Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Intel zaczyna dostarczać swoim partnerom układy Core i3 czwartej generacji. Kości Haswell mają konkurować na rynku tabletów z energooszczędnymi rozwiązaniami opartymi na platformie ARM. Tablety takie jak np. microsoftowy Surface charakteryzują się bardzo dobrą wydajnością, ale ich poważną wadą jest krótki czas pracy na bateriach. Stąd też potrzeba połączenia wysokiej wydajności procesora i małego zużycia energii. Układy Haswell, w porównaniu z procesorami Ivy Bridge zużywają - jak twierdzi Intel - nawet do 50% mniej energii. W najnowszej ofercie Intela znalazł się m.in. dwurdzeniowy Core i3-4012Y, który w niektórych zastosowaniach zużywa jedynie 4,5 wata energii. Sam Intel zauważa jednocześnie, że przy tak niskim jej poborze nie można oczekiwać, że wyświetlana grafika będzie równie dobrej jakości co przy większym jej zużyciu. Tak niskie zużycie osiągnięto podczas pomiarów zwanych przez Intela SDP (Scenario Design Power), które firma opracowała na potrzeby mierzenia zużycia energii procesorów wykorzystywanych w tabletach. Intel twierdzi, że to odpowiedni sposób pomiaru dla tego typu urządzeń. Kryty tej metody uważają jednak, że to tylko i wyłącznie trik marketingowy. Core i3-4012Y może być również wykorzystywany w laptopach. Tam zużycie energii, wyrażone szeroko akceptowanym wskaźnikiem TDP (Thermal Design Power), wynosi 11,5 wata. Wszystkie układy Haswell zostały wyposażone w 3 megabajty pamięci podręcznej, procesor graficzny z serii 4200 oraz obsługują pamięć DDR3.
  2. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine opracowali materiał wzorowany na skórze kalmarowatych. Jest, a właściwie bywa niewidoczny dla kamer na podczerwień, dlatego zapewne znajdzie zastosowanie w kamuflażu. Zespół profesora Alona Gorodetsky'ego uzyskał bakterie (E. coli) wytwarzające izoformę białka strukturalnego reflektyny; to dzięki niej kałamarnica długopłetwa (Doryteuthis pealeii) może odbijać światło i zmieniać barwę. Później wykorzystano ją do wyprodukowania cienkich, optycznie aktywnych filmów naśladujących skórę głowonogów. Pod wpływem bodźców chemicznych kolor i współczynnik odbicia filmu mogą się dostrajać w pewnych granicach, zapewniając mu dynamiczną konfigurację. Dzięki temu film wizualizowany za pomocą kamery na podczerwień wydaje się znikać i pojawiać na nowo. Prace rozpoczęły się od stworzenia protokołu produkcji oznakowanej histydyną reflektyny A1 (RfA1). Na dalszym etapie eksperymentu naukowcy stosowali spin-coating - dzięki niemu na podkładzie szklanym uzyskiwali 5-10-nm film z tlenku grafenu. Na tym rozprowadzano RfA1. W zależności od grubości, film z reflektyny miał różną barwę; przy 125 nm był np. niebieski, a przy 207 nm pomarańczowy. Biorąc pod uwagę, że pewne kałamarnice potrafią dynamicznie modulować współczynnik odbicia swojej skóry w zakresie całego spektrum [światła] widzialnego, a nawet w obrębie bliskiej podczerwieni (~800 nm), postulowaliśmy, że współczynnik odbicia naszych filmów RfA1 dałoby się również dostrajać w podobnym, a nawet większym zakresie długości fal. Szukaliśmy więc warunków, które znacząco zwiększałyby grubość warstw RfA1, a w konsekwencji przesuwałyby ich spektra odbicia w kierunku podczerwieni. Amerykanie oceniali odpowiedź powłok z RfA1 na różne bodźce chemiczne. Odkryli, że wystawienie ich na oddziaływanie oparów stężonego kwasu octowego wywoływało duże, odwracalne przesunięcie widma odbicia (dochodziło do pęcznienia gęsto upakowanych nanocząstek RfA1). Zwracając uwagę na kompatybilność z wieloma różnymi powierzchniami, Gorodetsky podkreśla, że materiał może znaleźć zastosowanie nie tylko w kamuflażu, ale i w energooszczędnych powłokach odbijających. Wg profesora, to pierwszy krok na drodze do opracowania materiału, który rekonfigurowałby się w odpowiedzi na zewnętrzny sygnał. Naukowcy próbują obecnie wynaleźć niechemiczne strategie uruchamiania zmiany koloru w powłoce reflektynowej.
  3. Komputery kwantowe wciąż znajdują się na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Co prawda Google, NASA i kilka innych firm oraz organizacji korzysta z kwantowych komputerów firmy D-Wave, jednak wciąż nie do końca jest jasne, czym są te maszyny, gdyż używają one niestandardowej techniki obliczeń zwanej adiabatycznymi obliczeniami kwantowymi. Naukowcy z brytyjskiego University of Bristol martwią się jednak czymś innym. Zauważają, że świat nie jest gotowy na pojawienie się kwantowych komputerów. Komputer kwantowy może wykonywać obliczenia szybciej, ale ktoś musi go zaprogramować. Obecnie na świecie jest tylko garstka osób potrafiących to zrobić - mówi Jeremy O'Brien. Uczony stoi na czele zespołu, który rozwija własny kwantowy procesor i wykorzystuje go w chmurze obliczeniowej. Dzięki temu każdy chętny będzie mógł, za pośrednictwem internetu, połączyć się z kwantowym układem i uczyć się jego programowania. Zespół z Bristolu tworzy bardziej tradycyjny układ niż ten wykorzystywany w komputerach D-Wave. Brytyjski procesor przepuszcza dwa fotony przez serię kanałów optycznych. Podczas podróży przez procesor fotony zostają splątane. Programowanie polega na określeniu stopnia splątania, co pozwoli na wykonywanie różnych operacji. Osoby chcące nauczyć się programowania kwantowych układów scalonych będą musiały najpierw wykorzystać online'owy symulator, który wyjaśni podstawowe założenia mechaniki kwantowej potrzebne do obsługi procesora, następnie pozwoli na przeprowadzenie symulacji. Gdy już zdobędziemy odpowiednie doświadczenie, będziemy mogli poprosić o dostęp do prawdziwego procesora znajdującego się w laboratorium University of Bristol, uruchomić swój program i zobaczyć wyniki jego działania. Procesor zostanie udostępniony od 20 września. Możesz siedzieć w autobusie ze swoim smartfonem i przeprowadzać eksperymenty z dziedziny optyki kwantowej - mówi Peter Shadbolt, jeden z członków zespołu O'Briena. Na razie procesor ma bardzo ograniczone możliwości. Składa się jedynie z 2 kubitów. Nie zrobi niczego, czego nie potrafiłby zrobić twój pecet - mówi O'Brien. Komputery kwantowe jeszcze przez długi czas nie osiągną stopnia złożoności zwykłych pecetów. Co prawda zespół O'Briena opracował już 6- i 8-kubitowe komputery kwantowe, na razie jednak nie są one gotowe do użycia.
  4. Mieszkająca m.in. w Londynie koreańska artystka Meekyoung Shin postanowiła nieco upiększyć publiczne toalety, zachęcając jednocześnie do pamiętania o higienie osobistej. W ramach Public Art Programme na 3 miesiące (od 26 lipca do 31 października) w łazienkach 16 galerii i muzeów na terenie Zjednoczonego Królestwa ustawiono mydlane kopie klasycznych rzeźb ze Wschodu i Zachodu. Shin urodziła się w 1967 r. w Seulu. Na początku zdobyła wykształcenie z zakresu klasycznej rzeźby europejskiej. Później przeprowadziła się do Londynu, gdzie zafascynowały ją losy obiektów przenoszonych z oryginalnych lokalizacji do witryn muzealnych (tam zaczynają one pełnić rolę reprezentantów swojej kultury). Zaczęła tworzyć ich kopie z mydła, produktu codziennego użytku, który po uformowaniu przypomina marmur, ale później szybko się dezintegruje. Wg Koreanki, proces ten odzwierciedla losy starożytnych rzeźb - choć stworzono je z, wydawałoby się, wytrzymałego materiału i tak nie opierają się niszczącemu działaniu czasu. W listopadzie wszystkie mydlane rzeźby, a właściwie to, co z nich pozostanie po eksperymentach zwiedzających, trafią na wystawę artystki do Translation Museum w Koreańskim Centrum Kulturalnym w Londynie. Shin od dość dawna eksperymentuje z nietypowym tworzywem. Ponieważ inspiruje się m.in. XVII-wieczną chińską porcelaną eksportową, w 2009 r. zaprezentowała odbiorcom serię mydlanych waz (Translational Vases). Jej rzeźby są często misternie barwione.
  5. Muzeum van Gogha poinformowało o odkryciu nieznanego dzieła holenderskiego postimpresjonisty. "Zachód nad Montmajour" powstał w Arles w 1888 r., czyli w szczytowym okresie kariery artysty. Zawsze uważamy, że wszystko widzieliśmy i wszystko wiemy, a [mimo to] do dorobku [van Gogha] możemy teraz dodać znaczące nowe dzieło. To praca z ważnego okresu w jego życiu, w którym tworzył [...] "Słoneczniki", "Żółty dom" czy "Sypialnię w Arles" - podkreśla dyrektor muzeum Axel Rüger. Obraz przedstawia zmierzch wśród wzgórz w Prowansji. Za łanami pszenicy w tle widać ruiny opactwa benedyktynów (Abbaye de Montmajour). W 1890 r. obraz znajdował się w kolekcji rodzinnej brata Vincenta Theo (w spisie znalazł się na pozycji 180.; liczba ta widnieje nadal zresztą na odwrocie dzieła). W 1901 r. sprzedano go paryskiemu marszandowi, który w 1908 r. dobił targu z norweskim kolekcjonerem Christianem N. Mustadem. Rodzina przemysłowca opowiadała, że niedługo po zakupie jeden z gości, francuski ambasador w Szwecji, zasugerował, że obraz jest falsyfikatem albo ktoś się pomylił przy ustalaniu jego autorstwa, dlatego koniec końców skończył on nie na ścianie, ale na strychu. Po latach zbierania kurzu "Zachód nad Montmajour" dotarł do obecnych właścicieli (muzeum nie zdradza ani ich tożsamości, ani daty transakcji). Przedstawiciele muzeum uchylają się od podania wyceny. Na rynku nie ma zbyt wielu dzieł z tego okresu (chodzi zarówno o wielkość, jak i o klasę), dlatego trudno powiedzieć coś na ten temat - twierdzi Marije Vellekoop. W 1991 r. obecni właściciele pokazywali obraz fachowcom z muzeum, ale wtedy nikt nie rozpoznał w nim van Gogha. Tym razem dysponowaliśmy danymi topograficznymi oraz innymi czynnikami, które pomogły potwierdzić autentyczność - wyjaśnia Rüger. Dzieło przypisano Vincentowi po dogłębnym zbadaniu stylu, techniki, farby, płótna czy listów van Gogha. Stosunkowo dużemu pejzażowi (93,3x73,3 cm) wykonano zdjęcia rtg. Poszczególne warstwy farby zbadano pod mikroskopem. "[...] Wszystko wskazywało na van Gogha. Stylistycznie i technicznie rzecz ujmując, zauważyliśmy wiele podobieństw do innych obrazów malarza z lata 1888 r. Przeszukując literaturę i [inne] zapisy, byliśmy w stanie odtworzyć najwcześniejsze dzieje i pochodzenie obrazu. [...] Zidentyfikowaliśmy też lokalizację sceny - to krajobraz z okolic Arels, [a konkretnie] punkt w pobliżu wzgórza Montmajour z ruinami opactwa o tej samej nazwie. Co więcej, istnieją 2 listy artysty z lata 1888 r., w których dosłownie odnosił się do obrazu. Van Gogh pisał, że mu nie wyszło, co da się wyjaśnić, bo obok zdecydowanych i typowych dla niego pociągnięć pędzlem widać słabsze i mniej przekonujące elementy. Analiza techniczna wykazała, że wykorzystane pigmenty odpowiadają palecie van Gogha z Arles [...]. W "Zachodzie nad Montmajour" wykorzystano ten sam rodzaj płótna i podmalówki, co w "Skałach", bardzo podobnym stylistycznie obrazie z tego samego okresu (on również wchodził w skład kolekcji Thea i został sprzedany w 1901 r.). Od 24 września "Zachód nad Montmajour" będzie można podziwiać na wystawie zatytułowanej "Van Gogh at work".
  6. Sępy nie cieszą się wśród ludzi zbytnią popularnością. Te bardzo pożyteczne ptaki są dość powszechnie pogardzane, przez co ich sytuacja nie przyciąga uwagi tak, jak np. niedźwiedzi polarnych. Tymczasem połowa z 23 gatunków sępów zagrożona jest wyginięciem. W Azji doszło do masowego wymierania sępów wskutek dodawania do paszy zwierząt hodowlanych środka przeciwbólowego diklofenaku. Zatruwał on ptaki żywiące się padłymi zwierzętami. Zanim zorientowano się w sytuacji i w 2006 roku kolejne państwa zaczęły zakazywać stosowania diklofenaku, populacja 3 azjatyckich gatunków sępów zmniejszyła się o 95%. Równie trudna sytuacja panuje w Afryce. Badania z 2012 roku wykazały, że wśród niektórych gatunków sępów ze Wschodniej Afryki każdego roku ginie aż 33% osobników. W Afryce Zachodniej w ciągu ostatnich 30 lat liczebność niemal wszystkich gatunków sępów zmniejszyła się na terenach zamieszkanych przez człowieka o 95%. Przyczyny wymierania sępów w Afryce są znacznie bardziej złożone niż w Azji. W Afryce Zachodniej ptaki, o czym informowaliśmy, są dziesiątkowane przez kłusowników, którzy chcą dzięki temu ukryć miejsca, w których zabili słonie, padają ofiarami trucizn wykładanych przez hodowców przeciwko hienom czy lwom. Z kolei w Afryce Wschodniej sępy używane są jako źródło pożywienia oraz lekarstw w ludowej medycynie. Coraz większym zagrożeniem dla nich są też farmy wiatrowe i linie wysokiego napięcia. Specjaliści próbują oceniać skutki zmniejszania się liczebności sępów. Z przeprowadzonych badań wynika, że np. w Indiach spadek liczebności sępów przyczynił się do wzrostu liczebności szczurów i zdziczałych psów, które roznoszą leptospirozę i wściekliznę. Ekonomiści szacują, że koszty związane ze spadkiem liczebności sępów wyniosły w Indiach 34 miliardy dolarów w ciągu ostatnich 14 lat. Trzeba pamiętac, że sępy żywią się padłymi zwierzętami. Zjadając ciała chorych osobników powodują, że nie dochodzi do zarażeń wśród ssaków żywiących się m.in. padliną, a te z kolei nie zarażają innych gatunków. Jeśli sępy wyginą będziemy siedzieli na wielkiej bombie chorób zakaźnych - mówi Munir Virani z Peregrine Fund.
  7. Słynny pojazd Deep Impact, który w 2005 roku wystrzelił specjalny pocisk w jądro komety Tempel 1, uległ poważnej awarii. Centrum kontroli utraciło z nim łączność pomiędzy 11 a 14 sierpnia. Ostatnio próbowano wprowadzić sondę w tryb hibernacji. Bezskutecznie. Jak przyznał główny naukowiec projektu EPOXI - tak nazwano misję Deep Impact po wykonaniu przezeń głównego zadania - pojazd obraca się w niekontrolowany sposób i nie może wykonywac obserwacji. Inżynierowie znaleźli przyczynę awarii. Jest nim błąd w oprogramowaniu komunikacyjnym, który doprowadził do resetu komputera sondy. Specjaliści pracują obecnie nad przywróceniem łączności z pojazdem. Najpierw jednak muszą dowiedzieć się, w jakiej pozycji znajduje się sonda i do której z anten należy wysłać komendy. Czasu jest niewiele, gdyż Deep Impact jest zasilany z paneli słonecznych. Jeśli nie będą one ustawione w odpowiedniej pozycji, pojazd nie będzie ładował akumulatorów. Wszystko zależy od tego, czy do paneli chociaż częściowo dociera światło naszej gwiazdy. Jeśli tak, sonda będzie pracowała jeszcze przez kilka miesięcy. Jeśli nie - pozostało kilka dni na odzyskanie kontroli nad nią. Deep Impact rozpoczęła swoją misję w styczniu 2005 roku. Jej głównym celem było zbadanie budowy jądra komety Tempel 1 poprzez wystrzelenie w jej kierunku pocisku i sfotografowanie efektów uderzenia. Misja przebiegła pomyślnie. Po jej zakończeniu Deep Impact rozpoczął misję EPOXI. W jej ramach badał planety pozasłoneczne i kometę Hartley 2. Obserwował też inne komety, a ostatnim obiektem jaki badał, była kometa ISON. Niestety, przed awarią pojazd nie przesłał zdjęć ISON.
  8. Jednorazowe systemy identyfikacji, np. hasła czy skanowanie tęczówki, sprawdzają się jako metody zabezpieczania dostępu do budynku czy witryny WWW, jednak w niektórych okolicznościach, np. podczas przewożenia cennych dóbr albo w taksówkach/środkach transportu miejskiego, lepsze byłyby metody bazujące na stałym monitoringu biometrycznym. Wg zespołu Isao Nakanishiego z Uniwersytetu w Tottori, w tej roli sprawdziłyby się miniskanery fal mózgowych kierowcy. Japończycy wyjaśniają, że w konwencjonalnych systemach biometrycznych identyfikacja jest jednorazowa. Jeśli jednak oszust zastąpi uwierzytelnionego użytkownika, urządzenie nie ma jak stwierdzić, że osoba prowadząca w danym momencie auto nie jest np. prawowitym właścicielem. Systemy bazujące na powtarzanym wpisywaniu hasła czy skanowaniu tęczówki nie byłyby bezpieczne, stąd potrzeba opracowania innego rozwiązania. Pomiar fal mózgowych - np. za pomocą nakrycia głowy z wbudowanymi czujnikami - to idealny sposób, bo oszust nie byłby w stanie podrobić "neurosygnatury" właściciela/osoby uprawnionej. Gdyby pomiar wskazał na niewłaściwy wzorzec fal, pojazd zostałby bezpiecznie unieruchomiony. System zespołu z Tottori przetwarza fale mózgowe z pasma alfa-beta EEG i porównuje je do preprogramowanej próbki (zazwyczaj uzyskuje się ją w czasie, gdy kierowca wykonuje typowe czynności związane z prowadzeniem samochodu). Japończycy podkreślają, że potencjalnie taka metoda uniemożliwiłaby uruchomienie silnika w sytuacji, gdyby kierowca był zbyt zmęczony albo odurzony alkoholem czy narkotykami.
  9. Przedstawiciele Google'a potwierdzili w rozmowie z The Washington Post, że firma ciężko pracuje nad szyfrowaniem posiadanych przez siebie danych, by uniemożliwić NSA i agendom innych rządów szpiegowanie internautów. Koncern w ubiegłym roku ogłosił zamiar szyfrowania danych, a od czerwca prace nad projektem przyspieszono. Miało to związek z ujawnieniem przez prasę istnienia programu PRISM. Oczywiście zaszyfrowanie danych utrudni życie szpiegom tylko wówczas, gdy będą chcieli pozyskać je nielegalnie. Walka z tym procederem nie będzie jednak łatwa. To wyścig zbrojeń. Agendy rządowe to jedni z najlepszych graczy w hakerskim świecie" - mówi Eric Grosse, wiceprezes Google'a ds. systemów bezpieczeństwa. Zdaniem ekspertów USA, Chiny, Rosja, Wielka Brytania oraz Izrael dysponują największymi możliwościami i umiejętnościami w dziedzinie łamania zabezpieczeń. Media i niezależne organizacje donoszą, że np. NSA stosuje wiele różnych taktyk w celu złamania zabezpieczeń - od prób uzyskania kluczy szyfrujących, poprzez wykorzystywanie superkomputerów do łamania kodów, aż po wpływ na opracowywane standardy szyfrowania. Mimo dysponowania olbrzymimi środkami i umiejętnościami, zadanie stojące przed NSA i podobnymi jej agencjami nie jest łatwe. Wręcz przeciwnie, Do łamania współczesnych zabezpieczeń potrzebne są tak duże zasoby, że nawet potężnym agencjom nie wystarcza ich do prowadzenia szeroko zakrojonej inwigilacji. Dlatego też muszą skupiać się na konkretnych wybranych celach o najwyższym priorytecie. Jeśli NSA chce się dostać do twojego systemu, to się dostanie... Wiele osób z mojego środowiska nie ma co do tego złudzeń. Chodzi jednak o to, by niemożliwa była masowa inwigilacja - mówi Christopher Soghoian, ekspert ds. bezpieczeństwa w Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU).
  10. Jeśli chodzi o skuteczność przy rzucaniu palenia, e-papierosy dają porównywalne rezultaty do plastrów nikotynowych. Naukowcy z University of Auckland stwierdzili, że w ciągu pół roku od 12-tygodniowego cyklu z e-papierosami lub plastrami abstynencję udawało się zachować podobnemu odsetkowi palaczy. Zespół prof. Chrisa Bullena zamieścił ogłoszenie w gazecie i dzięki temu zebrał grupę 657 ochotników. Choć nasze wyniki nie pokazywały jasnych różnic między e-papierosami a plastrami w zakresie 6-miesięcznych sukcesów abstynencyjnych, wydaje się, że papierosy elektroniczne były skuteczniejsze w innym wymiarze - jeśli komuś nie udawało się zerwać z nałogiem, pomagały zmniejszyć liczbę wypalanych papierosów. Interesujące jest też to, że ludzie biorący udział w eksperymencie bardziej entuzjastycznie pochodzili do e-papierosów. Za dowód można uznać fakt, że w porównaniu do plastrów, o wiele większa część obu grup z e-papierosem deklarowała, że poleciłaby je krewnym bądź przyjaciołom. Bullen podkreśla, że choć wyniki są zachęcające, pozostało jeszcze dużo do wyjaśnienia, m.in. w zakresie długoterminowych oddziaływań elektronicznych papierosów. Nowozelandzkich ochotników podzielono na 3 grupy. Członkom pierwszej (292) zapewniono 3-miesięczny zapas komercyjnych e-papierosów (każdy zawierał ok. 16 mg nikotyny). Druga grupa (również 292-osobowa) została zaopatrzona w 3-miesięczny zapas plastrów nikotynowych. Trzeciej grupie (73-osobowej) dano placebo - e-papierosy bez nikotyny. Po zakończeniu cyklu rzucania palenia przez pół roku ochotników regularnie badano, by stwierdzić, czy udało im się wytrwać w postanowieniu rzucenia palenia. Stwierdzono, że pod koniec półrocznego okresu całkowitą abstynencję zachowywał co 20. uczestnik studium (ok. 5,7%). Choć odsetek "zwycięzców" był najwyższy w grupie z e-papierosami - 7,3%, w porównaniu do 5,8% w grupie z plastrami i 4,1% w grupie placebo - różnice nie były istotne statystycznie. Elektroniczne papierosy zapewniały za to korzyści osobom, którym nie udawało się zerwać z nałogiem. Po pół roku dzienne zużycie papierosów spadało o co najmniej połowę w przypadku 57% grupy e-papierosowej (analogiczne zmiany odnotowywano u 41% grupy plastrowej). Po 6 miesiącach 1/3 grupy placebo i e-papierosowej nadal korzystała z urządzeń (w porównaniu do 8% przedstawicieli grupy plastrowej). Gdy miesiąc po zakończeniu 12-tygodniowego cyklu interwencyjnego pytano, czy ochotnik poleciłby przypisany mu produkt, 9 na 10 członków grup placebo i e-papierosowej twierdziło, że tak. W grupie z plastrami odsetek przekonanych do metody był niższy i wynosił 56%. Pod koniec okresu obserwacyjnego proporcje właściwie się nie zmieniły. Porównując użytkowników e-papierosów i plastrów, Nowozelandczycy nie odnotowali różnic we wskaźniku niekorzystnych zdarzeń zdrowotnych, a także we wskaźniku poważnych niekorzystnych zdarzeń zdrowotnych.
  11. Zdaniem szefa chińskiego oddziału EMC Denisa Yipa, toczący się właśnie głośny proces korupcyjny z Bo Xilaiem w roli głównej, zaszkodził rynkowi uniksowych mainframe'ów. Wielkim wygranym tego procesu może być platforma x86. Podczas EMC Forum Yip powiedział, że w związku z najnowszą kampanią antykorupcyjną - a trzeba pamiętać, że w jej ramach w lipcu 2013 roku na karę śmierci skazano ministra ds. kolei - urzędy bardzo ostrożnie składają zamówienia m.in. na infrastrukturę IT. Kupowanie uniksowych mainframe'ów, bardzo drogich wydajnych maszyn, których moc w dużej mierze pozostanie niewykorzystana, stało się ryzykowne. Wykorzystuje się coraz więcej środowisk wirtualnych. Chińscy klienci wydają mniej pieniędzy... nie chcą płacić olbrzymich kwot na mainframe'y, przesiadają się na środowisko wirtualizacyjne na platformie x86 - stwierdził Yip. Obecnie chiński rząd planuje utworzenie w całym Państwie Środka 80 miejskich chmur obliczeniowych. Projekty są często kierowane do odległych obszarów, w których praktycznie nie istnieje infrastruktura IT. To oznacza, że trzeba budować ją od podstaw. Zaangażowane w to firmy, takie właśnie jak ECM, mogą liczyć na lukratywne kontrakty. Samo EMC w ciągu najbliższych 5 lat będzie brało udział w budowie 1000 centrów bazodanowych w Chinach. Antykorupcyjna kampania jest korzystna dla przedsiębiorstw takich jak EMC, które oferują produkty dla platformy x86.
  12. Dwudziestego szóstego sierpnia o 17.10 przed budynkiem Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (fr. Conseil Européen pour la Recherche Nucléaire, CERN) urodził się chłopiec - Lorenzo. Jego rodzice jechali do szpitala, a gdy zorientowali się, że fachowa pomoc przyda się wcześniej, zajechali przed wejście B CERN-u. Jak wynika z relacji zamieszczonej w biuletynie ośrodka, pierwszej pomocy udzielili strażacy. Później pałeczkę przejęli lekarze, którzy upewnili się, że matka i dziecko mają się dobrze. Następnie ambulans CERN-u przewiózł powiększoną rodzinę do Hôpital de la Tour. W czasie mojej 20-letniej pracy w CERN-ie widziałam różne rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie. [...] Ostatni podobny przypadek wydarzył się tu 40 lat temu - podkreśla Véronique Fassnacht, szefowa służb medycznych Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych. Wszystko przebiegło bardzo szybko, ale i [...] gładko. Brygada przeciwogniowa CERN-u zjawiała się tuż po narodzinach. Strażacy założyli zacisk na pępowinę. Wszyscy [...] byli bardzo pomocni i profesjonalni - opowiada ojciec malucha Mario di Castro, na co dzień pracownik jednego z działów laboratorium.
  13. Odkryta przed kilkoma laty nowa klasa gwiazd - brązowe karły - rzeczywiście są najchłodniejszymi tego typu znanymi nam obiektami we wszechświecie. Są jednak znacznie cieplejsze, niż sądzono. Jeszcze w marcu 2011 roku informowaliśmy o odkryciu brązowego karła, którego temperatura wynosi 97 stopni Celsjusza, by kilka miesięcy później pisać o gwieździe o temperaturze 25 stopni Celsjusza. Najnowsze badania wykazały jednak, że brązowe karły nie są aż tak chłodne. Temperatura ich powierzchni wynosi w rzeczywistości 482-662 stopnie Celsjusza. Gwiazdy, by osiągnąć tak niską temperaturę, musiały stygnąć przez miliardy lat. Badania wykazują, że masa brązowych karłów jest 5-20 razy większa od masy Jowisza, a źródłem energii jest dla nich mechanizm Kelvina-Helmholtza. Polega on na tym, że gdy ciało niebieskie stygnie, kurczy się. Zmniejsza się zatem jego energia grawitacyjna, która zamienia się w energię cieplną. Tak dzieje się np. w przypadku Jowisza, który wypromieniowuje więcej energii niż otrzymuje ze Słońca. Gdyby taki obiekt krążył wokół gwiazdy,najprawdopodobniej nazwalibyśmy go planetą - mówi Trent Dupuy z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Jednak uformowały się one samodzielnie, dlatego też uznano je za gwiazdy, brązowe karły.
  14. Ludzie postrzegają przestrzeń wokół innych osób jak przestrzeń wokół siebie. Najnowsze studium Claudia Brozzolego i Henrika Ehrssona z Karolinska Institutet wykazało, że zdarzenia wzrokowe zachodzące w pobliżu własnej ręki i dłoni innego człowieka są reprezentowane w tej samej części płata czołowego (korze przedmotorycznej). Innymi słowy, mózg może oszacować, co się dzieje obok czyjejś kończyny, ponieważ aktywowane neurony są tymi samymi, które "włączają się" podczas wydarzeń rozgrywających się w pobliżu naszej własnej dłoni. Szwedzi uważają, że dzielona reprezentacja przestrzeni okołoosobistej sprzyja interakcjom społecznym, kodując zdarzenia czuciowe, działania i procesy poznawcze we wspólnej przestrzennej siatce odniesienia, może też pomagać w intuicyjnym stwierdzaniu, kiedy komuś coś zagraża (kiedy np. widzimy znajomego, który za chwilę zostanie uderzony piłką). Studium składało się z serii eksperymentów z wykorzystaniem funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). W sumie wzięło w nich udział 46 zdrowych osób. W pierwszym etapie ochotnicy obserwowali małą piłkę przyczepioną do kijka, która najpierw przesuwała się koło ich własnej ręki, a później koło dłoni innego człowieka. Brozzoli i Ehrsson odkryli w lewej brzusznej korze przedmotorycznej rejon z grupami neuronów reagującymi na obiekt tylko wtedy, gdy znajdował się on blisko własnej albo czyjejś kończyny. Później wyniki te udało się zreplikować. Na końcu Szwedzi wykazali, że efekt nie był zależny od kolejności prezentowania bodźców koło dłoni. Wiemy z wcześniejszych badań, że nasz mózg reprezentuje działania innych ludzi, posługując się grupami neuronów reprezentującymi własne działania - to tzw. system neuronów lustrzanych. [Teraz] w obrębie tych populacji odkryliśmy nową klasę - reprezentują one przestrzeń w pobliżu innych tak jak przestrzeń koło nas.
  15. Naukowcy z University of Houston zidentyfikowali największy pojedynczy wulkan na Ziemi. Jest on tak olbrzymi, że dorównuje gigantycznym wulkanom marsjańskim, co czyni go jedną z największych tego typu struktur w Układzie Słonecznym. Powierzchnia wulkanu Tamu Massif dorównuje powierzchni Polski. Profesor William Sager z University of Houston bada go od około 20 lat. Wulkan tarczowy Tamu Massif znajduje się około 1000 mil na wschód od Japonii i jest największą strukturą podwodnego wzniesienia Shatsky Rise, które powstało 130-145 milionów lat temu wskutek licznych erupcji wulkanicznych. Dotychczas nie było jasne, czy Tamu Massif jest jednym wulkanem czy też składa się z wielu. Po wieloletnich badaniach specjaliści stwierdzili, że masa bazaltu, tworząca Tamu Massif pochodzi się z jednego źródła erupcji położonego blisko jego centrum. Tamu Massif to największa pojedyncza struktura wulkaniczna odkryta dotychczas na Ziemi. Być może istnieją większe wulkany, gdyż istnieją większe struktury, takie jak Płaskowyż Ontong Java, ale nie wiemy czy te struktury to pojedynczy wulkan czy wiele wulkanów - mówi profesor Sager. Wulkan nie jest wysoki, ale bardzo szeroki, więc nachylenie stoków jest bardzo łagodne. Gdybyśmy stanęli na jego krawędzi, to mielibyśmy problem z określeniem, w którą stronę stok jest nachylony. Wiemy, że to pojedynczy gigantyczny wulkan stworzony przez lawę wylewającą się z pojedynczego punktu, przez co powstała szeroka struktura podobna do tarczy. Wcześniej tego nie wiedzieliśmy, gdyż tak wielkie płaskowyże są ukryte pod powierzchnią oceanu - dodaje Sager. Powierzchnia Tamu Massif wynosi około 311 000 kilometrów kwadratowych. Dla porównania, Mauna Loa, największy aktywny wulkan na powierzchni Ziemi zajmuje obszar około 5200 km2. Marsjański wulkan Olympus Mons, który jest najwyższą znaną górą w Układzie Słonecznym, ma objętość jedynie o 25% większą niż Tamu Massif.
  16. By podczas rozwoju płodowego genetyczni chłopcy (XY) stali się chłopcami również pod względem anatomicznym, w ich organizmie musi występować enzym "odpakowujący" Jumonji d1a. Makoto Tachibana z Uniwersytetu w Kioto prowadził z zespołem badania, podczas których zastosowano knock-out genowy (usunięcie sekwencji kodującej enzym), uzyskując myszy niewytwarzające Jumonji d1a. Okazało się, że nieproporcjonalnie dużą część miotu stanowiły samice. Próbując rozwikłać tę zagadkę, doktor zaprosił do współpracy Australijczyków - Dagmar Wilhelm z Monash University oraz Petera Koopmana z University of Queensland (w 1990 r. uczestniczył on w odkryciu SRY, zespołu genów z krótkiego ramienia chromosomu Y, który ukierunkowuje rozwój gonady w kierunku jądra). Szczegółowe badania ujawniły, że problem dotyczył myszy z chromosomami XY: u 55% zamiast jąder rozwinęły się parzyste jajniki, a u 21% doszło do utworzenia jednego jądra i jednego jajnika. Choć wszystkie one miały sry, coś nie dopuściło do jego uaktywnienia. Podczas serii eksperymentów naukowcy zauważyli, że bez Jumonji d1a nie dochodziło do prawidłowego odpakowania. Rola enzymu polega zatem na czasowym usunięciu białek chroniących DNA, tak by maszyneria komórkowa biorąca udział we włączaniu genów mogła uzyskać dostęp do sry. Wg Wilhelm, chociaż eksperymenty prowadzono na myszach, u ludzi wyniki niemal na pewno byłyby takie same. Komentatorzy odkryć zespołu podkreślają, że skoro u niektórych myszy z knock-outem doszło do wykształcenia jednego lub nawet obu jąder, oznacza to, że Jumonji d1a jest najprawdopodobniej tylko jednym z enzymów odpakowujących SRY. Prof. Robin Lovell-Badge z MRC National Institute for Medical Research w Londynie uważa, że w przyszłości należy wyjaśnić, czy Jumonji d1a odpakowuje SRY, czy raczej zajmuje się jakąś częścią, a nawet całością chromosomu Y. Sam Lovell-Badge optuje za tą drugą wersją.
  17. Informacje zdobyte przez dziennikarzy The New York Timesa, Guardiana oraz niedochodowej organizacji ProPublica wskazują, że amerykańska NSA we współpracy z brytyjską agencją wywiadowczą GCHQ złamały większość algorytmów szyfrowania używanych przez przedsiębiorców i użytkowników internetu. W ciągu ostatnich 13 lat NSA zainwestowała miliardy dolarów w technologie, które pozwalają jej poznać niemal wszystkie sekrety obywateli. Z raportów opublikowanych przez wspomniane gazety dowiadujemy się, że NSA zakupiła potężne superkomputery oraz podpisało umowy z wieloma firmami, które umieściły w swoim oprogramowaniu tylne drzwi pozwalające na szpiegowanie użytkowników. W raportach nie wymieniono nazw firm współpracujących z NSA. Najnowsze dokumenty ujawnione przez Edwarda Snowdena i omówione w raportach opisują wysiłki NSA skoncentrowane na próbach złamania protokołu SSL. Inny dokument wspomina o tym, że GCHQ przez wiele lat próbowała podsłuchiwać ruch z Google'a, Yahoo!, Microsoftu i Facebooka. Brytyjczycy chwalili się w 2012 roku, że uzyskali "nowe możliwości dostępu" do serwerów Google'a. Nie wiadomo jednak, na czym polega działanie GCHQ, ani jakie dane jest w stanie przechwytywać.
  18. Za źródło zaburzeń zachowania uznaje się zazwyczaj mózg. Najnowsze badania zespołu z College'u Medycznego Alberta Einesteina przy Yeshiva University ujawniły jednak, że dysfunkcje ucha wewnętrznego mogą wywoływać zmiany neurologiczne, które prowadzą do nadpobudliwości. Badacze od dawna obserwowali, że u wielu dzieci i dorosłych z poważnymi chorobami ucha wewnętrznego - zwłaszcza wpływającymi zarówno na słuch, jak i na równowagę - często występują problemy behawioralne, np. nadpobudliwość, lecz dotąd nikt nie potrafił stwierdzić, czy są one ze sobą związane. Nasze studium to pierwszy dowód na to, że upośledzenie sensoryczne, takie jak dysfunkcja ucha wewnętrznego, może wywoływać specyficzne zmiany molekularne w mózgu, które prowadzą do nieprzystosowawczych zachowań; [warto dodać, że] wcześniej za wyłączne ich źródło uznawano mózg - wyjaśnia dr Jean M. Hébert. Pomysł na badania zrodził się, gdy Michelle W. Antoine zauważył, że niektóre myszy w laboratorium Héberta są nietypowo aktywne - znajdują się w niemal ciągłym ruchu, goniąc swój ogon. Później okazało się, że u zwierząt tych występują poważne defekty ślimakowo-przedsionkowe oraz głęboka głuchota. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że to dobra okazja do przestudiowania związków między dysfunkcjami ucha a zachowaniem. Naukowcy stwierdzili, że do problemów z uchem wewnętrznym doszło z powodu mutacji genu Slc12a2. Koduje on białka transportowe i występuje również u ludzi. By stwierdzić, czy mutacja ma związek z nadpobudliwością myszy, akademicy wybiórczo usuwali Slc12a2 z ucha wewnętrznego, różnych części mózgu kontrolujących ruch albo z całego ośrodkowego układu nerwowego. Ku naszemu zaskoczeniu, zwiększona aktywność lokomotoryczna pojawiała się wyłącznie po delecji genu w uchu wewnętrznym. Amerykanie dywagowali, że defekty ucha wewnętrznego prowadzą do nieprawidłowego działania prążkowia, centralnego obszaru mózgu kontrolującego ruch. Testy wskazały na podwyższony poziom 2 białek (należą one do szlaku sygnalizacyjnego nadzorującego działanie neuroprzekaźników): 1) fosforylowanej kinazy regulowanej czynnikami zewnętrznymi (ang. phosphorylated extracellular signal regulated kinase, pERK) i 2) pCREB. Zwiększone stężenia występowały tylko w prążkowiu (nie widywano ich w innych częściach przodomózgowia). By stwierdzić, czy podwyższony poziom pERK nasila aktywność lokomotoryczną, naukowcy podali myszom pozbawionym Slc12a2 zastrzyk z SL327, inhibitora pERK. Okazało się, że aktywność lokomotoryczna powróciła wtedy do normy. Iniekcja nie wpłynęła na zachowanie zwierząt z grupy kontrolnej. Zastrzyk z SL327 nie oddziaływał na czyszczenie, co sugeruje, że podwyższone stężenie pERK nasila aktywność lokomotoryczną, a nie aktywność ogólną. Wg naukowców, wyniki sugerują, że u dzieci z chorobami ucha wewnętrznego nadpobudliwość można by kontrolować lekami, które bezpośrednio lub pośrednio hamują szlak pERK w prążkowiu.
  19. Po niedawnym pożarze w fabryce Hyniksa, drugiego po Samsungu największego producenta kości pamięci, ceny układów pamięci wzrosły średnio o 19%. Pożar zniszczył fabrykę w Wuxi w pobliżu Szanghaju. Na DRAMeXchange, największej azjatyckiej giełdzie układów scalonych, cena 2-gigabitowych kości DDR3, która jest punktem odniesienia, wzrosła o 30 centow, co poziomu 1,90 USD. To największy wzrost od września 2010 roku. Hynix dostarcza swoje układy Apple'owi, Samsungowi, Lenovo, Dellowi i Sony. Pożar z 4 września zniszczył cleanroom fabryki w Wuxi. Wciąż oceniamy zasięg zniszczeń - poinformowali przedstawiciele SK Hynix. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że prace nad przywróceniem działalności fabryki mogą potrwać nawet pół roku. Specjaliści obawiają się dalszego wzrostu cen.
  20. Sąd Okręgowy dla Zachodniego Okręgu Waszyngtonu orzekł, że Motorola Mobility używała patentów FRAND w niewłaściwy sposób i ma zapłacić Microsoftowi nieco ponad 14 milionów dolarów odszkodowania. Ta niewielka kwota nie oddaje jednak znaczenia, jakie orzeczenie to może mieć dla rynku mobilnego. Przed dwoma laty Google kupił Motorola Mobility za 12,5 miliarda dolarów, mając nadzieję, że bogate portfolio patentów tej firmy posłuży do obrony swojej pozycji na rynku mobilnym oraz ewentualnych ataków na konkurencję. Kolejna już przegrana zmniejsza nadzieje Google'a na wykorzystanie kupionych patentów. W ubiegłym roku sędzia James Robart orzekł, że Motorola nie przestrzegała zasad obowiązujących przy licencjonowała patentów opisujących standardy. Zasady te mówią, że patenty takie należy licencjonować na "uczciwych, rozsądnych i niedyskryminujących" (FRAND) zasadach. Motorola żądała od Microsoftu 4 miliardów dolarów za korzystanie z jej patentów. Sąd uznał, że patenty, za które Motorola żądała od Microsoftu 4 miliardów dolarów, powinny być licencjonowane za 1,8 miliona USD. Po tym zwycięstwie Microsoft złożył przeciwko Motoroli pozew. Koncern argumentował, że Motorola naruszyła zasadę FRAND, gdyż żądała za swoje patenty "nierozsądnej" kwoty lub też bezpłatnego prawa do korzystania z patentów Microsoftu. Przed dwoma dniami sąd przyznał rację Microsoftowi i orzekł, że Motorola ma zapłacić koncernowi z Redmond 14,5 milionów dolarów odszkodowania. Składa się nań 3 miliony USD kosztów sądowych poniesionych przez Microsoft oraz 11,5 milionów tytułem zwrotu kosztów przeniesienia z Niemiec zgromadzonych zapasów kopii systemu Windows i konsoli Xbox, co uchroniło je przed zniszczeniem na podstawie wyroku sądu wydanego wskutek pozwu Motoroli. Microsoft domagał się odszkodowania w wysokości 23 milionów USD. Jednak to nie jego wysokość jest istotą wyroku, a fakt, że wynika z niego, iż Motorola nie jest w stanie użyć swoich patentów do obrony swojej pozycji. Teraz Microsoft może domagać się od Motoroli opłat za swoje patenty lub też, gdy firma nie będzie chciała ich wnosić, może wystąpić do sądu z wnioskiem o wydanie zakazu importu urządzeń Motoroli. Taktyka Microsoftu polega m.in. na spowodowaniu, by urządzenia z systemem Android były droższe, przez co stają się mniej konkurencyje w porównaniu z urządzeniami z Windows Phone. Największy producent smartfonów, Samsung, sprzedał w pierwszym kwartale bieżącego roku 70,7 miliona urządzeń z Androidem. Od każdego z nich Koreańczycy zapłacili podobno Microsoftowi 15 dolarów za wykorzystywane przez siebie licencje. Microsoftowi płacą też inni producenci smartfonów z Androidem - LG Electronics, ZTE i HTC. Motorola jest jedynym dużym producentem smartfonów, który nie płaci Microsoftowi. Firmy takie jak HTC, ZTE czy Huawei to młode przedsiębiorstwa o małych, słabych portfolio patentowych. Z kolei LG, Motorola i Samsung mają silne portfolio, ale olbrzymia część ich patentów opisuje standardy, zatem muszą być licencjonowane na zasadach FRAND. To stawia w wygodnej sytuacji takie firmy Jak Microsoft i Apple, które mają silne portfolio patentów, z których większość nie opisuje standardów. Motorola wyraziła swoje niezadowolenie z ostatniego wyroku i zapowiedziała apelację.
  21. Jedną z poważnych wad tabletu Surface Pro jest krótki czas pracy na bateriach. Bez ładowania urządzenie może działać jedynie przez około 4 godziny. To zdecydowanie zbyt mało. Microsoft znalazł jednak rozwiązanie problemu. Za kilka miesięcy koncern rozpocznie sprzedaż urządzenia będącego połączeniem klawiatury Type Cover z baterią. Power Cover, bo tak będzie się ono nazywało, ma umożliwić znaczne wydłużenie pracy na bateriach. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Power Cover będzie ważyło 520 gramów, czyli ponaddwukrotnie więcej niż Type Cover, a jego grubość wyniesie 4 milimetry. To wystarczająco dużo miejsca, by oprócz klawiatury pomieściło litowo-polimerową baterię, dzięki której Surface Pro będzie pracował może nawet przez 8 godzin. Power Cover pojawi się w sprzedaży mniej więcej w tym samym czasie, gdy do sklepów traifą Surface Pro 2 i Surface 2. Urządzenie będzie kompatybilne zarówno z dotychczasowymi jak i nowymi modelami Surface'a. Nie będą mogli z niego skorzystać jedynie użytkownicy Surface'a RT.
  22. Po zakończeniu półrocznych testów, które prowadzono m.in. w szpitalu Karolinska Institutet, 19 czerwca w sztokholmskiej galerii handlowej MOOD zadebiutował automatyczny kiosk, w którym można wydrukować najświeższy numer gazety czy magazynu. Wyposażono go w przyjazny dla użytkownika ekran dotykowy i drukarkę Ricoh. Klienci mogą wybierać spośród 200 tytułów, wgrywanych na zdalny serwer przez wydawców. Wystarczy zapłacić kartą, by po 2 minutach odebrać jeszcze ciepły wydruk. Firma Meganews zapowiada, że już wkrótce oferta powinna zostać uzupełniona o wydawnictwa obcojęzyczne. Szwedzi wyjaśniają, że takie rozwiązanie jest korzystne nie tylko dla wydawców, ale i dla środowiska. Przed czerwcowym debiutem instytut badawczy Innventia porównał cykle życiowe tradycyjnie wydawanej i dystrybuowanej gazety oraz produktu drukowanego w kiosku. Okazało się, że ten drugi oznacza ok. 60-proc. zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. Powodem jest głównie efektywność zużycia papieru - w kiosku sprzedaje się w końcu wszystkie drukowane egzemplarze, zaś w modelu tradycyjnym ok. 40% gazet/magazynów trafia do recyklingu.
  23. The Wall Street Journal donosi, powołując się na anonimowe źródło, iż zarząd BlackBerry rozpocznie wkrótce rozmowy o sprzedaży firmy innemu podmiotowi. W sierpniu z zarządu wyodrębiono grupę osób, których zadaniem było przejrzenie "strategicznych alternatyw" dalszego rozwoju firmy. Podobno kilka przedsiębiorstw zasygnalizowało chęć zakupu BlackBerry. Firma chciałaby zakończyć negocjacje przed listopadem, jednak jest mało prawdopodobne, by to się udało. Jeszcze niedawno BlackBerry miało bardzo silną pozycję na rynku smartfonów. Obecnie firma walczy o przetrwanie. Dawno pozostała w tyle za Google'em i Apple'em, a w ostatnim kwartale BlackBerry zostało wyprzedzone pod względem sprzedaży przez Windows Phone. W przeszłości akcje BlackBerry kosztowały ponad 200 dolarów, od czasów świetności spadły do 10 USD. Po ukazaniu się informacji o możliwej sprzedaży firmy, jej akcje zdrożały o 5,3%.
  24. Transformer Pad TF701T to 10,1-calowy tablet z systemem Android, ekranem IPS w rozdzielczości 2560x1600 oraz wydajnym, czterordzeniowym procesorem NVIDIA Tegra 4 i lekką przenośną stacją dokującą z gniazdem USB 3.0. Nowy ASUS Transformer Pad to idealnie narzędzie do mobilnej rozrywki. Wydajne podzespoły zamknięto w wytrzymałej, metalicznej obudowie o grubości zaledwie 8,9 mm. Tablet waży jedynie 585 gramów. Po podłączeniu do stacji dokującej z urządzenia można korzystać nawet do 17 godzin bez ładowania baterii. Tablet posiada 10,1-calowy ekran IGZO-TFT o ograniczonym zużyciu energii i bardzo szerokiej palecie kolorystycznej. Dzięki rozdzielczości 2560x1600 WQXGA obraz jest niezwykle ostry. Technologia IPS zapewnia wierne odtwarzanie barw, szerokie kąty widzenia (178 stopni) i doskonałą widoczność w świetle dziennym. Procesor NVIDIA Tegra® 4 z czterordzeniową jednostką główną ARM Cortex-A15 i 72-rdzeniowym procesorem graficznym GeForce gwarantują niezwykle wysoką wydajność – urządzenie bez problemy poradzi sobie z odtwarzaniem filmów w rozdzielczości HD oraz z najnowszymi i najbardziej wymagającymi grami na Androida. Funkcja streamingu przez Wi-Fi Miracast umożliwia przesyłanie sygnału wideo do kompatybilnego telewizora HD, dzięki czemu możemy komfortowo oglądać filmy na dużym ekranie bez konieczności podłączania kabli. Do gniazda HDMI można podłączyć ekran w technologii 4K Ultra HD. Nowy ASUS Transformer Pad jest wyposażony w przednią kamerę 1.2MP do prowadzenia rozmów wideo i tylną kamerę 5MP, która potrafi robić zdjęcia w wysokiej rozdzielczości podczas równoczesnego nagrywania filmu w jakości 1080p Full HD. Tablet posiada również takie funkcje jak zerowe opóźnienie migawki, HDR (High Dynamic Range) oraz inteligentną obróbkę obrazu twarzy.
  25. W New England Journal of Medicine ukazał się artykuł opisujący badania, które sugerują, że szeroko stosowany lek przeciwwirusowy może wydłużać życie osobm cierpiącym na glejaka. To niezwykle agresywny nowotwór mózgu, który daje bardzo złe rokowania. Większość chorych, nawet pomimo podjętego leczenia, umiera w ciągu roku od postawienia diagnozy. Autorzy artykułu wspominają o 50 pacjentach z jednego szpitala, którym obok standardowego leczenia podawano walgancyklowir, rozprowadzany pod komercyjną nazwą m.in. jako Valcyte. Porównano ich z grupą 137 osób, których leczono mniej więcej w tym samym czasie, jednak bez udziału Valcite. Po dwóch latach przy życiu pozostawało 62% pacjentów z obu grup. W grupie, która otrzymywała lek antywirusowy wciąż żyło 90% osób. W grupie leczonej tylko tradycyjnymi środkami 24 miesiące przeżyło 18%. To niezwykle ekscytujące dane - cieszy się doktor David Reardon, dyrektor ds. neuroonkologii z Dana-Farber Cancer Insittute w Bostonie. Reardon, który nie brał udziału w badaniach. Uczony zaleca jednak ostrożność. Zauważa, że jest jeszcze wiele niewiadomych i uzyskane wyniki trzeba potwierdzić podczas kontrolowanych badań klinicznych. Te opisywane powyżej takimi nie były. Lek podawano w ramach prowadzonego przez szpital programu poprawy jakości życia chorych, nie stosując przy tym standardów wymaganych przy badaniach klinicznych. To mogło wpłynąć na uzyskane wyniki. Sam lek został bezpłatnie dostarczony przez producenta, gdyż ubezpieczyciel - jako że nie jest on standardowym lekiem antynowotworoym - nie pokrywa kosztów liczonych w tysiącach dolarów miesięcznie na pacjenta. Jednak, jak podkreśla Reardon, uzyskane wyniki są tak obiecujące, że nie sposób przejść nad nimi do porządku dziennego. Zespół pracujący pod kierunkiem doktor Cecilii Soderberg-Naucler ze szwedzkiego Karolinska Institutet zdecydował się na eksperyment z walgancyklowirem, gdyż wiadomo, że u większości osób z glejakiem w guzach występuje cytomegalowirus (CMV). To niezwykle rozpowszechniony wirus. Aż 80% osób zaraża się nim przed osiągnięciem 40. roku życia. Jest on nieszkodliwy dla ludzi ze zdrowym systemem odpornościowym, jednak atakuje w przypadku jego osłabienia. Valcyte jest używane do leczenia infekcji CMV gałki ocznej, do których dochodzi u osób z AIDS. Niedawno dowiedziono również, że gdy dojdzie do takich mutacji genetycznych, które prowadzą do rozwoju nowotworu, CMV może przyspieszyć jego rozwój. Sam wirus nie powoduje nowotworu, ale mu pomaga. Z jakichś powodów komórki glejaka pojawiają się w miejscach, które lubi zasiedlać CMV - wyjaśnia doktor Reardon. Te wszystkie fakty znane są od dość dawna. Nowością jest sugestia, że lek antywirusowy może przedłużać życie chorych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...