-
Liczba zawartości
37589 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Wielu rodziców twierdzi, że gdy urodziło im się kolejne dziecko, mieli wrażenie, że starsze nagle sporo urosło, czasem w ciągu zaledwie jednej nocy. Studium przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Technicznego Swinburne'a rzuciło nieco światła na zjawisko "iluzji dziecka", przez którą matki i ojcowie postrzegają najmłodsze dziecko jako mniejsze, niż jest w rzeczywistości. Do czasu przyjścia na świat kolejnego potomka... Dr Jordy Kaufman podkreśla, że w badanym fenomenie nie chodzi wyłącznie o fakt, że starsze dziecko wygląda na większe w porównaniu do młodszego brata czy siostry. To skutek tego, że [kiedyś] rodzice ulegli wrażeniu, że ich pierwsze dziecko jest mniejsze niż w rzeczywistości. Narodziny młodszego członka rodziny przełamują [jednak] zaklęcie i wtedy matki i ojcowie zaczynają postrzegać starsze dziecko we właściwych proporcjach. Podczas badań prowadzonych w Internecie z 747 matek aż 70% twierdziło, że ich najmłodsze dziecko nagle stało się większe po narodzinach kolejnego dziecka. Później Australijczycy zebrali grupę 70 matek. Prosili o zaznaczenie na czystej ścianie wzrostu któregoś z dzieci w wieku 2-6 lat. Oszacowania były porównywane do rzeczywistej wielkości. Stwierdzono, że wzrost najmłodszych pociech był niedoszacowany średnio o 7,5 cm, podczas gdy oceny dotyczące starszych dzieci okazały się zasadniczo dokładne. Wielu matkom najmłodsze dziecko wydawało się o ponad 10 cm niższe niż w rzeczywistości. Bez względu na wiek, wyolbrzymienie maleńkości najmłodszych dzieci pomaga rodzicom zwracać na nie większą uwagę. « powrót do artykułu
-
Rzadki meteoryt nierozpoznany przez 140 lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
W ręce ekspertów trafił rzadko spotykany meteoryt, który nierozpoznany przeleżał 140 lat w Holandii. Obiekt, którego wiek oceniono na 4,6 miliarda lat, a zatem uformował się wkrótce po powstaniu Układu Słonecznego, spadł 27 października 1873 roku w pobliżu wsi Diepenveen. Dwóch świadków tego wydarzenia wydobyło kamień i przekazało go dyrektorowi miejscowej szkoły. Meteoryt leżał w szkolnej gablocie do 2009 roku, kiedy to podarowano go osobie zbierającej meteoryty. W ubiegłym roku skałę zauważył i rozpoznał astronom-amator Henk Nieuwenhuis. Przed kilkoma dniami meteoryt oficjalnie przekazano Naturalis Biodiversity Center w Leiden. Diepenveen, bo tak nazwano prezent, to zaledwie piąty meteoryt znaleziony na terenie Holandii. Okazał się jednak wyjątkowy. To niezwykle rzadki bogaty w węgiel chondryt węglisty z grupy CM. Do grupy tej należy mniej niż 1% wszystkich znanych meteorytów. Chondryty węgliste CM zawierają do 2% węgla, często w postaci mikroskopijnych diamentów. Można w nich znaleźć też aminokwasy, przez co niektórzy sądzą, że to właśnie takie meteoryty zapoczątkowały życie na Ziemi. Pierwsze badania Diepenveena przeprowadzono w Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie. Teraz jego fragmenty są badane również w USA i Szwajcarii. « powrót do artykułu -
Na karaibskiej wyspie St. Martin zanotowano przypadki infekcji wirusem chikungunya. Pochodzący z Afryki wirus przed ośmiu laty opuścił Czarny Ląd i pojawił się w Eurazji. Teraz dotarł do Ameryki. Chikungunya wywołuje chroniczne bolesne zapalenie stawów. W Azji zaraził miliony osób. Ludzie są bezbronni, gdyż nasz układ odpornościowy nie radzi sobie z chikungunya, a na rynku nie ma leków zwalczających wirusa. Niewykluczone zresztą, że chikungunya jest znacznie bardziej rozpowszechniony niż się uważa. Zasięg epidemii może być większy, gdyż w obu Amerykach tylko Brazylia, USA, Kanada oraz terytoria francuskie są w stanie wykryć wirusa. Diagnozę utrudnia fakt, że objawy choroby są bardzo podobne do rozpowszechnionej w Ameryce Środkowej i Południowej dengi. Chikungunya jest roznoszony przez komary i, jak ostrzega Peter Hotez z Baylor College of Medicine w Teksasie, na największe ryzyko narażeni są ubodzy, gdyż większość lekarzy nie ma odpowiednich testów, jest mało prawdopodobne by wpadli na pomysł sprawdzenia obecności egzotycznego wirusa, a ponadto ubodzy są słabiej chronieni przed komarami. Wirusa roznoszą komarowate z rodzaju Aedes. Niewykluczone, że to rozpowszechniony w cieplejszych częściach Ameryk Aedes aegypti przyczynił się do zachorowań na St. Martin. Specjalistów martwi jednak fakt, że chikungunya może być przenoszona też przez Aedes albopictus, który żyje w chłodniejszym klimacie i zauważono go aż w Connecticut. Komar ten występuje również w Europie. Eksperci wątpią, czy uda się powstrzymać nowego wirusa. Dotychczas nie udawało się zapobiec rozprzestrzenianiu wirusów przenoszonych przez insekty. Dość wspomnieć, że wirus Zachodniego Nilu, który pojawił się w USA w 1999 roku jest już uważany za endemiczny. Ostatnio w Nowym Jorku wykryto pierwszy przypadek zarażenia dengą. « powrót do artykułu
-
Shamees Aden z Londynu stworzyła prototyp butów do biegania, które drukuje się na drukarce 3D z syntetycznego materiału parabiologicznego. By się zregenerowały, wystarczy je włożyć na noc do specjalnego płynu. Wg projektantki, takie "quasi-żyjące" obuwie może się stać rzeczywistością do 2050 r. Buty Protocell mają idealnie pasować do stopy użytkownika i reagować na jej ruch, pęczniejąc w miejscach, gdzie przez zwiększone ciśnienie potrzebna będzie dodatkowa amortyzacja. Wdrażając swój pomysł w życie, Brytyjka współpracowała z prof. Martinem Hanczycem z Uniwersytetu Południowej Danii, który specjalizuje się technologii protokomórkowej. [Wykorzystane] komórki wykazują zdolność do rozdymania się i spłaszczania w odpowiedzi na ciśnienie, dostosowując się do biegania po różnym terenie. Wskutek biegania wyczerpuje się energia materiału, stąd konieczność umieszczania go w specjalnym płynie. Zabarwienie cieczy na wybrany kolor gwarantuje, że podczas regeneracji obuwie zostanie zafarbowane. Gdy [w przyszłości] zabierze się takie adidasy do domu, trzeba będzie o nie dbać jak o roślinę, upewniając się, że mają naturalne zasoby potrzebne do odnowy komórek. « powrót do artykułu
-
Fizycy ostrzegają przed utratą energetyki jądrowej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne ostrzega, że jeśli USA będzie traciła elektrownie atomowe w takim tempie jak obecnie, to do roku 2030 w Stanach Zjednoczonych ubędzie 60% źródeł czystej energii. Tylko w bieżącym roku zapowiedziano zamknięcie 4 elektrowni atomowych. Ich właściciele zdecydowali, że wolą je zamknąć, niż starać się o przedłużenie licencji na ich użytkowanie. Operatorzy zastanawiają się obecnie nad losem kolejnych 38 reaktorów w 23 stanach. W USA działa obecnie około 100 reaktorów. Elektrownie atomowe zapewniają krajowi źródło czystej energii w czasie, gdy technologie słoneczne i wiatrowe nie są jeszcze gotowe, by wypełnić ewentualną lukę po utracie energetyki atomowej. Właściciele elektrowni powinni rozważyć przedłużenie licencji na elektrownie, które - w przeciwieństwie do siłowni węglowych czy gazowych - nie emitują żadnych istotnych zanieczyszczeń wymienionych w Clean Air Act - mówi Roy Schwitters, który był odpowiedzialny za prace nad raportem. Energetyka jądrowa przeżywa problemy po wypadku w Fukushimie, a coraz powszechniejsze wykorzystywanie energii z gazu łupkowego spowodowało, że w USA pojawia się coraz więcej wątpliwości dotyczących ekonomicznego uzasadnienia istnienia elektrowni atomowych. Niedawno czterech wpływowych naukowców specjalizujących się w badaniach nad klimatem i energią wystosowało otwarty list, wzywający światowych polityków do wspierania energetyki jądrowej. Mimo, że teoretycznie możliwe jest ustabilizowanie klimatu bez energetyki jądrowej, to jednak w rzeczywistości nie istnieje żaden realny plan dokonania tego bez znaczącego udziału energii atomowej, czytamy w liście podpisanym przez Kena Caldeirę, Kerry'ego Emanuela, Jamesa Hansena i Toma Wigleya. Autorzy wspomnianego na wstępie raportu przypominają, że obecnie amerykańska NCR (Nuclear Regulatory Commission) wydaje licencje na 60 lat, które można przedłużyć o kolejne 20 lat. Zauważają przy tym, że nie istnieją żadne technologiczne powody, by elektrownie nie mogły pracować przez 80 lat. « powrót do artykułu -
By zwiększyć świadomość społeczną narastającego problemu bezdomności w Wielkiej Brytanii, londyńska agencja WCRS rozpoczęła "The Wrap Up Project" i zaproponowała 3 wersje papieru do pakowania prezentów z podobiznami wirusami. Wybrano te, które najczęściej zagrażają śpiącym pod gołym niebem, w tym wywołujące przeziębienie rynowirusy, a także wirus grypy. W nazwie przedsięwzięcia wykorzystano grę słów, bo "wrap up" oznacza zarówno pakowanie, jak i ubieranie się ciepło. Na eBayu dostępne są opakowania z 3, 5 bądź 10 arkuszami w środku. Ich cena wynosi, odpowiednio, 8, 12,5 i 24 GBP. Z opisu na serwisie aukcyjnym dowiadujemy się, że papier w 100% pochodzi z recyklingu. Jeśli ktoś nie wie, jaki wykorzystano motyw, z powodzeniem może uznać, że to płatki śniegu. Cały dochód ze sprzedaży zostanie przekazany organizacji charytatywnej St Mungo. « powrót do artykułu
-
Uiszczając do 31 grudnia roczną opłatę subskrypcyjną w wysokości 200 dolarów, można zostać sponsorem jednej ze 139 czaszek z Kolekcji Hyrtla w Muzeum Müttera w Filadelfii. Od ponad 100 lat czaszki są stale wystawiane i przez wibracje wywołane ruchami tysięcy zwiedzających uległy uszkodzeniom. Kuratorka Anna Dhody podkreśla, że naprawdę potrzebują pomocy. Stąd pomysł na akcję "Save Our Skulls" (Ocal nasze czaszki). Składka zostanie przeznaczona na czyszczenie, naprawę i ponowne osadzenie czaszki. Tabliczka z imieniem i nazwiskiem sponsora trafi na 12 miesięcy w okolice żuchwy, a darczyńca otrzyma zdjęcie eksponatu. Zbiór czaszek to odpowiedź wiedeńskiego anatoma Josefa Hyrtla na twierdzenia frenologów, którzy utrzymywali, że istnieje związek między kształtem czaszki a zdolnościami umysłowymi/właściwościami psychicznymi i że różne ludzkie rasy są de facto innymi gatunkami. Kolekcjonując głównie czaszki osób białych, Hyrtl zademonstrował stopień ich zróżnicowania - opowiada Dhody. Gdy wskazał na niedokładność wyroków ferowanych przez frenologów, zmuszono go do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Hyrtl włączał do swojej kolekcji także czaszki ukradzione z grobów. Pochodziły one z obszarów rozsianych po dużym obszarze świata, w tym z Egiptu, Bałkanów, Niemiec i dzisiejszych Włoch. Austriak sprzedał zbiór muzeum w 1874 r. Kolekcja ma dużą wartość historyczną, ale przydaje się także współczesnym naukowcom. Skany czaszek są przechowywane w bazach danych wykorzystywanych do celów medycznych czy podczas projektowania kasków rowerowych. « powrót do artykułu
-
Mikrobiolodzy już od pewnego czasu wiedzą, że wraz z dietą zmienia się flora bakteryjna układo pokarmowego. Dotychczas jednak tego typu badania prowadzono na myszach, przez co związek pomiędzy dietą a florą bakteryjną u człowieka nie był ostatecznie przesądzony. Najnowsze badania wykazały, że u człowieka flora bakteryjna jelit może zmieniać się zadziwiająco szybko. Wystarczy, że zmienimy dietę, by po 3-4 dniach zaszły dramatyczne zmiany w przewodzie pokarmowym. Bakterie, które zamieszkują ludzkie wnętrzności niezwykle szybko odpowiadają na zmiany - mówi jeden z autorów badań, profesor Lawrence David z Duke Institute for Genome Sciences and Policy. W ciągu zaledwie kilku zauważyliśmy nie tylko różnice w populacji różnych bakterii, ale również w ekspresji ich genów - dodaje. Jednym z najważniejszych spostrzeżeń jest stwierdzenie, że zmiany, których spodziewaliśmy się po dniach, tygodniach lub latach, rozpoczynają się po godzinach - mówi zdumiony profesor gastroenterologii Eugene Chang z University of Chicago. Zmiany zachodzą też w kwasach żółciowych, a bakterie obecne w pożywieniu, jak np. te wykorzystywane do produkcji sera, są niezwykle odporne na zmiany w kwasach i szybko kolonizują przewód pokarmowy, współistniejąc tam z naszym mikrobiomem. Specjaliści zauważają, że tak błyskawiczne zmiany miały olbrzymie znaczenie ewolucyjne. Łowcy-zbieracze mogli dzięki temu szybko zmieniać swoją dietę. Po tygodniach czy miesiącach żywienia się korzonkami i orzechami mogli jeść mięso, a organizm szybko przystosowywał się, dzięki czemu pozyskiwał z nowej diety maksimum składników odżywczych. Naukowcy przeprowadzili badania na grupie 10 ochotników. Podzielono ich na dwie grupy. Pierwsza zmieniła dietę roślinną na zwierzęcą, druga porzuciła produkty zwierzęce na rzecz roślinnych. W grupie, która zmieniła dietę na produkty zwierzęce zauważono znaczny wzrost Bilophila wadsworthia w przewodzie pokarmowym. To bakteria, która jest odpowiedzialna za zapalenia okrężnicy i pęcherza u myszy. Autorzy badań podkreślają jednak, że nie jest to dowód, iż osoby spożywające np. sery szkodzą sobie. Aby to stwierdzić konieczne byłoby przeprowadzenie badań, które połączyłyby zwiększenie obecności B. wadsworthia z zachorowaniami. Profesor Chang, który badał związek bakterii z zapaleniami okrężnicy u myszy zgadza się z takim wnioskiem i zauważa, że kwestia ta wymaga osobnych badań. Uczeni zapowiadają, że chociaż prowadzili swoje badania nad zmianą flory bakteryjnej wskutek zmiany diety na małej grupie, to nie zamierzają powtarzać ich na dużej grupie. Wyniki były bowiem zgodne dla każdego z ochotników, zatem zwiększanie badanej grupy służyłoby jedynie zwiększeniu statystycznej pewności. Ponadto jest dość trudno namówić nawet 10 osób do radykalnej zmiany diety i szczegółowego jej pilnowania, mówi profesor David. Uczony uważa, że przyszłe badania powinny raczej skupiać się na tym, w jaki sposób różne techniki przygotowywania żywności wpływają na florę bakteryjną jelit. « powrót do artykułu
-
Okulary stroboskopowe poprawiają osiągnięcia sportowców
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Zawodowi hokeiści, którzy trenowali z okularami stroboskopowymi (pozwalającymi na widzenie przebiegu zdarzeń jedynie okresowo), odnotowali 18-proc. poprawę umiejętności. W grupie kontrolnej nie zaszły żadne zmiany. W okularach wykorzystano soczewki przełączające się między wersją przezroczystą i matową. W ramach wcześniejszych studiów nad zastosowaniem okularów stroboskopowych w czasie treningu wykazano, że poprawiają one widzenie, uwagę wzrokową oraz zdolność przewidywania czasowania ruchu obiektów. Teraz po raz pierwszy badano jednak, czy zjawiska ta mają jakieś odniesienie do wyników na boisku. Jak wyjaśnia dr Stephen Mitroff z Duke University, okulary stroboskopowe zmuszają system wzrokowy do trenowania w trudnych warunkach (można to porównać do biegacza ćwiczącego z obciążeniem kostek). Podczas eksperymentów stosowano różną prędkość przełączania między dwoma stanami: soczewki zawsze były przezroczyste przez 1/10 s, a matowe w okresach od 67 milisekund do 9/10 s. Mitroff współpracował z hokeistami z drużyny Carolina Hurricanes i trenerami podczas 16-dniowego obozu przed rozpoczęciem sezonu. Wyodrębniono 2 grupy: 5-osobową kontrolną i 6-osobową interwencyjną. Pierwsza trenowała tak jak zwykle, a druga z okularami Nike SPARQ Vapor Strobe. Wyniki były oceniane zarówno przed, jak i po. Napastnicy musieli wykonać trudny manewr przed strzałem na bramkę, a obrońcy jeździć w kółko przed długim podaniem. Choć 18-procentowa poprawa to dużo jak na zawodowych graczy, Mitroff zaznacza, że wyniki są na razie wstępne, bo badania przeprowadzano na małej próbie. Przy większej mogłoby się okazać, że istotny statystycznie efekt nadal występuje, lecz zwyżka osiągnięć nie jest wyrażona za pomocą aż tak dużej liczby. « powrót do artykułu -
Podgatunek okazał się gatunkiem i wymaga szybkiej ochrony
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Pewna południowoamerykańska papuga doczekała się reklasyfikacji, co może ocalić ją od zagłady. Zamiast być uznawana za podgatunek, obecnie cieszy się statusem gatunku. Dzięki pracy doktora Marka Pilgrima z Zoo w Chester wiadomo, że pozostało jedynie ok. 600 okazów ekwadorskiej papugi amazońskiej. Tempo wymierania zwierząt jest obecnie większe niż kiedykolwiek w historii. W obliczu tego kryzysu i braku odpowiednich zasobów, by móc mu zaradzić, nie jest specjalnie zaskakujące, że podgatunki traktuje się jako jednostki mniej istotne konserwacyjnie niż gatunki. Fakt ten podkreśla znaczenie oceny taksonomicznej zagrożonych zwierząt, ponieważ mylne klasyfikowanie gatunku jako podgatunku będzie oznaczać nieprzyznanie odpowiedniego priorytetu ochronnego - wyjaśnia Chester. Pracując w latach 80. jako opiekun ptaków [...], byłem zafascynowany małą zieloną papugą [...] o łacińskiej nazwie Amazona autumnalis lilacina. W owym czasie mieliśmy w zoo tylko 2 takie papugi, które trafiły do nas po tym, jak zostały zarekwirowane przez brytyjskich celników. Szybko zacząłem uważać, że są inne od 3 innych, bardziej rozpowszechnionych podgatunków Amazona autumnalis, z którymi je zgrupowano. Dr Pilgrim postanowił sprawdzić, czy A. a. lilacina są na tyle różne od reszty podgatunków A. autumnalis, by uznać je za odrębny gatunek. Między 1992 a 2013 r. odwiedzał muzea, ptasie parki i zoo w Europie. Na początku przyglądał się różnicom morfologicznym - kształtowi ciała i ubarwieniu. W muzeach Pilgrim znalazł 60 okazów. Zdjął z nich miarę, określając m.in. długość skrzydeł, ogonów i wygląd dziobów. Na jego nieszczęście niezbyt liczne egzemplarze znajdowały się daleko od siebie, a ich stan pozostawiał często wiele do życzenia. Poza tym miał do dyspozycji 17 papug z ogrodu w Chester. Korzystał z każdej okazji, by zbadać ptaki znieczulane z powodów weterynaryjnych. W kolejnym etapie studium Brytyjczyk zajął się genetyką. W laboratorium Liverpool John Moores University udało mu się wyekstrahować DNA z piór. Źródłem materiału genetycznego były świeżo zrzucone lotki pierwszo- i drugorzędowe oraz sterówki. Pióra pochodziły z ogrodów zoologicznych i od prywatnych hodowców. Wszystkie pozyskano wg z góry ustalonego protokołu. Szukając możliwych różnic w zakresie zalotów, obmyśliłem ostatecznie etogram - sposób katalogowania repertuaru zachowań ptaków. Po latach badań Pilgrim zdobył tyle morfologicznych, genetycznych i behawioralnych dowodów, by uprawomocnić uznanie A. a. lilacina za odrębny gatunek. Sytuacja papugi oznacza, że Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i Międzynarodowa Rada Ochrony Ptaków uznają ją za zagrożoną (prawdopodobieństwo, że wyginie w ciągu 20 lat jest większe niż 50%). O ile wcześniej A. a. lilacina należała do grupy podgatunków, której łączną liczebność szacuje się na 5 mln, o tyle teraz populacja nowo wyodrębnionego gatunku "skurczyła" się do zaledwie 600 osobników. W europejskich ogrodach zoologicznych w ramach konserwacyjnego programu rozrodczego hoduje się 80 ekwadorskich papug amazońskich (to niemal 1/5 wszystkich tych ptaków). Zawsze bałem się, że spóźnię się z wynikami badań, lecz nadal jest czas, by ocalić tę papugę i to właśnie próbujemy zrobić. Obecnie ogród zoologiczny w Chester organizuje wyprawę do lasu Cerro Blanco w południowo-zachodnim Ekwadorze. Jedenastoosobowy zespół będzie m.in. sprawdzać, na jakich drzewach żerują papugi, jakie inne zwierzę może konkurować z nimi o pokarm i gdzie A. a. lilacina gniazdują. Dodatkowo chcemy zliczyć pogłowie - w ten sposób dokładnie ustalimy, ile ptaków zostało i czy oraz ewentualnie jak szybko populacja się zmniejsza. O ile A. autumnalis potrzebują do życia tylko jednego, szeroko dostępnego habitatu - lasów nizinnych - o tyle A. a. lilacina bazują na 2 zagrożonych habitatach: wycinanych pod farmy krewetek namorzynach (tu ptaki spędzają noce), i suchych lasach, gdzie przelatują w ciągu dnia, by żerować. « powrót do artykułu -
Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) poinformowała, że efektywność produkowanych w USA samochodów spalinowych jest na rekordowo wysokim poziomie. EPA określa średnią efektywność dla wszystkich pojazdów wychodzących z fabryki. To oznacza, że producent może sprzedawać paliwożerne monstra, jednak - aby utrzymać dopuszczoną średnią - musi też sprzedaż niewielkie oszczędne pojazdy. W roku 2012 w porówaniu z rokiem 2004 efektywność wszystkich ciężarówek i samochodów osobowych zwiększyła się aż o 22% i wyniosła 23,6 mili na galon. Oznacza to średnie spalanie rzędu 9,96 litra na 100 kilometrów. Jeszcze w roku 2011 średnie spalanie amerykańskich samochodów wynosiło 10,5 litra na 100 kilometrów. Zmniejszone spalanie osiągnięto z jednej strony dzięki lepszym układom napędowym, a z drugiej dzięki wzrostowi cen paliw, co skłoniło klientów do poszukiwania bardziej oszczędnych samochodów. Najbardziej efektywna okazała się flota Mazdy, której średnie spalanie wyniosło 8,68 litra na 100 km, czyli spadło o ponad 0,7 litra w porównaniu z rokiem 2011. Na drugim miejscu znajdziemy Hondę z wynikiem 8,84 litra na 100 km, a na trzecim Toyotę - 9,2 l/100 km. Amerykańscy producenci, Ford i GM, zajęli dopiero ósme i dziewiąte miejsce. Flota Forda spala średnio 10,3 litra na 100 km, a GM - 10,8 litra. Na usprawiedliwienie tych producentów trzeba dodać, że najpopularniejszymi ich samochodami są ciężarówki. W rankingu nie uwzglęniono Kia i Hyundaia, gdyż śledztwo wykazało, że obie firmy fałszowały dane dotyczące spalania. « powrót do artykułu
-
Google może wkrótce rozpocząć prace projektowe nad własnym procesorem serwerowym. Układ, który prawdopodobnie wykorzystywałby architekturę ARM, pozwoliłby Google'owi na lepsze zarządzanie sposobem, w jaki firmowe oprogramowanie współpracuje ze sprzętem. Żadne decyzje nie zapadły, jednak jeśli Google zdecyduje się na produkcję własnych procesorów może to mieć istotny wpływ na rynek. Trzeba bowiem wiedzieć, że wyszukiwarkowy koncern jest jednym z największych na świecie kupców procesorów serwerowych. Z przeprowadzonych przez Bloomberga analiz łańcucha dostaw wynika, że Google to piąty pod względem wielkości klient Intela, który zapewnia mu około 4,3% całości wpływów. Obecnie do Intela należy ponad 95% rynku procesorów serwerowych. Google już wcześniej sygnalizował zainteresowanie rynkiem sprzętu komputerowego. Przed kilkoma miesiącami firma dołączyła do stworzonego przez IBM-a konsorcjum licencjonującego technologie wykorzystywane w centrach bazodanowych. W konsorcjum bierze też udział Nvidia czy Mellanox Technologies, przedsiębiorstwo specjalizujące się w przyspieszaniu transferu danych. « powrót do artykułu
-
Chiny stały się trzecim, po ZSRR i USA, państwem, które dokonało miękkiego lądowania na Księżycu. Eksperci chwalą osiągnięcie Państwa Środka, podkreślając, że pokazuje ono jak bardzo zaawansowany jest Pekin w dziedzinie podboju kosmosu. Miękkie lądowanie na innym ciele niebieskim niż Ziemia wymaga dużego zaawansowania technicznego. Szczególnym wyzwaniem jest lądowanie na Księżycu, który praktycznie nie posiada atmosfery, więc uzycie spadochronów nie jest możliwe i lądujący pojazd musi hamować za pomocą silnika. Pierwszym stworzonym przez człowieka obiektem, który wylądował na Księżycu był radziecki pojazd Luna 9. Został on umieszczony na Srebrnym Globie 3 lutego 1966 roku. Wcześniej ludzkość potrafiła jedynie dokonać twardego lądowania (rozbicia) pojazdów o powierzchnię ziemskiego satelity lub też dochodziło do katastrof podczas prób lądowania. Kilka godzin po lądowaniu, z pojazdu Chang'e-3 wyjechał łazik Yutu. Jego zadaniem jest zbadania struktury geologicznej Księżyca oraz substancji znajdujących się na jego powierzchni. Łazik przez trzy miesiące będzie poszukiwał zasobów naturalnych. Tymczasem pojazd Chang'e-3 będzie pracował przez rok, badając miejsce swojego lądowania. Jest on pierwszym pojazdem, który zbada obszar o nazwie Sinus Iridium. Wiadomo, że od setek milionów lat nie zachodziły tam żadne procesy geologiczne.
-
Już wkrótce osoby, które potrzebują rozrusznika serca, nie będą musiały poddawać się operacji. Lekarze w Austrii wszczepili właśnie pierwszy rozrusznik, który został dostarczony do serca pacjenta od strony uda poprzez żyłę główną. Medtronic, producent urządzenia, mówi, że to najmniejszy rozrusznik na świecie. Urządzenie ma 24 milimetry długości i 0,75 centymetra sześciennego objętości. Jest zatem dziesięciokrotnie mniejsze niż standardowy rozrusznik. Medtronic nie jest jedynym producentem miniaturowych rozruszników. Niedawno firma St. Jude Medical kupiła firmę Nanostim i oferuje w Europie rozrusznik długości 41 milimetrów i objętości 1 cm3. Lekarze mogą wprowadzać takie urządzenia za pośrednictwem dużych żył, wykorzystując przy tym cewnik. Oba wspomniane rozruszniki znajdują się obecnie w fazie testów klinicznych. Ich producenci mówią, że baterie mogą pracować od 8-10 lat z pełnym wymaganym obciążeniem. Dodatkową zaletą rozruszników jest fakt, że nie wykorzystują długich elektrod prowadzących do serca. Są umieszczane w sercu. Dzięki niewielkim rozmiarom i pozbyciu się długich elektrod zmniejszono ilość potrzebnej energii i wyeliminowano jedno z głównych źródeł awarii rozruszników. « powrót do artykułu
-
W Bukareszcie otworzono pierwszy na świecie supermarket, w którym wszystko zrobiono z lodu. Klienci wyglądają tu często jak zwiedzający, a dzieci wydają się szczególnie zafascynowane wystawkami z zatopionymi w lodzie opakowaniami. Obiekt znajduje się na placu George'a Enescu i należy do sieci Profi Romania. Na budowie przydały się zarówno piły spalinowe, jak i żelazka, którymi roztapiano lód m.in. nad logo właściciela. Sklep o powierzchni 150 m2 waży 80 ton. By Ice Store nie rozpuścił się na oczach klientów, utrzymuje się tam temperaturę poniżej 5 stopni Celsjusza. Chętni do obejrzenia marketu powinni dotrzeć do stolicy Rumunii najpóźniej w Wigilię, bo później zostanie zamknięty, a może pozostawiony na pastwę losu (czytaj: pogody). « powrót do artykułu
-
Astronomowie z University College London są pierwszymi, którzy w przestrzeni kosmicznej odkryli gaz szlachetny. Znaleziono go w Mgławicy Kraba. Odkrycia dokonała grupa pod kierunkiem profesora Mike'a Barlowa, który obserwowała mgławice w dalekiej podczerwieni. Zauważyli dzięki temu jony wodorku argonu. Podczas prac uczeni wykorzystali należące do Europejskiej Agencji Kosmicznej Obserwatorium Kosmiczne Herschela, czyli największy w dziejach teleskop kosmiczny. Instrumenty teleskopu są wyspecjalizowane w wykrywaniu niewidocznej dla ludzkiego oka dalekiej podczerwieni. Za pomocą Herschela obserwowaliśmy pozostałości różnych supernowych, a wśród nich Mgławicę Kraba. Odkrycie jonów wodorku argonu było zaskoczeniem, gdyż nie spodziewaliśmy się, że gazy szlachetne jak argon tworzą molekuły i nie spodziewaliśmy się znaleźć ich w tak trudnym środowisku jak pozostałości po supernowej - mówi Barlow. Chłodne obiekty, takie jak pył w mgławicach, emitują przede wszystkim podczerwień. Jest to zakres blokowany przez atmosferę Ziemi. Chociaż mgławice możemy obserwować w świetle widzialnym, to światło to pochodzi z gorących gazów, chłodne gazy i pyły są niewidoczne w zakresie światła widzialnego. « powrót do artykułu
-
Znalezione na Cyprze przedmioty dowodzą, że wyspa była zamieszkana o 1000 lat wcześniej niż sądzono. Podczas wykopalisk prowadzonych przez specjalistów z University of Toronto, Cornell University oraz Uniwersytetu Cypru odkryto m.in. najstarszą figurkę przedstawiającą człowieka. Dzięki datowaniu radiowęglowemu wiemy, że znaleziska pochodzą z lat 8800-8600 przed Chrystusem, czyli z poczatku neolitu. Dzięki temu wiemy, że Cypr był częścią rewolucji neolitycznej, w której doszło do znaczącego rozprzestrzenienia się rolnictwa i udomowienia zwierząt. Dzięki rolnictwu ludzie stali się bogatsi, mieli więcej żywności i więcej wolnego czasu. Dzięki temu mogli poświęcić się innym zajęciom, takim jak np. tworzenie figurek - mówi Sally Stewart z University of Toronto. Znaleziona figurka przedstawia kobietę. Obok niej odkopano liczne kamienne przedmioty, w tym dwa płaskie kamienne narzędzia, z których jedno zawierało wiele cząstek czerwonej ochry. Odkrycie narzędzi dowodzi, że produkcja kamiennych przedmiotów zbytku była istotna dla miejscowej ludności oraz, że potrafiła ona przetwarzać ochrę. Nie mniej istotne jest miejsce, w którym znaleziono wspomniane przedmioty. Odkryto je w pobliżu złóż kredy i związków siarki. Specjaliści od dawna uważali Cypr za miejsce, które zostało zasiedlone później niż otaczające go wybrzeża Morza Śródziemnego. Później też zawitało tam rolnictwo. Jednak, jako że wyspę dzieli od wybrzeży niecałe 100 kilometrów, mieszkańcy dzisiejszej Turcji, Syrii czy Libanu mogli łatwo przedostać się na wyspę. Ludzie mogli widzieć góry i przyciągały ich złożami rogowca. Oni już używali rogowca do produkcji kamiennych narzędzi i mogli chcieć wykorzystać tamtejsze złoża - mówi Stewart. « powrót do artykułu
-
Dr Phil Bell z Uniwersytetu Nowej Anglii odkrył w pobliżu Grande Prairie w Kanadzie zmumifikowanego hadrozaura Edmontosaurus regalis z zachowanym grzebieniem z tkanki miękkiej. Wg biologów, przypominał on grzebień kogutów. Tego typu strukturę zidentyfikowano u dinozaurów po raz pierwszy. Może to oznaczać konieczność zrewidowania wielu popularnych wizerunków tych gadów. Dr Bell podkreśla, że nikt nie podejrzewał, że dinozaury mogły mieć grzebień, bo tkanka miękka ulega zazwyczaj rozkładowi przed fosylizacją. Słoniowa trąba bądź koguci grzebień mogą nigdy nie skamienieć, bo nie ma w nich kości. To odkrycie stanowi odpowiednik stwierdzenia po raz pierwszy, że natura wyposażyła słonie w trąby. Dysponujemy wieloma czaszkami edmontozaurów, ale dotąd nie było żadnych wskazówek, które by sugerowały, że mogły one mieć grzebienie. "Nie ma powodu, by inne dziwne struktury nie występowało u całej gamy dinozaurów, w tym u dobrze znanych tyranozaura czy triceratopsa". Dr Bell podkreśla, że nie wiadomo, do jakich ewolucyjnych celów służyły grzebienie, ale podobne wyrostki u kogutów oraz innych samców ptaków służą do zdobywania samic. Możemy sobie wyobrazić parę edmontozaurów, które oceniają się nawzajem, pokrzykują i demonstrują swoje grzebienie, by pokazać, kto jest samcem dominującym i kto obejmie władzę nad stadem.
-
Wg trzech lekarzy z Wielkiej Brytanii, którzy w wolnym czasie przeczytali wszystkie (14) powieści Fleminga o Jamesie Bondzie, agent Jej Królewskiej Mości był pijanym impotentem, a wstrząsanie drinka to prawdopodobnie efekt drżenia wywołanego nadmiarem alkoholu. Panowie wykluczyli z analizy 2 książki. W "Szpiegu, który mnie kochał" zastosowano bowiem narrację pierwszoosobową, a główną bohaterką była kelnerka Vivienne Michel. Z kolei "Ośmiorniczka" to zbiór opowiadań. W pozostałych dwunastu książkach opisano 123,5 dnia. Bond nie mógł pić przez 36 dni z powodu hospitalizacji, uwięzienia bądź rehabilitacji. W pozostałym czasie pochłonął morze alkoholu - 1150,5 jednostki. Oznacza to, że tygodniowo średnio wypijał 92 jednostki. Maksymalne dzienne spożycie odnotowano w 3. dniu powieści "Pozdrowienia z Rosji". Słynny szpieg wlał w siebie wtedy 49,8 jednostki. Kiedy Brytyjczycy nanieśli Bondowskie spożycie alkoholu na oś czasu, zauważyli, że spadło ono mniej więcej w połowie kariery, by stopniowo znowu wzrosnąć, gdy zmierzała ona ku końcowi. Ponieważ jeden z autorów artykułu z British Medical Journal (Indra Neil Guha) jest hepatologiem, można było stwierdzić, że podobny wzorzec występuje u pacjentów z alkoholowym uszkodzeniem wątroby. Guha, Patrick Davies i Graham Johnson uważają, że tak duże spożycie alkoholu naraża Bonda na szereg chorób i wczesny zgon. Poziom funkcjonowania przedstawiony w książkach nie pokrywa się z działaniem fizycznym, psychicznym i seksualnym, oczekiwanym w przypadku pijącej tak dużo osoby. [bond] jest wyjątkowo czarujący, zdobywa wszystkie dziewczyny, a to zupełnie nie pasuje do trybu życia alkoholika, którym niewątpliwie jest - podkreśla Davis, dodając, że nikt z nas by nie chciał, by ktoś taki rozbrajał bombę atomową. Większość badań pokazuje, że ludzie zaniżają swoje spożycie alkoholu o ok. 30%. Nie wiadomo, czy fakt opisywania czyjegoś picia przez osoby trzecie sprawia, że oszacowania są bardziej czy mniej dokładne. Panowie podkreślają jednak, że oceniając zachowania Bonda, byli celowo konserwatywni, z tego powodu są więc pewni, że ich oszacowania plasują się na dolnym krańcu prawdy. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zidentyfikowali komórki raka piersi, które rozpoczynają proces naciekania guza na sąsiednie tkanki. Ten proces to pierwszy krok w procesie metastazy (przerzutów), dlatego naukowcy mają nadzieję, że odnaleźli słaby punkt nowotworu. Metastaza jest tym, co najbardziej zagraża osobom cierpiącym na raka piersi, a nam udało się powstrzymać u myszy pierwszy krok tego procesu - poinformował profesor Andrew Ewald z Johns Hopkins School of Medicine. Zanim rozpocznie się metastaza pojedyncze komórki na krawędziach guza tworzą wypustki sięgające sąsiadującej zdrowej tkanki. W odpowiednich warunkach komórki te działają jak przewodnicy, za którymi podążają kolejne komórki nowotworowe, uwalniające się z guza i dokonujące inwazji na zdrową tkankę. Do pełnej metastazy dochodzi, gdy komórki nowotworowe przedostają się do nowej lokalizacji i tworzą tam guza. Ewald i jego zespół postanowili sprawdzić hipotezę, że niektóre komórki guza są bardziej inwazyjne niż inne. Wyhodowali więc mysie komórki nowotworowe, które umieścili w specjalnym żelu symulującym otoczenie guza nowotworu piersi u człowieka. Uczeni zaobserwowali, że inwazji dokonuje grupa komórek, na której czele znajduje się niewielka ich liczba. Cała reszta podąża z tyłu. Naukowcy zaczęli więc poszukiwać molekularnej przyczyny, dla której niektóre z komórek zostają przewodnikami. Zidentyfikowali jedną proteinę, cytokeratynę 14 (K14), która występowała niemal u wszystkich liderów, ale bardzo rzadko u komórek podążających ich śladem. Gdy następnie przyjrzano się guzom u myszy, u których występowały inne rodzaje raka piersi, okazało się, że wszędzie komórki-liderzy posiadali K14. Im bardziej inwazyjny był guz, tym więcej zawierał komórek z K14. Naukowcy przeszli następnie do badania ludzkich komórek nowotworu piersi. Pobrali je od 10 pacjentów i hodowali w żelu. Również i one zawierały K14. Nasze badania wykazały, że w przypadku różnych typów raka piersi wszystkie najbardziej inwazyjne komórki zawierają K14. Teraz musieliśmy dowiedzieć się, w jaki sposób można wyeliminować liderów z guzów - powiedział Kevin Cheung, onkolog z zespołu Ewalda. Proteina K14 tworzy wewnętrzny "szkielet" wielu rodzajów komórek i pozwala im się poruszać. Dlatego też naukowcy postanowili sprawdzić, czy jej obecność u liderów metastazy to czysty zbieg okoliczności, czy też jest ona niezbędna do pojawienia się przerzutów. Naukowcy usunęli myszom guzy piersi i podzielili je na grupę kontrolną i eksperymentalną. Każda z grup została poddana działaniu wirusów, które zaprojektowano tak, by dostarczały do komórek materiał genetyczny. Grupa eksperymentalna otrzymała materiał genetyczny, który miał zapobiegać produkcji K14, do grupy kontrolnej dostarczono materiał, który nie wpływał na K14. Następnie obie grupy guzów wszczepiono zdrowej myszy. Po jednej stronie umieszczono guzy z grupy eksperymentalnej, po drugiej - kontrolnej. Po jakimś czasie guzy usunięto i zbadano. Okazało się, że guzy z grupy kontrolnej, które zawierały K14, rozrastały się i dokonywały inwazji na zdrową tkankę. Guzy z grupy eksperymentalnej, gdzie zatrzymano produkcję K14, miały gładkie brzegi i nie rozrastały się. Potrzeba jeszcze wielu lat badań zanim odkrycie to posłuży pacjentom z rakiem piersi. Ale teraz wiemy, które komórki nowotworowe są najbardziej niebezpieczne i znamy proteinę, która jest im potrzebna do wykonania brudnej roboty. Do rozpoczęcia metastazy wystarczy niewielka liczba komórek, które potrzebują K14 - mówi Ewald. Uczony dodaje, że K14 występuje w komórkach innych organów niewykluczone zatem, że odgrywa podobną rolę w rozwoju innych nowotworów. « powrót do artykułu
-
Nowy, ekologiczny, sposób uzyskiwania paliwa wodorowego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Naukowcy z Uniwersytetu w Lyonie opracowali nowy sposób wydzielania wodoru z wody. Naśladując naturę, wykorzystują do tego oliwin. Podczas reakcji minerał oddziela od cząsteczki wody atomy tlenu i wodoru, uwalniając niepotrzebny mu drugi atom wodoru. Francuzi podgrzewali zanurzone w wodzie oliwiny do temperatury kilkuset stopni Celsjusza i by zapewnić źródło atomów glinu, dodawali do mieszaniny odrobinę rubinu (Al2O3:Cr3+). Później całość umieszczali w, jak to nazwali, miniaturowym szybkowarze z 2 diamentów, który ściskał próbkę, zapewniając ciśnienie rzędu 2 tys. atmosfer. Ponieważ diamenty były przezroczyste, można było obserwować zachodzącą reakcję. Autorzy artykułu z pisma American Mineralogist wyjaśniają, że ten sam proces zachodzi w skałach tworzących dno morskie, tyle że bardzo wolno. Powstający tam wodór najprawdopodobniej albo wchodzi w reakcję z węglem i tworzy metan, albo jest szybko zużywany przez bakterie wodorowe. Serpentynizacja jest bardzo rozpowszechniona w naturze i występuje w okolicach grzbietów śródoceanicznych - tłumaczy dr Isabelle Daniel. Mineralodzy z Lyonu sądzili, że rozpoczęty przez nich pewnego popołudnia eksperyment potrwa kilka tygodni, jeśli nie miesięcy, można więc sobie wyobrazić ich zdziwienie, gdy wróciwszy do laboratorium następnego ranka, zobaczyli, że przereagowała już połowa oliwinu. Kluczowy dla przyspieszenia tempa rozpuszczania kryształów oliwinu w wodzie i tworzenia się serpentynu okazał się dodatek glinu. Podobno można użyć dowolnego źródła Al i przy eksperymentach przeprowadzanych w niższej temperaturze naukowcy posługiwali się boksytem. Poza uzyskaniem paliwa, można by pomyśleć o wykorzystaniu samego serpentynu do wychwytu atmosferycznego dwutlenku węgla. -
Ekspertom po raz pierwszy udało się zauważyć chmurę tlenu i wodoru wydobywającą się z powierzchni Europy, księżyca Jowisza. To wzmacnia przypuszczenia, że pod lodową pokrywą Europy kryje się ocean. Sonda Galileo, która w latach 1995-2003 okrążała Jowisza wykonała zdjęcia Europy. Widzimy na nich nieuporządkowaną powierzchnię pełną pęknięć i uskoków. To sugerowało, że pokrywa lodowa jest stosunkowo cienka. O ile jednak w przypadku Enceladusa, księżyca Saturna, który ma podobną powłokę, zauważono gejzery, to na Europie nie udało sie ich dotychczas dostrzec. Teraz dzięki Teleskopowi Hubble'a zauważono wielką chmurę wodoru i tlenu rozchodzącą się od południowego bieguna księżyca. Chmura miała wysokość około 200 kilometrów, a z gejzera wydobywały się 3 tony wody na sekundę. Lorenz Roth z Southwest Research Institute w Teksasie mówi, że wcześniej nie zauważono podobnych zjawisk, gdyż mogą one zachodzić rzadko. Niewykluczone, że gejzery pojawiają się tylko wówczas, gdy Europa jest najbardziej oddalona od Jowisza. Mogą też znacznie różnić się wielkością. Innym powodem, dla których ich nie zauważono, może być fakt, że obserwowano Europę w świetle widzialnym. Jeśli wydobywa się tylko para wodna, a nie ma tam lodu czy kurzu, które rozpraszają światło słoneczne, to trudno coś zauważyć w świetle widzialnym - dodaje Roth. Uczony wraz z zespołem przyjrzał się zdjęciom wykonanym przez Hubble'a w ultrafiolecie. Obejrzeli obrazy z roku 1999, listopada i grudnia 2012. Na zdjęciach z grudnia widać gejzer, który wystrzeliwał wodę przez cały czas - 7 godzin - gdy Hubble obserwował Europę. Niewykluczone, że w oceanie Europy kryje się życie. Księżyc jest obiektem zainteresowania naukowców. Obecnie w keirunku Jowisza podążają dwie misje, JUICE Europejskiej Agencji Kosmicznej i Juno NASA, które będą mogły przyjrzeć się Europie z bliska. « powrót do artykułu
-
Zagłada bardziej prawdopodobna niż sądzono
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że bozon Higgsa jest zapowiedzią zagłady wszechświata. Teraz naukowcy z Danii dokonali obliczeń, z których wynika, że zagłada jest bardziej prawdopodobna niż dotychczas sądzono. Wcześniej czy później dojdzie do radykalnej zmiany sił działających we wszechświecie. Każda cząstka stanie się niezwykle ciężka, wszechświat zacznie się zapadać i w końcu cała materia zostanie zmiażdżona do rozmiarów supergorącej superciężkiej kuli. Proces taki, zwany przemianą fazową, będzie miał miejsce, gdy w polu Higgsa powstanie bąbel o wartości innej niż w całym wszechświecie. Jeśli taki bąbel będzie wystarczająco duży i będzie miał wystarczająco niską energię, to zacznie rozszerzać się z prędkością światła. Wszystkie cząstki, które znajdą się wewnątrz bąbla staną się znacznie cięższe niż te pozostające na zewnątrz. Będą się więc przyciągały i zlepiały. Wiele teorii i obliczeń przewiduje taką zmianę fazową, ale wcześniejsze obliczenia charakteryzowała spora niepewność. Teraz przeprowadziliśmy bardziej precyzyjne kalkulacje i doszliśmy do dwóch wniosków. Po pierwsze, wszechświat prawdopodobnie się zapadnie. Po drugie, jego zniszczenie jest bardziej możliwe niż przewidywały wcześniejsze obliczenia - powiedział Jens Frederik Colding Krog, doktorant z Uniwersytetu Południowej Danii. Zmiana fazowa rozpocznie się gdzieś we wszechświecie i będzie się rozszerzała. Być może proces ten już się rozpoczął, a może właśnie się rozpoczyna w naszym najbliższym sąsiedztwie. A może rozpocznie się daleko stąd za miliardy lat. Tego nie wiemy - dodał uczony. Duńczycy użyli trzech funkcji beta podczas swoich obliczeń. Dotychczas wykorzystywano jedną funkcję, jednak duńscy uczeni dowiedli, że możliwe jest wykorzystanie trzech jednocześnie i że wpływają one na siebie nawzajem. Po ich zastosowaniu wykazali, że prawdopodobieństwo zapadnięcia się wszechświata w wyniku zmiany fazy jest większe niż w przypadku obliczeń z pojedynczą funkcją beta. Inną teorią przewidującą koniec wszechświata jest Wielki Kolaps. Jej autorzy wychodzą z założenia, że skoro nastąpił Wielki Wybuch, który spowodował rozszerzanie się wszechświata, to w pewnym momencie pod wpływem grawitacji wszechświat przestanie się rozszerzać, a zacznie się kurczyć. Krog odrzuca jednak teorię Wielkiego Kolapsu. Ostatnie obserwacje dowodzą, że wszechświat rozszerza się coraz szybciej, zatem nie ma powodu, by doszło do jego kurczenia się. Prawdopodobnie to nie Wielki Kolaps spowoduje koniec wszechświata. Uczony dodaje jednak, że i jego obliczenia nie oznaczają, że wszechświat zakończy istnienie tak, jak przewidują. Teoria o zmianie fazowej zakłada bowiem istnienie wszystkich cząstek elementarnych, jakie znamy obecnie. Jeśli istnieją inne cząstki - co jednak niektórzy naukowcy wykluczają - to teoria ta jest nieprawdziwa. -
Ludzie, którzy wierzą, że mogą zmienić swoje przeznaczenie, po przeczytaniu negatywnego horoskopu częściej angażują się w impulsywne zachowania. Biorąc pod uwagę rozpowszechnienie horoskopów w zachodnich kulturach, przyjrzeliśmy się wpływowi, jaki mogą one mieć na podejmowanie decyzji - wyjaśniają autorzy badania opublikowanego w Journal of Consumer Research. W jednym ze studiów ochotnikom pokazywano niekorzystny osobisty horoskop, a później dawano wybór między folgowaniem sobie (pójściem na imprezę) a działaniem cnotliwym (posprzątaniem domu). Okazało się, że ludzie, którzy wierzyli, że mogą zmienić swój los, częściej decydowali się na przyjęcie. Hyeongmin (Christian) Kim z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa oraz Katina Kulow i Thomas Kramer z Uniwersytetu Południowej Karoliny wyjaśniają, że kontrargumentowanie niekorzystnego horoskopu oznacza zużycie zasobów mentalnych, przez co osoby zmieniające "zrządzenia losu" nie są później w stanie oprzeć się pokusie. Uczestnicy badania, którzy wierzyli w ustalone przeznaczenie, nie wykorzystywali swoich zasobów i byli w stanie koncentrować się na czekającym ich dniu. Obiegowa mądrość może sugerować, że w przypadku ludzi wierzących we własny wpływ na zmianę przeznaczenia niekorzystny horoskop powinien doprowadzić do podjęcia próby poprawy losu. Nasze studium wykazało jednak, że jest dokładnie na odwrót. Psycholodzy podkreślają, że uzyskane wyniki mogą się przydać reklamodawcom. Marki sprzedające dobra hedonistyczne, np. czekoladę czy lody, powinny np. lokować swoje produkty w pobliżu sekcji z horoskopami i opatrywać je hasłami w rodzaju "Życie jest tym, co z nim uczynisz". Powinny one zadziałać na klientów wierzących w zmianę własnego losu. « powrót do artykułu
-
Kelli Ward, republikańska deputowana w senacie stanu Arizona, chce w bardzo nietypowy sposób uchronić mieszkańców stanu przed szpiegowaniem ich przez NSA. Pani senator przygotowała ustawę, która de facto uniemożliwia NSA pracę na terenie Arizony. W przyszłym miesiącu stanowy senat ma głosować nad przygotowanymi przez Ward przepisami, które zabraniają stanowym i federalnym organom ścigania udzielania jakiejkolwiek pomocy NSA. Ponadto zakazuje ona należącym do stanu firmom sprzedaży wody i elektryczności NSA. Nowa ustawa zabrania prokuratorom wykorzystywania informacji zebranych przez NSA bez zgody lokalnych i stanowych sądów, zakazuje stanowym uczelniom udziału w badaniach związanych w jakikolwiek sposób z NSA, uniemożliwia im prowadzenie rekrutacji do NSA i przewiduje karanie prywatnych przedsiębiorstw za udzielanie NSA jakiejkolwiek pomocy. Senator Ward wierzy, że nowe przepisy spowodują, że NSA nie będzie mogła podsłuchiwać mieszkańców Arizony bez nakazu sądowego. To nie pierwsza radykalna propozycja senator Ward. Podczas poprzedniej sesji legislacyjnej próbowała wnieść pod obrady ustawę, która nakazywałaby stanowym organom ścigania ignorowanie federalnych ograniczeń dotyczących prawa do posiadania broni palnej. Ustawa była oparta na zaleceniach organizacji Tenth Amendment Center, grupy, która poważnie traktując Dziesiątą Poprawkę, walczy o jak największą niezależność poszczególnych stanów i osób indywidualnych. Dziesiąta Poprawka przewiduje bowiem, że uprawnienia, których Konstytucja nie deleguje na Stany Zjednoczone bądź nie zabrania ich poszczególnym stanom, przysługują stanom lub ludowi. Tenth Amendment Center próbuje namówić inne stany, by poszły w ślady Arizony. Działacze organizacji skupiają się obecnie na Utah, gdzie NSA planuje budowę dużego centrum bazodanowego w pobliżu Salt Lake City. Centrum będzie przechowywało i analizowało informacje wywiadowcze z całego świata, a do chłodzenia jego superkomputerów potrzebne będą olbrzymie ilości wody. Wody, którą ma dostarczać należąca do stanu firma. Arizona to pierwszy stan, który oficjalnie ogłosił, że będzie procedował nad tego typu ustawą. Podobne deklaracje złożli też legislatorzy stanów Utah i Washington, ale nie jest to oficjalne stanowisko, zatem nie możemy go potwierdzić - mówi Michael Maharrey, jeden z dyrektorów Tenth Amendment Center.
