Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36971
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nowozelandzkim badaczom udało się wyjaśnić, czemu odczucia pacjentów po znieczuleniu ogólnym przypominają zespół nagłej zmiany strefy czasowej (ang. jet-lag). Nasze badanie pokazuje, że znieczulenie ogólne skutecznie przesuwa cię do innej strefy czasowej, wytwarzając chemiczny zespół nagłej zmiany strefy czasowej. W ten sposób zdobyliśmy naukowe wyjaśnienie, czemu ludzie wybudzają się z poczuciem, że minęło bardzo mało czasu - opowiada dr Guy Warman z University of Auckland. Zespół wykazał, że znieczulenie ogólne zmienia aktywność kluczowych genów kontrolujących zegar biologiczny. Efekt utrzymuje się co najmniej 3 dni, nawet w obecności silnych wskazówek świetlnych, które sugerują mózgowi, jaka jest właściwa pora dnia. Już od jakiegoś czasu wiedziano, że po znieczuleniu funkcjonowanie zegara biologicznego zostaje zaburzone i że niekorzystnie wpływa to na wzorce snu oraz nastrój, a także gojenie ran i działanie układu odpornościowego. Rozumiejąc, dlaczego się tak dzieje, bylibyśmy w stanie walczyć z tym zjawiskiem i potencjalnie wspomóc zdrowienie. Eksperymenty prowadzono na pszczołach miodnych. Wybrano właśnie je, ponieważ mają niesamowicie dokładne wyczucie czasu; potrzebują tego do odnajdowania określonych kwiatów o konkretnej porze dnia. Pszczoły odwiedzają kwiaty tylko wtedy, gdy wytwarzają one nektar i nawigują w oparciu o pozycję słońca w danej porze dnia. Za dodatkowy atut pszczół należy uznać fakt, że ich zegar biologiczny działa podobnie do ssaczego. Na początku owady wytrenowano, by latały do danego źródła pokarmu. Później o poranku podano im izofluran i wybudzono po ok. 6 godz. Obserwując, gdzie leciały po odzyskaniu świadomości albo wyliczając, o ile odraczały wyprawę po pożywienie, Nowozelandczycy stwierdzali, jaka wg nich, jest pora dnia. Warman i inni skorzystali z tagów RFID oraz radaru. Dzięki temu mogli śledzić trasy pszczół. Owady obudziły się i myślały, że jest o wiele wcześniej niż w rzeczywistości. Nie miały świadomości, że minęło 6 godzin. W ramach analizy molekularnej, bazując na genach rytmów okołodobowych, akademicy stwierdzili, że zegary biologiczne przesunęły się w czasie znieczulenia o 3-4 godz. Biolodzy zauważyli, że po znieczuleniu opóźnienie początku żerowania wynosiło 3,3 godz. Oscylacje poziomów mRNA centralnych genów zegara amCry (od Apis mellifera cryptochrome-m) oraz amPer (Apis mellifera period) były opóźnione, odpowiednio, o 4,9 i 4,3 godz. [Pszczoły] miały jet-lag. To tak, jakby obudzić się w czasie Sydney, podczas gdy w rzeczywistości obowiązuje czas Auckland. Co ciekawe, przesunięcie strefy czasowej następowało wyłącznie przy scenariuszu znieczulania w ciągu dnia. Podanie anestetyku w nocy nie wywoływało efektu zmiany faz czasowych. Warman podkreśla, że to może być wskazówka, że tak jak w zespole nagłej zmiany stref czasowych, w regeneracji po znieczuleniu pomoże pacjentom właśnie światło. Obecnie zespół rozpoczyna badania kliniczne, które oceniają zakres zespołu przesunięcia strefy czasowej u ludzi.
  2. Microsoft poinformował o przygotowywanych wersjach systemu Windows 8. Będzie ich mniej, niż w poprzednich edycjach. Najnowszy OS będzie występował w dwóch edycjach 32- i 64-bitowej. Dla użytkowników domowych przeznaczono dwie wersje: Windows 8 i Windows 8 Pro. Przedstawiciele Microsoftu twierdzą, że większość użytkowników zadowoli Windows 8. Znajdą oni w nim wszystkie zmiany, jakie wprowadzono w nowym systemie, w tym nowy Windows Explorer, Menedżer Zadań, lepszą obsługę wyświetlaczy wielodotykowych, możliwość zmiany języka systemu w locie. Trafiły tam też niektóre technologie znane wcześniej z wersji Ultimate i Enterprise. Z kolei Windows 8 Pro powstał z myślą o bardziej zaawansowanych użytkownikach, chcących skorzystać z szyfrowania, wirtualizacji, większych możliwości zarządzania komputerem. Tą wersją powinny też być zainteresowani przedsiębiorcy. Microsoft przygotował też Windows RT, czyli Widnows 8 dla platformy ARM. Będzie ona dostępna tylko w wersji preinstalowanej na komputerze lub tablecie. Zawiera ona zoptymalizowane pod kątem korzystania z ekranów dotykowych Worda, Excela, PowerPointa i OneNote. Wszystkie wspomniane wersje Windows będą korzystały z techniki Semantic Zoom (zoptymalizowana pod kątem wyświetlaczy dotykowych technologia zarządzania dużymi zestawami podobnych danych np. fotografii), kafelków, Windows Store, aplikacji takich jak kalendarz, poczta, komunikator, odtwarzacze multimedialne. Wszystkie zostaną wyposażone w Internet Explorera 10, technologie Windows Defender, SmartScreen, Windows Update, rozszerzony Menedżer Zadań, ulepszone wsparcie dla wielu monitorów, Exchange ActiveSync, historię plików, pozwolą na montowanie obrazów ISO i VHD, skorzystają z obrazkowych haseł i zdalnych pulpitów, klienta VPN oraz technologii bezpiecznego uruchamiania. Wersja Pro zostanie wyposażona w technologie BitLocker i BitLocker To Go, klienta Hyper-V, szyfrowanie plików, tworzenie grup i określanie ich uprawnień, pozwoli na dołączanie domen i startowanie z VHD. Posiadacze Windows 7 Starter, Home Basic i Home Premium będą mogli zaktualizować system do Windows 8 lub Windows 8 Pro. Natomiast posiadacze Windows 7 Professional i Ultimate będą mogli przesiąść się tylko na wersję Windows 8 Pro. Na potrzeby dużych firm, które mają podpisaną z Microsoftem umowę Software Assurance przygotowano Windows 8 Enterprise. Wersja ta zawiera wszystkie mechanizmy Windows 8 Pro, a dodatkowo wyposażono ją w technologie ułatwiające tworzenie i zarządzanie dużymi sieciami, zaawansowane technologie bezpieczeństwa, wirtualizacji i wiele innych rozwiązań niedostępnych w poprzednio opisanych wersjach.
  3. Google przygotowuje konkurencję dla popularnego Dropboksa. Usługa Google Drive powinna zostać udostępniona w przyszłym tygodniu. Oferuje ona 5 gigabajtów bezpłatnej przestrzeni do przechowywania danych (Dropbox oferuje 3 GB), a za jej powiększenie trzeba będzie zapłacić. Najprawdopodobniej będzie ona zintegrowana z pulpitem podobnie jak Dropbox. O samej usłudze niewiele wiadomo. Biorąc jednak pod uwagę standardowy sposób postępowania Google’a, można się spodziewać, że początkowo Google Drive będzie dostępny jedynie bardzo ograniczonej liczbie osób i prawdopodobnie tylko w USA. Jeśli nowa usługa się spopularyzuje, będzie to kolejny olbrzymi zbiór danych internautów - po Gmailu, Google Docs czy wyszukiwarce - jaki pozostanie do dyspozycji koncernu. Niewykluczone, że w przyszłości Google Drive zostanie skojarzone również z innymi kontami, które użytkownik posiada na Google’u.
  4. Międzynarodowy zespół naukowców badał zawartość soli w 2124 produktach sześciu sieci fast foodów. Okazało się, że poszczególne państwa - wszystkie były państwami rozwiniętymi - bardzo różniły się pod względem stężenia sodu w tych samych kategoriach produktów. Specjaliści z Australii, Kanady, Nowej Zelandii, Francji, Wielkiej Brytanii i USA wybrali do studium sieci Burger King, Domino Pizza, KFC, McDonald, Pizza Hut i Subway. Przyglądano się: 1) pikantnym produktom śniadaniowym, 2) burgerom, 3) daniom z kurczaka, 4) pizzom, 5) sałatkom, 6) kanapkom i 7) frytkom. Fast food z Kanady i USA zawierał o wiele więcej sodu niż to samo jedzenie z Wielkiej Brytanii i Francji. W Kanadzie 100-g porcja Chicken McNuggets McDonalda zawierała 2,5 razy więcej sodu (600 mg, co odpowiada 1,5 g soli) niż taka sama porcja w Wielkiej Brytanii (zawierała ona 240 mg Na, co odpowiada 0,6 g soli). Autorzy raportu opublikowanego na łamach Canadian Medical Association Journal podkreślają, że uzyskane wyniki można wykorzystać jako pretekst do zmiany składu produktów, tak by naprawdę zawierały mniej soli. Zmiany wprowadzano by stopniowo, żeby zminimalizować negatywne reakcje klientów. Skoro w niektórych państwach udało się ograniczyć zawartość soli (lub zawsze była ona niższa), to przy tym samym procesie produkcyjnym oznacza to, że obniżenie stężenia sodu jest technicznie wykonalne. Co więcej, przemysł nie może już więcej wymawiać się trudnościami tego rodzaju.
  5. Philippe Starck, znany francuski projektant wnętrz, urządzeń i mebli powiedział, że we współpracy z Apple’em przygotowuje „rewolucyjny projekt“. Artysta przekazał taką informacją podczas wywiadu, jednak odmówił podania jakichkolwiek szczegółów. Zapowiedział jedynie, że projekt ma zakończyć się w przeciągu ośmiu miesięcy. Starck to autor projektów zarówno szczoteczek do zębów, bezprzewodowych głośników dla iPoda czy iPhone’a, obudów zewnętrznych dysków twardych LaCie, myszy Microsoftu, krzeseł i przystanków autobusowych. Przygotowywał też wystrój wielu klubów nocnych, restauracji, hoteli i innych. Tym razem trudno jednak wyrokować, jaki projekt mógł mieć Starck na myśli.
  6. Nowozelandzcy naukowcy wykorzystali tzw. rozszerzoną rzeczywistość (AR od ang. augmented reality) do leczenia arachnofobii, czyli lęku przed pająkami. AR umożliwia nakładanie dodatkowej zawartości, tutaj pająków, na obraz z kamery. Kosmate zwierzęta przemieszczają się po rozłożonych na stole przedmiotach, a nawet ręce siedzącego przy nim człowieka. Naukowcy z Human Interface Technology Lab na University of Canterbury posłużyli się Kinectem, który dzięki 2 kamerom może przesyłać do komputera dane dotyczące wyglądu biurka. Oprogramowanie stworzone przez Nowozelandczyków wizualizuje pająki i na końcu symulacja jest wyświetlana na specjalnych okularach. Oprogramowanie powstało w zeszłym roku z myślą o grze z jeżdżącymi po stole wirtualnymi samochodzikami. Aby przystosować je do terapii fobii, auta zastąpiono pająkami, a obiekty przestały jeździć i przestawiły się na tryb pełzania. Ze względu na programowalność charakteru wirtualne pająki są bardzo wygodne. W procesie odwrażliwiania (desensytyzacji) mogą być napastliwe w stosunku do użytkownika lub zdecydowanie go unikać. Adrian Clark, jeden z twórców pomysłu, podkreśla, że wszystko zależy od tego, na jakim etapie leczenia znajduje się pacjent. Naukowcy cieszą się, że udało im się zapewnić tak dużą dawkę realizmu. Ludzie boją się i odczuwają odrazę, mimo że wiedzą, iż pająki nie są prawdziwe. Na razie program pokazywano osobom zdrowym, ale wkrótce rozpoczną się testy z udziałem pacjentów z fobią. Wcześniej akademicy chcą jednak dodać m.in. opcję zgniatania, by uczestnicy programu mieli poczucie kontroli nad sytuacją.
  7. Sędzia Liam O’Grady nakazał stronom biorącym udział w sprawie sądowej dotyczącej Megaupload zawarcie porozumienia dotyczącego losu serwerów, na których znajdują się dane użytkowników serwisu. Megaupload wynajmował 1100 serwerów od firmy Carpathia Hosting. Po nalocie nowozelandzkiej policji serwery przez jakiś czas pozostawały do dyspozycji śledczych, którzy zbierali dowody przeciwko Megaupload. Jednak przed kilkoma tygodniami serwery zostały zwolnione i są do dyspozycji Carpathia Hosting. Firma ponosi olbrzymie koszty ich utrzymania. Dlatego też wystąpiła do sądu z prośbą o podjęcie decyzji co do losu serwerów. Departament Sprawiedliwości (DoJ) mówi, że ich nie potrzebuje, gdyż zebrał wszystkie potrzebne dowody. Megaupload nie może płacić za ich utrzymywanie, ponieważ konta serwisu zostały zablokowane. Z kolei śledczy z DoJ oraz MPAA nie zgadzają się na pozostawienie serwerów do dyspozycji Megaupload, bo nie chcą, by serwery ponownie zostały podłączone do internetu. Julie Samuels, prawnik Electronic Frontier Foundation, która reprezentuje jednego z pracowników Megaupload mówi, że ktoś powinien zająć się serwerami, ponieważ wielu spośród klientów Megaupload składowało na nich legalne dane i powinni mieć możliwość ich pobrania. W takiej sytuacji sędzia O’Grady nakazał prawnikom wszystkich stron, by wynajęli negocjatora i usiedli wspólnie do stołu, by dojść do porozumienia. Sędzia powiedział, że zgadza się z argumentem Carpathia, iż firma ta nie powinna ponosić kosztów utrzymania serwerów. Megaupload uważa, że to DoJ powinien utrzymywać serwery, skoro nie chce, by kontrola nad nimi została mu przekazana. Jednak DoJ nie ma żadnego interesu w płaceniu za nie. Najbardziej zainteresowani są, oczywiście, właściciele danych oraz Megaupload, który twierdzi, że na serwerach znajdują się informacje istotne dla obrony.
  8. Specjaliści z Wydziału Chemii szwedzkiego Królewskiego Instytutu Technologicznego opracowali molekularny katalizator, dzięki czemu proces sztucznej fotosyntezy przebiega równie szybko co proces naturalny. To daje nadzieję na opracowanie efektywnych technologii przechowywania energii słonecznej. Od co najmniej 30 lat naukowcy w USA, Japonii i Europie próbują naśladować proces fotosyntezy. Różne zespoły eksperymentowały z różnymi rozwiązaniami, dokonały wielu odkryć, jednak nikomu nie udało się przeprowadzić sztucznej fotosyntezy i rozłożyć wody na tlen i wodór na tyle szybko, by mogła mieć ona praktyczne zastosowanie. Teraz grupa profesora Licheng Suna opracowała najbardziej wydajny katalizator sztucznej fotosyntezy. Dzięki niemu przetworzeniu ulega 300 molekuł wody na sekundę. Naturalna fotosynteza odbywa się z prędkością 100-400 molekuł na sekundę. „To rekord świata i ważny przełom w technologii sztucznej fotosyntezy“ - mówi Sun. Rosnące ceny ropy naftowej zwiększają zainteresowanie alternatywnymi metodami pozyskiwania energii. Na tym polu dokonywany jest coraz większy postęp. Pracuje się zarówno nad zamianą dwutlenku węgla w paliwa bazujące na węglu, jak metanol oraz nad bezpośrednią zamianą energii słonecznej w wodór. Grupa Suna skupia się przede wszystkim na tym, by technologia była cenowo konkurencyjna. „Szybka fotosynteza pozwala myśleć o budowie wielkiej fabryki wodoru umiejscowionej na przykład na Saharze, gdzie jest wiele słońca. Czy też nad efektywną zamianą energii słonecznej w elektryczność. Jestem przekonany, że w ciągu dziesięciu lat powstanie technologia, która będzie mogła cenowo konkurować z węglem“ - stwierdza Sun. „Słońce to przyszłość energii odnawialnej“ - dodaje.
  9. Austria i Słowenia kłócą się o kiełbaskę. Do kogo należy bardziej i kto może rościć sobie do niej prawa. Słoweńcy twierdzą - i z tym zgadzają się chyba wszyscy - że kranjska klobasa (kiełbasa kraińska) powstała w XIX w. w północnej Słowenii. Pierwsza wzmianka na jej temat, notabene po niemiecku, pojawia się w Süddeutsche Küche Katariny Prato z 1896 r. Terminu kranjska klobasa użyto po raz pierwszy w 6. wydaniu książki Slovenska kuharica Felicity Kalinšek z 1912 r. Ostatnio Słoweńcy zwrócili się do Komisji Europejskiej, by kiełbasie nadać Chronione Oznaczenie Geograficzne - w ten sposób kategoryzuje się produkty wytwarzane w konkretnym regionie, miejscu lub w państwie. W tym wypadku chodzi o powiązania mięsa na wędlinę z Krainą. Kraina to jeden z regionów historyczno-etnograficznych tworzących dzisiejszą Słowenię. W XIX wieku Księstwo Krainy było jednak krajem koronnym Austro-Węgier. Stąd wspólna inicjatywa Wiedeńskiej Izby Handlowej, austriackiego biura patentowego i Ministerstwa Rolnictwa, by sprzeciwić się wnioskowi Słowenii. Käsekrainer to odmiana kiełbaski niezgody, wytwarzana z dodatkiem 10-20% żółtego sera (w wersji słoweńskiej znajdują się tylko mięsa, głównie wieprzowina, woda i przyprawy). Po raz pierwszy na dużą skalę zaczęto ją produkować w Austrii na początku lat 80. Mimo to oficjele twierdzą, że utrata prawa do posługiwania się nazwą Käsekrainer będzie stanowić poważny cios dla ekonomii oraz dziedzictwa austriackiego. Wiedeńskie stragany z kiełbasą są znakami handlowymi miasta i kiełbaski z serem muszą znajdować się w ofercie. Frankfurterki nazywa się w Niemczech kiełbaskami wiedeńskimi i [jakoś] nikomu to nie przeszkadza - podkreśla Josef Bitzinger z Wiedeńskiej Izby Handlowej. Co ciekawe, Słoweńcy wcale nie zaprzeczają, że gdyby nie Austro-Węgry, kiełbasa kraińska nigdy nie stałaby się tak popularna. Przypominają nawet, że wg anegdoty, cesarz Franciszek Józef spróbował jej w zajedzie podczas podróży z Wiednia do Triestu. Kiedy władca zapytał, co jest w menu, właściciel odpowiedział: "Mamy tylko zwykłe domowe kiełbaski, to wszystko". Po skosztowaniu dania imperator miał zakrzyknąć: "To nie jest zwykła kiełbaska, to kiełbaska kraińska!". I tak narodziła się legenda, o którą dziś spierają się dwa państwa.
  10. Austria i Słowenia kłócą się o kiełbaskę. Do kogo należy bardziej i kto może rościć sobie do niej prawa. Słoweńcy twierdzą - i z tym zgadzają się chyba wszyscy - że kranjska klobasa (kiełbasa kraińska) powstała w XIX w. w północnej Słowenii. Pierwsza wzmianka na jej temat, notabene po niemiecku, pojawia się w Süddeutsche Küche Katariny Prato z 1896 r. Terminu kranjska klobasa użyto po raz pierwszy w 6. wydaniu książki Slovenska kuharica Felicity Kalinšek z 1912 r. Ostatnio Słoweńcy zwrócili się do Komisji Europejskiej, by kiełbasie nadać Chronione Oznaczenie Geograficzne - w ten sposób kategoryzuje się produkty wytwarzane w konkretnym regionie, miejscu lub w państwie. W tym wypadku chodzi o powiązania mięsa na wędlinę z Krainą. Kraina to jeden z regionów historyczno-etnograficznych tworzących dzisiejszą Słowenię. W XIX wieku Księstwo Krainy było jednak krajem koronnym Austro-Węgier. Stąd wspólna inicjatywa Wiedeńskiej Izby Handlowej, austriackiego biura patentowego i Ministerstwa Rolnictwa, by sprzeciwić się wnioskowi Słowenii. Käsekrainer to odmiana kiełbaski niezgody, wytwarzana z dodatkiem 10-20% żółtego sera (w wersji słoweńskiej znajdują się tylko mięsa, głównie wieprzowina, woda i przyprawy). Po raz pierwszy na dużą skalę zaczęto ją produkować w Austrii na początku lat 80. Mimo to oficjele twierdzą, że utrata prawa do posługiwania się nazwą Käsekrainer będzie stanowić poważny cios dla ekonomii oraz dziedzictwa austriackiego. Wiedeńskie stragany z kiełbasą są znakami handlowymi miasta i kiełbaski z serem muszą znajdować się w ofercie. Frankfurterki nazywa się w Niemczech kiełbaskami wiedeńskimi i [jakoś] nikomu to nie przeszkadza - podkreśla Josef Bitzinger z Wiedeńskiej Izby Handlowej. Co ciekawe, Słoweńcy wcale nie zaprzeczają, że gdyby nie Austro-Węgry, kiełbasa kraińska nigdy nie stałaby się tak popularna. Przypominają nawet, że wg anegdoty, cesarz Franciszek Józef spróbował jej w zajedzie podczas podróży z Wiednia do Triestu. Kiedy władca zapytał, co jest w menu, właściciel odpowiedział: "Mamy tylko zwykłe domowe kiełbaski, to wszystko". Po skosztowaniu dania imperator miał zakrzyknąć: "To nie jest zwykła kiełbaska, to kiełbaska kraińska!". I tak narodziła się legenda, o którą dziś spierają się dwa państwa.
  11. Na obrzeżach Tybetu, wbrew panującemu powszechnie trendowi, lodowce zyskują masę. Badania wskazujące na istnienie takiego zjawiska pochodzą z próbki 25 tybetańskich lodowców. To niewiele z ogólnej liczby 46 000 mas lodu zaopatrujących w wodę 1,5 miliarda mieszkańców środkowej i południowej Azji. Już w 2005 roku uczeni prowadzący badania polowe w Karakorum stwierdzili, że tamtejsze lodowce rosną. Weryfikacja tych twierdzeń za pomocą obrazów satelitarnych wskazywała, że powierzchnia lodowców rzeczywiście się zwiększa. Nie było jednak jasne, czy zwiększa się o ogólna masa lodu, czy też zwiększaniu się lodowców towarzyszy zmniejszanie ich grubości. Zespół pracujący pod kierunkiem Julie Gardelle z Uniwersytetu w Grenoble przyjrzał się danym z lodowców położonych na obszarze 5615 kilometrów kwadratowych. Uczeni porównali dane uzyskane z dwóch źródeł. Jednym z nich były instrumenty promu kosmicznego Endavour, które wykonywały badania w roku 2000, a drugim - francuski satelita SPOT5 i jego pomiary z roku 2008. Uczeni oszacowali, że nastąpił przyrost masy lodu. Graham Cogley z kanadyjskiego Trent University mówi, iż przy analizie danych wzięto wszelkie możliwe czynniki, które mogły je zafałszować. To porządne badania wysokiej jakości - zapewnia. Na razie nie wiadomo, dlaczego lodowce na badanym obszarze zwiększają masę, podczas gdy inne ją tracą. Wcześniej sugerowano, że lodowce Karakorum są chronione przez pokrywające je cienkie warstwy skał. Jednak analizy zespołu Gardellle pokazały, że tempo topnienia tych części lodowców, które nie są pokryte kamieniami, jest takie samo, jak części chronionych przez materiał skalny. Od lat istnieją pewne dane wskazujące, że klimat Karakorum się ochładza. W latach 1961-2000 lokalne stacje pogodowe zanotowały zwiększone opady w zimie i spadek średnich temperatur w lecie. Jednocześnie zaobserwowano, że w rzekach jednego z regionów Karakorum średni przepływ wody zmniejszył się w tych samych dziesięcioleciach o 20%. Mimo tych wskazówek zachowanie lodowców z badanego obszaru pozostaje zagadką. Nie mamy pojęcia, co się za tym kryje i kiedy się to zaczęło - przyznaje Gardelle. Co więcej, naukowcy nie wiedzą, czy w przyszłości lodowce nadal będą się powiększały.
  12. Występowaniu i roli fitoestrogenów w diecie ludzi poświęcono sporo badań. Niewiele jednak wiadomo o obecności tych związków w menu dzikich naczelnych, stąd badania zespołu Katharine Milton z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Michaela Wassermana z McGill University. Fitoestrogeny mają właściwości przeciwnowotworowe. Wydaje się to skutkiem powinowactwa do wykazujących właściwości antyproliferacyjne receptorów estrogenowych β, a także właściwości przeciwutleniających i hamujących angiogenezę. Duże spożycie fitoestrogenów ma jednak również swoje minusy. Estrogeny są potężnymi związkami; jeśli przyjmuje się je w zbyt dużych ilościach, mogą kolidować z fizjologią reprodukcyjną - wyjaśnia Milton. Naukowcy badali goryle wschodnie (Gorilla beringei) i gerezy kenijskie (Procolobus rufomitratus) z Parku Narodowego Kibale i Nieprzeniknionego Lasu Bwindi. Przyjrzeli się 44 elementom roślinnym (gatunkom i częściom poszczególnych roślin), które stanowiły 78,4% diety gerez i 53 elementom stanowiącym 85,2% diety goryli. Transfekcja przejściowa zademonstrowała, że co najmniej 10,6% diety gerez i 8,8% diety goryli wykazuje aktywność estrogenową. W przypadku P. rufomitratus było to wynikiem jedzenia 3 podstawowych pokarmów, a G. beringei jednego. Wszystkie estrogenne rośliny wykazywały wybiórczość w stosunku do receptorów - aktywowały ERβ, ale nie ERα.
  13. Brytyjsko-australijski koncern wydobywczy Rio Tinto ogłosił, że jeszcze w bieżącym miesiącu w jednej z jego kopalń będzie pracowało 10 autonomicznych samochodów ciężarowych. To kolejny etap programu, w ramach którego w kopalni West Angelas testowano dotychczas 5 pojazdów. Teraz wszystkie one, wraz z pięcioma nowymi automatycznymi ciężarówkami Komatsu, zostaną przeniesione do kopalni Yandicoogina. Rio Tinto zamówiło też kolejnych 150 ciężarówek, które Komatsu dostarczy w ciągu najbliższych 4 lat. Pięć wspomnianych wcześniej samochodów było testowanych przez 897 dni. Przebyły one łącznie 570 000 kilometrów. Każdy z pojazdów jest wyposażony w GPS, systemy łączności, lasery i systemy radarowe. Przekazywane są im informacje o wszystkich pojazdach w kopalni, ich prędkości i kierunku jazdy. Na podstawie tych danych ciężarówki samodzielnie dobierają swoją prędkość. Jeżdżą one po z góry zdefiniowanych trasach, a dzięki GPS-owi znają położenie dróg awaryjnych, skrzyżowań, miejsc załadunku i wyładunku itp. Na razie wiadomo jedynie, że 10 ciężarówek trafi do Yandicooginy jeszcze w bieżącym miesiącu. Na razie trwa tworzenie szczegółowej mapy kopalni, która pozwoli poruszać się po niej automatycznym samochodom. Autonomiczne ciężarówki to niejedyne tego typu przedsięwzięcie Rio Tinto. Firma już wcześniej ogłosiła, że wyda 442 miliony dolarów australijskich na prace nad autonomicznymi pociągami, które wożą rudy wydobywane w jej kopalniach w regionie Pilbara.
  14. U pacjentów z cukrzycą typu 2. zastąpienie sacharozy izomaltulozą, disacharydem zbudowanym z glukozy i fruktozy, nie stanowi gwarancji lepszego kontrolowania choroby (Diabetes Care). W ramach badań Stefanie Bruner z Uniwersytetu Technicznego w Monachium stu dziesięciu chorych z cukrzycą typu 2. losowo przydzielono do jednej z dwóch grup. Przedstawicielom pierwszej przez 12 tygodni codziennie podawano napoje i pokarmy zawierające 50 g sacharozy, a członkom drugiej produkty z taką samą zawartością izomaltulozy. Po 3 miesiącach zbadano poziom frakcji HbA1C hemoglobiny glikowanej, która powstaje wskutek nieenzymatycznego przyłączenia glukozy do cząsteczki hemoglobiny. Analiza danych uzyskanych od 101 osób ujawniła, że izomaltuloza nie miała znaczącego wpływu na stężenie HbA1C. Po 12 tygodniach poziom HbA1c w grupie sacharozowej wynosił 7,39 ± 0,78%, a w grupie izomaltulozowej 7,24 ± 0,76%. Warto dodać, że o dobrej kontroli cukrzycy świadczy poziom poniżej 6,5%. W porównaniu do grupy sacharozowej, po upływie tego czasu pacjenci, których dieta uwzględniała izomaltulozę, mieli za to znacząco niższy poziom trójglicerydów. Niemcy podkreślają, że zastosowany przez nich wybieg nie zmienił ani poziomu HbA1C, ani większości innych metabolicznych oraz sercowo-naczyniowych czynników ryzyka. Chociaż zasada działania izomaltulozy jest niepodważalna, by osiągnąć [...] znaczące klinicznie rezultaty w zakresie kontroli glikemicznej, konieczna może być silniejsza modyfikacja indeksu glikemicznego diety. Do studium wybrano właśnie izomaltulozę, bo ma niski indeks glikemiczny (32) i stanowi pożądane źródło energii o przedłużonym uwalnianiu (wiązanie 1,6-glikozydowe między glukozą a fruktozą w izomaltulozie jest o wiele stabilniejsze niż wiązanie 1,2 między tymi cukrami w sacharozie, dlatego hydroliza izomaltulozy pod wpływem enzymów jest znacznie wolniejsza). Disacharyd ten nie wywołuje gwałtownego wyrzutu insuliny. Można go znaleźć w miodzie oraz melasie z trzciny cukrowej.
  15. Najnowszy wyrok sądu apelacyjnego może pomóc Bradleyowi Manningowi, analitykowi wywiadu, który przekazał Wikileaks tajne dokumenty. W sprawie przeciwko Davidowi Kosalowi sąd orzekł, że pracownicy naruszający regulamin pracodawcy nie naruszają ustawy Computer Fraud and Abuse Act (CFAA). Kosal to były mendżer firmy Korn/Ferry. Namówił on swoich trzech byłych współpracowników, by pobrali z firmowej sieci listę klientów i mu ją przekazali. Kosal chciał założyć konkurencyjną wobec Korn/Ferry firmę. Sąd orzekł, że pracownicy, którzy mają legalny dostęp do systemu komputerowego pracodawcy, nie popełniają przestępstw opisanych w CFAA. Ustawa ta, zdaniem sędziego Kozinskiego, opisuje działania komputerowych włamywaczy, a nie osób z legalnym dostępem do sieci, nawet jeśli kradną dane. Włamanie komputerowe obejmuje, jak stwierdził sędzia, obejście technologicznych zabezpieczeń, a nie niewłaściwe użycie tajemnic handlowych. Dlatego też podtrzymał decyzję sądów niższej instancji, które odrzuciły oskarżenia o pomaganiu i podżeganiu oraz defraudacji. Kosal jest nadal oskarżony o defraudacje za pomocą e-maila, konspirację i kradzież tajemnic firmowych. Sprawa może trafić do Sądu Najwyższego, gdyż inne sądy apelacyjne wydawały odmienne wyroki w podobnych sprawach. Pokazuje ona jednak, że możliwa jest taka interpretacja prawa, zgodnie z którą osoba posiadająca legalny dostęp do systemu komputerowego nie może być oskarżona o włamanie. Bradleyowi Manningowi prokuratura postawiła 22 zarzuty. Oskarżono go m.in. o przestępstwa opisane w CFAA. Zgodnie z interpretacją Kozinskiego ustawa ta dotyczy sposobu dostępu do informacji, a nie sposobu jej użycia. Zatem pracownik, który kradnie dane korzystając przy tym z własnego hasła i loginu nie popełnia przestępstwa włamania do systemu komputerowego. Jeśli jednak czyni to korzystając np. z hasła i loginu swojego kolegi z biura, jest winnym przestępstwa. Taka interpretacja, jeśli zostanie podtrzymana przez Sąd Najwyższy, może oznaczać, że niektóre zarzuty postawione Bradleyowi Manningowi zostaną oddalone. O ile, oczywiście, Sąd Najwyższy będzie rozstrzygał sprawę Kosala.
  16. Psycholodzy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej porównali znęcanie się w świecie rzeczywistym i cyberprzemoc. Stwierdzili, że dynamika tej ostatniej różni się od znęcania na szkolnym boisku, dlatego istniejące metody interwencyjne raczej się nie sprawdzą. Jennifer Shapka i jej zespół przeprowadzili 2 badania. W pierwszym wzięło udział 17 tys. uczniów uczęszczających do klas 8.-12., a kontynuacja tego studium objęła 733 osoby w wieku od 10 do 18 lat. Ujawniono, że ok. 25-30% badanych doświadczyło lub brało udział w cyberznęcaniu, w porównaniu do 12% znęcających się/padających ofiarą znęcania w świecie realnym. Co ciekawe, młodzież twierdziła, że 95% tego, co działo się w Sieci, miało być żartem i tylko w 5% chodziło o wyrządzenie krzywdy. To jasne, że młodzi ludzie nie doceniają zakresu szkód związanych z cyberagresją - podkreśla Shapka. Wg Kanadyjki, uzyskane wyniki sugerują, że w przypadku cyberznęcania nastolatki odgrywają różne role - są ofiarami, katami i świadkami - i pomniejszają wpływ tego zjawiska, co oznacza, że istniejące programy edukacyjne i prewencyjne nie spełniają swojej roli. Uczniom należy uświadomić, że "zwykłe żarty" miewają poważne konsekwencje. Agresja w Internecie może wpłynąć na czyjeś zdrowie psychiczne, rozwój, osiągnięcia szkolne, a także, w skrajnych przypadkach, doprowadzić do samobójstwa. Tradycyjne znęcanie często spełnia 3 podstawowe warunki: 1) między ofiarą a znęcającym się istnieje różnica mocy (rozmiarów i popularności), 2) znęcający się aktywnie szukają celu, a 3) akty agresji się powtarzają. Shapka podkreśla, że badania zaczynają pokazywać, że w przypadku znęcania online te 3 warunki nie muszą być spełnione. Nie musi być różnicy rozmiarów i popularności, wydaje się też, że rozmyciu ulegają role pełnione przez poszczególne osoby. Nie dziwi, że jeden i ten sam uczeń jest w Sieci i znęcającym się, i ofiarą, i świadkiem. Wcześniejsze badania Kanadyjki pokazały też, że cyberznęcanie rzadko wiąże się z planowanym poszukiwaniem ofiary.
  17. Najnowsze badania przeprowadzone za pomocą satelitów ujawniły, że populacja pingwinów cesarskich jest dwukrotnie większa niż sądzono. Międzynarodowa grupa specjalistów pracująca pod kierunkiem Petera Fretwella z British Antarctic Survey wykorzystała zdjęcia satelitarne w wysokiej rozdzielczości do policzenia pingwinów w każdej antarktycznej kolonii. To jedyny sposób prowadzenia tego typu badań, gdyż ptaki te zamieszkują wyjątkowo niegościnne tereny, do których dotarcie jest często niemożliwe. Dane z satelitów skalibrowano o informacje ze zdjęć lotniczych oraz ręcznego liczenia ptaków. „Jesteśmy zadowoleni, że udało się nam zlokalizować i zidentyfikować tak wiele pingwinów cesarskich. Naliczyliśmy ich 595 000, czyli niemal dwukrotnie więcej do poprzednich szacunków, które mówiły o 270-350 tysiącach ptaków“ - stwierdził Fretwell. Kolorystyka pingwinów pozwala na łatwe odróżnienie ich na zdjęciach wykonywanych z góry. Uczeni policzyli ptaki z 44 znanych i 7 wcześniej nieznanych kolonii. „Uważa się, że pingwiny cesarskie zostaną poważnie dotknięte zmianami klimatycznymi. Dokładne liczenie tych ptaków, które możemy regularnie powtarzać, pozwoli nam monitorować wpływ przyszłych zmian klimatu na gatunek“ - powiedział Phil Trathan, biolog z British Antarctic Survey. Zdaniem naukowca przyszłe zmiany klimatyczne wpłyną niekorzystnie na kolonie znajdujące się na północnych wybrzeżach Antarktydy. Kolonie południowe powinny przetrwać, co czyni je szczególnie ważnymi dla całego gatunku.
  18. Barnes & Noble, producent czytnika e-booków Nook, przyjmuje zamówienia na Nook Simple Touch z technologią GlowLight. To pierwszy czytnik z e-papierem firmy eReader, który wyposażono we własne źródło światła. Poza tym czytnik nie różni się od urządzenia Simple Touch. Korzysta z 6-calowego wyświetlacza dotykowego, 2 gigabajtów pamięci i karty microSD. Podświetlenie ma jednak swoją cenę.Wersja z GlowLight jest o 40 dolarów droższa niż urządzenie bez tej technologii. Źródło światła znajduje się na górze ekranu. Włącza się je przytrzymując przycisk „n“ przez około dwie sekundy. Możliwe jest sterowanie jasnością światła, a Barnes & Noble zapewnia, że połowa intensywności wystarczy do czytania w ciemnościach. Światło jest dobrze rozprowadzane po całym wyświetlaczu. Niewielki gradient można dostrzec jedynie w pobliżu źródła światła, jednak wzrok szybko się do tego przyzwyczaja. Jako że urządzenie nie trafiło jeszcze do rąk klientów, trudno orzec, jaka i czy w ogóle jest różnica pomiędzy czytaniem z ekranu komputera czy tabletu a czytaniem z Nook Simple Touch z GlowLight.
  19. Barnes & Noble, producent czytnika e-booków Nook, przyjmuje zamówienia na Nook Simple Touch z technologią GlowLight. To pierwszy czytnik z e-papierem firmy eReader, który wyposażono we własne źródło światła. Poza tym czytnik nie różni się od urządzenia Simple Touch. Korzysta z 6-calowego wyświetlacza dotykowego, 2 gigabajtów pamięci i karty microSD. Podświetlenie ma jednak swoją cenę.Wersja z GlowLight jest o 40 dolarów droższa niż urządzenie bez tej technologii. Źródło światła znajduje się na górze ekranu. Włącza się je przytrzymując przycisk „n“ przez około dwie sekundy. Możliwe jest sterowanie jasnością światła, a Barnes & Noble zapewnia, że połowa intensywności wystarczy do czytania w ciemnościach. Światło jest dobrze rozprowadzane po całym wyświetlaczu. Niewielki gradient można dostrzec jedynie w pobliżu źródła światła, jednak wzrok szybko się do tego przyzwyczaja. Jako że urządzenie nie trafiło jeszcze do rąk klientów, trudno orzec, jaka i czy w ogóle jest różnica pomiędzy czytaniem z ekranu komputera czy tabletu a czytaniem z Nook Simple Touch z GlowLight.
  20. Samsung zakończył 14-letnią dominację Nokii jako największego światowego producenta telefonów komórkowych. Agencja Reutera przeprowadziła wśród analityków sondę, z której wynika, że uważają oni, iż pomiędzy styczniem a marcem bieżącego roku Samsung sprzedał 88 milionów telefonów komórkowych. W tym samym czasie nabywców znalazło 83 miliony telefonów Nokii. Szacunki nie powinny być obarczone zbyt dużym błędem. Dane o wynikach sprzedaży Nokii pochodzą od samej firmy, która niedawno je ogłosiła. Samsung poinformuje o swojej sprzedaży 27 kwietnia. Nokia od lat nie radzi sobie na rynku smartfonów. Jednak sprzedaje dużo tanich telefonów, co pozwoliło jej dotychczas na utrzymanie pozycji lidera. Fińska firma zdobyła pozycję lidera rynku telefonów komórkowych w 1998 roku, gdy sprzedała więcej telefonów niż Motorola. Przez lata firma posiadała około 40% rynku. Jej pozycją zachwiał dopiero iPhone, który w 2007 roku rozpoczął modę na smartfony. Analitycy mówią, że utrata pozycji lidera to dla Nokii przede wszystkim porażka prestiżowa. W rzeczywistości to niczego nie zmienia. Problemy Nokii pozostają te same, niezależnie od tego, czy są numerem 1 czy numerem 2 - mówi Carolina Milanesi z Gartnera.
  21. W ubiegłym roku jeden z amerykańskich sądów federalnych odrzucił oskarżenia przeciwko serwisowy Hotfile, w których próbowano obciążyć serwis bezpośrednią odpowiedzialnością za naruszanie praw autorskich. Jedynym wnioskiem, który został przez sąd podtrzymane i będzie rozpatrywane jest oskarżenie o zachęcanie użytkowników do łamania prawa. Zasadniczą kwestią jest zatem odpowiedź na pytanie, czy Hotfile służy przede wszystkim legalnej czy też nielegalnej wymianie treści. Badania zamówione przez MPAA wykazały, że większość wymiany odbywa się z naruszeniem prawa. Jednak w sukurs serwisowi przyszedł profesor prawa James Boyle z Duke University, który jest ekspertem obrony. Profesor Boyle twierdzi, że badania MPAA zawierały poważne błędy metodologiczne. Ponadto, powołując się na własne badania statystyczne uważa, że najbardziej popularnymi plikami rozpowszechnianymi za pośrednictwem Hotfile są opensource’owe aplikacje. Jego zdaniem w zleconych przez MPAA badaniach nie wzięto pod uwagę olbrzymiej liczby plików, co dało fałszywy obraz. Boyle informuje, że dwa najbardziej popularne pliki na Hotfile to sn0wbreeze oraz iReb. To programy do łamania zabezpieczeń iPhone’a, które na Hotfile umieścił ich twórca. Uczony zauważa, że w studium MPAA założono, iż do naruszeń dochodzi za każdym razem, gdy wymieniany jest plik chroniony prawem autorskim. Tymczasem nie jest to prawda. Pliki rozpowszechniane są na różnych licencjach, także i takich, które pozwalają na ich wymianę. Ponadto, jak stwierdził Boyle, autorzy wadliwych badań uznali np. że każdy przypadek rozpowszechniania plików modyfikujących gry za naruszenie prawa. Tymczasem spora część tego typu modyfikacji jest prawnie dopuszczalnych, a plik takie są całkowicie legalne. Kolejnym błędem, który poczynili autorzy studium MPAA było liczenie tylko i wyłącznie pobrań. Zdaniem Boyle’a na Hotfile znajduje się olbrzymia liczba plików, które zostały wgrane, ale nikt nigdy ich nie pobierał. To również zmienia obraz sytuacji i możliwą ocenę działalności serwisu. Uczony obliczył, że takie pliki stanowią ponad połowę zawartości Hotfile’a, co wskazuje jego zdaniem, że jest on głównie używany jako miejsce przechowywania kopii zapasowych, a nie dystrybucji plików.
  22. Stosując sekwencjonowanie DNA, australijscy naukowcy ujawnili skład skonfiskowanych przez celników chińskich tradycyjnych leków - tabletek, proszków czy herbat. Natrafili na ślad zagrożonych gatunków zwierząt, alergenów (soi i orzechów) oraz potencjalnie trujących roślin. Wyniki audytu genetycznego zespołu z Murdoch University ukazały się w piśmie PLoS Genetics. Niektóre specyfiki zawierały rośliny z rodzajów Ephedra (przęśl) i Asarum (kopytnik). Zawierają one związki, które mogą być toksyczne, jeśli zażyje się niewłaściwą dawkę. [Niestety], w składzie nie wymieniano ich stężenia - podkreśla dr Mike Bunce. Dla przykładu: alkaloid efedryna z przęśli jest stosowany jako środek dopingujący. Pobudza OUN silniej niż adrenalina. Przedawkowanie wywołuje m.in. drgawki, częstoskurcz, drżenie mięśni, niepokój oraz gonitwę myśli. Znaleźliśmy także ślady [DNA] zabronionych zwierząt, które są klasyfikowane jako gatunki narażone na wyginięcie, zagrożone i krytycznie zagrożone, w tym niedźwiedzia himalajskiego (Ursus thibetanus) i suhaka (Saiga tatarica). Dalsze testy chińskich leków mogą ujawnić zakres problemu i ułatwić celnikom rozpoznanie nielegalnego handlu zagrożonymi gatunkami. Jedna z autorek studium doktorantka Megan Coghlan zaznacza, że w opisie składu pomija się pewne informacje. Nie wspomina się nie tylko o zagrożonych gatunkach, ale i o alergenach. Produkt, który miał się składać w 100% z suhaka, zawierał także znaczące ilości koziego i owczego DNA - ujawnia Bunce. Nieprawidłowe oznaczanie utrudnia próby wprowadzenia uregulowań prawnych i karania przypadków nielegalnego handlu. Wiele wskazuje jednak na to, że genetyczny audyt produktów medycznych ułatwi te zadania.
  23. Pentagon zamówił w firmie Innovega wykonanie prototypowego systemu iOptik oraz dostarczenie go do badań w DARPA (Agencja Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych). System iOptik składa się z niewielkiego wyświetlacza (HUD) noszonego na głowie oraz, co jest najbardziej interesującą jego częścią, soczewki kontaktowej o podwójnej ogniskowej. Soczewka pozwala na jednoczesne skupienie wzroku na dwóch obiektach położonych w różnej odległości. Pierwszym z nich są informacje, rzutowane na soczewkę przez wyświetlacz. Zawierają one m.in. dane o celu i inne informacje przydatne na polu walki. Drugim obiektem jest ten, obserwowany przez żołnierza. Jednoczesne skupienie ostrości na obiektach znajdujących się w tak różnej odległości było możliwe dzięki zastosowaniu dwóch różnych filtrów. Centralna część soczewki wysyła światło z HUD wprost do źrenicy, podczas gdy zewnętrzna część soczewki zbiera światło z otoczenia i przesyła je do obwódki źrenicy. Dzięki temu oba obrazy są cały czas wyraźne. Firma Innovega ma nadzieję, że w przyszłości jej wynalazek trafi też „do cywila“. Tego typu soczewki mogłyby działać jak wielki wyświetlacz 3D, pokazując inny obraz dla każdego oka. Wystarczyłoby wbudować je w okulary wyposażone w projektory. Obecnie soczewki przechodzą testy kliniczne przewidziane przepisami FDA (Administracja Żywności i Leków). Przedstawiciele Innovegi twierdzą, że ich technologia mogłaby trafić na rynek już w 2014 roku.
  24. Osoby, które często korzystają naraz z wielu mediów, lepiej sobie radzą z integracją informacji z kilku zmysłów. Psycholodzy podejrzewają, że wiąże się to z ich doświadczeniem w dzieleniu uwagi pomiędzy różne źródła danych (Psychonomic Bulletin & Review). Do tej pory utrzymywano, że jednoczesne słuchanie muzyki, przeglądanie Internetu i wysyłanie e-maili może być tylko i wyłącznie szkodliwe. Badania laboratoryjne i sytuacje z życia wzięte pokazywały bowiem, że takie postępowanie niekorzystnie oddziałuje na zdolność przełączania się między zadaniami, wybiórczą uwagę czy pamięć roboczą. Naukowcy sądzą, że można to wyjaśnić zwracaniem uwagi na wszystko, a zatem na nic. Trudno w ten sposób wyodrębnić informacje najbardziej przydatne, a nawet kluczowe dla wykonania zadania. W najnowszym studium Kelvin Lui i Alan Wong z Uniwersytetu chińskiego w Hongkongu przyglądali się 1) osobom często korzystającym z wielu mediów jednocześnie i 2) wielozadaniowcom od przypadku do przypadku. Oceniali m.in., w jakim zakresie grupy te potrafią automatycznie zintegrować informacje wzrokowe i słuchowe. W eksperymencie wzięło udział 63 ochotników w wieku 19-28 lat. Najpierw wypełniali oni kwestionariusz dotyczący wykorzystania mediów - czasu spędzanego przy poszczególnych typach mediów oraz nasilenia tendencji do korzystania z więcej niż jednego naraz. Później wykonywali zadanie wzrokowe, które polegało na wskazaniu specyficznego kształtu na ekranie pełnym podobnych kształtów. Dla utrudnienia wszystkie zmieniały barwę. Czasem testowi towarzyszył dźwięk, np. krótkie piśnięcie. Nie informowało ono, gdzie schował się cel, ale powiadamiało, że zmienił się jego kolor. Okazało się, że notoryczni medialni wielozadaniowcy lepiej sobie radzili, gdy sygnał dźwiękowy występował niż w próbach, kiedy go nie było. W zadaniach bez dźwięku osiągali słabsze rezultaty od przedstawicieli drugiej grupy. Autorzy raportu podkreślają, że obecne odkrycia nie wskazują na związek przyczynowo-skutkowy. Niewykluczone jednak, że pociąg do używania licznych mediów w tym samym czasie korzystnie wpływa na pewne funkcje poznawcze. By to potwierdzić, potrzeba, oczywiście, kolejnych badań.
  25. Sąd federalny dla Zachodniego Dystryktu Waszyngtonu orzekł, że Motorola nie będzie mogła wprowadzić w życie ewentualnego niekorzystnego dla Microsoftu orzeczenia, które może wydać sąd w Niemczech. To niezwykle interesujący i kontrowersyjny wyrok, jednak amerykański sąd mógł go wydać, gdyż Motorola ma swoją siedzibę w USA. Cała sprawa rozpoczęła się w chwili, gdy Motorola, atakowana w sądach przez Apple’a i Microsoft, postanowiła zagrać va banque i zażądała od Microsoftu wysokich opłat licencyjnych za korzystanie z patentów opisujących technologię H.264. Motorola chce, by Microsoft płacił za te patenty 2,25% od końcowej ceny wykorzystującego je produktu. Zdaniem Microsoftu to wygórowane żądania, łamiące zasadę FRAND (fair, resonable and non-discriminatory). Obowiązuje ona przy licencjonowaniu podstawowych patentów opisujących międzynarodowe standardy i jest narzucana przez organizacje standaryzujące firmom, które biorą udział w pracach nad standardami. Mówi ona, że posiadacze takich patentów muszą je licencjonować na uczciwych, rozsądnych i niedyskryminujących zasadach. Zwykle takie licencje są sprzedawane w cenie około 2 centów od wykorzystującego je urządzenia. Motorola domaga się zaś od Microsoftu cen setki razy wyższych. Postępowaniem Motoroli zainteresowały się już europejskie urzędy, które wszczęły w tej sprawie śledztwo, to jednak nie powstrzymało firmy przed złożeniem w niemieckim sądzie wniosku przeciwko Microsoftowi. Wyrok w tej sprawie ma zapaść za kilka dni, a koncern z Redmond obawia się, że sąd zakaże mu sprzedaży produktów korzystających z H.264, czyli m.in. systemu Windows 7. Specyfika niemieckiego prawodawstwa czyni te obawy uzasadnionymi, a niekorzystny wyrok oznaczałby dla Microsoftu olbrzymie straty. W Niemczech kwestie związane z prawem patentowym rozpatrywane są w osobnych procesach. Oznacza to, że nawet jeśli istnieją poważne obawy, że Motorola łamie zasadę FRAND lub jej patent jest nieważny, to sąd nie może brać tego pod uwagę. Możliwa jest zatem taka sytuacja, że sąd najpierw przyzna rację Motoroli i zakaże Microsoftowi sprzedaży urządzeń, a inny sąd w innym procesie stwierdzi, iż Motorola naruszyła zasadę FRAND i cofnie poprzedni zakaz. Microsoft chciałby, oczywiście, uniknąć sytuacji, w której przez pewien czas nie będzie mógł sprzedawać swoich produktów w Niemczech. Dlatego też początkowo proponował Motoroli dobrowolną ugodę, w ramach której firma ta miałaby wstrzymać się z wykonaniem wyroku niemieckiego sądu w zamian za obligacje o wartości 300 milionów dolarów, które miałby być zabezpieczeniem ewentualnych strat Motoroli. Wykonanie wyroku w Niemczech miałoby być wstrzymane do czasu zakończenia sporu w USA, w którym sąd ma orzec, czy Motorola domagając się wysokich opłat narusza zasadę FRAND. Jako, że Motorola nie przystała na propozycję Microsoftu, koncern złożył w amerykańskim sądzie wniosek o nakazanie Motoroli wstrzymania się z wykonaniem orzeczenia sądu niemieckiego. Sędzia James Robart na nadzwyczajnym posiedzeniu wydał wyrok po myśli Microsoftu. Jess Jenner, prawnik z firmy Ropes and Gray, która reprezentuje Motorolę w sądzie w USA, stwierdził podczas nadzwyczajnej rozprawy, że wprowadzenie w życie ewentualnego zakazu niemieckiego sądu byłoby uczciwe, gdyż Motorola mogłaby później zapłacić Microsoftowi odszkodowanie, gdyby amerykański sąd orzekł, że naruszyła zasadę FRAND. Natomiast wydawanie zakazu wykonania wyroku sądu obcego państwa jest, zdaniem Jennera, niedopuszczalną interwencją w jego system prawny. Wysoki Sąd został poproszony [przez Microsoft - red.] o wtrącanie się w zakres kompetencji niemieckiego sądu. To niedopuszczalne wtargnięcie w zakres prerogatyw innego państwa - stwierdził Jenner. Sędzia Robart nie uznał jednak tej argumentacji. Microsoft twierdzi, że pozew w Niemczech to jedynie taktyczna zagrywka ze strony Motoroli. Zdaniem software’owego koncernu Motorola chce wykorzystać łatwość, z jaką można w Niemczech uzyskać zakaz sprzedaży produktu, by posługując się tym zakazem wymusić zawarcie korzystnej dla siebie ugody w USA.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...