-
Liczba zawartości
37634 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Specjaliści z ImagineOptix Corporation i North Carolina State University opracowali nową technikę zamiany światła niespolaryzowanego w spolaryzowane. Dzięki niej projektory wykorzystujące ciekłe kryształy mogą być niemal dwukrotnie bardziej wydajne pod względem energetycznym. Wszystkie projektory ciekłokrystaliczne korzystają ze światła spolaryzowanego. Jednak efektywne źródła światła emitują je w postaci niespolaryzowanej, konieczna jest zatem jego konwersja. Najczęściej stosuje się w tym celu filtry. Jednak powodują one olbrzymie straty, sięgające ponad 50% pierwotnie wygenerowanego światła. Jakby tego było mało, to utracone światło jest zamieniane w ciepło, stąd konieczność używania głośnych wentylatorów, które i tak nie zapobiegają znacznemu ogrzewaniu się projektorów. Nowa technologia umożliwia zamianę niemal 90% światła niespolaryzowanego w spolaryzowane. System składa się z kilku nieruchomych elementów. Najpierw niespolaryzowane światło przechodzi przez macierz soczewek, które skupiają je na kratownicy, w której znajdują się okrągłe otwory. Następnie trafi na siatkę polaryzacyjną zbudowaną z ciekłych kryształów. Siatka łączy światło z otworów w pary o przeciwnej polaryzacji. Później światło przechodzi przez płytkę półfalową, nadającą wszystkim promieniom taką samą polaryzację. W końcu trafia ono na drugą macierz soczewek, które łączą poszczególne promienie w jeden. System ten można szeroko zastosować w komercyjnych rozwiązaniach. Projektory korzystające z baterii będą dzięki niemu pracowały niemal dwukrotnie dłużej. Wszystkie projektory ciekłokrystaliczne będą mogły zapewnić dwukrotnie większą jasność przy tym samym poborze energii. Nie możemy jedynie obiecać, że lekcje czy spotkania na których wykorzystana zostanie nowa technologia staną się przez to dwukrotnie bardziej interesujące - powiedział doktor Michael Escuti, jeden z autorów badań.
-
Naukowcy z Brigham and Women's Hospital (BWH) odkryli, że u kobiet w średnim wieku i starszych zaburzenia lękowe w postaci fobii wiążą się z krótszymi telomerami. Studium sugeruje zatem, że lęk fobiczny stanowi czynnik ryzyka przyspieszonego starzenia. Telomery to ochronne sekwencje z nukleotydów, które zabezpieczają przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Charakterystyczna natura telomerów jest cennym narzędziem badawczym. Jeżeli bowiem wiadomo, że skracają się one po każdym podziale komórkowym, to pomiar ich długości stanowi wskaźnik biologicznego "wieku" komórki (czytaj: liczby przeprowadzonych podziałów). Jak dotąd postarzałe, skrócone, telomery zostały przez naukowców powiązane z podwyższonym ryzykiem nowotworów, chorób serca czy demencji. W ramach przekrojowego badania, którego wyniki ukazały się w PLoS ONE, Amerykanie uzyskali próbki krwi od 5243 kobiet w wieku od 42 do 69 lat (brały one udział w Studium Zdrowia Pielęgniarek, ang. Nurses' Health Study). Naukowcy określili długość telomerów oraz przyjrzeli się wynikom kwestionariuszy dot. fobii. Okazało się, że wysoki poziom lęku fobicznego współwystępował ze znacznie krótszymi telomerami. Różnica długości telomerów pomiędzy kobietami z silnymi fobiami i osobami zdrowymi odpowiadała dodatkowym 6 latom życia. Wielu ludzi zastanawia się, czy i [ewentualnie] jak stres przyspiesza starzenie. Nasze studium wskazuje na korelację między rozpowszechnioną formą lęku a mechanizmem przedwczesnego starzenia. Należy jednak pamiętać, że ten typ badania nie pozwala na ustalenie związku przyczynowo-skutkowego i kierunku zależności: czy najpierw pojawia się lęk, czy skrócenie telomerów - podsumowuje dr Olivia Okereke z Wydziału Psychiatrii.
-
Zespół z University of Cincinnati zidentyfikowali w mieście Tikal największą tamę wybudowaną przez Majów. Konstrukcja miała długość 79 i wysokość 10 metrów. W zbudowanym przez człowieka zbiorniku, który zamykała, można było przechowywać 76 000 metrów sześciennych wody. Odkrycie tamy rzuca nowe światło na sposób, w jaki Majowie zarządzali zasobami naturalnymi oraz jak byli w stanie utrzymać tak duże miasto jak Tikal, w którym mogło mieszkać 60 000 - 80 000 osób. To znacznie więcej, niż może być utrzymane z samego tylko korzystania z zasobów środowiska. Majowie utrzymali zaś w tropikach liczne, złożone społeczeństwo przez ponad 1500 lat. Taka populacja miała olbrzymie potrzeby, jeśli chodzi o zasoby. Tymczasem do dyspozycji miała jedynie kamienne narzędzia oraz odpowiadającą im technologię, a mimo to opracowali zaawansowany skuteczny system zarządzania zasobami, który przez długi czas zapewniał miastu rozkwit - mówi profesor antropologii Vernon Scarborough. Najważniejszą sprawą było zapewnienie dostępu do wody, gdyż opady występują sezonowo i często zdarzają się susze. Majowie świetnie wszystko zaplanowali. Place, budynki, drogi i kanały były połączone w jeden wielki system zbierania wody. W Tikal zbierali praktycznie całą wodę, która spadła na terenie miasta. Trafiała ona do zbiorników, gdyż np. place były nachylone tak, by woda ściekała w wyznaczonym kierunku. Zespół Scarborougha uważa, że wielka tama - nazwana Tamą Pałacową - powstała jeszcze przed okresem klasycznym, który przypada na lata 250-800. To druga co do wielkości tama prekolumbijskiej Ameryki. Większa była jedynie Tama Purron, wybudowana w Dolinie Tehuacan, która ostatecznie osiągnęła wysokość 19 metrów i pozwoliła na przechowywanie 370 000 metrów sześciennych wody, podczas gdy maksymalna pojemność zamkniętego nią zbiornika wynosiła 5,1 miliona metrów sześciennych.
-
Słuchamy, ale nie słyszymy, czytamy, ale nie widzimy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Nowe studium z wykorzystaniem EEG ujawniło, że przetwarzając dane językowe, dalecy jesteśmy od analizowania wszystkich wyrazów po kolei czy nawet zwracania uwagi na słowa kluczowe. Płytkość przetwarzania zdemaskowano za pomocą złudzeń semantycznych, w tym przypadku zdań z wyrazami-pułapkami, np. "Gdzie po katastrofie lotniczej powinno się pogrzebać ocalałych?". Brytyjscy naukowcy zauważyli, że ok. połowy ludzi odpowiada na takie pytanie, jak gdyby chodziło o ofiary, a nie ocalonych. Bardzo podobnie sprawy się mają w przypadku pytania "Czy mężczyzna może poślubić siostrę wdowy po sobie?". Większość osób stwierdza wtedy, że tak. Odkrycia zespołu prof. Hartmuta Leutholda z Uniwersytetu w Glasgow wskazują, że zamiast budować znaczenie zdania po głębokiej analizie składowych, jak dotąd zakładano, posługujemy się powierzchownym i wybrakowanym przetwarzaniem. Podczas eksperymentów określano aktywność mózgu osób, które słyszały lub odczytywały zdania z trudnymi do wykrycia anomaliami semantycznymi (słowami pasującymi od kontekstu, ale jednocześnie tworzącymi wyrażenia pozbawione sensu). Okazało się, że ochotnicy dawali się zwieść iluzjom. Co więcej, ich mózg nawet nie odnotowywał dziwnych wyrazów. Analiza działania mózgu pokazała, co nie powinno zresztą dziwić, że częściej posługujemy się spłyconym przetwarzaniem w warunkach większego obciążenia poznawczego. Prof. Leuthold uważa, że dzięki znajomości naszych słabości możemy zapobiegać fatalnym w skutkach błędom, np. pomijaniu krytycznych informacji w podręcznikach czy dokumentach. Poza tym z taką wiedzą da się zadbać o skuteczną komunikację. Lektor w wiadomościach może np. kłaść nacisk na ważne słowa, które w innym razie zostałyby pominięte (w tekście pisanym odpowiednikiem tego zabiegu byłoby zastosowanie kursywy czy wytłuszczanie). Ważny wydaje się także sposób konstruowania zdań. Dobrym pomysłem jest podawanie ważnych informacji na początku, ponieważ z większym prawdopodobieństwem pomijamy niezwykłe wyrazy, kiedy znajdują się na końcu zdania. Profesor zaleca też posługiwanie się stroną czynną, a nie bierną, bo przy tej drugiej popełniamy więcej błędów interpretacyjnych. -
Yahoo! podjął zaskakującą decyzję. Na fotel prezesa firmy powołano... Marissę Mayer. Piękna blondynka z Google’a przez lata była jednym z głównych przeciwników Yahoo!. Pani Mayer, uznana w swoim czasie przez Fortune za jedną z 50 najpotężniejszych kobiet biznesu, zdecydowała o kształcie takich serwisów jak Google Maps, Google Earth czy Google.com. Mayer ma obecnie 37 lat, a do Google’a dołączyła w 1999 roku jako 20. pracownik firmy. Nowa prezes Yahoo! pochodzi z niewielkie miasteczka Wausau w stanie Wisconsin. W szkole średniej ta typowa intelektualistka, członkini szkolnego klubu dyskusyjnego postanowiła zostać... cheerleaderką. Jako „pomponiara“ postawiła sobie za cel walkę ze stereotypem głupiej blondynki-cheerleaderki. Później były studia na Uniwersytecie Stanforda, gdzie spotkała Page’a i Brina, a ci zaproponowali jej pracę w swoim właśnie rozwijanym projekcie. W tym czasie na zdolną studentkę czekało już 12 innych ofert pracy. Mogła zostać wykładowczynią na Carnegie Mellon, konsultantką w McKinsey czy programistką w Oracle’u. Jednak niezwykłe okoliczności, w jakich zetknęła się z pracownikami Google’a spowodowały, że podjęła decyzję o zatrudnieniu się w nowo powstającej firmie. Później wspominała, że jej pierwszym rozmówcą był mężczyzna, który stwierdził, że tak naprawdę nie powinien przeprowadzać z nią rozmowy o pracę, gdyż sam został zatrudniony dzień wcześniej i jeszcze nie wie, czym się Google zajmuje. Już cztery lata później była dyrektorem ds. produktów i to ona decydowała, który z serwisów oraz w jakim kształcie zostanie udostępniony użytkownikom Google’a. Teraz Mayer zostanie piątym prezesem Yahoo! w ciągu ostatnich pięciu lat. To dla mnie wielka szansa, by mieć globalny wpływ na użytkowników oraz pomóc firmie w zarządzaniu jej portfolio, przyciągnąć wielkie talenty i zainspirować ludzi - powiedziała nowa pani prezes w wywiadzie. Mayer będzie musiała opracować strategię wyjścia Yahoo! z kryzysu oraz skutecznej konkurencji przeciwko Google’owi. Yahoo! przegrywa konkurencję i z byłym pracodawcą Mayer, i z Facebookiem. Ma mniej użytkowników oraz mniej reklamodawców. Odbiciem pogarszającej się sytuacji jest cena akcji portalu. W maju 2008 roku Microsoft chciał przejąć Yahoo! płacąc 33 dolary za akcję. Była to kwota o kilkadziesiąt procent wyższa, niż ówczesna cena akcji. Teraz akcje Yahoo! sprzedawane są za mniej niż 16 USD. Od września 2008 roku nie przekroczyły granicy 20 dolarów.
-
Agencja marketingowa Momentum Madrid zainstalowała w 18 miejscach w Hiszpanii inteligentne automaty z napojami, które przy wzrastającej temperaturze dają zniżki na napój Limon & Nada. Automaty znajdują się głównie w parkach wodnych i w pobliżu atrakcji turystycznych. Mają działać od lipca do września. Na wyświetlaczu przez cały czas widnieją aktualna temperatura i rabat. Zakresy temperatury i związane z nimi ceny ustala się w punkcie sprzedaży, dlatego są one specyficzne dla poszczególnych maszyn, zamierzenie było jednak takie, aby przy każdym "kroku" temperaturowym zaproponować klientom ok. 30-proc. zniżkę. W ten sposób przy temperaturze do 25 st. Celsjusza za 330-ml puszkę trzeba by np. zapłacić 2 euro, kiedy słupek rtęci pokaże 26-29°C - 1,4 euro, a przy upałach powyżej 30°C już tylko euro. Stworzeniem oprogramowania zajęła się firma Varadero Software Factory. Automaty są podłączone do sieci teleinformatycznej, z której otrzymują informacje o lokalnej temperaturze i polecenie odpowiedniej zmiany ceny.
-
Dzięki naukowcom z Princeton University wykorzystywany do wykrywania chorób oraz podczas badań biologicznych test laboratoryjny może być 3 miliony razy bardziej czuły niż obecnie. Uczeni połączyli standardowe narzędzia biologiczne z nanotechnologią. Zwiększona czułość testu pozwoli na znacznie wcześniejsze wykrycie nowotworu czy choroby Alzheimera. Standardowy test immunologiczny naśladuje działanie układu odpornościowego i reaguje na specyficzne biomarkery, czyli związki chemiczne będące wskaźnikami choroby. W obecności biomarkera test zaczyna świecić. Im więcej biomarkera, tym mocniejsza fluorescencja. Jednak gdy biomarkera jest mało, światło emitowane przez test jest tak słabe, że nie można go wykryć. Uczeni z Princeton połączyli test z wyprodukowaną przez siebie nanostrukturą ze złota i szkła. Składa się ona z niewielkich szklanych kolumienek o średnicy 60 nanometrów każda. Kolumienki umieszczono na złotym podłożu, pokryto złotymi „cętkami“ i nałożono złote „czapeczki“. Tak bardzo wzmocniło to fluorescencję, że do wykrycia światła wystarczy 3 miliony razy mniej biomarkera niż obecnie. Profesor Stephen Chou, który stał na czele grupy badawczej mówi, że laborant nie zauważy żadnej różnicy w obsłudze udoskonalonego testu. Wszelkie procedury wyglądają identycznie. Kluczem do sukcesu jest nowy nanomateriał D2PA, nad których Chou pracuje od wielu lat. To cienka warstwa złota otoczona szklanymi kolumienkami znajdującymi się w odległości 200 nanometrów od siebie, na których umieszczono złote cętki o średnicy 10-15 każda, a góry kolumienek przykryto złotymi „czapeczkami“. Ta unikatowa struktura w niezwykły sposób wpływa na przenoszenie światła - aż miliard razy zwiększa zjawisko rozproszenia Ramana. Profesor Chou chce teraz przeprowadzić badania porównujące skuteczność testu immunologicznego z D2PA oraz standardowego testu przy wykrywaniu nowotworów piersi i prostaty. We współpracy z Memorial Sloan-Kettering Cancer Center prowadzone są zaś prace nad stworzeniem testu do wykrywania na wczesnym etapie obecności białek obecnych w chorobie Alzheimera.
-
Amerykańscy akademicy odkryli skamieniałego żółwia sprzed 60 mln lat z idealnie okrągłym karapaksem. Wg niektórych, Puentemys mushaisaensis, bo tak go nazwano, wyglądał jak duża opona czy koło ratunkowe. Naukowcy ze Smithsonian Tropical Research Institute w Panamie, Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej oraz Florydzkiego Muzeum Historii Naturalnej prowadził wykopaliska na stanowisku La Puente w kopalni węgla kamiennego Cerrejón w północnej Kolumbii. Miejsce to jest żyłą złota dla paleontologów, bo poza rzeczonym P. mushaisaensis znaleziono tu także Titanoboa, ważącego ponad tonę (ok. 1100 kg) i mierzącego 13 metrów węża, oraz reprezentantów wymarłego rodzaju Carbonemys, którzy osiągali rozmiary samochodu typu smart. Z 1,5-m długością P. mushaisaensis tylko nieznacznie ustępował pelomeduzom, co potwierdza hipotezę, że po wymarciu dinozaurów tropikalne gady były o wiele większe od swoich współczesnych kuzynów. Jak podkreśla dr Edwin Cadena z Uniwersytetu Karoliny Północnej, główny autor artykułu opublikowanego na łamach Journal of Paleontology, okrągły karapaks nie był zwykłym ozdobnikiem czy wybrykiem natury. Wg niego, utrudniał życie drapieżnikom, np. Titanoboa, które nie były w stanie tak szeroko rozewrzeć pyska, by żółw mógł się w nim pomieścić. Niewielkie wysklepienie i okrągły kształt zwiększały też powierzchnię wystawioną na oddziaływanie promieni słonecznych, co ułatwiało regulację temperatury ciała.
-
Najnowszy wyrok kalifornijskiego sądu, który uznał RIM-a winnym naruszenia patentów, to nie tylko problem dla producenta Blackberry. Jeśli zostanie on utrzymany może w przyszłości zagrozić całemu rynkowi smartfonów. RIM został w 2008 roku pozwany przez firmę Mformation Technologies, która stwierdziła, że BlackBerry Enterprise Server, wykorzystywany przez korporacyjnych klientów do zarządzania urządzeniami BlackBerry, narusza patent należący do powoda. Federalna ława przysięgłych właśnie podtrzymała oskarżenia Mformation i nakazała RIM-owi zapłacenie odszkodowania w wysokości 8 USD za każde naruszające patent urządzenie. Przeżywający kłopoty RIM będzie zatem musiał - o ile przegra apelację - zapłacić 147,2 miliona dolarów. Jednak nie ta kwota jest najważniejsza, ale cena, jaką wyznaczono za pojedyncze naruszenie. Znany ekspert ds. patentów, Florian Mueller wyjaśnia: opłaty liczone od pojedynczego urządzenia są podobno wnoszone przez Apple’a na rzecz Nokii i przez niektórych producentów urządzeń z Androidem na rzecz Microsoftu. I wysokość tych opłat jest porównywalna z wysokością zasądzoną przez kalifornijską ławę przysięgłych, która prawdopodobnie została zmylona przez prawników Msformation. Trzeba bowiem zauważyć, że opłaty dla Microsoftu czy Nokii dotyczą olbrzymiej liczby patentów. Firmy te posiadają dziesiątki tysięcy patentów, a licencjonujące je produkty korzystają z setek z nich. Jeśli zatem np. producent smartfonu z Androidem płaci Microsoftowi 8 USD od urządzenia, to płaci za setki (albo i więcej) patentów. Tymczasem w przypadku Msformation mowa jest o pojedynczym patencie. Zdaniem Muellera, gdyby cena pojedynczej licencji była taka, jaką uzyskał Msformation, to przeciętny smartfon byłby nawet o 2000 dolarów droższy niż obecnie. Wyroki ławy przysięgłych nie ustanawiają precedensu - jest on ustanawiany tylko wyrokiem sądu. Jeśli jednak wyrok ławy zostałby podtrzymany przez sędziego, a później przez sąd apelacyjny, mielibyśmy do czynienia z przerażającym precedensem. Biorąc pod uwagę liczbę sporów patentowych toczonych obecnie na rynku smartfonów, byłaby to katastrofa - stwierdził Mueller.
-
Walka z pożarami to trudne i niebezpieczne zajęcie, nic więc dziwnego, że ciągle trwają prace nad udoskonaleniem sprzętu służącego gaszeniu ognia. Pisaliśmy już o zwalczaniu żywiołu za pomocą prądu elektrycznego oraz pracach nad cybernetycznym strażakiem. Teraz DARPA dowodzi, że płomienie można gasić też za pomocą fali dźwiękowej. Specjaliści z Agencji przeprowadzili eksperyment, podczas którego umieścili głośniki w pobliżu ognia i zaprezentowali, jak dźwięk wpływa na płomienie. Dźwięk z głośników wpływa na przepływ powietrza i umożliwia kontrolowanie obszaru, na którym znajdują się płomienie. Granice ognia można zmniejszyć tak bardzo, że w końcu płomienie zgasną. Co ciekawe, dźwięk nie musiał być zbyt głośny, by ugasić ogień. Wykazaliśmy, że fizyka spalania jest dla nas nadal czymś zaskakującym. Być może z naszego eksperymentu narodzą się nowe pomysły dotyczące sposobów badania zjawiska spalania - mówi Matthew Goodman, jeden z menedżerów w DARPA.
-
Na tropie raka żołądka: optymalny okres między gastroskopiami
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Naukowcy ustalili optymalny interwał, z jakim powinno się przeprowadzać gastroskopie w najbardziej zagrożonych rakiem żołądka częściach świata (CANCER). Choć zapadalność na raka żołądka w społeczeństwach zachodnich spada, choroba jest nadal powszechna we wschodniej Azji, np. Chinach, Japonii czy Korei. Jako że rokowania zależą w dużej mierze od momentu postawienia diagnozy, dr Il Ju Choi z National Cancer Center (NCC) w Korei postanowił ustalić, co jaki czas powinno się optymalnie prowadzić skryning. Jego zespół przeanalizował przypadki 2485 osób, u których raka żołądka wykryto właśnie w NCC. W oparciu o czas, jaki minął między gastroskopią, podczas której wykryto chorobę, a wcześniejszą endoskopią, pacjentów podzielono na 7 grup; poza osobami badanymi w rocznych, 2-, 3-, 4- i 5-letnich interwałach uwzględniono też grupę ludzi badanych przed ponad 5 laty i niebadanych nigdy. W Korei zaleca się obecnie, by w populacji powyżej 40. roku życia prowadzić skryning co 2 lata. Naukowcy odkryli, że etapy wykrycia raka były podobne przy interwałach od roku do trzech. W przypadku mniejszych częstotliwości badania w momencie zdiagnozowania choroba była o wiele bardziej zaawansowana. Optymalną strategią wydaje się badanie co 3 lata. Częstsza gastroskopia nie zapewnia większych korzyści. Wyjątkiem jest przynależność do rodziny z historią raka żołądka. U pacjentów z rodzinnym obciążeniem rak był bowiem częściej bardziej zaawansowany przy wykryciu po 3-letnim niż jednorocznym interwale badań. -
Nielegalne uprawy konopi indyjskich zagrażają kunie wodnej (Martes pennanti), drapieżnemu ssakowi występującemu wyłącznie w Ameryce Północnej. By pozbyć się niechcianych gości, niektórzy hodowcy stosują rodentycydy, co jak można się domyślać, nie odbija się korzystnie na lokalnej faunie. Biolodzy z filii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis i Berkeley, Służby Leśnej Stanów Zjednoczonych, California Department of Fish and Game i paru innych instytucji wykryli dostępne w handlu środki gryzoniobójcze w ciałach kun wodnych z hrabstwa Humboldt w pobliżu Parku Narodowego Redwood i z części pasma górskiego Sierra Nevada w i wokół Parku Narodowego Yosemite. Akademicy tłumaczą, że M. pennanti przypieczętowują swój los, polując na zwierzęta, które zjadły trutkę. Prawdopodobnie też same od czasu do czasu skuszą się na zabójczy posiłek, zwabione dodatkami smakowymi naśladującymi bekon, ser czy masło orzechowe. Zespół, którego artykuł ukazał się w piśmie PLoS ONE, przypuszcza, że zagrożone śmiertelnym zatruciem mogą być również lisy rude ze Sierra Nevada (Vulpes vulpes necator) czy puszczyki plamiste. Nasze ustalenia są bardzo zaskakujące, ponieważ niecelowane zatrucie tymi związkami typowo widuje się u dzikich zwierząt w środowiskach miejskim i rolniczym. W Kalifornii kuny wodne zamieszkują [jednak] dojrzałe lasy [...] parków narodowych, prywatnych ziem przemysłowych czy terenów plemiennych - w pobliżu nigdzie nie ma obszarów miejskich ani rolnych - podkreśla Mourad Gabriel. Badania 58 padłych kun wykazały, że aż 79% zetknęło się z rodentycydem o działaniu antykoagulacyjnym (w 96% przypadków był to brodifakum). Rodentycydy 2. generacji są bardziej toksyczne, ponieważ powodują zgon nawet po jednorazowym spożyciu. Zanim pojawią się objawy kliniczne, mija nawet tydzień, co oznacza, że niczego nieświadome zwierzę może w tym czasie paść ofiarą drapieżników. Związki te hamują recykling witaminy K, co prowadzi do problemów z krzepnięciem. Grozi to niekontrolowanym krwawieniem. Ponieważ stężenie środków gryzoniobójczych było wysokie we wszystkich badanych populacjach, trudno wskazać konkretne źródła zatrucia. Na szczęście wiele zdechłych kun nosiło obroże GPS, dzięki czemu da się stwierdzić, że choć nie zawędrowały do miast czy na pola uprawne, ich habitaty pokrywały się z nielegalnymi hodowlami konopi. W przypadku jednego z analizowanych obszarów w odległości 7,5 mili (12 km) zniszczono np. ponad 2 tysiące roślin. Wokół sadzonek i wzdłuż plastikowych rur irygacyjnych wykryto duże ilości rodentycydów. Zgony kun następowały od połowy kwietnia do połowy maja, czyli w optymalnym okresie wysadzania konopi. Wtedy młode rośliny są najbardziej narażone na ataki szkodników. Niestety, pokrywa się to z czasem rozmnażania kun. Jak można przeczytać w uniwersyteckiej relacji prasowej, władze rozważają możliwość wpisania kun wodnych z Kalifornii, Oregonu i Waszyngtonu na listę zwierząt chronionych federalnym Endangered Species Act (ESA). Z M pennanti można by uczynić gatunek osłonowy, którego ochrona pociągnęłaby za sobą ochronę innych współwystępujących gatunków.
-
Kanadyjsko-amerykański zespół wyewoluował populację muszek owocowych, które potrafią liczyć. Osiągnięcia Tristana Longa z Wilfrid Laurier University i Williama Rice'a z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara stanowią poparcie dla idei, że mechanizmy nerwowe leżące u podłoża podstawowych umiejętności arytmetycznych pojawiły się po raz pierwszy przed milionami lat. O tym, że różne gatunki zwierząt są w stanie liczyć, wiemy już od jakiegoś czasu i ciągle pojawiają się nowe doniesienia na ten temat. Dotąd jednak nikt nie próbował wzmocnić zdolności matematycznych genetycznie. Wspomniany na początku duet naukowców postanowił to zmienić i rozpoczął eksperymenty na owocówkach. W czasie 20-min sesji treningowych muszki widziały 2, 3 lub 4 mignięcia światła, przy czym podwójne i poczwórne sygnały skojarzono z silnymi drganiami, wywoływanymi przez umieszczoną obok akwarium szczoteczkę elektryczną. Później następowała krótka przerwa, następnie owady ponownie trafiały do skrzynki z mrugającymi światłami. Mimo awersji do potrząsania, większość muszek nie umiała się nauczyć skojarzenia między negatywnym bodźcem a liczbą mrugnięć. Po 40 pokoleniach wszystko się jednak zmieniło i warunkowanie klasyczne zaczęło działać. Long podkreśla, że w kolejnym etapie badań chciałby określić, w jaki sposób zmieniła się neuroarchitektura owocówek. Później, porównując grupy kontrolną i eksperymentalną, naukowcy próbowaliby wskazać geny odpowiedzialne za polepszoną zdolność rachowania. Akademicy od dawna podejrzewali, że ludzka umiejętność liczenia bazuje na wrodzonych podstawach, które poprzedzają język i złożone wnioskowanie. Gdyby muszki owocowe pozwoliły do nich dotrzeć, można by pomyśleć o metodach terapii dyskalkulii.
-
Brytyjski rząd przygotowuje przepisy, które przewidują obowiązek publicznego, darmowego udostępniania wyników badań naukowych, które były opłacane z kieszeni podatnika. Cały program ma zostać wdrożony do 2014 roku. Pomysł rządu pochwalili ci naukowcy, którzy od dłuższego już czasu narzekali, że specjalistyczne magazyny naukowe każą sobie słono płacić za dostęp do artykułów. Jeśli podatnik zapłacił za badania, to nie może być tak, że musi płacić za zapoznanie się z ich wynikami - mówi minister David Willetts. Część uczonych martwi jednak fakt, że rząd nie przeznaczy dodatkowych środków na udostępnianie wyników badań. Szacuje się, że koszt ich bezpłatnej publikacji wyniesie około 50 milionów funtów rocznie. Obecnie brytyjskie uczelnie płacą około 200 milionów funtów za subskrypcje magazynów naukowych. W nowym modelu naukowcy będą musieli wnieść opłatę za przygotowanie tekstu (APC - article processing charge). Artykuł zostanie zrecenzowany, poddany edycji i udostępniony w sieci. Średni koszt takiego przedsięwzięcia to około 2000 funtów. Od dawna wzrasta napięcie pomiędzy światem akademickim a wydawcami. Naukowcy uważają, że wydawnictwa pobierają zbyt wysokie opłaty za swoje pisma. Doszło nawet do „akademickiej wiosny“, czyli bojkotu holenderskiego wydawnictwa Elsevier przez ponad 12 000 naukowców z całego świata. Na razie nie wiadomo, w jaki dokładnie sposób zostanie rozwiązany problem dostępu do wyników badań. Rząd proponuje coś, co nazywa „złotym standardem“ - wydawnictwa naukowe zarabiałyby nie tyle na sprzedaży swoich magazynów, a na recenzjach artykułów, które byłby udostępniane bezpłatnie. Z kolei wielu naukowców jest zwolennikami „zielonego standardu“, przewidującemu, że po zaakceptowaniu przez pismo naukowe, ich artykuł mógłby zostać opublikowany bezpłatnie w sieci. To jednak może mieć fatalne skutki dla wydawnictw. Z jednej strony konieczne jest recenzowanie artykułów tak, by możliwa była ocena ich wartości merytorycznej, a z drugiej należy pamiętać, że mogą ucierpieć budżety organizacji wydających pisma naukowe. Tymczasem dla wielu ważnych, prestiżowych towarzystw naukowych wydawanie pisma jest jedynym źródłem utrzymania. Musimy pamiętać o znaczeniu, jakie mają wydawnictwa akademickie i dlatego uwzględniamy to w ‚złotym standardzie’ i schemacie z APC. Oczywiście trzeba ponieść koszt w okresie przejściowym, ale w dłuższej perspektywie społeczność naukowa i ogół na tym zyskają - mówi Willetts. Minister ma nadzieję, że podobne rozwiązania przyjmie z czasem Unia Europejska. Przypomina też, że w USA wszelkie badania wykonywane przez Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) są dostępne bezpłatnie i spodziewa się, że za oceanem coraz większa liczba badań fundowanych przez podatników będzie bezpłatnie dostępna. Profesor AdamTickell z Birmingham University uważa, że w ciągu dekady zarówno UE jak i USA szeroko otworzą drzwi do bezpłatnej publikacji badań. Zauważa przy tym, że obecna inicjatywa rządu w Londynie nie oznacza, iż brytyjskie uniwersytety nie będą musiały od 2014 roku płacić za magazyny naukowe. Z Wielkiej Brytanii pochodzi jedynie około 6% światowych artykułów naukowych, reszta będzie płatna - stwierdza uczony. Najbardziej martwi go fakt, że uczelnie same będą musiały ponosić koszty publikacji. A to oznacza, że te uniwersytety, w których prowadzi się najwięcej badań, mogą odczuć spadek funduszy na same badania. Propozycję rządu, jako zbyt kosztowną, skrytykował profesor Stevan Harnad z Southampton University. Uważa on, że należy wprowadzić „zielony standard“ - naukowcy, których artykuły zostały opublikowane w płatnych pismach naukowych, archiwizowaliby je i udostępniali bezpłatnie.
-
Microsoft i NBC oficjalnie zakończyły 16-letnią współpracę. Medialny koncern przejął całkowitą kontrolę nad portalem MSNBC i przemianował go na NBCNews.com. Nadal będzie dostarczał informacje do portalu MSN.com, w zamian za co Microsoft będzie przekierowywał ruch do sieci NBC. Finansowych szczegółów transakcji nie ujawniono. Nieoficjalnie mówi się, że Microsoft otrzyma około 300 milionów dolarów. MSNBC.com należał w połowie do Microsoftu, a w połowie do NBC. To jeden z najpopularniejszych amerykańskich serwisów informacyjnych. Został on założony w 1996 roku, a Microsoft zainwestował w portal 220 milionów dolarów. W roku 2005 sprzedał większość swoich udziałów firmie NBC, która tym samym objęła kontrolę nad 82% portalu z prawem do wykupienia po 2 latach pozostałych 18% udziałów Microsoftu.
-
Duży brytyjski dostawca internetu poinformował, że poziom ruchu P2P wrócił do normy w ciągu zaledwie tygodnia po wydaniu przez sąd nakazu zablokowania ruchu do serwisu The Pirate Bay. Krytycy takich posunięć ostrzegali, że będą one nieefektywne. Wyroku sądu i swojej taktyki walki z piractwem broni jednak BPI, organizacja nadzorująca przestrzegania praw autorskich. Szef tej organizacji, Geoff Taylor, zapowiedział kontynuację takich działań. Wspomniany na wstępie dostawca internetu zdradził, że ruch w sieci P2P wzrósł w czasie, gdy toczył się proces. Miało to prawdopodobnie związek z nagłośnieniem sprawy przez media. Po nałożeniu w kwietniu blokady doszło do znacznego spadku ruchu, większego niż wzrost spowodowany zainteresowaniem wokół sprawy sądowej. Jednak już tydzień później ruch P2P powrócił do zwykłego poziomu sprzed sprawy. Firma zauważa jednocześnie, że natężenie ruchu nie musi być skorelowane z liczbą osób korzystających z sieci. Niewykluczone, że najbardziej aktywni użytkownicy P2P jeszcze bardziej zwiększyli swoją aktywność, a sprawa sądowa odstraszyła część osób korzystających z P2P od czasu do czasu. Nie wiadomo też, jakie dane i skąd są ściągane. Być może zwiększyła się popularność innych witryn niż Pirate Bay. Sąd nakazał bowiem sześciu największym brytyjskim ISP zablokowanie tego serwisu.
-
Na Słońcu doszło do potężnej erupcji. Z naszej gwiazdy wystrzeliła flara X. To najwyższa kategoria siły tego typu wydarzeń. Wskutek pojawienia się flary doszło też do wielkiego koronalnego wyrzutu masy. Teraz strumień naładowanych cząstek pędzi w kierunku Ziemi z prędkością około 5 milionów kilometrów na godzinę. Do naszej planety strumień ma dotrzeć dzisiaj (14 lipca) pomiędzy godzinami 10 a 14. Olbrzymia ilość naładowanych cząstek może spowodować problemy z siecią GPS, zakłócenia komunikacji radiowej oraz zaburzyć pracę sieci energetycznych. Przyczyni się też do wzmocnienia i rozszerzenia zasięgu zorzy polarnej, która będzie świeciła do niedzieli. Specjaliści z NASA przewidują, że zorzę będą mogli oglądać mieszkańcy północnych stanów USA.
-
Patrick Charton z francuskiej agencji ANDRA, która zarządza odpadami nuklearnymi, zaprezentował interesujący sposób na poinformowanie przyszłych pokoleń o miejscach składowania takich odpadów. Istnieje bowiem obawa, że za tysiące lat np. archeolodzy mogą prowadzić wykopaliska i trafią na atomowe odpady. Rozwiązaniem problemu byłoby przekazanie im informacji o położeniu składowiska. Do tego potrzeba jednak wyjątkowo wytrzymałego nośnika, gdyż odpady mogą być niebezpieczne przez setki tysięcy lat. Takim zaprezentowanym przez Chartona nośnikiem jest dwuwarstwowy dysk szafirowy przedzielony platynową płytką. Na miniaturowej płytce mieści się do 40 000 stron tekstu lub rysunków. Informacje można odczytać za pomocą mikroskopu. Całość zanurzono w kwasie sprawdzając w ten sposób odporność i symulując starzenie się. Dysk nie musi być tylko ostrzeżeniem. Może też np. spełniać rolę encyklopedii ludzkiej wiedzy, którą będziemy chcieli pochwalić się znalazcom. Testy wykazały, że informacje zapisane na takim nośniku mogą być przechowywane nawet przez milion lat. Takie dyski można zakopać w pobliżu miejsc składowania niebezpiecznych odpadów, by służyły przyszłym pokoleniom jako ostrzeżenie. Wykonanie prototypu kosztowało 30 000 USD. Oczywiście nie wiadomo, jakim językiem będą posługiwali się ewentualni znalazcy takeij wiadomości. Dlatego też w eksperymentach biorą udział naukowcy specjalizujący się w naukach społecznych i humanistycznych.
-
Sąd na Islandii uznał, że krajowe przedstawicielstwo Visy złamało prawo blokując możliwość wpłacania pieniędzy na konto Wikileaks. W związku z tym firma Valitor, dawniej Visa Iceland, została zobowiązana do ponownego otwarcia usług dla serwisu Juliana Assange’a. Firma ma 14 dni na wykonanie wyroku. Jeśli tego nie zrobi zapłaci za każdy dzień zwłoki grzywnę w wysokości do 5000 euro. Valitor najprawdopodobniej odwoła się od wyroku. Dopiero przegrana apelacja będzie oznaczała, że konto Wikileaks będą mogły wpływać pieniądze. Julian Assange, komentując wyrok sądu, powiedział: „To znaczące zwycięstwo przeciwko Waszyngtonowi, który usiłuje uciszyć Wikileaks. Nie umilkniemy“. Dodał, że blokada spowodowała, iż dotacje dla serwisu zmniejszyły się o 95%, co miało kosztować Wikileaks 20 milionów dolarów.
-
Niewykluczone, że Windows 8 nie będzie sprzedawany w tradycyjnej wersji detalicznej. Takie informacje przekazali dwaj dobrze poinformowani dziennikarze, Mary Jo Foley i Paul Thurrott. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że dostępne będą tylko aktualizacje ze starszych wersji Windows, a osoby, które dotychczas nie korzystały z tego systemu, będą mogły kupić wersję OEM. Dotychczas OEM była edycją dostępną dla producentów sprzętu komputerowego. Można było ją kupić wraz z komputerem lub jego podzespołami. Jako, że wersje takie są tańsze niż wersje pudełkowe, klienci chętnie nabywali jakiś tani podzespół wraz z edycją OEM. Praktyka taka nie była w pełni legalna, ale Microsoft nigdy jej nie zwalczał. Teraz prawdopodobnie firma usankcjonuje tę praktykę. Użytkownicy będą zatem mogli całkowicie legalnie kupić tańszą edycję OEM bez konieczności kupowania sprzętu. Minusem takiego rozwiązania jest fakt, że po zainstalowaniu Windows zostanie powiązany z płytą główną i nie można będzie go przenieść na inną maszynę. Jeśli zatem w międzyczasie zmienimy komputer, będziemy musieli kupić nową edycję systemu. Ponadto dotychczasowe wersje OEM nie zapewniały wsparcia ze strony Microsoftu. W przeciwieństwie do wersji pudełkowej, wraz z którą użytkownik nabywał prawo do 90 dni pomocy technicznej. Nie wiadomo, czy zapisy te zmienią się w wersji Windows 8.
-
Ftalany podwyższają u kobiet ryzyko cukrzycy typu 2.
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Kobiety z podwyższonym stężeniem ftalanów w organizmie wydają się bardziej narażone na cukrzycę typu 2. Związki te wykazują efekt estrogenopodobny i występują zarówno w produktach do pielęgnacji ciała, np. lakierach do paznokci czy mydłach, jak foliach do pakowania żywności czy zabawkach. Dr Tamarra James-Todd z Brigham and Women's Hospital (BWH) analizowała stężenie ftalanów w moczu 2350 kobiet, które brały udział w National Health and Nutrition Examination Survey. Okazało się, że w przypadku pań z najwyższymi stężeniami ftalanu monobenzylu (MBeP) i ftalanu mono-iso-butylu (MiBP) ryzyko rozwoju cukrzycy było 2 razy wyższe niż u badanych z najniższymi poziomami tych substancji. W tym miejscu warto dodać, że również w tym roku zespół Moniki Lind z Uniwersytetu w Uppsali wykazał, że MiBP wiąże się ze zmniejszonym wydzielaniem insuliny. U kobiet, w przypadku których poziom ftalanu mono(3-karboksypropylu), in. MCPP, plasował się powyżej mediany, prawdopodobieństwo wystąpienia cukrzycy typu 2. rosło aż o 60%. U ochotniczek z umiarkowanie wysokimi stężeniami ftalanu mono-n-butylu (MnBP) i ftalanu di(2-etyloheksylu), DEHP, ryzyko wzrastało o ok. 70%. Choć Amerykanie podkreślają, że posłużyli się reprezentatywną próbą i kontrolowali czynniki socjodemograficzne, dietetyczne oraz behawioralne, uważają, że do wyników należy podchodzić z ostrożnością. Odnotowując cukrzycę, naukowcy polegali np. na doniesieniach ankietowanych, nie da się też na razie wykluczyć, że związek ma odwrotny kierunek i to cukrzyca prowadzi do podwyższenia poziomu ftalanów (przypuszczenie to uzasadnia fakt, że ftalany są wykorzystywane jako plastyfikatory przy produkcji środków medycznych, np. zgłębników nosowo-żołądkowych, opakowań preparatów krwi czy urządzeń do hemodializy). -
Po brutalnej grze wideo niedoświadczeni zawodnicy przejawiają efekt lady Makbet. Doświadczają silniejszego dystresu moralnego i poproszeni o wybór czegoś dla siebie, częściej decydują się na artykuły higieniczne, np. żele pod prysznic, pasty do zębów czy dezodoranty. Psycholodzy z Uniwersytetu Luksemburskiego i Uniwersytetu w Marburgu uważają, że można ich porównać do lady Makbet, która krążąc nocami po zamku, próbowała zmyć ślady krwi ze swoich dłoni. W ramach eksperymentu 76 osób przed kwadrans angażowało się w brutalną grę wideo. Potrzeba [fizycznego] obmycia, aby zachować czystość moralną, efekt lady Makbet, jest fenomenem psychologicznym, który [...] ma pomóc w wyeliminowaniu moralnego niepokoju. Odkryliśmy, że występuje on w wyniku grania w brutalne gry, zwłaszcza gdy obejmują one przemoc w stosunku do ludzi - tłumaczy dr André Melzer, psycholog z Luksemburga. Wg niego, "rytualnych oczyszczeń" dokonują przede wszystkim nowicjusze, gdyż doświadczeni zawodnicy wydają się posługiwać innymi strategiami radzenia sobie z brutalnością w grach. Melzer przedstawi wyniki badań swojego zespołu na tegorocznym mityngu Międzynarodowego Stowarzyszenia Badań nad Agresją (International Society for Research on Aggression, ISRA). Zostały one również opisane w artykule, który niebawem ukaże się w Journal of Experimental Social Psychology.
-
Analitycy zauważają, że jeśli Lenovo będzie równie skutecznie co dotychczas zwiększało swoją sprzedaż, to jeszcze w bieżącym roku może zdetronizować HP - największego sprzedawcę pecetów. To byłaby historyczna zmiana. HP od lat jest światowym liderem w sprzedaży komputerów osobistych. A od 2008 roku, kiedy to Della dzieliło od HP jedynie 2,7 punktu procentowego, nikt nie był tak bliski pokonania lidera, jak jest obecnieLenovo. Jeśli obecne trend dla obu firm się utrzyma, to Lenovo pokona HP w 3. lub 4. kwartale bieżącego roku. Zmiana lidera jako taka nie będzie miała znaczenia dla rynku. Jednak kolosalne znacznie dla chińskiego przemysłu IT będzie miał fakt, że lokalna firma jest w stanie grać i wygrywać w wielkiej globalnej lidze - mówi Charles King z firmy Pund-IT. Lenovo od lat utrzymuje się w globalnej czołówce i umacnia swoją pozycję. W trzecim kwartale ubiegłego roku zastąpiło Della na 2. pozycji. Pomiędzy kwietniem a czerwcem bieżącego roku HP zanotowało 12,1-procentowy spadek sprzedaży pecetów. Do amerykańskiego koncernu należy obecnie 14,9% rynku. Lenovo jest właścicielem 14,7%. Analitycy uważają, że HP jest w dużej mierze samo winne swojej sytuacji. W sierpniu 2011 roku menedżerowie firmy ogłosili, że przedsiębiorstwo wydzieli wydział produkcji pecetów. Chociaż później wycofano się z tego pomysłu, to pozostawił on złe wrażenie. Po zamieszaniu, jakie wywołało takie oświadczenie, Michael Dell powiedział, że dało ono konkurencyjnym firmom możliwość przejęcia części klientów HP. Sprawdza się też strategia Lenovo. Większość producentów pecetów pozbyła się fabryk, a nawet wydziałów projektowych. Zlecają produkcję na zewnątrz. Tymczasem chiński gigant coraz więcej prac przy swoich komputerach wykonuje samodzielnie. To pozwala na pokonanie konkurencji pod względem tempa innowacyjności. Nie należy przy tym zapominać, że Lenovo kupiło wydział produkcji pecetów od IBM-a. Chińczycy, wbrew licznym obawom, utrzymali świetną jakość i nie zniszczyli reputacji marki przejętej od Błękitnego Giganta.
-
Efekt starzenia wzorca utrudnia rozpoznanie tęczówki
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Od początku istnienia technik biometrycznych zakładano, że właściwości tęczówki są stałe w ciągu życia człowieka i w związku z tym można je wykorzystywać podczas identyfikacji właściciela. Badania naukowców z Uniwersytetu w Notre Dame wykazały jednak, że to nieprawda i starzenie tęczówki sprawia, że trafność rozpoznania wolno spada z czasem. Społeczność biometryczna długo akceptowała pogląd, że w przypadku identyfikacji tęczówki nie istnieje efekt starzenia wzorca, co oznacza, że gdy ktoś został raz wciągnięty do systemu, ryzyko wystąpienia błędu w postaci fałszywego braku dopasowania obrazów pozostaje stałe. [...] Nasze eksperymenty pokazują jednak, że z czasem wskaźnik tego typu błędów wzrasta, co oznacza, że idea jednorazowego rejestrowania jest z gruntu zła - tłumaczy Kevin Bowyer. Wskaźnik fałszywego dopasowania opisuje częstość, z jaką system twierdzi, że dwa obrazy pasują, mimo że tak naprawdę pochodzą od dwóch różnych osób. Wskaźnik fałszywego niedopasowania pokazuje natomiast, jak często system wskazuje na brak zgodności w sytuacji, kiedy oba obrazy pochodzą od jednej i tej samej osoby. Utrzymywanie się nieporozumień dot. stabilności biometrycznej tęczówki da się wyjaśnić na kilka sposobów. Po pierwsze, skoro sądzono, że nie ma efektu starzenia wzorca, nikt nie zaprzątał sobie głowy szukaniem go. Po drugie, dopiero ostatnio grupy badawcze zyskały dostęp do zestawów danych pozyskiwanych od tych samych ludzi w ciągu kilku lat. Inny zespół - z Clarkson University i Uniwersytetu Zachodniej Wirginii - także opublikował wyniki potwierdzające efekt starzenia wzorca. W przypadku jednej z grup osób z bazy danych Bowyera i Sama Fenkera dało się przeanalizować zmiany rok do roku w ciągu 3 kolejnych lat. Panowie wcale nie uważają, że ich badania stanowią poważny cios dla systemów biometrycznych. Wystarczy w nich bowiem uwzględnić pewne poprawki albo wprowadzić interwały rejestracji. Inną możliwością jest zastosowanie rejestracji postępującej, a więc wciągania na listę po każdej identyfikacji. -
Microsoft postanowił zostać aniołem biznesu i założył Bing Fund. Jego zadaniem jest udzielanie wsparcia nowo powstającym firmom, które działają na rynku internetowym i mobilnym. Warunkiem starania się o pomoc, zarówno finansową jak i ekspercką, jest posiadanie biznesplanu i działającego prototypu produktu. Niezależnie od tego, czy produktem tym jest urządzenie czy usługa internetowa. Zaakceptowane przez Microsoft firmy otrzymają obligacje zamienne i zostaną skontaktowane z inwestorami strategicznymi. Uzyskają też dostęp do całego ekosystemu API przeglądarki Bing i możliwość dostępu do niektórych technologii powstających w Microsoft Research. Ponadto będą mogli liczyć też na pomoc projektantów, inżynierów oraz specjalistów od marketingu i rozwoju firm. Te przedsiębiorstwa, która mieszczą się w okolicach Seattle będą mogły korzystać z pomieszczeń Microsoftu. Bing Fund ma pozwolić koncernowi z Redmond na nawiązanie dobrych kontaktów z nowo powstającymi firmami. Microsoft nie wyklucza, że część z tych przedsiębiorstw zostanie jego partnerami, a inne będzie starał się przejąć.