-
Liczba zawartości
37603 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Australia, popierana przez Nową Zelandię, wystąpiła do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z wnioskiem o wydanie Japonii zakazu polowania na wieloryby. Zdaniem skarżących, Tokio łamie międzynarodowe traktaty ukrywając komercyjne połowy pod płaszczykiem badań naukowych. W 1986 roku nałożono moratorium na komercyjne połowy wielorybów. Tymczasem japońska flota poluje na te zwierzęta, a ich mięso trafia na stoły w całym kraju. Nie zabija się 935 wielorybów rocznie po to, by prowadzić badania naukowe. Do przeprowadzenia badań nie jest potrzebne zabicie nawet jednego wieloryba - mówił Bill Campbel, który przedstawiał argumenty rządu Australii. Twierdzenia Australii są bezpodstawne. Japońskie polowania w celach naukowych są prowadzone w zgodzie z międzynarodowym prawem - odpowiadał Koji Tsuruoka, wiceminister spraw zagranicznych Japonii. Zdaniem Australii Kraj Kwitnącej Wiśni rozpoczął swój "program naukowy" wyłącznie po to, by ominąć obowiązujące od niemal 30 lat moratorium. Żaden inny kraj, ani wcześniej ani później, nie miał potrzeby prowadzenia na taką skalę polowań w celach naukowych - przypominają Australijczycy. Z kolei przedstawiciele Japonii upierają się, że połowy nie są komercyjne i są zgodne z prawem międzynarodowym. Zapowiedzieli też, że postarają się podważyć prawo Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości do zajmowania się tą sprawą. Bill Campbell uważa, że działania Japonii podważają międzynarodowe wysiłki mające na celu ochronę przyrody. Obecnie panuje zgoda co do tego, że środowisko naturalne i jego podstawowe elementy są wspólnym dziedzictwem, które należy chronić i zachować - mówił. Podkreśla przy tym, jak bardzo wielorybnicy zniszczyli środowisko naturalne. Przypomina, że populacja płetwala błękitnego, największego ssaka jaki kiedykolwiek żył na Ziemi, liczyła przed epoką polowań od 235 000 do 307 000 osobników. W 1998 roku zwierząt tych pozostało zaledwie 2280. W bieżącym tygodniu swoje argumenty przedstawia Australia. Od 2 lipca sąd będzie wysłuchiwał przedstawicieli Japonii, a od 8 lipca - Nowej Zelandii. Wydanie wyroku zajmie Trybunałowi wiele miesięcy. Australia ma nadzieję, że zapadnie on jeszcze w bieżącym roku, przed początkiem nowego sezonu polowań na wieloryby.
-
Ekwador, kraj, który udzielił azylu Julianowi Assange i obiecał również pomoc Edwardowi Snowdenowi, sam nie jest niewinnym barankiem. Jego władze korzystają prawdopodobnie z izraelskiego systemu inwigilacji, który pozwala na całkowity nadzór nad telefonią komórkową. Sam Ekwador nie jest zbytnio zaawansowany pod względem technologicznym. W mediach ukazały się jednak informacje, że rząd wydał 500 000 dolarów na zakup systemu "GSM interceptor" izraelskiej firmy Smart Solutions LLC. Jak twierdzą jej przedstawiciele system pozwala na identyfikowanie rozmów, przekierowywanie ich do różnych miejsc, przechwytywanie SMS-ów, fałszowanie i modyfikowanie SMS-ów, zapisywanie wiadomości tekstowych, rozłączanie i blokowanie rozmów, jest w stanie przechwycić jednocześnie co najmniej 4 połączenia. Izraelska technologia trafiła ponoć do ekwadorskiej agencji bezpieczeństwa SENAIN, która monitoruje też Facebooka, Twittera, śledzi dziennikarzy i każdego, kto krytycznie wyraża się o prezydencie Rafaelu Correrze. Ekwador to też pierwszy kraj na świecie, który - w 2012 roku - wdrożył ogólnopaństwowy system rozpoznawania twarzy. Informacje na temat "GSM interceptora" zostały przekazane witrynie BuzzFeed przez osobę podającą się za pracownika SENAIN.
-
W pobliżu oddalonej od Ziemi o 22 lata świetlne gwiazdy Gliese 667C znaleziono trzy planety położone w ekosferze gwiazdy. Ekosfera, to obszar, w którym na krążących wokół gwiazdy planetach może istnieć woda w stanie ciekłym. Położone w niej planety mogą zatem podtrzymać życie. Wokół Gliese 667C krąży co najmniej sześć planet. Sama gwiazda jest częścią potrójnego systemu, więc ewentualni mieszkańcy którejś z planet widzą na nieboskłonie trzy słońca. Wspomniane na wstępie planety to superziemie, co oznacza, że są bardziej masywne od Ziemi, ale mniej masywne od Neptuna. Z badań Europejskiego Obserwatorium Południowego wynika, że prawdopodobnie są to planety skaliste. Już wcześniej wiedzieliśmy, że gwiazda ta posiada trzy planety, chcieliśmy więc sprawdzić, czy nie ma ich więcej. Przeprowadziliśmy kolejne obserwacje i potwierdziliśmy istnienie znanych już trzech planet oraz znaleźliśmy kilka innych. Znalezienie trzech planet o niskiej masie znajdujących się w ekosferze to bardzo ekscytujące odkrycie - mówi Mikko Tuomi z University of Hertfordshire. Gliese 667C jest więc wyjątkową gwiazdą, gdyż dotychczas nie znaleziono żadnego innego systemu z aż trzema planetami w ekosferze. Jest ona też najmniej jasną ze wspomnianego układu trzech gwiazd. Zdaniem naukowców z ESO dwie pozostałe gwiazdy wyglądają dla ewentualnych mieszkańców którejś z planet jak dwa księżycie w pełni. Gliese 667C jest chłodniejsza od Słońca, a jej ekosfera rozpoczyna się już w odległości odpowiadającej odległości Merkurego od naszej gwiazdy.
-
W okolicach i w samym Phnom Penh odkryto nowy gatunek ptaka - krawczyka kambodżańskiego (Orthotomus chaktomuk). Cztery pierwsze egzemplarze schwytano i sfotografowano w 2009 r. podczas rutynowego próbkowania pod kątem ptasiej grypy. Wtedy uznano, że to krawczyk rdzawolicy (O. ruficeps). Później przeprowadzono testy, podczas których badano m.in. upierzenie, pieśni oraz geny. Artykuł na temat odkrycia i holotypu ukazał się w piśmie Forktail. Naukowcy twierdzą, że habitat krawczyka kambodżańskiego się kurczy, pogarsza się też jego jakość. Wszystkie dane sugerują, że O. chaktomuk jest najbliżej spokrewniony z krawczykiem rdzawoczelnym (Orthotomus atrogularis). Różnice genetyczne reprezentują poziom kojarzony zazwyczaj z podgatunkami, ale oba krawczyki zachowują się jak oddzielne gatunki i mimo sympatryczności raczej się ze sobą nie krzyżują. Ornitolodzy podkreślają, że choć krawczyki kambodżańskie występują w licznych minihabitatach, także w obrębie Phnom Penh, większość tych ptaków prawdopodobnie zamieszkuje obszary zalewowe Tonle Sap. Mając to wszystko na uwadze, Simon Mahood i inni zasugerowali, by uznać krawczyka kambodżańskiego za takson prawie zagrożony wymarciem.
-
Cała klasa leków dopuszczonych do leczenia raka piersi i niepłodności może, jak wynika z najnowszych badań, zwalczać nieuleczalnego dotychczas wirusa Ebola. Naukowcy z University of Virginia School of Medicine zauważyli, że klimifen powstrzymuje u myszy zakażenia Ebolą. Wydaje się, że lek ten, oraz inne medykamenty o podobnej strukturze, uniemożliwia przedostanie się RNA wirusa do cytoplazmy komórek. To jedne z pierwszych zatwierdzonych przez FDA leków, które na modelu mysim są skuteczne przeciwko Eboli - mówi Judith M. White z University of irginia. Najnowsze odkrycie to wynik współpracy uczelni wyższych, agend rządowych i prywatnych przedsiębiorstw. Najpierw niezwykłe możliwości wspomnianych leków zauważyli badacze z firmy Zalicus i U.S. Army Medical Research Institute of Infectious Diseases. Zwrócili się oni o pomoc do ekspertów z University of Virginia, prosząc o określenie, jak lek radzi sobie z wirusem. Badania dwóch środków z rodziny do której należy klimifen pozwoliły na poznanie odpowiedzi. Najnowsze prace przyczyniają się też do lepszego zrozumienia Eboli. Jeden z badaczy, Jason Shoemaker mówi, że Ebola to nietypowy wirus, działający często odmiennie od innych wirusów, dlatego też każda tego typu praca przybliża nas do jego lepszego poznania.
-
Amerykańscy badacze sprawdzali, jak wpływają na ludzi zmiany w zakresie ilości spożywanego mięsa. Okazało się, że gdy dieta zaczynała zawierać więcej czerwonego mięsa, rosło ryzyko cukrzycy typu 2. Kiedy ktoś decydował się jeść go mniej, zagrożenie cukrzycą typu 2. spadało. W analizie uwzględniono uczestników Health Professionals Follow-up Study i dwóch pierwszych edycji Nurses' Health Study. Co 4 lata nawyki dietetyczne oceniano za pomocą kwestionariuszy częstotliwości spożycia. Naukowcy z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego odkryli, że gdy badani zaczynali jeść więcej czerwonego mięsa niż zwykle (ok. 3,5 porcji tygodniowo), ryzyko zapadnięcia na cukrzycę typu 2. w kolejnych 4 latach wzrastało aż o 48%. Przetworzone mięsa, takie jak parówki czy bekon, były silniej związane z podwyższonym ryzykiem choroby. W grupie ograniczającej spożycie czerwonego mięsa ryzyko rozwoju cukrzycy typu 2. w ciągu następnej dekady spadało o 14%. W ciągu 1965824 osobolat udokumentowano 7540 przypadków cukrzycy. Za grupę referencyjną uznano osoby, które nie zmieniły początkowych nawyków dietetycznych. Autorzy artykułu z pisma JAMA Internal Medicine podkreślają, że związek między nasileniem konsumpcji a wzrostem ryzyka utrzymywał się nawet po wzięciu poprawki na wzrost wagi. Zespół doktora Franka Hu uważa, że zjawisko można wyjaśnić na kilka sposobów. W grę wchodzi m.in. przeciążenie żelazem (tzw. brunatna cukrzyca). Niewykluczone również, że winne są nitrozoaminy, które mogą wywoływać stan zapalny i niszczyć komórki beta wysp trzustkowych.
-
Zimą wiele osób ustawia na balkonach karmniki i dożywia dzikie ptaki. Pomimo, że jest to bardzo rozpowszechniony zwyczaj, dotychczas prowadzono niewiele badań nad wpływem takiego zachowania na populacje ptaków. Tymczasem z artykułu opublikowanego w Scientific Reports dowiadujemy się, że tego typu działania wcale nie muszą mieć jednoznacznie pozytywnych efektów. Naukowcy z University of Exeter i British Trust for Ornithology (BTO) przyjrzeli się sikorkom, dla których ludzie pozostawiają słoninę. Okazało się, że wykluwające się wiosną młode tak karmionych ptaków były mniejsze, lżejsze i mniej ich przeżywało, niż w przypadku potomstwa ptaków, które nie otrzymywały zimą dodatkowego pożywienia. Wyniki naszych badań poddają w wątpliwość korzyści odnoszone z zimowego dokarmiania. Mimo, że niejasne są przyczyny, dla których doszło do zmniejszenia sukcesu reprodukcyjnego ptaków, dobrze byłoby ocenić, czy ptaki odniosą jakieś korzyści jeśli będą dokarmiane przez cały rok, a nie tylko w zimie. Trzeba przeprowadzić więcej badań, by określić ile dodatkowego pożywienia i kiedy podawanego może przynieść ptakom rzeczywiste korzyści - mówi doktor Jon Blount z University of Exeter. Z kolei doktor Kate Plummer stwierdza, że może być wiele przyczyn, które wyjaśniają uzyskane przez nas wyniki. Jedna z możliwości jest taka, że dokarmianie pozwala przetrwać zimę ptakom, które są w złej kondycji. Później osobniki te rozmnażają się, a jako że są w stanie wychować tylko niewielką liczbę piskląt, wpływają na statystyki. Trzeba jednak przeprowadzić więcej badań, by stwierdzić, czy zimowe dokarmianie przyczynia się do zmian w całej populacji. W Wielkiej Brytanii ptaki dokarmia około połowa gospodarstw domowych. Ludzie kupują dla tych zwierząt około 50-60 tysięcy ton pożywienia rocznie, co przyczyniło się do powstania prężnego przemysłu związanego z żywieniem dzikiego ptactwa. Wcześniejsze badania wykazały, że dokarmianie ptaków ma niemal natychmiastowy pozytywny wpływ na populacje, którym łatwiej jest przeżyć i powiększać się. Teraz naukowcy zdobyli nowe niezwykle ważne informacje.
-
Amerykański Narodowy Instytut Raka (NCI) ogłosił rozpoczęcie wielkiego projektu mającego na celu opracowanie sposobu zablokowania zmutowanej proteiny, która występuje w ponad 30% nowotworów i umożliwia ich rozwój. Projekt RAS będzie prowadzony w Narodowym Laboratorium Badań nad Rakiem w Frederick w stanie Maryland. Z powodu kłopotów budżetowych na projekt przeznaczono jedynie 10 milionów dolarów zebranych z innych programów badawczych. Kierownictwo NCI chce w ramach RAS skoordynować pracę setek specjalistów spoza NCI, którzy od dawna zajmują się proteiną RAS. Od 30 lat wiadomo, jak wielkie znaczenie dla rozwoju nowotworów ma RAS. To nazwa rodziny protein, które przekazują sygnały umożliwiające wzrost i przetrwanie komórek nowotworowych. Zmutowane RAS występują w około 33% nowotworów, a np. w nowotworach trzustki są znajdowane u 95% pacjentów. Koncerny farmaceutyczne już dawno temu zrezygnowały z prób wyprodukowania leków blokujących RAS, gdyż w proteinach tych nie znaleziono miejsca, do którego mogłyby przyczepić się lekarstwa i je zablokować. Ostatnio jednak zaczęto odkrywać takie potencjalne słabe punkty. NCI uznało, że najwyższy czas, by przeprowadzić skoordynowany atak na RAS. Badania będą prowadzone w ramach pięciu projektów. Zadaniem jednego z nich będzie określenie struktury KRAS - najpowszechniejszej formy RAS - i badanie jej interakcji z molekułami wewnątrz komórek. W ramach drugiego projektu mają powstawać środki blokujące KRAS. Uczeni zajmujący się trzecim projektem będą mieli za zadanie stworzenie metod identyfikowania i niszczenia związków, które KRAS tworzy w komórkach. Czwarty projekt to próba stworzenie mapy powierzchni komórek ze zmutowanym KRAS. Taka mapa pozwoli na zidentyfikowanie miejsc, które można zaatakować lekarstwami. W ramach ostatniego projektu wykorzystane zostaną sztuczne śmiercionośne kompleksy, takie jak np. siRNA (to molekuła blokująca transkrypcję genów), dzięki którym uczeni chcą zidentyfikować proteiny potrzebne do przeżycia komórkom nowotworowym ze zmutowanym RAS. Specjaliści są entuzjastycznie nastawieni do projektu NCI. Zauważają, że może on zachęcić do zajęcia się RAS tych uczonych, którzy dotychczas się nim nie interesowali, gdyż prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu jest niewielkie. Ponadto, jak zauważył William Sellers z Novartisa, ten projekt może stać się modelem dla przyszłej współpracy nad innymi trudnymi problemami.
-
Oczy pomogą zmierzyć przyjemnościową reakcję mózgu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Reakcję mózgowych ośrodków nagrody na degustację jedzenia można dokładnie zmierzyć za pomocą elektroretinografii (ERG). Dr Jennifer Nasser z Drexel University badała za pomocą ERG wzrosty poziomu dopaminy w siatkówce. Dopamina jest głównym neuroprzekaźnikiem układu nagrody w mózgu organizmów wyższych. Wydziela się również w siatkówce podczas aktywacji nerwu wzrokowego pod wpływem światła. Amerykanie odkryli, że gdy rozbłysk światła pojawiał się, kiedy badani mieli w ustach czekoladowe ciastko, występowały duże piki potencjału czynnościowego. Przypominały one zmiany wywołane metylofenidatem, lekiem stymulującym silną odpowiedź dopaminową. Reakcje w obecności pokarmu i stymulanta były znacząco większe niż w sytuacji, gdy bodźcem o odpowiednim natężeniu posługiwano się, kiedy ochotnik miał w ustach substancję kontrolną - wodę. Odkrycie jest ekscytujące, bo dotąd układ dopaminowy oka uznawano za odrębny od reszty mózgowego systemu dopaminowego. Dlatego większość ludzi - w tym ekspertów od ERG - mówiła mi, że kosztowanie jedzenia pobudzającego mózgowy system dopaminowy nie będzie miało wpływu na układ oka. Na razie Nasser udowodniła słuszność swojej teorii na zaledwie 9 ochotnikach. W większości przypadków mieli oni nadwagę, ale nie cierpieli na zaburzenia odżywiania. Wszyscy pościli przez 4 godz. przed eksperymentem. Jeśli uda się powtórzyć rezultaty Nasser w badaniach na większej próbie, ERG znajdzie zastosowanie m.in. w studiach nad uzależnieniami od jedzenia. Jedzenie jest zarówno środkiem zapewniania składników odżywczych, jak i systemem dostarczania przyjemności. Skutkiem ubocznym bywa nadmiar kalorii. Chciałabym zmaksymalizować wartości hedonistyczno-odżywcze, zwalczając działania niepożądane. By to osiągnąć, potrzebujemy przyjaznych użytkownikowi narzędzi. -
Google ciągle nie usunął nielegalnie zebranych danych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Brytyjski Komisarz ds. Informacji (ICO) dał Google'owi 35 dni na usunięcie danych, które zostały zebrane podczas wykonywania zdjęć do usługi Street View. W latach 2007-2010 Google nielegalnie zebrało adresy MAC, identyfikatory sieci bezprzewodowych, prywatne e-maile, zapisy rozmów prowadzonych za pośrednictwem komuniatorów, zdjęcia oraz hasła wielu osób. Początkowo koncern twierdził, że dane były zapisywane przypadkiem, gdyż jeden z inżynierów umieścił szpiegujący kod w oprogramowaniu do Street View. Później jednak wyszło na jaw, że co najmniej jeden z menedżerów i dwóch innych pracowników wiedziało, iż oprogramowanie szpieguje użytkowników. Sądzono też, że Google skasował dane, jednak w lipcu ubiegłego roku koncern przyznał, iż niektóre z nich zachował. Google, pomimo tego, że podobne działania prowadził w wielu krajach, uniknął poważniejszej kary. Na przykład w USA koncern zapłacił jedynie 7 milionów dolarów w ramach ugody z 38 stanami i Dystryktem Kolumbii. Obecne działania Komisarza ds. Informacji mają związek z tym, że koncern nie wykonał wyroku sądu i nie usunął danych. Początkowo Google twierdził, że dane zostały usunięte. Teraz utrzymuje, że części nie wykasowano przez przypadek. Pomimo tego, że niedostosowanie się do wyroku sądowego jest w Wielkiej Brytanii przestępstwem kryminalnym, koncernowi nie grożą żadne konsekwencje..ICO uważa, że działania Google'a nie spowodowały dużych szkód. -
By pomóc osobom z lękiem społecznym, psycholodzy z Uniwersytetu Wschodniej Anglii i specjaliści z firmy Xenodu Virtual Environments wykorzystali technologię wirtualnego obrazowania. Pacjenci widzą swoją postać, rzutowaną na którąś z ponad 100 nagranych na zamówienie scenek. Dzięki doświadczeniom, które przypominają przebywanie poza własnym ciałem, można przećwiczyć jazdę komunikacją miejską, zamawianie drinka czy robienie zakupów. Naukowcy sprawdzali, czy ich metoda sprawdzi się jako część terapii poznawczo-behawioralnej. Godzinne sesje wideo włączano w połowie 12-tygodniowego kursu. Osoby z lękiem społecznym boją się, że będą ściągać na siebie uwagę i będą negatywnie oceniane w sytuacjach społecznych. Wielu pacjentów unika spotkań z ludźmi albo radzi sobie na swój własny sposób, np. nie utrzymując kontaktu wzrokowego lub [...] zachowując nadmierną czujność. [...] Tego typu zachowania rzeczywiście rzucają się w oczy, co tylko potwierdza przekonanie chorych o własnym niedopasowaniu. Chcieliśmy zobaczyć, czy ćwiczenie sytuacji społecznych w świecie wirtualnym może [jakoś] pomóc - wyjaśnia dr Lina Gega. Rzeczywistej wielkości postać jest rzutowana na ekran. Nie ma montowanego na głowie wyświetlacza, bo u osób z lękiem społecznym mógłby on wywoływać dyskomfort. [...] Użytkownik jednocześnie widzi siebie i wchodzi w interakcje z postaciami z filmu - opowiada Paul Strickland z Xenodu. Co istotne, lękowe zachowania dostrzega się i modyfikuje w bezpiecznym środowisku, a właściwe reakcje powtarza wiele razy. Rozwiązanie przetestowano na 6 młodych mężczyznach. Wszyscy leczyli się z psychozy i zmagali się z lękiem społecznym. Środowisko wirtualne zachęcało do przetestowania towarzyskich pogaduszek czy kontaktu wzrokowego. Badani mogli sprawdzić, czy uda im się coś do kogoś powiedzieć. Próbowali też zwalczać pokusę spoglądania w ziemię. Zwiększając stopień trudności, psycholodzy pomyśleli o "spotkaniach" z ludźmi niegrzecznymi, a nawet wrogo nastawionymi. Podczas rozszerzonej terapii pacjenci porzucali zachowania ratunkowe i podejmowali większe ryzyko społeczne. Co ciekawe, świadomość odgrywania scenek okazała się pomocna. Pomogła chorym zakwestionować określoną interpretację wskazówek społecznych. Jeśli np. wydawało im się, że bohater patrzy na nich z rozbawieniem, mogli natychmiast skonstatować, że musi istnieć inne wyjaśnienie [w końcu klip sfilmowano wcześniej]. Korzystne jest to, że system da się dostosowywać do specyficznych lęków - np. strachu przed wystąpieniami, intymnością czy tłumem. Wg 2 mężczyzn, system generował dziwne i surrealistyczne wrażenia, dlatego w przyszłości psycholodzy zamierzają zwrócić uwagę na element przebywania poza ciałem, zwłaszcza że psychoza jako taka jest definiowana przez zaburzone postrzeganie rzeczywistości. Kolejnym krokiem ma być przeprowadzenie randomizowanego studium z losowaniem do 2 grup. Obie przechodziłyby terapię poznawczo-behawioralną, ale tylko w jednej wykorzystywano by wirtualne obrazowanie. W ten sposób naukowcy określiliby skuteczność swojego systemu.
-
Najwyżsi rangą menedżerowie Microsoftu z niepokojem oczekują decyzji, które zostaną ogłoszone w ciągu najbliższych dni. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że Steve Ballmer szykuje bardzo poważne zmiany organizacyjne w firmie. Zmian takich można było oczekiwać od kilku miesięcy, jednak zaskoczeniem jest, iż zostaną one ogłoszone jeszcze w bieżącym tygodniu. Nie mniejsza niespodzianka to fakt, że reogranizacja nie była szeroko konsultowana. Wiele różnych źródeł twierdzi, że Ballmer omówił proponowane zmiany jedynie z niewielką grupą bezpośrednio podporządkowanych mu menedżerów oraz niektórymi członkami zarządu. A to oznacza, że większość wysokich rangą menedżerów nie miało wpływu na plan Ballmera. Plan, o którym niewiele wiadomo, poza tym, że podczas ubiegłorocznego spotkania akcjonariuszy Ballmer mówił, iż Microsoft powinien stać się firmą urządzeń i usług. Czuje się, że zmiany będą ogromne, że Steve chce zostawić po sobie znaczącą spuściznę. Po raz pierwszy od długiego czasu panuje też przekonanie, że dojdzie do dużych przetasowań, że niektórzy odejdą - mówi anonimowe źródło. W ciągu ostatnich lat z Microsoftu odchodzili wysocy rangę menedżerowie, ale były to pojedyncze przypadki. Tym razem może być inaczej. Prawdopodobnie niektórzy menedżerowie awansują, inni odejdą, powstaną nowe wydziały. Niewykluczone, że o zmianach najpierw zostaną poinformowani menedżerowie, którzy poznają szczegóły przed końcem roku podatkowego. Dla Microsoftu kończy się on wraz z czerwcem. Nie wiadomo, kiedy reorganizacja zostanie publicznie ogłoszona. Pewne wydaje się jedno - struktura koncernu zostanie uproszczona. O tym, jak będzie w niej ulokowany najważniejszy firmowy produkt - system Windows - powinniśmy przekonać się już wkrótce.
-
Firma Tesla Motors zaprezentowała swoją technologię wymiany akumulatorów w samochodzie elektrycznym. Podczas ich wymieniania na ekranie prezentowano tankowanie innego samochodu. Zmiana akumulatorów trwała 90 sekund, tankowanie niemal 4 minuty. W czasie pokazu podczas tankowania do pełna udało się dwukrotnie wymienić akumulatory. Jedną z głównych wad samochodów elektrycznych jest długi czas ładowania pojazdu. Czynność ta zajmuje znacznie więcej czasu niż tankowanie pojazdu spalinowego. Stąd pomysł, by obok stacji ładowania znajdowały się tez punkty gdzie ci, którzy nie chcą czekać, mogli wymienić swoje akumulatory na już załadowane. Tesla ma zamiar umieścić punkty wymiany przy stacjach Supercharger, gdzie można bezpłatnie ładować samochody elektryczne. Budowa stacji rozpocznie się jeszcze w bieżącym roku. Początkowo pojawią się pomiędzy Los Angeles a San Francisco oraz Waszyngtonem a Bostonem. Wybudowanie każdej ze stacji będzie kosztowało około 0,5 miliona dolarów. Kierowcy, którzy wymienią akumulatory, będą musieli zwrócić je w drodze powrotnej lub zapłacić różnicę w cenie pomiędzy ich akumulatorem a nowym. Koszt wymiany akumulatorów wyniesie 60-80 dolarów, czyli mniej więcej tyle co 56-75 litrów paliwa.
-
Postrzegany obraz i jego interpretacja wpływają na nasze odruchy. Marnix Naber, psycholog z Uniwersytetu w Lejdzie, wykazał np., że ludzie reagują zwężeniem źrenicy na zdjęcia słońca. Naber prowadził eksperymenty z prof. Kenem Nakayamą z Uniwersytetu Harvarda. Ochotnikom pokazywano zdjęcia i rysunki. Nie zawsze było na nich słońce, ale wszystkie dopasowano pod względem jasności i kontrastu. Okazało się, że scenki ze słońcem prowadziły do silniejszego zwężenia źrenic niż widoczki bez tego elementu. Naukowcy uważają, że mózg rozpoznaje słońce na fotografii, odnosi to do uszkadzającego działania promieni i wysyła sygnał do źrenic, by się zwęziły. Przy obrazie odwróconym do góry nogami efekt nie występował, bo ludziom trudniej było uchwycić i zrozumieć znaczenie układu. Jeśli pokazuje się potencjalnie szkodliwy bodziec, system wzrokowy uznaje, że trzeba się zabezpieczyć przed jego nadmiarem. Holender dywaguje, że zaobserwowane zjawisko powinno znaleźć zastosowanie przy diagnozowaniu alzheimeryzmu. Niewykluczone, że na pewnym etapie możliwe będzie stwierdzenie na podstawie reakcji źrenic na fotografię słońca, czy dana osoba ma alzheimera. Przyszłe badania powinny rozstrzygnąć tę kwestię.
-
Od kilku dziesięcioleci wykorzystujemy półprzewodniki do budowy podzespołów elektronicznych. Poszczególne elementy układów stają się coraz mniejsze i mniejsze. Jednak proces miniaturyzacji nie będzie trwał wiecznie. Yoke Khin Yap, fizyk z Michigan Technological University, mówi, że w ciągu 10-20 lat dojdziemy do fizycznych granic miniaturyzacji półprzewodników. Ponadto, zaznacza, półprzewodniki mają pewną kolosalną wadę - marnuje się w nich olbrzymia ilość energii, która ucieka w postaci ciepła. Na całym świecie trwają prace mające na celu stworzenie alternatywnej elektroniki do tej opartej na krzemie. W 2007 roku Yap wpadł na pewien pomysł. Polega on na stworzeniu tranzystora z izolatora w skali nano pokrytego metalem w skali nano. Można na przykład wziąć plastik i nałożyć nań metal. Jako, że chcemy robić to w skali nano wybraliśmy nanorurki z azotku boru (BNNTs), które służą nam jako izolator i substrat - mówi uczony. Wraz ze swoimi kolegami opracował technologię uzyskiwania większych płacht BNNTs, a następnie za pomocą lasera nanosili nań kwantowe kropki ze złota. Kropki miały średnicę trzech nanometrów. Następnie we współpracy z Oak Ridge National Laboratory (ORNL) przez tak przygotowany materiał, z przyczepionymi doń elektrodami, przepuszczono ładunki elektryczne. Zaobserwowano niezwykle interesujące zjawisko. Okazało się, że elektrony zaczęły tunelować pomiędzy złotymi kropkami. Wyobraźmy sobie, że nanorurki to rzeka, a po obu jej stronach znajdują się elektrody. Przez rzekę ułożone są niewielkie kamienie. Elektrony przeskakiwały po tych kamieniach. Kamienie zaś są tak małe, że w danym momencie na jednym kamieniu może znajdować się jeden elektron. Każdy elektron przekracza rzekę w identyczny sposób, więc nasze urządzenie jest zawsze stabilne - mówi Yap. W ten sposób uzyskano tranzystor bez półprzewodników. Przy wyższym napięciu elektrony tunelowały przez kwantowe kropki, całość działała więc jak przewodnik. Gdy napięcie obniżano lub wyłączano, całość stawała się izolatorem. Nie zaobserwowano też żadnych wycieków. Żaden elektron nie przeskoczył ze złota do BNNTs, co oznacza, że urządzenie pozostało chłodne i nie doszło do znanego z półprzewodników marnowania energii w postaci ciepła odpadowego. Jest jeszcze jedna bardzo dobra wiadomośc. Cały eksperyment przebiegał w temperaturze pokojowej. Dotychczas podobne urządzenia pracowały w niezwykle niskich temperaturach, co uniemożliwiało ich praktyczne wykorzystanie. John Jaszczak, który opracował teoretyczny model urządzenia Yapa wyjaśnia, że sekret tkwi w skali podzespołów. Jeśli całość ma działać w temperaturze pokojowej, to złote kropki muszą mieć rozmiary liczone w nanometrach. Yap dodaje, że teoretycznie takie urządzenie może być miniaturyzowane niemal bez końca.
-
Komórki nabłonkowe przemieszczają się w grupach. Korzystają przy tym z napędu w postaci sił generowanych zarówno we własnym wnętrzu, jak i w sąsiednich komórkach. Wędrująca "ekipa" wypełnia napotkaną wolną przestrzeń. Gdy próbowaliśmy zrozumieć podstawowy związek między kolektywnymi ruchami komórkowymi a kolektywnymi siłami komórkowymi (np. podczas inwazji komórek nowotworowych), natknęliśmy się na coś zupełnie nieoczekiwanego - podkreśla prof. Jeffrey Fredberg z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego (Harvard School of Public Health, HSPH). Zespół z HSPH oraz Katalońskiego Instytutu Bioinżynierii zainteresował się właśnie zbiorczymi ruchami komórkowymi, bo odgrywają one ważną rolę w gojeniu ran, rozwoju narządów czy wzroście guzów. Naukowcy posłużyli się nową metodą - mikroskopią sił działających na monowarstwę (ang. monolayer stress microscopy). Podczas eksperymentów mierzyli siły działające na pojedynczą warstwę przemieszczających się komórek nabłonkowych. Oceniano ich prędkość i kierunek. Sprawdzano też, jak napieranie lub ciągnięcie przez komórki wymusza kolektywny ruch. Gdy na drodze pojawiała się przeszkoda, np. niezapewniający przyczepności żel, komórki zaczynały ją ciasno okrążać. Akademicy zauważyli, że nie tylko przesuwały się one do przodu, ale i ściągały się w kierunku żelu, próbując wypełnić pustą, wg nich, przestrzeń. Ruch ten nazwano kenotaksją (od gr. kenon - puste, próżne i táksis - szyk, porządek). Naukowcy mają nadzieję, że opisane odkrycie pozwoli lepiej zrozumieć zachowanie komórek w astmie (gdzie migracja uszkodzonych komórek nabłonkowych prowadzi do zwężenia dróg oddechowych), rakach (złośliwych nowotworach wywodzących się z tkanki nabłonkowej), chorobach sercowo-naczyniowych, zaburzeniach rozwojowych czy jaskrze. Zostanie ono również wykorzystane w inżynierii tkankowej i medycynie regeneracyjnej.
-
Profesorowie S.K. Gupta i Hugh Bruck z University of Maryland stworzyli pierwszego latającego robota, którego skrzydła poruszają się całkowicie niezależnie od siebie. Urządzenie "RoboRaven" wyposażono w dwa silniki, z których każdy porusza jednym skrzydłem. Taka konstrukcja pozwala na zaprogramowanie robota do wykonywania dowolnych manewrów. Budowanie latających robotów jest niezwykle trudne. Nie tylko z powodów czysto inżynieryjnych, ale również dlatego, że każdy błąd prowadzi do uderzenia w ziemię i często do zniszczenia urządzenia, które trzeba mozolnie odtwarzać. Profesor Gupta od wielu lat pracuje nad latającymi robotami, które są napędzane skrzydłami. W 2007 roku wraz profesorem Hugh Bruckiem i jego studentami zaprezentował robota korzystające z jednego silnika. Poruszał on jednocześnie oboma skrzydłami. Do roku 2010 powstały kolejne wersje urządzenia, a ostatnie z nich mogło nieść miniaturową kamerę, wypuszczane było przez naziemnego robota oraz - co niezwykle ważne - radziło sobie z wiatrem wiejącym z prędkością do 16 km/h. Jednak urządzenie poruszające jednocześnie oboma skrzydłami ma spore ograniczenia. Dlatego w ubiegłym roku Gupta skontaktował się z Bruckiem i rozpoczęli prace nad robotem zniezależnie napędzanymi skrzydłami. Pierwsze wersje robota były zbyt ciężkie. Silniki i zasilanie uniemożliwiły wzniesienie mu się w powietrze. Aby "odchudzić" swoje urządzenie uczeni wykorzystali zaawansowane technologie cięcia laserowego oraz drukarki 3D, dzięki którym wykonali precyzyjne, polimerowe podzespoły. Efekty ich pracy możemy podziwiać na poniższym filmie. Robot przeszedł nawet prawdziwy chrzest bojowy. Udało mu się uniknąć atakującego jastrzębia (1:50).
-
Właściciel jest dla psa bezpieczną przystanią
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Relacja właściciela i psa przypomina związek rodzic-dziecko. Naukowcy z Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej w Wiedniu zbadali efekt bezpiecznej bazy (ang. secure base), który występuje także w ludzkim rozwoju. Termin wprowadziła Mary Ainsworth, której badania nad przywiązaniem niemowląt do matek w dużym stopniu ukształtowały teorię przywiązania Johna Bowlby'ego. Wg jej twórców i zwolenników, poznając świat i wchodząc w interakcje z otoczeniem, dziecko traktuje opiekunów jak spokojną i bezpieczną przystań. Jak podkreśla Lisa Horn, efekt bezpiecznej bazy nie był dotąd dobrze zbadany u psów, dlatego podczas eksperymentu badano reakcje czworonogów w 3 sytuacjach: 1) pod nieobecność właściciela, 2) gdy właściciel był wyciszony lub 3) zachęcający. Manipulując interaktywnymi zabawkami, psy mogły zdobyć nagrodę - smaczny kąsek. Okazało się, że przy pierwszym scenariuszu zwierzęta mniej zabiegały o jedzenie. To, czy właściciel dodatkowo zachęcał psa, czy siedział spokojnie podczas rozwiązywania zadania, miało niewielki wpływ na poziom motywacji czworonoga. W kolejnym eksperymencie Austriacy zastąpili właściciela obcą osobą. Obserwacja wykazała, że psy nie nawiązywały raczej kontaktu i interesowały się zdobywaniem jedzenia w podobnym stopniu jak podczas samotnej zabawy. Ponieważ skok zainteresowania występował wyłącznie w obecności właściciela, naukowcy doszli do wniosku, że jest ona niezbędna, by pies zachowywał się pewnie. Horn podkreśla, że zespół zaskoczył fakt, że dorosłe psy odnosiły się do właścicieli jak dzieci. Austriacy chcieliby sprawdzić, jak zachowanie wyewoluowało. Wspominają także o ludzko-psich badaniach porównawczych. -
Z nieoficjalnych doniesień dowiadujemy się, że TSMC (Taiwan Semiconductor Manufacturing Company) i Global UniChip - partner TSMC zajmujący się projektowaniem układów scalonych - podpisały z Apple'em umowę na dostarczanie koncernowi z Cupertino kilku kolejnych wersji układów z serii A. Tajwańczycy wyprodukują procesory z wykorzystaniem 20-, 16- i 10-nanometrowego procesu technologicznego. Już w lipcu TSMC zacznie wytwarzać próbne partie procesorów A8, a po grudniu będzie zwiększał swoje możliwości produkcyjne z wykorzystaniem 20-nanometrowego procesu. W pierwszym kwartale przyszłego roku Tajwańczycy zakończą instalowanie 20-nanometrowej linii o wydajności 50 000 plastrów krzemowych. Z czasem część linii, o wydajności 20 tysięcy plastrów, zostanie przystosowana do pracy z 16-nanometrowym procesem. Przed końcem trzeciego kwartału przyszłego roku TSMC uruchomi próbną produkcję procesorów A9 i A9X. Układy A8 trafią do iPhone'ów, natomiast A9 oraz A9X będą napędzały przyszłe generacje iPhone'ów i iPadów. Nie wiadomo, czy TSMC będzie jedynym dostawcą procesorów dla Apple'a.
-
Stany Zjednoczone oficjalnie postawiły zarzuty Edwardowi Snowdenowi, który ujawnił prowadzony przez NSA program Prism. Zwróciły się jednocześnie do władz Hongkongu o zatrzymanie mężczyzny na podstawie tymczasowego nakazu aresztowania. Snowden jest oskarżony szpiegostwo, kradzież oraz przekazanie własności rządowej. Zdaniem ekspertów sprawa Snowdena nie zakończy się szybko. Jeśli USA wystawią międzynarodowy nakaz aresztowania, zostanie on przekazany władzom Hongkongu, a Snowden zdecyduje się mu sprzeciwić, dojdzie do rozprawy sądowej. Będzie to długotrwała batalia, aż do najwyższego sądu apelacyjnego - uważa Nicholas Bequelin z Human Rights Watch. Przejście wszystkich szczebli odwoławczych zajmie wiele miesięcy. Nie wiadomo też, jak sprawy mogą się potoczyć. W umowie ekstradycyjnej powmiędzy USA a Hongkongiem zapisano bowiem, że nie wolno poddawać ekstradycji osób, których przestępstwa mają charakter polityczny. Szpiegostwo jest najczęściej uznawane za tego typu przestępstwo. Snowden zastanawiał się nad szukaniem azylu na Islandii. Kilku tamtejszych parlamentarzystów zapowiedziało, że pomoże mu w jego uzyskaniu. Jednak, by złożyć wniosek, Snowden musiałby dostać się na Islandię. Jeden ze zwolenników Wikileaks zaoferował mu nawet prywatny samolot, który miałby go tam zawieźć. Nie wiadomo, czy Snowden skorzysta z okazji. Islandzki parlament może udzielać azylu zwykłą większością głosów. Obecnie 68 osób stara się o azyl w Islandii. Najsławniejszą osobą, jakiej Islandia udzieliła schronienia był Bobby Fischer, arcymistrz szachowy, uważany przez wielu za najwybitniejszego szachistę w dziejach. Fischer, obywatel USA, trafił w 2004 roku do japońskiego więzienia za to, że 12 lat wcześniej rozegrał rewanżowy mecz szachowy z innym arcymistrzem Borisem Spasskym. Mecz odbył się w objętej sankcjami ONZ Jugosławii, co stało się przyczyną aresztowania i uwięzienia Fischera. W 2005 roku Islandia przyznała Fischerowi azyl, mistrz poleciał na wyspę i spędził tam ostatnie lata życia.
-
Bakterie Chlamydia trachomatis sprzyjają powstawaniu mutacji. Cindrilla Chumduri, Rajendra Kumar Gurumurthy i Thomas F. Meyer z Instytutu Biologii Infekcyjnej Maxa Plancka odkryli, że chlamydie wywołują długoterminowe zmiany genetyczne i epigenetyczne w komórkach gospodarza. Zespół odkrył, że w zakażonych komórkach występuje więcej uszkodzeń DNA (ang. DNA breaks). W zależności od stopnia uszkodzenia w takich okolicznościach zwykła komórka albo popełniłaby samobójstwo (doszłoby do apoptozy), albo wdrożyła mechanizmy naprawcze. Białka odpowiadające za odpowiedź komórki na uszkodzenie genomu (ang. DNA damage response, DDR) połączyłyby przerwane nici, upewniając się, że nie doszło do zmiany kodu. W komórkach zakażonych Ch. trachomatis DDR nie przebiega jednak prawidłowo, co zwiększa prawdopodobieństwo powstania błędów. Poza tym, mimo uszkodzenia DNA, zainfekowane komórki nadal się namnażają. Ułatwia to zachowanie pasożytów, które aktywują sprzyjające przeżyciu szlaki sygnalizacyjne. Wskazując na niekontrolowany wzrost zakażonych komórek w sytuacji akumulowania uszkodzeń DNA, Niemcy podejrzewają, że to pierwszy etap nowotworzenia.
-
W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci naukowcy przekonali się, że w centrum niemal każdej galaktyki istnieje wielka czarna dziura. Część z tych czarnych dziur rośnie wysysając materię ze swojego otoczenia. To jedne z najbardziej energetycznych obiektów we wszechświecie - aktywne jądra galaktyk. Takie czarne dziury otoczone są przez pierścienie pyłu przyciąganego z otoczenia. Większość promieniowania podczerwonego czarnej dziury to efekt podgrzania tego pierścienia. Teraz naukowcy korzystający z Very Large Telescope Europejskiej Agencji Kosmicznej zauważyli zadziwiającą rzecz. Czarna dziura w aktywnej galaktyce NGC 3783 rzeczywiście jest otoczona gorącym pyłem rozgrzanym do 700-1000 stopni Celsjusza. Jednak nad i pod pierścieniem znajdują się olbrzymie ilości zimnego pyłu. Wszystko wskazuje na to, że ten zimny pył jest wypychany przez wiatr wiejący od czarnej dziury. Wydaje się, że z jednej strony czarne dziury wchłaniają olbrzymią ilość materiału, ale w procesie tym powstaje tak intensywne promieniowanie, że materiał wypychany jest na zewnątrz. Naukowcy nie są w stanie obecnie określić, jak oba te procesy ze sobą współdziałają. Nowe obserwacje oznaczają konieczność zmiany obecnych modeli działania aktywnych galaktyk. Teraz w modelach tych trzeba będzie uwzględniać zimny wiatr wiejący od czarnych dziur i wywiewany przezeń materiał.
-
Dorośli, którzy kumulują aktywność fizyczną w krótszym czasie, nie są mniej zdrowi od osób gimnastykujących się systematycznie na przestrzeni całego tygodnia. Oznacza to, że liczy się całkowita ilość ćwiczeń, a nie ich częstotliwość. Dr Ian Janssen i Janine Clarke z Queen's University analizowali przypadki 2324 dorosłych Kanadyjczyków. Sprawdzali, czy częstotliwość podejmowania aktywności fizycznej jest związana z czynnikami ryzyka cukrzycy, chorób serca i udaru. Rezultaty wskazują, że nie ma znaczenia, jak rozłoży się 150 min tygodniowego ruchu. Ktoś, kto od poniedziałku do piątku nie robi nic, ale uaktywnia się na 150 min w czasie weekendu, osiągnie te same zdrowotne rezultaty, co osoba wyrabiająca 150 min przez codzienne 20-25-min sesje. Uczestnicy studium nosili w talii przyspieszeniomierze. Dr Janssen podzielił ludzi, którzy mieścili się w zalecanej normie ponad 150 min aktywności aerobowej tygodniowo, na 2 grupy: 1) aktywnych często (5-7 razy w tygodniu) oraz 2) rzadko (1-4 razy w tygodniu). Wyniki opublikowano w piśmie Applied Physiology, Nutrition and Metabolism.
-
Po zebraniu z rośliny macierzystej w komórkach warzyw i owoców nadal zachodzą sterowane rytmem okołodobowym zmiany fizjologiczne. Wygląda więc na to, że pora dnia, o której po nie sięgamy, ma wpływ na ich właściwości odżywczo-zdrowotne. Jak wyjaśnia prof. Janet Braam z Rice University, rośliny składają się z wielu odrębnych komponentów - liści, gałęzi, owoców i korzeni - które przez jakiś czas mogą metabolizować i przetrwać mniej lub bardziej niezależnie od siebie. Po żniwach owoce i warzywa nadal reagują na sygnały świetlne, dzięki czemu ich zegary biologiczne kontynuują swoje działanie. Co istotne, związki, których poziom zmienia się, by odstraszyć owady i innych roślinożerców, zabezpieczają nasz organizm przed nowotworami. Być może powinniśmy przechowywać "zieleninę" z zachowaniem cykli światła i ciemności oraz pamiętać o czasowaniu gotowania i konsumpcji, by zwiększyć wartość zdrowotną owocowo-warzywnego posiłku. Do początkowego odkrycia doszło w kapuście. Później podobną reakcję zauważono u sałaty, szpinaku, cukinii, batatów, marchewek i borówek amerykańskich. Gdy warzywa i owoce poddawano cyklom światła i ciemności we właściwym czasie, były one mniej uszkadzane przez insekty. Braam sugeruje, by plony zbierać i zamrażać lub w inny sposób konserwować o konkretnej porze dnia, gdy stężenie cennych związków jest najwyższe. Owoce i warzywa nie umierają podczas zbiorów. Reagują na środowisko przez szereg dni. Odkryliśmy, że możemy posłużyć się światłem, by oszukać je, aby produkowały więcej przeciwutleniaczy o określonych porach dnia. Najnowsze studium było kontynuacją zeszłorocznego badania, które wykazało, że rośliny (rzodkiewnik pospolity, Arabidopsis thaliana) przewidują, kiedy napadną na nie chmary głodnych owadów i przygotowują się, by je odstraszyć, uruchamiając hormonalną broń. A. thaliana należy do rodziny kapustowatych, dlatego zespół postanowił rozpocząć eksperymenty właśnie od kapusty. Po zamknięciu w specjalnej komorze z kontrolą oświetlenia, wywoływano u niej odpowiednik nagłej zmiany strefy czasowej. Okazało się, że ścięte główki potrafiły wyregulować swoje zegary biologiczne. Po początkowych sukcesach z kapustą zajęto się m.in. sałatą czy marchwią. Byliśmy w stanie dostosować wszystkie badane produkty, nawet warzywa korzeniowe - podkreśla główna autorka studium, Danielle Goodspeed. Na razie nie umiemy powiedzieć, czy całkowita ciemność lub ciągłe oświetlanie skracają czas przydatności do spożycia owoców i warzyw. Wykazaliśmy tylko, że podtrzymywanie zegarów biologicznych jest korzystne z punktu widzenia insektooporności oraz właściwości prozdrowotnych - dodaje Braam. Autorzy artykułu z Current Biology wykazali, że da się zmanipulować liście kapusty, by wytwarzały więcej odstraszających owady związków o określonej porze dnia. To ważne, bo jeden z tych związków - glukozynolat glukorafanina - ma właściwości przeciwnowotworowe.
-
Naukowcy z Lawrence Berkeley National Laboratory (LBNL) jako pierwsi na świecie dowiedli, że ekspozycja na pozostałości dymu tytoniowego, które osiadają na wszelkich możliwych powierzchniach, prowadzi do uszkodzeń DNA. Uczeni wykazali również, że w takim przypadku ciągłe wystawienie na mniejsze dawki jest bardziej niebezpieczne niż gwałtowna ekspozycja. Przeprowadzone badania wykazały, że tam, gdzie istnieje długotrwały kontakt z osadami z dymu papirosowego,jego koncentracja jest wyższa a uszkodzenia DNA większe niż tam, gdzie osadów z dymu było więcej, ale kontakt z nimi był krótszy. To pierwsze badania, które wykazały, że narażenie na dym osadzony na różnych powierzchniach prowadzi do mutacji. Specyficzne dla tytoniu nitrozaminy to jedne z najsilniejszych substancji rakotwórcych. Pozostają one na takich powierzchniach jak ubrania czy dywany i stwarzają szczególnie duże zagrożenie dla dzieci - mówi Lara Gundel, współautorka badań. Wyniki eksperymentów, w których obok naukowców z LBNL brali też udział specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco, Centrum Medycznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) oraz University of Texas, zostały opisane w periodyku Mutagenesis. Podczas badań przeprowadzonych in vitro uczeni zaobserwowali, że osady z dymu tytoniowego, które palacze przenoszą np. na ubraniach, powodują zarówno przerywanie jak i utlenianie nici DNA. To z kolei może prowadzić do mutacji genów. Nie od dzisiaj wiadomo, że taki mechanizm odpowiada m.in. za rozwój wielu nowotworów u biernych palaczy. Teraz dowiedziono, że nawet pozbycie się dymu z pomieszczenia nie zapobiega niebezpieczeństwu związanemu z paleniem papierosów. Dotychczas nie rozumiano wpływu toksyn z dymu papierosowego, które osadziły się na różnych powierzchniach. Tym razem zdobyto dowody, że podobnie jak bierne palenie, może to prowadzić do poważnych chorób. Opisane powyżej wyniki to pierwsze duże badanie tego problemu przeprowadzone przez organizację California Consortium on the Health Effects of Thirdhand Smoke..Organizacja jest finansowana przez zarządzany przez Uniwersytet Kalifornijski Tobacco-Related Disease Research Program, do którego trafiają pieniądze ze stanowych podatków na tytoń. Impulsem do jej założenia były przeprowadzone w 2010 roku badania, w których brała udział m.in. Lara Gundel. Wykazano wówczas, że nikotyna reaguje z ozonem i kwasem azotowym w powietrzu. Po reakcji z kwasem azotowym powstają bardzo groźnie rakotwórcze nitrozaminy m.in. NNA, NNK i NNN. Z kolei wskutek reakcji z ozonem powstają bardzo małe cząsteczki, które przenikają przez ludzką tkankę. Dlatego też wietrzenie pomieszczeń jest nieskuteczne. Cząsteczki te są bowiem tak małe, że oddychamy nimi, wchłaniamy wraz z żywnością, przenikają też przez skórę gdy dotkniemy powierzchni, które miały kontakt z dymem. Przed osadzonymi na powierzchniach toksynami z dymu tytoniowego nie można uciec. Wcześniejsze badania wykazały, że pozostają one np. w mieszkaniach przez ponad 2 miesiące po wyprowadzeniu się palaczy. Mycie, odkurzanie czy intensywne wentylowanie pomieszczeń nie zmniejsza ich stężenia. Jedynym rozwiązaniem jest zastąpienie materiałów, np. wymiana dywanu, pomalowanie ścian - mówił Hugo Destaillats. Teraz wiemy, że im dłużej przebywamy w pomieszczeniach, w których niegdyś palono, tym większe szkody odnosimy. Naukowcy, chcąc sprawdzić różnice pomiędzy ekspozycją chroniczną a ostrą, posłużyli się różnymi próbkami. W pierwszym przypadku - ekspozycji chronicznej - umieścili paski papieru w palarnii, w której w ciągu 196 dni palono przez 258 godzin. Pomieszczenie było wentylowane przez 35 godzin. W drugim przypadku - ostrej ekspozycji - paski umieszczono w palarni, w której w ciągu 20 minut wypalono 5 papierosów. Szczegółowe analizy wykazały, że stężenie ponad połowy badanych szkodliwych substancji było wyższe w próbkach z "chronicznej" palarni. Takie próbki powodowały też większe uszkodzenia DNA. Badania te sugerują, że z czasem powierzchnie narażone na kontakt z dymem tytoniowym stają się coraz bardziej toksyczne - zauważa Gundel. Co ważne, zmierzone dawki toksyn, które osadziły się na wspomnianych paskach papieru były zbliżone, chociaż nieco niższe, do dawek rzeczywiście występujących w domach czy biurach. Naukowcy planują teraz zbadać wpływ NNA na DNA. NNA to specyficzna dla tytoniu nitrozamina, która nie występuje w świeżo wyemitowanym dymie tytoniowym. Pojawia się na późniejszym etapie. Wygląda na to, że NNA to bardzo istotny składnik dymu osadzonego na powierzchniach. Jest on znacznie słabiej przebadany pod kątem mutagenności niż NNK i NNN - stwierdzili uczeni.