Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Podczas spotkania Amerykańskiej Unii Geofizycznej uczeni z Ohio State University zaprezentowali wyniki swoich badań, w których twierdzą, że na planetach pozasłonecznych życie może istnieć także poza obecnie definiowaną "strefą zamieszkania". Przypomnijmy, że jest to strefa wokół gwiazdy macierzystej, w której mogą istnieć warunki pozwalające na powstanie życia. Za najważniejszy z tych warunków uznano taką temperaturę, która pozwala na istnienie wody w stanie ciekłym. Zdaniem geologów i astronomów z Ohio należy brać pod uwagę nie tylko odległość planety od gwiazdy, ale również obecność materiału radioaktywnego. Uczeni przyjrzeli się 8 podobnym do Słońca gwiazdom. Szczególną uwagę zwracali na obecność w nich toru i uranu. Pierwiastki te ogrzewają Ziemię od wewnątrz i przyczyniają się do ruchu płyt tektonicznych. Z kolei ruch płyt jest bardzo istotny dla istnienia wody na powierzchni naszej planety. Jest on tak ważny, że obecność tektoniki płyt jest jednym z elementów branych pod uwagę przy poszukiwaniu życia na innych planetach. Wydaje się, że jeśli planeta ma w geologicznej skali czasu utrzymać oceany na swojej powierzchni to konieczne jest do tego istnienie konwekcji w jej płaszczu - stwierdził jeden z naukowców, Cayman Unterborn. Spośród 8 zbadanych przez uczonych gwiazd aż 7 zawierało znacznie więcej toru niż nasze Słońce. To może wskazywać, że ich planety również są bogatsze w tor niż Ziemia. A to z kolei sugeruje, że ich wnętrze jest cieplejsze. Unterborn mówi, że pewna badana gwiazda zawierała 2,5 raza więcej toru niż Słońce. Planety typu ziemskiego, które istnieją wokół tej gwiazdy mogą generować o 25% ciepła niż Ziemia. Jeśli tak się dzieje, to ich płyty tektoniczne poruszają się dłużej niż w przypadku Ziemi, a zatem ewentualne organizmy żywe miały tam więcej czasu na ewolucję. Jesli okaże się, że te planety są cieplejsze niż dotychczas sądziliśmy, możemy zwiększyć zasięg strefy zamieszkania wokół takich gwiazd i poszukiwać życia na większej liczbie planet - stwierdził Unterborn.
  2. Astronomowie z kilku instytucji badawczych uruchomili Projekt Andromeda, w ramach którego proszą internautów o pomoc w badaniu Galaktyki Andromedy. Naukowcy dali internautom dostęp do tysięcy zdjęć wykonanych przez Teleskop Hubble'a i proszą o pomoc w wyszukiwaniu gromad gwiazd. Gromady gwiazd to grupy liczące od setek do milionów gwiazd, które powstały z gazu w tym samym czasie, więc wszystkie gwiazdy są w tym samym wieku. Celem Projektu Andromeda jest zbadanie historii galaktyki, a gromady gwiazd odgrywają w tym badaniu ważną rolę - mówi profesor Anil Seth, pomysłodawca projektu. Wyszukiwanie gromad gwiazd jest trudnym zajęciem. Dotychczas szukało ich ośmiu naukowców, z których każdy spędził ponad miesiąc na przeglądaniu zdjęć z Hubble'a. Uczeni sprawdzili około 20% zdjęć i zidentyfikowali na nich około 600 gromad. Tymczasem specjaliści sądzą, że w Galaktyce Andromedy jest około 2500 gromad. Odnalezienie na zdjęciu gromady gwiazd jest na tyle trudnym zadaniem, że nie sprawdza się tutaj żaden program. Gromadę rozpoznać może tylko człowiek. Stąd też prośba o pomoc. Twórcy programu mają nadzieję, że zachęcą do pomocy wystarczająco dużo osób. Nie musisz wiedzieć nic o astronomii, by wziąć udział w projekcie. Wyszukiwanie jest całkiem fajne, przypomina online'ową grę - zapewnia Cliff Johnson, który też bierze udział w projekcie. Oczywiście przed przystąpieniem do poszukiwania klastrów warto zapoznać się z krótkim przewodnikiem, który powie nam czego i jak należy szukać. Każde z około 10 000 udostępnionych zdjęć ma wymiary 725x500 pikseli i można je oglądać w wersji kolorowej oraz czarno-białej. Na wielu zdjęciach nie ma żadnej gromady lub jest tylko jedna. Początkowo może się wydawać, że to trudne zadanie, ale po obejrzeniu kilku fotografii szybko zorientujesz się, jak wygląda gromada - mówi profesor Seth. Jego zdaniem wyćwiczony użytkownik spędzi przy każdym zdjęciu około 20 sekund. Twórcy projektu chcą, by każda fotografia została przejrzana przez około 20 osób. Projekt Andromeda to wspólne dzieło University of Utah, University of Washington, Adler Planetarium z Chicago, Oxford University, University of Minnesota, University of Alabama i Europejskiej Agencji Kosmicznej. To jeden z kilkunastu projektów zgromadzonych w Zooniverse. Już ponad 700 000 osób z całego świata pomaga naukowcom w badaniu powierzchni Księżyca, poszukiwaniu planet pozasłonecznych, modelowaniu klimatu Ziemi za pomocą logów okrętów wojennych, odczytywaniu starożytnych inskrypcji czy badaniu sposobów komunikacji waleni i archiwizacji próbek komórek nowotworowych.
  3. Paleobiolodzy z University of Kansas badali próbki pobrane w górach Antarktydy, gdy natknęli się na orzęska tkwiącego w ścianie sfosylizowanego kokonu pijawki. Sam kokon odkryto w skale datowanej na ponad 200 mln lat. Okaz, którego przypadek opisano w PNAS, w dużym stopniu przypomina wirczyki występujące współcześnie w słodkowodnych bajorkach. Naukowcy sądzą, że za czasów prehistorycznego orzęska Antarktyda, część Gondwany, była o wiele cieplejsza. Można zatem wnioskować, że w rejonie odkrycia - Timber Peak w Paśmie Eisenhowera - istniały jakieś strumienie i zbiorniki wodne, a nasz nieszczęśnik żył w jednym z nich. Podczas studium zespół Benjamina Bomfleura rozpuścił skałę za pomocą kwasu. Pozostała wyłącznie materia organiczna: głównie ściółka, ale i 20 spłaszczonych przez ciśnienie kokonów. Gdy później obserwowano je pod mikroskopem, oczom naukowców ukazał się tajemniczy obiekt. Mikroskamieniałość zawierała m.in. skręconą kurczliwą nóżkę oraz duży makronukleus w kształcie litery C. Odkrycie zasługuje na tym większą uwagę, że zachował się organizm zbudowany z tkanek miękkich (pozbawiony szkieletu), który miał pecha przytwierdzić się nóżką do świeżego kokonu. Ekipa chwali się, że to pierwszy zapis kopalny dla rodziny Vorticellidae i zaledwie drugi dla podklasy Peritrichia. Kokony szybko twardnieją i łatwo ulegają skamienieniu. Choć przypadkowo natrafiano na nie już 150 lat temu, ich identyfikacją i szczegółowym badaniem zajęto się stosunkowo niedawno, tymczasem wg Bomfleura, mogą one być cenną formą zapisu kopalnego różnych miękkich form prehistorycznego życia. Ponieważ w skałach osadowych, które powstawały w bagnistych, słodkowodnych środowiskach, nie znajdowano kokonów sprzed więcej niż 220 mln lat, oznacza to, że pijawki i dżdżownice pojawiły się mniej więcej na tym etapie historii Ziemi. Autorzy raportu z PNAS ujawniają, że poza kokonem z orzęskiem znaleziono tylko jeden egzemplarz skamieniałości tego typu. Zespół Sveina Manuma natrafił na nicienia wewnątrz kokonu sprzed 125 mln (prace prowadzono wtedy na terenie archipelagu Svalbard). Ci sami naukowcy sygnalizowali zespołowi Bomfleura, że w czasie analiz kokonów warto zwrócić uwagę na obecność mikroinkluzji.
  4. Zaledwie przed czterema miesiącami informowaliśmy, że NASA zapowiedziała na rok 2016 kolejną marsjańską misję - InSight. Teraz Agencja poinformowała, że w roku 2020 na Czerwoną Planetę trafi kolejny łazik. Administracja prezydenta Obamy jest zdecydowana zrealizować solidny program eksploracji Marsa. Dzięki naszej kolejnej misji utrzymamy rolę Ameryki jako lidera w badaniach Czerwonej Planety, a jednocześnie dokonamy kolejnego znaczącego kroku w kierunku wysłania tam ludzi w latach 30. - zapowiedział szef NASA Charles Bolden. Ruszający pełną parą program badań Marsa obejmuje łaziki Curiosity i Opportunity (pracuje na Marsie od 2004 roku), dwa pojazdy NASA (satelity Mars Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter), udział Amerykanów w misji Europejskiej Agencji Kosmicznej (satelita Mars Express). W przyszłym roku w kierunku Marsa poleci satelita MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile EvolutioN), którego celem będzie badanie górnych warstw atmosfery Czerwonej Planety. Wspomniana na wstępie misja InSight będzie miała za zadanie zbadanie wnętrza planety. NASA weźmie też udział w planowanych przez Europę misjach ExoMars, które wystartują w roku 2016 i 2018. Z kolei w roku 2020 na Marsa zostanie wysłany następca Curiosity. Już obecnie wiadomo, że jego projekt będzie bazował na misji Mars Science Laboratory, która przed kilkoma miesiącami dostarczyła na Czerwoną Planetę Curiosity. Wkrótce zostanie powołany zespół, który określi cele naukowe nowej misji. Następnie rozpoczną się prace nad wyborem instrumentów potrzebnych do realizacji postawionych zadań.
  5. Dieta obfitująca w tłuszcze rybie nie tylko pomaga obniżyć ciśnienie krwi, ale i poprawia stan odleżyn u krytycznie chorych osób. Prof. Pierre Singer i doktorantka Miriam Theilla z Uniwersytetu w Tel Awiwie bazowali na wynikach wcześniejszego badania, które wykazało, że suplementacja tłuszczami rybimi zwiększa poziom tlenu w tkankach krytycznie chorych ludzi. Ponieważ tworzenie się odleżyn ma związek z ograniczonym dopływem krwi, wilgotnością skóry, a przede wszystkim niedoborem tlenu, zespół prof. Singera postanowił sprawdzić, jak oleje z ryb sprawdzą się w tej sytuacji. Duet zaplanował randomizowane badania kliniczne, co oznacza, że 40 chorych losowano do grup eksperymentalnej i kontrolnej. Po trzech tygodniach uzupełniania diety połowy pacjentów 8 gramami oleju rybiego naukowcy stwierdzili, że odleżyny stały się mniej bolesne i powodowały lżejszy dyskomfort; w porównaniu do jedzącej standardowo grupy kontrolnej, odnotowano 20-25-proc. poprawę. Poza tym układ odpornościowy zaczął działać skuteczniej, zmniejszyły się obrzęki, a stan zapalny w organizmie uległ ograniczeniu. Dorośli z odleżynami co najmniej 2. stopnia otrzymywali preparaty wzbogacone olejem rybim albo mieszanki równoważne pod względem kalorycznym. Proces gojenia monitorowano za pomocą Skali Gojenia Odleżyn (ang. Pressure Ulcer Scale for Healing, PUSH), gdzie wynik równy 0 oznacza całkowicie wyleczone odleżyny, a 17 najgorsze rany. Oceny dokonywano 3-krotnie: 7., 14. i 28. dnia studium. Poziom białka C-reaktywnego w surowicy także określano 3 razy: w dniach 0., 7. i 14. W grupie kontrolnej średni wynik w skali PUSH wzrósł od 0. do 28. dnia z 9,25 do 10,75 (w grupie eksperymentalnej wartość ta zmieniła się nieznacznie - z 9,10 na 9,40). W pierwszych dwóch tygodniach badania średni poziom białka C-reaktywnego, które bierze udział w odpowiedzi immunologicznej, spadł w grupie eksperymentalnej ze 191 do 111,7 mg/l. Dla porównania, w grupie kontrolnej spadek sięgnął zaledwie 6 mg/l (ze 145 do 139 mg/l). W przyszłości Izraelczycy chcieliby przetestować oleje rybie w roli naturalnego środka przeciwbólowego. Singer i inni zamierzają nawiązać współpracę z osobami, które przeszły operację wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego bądź biodrowego. Później wystarczyłoby porównać ilość podanego tłuszczu z intensywnością odczuwanego bólu.
  6. Specjaliści zwracają uwagę na pojawienie się sygnałów świadczących o tym, że amerykańska FDA (Administracja Żywności i Leków) jest skłonna zrewidować wymagania dotyczące rejestracji nowych antybiotyków. Na tego typu decyzje czekają koncerny farmaceutyczne, które zwracają uwagę, że obecnie wymagania się nierealistyczne. Liczba nowy antybiotyków dopuszczanych przez FDA systematycznie spada, pomimo że coraz bardziej rozprzestrzeniają się szczepy bakterii oporne na wiele stosowanych obecnie środków. Przed kilkoma dniami doradcy FDA wydali rekomendację w której zalecają dopuszczenie do użycia lek o nazwie Vebativ. Substancją czynną jest w nim telawancyna, pochodna wankomycyny. Vebativ będzie można stosować w leczeniu zapaleni płuc tam, gdzie zawiodły inne sposoby. Eksperci zauwazają jednak, że FDA przez kilka ostatnich lat nie zgadzała się na rynkową premierę Vebativu. Historia tego leku dobrze pokazuje, w jaki sposób działania FDA przyczyniają się do opóźnienia debiutu leków, jak narażają producentów na kolosalne koszty, co przekłada się na dostępność i cenę lekarstw. Gdy firma Theravance, która opracowała Vebativ, przystąpiła do III fazy testów klinicznych, FDA wymagała jedynie wykazania, że telawancyna jest równie skuteczna w zwalczaniu infekcji co wankomycyna. Później agencja zmieniła zasady i domagała się wykazania, że w ciągu 28 dni od rozpoczęcia leczenia telewancyną nie zmarł, niezależnie od przyczyn, żaden pacjent. Therawance zaczęła zatem kompletować wymaganą dokumentację. Firmie udało się zebrać dane dotyczące 1419 z 1503 pacjentów z całego świata, którzy brali udział w testach. Jednak FDA po otrzymaniu dokumentów stwierdziła, że testy dostarczyły zbyt małej ilości danych statystycznych i zażądała przeprowadzenia nowych testów klinicznych. Theravance odmówiła i od dwóch lat czeka na zatwierdzenie Vebativu. Specjaliści zwracają uwagę na niedorzecznie wysokie wymagania FDA. Ludzie, którzy trafiają do szpitala z zapaleniem płuc już są chorzy, zatem trudno jest stwierdzić, czy lek, który testują, miał jakiś udział w ich śmierci. To oznacza, że badania muszą być prowadzone na dużej grupie pacjentów, gdyż dopiero wówczas można uzyskać wystarczającą liczbę danych do analizy statystycznej. Jednak biorąc pod uwagę stosunkowo niewielką liczbę pacjentów, którzy kwalifikują się do testów klinicznych oraz stawiane przez FDA wymagania, by pacjent uczestniczący w testach klinicznych nie brał wcześniej innych antybiotyków, trzeba stwierdzić, że wymagania są nierealistyczne. David Shlaes z firmy Anti-Infectives Consulting zwraca uwagę, że od czasu, gdy FDA przyjęła nowe zasady, nie zatwierdzono żadnego nowego antybiotyku zwalczającego zapalenie płuc. Po prostu nie da się przeprowadzić takich badań. Osoba, która tworzyła te wytyczne, jest najwyraźniej z innej planety - mówi Shlaes. Sytuacja powoli jednak ulega zmianie, a przyczynił się do tego skandal wokół leku Ketek. Mark Leuchtenberger, prezes firmy farmaceutycznej Rib-X przypomina, że jednocześnie z Ketekiem FDA rozważała zatwierdzenie trzech innych środków. W sumie na opracowanie tych czterech leków firmy farmaceutyczne wydały ponad miliard dolarów. Zatwierdzono jedynie Ketek. Jak się później okazało, lek powodował poważne uszkodzenie nerek. Pomimo pozytywnej wstępnej decyzji dotyczącej telawancyny Shlaes jest ostrożnym optymistą. Mówi, że nadal będzie zalecał swoim klientom, by najpierw rejestrowali swoje leki w Europie. Tamtejsze urzędy nie stosują tak restrykcyjnych zasad jak FDA.
  7. Program antywirusowy z Redmond - Microsoft Security Essentials - jako jedyny nie otrzymał certyfikatu AV-Test. Firma co dwa miesiące ocenia kilknanaście produktów antywirusowych pod kątem zdolności do ochrony, naprawy oraz użyteczności. Każdy z programów może otrzymać maksymalnie 18 punków. Do zdobycia certyfikatu konieczne jest uzyskanie minimum 11 punktów. MSE otrzymał 10,5 punktu. Jeszcze przed dwoma miesiącami przyznano mu 12,5 punktu. MSE obniżył loty we wszystkich testowanych obszarach. Wyraźnie odstawał od średniej pod względem skuteczności wykrywania zagrożeń. Dla nowego szkodliwego kodu skuteczność MSE wynosiła jedynie 64%, podczas gdy średnia dla wszystkich testowanych programów była na poziomie 89%. W przypadku szkodliwego kodu, który liczył sobie 2-3 miesięcy program Microsoftu wykrywał 90% zagrożeń, a średnia wynosiła 97%. Nie możemy rekomendować obecnej edycji MSE - oświadczył Andreas Marx, szef AV-Test. W najnowszym teście najlepiej wypadł Internet Security 2013 firmy Bitdefender, który otrzymał aż 17 punktów.
  8. Dzięki wiosłowatym strukturom z tylnych kończyn przedstawiciele rodziny Tridactylidae potrafią wyskakiwać z wody. W odróżnieniu od zwierząt wykorzystujących napięcie powierzchniowe, np. nartników czy bazyliszków, odpychają się nogami od zanurzanych głębiej kul wody. Owady te mierzą zaledwie 5 mm i ważą mniej niż 10 mg. Żyją w norkach, wykopywanych w brzegach słodkowodnych zbiorników. Na lądzie potrafią skoczyć nawet metr, osiągając przy tym wysokość 70 cm, ale ponieważ stawiają na prędkość, a nie dokładność, często kończą lot w wodzie. Prof. Malcolm Burrows z Wydziału Zoologii Uniwersytetu w Cambridge po raz pierwszy miał okazję podziwiać wyczyny miniaturowych skoczków, gdy przebywając w Kapsztadzie, postanowił zjeść lunch nad brzegiem jeziorka. Od strony wody dochodziły dziwne dźwięki, co momentalnie przyciągnęło uwagę dociekliwego naukowca. Brytyjczyk zebrał kilka egzemplarzy Tridactylidae i razem z doktorem Gregorym Suttonem nagrał poczynania owadów za pomocą szybkiej kamery. Dla małych owadów woda może być śmiertelną, lepką pułapką. Obejmuje i przytrzymuje, sprawiając, że nieszczęśnik staje się apetycznym kąskiem dla czujnej ryby. Inne zwierzęta wykorzystują napięcie powierzchniowe, przytrzymując między stopami a wodą cienką warstwę powietrza. Gdyby ich stopy zamokły, błyskawicznie poszłyby na dno i utonęły. Tridactylidae czynią użytek z lepkości wody, to właśnie ta jej właściwość pozwala im skakać. By umknąć z wody, Tridactylidae błyskawicznie prostują nogi (reagują w ciągu 1 ms z prędkością kątową rzędu 130 tys. stopni na sekundę). Gdy kończyny wciskają się w głąb, w każdej z nich rozkładają się wklęsłe struktury: 3 pary wioseł i 2 pary ostróg. Jak wyliczył duet entomologów, ok. 2,4-krotnie zwiększają one powierzchnię odnóży, przez co owad jest w stanie przegarnąć pokaźniejszą objętość cieczy. Po pełnym wyciągnięciu nóg wszystkie wypustki są składane, by ograniczyć tarcie w czasie wyskoku. Skacząc z wody, Tridactylidae pokonują odległość 33 mm (przemieszczają się na wysokości maksymalnie 100 mm). W czasie badań w ultrafiolecie podstawa odnóży jarzyła się jaskrawym błękitem, co wskazywało na obecność elastycznego białka rezyliny. Naukowcy mają nadzieję, że ich odkrycia przyczynią się do opracowania niewielkich skaczących z i po wodzie robotów.
  9. Przeżywający poważne kłopoty Sharp znalazł w końcu inwestora. Jest nim amerykański producent układów scalonych Qualcomm. Amerykanie zainwestują w japońską firmę 10 miliardów jenów (ok. 122 milionów dolarów) i obejmą 5% udziałów w Sharpie. Jak doniosły media, firmy porozumiały się co do wspólnej produkcji energooszczędnych paneli LCD dla smartfonów. Panele będą korzystały z indowo-galowego tlenku cynku (IGZO). Pierwsze 5 miliardów jenów Sharp otrzyma do końca bieżącego roku. Reszta pieniędzy zostanie przelana na konto firmy w miarę postępu prac. Przez kilkanaście ostatnich miesięcy Sharp notował poważne straty finansowe i nie mógł znaleźć inwestora, co przyczyniło się do spadku jego rynkowej wartości aż o 75%.
  10. NASA informuje, że sonda Voyager 1 dotarła do kolejnego obszaru znajdującego się na krawędzi heliosfery. Uczeni sądzą, że może być to ostatni etap podróży przed wejściem sondy w przestrzeń międzygwiezdną. Nowy obszar został nazwany magnetyczną autostradą. Zyskał on takie miano, gdyż linie pola magnetycznego Słońca łączą się w nim z liniami międzygwiezdnego pola magnetycznego. Taki rozkład pól magnetycznych powoduje większe uporządkowanie w ruchu niskoenergetycznych cząstek z heliosfery i wysokoenergetycznych cząsek z przestrzeni międzygwiezdnej. Wcześniej Voyager informował, że naładowane cząstki odbijają się we wszystkich kierunkach, jakby znajdowały się w pułapce. Naukowcy uważają, że region o którym mowa znajduje się wewnątrz heliosfery, gdyż nie zauważono zmiany kierunku linii pola magnetycznego. Teorie przewidują, że do zmiany takiej dochodzi w przestrzeni międzygwiezdnej. Mimo, że Voyager 1 wciąż znajduje się wewnątrz heliosfery, możemy już zasmakować tego, co czeka nas poza nią, gdyż cząstki poruszają się w tą i z powrotem po magnetycznej autostradzie. Sądzimy, że to ostatni etap podróży w kierunku przestrzeni międzygwiezdnej. Zgadujemy, że sonda znajdzie się w niej w ciągu najbliższych miesięcy lub lat. Nie spodziewaliśmy się obecności tego nowego regionu heliosfery, ale po Voyagerze należy spodziewać się niespodziewanego - mówi Edward Stone z California Institute of Technology, jeden z naukowców pracujących przy misji. Dane z instrumentów sondy wskazują, że po raz pierwszy znalazła się ona na magnetycznej autostradzie 28 lipca 2012 roku. Warunki kilkukrutnie ulegały zmianie, co świadczy o zanikaniu i pojawianiu się autostrady. Od 25 sierpnia warunki na niej są stabilne. Jeśli mielibyśmy wnioskować tylko na podstawie danych o cząstkach, powiedziałbym, że jesteśmy poza heliosferą. Musimy jednak brać pod uwagę dane ze wszystkich instrumentów i tylko czas da odpowiedź na pytanie, czy nasze przewidywania co do granicy są właściwe - stwierdził Stamation Krimigis, sprawujący pieczę nad zespołem badającym niskoenergetyczne cząstki. Dane z Voyagera wskazują, że za każdym razem gdy sonda trafiała na autostradę pole magnetyczne stawało się coraz silniejsze, jednak kierunek jego linii się nie zmieniał. Znajdujemy się w regionie magnetycznym, jakiego jeszcze nie spotkaliśmy. Pole jest około 10-krotnie bardziej intensywne niż przed szokiem końcowym, jednak dane nie wskazują, byśmy byli w przestrzeni międzygwiezdnej - stwierdził Leonard Burlaga, członek zespołu odpowiedzialnego za pracę magnetometru. Sondy Voyager 1 i 2 zostały wystrzelone w 16-dniowym odstępie w 1977 roku. Voyager 1 jest najdalej wysłanym pojazdem przez człowieka. Obecnie znajduje się on w odległości 18 miliardów kilometrów od Słońca. Jego sygnał potrzebuje 17 godzin na dotarcie do Ziemi. Voyager 2 jest w odległości 15 miliardów kilometrów od Słońca. Jego urządzenia wykryły podobne zmiany co urządzenia Voyagera 1, jednak są one bardziej stopniowe. Zdaniem uczonych ta sonda nie dotarła jeszcze do magnetycznej autostrady.
  11. Zamiłowanie do pikantnych potraw czy produktów, np. papryczek chilli, ma więcej wspólnego z osobowością niż tolerancją bólu (Food Quality and Preference). Psycholodzy z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii odkryli, że pociąg do chilli jest związany z poszukiwaniem wrażeń i wrażliwością na nagrodę. Nie zdobyto jednak dowodów na to, że chillimaniacy stają się z czasem mniej wrażliwi na skutki oddziaływania kapsaicyny. Zamiast pokazywać, jak można by się spodziewać, zredukowaną reakcję na drażniące ilości kapsaicyny [...], uzyskane wyniki wspierają hipotezę, że różnice w lubieniu i spożyciu pikantnych potraw są napędzane różnicami osobowościowymi. Jak ujawnia prof. John Hayes, podczas eksperymentu niemal 100 ochotnikom podawano roztwory kapsaicyny. Przed wypluciem płyn należało potrzymać przez 3 sekundy w ustach. Uczestników studium poproszono, by ocenili nasilenie pieczenia, a także wypełnili kilka kwestionariuszy (oceniano w nich m.in. skłonność do poszukiwania wrażeń, wrażliwość na karę, wrażliwość na nagrodę, świadomość ciała oraz stosunek do różnych potraw). Hayes i Nadia K. Byrnes nie stwierdzili związku między postrzeganiem kapsaicynowego pieczenia a jakąkolwiek wziętą pod uwagę cechą osobowości. Poszukiwanie wrażeń i wrażliwość na nagrodę korelowały natomiast dodatnio zarówno z lubieniem pikantnych potraw, jak i częstością ich spożywania. Z wcześniejszych badań dość jasno wynika, że nie mamy do czynienia z prostym odwrażliwianiem (desensytyzacją). Ponieważ [chilli] nadal pali, jak paliła, musi zachodzić jakaś wolta emocjonalna. Ludzie po prostu uczą się lubić to wrażenie. Wiedząc, jak wyglądają profile osobowościowe i genetyczne pacjentów, w przyszłości dietetycy będą mogli lepiej dostosować do nich swoje zalecenia żywieniowe. Do czego prowadzi skłonność do poszukiwania skrajnych kulinarnych wrażeń? Zjawisko to można prześledzić na przykładzie pewnej londyńskiej restauracji, ponieważ by wziąć udział w wyzwaniu Red Dog Saloon, trzeba naprawdę dużego samozaparcia. Od lutego 2011 r. Naga Viper - papryczka z marynaty skrzydełek - jest bowiem uznawana przez Księgę rekordów Guinnessa za najostrzejszą chilli świata (1.382.118 w skali Scoville'a).
  12. Podczas rozpoczętego właśnie Światowego Kongresu nt. Technologii Informacyjnej (WCIT) może rozegrać się decydująca bitwa o kontrolę nad internetem. Obecnie jest on zarządzany przez amerykański ICANN, ale na forum ONZ trwają starania, by siecią zarządzała Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna, co znakomicie wzmocni rolę takich krajów jak Rosja czy Chiny. ICANN (Internet Corporation for Assigned Names and Numbers) to prywatna niedochodowa organizacja z siedzibą w Los Angeles. Jej zadaniem jest globalna koordynacja unikatowych identyfikatorów sieciowych oraz zapewnienie internetowi stabilności oraz bezpieczeństwa. ICANN koordynuje prace związane z przydzielaniem adresów IP, rozdziela bloki adresów lokalnym organizacjom koordynującym, zarządza domenami najwyższego rzędu. ICANN powstał z 1998 roku po to, by przejąć zarządzanie internetem z rąk rządu USA. Znaczną niezależność uzyskał w 2006 roku, a gdy w roku 2009 dobiegła końca umowa pomiędzy ICANN a rządem USA, na podstawie której ICANN sprawował pieczę nad siecią, z różnych stron świata pojawiły się głosy domagające się większego udziału w pracach ICANN. W tym samym roku ICANN podpisał z Departamentem Handlu (DoC) USA umowę, która osłabiała pozycję DoC, zmniejszając jego kompetencje nadzorcze. Coraz częściej zaczęto mówić o tym, że kontrolę nad internetem powinna sprawować Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna. Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon, otwierając obrady WCIT powiedział: Zarządzanie technologią informacyjną i komunikacyjną powinno być przejrzyste, demokratyczne i obejmować wszystkich akcjonariuszy. Jestem zadowolony, że podjęliście kroki w tym kierunku, w tym takie, które mają na celu nadanie odpowiednich praw społeczeństwu obywatelskiemu i sektorowi prywatnemu. Cały system Narodów Zjednoczonych jest za otwartym internetem. Ban Ki-moon powołał się na Powszechną Deklarację Praw Człowieka, gwarantującą wolność wypowiedzi. Musimy współpracować i porozumieć się na temat efektywnego zapewnienia otwartości, dostępności i bezpieczeństwa cyberprzestrzeni - dodał. Diabeł jednak, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Wiemy, jak działa internet pod dotychczasowym zarządem ICANN. Zmiana sposobu zarządzania może wiązać się z koniecznością rozwiązania wielu spornych kwestii. Podczas WCIT aktywnie działają lobbyści, którzy próbują załatwić interesy poszczególnych krajów czy grup nacisku. Na przykład European Telecommunications Network Operators (ETNO) twierdzi, że dostawcy treści powinni płacić operatorom sieci za przesyłane dane. Chcą wprowadzenia podobnego modelu rozliczeń, jak np. w telefonii komórkowej. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiają się oczywiście dostawcy treści. Zauważają oni, że jeśli np. musieliby płacić za ilość przesłanych danych, to serwisy takie jak YouTube stałyby się niedostępne dla mieszkańców uboższych krajów. Google'owi nie opłacałoby się bowiem płacić za wysyłanie do Afryki gigabajtów danych, gdyż wpływy z reklam nie zapewniłyby odpowiedniego zysku. Jednak opłaty to nie najważniejszy problem. Największym zagrożeniem dla internetu mogą być żądania państw, które twierdzą, że zarządzanie internetem powinno podlegać "demokratycznej" kontroli Międzynarodowej Unii Telekomunikacyjnej (ITU). Każdy z członków ITU ma takie samo prawo głosu, zatem spełnienie tego żądania oznaczałoby, że kontrola nad siecią zostałaby przekazana z rąk prywatnego ICANN znajdującego się pod luźnym nadzorem amerykańskiego Departamentu Handlu, organizacji, w której takie samo prawo głosu mają USA, Chiny czy Egipt. Obecnie członkami ITU są wszystkie kraje członkowskie ONZ - z wyjątkiem Palau i Tajwanu, którego członkostwo zostało zablokowane przez Chiny - oraz Watykan. Pojawiają się też inne propozycje, takie jak zakaz anonimowego wypowiadania się w sieci, zezwolenie na głęboką inspekcję pakietów czy przekazanie poszczególnym krajom prawa do całkowitego zarządzania internetem na swoim terytorium. Istnieją też firmy i organizacje, które nie chcą żadnych zmian w zarządzaniu internetem. Przedstawiciele Mozilli wyrazili wątpliwości, czy ONZ lub ITU w ogóle powinny zajmować się internetem. Internet nie potrzebował żadnych międzynarodowych umów by powstać, rozszerzać się, rozwijać i zmieniać globalne społeczństwo. Internet nie potrzebował żadnych zgromadzeń rządów, które podpisywałyby nowe traktaty. Nie ma powodów by sądzić, że jakikolwiek traktat wypełni jakąś obecną potrzebę czy naprawi jakieś niedociągnięcie. Vint Cerf, jeden z twórców internetu, zwrócił uwagę, że w czasie krótszym niż 20 lat jedna trzecia ludzkości zyskała dostęp do internetu właśnie dlatego, że jest on praktycznie wolny od rządowej i biurokratycznej interwencji. Jednak sekretarz generalny ITU, Hamadoun Toure, odpowiada, że Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna chce jedynie, by internet dotarł także do ubogich. Brutalna prawda jest taka, że internet pozostaje przywilejem przede wszystkim bogatej części świata. ITU chce to zmienić - mówi. Jeszcze przed WCIT Toure mówił: Jedynym celem WCIT jest stworzenie takich regulacji, które będą korzystne dla wszystkich członków, stworzą solidne podstawy pod przyszły rozwój globalnej komunikacji. Konferencja zajmie się problemami związanymi z ułatwieniem dostępu dla wszystkich. Zapewnił też, że ITU nie chce przejmować od ICANN zarządzania internetem. Chce jedynie tak zmienić międzynarodowe traktaty, by dostęp do internetu był łatwiejszy oraz by uprościć walkę ze spamem i lepiej zadbać o bezpieczeństwo sieci. Warto jednak przypomnieć, że od lat 90., gdy tylko stało się jasne, jak wielkie znaczenie ma i będzie miał internet, ITU starała się, pod naciskiem wielu państw członkowskich, przejąć nad nim kontrolę. Dlatego właśnie rząd USA zdecydował się na utworzenie ICANN. Przekazanie zarządzania prywatnej firmie ma osłabić oskarżenia, że internet znajduje się pod kontrolą jednego państwa.
  13. Wydłużając nieznacznie sen, dorośli mogą zwiększyć czujność w ciągu dnia i zmniejszyć wrażliwość na ból. Nasze badania wskazują na wagę adekwatnej ilości snu w różnych przewlekłych dolegliwościach bólowych i podczas przygotowań do planowanych zabiegów chirurgicznych. Byliśmy zaskoczeni skalą ograniczenia wrażliwości na ból, kiedy porównaliśmy ją do efektów zażycia kodeiny - podkreśla dr Timothy Roehrs ze Szpitala Henry'ego Forda. W studium, którego wyniki ukazały się w grudniowym numerze pisma SLEEP, wzięło udział 18 zdrowych, nieodczuwających bólu osób. Zostały one losowo przypisane do jednej z dwóch grup. Członkowie pierwszej mieli przez 4 noce spać tyle, co zwykle, resztę poproszono o spędzanie w łóżku 10 godzin. W ramach monitorowania czujności w ciągu dnia ochotników poddawano testowi wielokrotnej latencji snu (ang. multiple sleep latency test). U każdego pacjenta kilkukrotnie mierzono czas zasypiania w ciemnym pomieszczeniu oraz aktywność elektryczną mózgu w ciągu drzemek (jak szybko pojawiał się sen paradoksalny REM). Poza tym u wszystkich oceniano wrażliwość na ból. Okazało się, że ludzie z grupy wydłużającej sen spali w ciągu nocy 1,8 godz. dłużej niż członkowie grupy podtrzymującej swoje obyczaje. Wzrostowi czujności w ciągu dnia towarzyszył spadek wrażliwości na ból: czas, po jakim ci badani odsuwali palce od źródła promieniowania cieplnego, wydłużał się aż o 25%. Wg Amerykanów, efekt wydłużenia snu jest większy od zaobserwowanego przy wcześniejszych badaniach z 60 mg kodeiny.
  14. Tajwańska firma Macronix poradziła sobie z największa wadą pamięci flash - jej niewielką żywotnością. Poszczególne komórki w pamięci flash przestają prawidłowo funkcjonować po około 10 000 cykli zapisu/odczytu. Inżynierowie z Macronix proponują rozwiązanie, które zwiększy żywotność flash do ponad 100 000 000 cykli. Nie od dzisiaj wiadomo, że zużyty układ flash można odświeżyć poddając go działaniu wysokiej temperatury. Jednak dotychczas metoda taka była niepraktyczna. Do rewitalizacji kości konieczne było poddanie jej kilkugodzinnemu działaniu temperatury około 250 stopni Celsjusza. Tajwańscy inżynierowie wbudowali we flash niewielkie grzałki. Każda z nich jest w stanie przez krótki czas rozgrzać niewielką grupę komórek pamięci do temperatury 800 stopni Celsjusza. To wystarczy, by powróciły one do wcześniejszej wydajności. Taki proces ogrzewania może być włączany na krótko, gdy urządzenie nie jest używane. Jednorazowo można włączać tylko jedną grzałkę, a twórcy nowej technologii zapewniają, że nie będzie to miało dużego wpływu na zużycie energii. W przyszłym tygodniu Macronix zaprezentuje swoją technologię podczas IEEE International Electron Devices Meeting. Hang-Ting Lue, jeden z inżynierów mówi, że jego grupa nie odkryła żadnego nowego prawa fizyki. To można było zrobić i dziesięć lat temu - stwierdził. Mimo, że prezentacja nowatorskiego układu flash odbędzie się już w przyszłym tygodniu i eksperci będą mogli przekonać się, iż w ciągu kilku milisekund można przywrócić komórkom pamięci dawną wydajnośc, to nowe pamięci nie trafią szybko na rynek.
  15. Wiele roślin wytwarza związki odstraszające mrówki, by te nie zniechęcały potencjalnych zapylaczy. Okazuje się jednak, że i od tej reguły są jakieś wyjątki, bo reprezentująca rodzinę zaczerniowatych Melastoma malabathricum produkuje mrówcze atraktanty, tak by tkaczki Oecophylla smaragdina przeprowadziły wstępną selekcję: odpędziły słabych zapylaczy i wpuściły tylko najlepszych z najlepszych. Zespół Francisca Gonzálveza prowadził badania w stacji eksperymentalnej EEZA w Almerii. Hiszpanie przyglądali się kwiatom M. malabathricum i zauważyli, że zadrzechnie były lepszymi zapylaczami od mniejszych pszczół z rodzaju Nomia, bo dzięki nim powstawało o wiele więcej owoców. Entomolodzy ustalili, że zazwyczaj Nomia unikały roślin z mrówczymi patrolami, a jeśli zdarzało im się wylądować nie tam, gdzie trzeba, tkaczki uciekały się do zastraszania albo zastawiania pułapek. Przy swoich rozmiarach zadrzechnie nie musiały omijać O. smaragdina szerokim łukiem, mogły nawet wykorzystać ich obecność na swoją korzyść; po jakimś czasie okazy z mrówkami stały się synonimem braku konkurencji ze strony przedstawicieli rodzaju Nomia. Odstraszając gorszych zapylaczy i nie zagrażając tym skuteczniejszym, mrówki zwiększały sukces reprodukcyjny roślin.
  16. 2,4-dichlorofenol, który powstaje jako produkt uboczny chlorowania wody oraz w wyniku transformacji środowiskowej jednego z herbicydów fenoksyoctowych kwasu 2,4-dichlorofenoksyoctowego (2,4-D), częściowo odpowiada za wzrost zapadalności na alergie pokarmowe w krajach rozwiniętych. Autorzy raportu opublikowanego w Annals of Allergy, Asthma and Immunology wzięli pod uwagę nie tylko stężenia 2,4-dichlorofenolu, ale i jego pochodnych. Wg oszacowań CDC, w latach 1997-2007 częstotliwość alergii pokarmowych wzrosła w Stanach Zjednoczonych aż o 18%. Mając to na uwadze, naukowcy pracujący pod kierunkiem Eliny Jerschow z College'u Medycznego im. Alberta Einsteina Yeshiva University przeanalizowali przypadki 2211 osób w wieku 6 lat i starszych, które wzięły udział w US National Health and Nutrition Examination Survey 2005-2006. Szczegółowo przyglądano się 25% osób z najwyższym stężeniem dichlorofenolu w moczu (4. kwartylowi). Okazało się, że prawdopodobieństwo alergii na co najmniej 1 typ pokarmu było w tej grupie aż o 80% wyższe niż u osób z niższym poziomem dichlorofenolu. Nie stwierdzono związku między ekspozycją dichlorofenolową a uwrażliwieniem na alergeny środowiskowe. Aby ocenić częstość występowania alergii pokarmowych (np. na orzeszki ziemne, jaja, mleko i skorupiaki) oraz środowiskowych (np. na pyłek dębu), oceniano miano przeciwciał klasy E (IgE). Poziom 0,35 kU/l lub wyższy uznawano za wskaźnik uwrażliwienia. Ochotnicy, którzy stykali się z 2 metabolitami dichlofenolowymi, częściej cierpieli na 1 lub więcej alergii pokarmowych niż ludzie z bardziej ograniczoną lub zerową ekspozycją. W ok. 550-osobowej grupie z najwyższym poziomem ekspozycji prawdopodobieństwo jednoczesnej alergii pokarmowej i środowiskowej było o 61% wyższe. Ponieważ w USA rośnie zarówno zapadalność na alergie pokarmowe, jak i zanieczyszczenie środowiska, te dwa trendy mogą być, wg głównej autorki studium Eliny Jerschow, powiązane. Pani profesor uważa też, że zrezygnowanie z picia wody z kranu prawdopodobnie niczego nie zmieni, bo inne źródła dichlorofenolu, np. potraktowane pestycydami owoce i warzywa, mogą odgrywać ważniejszą rolę w etiologii alergii.
  17. Wbrew popularnemu twierdzeniu, pieniądze dają szczęście. Jednak pod pewnymi warunkami. Z badań opublikowanych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne dowiadujemy się, że zarówno w krajach bogatych jak i ubogich na szczęście poszczególnych ludzi składa się połączenie osobistego bogactwa, stanu posiadania oraz podejścia do życia. Badania oparto na ankietach przeprowadzonych w latach 2005-2011 na próbce 806 523 osób ze 135 krajów. Szefem zespołu badawczego był doktor Edward Diener z University of Illinois. Odkryliśmy, że rosnące dochody wiążą się z rosnącym poczuciem szczęścia, ale zależy to od optymizmu jednoski, posiadania niewygórowanych ambicji oraz od możliwości zakupu nowych rzeczy. Tak więc wzrost dochodów pomaga być szczęśliwym, ale pod pewnymi warunkami - mówi Diener. Uczeni stwierdzili, że ważniejszy jest dochód osobisty niż wzrost PKB całego kraju, a wyższe zarobki były związane z większym zadowoleniem z życia pod warunkem, że ludzie mogli nabyć więcej rzeczy i byli pozytywnie do życia nastawieni oraz zadowoleni z tego, ile zarabiają. W swojej pracy naukowcy wykorzystali wyniki ankiet Gallup World Poll oraz dane z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ankietowani odpowiadali na pytania dotyczące np. posiadania wystarczającej ilości pieniędzy na jedzenie, utrzymanie domu lub mieszkania, posiadanie telewizora i dostępu do internetu. Pytano ich też o podejście do życia i stopień zadowolenia z obecnego standardu życia. Uzyskane obecnie wyniki stoją w sprzeczności z ideą "Easterlin Paradox", która powstała w 1974 roku, a zgodnie z którą rozwój gospodarczy kraju nie prowadzi do zwiększenia zadowoleni jego mieszkańców. Zdanie 'Easterlin Paradox' bogaci są szczęśliwsi od biedniejszych, jednak wzrost dochodów nie prowadzi do wzrostu szczęśliwości. Nasze badania pokazują, że wzrost dochodów wiąże się ze wzrostem szczęśliwości o ile aspiracje nie rosną równie szybko jak dochody. Jeśli ludzie więcej zarabiają, mogą być szczęśliwi. Jeśli jednak są wciąż rozczarowani, bo spodziewali się jeszcze większych zarobków, wówczas wzrost dochodu nie pomoże - wyjaśnia Diener.
  18. Mili-molten to skonstruowany na Massachusetts Institute of Technology mechaniczny łańcuch, który może przybierać najróżniejsze kształty. Jego konstruktorów zainspirowały proteiny, a zbudowali go po to, by stał się podstawą dla przyszłych urządzeń, które będą mogły dowolnie zmieniać kształt. Neil Gershenfeld, Ara Knaian oraz Kenneth Cheung pragną, by w przyszłości powstały urządzenia zmieniające kształt w zależności od potrzeb. Aby to osiągnąć musieli stworzyć nowy rodzaj silnika. Taki, który nie bylko będzie mały i odpowiednio mocny, ale także utrzyma swoją pozycję po odłączeniu zasilania. Zbudowali więc urządzenie, które nazwali silnikiem elektropermanentnym. Działa on podobnie jak magnesy na złomowisku samochodów. Tam urządzenie przenoszące pojazdy korzysta z potężnego magnesu stałego oraz słabszego elektromagnesu, którego kierunek pola można zmieniać za pomocą prądu. Pola oby magnesów dodają się lub odejmują, dzięki czemu możemy włączać i wyłączać magnes stały, bez potrzeby ciągłego dostarczania dużych ilości prądu do elektromagnesu. Urządzenie z MIT-u korzysta z podobnego rozwiązania, z tym, że magnesy są wykorzystywane do poruszania stalowym pierścieniem, który je otacza. Przypominający gąsienicę robot będzie służył do prowadzenia testów nad przyjmowaniem dowolnych kształtów. Uczeni wykonali już symulacje komputerowe, które wykazały, że odpowiednio długi łancuch może przyjmować dowolny zadany kształt. Przyszłe zmiennokształtne urządzenia składałyby się z wielu miniaturowych łańcuchów. Wykazaliśmy, że możliwe jest skonstruowanie uniwersalnego bardzo prostego systemu - mówi Cheung. Uczeni z MIT-u już wcześniej eksperymentowali np. z robotami, które potrafią budować się z osobnych elementów. Jednak teraz Gershenfeld i jego koledzy odkryli, że do zbudowania zmiennokształtnych robotów znacznie lepiej nadają się łańcuchy. Są one prostsze, łatwiej je zasilać, kontrolować i komunikować się z nimi.
  19. U amadyn zebrowatych (Taeniopygia guttata) zacięcie, z jakim ptak bada swoje otoczenie w dorosłym życiu, zależy od kolejności urodzeń. Najmłodsi są najzagorzalszymi eksploratorami. Naukowcy badali zachowanie eksploracyjne ponad 100 zeberek, dla których typowy jest wyląg asynchroniczny (jaja są składane na przestrzeni kilku dni, a młode przychodzą na świat nie prawie jednocześnie, lecz w większych odstępach czasowych). Wyniki badań ukazały się w piśmie Animal Behaviour. Jak tłumaczy dr Ian Hartley z Lancaster University, pisklęta, które wylęgły się wcześniej, były większe, mogły wyżej sięgnąć i lepiej opanowały techniki proszenia o pokarm, dlatego to one zgarniały lwią część kąsków przynoszonych przez rodziców. Wpływ asynchronii wylęgu nie ogranicza się do okresu życia w gnieździe i nie kończy po obrośnięciu piórami. Jest bardziej długofalowy i przejawia się w dorosłym życiu. Po wprowadzeniu do nowego środowiska - nieznanej klatki - najmłodsze zeberki zabierały się do zwiedzania odważniej niż ptaki wyklute na samym początku. Zacięcie eksploracyjne oceniano na postawie częstotliwości, z jaką w ciągu 30 min amadyny podlatywały do karmnika. Naukowcy, którzy eksperymentalnie manipulowali wzorcami wylęgu, podkreślają, że o ile młodsze ptaki w większym stopniu badały nowe otoczenie, o tyle nie odnotowano już różnic w eksplorowaniu nieznanych obiektów. Niezależnie od kolejności urodzeń, samice były odważniejsze w odniesieniu do nieznanych obiektów, ale w przypadku nowego otoczenia obie płcie zachowywały się podobnie.
  20. Zaszyfrowany list Napoleona Bonapartego z 1812 r., w którym wzywał on do wysadzenia Kremla, został sprzedany za 150 tys. euro. Oryginał i transkrypcja należą teraz do Muzeum Listów i Manuskryptów w Paryżu. Przed licytacją dyrektor domu aukcyjnego Osenat Jean Christophe Chataignier twierdził, że uda się uzyskać kwotę rzędu 10-15 tys. Adresatem listu był minister spraw zagranicznych Hugues-Bernard Maret. Już w pierwszym wersie Napoleon ujawnił swoje zamiary: Dwudziestego drugiego o trzeciej nad ranem wysadzimy Kreml. Warto przypomnieć, że inwazja na Rosję (Druga Wojna Polska) rozpoczęła się 24 czerwca, a zakończyła ok. 25 grudnia 1812 r. klęską Wielkiej Armii. Plany detonacyjne pokrzyżowała Francuzom pogoda. Padający od kilku dni październikowy deszcz rozmoczył materiały wybuchowe podłożone pod bramami i wieżami wjazdowymi, dlatego w powietrze wyleciała jedynie część murów. Z listu wynika, że Bonaparte bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z kondycji armii. Kawaleria w rozsypce, wiele koni umiera. Upewnij się, że kupimy więcej zwierząt najszybciej, jak to tylko możliwe.
  21. Amerykański Sąd Najwyższy poinformował, że zajmie się kwestią patentowania ludzkich genów. Jego decyzja może mieć olbrzymie znaczenie dla rozwoju diagnostyki medycznej. W marcu bieżącego roku Sąd Najwyższy nakazał Sądowi Apelacyjnemu Stanów Zjednoczonych, by jeszcze raz rozważył własną decyzję dotyczącą zgody na patentowanie genów wyizolowanych z ludzkiego organizmu. Decyzja Sądu Apelacyjnego stała w wyraźnej sprzeczności z podjętą w tym samym czasie decyzją Sądu Najwyższego, który stwierdził, że nie można patentować praw natury samych w sobie. W sierpniu Sąd Apelacyjny podtrzymał decyzję stwierdzając, że DNA po wyizolowaniu z ludzkiego organizmu może być patentowane. Teraz Sąd Najwyższy przyjrzy się decyzji Sądu Apelacyjnego. Spór rozpoczął się w chwili, gdy grupa lekarzy i pacjentów wniosła do sądu skargę, w której stwierdzono, że patent na gen raka piersi, który należy do Myriad Genetics, utrudnia im prowadzenie badań. Powodzi zauważyli, że sądy niejednokrotnie wypowiadały się przeciwko patentowaniu zjawisk naturalnych. Jednak Myriad odpowiada, że wyizolowanie genu jest skomplikowanym sztucznym procesem, w wyniku którego otrzymujemy sztuczną molekułę, a te można patentować. Sąd Apelacyjny większością głosów 2:1 przyznał rację Myriad. Sędzia, który nie podzielił opinii kolegów, William Bryson, porównał wyizolowanie DNA do zerwania liścia z drzewa. Zerwanie go zanim opadnie nie czyni go ludzkim wynalazkiem. Jednak pozostali dwaj sędziowie stwierdzili, że nikt nie uważa, by zerwanie liścia z drzewa było czymś wartym patentu. Natomiast wyizolowanie genu w celu stworzenia użytecznego narzędzia diagnostycznego i leków jest z pewnością tym działaniem, do którego system patentowy ma zachęcać i które ma chronić. Nie po raz pierwszy Sąd Apelacyjny USA próbuje mieć inne zdanie niż Sąd Najwyższy. Ten ostatni uważa, że algorytmy matematyczne nie podlegają patentowaniu. Tymczasem Sąd Apelacyjny orzekł w ubiegłym roku, że można je patentować, o ile są wystarczająco złożone.
  22. W czerwcu bieżącego roku naukowcy pracujący pod kierunkiem Fusy Miyake poinformowali, że w pierścieniach drzew znaleźli dowody, iż w latach 774-775 doszło do gwałtownego wzrostu promieniowania kosmicznego. Teraz profesorowie Adrian Melott z University of Kansas oraz Brian Thomas z Washburn University poinformowali, że odkryli jego źródło. Ich zdaniem japońscy naukowcy popełnili błąd przy obliczeniach, źle oszacowali siłę zjawiska, przez co niewłaściwie wykluczyli Słońce jako źródło promieniowania. Doszli do wniosku, że gdyby jego źródłem było Słońce, to musiałoby wyemitować ono 1000 razy więcej energii niż podczas rozbłysku Carringtona [to słynna burza magnetyczna z 1859 roku - red.], najpotężniejszej znanej nam flary słonecznej - mówi profesor Melott. Znaleźliśmy prosty błąd w obliczeniach i po jego skorygowaniu stwierdziliśmy, że rozbłysk byłby 10-20 razy silniejszy. Rozbłysk Carringtona był najpotężniejszym tego typu wydarzeniem w ciągu ostatnich 200 lat, a tutaj mielibyśmy do czynienia z najpotężniejszym rozbłyskiem od 1300 lat - dodaje uczony. Profesor Melott zauważył, że obserwacje gwiazd podobnych do Słońca dowodzą, iż tego typu potężne flary mają miejsce średnio raz na kilkaset do raz na kilka tysięcy lat. Amerykanie uważają, że silna flara słoneczna jest jedynym wytłumaczeniem zaobserwowanego zjawiska. Wykluczyli oni, podobnie jak wcześniej Japończycy, supernową jako źródło nagłego wzrostu promieniowania. Aby wywołać zaobserwowany efekt supernowa musiałby znajdować się w odległości nie większej niż 100 lat świetlnych od Słońca, byłaby jaśniejsza niż Księżyc i można by ją obserwować z Ziemi przez wiele miesięcy. Z pewnością zachowałyby się informacje o takim wydarzeniu. Melott nie wyklucza też zjawiska, które Japończycy już na wstępie wykluczyli - promieniowania gamma. Promieniowanie takie jest co prawda emitowane przez niewiele supernowych, jednak jest ono bardzo skoncentrowane, więc jego źródło mogłoby być odległe od Ziemi o setki czy tysiące lat świetlnych, a mimo to, dzięki wysokiej koncentracji promieni, mogłoby wywołać obserwowany efekt. Jak mówi Melott, takie wyjaśnienie jest możliwe, ale mało prawdopodobne, gdyż do tego typu zdarzeń, w których Ziemię dosięga wystarczająca ilość promieniowania gamma, dochodzi raz na 10-15 milionów lat. Uczony przypomina, że gdyby obecnie doszło do tak potężnej flary jak w latach 774-775 miałoby to katastrofalne skutki. Przed wiekami jedynymi negatywnymi konsekwencjami mogły być niewielki wzrost zachorowań na nowotwory skóry i niewielki spadek plonów. Obecnie doszłoby do zniszczenia satelitów i transformatorów, co z kolei spowodowałoby brak prądu w wielu miejscach na kuli ziemskiej.
  23. Zwiększona emisja dwutlenku węgla powoduje co prawda globalne ocieplenie, ale, jak argumentują niektórzy, będzie to korzystne dla roślin, które wykorzystują węgiel w procesach życiowych. Możemy więc spodziewać się większych plonów roślin uprawnych. Niestety, okazuje się, że intuicja tutaj zawodzi. Zboża, podstawowe rośliny żywiące ludzkość, są tak modyfikowane, by były niskie i dawały duże plony. Ich energia zamiast w wysokość rośliny jest kierowana w przydatne nam ziarna. Teraz naukowcy z Instytutu Molekularnej Fizjologii Roślin im. Maksa Plancka oraz Uniwersytetu w Poczdamie odkryli, że zwiększony poziom dwutlenku węgla w atmosferze niweluje korzystne efekty wprowadzenia do uprawy odmian karłowatych. Ryż IR8 był w swoim czasie jednym z symboli "Zielonej Rewolucji" w rolnictwie. Zdaniem wielu specjalistów uchronił on szybko rosnącą liczbę ludności przed głodem. Odmiana ta pojawiła się w latach 60. i charakteryzowała się niezwykle dużymi plonami. Wcześniejsze próby uzyskanie podobnej rośliny spaliły na panewce, gdyż ich łodygi łamały się pod ciężarem ziaren. IR8 jest mocny i wydajny. On i podobne mu rośliny zapewniły przed kilkudziesięciu laty wystarczającą ilość pożywienia miliardom ludzi. W ostatnim jednak czasie plony IR8 spadły o 15%, a jego uprawa staje się coraz mniej opłacalna. Niemieccy naukowcy postanowili sprawdzić czy za spadek plonów rośliny, której pod względem genetycznym nie zmieniano od kilkudziesięciu lat, może odpowiadawć wzrost atmosferycznego CO2. Obecnie jest go w atmosferze o 25% więcej niż w latach 60. IR8 pozostaje niewysoki i daje dobre plony, gdyż pozbawiono go enzymu koniecznego do produkcji roślinnego hormonu wzrostu - kwasu giberelinowego. Badania przeprowadzone na modelowym dla botaników rzodkiewniku pospolitym wykazały zaś, że zwiększona koncentracja CO2 powoduje odblokowanie produkcji kwasu giberelinowego. Pod wpływem dwutlenku węgla karłowate zboża tracą zatem swoją przewagę i zaczynają przypominać zboża niezmodyfikowane. Stoimy teraz przed wyzwaniem polegającym na opracowaniu roślin, które będą dawały wysokie plony w zmienionych warunkach klimatycznych - mówi Jos Schippers, jeden z autorów badań. Problem nie dotyczy tylko ryżu. Również inne zboża żywiące ludzkość pochodzą z odmian karłowatych. Naukowcy próbują teraz określić mechanizm, który powoduje, że dwutlenek węgla wpływa na zwiększenie wzrostu roślin.
  24. W zeszłym roku naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Waszyngtonu (WSU) zmodyfikowali drukarkę, by uzyskać kostnopodobny materiał, a w tym porwali się z motyką na Księżyc. Dosłownie. Wykazali, że wykorzystując surowiec z naszego satelity, można wydrukować różne obiekty. Bezcenne, gdyby po wylądowaniu okazało się, że potrzeba jakiejś części zamiennej lub narzędzia. Brzmi jak science fiction, ale takie rzeczy są teraz naprawdę możliwe - podkreśla prof. Amit Bandyopadhyay. W 2010 r. badacze z NASA skontaktowali się z Bandyopadhyayem, pytając, czy ze skały księżycowej dałoby się wydrukować trójwymiarowe obiekty. Nie chodziło przy tym wyłącznie o rozwiązanie frapującego problemu teoretycznego. Należy bowiem pamiętać, że ze względu na olbrzymie koszty kosmiczni podróżnicy starają się ograniczać "bagaż" do minimum, byłoby zatem wspaniale, gdyby zakładając księżycową czy marsjańską bazę, dało się sięgnąć po materiał dostępny na miejscu. Wybrana przez Bandyopadhyaya i innych LENS (ang. Laser Engineering Net Shaping) jest jedną z technik przyrostowych, w ramach których bryła powstaje warstwa po warstwie. Nad stołem z wytwarzanym elementem znajduje się głowica podająca. Przechodzi przez nią światło lasera o dużej mocy - tutaj 50 watów. W ognisko wprowadza się sproszkowaną substancję, która ulega stopieniu, przez co nadaje się do punktowego naniesienia na bryłę (Amerykanie porównują to do kształtowania roztopionego wosku ze świecy). Amerykańska agencja kosmiczna dostarczyła zespołowi z WSU 4,5 kg "symulatu" księżycowego regolitu, czyli imitacji wykorzystywanej przez NASA podczas eksperymentów. Zastanawiano się, jak materiał złożony z krzemu, glinu, wapnia, żelaza i tlenku magnezu będzie się topić, ale zachowywał się on jak krzemionka. Po wydrukowaniu proste elementy przesłano NASA. Nie wygląda to fantastycznie, ale da się coś z tego zrobić. Aby określić wpływ przetwarzania laserem na mikrostrukturę, fazy składowe i chemię regolitu, zastosowano kilka metod, m.in. skaningową kalorymetrię różnicową czy rentgenowską spektrometrię fotoelektronów XPS. Manipulując zakresami parametrów wiązki lasera, akademicy stwierdzili, że najodpowiedniejsza wydaje się gęstość energii (fluencja) rzędu 2,12 J/mm2, bo wtedy topi się dokładnie tyle materiału, co trzeba. Nadmiar nie rozpływa się, przez co nie dochodzi do pękania zastygłych warstw. Zastosowanie LENS przekształcało krystaliczny materiał w nanokrystaliczne i/lub amorficzne struktury regolitowe. Zastosowanie lasera skutkowało marginalnymi zmianami w składzie regolitu. Inżynierowie sądzą, że konkretne potrzeby można zaspokoić, modyfikując nieco opisany proces. Chcąc uzyskać bardziej wytrzymały materiał budowlany, warto rozważyć dodanie do skały księżycowej materiałów z Ziemi. W przyszłości Bandyopadhyay i inni zamierzają zademonstrować wykonanie regolitowych części zamiennych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...