Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dell zostanie wycofany z giełdy. Akcjonariusze wyrazili zgodę na wykupienie akcji w cenie 13,75 USD za sztukę plus 13 centów dywidendy. Będzie to oznaczało, że całkowity koszt wykupienia Della wyniesie 24,9 miliarda USD. Koncern ogłosi swoje kolejne wyniki finansowe w listopadzie. Udziałowcy otrzymają wówczas 8 centów dywidendy za akcję. Wynegocjowana właśnie kwota jest o 500 milionów dolarów wyższa niż początkowa cena zaproponowana w lutym bieżącego roku. Michael Dell, założyciel i dyrektor Della, wyraził zadowolenie z decyzji akcjonariuszy. Uważa, że wycofana z giełdy firma będzie mogła wyznaczyć sobie konkretne cele i przyłożyć większą wagę do innowacji oraz realizowaniu strategii budowania fundamentów pod przyszły rozwój. Po wycofaniu się koncernu z giełdy Michael Dell i inni inwestorzy indywidualni będą posiadali około 75% firmy. Dell zniknie z giełdy prawdopodobnie w trzecim kwartale przyszłego roku.
  2. Do przyszłorocznej edycji Księgi Rekordów Guinessa zostanie wpisany najcieńczy znany ludzkości fragment szkła. Obiekt o grubości jednej molekuły, dwóch atomów, został odkryty przypadkiem przez naukowców z Cornell University i niemieckiego Uniwersytetu w Ulm. Szkło jest tak cienkie, że pod mikroskopem elektronowym widoczne są pojedyncze atomy krzemu i tlenu. Profesor David A. Muller z Cornell, w którego pracowni dokonano odkrycia, mówi, że doszło do niego przypadkowo. Uczeni tworzyli grafen na miedzianej folii, używając w tym celu pieca kwarcowego. W pewnym momencie zauważyli, że na grafenie powstał jakiś osad. Gdy się mu przyjrzeli okazało się, że to szkło. Uczeni doszli do wniosku, że w piecu doszło do przypadkowego wycieku powietrza, wskutek czego miedź przereagowała z kwarcem. W efekcie na grafenie osadziło się szkło. To przypadkowe odkrycie pozwoliło znaleźć odpowiedź na pytanie dręczące naukowców od kilkudziesięciu lat. Szkło zachowuje się jak ciało stałe, ale od 80 lat naukowcy sądzą, że jego struktura przypomina ciecz. Dotychczas nie można było przyjrzeć się atomowej budowie szkła, gdyż nikt nie potrafił uzyskać wystarczająco cienkiej próbki. Teraz, dzięki przypadkowi, możliwe było zobrazowanie pojedynczych atomów szkła i określenie jego struktury. Okazało się, że W.H. Zachariasen, który 1932 roku narysował diagram budowy szkła, nie pomylił się. Rzeczywiście wygląda ono uderzająco podobnie do jego rysunku. Profesor Muller już teraz wie, że stworzył dzieło swojego życia. Gdy w przyszłości popatrzę wstecz na swoją karierę, to właśnie z tego osiągnięcia będę najbardziej dumny. Po raz pierwszy udało się zobaczyć ułożenie atomów w szkle - stwierdził uczony.
  3. Steve Thurber znalazł ostatnio na plaży w Zatoce Schoonera w dystrykcie Tofino w Kanadzie najstarszy list w butelce. Ponieważ wrzucono go do wody 29 września 1906 r., oznacza to, że ma prawie 107 lat i deklasuje rekord szkockiego szypra Andrew Leapera, który w zeszłym roku odkrył w swojej sieci naczynie dryfujące w Morzu Północnym przez 97 lat i 309 dni. Widać było, że nadal zapieczętowana butelka z zielonego szkła swoje przeszła - była poobijana, a kapsel zardzewiał. Thurber wywołał burzę, stwierdzając, że nie zamierza otworzyć naczynia. W ten sposób upublicznione mogły zostać tylko wiadomości umieszczone na kopercie. Wiadomo, że autorem listu był Earl Willard, który podróżował parowcem z San Francisco do Bellingham. Butelka trafiła do wody po 76 godzinach rejsu. Przez szkło widać również adres Willarda i datę.
  4. NASA potwierdziła, że sonda Voyager 1 opuściła Układ Słoneczny. To pierwszy stworzony przez człowieka obiekt, który znalazł się w przestrzeni międzygwiezdnej. Po 36 lata podróży Voyager 1 znalazł się w odległości około 19 miliardów kilometrów od Słońca. Nowe dane wskazują, że od około roku Voyager 1 leci przez zjonizowany gaz (plazmę). Uczeni doszli do wniosku, że oznacza to, iż sonda znalazła się w regionie zaraz za Układem Słonecznym. To obszar przejściowy, w którym pewne oddziaływania Słońca nadal są odczuwane. Teraz dzięki nowym danym sądzimy, że ludzkość dokonała historycznego skoku w przestrzeń międzygwiezdną. Zespół naukowy odpowiedzialny za misję Voyagera potrzebował czasu, by przeanalizować i zrozumieć te dane. Teraz możemy odpowiedzieć na nurtujące nas od dawna pytanie: czy już tam jesteśmy? Tak, jesteśmy - mówi Ed Stone z California Institute of Technology (Caltech), jeden z naukowców pracujących przy Voyagerze. Voyager już w 2004 roku wykrył rosnące oddziaływanie ciśnienia z przestrzeni międzygwiezdnej. Jako, że Voyager nie posiada działającego czujnika plazmy, naukowcy musieli opracować inny sposób, by wykryć jej obecność. Potrzebnych danych dostarczył koronalny wyrzut masy, który miał miejsce w marcu 2012 roku. W kwietniu 2013 roku wiatr słoneczny i pole magnetyczne wywołane tym wydarzeniem spowodowały, że plazma wokół Voyagera zaczęła wibrować. Instrumenty sondy wykryły wibracje 9 kwietnia 2013 roku. Charakterystyka tych wibracji pozwoliła stwierdzić, że plazma otaczająca Voyagera jest 40-krotnie gęstsza niż w zewnętrznych warstwach heliosfery. Taka gęstość plazmy jest przewidywana dla przestrzeni międzygwiezdnej. Gdy uczeni porównali najnowsze dane z tymi, jakie Voyager przysłał wcześniej, stwierdzili, że po raz pierwszy Voyager znalazł się w przestrzeni międzygwiezdnej w sierpniu 2012 roku. Naukowcy doszli do wniosku, że pierwszym sygnałem o wejściu sondy w przestrzeń międzygwiezdną była odnotowana przez Voyagera gwałtowna zmiana gęstości cząstek, którą pojazd zanotował 25 sierpnia 2012 roku.
  5. McKinley, najwyższy szczyt Ameryki Północnej, jest niższy niż wykazywały wcześniejsze pomiary. Nowe mapy opublikowane przez Służbę Geologiczną USA (USGS) informują, że góra ma wysokość 6168 metrów. Dotychczas oficjalną wysokością McKinley'a były 6193 metry. Pomimo tej zmiany McKinley pozostaje trzecim na świecie szczytem o największej wybitności. Wyprzedzają go jedynie Mount Everest i Ancocagua. Przez wiele lat powszechnie uznawano, że wysokość McKinley'a wynosi 6193 metry nad poziomem morza. Taką wysokość zmierzono w 1952 roku. W ubiegłym roku USGS wykorzystała urządzenie o nazwie Interferometric Synthetic Aperture Radar (IFSAR), który jest przeznaczony do śledzenia niewielkich obiektów geograficznych. Po uwzględnieniu różnicy w zbieraniu danych czy postępu technologicznego USGS uznała, że nie istnieją powody, które czyniłyby wcześniejsze pomiary bardziej wiarygodnymi od obecnych. Betty Anderson z USGS mówi, że pomiary McKinley'a były prowadzone też w 1989 roku. Wykorzystano wówczas system GPS i uzyskano wynik 6189 m.n.p.m. Pomiar ten nie został jednak uznany za obowiązujący, gdyż nie opublikowano go na mapach topograficznych.
  6. Już wkrótce na obrzeżach Seulu (w pobliżu lotniska!) rozpocznie się budowa pierwszego na świecie niewidzialnego, a właściwie znikającego wieżowca. Na fasadzie 450-m Tower Infinity zostaną umieszczone nowoczesne kamery i diody LED, dzięki czemu na drapaczu chmur będą wyświetlane widoki z tła. Projektanci z firmy GDS Architects, którzy nazywają swój budynek "antypunktem orientacyjnym", zabrali się do pracy już w 2004 r., jednak pozwolenie wydano dopiero teraz. W międzyczasie - w marcu 2008 r. - Tower Infinity wygrała pierwszy etap międzynarodowego konkursu Korea Land Corporation. Cała powierzchnia wieży ma być wykorzystana do celów rozrywkowych. Na wysokości 392 m znajdzie się platforma widokowa (wyżej umieszczoną można znaleźć tylko w Canton Tower w Chinach). Pomyślano również o kolejce górskiej, parku wodnym, restauracjach czy ogrodach. Dzięki fasadowemu systemowi drapacz chmur nie tylko będzie się zlewać z tłem, komentatorzy twierdzą, że podczas masowych imprez dałoby się go wykorzystać w roli megawyświetlacza. Branża reklamowa również umiałaby sobie pewnie wyobrazić jakieś zastosowania... Drapacz chmur stanie w centrum dzielnicy Yongsan. Podczas wjeżdżania windą będzie można podziwiać wyświetlane na ścianach widoki z odpowiednich wysokości budynków z całego świata. Symulacje nie mają zastąpić rzeczywistego doświadczenia, ale zainspirować ludzi do podróżowania [...] i odkrywania zainteresowania kulturami innymi niż własna - wyjaśnia Michael Collins z GDS.
  7. NASA zawęziła do 3 liczbę potencjalnych asteroid do przechwycenia. Podczas konferencji w San Diego przedstawiciele agencji poinformowali, że asteroida, która zostanie przechwycona, będzie miała od 7 do 10 metrów średnicy. Myślimy o dwóch-trzech asteroidach, które dokładnie scharakteryzujemy w przyszłym roku i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będą one naszymi kandydatami do przechwycenia - powiedział Paul Chodas, wyższy rangą naukowiec w NASA Near-Earth Object Program Office. Agencja ma zamiar najpierw wysłać pojazd, który przechwyci asteroidę i przyciągnie ją na orbitę Księżyca. Następnie zostanie wysłana misja załogowa, która pobierze próbki. Ludzie polecą na pokładzie pojazdu Orion, a w przestrzeń kosmiczną będzie on wyniesiony za pomocą systemu SLS (Space Launch System). Przechwycenie asteroidy i misja załogowa mają spełnić kilka zadań. Nie chodzi bowiem tylko i wyłącznie o zbadanie kawałka kosmicznej skały. Program ma przyczynić się do budowy systemu obrony Ziemi przed niebezpiecznymi asteroidami, ma sprawdzić możliwości NASA w dziedzinie eksploracji dalekich obszarów Układu Słonecznego oraz ma być ważnym krokiem w kierunku załogowej wyprawy na Marsa. Bill Gerstenmaier, odpowiedzialny w NASA za Human Exploration and Operations Directorate, stwierdził: jeśli pomyślimy sobie o przechwyceniu obiektu w przestrzeni kosmicznej, manipulowaniu nim, przesłaniu go do wyznaczonego miejsca, gdzie moglibyśmy wielokrotnie go odwiedzać, jeśli pomyślimy o tym, że pozwolilibyśmy latać tam prywatnym firmom, to jest to bardzo pociągająca wizja. Misja ma rozpocząć się pomiędzy rokiem 2017 a 2019. W oczekiwaniu na jej start możemy obejrzeć dwa filmy przygotowane przez NASA. Pierwszy to przegląd prac prowadzonych przez NASA w celu realizacji zadania, drugi jest animacją prezentującą załogową misję na asteroidę.
  8. Największe jak dotąd badanie obejmujące sekwencjonowanie DNA chorych na anoreksję powiązało chorobę z wariantami genu kodującego enzym regulujący metabolizm cholesterolu. Nasze ustalenia wskazują kierunek, którego podjęcia nikt wcześniej zapewne by nie rozważał - podkreśla prof. Nicholas J. Schork z Instytutu Ellen Scripps. Rozwój anoreksji nie jest dobrze poznany. Wydaje się, że pewną rolę odgrywają czynniki kulturowe, stres, dojrzewanie i sieci społeczne, ale badania na bliźniętach sugerują, że czynniki genetyczne mają największy wpływ. Jak podkreślają autorzy raportu z pisma Molecular Psychiatry, wielką tajemnicą pozostawało, o jakie konkretnie geny chodzi. Genetyczne badania pacjentów dały dotąd niewiele replikowalnych wyników. Badacze podejrzewali, że w grę wchodzi wiele genów, dlatego odpowiedź mogłyby zapewnić jedynie studia zakrojone na szeroką skalę. W najnowszym projekcie uwzględniono dane genetyczne ponad 1205 chorych i 1948 zdrowych osób (tworzyły one grupę kontrolną). Na pierwszym etapie akademicy katalogowali warianty genów - wybrano te, które wcześniej powiązano z odżywianiem oraz wskazano w ramach badań nad anoreksją. W grupie 334 osób w zestawie 152 genów kandydujących istotne statystycznie powiązania z jadłowstrętem psychicznym stwierdzono w przypadku zaledwie kilku. Jedna z najsilniejszych korelacji dotyczyła EPHX2, genu kodującego mikrosomalną hydroksylazę epoksydową typu 2. (enzym regulujący metabolizm cholesterolu). Międzynarodowy zespół przeprowadził kilka badań replikacyjnych (każdorazowo badano różne kohorty osób chorych i zdrowych, stosowano także różne metody analizy genetycznej). I tutaj okazywało się, że pewne warianty EPHX2 występują częściej u jednostek z jadłowstrętem. Próbując nadać sens swoim spostrzeżeniom, naukowcy zajrzeli do badania podłużnego chorób serca (Bogalusa Heart Study, BHS). Stwierdzili, że grupa wytypowanych wariantów EPHX2 zmienia normalną relację między poziomem cholesterolu a wskaźnikiem masy ciała (BMI). Myśleliśmy, że w miarę trwania studium odkrycie dotyczące EPHX2 może odejść w niepamięć lub stać się mniej przekonujące, ale ciągle znajdowaliśmy dowody sugerujące, że [gen] odgrywa [pewną] rolę w anoreksji. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób warianty EPHX2, które wywołują nieprawidłowy metabolizm cholesterolu, miałyby wyzwalać bądź podtrzymywać jadłowstręt psychiczny, Schork zauważył jednak, że mimo poważnego niedożywienia, pacjenci z anoreksją mają często nadzwyczajnie wysoki poziom cholesterolu we krwi. Warto dodać, że inne badania sugerowały, że chudnięcie, np. u ludzi z depresją, może prowadzić do wzrostów cholesterolu, a skądinąd wiadomo, że cholesterol wiąże się z dobrym nastrojem. Niewykluczone więc, że z powodów genetycznych niektórzy pacjenci z anoreksją mogą mieć lepszy nastrój przez niejedzenie (via wysokie stężenie cholesterolu).
  9. Ukazał się najnowszy światowy ranking uczelni wyższych przygotowywany co roku przez organizację Quacquarelli Symonds. Tradycyjnie już pierwsza dziesiątka najlepszych uniwersytetów zdominowana jest przez uczelnie z USA i Wielkiej Brytanii. Na pierwszym miejscu znajdziemy Massachusetts Institute of Technology (MIT), a zaraz za nim uplasował się Uniwersytet Harvarda. Kolejne cztery miejsca zajęły uczelnie brytyjskie - University of Cambridge, University College London, Imperial College London oraz University of Oxford. W pierwszej 10 znalazły się też amerykańskie Uniwersytet Stanforda, Yale University, University of Chicago i California Institute of Technology (Caltech). Najwyżej klasyfikowaną uczelnią spoza USA i Wielkiej Brytanii jest Szwajcarski Federalny Instytut Technologiczny z Zurichu (ETH Zurich), który zajął 12. pozycję. W pierwszej 20. znalazła się jeszcze jedna szwajcarska uczelnia wyższa, École Polytechnique Fédérale de Lausanne (EPFL), sklasyfikowana na 19. miejscu. Szwajcaria to jedyny obok Kanady - University of Toronto znalazł się na 17. pozycji - kraj, który przełamał dominację USA i Wielkiej Brytanii wśród 20 najlepszych uczelni na świecie. W oczy rzuca się rosnące znaczenie azjatyckich szkół wyższych. W pierwszej 50 znalazło się ich aż 10. Od wielu lat silną pozycję ma Uniwersytet Tokijski, który w bieżącym roku sklasyfikowano na 32. miejscu. Lepszy od niego był zarówno Narodowy Uniwersytet Singapuru (24. pozycja) oraz University of Hong Kong (26. miejsce). Na pozycji 34. znajdziemy Hongkoński Uniwersytet Nauki i Technologii, na 35. są Uniwersytet w Kioto i Seulski Uniwersytet Narodowy, na miejscu 39. umieszczono Chiński Uniwersytet w Hongkongu, a na 41. znajdziemy kolejną uczelnię z Singapuru, Uniwersytet Technologiczny Nanyang. Miejsca 46. i 48. przypadły uczelniom z ChRL. Są to, odpowiednio, Uniwersytet w Pekinie i Tsinghua University. Honoru europejskiej nauki tradycyjnie bronią Brytyjczycy, którzy w pierwszej 50. umieścili 8 uczelni, w tym 4 w pierwszej 10. Kolejne 2 europejskie uczelnie pochodzą ze Szwajcarii, 2 z Francji (pozycje 28. i 41.), 1 z Danii (45.) i jedna z Niemiec (miejsce 50.). Stare uniwersyteckie potęgi, Francja, Niemcy czy - nieobecne w pierwszej 50. - Włochy, wypadają dość blado przy Kanadzie (3 uczelnie), Singapurze (2 uczelnie), Hongkongu (3 uczelnie) czy Australii (4 uczelnie), które przecież nie mają tak wspaniałych tradycji akademickich. Polska, niestety, ciągnie się w naukowym ogonie świata. Najwyżej sklasyfikowaną uczelnią jest Uniwersytet Warszawski, który znalazł się na 338 pozycji. Wyżej znalazły się uczelnie z takich krajów jak Tajlandia, Malezja, Meksyk, Brazylia, Arabia Saudyjska, Liban, Kazachstan czy RPA. Drugą wymienioną polską uczelnią jest Uniwersytet Jagielloński (376. pozycja). Poza szczegółową klasyfikacją na miejscu 601-650 wymieniono też Politechnikę Warszawską, a powyżej miejsca 701. znalazły się Uniwersytet Łódzki, Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika i Uniwersytet Wrocławski. Nieco inaczej wygląda tzw. Lista Szanghajska, czyli ranking uczelni przygotowywany przez Chińczyków. Tam pierwsza dwudziestka jest całkowicie zdominowana przez USA. Tylko University of Cambridge (5. miejsce), University of Oxford (10.) i ETH Zurich (20. miejsce) znalazły się w pierwszej 20. Polskie uczelnie wypadają na niej równie fatalnie jak w zestawieniu Quacquarelli Symonds. Uniwersytety Warszawski i Jagielloński znalazły się na nieklasyfikowanych szczegółowo miejscach 301-400.
  10. Francuska policja prowadzi dochodzenie w sprawie podrobionych biletów do Luwru. W sierpniu kilkakrotnie wykryto "fałszywki" u chińskich turystów i przewodników. Wg dziennika Le Parisien, mniej więcej w tym samym czasie belgijscy celnicy znaleźli ok. 4000 podrobionych biletów o wartości co najmniej 144 tys. euro w paczce wysłanej z Państwa Środka. Pierwszy falsyfikat znaleziono 12 sierpnia przy jednym z przewodników. W dotyku wyczuwało się dziwną fakturę biletów. Ogólna jakość papieru [również] nie była zbyt dobra. Tusz wydawał się rozpływać. Cały personel został natychmiast postawiony w stan gotowości - zdradził rzecznik muzeum. W przypadku kolejnych podróbek z 14 sierpnia sprawy miały się już jednak zgoła inaczej. Bilety cechowała świetna jakość. Były idealnymi klonami naszych biletów. Piętnastego sierpnia na policji złożono zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W kolejnych dniach wykryto jeszcze kilka falsyfikatów, lecz od 26 sierpnia nie przechwycono już ani jednego. Zachowujemy dużą czujność, bo bilety są ważne przez rok. Nie wiadomo, ile fałszywek znajduje się w obiegu. Nie ma sposobu na wyliczenie, ile muzeum straciło [i straci] na oszustwie - twierdzi źródło powiązane z Luwrem. Zorganizowane grupy przestępcze [...] wydają się współpracować z chińskimi przewodnikami, którzy oprowadzają klientów po francuskich atrakcjach turystycznych.
  11. Wystarczy chronić 17% powierzchni Ziemi, by zachować przy życiu ponad 66% gatunków roślin. Specjaliści z Duke University, North Carolina State University i Microsoft Research wykorzystali algorytmy komputerowe do zidentyfikowania najmniejszych regionów charakteryzujących się największą bioróżnorodnością w świecie roślin. Aby zachować co najmniej 60% gatunków roślin konieczna jest ochrona większych obszarów Ziemi niż obecnie. Szczególną uwagę należy zwrócić na ochronę kluczowych regionów, takich jak Madagaskar, Nowa Gwinea czy Ekwador. Dzięki naszym badaniom zidentyfikowaliśmy kluczowe regiony. Następnym logicznym krokiem jest podjęcie przez władze decyzji o ochronie najważnieszych obszarów - mówi profesor Stuart L. Pimm. Rośliny rozmieszczone są bardzo nierównomiernie. W niektórych regionach Karaibów, Ameryki Środkowej, Północnych Andów, Azji i Afryki znajduje się niezwykle dużo gatunków endemicznych. Gatunki endemiczne występujące na niewielkich obszarach są znacznie bardziej narażone na wyginięcie niż gatunki szerzej rozprzestrzenione. Podczas obliczeń staraliśmy się identyfikować jak najmniejsze obszary z jak największą liczbą gatunków. Dzięki temu możemy lepiej ocenić względną wagę każdego z obszarów dla ochrony przyrody i odpowiednio ustawić priorytety - wyjaśnia Lucas N. Jpoopa z microsoftowego Computational Science Laboratory w Cambridge. Na potrzeby swoich badań uczeni przeanalizowali dane dotyczące ponad 100 000 gatunków roślin znajdujących się w zbiorach Królewskich Ogrodów Botanicznych z Kew. Joppa i Piero Visconti z Microsoft Research stworzyli algorytmy konieczne do analizy dystrybucji tych rośłin. Następnie Clinton N. Jenkins z North Carolina State University wykorzystał te obliczenia do opracowania kolorowej mapy opisującej dystrybucję gatunków roślin. Stworzyliśmy też mapę intensywności występowania endemicznych gatunków ptaków, ssaków oraz płazów i okazało się, że w dużej mierze pokrywa się ona z mapą roślin, tak więc chroniąc krytyczne obszary dla roślin będziemy przy okazji chronić również wiele zwierząt - zauważył Jenkins.
  12. Gdy chorującej na padaczkę kobiecie usunięto fragmenty płata skroniowego, w tym ciało migdałowate, rozwinęła się u niej hiperempatia. Jej przypadek jest tym bardziej intrygujący, że wg neurologów, po wycięciu amygdala, które odpowiada za rozpoznawanie emocji, wcale nie powinno jej być łatwiej, tylko trudniej. Operacja jest powszechnym rozwiązaniem w przypadku niereagujących na leczenie poważnych form epilepsji skroniowej. Po zabiegu u pacjentów pojawiają się różne psychologiczne "powikłania", takie jak depresja czy lęk, lecz opisywany przypadek jest naprawdę fascynujący i zaskakujący z powodu nietypowości skargi - kobieta wspomina o hiperempatii - wyjaśnia dr Aurélie Richard-Mornas, neurolog ze Szpitala Uniwersyteckiego w Saint-Étienne. Co ciekawe, pacjentka opowiada, że gdy doświadcza empatycznego smutku lub złości, towarzyszą temu zjawiska fizyczne, np. "wirowanie w sercu" czy "nieprzyjemne uczucie w gardle". Naukowcy wspominają, że wrażenia te pojawiają się przy oglądaniu ludzi w telewizji, spotkaniach twarzą w twarz, a nawet podczas czytania książki. Autorzy artykułu z pisma Neurocase zaznaczają, że wg kobiety, wzrosła jej zdolność odkodowywania stanów mentalnych innych, w tym emocji. Rodzina potwierdza, że tak rzeczywiście jest, a ostatecznym dowodem wydają się wyniki testów na empatię, w których pacjentka wypada wyjątkowo dobrze. Specjaliści ocenili stan psychologiczny kobiety za pomocą serii testów (okazała się zdrowa psychicznie). Analizowano także odpowiedzi w kwestionariuszu do badania empatii (należało się ustosunkować do różnych stwierdzeń, np. "Jestem dobra w przewidywaniu, jak ktoś się będzie czuć" czy "Czuję się źle, gdy w programach informacyjnych widzę cierpiących ludzi") oraz zdolność rozpoznawania emocji na podstawie 36 zdjęć oczu. Wyniki pacjentki porównywano do wyników 10 kobiet z grupy kontrolnej. Okazało się, że w kwestionariuszu na empatię kobieta uplasowała się powyżej średniej, a w teście "ocznym" wypadła znacząco lepiej od pań z grupy kontrolnej. Neurolodzy przypuszczają, że pod nieobecność ciała migdałowatego wzmożoną empatię mogą generować inne rejony mózgu lub nowo powstałe połączenia między nimi.
  13. Ćwiczenia wykonywane dzień po paleniu marihuany mogą na tyle podnieść poziom tetrahydrokannabinolu we krwi, że testy wskażą na THC-pozytywność. Wcześniejsze badania wykazały, że THC (związek silnie lipofilny) może się utrzymywać w tkance tłuszczowej przez co najmniej 28 dni. Prof. Ian McGregor z Uniwersytetu w Sydney zajął się długoterminowymi oddziaływaniami THC, ponieważ spotkał się z licznymi przypadkami ludzi, którzy twierdzili, że nie palili ostatnio konopi, a mimo to w ich krwi bądź moczu występował wysoki poziom THC. Wspólnym elementem tych wszystkich scenariuszy było spalanie tłuszczu. McGregor oraz współpracownicy z macierzystej uczelni i Uniwersytetu Nowej Południowej Walii zastanawiali się, czy ćwiczenia, podczas których wykorzystuje się tkankę tłuszczową jako źródło energii, mogą uwalniać zmagazynowany THC do krwioobiegu. Trzy lata temu Australijczycy przetestowali swoją hipotezę na szczurach. Zaobserwowali, że po podaniu poziom THC we krwi spadał. Gdy jednak zwierzęta ruszały się przez pół godziny, wykonywane tuż po nich badania krwi pokazywały, że stężenie tetrahydrokannabinolu wzrosło. W najnowszym studium wzięło udział 14 ochotników, którzy palili codziennie, zużywając zazwyczaj 3-4 g marihuany tygodniowo. Poproszono ich, by od nocy przed eksperymentem nie sięgać po narkotyk. W laboratorium badani jeździli przez 35 min na rowerku. Przed, bezpośrednio po ćwiczeniach i 2 godziny później pobierano od nich próbki krwi i mierzono poziom THC. Naukowcy stwierdzili, że u wszystkich poziom tetrahydrokannabinolu wzrósł po treningu, a u niektórych okazał się na tyle wysoki, że nie przeszliby oni testu na obecność narkotyków. Australijczycy zaobserwowali, że bez względu na ilość spożytego dzień wcześniej narkotyku, osoby z wyższym wskaźnikiem masy ciała (BMI) miały najwyższe stężenia THC we krwi. Im więcej masz tłuszczu w organizmie, tym większym magazynem na THC dysponujesz. Dieta i stres również powodują, że organizm sięga do rezerw tłuszczu, co prowadzi do wzrostu poziomu tetrahydrokannabinolu we krwi (12-godzinna głodówka nie skutkowała jednak wzrostem stężenia THC). W przyszłości zespół zamierza powtórzyć badania na większej próbie. Akademicy chcieliby także przeprowadzić testy wpływu stężenia THC po ćwiczeniach na zdolność prowadzenia samochodu i pamięć.
  14. Jesteśmy szczęśliwi, a z drugiej strony trochę nam przykro - mówi Mikael Eriksson, dyrektor szwedzkiego synchrotronu MAX IV komentując toczący się właśnie wyścig pomiędzy Szwecją, USA, Brazylią, Francją a Japonią. Wyścig, którego celem jest stworzenie najdoskonalszego źródła promieni X. Rewolucyjną technologię pozwalającą na skupienie promieni X maksymalnie blisko teoretycznego limitu opracowali właśnie Szwedzi. Gdy Eriksson pojechał do USA by ją zaprezentować, spotkał się z powszechnym niedowierzaniem. A teraz właśnie Amerykanie są tymi, którzy mogą w najbliższych latach stworzyć najdoskonalszy synchrotron. Szwedzcy naukowcy pracujący przy projekcie 528-metrowego urządzenia MAX IV rozpoczęli w 2006 roku prace nad zwiększeniem intensywności i jasności źródła promieni X poprzez większe ścieśnienie wiązek elektronów. Stworzyli projekt zakładający wykorzystanie 20 grup po 7 magnesów achromatycznych każda. Z ich obliczeń wynikało, że dzięki temu wiązki elektronów będą wędrowały w tę i z powrotem tak długo, aż zwiększy się ich skupienie. To właśnie w ten projekt Amerykanie nie chcieli uwierzyć. Teraz wierzą. Argonne National Laboratory chce udoskonalić swój mierzący 1104 metry synchrotron Advanced Photon Source (APS), wykorzystując w tym celu pomysł Szwedów. Pojawiła się nowa technologia. To mała rewolucja - mówi dyrektor APS Brian Stephenson. Obecne synchrotrony wykorzystują co najwyżej grupy po 2 magnesy achromatyczne. Dotychczas sądzono, że dokładanie magnesów mija się z celem, gdyż spowodują one, że wiązki będą zbyt mocno zginane i pojawi się w nich zbyt wiele fluktuacji. Szwedzi dowiedli jednak, że dzięki zastosowaniu niewielkich magnesów zagięcie wiązek jest na tyle małe, że ilość fluktuacji nie wzrasta. Amerykanie nie są jedynymi, którzy postanowili wykorzystać osiągnięcia Szwedów. Ambitny projekt, wart 320 milionów dolarów, prowadzi Brazylia, która chce udoskonalić swój 518-metrowy synchrotron Sirius. Prace mają zakończyć się w 2016 roku, a zatem rok po uruchomieniu MAX IV. W roku 2018 ma zostać uruchomiony amerykański APS. Będzie on korzystał z 40 zestawów magnesów i skupi wiązki znacznie lepiej niż MAX IV. Amerykanie wydadzą na swój projekt 391 milionów USD. To wielokrotnie więcej niż wynosi budżet, jakim dysponują Szwedzi (52 miliony USD). Amerykanie uwzględniają jednak w swoich wyliczeniach całkowity koszt, czego nie robią Szwedzi. Jeszcze więcej pieniędzy niż Amerykanie chcą wydać Francuzi i Japończycy. Jedni i drudzy zapowiadają uruchomienie swoich synchrotronów w 2019 roku. ESRF w Grenoble ma długość 844 metrów a jego ulepszenie będzie kosztowało 413 milionów dolarów. Z kolei Kraj Kwitnącej Wiśni wyda na ulepszenie 1436-metrowego Spring-8 aż 450 milionów dolarów. Szwedzi zdają sobie sprawę z faktu, że długo nie będą dzierżyli palmy pierwszeństwa. Nie pozwala im na to stosunkowo skromny budżet na badania. Ponadto Amerykanie mają pewną przewagę nad wszystkimi innymi konkurentami. W 2012 roku fizycy ze SLAC National Accelerator Laboratory wykazali, że zwiększając liczbę magnesów w dłuższych tunelach można jeszcze bardziej skupić wiązki bez ich destabilizowania. Amerykanie mają obecnie co najmniej dwa nieużywane tunele akceleratorów, które można w przyszłości wykorzystać. Jeden z nich to 2,2-kilometrowy tunel akceleratora w SLAC, a drugi to 6,3-kilometrowy tunel wyłączonego niedawno Tevatronu. Uzyskanie doskonalszych, bardziej skupionych wiązek X pozwoli na przeprowadzenie rewolucyjnych badań z dziedziny chemii. Obecne źródła promieniowania X nie są wystarczająco jasne, by badać procesy chemiczne z rozdzielczością liczoną w nanometrach i nanosekundach. Dzięki nowym źródłom promieni X możliwe będzie np. szczegółowe badanie procesów zachodzących w pracuących bateriach. Ich poznanie da nadzieję na udoskonalenie tych tak potrzebnych urządzeń.
  15. Określając emocje swoich partnerów, starsi dorośli bazują raczej na wiedzy, a nie na tym, co widzą. Oceniając emocje innych w realnym życiu, ludzie nie polegają wyłącznie na wyrazach twarzy. Zamiast tego posługują się dodatkowymi informacjami, takimi jak akumulowana wiedza nt. danej sytuacji i osoby - wyjaśnia Antje Rauers z Instytutu Ludzkiego Rozwoju Maxa Plancka. Chcąc stwierdzić, jak wykorzystanie tych 2 procesów zmienia się z wiekiem, zespół Rauers dotarł do 100 par w wieku albo 20-30, albo 69-80 lat. W laboratorium ochotnikom pokazano różne twarze i poproszono o nazwanie wyrażanych emocji. Zaczęliśmy od zreplikowania poprzednich badań, wykazując, że starsi dorośli są zazwyczaj gorsi od młodszych osób w interpretowaniu uczuć za pośrednictwem min. Na dalszym etapie eksperymentu badani mieli przez 2 tygodnie 6 razy dziennie odnotowywać w telefonie komórkowym emocje własne i partnera. Gdy druga połówka była w pobliżu, ochotnicy mogli wykorzystać wyraz jej twarzy. Psychologów bardziej interesowały jednak sytuacje, gdy ludzie przebywali w różnych miejscach. Ponieważ oceny emocji dokonywano o identycznych porach, psycholodzy mogli porównać czyjeś wskazania z samoopisami. Okazało się, że odczytując znaczenie wyrazu twarzy partnera, seniorzy systematycznie wypadli gorzej od młodych osób. Potwierdziły się zatem wyniki uzyskane w laboratorium. Co jednak ciekawe, różnice związane z wiekiem zanikały i obie grupy wypadały podobnie dobrze, gdy oceniano emocje nieobecnych partnerów. Z wiekiem odczytywanie wyrazów emocji może się stawać trudniejsze, lecz wykorzystywanie wiedzy o znanej osobie pozostaje niezawodną strategią na przestrzeni całej dorosłości - podsumowuje Rauers.
  16. U osób dwujęzycznych oba opanowane języki są cały czas aktywne. Nie ma przy tym znaczenia, czy w danym momencie ktoś świadomie chce się posłużyć i jednym, i drugim, czy nie oraz ile czasu upłynęło od ostatniego posłużenia się "poprzednim" językiem - kilka sekund czy parę dni. Dwujęzyczni rzadko wymawiają wyraz z niewybranego języka, co sugeruje, że potrafią kontrolować równoległą aktywność obu języków i ostatecznie wybierają, co trzeba, nie musząc świadomie zwracać na to uwagi. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii przeprowadzili 2 eksperymenty. W pierwszym 27 osób mówiących po angielsku i hiszpańsku czytało 512 zdań po hiszpańsku lub po angielsku (zmiana języka następowała co 2 zdania). Ochotnicy mieli czytać po cichu do momentu, gdy natrafiali na wyraz wyświetlony na czerwono. Wtedy należało odczytać go na głos tak szybko i dokładnie, jak się dało. W mniej więcej połowie przypadków psycholodzy odwołali się do wyrazów pokrewnych, które w obu językach wyglądają i/lub brzmią podobnie (cechuje je zbliżona ortografia i/lub fonologia), mają też to samo znaczenie. Wyrazy pokrewne były przetwarzane szybciej niż [dopasowane] wyrazy kontrolne - opowiada Jason W. Gullifer. To sugeruje, że oba języki pozostawały aktywne w tym samym czasie. Badani podczas 2. eksperymentu dostawali to samo zadanie, co ochotnicy z 1., lecz prezentowano im zdania sformułowane tylko w jednym języku. Ponieważ naukowcy uzyskali bardzo podobne wyniki (wyrazy pokrewne znowu były nazywane szybciej od wyrazów niepokrewnych), stwierdzili, że szerszy kontekst nie wpływa na rozpoznanie słowa. Kontekst eksperymentu wydawał się nie liczyć. W przypadku dwujęzycznych mamy do czynienia z jakimś rodzajem mechanicznej kontroli - uważa Gullifer. Amerykanie sądzą, że udało im się potwierdzić założenia modelu BIA+ (ang. Bilingual Interactive Activation Plus). Zademonstrowano bowiem, że dwujęzyczny dostęp leksykalny jest językowo niewybiórczy nawet w warunkach, w których wskazówki językowospecyficzne powinny umożliwić selektywne przetwarzanie.
  17. Alan Mullaly z Forda i Mike Lawrie z Computer Sciences Corp. to obecnie najpoważniejsi kandydaci na stanowiska dyrektora zarządzającego Microsoftu. Jeden z nich może zastąpić odchodzącego w przyszłym roku na emeryturę Steve'a Ballmera. Zdaniem Reutera na microsoftowej liście potencjalnych kandydatów znajduje się około 40 nazwisk. Zarząd koncernu powołał właśnie specjalny zespół, który ma zawęzić tę listę. Nie wiadomo, ani kto się na niej znajduje, ani jak wiele nazwisk pozostanie po zakończeniu pracy przez wspomniany zespół. Dziennikarze Reutera twierdzą jednak, że to właśnie Mullaly i Lawrie mają największe szanse. Każdego z nich ma popierać co najmniej 3 z 20 najważniejszych inwestorów Microsoftu. Za oboma kandydatami przemawiają ich osiągnięcia i doświadczenie. Ford, jeden z największych producentów samochodów, przeżywał przez lata poważne kłopoty finansowe. Sytuacja zmieniła się, gdy w 2006 roku kierownictwo w koncernie objął Mulally. Ford zaczął przynosić zyski, a jego sytuacja tak bardzo się poprawiła, że jako jedyny duży amerykański producent samochodów nie wyciągnął ręki po rządową pomoc. Mulally nie rozpoczął swojej kariery od Forda. W 1969 roku został zatrudniony przez Boeinga jako inżynier. Z czasem został wiceprezesem firmy oraz dyrektorem wykonawczym w Boeing Commercial Airplanes. Odpowiadał za projekty wszystkich maszyn Boeinga. Za Mulallym przemawia też bardzo dobra współpraca pomiędzy Fordem a Microsoftem oraz bliskie stosunki z Ballmerem. Wiadomo również, że Ballmer radził się Mulallego w sprawie niedawnej dużej restrukturyzacji Microsoftu. Nie wiadomo jednak, czy Mulally jest do wynajęcia. W listopadzie ubiegłego roku Ford poinformował, że Mulally będzie zarządzał firmą co najmniej do końca 2014 roku. Mike Lawrie jest równie doświadczonym menedżerem, który udowodnił, że potrafi przeprowadzić firmę przez trudny czas i dokonać w niej olbrzymich zmian. To właśnie on uratował brytyjską Misys PLC, specjalizującą się w usługach IT dla sektora finansowego. Za jego rządów Misys odnotowała znaczący wzrost przychodów, zwiększenie zadowolenia klientów, wzrost zysku operacyjnego i wielkości dywidend dla akcjonariuszy. W latach 2008-2010 Lawrie był przewodniczącym rady nadzorczej Allscripts-Misys Healthcare Solutions. Nadzorował wiele przejęć i umocnił pozycję firmy na rynku. Od marca 2012 roku jest prezesem i dyrektorem wykonawczym w Computer Sciences Corp. Oczywiście Microsoft nie wymaga ratunku. Firma jest w świetnej kondycji finansowej i w najbliższym czasie nic nie zagraża jej pozycji. Jednak aby zapewnić sobie długoterminowy wzrost potrzebuje kogoś, kto z jednej strony będzie potrafił przeprowadzić ją przez rozpoczęty przez Ballmera proces restrukturyzacji i zmiany z koncernu software'owego w przedsiębiorstwo zajmujące się usługami i sprzętem, a z drugiej strony - poprawi wyniki finansowe Binga i innych online'owych przedsięwzięć oraz powiększy rynkowe udziały Windows Phone i poprawi atmosferę wokół Windows 8.
  18. Naturalnych rozmiarów maskotki (yurukyara) są tak popularne w Japonii, że za pomocą niemal 2-metrowego pluszowego androida postanowiono ostatnio ocieplić wizerunek więzienia. Władze więzienia z Asahikawy podkreślają, że ich placówka zbyt często bywa postrzegana jako posępne miejsce z okazałymi szarymi murami, przez co nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, że prowadzi się tu resocjalizację. Katakkuri-chan - pyzata postać z oczami bohatera mangi i kwiatem we włosach - ma sprawić, że ludzie zrozumieją, jaką rolę tak naprawdę spełnia ta instytucja. Więzienia uznaje się za izolowane miejsca pozbawione kontaktu z resztą społeczeństwa [...]. Stworzyliśmy maskotkę, by zmienić ten obraz, żeby zakład penitencjarny jawił się jako jednostka otwarta na i wspierana przez społeczeństwo - wyjaśnia przedstawiciel działu PR więzienia. Katakkuri-chan występuje w 2 wersjach: męskiej i żeńskiej (obie ubrano w strój strażnika). Maskotka zadebiutowała w zeszły weekend podczas dorocznych targów. Tym razem przyciągnęły one 1700 osób. Większe zainteresowanie - w 2012 r. frekwencja sięgnęła "zaledwie" 1200 - przypisano m.in. maskotce, która pozdrawiała przybyłych i bawiła się z dziećmi. Zwiedzający mogli kupić wyroby osadzonych. Więzienie z Asahikawy jest jedynym zakładem penitencjarnym w Kraju Kwitnącej Wiśni z maskotką naturalnych rozmiarów (wcześniej co najmniej jeden zakład posługiwał się własną postacią 2D).
  19. Apple zaprezentowało pierwszy na masowym rynku smartfon z 64-bitowym procesorem. iPhone 5S to jedna z niewielu niespodzianek koncernu z Cupertino. Zwykle firma pokazywała kilka różnych interesujących produktów. Tym razem, wbrew oczekiwaniom fanów, nie zobaczyliśmy ani nowych komputerów, ani zegarka iWatch czy nowych iPadów. Firma oznajmiła, że przestaje produkować iPhone'a 5, a w jego miejsce zaprezentowała iPhone'a 5C oraz iPhone'a 5S z 64-bitowym układem Apple7 i czytnikiem linii papilarnych Touch ID. Pecetom przejście z 32 na 64 bity zajęło całe lata. My robimy to w jeden dzień, dzięki zmianom w sprzęcie i aplikacjach - powiedział Phil Schiller odpowiedzialny za marketing Apple'a. Oparty na platformie ARM Apple7 korzysta z koprocesora graficznego M7, a system iOS7 został przystosowany do obsługi 64-bitowych procesorów. Wszystkie wbudowane aplikacje zostały odpowiednio zmienione. System jest kompatybilny z aplikacjami 32-bitowymi, zatem użytkownicy nie powinni mieć najmniejszych problemów z zainstalowaniem starszego oprogramowania. Koncern twierdzi, że na pojedynczym ładowaniu baterii iPhone'a 5S można przez 10 godzin korzystać z łączności 3G, 4G lub Wi-Fi. W trybie oczekiwania bateria może pracować przez 250 godzin. Smartfon został wyposażony też w 8-megapikselowy aparat fotograficzny zdolny do wykonywania zdjęć z prędkością 10 klatek na sekundę oraz w lampę błyskową. Aparat nagrywa też klipy wideo o rozdzielczości 1080p z prędkością 30 klatek na sekundę. Wspomniany już czytnik Touch ID ma służyć zarówno do odblokowywania urządzenia, jak i do uwierzytelniania zakupów. Tim Cook, dyrektor wykonawczy Apple'a zapewnił, że dane o odciskach palców użytkowników nie będą przechowywane w chmurze. Firma chce w ten sposób zabezpieczyć swoich użytkowników przed rządową inwigilacją.
  20. U stóp Wzgórza Świątynnego odkryto dwa zestawy skarbów składające się z 36 złotych monet, złotej i srebrnej biżuterii, złotego medalionu z wyrzeźbioną na nim menorą. Po jednej stronie menory przedstawiono szofar, po drugiej zwój Tory. Doktor Eilat Mazar z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, który kierował wykopaliskami, stwierdził, że to zapierające dech w piersiach znalezisko, które zdarza się raz w życiu. W tej okolicy dokonaliśmy już istotnych odkryć dotyczących okresu z czasów Pierwszej Świątyni, czyli ze znacznie wcześniejszego etapu historii Jerozolimy. Znalezienie u stóp Wzgórza Świątynnego złotego przedstawienia siedmioramiennej menory pochodzącego z VII wieku nasze ery to całkowite zaskoczenie. Złoty skarb znaleziono w ruinach bizantyjskiego budynku publicznego. Medalion z przedstawieniem menory wskazuje na obecność Żydów na tym terenie w badanym okresie. Położenie jednego ze skarbów wskazuje, że został on celowo ukryty. Drugi prawdopodobnie porzucono lub zgubiono. Mazar sądzi, że oba skarby mają związek ze zdobyciem Jerozolimy przez Persów w 614 roku. Po podboju miasta wielu Żydów wróciło do niego, licząc na ochronę ze strony Persów oraz gwarancję swobód religijnych. Władza Persów jednak słabła i szukając sojusznika zwrócili się oni do chrześcijan, pozwalając im w końcu wypędzić Żydów z Jerozolimy. Archeolodzy przypuszczają, że zawieszony na łańcuszku medalion stanowił ozdobę Tory. Jeśli tak, to jest to najstarsza taka ozdoba odkryta podczas wykopalisk. Medalion wraz z dwoma złotymi wisiorkami, mniejszym medalionej i kilkoma innymi przedmiotami, które również mogły zdobić Torę, został schowany w zagłębieniu podłogi. Odkryty właśnie skarb to dopiero trzecie na terenie Jerozolimy znalezisko zawierające złote monety. Te 36 złotych monet pochodzą z czasów panowania różnych cesarzy bizantyjskich, którzy rządzili od połowy IV do początku VII wieku naszej ery - mówi Lior Sandberg, specjalista ds. numizmatyki w Instytucie Archeologii.
  21. Zespół profesora Barnhardta z Uniwersytetu Stanforda policzył, jaki jest całkowity koszt energetyczny stworzenia systemu przechowywania energii produkowanej w elektrowniach wiatrowych i słonecznych. Odkryliśmy, że gdy weźmie się pod uwagę koszty energetyczne, sensowne jest tworzenie rozbudowanych systemów przechowywania energii ze słońca, ale nie energii wiatrowej - mówi uczony. System energetyczny, aby był efektywny, musi dostarczać energię zawsze, gdy jest potrzebna. Warunek ten można spełnić za pomocą paliw kopalnych, ale energetyka wiatrowa i słoneczna nie dostarczają energii na życzenie. Wiatr może przecież wiać w nocy, gdy zapotrzebowanie na energię jest niewielkie. Stąd też konieczność przechowywania nadmiarowej energii i uwalniania jej, gdy rośnie zapotrzebowanie. W swoich poprzednich badaniach uczeni obliczyli energetyczne koszty budowy i utrzymania rozległych systemów przechowywania energii opartych na różnych rodzajach akumulatorów oraz porównali je z elektrowniami szczytowo-pompowymi. Badania te opisywaliśmy w marcu. Na potrzeby obecnego studium uczeni oszacowali energetyczny koszt budowy elektrowni wiatrowych i słonecznych od momentu wydobycia surowców po zainstalowanie gotowych urządzeń. Zarówno turbiny wiatrowe jak i urządzenia fotowoltaiczne dostarczają więcej energii niż trzeba do ich stworzenia i utrzymania. Jednak nasze wyliczenia pokazały, że całkowity koszt energetyczny turbin wiatrowych jest znacznie mniejszy niż konwencjonalnych paneli słonecznych, które wymagają użycia olbrzymich ilości energii podczas przetwarzania krzemu i innych materiałów - mówi współautor badań Michael Dale. Naukowcy przyjrzeli się następnie energetycznym kosztom wyłączania elektrowni wiatrowych i słonecznych. Chcieli w ten sposób odpowiedzieć na pytanie, czy lepiej elektrownie wyłączać czy też wyposażyć w systemy przechowywania energii. Wyłączanie odnawialnych źródeł energii wydaje się marnostrawstwem. Jednak operatorzy sieci niejednokrotnie wyłączają turbiny, by uniknąć nagłych wzrostów ilości energii trafiającej do sieci, co mogłoby doprowadzić do ich przeciążenia i awarii. Częstotliwość wyłączania urządzeń będzie prawdopdoobnie rosła, gdyż w USA rośnie zainteresowanie energią odnawialną - wyjaśnia Barnhart. Uczony wraz z zespołem sprawdzał zwrot z inwestycji w elektrownię wiatrową i słoneczną wyposażone bądź nie w akumulatory. Energetyczny koszt budowy elektrowni słonecznej jest podobny do kosztu budowy akumulatorów. Zatem podłączenie akumulatorów do elektrowni słonecznej jest opłacalne. Inaczej ma się sprawa z elektrowniami wiatrowymi, w przypadku których energetyczny koszt budowy i utrzymania jest znacznie niższy niż akumulatorów. W tym przypadku, stwierdzili uczeni, nie ma sensu wyposażać jej w akumulatory. Lepiej jest ją wyłączać. Po wyłączeniu spadek zwrotu z inwestycji wynosi bowiem 10%. Natomiast po wyposażeniu elektrowni w akumulatory spadek ten waha się od 20% w przypadku akumulatorów litowo-jonowych po ponad 50% dla akumulatorów kwasowo-ołowiowych. Energetyczny koszt wyłączenia jakiegoś zasobu powinien być co najmniej równy energetycznemu kosztowi przechowywania energii. Warunek ten jest spełniony w przypadku elektrowni słonecznych. Jednak w elektrowniach wiatrowych koszt wyłączenia jest znacznie niższy od kosztu użycia akumulatorów. Zatem z punktu widzenia zużycia energii lepiej jest wyłączyć turbinę niż produkować akumulatory do przechowywania dostarczanej przez nią energii - mówi Dale. Nie kupuje się sejfu za 100 dolarów, by przechowywać w nim zegarek warty 10 USD. Nie ma więc sensu produkować drogich energetycznie akumulatorów by przechowywać tanią energię wiatrową - dodaje.
  22. Eksperymenty związane z odbiorem męskich woni przez kobiety zademonstrowały wysoką powtarzalność preferencji zapachowych. Fakt ten wskazuje na stałość osobniczego zapachu, a zatem i na uwarunkowania genetyczne. Zespół z Uniwersytetu w Stirling sugeruje, że tak jak u innych zwierząt, u ludzi zapach spełnia funkcję sygnalizatora różnych aspektów "jakości" potencjalnego partnera. Antropolodzy polecili 6 ochotnikom, by przez 2 noce spali w bawełnianej koszulce. Panów poproszono, by przed i w czasie badania unikali czosnku czy ostrych serów. Proszono ich również o "odstawienie" kosmetyków, w tym dezodorantów i perfumowanych mydeł. Później T-shirty trafiły do grupy 63 heteroseksualnych kobiet w wieku 18-32 lat, które miały ocenić zapach na skali od 1 do 7, gdzie 1 oznaczało woń całkowicie niepociągającą, a 7 zapach skrajnie przyjemny. Panie miały również odpowiedzieć na pytanie: "Czy tak miałby pachnieć twój długoterminowy partner?" i uporządkować koszulki wg preferencji. Trzy miesiące później eksperyment powtórzono z tymi samymi kobietami i mężczyznami (panowie zapewniali kolejną porcję T-shirtów). Ocena bardzo przypominała uprzednio przyznane noty. Ranking woni, gdy na ochotników należało spojrzeć jak na potencjalnych partnerów, również wypadł podobnie jak przy pierwszym podejściu. Komentatorzy odkrycia opisanego na łamach Flavour and Fragrance Journal przypominają, że coraz więcej dowodów pokazuje, że ludzie potrafią wykorzystać zapach do "wytropienia" osoby z dopasowanym MHC (układem zgodności tkankowej).
  23. Mężczyźni z mniejszymi jądrami z większym prawdopodobieństwem angażują się w opiekę nad dziećmi. Badacze z Emory University zauważyli także, że gdy tacy ojcowie patrzą na zdjęcia swoich pociech, silniej aktywuje się u nich pole brzuszne nakrywki (ang. ventral tegmental area, VTA), rejon mózgu związany z nagrodą i motywacją rodzicielską. W studium wzięło udział 70 mężczyzn. Panowie mieli 1-2-letnie dzieci (wszyscy mieszkali z rodzinami). W przeprowadzanych na osobności wywiadach naukowcy pytali mężczyzn i kobiety o zaangażowanie ojca w opiekę, np. zmienianie pieluch, karmienie i kąpanie dziecka, zabieranie malucha do lekarza lub pozostawanie z nim w domu w czasie choroby. Po zmierzeniu poziomu testosteronu panowie trafiali do skanera fMRI. Naukowcy oceniali aktywność mózgu podczas oglądania zdjęć własnego dziecka, obcego malucha i dorosłej osoby (za każdym razem demonstrowano 3 wersje fotografii: z radosnym, smutnym i neutralnym wyrazem twarzy). W kolejnym badaniu rezonansowym oceniano objętość jąder. Okazało się, że zarówno poziom testosteronu, jak i rozmiar jąder ujemnie korelowały z zaangażowaniem w bezpośrednią opiekę. Objętość jąder korelowała także z aktywnością pola brzusznego nakrywki. Patrząc na zdjęcie swojego dziecka, mężczyźni z mniejszymi jądrami aktywowali VTA w większym zakresie - wyjaśnia dr Jennifer Mascaro. Podczas gdy poziom testosteronu może się odnosić do przedkopulacyjnej rywalizacji wewnątrzpłciowej, objętość jąder odzwierciedla inwestycję pokopulacyjną. Choć związek okazał się istotny statystycznie, nie był bynajmniej idealny. Wg Amerykanów, wskazuje to na rolę osobistego wyboru. Pewnym mężczyznom może być trudniej zaangażować się w opiekę, ale w żadnym razie nie należy tego uznawać za usprawiedliwienie [czy wymówkę]. Jaki jest kierunek opisywanej zależności? Zakładamy, że to rozmiar jąder określa zaangażowanie ojca, ale może również być tak, że kiedy mężczyźni intensywniej realizują się jako opiekunowie, ich jądra się obkurczają. Wpływy środowiskowe mogą wpływać na biologię. Wiemy np., że poziom testosteronu spada, gdy mężczyzna staje się bardziej zaangażowanym ojcem - wyjaśnia James Rilling. Rodzi się też pytanie, czy środowisko z dzieciństwa oddziałuje na rozmiar jąder. Niektóre badania pokazały, że chłopcy, którzy w dzieciństwie doświadczyli stresu, zmieniają swoje strategie życiowe. Być może chłopcy wychowujący się bez ojca reagują na tę sytuację, przyjmując strategię kładzenia nacisku na wysiłek kopulacyjny (kosztem wysiłku rodzicielskiego).
  24. Przeżywająca poważne kłopoty kanadyjska firma BlackBerry ma pewien poważny atut - bezpieczeństwo swoich urządzeń. Informacje przesyłane przez osoby korzystające z BlackBerry są szyfrowane, a ochrona jest na tyle dobra, że rządy wielu krajów niejednokrotnie groziły BlackBerry zakazem sprzedawania urządzeń. Rządowe agendy domagały się, ze względu na "bezpieczeństwo publiczne", dostępu do komunikacji prowadzonej za pomocą BlackBerry. Niestety, Kanadyjczycy stracili właśnie swój główny atut. Dziennikarze Spiegla twierdzą, że widzieli tajny dokument NSA, w którym agencja informuje, iż jest w stanie przechwycić i odczytać komunikację prowadzoną za pośrednictwem iPhone'a, BlackBerry oraz urządzeń na Androidzie. Dowiadujemy się też z niego, że w NSA zostały powołane specjalne zespoły, których zadaniem jest poradzenie sobie z zabezpieczeniami każdego z wymienionych systemów i uzyskanie dostępu do danych przechowywanych na telefonach użytkowników. We wspomnianym dokumencie czytamy na przykład, że NSA jest w stanie wykorzystać komputer użytkownika, który ten synchronizuje z iPhone'em, dzięki czemu zyskuje dostęp do co najmniej 38 funkcji iPhone'a. Pracujący dla NSA eksperci przyznają również, że od 2009 roku mogą odczytywać SMS-y wysyłane i odbierane przez użytkowników BlackBerry. Czytamy też, że w pewnym momencie w 2009 roku Agencja utraciła możliwość szpiegowania użytkowników BlackBerry. Stało się to po tym, jak Kanadyjczycy przejęli inną firmę i zmienili sposób kompresji danych. Jednak już w marcu 2010 roku brytyjska GCHQ poinformowała NSA, że ponownie uzyskała dostęp do BlackBerry. NSA przełamała również zabezpieczenia poczty elektronicznej BlackBerry, która uważana jest za bardzo bezpieczną. Pocieszeniem dla użytkowników smartfonów może być fakt, że z dokumentów NSA wynika, iż szpiegowanie nie odbywa się na skalę masową, cel jest starannie dobierany, a w niektórych przypadkach opracowywane są nawet indywidualne techniki konieczne do uzyskania poszukiwanych przez NSA informacji z konkretnego urządzenia. Włamania odbywały się bez wiedzy producentów urządzeń. Doniesienia Spiegla mogą stać się gwoździem do trumny BlackBerry.
  25. Centralne Biuro Antykorupcyjne i amerykańskie organa ścigania prowadzą śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję, jakiej miał dopuścić się pracownik firmy podległej polskiemu oddziałowi HP. W śledztwo zaangażowane są też amerykański Departament Sprawiedliwości oraz Komisja Giełd. Urzędy te prowadzą też śledztwo w sprawie działań HP w Rosji, Meksyku i byłych republik ZSRR. Z kolei w Niemczech śledztwo przeciwko byłym i obecnym pracownikom HP prowadzi tamtejsza prokuratura. Niemiecki oddział HP jest podejrzewany o popełnienie przestępstwa podczas realizacji umowy z rosyjską Prokuraturą Generalną. W Niemczech oskarżono już 4 osoby, w tym dwóch byłych i jednego obecnego pracowników HP. Śledztwo w Polsce prowadzone jest w sprawie złamania amerykańskiej ustawy Foreign Corrupt Practices Act. W wielu krajach, szczególnie rozwijających się, często dochodzi do angażowania się w praktyki biznesowe, które są zakazane przez dotyczące nas prawa i regulacje, takie jak Foreign Corrupt Practices Act - oświadczyło HP.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...