Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36971
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Eksperci odkryli i doprowadzili do zamknięcia kolejnego wariantu botnetu Kelihos. Twórcy Kelihos.B dokonali pewnych zmian w protokole komunikacyjnym botnetu. Potrafił on zarażać pamięć flash, został też wyposażony w funkcję kradzieży Bitcoinów. Botnet wykorzystywał zdecentralizowaną infrastrukturę P2P, a serwery kontrolne znajdowały się w Szwecji, Rosji i na Ukrainie. Obecnie wiemy o 110 000 komputerów zarażonych przez ten botnet. To 2,5-krotnie więcej niż zaraził oryginalny Kelihos - mówi Marco Preuss z Kaspersky Lab. Najwięcej zarażonych komputerów, około 25%, znajduje się w Polsce. Drugie pod względem liczby infekcji są Stany Zjednoczone. Oryginalny Kelihos został zamknięty we wrześniu ubiegłego roku przez Microsoft. Koncern oskarżył też programistę Andrieja Sabelinkowa, że jest twórcą botnetu. Mimo to, jak uważają specjaliści, Kelihos.B jest w większości dziełem tych samych ludzi, którzy stworzyli Kelihosa.
  2. Stymulanty mogą zwiększać wydajność niezaangażowanych, okazuje się jednak, że istnieje też druga strona medalu: te same związki powodują, że jednostki ambitne i pracowite zwalniają, stając się obibokami. Kanadyjscy naukowcy prowadzili badania na szczurach i uważają, że udało im się wyjaśnić, czemu np. kofeina i amfetamina tak różnie wpływają na poszczególne osoby. Zespół z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej tłumaczy, że w świetle uzyskanych wyników wydaje się, że terapie bazujące na stymulantach, które stosuje się m.in. w leczeniu ADHD, należy w większym stopniu spersonalizować. Każdego dnia miliony ludzi, od kierowców ciężarówek, którzy jadą całą noc po studentów uczących się do egzaminów, zażywają stymulanty, by się pobudzić, zachować czujność i zwiększyć produktywność. Nasze rezultaty sugerują, że w przypadku osób naturalnie preferujących zapewniające większą nagrodę trudniejsze zadania sięgnięcie po stymulant da efekt odwrotny do zamierzonego - twierdzi autor studium doktorant Jay Hosking. Hosking i prof. Catharine Winstanley zauważyli, że tak jak ludzie, szczury różnią się pod względem chęci wkładania wysiłku psychicznego, by osiągnąć nagrodę w postaci pożywienia. Po podaniu stymulantu zwierzęta unikające zazwyczaj wyzwań pracowały znacznie intensywniej, podczas gdy u "pracusiów" pod wpływem kofeiny czy amfetaminy motywacja bardzo spadała. Choć należy dogłębniej zbadać mechanizmy mózgowe, które stoją za tym zjawiskiem, studium sugeruje, że uwaga poświęcana osiąganiu celów odgrywa ważną rolę w tym, jak stymulanty na kogoś wpływają.
  3. Jeff Bezos, założyciel Amazona, poinformował, że udało mu się odnaleźć silniki F-1, które wyniosły Apollo 11 w przestrzeń kosmiczną. Silniki odkryto w Oceanie Atlantyckim na głębokości 4300 metrów. Bezos chce wydobyć co najmniej jeden z nich. Pojazd Apollo 11, który wystrzelono na pokładzie rakiety Saturn V, wyniósł ludzi na Księżyc. „Miałem pięć lat gdy oglądałem w telewizji start Apollo i było to bez wątpienia najbardziej znaczące wydarzenie dla rozwinięcia się u mnie pasji dla technologii, nauki i odkryć“ - napisał Bezos na witrynie Bezos Expeditions. „Nie wiemy jeszcze, w jakim stanie są silniki, Uderzyły z wielką prędkością w powierzchnię oceanu i przez ponad 40 lat znajdowały się w słonej wodzie. Z drugiej jednak strony są wykonane z wytrzymałych materiałów, więc zobaczymy“ - dodaje. Bezos chce poprosić NASA, która jest właścicielem silników, o zgodę na wystawienie jednego z nich w Muzeum Lotnictwa w Seattle.
  4. Specjaliści pracujący nad pozyskiwaniem energii słonecznej skupiają się przede wszystkim na zwiększaniu wydajności ogniw fotowoltaicznych i zmniejszeniu kosztów ich produkcji. Rzadko jednak zajmują się samą ich konfiguracją. Zwykle ogniwa umieszczane są płasko na dużej powierzchni, czasem wyposaża się je w urządzenia automatycznie kierujące je ku Słońcu. Tymczasem naukowcy z MIT-u postanowili zbadać, jak będą sprawowały się trójwymiarowe konstrukcje z ogniw fotowoltaicznych i odkryli, że zajmując tę samą powierzchnię u podstawy, co płasko położone ogniwa, mogą zapewniać od 2 do 20 razy więcej energii. Największy przyrost uzyskuje się tam, gdzie o światło słoneczne najtrudniej - w okolicach bardziej oddalonych od równika. Specjaliści najpierw opracowali algorytm komputerowy, który pozwolił im symulować pracę różnych konfiguracji ogniw, umieszczonych na różnych szerokościach geograficznych i działających przy różnej pogodzie. Później, by przetestować wyniki uzyskane na komputerze, stworzyli trzy różne zestawy i przez kilka tygodni prowadzili badania polowe. Koszt stworzenia trójwymiarowych ogniw na jednostkę uzyskanej energii jest wyższy niż przy tradycyjnej konfiguracji, jednak koszty są częściowo bilansowane przez większą ilość pozyskiwanej energii oraz jej bardziej zrównoważoną produkcję zarówno w czasie dnia, roku jak i różnych warunków pogodowych. To z kolei pozwala na bardziej precyzyjne przewidywanie produkcji energii, co powinno ułatwić integrację ogniw 3D z sieciami energetycznymi. Marco Bernardi, student, który brał udział w badaniach mówi, że struktury 3D lepiej zbierają energię rankiem, wieczorem i w zimie, gdy słońce znajduje się nisko nad horyzontem. Ponadto, jak zauważa, cena samych ogniw spada i już stają się one tańsze niż cała towarzysząca im infrastruktura, a im większa będzie różnica w cenie pomiędzy ogniwem a resztą oprzyrządowania, tym bardziej opłacalny będzie system 3D w porównaniu do ogniwa leżącego płasko na dachu. Jeszcze 10 lat temu taki system były całkowicie nieopłacalny, gdyż ogniwa były bardzo drogie. Jednak teraz cena krzemowych ogniw to tylko ułamek ceny całości i nadal bedzie ona spadała - mówi profesor Jeffrey Grossman, jeden z głównych autorów badań. Obecnie nawet 65% ceny instalacji stanowią koszty osprzętu, pozwoleń i inne koszty niezwiązane bezpośrednio z samymi ogniwami.
  5. Bieganie boso staje się coraz popularniejsze. Zanim jednak ktoś zdecyduje się zzuć buty, warto się zapoznać z najnowszymi badaniami naukowców z University of Colorado in Boulder. Przekonują oni, że bieganie bez butów jest mniej wydajne energetycznie (Medicine & Science in Sports & Exercise). Amerykanie analizowali sposób poruszania się 12 zwolenników biegania na bosaka. Ćwiczyli oni na bieżni w lekkich butach albo boso z przyklejoną do stóp ołowianą taśmą. Wyliczono, że po pozbyciu się adidasów ochotnicy zużywali o 4% więcej energii na krok. Wcześniejsze badania sugerowały, że bieganie boso jest łatwiejsze, bo zostaje wyeliminowane dodatkowe obciążenie. Jason Franz uważa jednak, że ich autorzy nie uwzględnili wszystkich zmiennych, m.in. amortyzacji zapewnianej przez obuwie. Istnieją pewne dowody, że na koszt metaboliczny [biegu] mogą wpływać inne cechy projektu butów niż masa. Z tego powodu wybraliśmy buty, które miały amortyzatory, ale próżno w nich było szukać innych elementów, takich jak np. medial post [jest to warstwa mocno sprężonej pianki po wewnętrznej stronie podeszwy; z założenia ma ona stabilizować ruchy kołyszące stopy]. W swoim artykule Franz i współautorzy Corbyn Wierzbinski oraz Rodger Kram podkreślili, że w eksperymencie wzięli udział doświadczeni "bosobiegacze". Poruszali się oni po bieżni z napędem z prędkością 7,5 mili na godzinę (ok. 12 km/h). Był to bieg ze śródstopia (mid-foot strike) albo na boso, albo w lekkich butach (ok. 150 g/but). W dodatkowych próbach do stóp lub butów przymocowywano niewielkie ołowiane paski (~150, ~300, ~450 g). W każdym scenariuszu wskaźnikami kosztu metabolicznego były tempo zużycia tlenu oraz wytwarzania dwutlenku węgla. Okazało się, że każdemu wzrostowi obciążenia o 100 g na stopę towarzyszyło powiększenie kosztów energetycznych o ok. 1% (bez względu na to, czy biegano w butach, czy na bosaka). Kiedy kontrolowano masę buta/stopy, stwierdzono, że bieganie w lekkich butach wymaga ~3-4% mniej energii niż bieganie boso. Na wykresie obrazującym zależność maksymalnego pułapu tlenowego (VO2 max) i wzrastającej masy stóp - bosych i obutych - widać, że intensywność wysiłku, czyli zużycie tlenu, jest stale większa bez butów. Naukowcy zaznaczają jednak, że różnica istotna statystycznie pojawiała się tylko przy porównywaniu stopy w butach ważących 150 g z bosą stopą z takim samym obciążeniem oraz gdy bosą stopę z 300-g paskiem zestawiano z butem z przymocowanym paskiem o wadze 150 g. Noszenie butów oznacza zatem, że w jakiś sposób biegamy bardziej wydajnie, niezależnie od dodanej wagi. Jak już wspomnieliśmy, przy takiej samej wadze but daje przewagę energetyczną rzędu 3-4%. Franz i inni podają dwa możliwe wyjaśnienia tego zjawiska. Jedno jest takie, że w adidasach biegacze spontanicznie robią nieco dłuższe kroki (średnio o 3,3%). Drugie odwołuje się do amortyzatorów. Bez nich mięśnie nóg sportowca musiałyby poświęcić energię metaboliczną, aby zaabsorbować uderzenie każdego kroku (Amerykanie nazwali to twierdzenie "hipotezą kosztu amortyzacji").
  6. W naszym najbliższym sąsiedztwie, w odległości zaledwie 30 lat świetlnych od Ziemi, może znajdować się około 100 planet zdolnych do podtrzymania życia. Z obliczeń dokonanych przez uczonych z European Southern Observatory wynika, że w naszej galaktyce mogą istnieć miliardy skalistych planet znajdujących się w strefie zamieszkania. Uczeni z La Silla Observatory użyli spektrografu HARPS do zbadania 102 czerwonych karłów. Odkryli w ich okolicach 9 skalistych planet o masie nie większej niż dziesięciokrotność masy Ziemi. Zmierzyli też ich odległość od gwiazd macierzystych. Z obliczeń wynika, że około 40% czerwonych karłów w Drodze Mlecznej powinno posiadać takie planety, znajdujące się w strefie zamieszkania. Czerwone karły są w naszej galaktyce bardzo rozpowszechnione, jest ich około 160 miliardów, co oznacza, że tylko w Drodze Mlecznej istnieją dziesiątki miliardów takich planet - powiedział Xavier Bonfils, główny autor badań. Orbity niektórych z tych planet prawdopodobnie przechodzą pomiędzy ich gwiazdą macierzystą, a Ziemią, co pozwoli na badanie składu ich atmosfery i poszukiwanie oznak życia - dodaje Xavier Delfosse, jeden z członków zespołu badawczego.
  7. Cardioglossa cyaneospila to żaba opisana w 1949 r. Potem przedstawicieli tego gatunku nie widywano przez 62 lata. Aż do grudnia 2011 r., gdy herpetolodzy z Kalifornijskiej Akademii Nauk oraz Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso ponownie natrafili na jednego osobnika podczas ekspedycji w Burundi. Przez lata naukowcy obawiali się, że C. cyaneospila wyginęły wskutek walk między Hutu i Tutsi. Wiedza nt. dzikiej przyrody Burundi pochodziła z badań przeprowadzonych w połowie XX w. jeszcze za rządów Belgów, trzeba ją więc było uaktualnić. David Blackburn (Kalifornijska Akademia Nauk) i Eli Greenbaum (Uniwersytet Teksański w El Paso) zorganizowali wyprawę, której celem było odnalezienie C. cyaneospila oraz innych płazów i gadów, które opisano po raz pierwszy 60 lat temu. Ku ich zaskoczeniu habitaty Rezerwatu Przyrody Bururi na południowym zachodzie kraju zachowały się w dość dobrym stanie i występowały tam populacje rzadkich ptaków leśnych oraz szympansów. Naukowcy nie dysponowali wieloma informacjami na temat poszukiwanego obiektu. Podejrzewano tylko, że żaba wydaje odgłosy przypominające zawołania krewniaków z Kamerunu. Wreszcie piątej nocy w lesie Blackburnowi udało się znaleźć jednego osobnika. Wydawało mi się, że słyszałem zawołanie, dlatego poszedłem w tym kierunku i zaczekałem. Szczęśliwym zrządzeniem losu przypadkowo odsunąłem na bok trawę i okazało się, że żaba siedzi na kłodzie. Później przez parę nocy słyszałem wiele głosów, co wskazuje na liczną, zdrową populację, ale udało mi się dojrzeć tylko jeden okaz. Samce C. cyaneospila mają w każdej stopie jeden dłuższy palec, który odpowiada ludzkiemu palcowi serdecznemu. Nie wiadomo, do czego służy. Najbliżsi krewni C. cyaneospila żyją w górach Kamerunu. Jedyny znaleziony osobnik trafił do kolekcji herpetologicznej Kalifornijskiej Akademii Nauk. Zostanie wykorzystany m.in. do badań DNA, które pomogą w określeniu, kiedy gatunki Cardioglossa z Burundi i Kamerunu zostały od siebie genetycznie odizolowane. Naukowcy mają nadzieję, że uzyskane wyniki rzucą nieco światła na historyczne warunki klimatyczne. Poza C. cyaneospila, Blackburn i Greenbaum udokumentowali dziesiątki innych płazów, z których wielu nie spotkano dotąd w Burundi. Niewykluczone, że odkryto także gatunki całkiem nowe dla nauki. Ostatecznie wykorzystamy dane zgromadzone w czasie ekspedycji do uaktualnienia statusów ochronnych płazów Burundi - podsumowuje Greenbaum.
  8. Na University of Maryland dokonano najbardziej kompleksowego przeszczepu twarzy w historii. Pacjent zyskał nową twarz, szczęki, zęby i język. Sama operacja trwała 36 godzin, a drugie tyle zajęły bezpośrednie przygotowania do niej. W zabieg zaangażowano ponad 150-osobowy zespół pielęgniarek i specjalistów oraz interdyscyplinarny zespół lekarzy. Na czele zespołu dokonującego transplantacji stał profesor Eduardo D. Rodriguez, specjalista chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej oraz chirurgii twarzowo-szczękowej. W zabieg zaangażowano grono specjalistów chirurgii czaszkowei i mikrochirurgii rekonstrukcyjnej. „Wykorzystaliśmy nowatorskie metody chirurgiczne i techniki komputerowe, by precyzyjnie przeszczepić twarz, szczękę, zęby i część języka. Transplantacja obejmowała wszystkie tkanki miękkie od góry czaszki po szyję, w tym mięśnie umożliwiające ekspresję twarzy oraz nerwy czuciowe i ruchowe. Naszym celem jest odzyskanie przez pacjenta funkcji twarzy i uzyskanie przy tym estetycznie zadowalającego wyniku“ - mówi Rodriquez. Pacjentem jest 37-letni Richard Lee Norris, który w 1997 roku wskutek wypadku z bronią palną odniósł poważną ranę. Od tamtego czasu przeszedł liczne zabiegi ratujące życie oraz operacje rekonstrukcyjne. Stracił policzki, nos, miał ograniczoną ruchomość ust. Po raz pierwszy pacjent pojawił się na University of Maryland w 2005 roku i omawiał z profesorem Rodriguezem ewentualną rekonstrukcję. Przeprowadzenie operacji było możliwe dzięki grantowi przekazanemu przez Office of Naval Research, które od dawna współpracuje z uczelnią. Grant pozwolił na prowadzenie badań klinicznych nad tak szeroko zakrojonymi przeszczepami twarzy.
  9. Życie plemienia Tsimané z Boliwii nie należy do łatwych. Wycinanie lasów pod uprawy, polowania czy poszukiwanie jedzenia w lesie oznaczają stały wysiłek fizyczny. Naukowcy spodziewali się, że w związku z tym poziom testosteronu u tamtejszych mężczyzn będzie wysoki. Okazało się jednak, że w rzeczywistości, w porównaniu do Amerykanów, bazowy poziom testosteronu Tsimané jest o 1/3 niższy. Poza tym nie spada z wiekiem. Podtrzymywanie wysokiego poziomu testosteronu upośledza układ odpornościowy, dlatego warto obniżyć stężenie hormonu w środowiskach, gdzie nie brakuje pasożytów i patogenów [a tam, gdzie żyją Tsimané, tak właśnie jest] - tłumaczy Ben Trumble, student antropologii z University of Washington. Niewielkie zagęszczenie pasożytów i patogenów w Ameryce oraz innych krajach rozwiniętych pozwala mężczyznom podtrzymywać wysokie stężenia androgenu bez ryzyka infekcji. Mimo braku spadku stężenia testosteronu z wiekiem, Tsimané mają coś wspólnego z Amerykanami - także u nich współzawodnictwo oznacza krótkotrwały skok w poziomie hormonu. Trumble i inni zorganizowali dla 8 drużyn Tsimané turniej piłki nożnej. Okazało się, że w porównaniu do zwykłych okoliczności, bezpośrednio po meczu poziom testosteronu był wyższy o 30%, a po godzinie od gry o 15%. Podobne wartości obserwuje się po rywalizacji sportowej u Amerykanów i innych przedstawicieli krajów rozwiniętych. Sugeruje to, że wyrzut testosteronu pod wpływem współzawodnictwa jest fundamentalną częścią ludzkiej biologii i występuje nawet wtedy, gdy zwiększa ryzyko infekcji. W ostatnich dziesięcioleciach Tsimané zaczęli się częściej kontaktować z innymi populacjami i stali się fanami piłki nożnej. Mężczyźni, którzy wzięli udział w turnieju, grają średnio 3 razy w tygodniu. Naukowcy mierzyli poziom testosteronu w próbkach śliny pobranych kwadrans przed meczem. Okazało się, że stanowi on ok. 70% stężenia u mężczyzn w podobnym wieku z USA. Dziesięć minut po rozgrywkach odnotowano 30-proc. wzrost. Podczas wcześniejszych badań nad Amerykanami wyliczono, że w takich samych okolicznościach stężenie testosteronu zwiększa się u nich o średnio 37%. "Zastrzyk" testosteronu pozwala jednym i drugim na szybszy wychwyt glukozy przez pracujące mięśnie, wskutek czego znacznie zwiększa się szybkość reakcji. Antropolodzy zauważyli, że u zawodników, którzy strzelili gole i najwyżej ocenili swoje osiągnięcia, następował największy skok poziomu testosteronu. Obecnie Trumble i inni próbują oddzielić wpływ wysiłku fizycznego i współzawodnictwa na stężenie hormonu. Badani są mężczyźni po ścinaniu drzew, polowaniu i rozgrywkach w piłkę nożną.
  10. Komisja Handlu Międzynarodowego Parlamentu Europejskiego zdecydowała, że ACTA nie zostanie skierowana do rozpatrzenia przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Decyzja dotycząca ACTA to decyzja polityczna i parlament powinien mieć pełną kontrolę nad wprowadzaniem tych przepisów - stwierdzili niektórzy członkowie komisji. Przeciwko skierowaniu ACTA do Trybunału było 21 głosujących, za 5, dwie osoby były nieobecne. ACTA nie cieszy się zbyt dużym poparciem w Parlamencie Europejskim. Szanse na przyjęcie tych przepisów nie są duże. Przeciwnicy ACTA nie chcieli kierowania ustawy do Trybunału, gdyż ten najprawdopodobniej orzekłby, że jego zapisy są zgodne z obowiązującym w UE prawem, co mogłoby przekonać część posłów do jej poparcia. Kolejna debata nad ACTA odbędzie się w dniach 25-26 kwietnia, a 29-30 maja Komisja Handlu będzie głosowała nad tymi przepisami. Cały Parlament Europejski zdecyduje o losie ACTA w czerwcu.
  11. Ziołowe preparaty z macierzanki tymianku mogą skuteczniej leczyć trądzik niż maści na receptę. Naukowcy z Leeds Metropolitan University badali wpływ nalewek z macierzanki tymianku, nagietka i balsamowca mirry na Gram-dodatnie bakterie Propionibacterium acnes. Brytyjczycy odkryli, że choć wszystkie nalewki były w stanie zabić bakterie po 5-minutowej ekspozycji, preparat z macierzanki tymianku był w tym najskuteczniejszy. Co więcej, okazało się, że miał silniejsze właściwości antybakteryjne niż standardowe stężenia nadtlenku benzoilu, substancji czynnej wielu maści przeciwtrądzikowych. Podczas przygotowywania nalewki materiał roślinny jest na kilka dni, a nawet tygodni zanurzany w alkoholu. Ten proces "wyciąga" aktywne składniki z rośliny. Choć macierzanka tymianek, nagietek i balsamowiec mirra są popularnymi ziołowymi alternatywami dla standardowych płynów antybakteryjnych do mycia, nasze studium jako pierwsze zademonstrowało, jak wpływają na bakterie odpowiedzialne za infekcję skóry i trądzik - podkreśla dr Margarita Gomez-Escalada. Naukowcy prowadzili badania na modelu in vitro. Wpływ nalewek porównywano z kontrolnym roztworem alkoholu. W ten sposób zespół z Leeds Metropolitan University wykazał, że nie chodzi o odkażające działanie samego alkoholu, na bazie którego przygotowano nalewki. W kolejnych etapach badań Brytyjczycy chcą zgłębić działanie nalewek na poziomie molekularnym. Jak zastrzega Gomez-Escalada, będą one prowadzone w warunkach bardziej przypominających środowisko skóry.
  12. Współzałożyciel Microsoftu Paul Allen padł ofiarą kradzieży tożsamości. Brandon Price, 30-letni dezerter, przekonał Citibank do wydania mu karty debetowej na nazwisko Allena i powiązanej z jego kontem. Price najpierw zadzwonił do banku i przekonał pracownika do zmiany adresu przypisanego do konta Allena oraz dodał do jego danych swój numer telefonu. Po kilku dniach zadzwonił ponownie z informacją, że gdzieś zapodział kartę debetową, ale nie chce zgłaszać jej jako ukradzionej. Następnego dnia na adres podany wcześniej otrzymał nową kartę. W ciągu kolejnych kilku dni wykonał jedną udaną transakcję i próbował dokonać kilku innych. W parę tygodni po oszustwie został zatrzymany. Nie wiadomo, w jaki sposób Price zdobył informacje potrzebne do zidentyfikowania się jako Allen. Obecnie przebywa w areszcie federalnym. Został oskarżony o defraudację i defraudację za pomocą sieci telekomunikacyjnej. Grozi mu do 30 lat więzienia.
  13. W rejonie amerykańskiej (północnej) części Zatoki Meksykańskiej umiera i choruje sporo delfinów butlonosych. Może to być wynikiem kontaktu z ropą naftową po wybuchu platformy wiertniczej Deepwater Horizon. Zatonęła ona 22 kwietnia 2010 r., a do eksplozji doszło 2 dni wcześniej. Później w ciągu 3 miesięcy do morza wypłynęło prawie milion metrów sześciennych ropy (ok. 250 mln galonów). Najbardziej ucierpiała zatoka Barataria, część Zatoki Meksykańskiej należąca do południowo-wschodniej Luizjany, dlatego latem 2011 r. naukowcy przeprowadzili badania porównawcze 32 delfinów właśnie z tej okolicy. U wielu z nich wykryto niedowagę, anemię, hipoglikemię i/lub objawy chorób wątroby i płuc. U prawie 50% zdiagnozowano nieprawidłowy poziom hormonów związanych z reakcją organizmu na stres, a także wpływających na metabolizm i działanie układu odpornościowego. Dotyczyło to zwłaszcza kortyzolu i aldosteronu - hormonów steroidowych wytwarzanych przez korę nadnerczy. "Z badań na innych zwierzętach wiemy, że niewydolność kory nadnerczy może prowadzić do różnych problemów zdrowotnych: niedocukrzenia, utraty wagi, niskiego ciśnienia krwi, a ostatecznie do niewydolności nerek i serca oraz śmierci. Byliśmy więc zmartwieni, że wiele delfinów z zatoki Barataria jest w tak kiepskim stanie, że prawdopodobnie nie przeżyje" - ujawnia Lori Schwacke z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration, NOAA). Złe przeczucia naukowców się potwierdziły, ponieważ w styczniu 2012 r. znaleziono ciało jednego z badanych ssaków. Zaobserwowano też inne niepokojące zjawisko. O ile NOAA szacuje, że średnio ofiarą osiadania na plaży (ang. stranding) pada rocznie ok. 74 delfinów, o tyle od lutego 2010 r. w amerykańskiej części Zatoki Meksykańskiej przydarzyło się to 675 osobnikom. Większość delfinów zmarła. Przeżyły 33, a 7 z nich przetransportowano do ośrodków rehabilitacyjnych. Zgodnie z zapisami amerykańskiego Aktu o Ochronie Ssaków Morskich z 1972 r., zadeklarowano, że od lutego 2010 do teraz na terenie północnej Zatoki Meksykańskiej ma miejsce Incydent Niezwykłej Śmiertelności (ang. Unusual Mortality Event, UME). Z danych opublikowanych na witrynie NOAA wynika, że między 1 lutego 2010 a 29 kwietnia tego samego roku (przed fazą reakcji na wyciek ropy) na plaży osiadło 114 waleni: wielorybów i delfinów. W okresie od 30 kwietnia 2010 do 2 listopada 2010 (w początkowej fazie reakcji na wyciek) na brzegu znaleziono 122 martwe lub jeszcze żywe walenie. Od 3 listopada 2010 do 18 marca 2012 r. stranding odnotowano u 457 waleni. Badając niepokojące zjawisko, akademicy próbowali sprawdzić, czy za UME nie odpowiadają np. bakterie z rodzaju Brucella. Do 25 marca br. obecność Gram-ujemnych bakterii potwierdzono (lub podejrzewano) u 11 z 43 badanych pod tym kątem uwięzionych na plaży delfinów. Wszystko zaczęło się od 5 osobników z Luizjany, u których stwierdzono zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych lub zapalenie płuc. Patolodzy zakontraktowani przez NOAA powiedzieli, że nie wiedzą, czy wyciek ropy odgrywa jakąś rolę w zgonach wywołanych brucelozą oraz innych przypadkach osiadania na plażach. Wg nich, ekspozycja na ropę może jednak zmniejszać zdolność zwierząt do zwalczania chorób. Nigdzie indziej na świecie nie odnotowano bowiem podobnego strandingu powiązanego z bakteriami z rodzaju Brucella, mimo że są one często wykrywane u delfinów i pozostałych ssaków morskich. NOAA wskazuje kilka dróg, za pośrednictwem których ropa byłaby w stanie dostać się do organizmu delfinów. Po pierwsze, w grę wchodzi wdychanie oparów na powierzchni wody. Po drugie, ssaki mogą zjadać skażone ryby albo połykać przy okazji żerowania ropę z osadów czy wody. Po trzecie, nie da się wykluczyć wchłaniania przez skórę.
  14. Z najnowszych danych RIAA wynika, że serwisy muzyczne działające na zasadzie subskrypcji pozwalającej na odsłuchiwanie utworów zaczynają zdobywać rynek. Obroty takich witryn jak Spotify, Rhapsody i wielu mniejszych wzrosły w ciągu ostatniego roku o 13,5%, a liczba ich klientów zwiększyła się o 18%. W roku 2010 obroty tego typu serwisów wynosiły 212 milionów dolarów, a w 2011 - 241 milionów. Liczba zapisanych osób wzrosła z 1,5 do 1,8 miliona. Jeszcze niedawno serwisy takie krytykowali przedstawiciele niektórych znanych kapel. Wolą oni bowiem sprzedawać swoje utwory za pośrednictwem Apple’a czy Amazona i twierdzą, że model subskrypcyjny nie przyciągnie klientów, a samym artystom oferuje zbyt małe zarobki. Przedstawiciele Spotify i Rhapsody odpowiedzieli, że potrzeba czasu, by klienci przekonali się do oferowanego przez nich modelu. Z raportu RIAA dowiadujemy się także, że po raz pierwszy od 2004 roku zanotowano wzrost dochodów na rynku muzycznym. Był on co prawda niewielki i wyniósł zaledwie 0,2%, ale może to wskazywać, że piractwo powoli traci na atrakcyjności, a różne modele sprzedaży muzyki online zdobywają popularność. RIAA ujawnia, że pomiędzy 2010 a 2011 rokiem liczba płatnych pobrań pojedynczych plików zwiększyła się o 10,9%, a ich wartość wzrosła o 13,3%. Pobrania albumów wzrosły o 22,1%, a wartość o 25,1%. Średnio, uwzględniając poważne spadki sprzedaży plików muzycznych w innych formatach i innymi kanałami, klienci kupili o 11,3% więcej plików, a ich wartość zwiększyła się o 17,3%. Odpowiada to mniej więcej temu, co możemy obserwować na rynku usług subskrypcyjnych. Wydaje się zatem, że przewidywanie upadku tego typu oferty jest co najmniej przedwczesne.
  15. Ludzkie guzy nowotworowe, przeniesione na myszy laboratoryjne, zniknęły lub zostały znacznie zredukowane po zastosowaniu jednego przeciwciała - informuje Stanford University School of Medicine. Wspomniane przeciwciało maskuje wykorzystywaną przez komórki nowotworowe proteinę, której obecność powoduje, że nowotwór nie jest atakowany przez makrofagi i inne komórki układu odpornościowego. Naukowcy pracujący pod kierunkiem profesora Irvinga Weissmana wykazali, że ich sposób jest skuteczny w przypadku komórek nowotworowych piersi, jajników, okrężnicy, pęcherza moczowego, mózgu, wątroby i prostaty. To pierwsza tak szeroko działająca kuracja za pomocą przeciwciał. Wyniki uzyskane na zwierzętach są tak obiecujące, że uczeni chcą rozpocząć testy kliniczne na ludziach w ciągu dwóch najbliższych lat. Blokowanie tego sygnału ‚nie zjadaj mnie’ zatrzymuje u myszy wzrost niemal każdego rodzaju ludzkiego nowotworu, który testowaliśmy. Metoda jest przy tym minimalnie toksyczna. To pokazuje, że proteina CD47 jest obiecującym celem badań mających na celu zwalczenie ludzkich nowotworów - stwierdził profesor Weissman. Nowa metoda nie tylko blokuje rozrost guza, ale również znacząco zmniejsza jego zdolność do przerzutów. Wyniki badań zostały opublikowane w online’owym wydaniu PNAS, a współautorami artykułu są doktorzy Stephen Willingham i Jens-Peter Volkmer. Już wcześniej grupa Weissmana wykazała, że proteina CD47 jest normalnie obecna na powierzchni komórek macierzystych krążących w krwi. Służy im ona do ochrony przed systemem odpornościowym organizmu, sygnalizując, iż komórek nie należy atakować. Jeśli nawet makrofagi przez pomyłkę pochwycą taką komórkę, to po stwierdzeniu obecności CD47 natychmiast ją uwalniają. Weissman i jego koledzy wykazali też, że niektóre typy nowotworów, szczególnie nowotwory krwi jak białaczka i chłoniaki, stosują tę samą strategię do ochrony przed układem odpornościowym. Potrafią doprowadzić do ekspresji CD47 na swojej powierzchni. Już w 2010 roku zespół Weissmana zauważył, że zablokowanie CD47 za pomocą specjalnego przeciwciała oraz dodanie innego przeciwciała, które zachęca makrofagi do ataku, prowadzi do wyleczenia myszy z niektórych rodzajów ludzkich chłoniaków nieziarniczych. Dotychczas nie wiadomo było na ile metoda ta nadaje się do leczenia guzów litych. Na potrzeby swoich najnowszych badań Willingham i Volkmer poprosili kolegów z różnych specjalności o dostarczenie próbek różnych ludzkich guzów nowotworowych. Wykazali, że w niemal każdej ludzkiej komórce nowotworowej dochodzi do bardzo dużej ekspresji CD47, jest ona średnio trzykrotnie większa niż w komórkach nienowotworowych. Ponadto udowodnili, że osoby chorujące na nowotwory z wyższą ekspresją CD47 żyją krócej, niż osoby, u których ekspresja tej proteiny jest niższa. Uczeni zaimplementowali następnie ludzkie nowotwory myszom laboratoryjnym. Gdy już komórki dobrze „zadomowiły się“ w organizmach zwierząt, myszy zaczęto leczyć przeciwciałem CD47. Po kilku tygodniach terapii większość guzów zmniejszyła się, a w niektórych przypadkach doszło do ich całkowitego zaniku. W jednym przypadku doszło do wyleczenia pięciu myszy z ludzkiego nowotworu piersi. Po zniknięciu guza leczenie przerwano, a zwierzęta były monitorowane przez 4 miesiące. Nie stwierdzono nawrotu choroby. To pokazuje, że przeciwciała skierowane przeciwko CD47 mogą w znacznym stopniu powstrzymać rozwój ludzkich guzów litych poprzez blokowanie wysyłania do przez CD47 sygnału ‚nie zjadaj mnie’ do makrofagów - stwierdzają autorzy. Gdy guz był wysoce agresywny przeciwciała również były w stanie zablokować metastazę. To jasno pokazuje, że nowotwór aby przetrwać musi znaleźć sposób na uniknięcie odpowiedzi odpornościowej nieswoistej organizmu - zauważa profesor Weissman. Niestety, wspomniany sposób zwalczania nowotworów nie działał u wszystkich osobników. Musimy dowiedzieć się więcej o związkach pomiędzy makrofagami i komórkami nowotworowymi oraz nauczyć się, jak przyciągać więcej makrofagów - stwierdził uczony. Niewykluczone, że lepsze efekty dałoby albo wcześniejsze zmniejszenie guza metodami chirurgicznymi lub radioterapią, albo zastosowanie dodatkowych przeciwciał, zachęcających makrofagi i inne komórki do zabicia nowotworu.
  16. Prof. Srinivas Janaswamy z Purdue University znalazł sposób na enkapsulację nutriceutyków w macierzy z węglowodanów, tak by po dodaniu do pokarmów nie ulegały degradacji pod wpływem światła, temperatury czy tlenu (Food & Function). Istnieje wiele metod dodawania suplementów do pokarmów, ale cechą wspólną tych związków jest niestabilność wynikająca z braku sztywnej struktury. Amerykanin opracował metodę bazującą na krystalicznopodobnych włóknach, które osłaniają np. witaminy, leki czy hormony przed wpływami zewnętrznymi. Do enkapsulacji kurkuminy Janaswamy wykorzystał jota-karagen. Ponieważ jota-karagen jest amorficzny, łatwo go było rozciągnąć, uzyskując włókna. Jako sieć włókien jota-karagen zachowywał stabilną postać podwójnej helisy. W małych kieszonkach między łańcuchami znajdowały się cząsteczki wody. Naukowiec zastąpił je cząsteczkami kurkuminy. Teraz profesor musi popracować nad kilkoma problemami, przede wszystkim czasem uwalniania zapieczętowanych związków po spożyciu. Obecnie wynosi on ok. 30 min, a warto byłoby dojść do 3 godzin, by upewnić się, że likopen czy resweratrol dotrą do jelit, gdzie zostaną właściwie wchłonięte, a nie strawione na wcześniejszych odcinkach przewodu pokarmowego.
  17. Dziury typu zero-day stały się bardzo poszukiwanym towarem. Osiągnęły one takie ceny, że kwoty oferowane przez producentów oprogramowania zupełnie nie odpowiadają ich rzeczywistej wartości. Google płaci 3177,70 USD za luki w Chrome. Z kolei założone przez HP Zero Day Initiative oferuje nawet 10 000 dolarów za wyjątkowo groźne dziury. To jednak śmiesznie małe pieniądze, w porównaniu z tymi, które oferuje mieszkający w Bangkoku haker o pseudonimie Grugq. Osoby, które znają jego lub podobnych mu pośredników, mogą liczyć na bardzo duży zarobek od klientów Grugqa. Mężczyzna jest tylko pośrednikiem, przekazującym pieniądze pomiędzy odkrywcą dziury, a kupcem. Sam zatrzymuje dla siebie prowizję w wysokości 15%. I nieźle na tym zarabia. Najwyżej wyceniane są dziury w iOS. Ostatnio Grugq uczestniczył w transakcji o wartości 250 000 dolarów. Myślę, że cena była zbyt niska. Klient był aż za bardzo zadowolony - mówi Grugq reporterom Forbesa. Z podanych przez niego informacji wynika, że najniższą cenę, od 5 do 30 tysięcy USD, osiągają luki w Adobe Readerze. Wyżej wyceniane są dziury w Mac OS X (20-50 tysięcy USD), a następnie w Androidzie (30-60 tysięcy dolarów). Za luki we wtyczkach Flash i Java dla przeglądarek można otrzymać 40-100 tysięcy USD. Dziury w Wordzie kosztują 50-100 tysięcy, a w Windows 60-120 tysięcy dolarów. Drożej można sprzedać luki w Firefoksie i Safari (60-150 tysięcy) oraz IE i Chrome (80-200 tysięcy). Wszelkie rekordy biją dziury w iOS, osiągające cenę od 100 do 250 tysięcy dolarów. Najwyższe ceny osiąga się za najbardziej niebezpieczne dziury, występujące w najnowszych wersjach oprogramowania, przy sprzedaży ich na wyłączność oraz bez informowania producenta oprogramowania o luce. O cenie dziury decyduje też popularność oprogramowania oraz łatwość przeprowadzenia ataku. Z jednej więc strony dziury dla Mac OS X są tańsze od dziur dla Windows, gdyż system Apple’a jest znacznie mniej popularny, z drugiej luki na iOS-a są wyceniane wyżej niż na Androida, ponieważ iOS-a znacznie trudniej jest złamać. Grugq zdradził też, kto kupuje dziury. Mówi, że jego głównymi klientami są... zachodnie rządy, przede wszystkim rząd USA. Robi tak nie tylko z przyczyn etycznych, ale również finansowych. Sprzedaż dziury rosyjskiej mafii oznacza, że bardzo szybko zostanie ona odkryta. Oni płaca niewiele - mówi Grugq, dodając, że nie ma kontaktów z rosyjskim rządem. Rosja jest przesiąknięta kryminalistami. Wykorzystują dziury w najbardziej prosty i brutalny sposób, ponadto oszukują się nawzajem - dodaje. Mężczyzna nie sprzedaje też dziur Chińczykom, gdyż rząd w Pekinie ma wielu hakerów, którzy bardzo tanio sprzedają mu informacje o lukach. Z kolei na Bliskim Wschodzie i w innych regionach Azji nie ma nikogo, kto zapłaciłby tyle, co zachodnie rządy. Aż 80% transakcji dokonuje z rządem USA, chociaż niektórzy z pracujących dlań ludzi zastrzegają, że dziury można sprzedać tylko rządom państw europejskich. Grugq zdradza, że działa na hakerskiej scenie od ponad 10 lat i spotkał przedstawicieli wielu różnych amerykańskich agend rządowych. Wie, jakie mają wymagania i czego oczekują od kupowanego towaru. „Po prostu sprzedaję komercyjne oprogramowanie. Musi być dobrze napisane, musi być załączona dokumentacja. Jedyna różnica między mną a sprzedawcami innego komercyjnego oprogramowania jest taka, że ja sprzedaję tylko jedną licencję i wszyscy mówią, że jestem zły“. Ostrym krytykiem takich praktyk jest Chris Soghoian z Open Society Foundations, który twierdzi, że ludzie tacy jak Grugq to „współcześni handlarze śmiercią“. Gdy jedna z tych dziur, sprzedana rządowi, trafi do rąk cyberprzestępców, którzy uderzą w krytyczną infrastrukturę USA, gówno rozpryśnie się na wentylatorze - mówi. Jego zdaniem specjaliści ds. bezpieczeństwa nie powinni współpracować z takimi pośrednikami. Grugq odpowiada: Chińczycy szpiegują na masową skalę. Soghoian chce zakazać sprzedaży oprogramowania - o, przepraszam - dziur, amerykańskim i europejskim sojusznikom? Jedynym efektem takiego postępowania będzie zwiększenie się przewagi Chin, a Zachód pozostanie w tyle. Rynek dziur rozwija się bardzo dynamicznie i działa na nim wiele firm. Większość kupujących wykorzystuje luki w celu szpiegowania innych. Ostatnio jednak firma Netragard sprzedała za 125 000 dolarów informację o dziurze pewnemu przedsiębiorstwu, które chce jej użyć podczas działań marketingowych. Adriel Desautels z Netregard zdradził, że jeszcze kilka lat temu do jego firmy zgłaszało się miesięcznie 4-6 odkrywców dziur typu zero-day. Teraz w każdym miesiącu otrzymuje 12-14 ofert pośrednictwa w sprzedaży luk.
  18. Amerykańska firma biotechnologiczna Amgen opracowała specyfik, którego jedna dawka wystarczy, by na miesiąc obniżyć poziom cholesterolu o 66 procent. Na razie zakończono pierwszą wczesną fazę badań klinicznych. Jej celem było stwierdzenie, czy AMG 145 jest bezpieczny. W testach wzięło udział 51 pacjentów. Część z nich otrzymywała jeden, a część dwa zastrzyki miesięcznie. Zauważono, że u osób, które brały wysokie dawki statyn i którym podawano dwie dawki AMG 145 w miesiącu, w ciągu ośmiu tygodni od rozpoczęcia kuracji nowym lekiem poziom cholesterolu LDL spadł średnio o 63%. Z kolei u osób, które przyjmowały małe dawki statyn i podawano im AMG 145 raz w miesiącu, poziom LDL zmniejszył się średnio o 66% w ciągu dwóch miesięcy. Podczas badań klinicznych nie zanotowano przypadków śmierci ani zdarzeń niepożądanych. AMG 145 to ludzkie przeciwciała monoklonalne, które obniża poziom PCSK9. To proteina zmniejszająca zdolność nerek do usuwania LDL z krwi. Po udanej fazie 1. Amgen ma zamiar przejść do drugiej fazy badań klinicznych. Weźmie w niej udział więcej pacjentów, którzy mają tak wysoki poziom LDL, iż nie pomagają im obecnie stosowane leki. Celem 2. fazy jest lepsze zrozumienie działania nowego leku i skutków, jakie niesie ze sobą inhibicja PCSK9. Pierwsze wyniki badań 2. fazy powinny być znane jeszcze w bieżącym roku.
  19. Pacjenci z ciężkim zaburzeniem depresyjnym są często leczeni wieloma lekami, ponieważ trudno znaleźć taki, który działałby na konkretną osobę, poza tym choroba nawraca. Nowe studium naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles sugeruje, że na reakcję mózgu na kolejny antydepresant wpływa pamięć poprzedniego preparatu (European Neuropsychopharmacology). Co ciekawe, przyglądając się wpływowi śladów po wcześniejszym leczeniu, Amerykanie posłużyli się placebo. Zespół Aimee Hunter wykazał, że placebo, które wygląda jak prawdziwa tabletka leku psychotropowego, może przekonać mózg, by zaczął reagować tak samo jak na prawdziwy antydepresant. Za pomocą EEG akademicy obserwowali zmiany w działaniu mózgu 89 osób z depresją. W ciągu 8-tygodniowej terapii ochotnikom podawano lek albo placebo. Na końcu osobno analizowano przypadki ludzi, którzy kiedyś brali antydepresanty oraz podgrup leczonych po raz pierwszy. Hunter i inni skupili się na korze przedczołowej, a więc obszarze biorącym udział w planowaniu złożonych poznawczo zachowań, wyrażaniu osobowości czy podejmowaniu decyzji. Lek psychotropowy, bez względu na to, czy podawano go komuś, kto przeszedł już farmakoterapię, czy nie, powodował lekki spadek aktywności kory przedczołowej. Amerykanie podkreślają, że to niekoniecznie złe zjawisko, ponieważ przy depresji nadmierna aktywność może być równie szkodliwa, co aktywność zbyt mała. W przypadku placebo pojawiły się uderzające różnice, które zależały od wcześniejszych losów pacjentów. U osób, których nigdy nie leczono antydepresantami, dochodziło do znacznego wzrostu aktywności kory przedczołowej, natomiast u chorych kolejny raz zażywających jakiś preparat następowało lekkie zmniejszenie aktywności tego obszaru. Zmian tych nie dało się odróżnić od zmian powodowanych przez prawdziwy lek. Reakcja mózgu na placebo wydaje się zależeć od tego, co działo się wcześniej - czy mózg zapoznał się kiedyś z działaniem antydepresantów, czy nie. Wg Hunter, wygląda to na przykład warunkowania klasycznego. Uprzednia ekspozycja na lek wyzwalała określoną reakcję kory przedczołowej i później, gdy pojawiły się skojarzone z tym wskazówki (kontakt z lekarzem, pigułka o podobnym wyglądzie itp.), wystarczyło to do wywołania identycznej reakcji. Lek oddziałuje na procesy fizjologiczne, ale niezależnie od tego pojawiają się efekty związane z wpływem wskazówek środowiskowych i uczeniem skojarzeniowym.
  20. Ludzie, którzy regularnie (kilka razy w tygodniu) jedzą czekoladę, są szczuplejsi od osób, które jedzą ją od czasu do czasu. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego analizowali przypadki 1018 kobiet i mężczyzn w wieku od 20 do 85 lat, którzy nie chorowali ani na cukrzycę, ani na zaburzenia sercowo-naczyniowe. Amerykanie wspominają, że wcześniejsze badania wykazały, że spożycie czekolady wpływa korzystnie na ciśnienie krwi, wrażliwość na insulinę oraz poziom cholesterolu (a więc kryteria rozpoznania zespołu metabolicznego). Dzieje się dzięki występującym w wynalazku Azteków przeciwutleniającym katechinom. Zespół dr Beatrice Golomb dywagował, że skoro czekolada wpływa korzystnie na 3 wymienione wcześniej kryteria zespołu metabolicznego, może w podobny sposób oddziaływać na kolejne - wskaźnik masy ciała (BMI). W ten sposób plusy częstego spożycia czekolady rozciągałyby się także na ograniczone odkładanie tłuszczu, które pozwalałoby zrównoważyć dodatkowe kalorie. Związek między umiarkowanie częstą konsumpcją czekolady a niższym BMI utrzymywał się nawet po uwzględnieniu różnych dodatkowych czynników, np. stopnia aktywności fizycznej. Osoby uwzględnione w studium jadły czekoladę średnio 2 razy w tygodniu i gimnastykowały się 3,6 razy w tygodniu. Ochotnicy, którzy sięgali po słodką przekąskę częściej, niż sugerowałaby to wyliczona dla ich grupy średnia, mieli niższy wskaźnik masy ciała (mimo że wcale nie ruszali się więcej). Ponieważ sami autorzy artykułu opublikowanego na łamach Archives of Internal Medicine twierdzą, że uzyskane wyniki są intrygujące, planowane są dalsze randomizowane testy kliniczne. Miałyby one pozwolić na zgłębienie metabolicznych sekretów wynalazku Azteków. Nasze wyniki pozostają w zgodzie z sugestiami wypływającymi z innych badań, że w kontekście ostatecznego wpływu na wagę ważna jest nie tylko liczba kalorii, ale i to, skąd pochodzą - podkreśla Golomb. Należy jednak pamiętać, że choć akademicy wykazali, że czekolada, zwłaszcza gorzka, jest korzystna dla zdrowia, z niczym nie można przesadzać i w zbilansowanej diecie nie powinno zabraknąć np. warzyw i owoców.
  21. Załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej prewencyjnie wsiadła do kapsuł ratunkowych Sojuz, gdy w piątek (23 marca) okazało się, że pobliżu ISS przeleci odłamek starej rosyjskiej rakiety. Było za późno na zmianę pozycji Stacji i choć NASA twierdziła, że do kolizji nie powinno dojść, postanowiono chuchać na zimne. Rosyjsko-amerykańsko-holenderska załoga ISS wsiadła na polecenie kontroli naziemnej do 2 kapsuł ratunkowych. W sobotę o 2:38 średniego czasu Greenwich (GMT) pozwolono jej na powrót do codziennych zajęć. Jak poinformowała rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos, odłamek minął Międzynarodową Stację Kosmiczną w odległości aż 23 km. To trzeci raz w 12-letniej historii Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdy wprowadzono alert związany z możliwym zderzeniem. W czerwcu zeszłego roku szybko poruszający się kosmiczny śmieć minął okrążające Ziemię laboratorium w odległości zaledwie 335 m. NASA przyznaje, że śledzi ok. 22 tys. śmieci kosmicznych. To, co pozostało w przestrzeni kosmicznej po ludzkich działaniach, ma bardzo różną wielkość: od obiektów o średnicy mniejszej niż centymetr po kawałki rakiet, satelitów oraz zbiorników na paliwo. Przemieszczają się one z prędkością kilku kilometrów na sekundę i mogą uszkodzić zarówno ISS, jak i działające satelity. Pojedynczym zdarzeniem, w którym wygenerowało się najwięcej odłamków, było zniszczenie w 2007 r. przez Chiny satelity za pomocą rakiety balistycznej. Szacuje się, że powstały wtedy 3 tys. możliwych do śledzenia obiektów oraz ok. 150 tys. drobniejszych cząstek. Dwa lata później doszło do zderzenia rosyjskich i amerykańskich satelitów, co także w znacznym stopniu zanieczyściło okolice naszej planety.
  22. Dzięki podglądaniu natury naukowcom udało się opisać materiał, który charakteryzuje się tak dobrą pływalnością, iż jest w stanie unieść na wodzie przedmiot 1000-krotnie cięższy od siebie samego. Podczas 243. Narodowego Spotkania i Wystawy Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego odbyło się sympozjum na temat biomimetyki. Uczestnicy opisywali swoje badania, w których naśladują dzieła Matki Natury. Doktor Olli Ikkala z Uniwersytetu Technicznego w Helsinkach mówiło o materiale wykonanym z aerożelu stworzonego z nanowłókien celulozy. Tradycyjnie celuloza wykorzystywana jest do produkcji papieru i tekstyliów. Nowoczesna technologia pozwala jednak na przetwarzanie celulozy w nanocelulozę, co otwiera nowe pola zastosowań dla tego materiału. Nanoceluloza zawiera włókienka o średnicy 50 000 razy mniejszej niż kropka na końcu tego zdania. Ikkala zauważa, że celuloza to najobficiej występujący polimer na Ziemi. Jest materiałem odnawialnym, a dzięki rozwojowi nauki może go używać na wiele różnych sposobów. Uczony nie wyklucza, że z celulozy można będzie tworzyć materiały o właściwościach podobnych do metali. Ludzkość wiele by zyskała przestawiając się na materiały, których wyprodukowanie nie wymaga użycia ropy naftowej. Wykorzystanie celulozy z drzew nie wpływa na ceny żywności, jak to ma miejsce w przypadku celulozy z kukurydzy i innych zbóż - stwierdza Ikkala. Opracowany przez Ikkalę i jego zespół celulozowy aerożel nie tylko charakteryzuje się świetną pływalnością. Jest też niezwykle lekki i może absorbować olbrzymie ilości substancji oleistych, pozwalając na stworzenie systemów do oczyszczania wody np. po wyciekach ropy naftowej. Taki materiał mógłby unosić się na powierzchni absorbując ropę, a następnie jego kawałki byłyby zbierane.
  23. Silne aromaty powodują, że ludzie jedzą mniejsze kęsy potrawy. Autorzy badania, które ukazało się w piśmie Flavour, sugerują, że zapachy będzie można wykorzystać do kontroli wielkości porcji. Zapachowe doświadczanie potrawy wiąże się z jej składnikami, teksturą, a także wielkością kęsów. Przy mniejszych uwalnia się mniej aromatu, co może wyjaśniać, czemu w zetknięciu z nielubianymi lub nieznanymi pokarmami większość osób delikatnie je podskubuje, unikając większych ugryzień. Aby stwierdzić, jak zapach wpływa na wielkość porcji, abstrahując od innych wrażeń związanych z jedzeniem, holenderski zespół opracował system, który podawał ochotnikom słodki sos (custard). W tym czasie bezpośrednio pod ich nosem rozpylano różne wonie. Okazało się, że im silniejsza woń, tym mniejsze kęsy. Naciskając guzik, nasi badani byli w stanie kontrolować, ile sosu im podawano - wyjaśnia dr Rene A. de Wijk. Być może, zgodnie ze spostrzeżeniem, że mniejsze kęsy oznaczają słabsze wrażenia zapachowe, istnieje działająca na poziomie podświadomości pętla sprzężenia zwrotnego. Za pośrednictwem wielkości kęsów reguluje ona natężenie doświadczeń zapachowych. Holendrzy stwierdzili, że manipulując wonią pokarmu, można zmniejszyć jego spożycie o 5-10% na kęs. Ponieważ przy drobniejszych ugryzieniach ludzie szybciej odczuwają sytość, łącząc silne aromaty z odpowiednią wielkością porcji, da się usprawnić proces odchudzania.
  24. California Lithium Battery (CLBattery) poinformowała o rozpoczęciu prac nad komercjalizacją pierwszych baterii wykorzystujących grafen. Urządzenie, którego prototyp powstał z Argonne National Laboratory jest trzykrotnie bardziej wytrzymałe, niż baterie o najdłuższym czasie użytkowania obecne na rynku. Tajemnica baterii z Argonne polega na wykorzystaniu anody z węglika krzemu, w miejsce tradycyjnej anody grafitowej używanej w katodach baterii litowo-jonowych. Węglik krzemu już wcześniej wykluczono z badań nad bateriami, gdyż był zbyt niestabilny. Specjaliści z Argonne odkryli, że w procesie zwanym grafityzacją można dodać grafen do anody, zwiększając dwukrotnie jej pojemność w porównaniu z anodą grafitową. Dzięki użyciu anody z węglika krzemu można albo obniżyć o kilkanaście procent wagę baterii, albo, zachowując wagę, zwiększyć jej pojemność. Grafenowe baterie nieprędko trafią do przedmiotów codziennego użytku. CLBattery pracuje bowiem nad urządzeniami, które znajdą zastosowanie w sieciach energetycznych. Niewykluczone jednak, że Argonne licencjonuje swoją technologię innym firmom, które będą produkowały baterie dla telefonów komórkowych czy laptopów.
  25. Nie od dzisiaj wiadomo, że wczesna ekspozycja dziecka na bakterie pomaga we wzmacnianiu odporności i chroni przed rozwinięciem się w przyszłości astmy i alergii. Dotychczas jednak nieznany był sposób nabywania odporności. Naukowcy opisali właśnie mechanizm, który u myszy zapobiega rozwojowi astmy i wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Badania, których wyniki opublikowano w Science, wykazały, że wczesne wystawienie na bakterie prowadzi do zmniejszenia liczby limfocytów iNKT (invariant natural killer T) w organizmie. Limfocyty te pomagają zwalczać infekcje, jednak mogą obrócić się także przeciwko organizmowi, powodując różne choroby, w tym astmę i zapalenia jelit. To kolejne potwierdzenie wieloletnich obserwacji, z których wynika, że w krajach rozwiniętych choroby autoimmunologiczne są bardziej rozpowszechnione niż w krajach rozwijających się. Jako gatunek nie jesteśmy wystawieni na działanie tych samych bakterii, z którymi mieliśmy do czynienia w przeszłości - mówi współautor badań Dennis Kasper z Harvard Medical School. Na potrzeby badań naukowcy wykorzystali dwie grupy myszy, z których jedna była całkowicie wolna od bakterii i chowano ją w sterylnym środowisku, a druga grupa została pozbawiona tylko niektórych bakterii i dorastała w standardowych warunkach laboratoryjnych. Okazało się, że u myszy bez bakterii występowało dużo iNKTw płucach, a choroby, które się rozwinęły, miały ostrzejszy przebieg niż w drugiej grupie. Odkryto również, że brak wystawienia na działanie patogenów w młodym wieku, nie może zostać skompensowany w wieku starszym. Próbując dokładnie opisać mechanizm uodparniania się naukowcy odkryli, że proteina sygnałowa CXCL16, powiązana z zapaleniem oraz iNKT charakteryzuje się wyższą ekspresją w tkankach odbytu i płuc u myszy pozbawionych bakterii i hodowanych w sterylnych warunkach. Zablokowanie jej ekspresji skutkowało zmniejszeniem ilości zapaleń oraz iNKT w organizmie. Zdaniem uczonych, dokładny mechanizm rozwoju astmy i zapaleń jelit u osób, które dorastały w sterylnych warunkach, wygląda następująco - bez wystawienia na działanie niektórych bakterii metylacja DNA prowadzi do zwiększonej ekspresji CXCL16, co w efekcie zwiększa liczbę iNKT oraz zapaleń. Prawodpodobnie organizmy te produkują jakieś specyficzne molekuły, które w ten sposób działają. Wydaje się, że jest coś, co w bardzo, bardzo młodym wieku odpowiednio reguluje cały system, ale nie wiemy, co to takiego - mówi Kasper. Co prawda nie wiadomo, czy u ludzi mechanizm ten działa identycznie, jednak badania poczynione na myszach potwierdzają to, co wiemy z epidemiologii. One potwierdzają teorię, że mikroorganizmy są bardzo ważne, a decydujące znaczenie ma wiek ekspozycji - mówi Erika Von Mutius, szefowa Wydziału Astmy i Alergii Szpitala Dziecięcego Uniwersytetu w Monachium.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...