Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Uczeni z Harvard University wykonali niezwykle dokładne pomiary pola magnetycznego pojedynczej cząstki materii i antymaterii. Pomogą one lepiej zrozumieć naturę otaczającego nas wszechświata. Zespół profesora Geralda Gabrielse złapał w pułapki pojedyncze protony i antyprotony. Uczeni zmierzyli nastepnie oscylacje każdej z cząstek, dzięki czemu z niespotykaną dotychczas precyzją określili ich właściwości magnetyczne. W przypadku protonu dokładność pomiaru wzrosła 1000-krotnie, a w przypadku antyprotonu zwiększono ją o 680 razy w porównaniu z dotychczasowymi pomiarami. Profesor Gabrielse twierdzi, że tego typu badania dadzą pewnego dnia odpowiedź na pytanie, dlaczego istniejemy. Jedną z największych zagadek fizyki jest dlaczego wszechświat powstał z materii - mówi Gabrielese. Obecnie obowiązujące teorie mówią, że podczas Wielkiego Wybuchu powstała równa ilość materii i antymaterii. Gdy spotykają się one ze sobą, dochodzi do anihilacji. Dlaczego cała materia nie zetknęła się z antymaterią i nie zaszła anihilacja obu? Mamy wokół pełno materii, przy braku antymaterii i nie wiemy, dlaczego tak się dzieje - stwierdził uczony. Najnowsze badania pozwolą m.in. sprawdzić, czy prawdziwa jest teoria symetrii CPT. Pomyśleliśmy sobie: stwórzmy prosty system, pojedynczy proton i pojedynczy antyproton, i porównajmy ich przewidywany związek, sprawdzając w ten sposób, czy teorie są prawdziwe. Czegokolwiek byśmy się nie dowiedzieli, rzuci to nieco światła na tajemnice wszechświata - opowiada Gabrielse. Stosunkowo łatwo jest złapać pojedyncze protony, jednak antyprotony powstają tylko podczas wysokoenergetycznych zderzeń, np. w akceleratorach cząstek. W ubiegłym roku opublikowaliśmy raport, w którym dowiedliśmy, że możemy zmierzyć właściwości protonu ze znacznie większą dokładnością niż dotychczas. Gdy już to zrobiliśmy, musieliśmy podjąć decyzję. Czy zaryzykujemy i przeniesiemy nasz zespół i nasze urządzenia - duże ilości elektroniki i bardzo delikatne pułapki - do CERN-u i spróbujemy dokonać tego samego z antyprotonami? Antyprotony byłyby tam dostępne tylko do połowy grudnia. Później musielibyśmy czekać półtora roku. Podjęliśmy ryzyko i to zrobiliśmy. Użyliśmy argumentu, że nawet jeśli nam się nie uda, to porażka nas czegoś nauczy - mówi Gabrielse. Nowe pomiary mieszczą się w ramach przewidzianych teorią, nie przynoszą zatem żadnego przełomu. Jednak większa precyzja wzbogaca naszą wiedzę, a profesor Gabrielse zapewnia, że w przyszłości będzie w stanie zwiększyć ich precyzję o 1000, a może nawet 10 000 razy.
  2. Mikroendoskop to najnowsze dzieło naukowców z Uniwersytetu Stanforda. Urządzenie może zrewolucjonizować diagnostykę obrazową. Składa się ono bowiem z pojedynczego włókna światłowodu, jest więc niezwykle cienkie, a przy tym zapewnia czterokrotnie lepszą rozdzielczość niż obecnie stosowane endoskopy. Stosowanie mikroendoskopu będzie nie tylko łatwiejsze, bezpieczniejsze i mniej nieprzyjemne dla pacjenta, ale pozwoli obrazować te obszary organizmu, które są niedostępne dla tradycyjnych urządzeń, a przy tym zapewni znacznie lepszy obraz niż można uzyskać obecnie. Mikroendoskop został zbudowany przez zespół pracujący pod kierunkiem profesora Josepha Kahna. Już możliwości prototypu są niezwykłe. Można dzięki niemu obserwować obiekty o wielkości 2,5 mikrometra, a uczeni twierdzą, że łatwo będzie im poprawić rozdzielczość tak, by mikroendoskop pozwalał na dojrzenie struktur o wielkości zaledwie 0,3 mikrometra. Dla porównania, współczesne endoskopy o wysokiej rozdzielczości pozwalają na obserwację 10-mikrometrowych obiektów. Gołym okiem możemy zauważyć obiekty o wielkości około 125 mikrometrów. Profesor Kahn jest specjalistą od komunikacji światłowodowej. Endoskopią zainteresowal się przed dwoma laty, gdy z wraz z kolegą z pracy, Olavem Solgaardem, rozmawiali o biofotonice, czyli nauce zajmującej się wykorzystaniem światła do badania systemów biologicznych. Olav chciał się dowiedzieć, czy można wysłać światło przez włókno o grubości ludzkiego włosa, oświetlić nim wybrany punkt wewnątrz ciała, przeskanować go i nagrać obraz żywej tkanki - wspomina Kahn. Szansą na stworzenie takiego urządzenia były światłowody wielomodowe. Głównym problemem zaś - rozpraszanie światła. W czasie podróży przez włókno, światło mogło tak się rozproszyć, że obraz stałby się nieczytelny. Kahn wykorzystał ciekłokrystaliczny modulator przestrzenny światła, a następnie, wraz ze swoim studentem Rezą Nasirim Mahalatim, stworzył specjalny algorytm, który uczył modulator, w jaki sposób "układać" rozproszone światło. Kahn miał doświadczenie z podobnymi sztuczkami. Przed laty uczony pobił rekord świata w światłowodowej transmisji danych używając podobnej techniki do "ułożenia" rozproszonego światła zawierającego przesyłane informacje. Prace nad mikroendoskopem ruszyły z kopyta, gdy Mahalati wspomniał o pracach innego inżyniera ze Stanforda, Johna Pauly'ego, który wykorzystał technikę losowego próbkowania do olbrzymiego przyspieszenia nagrywania obrazu z rezonansu magnetycznego. To był strzał w dziesiątkę. Byliśmy na dobrym tropie i narodził się rekordowy mikroendoskop - mówi Kahn. W nowym endoskopie przestrzenny modulator wysyła światło według losowo wybranego wzorca. Światło odbija się od obserwowanego obiektu i wraca światłowodem do kompuptera. Ten mierzy odbite światło i wykorzystuje wcześniej wspomniany algorytm Mahalatiego i Ruo Yu Gu do odtworzenia obrazu. Kahna zaskoczyła niezwykła rozdzielczość urządzenia. Rozdzielczość dotychczasowych endoskopów składających się z pojedynczego włókna była ograniczona liczbą modów światła. Tutaj mamy do czynienia z jej czterokrotym poprawieniem - mówi uczony. To jednak niejedyna zadziwiająca właściwość urządzenia. To oznacza, że w jakiś sposób otrzymujemy więcej informacji, niż, zgodnie z prawami fizyki, może przejść przez włókno. Wydaje się to niemożliwe - dodaje Kahn. Naukowcy przez kilka tygodni szukali wyjaśnienia tego fenomenu. W końcu wpadli na prawidłowe rozwiązanie. Losowo wysyłane impulsy światła mieszają mody tak, że czterokrotnie zwiększa się ich liczba, co pozwala na przesłanie czterokrotnie więcej informacji. Podczas wcześniejszych badań nie zauważono tego mieszania. Użyty przez nas niekonwencjonalny algorytm rekonstrukcji obrazu był kluczowy dla ujawnienia ukrytych szczegółów - wyjaśnia Kahn. Uczeni stworzyli prototypowy mikroendoskop. Głównym ograniczeniem w miniaturyzacji urządzenia jest konieczność utrzymania go wyprostowanego. Zgięcie wielomodowego włókna oznacza, że światło ulega tak dużemu rozproszeniu, iż obraz staje się nieczytelny. Dlatego też włókno umieszczono w cienkiej igle, która zapobiega zginaniu. Mikroendoskop ze Stanforda wyraźnie rózni się od innych tego typu urządzeń. Inne sztywne endoskopy, używane często podczas zabiegów chirurgicznych, korzystają z dość dużych soczewek, zapewniająch odpowiednio ostry obraz. Z kolei endoskopy, które można zginać - wykorzystywane np. podczas kolonoskopii - składają się zwykle z dziesiątków tysięcy włókien, z których każde przekazuje jeden piksel obrazu. Oba typy endoskopów są grube i mają dość organiczoną rozdzielczość. Kahn nie jest pierwszym, który stworzył endoskop z pojedynczego włókna światłowodu. Jednak dzięki olbrzymiej rozdzielczości możliwe jest wyprodukowanie endoskopu o średnicy 1/5 milimetra, który przekaże obraz o rozdzielczości 80 000 pikseli i pozwoli zauważyć skruktury wielkości 0,3 mikrometra. Obecnie istniejące najlepsze konkurencyjne rozwiązania mają średnicę 1/2 milimetra, generują obraz o rozdzielczości 10 000 pikseli, umożliwiając obserwowanie obiektów wielkości około 3 mikrometrów.
  3. Włoscy naukowcy z Ager Melo Group pracują nad hipoalergicznym jabłkiem, w którym uczulające białka są zastępowane innymi występującymi w naturze. Mimo że jabłko wydaje się bezpiecznym pokarmem, aż 75% uczulonych na pyłek brzozy ma również alergię na ten owoc (fachowo mówi się o alergii krzyżowej pyłku brzozy z alergenami jabłka). Po jego spożyciu rozwija się obrzęk warg, języka, a nawet całej twarzy, chrypka, niekiedy pacjenci odczuwają też wędzenie dłoni, w której trzymali przekąskę. Ludzie z łagodniejszą reakcją na jabłko twierdzą czasem, że zwyczajnie nie lubią tego owocu, choć pierwotną przyczyną ich niechęci jest właśnie alergia. Dr Alessandro Botton, fizjolog roślin z Uniwersytetu w Padwie, podkreśla, że nie wiadomo, co dokładnie stanie się po wyciszeniu jednego genu i zastąpieniu go innym, dlatego trzeba monitorować ewentualne niepożądane skutki uboczne. Wskutek manipulowania mogą powstać kolejne substancje drażniące. Nie da się też a priori zagwarantować, że wykorzystanie protein innych roślin nie doprowadzi do znacznej zmiany struktury jabłka. Krytycy dodają też, że owoc hipoalergiczny nie musi być tak samo wartościowy dietetycznie, co oryginał. Wg Bottona, inżynieria genetyczna to szansa na szybsze uzyskanie hipoalergicznych jabłek. Co prawda wiadomo, że odmiany Golden Delicious czy Granny Smith dają owoce o silnych właściwościach alergogennych, zaś np. Jonagold i Gloster wywołują jedynie lekkie reakcje, ale na wyhodowanie kultywaru trzeba by czekać nawet 20 lat. W dodatku trudno powiedzieć, czy nowa odmiana byłaby przyjaźniejsza dla alergików. Dr René Smulders z Uniwersytetu w Wageningen, który współpracował z Ager Melo Group, dodaje, że większość modyfikacji wprowadza się z myślą o uprawie i rolnikach, lecz z tym jabłkiem konsumenci będą mogli dostrzec osobiste korzyści [zdrowotne].
  4. Międzynarodowa grupa ekspertów, działająca na zlecenie NATO-wskiego Cooperative Cyber Defense Center of Excellence, sporządziła raport dotyczący prawnych aspektów ataku robaka Stuxnet na Iran. Eksperci uznali, że działania podjęte przeciwko Iranowi były najprawdopodobniej nielegalne. Działania, w wyniku których ludzie ponoszą śmierć lub zostają ranni lub też ulegają zniszczeniu czy uszkodzeniu obiekty, są aktem użycia siły - czytamy w raporcie. Dwudziestu pracujących nad nim ekspertów uznało, że działanie Stuxneta było aktem użycia siły. Tymczasem, jak wyjaśnia główny autor raportu, profesor prawa międzynarodowego Michael Schmitt z U.S Naval War College, prawo międzynarodowe nie zezwala na użycie siły w innym przypadku niż samoobrona. Eksperci nie byli jednak zgodni co do tego, jakiej odpowiedzi na atak mógł użyć Iran. Nie potrafili ustalić, czy dokonany przez Stuxnet cybersabotaż programu nuklearnego był "atakiem zbrojnym", co dawałoby Iranowi prawo do użycia sił zbrojnych w samoobronie. Stuxnet atakował Iran w latach 2009-2010, niewykluczone też, że w 2008. Jego głównym zadaniem było zaburzenie pracy wirówek używanych przy wzbogacaniu uranu. Eksperci oceniają, że opóźniło to irański program jądrowy o około 3 lata. Stuxnet prawdopodobnie jest wspólnym dziełem Izraela i USA. Nie wszyscy specjaliści zgadzają się z wnioskami omawianego raportu. Zdaniem niektórych jest zbyt wcześnie by jednoznacznie orzekać o prawnych aspektach cyberataków. Mieliśmy bowiem do czynienia ze zbyt małą liczbą takich działań, by możliwe było wypracowanie międzynarodowych prawnych ram je opisujących.
  5. Naukowcy z Sanford-Burnham Medical Research Institute stwierdzili, że dodatkowy 21. chromosom upośledza uczenie i pamięć osób z zespołem Downa, prowadząc do spadku ilości białka SNX27 w mózgu. Okazuje się, że na 21. chromosomie kodowane jest miR-155, a ponieważ mikroRNA wchodzą w skład kompleksów rybonukleoproteinowych blokujących specyficznie translację mRNA, trisomia 21. chromosomu oznacza wzrost ilości miR-155, a w konsekwencji spadek poziomu SNX27 (sortującej neksyny 27, ang. sorting nexin 27). Precyzując mechanizm wpływu, trzeba dodać, że miR-155 oddziałuje na czynnik transkrypcyjny dla SNX27 - C/EBPβ (od ang. CCAAT/enhancer binding protein β). Podczas badań na myszach Amerykanie wykazali, że zwiększenie zawartości SNX27 w mózgu korzystnie oddziałuje na funkcjonowanie poznawcze i zachowanie zwierząt. [...] SNX27 utrzymuje na powierzchni komórek receptory [glutaminianergiczne jonotropowe], bez których nie ma mowy o prawidłowym synaptycznym potencjale pobudzeniowym - tłumaczy dr Huaxi Xu. Zespół Xu pracował z gryzoniami, którym brakowało jednej kopii genu snx27 (snx27+/−). Naukowcy zauważyli, że choć ich neuroanatomia była w dużej mierze prawidłowa, to w oczy rzucały się wadliwie funkcjonujące synapsy, a także poważne deficyty uczenia i pamięci. Powód? Obniżona ilość SNX27 wiązała się ze zmniejszoną liczbą aktywnych receptorów kwasu glutaminowego (zarówno NMDA, jak i AMPA). Kierując się podobieństwami funkcjonowania myszy z niedoborem SNX27 i ludzi z zespołem Downa, Amerykanie potwierdzili, że w mózgu tych ostatnich występuje znacząco mniej interesującego ich białka. Pozostało odpowiedzieć na pytanie, co łączy dodatkowy chromosom 21. z niskim poziomem neksyny. Od początku podejrzewano, że w grę wchodzi jakieś mikroRNA i szybko się okazało, że na 21. chromosomie kodowane jest jedno z nich - miR-155. Co więcej, skok stężenia miR-155 korelował niemal idealnie ze stopniem obniżenia poziomu SNX27. By stwierdzić, czy uzupełnienie ilości SNX27 może wyeliminować zaburzenia uczenia w zespole Downa, naukowcy posłużyli się myszami i wirusem transportującym gen ludzkiej neksyny. Najpierw [w hipokampie] pojawiły się receptory, potem poprawiła się pamięć - podsumowuje Xin Wang, dodając, że niedobór białka SNX27 prowadzi do dysfunkcji synaps pobudzających w wyniku modulowania procesu recyklingu receptorów kwasu glutaminowego.
  6. Prawdopodobnie udało się znaleźć przyczynę wymierania triasowego - jednego z największych tego typu wydarzeń w historii Ziemi. Miało ono miejsce przed około 200 milionami lat. Dzięki niemu na kolejne 135 milionów lat Ziemię opanowały dinozaury. Naukowcy od dawna podejrzewali, że istnieje związek pomiędzy olbrzymią aktywnością wulkaniczną, która miała miejsce mniej więcej u początków wymierania, a utratą gatunków na wielką skalę. Teraz z niespotykaną wcześniej precyzją udało się określić czas występowania erupcji wulkanicznych i potwierdzić, że oba wydarzenia - erupcje i wymieranie - wystąpiły jednocześnie. Wcześniej niektóre z badań sugerowały, że wymieranie rozpoczęło się przed wzrostem wulkanizmu. Ślady wspomnianej aktywności wulkanicznej widoczne są na czterech kontynentach. Lawa, która wydobyła się z wnętrza planety mogłaby pokryć niemal całą Australię. Terrence Blackburn, geochronolog z Carnegie Institution for Science, i jego zespół wykorzystali bardzo precyzyjną technikę rozpadu izotopu uranu do ołowiu w kryształach cyrkonu. Uczeni wykazali, że aktywność wulkaniczna przebiegała w czterech fazach. Na podstawie badań w Ameryce Północnej i Maroko stwierdzili, że pierwsza i najbardziej intensywna z nich rozpoczęłą się dokładnie w tym samym czasie, co wymieranie triasowe. Cyrkony zwykle nie powstają w lawie. Jednak gdy jej warstwa jest wyjątkowo gruba i zaczyna się schładzać, dochodzi do koncentracji cyrkonów w jej wciąż płynnej fazie. Naukowcy dowiedzieli się, że na terenie obecnego Maroko pierwsza faza wulkanizmu rozpoczęła się 201,56 milionów lat temu. Skamieniałe pyłki znajdujące się pod bazaltem wskazują, że do czasu zalania tych terenów przez lawę, ekosystem był w bardzo dobrej kondycji. W ciągu kolejnych 12 000 lat aktywność wulkaniczna rozprzestrzeniła się na tereny stanowiące obecnie wschodnie wybrzeże USA. Uczeni obliczyli, że w ciągu 30 000 lat, a prawdopodobnie w czasie znacznie krótszym, z wnętrza planety wypłynęło ponad milion kilometrów sześciennych magmy. Kolejne, mniejsze już, epizody wylkaniczne, miały miejsce 60 000, 270 000 i 620 000 lat po pierwszej fazie. Uczeni wiedzą już, co przyczyniło się do wymierania, jednak nadal nie wiedzą, co było bezpośrednią przyczyną zniknięcia roślin i zwierząt. Mogło dojść np. do gwałtownych zmian klimatu. Najpierw, z powodu obecności dużej ilości areozoli w powietrzu, Ziemia mogła się na krótko ochłodzić, a później mogło dojść do długotrwałego ocieplenia spowodowanego wyemitowanym przez wulkany dwutlenkiem węgla. Mogło też dojść do znacznego zakwaszenia oceanów. Możliwych jest też wiele innych scenariuszy rozwoju sytuacji na planecie, na której ma miejsce tak gwałtowny wzrost aktywności wulkanicznej.
  7. W lesie we wschodniej Szwecji w odległości ok. 6 km od najbliższej niezamarzniętej wody znaleziono wczoraj (24 marca) młodą fokę. Inspektor Henrik Pederson z Uppsali powiedział dziennikarzom, że początkowo policjanci myśleli, że dzwoniący z lasu myśliwy stroi sobie żarty. Później jednak dano wiarę jego słowom i poproszono o pozostanie ze zwierzęciem. Ponieważ ślad na śniegu był pojedynczy, samczyk musiał "podróżować" sam. Z jakiegoś powodu oddzielił się od matki i zaczął pełznąć w złym kierunku; najpierw sunął 3 km po lodzie, później zagłębił się w las. Fokę przetransportowano do pobliskiej rzeki Dal.
  8. Media donoszą o pojawieniu się konkurencyjnej oferty wykupienia firmy Dell. Koncern ma zostać wycofany z obrotu publicznego. Taką propozycję złożyli w lutym założyciel i największy udziałowiec Michael Dell oraz fundusz inwestycyjny Silver Lake Partners. Teraz jednak pojawiła się nowa oferta, którą zarząd Della ma obowiązek rozważyć. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że w ubiegły piątek firma private equity Blackstone Group wystąpiła ze wstępną ofertą wykupienia akcji Della. Podobno Blackstone oferuje od 13,65 do 15 USD za akcję. Michael Dell i Silver Lake zaoferowali 13,65 USD. Zarząd Della ma na odpowiedź czas do jutra. Jak twierdzą dziennikarze, Blackstone proponuje też, że wyłączy z Della wydział zajmujący się usługami finansowymi. Firma podobno prowadzi już rozmowy w sprawie sprzedaży tego wydziału GE Financial Services. Oferta Blackstone'a pojawiła się w ostatnim możliwym momencie, gdyż 22 marca upływał 45-dniowy termin, w którym można było składać ofery konkurencyjne wobec Della i Silver Lake. Niewykluczone, że propozycja Blackstone'a nie jest jedyną alternatywną ofertą przejęcia Della. Wcześniej pojawiły się też informacje, że inwestor Carl Icahn, który brał m.in. udział w głośnym sporze dotyczącym przejęcia Yahoo! przez Microsoft, uzyskał zgodę na sprawdzenie ksiąg rachnunkowych Della i rozważał złożenie własnej oferty. Pojawienie się propozycji Blackstone'a może postawić firmę Dell w trudnej sytuacji. Niektórzy z dużych udziałowców uważają bowiem, że koncern jest warty więcej niż 24,4 miliarda USD, jakie oferują Dell i Silver Lake Partners. Jeśli Blacksone oferuje więcej, może rozpocząć się teraz długotrwały proces licytowania i rozważania kolejnych ofert. To z kolei może podważyć zaufanie klientów do Della. W najlepszym interesie wszystkich stron - firmy, pracowników, partnerów i klientów - jest jak najszybsze zakończenie tego procesu. Im dłużej będzie on trwał, tym większy wpływ będzie miał na interesy firmy - uważa Matt Eastwood z IDC. Zdaniem analityka, dla koncernu najkorzystniej będzie jeśli przyszły właściciel zechce kontynuować strategiczne zmiany, które rozpoczęto przez pięciu laty. Dell ma zamiar wycofywać się powoli z rynku klientów indywidualnych i wzmacniać swoją pozycję na rynku klientów biznesowych. Michael Dell i Silver Lake gwarantują kontynuację tej strategii. NIe wiadomo natomiast, jaką strategię obierze ewentualny inny właściciel.
  9. Giovannella Baggio ze Szpitala Uniwersytetu w Padwie ujawniła różnice międzypłciowe dotyczące objawów, czasowania czy ryzyka zawału serca, raka jelita grubego, pierwotnej marskości żółciowej wątroby i osteoporozy. Włoszka podkreśla, że naukowcy nadal nie wiedzą zbyt dużo o męskich i kobiecych "wariantach" konkretnych chorób, oddziałujących czynnikach społecznych i psychologicznych, a także o konsekwencjach tych różnic dla terapii i prewencji. Wg niej, w ciągu ostatnich 40 lat koncentrowano się głównie na pacjentach płci męskiej. Podsumowaniem badań Baggio w tej dziedzinie jest artykuł pt. "Medycyna płciowa: zadanie na trzecie tysiąclecie". Ukazał się on w periodyku Clinical Chemistry and Laboratory Medicine. Dowiadujemy się z niego, że o ile u mężczyzn zawał przejawia się bólem klatki, promieniującym często do lewej ręki, o tyle u pań ból jest zlokalizowany niżej, bo w nadbrzuszu. Niejednokrotnie towarzyszą mu nudności i odbijanie. Ponieważ objawy są nietypowe, bywa, że pacjentkom nie wykonuje się np. EKG czy badań immuno- i histochemicznych, które pozwalają wykryć zmianę aktywności enzymów mięśniowych w ogniskach zawału. W dalszej części wywodu akademicy ujawnili, że kobiety zapadają na raka jelita grubego na późniejszych etapach życia. Inna jest też typowa lokalizacja guzów. Co istotne, płeć chorego ma wpływ na reakcję na chemioterapię nowotworów nie tylko jelita grubego, ale i płuc czy skóry. Wśród chorych na żółciową marskość wątroby kobiety stanowią zdecydowaną większość. Autorzy studium zgromadzili dowody, że w przypadku tej choroby i przewlekłego zapalenia wątroby typu C głównymi czynnikami ryzyka są uwarunkowania genetyczne i hormonalne. Zespół Baggio dodaje, że osteoporozę zaszufladkowano jako dolegliwość kobiecą, dlatego choć śmiertelność wśród mężczyzn ze złamaniami jest wyższa, panowie często nie doczekują sie zdiagnozowania zmniejszonej gęstości kości. Przez inną budowę działa, różne czasy wchłaniania i wydalania, uwarunkowania hormonalne wiele leków inaczej wpływa na obie płcie. Należy o tym pamiętać, zażywając czy ordynując nawet zwykłą aspirynę...
  10. Borrelia burgdorferi, bakteria wywołująca boreliozę, jest jedynym znanym organizmem, który może żyć bez żelaza. Wszystkie inne formy życia wykorzystują ten pierwiastek do wytwarzania protein i enzymów. Borrelia burgdorferi korzysta z manganu, dzięki czemu jest w stanie przetrwać w sytuacji, gdy broniący się przed patogenem organizm pozbawia go żelaza, by zagłodzić intruza. Naukowcy z Johns Hopkins University (JHU), Woods Hole Oceanographic Institution (WHOI) i University of Texas opublikowali w The Journal of Biological Chemistry wyniki swoich badań, z których wynika, że Borrelia, by wywołać chorobę, potrzebuje dużych ilości manganu. To dlatego właśnie borelioza długo się rozwija, jest trudna do zdiagnozowania i lecznia. Najnowsze odkrycie pozwoli na opracowanie skutecznych leków. Gdy zarazimy się jakimś patogenem, organizm reaguje odpowiedzią immunologiczną. W wątrobie produkowana jest hepcydyna, która uniemożliwia wchłanianie żelaza. Stajemy się anemiczni i to jest jeden z powodów, dla którego czujemy się źle. Jednak dzięki temu patogen nie otrzymuje żelaza, które jest mu potrzebne do wzrostu i przetrwania - wyjaśnia Valeria Culotta z JHU. Jednak Borrelia borgdorferi wyewoluowała tak, by być niewrażliwa na ten mechanizm obronny. Już w 2000 roku uczeni z University of Georgia wykazali, że w genomie tego patogenu nie występują geny odpowiedzialne za kodowanie białek zawierających żelazo oraz, że bakteria ta nie zawiera wykrywalnych ilości tego pierwiastka. To była pierwsza wskazówka sugerująca, że może ona w ogóle z niego nie korzystać. Pani Culotta zwróciła się wówczas o pomoc do Maka Saito, chemika z WHOI, który opracował technikę pozwalającą na sprawdzenia, w jaki sposób organizmy morskie wykorzystują metale. Badanie zawartości metali w proteinach jest niezwykle trudne, gdyż podczas typowych analiz dochodzi do rozpadu białek i uwolnienia sie z nich metali. Technika, którą stworzył Saito pozwala na przeprowadzenie odpowiednich analiz. Przeprowadzone badania wykazały, że Borrelia korzysta z manganu, a nie żelaza. Patogen wykorzystuje mangan w aminopeptydazach oraz w dysmutazie ponadtlenkowej. Ten drugi enzym odgrywa ważną rolę podczas obrony Borrelia bugdorferi przed innym mechanizmem immunologicznym. Zainfekowany organizm bombarduje intruza niezwykle groźnymi anionorodnikami ponadtlenkowymi. Dysmutaza ponadtlenkowa działa jak silny antyutleniacz chroniący bakterię. Obecnie jedyną skuteczną terapią przeciwko boreliozie są antybiotyki, takie jak penicylina, które działają, o ile choroba została wystarczająco wcześnie wykryta. Antybiotyki spełniają swoją rolę atakując ściany komórkowe bakterii. Jednak niektóre formy Borrelii, takie jak forma L, mogą się obronić przed tego typu atakiem. Chcielibyśmy zatem znaleźć wewnątrz bakterii coś, co będziemy mogli zaatakować i powstrzymać jej rozwój. Najlepszym celem ataku są enzymy, które występują u bakterii, ale nie u ludzi. Dzięki temu możemy zabić bakterię, nie czyniąc krzywdy ludziom - mówi Culotta. Odkrycie, że Borrelia jest wyjątkowym organizmem posiadającym enzymy zawierające mangan daje nadzieję na opracowanie odpowiedniego leku.
  11. Chemicy z Uniwersytetu w Bath opracowali prototypowy opatrunek na rany oparzeniowe, który reaguje na pierwsze objawy zespołu wstrząsu toksycznego (ang. toxic shock syndrome, TSS). Ze względu na niedojrzałość układu odpornościowego TSS jest szczególnie groźny dla dzieci poniżej 4. r.ż. Jak tłumaczą naukowcy, nawet przy stosunkowo niedużych ranach niepodjęcie leczenia wiąże się z szybkim pogorszeniem stanu zdrowia. Zespół z Bath współpracował z lekarzami z South West Paediatric Burns Centre przy Frenchay Hospital w Bristolu. W efekcie wynaleziono opatrunek, który w obecności patogennych bakterii uwalnia z nanokapsułek fluorescencyjny barwnik. By wykryć niebezpieczny obrót zdarzeń, wystarczy oświetlić ranę ultrafioletem. Nanokapsułki reagują wyłącznie na organizmy chorobotwórcze, nie otwierają się w zetknięciu z fizjologiczną florą skóry. Szef projektu dr Toby Jenkins podkreśla, że szybkie zdiagnozowanie zakażenia jest dla klinicystów wielkim problemem. Stosując obecne metody, ewentualną infekcję można stwierdzić dopiero po 24-48 godzinach. Tutaj wystarczy zastosować źródło promieniowania UV i jeśli w ranie występują wytwarzające toksyny bakterie, pokrycie będzie się jarzyć. Jeśli dziś u dziecka z drobnymi oparzeniami pojawia się wysoka gorączka, nie da się łatwo ustalić, czy to zagrażające życiu zatrucie, czy zwykłe przeziębienie. Chcąc się dowiedzieć, musimy zdjąć opatrunek, co może spowolnić gojenie lub doprowadzić do powstania trwałych blizn [...] - opowiada konsultantka medyczna przedsięwzięcia dr Amber Young. Prototyp przetestowano na próbkach skóry. Obecnie jest on optymalizowany pod kątem stabilności i okresu trwałości. Naukowcy mają nadzieję, że testy bezpieczeństwa na ochotnikach rozpoczną się w ciągu 4 lat.
  12. Chiny po raz kolejny spróbują stworzyć własny system operacyjny. Tym razem Państwo Środka podpisało umowę z firmą Canonical, która pozwala im wykorzystać Ubuntu do stworzenia nowej wersji systemu Kylin. System ten istnieje od co najmniej 2007 roku, bazuje na FreeBSD i jest rozwijany przez wojsko. Tym razem ma powstać wersja Kylina oparta na Ubuntu, która w przyszłości ma trafić na pecety, laptopy czy telefony komórkowe mieszkańców Chin. Stworzenie nowego systemu to część pięcioletniego planu, w ramach którego władze w Pekinie chcą promować oprogramowanie opensource'owe. W ramach umowy podpisanej pomiędzy Canonical a przedstawicielami Chińskiego Ministerstwa Technologii Przemysłowej i Informatycznej założono w Pekinie CCN Open Source Innovation Lab. Pracują w nim inżynierowie z Ubuntu i Narodowego Uniwersytetu Technologii Obronnej. Ich zadaniem jest przyspieszenie rozwoju Ubuntu dla desktopów i chmur obliczeniowych. System Ubunu Kylin będzie miał premierę w kwietniu 2013 roku. Zostanie on wyposażony w funkcje specyficzne dla chińskiego rynku. Będą one wykraczały poza prostą lokalizację językową Ubuntu. Wsparcie zyska chiński kalendarz, użytkownicy będą mogli łatwo przeszukiwać najpopularniejsze chińskie serwisy muzyczne. W przyszłych wersjach zostaną zintegrowane mapy wyszukiwarki Baidu oraz usługi popularnego sklepu Taobao, usługi chińskich banków przetwarzających płatności elektroniczne. Użytkownicy będą mogli też korzystać z aktualizowanych w czasie rzeczywistym rozkładów jazdy pociągów i połączeń lotniczych. Ubuntu Kylin współpracuje z WPS, najpopularniejszym chińskim oprogramowaniem biurowym. Na potrzeby systemu powstają też nowe narzędzia do edycji obrazu i zarządzania, które trafią również do ogólnoświatowych wersji Ubuntu.
  13. Dorośli mężczyźni wydają się biologicznie zaprogramowani, by unikać związków z żonami/partnerkami bliskich przyjaciół. Jak odkrył zespół prof. Marka Flinna z University of Missouri, gdy panowie kontaktowali się z takimi kobietami, spadał ich poziom testosteronu. Mimo że nadarza się wiele okazji do nagabywania wybranki przyjaciela, niemoralne propozycje są składane stosunkowo rzadko. [...] Podczas interakcji z potencjalną partnerką seksualną lub kobietą wroga poziom testosteronu mężczyzny rośnie, ale nasze wyniki pokazują, że męskie umysły wyewoluowały w taki sposób, by sprzyjać poszanowaniu stabilnych więzów przyjacielskich. Wg Amerykanina, uzyskane rezultaty uświadamiają, jak ludzie ewoluowali, by móc zawierać sojusze. W przeszłości mężczyzna, który stale zawodził swoich przyjaciół, narażał na szwank nie tylko rodziny zdradzanych, ale i bezpieczeństwo całych społeczności. Niestabilna grupa z pseudoobrońcami (nieufającymi sobie mężczyznami) stawała się łatwym celem dla wrogów. Z czasem zapewne koszty złej reputacji przewyższyły zysk w postaci rozsiewania genów i płodzenia dzieci pozamałżeńskich. Obrazując ewentualne skutki zdrady, Flinn powołał się na jeden z mitów arturiańskich. Jak wiadomo, ujawnienie romansu Ginewry, żony króla Artura, z Lancelotem, stało się przyczyną rozłamu wśród Rycerzy Okrągłego Stołu. Autorzy artykułu z pisma Human Nature podkreślają, że biorąc pod uwagę znaczenie zachowań koalicyjnych, dotąd przeprowadzono zaskakująco mało badań dotyczących ich postaw neurobiologicznych i hormonalnych. Flinn i inni postanowili zapełnić tę lukę, stąd studium zrealizowane w wiejskiej społeczności Dominikany. Ujawniono nie tylko spadek stężenia testosteronu w towarzystwie kochanki przyjaciela. Analizy wskazały, że u dojrzewających chłopców i dorosłych mężczyzn poziom tego hormonu rósł podczas starcia z obcymi (przy walce z przyjaciółmi nie zaobserwowano zaś takiego zjawiska), a stężenia testosteronu i kortyzolu przed rywalizacją były negatywnie powiązane z siłą więzów koalicyjnych.
  14. Technika szczelinowania hydraulicznego, wykorzystywana podczas wydobycia gazu łupkowego, wymaga użycia olbrzymich ilości wody. Tymczasem jedne z najbogatszych złóż gazu znajdują się w bardzo suchych regionach globu, gdzie dostęp do wody jest niezwykle ograniczony. Taką sytuację mamy np. w Chinach. Państwo Środka może posiadać nawet 50% więcej gazu łupkowego niż Stany Zjednoczone, w których gaz ten już zmienił krajobraz energetyczny kraju. Jedne z największych chińskich złóż znajdują się pod liczącą sobie niemal 340 000 kilometrów kwadratowych pustynią Takla Makan. Istnieje jednak rozwiązanie pozwalające na wydobycie gazu łupkowego bez wody. W jej miejsce można użyć dwutlenku węgla. Taka metoda jest już wykorzystywana w stanie Wyoming, gdzie istnieją instalacje rozprowadzające CO2. Najprawdopodobniej opłacalna będzie rozbudowa tych instalacji. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że do większości miejsc nie będzie się opłacało budować rurociągów z CO2. Chyba, że rządy będą nakładały na emitentów dwutlenku węgla coraz wyższe opłaty. Wówczas będzie im się opłacało przechwytywać gaz i sprzedawać go firmom zajmującym się szczelinowaniem hydraulicznym. Wykorzystanie gazu w miejsce wody ma sporo zalet. Nie tylko nie marnujemy cennej wody, ale również nie produkujemy olbrzymiej ilości ścieków. Ponadto podczas szczelinowania hydraulicznego z użyciem wody około połowy płynu pozostaje w skałach, co może blokować przepływ gazu, zmniejszając jego produkcję. Jeśli zaś do szczelinowania użyjemy CO2, większość tego gazu wraca do studni, gdzie można go przechwycić i użyć ponownie. Nie blokuje on więc drogi gazowi naturalnemu, nie zmniejsza wydajności odwiertu. Niektóre badania sugerują także, że CO2 lepiej kruszy skały, zatem łatwiej jest dzięki niemu pozyskiwać gaz. Jest i kolejna zaleta. Gdy używane jest woda, znaczna część gazu pozostaje w złożu. Tymczasem CO2 ma większe powinowactwo do łupków niż gaz w nich występujący, więc łatwo go wypiera. W końcu, gdy z danego złoża wydobędziemy cały gaz, możemy wtłoczyć weń CO2 i zapieczętować studnię, pozbywając się w ten sposób gazu cieplarnianego. Oczywiście CO2 ma też wady. Jest znacznie bardziej ściśliwy od wody, trudniej zatem uzyskać odpowiednie ciśnienie potrzebne do rozsadzenia skał. Ponadto po wydobyciu trzeba go oddzielić od gazu naturalnego, co zwiększa koszty produkcji. Prawdopodobnie też nigdy nie będzie opłacalne budowanie instalacji z CO2 prowadzącej do każdego odwiertu. Gaz trzeba będzie zatem wozić ciężarówkami, a będzie ich potrzeba więcej niż do przewozu wody. To zwiększy koszty, hałas, zanieczyszczenie i zniszczenia nawierzchni drogowej.
  15. Rzymskie mauzoleum zbudowane pod stromym klifem w Pinarze w Licji zostało częściowo zniszczone przez trzęsienie ziemi. Naukowcy z Uniwersytetu w Kolonii doszli do tego wniosku, analizując przesunięcia kamiennych bloków i dachu naczółkowego. Klaus-G. Hinzen sugeruje, że badając w ten sam sposób inne starożytne ruiny, można rzucić nieco światła na historię trzęsień ziemi w rejonie. Wg Niemca, pozwoliłoby to ulepszyć istniejące modele sejsmologiczne. Większość bloków mauzoleum znacznie się przesunęła, brakuje też frontowych kolumn. Choć już wcześniej podejrzewano, że grobowiec ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi, naukowcy nie mogli wykluczyć, że konstrukcję zniszczyły skały odpadające od pochówków zlokalizowanych w wyższych rejonach klifu. Aby rozwiązać tę zagadkę, akademicy zeskanowali grobowiec za pomocą lasera (7-krotnie na zewnątrz i 2 razy od środka). Zebrali w ten sposób dane z 90 mln punktów, a następnie stworzyli trójwymiarowy model i przeprowadzili kilka symulacji. Czasem praca zespołu bardziej przypominała ogrodnictwo niż geofizykę. Aby umożliwić przyrządom pracę, trzeba było bowiem wyrwać wszystkie rośliny. Bazując na modelu 3D i przykładach podobnych struktur, akademicy odtworzyli wirtualne mauzoleum ze 180 kamiennych bloków. Wzorzec przesunięć wskazywał, że nie mogły one raczej powstać pod wpływem bombardowania skałami z klifu. Zamiast tego stopień uszkodzenia sugerował, że grobowiec ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi o sile 6,3 st. w skali Richtera. Hinzen i inni wskazali również na inne ślady silnej aktywności sejsmicznej w Pinarze, przede wszystkim na wyniesioną krawędź amfiteatru. Wydaje się, że przemieszczenie stanowi skutek procesów przebiegających wzdłuż uskoku tektonicznego. Choć w podsumowaniu wcześniejszych badań ekipy Hinzena z 2010 r. stwierdzano, że prawdopodobną przyczyną rotacji dużego sarkofagu z Pinary było ludzkie działanie (detonacja w czasie próby obrabowania), wyniki najnowszego studium sugerują, że różne zniszczenia w obrębie starożytnego miasta powinno się raczej przypisywać lokalnym trzęsieniom ziemi.
  16. Eksperci ds. bezpieczeństwa, zeznający przed podkomitetem Izby Reprezentantów stwierdzili, że dla USA większym zagrożeniem są cyberataki ze strony Iranu, niż ze strony Chin czy Rosji. Różnica pomiędzy atakami przeprowadzanymi przez te kraje polega bowiem na celach i motywacji. Chiny i Rosja są motywowane przede wszystkim względami ekonomicznymi. Moskwę i Pekin interesuje kradzież własności intelektualnej. Oczywiście stanowi to poważne zmartwienie dla rządu i biznesu, jednak nie stawarza tak dużego zagrożenia, jak agresywne ataki ze strony Iranu czy Korei Północnej. Te kraje zainteresowane są przede wszystkim doprowadzeniem do awarii w pracy krytycznej infrastruktury kraju. Iran to ilościowo inny gracz na scenie cyberataków. Chiny i Rosja są skupione przede wszystkim na cyberkradzieżach i cyberszpiegostwie. Iran nie. Iran ma małe możliwości cyberszpiegowskie. Iran buduje infrastrukturę odwetową, tworzoną wokół swojej własnej wizji toczącego się pomiędzy nim a Zachodem konfliktu wokół irańskich prób stworzenia broni atomowej - wyjaśnia Ilan Berman, wiceprezes American Foreign Policy Council. Ponadto, jak zauważył ekspert, relacje pomiędzy USA a Iranem są bardzo niestabilne w porównaniu ze stosunkami amerykańsko-chińskimi czy amerykańsko-rosyjskimi. Te kraje utrzymują z USA normalne stosunki dyplomatyczne. Iran ich nie ma. Berman i inni specjaliści opisali Chiny i Rosję jako przewidywalnych i racjonalnych graczy w cyberprzestrzeni. Nawet jeśli ich rządy są zamieszane w ataki na amerykańską infrastrukturę, to ich działania mają inną naturę niż działania krajów, które postawiły się poza społecznością międzynarodową. Berman powiedział, że mimo iż USA nie czują się komfortowo, gdy są atakowane przez Chiny czy Rosję, to działanie tych krajów jest zrozumiałe i można je przewidzieć. Działania Iranu i, coraz częściej, Korei Północnej, są natomiast niezrozumiałe. Ekspert zauważa, że z jednej strony działania Iranu i Korei Północnej powodują, że kraje te znajdują się pod coraz większym naciskiem międzynarodowym, a z drugiej - nacisk ten sprawia, iż zachowują się nieprzewidywalnie. Fakt, że Iran ma mniejsze możliwości niż Chiny czy Rosja, nie powinien nikogo uspokajać. Obecnie za niewielką kwotę można wynająć duży botnet, którego atak mógłby być bardzo bolesny np. dla firmy, której przychody zależą od stałej dostepności w internecie.
  17. Toxotes chatareus, słodkowodna ryba z rodziny strzelczykowatych, przeszła na Uniwersytecie Bristolskim badanie ostrości wzroku. Biolodzy chcieli w ten sposób sprawdzić, w jaki sposób myśliwemu udaje się strącić strumieniem wody drobne owady, które w dodatku znajdują się naprawdę daleko od niego. Zespół dr. Shelby'ego Temple'a posłużył się zmodyfikowaną wersją pierścienia Edmunda Landolta (ang. Landolt C test). Pierścień pomysłu szwajcarskiego oftalmologa ma wycięcie, przez co przypomina literę C. Przerwa może się znajdować w różnych pozycjach. Zadanie badanego polega na jej wskazaniu. Wielkości optotypu i wycięcia stopniowo się zmniejszają, a test zostaje przerwany po osiągnięciu określonego wskaźnika błędów. Na początku ryby uczono plucia na literę O lub C (nagrodą był smaczny kąsek). Później jednocześnie demonstrowano oba znaki i nagrywano, gdzie zwierzęta skierowały strumień wody. Wielkość liter stopniowo zmniejszano. Wyniki testów behawioralnych porównano z ostrością wzroku przewidywaną na podstawie zagęszczenia fotoreceptorów siatkówki. Wyniki pokazały, że T. chatareus ma jedną z największych rozdzielczości oka wśród ryb słodkowodnych. W częściach siatkówki, które zbierają bodźce z góry i przodu, czyli z okolic, gdzie zazwyczaj znajduje się owad, wynosi ona mniej więcej 3,5 stopnia na cykl (ang. cycles per degree, cpd). Dla porównania: u ssaków wodnych (fok czy waleni) waha się ona w zakresie od 3,5 do 5,5 cpd, a u rekordzisty orła australijskiego (Aquila audax) sięga nawet 140 cpd. Wcześniej Shelby zademonstrował, jak rozłożone są barwniki wzrokowe w siatkówce T. chatareus. W dolnej, zanurzonej, części występują substancje umożliwiające postrzeganie świata w brązach, co z grubsza odpowiada kolorowi zamulonej wody. A w rejonach oka namierzających potencjalne kąski występują barwniki odpowiadające za widzenie trójchromatyczne. Gdy doda się do tego wyższą ostrość widzenia tych samych okolic, widać, w jakim stopniu strzelczyki się wyspecjalizowały.
  18. Z podręcznika NATO dotyczącego sposobów reagowania na cyberatak, dowiadujemy się, że aktywiści polityczni dokonujący ataków przeciwko infrastrukturze mogą spotkać się z odpowiedzią w postaci kontrataku informatycznego bądź... fizycznego. Tallinn Manual on the International Law Applicable to Cyber Warfare był tworzony przez 3 lata przez 20 ekspertów ds. konfliktów zbrojnych. Pułkownik Kirby Abbott z Kanady stwierdził, że to najważniejszy dokument dotyczącycy praw cyberwojny. Będzie niezwykle użyteczny. Dokument mówi o proporcjonalnej odpowiedzi, zezwala na kontrataki na cywili, ale generalnie nie pozwala atakować obiektów cywilnych. Podręcznik sugeruje, że osoba atakująca np. elektrownię atomową czy szpital, może zostać uznana za terrorystę. Z kolei zasada proporcjonalnej odpowiedzi pozwala się domyślać, że jeśli atakujący doprowadzi do czyjejś śmierci, sam może stać się celem fizycznego ataku. W dokumencie tak zdefiniowano "haktywistów" (hakerów-aktywistów): To prywatna osoba, która z własnej inicjatywy angażuje się we włamania z powodów ideologicznych, politycznych, religijnych lub patriotycznych. Dotychczasowe działania Anonimowych i innych podobnych grup nie spowodowały ani znaczących zniszczeń w infrastrukturze, ani nie zakończyły się niczyją śmiercią. To oznacza, że na takie działania NATO może odpowiedzieć jedynie własnym cyberatakiem. Jeśli jednak w przyszłości ktoś zginie wskutek cyberataku, NATO będzie mogło odpowiedzieć atakiem fizycznym. Może mieć to miejsce nawet w USA. Administracja prezydenta Obamy nie wyklucza bowiem możliwości użycia dronów do zabijania obywateli USA znajdujących się na terenie kraju. Opisane zasady to jedynie wytyczne, które nie są uznawane za prawo. NATO może je jedynie zalecać krajom członkowskim, ale nie może wymagać ich stosowania. Różne kraje NATO w różny sposób interpretują przepisy dotyczące prowadzenia działan wojennych. Szczególnie dotyczy to cyberwojny.
  19. W odczytanym właśnie tekście koptyjskim pochodzącym sprzed około 1200 lat znajdujemy niezwykle ciekawy opis ostatnich dni Jezusa, opowiadający historię, jaka nie pojawia się w żadnych innych apokryfach. Autor tekstu opisuje wspólny obiad, jaki przed ukrzyżowaniem mieli spożyć Poncjusz Piłat i Jezus. W czasie tego obiadu rzymski urzędnik zaoferował, że poświęci własnego syna w miejsce Chrystusa. Dowiadujemy się też, dlaczego Judasz zdradził Jezusa poprzez złożenie na jego policzku pocałunku. Otóż Syn Boży miał możliwość zmieniania kształtów, zatem przy aresztowaniu musiał pomóc ktoś, kto go dobrze znał i potrafił zidentyfikować. Samo aresztowanie miało miejsce we wtorek wieczorem, a nie, jak głosi tradycja ewangeliczna, w czwartek wieczorem. Nowo odcyfrowany apokryf badał Roelof van den Broek z Uniwersytetu w Utrechcie, który opublikował tekst tłumaczenia w książce "Pseudo-Cyryl z Jerozolimy na temat życia i męczeństwa Jezusa". Obecnie znamy dwie kopie tego apokryfu. Jedna z znajduje się w Morgan Library and Museum w Nowym Jorku, a druga jest przechowywana w muzeum University of Pennsylvania. Większa część tłumaczenia pochodzi z tekstu z Nowego Jorku, gdyż egzemplarz z Pennsylvanii jest w dużej mierze nieczytelny. Bez zbędnej zwłoki Piłat nakrył do stołu i zjadł z Jezusem piątego dnia tygodnia. A Jezus pobłogosławił Piłata i cały dom jego - czytamy w tekście. Z dalszej części dowiadujemy się, że Piłat powiedział Jezusowi: zobacz zatem, noc przyszła i odeszła, a gdy nadejdzie ranek i oni oskarżą mnie z Twojego powodu, oddam im mojego jedynego syna, by mogli go zabić zamiast Ciebie. Jezus pociesza Piłata: Och, Piłacie, jesteś wart wielkiej łaski, gdyż okazałeś mi hojność. Dowiadujemy się również, że Jesus wyjaśnił Piłatowi, iż mógłby uciec, gdyby tylko chciał. Wtedy Piłat spojrzał na niego, a Jezus opuścił ciało. Nie widział go przez długi czas - czytamy w apokryfie. Jak wyjaśnia van den Broek, w kościele koptyjskim Piłat jest uważany za świętego, stąd też nie może dziwić, że apokryf przedstawia go w pozytywnym świetle. Tekst wyjaśnia też znaczenie pocałunku Judasza. Wtedy Żydzi powiedzieli Judaszowi: jak mamy go aresztować, skoro nie ma jednego kształtu ale zmienia wygląd. Czasem jest rumiany, czasem biały, czasem ma rude włosy, czasem jak zboże, czasem jest blady jak asceta, czasem młody, czasem stary. Wtedy Judasz sugeruje, że podczas aresztowania pocałuje Jezusa, jednoznacznie go identyfikując. Takie wyjaśnienie pocałunku Judasza znajdujemy po raz pierwszy u Orygenesa - wyjaśnia van den Broek. W Contra Celsum Orygenes pisze, że Jezus nie ujawniał się wszystkim w takiej samej postaci. Wspomniany apokryf jest napisany w imieniu świętego Cyryla z Jerozolimy, którzy żył w IV wieku. Podobno zawiera on kazania, które święty wygłaszał podczas Świąt Wielkanocnych. Van den Broek przypomina jednak, że autorzy wielu znanych tekstów twierdzą, iż przytaczają homilie świętego Cyryla. Najprawdopodobniej jednak twierdzenia te nie są prawdziwe. Autor tekstu, chcąc dodać mu wiarygodności wspomina na początku: Słuchajcie mnie, dzieci i pozwólcie sobie opowiedzieć coś, co znaleźliśmy spisane w domu Marii. Zdaniem van den Broeka jest mało prawdopodobne, by autor opierał się na jakichś wiarygodnych pismach. Deklaracje, wskazujące na kanoniczne pochodzenie tekstów są częste w pismach koptyjskich. Autorzy często powołują się na rzekome dokumenty Apostołów, chcąc dodać sobie wiarygodności. Uczonego najbardziej zaskoczył fakt, że Pseudo-Cyryl przesunął obecną w tekstach apostolskich datę Ostatniej Wieczerzy i aresztowania Jezusa. We wspomnianym apokryfie rolę Ostatniej Wieczerzy pełni obiad, jaki zjedli Piłat z Jezusem. Ma on miejsce po aresztowaniu i skazaniu Jezusa. Około 1200 lat temu tekst z Nowego Jorku znajdował się w bibliotece klasztoru Michała Archanioła w pobliżu dzisiejszego miasta al-Hamuli w Egipcie. Z tekstu dowiadujemy się, że był on podarunkiem od arcykapłana ojca Pawła. Klasztor przestał działać na początku X wieku. Manuskrypt znaleźli w 1910 roku rolnicy, kopiący w poszukiwaniu nawozu. W grudniu 1911 wraz z 55 innymi koptyjskimi tekstami z al-Hamuli kupił go amerykański finansista J.P. Morgan. Później jego kolekcja została podarowana dzisiejszemu Morgan Library and Museum. Roelof van den Broek wyjaśnia, że kanoniczna wersja Biblii była znana na terenie Egiptu w IV/V wieku. Jednak krążyło wówczas bardzo wiele apokryfów, w które wierzyli nawet mnisi. Szczególnie ci słabiej wykształceni. Jednak, jak uważa uczony, także i dobrze wykształceni duchowni mogli wierzyć w niektóre wydarzenia opisane w apokryfach. Ludzie w tamtym czasie, nawet dobrze wykształceni, nie mieli krytycznego podejścia do historii. Cuda były przecież możliwe, więc dlaczego mieliby nie wierzyć opisanej tutaj starej historii.
  20. Na północy Tajlandii odkryto olbrzymie skrzemieniałe drzewa ze środkowego plejstocenu. Najdłuższy z kloców mierzył ok. 72 m (72,2 m). Analiza morfologiczna sylwetki wykazała, że w wilgotnym lesie deszczowym rośliny te mogły pokonywać barierę 100 metrów wysokości. Ponieważ w pobliżu znaleziono narzędzia otoczakowe, najwyraźniej tropikalny gąszcz nie stanowił dla populacji Homo erectus nieprzeniknionej bariery ekologicznej. Wbrew pozorom, najbliższych współczesnych krewnych drzew sprzed 800 tys. lat nie należy wcale szukać wśród eukaliptusów czy sekwoi, naukowcy wskazują bowiem na powiązana z fasolą Koompassia elegans. Co istotne, dziś w Tajlandii nie ma już tak okazałych drzew. O ile wiem, tytuł rekordzisty należy do wysokiego na 58 m okazu Anisoptera costata - twierdzi główny autor studium, Marc Philippe z Université Lyon I. Osady, w których znaleziono fosylia, sugerują, że drzewa wyrosły na styku lasu deszczowego i równiny. Francuz podkreśla, że nie należy się sugerować obecnym położeniem tego rejonu nad poziomem morza (170 m). Nie da się przecież wykluczyć, że po przewróceniu drzew doszło do jego wypiętrzenia. Proces, który zakończył się publikacją wyników w periodyku Quaternary Science Reviews, rozpoczął się przed dekadą, gdy mieszkaniec pewnej wioski z prowincji Tak znalazł w rezerwacie fragment skrzemieniałego pnia. Poinformował o tym władze parku oraz Wydział Ochrony Roślin i Dzikiej Przyrody. Podczas późniejszych badań odkopano odcinek o długości 21 m, a ponieważ całości nie było nadal widać, naukowcy postanowili się wspomóc georadarem. Do dziś wydobyto 7 z 9 pni (większość w 2005 r.). W 2006 r. park przemianowano na Park Skrzemieniałego Lasu. W wyniku przeprowadzonych prac odsłoniono najdłuższy kawałek skrzemieniałego drewna, z jakim dotąd spotkali się paleontolodzy.
  21. Informacje o Windows Blue doczekały się, pośredniego, potwierdzenia ze strony Microsoftu. Do sieci wyciekł materiał wideo z wewnętrznej konferencji Microsoftu. Widzimy na nim pracowników koncernu, który mówią o nowej wersji Windows i wymieniają nazwę Blue. Duża część klipu poświęcona jest prezentacji narzędzia Windows Fresh Paint. Prowadząca ją Charlotte Pereira, odpowiedzialna za rozwój narzędzia, wyraźnie wspomina, że zostało ono stworzone dla Blue. W konferencji bierze też udział Eric Rudder, piastujący w Microsofcie stanowisko Chief Technical Strategy. Wspomina, że Blue będzie jeszcze bardziej skoncentrowany wokół sterowania dotykiem. Nie ujawił przy tym żadnych szczegółów, niewykluczone jednak, że pojawi się więcej możliwości kontrolowania Windows za pomocą dotyku.
  22. Już za dwa tygodnie NASA na cały miesiąc przerwie wysyłanie komend do łazika Curiosity. Agencja wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i co w tym czasie będzie robił Curiosity. Co 26 miesięcy dochodzi do koniunkcji Marsa i Słońca. Oznacza to, że z perspektywy Ziemi Mars przechodzi niemal dokładnie za naszą gwiazdą. W tym czasie NASA przestanie wysyłać komendy do Curiosity w obawie, że mogą one zostać zakłócone przez Słońce i dojdzie do awarii łazika. Komunikacja z Marsa również zostanie ograniczona. Każda koniunkcja jest inna. Różna może być bowiem odległośc pomiędzy Słońcem a Marsem, różny etap aktywności Słońca. To szósta koniunkcja w historii Odysseya - mówia Chris Potts, odpowiedzialny za misję Mars Odyssey, która trwa od 2001 roku. Mamy duże doświadczenie z koniunkcjami, chociaż każda z nich jest nieco inna - dodaje. Podczas tegorocznej koniunkcji kąt pomiędzy Marsem a Słońcem 17 kwietnia wyniesie zaledwie 0,4 stopnia. Słońce znajduje się w bardziej aktywnym okresie swojego cyklu niż podczas koniunkcji w 2011 roku, ale obecny cykl jest dość spokojny. Największa różnica jest taka, że teraz na Marsie mamy Curiosity - mówi Potts. Warto też przypomnieć, że na Czerwonej Planecie od 2004 roku pracuje również łazik Opportunity. Cała komunikacja pomiędzy łazikami a Ziemią odbywa się za pośrednictwem pojazdów Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter. Oba orbitery prowadzą też własne badania Marsa. Transmisja z Ziemi do orbiterów jest przerywana, gdy kąt pomiędzy Słońcem a Marsem wynosi mniej niż 2 stopnie. W bieżącym roku będzie to miało miejsce pomiędzy 9 a 26 kwietnia. Na wszelki wypadek dzień przed i po NASA również nie będzie wysyłała komend. To jednak nie oznacza, że na Marsie będzie spokój. Oba orbitery będą kontynuowały - w ograniczonym zakresie - swoje badania, będą też odbierały i zapisywały dane z łazików. Odyssey będzie wysyłał dane na Ziemię, jednak NASA spodziewa się zakłóceń, dlatego też po zakończeniu koniunkcji informacje zapisane przez orbiter zostaną ponownie przesłane. Z kolei Mars Reconnaissance Orbiter, który przewiózł na Marsa Curiosity, od 4 kwietnia będzie tylko zapisywał dane. Nie będzie ich wysyłał. W tym czasie powinien pozyskać około 40 gigabitów informacji z własnych instrumentów i 12 gigabitów z Curiosity. Dane te zostaną wysłane na Ziemię około 1 maja. Łazik Opportunity, dla którego będzie to piąta koniunkcja, nie będzie otrzymywał żadnych komend z Ziemi od 9 do 26 kwietnia. Będzie jednak wykonywał zadania, które zostaną mu zlecone z wielodniowym wyprzedzeniem. Właśnie przygotowujemy dodatkowe zadania, by zaplanować trzytygodniową pracę Opportunity, którą wykona podczas koniunkcji - wyjaśnia menedżer misji Alfonso Herrera. W czasie koniunkcji Opportunity nie będzie się przemieszczał. Na miejscu pozostanie też Curiosity. Również i on będzie prowadził badania., ale od 4 kwietnia do 1 maja nie otrzyma żadnych komend. NASA będzie jednak czuwała nad łazikiem. Curiosity będzie codziennie wysyłał bezpośrednio na Ziemię sygnał, świadczący o tym, że jest aktywny. Drugi taki sygnał będzie wysyłany za pośrednictwem pojazdu Odyssey.
  23. Żarłacze białe (Carcharodon carcharias) jedzą 3-4-krotnie więcej pokarmu niż dotąd sądzono. Amerykańskie badanie z lat 80. sugerowało, że posiłek złożony z 30 kg ssaczego tłuszczu powinien zaspokoić głód tonowego żarłacza na ponad 6 tygodni, tymczasem najnowsze studium biologów z Uniwersytetu Tasmańskiego, Uniwersytetu Nowej Południowej Walii czy CSIRO wykazało, że 30 kg wystarcza na zaledwie 2 tyg. (12-15 dni). Potrzeby energetyczne dużych dzikich rekinów są słabo udokumentowane [...]. Badania dotyczące interakcji rekinów z ekosystemem mają duże znaczenie, ponieważ wielu gatunkom tych ryb zagraża gospodarka rabunkowa. Podatność na nadmierne odławianie można wyjaśnić cyklem życiowym: długowiecznością, późnym rozpoczęciem rozmnażania i niewielką liczbą młodych. W naszym eksperymencie wykorzystano wskaźnik metabolizmu, wyliczany w oparciu o szacunki prędkości pływania - wyjaśnia dr Jayson Semmens. Naukowcy oznakowali 12 żarłaczy z okolic Neptune Islands. Gdy wykalkulowano, jak szybko ryby pływały, Semmens stwierdził, że by uzyskać taką ilość energii, powinny one co 3 dni zjadać młodą fokę. Amerykańscy koledzy po fachu najwyraźniej nie schwytali aktywnego fizycznie rekina. W tamtym okresie była to nowa dziedzina badań. Wykonano podobną analizę metaboliczną, ale tylko na jednym osobniku. W pobliżu foczej kolonii, a tam pracowaliśmy, żarłacze bardzo się starają. By schwytać ofiarę, rozwijają naprawdę duże prędkości. Ocena potrzeb energetycznych zwierząt, a zwłaszcza drapieżników ze szczytu drabiny pokarmowej, w ich naturalnym środowisku pozwala uzyskać informacje niezbędne dla zrozumienia tak ekosystemu, jak i fizjologii/zachowania poszczególnych gatunków. Ponieważ wykazano, że żarłacze jedzą więcej niż sądzono, wyeliminowanie ich z oceanu pociąga za sobą poważniejsze skutki środowiskowe.
  24. Wybitny matematyk, pionier informatyki Alan Turing nie trafi na nowe brytyjskie banknoty. Kandydaturę Turinga poparło zbyt mało osób. O tym, że Turing może znaleźć się na 10-funtowym banknocie serii F informowaliśmy w ubiegłym roku. Druk tej serii rozpoczął się w 2007 roku, wraz z wypuszczeniem do obiegu 20-funtowego banknotu z portretem Adama Smitha, twórcy współczesnej ekonomii i liberalizmu. Bank of England od 1970 roku honoruje sławnych ludzi umieszczając ich podobizny na banknotach. Kandydatury takich osób mogą zgłaszać obywatele. Przygotowywana jest odpowiednia petycja, a gdy zyska ona poparcie 100 000 osób, kandydatura jest rozważana przez parlamentarny Backenbench Business Committee. Niestety, kandydatura Turinga zyskała jedynie 27 000 podpisów. Na liście [PDF] potencjalnych kandydatów znajduje się około 160 nazwisk. Znajdziemy tam Williama Shakespeare'a, Rogera Bacona, Francisa Drake'a, Johna Cleese'a, Jane Austen, admirała Nelsona, Davida Beckhama czy Robbiego Williamsa.
  25. Ceny produkcji sztucznego szafiru spadły tak bardzo, że materiał ten może już wkrótce zastąpić szkło w smartfonach. Obecnie szafir jest wykorzystywany np. do produkcji okien w transporterach opancerzonych. Szafirowy wyświetlacz byłby niezwykle wytrzymały. Niewykluczone, że nie zarysowałby się nawet po mocnym uderzeniu w beton. Szafir, krytaliczna forma tlenku glinu, to jeden z najtwardszych minerałów. W 10-stopniowej skali Mohsa jego twardość wynosi 9. Twardszy jest tylko diament. Oczywiście trudno przypuszczać, by sztuczny szafir był tańszy w produkcji np. od Gorilla Glass, produkowanego przez Corning szkła chroniącego m.in. iPhone'y. Obecnie wyświetlacz z Gorilla Glass kosztuje poniżej 3 USD, a identyczny wyświetlacz szafirowy kosztowałby około 30 dolarów. Jednak na rynku panuje tak duża konkurencja, że w ciągu najbliższych lat cena szafirowego wyświetlacza może spaść poniżej 20 dolarów. Zdaniem Erica Vireya, analityka z Yole Developpement, taka cena w połaczeniu z wysoką odpornością szafiru może spowodować, że materiał ten stanie się konkurencją dla szkła na rynku elektroniki użytkowej. Szafir jest trzykrotnie bardziej wytrzymały i trzykrotnie bardziej odporny na zarysowania niż Gorilla Glass. Już obecnie aparat w iPhone 5 jest chroniony szafirem. Virey twierdzi, że wszyscy główni producenci smartfonów zaczęli rozważać wykorzystanie szafiru. Jestem pewien, że ktoś zaryzykuje i jeszcze w 2013 roku wykorzysta szafir w highendowym smartfonie - mówi analityk. Firma GT Advanced Technologies już pracuje nad technologią pozwalającą na produkowanie warstw szafiru cieńszych od ludzkiego włosa. Taką warstwę można by nałożyć na tańszy przezroczysty materiał, uzyskując w ten sposób wiele z zalet szafiru, a jednocześnie nie podnosząc zbytnio ceny samego urządzenia. GT wykorzystuje też strategię, która od lat jest używana do stopniowego obniżania kosztów produkcji ogniw słonecznych. Mowa tutaj o odpowiedniej konstrukcji pieca. Sztuczny szafir wytwarzany jest w specjalnych piecach, w których tlenek aluminium jest rozpuszczany, a później powoli stygnie, tworząc wielkie kryształy. Z tych kryształów za pomocą diamentowej piły wycina się odpowiednie warstwy szafiru. GT pracuje nad takim projektem pieca, który może być tanim kosztem rozbudowywany. Dzięki temu, w miarę jak technologia będzie udoskonalana, producent kryształów będzie mógł uzyskiwać w piecu coraz większe kryształy, nie narażając się na zbyt duże koszty związane z przeróbkami samego urządzenia. Przedstawiciele GT twierdzą, że z czasem szafir będzie jedynie 3- lub 4-krotnie droższy od Gorilla Glass.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...