Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Gruczoły potowe odpowiadają nie tylko za chłodzenie organizmu, ale i za gojenie ran. Dotąd sądzono, że oparzenia czy wrzody zasklepiają się dzięki nowym komórkom z mieszków włosowych albo nietkniętej skóry na brzegach uszkodzenia. Teraz okazuje się, że ważną rolę odgrywają również komórki macierzyste z unikatowych dla naczelnych ekrynowych gruczołów potowych. Dr Laure Rittié podkreśla, że leczenie przewlekłych ran jest bardzo kosztowne. Tylko w USA wydaje się na ten cel dziesiątki miliardów dolarów rocznie i kwota ta stale się powiększa, co oznacza, że obecne metody terapii się nie sprawdzają. Na szczęście członkom jej zespołu udało się ujawnić jedną z najskuteczniejszych broni w arsenale naszego organizmu. Po zidentyfikowaniu kluczowego procesu zasklepiania się ran możemy przystąpić do testowania leków związanych z nowym celem - niedostatecznie poznanymi gruczołami potowymi. Amerykanie zademonstrowali, że komórki wyłaniają się spod rany, co sugeruje, że ekrynowe gruczoły potowe są istotnym rezerwuarem dojrzałych komórek macierzystych. Gdy zaistnieje taka potrzeba, można po nie z łatwością sięgnąć. Może dziwić, że stwierdzenie, że gruczoły potowe odgrywają ważną rolę w gojeniu ran, zajęło aż tyle czasu, ale istnieje po temu ważny powód. Gruczoły ekrynowe występują wyłącznie u naczelnych, a w badaniach nad gojeniem powszechnie korzysta się z innych modeli zwierzęcych. W ramach eksperymentu zespół Rittié wyciął laserem płytkie rany w skórze przedramienia 31 zdrowych ochotników. W kolejnym tygodniu wykonywano biopsje rany, dzięki czemu ustalano, jak przebiega regeneracja naskórka. Reepitelializację oceniano m.in. za pomocą metod immunochemicznych. Okazało się, że gruczoły ekrynowe stanowiły źródło "odrostów" keratynocytowych, a tempo ich ekspansji odpowiadało wskaźnikowi reepitelializacji. Jako że liczba ekrynowych gruczołów potowych niemal 3-krotnie przewyższa liczbę mieszków włosowych, nie da się chyba przecenić roli odgrywanej przez nie w gojeniu.
  2. Najnowsze dane z Wielkiego Zderzacza Hadronów sugerują, że w akceleratorze może powstawać nowy typ materii. Kondensat kolorowego szkła to postulowana przez teoretyków materia, która może istnieć w jądrach atomów poruszających się niemal z prędkością światła. Jądro tak szybko poruszającego się atomu wydaje się ściśnięte z punktu widzenia obserwatora. W efekcie gluony w jego wnętrzu tworzą "gluonową ścianę" przemieszczającą się z prędkością bliską prędkości światła. Sama nazwa tej materii może być nieco myląca. "Kolor" odnosi się bowiem do typu ładunku niesionego przez kwarki i gluony, a "szkło" do faktu, że podobnie jak krzemionka i tego typu materiały wspomniana "ściana" jest nieuporządkowana i zachowuje się w krótkim przedziale czasu jak ciało stale, a w długim - jak ciecz. Teoretycy przewidują, że kondensat kolorowego szkła jest uniwersalną formą materii, dzięki której można opisać wszystkie wysokoenergetyczne cząstki wchodzące w silne interakcje. Udowodnienie istnienia kondensatu i zbadanie jego właściwości może rozwiązać wiele problemów dotyczących np. powstawania cząstek podczas wysokoenergetycznych zderzeń i rozkładu materii w tych cząstkach. W czasie zderzeń w akceleratorze powstają setki nowych cząstek, które uciekają od punktu zderzenia z prędkością bliską prędkości światła. Urządzenie Compact Muon Solenoid odkryło w próbce 2 milionów zderzeń, że niektóre pary cząstek oddalają się od siebie w skorelowanych kierunkach. W jakiś sposób odlatują w tym samym kierunku, chociaż nie jest jasne, jak mogą 'porozumieć' się do kierunku. To nas zaskoczyło - mówi profesor fizyki Gunther Roland z MIT-u. Zajmująca się badaniem ciężkich jonów grupa z MIT-u, w skład której wchodzą też profesorowie Bolek Wyslouch i Wit Busza, zaobserwowała taki zdumiewający wzorzec ucieczki już przed dwoma laty podczas zderzania protonów. Teraz znaleziono go w czasie zderzeń jonów z protonami oraz jonów różnych metali (m.in. ołowiu, złota i miedzi) z identycznymi jonami. Raju Vengopalan z Brookhaven National Laboratory przypomina, że podczas zderzeń protonów pojawia się plazma kwarkowo-gluonowa, a teoretycy przewidywali, iż może powstawać też podobna do fali struktura gluonów nazwana kondensatem kolorowego szkła. Vengopalan i jego były student Kevin Dusling zajmują się teorią tego kondensatu. Z ich rozważań wynika, że zwykle protony składają się z trzech kwarków, jednak na wyższym poziomie energetycznym mogą zyskiwać dodatkowe gluony. Te z kolei istnieją zarówno w formie cząsteczek i jak i fali, a ich funkcja falowa może być skorelowana. To właśnie kwantowe splątanie tych cząstek może wyjaśniać wymianę informacji dotyczącej kierunku poruszania się. Naukowcy pracujący przy CMS-ie chcą rozpocząć w styczniu eksperymenty, podczas których sprawdzą, czy zjawiska obserwowane podczas zderzeń proton-proton, ołów-proton i ołów-ołów mają ze sobą jakiś związek.
  3. Płyn nasienny sprawia, że organizm kobiety lepiej toleruje płód. Wg naukowców z Uniwersytetu w Adelajdzie, kontakt ze spermą partnera w ciągu 3-6 miesięcy przed poczęciem przyczynia się do zmniejszenia prawdopodobieństwa wystąpienia różnych komplikacji, m.in. stanu przedrzucawkowego czy hipotrofii wewnątrzmacicznej. Nie docenialiśmy męskiego wkładu - nie jest tak, że tylko jeden składnik ejakulatu ma znaczenie - podkreśla prof. Sarah Robertson. Badania na myszach wykazały, że częstsza ekspozycja na płyn nasienny zwiększa poziom limfocytów T regulatorowych (Treg). Wcześniej zademonstrowano, że pomagają one układowi odpornościowemu matki tolerować płód. Wczesne badania na ludziach sugerują, że za pomocą tego zjawiska można wyjaśnić, czemu u kobiet, które zaszły w ciążę po mniej niż 3 miesiącach kontaktów seksualnych z partnerem, częściej występuje stan przedrzucawkowy. Robertson dodaje, że podobny problem pojawia się u par, które stosowały barierowe środki antykoncepcyjne, rezygnując z nich na krótko przed poczęciem. Regularny kontakt z płynem nasiennym zaznajamia układ odpornościowy kobiety z głównym układem zgodności tkankowej (MHC) partnera. Poza tym sygnały obecne w płynie nasiennym instruują, by nie reagować zbyt gwałtownie [...].
  4. Spółka Central Japan Railway nosi się z zamiarem uruchomienia kolei magnetycznej (maglev), która będzie osiągała prędkość 498 kilometrów na godzinę. Linia kolejowa, która ma być otwarta w 2027 roku połączy główną tokijską stację Shinagawa z Nagoją. Na trasie będzie podróżował pociąg Series L0. Pierwszy element składu będzie miał długośc 28 metrów, z czego aż 15 metrów zajmie aerodynamiczny nos. Pociąg będzie składał się z 16 wagonów zdolnych do zabrania 1000 pasażerów. Nowa linia skróci czas podróży pomiędzy Tokio a Nagoją z obecnych 90 do 40 minut. Z kolei do roku 2045 linia ma być przedłużona do Osaki. W sumie jej budowa ma pochłonąć 100 miliardów dolarów. Japonia była tym krajem, w którym dokonał się przełom w technologii szybkich kolei. To tam w 1964 roku ruszył w trasę pierwszy nowoczesny szybki pociąg - Shinkansen. Osiągał on wówczas prędkość do 210 km/h, a jego średnia prędkość wynosiła 162,8 km/h. Obecnie najszybsza komercyjna linia kolejowa istnieje w Szanghaju. Jeżdżący po niej maglev osiąga prędkość do 431 km/h. Rekord prędkości konwencjonalnego pociągu należy do francuskiego TGV, który podczas testów osiągnął 574,8 km/h. Z kolei japoński maglev MLX01 poruszał się z prędkością 581 km/h.
  5. Pod 20-metrową warstwą lodu w antarktycznym jeziorze Vida odkryto wyjątkowo żywotną społeczność bakterii. Vida to największe jezioro w Suchych Dolinach McMurdo. Nie ma w nim tlenu, ponadto żaden z naturalnych zbiorników wodnych na świecie nie może się poszczycić wyższym poziomem tlenku diazotu. Woda z jeziora Vida - ok. 6-krotnie bardziej zasolona niż woda morska - przesącza się przez warstwy o średniej temperaturze minus 13,5 stopnia Celsjusza. Studium pozwala zajrzeć do jednego z najbardziej unikatowych ekosystemów na Ziemi. Nasza wiedza o geochemicznych i bakteryjnych procesach, które zachodzą w pozbawionych światła, mroźnych środowiskach, zwłaszcza przy temperaturach poniżej zera, była dotąd mizerna. Dzięki ostatnim pracom mogliśmy lepiej zrozumieć formy życia potrafiące przetrwać w izolowanym krioekosystemie. Zorientowaliśmy się, jak różne strategie wykorzystuje się, by egzystować w tak trudnych warunkach - opowiada dr Alison Murray z Desert Research Institute (DRI). W jeziorze Vida występuje wyjątkowo zróżnicowana i licznie reprezentowana społeczność bakteryjna. Mikroorganizmy radzą sobie świetnie, choć jak wskazały wcześniejsze studia, mieszkańcy tutejszych wód są odcięci od wpływów zewnętrznych, a więc i zewnętrznego źródła energii w postaci światła słonecznego, od ponad 3 tys. lat. Murray i dr Peter Doran University of Illinois wykorzystywali w latach 2005 i 2010 rygorystyczne procedury i specjalistyczny sprzęt do pobierania, bo tylko w ten sposób można było uniknąć skażenia. Prowadząc odwierty, naukowcy przebywali w ustawionych na jeziorze sterylnych namiotach. Próbki solanki analizowano pod kątem właściwości chemicznych oraz poszukiwano śladów życia. Badania geochemiczne sugerują, że w wyniku reakcji chemicznych między solanką a bogatymi w żelazo osadami powstają tlenek diazotu oraz cząsteczkowy wodór. Wydaje się, że ten ostatni, przynajmniej częściowo, zapewnia mikroorganizmom energię. Obecnie kontynuowane są badania interakcji między solanką a osadami. Naukowcy analizują też genom tutejszych bakterii.
  6. Amerykańskie firmy IT od dawna skarżą się, że mają trudności ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Od lat naciskają na polityków w Waszyngtonie, by ci zwiększyli liczbę wiz H1-B. Tego typu wiza pozwala amerykańskiemu pracodawcy na zatrudnienie specjalisty z obcego kraju na terenie USA. Dotychczas jednak politycy pozostają nieugięci. Microsoft, jedna z firm od dawna walczących o więcej wiz H1-B, wpadł na nietypowy pomysł. Koncern chciałby... płacić rządowi USA za takie wizy. Gigant z Redmond sugeruje, że administracja mogłaby zebrać rocznie nawet 500 milionów dolarów, gdyby za każdą nową wizę H1-B pobierała 10 000 USD, a za każdą zieloną kartę - 15 000 dolarów. Tak zgromadzone pieniądze można by przeznaczyć na kształcenie Amerykanów w tych kierunkach, gdzie występuje deficyt pracowników. Obecnie rząd USA wydaje rocznie 65 000 wiz H1-B. W przeszłości takich wiz wydawano nawet 195 000. Wizy tego typu pozwalają na pracę, ale nie na stałe osiedlenie się w USA. Jeśli pracodawca, który sprowadził zagranicznego pracownika na podstawie H1-B zwolni go, ten powinien albo znaleźć inną pracę w podobnym zawodzie, albo postarać się o zmianę swojego statusu, albo też opuścić Stany Zjednoczone. Z kolei zielona karta daje prawo do stałego zamieszkania na terenie USA. Microsoft to jeden z największych pracodawców zatrudniających osoby z wizami H1-B. Obecnie aż 10% z 57 400 osób zatrudnianych przez koncern na terenie USA ma wizy H1-B. W ciągu ostatnich dwóch lat firma występowała każdego roku o 850 wiz H1-B. Dodatkowo w samym tylko 2011 roku koncern pomógł ponad 4700 posiadaczom H1-B w uzyskaniu zielonej karty. Wielu krytyków polityki imigracyjnej twierdzi, że tak naprawdę Microsoftowi i innym firmom chodzi o znalezienie taniej siły roboczej. Zauważają, że przedsiębiorstwo występujące o H1-B nie musi udowodnić, że nie ma Amerykanów spełniających odpowiednie wymagania. Government Accountability Office twierdzi, że przepisy prawne zbyt słabo chronią Amerykanów przed wyrzuceniem ich z pracy i zastąpieniem tańszymi obcokrajowcami. Microsoft zapewnia, że rzeczywiście nie jest w stanie znaleźć odpowiednio wykwalifikowanych Amerykanów. Analiza wniosków o zieloną kartę wykazuje, że 25% osób, dla których koncern starał się o taki dokument to pracownicy z najmniejszymi umiejętnościami, a 61% to inżynierowie oprogramowania czy menedżerowie ds. marketingu. Większość z nich zarabia poniżej 100 000 dolarów rocznie. Tymczasem wielu amerykańskich absolwentów uczelni wyższych już na wstępie domaga się sześciocyfrowych zarobków.
  7. Dr Johné Liu z Uniwersytetu w Ottawie odkrył coś, co można uznać za eliksir młodości dla komórek jajowych. Badacz dywaguje, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, w przyszłości starające się o dziecko kobiety, które zbliżają się do czterdziestki bądź już ją przekroczyły, mogłyby zażywać suplementy lub pić wodny roztwór putrescyny. Wg Kanadyjczyka, przyjmowanie putrescyny zmniejsza wskaźnik tworzenia się jajeczek z nieprawidłową liczbą chromosomów. W organizmach ssaków putrescyna powstaje w wyniku działania dekarboksylazy ornityny (ODC). Jest łatwo wchłaniana i wydalana z organizmu. U samic poziom ODC rośnie w czasie owulacji (za przejściowy wzrost aktywności ODC w jajnikach odpowiada hormon luteinizujący). Liu zauważył, że u starszych samic stężenie enzymu zwiększa się w niewielkim zakresie. Wykazał też, że gdy u młodych myszy zahamuje się wzrost poziomu ODC, powstaje więcej jaj z wadami chromosomalnymi. Zespół z Ottawy prowadził eksperymenty na starszych gryzoniach. Tuż przed i w czasie owulacji podawano im wodę z putrescyną. Okazało się, że częstość występowania wadliwych komórek jajowych spadła o ponad 50%. To niesamowity wynik przy tak prostym podejściu. Nie wymyślilibyśmy tego jednak bez wcześniejszego zrozumienia roli, jaką ODC i putrescyna odgrywają w podtrzymywaniu integralności chromosomalnej jaj. Zahamowanie wzrostu poziomu ODC oraz putrescyny nie wydaje się wpływać na dojrzewanie oocytów i jajeczkowanie. Pojawia się tylko więcej aneuploidii. Stąd wniosek, że skok stężenia ODC przed owulacją zapewnia prawidłową segregację chromosomów. Przed odtrąbieniem sukcesu, należy wspomnieć m.in. o tym, że putrescyna jest toksyczna dla płodu, co oznacza, iż podczas procesu leczenia kluczowymi zagadnieniami pozostają timing, dawkowanie i monitoring. Zanim będzie można mówić o bezpieczeństwie i skuteczności u ludzi, metoda musi przejść testy kliniczne.
  8. Naukowcy z Institute for Radio Astronomy odkryli pierwsze w naszej galaktyce molekuły C3H+ obecne w przestrzeni międzygwiezdnej. Węglowodory, będące podstawą paliw kopalnych używanych na Ziemi, znaleziono w Mgławicy Koński Łeb. Mgławica położona w odległości 1500 lat świetlnych od Ziemi to jeden z najbardziej rozpoznawanych obiektów w kosmosie. Wyróżnia się jednak nie tylko wyglądem. To międzygwiezdne laboratorium chemiczne, w którym światło gwiazd bez przerwy reaguje z gęstym gazem. Grupa uczonych postanowiła przeprowadzić dokładne badania składu chemicznego Mgławicy, wykorzystując w tym celu 30-metrowy radioteleskop znajdujący się w pobliżu Pico del Veleta w Hiszpanii. Rozpoczęcie projektu "Whisper" było możliwe dzięki niedawnemu udoskonaleniu urządzeń radioteleskopu. Wcześniej tak szeroko zakrojone badania zajęłyby co najmniej rok. Teraz możemy przeprowadzić pomiary w ciągu tygodnia - mówi Arnaud Belloche z Instytutu Radioastronomii im. Maksa Plancka. Podczas badań zidentyfikowano 30 różnych molekuł, w tym liczne niewielkie węglowodory. Uczeni obliczyli, że ilość węglowodorów w Końskim Łbie jest 200-krotnie większa niż ilość wody na Ziemi. Specjaliści uważają, że węglowodory te powstają oddziaływania promieniowania ultrafioletowego na olbrzymie wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne.
  9. To, jak ludzie doświadczają czasu, może zależeć od postrzegania związków przyczynowo-skutkowych. Dr Marc Buehner z Uniwersytetu w Cardiff poprosił ochotników, by przewidzieli, kiedy wystąpi błysk świetlny. W jednej części studium przed docelowym mignięciem pojawiał się dodatkowy sygnał. W pozostałych dwóch częściach eksperymentu błysk następował po naciśnięciu odpowiedniego guzika przez badanego lub maszynę. Okazało się, że wg osób z pierwszej grupy, błysk miał wystąpić później niż wg członków grup 2. i 3., chociaż we wszystkich przypadkach interwały były dokładnie takie same. Związek przyczynowo-skutkowy, który wytworzył się w umyśle ochotników, zmienił percepcję i planowanie motoryczne, przez co czas upływający między powodem - naciśnięciem guzika własnoręcznie lub przez maszynę - a błyśnięciem wydawał się krótszy. Postrzeganie podlega systematycznym zniekształceniom zależnym od jednostkowych przekonań odnośnie do przyczynowości. Jeśli ludzie wierzą, że oni lub ktoś inny ma na coś wpływ, czas wydaje się płynąć szybciej. Dla odmiany, przy braku przyczynowości, sama wiedza o tym, że coś się wydarza, nie zmienia percepcji czasu. Buehner uważa, że wyniki jego badań przydadzą się m.in. projektantom interfejsów.
  10. Intel opublikował Product Discontinuance Notice (PDN), w którym znajdziemy zapowiedź końca produkcji pierwszej kości z rodziny Ivy Bridge. Dotyczy ona układu Core i5 3450. Procesor zadebiutował w II kwartale bieżącego roku. Jako, że PDN wydawana jest na dwa miesiące przed osiągnięciem przez produkt statusu EOL (End Of Life), oznacza to, że "czas życia" wspomnianego procesora wynosi około 1 roku. To krócej niż zwykle. Układ zostanie zastąpiony nową wersją, która będzie taktowana zegarem o częstotliwości 3,5 GHz (obecnie jest to 3,1 GHz, zostanie wyposażona w cztery rdzenie z czterema wątkami i 6 megabajtami pamięci cache. W najnowszym PDN wspomniano też o zakończeniu produkcji kilku procesorów z rodziny Sandy Bridge. Będą to Core i5 2600S, 2500, 2500S, 2500T, 2400S oraz Core i5 2310, 2320 i 2405P. W ciągu najbliższych miesięcy można spodziewać się debiutu pierwszych kości z rodziny Haswell.
  11. W przypadku swędzenia istnieją wzrokowe wyzwalacze. Wystarczy widok mrówki czy ugryzienia owada, by pojawiła się reakcja w postaci drapania. Naukowcy z Uniwersytetu w Manchesterze i Liverpool John Moores University (LJMU) zajmowali się 3 kwestiami. Po pierwsze, sprawdzali, czy wskazówki wzrokowe mogą generować świąd i chwilę później drapanie. Po drugie, czy treść zdjęcia ma znaczenie, a więc czy pewne obiekty skuteczniej wywołują nieprzyjemne odczucia. Po trzecie, na tapetę wzięto zaraźliwość świądu. Podczas eksperymentu 30 ochotnikom pokazywano fotografie podzielone na 3 podkategorie. Do "skórnych kontaktowych" zaliczono te przedstawiające np. mrówkę przemieszczającą się po dłoni czy motyla siedzącego na palcu. W "reakcji skórnej" umieszczono fotografie, na których uwieczniono drapanie ugryzienia czy mycie rąk. W kategorii "kontekst" obiekty kojarzone ze swędzeniem i neutralne znajdowały się gdzieś w otoczeniu poza ciałem, pojawiały się więc latające ochotki lub ptaki, ale nie było żadnych odniesień do skóry. Za każdym razem badany miał określić, jak silne swędzenie odczuwał, patrząc na zdjęcie i jak duży świąd towarzyszył komuś, kto niekiedy się na nim znajdował. Akademicy obserwowali też, jak często ludzie drapali się, przeglądając materiał testowy. Okazało się, że same wskazówki wzrokowe (bez aplikowania na skórę środka drażniącego) wystarczyły, by wywołać nieprzyjemne wrażenia. W porównaniu do zdjęć neutralnych, obrazy kojarzone ze świądem wiązały się z wyższą oceną świądu u siebie i ewentualnego bohatera ujęcia; co więcej, miary te były ze sobą skorelowane. Poza tym ochotnicy drapali się częściej, oglądając zdjęcia odnoszące się do swędzenia. Typ fotografii również miał znaczenie - drapanie nasilało się, gdy na zdjęciu widać było osobę trącą skórę. Wg psychologów, nieświadome drapanie jest zatem wywoływane raczej widokiem kogoś drapiącego się, a nie oglądaniem przyczyny swędzenia. Znajomość specyficznych wyzwalaczy chronicznego świądu u różnych pacjentów i wiedza nt. przełożenia bodźców wzrokowych na wrażenia czuciowe mogą rzucić nieco światła na mechanizmy świądu psychosomatycznego, gdzie nie da się wyodrębnić przyczyn fizycznych dolegliwości - podkreśla prof. Francis McGlone z LJMU. Autorzy artykułu, który ukazał się w British Journal of Dermatology, uważają, że udało im się zdobyć behawioralne dowody, łączące zaraźliwe swędzenie z systemem neuronów lustrzanych.
  12. Zakończył się, trwający od ubiegłego wtorku, proces sądowy, w którym spierają się Motorola i Microsoft. Decyzja, którą podejmie sąd, może mieć znaczenie dla przyszłych sporów patentowych. Dwaj giganci rynku IT nie potrafili samodzielnie dojść do porozumienia w sprawie opłat, jake powinien wnosić Microsoft za korzystanie z należących do Motoroli patentów dotyczących standardów 802.11 oraz H.264. Firma posiadająca patenty na technologie uznane za międzynarodowe standardy jest zobowiązana sprzedawać je na zasadach FRAND (fair, resonable and non-discriminatory - uczciwe, rozsądne i niedyskryminujące). Taki warunek stawiają organizacje standaryzujące. Problem jednak w tym, że pojęcie "uczciwej" czy "rozsądnej" ceny jest bardzo nieostre. Motorola żądała od Microsoftu opłat, które koncern z Redmond uznał za wygórowane. Dlatego też sprawa trafiła do sądu. Od ubiegłego wtorku prawnicy obu firm i powołani przez nie eksperci przedstawiali swoje argumenty. Teraz zakończyła się pierwsza część procesu, której wynikiem ma być ustalenie ceny za patentny Motoroli. Cenę tę określi sędzia James Robart. Wyrok będzie o tyle istotny, że może dzięki niemu powstać metodologia ustalania cen za patenty opisujące technologie uznane za standardy. Podczas drugiej części procesu sędzia Robart będzie musiał rozstrzygnąć, czy Motorola złamała prawo żądając od Microsoftu zbyt wysokich opłat. Strony mają do połowy grudnia czas na złożenie odpowiednich dokumentów w tej sprawie. Wyrok dotyczący wysokości opłat zapadnie prawdopodobnie wiosną przyszłego roku, gdy sąd będzie gotowy do rozpoczęcia drugiej fazy procesu.
  13. Zakwaszenie oceanów jest już tak duże, że woda rozpuszcza skorupy ślimaków żyjących w Oceanie Antarktycznym. Naukowcy zdobyli pierwszy twardy dowód na istnienie zjawiska, które może zaszkodzić całemu łańcuchowi pokarmowemu. W 2008 roku podczas wyprawy badawczej, w której udział wzięli uczeni z British Antarctic Survey (BAS), University of Eas Anglia, US Woods Hole Oceanographic Institution oraz National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA), odkryto poważne uszkodzenia muszli u ślimaków skrzydłonogich (Pteropoda). Te niewielkie stworzenia żyją w okolicach Antarktydy i są ważnym źródłem pożywienia dla ryb i ptaków. Odgrywają też istotną rolę w obiegu węgla. Naukowcy badali obszar, w którym dochodzi do upwellingu. To zjawisko podnoszenia się wód głębinowych na powierzchnię. Zwykle dochodzi do niego wskutek działalności wiatru. Takie wynoszone na powierzchnię wody powodują zwykle większą korozję w muszlach ślimaków niż wody powierzchniowe. Mocnej reagują bowiem z aragonitem, z którego zbudowane są muszle. Jednak tym razem naukowcy zauważyli niepokojące objawy. Muszle ślimaków były poważnie uszkodzone. Znacznie mocniej niż działo się do do tej pory. Bliższe badania wykazały, że przyczyną uszkodzenia jest zwiększona kwasowość wody. Wody oceaniczne stają się bardziej kwasowe wskutek wchłaniania dwutlenku węgla emitowanego przez człowieka. Przeprowadzone wcześniej eksperymenty laboratoryjne wykazały, że rosnąca kwasowość będzie miała niekorzystny wpływ na organizmy morskie. Tym razem zdobyto pierwszy twardy dowód na to, że takie zmiany mają już miejsce w środowisku naturalnym. Wiemy, że woda morska obecna na głębokości większej od 'horyzontu nasycenia', który znajduje się na głębokości około 1000 metrów, powoduje zwiększoną korozję aragonitowych muszli. Jednak tym razem w miejscu, z którego pobraliśmy próbki, proces taki zachodził już na głębokości 200 metrów. Doszło tam do połączenia naturalnego upwellingu oraz zakwaszenia oceanu. Pteropody żyją właśnie na tej głębokości. Woda spowodowała poważne uszkodzenia muszli zwierząt i pokazała, jak bardzo są one wrażliwe. Do rozpuszczenia się tych muszli przyczyniło się zakwaszenie oceanów spowodowane emisją CO2 przez człowieka - mówi doktor Nina Bednarsek z NOAA. Chociaż upwelling jest naturalnym zjawiskiem zachodzącym na Oceanie Południowym, to przypadki, w którym podczas upwellingu 'horyzont nasycenia' podnosi się powyżej 200 metrów są w ostatnich latach coraz częstsze. Ma to związek ze zwiększającym się zakwaszeniem oceanów. Pteropody, jedne z wielu zwierząt mających muszle zbudowane z aragonitu, są ważnym składnikiem pokarmowym dla ryb i ptaków oraz istotnym wskaźnikiem zdrowia ekosystemu. Zmniejszenie się grubości ich muszli nie musi oznaczać, że zwierzę zginie, ale będzie przez to bardziej podatne na atak drapieżnika oraz na infekcje, co będzie miało konsekwencje dla innych części łańcucha pokarmowego - dodaje współautor badań, doktor Geraint Tarling z BAS.
  14. Nie tylko obrońcy praw człowieka, którzy przed kilkoma dniami wezwali do zaprzestania prac nad autonomicznymi robotami wojskowymi, obawiają się, że rozwój technologiczny może pójść w niewłaściwym kierunku. Na jednej z czołowych uczelni wyższych świata, University of Cambridge, powstanie Cambridge Project for Existential Risk. To inicjatywa ogłoszona przez profesora filozofii Huw Price'a, emerytowanego profesora kosmologii i astrofizyki Martina Reesa oraz współzałożyciela Skype'a Jaana Tallinna. Na stronie projektu czytamy: Wielu naukowców obawia się, że rozwój technologiczny może zagrozić istnieniu człowieka jako gatunku. Takie niebezpieczeństwo może pojawić się wraz z rozwojem sztucznej inteligencji, biotechnologii, sztucznego życia, nanotechnologii czy też wskutek antropogenicznych zmian klimatycznych. Tego typu ryzyko jest trudno oszacować, ale biorąc pod uwagę, jak wielka jest stawka, warto się nad tym problemem pochylić. The Cambridge Project for Existential Risk - inicjatywa filozofa, naukowca i przedsiębiorcy - bierze swój początek z przekonania, że problem ten wymaga znacznie szerzej zakrojonych badań niż dotychczas. Naszym celem jest utworzenie na University of Cambridge multidyscyplinarnego centrum, poświęcionego ocenie ryzyka i opracowaniu sposobów jego uniknięcia. W prace zespołu zaangażowało się już wiele osób. Są wśród nich pracownicy Cambridge, jak profesorowie filozofii Tim Crane i Jane Heal, wykładowca informatyki Sean Holden czy Hermann Hauser, współzałożyciel funduszu inwestycyjnego Amadeus Capital Parnters. Do grupy dołączyli też profesor filozofii Nick Bostrom z Oxford University, David Chalmers, profesor filozofii z New York University, profesor fizyki z MIT-u Max Tegmark czy profesor genetyki George M. Church z Harvard Medical School i profesor informatyki oraz matematyki Dana Scott z Carnegie Mellon University. Profesor Price zauważa: Podstawowe założenie jest takie, że powinniśmy poważnie podejść do problemu związanego z faktem, iż zbliżamy się do momentu, w którym wytworzone przez nas technologie będą mogły potencjalnie zagrozić naszemu istnieniu. Nigdy w ludzkiej historii nie mieliśmy z czymś takim do czynienia. Czy jest lepsze miejsce niż Cambridge, jeden z najstarszych i najlepszych światowych uniwersytetów, które bardziej nadawałoby się do prowadzenia badań na ten temat? Ostatnio Cambridge obchodził 800-lecie istnienia. Naszym celem jest zmniejszenie ryzyka, że nie będzie nikogo, kto mógłby obchodzić jego 1000-lecie.
  15. BITE ME Victora Vetterleina to lampa, która nie tylko świeci, ale i nadaje się do zjedzenia (jeśli ktoś nie lubi galaretek, można ją po prostu wyrzucić na kompost). Jak ujawnia Amerykanin, projekt powstał pod wpływem książki prof. E.S. Stevensa, chemika z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku. By uzyskać stelaż lampy, potrzeba zaledwie kilku składników: agaru, roślinnej gliceryny, wody, barwników spożywczych oraz naturalnych dodatków smakowych. Potem wystarczy doczepić pasek z diodą LED, gdzie mieści się płytka drukowana. Prąd dociera do niej za pośrednictwem wyciętych laserowo metalowych płytek, którym nadano formę uproszczonego przepisu na BITE ME. Lampa jest sprzedawana z dwoma kablami: jednym pasującym do komputera i drugim wyposażonym w przetwornicę napięcia. Gdy lampa spełni już swoją rolę, można ją zjeść albo skompostować. Pasek z LED łatwo odchodzi od obudowy i nadaje się do ponownego wykorzystania. Jeśli ktoś zechce uczynić z BITE ME przekąskę, najpierw musi umyć ramę, a później zanurzyć ją na godzinę w wodzie, by zmiękła. Jak nadmienia Vetterlein, agar zawiera mało sodu, tłuszczów nasyconych, jest za to dobrym źródłem witamin E i K, kwasu pantotenowego, który wchodzi w skład witaminy B5, cynku, kwasu foliowego, żelaza czy wapnia.
  16. Jednokomórkowa zielenica Chlamydomonas reinhardtii nie tylko przeprowadza fotosyntezę, ale i pozyskuje energię z innych roślin. Badacze z Uniwersytetu w Bielefield uważają, że glony te będzie można wykorzystać jako katalizator przy produkcji biopaliw celulozowych. Prof. Olaf Kruse przeprowadził z zespołem serię eksperymentów, w których wykazano, że zielenice hodowane w świetle przy niskich stężeniach CO2 potrafią pozyskać energię ze znajdującej się w pobliżu roślinnej celulozy. Wydzielana jest endo-β-1,4-glukanaza, a po zajściu częściowej hydrolizy celulozy do celobiozy (dimeru glukozy) Ch. reinhardtii wychwytuje i przyswaja pozyskany w ten sposób surowiec. To pierwszy raz, kiedy takie zachowanie udokumentowano u roślin. [...] W pewnym sensie widzimy roślinę jedzącą roślinę. Obecnie Niemcy sprawdzają, czy podobny mechanizm występuje w innych grupach glonów. Wstępne wyniki wskazują, że najprawdopodobniej tak.
  17. W latach 2010-2011 PayPal wydał 4,3 miliona euro na obronę przed atakami organizowanymi przez Anonimowych. Cyberprzestępcy atakowali firmę w odwecie za to, że odmówiła przetwarzania płatności dla Wikileaks. Z danych ujawnionych przez PayPala w związku z toczącą się sprawą sądową wynika, że firma musiała kupić sprzęt i oprogramowanie, a ponad 100 osób pracowało w sumie przez trzy tygodnie każda, by odeprzeć ataki. Takie informacje znalazły się w aktach sądowych w związku z procesem toczącym się przeciwko Christopherowi Weatherheadowi, oskrażonemu o udział w konspiracji celem zakłócenia pracy systemu komputerowego. Weaterhead nie przyznaje się do winy. Tymczasem trzech współoskarżonych, mężczyżn w wieku 27, 24 i 18 lat przyznało się do zarzucanych im czynów. Prokuratura uważa, że Weaterhead jest hakerem, podpisującym się na kanale IRC jako "Nerdo". "Nerdo" właśnie tam planował ataki i zachęcał innych do wzięcia w nich udziału. W domu Weaterheada policja zajęła sprzęt komputerowy. Oskarżony twierdzi, że nalezy on do jego siostry. Jednak prokuratura dowodzi jednak, że sprzęt zabezpieczony był hasłami, będącymi wariacjami zdania "Nerdo jest najlepszym (lub najgorszym) hakerem na świecie". Kanał IRC, którym posługiwał się oskarżony, był prowadzony przez "Nerdo" na serwerach rosyjskiego ISP Heihachi, który jej znanym miejscem przechowywania nielegalnych witryn. Podobno provider ten pozwala nawet na prowadzenie serwisów z dziecięcą pornografią.
  18. Niemieccy naukowcy potwierdzili, że endemiczna australijska rosiczka Drosera glanduligera poluje, katapultując ofiary, najczęściej nielatające stawonogi, na liście pułapkowe. Korzysta przy tym z wrażliwych na dotyk wypustek. Zespół Simona Poppingi z Uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim podkreśla, że "aktywne" mechanizmy pułapkowe fascynowały naukowców od czasu wczesnych prac Karola Darwina. Artykuł nt. możliwości D. glanduligera ukazał się PLOS ONE. Australijski endemit tworzy rozety. Do środka liścia pułapkowego skierowane są pokryte lepką substancją włoski, a na brzegach znajduje się 12-18 "macek". Przechodzący obok stawonóg uruchamia zapadkę i zostaje katapultowany do wnętrza łyżeczkowatego liścia. Przygwożdżony kleistą wydzieliną nieszczęśnik, już się stamtąd nie wydostanie... Podczas eksperymentów naukowcy korzystali z roślin hodowanych w Niemczech. W ramach przyszłych studiów trzeba będzie nagrać działanie wyrzucanych macek w naturalnym habitacie i wyjaśnić, jakie korzyści zapewnia roślinie ich posiadanie. Ruch à la katapulta nie jest powtarzalny - prawdopodobnie dochodzi do rozerwania komórek skórki. W trwającym ok. 4 miesięcy okresie wegetacyjnym co 3-4 dni powstają więc nowe liście. Eksperymentując, zauważyliśmy, że katapultujące wypustki [o długości 6,3±2,2 mm] sprawują się najlepiej w zdrowych roślinach, a także przy dużym natężeniu oświetlenia i wysokiej temperaturze. Ruch wypustki jest bardzo szybki. Na jednym z nagrań utrwalono akcję trwającą zaledwie 75 milisekund (maksymalna prędkość główki wyniosła 0,17 ms−1, a maksymalne przyspieszenie 7,98 ms−2). Inne zaobserwowane ruchy trwały kilka sekund. Siegfried Hartmeyer, hodowca badanych okazów, wyjaśnia, że studium wykazało, że rosiczka nie musi magazynować i uwalniać energii sprężystej, bo wypustki są na tyle małe, że da się nimi zawiadować na drodze hydraulicznej.
  19. Olbrzymie żółwie, których ostatnim przedstawicielem był słynny Samotny George, mogą powrócić na naszą planetę. Gatunek Chelonoidis abingdonii został przetrzebiony w XIX wieku, gdy żółwie były masowo zabijane przez piratów i wielorybników. Samotny George, ostatni przedstawiciel tego gatunku, padł w czerwcu bieżącego roku. Teraz uczeni informują, że badania genetyczne żółwi żyjących wokół wulkanu Wolf na wyspie Izabeli wykazały, że istnieje co najmniej 17 osobników, które mają geny żółwi z Pinty - rodzinnej wyspy Samotnego George'a. Prawdopodobnie niektóre zwierzęta, zabrane przez XIX-wiecznych marynarzy jako rezerwuar mięsa, zostały wyrzucone żywe za burtę i dotarły do Izabeli. Edwin Naula, dyrektor Parku Narodowego Galapagos, poinformował, że wspomnianych 17 osobników nawet kształtem karapaksu przypomina Samotnego Georga. Uczeni uważają, że odpowiednio krzyżując zwierzęta mogą w ciągu 2-3 pokoleń doprowadzić do powstania czystego żółwia z Pinty. Moglibyśmy rozpocząć długotrwały i skomplikowany proces, który potrwa 100-150 lat - mówi Naula. Obrzymie żółwie z Galapagos żyją do 200 lat, dlatego też na uzyskanie wspomnianych 2-3 pokoleń trzeba będzie poczekać bardzo długo. Obecnie na Galapagos żyje około 50 000 żółwi różnych gatunków. Są one rozmnażane przez władze parku, a każdego roku około 300 żółwi jest wypuszczanych na wolność.
  20. Spadek wydajności pracy nerek wiąże się z pogorszeniem ogólnego funkcjonowania poznawczego, myślenia abstrakcyjnego i pamięci werbalnej. Naukowcy z Temple University, University of Main oraz University of Maryland przyglądali się pięcioletnim danym 590 osób. Chcieli sprawdzić, w jakim zakresie zmieniła się wtedy funkcja nerek i czy miało to jakieś przełożenie na stopień pogorszenia funkcjonowania poznawczego. Prof. Adam Davey z Temple University podkreśla, że układ naczyniowy, a więc np. ciśnienie krwi, wpływa zarówno na mózg, jak i na nerki. Naturalne jest więc oczekiwanie, że zmiany w jednym narządzie będą powiązane ze zmianami zaobserwowanymi w drugim organie. Wstępne podejrzenia rzeczywiście się potwierdziły. [...] Zyskaliśmy dowody, że stopień pogorszenia funkcjonowania poznawczego ma związek z deterioracją funkcji nerek. W miarę starzenia funkcja naszych nerek naturalnie się pogarsza, więc jeśli wpływa na nią coś jeszcze, np. przewlekła choroba nerek, powinniśmy się o tym dowiedzieć najszybciej, jak to tylko możliwe. To kwestia wymagająca kontrolowania, podobnie jak np. nadciśnienie. W porównaniu do osób z demencją, spadek poziomu funkcjonowania poznawczego nie był u chorych na nerki tak duży, by nie mogli oni brać pełnego udziału w procesie terapeutycznym - pacjenci nadal byli w stanie zażywać leki samodzielnie i o wyznaczonej porze. Rozumieli też informacje przekazywane przez specjalistę.
  21. Użytkownicy pirackich kopii Windows 8 Pro twierdzą, że nielegalne oprogramowanie można zaktualizować do stale aktywnej kopii. Ma być to możliwe dzięki dzięki zainstalowaniu oferowanego przez Microsoft bezpłatnego Windows 8 Media Center. Od 26 października do 13 stycznia przyszłego roku użytkownicy Windows 8 Pro mogą bezpłatnie pobrać ze strony Microsoftu Windows 8 Media Center. Wystarczy, że zarejestrują się na witrynie za pomocą adresu e-mail. Po rejestracji otrzymają klucz aktywacyjny do oprogramowania. Cała operacja uzyskania licencji na piracką kopię systemu jest możliwa prawdopdoobnie dlatego, że serwer Microsoftu nie sprawdza, czy kopia systemu, którą się posługujemy, została aktywowa za pomocą legalnego klucza. Obecnie piraci aktywują systemu za pomocą narzędzia KMS. Po przeprowadzeniu takiej operacji użytkownik jest informowany, że aktywacja systemu jest ważna do określonej daty. Jeśli następnie połączy się z serwerami Microsoftu, te prawdopodobnie nie sprawdzają one samego klucza, a jedynie czy mają do czynienia z aktywowanym systemem. Po pobraniu i zainstalowaniu Windows 8 Media Center użytkownik jest informowany, że system jest aktywny. Zmiana komunikatu z takiego z określoną datą, na taki o aktywowaniu systemu może sugerować, że aktywacja jest permanentna.
  22. W przypadku przedstawicieli morskiej fauny sprawdza się prosta zasada: by przeżyć, wysokoenergetyczne drapieżniki muszą się żywić wysokoenergetycznymi ofiarami. Nie wystarczy byle jaki kąsek. Zgodnie z obiegową opinią, morskie ssaki mogą jeść wszystko. My jednak odkryliśmy, że niektóre gatunki waleni [...] potrzebują do przeżycia wysokokalorycznej diety, podczas gdy inne są przystosowane do ofiar niskiej jakości - [co ciekawe], nie ma to związku z ich wielkością [czy pozycją zajmowaną na drzewie filogenetycznym] - wyjaśnia Andrew Trites z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej (UCB). Zespół z UCB i Uniwersytetu w La Rochelle porównywał dietę 11 waleni, w tym delfinów i morświnów, z północnego Atlantyku. Kanadyjczycy i Francuzi sprawdzali, czy istnieje związek między jakością diety (kJ·g−1) a metabolicznymi kosztami przeżycia, szacowanymi za pomocą wskaźników wydajności mięśni (zagęszczenia mitochondriów oraz zawartości tłuszczu). Biolodzy natrafili na różnice w jakości spożywanego pokarmu, których nie dało się wyjaśnić rozmaitymi rozmiarami drapieżników. Kluczem do ich zrozumienia okazała się właśnie wydajność mięśni. Wysokoenergetyczna ofiara jest przeważnie bardziej ruchliwa, co oznacza, że by ją zdobyć, trzeba zużyć więcej energii. Tego typu pary koewoluowały - podkreśla Trites. Głównym wyznacznikiem strategii żerowania drapieżnika wydaje się zatem jakość diety, a nie sama ilość pożywienia. Gatunki z wysokimi potrzebami energetycznymi są bardziej wrażliwe na spadek dostępności podstawowego składnika diety. [Opracowując strategie ochrony], powinniśmy więc pytać nie o to, jakiej ilości żywności walenie potrzebują, lecz o jaki jej rodzaj chodzi - podsumowuje Jérôme Spitz z Uniwersytetu w La Rochelle.
  23. Media informują, że po rozpoczęciu sprzedaży procesorów Broadwell Intel będzie oferował na mainstreamowym rynku pecetów tylko układy w obudowie BGA. To oznacza, że użytkownik komputera nie będzie mógł wymienić procesora. Obecnie zarówno Intel jak i AMD sprzedają procesory w dwóch różnych obudowach. Wśród użytkowników domowych pecetów najbardziej rozpowszechnione są układy w obudowie LGA. Umieszcza się je w specjalnej podstawce na płycie głównej, a ich montaż jest na tyle łatwy, że przeciętny uzytkownik może samodzielnie wyjąć procesor i wymienić go na inny, pasujący do danej podstawki. Niestety, w ciągu dwóch najbliższych lat możemy stracić możliwość wymiany procesora. Podobno Intel ma zamiar zrezygnować z obudów LGA oraz μPGA i rozprowadzać procesory w BGA. Obecnie w takich obudowach sprzedawane są procesory Atom. Jak twierdzi serwis PC Watch najnowsza rodzina procesorów Intela, Haswell, ma być ostatnią w obudowie LGA. W 2014 roku na rynek mają trafić układy Broadwell, rozprowadzane tylko w BGA. Takie procesory są przylutowywane do płyty głównej, a proces ten może być przeprowadzony jedynie w odpowiednio wyposażonych fabrykach. Główną zaletą technologii BGA jest możliwość zaoszczędzenia miejsca na płycie głównej, a zatem dalsza jej miniaturyzacja. Rezygnacja z LGA byłaby korzystna zarówno dla Intela jak i dla producentów notebooków czy tabletów. Koncern nie musiałby tworzyć różnych wersji procesorów, a producenci urządzeń przenośnych mieliby do wyboru większą liczbę kości. Jednak producenci i sprzedawcy pecetów z pewnością nie byliby zadowoleni z takiego rozwiązania. Dla niewielkich sklepów komputerowych będzie to oznaczało konieczność posiadania w magazynach olbrzymiej liczby płyt głównych z różnymi procesorami. Z medialnych doniesień wynika, że rezygnacja z LGA będzie dotyczyła tylko mainstreamowych platform. Platformy highendowe nadal będą rozprowadzane z LGA. Jednak biorąc pod uwagę ich cenę już teraz można stwierdzić, że jeśli doniesienia są prawdziwe, to dla przeciętnego użytkownika oznaczają one koniec możliwości wymiany procesora.
  24. Australijscy naukowcy poinformowali, że wyspa, która jest zaznaczona na wielu mapach, w tym na Google Maps i Google Earth, nie istnieje. Uczeni z University of Sydney postanowili sprawdzić kawałek lądu oznaczony na Google Maps jako Sandy Island. Miał się on znajdować na francuskich wodach terytorialnych, pomiędzy Australią a Nową Kaledonią. Naukowców zdziwiło, że w miejscu, które na mapach znajdujących się na statku badawczym opisano jako pełen ocean o głębokości 1400 metrów, wiele map pokazuje wyspę. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że wyspy nie ma. Na różnych mapach jest ona zaś pokazywana od co najmniej 10 lat. Uczeni chcą teraz prześledzić mapy, by dowiedzieć się, jak nieistniejąca wyspa na nie trafiła. Rzecznik prasowy Australijskiej Służby Hydrograficznej, która jest odpowiedzialna za tworzenie map morskich, stwierdził, że co prawda w mapach lądowych czasem dodaje się nieistniejące ulice, by uniknąć oskarżeń o plagiat, ale nie robi się tego w przypadku map morskich.
  25. W New England Journal of Medicine ukazał się artykuł, którego autorzy twierdzą, że rutynowe używanie mammografów do badania zdrowych osób, powoduje, iż olbrzymia liczba kobiet jest niepotrzebnie leczona w związku z guzami, które nigdy nie dałyby objawów. Najnowsze badania dolewają oliwy do ognia i tak już rozpalonej debaty na temat sensu szerokiego stosowania profilaktycznych badań mammograficznych. Autorami badań są onkolog Archie Bleyer z St Charles Regional Cancer Center z Bend oraz profesor medycyny H. Gilbert Welch z Dartmouth College. Naukowcy przyjrzeli się wynikom badań mammograficznych przeprowadzonych w USA w latach 1976-2008 u kobiet po 40. roku życia. Uczeni sprawdzali statystyki dotyczące liczby kobiet poddających się mammografii, liczby zdiagnozowanych przypadków choroby oraz liczby zdiagnozowanych przypadków nowotworów w późniejszych stadiach. Zauważyli, że od czasu, gdy profilaktyczne badania zyskały popularność w połowie lat 80. ubiegłego wieku, liczba nowotworów zdiagnozowanych na wczesnym etapie zwiększyła się ponaddwukrotnie, do 122 przypadków na 100 000 kobiet. A to oznacza, że jeśli diagnozy byłyby prawidłowe, to powinniśmy obserwować mniej więcej analogiczny spadek liczby diagnoz w późniejszych stadiach choroby. Tymczasem okazało się, liczba diagnoz choroby na późniejszym etapie rozwoju spadła jedynie o 8 na 100 000 kobiet. Na tej podstawie uczeni doszli do wniosku, że ponad milion kobiet, u których na podstawie mammografu zdiagnozowano nowotwór, nigdy nie rozwinęłoby symptomów choroby. Tylko w roku 2008 mammografy niepotrzebnie zdiagnozowały nowotwory u ponad 70 000 kobiet. To 31% wszystkich przypadków raka piersi u kobiet powyżej 40 roku życia. Szkody z powodu zbyt alarmistycznych diagnoz są prawdopodobnie większe, niż wcześniej sądzono - piszą autorzy artykułu i dodają, że kobiety niepotrzebnie przechodziły chemioterapię, zabiegi chirurgiczne, naświetlanie i leczenie hormonalne. Leczono je ze względu na nieprawidłowości, które nigdy nie wywołałyby objawów chorobowych. Na tej podstawie stwierdzili też, że obserwowany w badanym okresie spadek śmiertelnych przypadków raka piersi nie ma związku z rozpowszechnieniem się badań mammograficznychm. W studium nie uwzględniono kobiet, u których nowotwór piersi mógł wystąpić dziedzicznie. Takie panie zwykle rozwijają agresywne formy nowotworów w młodym wieku i muszą być okresowo poddawane badaniom mammograficznym. Powszechne zachęcanie kobiet do przeprowadzania badań mammograficznych budzi coraz większe kontrowersje. W 2009 roku amerykańskie rządowa Preventive Services Task Force oficjalnie wypowiedziała się przeciwko rutynowym badaniom mammograficznym u kobiet po 40. roku życia, co wywołało spore oburzenie. W ubiegłym miesiącu brytyjski Departament Zdrowia przyznał, że badania mammograficzne prowadzą do fałszywych alarmów, uznano jednak, że program rutynowych kontroli powinien być kontynuowany. Obecne badania mają swoich przeciwników i zwolenników. Przedstawiciele American College of Radiology, organizacji skupiającej m.in. osoby interpretujące wyniki badań mammograficznych, skrytykowali badania. Pochwalił je za to Frances Visco, prezydent National Breast Cancer Coalition, który mówi, że rutynowe badania mammograficzne nie wpływają w znaczący sposób na zmniejszenie śmiertelności spowodowanej nowotworem piersi. Specjaliści zwracają uwagę, że pozytywnym aspektem badań mammograficznych jest też fakt, iż poddające się im kobiety bardziej zwracają uwagę na zdrowie swoich piersi, przez co mammografia - w pośredni sposób - przyczynia się do spadku zachorowań. Niektórzy oskarżają autorów artykułu, że przez nich część kobiet nie podda się badaniom, przez co niektóre z nich umrą. Nie jesteśmy przeciwko badaniom profilaktycznym. One ratują życie. Uważamy jednak, że należy bardziej zwrócić uwagę na szkodliwą stronę mammografii - powiedział Bleyer.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...