-
Liczba zawartości
37634 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Zespół z MIT-u stworzył ogniwo paliwowe na glukozę. Współdzielące źródło zasilania z neuronami urządzenie może zostać wykorzystane w mózgowych implantach, które pozwoliłyby sparaliżowanym pacjentom na nowo poruszać kończynami. Naukowcy pracujący pod przewodnictwem prof. Rahula Sarpeshkara umieścili ogniwo na plastrze krzemowym. Dzięki temu może ono zostać zintegrowane z innymi elementami niezbędnymi do funkcjonowania samowystarczalnego implantu. Jak napisano w uczelnianej relacji prasowej, ogniwo "czerpie" elektrony z cząsteczek glukozy, generując przepływ słabego prądu. Po raz pierwszy o glukozowych ogniwach paliwowych myślano w kontekście medycznym już w latach 70. Akademicy chcieli je wtedy zastosować w rozrusznikach. Okazały się jednak mniej wydajne na jednostkę powierzchni niż baterie litowo-jonowe, poza tym wykorzystywały enzymy, które po jakimś czasie przestawały działać prawidłowo, dlatego koniec końców wybrano te drugie. Nowe ogniwo z MIT-u jest wytwarzane za pomocą tej samej technologii, co krzemowe chipy. Nie zawiera żadnych elementów biologicznych. Platynowy katalizator pobiera elektrony z glukozy, naśladując aktywność enzymów rozkładających glukozę, by utworzyć wysokoenergetyczny ATP. Już teraz dzięki ogniwu można uzyskać do kilkuset mikrowatów, co w zupełności wystarczy do zasilania implantów neuronalnych. Benjamin Rapoport, były student Sarpeshkara i główny autor studium, wyliczył, że ogniwo mogłoby uzyskiwać cały potrzebny cukier z płynu mózgowo-rdzeniowego. Przy małych potrzebach energetycznych ogniwo nie zaszkodziłoby samemu mózgowi, który nadal miałby wystarczająco dużo paliwa. Ponieważ w płynie mózgowo-rdzeniowym występuje bardzo mało komórek, jest mało prawdopodobne, że wszczepienie implantu wywołałoby reakcję immunologiczną.
-
Pomimo sukcesów, jakie na rynku USA i Chin odnosi smartfon Lumia, Nokia ciągle nie wyszła na prostą. Koncern ogłosił właśnie, że do końca 2013 roku zwolni kolejne 10 000 osób. Poprzednie duże zwolnienia zapowiedziano we wrześniu 2010 roku. W ciągu trzech lat z fińskiej firmy odejdzie zatem ponad 40 000 osób. Planowane redukcje to niemiła konsekwencja naszego planu, który ma na celu spowodowanie, by Nokia stała się konkurencyjną firmą - powiedział prezes Elop. Koncern zamknie swoje zakłady badawczo-rozwojowe w Ulum (Niemcy) i Burnaby (Kanada). Zamknięta zostanie też fabryka w Salo (Finlandia), jednak dział R&D pozostanie.
-
Kilka sekund przez pęknięciem i ześlizgiwaniem w ściśle upakowanych proszkach pojawiają się sygnały elektryczne o napięciu nawet 500 woltów. Naukowcy uważają, że można by je monitorować, uzyskując w ten sposób systemy ostrzegania przed trzęsieniami ziemi czy usterkami dotyczącymi ceramicznych elementów silników. Zespół Troya Shinbrota z Rutgers University udokumentowali to zjawisko, badając minilawiny. Tworzono je, wprowadzając do obracających się cylindrów proszki, np. mąkę. Chwilę - do 4,5 s - przed rozpoczęciem ześlizgiwania Amerykanie wykrywali ładunki elektryczne - nazwali je elektrostatycznymi prekursorami poślizgów ziarnistych. Naukowcy odkryli, że ich źródłem były niewielkie skazy w strukturze gęsto upakowanego proszku. Podczas kolejnych obrotów cylindra rozprzestrzeniały się one ku powierzchni materiału, co ostatecznie prowadziło do pęknięcia i uwolnienia ze szczeliny niewielkiej ilości badanej substancji. Shinbrot opowiada, że już od jakiegoś czasu wiadomo, że sygnały elektryczne towarzyszą uszkodzeniu materiałów, np. tworzeniu pęknięć w kryształach czy szkle, a także drganiom ciernym przy powolnym przesuwaniu ciekłej rtęci po szkle (stick-slip motion). Anegdoty o rozbłyskach towarzyszących trzęsieniom ziemi należą do folkloru różnych społeczności od setek lat, sejsmolodzy dysponują zaś rozbudowaną dokumentacją fotograficzną. Novum badania opisanego na łamach PNAS polega na tym, że udowodniono, iż sygnały napięciowe towarzyszące strukturalnym uszkodzeniom występują też w spójnych proszkach i poprzedzają sam rozpad materiału. Amerykanie potwierdzili to w eksperymentach z różnymi sproszkowanymi materiałami.
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine i paryskiego Instytutu Pasteura, pracujący pod kierunkiem profesora Anthony’ego Jamesa, stworzyli transgeniczne komary, które nie przenoszą malarii. Ich prace mogą pomóc w zwalczaniu jednej z najgroźniejszych chorób nękających ludzkość. Ponad 40% ludzi mieszka na terenach, na których występuje malaria. Każdego roku na chorobę tę zapada 300 do 500 milionów osób, a około miliona z nich umiera. Najczęściej umierają niemowlęta, dzieci oraz ciężarne kobiety w Afryce. Profesor James zauważa, że wielkim osiągnięciem jego grupy jest nie tylko, że poddany modyfikacjom genetycznym komar nie zostaje pod żadnym względem upośledzony, ale również fakt, iż opracowana metoda może zostać zastosowana do różnych gatunków komarów. Naukowcy rozpoczęli prace nad komarem od... myszy. Zwierzęta te, po zarażeniu ludzką odmianą malarii, wytwarzają przeciwciała zwalczające zarodźca malarii. Uczeni zbadali skład molekularny tych części systemu odpornościowego, które pozwalały na zlikwidowanie pasożyta. Następnie tak zmodyfikowali genom komara, by w jego układzie odpornościowym zachodziły podobne procesy.
-
Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC), która jest agendą WHO, jednogłośnie zaklasyfikowała spaliny z silników diesla jako rakotwórcze. W 1988 roku spaliny takie zostały uznane za „prawdopodobnie rakotwórcze dla ludzi“ i w związku z tym zostały zakwalifikowane do grupy 2A, w której znajdują się tego typu związki. Teraz, bazując na nowych dowodach, uznano, że należy je przekwalifikować do grupy 1. Tym samym stwierdzono, że spaliny z silników diesla są tak samo rakotwórcze jak azbest, pluton-239 czy gaz musztardowy. W oświadczeniu IARC czytamy, że pojawiało się coraz więcej dowodów na to, że spaliny z silników diesla są rakotwórcze. Dowody te bazowały przede wszystkim na wynikach badań u osób, które w związku z wykonywanym zawodem były narażone na kontakt z tymi spalinami. W marcu 2012 roku dowody te zostały wzmocnione wynikami badań opublikowanymi przez amerykańskie Narodowy Instytut Raka i Narodowy Instytut Bezpieczeństwa Pracy i Zdrowia, które stwierdziły, że górnicy mający kontakt z takimi spalinami są narażeni na większe ryzyko śmierci z powodu nowotworu płuc. IARC korzysta z klasyfikacji, na którą składają się cztery grupy. Do grupy 4. przypisywane są te substancje, co do których istnieją dowody, że nie są rakotwórcze dla ludzi i zwierząt laboratoryjnych lub też gdy istnieją niewystarczające dowody na działanie kancerogenne u ludzi oraz dowody sugerujące brak kancerogenności u zwierząt laboratoryjnych. Do grupy 3. trafiają środki, co do których kancerogenności zarówno u ludzi jak i u zwierząt laboratoryjnych istnieją niewystarczające dowody. Grupę 2. podzielono na podgrupy 2B (środek możliwe kancerogenny - gdy mamy ograniczoną liczbę dowodów na kancerogenność u ludzi i mniej niż wystarczającą na kancerogenność u zwierząt laboratoryjnych) oraz 2A (środek prawdopodobnie kancerogenny u ludzi - gdy istnieje ograniczona liczba dowodów na kancerogenność u ludzi i wystarczająca u zwierząt laboratoryjnych). Do grupy najwyższego ryzyka - 1 - trafiają te środki, w przypadku których istnieje wystarczająca liczba dowodów na kancerogenność u ludzi. W wyjątkowych przypadkach może tam trafić też środek, co do którego istnieje mniej niż wystarczająca liczba dowodów na kancerogenność u ludzi, ale wystarczająca liczba na kancerogenność u zwierząt, a jednocześnie gdy dany środek działa na organizm w sposób, który jest rozpoznanym mechanizmem kancerogennym.
-
Badania dotyczące zgonów ponad 2 milionów osób na przestrzeni 40 lat wykazały, że najwięcej osób umiera... w dniu swoich urodzin. Prawdopodobieństwo zakończenia wówczas życia jest aż o 14% wyższe niż w jakimkolwiek innym dniu roku. Statystyczne ryzyko jest zwiększane przez mężczyzn, którzy częściej wybierają urodziny by popełnić samobójstwo, jednak różnica jest tak duża, że nie można jej tłumaczyć samym wzrostem liczby samobójstw w tym dniu. Na razie trudno jest powiedzieć, co jest szczególnego w dniu urodzin, że wiąże się on z większym ryzykiem zgonu. Uczeni spekulują, że może mieć to związek ze stresem wywołanym świadomością, iż postarzeliśmy się o rok i dokonywanym wówczas podsumowaniem i porównaniem planów oraz aspiracji z rzeczywistymi osiągnięciami. Stres może prowadzić do zawałów serca, udarów czy wypadków gdy ludzie udowadniają sobie, iż są równie sprawni czy odważni jak wcześniej i świętują urodziny np. skokami spadochronowymi lub wspinaczką górską. Teorię tę wzmacnia fakt, iż najczęściej w dniu urodzin umierają ludzie, którzy ukończyli 60. rok życia. Z artykułu w Annals of Epidemiology dowiadujemy się, że naukowcy pracujący pod kierunkiem socjologa Vladeta Ajdacic-Grossa przyjrzał się niemal 2,5 milionom przypadków zgonów Szwajcarów z lat 1969-2008 i odkryli, iż prawdopodobieństwo zgonu z powodu chorób układu krążenia jest o niemal 20% wyższe w dniu urodzin niż w jakimkolwiek innym dniu. Dla udarów ryzyko jest nawet nieco wyższe. Co ciekawe było ono także wyższe, o 10,8%, dla chorób nowotworowych.
-
Kto rano wstaje, ten nie ma społecznego długu czasowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
W porównaniu do nocnych marków, ludzie będący rannymi ptaszkami są zdrowsi i bardziej zadowoleni z życia. Psycholodzy z Uniwersytetu w Toronto przekonują, że dzieje się tak, bo łatwiej im się przystosować do typowego rozkładu dnia. Kanadyjczycy ujawnili, że sowy są bardziej podatne na tzw. społeczny dług czasowy (od ang. social jet lag), przy którym tykanie zegara biologicznego danej osoby nie jest zsynchronizowane z jej aktywnością społeczną, czyli zegarem społecznym. Zestrojone pod każdym względem skowronki czują się za to bardziej wybudzone, czujne, szczęśliwsze i zmotywowane do działania. Ich układ odpornościowy także działa lepiej. Wcześniejsze badania wykazały, że młodsi ludzie typu porannego są szczęśliwsi od rówieśników, którzy wstają późno. Najnowsze badania akademików z Toronto pokazały, że podobnie dzieje się w przypadku starszych osób. Najbardziej interesujące jest dla mnie to, że wyniki sugerują, że silniejsza tendencja starszych ludzi do wczesnego wstawania częściowo odpowiada za ich lepszy, w porównaniu do młodszych dorosłych, nastrój - ujawnia doktorantka Renee Biss. Wniosek jest taki, że bez względu na wiek skowronki twierdzą, że czują się szczęśliwsze od sów. Jednym z powodów, dla których ranne ptaszki wydają szczęśliwsze od nocnych marków, jest lepsze dostosowanie do społecznych oczekiwań co do pór, kiedy powinno się wstawać i iść spać. Kanadyjczycy badali 2 populacje: 1) 435 osób w wieku 17-38 lat i 2) 300 ludzi w wieku 59-79 lat. Wszystkich poproszono o wypełnienie kwestionariusza dotyczącego stanu emocjonalnego, preferowanej pory dnia i samooceny zdrowia. Do 60. r.ż. większość ludzi przechodziła na poranną "stronę mocy". W młodszej grupie mniej niż 1 osoba na 10 uznawała się za skowronka, z wiekiem odsetki ulegały odwróceniu i tylko ok. 7% badanych przypisywało się do kategorii nocnych marków. -
Pod względem akustycznym kakofoniczna muzyka przypomina wokalizacje zestresowanych zwierząt. Wg naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA), tłumaczy to jej pobudzające i przykuwające uwagę właściwości. Daniel Blumstein, główny autor badania, którego wyniki ukazały się w piśmie Biology Letters, jest autorytetem w dziedzinie sygnałów dystresu, zwłaszcza u świstaków. Przed 2 laty jego zespół opisał techniki manipulowania emocjami, wykorzystywane przez autorów ścieżek dźwiękowych do 4 rodzajów filmowych: dramatów, horrorów, filmów przygodowych i wojennych. Przy najnowszym studium Blumstein współpracował z Peterem Kaye'em, kompozytorem muzyki filmowej, oraz prof. Gregiem Bryantem z UCLA, który specjalizuje się w komunikacji głosowej i psychologii ewolucyjnej, a w wolnych chwilach muzykuje. Korzystając z syntezatora, Kaye i Bryant skomponowali serię 10-s utworów. Chcieliśmy sprawdzić, czy bazując na tym, co się dzieje w muzyce, będziemy umieli wywołać lub stłumić u słuchacza emocje. W warunkach kontrolnych odtwarzano standardową, emocjonalnie neutralną muzykę, w której nie występowały np. ostre przejścia między częstotliwościami. Przy drugim scenariuszu wszystko zaczynało się tak samo spokojnie, a potem nagle pojawiały się różnego rodzaju zakłócenia. Studenci słuchali próbek z obu scenariuszy, a później oceniali je pod kątem dwóch czynników: 1) w jakim stopniu muzyka była poruszająca i 2) czy wzbudzała negatywne, czy pozytywne odczucia. Kiedy w nagraniu pojawiały się jakieś zniekształcenia, badani uznawali je za bardziej pobudzające. Częściej opisywali je też jako naładowane negatywnymi emocjami. Akademicy uważają, że słuchanie takiej muzyki przypomina kontakt z wokalizacjami zestresowanych zwierząt, u których w takich warunkach przez krtań szybko przechodzi duża objętość powietrza. Studium pomaga wyjaśnić, czemu rock and roll tak na nas działa - budzi w nas zwierzę - przekonuje Bryant. Blumstein, Bryant i Kaye podkreślają, że ich studium jako pierwsze nawiązało do komunikacji zwierzęcej w ramach badań nad percepcją muzyki. Amerykanie opowiadają, że większa część efektu zanika, gdy muzykę połączy się z niedziałającym na wyobraźnię obrazem. Gdy w drugim eksperymencie te same utwory sparowano z 10-s minimalnie emocjonującymi filmikami, np. nagraniami chodzących czy pijących kawę ludzi, kakofoniczne utwory nie były oceniane jako pobudzające, ale z drugiej strony przypisywano im silniejszy negatywny wydźwięk niż podczas odtwarzania muzyki bez obrazu. Wideo eliminowało element pobudzenia, ale nie przebijało emocjonalnego wydźwięku utworu - podsumowuje Bryant.
-
Astronomowie sądzą, że czarne dziury w centrach galaktyk rosną wraz z gwiazdami położonymi w centralnym zgrubieniu galaktycznym. Im większa masa gwiazd, tym większa czarna dziura. Jednak nowe dowody zdobyte za pomocą teleskopu Chandra X-ray Observatory wskazują, że teoria taka jest niekompletna. Masa czarnej dziury zwykle wynosi 0,2% masy materii znajdującej się w zgrubieniu centralnym. Jednak z danych dotyczących galaktyk NGC 4342 i NGC 4291 wynika, że ich czarne dziury są, odpowiednio, 10- i 35-krotnie bardziej masywne w stosunku do swojego zgrubienia. Otaczające czarną dziurę halo ma również masę przekraczającą tę przewidzianą teoriami. Zdaniem naukowców, najnowsze badania dowodzą, że masa czarnych dziur w centrach galaktyk jest związana nie z masą zgrubienia, a z masą halo. Ich zdaniem to nie czarne dziury są zbyt masywne. To galaktyki NGC 4342 i NGC 4291 mają zbyt małą masę. Przekazane przez Chandra dane wykluczyły, by przyczyną nieproporcjonalnie małej masy obu galaktyk było pozbawienie ich materiału przez inne galaktyki, które „ukradły“ im materię. Gdyby bowiem doszło do takiego wydarzenia, czarne dziury zostałyby pozbawione halo. Jego materia jest bowiem luźniej związana z galaktykami niż gwiazdy, zatem łatwiej by się od nich oddzieliła. Tymczasem wykonane badania wykazały, że halo czarnych dziur jest szeroko rozprzestrzenione po obu galaktykach. To najmocniejszy dowód, że czarne dziury mogą rosnąć szybciej niż ich galaktyki - podsumował wyniki badań ich współautor Bill Forman. Jak to możliwe? Uczeni spekulują, że czarne dziury, gdy powstawały, wchłonęły dużą ilość gazu znajdującego się w centrum galaktyki, im więcej go wchłaniały, tym szybciej rosły. Gdy osiągnęły krytyczną masę, dochodziło do emisji dużych ilości energii, co uniemożliwiało stygnięcie pobliskiej materii i ograniczało powstawanie nowych gwiazd.
-
Niezdrowy tryb życia, np. palenie papierosów, wydaje się mieć niewielki wpływ na jakość spermy wyrażoną liczbą ruchliwych plemników - twierdzą naukowcy z Uniwersytetów w Manchesterze i Sheffield. W studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Human Reproduction, wzięło udział 2249 mężczyzn z 14 brytyjskich klinik leczenia niepłodności. Badacze poprosili ich o wypełnienie kwestionariusza dotyczącego trybu życia. Następnie porównali ze sobą 939 mężczyzn, u których w ejakulacie znajdowało się mało ruchliwych plemników i 1310-osobową grupę kontrolną z wyższą liczbą pływających plemników. Akademicy stwierdzili, że panowie z ejakulatem gorszej jakości 2,5-krotnie częściej przechodzili kiedyś operację jąder, 2 razy częściej należeli do rasy czarnej, 1,3 razy częściej wykonywali pracę manualną, nie nosili bokserek i nie mieli wcześniej dzieci. Co ciekawe, rekreacyjne zażywanie narkotyków, tytoń, alkohol, a także waga (wyrażona za pomocą wskaźnika masy ciała) okazały się czynnikami o niewielkim wpływie. Mimo że wybory związane z trybem życia są ważne dla innych aspektów zdrowia, nasze badania sugerują, że wiele decyzji z tego zakresu ma prawdopodobnie niewielki wpływ na to, ile ruchliwych plemników znajduje się w ejakulacie. Dla przykładu: fakt, czy mężczyzna był czynnym palaczem, czy nie, okazał się nieistotny. Proporcja mężczyzn z niewielką liczbą pływających plemników była podobna, bez względu na to, czy ochotnik nigdy nie palił, czy też w okresie badania wypalał dziennie 20 papierosów. Analogicznie znaleziono niewielkie poparcie dla ryzyka związanego ze spożyciem alkoholu - opowiada dr Andrew Povey z Uniwersytetu w Manchesterze. To potencjalnie unieważnia wszystkie rady dawane mężczyznom odnośnie do zwiększenia płodności [...]. Odraczanie terapii par, by w tym czasie mogły wprowadzić zmiany w trybie życia, w przypadku których dowody skuteczności są słabe, raczej nie zwiększy ich szans na poczęcie [...]. Dr Allan Pacey z Uniwersytetu w Sheffield dodaje, że choć w ramach studium nie udało się znaleźć związku między liczbą ruchliwych plemników a czynnikami określającymi tryb życia, może się okazać, że korelują one z innymi cechami plemników, których tutaj nie wzięto pod uwagę, np. morfologią (kształtem i wielkością) albo jakością DNA. Biorąc to pod uwagę, akademicy zalecają, by nie zarzucać zdrowego trybu życia.
-
Klienci Royal Bank of Scotland mogą wypłacać z bankomatów gotówkę korzystając ze smartfonów. Najpierw jednak muszą na swoim telefonie zainstalować specjalną aplikację. Dostęp do aplikacji wymaga wprowadzenia hasła. Dopiero wtedy pojawia się sześciocyfrowy kod, który należy wprowadzić do bankomatu by wybrać gotówkę. Obecnie wypłaty ograniczone są do 100 funtów. Za pomocą karty można wybierać do 300 funtów. Aplikacja na smartfony to rozwinięcie usługi RBS, która pozwala klientom banku na wypłatę pieniędzy w razie kradzieży karty.
-
Z 17-dniowych zwłok wyizolowano żywe komórki miogenne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
W ludzkiej tkance mięśniowej pobranej 17 dni po zgonie znaleziono żywe i zdatne do hodowli komórki macierzyste. Wcześniejsze badania sugerowały, że w tak niesprzyjających warunkach - przy braku tlenu i składników odżywczych - wytrzymają góra 2 dni. Fabrice Chrétien z Instytutu Pasteura w Paryżu miał dostęp do maksymalnie 17-dniowych zwłok, co oznacza, że górnej granicy żywotności komórek macierzystych jeszcze nie rozpoznano. Być może są w stanie wytrzymać jeszcze dłużej. Ciała przechowywano w temperaturze 4 stopni Celsjusza. Wyizolowane komórki macierzyste dały początek komórkom mięśni szkieletowych. Naukowcy pozyskali żywe komórki macierzyste także z 2-tygodniowych mysich trucheł. Po przeszczepieniu gryzoniom z urazami komórki macierzyste hemopoezy i mięśni pomagały w regeneracji tkanki. Mimo że z technicznego punktu widzenia wydaje się to wykonalne, nie twierdzimy, że w leczeniu pacjentów będziemy używać starych ciał. W celach klinicznych nie trzeba czekać tak długo, dlatego pobieramy komórki macierzyste kilka godzin po śmierci. Francuzi podkreślają, że komórki macierzyste z ludzkich i mysich zwłok były w momencie wykrycia uśpione - ich metabolizm był bardzo spowolniony, poziom reaktywnych form tlenu (RFT) podwyższony, a faza zastoju przed pierwszym podziałem dłuższa. Lepsze zrozumienie procesu "hibernacji" pozwoli dłużej utrzymać komórki macierzyste przy życiu. Na razie ustalono, że kluczową rolę odgrywa tu głębokie niedotlenienie. Choć wcześniej sądzono, że to niekorzystne zjawisko, bez niego przetrwanie i zachowanie zdolności regeneracyjnych nie byłoby możliwe. -
Użytkownicy Megaupload mogą odzyskać dane... jeśli zapłacą
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Amerykańska prokuratura nie ma nic przeciwko temu, by użytkownicy Megaupload odzyskali dostęp do swoich danych. Pod warunkiem, że sami poniosą koszty takiej operacji. Stanowisko prokuratury zostało wyjaśnione w odpowiedzi na pozew wniesiony przez Electronic Frontier Foundation w imieniu Kyle’a Goodwina, reportera sportowego ze stanu Ohio. Goodwin przechowuje na serwerach Megaupload kopie wykonanych przez siebie filmów z wydarzeń sportowych. Jego twardy dysk uległ awarii, a do wykonanych przez siebie kopii nie ma dostępu, gdyż prokuratura przejęła i zamknęła domenę Megaupload.com. Amerykańskie prawo pozwala stronom trzecim, które mają jakieś żądania dotyczące przejętej przez prokuraturę własności, domagać się do niej dostępu. Prokuratura nie ma nic przeciwko temu, by Goodwin odzyskał swoje filmy, jednak zaznacza, że proces zidentyfikowania, skopiowania i zwrotu danych pana Goodwina będzie bardzo wysoki, a pan Goodwin domaga się, by to rząd lub Megaupload, lub Carpathia [firma hostingowa, od której Megaupload wynajmował serwery - red.], lub ktokolwiek inny niż on sam poniósł te koszty. Zasugerowano, że jeśli Megaupload lub Carpathia naruszyły warunki umowy, na jakich Goodwin korzystał z serwerów, to poszkodowany może pozwać te firmy i żądać zwrotu kosztów. Nie tylko Goodwin ma problem z Megaupload. Sama Carpathia ocenia, że koszt przechowywania danych Megaupload to 9000 USD dziennie. Nie wiadomo, kto miałby ponosić te koszty. Prokuratura nie rości sobie żadnych pretensji do danych czy serwerów i są one całkowicie w dyspozycji Carpathii. Jednak adwokaci Megaupload mówią, że na serwerach mogą znajdować się dane potrzebne do obrony, zatem nie powinny być one kasowane, a za utrzymanie serwerów powinien zapłacić Departament Sprawiedliwości. W połowie kwietnia sąd nakazał stronom zawarcie porozumienia dotyczącego losu serwerów. Uznał bowiem, że Carpathia nie powinna być obciążana kosztami ich utrzymania. Jednak płacić za nie nie chce też DoJ. Najbardziej zainteresowani danymi są, oczywiście, ich właściciele oraz Megaupload. -
Skały z Pensylwanii, Południowej Karoliny i Syrii mogą dowodzić, że mamuty i prehistoryczna megafauna wyginęły wskutek... uderzeń meteorytów. Naukowcy z Wydziału Nauk o Ziemi amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki stwierdzili, że znajduje się w nich materiał przypominający roztopione szkło, który uformował się około 13 000 lat temu w temperaturze od 1700 do 2200 stopni Celsjusza. Badania morfologiczne i geochemiczne dowiodły, że stopiony materiał nie jest ani dziełem człowieka, ani wynikiem działalności wulkanicznej. Jest za to identyczny z tym, co pozostało po znanych uderzeniach meteorytów. Przypomina też materiał, który powstał w wyniku testów broni jądrowej przeprowadzanych w 1945 roku w stanie Nowy Meksyk - mówi profesor James Kennett z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Odkrycie może być mocnym potwierdzeniem kontrowersyjnej teorii, że okres gwałtownego ochłodzenia klimatu, znany jako młodszy dryas, rozpoczął się od uderzenia dużego meteorytu lub eksplozji roju meteorytów w atmosferze naszej planety. Jako, że te trzy miejsca w Ameryce Północnej i na Bliskim Wschodzie są od siebie oddalone o tysiące kilometrów, prawdopodobnie mieliśmy do czynienia z trzema lub więcej dużymi uderzeniami, prawdopodobnie spowodowanymi przez fragmenty meteorytu lub komety - dodaje Kennett. Podobne roztopione szkło znaleziono też w Argentynie i Wenezueli. Region w Syrii, w którym upadł hipotetyczny meteoryt, to jedno z miejsc uważanych za kolebkę rolnictwa. Kosmiczna katastrofa miała prawdopodobnie duży wpływ na osadnictwo. Ponadto mniej więcej w czasie domniemanego upadku zniknęła ważna północnoamerykańska kultura Clovis. Stąd też czasem hipotetyczną kometę nazywa się w nauce „kometą Clovis“.
-
Naukowcy z Trinity College Dublin informują, że wystawienie na działanie nanocząstek może mieć katastrofalne skutki dla zdrowia. Na łamach Nanomedicine poinformowali, że nanocząstki można powiązać z reumatoidalnym zapaleniem stawów i innymi chorobami autoimmunologicznymi. Irlandzcy uczeni zadali sobie pytanie, czy istnieje wspólny mechanizm rozwoju chorób autoimmunologicznych powodowanych przez nanocząsteczki węgla o różnych właściwościach fizycznych i chemicznych. Nie od dzisiaj wiadomo, że nanocząsteczki z dymu papierosowego czy spalin samochodowych powodują wiele chorób. Zespół pracujący pod kierunkiem profesora Yuria Volkowa poddał różne rodzaje ludzkich komórek oddziaływaniu nanocząsteczek węgla i dwutlenku krzemu. Wielkość nanocząsteczek wahała się od 20 do 400 nanometrów. Uzyskane wyniki dowiodły, że wszystkie nanocząstki wywołały podobną odpowiedź, która objawiała się zmianą argininy w cytrulinę. Proteiny zawierające zmodyfikowany aminokwas przestają prawidłowo funkcjonować i są atakowane przez układ odpornościowy, co może prowadzić do rozwoju chorób autoimmunologicznych.
-
Statyny - nowe wcielenie wampira energetycznego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Statyny, leki obniżające poziom cholesterolu we krwi, wydają się obniżać coś jeszcze - poziom energii. Dr Beatrice Golomb z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego podkreśla, że efekt uboczny dotyczy w większym stopniu kobiet. Wg Golomb, zmęczenie pojawia się u sporej części osób poddawanych statynoterapii. Ponieważ nie następuje to od razu, lekarze mogą nie kojarzyć faktów. Kalifornijczycy analizowali dane ze studium, w którym wzięło udział 1016 osób (692 mężczyzn i 324 kobiety z poziomem LDL wynoszącym 115-190 mg/dl, bez chorób sercowo-naczyniowych i cukrzycy). Ochotników podzielono na 3 grupy. Jedna przez pół roku zażywała 40 mg prawastatyny (statyny lipofilnej), druga 20 mg simwastatyny (statyny hydrofilowej), a trzecia placebo. Na początku badani oceniali zasoby energii i zmęczenie podczas ćwiczeń na skali od 0 do 10 (w ten sposób wyznaczano wartość bazową). Po 6 miesiącach należało ocenić zmianę energii/zmęczenia podczas aktywności na 5-punktowej skali, gdzie -2 oznaczało znaczny spadek, a +2 znaczny wzrost w porównaniu do punktu wyjścia. Jak twierdzi Golomb, wyniki sugerują, że ok. 15% pacjentów zażywających statyny będzie odczuwać silniejsze ogólne zmęczenie lub wyczerpanie w czasie ćwiczeń. Kalifornijczycy podkreślają, że to pierwsze randomizowane studium, które zademonstrowało niekorzystny wpływ statyn na energetyczność pacjentów. Co więcej, skutki zaobserwowano w generalnie zdrowej próbie i przy umiarkowanych dawkach leku. -
Robot wyglądający jak płodna samica został zaakceptowany zarówno przez samce, jak i samice danio pręgowanego (Danio rerio). Ponieważ obie płci starały się znajdować w pobliżu maszyny, dokładnie tak samo jak w przypadku żywej płodnej samicy, naukowcy zyskali sposób na odciąganie stad od wycieków ropy czy innych zagrożeń. Wyniki studium naukowców z Polytechnic Institute of New York University (NYU-Poly) i Istituto Superiore di Sanità w Rzymie ukazały się w piśmie Bioinspiration and Biomimetics. Zespół kontynuował wcześniejsze badania, w ramach których zajmowano się reakcjami innego gatunku - słodkowodnej wzdręgi (Notemigonus crysoleucas) - na wskazówki hydrodynamiczne. Jak wyjaśnia prof. Maurizio Porfiri, N. crysoleucas pływały za robotem, wykorzystując ślad pozostawiany przez jego falujący ogon. Pozwalało im to zaoszczędzić energię. W ramach najnowszego eksperymentu sztuczna samica pozostawała w miejscu i była oddzielona od danio pręgowanych przezroczystymi taflami. Mimo że maszyna machała ogonem, ryby pływały w niewzruszonej wodzie, nie czerpały więc żadnych hydrodynamicznych korzyści z obecności cyfrowej koleżanki. Gromadziły się jednak obok przepierzenia, co oznacza, że działał na nie sam jej widok. Wydaje się, że rybom nie przeszkadzał nawet gigantyzm maszyny. Podczas gdy D. rerio dorasta do ok. 5 cm, robot mierzył aż 15 cm. Naukowcy zauważyli, że gdy robot z falującym ogonem znajdował się obok pustej strefy kontrolnej, lubiły przy nim spędzać czas zarówno pojedyncze ryby, jak i całe stadka. Kiedy w pobliżu maszyny umieszczano replikę z nieruchomym ogonem, danio przemieszczały się do części akwarium bliżej aktywnej wersji (pociągał je ruch). Gdy jednak robot z poruszającym się ogonem znajdował się obok pustej strefy kontrolnej w ciemnym akwarium, danio przemieszczały się w kierunku pustego przedziału. Sugeruje to, że bały się hałasu robionego przez ogon, a ruch jest atrakcyjny tylko wtedy, gdy go widać. Za dnia bodziec wzrokowy jest tak silny, że może stłumić reakcję na dźwięk - wyjaśnia Porfiri. Co ciekawe, kiedy w sekcji kontrolnej umieszczano żywego danio, tłum podążał ku niemu, co oznacza, że ryby odróżniają swoich od sztucznych i wolą tych pierwszych. Biorąc pod uwagę wszystkie te ustalenia, amerykańsko-włoski zespół zamierza stworzyć model ciszej poruszający ogonem. W przyszłości roboryby będą też wyposażone w kamery i sztuczną inteligencję, aby mogły autonomicznie zmieniać swoje zachowanie w odpowiedzi na reakcje badanych zwierząt. Poza tym naukowcy chcą umieszczać w jednym akwarium wiele gatunków ryb i przyciągać jedne, odstraszając jednocześnie pozostałe. Porfiri dywaguje, że sztuczne danio pręgowane można by wykorzystać podczas testów klinicznych, w których D. rerio często zastępują myszy. Robot pozwalałby np. ustalić, w jaki sposób lek oddziałuje na zachowania społeczne ryb.
-
Zanieczyszczenie azotem zapewnia rosiczkom okrągłolistnym (Drosera rotundifolia) ze szwedzkich torfowisk tak dużo składników odżywczych, że nie muszą już łapać tyle owadów, co wcześniej. Zwykle D. rotundifolia rosną w środowiskach ubogich w azot, dlatego by uzupełnić swoją dietę, muszą chwytać owady. Okazuje się jednak, że działalność człowieka, m.in. spalanie paliw kopalnych, doprowadziła do znacznego zwiększenia ilości azotu odkładanego w torfie przez deszcz. Z doniesień zespołu doktora Jonathana Milletta z Loughborough University wynika, że o ile rośliny z mniej zanieczyszczonych obszarów uzyskują z owadów 57% azotu, o tyle na terenach z bardziej intensywnym "nawożeniem" odsetek ten spada do zaledwie 22%. Korzenie mają dostęp do takiej obfitości azotu, że rosiczki nie muszą już tak dużo jeść. Millett opowiada, że wcześniejsze eksperymenty zademonstrowały, że pod wpływem zmiany azotowych warunków bytowania liście z włoskami gruczołowymi stają się mniej lepkie. Niebagatelną rolę wydaje się też odgrywać zmiana ich koloru z czerwonego na bardziej zielony. Ponieważ czerwień działa na owady jak atraktant, wyjaśniałoby to, czemu statystyki myśliwskie D. rotundifolia z zanieczyszczonych okolic są mniej imponujące. Współpracownicy Milletta pobrali próbki D. rotundifolia z kilku torfowisk na północy Szwecji, które różniły się pod względem stopnia zanieczyszczenia azotem. Po rozdrobnieniu próbki analizowano pod kątem zawartości izotopów azotu (azot o pochodzeniu biologicznym ma inną sygnaturę izotopową niż azot z deszczówki). Porównując rozkład izotopów w rosiczkach i owadach oraz niedrapieżnych roślinach z tych samych okolic, można było wywnioskować, jaka część zasobów azotu pochodziła od ofiar, a jaka została wchłonięta za pośrednictwem korzeni. Rośliny preferują pozyskiwanie azotu za pomocą korzeni. W ubogich środowiskach rosiczki nie mają wyboru, ale gdy tylko nadarza się okazja, chętnie rezygnują z utrzymywania kosztownego energetycznie dodatkowego wyposażenia "doazotowującego". W miejscach ze wzmożonym odkładaniem azotu rośliny owadożerne pozyskują więcej N za pomocą korzeni, ale nadal muszą ponosić resztkowe koszty bycia drapieżnikami. Dlatego też "zwykłym" roślinom łatwiej będzie przetrwać [w takich warunkach]. Dość prawdopodobne zatem, że w przyszłości dojdzie do lokalnego ograniczenia występowania albo nawet wyginięcia gatunków drapieżnych. Co prawda poszczególne okazy stają się większe i sprawniejsze, ale gatunek jako całość jest słabiej przystosowany do bogatych w azot środowisk i z czasem zacznie przegrywać. Millett planuje rozszerzyć swoje badania na inne torfowiska, np. brytyjskie.
-
Z artykułu opublikowanego w Archives of Internal Medicine dowiadujemy się, że rzucenie palenia zawsze przynosi korzyści. Bez względu na wiek, w którym zdecydujemy się na rezygnację z papierosów. Większość palaczy nie docenia zagrożenia dotyczącego ich samych. A wielu starszych palaczy uważa, że są zbyt starzy by rzucić palenie lub zbyt starzy, by odnieść z tego jakieś korzyści - napisał w komentarzu do wspomnianego artykułu Tai Hing Lam z Uniwersytetu w Hongkongu. Specjaliści z Niemieckiego Centrum Badania nad Rakiem z Heidelbergu przeanalizowali wyniki 17 szeroko zakrojonych badań, które zostały opublikowane w latach 1987-2011. Badania prowadzono w siedmiu różnych krajach - USA, Chinach, Australii, Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii - i trwały one od 3 do 50 lat. Brało w nich udział od 863 do 877.243 osób. Analiza jednoznacznie wykazała, że osoby po 60. roku życia i starsze odnoszą korzyści z rzucenia papierosów. Średnio dla palaczy i byłych palaczy ryzyko śmierci było wyższe o, odpowiednio, 83% i 34% niż dla osób niepalących. W przypadku osób starszych ryzyko zgonu spowodowanego paleniem było 2-krotnie wyższe w przypadku palaczy oraz o 1,3 raza wyższe w przypadku byłych palaczy w porównaniu z grupą niepalących. To oznacza, że rzucenie palenia nawet w starszym wieku znacznie zmniejsza ryzyko śmierci. Jeśli spowodujesz, by dwóch palaczy rzuciło papierosy, uratujesz co najmniej jedno życie - podsumowują autorzy artykułu.
-
Jeszcze do niedawna wydawało się, że użytkownicy Windows 8 będą mogli wybrać pomiędzy Metro a klasycznym interfejsem Windows. Jednak, jak informuje znany ekspert ds. Microsoftu, Paul Thurrot, koncern nie da nam wyboru. Software’owy gigant zmienił zdanie i moje źródła w Microsofcie poinformowały mnie, że właśnie trwa usuwanie kodu starego przycisku Start i całego Menu Start, więc deweloperzy nie będą mogli stworzyć aplikacji, które pozwolą na korzystanie z tych narzędzi - stwierdził Thurrot. Możliwość wykorzystania klasycznego interfejsu była rozpatrywana pod kątem potrzeb firm, która mogłyby jednocześnie używać Windows 7 i Windows 8. Zdaniem Thurrota Microsoft zmienił zdanie, gdyż w środowisku biznesowym nowy system i tak się nie przyjmie. Firmy dopiero zaczynają masowo przechodzić na Windows 7, który może być kolejnym XP - bardzo popularnym systemem, używanym przez wiele kolejnych lat. A Windows 8 i tak trafi na setki milionów urządzeń konsumenckich, zatem klient indywidualny z czasem przyzwyczai się do nowego interfejsu. Oficjalnie Microsoft tłumaczy, że rezygnacja z interfejsu Aero spowodowana jest jego dużym zapotrzebowaniem na energię.
-
Erytropoetyna (EPO) bywa przez sportowców wykorzystywana jako środek dopingowy, ponieważ wpływając na erytropoezę - proces namnażania i różnicowania erytrocytów - zwiększa utlenowanie krwi, a więc i możliwości mięśni. Wg ostatnich badań szwajcarskich naukowców, działanie EPO jest nie tylko odroczone. Tuż po wstrzyknięciu hormon oddziałuje bowiem na mózg i znacznie poprawia motywację do działania. Zespół Maxa Gassmanna, fizjologa weterynaryjnego z Uniwersytetu w Zurychu, prowadził eksperymenty na dwóch grupach myszy: 1) transgenicznych gryzoniach z nadekspresją ludzkiej erytropetyny wyłącznie w mózgu (a więc bez wpływu na produkcję czerwonych krwinek) oraz 2) zwierzętach typu dzikiego, którym jednokrotnie podawano wysoką dawkę rekombinowanej ludzkiej erytropoetyny (hormon docierał do mózgu z krwią). Szwajcarzy zaobserwowali, że w porównaniu do myszy kontrolnych, w obu grupach wystąpiła niespodziewana poprawa maksymalnej zdolności wysiłkowej na bieżni, niezależna od zmian ogólnej masy hemoglobiny, objętości krwi czy parametrów sercowo-naczyniowych. Gassmann wyjaśnia, że wg jego zespołu, EPO motywuje mózg, by zwiększyć wysiłek i osiągi fizyczne. Obecnie prowadzone są testy na ochotnikach. Ponieważ erytropoetyna wydaje się wpływać na nastrój, naukowcy myślą o jej wykorzystaniu w terapii depresji.
-
Analitycy z iSuppli uważają, że ceny dysków twardych powrócą do poziomu sprzed ubiegłorocznych powodzi dopiero w roku 2014. Gdy woda zniszczyła tajlandzkie fabryki, ceny HDD natychmiast poszybowały w górę. Jeszcze w trzecim kwartale 2011 przeciętna cena dysku twardego wynosiła 51 USD. Kwartał później wzrosła do 66 dolarów. Utrzymywała się na tym poziomie przez cały I kwartał 2012 roku, a w drugim kwartale ma się zmniejszyć o zaledwie 1 dolara. Powódź doprowadziła w ostatnim kwartale 2011 roku do 29-procentowego zmniejszenia podaży HDD. iSuppli spodziewa się, że w trzecim kwartale bieżącego roku produkcja wróci do pierwotnego poziomu. Pomimo to ceny utrzymają się na wysokim poziomie. Przyczynią się do tego zarówno koncentracja rynku w rękach niewielu graczy - Seagate przejęło część Samsunga a Western Digital kupił Hitachi Global Storage Technologies - jak i fakt, że producenci OEM podpisali z producentami HDD długoterminowe umowy na dostawy dysków po cenach ustalonych już po powodzi.
-
Nacieranie na przeciwnika głową kojarzy się właściwie wyłącznie ze zwierzętami wyposażonymi w rogi. Okazuje się jednak, że tę samą strategię - tyle że z dużymi naroślami na czole zamiast rogów - stosują samce papugoryb Bolbometopon muricatum. Ich "tryknięcia" są nie tylko widowiskowe, ale i naprawdę głośne. Podążając za B. muricatum w wodach atolu Wake na Oceanie Spokojnym, ekipa Roldana Muñoza z NOAA zauważyła, że samce najpierw zderzają się głowami, a później próbują się podgryzać. Ichtiolodzy wyjaśniają, czemu spektakularne zachowanie udało się wcześniej zaobserwować tylko raz - nurkom eksplorującym Morze Czerwone (artykuł ze wzmianką o walkach u wybrzeży Sudanu ukazał się w brytyjskim piśmie Diver w sierpniu 2009 r.). Głównym problemem jest nadmierne poławianie. W dzień B. muricatum pływają w dużych grupach, przez co łatwo je złapać w sieć, a w nocy śpią w płytkich wodach i padają ofiarą myśliwych wyposażonych w harpuny. Wolno rosnąc i późno dojrzewając, ryby te boleśnie odczuwają skutki ludzkiej nagonki. Mając z nami złe doświadczenia, zazwyczaj unikają nurków, nie ma się więc co dziwić, że dotąd tylko garstce szczęśliwców dane było obserwować ich "czołowe" pojedynki. Ponieważ od czerwca 2009 r. Wake stanowi część jednego z narodowych pomników USA (Pacific Remote Islands Marine National Monument), ryby są tu bezpieczne i nie boją się ludzi. Za ochronę odwdzięczyły się wspaniałym pokazem siły i witalności.
-
Żółwie olbrzymie Bibi i Poldi były parą przez 115 lat. Wiek z okładem to najwyraźniej zbyt długo, bo rekordziści z zoo w Klagenfurcie nie chcą już ze sobą dzielić klatki. Szefostwo ogrodu zoologicznego wezwało behawiorystów, którzy mieli wprowadzić gady w lepszy nastrój i włączyć je do zespołowych gier, ale wszystkie chwyty zawiodły. Bibi i Poldi nie mogą na siebie patrzeć, mimo że w samym Klagenfurcie żyją jako para już od 36 lat. Straciwszy cierpliwość, Bibi rzuciła się partnera i oderwała mu fragment karapaksu. Później ponawiała ataki, dlatego Poldi musiał się przeprowadzić. Pracownicy zoo twierdzą, że nic się nie zmieniło, a mimo to Bibi zapragnęła mieć klatkę tylko dla siebie. Pozostaje mieć nadzieję, że gdy samica zaspokoi nowo odkryte potrzeby, wróci do swojej dawnej miłości...
-
Jak wiemy, rośliny potrafią odbierać wiele bodźców podobnych tych, jakie i my odbieramy. Reagują na światło, czują związki chemiczne w powietrzu, wodzie i glebie. Niektórzy nawet twierdzą, że rośliny słyszą dźwięki. Pomysł, że dźwięk wpływa na rośliny narodził się w XIX wieku. Do dzisiaj wielu hodowców mówi do swoich kwiatów i utrzymują, że lepiej dzięki temu rosną. Zespół Moniki Gagliano z University of Western Australia przeprowadził niezwykle interesujące eksperymenty. Poddano im nasiona papryczki chilli, które umieszczono w szalkach Petriego wokół rosnącego w doniczce fenkułu włoskiego. Całość zamknięto w dźwiękoszczelnej skrzyni, odcinającej całość od wpływów zewnętrznych. Naukowcy wiedzą, że fenkuł wydziela do gleby i powietrza związki chemiczne, które spowalniają wzrost innych roślin. Zatem, jak można było przewidzieć, papryczki w obecności fenkułu rosły wolniej. Eksperyment powtarzano w różnych kombinacjach. Fenkuł przykryty był pudłem lub też stawiano samo pudło, pod którym nie było fenkułu. Wszystkie eksperymenty dały oczekiwane rezultaty. Z wyjątkiem jednego. Okazało się, że gdy fenkuł zamknięto w szczelnym pudle tak, iż nie mogły się z niego wydostać żadne związki chemiczne... papryczki rosły znacznie szybciej, niż w jakimkolwiek innym przypadku. Nawet w sytuacji, gdy fenkułu nie było obok, nie rosły tak szybko. Zespół Galiano przypuszcza, że papryczki odbierały z fenkułu jakieś sygnały - prawdopodobnie dźwiękowe - które świadczyły o tym, iż wkrótce pojawia się chemikalia spowalniające ich wzrost. Dlatego też chciały zrekompensować przyszłe spowolnienie przyspieszając wzrost przed kontaktem ze związkami z fenkułu. Inny eksperyment wykazał, że papryczki chilli rozwijające się obok innych chilli znajdujących się w zapieczętowanym pudle rosną inaczej niż wówczas, gdy wzrastają samotnie. To również sugeruje wymianę sygnałów pomiędzy roślinami. Susan Dudley z kanadyjskiego McMaster University mówi, że wiadomo, iż rośliny wydają dźwięki. Wiadomo również, że słuch działa podobnie do zmysłu dotyku, a ten drugi rośliny posiadają. Jej zdaniem należy powtórzyć australijskie eksperymenty, by ostatecznie upewnić się, czy rośliny mogą słyszeć.