Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Xu Mei poinformowała, że ok. 400 mln Chińczyków (30%) w ogóle nie posługuje się oficjalnym językiem Państwa Środka - mandaryńskim. Duża część pozostałych mówi zaś źle. Partia komunistyczna od dziesięcioleci promuje mandaryński, by zjednoczyć wielojęzycznych obywateli Chin. Jej wysiłki spełzają jednak na niczym m.in. w wyniku rozmiarów kraju i nieinwestowania w edukację. Władze przyznają, że zapewne nigdy nie uda się doprowadzić do tego, by cały kraj mówił po mandaryńsku (choć nawet sama używana w ChRL nazwa tego języka putonghua, dosł. "mowa powszechna", sugerowała, że mogłoby być inaczej). Xu Mei uważa, że kraj nadal musi inwestować w promocję mandaryńskiego. Od 15 lat rokrocznie organizowana jest kampania promocyjna mandaryńskiego, która w tym roku skupi się na wsi i obszarach zamieszkiwanych przez mniejszości etniczne. Przeciwko obowiązkowi używania mandaryńskiego w szkołach protestowali już Tybetańczycy, a w 2010 r. kilkaset osób wyszło na ulice Kantonu, by wyrazić swój sprzeciw wobec marginalizowania roli języka kantońskiego.
  2. Uczeni z organizacji Cancer Research UK informują o zidentyfikowaniu u myszy genu, który może chronić przed rakiem jajników, a którego nieprawidlowe działanie zwiększa ryzyko zachorowania. Gen Helq bierze udział w naprawianiu wszelkich uszkodzeń DNA, do których dochodzi podczas podziału komórkowego. Jeśli Helq działa nieprawidłowo lub w ogóle nie występuje, DNA nie jest naprawiane i błędy nakładają się na siebie, zwiększając ryzyko zachorowania. Teraz brytyjscy badacze odryli, że brak którejkolwiek z dwóch kopii genu Helq dwukrotnie zwiększa u myszy prawdopodobieństwo rozwoju raka jajników. Utrata genu skutkuje nie tylko zwiększonym ryzykiem raka jajnika, ale również możliwością pojawienia się innych nowotworów. To ekscytujące odkrycie, gdyż może również dotyczyć kobiet z wadliwym Helq. Chcemy spraedzić, czy tak jest w rzeczywistości. Jeśli okaże się, że podobny mechanizm działa u ludzi, to w przyszłości możliwe będzie prowadzenie badań profilaktycznych pod kątem wad w Helq - stwierdził doktor Simon Boulton. A doktor Julie Sharp dodaje, że rak jajnika jest trudny do wczesnego zdiagnozowania i lecznia, a więc im więcej wiemy o przyczynach tej choroby, tym większą mamy szanse na jej wykrycie i wyleczenie.
  3. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH) zidentyfikowali cząsteczkę, która po podaniu myszom z przypominającym zespół Downa schorzeniem znacząco poprawia pamięć i uczenie. Pojedynczą dawkę aplikuje się w dniu narodzin. Dzięki niej móżdżek osiąga prawidłowe rozmiary. U większości osób z zespołem Downa móżdżek osiąga ok. 60% normalnej wielkości. Myszom ze schorzeniem przypominającym zespół Downa podawaliśmy związek, który wg nas, mógł znormalizować wzrost móżdżku. Sprawdził się doskonale. Wpływu na uczenie i pamięć się nie spodziewaliśmy, bo generalnie funkcje te są kontrolowane przez hipokamp, a nie przez móżdżek - wyjaśnia dr Roger Reeves. Na potrzeby eksperymentu wyhodowano gryzonie, u których występowały dodatkowe kopie ok. połowy genów z ludzkiego 21. chromosomu. U zwierząt odnotowano różne objawy zespołu Downa, np. stosunkowo mały móżdżek oraz problemy z uczeniem i zapamiętaniem drogi w znanej przestrzeni (w przypadku myszy sprawdzano, jak szybko lokalizowały one zanurzoną platformę). Bazując na wcześniejszych eksperymentach dot. wpływu zespołu Downa na rozwój mózgu, naukowcy wiedzieli, że należy spróbować wspomóc "szlak sygnałowy jeży" (ang. sonic hedgehog pathway). Posłużyli się więc jego agonistą. Związek wstrzyknięto myszom tylko raz, w dniu narodzin, gdy móżdżek się nadal rozwijał. Amerykanie nie skupili się wyłącznie na mierzeniu móżdżku, przyglądali się również zmianom w zachowaniu. Hodowanie zwierząt, syntetyzowanie związku i ustalanie właściwej dawki wymagały tyle zachodu, że chcieliśmy zebrać [...] tak dużo danych, jak tylko się da. Myszy ze schorzeniem przypominającym zespół Downa (leczone i nie) porównywano pod różnymi względami z gryzoniami zdrowymi. Okazało się, że zwierzęta po iniekcji radziły sobie w labiryncie wodnym Morrisa tak samo dobrze jak zdrowi pobratymcy. Reeves podkreśla, że trzeba kolejnych studiów, by ustalić, czemu terapia w ogóle działa. Kiedy bowiem zespół zbadał biorące udział w uczeniu, a jednocześnie zmodyfikowane przez zespół Downa komórki hipokampa, okazało się, że agonista szlaku sygnałowego jeży na nie nie wpłynął. Wg jednej z teorii do przetestowania, terapia może po prostu wzmacniać połączenia między móżdżkiem a hipokampem. Pamiętając o zagrożeniach wynikających ze zmieniania ważnych szlaków (np. wzroście ryzyka nowotworu w wyniku wywołania nieprawidłowego wzrostu), akademicy pracują nad rozwiązaniem o bardziej celowanym charakterze. Reeves podkreśla, że nawet gdyby udało się uzyskać kliniczne użyteczny lek dla ludzi, nie oznacza to, że wszystkie problemy poznawcze znikną. Zespół Downa jest bardzo złożony, dlatego [...] potrzebne będą wielorakie podejścia.
  4. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH) zidentyfikowali cząsteczkę, która po podaniu myszom z przypominającym zespół Downa schorzeniem znacząco poprawia pamięć i uczenie. Pojedynczą dawkę aplikuje się w dniu narodzin. Dzięki niej móżdżek osiąga prawidłowe rozmiary. U większości osób z zespołem Downa móżdżek osiąga ok. 60% normalnej wielkości. Myszom ze schorzeniem przypominającym zespół Downa podawaliśmy związek, który wg nas, mógł znormalizować wzrost móżdżku. Sprawdził się doskonale. Wpływu na uczenie i pamięć się nie spodziewaliśmy, bo generalnie funkcje te są kontrolowane przez hipokamp, a nie przez móżdżek - wyjaśnia dr Roger Reeves. Na potrzeby eksperymentu wyhodowano gryzonie, u których występowały dodatkowe kopie ok. połowy genów z ludzkiego 21. chromosomu. U zwierząt odnotowano różne objawy zespołu Downa, np. stosunkowo mały móżdżek oraz problemy z uczeniem i zapamiętaniem drogi w znanej przestrzeni (w przypadku myszy sprawdzano, jak szybko lokalizowały one zanurzoną platformę). Bazując na wcześniejszych eksperymentach dot. wpływu zespołu Downa na rozwój mózgu, naukowcy wiedzieli, że należy spróbować wspomóc "szlak sygnałowy jeży" (ang. sonic hedgehog pathway). Posłużyli się więc jego agonistą. Związek wstrzyknięto myszom tylko raz, w dniu narodzin, gdy móżdżek się nadal rozwijał. Amerykanie nie skupili się wyłącznie na mierzeniu móżdżku, przyglądali się również zmianom w zachowaniu. Hodowanie zwierząt, syntetyzowanie związku i ustalanie właściwej dawki wymagały tyle zachodu, że chcieliśmy zebrać [...] tak dużo danych, jak tylko się da. Myszy ze schorzeniem przypominającym zespół Downa (leczone i nie) porównywano pod różnymi względami z gryzoniami zdrowymi. Okazało się, że zwierzęta po iniekcji radziły sobie w labiryncie wodnym Morrisa tak samo dobrze jak zdrowi pobratymcy. Reeves podkreśla, że trzeba kolejnych studiów, by ustalić, czemu terapia w ogóle działa. Kiedy bowiem zespół zbadał biorące udział w uczeniu, a jednocześnie zmodyfikowane przez zespół Downa komórki hipokampa, okazało się, że agonista szlaku sygnałowego jeży na nie nie wpłynął. Wg jednej z teorii do przetestowania, terapia może po prostu wzmacniać połączenia między móżdżkiem a hipokampem. Pamiętając o zagrożeniach wynikających ze zmieniania ważnych szlaków (np. wzroście ryzyka nowotworu w wyniku wywołania nieprawidłowego wzrostu), akademicy pracują nad rozwiązaniem o bardziej celowanym charakterze. Reeves podkreśla, że nawet gdyby udało się uzyskać kliniczne użyteczny lek dla ludzi, nie oznacza to, że wszystkie problemy poznawcze znikną. Zespół Downa jest bardzo złożony, dlatego [...] potrzebne będą wielorakie podejścia.
  5. Amazon ma dla swoich klientów kolejną niezwykle ciekawą ofertę. Dzięki usłudze Kindle MatchBook osoby, które kupiły w Amazonie papierową książkę będą mogły zaopatrzyć się również w jej wersję elektroniczną. Oferta obejmuje tysiące tytułów książek i rozciąga się na zakupy dokonywane od roku 1995. Część z zakwalifikowanych do Kindle MatchBook tytułów będzie rozdawana bezpłanie, a za część trzeba będzie zapłacić. Ceny ustalono na 0,99, 1,99 i 2,99 USD. Obecnie do Kindle MatchBook zakwalifikowano ponad 10 000 tytułów. Usługa ruszy już w październiku.
  6. Ryby zamieszkujące tymczasowe zbiorniki wodne, powstające w czasie pory deszczowej po wypełnieniu niecek na terenie afrykańskiej sawanny, osiągają dojrzałość płciową szybciej niż jakikolwiek inny kręgowiec. Zespół doktora Martina Reicharda z Instytutu Biologii Kręgowców Czeskiej Akademii Nauk podkreśla, że ekstremalne warunki środowiskowe dają czasem początek ekstremalnym przystosowaniom... W laboratorium biolodzy badali ryby złapane w południowym Mozambiku. Dokumentowali wzrost, dojrzewanie seksualne i plenność 2 gatunków: Nothobranchius kadleci i N. furzeri. Pierwszy z nich zaczął się rozmnażać w wieku 17, a drugi 18 dni. N. kadleci miały wtedy 31, a N. furzeri 32 mm. Jestem prawie pewny, że gdyby warunki były dobre, na wolności mogłyby dojrzeć jeszcze szybciej - twierdzi Reichard. W gorszych okolicznościach - przy mniejszej obfitości pożywienia czy większym zagęszczeniu w zbiorniku - trwałoby to nieco dłużej, ale ryby nadal mogłyby ukończyć swój cykl życiowy. Dla tych ryb zdolność bardzo szybkiego osiągania dojrzałości płciowej jest niezwykle istotna z biologicznego punktu widzenia, ponieważ habitat może wyschnąć w 3-4 tygodnie. Błyskawiczne dojrzewanie daje szansę na wyprowadzenie następnego pokolenia. We wszystkich 4 badanych populacjach odnotowano szybkie tempo wzrostu do 2,72 mm na dobę (23,4% ogólnej długości). U obu gatunków zdarza się, że narybek wylęga się już po 15 dniach. Możliwe jest także czasowe zahamowanie rozwoju zarodków (diapauza). Inkubacja na powierzchni wilgotnych mchów torfowych w szalce Petriego skutkowała dużą przeżywalnością (73%) i wysokim odsetkiem szybko rozwijających się zarodków (58%), które omijały diapauzę i wylęgały się po mniej niż 30 dniach. Na wolności takie osobniki zasiedliłyby wtórne zbiorniki, które powstałyby podczas pojedynczej pory deszczowej po wyschnięciu zbiorników pierwotnych. Występowanie zarodków rozwijających się przez rok lub dłużej oznacza, że gdy mamy do czynienia z suchym rokiem bez deszczu, wyląg nadal będzie możliwy i populacja przetrwa. Wystarczy, że na wysuszone błoto z zarodkami w fazie diapauzy kiedyś znowu spadnie trochę wody...
  7. Cypryjskie miasto Hala Sultan Tekke, które istniało mniej więcej w latach 1600-1100 p.n.e. było znacznie większe niż sądzono. Niewykluczone, że było jednym z największych miast epoki brązu w basenie Morza Śródziemnego. Szwedzcy archeolodzy z Uniwersytetu w Göteborgu odkopali właśnie nieznane fragmenty Hala Sultan Tekke. Znaleziono tam warsztat, w którym wytapiano miedź i produkowano przedmioty z brązu, trafiono na ślady produkcji luksusowych tkanin. Odkryto również ceramikę i przedmioty pochodzące z całego basenu Morza Śródziemnego oraz z Europy Centralnej. Jednym z wniosków płynących z naszych badań jest stwierdzenie, że w epoce brązu Hala Sultan Tekke było centralnym miastem wschodniej części Morza Śródziemnego. Cypr był ważnym węzłem lokalnego i długodystansowego handlu. Miasto było większe niż sądzono - mówi profesor Peter Fisher, specjalista ds. archeologii Cypru z Uniwersytetu w Göteborgu. Zdaniem Fishera Hala Sultan Tekke, położone w pobliżu lotniska w Larnace, miało powierzchnię 25-50 hektarów. Wykopaliska w tym miejscu zapoczątkował w latach 70. ubiegłego wieku były wykładowca Fischera, profesor Paul Åström. Fischer kieruje nimi od 2010 roku. Obecnie prace prowadzone są w części miasta, którą w 2012 roku odkryto za pomocą radaru. Pozwala on zajrzeć na dwa metry w głąb gruntu. Dzięki niemu stworzono mapę topograficzną interesującego naukowców obszaru. Tegorocznego lata odkryliśmy obszar mieszkalny, na którym znajdowały się urządzenia do produkcji miedzi z rudy i szlaki. Znaleźliśmy pozostałości pieców i około 300 kilogramów miedzi oraz szlaki. W pomieszczeniu obok odkryliśmy dowody na produkcję purpurowych tekstyliów. Materiał taki był jednym z najcenniejszych towarów epoki brązu. W pobliskich pomieszczeniach mieszkalnych znaleziono m.in. lokalną ceramikę wysokiej jakości oraz ceramikę z Myken i Lewantu. Wykopaliska odsłoniły też zdobioną broszę z brązu, która powstała około 1200 roku p.n.e na terenie dzisiejszych północnych Włoch lub centralnej Europy, dekorowaną misę fajansową z Egiptu oraz cylindryczne fajansowe pierścienie przedstawiające wojowników, myśliwych, bogów i zwierzęta. Wszystkie zabytki pochodzą z lat 1400-1175 p.n.e. Naukowców szczególnie zainteresowały dowody wskazujące, że Cypr utrzymywał kontakty handlowe z tak odległymi terenami jak północ Półwyspu Apenińskiego czy centrum Europy. Te znaleziska wzmacniają hipotezę o migracji Ludow Morza, do jakiej doszło około 1200 roku przed Chrystusem. Niedawne analizy znalezionych w Szwecji pochodzących z tego okresu przedmiotów z brązu pochodząc sugerują, iż były one importowane z Cypru - mówi Fischer.
  8. Prace przeprowadzone przez zespół doktora Ereza Ben-Yosefa z Uniwersytetu w Tel Awiwie wykazały, że kopalnie miedzi, o których sądzono iż zostały zbudowane przez Egipcjan w XIII wieku p.n.e są o 300 lat młodsze i pochodzą z okresu rządów króla Salomona. Datowanie radiowęglowe materiału znalezionego w dolinie Timna obaliły obowiązujące od kilkudziesięciu lat teorie na temat historii tej części świata. Najnowsze badania wykazały, że kopalniami zarządzali Idumejczycy (Edomici), konfederacja półkoczowniczych plemion walczących z Izraelczykami. Możemy jednoznacznie stwierdzić, że kopalnie pochodzą z czasów króla Salomona - powiedział Ben-Yosef.. Przed wiekami dolina Timna była ważnym centrum wydobycia miedzi. Znajdowało się tam tysiące kopalń, a miedź wytapiano na miejscu. Doktor Ben-Yosef i jego zespół od kilku miesięcy prowadzą wykopaliska na niebadanym dotychczas Wzgórzu Niewolników. Uczeni odkryli liczne paleniska, imponującą kolekcję włókien pochodzących z ubrań, liny wykonane zaawansowanymi technikami, resztki pożywienia, ceramikę i instalacje używane przy wytopie. Dzięki pomocy Oxford Radiocarbon Accelerator Unit z Uniwersytetu w Oxfordzie udało się określić wiek 11 ze znalezionych przedmiotów. Pochodzą one z X wieku p.n.e, a zatem z czasów, gdy Izraelem rządził biblijny król Salomon. Wykopaliska potwierdziły też, że rywalizujący z Izraelitami Idumejczycy, którzy zajęli te tereny i stworzyli Idumeę, prowadzili półkoczowniczy tryb życia. Musieli mieszkać w namiotach, gdyż nie znaleziono pozostałości żadnych stałych budowli mieszkalnych. Już wcześniejsze badania, które Ben-Yosef prowadził w 2009 roku jako świeżo upieczony absolwent Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, wykazały, że kopalnie pochodzą z XI-IX wieku przed Chrystusem i zostały prawdopodobnie założone przez Idumejczyków. Wówczas świat naukowy zignorował te wyniki, gdyż od 1969 roku kiedy to w centrum doliny odkryto egipską świątynie, panuje przekonanie, że kopalnie to dzieło Egipcjan. Obecne prace Ben-Yosefa rzucają też nowe światło na organizację społeczeństwa. Posługiwało się ono dość zaawansowaną techniką wykopu, a układ obozu, w którym mieszkali ludzie wskazuje na wysoce zaawansowaną organizację społeczną. Musiała być ona złożona chociażby po to, by tysiące osób mogło pracować w kopalniach położonych na pustyni. W dolinie Timna odkryliśmy społeczeństwo o niewątpliwie znaczącym stopniu rozwoju, organizacji i siły. Ludzie ci mieszkali w namiotach, gdyby więc nie zajmowali się górnictwem, które pozostawia po sobie wyraźne ślady, byliby dla nas, archeologów, przezroczyści - mówi Ben-Yosef i zauważa, że jego odkrycie może obalić panujące w archeologii przekonanie, iż zaawansowane społeczności pozostawiają po sobie ślady w postaci architektury. Ponadto jest ono kolejnym dowodem na historyczność Biblii. Królowie Dawid i Salomon mogli istnieć i niewykluczone, że w pewnych okresach kontrolowali dolinę Timna.
  9. Duncan Shotton, brytyjski projektant mieszkający w Tokio, stworzył z papieru z recyklingu ołówki, podczas strugania których uzyskuje się ścinki przypominające 6-kolorową tęczę. Rainbow Pencils piszą jak zwykłe ołówki. Nie różnią się też od nich wagą ani wyglądem. Najbardziej zewnętrzna warstwa papieru może być biała albo czarna. Pomysł na zastąpienie drewna papierem z odzysku wydaje się świetny, zważywszy, że w samych tylko Stanach rokrocznie do wyprodukowania ołówków zużywa ok. 200 tys. m3 drewna. Tym sposobem ogranicza się wycinkę lasu, a część papieru nie trafia na wysypisko. Shotton zapewnia, że by zaostrzyć któryś z 5 ołówków z opakowania, nie trzeba mieć specjalnej temperówki, ale ostrzejsza zapewni ładniejszą tęczę. Brytyjczyk dodaje, że choć produkt jest prosty, proces tworzenia zajął aż 2 lata. Droga od wstępnej koncepcji do przedstawienia gotowego projektu na Kickstarterze była, wbrew pozorom, dość kręta... Brytyjczyk zbiera fundusze przez miesiąc: od 1 września do 1 października. W zależności od przekazanej kwoty, darczyńcy mogą liczyć na różne zestawy upominkowe. Bez względu na zawartość, powinny one dotrzeć do odbiorców w grudniu. Projektant stara się rozweselić ludzi i wnieść w ich życie odrobinę optymizmu. Stąd pineski, z których można ułożyć potwora z Loch Ness czy wieszak na klucze w kształcie chmurki.
  10. Starożytny Egipt jako państwo powstał się w ciągu zaledwie kilkaset lat. Wyewoluował znacznie szybciej niż dotychczas przypuszczano. Egipt pojawił się na światowsj scenie przed pięcioma tysiącami lat. Było to pierwsze państwo ze ściśle określonymi granicami, zorganizowanym kultem religijnym, scentralizowaną administracją i rozwiniętym rolnictwem. Państwo, które przetrwało tysiąclecia. Dotychczas naukowcy sądzili, że Egipt ewoluował powoli ze wspólnot pasterskich. Tymczasem nowa technika badawcza opracowana przez fizyka Mike'e Dee z Uniwersytetu w Oksfordzie sugeruje, iż ewolucja ta dokonała się bardzo szybko i trwała zaledwie 600 lat. Zespół pracujący pod kierunkiem Dee określił bardzo dokładne daty rządów pierwszych ośmiu władców Egiptu. Dotychczas nie istniały wiarygodne dane chronologiczne dla najwcześniejszego okresu istnienia Egiptu jako uformowanego państwa. Naukowcy opracowali metodę, w której połączyli modele matematyczne z danymi radiowęglowymi oraz dobrze zbadanymi dowodami archeologicznymi. W ten sposób odtworzyli chronologię z lat 4500-2800 p.n.e. Dotychczas naukowcy opierali się jedynie na dowodach archeologicznych, wykorzystując w celach chronologicznych ewolucjei stylów ceramiki znajdowanej na cmentarzyskach. Jednym z najważniejszych dowodów są dwie pieczęcie z grobów królewskich w Abydos, na których umieszczono w porządku chronologicznym imiona królów z Pierwszej Dynastii. Połączenie danych radiowęglowych uzyskanych z badania 100 zabytków z modelem matematycznym pozwoliło określić lata rządów poszczególnych królów. Dokładność ich obliczeń wynosi 32 lata. Uzyskane obliczenia zgadzają się z prawdopodobną ówczesną długością życia. Zgodnie z obecnym stanem wiedzy za początek Egiptu jako państwa uważa się okres rządów króla Ahy. Opracowany obecnie model pozwolił stwierdzić, z 68-procentową pewnością, że rządził on w latach 3111-3045 p.n.e. To z kolei wskazuje, że etap predynastyczny historii Egiptu trwał znacznie krócej niż sądzono. Egiptologia przyjmuje, że okres ten rozpoczął się około 4000 roku p.n.e. Najnowsze badania sugerują, że rozpoczął się on mniej więcej w okresie 3800-3700 p.n.e, a poprzedzający go neolit trwał dłużej i zakończył się później. "Początki Egiptu sięgają tysiąca lat przed powstaniem piramid. Dlatego właśnie nasze zrozumienie procesu jak i dlaczego rozwinęło się to potężne państwo bazuje tylko na dowodach archeologicznych. Nowe badania radiowęglowe dostarczają dowodów, które zmieniają chronologię panowania pierwszych dynastycznych władców Egiptu i sugerują, że państwo to uformowało się znacznie szybciej niż uważaliśmy".
  11. Naukowcy z Glasgow pomagają Chińczykom opracować sztuczne mleko dla porzuconych lub osieroconych pand. Podczas rozmnażania w zoo pandy odczuwają czasem dyskomfort, dlatego odrzucają swoje młode. Jeśli rodzą się 2 niedźwiadki, matka także odrzuca jedno ze swoich dzieci, by całą uwagę i mleko zainwestować w pojedynczego potomka. W takich przypadkach do akcji wkraczają ludzie. Do tej pory małym pandom podawano krowie mleko przystosowane do potrzeb szczeniąt albo gdy rodziły się bliźnięta, wykorzystywano chwile nieuwagi matki i podmieniano młode w czasie karmienia. Strategię trzeba jednak było ulepszyć, bo pandy są w dużym stopniu zależne od siary (występują w niej liczne chroniące noworodka przed chorobami przeciwciała). Badania Brytyjczyków są częściowo finansowane przez Chengdu Panda Base. By zidentyfikować i scharakteryzować białka oraz inne cząsteczki wchodzące w skład siary i dojrzałego mleka, zespół posługuje się najnowocześniejszymi instrumentami. Jak tłumaczy prof. Malcolm Kennedy z Uniwersytetu w Glasgow, w przypadku pand stosunek wagi dzieci i matek może wynosić 1:1000 lub mniej. Niewykluczone, że mleko niedźwiedzi bambusowych jest przystosowane do wychowania bardzo niedorozwiniętych młodych. Odkryliśmy, że przejście od siary do mleka dojrzałego zajmuje u pand o wiele więcej czasu niż np. u krów. Badamy okres laktacji od urodzenia do ok. 150. dnia. Przyglądając się zmianom poziomu różnych białek w czasie laktacji pandy, widzimy, że w porównaniu do innych łożyskowców, zachodzą one niespodziewanie wolno. Badanie pomoże nam zrozumieć biologię laktacji różnych typów ssaków, w szczególności niedźwiedzi. Od zaprojektowania substytutu mleka dla młodych pand wciąż dzieli nas długa droga, ale wszystko zmierza we właściwym kierunku. Już wkrótce, bo między 10 a 12 września, ustalenia ekipy zostaną przedstawione na Giant Panda Research Symposium w Edynburgu.
  12. Uczeni z University of Minnesota, Argonne National Laboratory opracowali prostą, przełomową technikę produkcji nanostruktur, która umożliwi wytwarzania mniejszych i lepszych urządzeń optycznych oraz elektrycznych. Dzięki połączeniu kilku standardowych nanotechnik oraz wykorzystaniu na ostatniem etapie... taśmy klejącej, naukowcy z Minnesoty stworzyli niezwykle wąskie przerwy w warstwie metalu i wytrawili je na czterocalowym plastrze krzemowym. Najmniejsze ze szczelin miały szerokość zaledwie 1 nanometra. Co więcej, szerokość przerw można kontrolować na poziomie atomowym. Jednym z potencjalnych zastosowań warstw o tak wąskich szczelinach jest użycie ich do ściśnięcia światła na przestrzeni mniejszej niż dotychczas było to możliwe. Specjaliści z Seulu, pracujący pod kierunkiem profesora Dai-Sik Kima oraz ich koledzy z Argonne prowadzeni przez doktora Matthew Peltona, wykazali, że światło można z łatwością wprowadzić w taki szczeliny, nawet jeśli są one o tysiące razy mniejsze niż długość fali światła. To niezwykle ważne spostrzeżenie, gdyż zmuszenie światła do zajęcia tak małych przestrzeni wiąże się ze znaczącym wzrostem jego intensywności. Koreańczycy i Amerykanie odkryli, że intensywność światła w szczelinach zwiększyła się aż 600 milionów razy. Nasza technologia, zwana litografią warstwy atomowej, umożliwi tworzenie ultramałych czujników o zwiększonej wydajności i pozwoli na przeprowadzenie nowych, ekscytujących eksperymentów w nanoskali, jakich nie można było przeprowadzić wcześniej. Nasze badania tworzą też podstawy dla przyszłych studiów nad poprawieniem jakości urządzeń elektronicznych i fotonicznych - mówi Sang-Hyun Oh, profesor z University of Minnesota. Podczas tworzenia nanostruktur nie wykorzystywano kosztownych narzędzi litograficznych. Najpoważniejszym problemem było usunięcie nadmiaru metalu. Ku zaskoczeniu naukowców okazało się, że w tej roli świetnie sprawdza się taśma klejąca. Nasza technika jest tak prosta, że pozwala na tworzenie jednorodnych i niezwykla małych przerw, jakich nie udało się uzyskać wcześniej. Mamy nadzieję, że wielu naukowców zajmie się jej badaniem - dodaje Oh.
  13. Dwoje studentów postanowiło połączyć tradycję z nowoczesnością i umożliwić mieszkańcom Pekinu samodzielne monitorowanie stanu powietrza. Smog to poważny problem dla 20-milionowego miasta, tym bardziej, że brak jest oficjalnych bieżących informacji na jego temat. Jedną z tradycyjnych rozrywek Chińczyków jest puszczanie latawców. Xiaowei Wang i Deren Guler opracowali projekt, który nazwali FLOAT Beijing. Zakłada on wykorzystanie latawców do monitorowania stanu powietrza. Studenci zorganizowali serię warsztatów, podczas których postanowili nauczyć ludzi, jak do latawców można doczepić proste czujniki wykrywające tlenek węgla, ozon i pył. Dane zebrane przez czujniki są obrabiane i przesyłane do lampek zawieszonych przy lince utrzymującej latawiec. Lampki świecą się na zielono bądź czerwono, sygnalizując bezpieczny i szkodliwy poziom zanieczyszczeń. Początkowo studenci obawiali się, że nikt nie będzie chciał uczestniczyć w ich warsztatach, jednak zainteresowanie - szczególnie wśród młodych - przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Młodzi naukowcy zdecydowali się na proste zbieranie i interpretację danych, gdyż chcieli, by były one dostępne dla przeciętnego człowieka. Gdyby dane zbierane były w sposób właściwy dla profesjonalnych badań, zainteresowanie ze strony ludzi byłoby nikłe, gdyż nie posiadają odpowiedniej wiedzy i umiejętności, by przeprowadzić analizę wyników. Każdy natomiast potrafi zinterpretować, co oznacza światło zielone, a co światło czerwone. Wang i Guler pracują też nad udoskonaleniem swojego latawca. Już stworzyli prototyp z odbiornikiem GPS i kartą pamięci, dzięki czemu użytkownicy będą mogli upubliczniać zebrane przez siebie dane na dostepnej w internecie mapie Pekinu.
  14. Dla większości zwierząt zapach jest ważnym kanałem szybkiego pozyskiwania i wymiany danych "osobowych". Dotąd uważano, że ptaki się tak nie zachowują, lecz Danielle Whittaker z Uniwersytetu Stanowego Michigan (MSU) wykazała, że to nieprawda i że woń oddziałuje na ich sukces reprodukcyjny. Studium na ten temat ukazało się w piśmie Animal Behaviour i koncentrowało się na lotnych składnikach wydzielin gruczołu kuprowego. Za pomocą dzioba ptaki rozprowadzają tłustą wydzielinę na piórach i nogach. Kiedyś uważano, że czynność ta po prostu zwiększa wytrzymałość piór, jednak zespół z MSU wykazał, że odgrywa ona kluczową rolę w komunikowaniu zdrowia reprodukcyjnego. Studium uwidoczniło silny związek między zapachem tuż przed początkiem sezonu lęgowego - w okresie, kiedy ptaki wybierają partnerów - a sukcesem reprodukcyjnym [...]. Prosto rzecz ujmując: samce pachnące bardziej samczo i samice pachnące bardziej żeńsko odnoszą większy genetyczny sukces reprodukcyjny. Przez długi czas zakładano, że komunikując się i wybierając partnerów, ptaki preferują wskazówki wzrokowe i akustyczne. Badając junko (Junco hyemalis), Whittaker i inni porównywali skuteczność sygnałów chemicznych oraz rozmiarów i upierzenia. Okazało się, że zapach korelował z sukcesem reprodukcyjnym, a wielkość i upierzenie nie były już tak istotne. Bazując na woni, samice nie tylko wybierały samca do spółkowania, ale i [...] panów do wychowywania potomstwa. Co ciekawe, u rogaczy występowało wyższe natężenie żeńskiego zapachu. Amerykanie sądzą, że zapach informuje o stężeniu hormonów, ogólnym stanie zdrowia/aktualnej kondycji oraz "zapleczu" genetycznym.
  15. Pozbycie się przez Nokię wydziału produkcji telefonów komórkowych wiąże się z pewną, zwykle pomijaną, zmianą na rynku mobilnym. Microsoft nie tylko kupi dział produkcji, ale również zapłaci 1,6 miliarda euro za 10-letnią licencję na wykorzystywanie patentów Nokii. Portfolio fińskiej firmy jest uznawane za jedno z najlepszych w przemyśle. Teraz może ona nie tylko zająć się licencjonowaniem patentów, ale również ściganiem za ich naruszenie. Dotychczas Nokia rzadko licencjonowała swoje technologie. Firma wolała wykorzystywać patenty do ochrony swojej właśności intelektualnej przed konkukrencją. Teraz, gdy po zakończeniu transakcji z Microsoftem nie będziemy produkowali telefonów komórkowych, rozważymy licencjonowanie niektórych z naszych technologii - mówi Mark Durrant, rzecznik prasowy Nokii. Koncern w przeszłości bronił swoich praw. W 2009 roku pozwał Apple'a o naruszenie patentów i obie firmy podpisały umowę, na podstawie której rozwiązania Nokii trafiły do iPhone'a. Nokia może teraz pójść drogą Microsoftu, który od 20% producentów Androida pobiera opłaty licencyjne za wykorzystywanie swoich technologii. Nie zdziwię się, jeśli w ciągu najbliższych miesięcy Nokia zacznie pozywać firmy naruszające jej patenty - stwierdził anonimowy menedżer obeznany z rynkiem. Jeśli tak się stanie, to pozywanymi firmami będą te produkujące smartfony z systemem Android. Jeśli będą musiały wnosić opłaty licencyjne, to wykorzystywanie systemu Google'a stanie się dla nich bardziej kosztowne, a więc będą mniej konkurencyjne wobec Windows Phone oraz iOS-a. Nokia z pewnością będzie chciała zarobić na swoich patentach. Niewykluczone, że firma sprzedałaby patenty Microsoftowi, gdyby ten zaoferował odpowiednio wysoką cenę. Najwyraźniej jednak koncern z Redmond nie miał zamiaru wydawać więcej niż zapłacił. Tym bardziej, że gdyby kupił patenty, to prawdopodobnie nie mógłby pozywać o ich naruszenie innych producentów. Microsoft znajduje się w wygodnej sytuacji, gdyż umowa z Nokią daje firmie prawo do zamiany 10-letniej licencji na wykorzystywanie patentów w licencję bezterminową. Co ciekawe, umowa z Microsoftem nie oznacza, że Nokia nie wróci na rynek telefonii komórkowej. Co prawda koncern z Redmond może przez najbliższe 10 lat używać marki Nokia do promowania swoich telefonów, ale okres na wyłączność jest znacznie krótszy. Nokia już po 30 miesiącach będzie mogła licencjonować swoją markę innym producentom telefonów komórkowych. Jeśli zaś firma chciałaby ponownie samodzielnie produkować i sprzedawać urządzenia mobilne pod własną marką, będzie mogła uczynić to już w 2016 roku. Innymi słowy, już dwa lata po zamknięciu transakcji z Microsoftem na rynek mogą trafić produkowane przez Nokię telefony rozprowadzane pod marką Nokii. Pół roku później w sklepach mogą pojawić się tak oznaczone urządzenia innego producenta. Teoretycznie zatem w 2016 roku na rynku może być co najmniej 3 producentów sprzedających telefony pod marką Nokii.
  16. Król Ryszard III był zarażony glistą ludzką (Ascaris lumbricoides). Autorzy artykułu z pisma The Lancet pobrali próbki osadów z okolicy krzyżowej miednicy, gdzie za życia znajdowały się jelita. Posłużyli się także próbkami kontrolnymi z czaszki i spoza grobu. Naukowcy wykorzystali mikrosita i mikroskop świetlny. W glebie z miednicy znaleziono liczne jaja A. lumbricoides. W próbce z czaszki nie wykryto żadnych jaj pasożytów, a w ziemi spoza grobu skażenie osiągnęło niewielki poziom. To oznacza, że jaja z okolic krzyżowych miednicy pochodziły z jelit i nie chodziło o zanieczyszczenie z gleby [...] - wyjaśnia dr Piers Mitchell z Uniwersytetu w Cambridge. Większość gleb ze średniowiecza wykazuje pewien stopień skażenia, bo nieczystości wylewało się wtedy przez okno. Ówcześni rolnicy wykorzystywali również ludzkie odchody jako nawóz. Niedomywanie takich warzyw i przyrządzanie potraw brudnymi rękoma ułatwiało zarażanie glistą. Ponieważ glista odbiera gospodarzowi pokarm, glistnica może prowadzić do niedożywienia i śmierci źle jadających osób. Król odżywiał się jednak bardzo dobrze, dlatego jedynym symptomem jego choroby był zapewne suchy kaszel. Możnowładca z czasów Ryszarda III najprawdopodobniej jadał regularnie mięsa - wieprzowinę, wołowinę i ryby - ale archeolodzy nie natrafili na jaja tasiemca uzbrojonego, nieuzbrojonego ani bruzdogłowca szerokiego. Ustalenia te mogą sugerować, że jedzenie króla było porządnie gotowane, co zapobiegało transmisji tych pasożytów.
  17. Jeszcze w 2007 roku w Holandii żyła niewielka, ale zdrowa populacja salamandry plamistej. W 2008 roku zauważono pierwsze martwe zwierzęta, które nie nosiły śladów żadnych urazów. Do roku 2011 populacja holenderskiej Salamandra salamandra terrestris zmniejszyła się o 96%. Naukowcy, chcąc zbadać przyczyny wymierania i jednocześnie ocalić populację, złapali 39 salamander. Niestety, to nie pomogło. Do grudnia 2012 roku połowa trzymanych w niewoli zwierząt padła. Specjaliści z Holenderskiego Centrum Zdrowia Środowiska Naturalnego oraz belgijskiego Uniwersytetu w Gandawie zbadali padłe zwierzęta, by dowiedzieć się, co je zabija. Szybko wykluczyli ranavirusa oraz śmiertelnego grzyba Batrachochytrium dendrobatidis (Bd), który dziesiątkuje płazy na całym świecie. Wykluczono też wpływ zewnętrznych czynników środowiskowych, takich jak zwiększona koncentracja azotanów. Zwierzęta nie padły ofiarą żadnej ze znanych przyczyn. Uczonym udało się jednak znaleźć przyczynę ich śmierci. Salamandry zdziesiątkował nieznany dotychczas grzyb, spokrewniony z Batrachochytrium dendrobatidis. Został on nazwany Batrachochytrium salamandrivorans. U zarażonych zwierząt wywołuje on erozję skóry, głębokie rany i mikroskopijnej wielkości ogniska martwicze. W laboratorium zwierzęta wystawione na jego działanie ginęły w ciągu 7 dni. Nie wiemy, skąd ten grzyb pochodzi. Może to być gatunek endemiczny, który stał się zaraźliwy, mógł też zostać przywleczony do Holandii przez inwazyjny gatunek. Dopiero monitorowanie sytuacji w skali globalnej pozwoli nam poznać jego źródło. Wiemy jednak, że jeśli grzyb ten się rozprzestrzeni, wiele gatunków płazów znajdzie się w niebezpieczeństwie - mówi An Martel z Wydziału Patologii, Bakteriologii i Chorób Ptasich na Uniwersytecie w Gandawie. Nowo odkryty grzyb zajmuje inne nisze niż Bd. Potrafi rosnąć nawet w temperaturze 5 stopni Celsjusza, świetnie rozwija się w temperaturach 10-15 stopni, a ginie po pięciu dniach w temperaturach powyżej 25 stopni. Tymczasem Bd bardzo dobrze rozwija się dopiero w temperaturach 17-25 stopni. Naukowcy obawiają się o los płazów zajmujących te same stanowiska co salamandry. Na razie nie wiemy, które gatunki są podatne na zakażenie. Będziemy to badali - dodaje Martel i zaleca, by kraje sąsiadujące z Holandią opracowały programy monitoringu swoich populacji salamander i innych gatunków. Są też i dobre wiadomości. Badania laboratoryjne wykazały, że nowy grzyb nie jest szkodliwy dla płazów z rodzaju Alytes. Zatem nie ma tak szerokiego działania jak Bd. Ponadto próby leczenia salamander dają obiecujące wyniki. Wydaje się, że pomaga im stosowany u ludzi środek antygrzybiczny voriconazol. Zwierzęta, które były w grupie 39 złapanych i które przeżyły, nie chorują, a nawet zaczęły się rozmnażać. Jednak to, co stało się z holenderskimi salamandrami jest niezwykle niepokojące. Kerry Kriger, założyciel organizacji Save the Frogs i ekspert w dziedzinie grzybów z gromady skoczkowców (należy do niej Bd) mówi: Holandia to znane centrym nielegalnego handlu płazami. Do Amsterdamu przemycane są drzewnołazowate z Ameryki Południowej. Jego zdaniem to czarnorynkowa działalność mogła przyczynić się do pojawienia się w Holandii grzyba zabijającego salamandry. Jednak nie tylko. Każdego roku ludzie przewożą pomiędzy kontynentami około 100 milionów płazów. Zwierzęta są wykorzystywane jako maskotki domowe, źródło pożywienia, przynęty, trafiają do laboratoriów i ogrodów zoologicznych. Jednocześnie cały ten obrót jest bardzo słabo regulowany pod kątem zapobiegania rozprzestrzenianiu się chorób - dodaje Kriger. Sytuacja płazów na całym świecie jest dramatyczna. Sam tylko Bd spowodował wyginięcie w czasie ostatnich 40 lat ponad 100 gatunków. Co gorsza okazało się, że jest on śmiertelnie niebezpieczny również dla skorupiaków. Zwierzętom zagrażają również zmiany klimatyczne i utrata habitatów. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że w ciągu najbliższych 20 lat płazy mogą znknąć z połowy zajmowanych obecnie stanowisk.
  18. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside stworzyli przezroczysty implant czaszkowy, który spełnia funkcję okna na mózg. Amerykanie mają nadzieję, że skorzystają na tym pacjenci z zagrażającymi życiu chorobami neurologicznymi, np. nowotworami mózgu. Implant wyprodukowano z materiału ceramicznego stosowanego w protezach bioder i koronach stomatologicznych - tlenku cyrkonu stabilizowanego tlenkiem itru (ang. yttria-stabilized zirconia, YSZ). Przetworzono go jednak w taki sposób, by był przezroczysty. Ponieważ wiadomo, że YSZ jest dobrze tolerowany przez organizm, okno z widokiem na mózg można zostawiać na stałe. Dzięki temu zabiegi laserowe dałoby się przeprowadzać bez powtarzanych kraniektomii (wyjmowania części czaszki). Różnego rodzaju laseroterapie dały obiecujące rezultaty w przypadku wielu chorób mózgu. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, bo przeprowadzenie zabiegu wymaga często kraniektomii (większość laserów medycznych nie przenika przez czaszkę). Z przezroczystym implantem przeszkoda na szczęście znika. Okienko z YSZ nie jest pierwszym przezroczystym implantem czaszkowym, lecz Amerykanie podkreślają, że to pierwsza propozycja możliwa do wykorzystania u ludzi. Przez naturalną wytrzymałość tlenku cyrkonu stabilizowanego tlenkiem itru okienko jest bardziej odporne na uderzenie niż zademonstrowane przez innych rozwiązania bazujące na szkle. To bardzo istotne, zważywszy, że w grę wchodzą nie tylko względy bezpieczeństwa, ale i samopoczucie pacjentów. Chorzy stają się mniej samoświadomi (czy świadomi swojej odmienności), bo trwalszy implant w dużej mierze eliminuje konieczność noszenia rzucających się w oczy ochraniaczy.
  19. Glacjolog Georg Kaser z Uniwersytetu w Innsbrucku oraz hydrolog Thomas Painter z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory rozwiązali zagadkę glacjologiczną, która od dawna dręczyła specjalistów. Dotyczy ona nagłego wycofywania się alpejskich lodowców, które rozpoczęło się kilkadziesiąt lat wcześniej niż powinno. W Alpach istnieje około 4000 lodowców. Zagrożeniem dla nich jest obecnie globalne ocieplenie. Lodowce te radziły sobie dobrze przez cały 500-letni okres tzw. Małej Epoki Lodowcowej. W połowie XIX wieku zasięg i objętość alpejskich lodowców były co najmniej 2-krotnie większe niż dzisiaj. Jednak około roku 1850 lodowce zaczęły gwałtownie wycofywać się. Co prawda naukowcy przyjmują, że po roku 1850 zakończyła się Mała Epoka Lodowcowa, jednak średnie temperatury na Ziemi nie wzrosły wówczas na tyle, by usprawiedliwić zanikanie lodowców. Wręcz przeciwnie. Dokonywane w Alpach pomiary - a należą one do najpełniejszych i najbardziej wiarygodnych na świecie - sugerują, iż lodowce powinny rosnąć do około 1910 roku. Coś, czego dane klimatyczne nie obejmują, naruszyło lodowce - mówi Georg Kaser. Dotychczas winiono za ten stan rzeczy nagłe zmniejszenie się opadów śniegu, jednak żadne dane nie wskazują, że takie zjawisko miało miejsce - dodaje. Kaser i Painter spotkali się przed dwoma laty na warsztatach glacjologicznch zorganizowanych przez Pontyfikalną Akademię Nauk w Watykanie. Kaser chciał dowiedzieć się od Paintera, który specjalizuje się w badaniu wpływu areozoli na klimat, czy odpowiedzialna za wycofywanie się lodowców mogła być sadza pochodząca ze spalania paliw organicznych. Naukowcy postanowili wspólnie przyjrzeć się tej hipotezie. Wcześniej nikt nie zajął się tą kwestią, gdyż nauka uznawała, że odpowiednio duża liczba cząsteczek sadzy nie mogła dostać się na wystarczająco duże wysokości, by zaszkodzić alpejskim lodowcom. Jednak wygląda na to, że to mylny pogląd. Z historycznych zapisków wiemy, że w połowie XIX wieku w niektórych alpejskich dolinach wisiał smog. Gospodynie domowe w Innsbrucku nie suszyły prania na zewnątrz, by sie nie pobrudziło - mówi Kaser. Naukowcy przyjrzeli się rdzeniom lodowym pobranym z Colle Gnifetti (wysokość 4455 m.n.p.m.) i lodowca Fiescherhorn (3900 m.n.p.m.). Odkryli, że warsty z około roku 1860 i młodsze zawierają niezwykle duże ilości sadzy. Następnie zawartość sadzy przeliczono na energetyczny ekwiwalent zmian temperatury powietrza. Obliczenia wykazały, że sama obecność sadzy dokładnie wyjaśnia topnienie alpejskich lodowców. Ten model trzeba jeszcze dopracować. Jednak nawet teraz jest to eleganckie i przekonujące wyjaśnienie wycofywania się lodowców. Wydaje się, że emisja sadzy w centrum Europy przedwcześnie zakończyła Małą Epokę Lodowcową - mówi glacjolog Andreas Vieli z Uniwersytetu w Zurichu, który nie był zaangażowany w badania. Zdaniem Kasera, aż do lat 70. ubiegłego wieku obecność sadzy w powietrzu była główną przyczyną topnienia alpejskich lodowców. Od czasu gdy zmniejszono emisję i poprawiła się jakość powietrza, główną przyczyną jest globalne ocieplenie. Uczony mówi, że jeśli lodowce w Alpach będą wycofywały się równie szybko jak przez ostatnie 30 lat, to pod koniec XXI wieku zniknie większość z nich.
  20. Firmy z rynku IT znajdują się w czołówce przedsiębiorstw posiadających rekordowo duże zapasy gotówki. Firma FactSet przyjrzała się sytuacji 500 największych przedsiębiorstw świata, z wyłączeniem tych z sektora finansowego. W badaniach mianem "gotówki" określono gotówkę, jej ekwiwaleny oraz inwestycje krótkoterminowe, czyli te zasoby, które w szybki i łatwy sposób można zamienić na gotówkę. W sumie zapasy gotówki wszystkich badanych firm wynoszą 1,29 biliona dolarów. Aż 5 spośród 10 posiadaczy największych zapasów gotówki to firmy z sektora IT. Są to Microsoft, Google, Cisco, Apple i Oracle. Ich łączne zapasy to 245 miliardów USD. Zapasy te ciągle się powiększają. Obecne przepływy gotówkowe wśród największych firm są wyższe niż ich potrzeby inwestycyjne, zatem zapasy gotówki rosną - mówi profesor Nikhil Varaiya z San Diego State University. Największe zasoby posiada Microsoft. Na koniec czerwca bieżącego roku wynosiły one 77 miliardów dolarów, w tym 3,8 miliarda USD w gotówce i 73,2 miliarda w inwestycjach krótkoterminowych. Zapasy Microsoftu rosną nieprzerwanie od 2008 roku, kiedy to wynosiły 20 miliardów USD. Drugim posiadaczem imponujących zasobów finansowych jest Google, który ma 16,16 miliarda USD w gotówce i jej ekwiwalentach oraz 38,27 w łatwo zbywalnych papierach wartościowych. W 2008 roku Google posiadał zapasy w wysokości 16 miliardów USD, obecnie jest to 54,4 miliarda. Podobnymi zasobami może pochwalić się Cisco, które posiada 7,9 miliarda USD w gotówce i jej ekwiwalentach oraz 42,7 miliarda w inwestycjach krótkoterminowych. Przedsiębiorstwo, które w 2008 roku miało zapasy w wysokości 24,4 miliarda dolarów ma obecnie 50,6 miliarda. W świetnej sytuacji finansowej jest również Apple. Koncern posiada 11,2 miliarda dolarów w gotówce i jej ekwiwalentach oraz 31,4 miliarda w krótkoterminowych papierach wartościowych. W sumie jego zapasy wynoszą 42,6 miliarda USD. W czołowej piątce znalazł się też Oracle, właściciel zapasów obliczanych na 32,2 miliarda dolarów. Tak olbrzymie zasoby gotówki powodują, że firmy znajdują się pod ciągłą presją, by wydać te pieniądze. Są z jednej strony naciskane, by dokonywały koljnych przejęć, a z drugiej - by część pieniędzy wróciła do akcjonariuszy. W ciągu ostatnich lat kilka z nich - Oracle, Cisco i Apple - poddało się naciskom i zaczęło wypłacać dywidendę. Z kolei Microsoft, który dywidendę wypłaca od dawna, wybrał inny sposób przekazania pieniędzy akcjonariuszom. W latach 2011-2013 firma wydała 20 miliardów dolarów na wykupienie własnych akcji. Spore kwoty na ten sam cel przeznaczyły również Oracle, Cisco i Apple. Ten ostatni koncern jest niewątpliwym rekordzistą. W kwietniu firma ogłosiła, że przeznaczy 60 miliardów USD na wykup własnych akcji. Jedynie Google ani nie płaci dywidendy, ani nie wykupuje akcji.
  21. Dilish Parekh, fotoreporter z Mombaju, pobił swój własny rekord w kategorii największej kolekcji aparatów fotograficznych. Dziennikarz ma 4425 aparatów (wcześniej został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa z 2634-elementowym zbiorem). Mężczyzna gromadzi aparaty od ćwierćwiecza. Pasję i zaczątek kolekcji odziedziczył po ojcu. W zbiorze znajduje się wiele hołubionych antyków. Fotograf wyszukiwał perełki na pchlich targach i w starych studiach kolegów po fachu. Zdarzało mu się nawet zamieszczać ogłoszenia w działach "szukam i kupię" różnych gazet. Jednym z najcenniejszych obiektów w zbiorze jest Leica 250 z 1934 r. (szacując wartość aparatu należy wziąć pod uwagę fakt, że wyprodukowano mniej niż 1000 sztuk tego cacka). Aparaty to całe moje życie. Nie potrafię się bez nich obyć - podsumowuje pasjonat.
  22. Australijscy naukowcy pomogli zajść w ciążę kobiecie, która w wyniku choroby nowotworowej straciła przed 7 laty oba jajniki. Przed usunięciem ostatniego 24-letnia wtedy Vali poprosiła lekarzy o zamrożenie próbki tkanki. Przełomową procedurę przeprowadzili specjaliści z Melbourne IVF oraz Royal Women's Hospital. Po sprawdzeniu, że w tkance na pewno nie ma komórek nowotworowych, porozmawiano z pacjentką o zagrożeniach. Ponieważ Vali chciała spróbować, pierwszy przeszczep przeprowadzono w 2010 r., a drugi po 2 latach. Tkankę umieszczono z powrotem w przedniej ścianie jamy brzusznej. Znajduje się ona pod skórą i mięśniami [po prawej i po lewej stronie] - wyjaśnia prof. Kate Stern, szefowa działu zachowania płodności w Melbourne IVF. Po kilku miesiącach tkanka zaczęła działać i po delikatnej hormonoterapii powstały pęcherzyki Graafa. Dwa pozyskane jaja zapłodniono i wprowadzono do macicy Vali. Obecnie kobieta jest w 26. tygodniu ciąży. Mamy 2 dziewczynki. Jestem podekscytowana - mówi Vali. Stern tłumaczy, że doprowadzenie do ciąży to efekt lat pracy i niemal codziennych testów. Vali nigdy się nie wahała i nie mówiła, że jest zbyt ciężko i chciałaby się poddać. Stern podkreśla, że gdy proces się rozpoczynał, uważano, że szanse na szczęśliwe zakończenie są niewielkie. Dzięki tej procedurze na świecie urodziło się 29 dzieci, ale we wszystkich przypadkach [doszło do tego] w wyniku przeszczepu tkanki do jajnika lub w jego pobliże. Wykazaliśmy, że tkanka jajników może nadal działać i normalnie funkcjonować poza miednicą, która jest jej normalnym środowiskiem. Royal Women's Hospital chce teraz utworzyć specjalne centrum, które zajmowałoby się pobieraniem i przechowywaniem próbek tkanek młodych kobiet ze schorzeniami prowadzącymi do niepłodności, np. z rakiem jajników.
  23. Dotąd naukowcy sądzili, że żabka seszelska Sooglossus gardineri nie słyszy. Teraz jednak okazało się, że wydawanie głośnych wysokich dźwięków ma sens, bo funkcję ucha środkowego spełnia jama gębowa płaza. Specjaliści zakładali, że S. gardineri nie jest w stanie wzmocnić i doprowadzić fal dźwiękowych do ucha wewnętrznego. Najnowsze badanie zespołu doktora Renauda Boistela z French National Centre for Scientific Research bezsprzecznie wykazało, że to nieprawda. Biolodzy nagrali zawołania żabek, a następnie odtwarzali je dzikim S. gardineri. Reagowały, gdy odtwarzaliśmy dźwięki. Albo zmieniały swoją pozycję - mogły się ustawiać przodem do nadchodzącego sygnału - albo dość często odpowiadały własnym komunikatem - wyjaśnia dr Justin Gerlach z Nature Protection Trust of Seychelles. Wiedząc o występowaniu reakcji, należało jeszcze zidentyfikować mechanizm słyszenia. W tym celu ekipa udała się do Europejskiego Ośrodka Synchrotronu Atomowego w Grenoble. Wykorzystując badania rentgenowskie, przyglądano się anatomii płaza i ustalano, jakie części ciała mogą spełniać rolę ucha środkowego. Akademicy stworzyli symulacje reakcji głowy na fale dźwiękowe o częstotliwości odpowiadającej zawołaniom tego gatunku. Potwierdziło się, że przy tych częstotliwościach jama gębowa rezonowała jak pudło gitary, wzmacniając w ten sposób głos. Autorzy artykułu z pisma PNAS zauważyli również, że tkanka oddzielająca jamę gębową od ucha wewnętrznego S. gardineri składa się z mniej licznych i cieńszych warstw. Połączenie rezonującej jamy gębowej i przewodzenia kostnego pozwala S. gardineri skutecznie postrzegać dźwięk bez użycia ucha wewnętrznego - opowiada Boistel. Francuz ma nadzieję, że świeżo opisany mechanizm słyszenia znajdzie zastosowanie w terapii różnych typów ludzkiej głuchoty.
  24. Nokia sprzeda Microsoftowi swój wydział produkcji telefonów komórkowych. Transakcja, wartości 7,2 miliarda dolarów została ogłoszona dwa lata po tym, jak obie firmy podpisały porozumienie o współpracy. Nokia pozostanie producentem sprzętu sieciowego oraz będą do niej należały dotychczas posiadane patenty. Fińska firma była w przeszłości największym na świecie producentem telefonów komórkowych. Jej potęgą zachwiały Apple i Samsung, które zdominowały rynek smartfonów. W 2010 roku Nokia, stojąca w obliczu poważnego kryzysu, powierzyła stanowisko prezesa Stephenowi Elopowi, który przez dwa poprzednie lata pracował w Microsofcie. Kanadyjczyk Elop to pierwszy szef Nokii, który nie jest Finem. Pod rządami Elopa Nokia zanotowała dalszy spadek udziałów rynkowych oraz ceny akcji. Sytuacji nie poprawiło pojawienie się udanej linii smartfonów Lumia. Nie powstrzymały one odpływu klientów. Obecnie do Nokii należy zaledwie około 15% rynku telefonów komórkowych, a na rynku smartfonów ma ona nieco ponad 3-procentowe udziały. Jeszcze w 2007 roku do Nokii należało 40% rynku komórek. Teraz fińska firma zdecydowała się na sprzedanie Microsoftowi swojego wydziału telefonów komórkowych. Stephen Elop wróci do Microsoftu, gdzie obejmie kierownictwo wydziału urządzeń mobilnych. Jest on też poważnym kandydatem na zastąpienie Steve'a Ballmera na stanowisku dyrektora wykonawczego Microsoftu. Podjęta przez Nokię decyzja to kolejny dramatyczny zwrot w niemal 150-letniej historii firmy. Przedsiębiorstwo rozpoczynało swoją karierę od produkcji papieru, sprzedawało buty, opony, kable, telewizory, elektronikę konsumencką i zajmowało się wieloma różnymi przedsięwzięciami. Pozbycie się wydziału telefonów jest jednak postrzegane jako symboliczny koniec ważnego etapu historii. Mam mieszane uczucia, gdyż jestem Finem. Jako Finowi nie podoba mi się ta transakcja. To koniec ważnego rodziału w historii Nokii. Z drugiej strony, być może to ostatnia szansa by go sprzedać - mówi Juha Varis, menedżer z funduszu Danske Capital, który posiada akcje Nokii. Varis od początku krytykował decyzję Elopa o wykorzystywaniu przez Nokię platformy Windows Phone. Tak to się skończyło. Cały biznes za 5 miliardów euro. To śmiesznie niska cena gdy weźmiemy pod uwagę historię firmy - dodaje. Po transakcji Nokii pozostaną wydziały Solutions i Networks. Firma będzie konkurowała z Ericssonem i Huawei na rynku sprzętu sieciowego i telekomunikacyjnego, pozostawi sobie wydział związany z produkcją map oraz nadal będzie posiadaczem bogatego portfolio patentów, które będzie licencjonowała Microsoftowi. Dla koncernu z Redmond transakcja z Nokią może również okazać się zwrotnym momentem w historii. Microsoft będzie teraz producentem smartfonów, co oznacza, że za wszelkie niepowodzenia na tym rynku będzie mógł winić tylko i wyłącznie siebie. Niektórzy posiadacze akcji Microsoftu uważają tę transakcję za błąd. Ich zdaniem koncern powinien skupić się na swojej zasadniczej działoalności, a nie wchodzić na rynki, na których nie ma doświadczenia. Tym bardziej, że rynek smartfonów jest wyjątkowo konkurencyjny. Są jednak i tacy, którzy chwalą decyzję Ballmera. Microsoft nie może po prostu zlekceważyć rynku smartfonów, a nadzieje, że inni producenci telefonów wesprą Windows Phone okazały się płonne. Nokię kupiono w dobrym momencie - uważa Carolina Milanesi z Gartnera.
  25. Badania próbek skóry płetwali błękitnych, finwali i kaszalotów wykazały, że walenie opalają się. Zmiana koloru skóru pełni u nich tę samą rolę, co u ludzi - ma chronić zwierzęta przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym. Płetwale każdego roku migrują pomiędzy Arktyką a Zatoką Kalfornijską. Zespół naukowy prowadzony przez Marka Bircha-Machina z Newcastle University zauważył, że pomiędzy lutym a majem, gdy promieniowanie ultrafioletowe jest coraz bardziej intensywne, skóra waleni ciemnieje. Uczeni zauważyli również, że w miarę jak staje się ona coraz ciemniejsza, spada liczba uszkodzeń mitochondrialnego DNA. To oznacza, że, podobnie jak w przypadku ludzi, melanina chroni skórę przed promieniowaniem ultrafioletowym. Najmniejsze zmiany koloru skóry można zauważyć u finwali i kaszalotów. W przeciwieństwie do płetwali błękitnych, wspomniane walenie nie migrują, ale przez całe życie pozostają w Zatoce Kalifornijskiej. Są ciągle wystawione na działanie wysokich dawek UV. Oba gatunki mają najciemniejszą skórę o największym odsetku melaniny. Ponadto kaszaloty wykorzystują też białka szoku cieplnego 70, które naprawiają proteiny uszkodzone przez słońce. Zwierzęta te przebywają bowiem długo na powierzchni, więc ilość promieniowania UV na jakie są wystawione jest zbyt duża, by ochroniła je sama melanina. Badania Bircha-Machina są pierwszymi, które wykazały, że walenie opalają się, by chronić skórę przed promieniowaniem UV. Na razie nie wiadomo czy nadmierne wystawienie na działanie słońca może prowadzić do rozwoju czerniaka u waleni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...