitalizacji [obrona przed przejęciem dokonywana przez wykup własnych akcji dzięki emisji instrumentów dłużnych jak np. obligacje. Prowadzi to do zwiększenia ceny akcji i koncentracji udziałów w rękach mniejszej liczby podmiotów - red.] nie ma sensu, a jej jedynym celem jest przekazanie znacznych udziałów zaprzyjaźnionym ludziom, umocnieniu ich władzy oraz przeniesienie kontroli nad spółką bez konieczności poniesienia zwyczajowych kosztów - stwierdza Loeb. Yang musiałby się w takiej sytuacji zadeklarować, czy będzie kupował czy sprzedawał udziały, a jeśli ma zamiar kupować, to musiałby wykluczyć się z rozmów na temat działań Yahoo! w tym zakresie. W reakcji na list Loeba Yahoo! odpowiada, że Yang jest takim samym dyrektorem, jak inni członkowie zarządu i tak samo dba o dobro wszystkich akcjonariuszy. Zdaniem funduszu Third Point, który domaga się dwóch miejsc w zarządzie Yahoo!, Yang nie powinien otrzymać od zarządu zgody na żadne rozmowy z funduszami inwestycyjnymi, gdyż w roku 2008 ostro sprzeciwiał się przejęciu Yahoo! przez Microsoft.
  23. W neogotyckim zamku Jaskółcze Gniazdo na Krymie odbywa się nietypowa wystawa. Zgromadzono na niej obrazy namalowane pod wodą. Wszyscy członkowie szkoły artystycznej są wytrenowanymi nurkami. Ich prace, przedstawiające pejzaże i zwierzęta z Morza Czarnego, powstały na głębokości 2-20 m. Malowanie pod wodą jest bardzo podobne do malowania na powierzchni. Przed zanurzeniem trzeba jednak pokryć płótno wodoodporną substancją. Nurkujący artyści podkreślają, że ludzkie oko jest wrażliwsze na barwę niż jakakolwiek soczewka w aparacie czy klisza. Ze względu na pojemność butli prace trzeba zakończyć w ciągu 40 minut. Poza tym malarz musi wziąć pod uwagę głębokość, na jakiej tworzy i jaki kolor widzi na palecie. Kolory zmieniają się bowiem na powierzchni i czerwony staje się brązowy, a nawet czarny - tłumaczy Denis Lotarew. Artyści nakładają farbę szpachelkami i pędzlami. Wokół nich przemykają ryby, przez co cała sytuacja wydaje się jeszcze bardziej surrealistyczna. Na końcu nurkowie wynurzają się na brzegu między skałami. W rękach nie mają jednak, jak ktoś mógłby się spodziewać, okazów miejscowej fauny czy flory albo artefaktów z wraków, ale średniej wielkości obrazy. W galerii na zamku większość obrazów powieszono tradycyjnie na ścianach, ale jeden umieszczono w centralnym akwarium. Prawdziwa gratka dla miłośników sztuki i nurkowania. http://www.youtube.com/watch?v=DTO5cO-VaF0
  24. Brytyjscy naukowcy z Imperial College London i Royal Air Force Museum walczą o ocalenie jedynego istniejącego egzemplarza Dorniera Do 17. To niemiecki lekki bombowiec znany jako „Latający ołówek". Dorniery Do 17 przeszły swój chrzest bojowy podczas wojny domowej w Hiszpanii. Były one jednym z trzech podstawowych typów bombowców używanych przez Luftwaffe na początku II wojny światowej. Zaprojektowano je tak, by mogły umknąć ścigającym je myśliwcom. Stąd też ograniczona ładowność, która wraz ze zbyt małą prędkością wspinania się spowodowały, że Do 17 szybko stał sie przestarzały. Produkcja Do 17 została wstrzymana latem 1940 roku, jednak jako bombowiec frontowy samolot ten był wykorzystywany przez III Rzeszę do końca 1941 roku. Ostatni Dornier Do 17 zakończył służbę 15 września 1952 roku. Była to maszyna latająca w Fińskich Siłach Powietrznych. Kilka dni później samolot - jeden z czterech istniejących wówczas na świecie Do 17 - został zezłomowany. W ubiegłym roku Royal Air Force Museum poinformowało o znalezisku trzymanym przez dwa lata w tajemnicy. Otóż w 2008 roku z piasków Goodwin Sands u południowo-wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii, zaczął wyłaniać się Dornier Do-17. Przez dziesięciolecia warstwa piasku chroniła go przed działaniem słonej wody. Naukowcy chcą ostrożnie wydobyć wrak, a obecnie walczą z zagrażającą samolotowi korozją. To ostatni na świecie nietknięty Latający ołówek. Ma zatem nieocenioną wartość historyczną. Przeanalizowaliśmy jego widoczne fragmenty i jesteśmy zafascynowani świetnym stanem w jakim pokłady piasku przechowały samolot, który awaryjnie lądował ponad 70 lat temu - mówi doktor Mary Ryan z Wydziału Materiałoznawstwa Imperial College London. Uczeni szukają sposobu na usunięcie skorodowanych warstw metalu oraz osadów morskich. Obecnie trwają testy roztworu bazującego na kwasie cytrynowym. Znaleziony bombowiec został już zidentyfikowany. Należał on do skrzydła bombowców Kampfgeschwader 3 „Blitz" (KG 3), które brało m.in. udział w inwazji na Polskę. Maszyna została zestrzelona przez myśliwiec RAF-u 26 sierpnia 1940 roku. Jej pilot sierżant Effmert oraz inny z członków załogi, kapral Ritzel, uratowali się i trafili do niewoli. Zginęli natomiast sierżant Reinhardt oraz szeregowy Huhn. Ich ciała wydobyto jeszcze podczas wojny i pochowano. Ian Thirsk z Royal Air Force Museum mówi, że trwają poszukiwania krewnych Effmerta i Ritzela, którzy mogliby opowiedzieć o dalszych losach pilotów, którzy przeżyli. Obecnie zbierane są fundusze na wydobycie, restaurację i ekspzycję samolotu. Z potrzebnych 600 000 funtów zebrano już niemal 375 000. Royal Air Force Museum uruchomiło witrynę, na której można wpłacać datki.
  25. Podczas zapłodnienia do komórki jajowej wnika prawie cały plemnik (główka i szyjka), jednak, jak się okazuje, większość jego organelli komórkowych, w tym mitochondria, nie jest przekazywanych potomstwu. Powód? Wkrótce po zapłodnieniu oocyt eliminuje je na drodze autofagii. Amerykańsko-francuski zespół jako pierwszy zademonstrował, że w ciągu kilku minut od zapłodnienia komponenty plemnika zostają zamknięte w pęcherzykach, a następnie rozłożone przez enzymy. Za pomocą PCR (reakcji łańcuchowej polimerazy) wykazano, że cały materiał genetyczny z mitochondriów ojca ulega szybkiej degradacji. W artykule opublikowanym na łamach Science specjaliści wyrażają nadzieję, że zrozumienie ewolucyjnych źródeł eliminowania ojcowskich mitochondriów przyczyni się także np. do ulepszenia metod klonowania czy zapłodnienia in vitro. Wyłącznie matczyne mitochondria pozostają u większości organizmów, w tym u ssaków. Dotąd nie było jednak wiadomo, kiedy i w jaki sposób dochodzi do wyeliminowania mitochondriów od ojca. Odpowiedź na te pytania znaleziono podczas badań na nicieniu Caenorhabditis elegans. Podczas eksperymentów akademicy zablokowali system komórkowy odpowiedzialny za spermofagię. Okazało się, że ojcowskie mitochondria pozostały wtedy w embrionie. Później Francuzi i Amerykanie sprawdzali, czy podobne zjawiska zachodzą w nowo zapłodnionych oocytach myszy. Zauważyli, że białka autofagocytarne gromadzą się wokół środkowej części plemnika, gdzie znajdują się mitochondria. Naukowcy proponują pewne wyjaśnienie efektu, który najwyraźniej występuje u wielu gatunków zwierząt. Wg nich, mitochondria plemników są eliminowane przez komórki jajowe, bo ze względu na nasilony metabolizm męskich gamet DNA w mitochondriach plemników może przechodzić częste mutacje. Lepiej ich więc nie przekazywać potomstwu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...