-
Liczba zawartości
37634 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Microsoft zaprezentował system Windows Phone 8, który znaczną część kodu współdzieli z pecetowym Windows 8. W porównaniu z Windows Phone 7 zaszło kilka znaczących zmian. System Microsoftu w końcu będzie miał podobne możliwości obsługi sprzętu, jak jego główni konkurenci. WP8 będzie współpracował z procesorami wielordzeniowymi. Co prawda WP7 na procesorach jednordzeniowych w niczym nie ustępował Androidowi czy iOS-owi obsługującym wielordzeniowce, jednak, jak zwracają uwagę analitycy, w świadomości użytkowników procesor wielordzeniowy jest lepszy od jednordzeniowego, zatem z marketingowego punktu widzenia WP7 stał na gorszej pozycji niż produkty Google’a i Apple’a. Nowy system obsłuży też wyświetlacze o różnej rozdzielczości, w tym HD 720p. Windows Phone 7 pracował tylko w trybie 800x480 i pomimo dobrego obrazu użytkowników mogły drażnić duże kafelki. Widać było, że na ekranie można zmieścić więc informacji. Dobrą wiadomością dla użytkowników WP7.5 jest zapewnienie, że wszystkie aplikacje z tej platformy będą działały na wszystkich aplikacjach WP8 bez konieczności wprowadzania w nich zmian. Telefony z Windows Phone 8 zostaną wyposażone też w czytniki kart microSD, użytkownik będzie mógł zatem zwiększyć dostępną pamięć. Produkt Microsoft wyposażony też będzie - podobnie jak konkurencja - w Near Field Communication (NFC), która pozwala na wykorzystanie smartfonu jako elektronicznego portfela czy biletu. Pomimo, że WP8 dogoni pod względem możliwości obsługi sprzętu Androida i Apple’a, to zapewne nie na długo. Wkrótce Apple ma zaprezentować iOS-a 6 i prawdopodobnie będzie miał on większe możliwości niż system z Redmond. Wraz z nowym systemem użytkownikowi zostanie dostarczony Internet Explorer 10, którego głównymi zaletami są znacznie szybsza obsługa JavaScript i HTML5 w porównaniu z WP7.5. Graczy ucieszy wiadomość, że WP8 będzie obsługiwał gry bazujące na DirectX, zatem gry na peceta z Windows 8 będzie można uruchomić też na smartfonie. Przeprojektowano też ekran startowy, dodając doń kilka mniejszych kafelków i umożliwiając użytkownikowi zmienianie rozmiaru. Niestety, obecni użytkownicy Windows Phone nie będą mogli zaktualizować go do WP8. Przygotowano dla nich aktualizację do wersji 7.8. Daje ona lepszą kontrolę nad ekranem startowym i kafelkami oraz możliwość pobierania aktualizacji przez WiFi. Pierwsze smartfony z Windows Phone 8 trafią na rynek w ostatnim kwartale bieżącego roku.
-
Po zawale serca często występuje zespół stresu pourazowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
W grupie pacjentów po zawale serca lub innym ostrym incydencie wieńcowym u 1 osoby na 8 występują objawy zespołu stresu pourazowego (ang. post-traumatic stress disorder, PTSD). W porównaniu do chorych bez zaburzeń lękowych, PTSD 2-krotnie zwiększa ryzyko wystąpienia kolejnego zdarzenia sercowo-naczyniowego lub zgonu w ciągu 1-3 lat. Mimo że większość społeczeństwa uznaje zespół stresu pourazowego za przypadłość weteranów i ofiar napaści na tle seksualnym, jednostka ta jest dość rozpowszechniona wśród pacjentów, którzy przeżyli ostry incydent wieńcowy - podkreśla dr Donald Edmondson z Centrum Medycznego Columbia University, szef zespołu, który przeprowadzili metaanalizę 24 badań. Łącznie objęły one 2383 pacjentów z ostrym zespołem wieńcowym z całego świata. Okazało się, że aż u 12% takich osób rozwijają się znaczące klinicznie symptomy zespołu stresu pourazowego (4% spełnia wszystkie kryteria diagnostyczne). Dysponujemy licznymi dowodami na zbyt rzadkie diagnozowanie i leczenie zaburzeń psychologicznych u pacjentów z chorobami serca. "Niedodiagnozowanie" może być w praktykach kardiologicznych bardziej nasilone niż w innych praktykach medycznych. Na szczęście istnieją dobre metody leczenia PTSD. Najpierw jednak lekarze i pacjenci muszą sobie zdawać sprawę z problemu. Członkowie rodzin również mogą pomóc. -
Najnowsze badania wykazały, że w przeszłości Antarktyka była znacznie cieplejsza niż dotychczas przypuszczano. Klimat był na tyle ciepły, że na obrzeżach Antarktydy mogły rosnąć karłowate drzewa. Do takiego wniosku doszli uczeni z NASA i Louisiana State University pracujący pod kierunkiem profesor Sarah J. Feakins z University of Southern California. Naukowcy przeanalizowali wosk z liści znalezionych w liczących sobie 15-20 milionów lat osadach spod szelfu lodowego Rossa. Analiza dowiodła, że Antarktyda była w okresie letnim cieplejsza średnio o 11 stopni Celsjusza, a temperatury mogły sięgać +7 stopni. Opady były wielokrotnie większe niż dzisiaj. Ostatecznym celem naszych badań jest próba lepszego zrozumienia przyszłych zmian klimatycznych. Tak jak z historii wyciągamy wnioski na przyszłość, tak też możemy wyciągać je z dawnego klimatu. [...] To jeden z pierwszych dowodów pokazujących, jak ciepło było w przeszłości - mówi Feakins. Naukowcy zaczęli podejrzewać, że w środkowym miocenie było znacznie cieplej niż sądzimy, gdy Sophie Warny odkryła w osadach znaczne ilości alg i pyłków. Gdy planeta się ogrzewa największe zmiany zachodzą na biegunach. Obszary opadów przesuwają się na południe, co spowodowało, że obrzeża Antarktydy nie wyglądały jak współczesna polarna pustynia, a bardziej przypominały współczesną Islandię - stwierdził Jung-Eun Lee z NASA. Szczyt środkowomioceńskiego ocieplenia miał miejsce 16,4-15,7 milionów lat temu. Żyjące wówczas na Ziemi zwierzęta w dużej mierze przypominały zwierzęta współczesne. Naukowcy szacują, że w środkowym miocenie poziom dwutlenku węgla w atmosferze wynosił 400-600 ppm. W bieżącym roku zanotowano już 393 ppm. To najwyższy poziom CO2 od wielu milionów lat.
-
W Emiratach Arabskich znaleziono najstarszą perłę świata
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Na stanowisku neolitycznym w emiracie Umm al-Kajwajn odkryto mierzącą zaledwie 1,7 mm najstarszą naturalną perłę świata. Datowanie radiowęglowe wykazało, że powstała między 5547 a 5235 r. p.n.e. Dotąd palmę pierwszeństwa przyznawano okazowi z Japonii, jednak w porównaniu do arabskiego znaleziska, okazał się on o 2 tys. lat młodszy. Poza rekordzistką ze stanowiska Umm al-Kajwajn 2 na naturalne perły natrafiano na południowo-wschodnim wybrzeżu Półwyspu Arabskiego, co sugeruje, że poławianie perłopławów rozpoczęło się właśnie tutaj. W artykule, który ukazał się w piśmie Arabian Archaeology and Epigraphy, naukowcy z Laboratorium Archeologii i Nauk Starożytnych dowodzą, że perły stanowiły istotny składnik tożsamości kulturowej wczesnych społeczeństw Zatoki Perskiej i północnego Oceanu Indyjskiego. Archeolodzy podkreślają, że cenione je z powodów estetycznych, były też wykorzystywane podczas różnego rodzaju ceremonii. Neolityczne perły z Półwyspu Arabskiego (w sumie 101) zawdzięczamy 2 gatunkom: Pinctada margaritifera oraz Pinctada radiata. Te drugie są znacznie mniejsze, łatwiej je poławiać, a co ważniejsze, dają perły lepszej jakości. Po wyciągnięciu z wody zdobycz sortowano. Najbardziej ceniono perły o kulistym kształcie. Mimo że z upływem lat sporo okazów zbielało i zmętniało, niektóre zachowały się świetnie. Naturalne perły odgrywały ważną rolę w rytuałach pogrzebowych. Nic więc dziwnego, że tę z Umm al-Kajwajn znaleziono w miejscu pochówku. W innych nekropoliach perły umieszczano na twarzach zmarłych, często nad górną wargą. -
Zdobyto pierwszy jednoznaczny dowód na to, że ludność zamieszkująca przed 7000 laty Saharę pozyskiwała mleko od hodowanego przez siebie bydła. Analiza kwasów tłuszczowych pozyskanych z ceramiki odkopanej na terenie Libii wykazała, że w naczyniu, z którego pochodziły kwasy, przetwarzano mleko. Specjaliści ocenili, że naczynie było używane w piątym tysiącleciu przed narodzeniem Chrystusa. Przed około 10 000 lat dzisiejsza Sahara była znacznie bardziej wilgotnym miejscem. Występowało tam więcej roślinności niż obecnie. Mieszkający tam ludzie prowadzili półosiadły tryb życia, produkowali ceramikę, polowali, zbierali nasiona dzikich zbóż. Mniej więcej 7-5 tysięcy lat temu region ten stał się bardziej suchy, a ludność zaczęła prowadzić życie wędrownych pasterzy. Rysunki na ścianach jaskiń wskazują, że zwierzęta hodowlane - szczególnie krowy - były bardzo ważne dla miejscowych. Dotychczas jednak brakowało dowodów wskazujących, że z bydła pozyskiwano mleko. Naukowcy z University of Bristol i ich koledzy z Uniwersytetu Sapieza w Rzymie przeanalizowali niepowlekaną ceramikę z Tadrart Akakus. Stwierdzili, że połowa ze znalezionych naczyń służyła do przechowywania produktów mlecznych. Odkrycie takie nie tylko poszerza wiedzę o rozwoju kultury ludzkiej, diety i związanych z tym obyczajów, ale pozwala też śledzić ewolucję genu tolerancji laktozy, który występuje u Europejczyków i niektórych mieszkańców Afryki.
-
Białko transbłonowe bierze udział w regulacji tempa jedzenia
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Bostońskiego zademonstrowali, że zablokowanie receptorów sigma-1 - podtypu receptora opioidowego - zmniejsza tempo konsumpcji u osób z zespołem gwałtownego przejadania (ang. binge eating disorder, BED). Dla zespołu charakterystyczne są epizody napadowego objadania się, jednak w odróżnieniu od bulimii, później nie pojawiają się zachowania kompensacyjne. U chorych mechanizm kontrolowania głodu nie funkcjonuje prawidłowo - przejadanie występuje mimo pełnej wiedzy o negatywnych skutkach dla zdrowia somatycznego, społecznego czy emocjonalnego. Próbując stronić od śmieciowego jedzenia, osoby z BED doświadczają dystresu oraz zespołu abstynencyjnego. Zapewniając tylko przez godzinę dziennie słodkie czekoladowe produkty, doktorzy Pietro Cottone i Valentina Sabino uzyskali eksperymentalny model zespołu gwałtownego objadania się. W tym samym czasie grupa kontrolna była utrzymywana na standardowej diecie laboratoryjnej. W ciągu 2 tygodni w grupie z godziną słodyczy pojawiło się przejadanie: jej członkowie jedli 4-krotnie więcej od przedstawicieli grupy kontrolnej. By zdobyć słodkie pokarmy, ci pierwsi narażali się na potencjalne niebezpieczeństwo, podczas gdy pozostali ochotnicy starali się go unikać. Na kolejnym etapie studium Amerykanie sprawdzali, czy farmakologiczne zablokowanie receptorów sigma-1 ograniczy rzucanie się na słodkie produkty. Okazało się, że pod wpływem terapii ludzie jedli o 40% wolniej i zaczęli unikać ryzyka. Naukowcy wywnioskowali, że skoro przejadając się, ludzie niepotrzebnie ryzykują, zaburzeniu ulega proces podejmowania decyzji. Ponieważ to funkcja kory przedczołowej, postanowili sprawdzić, czy liczba receptorów sigma-1 w tym regionie jest u pacjentów z BED prawidłowa. Okazało się, że dochodzi tu do ich nadekspresji. Cottone i Sabino zainteresowali się właśnie receptorami sigma-1, gdyż uczestniczą one w powstawaniu uzależnień od kokainy i metamfetaminy, a prawdopodobnie i innych substancji, a zespół gwałtownego przejadania w dużym stopniu przypomina uzależnienia. Raport nt. wyników badań amerykańskiego duetu ukazał się w piśmie branżowym Neuropsychopharmacology. -
Sumitomo Electric i Sony stworzyły pierwszą półprzewodnikową diodę laserową, której moc wyjściowa wynosi 100 mW i która emituje prawdziwe zielone światło o długości fali 530 nm. Nowa dioda charakteryzuje się dwukrotnie większą jasnością w porównaniu z konwencjonalnymi diodami z azotku galu (GaN), a jej gama barw zwiększyła się o 182% (wg standardu CIE 1976). Diody czerwona i niebieska są dostępne już od dłuższego czasu, jednak wciąż brakowało odpowiedniej diody zielonej, która nadawałaby się do zastosowania w laserowych projektorach i wyświetlaczach. Obecnie światło zielone generuje się z lasera podczerwonego za pomocą odpowiednich materiałów optycznych. Taka konstrukcja jest jednak kosztowna, a rozmiary urządzenia dość duże. Korzysta się jednak z niej, gdyż w konwencjonalnych zielonych laserach GaN trudno jest uzyskać odpowiednią jakość, a ich moc to zaledwie kilkadziesiąt miliwatów przy długości fali 520 nm i mniejszej. Sumitomo i Sony połączyły swoje technologie i doświadczenie, stworzyły nowe techniki hodowli kryształów, przetwarzania plastrów krzemowych, opracowały nową konfigurację elektrod. To pozwoliło na skonstruowanie odpowiedniej diody, której sprawność wynosi ponad 8%. Obie firmy nadal współpracują, chcąc poprawić moc, sprawność i jakość diody.
-
W nieużywanej już kopalni łupków bitumicznych Messel w Hesji paleontolodzy natrafili na skamieniałe kopulujące żółwie Allaeochelys crassesculpta. To jedyne znane kręgowce, które zostały sfosylizowane w tak intymnym położeniu. Śmierć przyłapała je "in flagranti" ok. 47 mln lat temu. Naukowcy znaleźli 51 osobników A. crassesculpta, w tym 6 par. Na początku zespół Waltera Joyce'a z Uniwersytetu w Tybindze ustalił, że każdy tandem to samiec i samica (samce można było rozpoznać m.in. po dłuższych ogonach, które wystawały spod karapaksu). Później potwierdzono, że w chwili śmierci wszystkie pary spółkowały. Wg doktora Joyce'a, smutny los żółwi można wyjaśnić przeszłością miejsca, w którym je znaleziono. Kiedyś znajdowało się tu jezioro wulkaniczne (tzw. maarowe). Cząsteczki toksycznych gazów, np. dwutlenku węgla, dyfundowały przez dno, przekształcając abisal w chemiczną pułapkę. Jak ich współcześni potomkowie A. crassesculpta zaczynały prawdopodobnie zaloty na powierzchni i nurkowały podczas kopulacji. Chęć przedłużenia gatunku doprowadziła je więc do zguby. Dając nura, zwierzęta zaczynały wchłaniać toksyny przez skórę. Do czasu opadnięcia na dno kochankowie ulegali całkowitemu lub częściowemu rozdzieleniu. Czasem tylko ich ogony pozostawały ułożone w tym samym kierunku. Komentując doniesienia, które ukazały się w periodyku Biology Letters, Joyce ujawnił, że zdaniem jego ekipy, dopuszczalna jest też wersja, według której za śmiertelne zatrucie odpowiadały wyziewy nagromadzone w głębszych warstwach wody wskutek rozkładu materii organicznej. Ponieważ aktywność wulkaniczna (czytaj: emisja gazów) i większa śmiertelność flory i fauny idą zazwyczaj ze sobą w parze, oba proponowane wyjaśnienia właściwie się zazębiają.
-
Assange schronił się na terenie ambasady Ekwadoru
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Julian Assange, założyciel Wikileaks, schronił się na terenie ambasady Ekwadoru w Londynie i poprosił o azyl w tym kraju. Tym samym naruszył postanowienia zwolnienia warunkowego. W związku z tym zostanie aresztowany natychmiast po tym, jak opuści ambasadę. Brytyjskie Foreign Office poinformowało, że Assange znajduje się na terytorium dyplomatycznym i jest poza zasięgiem brytyjskiej policji. Ekwadorskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że rozważa wniosek Assange’a, a decyzja zostanie podjęta „z poszanowaniem zasad prawa międzynarodowego oraz tradycyjnej polityki Ekwadoru, który przestrzega praw człowieka“. Nawet jeśli Assange uzyska azyl, to zgodnie z prawem może zostać aresztowany po opuszczeniu terenu ambasady. Niedawno brytyjski Sąd Najwyższy zgodził się na ekstradycję Assange’a do Szwecji, gdzie czeka go proces przesłuchanie i ewentualny proces w związku z gwałtem o którego dokonanie oskarżają go dwie kobiety. Assange i jego zwolennicy obawiają się, że ze Szwecji Australijczyk zostanie deportowany do USA i tam trafi do więzienia na kilkadziesiąt lat. Nawet jeśli mężczyzna uzyska azyl i w jakiś sposób przedostanie się na teren Ekwadoru, to nie wiadomo, czy to wystarczy by uniknąć ekstradycji do Szwecji. Co prawda w Ekwadorze nie obowiązuje europejski nakaz aresztowania, ale kraj ten jest członkiem Interpolu, będzie zatem w nim obowiązywał „czerwony alarm“ - czyli rodzaj międzynarodowej prośby o areszt - dotyczący Assange’a. Szwedzka prokuratura oświadczyła, że ostatnie działania założyciela Wikileaks nie mają wpływu śledztwo. Wiele osób jest zdziwionych decyzją Assange’a. On sam mógł wybrać Ekwador dlatego, że niedawno w prowadzonym przez siebie w prokremlowskiej telewizji programie gościł prezydenta Ekwadoru Rafaela Correę, który krytykował USA. Sam Correa jednak walczy w swoim kraju z mediami. W lutym wydawca jednego z dzienników szukał azylu w ambasadzie Panamy po tym, jak został skazany na 40 milionów USD grzywny i trzy lata więzienia za krytykowanie prezydenta. Rząd Correi znacjonalizował też dwie stacje telewizyjne i jeden z dzienników oraz utworzył pierwsze państwowe media, by podnieść standardy dziennikarstwa. Zdaniem międzynarodowych organizacji prasowych Correa tłumi wolność słowa zarówno za pomocą sądów, jak i aparatu państwowego, który nacjonalizuje media, nakłada grzywny oraz wydaje stałe lub tymczasowe zakazy działalności mediom prywatnym. Gdy Correa w 2007 roku doszedł do władzy rząd kontrolował jedną stację radiową. Obecnie kontroluje pięć kanałów telewizyjnych, cztery stacje radiowe, dwa dzienniki i cztery inne gazety. -
Biodostępność składników sałatki zależy od rodzaju dressingu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
W sałatkach znajduje się dużo witamin i składników odżywczych. To jednak, jaką ich część wykorzystamy, zależy od rodzaju i ilości dressingu (Molecular Nutrition & Food Research). Podczas eksperymentów ochotnikom podawano sałaty z sosami przygotowanymi na bazie tłuszczów nasyconych, jednonienasyconych i wielonienasyconych. Następnie naukowcy z Purdue University przeprowadzali badania krwi, by w ten sposób ocenić wchłanianie rozpuszczalnych w tłuszczach karotenoidów, np. luteiny, likopenu, beta-karotenu i zeaksantyny. Okazało się, że dressingi z jednonienasyconymi kwasami tłuszczowymi wymagały najmniejszej ilości tłuszczu do osiągnięcia najwyższej wchłanialności karotenoidów. W przypadku sosów z nasyconymi i wielonienasyconymi kwasami tłuszczowymi do uzyskania tego samego efektu potrzeba było większej ilości tłuszczu. Jeśli chcesz wydobyć z warzyw i owoców tak dużo, jak się da, pamiętaj o właściwym zestawianiu z bazującymi na tłuszczu sosami. Polewając sałatę beztłuszczowym dressingiem, zmniejszasz kaloryczność, ale i tracisz część cennych składników surowizny - wyjaśnia Mario Ferruzzi. Podczas testów 29 osób częstowało się sałatkami z sosem maślanym (tłuszcze nasycone), na bazie oleju rzepakowego i oliwy (tłuszcze jednonienasycone) oraz kukurydzianego czy sojowego (tłuszcze wielonienasycone). Każdą z sałat podawano z 3, 8 lub 20 gramami tłuszczu w dressingu. Okazało się, że olej sojowy był najbardziej "dozozależny". Im więcej tłuszczu w potrawie, tym lepsza absorpcja karotenoidów. W przypadku masła także zaobserwowano zależność od dawki, ale nie tak silną. Bogate w jednonienasycone kwasy tłuszczowe oliwa i olej rzepakowy prowadziły do jednakowej wchłanialności karotenoidów przy 3 i 20 g tłuszczu w dressingu. Oznacza to, że są one dobrym wariantem dietetycznym dla odchudzających się - pozwalają ograniczyć kaloryczność sałaty bez szkody dla jej wartości odżywczej. Z olejem rzepakowym nawet przy niskiej zawartości tłuszczu możesz wchłaniać znaczne ilości karotenoidów - podsumowuje Ferruzzi. -
Specjaliści z Fujitsu Laboratories, japońskiego Narodowego Instytutu Technologii Informatycznych i Komunikacyjnych (NICT) oraz Uniwersytetu Kyushu ustanowili nowy światowy rekord kryptoanalizy. Złamali 923-bitowy klucz kryptograficzny, składający się z 278 cyfr. Wykorzystali przy tym klaster składający się z 21 komputerów, które dysponowały łącznie 252 rdzeniami obliczeniowymi. Zadanie zajęło im zaledwie 148,2 dni. Dotychczas sądzono, że złamanie takiego klucza zajmie setki tysięcy lat. Japończycy pobili tym samym poprzedni rekord ustanowiony przez ekspertów z NICT i Future University Hakodate. W 2009 roku złamali 676-bitowy klucz, w skład którego wchodziły 204 cyfry. Złamanie klucza o długości 923 bitów było setki razy trudniejsze.
-
Washington Post, powołując się na byłego wysokiego rangą pracownika jednej z amerykańskich agencji wywiadowczych twierdzi, że oba niezwykle zaawansowane robaki atakujące instalacje przemysłowe - Stuxnet i Flame - są dziełem USA i Izraela. W pracach nad nimi brały udział Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA), CIA oraz izraelska armia. Jednym z głównych celów obu robaków było zakłócenie irańskiego programu atomowego. „Chodzi tutaj o przygotowanie pola pod kolejne tajne działania. Cyfrowe akcje przeciwko irańskiemu programowi są znacznie bardziej zaawansowane niż oba te robaki“ - miał powiedzieć rozmówca Washington Post. Eksperci analizujący oba szkodliwe kody już wcześniej informowali, że pochodzą one prawdopodobnie z tego samego źródła. Robak Flame, o którym stało się głośno w ubiegłym miesiącu, to jeden z najbardziej zaawansowanych znanych ekspertom szkodników. Został on przygotowany tak, by mógł się rozpowszechniać nawet w bardzo bezpiecznych sieciach i kraść dane z kontrolowanych przez siebie komputerów. Kod potrafi m.in. włączyć mikrofony i kamery, wykonywać zrzuty ekranowe, wyodrębniać dane geolokalizacyjne ze zdjęć, rejestrować naciśnięcia klawiszy oraz wysyłać i obierać dane za pomocą technologii Bluetooth. Wiadomo, że Flame działał przez wiele lat zanim został odkryty. Tom Parket, szef firmy FusionX, która specjalizuje się w symulowaniu cyberataków przeprowadzanych przez państwa mówi, że Flame „nie jest kodem, który może stworzyć większość specjalistów ds. bezpieczeństwa. Nie mają odpowiednich umiejętności i zasobów. Taki kod mogą stworzyć tylko najlepsi specjaliści od kryptografii, na przykład tacy, jacy pracują w NSA“. Z informacji Washington Post wynika, że Flame powstał przed pięcioma laty w ramach projektu Olympic Games. Izrael i USA chciały dzięki niemu spowolnić irański program nuklearny, zdobyć więcej czasu na działania dyplomatyczne i zmniejszyć prawdopodobieństwo, że będą musiały przeprowadzić konwencjonalny atak. Źródło poinformowało dziennikarzy, że fakt, iż Stuxnet i Flame zostały odkryte „nie oznacza, iż nie ma innych narzędzi i że nie spełniają one swojego zadania“. Nad cyberbronią pracuje w USA przede wszystkim NSA, która ma świetnych specjalistów i zasoby potrzebne do produkcji takich narzędzi. Ściśle współpracuje przy tym z CIA, która jest mocno zaangażowana w działalność w świecie cyfrowym. Dość wspomnieć, że pod względem wielkości należące do CIA Centrum Operacji Informatycznych (IOC) ustępuje tylko Centrum Antyterrorystycznemu. IOC zajmuje się bardzo różnymi działaniami - od odzyskiwania danych z laptopów zdobytych przez służby specjalne po wykorzystywanie szpiegów, którzy mają bezpośredni dostęp do interesujących Agencję komputerów i sieci informatycznych. Projekt opóźnienia irańskiego programu nuklearnego powstał w połowie ubiegłego dziesięciolecia. Początkowo skupiano się na działaniach wywiadowczych oraz identyfikowaniu potencjalnych celów i budowaniu narzędzi potrzebnych do ich zniszczenia. W roku 2008 projekt był gotowy do wykonania i wówczas kontrolę nad nim z rąk wojska przejęła CIA. Nie zawsze jednak współpraca pomiędzy USA a Izraelem układa się tak, jak powinna. Flame został wykryty przez Iran dlatego, że w kwietniu Izrael dokonał cyberataku na irańskie Ministerstwo Ropy Naftowej. Atak został zauważony przez Irańczyków, a jego analiza wykazała obecność Flame’a. Nieuzgodnione z USA działania Izraela zdenerwowały podobno część amerykańskich oficerów, którzy obawiają się teraz odwetu. Ze źródeł wywiadowczych dochodzą informacje, jakoby Iran poprosił rosyjskie i węgierskie firmy informatyczne o pomoc.
-
Na dorocznej konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Diabetologicznego zaprezentowano zachęcające wyniki testów zaawansowanej sztucznej trzustki pierwszej generacji. System zwany Minimalizerem Hipo-Hiperglikemii (HHM) jest w stanie przewidzieć wzrosty i spadki poziomu glukozy we krwi i w związku z tym zwiększyć i/lub obniżyć dostawy insuliny. HHM składa się z podskórnej pompy insulinowej, glukometru oraz oprogramowania do przewidywania zmian w glikemii. W studium firm Animas Corporation i JDRF wzięło udział 13 ochotników z cukrzycą typu 1. Badanie było nierandomizowane (nie uwzględniono grupy kontrolnej). U każdej osoby działaniu HHM przyglądano się mniej więcej przez dobę. Algorytm predykcyjny z modułem bezpieczeństwa zainstalowano na laptopie. By dobrze ocenić system, manipulowano zmiennymi pokarmowymi oraz poziomem insuliny. Naukowcy zamierzali ocenić różne zagadnienia, w tym 1) zdolność algorytmu do przewidywania wzrostów i spadków stężenia glukozy powyżej lub poniżej zadanych progów oraz regulowania pompy, by, odpowiednio, zwiększała, zmniejszała czy zawieszała podawanie insuliny, a także 2) zdolność algorytmu do utrzymywania poziomu cukru w wyznaczonym zakresie (wyniki stanowią wskazówkę dla dalszych kierunków rozwoju HHM).
-
W USA powstał prototyp symulatora dla dzieci z lękami społecznymi, który pozwala im przećwiczyć trudne sytuacje z awatarami. Program projektowano z myślą o osobach w wieku 8-12 lat. Nad jego stworzeniem pracowali naukowcy z Kliniki Zaburzeń Lękowych Uniwersytetu Centralnej Florydy oraz specjaliści z firmy Virtually Better. Siedzący w jednym pomieszczeniu psycholog odgrywa za pośrednictwem awatara różne role - kolegi lub koleżanki z klasy, nauczyciela czy dyrektora szkoły. Dziecko siedzi w innym pokoju i ma ćwiczyć pozdrawianie, komplementowanie i przyjmowanie pochwał, asertywność, pytanie oraz odpowiadanie na pytania. Dzięki grantowi z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego w wysokości 500 tys. dol. powstało odpowiednie oprogramowanie. Latem rozpocznie się zaś 12-tygodniowe studium, które obejmie trzydzieścioro ochotników ze środkowej Florydy. Jak wyjaśnia dyrektor Kliniki Zaburzeń Lękowych Deborah Beidel, w ramach terapii często łączy się w pary dzieci z fobiami i rówieśników niemających problemów z kontaktami społecznymi. Takie tandemy wybierają się razem np. na kręgle czy do restauracji. Jeśli jednak lekarz nie ma czasu ani środków, by rekrutować małych pomocników i regularnie organizować wspólne wyjścia, wykorzystywany bezpośrednio w gabinecie symulator może się okazać jedynym rozwiązaniem. Symulacja wygląda bardzo realistycznie, bo została zaprojektowana przy pomocy nauczycieli ze szkół podstawowych. Preprogramowane reakcje - w tym dziewczynki duszy towarzystwa, wzorowej uczennicy i dręczycielki - zostały nagrane przez dzieci, co gwarantuje, że sposób wypowiadania się jest autentyczny i przekonujący. Jest wielka różnica między naszą symulacją a grą. Na rynku nie ma podobnego produktu - podkreśla Josh Spitalnick, psycholog kliniczny, a zarazem dyrektor ds. badań i usług klinicznych Virtually Better. Wymyślono 6 postaci oraz kilka poziomów trudności. W ten sposób psycholodzy mogą projektować sytuacje z myślą o konkretnym małym pacjencie. Jeśli początkowe testy wypadną pomyślnie, naukowcy planują rozpocząć roczne studium z większą liczbą dzieci. Później program mógłby trafić do gabinetów terapeutów. W jeszcze dalszej przyszłości powstałyby wersje czy rozszerzenia, które uwzględniałyby inne trudne społeczne środowiska, np. plac zabaw.
-
Skórka granatowca właściwego (Punica granatum) okazuje się dobrym czynnikiem redukującym w reakcji uzyskiwania srebrnych nanocząstek (AgNPs). Dotąd była wyrzucana jako odpad po produkcji bogatego w przeciwutleniacze soku. Botanik Naheed Ahmad z Uniwersytetu w Patnie i fizyk Seema Sharma z AN College w Patnie twierdzą, że ich metoda to bardziej przyjazne dla środowiska podejście. Oznacza rezygnację z "chemicznych" czynników redukujących i przemysłowych rozpuszczalników, poza tym eliminuje konieczność podgrzewania mieszaniny reakcyjnej (wszystko przebiega w temperaturze otoczenia). Indyjscy naukowcy podejrzewają, że obecne w biomasie granatowca kofaktory, związki potrzebne enzymom do katalizowania reakcji chemicznej, zastępują tradycyjne reagenty w procesie pozyskiwania nanocząstek z azotanu srebra. Na łamach International Journal of Nanoparticles autorzy dywagują, że biosyntetyczne produkty albo zredukowane kofaktory odgrywają ważną rolę w redukcji odpowiednich soli do AgNPs. By przyjrzeć się m.in. morfologii nanocząstek uzyskiwanych dzięki ekstraktowi ze skórki, ekipa posłużyła się kilkoma metodami: spektroskopią UV-VIS, selektywną dyfrakcją elektronów, dyfrakcją promieni rentgenowskich oraz spektroskopią fourierowską. Poza tym cząstki obserwowano pod elektronowym mikroskopem transmisyjnym. Dzięki temu ustalono, że były one wysoce stabilne i miały średnicę 5 ± 1,5 nm.
-
Należące do Departamentu Energii Narodowe Laboratorium Energii Odnawialnej (National Renewable Energy Laboratory) opublikowało raport Renewable Electricity Future Study (RE Futures). Dowiadujemy się z niego, że obecnie dostępne technologie produkcji energii odnawialnej będą w stanie zaspokoić w roku 2050 nawet 80% zapotrzebowania Stanów Zjednoczonych na energię. W studium badano różne scenariusze, w których energia odnawialna stanowi od 30 do 90 procent całości produkcji energii w USA. Brano pod uwagę różne rodzaje energii, umiejscowienie jej źródeł, zapotrzebowanie na energię w różnych miejscach kraju itp. itd. Głównymi konkluzjami raportu są stwierdzenia, że już obecnie dostępne komercyjne technologie produkcji energii odnawialnej, w połączeniu z bardziej elastycznymi sposobami dostarczania energii mogą zaspokoić 80% zapotrzebowania kraju. Potrzebne jest do tego stworzenie „inteligentnej“ sieci energetycznej, pozwalającej na bieżące zarządzanie podażą energii w zależności od lokalnego popytu. W USA istnieje wiele zróżnicowanych źródeł energii odnawialnej, co z jednej strony ułatwia jej produkcję i dostarczanie w miarę zmieniającego się popytu, a z drugiej pozwala na zmniejszenie produkcji energii konwencjonalnymi, obciążającymi środowisko metodami. Co ważne, koszty związane z korzystaniem z energii odnawialnej są porównywalne z kosztami innych czystych technologii. Raport RE futures daje wstępną odpowiedź na pytanie o możliwość wykorzystania energii odnawialnej w skali całego kraju. Na potrzeby studium użyto najbardziej precyzyjnych modeli sieci energetycznej USA, brano pod uwagę godzinowe zmiany zapotrzebowania na energię oraz różne sposoby jej produkcji. Przy tworzeniu raportu współpracowało 35 różnych organizacji, od laboratoriów narodowych i uczelni wyższych po firmy prywatne i organizacje pozarządowe. Na stronie NREL udostępniono symulacje pokazujące zmiany w źródłach pozyskiwania energii w latach 2010-2050, godzinową produkcję i godzinowy przepływ energii przez cały rok 2050.
-
Analiza najnowszych danych uzyskanych w ramach eksperymentu BaBar wskazuje na możliwe błędy w Modelu Standardowym. BaBar, międzynarodowy eksperyment prowadzony w SLAC National Accelerator Laboratory, wykazał, że rozpad mezonu B-bar w mezon D, antyneutrino i lepton tau zachodzi częściej, niż przewiduje Model Standarodowy. Co prawda statystyczne prawdopodobieństwo wynosi 3,4 sigma, a więc zbyt mało, by definitywnie mówić o odkryciu, jednak jest to na tyle dużo, by bliżej przyjrzeć się wynikom i zacząć zastanawiać się nad prawdziwością Modelu Standardowego. To z kolei może mieć wpływ na wiele innych teorii, w tym na te mówiąc o prawdopodobnych właściwościach bozonu Higgsa. Zanim jednak ogłosimy odkrycie, inne grupy badawcze muszą powtórzyć nasz eksperyment i wykluczyć ewentualne fluktuacje statystyczne - mówi profesor Michael Roney, rzecznik prasowy BaBar.
-
Miłośnicy herbaty bardziej zagrożeni rakiem prostaty
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Mężczyźni, którzy piją dużo herbaty, są bardziej zagrożeni rakiem prostaty. Dr Kashif Shafique z Uniwersytetu w Glasgow analizował stan zdrowia 6016 mężczyzn (pod uwagę wzięto okres 37 lat). Okazało się, że u ochotników, którzy pili dziennie ponad 7 kubków herbaty, ryzyko wystąpienia raka gruczołu krokowego było o 50% wyższe niż u osób niepijących herbaty lub pijących mniej niż 4 kubki na dobę. Studium Midspan Collaborative rozpoczęło się w 1970 r. w Szkocji i objęło mężczyzn w wieku 21-75 lat. Uczestników poproszono o wypełnienie kwestionariusza dotyczącego spożycia herbaty, kawy, alkoholu, a także palenia i ogólnego stanu zdrowia. Panowie przechodzili też badania przesiewowe. Do grupy wypijającej duże ilości herbaty zakwalifikowano nieco mniej niż 1/4 ochotników. Wśród nich w ciągu 37 lat 6,7% zapadło na raka prostaty. Większość wcześniejszych badań wykazywała na brak związku między konsumpcją czarnej herbaty a rakiem prostaty lub na zabezpieczający efekt zielonej herbaty. Nie wiemy, czy to sama herbata stanowi czynnik ryzyka, czy też jej miłośnicy są po prostu zdrowsi i dożywają sędziwszego wieku, kiedy częstotliwość raka prostaty wzrasta. Odkryliśmy, że mężczyźni spożywający dużo herbaty rzadziej mają nadwagę, nie piją alkoholu i mają zdrowy poziom cholesterolu. W naszych analizach wzięliśmy pod uwagę te różnice i nadal okazywało się, że panowie pijący najwięcej herbaty są bardziej zagrożeni rakiem gruczołu krokowego. -
Motorola Solutions kupi firmę Psion, wynalazcę urządzeń PDA i twórcę systemu Symbian. Wartość transakcji, która zakończy istnienie Psion jako niezależnego podmiotu, to 200 milionów dolarów. Motorola Solutions jest niezależną firmą, która pozostała z Motoroli po tym, jak Google kupił Motorola Mobility. Zajmuje się ona produkcją wyposażenia telekomunikacyjnego. Stworzono ją z dawnego wydziału Enterprise Mobility Solutions and Public Safety Motoroli. Dzięki zakupowi Psiona koncern obniży koszty, zaoferuje większą gamę mobilnych produktów oraz umocni swoją obecność na rynku korporacyjnym. Cena 200 milionów dolarów za Psiona oznacza, że za każdą akcję Motorola Solutions zapłaci o 45% więcej niż obecna cena papierów Psiona. Psion to jedna z zapomnianych legend przemysłu komputerowego. Firma powstała w 1980 roku w Wielkiej Brytanii i początkowo była ściśle związana z Sinclair Research. Tworzyła gry i inne programy dla maszyn ZX81 i ZX Spectrum. Jej oprogramowanie trafiło też na platformę MS-DOS. W 1984 roku powstał Psion Organiser - pierwszy na świecie palmtop. Dwa lata później pojawiła się jego udoskonalona wersja, która odniosła tak wielki sukces, że Psion zdecydowała się na produkcję sprzętu. Przez lata był on synonimem wysokiej jakości, jednak popularność zdobyły tańsze urządzenia z Windows CE oraz produkty Palma. Mniej więcej w tym samym czasie Psion rozpoczął pracę nad wielozadaniowym systemem EPOC dla PDA. Wiele lat później na potrzeby Series 5 Psion opracowano 32-bitowy EPOC, który w 1998 roku w ramach współpracy z Nokią, Ericsosonem i Motorolą stał się Symbianem. W roku 1999 Psion sprzedał swoją jedyną fabrykę, a w 2001 roku wycofał się z rynku PDA. Przez ostatnie lata Psion zajmował się projektowaniem i tworzeniem urządzeń przenośnych, oprogramowania i usług przystosowanych pod kątem specyficznych rynków i klientów.
-
Zdjęcia uzyskane na University of Iowa pokazują, jak wygląda mózg osoby, która straciła cierpliwość. Studium Williama Hedgcocka potwierdziło, że samokontrola jest skończoną właściwością, która wyczerpuje się podczas użytkowania. Uszczuplenie zasobów zmniejsza prawdopodobieństwo, że zachowamy spokój w kolejnej trudnej sytuacji. Hedgcock jako pierwszy wykorzystał funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI), by pokazać, co dzieje się w mózgu ludzi wykonujących zadania na samokontrolę. Skany zademonstrowały, że w tym czasie przedni zakręt obręczy (ang. anterior cingulate cortex, ACC), region rozpoznający sytuacje, kiedy należy zachować samokontrolę i przekazujący komunikat, że istnieją różne rozwiązania i niektóre nie są dobre, jest aktywny ze stałą intensywnością. Grzbietowo-boczna część kory przedczołowej (ang. dorsolateral prefrontal cortex, DLPFC), obszar zarządzający samokontrolą, który informuje, że chętnie zrobiliśmy coś nieodpowiedzialnego, ale powinniśmy przezwyciężyć te ciągoty i wybrać mądre rozwiązanie, wyładowuje się jednak po wcześniejszym nadwyrężeniu samokontroli z mniejszą intensywnością. Aktywność ACC wskazuje, że ludzie nadal potrafią rozpoznać pokusę. Cechy działania DLPFC demonstrują jednak, że choć walczą, by jej nie ulec, przychodzi im to coraz trudniej. Hedgcock wyjaśnia, że skany udowodniły, że samokontroli nie można porównywać do trenowania mięśni, jak próbowali to robić niektórzy naukowcy. Trafniejsze jest zestawienie z basenem, który stopniowo wysycha. Poziom samokontroli da się wyrównać w mniej konfliktowym środowisku z ograniczoną liczbą pokus. Przebywając w skanerze, ochotnicy wykonywali 2 zadania. W pierwszym musieli ignorować słowa wyświetlane na ekranie komputera. W drugim mieli wybrać preferowaną opcję. Okazało się, że spadała aktywność DLPFC, co sugerowało, że przy 2. zadaniu ludziom trudniej było oderwać się od początkowej reakcji. Odkrycia Amerykanina będzie można wykorzystać przy projektowaniu lepszych terapii dla osób uzależnionych. Obecnie akcentują one fazę rozpoznawania konfliktu. Alkoholików zachęca się np., by unikali miejsc, gdzie podaje się alkohol. Hedgcock uważa, że lepiej skupić się na fazie wdrożenia. Odchudzający się proponują czasem przyjaciołom/rodzinie, że zapłacą za sytuacje, gdy nie zachowają nad sobą kontroli i zjedzą za dużo albo skuszą się na niedozwoloną potrawę. Neurolog sądzi, że grzywna staje się realną konsekwencją porażki, zwiększając szanse na wybranie zdrowszej alternatywy.
-
Kolejne odkrycia pokazują, jak mało wiemy o inteligencji zwierząt i jak bardzo jej nie doceniamy. W piśmie Animal Behavior ukazał się artykuł, którego autorzy dowodzą, że baribale być może potrafią... liczyć. To o tyle zaskakujące, że dotychczas sądzono, iż umiejętność liczenia mają tylko zwierzęta stadne. Niedźwiedzie zaś są samotnikami. Naukowcy z Georgia State University i Oakland University przeprowadzili eksperymenty, które miały sprawdzić zdolności tych zwierząt. Najpierw nauczyli dwa niedźwiedzie by spośród dwóch rysunków wybierały ten, na którym jest mniej kropek. Trzeci niedźwiedź miał zaś wybierać rysunek, na którym było więcej kropek. Badania wykazały, że zdolności niedźwiedzi są takie, jak naczelnych nieczłowiekowatych. Uczeni chcieli też sprawdzić, czy zwierzęta nie wybierały prawidłowych obrazków z innych powodów - np. kierując się stosunkiem przestrzeni zajętej przez kropki do wolnej przestrzeni. Dlatego też zmieniano zarówno wielkość kropek, jak i ilość otaczającej je wolnej przestrzeni. Co więcej, temu zwierzęciu, które miało wybierać obrazek z większą liczbą kropek dodatkowo utrudniono zadanie - kropki poruszały się na ekranie. Ku zdumieniu naukowców niedźwiedź radził sobie wówczas nieco lepiej niż w przypadku nieruchomych kropek. Naukowcy nie są jednak do końca przekonani, czy niedźwiedzie potrafią liczyć. Nie wykluczają, że zwierzęta korzystają z zaawansowanych mechanizmów porównywania zbiorów.
-
Zakażenia nawracają przez lukę w systemie recyklingu komórkowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Podczas badań na myszach ustalono, czemu część zakażeń dróg moczowych tak uparcie nawraca. Okazuje się, że pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) wykorzystują lukę w autofagii - systemie, który w normalnych warunkach pozwala się pozbyć obumarłych czy uszkodzonych elementów komórki. Kiedy podczas eksperymentów Amerykanie blokowali autofagię, myszy szybciej i gruntowniej radziły sobie z usuwaniem infekcji. Mogą istnieć inne uporczywie atakujące patogeny, które także wykorzystały autofagię. To bardzo użyteczna informacja przy opracowywaniu nowych metod leczenia - przekonuje dr Indira Mysorekar ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis, której zespół zauważył, że E. coli ukrywają się w autofagosomach, pęcherzykowatych tworach powstających w komórkach nabłonka układu moczowego w wyniku autofagii. Wydaje się, że mikroby znalazły sposób na blokowanie ostatniego etapu procesu recyklingu - zlewania z lizosomami, w wyniku którego dochodzi do proteolizy. Gdyby potwierdziły się podejrzenia zespołu z St. Louis, niegdyś śmiertelną pułapkę należałoby zacząć postrzegać jako bezpieczne niebo, w którym bakterie mogą przeczekać ukryte przed układem odpornościowym, wypatrując sprzyjających okoliczności do rozpoczęcia nowego zakażenia. Podczas najnowszych badań akademicy posłużyli się myszami, u których zmutowane były obie kopie ważnego dla autofagii genu Atg16L1. Gryzonie zakażono E. coli. Okazało się, że liczebność bakterii w drogach moczowych zmodyfikowanych genetycznie zwierząt spadała szybciej niż u normalnych myszy. Poza tym w komórkach nabłonka wykrywano znacznie mniej rezerwuarów "uśpionych" bakterii. Naukowcy zidentyfikowali zmiany strukturalne w komórkach układu moczowego myszy z mutacją Atg16L1, które mogą wyjaśnić uzyskane rezultaty. Wg Mysorekar, bakteriom trudniej jest przez nie znaleźć i dostać się do autofagosomów. U mutantów zaobserwowano także zmiany w działaniu układu odpornościowego. Do miejsca infekcji oddelegowywano więcej walczących z bakteriami komórek immunologicznych, poza tym wydzielało się więcej czynników prozapalnych. W układzie odpornościowym wdrażany jest moduł działania, przy którym atakuje się po najmniejszej prowokacji. To może wyjaśniać, czemu mutacje w Atg16L1 są również powiązane z chorobą Leśniowskiego-Crohna, gdzie komórki immunologiczne niszczą dobre bakterie przewodu pokarmowego. Dr Herbert W. Virgin uważa, że mutacje Atg16L1 są tak rozpowszechnione w populacji generalnej, bo nie tylko narażają nosiciela na chorobę Leśniowskiego-Crohna, ale i wywierają ochronny wpływ, pomagając w walce z infekcjami. -
Rosnąca popularność iPada, który podbił rynek tanich laptopów oraz rosnące zainteresowanie produktem Apple’a ze strony biznesu skłoniły Microsoft do zaprezentowania własnego tabletu. Surface, bo tak nazwano urządzenie, korzysta z 10,6-calowego wyświetlacza i procesora ARM lub x86. Z tyłu zamontowano nóżki, pozwalające na pionowe ustawienie tabletu, a osłona na wyświetlacz pełni jednocześnie rolę klawiatury. Użytkownik będzie mógł wybrać pomiędzy osłoną Touch Cover (klawiatura dotykowa o grubości zaledwie 3 mm) i Type Cover (5-milimetrowa klawiatura z tradycyjnymi klawiszami i gładzikiem). Komputer wyposażono, oczywiście, w system Windows 8. Microsoft już w przeszłości próbował zainteresować klientów własnym tabletem. W 2001 roku ogłoszono specyfikację takiego urządzenia, a w 2002 trafiło ono na rynek, nie odniosło jednak sukcesu. Teraz jednak mamy do czynienia z zupełnie innym rynkiem. Na głównego konkurenta na rynku pecetów wyrósł Apple, a Microsoft dopiero za kilka miesięcy rozpocznie sprzedaż systemu przygotowanego z myślą o tabletach. Koncern z Redmond produkuje własny sprzęt od lat. Sprzedaje myszki, klawiatury czy konsolę do gier. Jednak decyzja o produkcji własnego tabletu jest znacznie ważniejsza niż wszystkie inne dotyczące produkowania innego hardware’u. Microsoft staje się bowiem konkurentem firm, z którymi współpracuje od kilku dziesięcioleci. Jego tablet będzie odbierał klientów takim firmom jak HP czy Dell. Na razie nie wiadomo, jaka będzie reakcja tych firm na decyzję Microsoftu. Przedstawiciele koncernu zdradzili, że jedna z wersji tabletu zostanie wyposażona w 32 lub 64 gigabajty przestrzeni do składowania danych. Zapewnili, że cena urządzenia nie będzie odbiegała od ceny innych tabletów z procesorami ARM. Zapowiedzieli, że pojawi się też profesjonalna wersja Surface’a, wyposażona w procesory Intela. Może ona być sprzedawana w cenie ultrabooków. Nie wiadomo za to, czy osłona/klawiatura będzie sprzedawana razem z tabletem czy osobno. Surface z procesorem ARM waży 676 gramów, ma grubość 9,3 mm, wyposażono go w złącze USB 2.0, Micro HD Video oraz czytnik kart microSD. Z kolei wersja profesjonalna, zbudowana w oparciu o procesor Core i5 będzie ważyła 903 gramy, miała grubość 13,5 mm, a jej właściciel skorzysta z czytnika kart microSDXC, portu USB 3.0 i Mini DisplayPort. Użytkownik będzie miał do dyspozycji 64 lub 128 gigabajtów przestrzeni na dane. Początkowo urządzenie będzie można kupić tylko w sklepach Microsoftu oraz firmowym sklepie internetowym.
-
Napowietrzne żywopłoty nie spodobały się nietoperzom
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Mosty z kabli, które wybudowano z myślą o bezpieczeństwie nietoperzy, nie sprawdzają się (PLoS ONE). Zespół z Uniwersytetu w Leeds monitorował 4 takie konstrukcje w północnej Anglii. Wszystkie powstały w ciągu ostatnich 9 lat. Miały zastąpić wiodące wzdłuż żywopłotów trasy przelotowe nietoperzy, w momencie gdy zostały one zablokowane w wyniku wybudowania dróg. Drogi działają jak bariery, odgradzając ssaki od znanych żerowisk. Nie trzeba wyjaśniać, że obniża to zdolność wykarmienia siebie i młodych. Większość gatunków nietoperzy lata stosunkowo blisko gruntu albo drzew czy żywopłotów, chowając się w ten sposób przed drapieżnikami i chroniąc przed niekorzystnymi zjawiskami pogodowymi. W teorii most z kabli miał działać podobnie jak osłona z roślinności, okazało się jednak, że nietoperze nie podzieliły ludzkich poglądów. Badacze z Leeds posłużyli się kamerą na podczerwień i wykrywaczem nietoperzy, który wychwytywał sygnały echolokacyjne. Dzięki temu zmierzono wysokość, na jakiej ssaki pokonywały drogę oraz odległość od mostów z kabli. Porównano to z wynikami dla osobników przemieszczających się wzdłuż zlokalizowanych w pobliżu uszkodzonych żywopłotów. Okazało się, że niemal wszystkie nietoperze wolały stare trasy obok żywopłotu i przelatywały nisko nad drogą. Nie znaleziono dowodów, które by potwierdzały, że pod wpływem mostu zwierzęta zmieniały swoje zachowanie (nawet po upływie jakiegoś czasu). Most zbudowany 9 lat temu 15 metrów od zniszczonej trasy przelotowej nadal się nie przyjął. Wyniki tego badania odnoszą się do małych owadożernych nietoperzy z całego świata i rzucają sporo światła na wpływ dróg na dziką przyrodę - podkreśla prof. John Altringham. Ponieważ mosty się nie sprawdzają, a prawo europejskie wymaga, by upewnić się, że rozwój infrastruktury nie szkodzi populacjom zagrożonych gatunków, trzeba będzie znaleźć inne metody wspomagania nietoperzej komunikacji. Najlepiej wypróbować je przed wydaniem sporych sum... -
Intel zaprezentował rodzinę wysokowydajnych układów serwerowych Xeon Phi. Kości te mają umożliwić zbudowanie do roku 2018 superkomputera, którego wydajność będzie liczona w eksaflopsach. Pierwszym Xeonem Phi, który na rynek trafi jeszcze w bieżącym roku, będzie Knights Corner. Jak zapewnił Rajeeb Hazra, wiceprezes Intel Architecture Group, nowa kość zostanie wyposażona w ponad 50 rdzeni i zużyje wyjątkowo mało prądu podczas wykonywania złożonych obliczeń. Wydajny procesor to tylko jeden z wielu elementów koniecznych, by komputery osiągnęły granicę eksaflopsa. Intel świetnie zdaje sobie z tego sprawę, dlatego też kupił od takich firm jak Cray czy Qlogic wiele technologii związanych z przesyłem danych. Xeon Phi jest postrzegany jako odpowiedź Intela na procesory graficzne Tesla Nvidii. Układy tego typu zdobywają coraz większą popularność na rynku superkomputerów. Jest w nie wyposażonych ponad 50 maszyn z najnowszego zestawienia TOP500. Xeon Phi jest koprocesorem, gdyż będzie on towarzyszył innym procesorom, takim jak np. Xeon E5. Układy Phi trafią do superkomputera Stampede, który ma zostać uruchomiony jeszcze w bieżącym roku na University of Texas. Wydajność Stampede ma wynieść 10 Pflop/s. Procesory E5 zapewnią mu 20% mocy obliczeniowej, a Knights Corner - 80%. John Hangeveld, dyrektor ds. marketingów produktów HPC Intela zauważa, że przed jego firmą jeszcze długa droga. By powstał eksaflopsowy superkomputer konieczne jest stworzenie procesora, który zapewnia 40-50 gigaflopsów na wat. Pierwszy Xeon Phi dostarczy zaledwie 4-5 gigaflopsów na każdy wat energii. Hangeveld jest jednak optymistą. Przypomina że pomiędzy zbudowanie petaflopsowego komputera, a powstaniem maszyny o wydajności 10 Pflop/s minęły 4 lata. Tymczasem przejście z 10 do 20 petaflopsów zajmie, jego zdaniem, zaledwie rok. Innego zdania jest analityk Jim McGregor. Jego zdaniem Xeon Phi ma na tyle duże zapotrzebowanie na energię, że Intel nie zdąży do 2018 roku stworzyć układu zapewniającego 40-50 gigaflopsów na wat. Kinghts Corner jest produkowany w technologii 22 nanometrów. Kość korzysta ze złącza PCI Express 2.0 i łączy jednostki wektorowe ze standardowymi rdzeniami CPU. Intel nie wyklucza, że w przyszłości Xeony Phi trafią też do stacji roboczych.