Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa rozszyfrowali, w jaki sposób działa białko YiiP, które zapobiega śmiertelnemu nagromadzeniu cynku wewnątrz bakterii. Zrozumienie ruchów YiiP pozwoli zaprojektować leki modyfikujące zachowanie 8 ludzkich białek ZnT - przypominają one YiiP i odgrywają ważną rolę w wydzielaniu hormonów oraz sygnalizacji między neuronami. Warto przypomnieć, że pewne mutacje ZnT8 powiązano ze zwiększoną podatnością na cukrzycę typu 2. Mutacje, które uniemożliwiają funkcjonowanie tej proteiny, mają zaś, jak się wydaje, działanie ochronne. Cynk jest niezbędny do życia [bierze np. udział w aktywacji genów, natomiast wysokie jego stężenia występują w pakietach insuliny produkowanych w komórkach beta wysp trzustkowych]. By dostać się i wydostać z komórki, gdzie wykonuje swoje zadanie, potrzebuje białek transportujących. Przy nieprawidłowym działaniu transportera stężenie cynku może osiągnąć toksyczny poziom. To studium pokazuje nam, jak działają białka usuwające ten pierwiastek - opowiada dr Dax Fu. YiiP jest częściowo osadzone w błonie komórkowej E. coli. We wcześniejszym badaniu zespół Fu zmapował atomową strukturę YiiP i odkrył, że w jego centrum znajduje się kieszeń wiążąca cynk. Amerykanin podkreśla jednak, że tajemnicą pozostawało, w jaki sposób pojedyncza kieszeń może transportować cynk z jednej strony błony na drugą. Wiedząc, że za każdym razem, gdy na zewnątrz wydostaje się kation cynku, do środka komórki wnika proton, ekipa podejrzewała, że istnieje ukryty kanał, który pozwala na wymianę jonów. Testując tę hipotezę i sprawdzając, jakie wewnętrzne elementy YiiP tworzą kanał, badacze z Uniwersytety Johnsa Hopkinsa nawiązali współpracę ze specjalistami z Brookhaven National Laboratory, którzy oświetlali zanurzone w wodzie białko promieniami X. Woda rozpadła się na atomy wodoru i rodniki hydroksylowe, a gdy ukryty kanał się otwierał, rodniki wiązały się z odsłoniętymi fragmentami białka. Dodatkowo YiiP pocięto enzymami na części i przeprowadzono analizę. Koniec końców autorzy artykułu z Nature ustalili, że na zewnątrz błony cytoplazmatycznej znajduje się dużo protonów. Jako że w jej wnętrzu jest ich mniej, powstaje gradient stężenia. Protony dążą do jego wyrównania, dlatego kiedy centralna kieszeń transportera jest otwarta na zewnątrz, zaczynają się z nią wiązać. Gdy protony przemieszczają się z miejsca wysokiego stężenia do stężenia niższego, generują siłę jak spadająca woda. Białko wykorzystuje ją do zmiany swojego kształtu, odcinając dostęp do środowiska zewnętrznego i otwierając się na wnętrze. Tam proton kontynuuje swoje spadanie, oddzielając się od kieszeni. Po uwolnieniu protonu kieszeń może się związać z cynkiem. Powtórne wiązanie znowu zmienia kształt YiiP, odcinając dostęp ze środka i otwierając drogę z zewnątrz. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Columbia University ostrzegają, że developerzy aplikacji dla Androida często przechowują klucze szyfrujące w samych aplikacjach. To oznacza, że cyberprzestępcy mogą poznać te klucze dokonując dekompilacji programów. Uczeni opracowali narzędzie o nazwie PlayDrone, które zaindeksowało i przeanalizowało 1,1 miliona aplikacji obecnych w sklepie Google Play. Wykorzystali przy tym techniki hakerskie, które pozwoliły im na ominięcie zabezpieczeń sklepu. Zdobyli w ten sposób kody źródłowe ponad 800 000 bezpłatnych aplikacji. Po ich dekompilacji i analizie odkryli, że tajne klucze szyfrujące są często przechowywane w samych aplikacjach. Cyberprzestępcy, którzy mogą w podobny sposób zdobyć te klucze, będą w stanie podsłuchać dzięki nim komunikację pomiędzy użytkownikiem a serwerem z którym się łączy. Niektóre ze wspomnianych aplikacji służyły do łączenia się z Facebookiem. Serwis społecznościowy został poinformowany o problemie i w odpowiedzi przestał akceptować klucze z tych aplikacji. To zmusiło ich twórców do wprowadzenia zmian zapewniających większe bezpieczeństwo. Theodora Titonis, wiceprezes firmy Veracode, która specjalizuje się w bezpieczeństwie urządzeń mobilnych mówi, że jeśli klucze szyfrujące znajdują się w samej aplikacji, to cyberprzestępca może zdobyć je w bardzo prosty sposób. Istnieją łatwo dostępne narzędzia do dekompilacji - mówi Titonis. Jej zdaniem taka niefrasobliwość twórców aplikacji wynika z ich lenistwa bądź braku odpowiednich umiejętności. Klucze szyfrujące powinny być przechowywane osobno na serwerze. Jednak to wymaga stworzenia dodatkowego kodu i całość staje się bardziej złożona. Tymczasem twórcy aplikacji mobilnych niezwykle często oszczędzają sobie pracy w sposób, jaki naraża użytkowników na niebezpieczeństwo. O problemie z bezpieczeństwem aplikacji mobilnych wiadomo nie od dzisiaj. W ubiegłym roku firma Hewlett-Packard przeprowadziła badania, z których wynika, że aż 86% aplikacji stworzonych przez 600 firm z listy Forbes Global 2000 ma niewystarczające zabezpieczenia. « powrót do artykułu
  3. Dziennikarze serwisu DigiTimes twierdzą, że wkrótce może wybuchnąć wojna cenowa na rynku SSD. Główni gracze, Micron, Intel, Kingston, SanDisk i Samsung szukają sposobu na pokonanie konkurencji. Pierwsze oznaki wojny już widać. Micron zredukował sprzedaż własnych układów NAND, by zaspokoić swoje własne potrzeby i ma zamiar w ciągu zaledwie kwartału dwukrotnie zwiększyć produkcję urządzeń SSD. Produkcję gwałtownie zwiększył też Kingston, który wytwarza już 600 000 SSD miesięcznie i walczy z Samsungiem oraz SanDiskiem o pozycję lidera. Z kolei Intel zaprezentował niedawno nową rodzinę chipsetów z wbudowaną obsługą M.2 SSD. Chipset obsłuży SSD z interfejsem zarówno PCIe jak i SATA. Gruszek w popiele nie zasypia też SanDisk. Jeszcze w ubiegłym roku do firmy należało 6% rynku konsumenckich SSD. Obecnie jest ona w posiadaniu 16% rynku i agresywnie działa na rynku SSD dla przedsiębiorstw. W roku 2016 SanDisk chce sprzedać korporacyjne SSD o łącznej wartości miliarda USA, a w roku 2017 ma zamiar być największym producentem tego typu urządzeń. « powrót do artykułu
  4. Chińska firma Takee Technology zaprezentowała smartfon z holograficznym wyświetlaczem. Takee jest częścią firmy Shenzen Estar Displaytech. To chiński producent wirtualnych wyświetlaczy 3D. W ubiegłym tygodniu przedsiębiorstwo to zorganizowało konferencję prasową, podczas której omawiało zarówno swoją technologię jak i otwartą platformę aplikacji dla wyświetlaczy holograficznych. Wyświetlacz firmy Takee to efekt 10 lat prac badawczo-rozwojowych. Urządzenie działa dzięki śledzeniu pozycji oczu użytkownika i na bieżąco oblicza sposób wyświetlania obrazów dla prawego i lewego oka, tworząc w ten sposób odpowiedni trójwymiarowy obraz. Takee podkreśla, że zaproponowane rozwiązanie znacząco różni się od Fire Phone'a firmy Amazon. „Technologia użyta w Fire Phone nie jest technologią pozwalającą zobaczyć gołym okiem obraz 3D. To raczej technologia Dynamic Perspective 3D, czyli w rzeczywistości technologia 2D. To, co obserwujemy na ekranie jest dynamicznie zmieniającym się obrazem 2D. Holograficzny smartfon Takee naprawdę wyprzeda rozwiązania konkurencji o całą generację” - oświadczyli przedstawiciele chińskiej firmy. Oficjalny rynkowy debiut smartfona będzie miał miejsce 17 lipca w Chinach. « powrót do artykułu
  5. Przed niecałymi dwoma tygodniami Niemcy pobiły światowy rekord wykorzystania energii słonecznej. Dziewiątego czerwca aż 50,6% całej energii zużytej w Niemczech pochodziło z ogniw fotowoltaicznych. Niemcy nie leżą w strefie szczególnie dużego nasłonecznienia, jednak energetyka słoneczna jest tam bardzo popularna. W przeciwieństwie do innych krajów nie jest ona dostarczana głównie przez wielkie farmy. Ponad 90% paneli fotowoltaicznych pracujących w Niemczech znajduje się na dachach domów mieszkalnych czy biurowców. Niedawno pobiły one dwa inne rekordy. Dnia 6 czerwca pomiędzy godziną 13.00 a 14.00 panele te dostarczyły 24,24 gigawata mocy, a w ciągu całego tygodnia wyprodukowały 1,26 Twh. Popularność indywidualnej energetyki słonecznej ma w Niemczech związek z hojnymi państwowymi dotacjami i skuteczną reklamą społeczną. Republika Federalna chce znacząco zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, a jednocześnie powoli rezygnuje z energetyki jądrowej. Ostatnia elektrownia atomowa w tym kraju ma zostać zamknięta w 2022 roku. Niemcom pozostaną zatem odnawialne źródła energii, jak słońce, wiatr czy energia z biomasy. Polityka rządu powoduje jednak problemy na rynku. Rosnąca popularność paneli słonecznych winduje ich ceny w górę, rośnie też zapotrzebowanie na akumulatory do przechowywania nadmiarowej energii. Z tym drugim problemem muszą zmagać się przede wszystkim firmy energetyczne. W słoneczne dni coraz więcej gospodarstw domowych dysponuje nadmiarową energią, którą sprzedaje takim firmom. Te z kolei muszą ją przechować do wykorzystania w dni pochmurne. Pojawiają się też problemy społeczne. Na panele słoneczne stać osoby bardziej zamożne. A to oznacza, że ubożsi kupują energię produkowaną z paliw kopalnych i płacą dodatkowy podatek, który jest następnie przekazywany bogatszym jako dofinansowanie zakupu paneli. Te, jak wspominano, z powodu rosnącego popytu są coraz droższe, co przekłada się na wzrost kosztów produkcji energii ze słońca, która w ten sposób staje się mniej konkurencyjna od energii z paliw kopalnych. A to zachęca ludzi do korzystania właśnie z takiej energii.
  6. Badacze z Massachusetts General Hospital (MGH) zademonstrowali, że przewlekła ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe podwyższa u myszy poziom krążącej beta-endorfiny. Gdy u przyzwyczajonych do UV gryzoni blokowano działanie beta-endorfiny, występowały u nich objawy zespołu abstynencyjnego. Zidentyfikowaliśmy [...] w skórze szlak, za pośrednictwem którego promieniowanie UV powoduje produkcję i uwalnianie beta-endorfiny oraz efekty przypominające zażycie opiatów, w tym uzależnienie. To potencjalne wyjaśnienie zachowania polegającego na dążeniu do wystawiania się na słońce, które może leżeć u podłoża nieubłaganego wzrostu częstości występowania większości postaci nowotworów skóry - podkreśla dr David E. Fisher. Częścią naturalnej reakcji skóry na UV jest produkcja proopiomelanokortyny (POMC). Białko to jest cięte na trzy peptydy: kortykotropinę (ACTH), endorfinę, a także MSH, czyli hormon stymulujący melanocyty. Studium opublikowane na łamach pisma Cell miało pokazać, czy powstała przez ekspozycję na ultrafiolet beta-endorfina daje opoidopodobne efekty, takie jak usuwanie bólu czy uzależnienie. Okazało się, że tak... Myszom ogolono grzbiety i przez 1,5 miesiąca codziennie wystawiano je na oddziaływanie promieni UV (był to odpowiednik 20-30 min ekspozycji osób z jasną karnacją na południowe słońce Florydy). Dawkę wyliczono w taki sposób, by wywołać opalanie, a nie oparzenia. W pierwszym tygodniu poziom beta-endorfiny we krwi znacząco wzrósł i utrzymywał się przez całe studium; po jego zakończeniu stopniowo powracał do normy. Przeprowadzane w regularnych odstępach czasu testy wykazały, że w porównaniu do grupy kontrolnej, traktowane UV zwierzęta słabiej reagowały na lekki dotyk i zmiany temperatury. Im wyższy poziom beta-endorfiny, tym mniejsza wrażliwość. Podanie naloksonu, silnego antagonisty receptorów opioidowych, eliminowało to zjawisko. Co istotne, w grupie eksperymentalnej nalokson wywoływał klasyczne objawy odstawienia: drżenie czy szczękanie zębami. Myszy wytrenowane w kojarzeniu naloksonu ze zwykle preferowanym miejscem (ciemnym pudełkiem), wybierały obszary, w których nie doświadczały skutków działania antagonisty. Szczep gryzoni, u którego w skórze wybiórczo zablokowano produkcję POMC lub wyeliminowano gen beta-endorfiny, po ekspozycji na ultrafiolet nie wykazywał reakcji/symptomów typowych dla normalnych zwierząt. Możliwe, że przez przyczynianie się do syntezy witaminy D na pewnych etapach ewolucji ssaków rozwinął się naturalny mechanizm wspierający poszukiwanie UV - opowiada Fisher, dodając, że współcześnie istnieją bezpieczniejsze alternatywne źródła tej witaminy. « powrót do artykułu
  7. Ok. 75 pracowników siedziby głównej amerykańskiego Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) w Atlancie mogło się zetknąć z żywymi laseczkami wąglika (Bacillus anthracis). Wszystkich poddano leczeniu. CDC podało, że w laboratorium doszło do naruszenia procedur (bakterie nie były inaktywowane). Do ekspozycji doszło w czasie weekendu, dotąd u nikogo nie pojawiły się jednak objawy choroby. W prowadzeniu śledztwa pomaga FBI. Na razie jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy to przypadek, czy celowe działanie. To nie powinno się wydarzyć. Dbamy o takie sprawy. Nie pozwolimy narażać naszych ludzi na niebezpieczeństwo - podkreśla dr Paul Meechan, dyrektor ds. higieny pracy. « powrót do artykułu
  8. Choć tradycyjnie uważa się, że ulubionym kąskiem pająków są owady, okazuje się, że liczne gatunki mieszkające przy wodzie chętnie łapią i jedzą ryby. Zamieszkują one wszystkie kontynenty poza Antarktydą. W artykule opublikowanym na łamach pisma PLoS ONE Martin Nyffeler z Uniwersytetu w Bazylei i Bradley Pusey z Uniwersytetu Zachodniej Australii dokonali przeglądu ponad 80 przypadków polowania na ryby przez półwodne pająki. Zaobserwowano je na brzegach płytkich słodkowodnych strumieni, rzek, jezior czy bagien. Pająki wydają się częściej polować na ryby w cieplejszych rejonach między 40°S i 40°N. Ryby chwytane przez pająki mają zazwyczaj 2-6 cm długości i reprezentują taksony najbardziej rozpowszechnione na danym obszarze (w południowo-wschodnich USA są to np. gatunki należące do rodzaju Gambusia). Średnio są one 2,2 razy dłuższe od pająków. Naturalne żerowanie na rybach zaobserwowano u ponad 12 gatunków z superrodziny Lycosoidea, dwóch gatunków z superrodziny Ctenoidea i u jednego gatunku z superrodziny Corinnoidea. Większość zaobserwowanych przypadków (>75%) można przypisać reprezentantom rodzajów Dolomedes i Nilus. W laboratorium wykazano, że na ryby polują też członkowie paru innych rodzin, np. topik (Argyroneta aquatica [Cybaeidae]), Desis marina (Desidae) czy Heteropoda natans (Sparassidae). Dywagując, czy incydenty uwzględnione w artykule są przypadkami padlinożerstwa czy rzeczywistego polowania, Nyffeler i Pusey podkreślają, że pająki opisywane przez kolegów po fachu dysponują dużymi i silnymi szczękoczułkami, zdolnymi do przebicia skóry kręgowców. Występują u nich również jady zawierające setki różnych neurotoksyn. Ponadto większość ryb (~85%) została ugryziona przez pająki u podstawy głowy. Czas zgonu ryby zależy od jej wielkości i przynależności gatunkowej. Podczas eksperymentów wstrzyknięcie jadu pająka Dolomedes sulfureus w tułów danio pręgowanego (Danio rerio) wywołało poważne zaburzenia neurologiczne, skutkujące dezorientacją, nieskoordynowanymi ruchami (kręceniem się), utratą pływalności i ostatecznie zgonem. Choć panowie wspominają o wszystkich kontynentach poza Antarktydą, większość przypadków zaobserwowano w Ameryce Północnej, zwłaszcza na mokradłach Florydy. By złapać, dajmy na to, gambuzję, tutejsze pająki zahaczają się tylnymi odnóżami o kamień lub roślinę, podczas gdy przednie ustawiają na powierzchni wody. Gdy zasadzka się uda, myśliwy wyciąga rybę na suchy ląd. Nyffeler i Pusey tłumaczą to zachowanie działaniem układu trawiennego pająków. Najpierw muszą one wpompować w ofiarę enzymy trawienne, które rozpuszczą jej ciało. Gdyby odbywało się to w wodzie, mogłoby dojść do ich rozcieńczenia. « powrót do artykułu
  9. Przed kilkoma dniami FBI aresztowało 20-latka, który jest podejrzewany o udział w działaniach grupy hakerskiej NullCrew. Mężczyzna miał brać udział w atakach na dwa uniwersytety i trzy firmy. Został on oskarżony o konspirowanie celem dokonania defraudacji za pomocą komputera. Grozi mu do 10 lat więzienia i 250 000 USD grzywny. Wśród ofiar Timothy'ego Frencha miała być kanadyjska firma komunikacyjna, duże przedsiębiorstwo związane z mediami oraz jedna firma z Kalifornii. Ukradzione podczas ataków informacje były publikowane w internecie. Wiadomo, że w zatrzymaniu miał udział jeden ze wspólników hakera, który pomagał organom ścigania. Frencha zgubiła prawdopodobnie jego nieostrożność. Podczas rozmowy na Skype z dnia 8 lutego 2013 roku mężczyzna zdradził osobie współpracującej z FBI, że dzień wcześniej uległ wypadkowi samochodowemu, a jechał wówczas Chevroletem Camaro z 1996 roku. Sprawdzenie policyjnych danych pozwoliło na ujawnienie tożsamości osoby biorącej udział w wypadku. « powrót do artykułu
  10. Rzeka Żółta jest zwana w Chinach Rzeką Żalu oraz Biczem na Ludzi Han. Na swoją złą sławę pracowała przez tysiące lat, podczas których liczne powodzie zabijały ludzi mieszkających nad jej brzegiem, niszczyły ich plony i dobytki. Naukowcy z Washington University przeprowadzili badania, z których wynika, że wzorzec coraz bardziej śmiertelnych powodzi jest zgodny z wzorcem degradowania środowiska naturalnego przez człowieka i podejmowanych przez ludzi prób ochronienia się przed rzeką. Z badań dowiadujemy się, że ludzie już przed 3000 lat zaczęli wpływać na bieg rzeki. Na terenie obecnych Chin człowiek dość wcześnie i na masową skalę zaczął wpływać na środowisko naturalne i nigdzie nie widać tego lepiej niż na przykładzie Rzeki Żółtej - mówi archeolog profesor T.R. Kidder. Odkrycie to może określać początek antropocenu, epoki, w której człowiek stał się dominującą siłą natury - dodał. Przeprowadzone badania sugerują też, że to właśnie działalność człowieka, mająca na celu wpływanie na bieg rzeki spowodowała kolejne problemy, których szczytowym przejawem była katastrofalna powódź, jaka wydarzyła się około roku 15 n.e. W jej wyniku zginęły miliony osób, a powódź przyczyniła się do upadku Zachodniej Dynastii Han w kilka lat później. Nowe dowody znalezione w Chinach i innych miejscach pokazują, że dawne społeczności zmieniały środowisko naturalne bardziej niż sądziliśmy. Już 2000 lat temu ludzie kontrolowali Rzekę Żółtą, a raczej sądzili, że ją kontrolują. I w tym tkwił problem - mówi Kidder. Naukowcy wysnuli swoje wnioski na podstawie badań osadów pozostawianych przez tysiące lat przez rzekę. Badali m.in. Sanyangzhuang, zwane „chińskimi Pompejami”, które wspomniana już masywna powódź pogrzebała pod pięcioma metrami osadów oraz odkryte w 2012 roku stanowisko Anshang, gdzie znaleziono pozostałości grobli i systemu irygacyjnego z czasów dynastii Zhou (1046-256 p.n.e.). Uczeni szczegółowo przeanalizowali osady pochodzące z ostatnich 10 000 lat. Zauważyli, że niemal 30% z nich zostało naniesionych w ciągu ostatnich 2000 lat, a tempo odkładania się osadów odpowiada rosnącej aktywności człowieka w regionie Rzeki Żółtej. Zdaniem Kiddera ludzie zaczęli budować kanały irygacyjne, systemy drenażowe, wały przeciwpowodziowe i tym podobne struktury już 2900-2700 lat temu.. W pierwszych latach po Chrystusie systemy takie rozciągały się na setki kilometrów wzdłuż brzegów rzeki. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że pierwsze wały przeciwpowodziowe miały około 3 metrów wysokości, jednak w ciągu dekady te w Anshang zostały dwukrotnie podwyższone. Widać tutaj, w jaką pułapkę wpadli. Budowanie wałów spowodowało, że w korycie rzeki osadzało się coraz więcej materiału, co podnosiło poziom rzeki i czyniło ją bardziej podatną na powodzie, co z kolei wymagało budowy coraz wyższych wałów, a to przyczyniało się do powstawania kolejnych osadów w łożysku i cały proces się powtarzał - zauważa Kidder. Zdaniem uczonego Rzeka Żółta była przez tysiące lat dość spokojnym ciekiem. Sytuacja uległa zmianie, gdy coraz większe rzesze rolników zachwiały równowagą Wyżyny Lessowej, położonej w jej środkowym biegu. To największy na świecie obszar akumulacji lessu, liczący sobie około 430 000 kilometrów kwadratowych. Władze zachęcały ludzi, by osiedlali się coraz bardziej w głąb Wyżyny. Zdobycie nowych terenów uprawnych było potrzebne do wyżywienia rosnącej liczby ludności, z drugiej strony zwiększające się osadnictwo zabezpieczało państwo od najazdów z północy. Gdy zbudowano Wielki Mur, rolnicy jeszcze chętniej zaczęli podbijać Wyżynę. Jednocześnie rozwój metalurgii dał rolnikom do ręki doskonalsze narzędzia, które ułatwiały pracę na roli. Do wytopu żelaza potrzebne zaś było drzewo, a to łatwiej było ścinać żelaznymi narzędziami. Masowa wycinka lasów spowodowała erozję na wielką skalę, wskutek której do Rzeki trafiły olbrzymie ilości materiału. Niesiony przez wodę osadzał się w jej dolnym brzegu, powodując coraz bardziej katastrofalne powodzie. Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2 roku naszej ery wynika, że obszar, na którym doszło do katastrofalnej powodzi z około 15 roku n.e. był bardzo gęsto zaludniony. Na każdym kilometrze kwadratowym mieszkały średnio 122 osoby, czyli około 9,5 miliona na terenie zalanym przez wodę. Powódź nie tylko zabiła olbrzymią liczbę ludzi. Zniszczyła też dobytek i uprawy, zdezorganizowała życie, na zalanych terenach powstały grupy walczące o żywność i przetrwanie. W latach 20-21 stały się centrum powstania ludowego, które wkrótce zakończyło istnienie Zachodniej Dynastii Han. Ludzie zaczęli zmieniać środowisko, a to z kolei zmieniło ludzką historię. To, co działo się w przeszłości może zdarzyć się i obecnie - ostrzega Kidder. Przekonanie, że obecnie jesteśmy w stanie uniknąć podobnej katastrofy, gdyż dysponujemy lepszą techniką to niebezpieczne założenie. Jeśli mamy wątpliwości, postawmy na Matkę Naturę, bo fizyka zawsze wygrywa. Uczony zauważa, że w przeszłości ludzie dysponowali technologią pozwalającą na zdewastowanie pojedynczej rzeki. Obecna technologia umożliwia dewastacje na skalę globalną. « powrót do artykułu
  11. W ubiegłym tygodniu Elon Musk, właściciel firmy Tesla Motors, zapowiedział, że firma bezpłatnie udostępni wszystkie swoje patenty. Ma to pomóc Tesli w rozpowszechnieniu się samochodów elektrycznych. Firma znalazła też poważnych sojuszników. BMW i Nissan chcą połączyć z Teslą siły i wspólnie budować na całym świecie sieć stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Obecnie Tesla posiada własną sieć stacji ładowania samochodów elektrycznych. Obecnie w skład sieci Supercharger wchodzi 97 stacji w USA. Kolejnych 7 stacji jest właśnie budowanych, a firma ma pozwolenia na stworzenie kolejnych 10 stacji. Tymczasem na terenie USA działa niemal 90 000 stacji benzynowych. Musk zrozumiał, że głównym konkurentem pojazdów elektrycznych Tesli nie są podobne pojazdy innych producentów, a pojazdy spalinowe. Stąd też pomysł, by udostępnić patenty, co ma pomóc w rozwoju rynku samochodów elektrycznych. Temu samemu celowi ma służyć współpraca z BMW i Nissanem przy budowie sieci stacji ładowania. « powrót do artykułu
  12. Microsfot załatał lukę w Malware Protection Engine, który jest zintegrowany z wieloma produktami antywirusowymi tej firmy. Znajduje się on m.in. w Microsoft Security Essentials. Świeżo poprawiona dziura pozwalała na wyłączenie produktów antywirusowych poprzez wysłanie na komputer ofiary odpowiednio spreparowanych plików, które mogły tam trafić za pośrednictwem witryn WWW, e-maili czy komunikatorów internetowych. Microsoft Malware Protection Engine jest obecny m.in. w Forefront Client Security, System Center 2012 Endpoint Protection, Malicious Software Removal Tool, Intune Endpoind Protection i Windows Defender. Koncern z Redmond ocenił uznał poprawioną dziurę za „ważną”, co oznacza, że napastnik może ją wykorzystać zdalnie, ale do przeprowadzenia udanego ataku konieczne jest działanie ze strony użytkownika. Nie wiadomo, czy przestępcy wiedzieli o tej dziurze i czy ją wykorzystywali. « powrót do artykułu
  13. W lipcu bieżącego roku Kullervo Hynynen z Toronto spróbuje pokonać ostatnią granicę neurochirurgii – barierę krew-mózg. Jeśli mu się uda i jego metoda będzie działała, znacznie łatwiej będzie leczyć nowotwory mózgu czy choroby neurodegeneracyjne. Bariera krew-mózg składa się z gęsto upakowanych komórek śródbłonka otaczających każde naczynie krwionośne w mózgu. Chroni ona nasz najważniejszy organ przed wirusami, bakteriami i toksynami, a jednocześnie umożliwia przenikanie z krwi składników odżywczych. Bariera działa tak skutecznie, że uniemożliwia też transportowanie do mózgu leków. Jedynymi, które mogą ją przeniknąć, są niektóre związki chemiczne rozpuszczalne w tłuszczach. Niestety, są one mało przydatne podczas leczenia, gdyż przenikają do każdej komórki organizmu, wywołując wiele skutków ubocznych. Kullervo Hynynen sądzi, że w przeniknięciu bariery krew-mózg mogą pomóc mikrobąbelki. Kanadyjski uczony rozpocznie w lipcu testy na 10 osobach cierpiących na nowotwory mózgu. Najpierw poda im chemioterapeutyk, który nie przenika przez barierę krew-mózg. Następnie chorym zostaną wstrzyknięte mikrobąbelki, które rozprzestrzenią się po całym organizmie. Później na głowy chorych zostaną nałożone specjalne czepki zawierające przekaźniki emitujące ultradźwięki o wysokiej częstotliwości. Zostaną one skoncentrowane w mózgu, w którego naczyniach krwionośnych znajdą się mikrobąbelki. Ultradźwięki wywołają wibrację bąbelków, które będą rozszerzały się i kurczyły z częstotliwością 200 kHz, czyli 200 000 razy na sekundę. Hynyen ma nadzieję, że bąbelki otworzą szczeliny w barierze krew-mózg i pozwolą na przeniknięcie chemioterapeutyku do pobliskich komórek nowotworowych. Ultradźwięki zostaną uruchomiona na nie dłużej niż 120 sekund i będą skupione w dziewięciu miejscach wokół guza każdego z pacjentów. Cała procedura będzie obserwowana na funkcjonalnym rezonansie magnetycznym dzięki wstrzykniętemu do krwioobiegu znacznikowi fluorescencyjnemu. Wkrótce po zakończeniu pracy chorzy zostaną poddani zabiegowi chirurgicznemu. Guzy zostaną wycięte i dokładnie zbadane, by porównać koncentrację leku w obszarach poddanych działaniu ultradźwięków z tymi, które nie miały z nimi do czynienia. Hynynen zapewnia, że bariera krew-mózg zaczyna zamykać się niemal natychmiast po wyłączeniu ultradźwięków, a normalne funkcjonowanie podejmuje po około 6 godzinach. Przez ten czas do mózgu mogą przenikać niepożądane substancje i mikroorganizmy, jednak dotychczasowe testy na zwierzętach wykazały, że skutki uboczne są niewielkie i nie ma długoterminowych skutków dla zdrowia lub zachowania. « powrót do artykułu
  14. Portugalski sklep z aplikacjami dla Androida, Apotoide, oskarżył Google'a o stosowanie praktyk monopolistycznych. Firma, która ma 6 milionów unikatowych użytkowników chce zebrać grupę podobnych sklepów i przeciwdziałać dominacji Google'a. Przedstawiciele Apotoide twierdzą, że koncern, korzystając ze swojej dominującej pozycji, rzuca kłody pod nogi konkurencyjnym sklepom. Bardzo trudno nam się rozwijać, nawet przetrwać, gdyż Google ciągle tworzy nowe przeszkody, utrudniając użytkownikom instalowanie w Androidzie alternatywnych sklepów z aplikacjami i utrudniając konkurencji dostęp do sklepu Google Play. Google chce kontrolować cały rynek dystrybucji aplikacji dla Androida - mówi dyrektor wykonawczy Apotoide, Paulo Trezentos. Jednym z działań, jakie rzekomo podejmuje Google, jest blokowanie dostępu do Apotoide z poziomu przeglądarki Chrome. Ponadto system Android wymaga, by jego użytkownik osobno wyraził chęć na korzystanie ze sklepów firm trzecich. Joaquin Almunia, komisarz ds. konkurencyjności UE potwierdził, że rozważane jest wszczęcie śledztwa w sprawie dominacji Google'a na rynku aplikacji dla Androida. Żadne oficjalne decyzje jeszcze nie zapadły. « powrót do artykułu
  15. Koniec z utyskiwaniem astronautów na brak kawy w kosmosie. W wyniku współpracy firm Lavazza i Argotec z Włoską Agencją Kosmiczną powstał kapsułkowy ekspres do kawy ISSpresso, który zostanie zainstalowany na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Lavazza to światowej sławy producent kawy, a Argotec jest firmą inżynieryjną, wyspecjalizowaną m.in. w przygotowywaniu zdrowych produktów do spożycia w przestrzeni kosmicznej. Prototyp ISSpresso przechodzi testy w laboratoriach Argotecu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zostanie wyniesiony na orbitę z załogą misji Futura. ISSpresso waży ok. 20 kg. Ma 36 cm szerokości, 43 długości i 42 wysokości. Pobiera wodę z torebki. Tradycyjną plastikową rurkę zastąpiono w nim rurką stalową, która wytrzymuje ciśnienie nawet ponad 400 barów. Na końcu napar trafia do kolejnej torebki, z której można go sączyć za pomocą rurki. Jak opowiadają pomysłodawcy, ISSpresso przygotuje nie tylko espresso, ale i caffè lungo czy herbatę lub rosół. « powrót do artykułu
  16. Amerykańscy naukowcy przetestowali podawaną jednorazowo szczepionkę, która trwale zmniejsza poziom złego cholesterolu LDL, potencjalnie obniżając ryzyko zawału serca nawet o 90%. Zespół prof. Kirana Musunuru z Harvardzkiego Instytutu Komórek Macierzystych i dr. Daniela J. Radera z Uniwersytetu Pensylwanii skupił się na wątrobowym genie PCSK9. W 2003 r. francuscy uczeni badający rodziny z bardzo wysokim poziomem cholesterolu i bardzo wczesnymi przypadkami zawału serca odkryli, że PCSK9 jest regulatorem cholesterolu (mutacje w tym genie, niezwykle rzadkie, charakterystyczne dla zaledwie kilku rodzin, wydają się odpowiadać za oba wymienione zjawiska). Później grupa z Teksasu zidentyfikowała u ok. 3% populacji inne działające przeciwnie mutacje. U osób, u których one występują, poziom cholesterolu LDL jest o 15-28% niższy od przeciętnej, a ryzyko zawału serca znajduje się 47-88% poniżej średniej. Wnioskowaliśmy, że natura już przeprowadziła eksperyment. Mamy ludzi, którzy wygrali na genetycznej loterii. Są oni zabezpieczeni przed zawałami serca i nic nam nie wiadomo o niekorzystnych skutkach ubocznych [mutacji]. Zaczęliśmy więc dywagować, że gdybyśmy znaleźli sposób na odtworzenie tego [zjawiska], moglibyśmy ochronić ludzi przed zawałami serca - podkreśla Musunuru. Zmiana normalnego PCSK9 na wersję z "dobrym" defektem była możliwa dzięki udoskonaleniu w zeszłym roku odkrytej w 2007 r. technologii CRISPR/Cas9. Przedstawiciele nauk biologicznych nie kryją swojej radości, gdyż dysponując nią, o wiele łatwiej jest im edytować genom każdego gatunku, jaki tylko przychodzi na myśl - od muszek owocowych po ryby, myszy, małpy i ludzkie komórki - opowiada Musunuru, którego grupa jako jedna z pierwszych zastosowała ją na komórkach macierzystych. Cas9 jest tworzącym wyrwę w DNA białkiem [restryktazą], a CRISPR to komponent RNA, który wiąże się z odpowiednią sekwencją i naprowadza Cas9 na interesujący naukowców fragment DNA. Po przecięciu komórka może się naprawiać sama, często z błędami, co jest korzystne, jeśli się chce zaburzyć gen/doprowadzić do jego knock outu [rozbicia]. Taki właśnie zabieg Amerykanie zastosowali w odniesieniu do PCSK9. PCSK9 jest genem, do którego ekspresji dochodzi głównie w wątrobie. Powstające w wyniku tego białko - konwertaza - działa w krwiobiegu, nie dopuszczając do usuwania cholesterolu z krwi (łączy się z receptorem LDL, prowadząc do jego zniszczenia). Różne firmy farmaceutyczne opracowywały przeciwciała, ale ponieważ tego typu leki nie utrzymują się na zawsze, zastrzyki trzeba powtarzać co kilka miesięcy. Główną metodą obniżania cholesterolu pozostaje zażywanie statyn. Okazuje się jednak, że pacjenci stosujący statyny nadal mają zawały, inne metody terapii są więc na wagę złota. Uważaliśmy, że z technologią edytowania genomu możemy zrobić coś, co wcześniej było niemożliwe - doprowadzić do trwałych zmian na poziomie DNA, czyli rozwiązać problem u źródła. Pozostawało pytanie, czy będziemy w stanie dotrzeć z CRISPR/Cas9 do wątroby i czy gdy się to uda, system będzie działać prawidłowo. Podczas eksperymentów na myszach okazało się, że w ciągu 3-4 dni od "dostawy" doszło do rozbicia większości kopii PCSK9 we wszystkich hepatocytach. Naukowcy zobaczyli też, że w krwiobiegu znajdowało się mniej kodowanej przez gen konwertazy. Poziom cholesterolu u myszy obniżył się o 35-40%, co u ludzi mogłoby się przełożyć nawet na 90-proc. spadek ryzyka zawału. « powrót do artykułu
  17. Wpływowy wolnorynkowy think-tank Institute of Economic Affairs (IEA) stwierdził, że brytyjski rząd powinien dopuścić do obrotu bitcoiny na takich samych zasadach, na jakich wykorzystywany jest funt szterling. Zdaniem IEA obywatele powinni mieć m.in. możliwość opłacania podatków bitcoinami. Kevin Dowd, profesor finansów i ekonomii na Durham University zauważa, że bitcoin nie jest pierwszą prywatną walutą, ale jest pierwszą, której rząd nie może zlikwidować. Zdaniem uczonego rząd powinien pozwolić na korzystanie z bitcoinów i wszelkich innych alternatywnych pieniędzy. Dowd nie wykluczył też możliwości sprywatyzowania funta i przekazaniu praw do jego emisji temu, kto więcej za nie zapłaci. Wyobraźmy sobie, że bitcoin staje się istotną walutą. Aby zapewnić równe warunki dla wszystkich graczy na rynku rząd powinien przyjmować rozliczenia podatkowe w bitcointach. A to oznacza, że rząd nie powinien faworyzować swojej własnej lub jakiejkolwiek innej waluty. Nie powinien też wprowadzać regulacji przeciwko jakiejkolwiek walucie. Nasuwa się tutaj analogia ze starymi, złymi monopolistami, takimi jak British Gas czy British Telecom. Telecom to dobry przykład: przez bardzo długi czas mieliśmy rządowy monopol, który dusił innowacyjność, a poziom usług był bardzo niski. Gdy tylko otwarto rynek, otwarto możliwości konkurowania, rozkwitła innowacyjność i teraz mamy różnego typu rozwiązania, o których wcześniej nie mogliśmy nawet marzyć. Wyszliśmy na tym o wiele lepiej - mówi profesor Dowd. Zdaniem uczonego, pojawienie się bitcoina to punk zwrotny w historii. Rządy niszczą prywatne pieniądze od kiedy zmonopolizowały bicie monety. Tak było np. z Liberty Dollarem, fizycznym, złotym pieniądzem bitym w USA w latach 1998-2009. Twórca pieniądza został zatrzymany i postawiony przed sądem, a monety skonfiskowano. Profesor Dowd mówi jednak, że ten i podobne przypadki niszczenia prywatnych pieniędzy są motywowane wyłącznie politycznie i są przykładem państwowego protekcjonizmu. Dowd zauważa, że bitcoina nie można zlikwidować, a jego twórców postawić przed sądem. Jeśli waluta będzie zyskiwała na znaczeniu, rządy będą musiały w jakiś sposób odnieść się do tej waluty. Uczony, który jest zwolennikiem bitcoinów, zauważa jednak, że zarówno ona jak i inne prywatne pieniądze muszą, zanim się rozpowszechnią, spełniać nie tylko podstawowe funkcje środka płatniczego, ale również będą musiały oferować wyższą jakość niż waluta produkowana przez rządy. Jedną z olbrzymich zalet bitcoinów jest fakt, że nowe pieniądze przestaną pojawiać się w momencie, gdy na rynku będzie 21 milionów bitcoinów. To oznacza, że walutą taką nie można manipulować, nie można jej dodrukowywać i wywoływać inflacji, nakładając na jej posiadaczy podatek inflacyjny. Krytycy bitcoina mówią, że właśnie z tego powodu waluta jest podatna na deflację. Profesor Dowd uważa jednak, że bitcoin nie zastąpi funta. Biorąc pod uwagę fakt, w jaki sposób powstaje bitcoin trzeba stwierdzić, że jest to waluta podatna na powstawanie baniek spekulacyjnych. W dłuższej perspektywie bitcoin niemal na pewno upadnie, ale to nie jest zła wiadomość. Pionierzy nowych rynków rzadko kiedy są w stanie przetrwać: kto pamięta Betamax z początków rynku wideo?
  18. Trzydziestojednoletnia Alama Kanté, mieszkająca we Francji wokalistka z Gwinei, przeszła niedawno operację usunięcia guza przytarczyc. By nie uszkodzić strun głosowych, pacjentce podano jedynie znieczulenie miejscowe, zahipnotyzowano i poproszono o śpiewanie w czasie krytycznych momentów zabiegu. Choć operację przeprowadzono w Szpitalu Henri Mondora 3 kwietnia, prof. Giles Dhonneur dopiero 14 czerwca zaprezentował materiał filmowy na konferencji prasowej. Przy pełnej świadomości ból takiej operacji jest nie do wytrzymania [...]. [Alama] weszła w trans, słuchając słów hipnoterapeutki. Przebyła długą drogę do Afryki i zaczęła śpiewać. To było niesamowite - powiedział Dhonneur w wywiadzie udzielonym dziennikowi Le Figaro. Pierwszą na świecie "śpiewającą" operację przeprowadzono w Creteil pod Paryżem. Artystka wykonała w jej czasie 2 utwory z płyty Generation Sabbar. Stroną hipnotyczną procedury zajmowała się Asmaa Khaled. Jak wspomina główna zainteresowana, koło mnie znajdowała się kobieta, która mówiła mi, żebym się nie przejmowała, bo wszystko będzie dobrze. Poprosiła mnie, bym udała się w podróż. Zgodziłam się, a ona powiedziała, że wybieram się do Senegalu. Mimo hipnozy na pewnym etapie zabiegu Kanté zaczęła odczuwać ból, lecz wtedy Khaled zapewniła, że zaraz zniknie i tak się podobno stało. Dwa miesiące po operacji śpiewaczka doszła już w pełni do siebie i jest gotowa, by stanąć na scenie i promować swój nowy album. Alama jest spokrewniona z Morym Kanté, mistrzem kory i wykonawcą przeboju z roku 1987 pt. Yé ké yé ké. « powrót do artykułu
  19. Fińskie media ujawniły, że w 2007 roku Nokia zapłaciła okup szantażyście grożącemu ujawnieniem kluczy uwierzytelniających, którymi były podpisywane aplikacje dla systemu Symbian. Ujawnienie tych kluczy byłoby katastrofą dla firmy, która posiadała około 40% rynku telefonów komórkowych, a jej produkty były używane przez wiele przedsiębiorstw. Przestępca domagał się milionów euro w zamian za milczenie. Nokia zawiadomiła o szantażu fińskie Narodowe Biuro Śledcze i wspólnie opracowano plan złapania przestępcy. Umówiono się z nim, że pieniądze zostaną dostarczone na parking parku rozrywki w mieście Tampere. Tam policjanci mieli aresztować szantażystę. Jednak funkcjonariusze nie spisali się najlepiej. Zgubili przestępcę i pieniądze Nokii przepadły. Szantażysta dotrzymał słowa i nie zdradził kluczy Symbiana. Śledztwo w tej sprawie ciągle się toczy. « powrót do artykułu
  20. Linhão to jedna z najdłuższych linii elektroenergetycznych na świecie. Ma zaopatrywać w prąd odizolowane społeczności na północy Brazylii, ale wśród naukowców i ekologów wzbudza spore kontrowersje, bo wg planów, będzie przecinać cenny amazoński rezerwat przyrody. Na razie linia łączy miasta Tucuruí, Macapá i Manaus. W Tucuruí na rzece Tocantins znajduje się tama, która wspomaga niewydolną Balbinę z Manaus. Obecnie trwa rozbudowa w kierunku Boa Vista. Problem polega jednak na tym, że tuż za Manaus Linhão ma przechodzić przez prowadzony przez Instituto Nacional de Pesquisas da Amazônia (INPA) Rezerwat Leśny Adolfa Duckego. Obszar ten jest jednym z najważniejszych stanowisk badania lasów deszczowych na świecie; wiele informacji o ekologii amazońskiej uzyskano właśnie tutaj. Naukowcy nie protestują przeciwko samej linii (wszyscy wiedzą, że potrzeba tu prądu), chodzi jedynie o wycinany szeroki pas drzew. By móc dbać o konstrukcje wsporcze, pod Linhão na całej długości tworzy się drogę o szerokości do 70 m. Jak można się domyślić, dla niektórych zwierząt, np. jaguarów czy pak, to przestrzeń nie do pokonania. Dużym ptakom, w tym tukanom, przecinka nie przeszkodzi, ale wielu mniejszym już tak (w eksperymentach w izolowanych lasach zademonstrowano, że mają one opory przed pokonywaniem takich luk). Gdy uszkodzi się połączenie między Rezerwatem Leśnym Adolfa Duckego a okolicznym lasem, obszar chroniony stanie się samotną wyspą, a wg specjalistów, doprowadzi do szybkiej utraty gatunków. INPA próbuje wynegocjować z Eletrobras, głównym brazylijskim dostawcą energii, by Linhão przesunąć kilka kilometrów, omijając rezerwat. Naukowcy wspominają też mniejszych dojściach, ograniczonych do okolic wspornika. Miejmy nadzieję, że negocjacje zakończą się sukcesem, bo wcześniej Eletrobras szedł na ustępstwa dużym właścicielom ziemskim... « powrót do artykułu
  21. Po 30 latach od zidentyfikowania pierwszych wysokotemperaturowych nadprzewodników udało się odkryć tajemnicę ich niezwykłych właściwości. Nadprzewodniki, czyli materiały przewodzące prąd elektryczny bez żadnych oporów, mogą być wykorzystywane w wielu niezwykle obiecujących zastosowaniach – od bezstratnych sieci przesyłowych poprzez superkomputery po lewitujące pociągi. Problem jednak w tym, że dotychczas nie wiadomo było, jakie zjawiska leżą u podstaw wysokotemperaturowego nadprzewodnictwa. Pierwsze konwencjonalne nadprzewodniki odkryto na początku ubiegłego wieku. Materiały te wykazują jednak właściwości nadprzewodzące w bardzo niskich temperaturych, bliskich zeru absolutnemu czyli -273 stopniom Celsjusza. W połowie lat 80. zauważono natomiast, że istnieją nadprzewodniki wysokotemperaturowe, czyli materiały, w których nadprzewodnictwo występuje w temperaturach sięgających -135 stopni Celsjusza. Wykorzystanie takich materiałów w praktyce jest znacznie bardziej prawdopodobne. Od 30 lat poszukiwanie wysokotemperaturowych nadprzewodników odbywało się na chybił trafił. Naukowcy wiedzieli, co jest potrzebne do stworzenie dobrego nadprzewodnika niskotemperaturowego, ale nie mieli pojęcia, jakie sekrety kryją się za nadprzewodnictwem wysokotemperaturowym. Teraz naukowcy z Cambridge University odkryli, że fale gęstości ładunku tworzą w takich materiałach zakręcone „kieszenie” elektronów i to one właśnie decydują o pojawieniu się nadprzewodnictwa. W nadprzewodnikach, podobnie jak we wszystkich innych materiałach, ładunek elektryczny przenoszony jest przez elektrony. Jednak o ile zwykle elektrony podróżują samodzielnie i zderzają się ze sobą tracąc energię, o tyle w nadprzewodnikach poruszają się w blisko powiązanych parach. Takie pary przemieszczają się bez problemów przez strukturę nadprzewodnika i przenoszą ładunek elektryczny nie napotykając na żadne opory. Dopóki temperatura nadprzewodnika jest odpowiednio niska, dopóty pary elektronów są w stanie się poruszać. W tradycyjnych nadprzewodnikach główną rolę odgrywa interakcja pomiędzy elektronami a strukturą materiału. Dzięki tej interakcji powstaje rodzaj „kleju” łączącego elektrony w pary. Siła tego połączenia jest bezpośrednio powiązana z właściwościami nadprzewodzącymi. Gdy temperatura materiału rośnie lub jest on wystawiony na działanie pola magnetycznego „klej” ulega osłabieniu, pary elektronów rozpadają się i tracimy właściwości nadprzewodzące. „Problem w odnajdowaniu kolejnych wysokotemperaturowych nadprzewodników polega na tym, że nie wiemy, jakie składniki są potrzebne do powstania nadprzewodnictwa w wysokich temperaturach. Wiemy, że tam też istnieje jakiś rodzaj „kleju” łączącego elektrony w pary, ale nie wiemy, czym jest ten „klej”” - mówi doktor Suchitra Sebastian z Cambridge. Naukowcy postanowili podejść do problemu od innej niż zwykle strony. Postanowili określić, jakie właściwości ma materiał przed przejściem w stan nadprzewodnictwa. „ Próbowaliśmy zrozumieć, jakie interakcje zachodzą, zanim elektrony połączą się w pary, gdyż stwierdziliśmy, że to właśnie jedna z tych interakcji musi prowadzić do pojawienia się „kleju”. Gdy elektrony utworzą pary trudno jest określić, co je łączy. Ale jeśli uda się rozbić pary, to może zobaczymy, co elektrony robią i zrozumiemy, jak powstaje nadprzewodnictwo” - mówi doktor Sebastian. Naukowcy wykorzystali niezwykle silne pole magnetyczne do „wyłączenia” stanu nadprzewodzącego w miedzianach. Dotychczas podczas tego typu badań podnoszono temperaturę, co dawało niejednoznaczne wyniki. Jako, że miedziany są dobrymi nadprzewodnikami, konieczne było użycie pole magnetycznego o natężeniu około 100 tesli. Dopiero dzięki temu udało się odkryć tajemnicę wysokotemperaturowych nadprzewodników. Okazało się, że wspomniane na wstępie „kieszenie” z elektronami, o których sądzono, że występują tylko w miejscach najsilniejszego nadprzewodnictwa, układają się w naprzemienne warstwy, z których co druga jest zwrócona w tę samą stronę. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy wzorując się na skrzydłach żuka zamieszkującego Pustynię Namib, stworzyli materiał, który bez zewnętrznego źródła zasilania pozyskuje wodę z powietrza. W przyszłości materiał taki może posłużyć ludziom zamieszkującym wyjątkowo suche obszary globu. Wspomniany żuk ma skrzydła składające się ze struktur przyciągających i odpychających wodę. Dzięki temu może żyć w wyjątkowo suchym klimacie, gdyż jego skrzydła pozyskują wodę, która jest kierowana bezpośrednio do otworu gębowego. Na łamach ACS Applied Materials & Interfaces poinformowano o opracowaniu materiału składającego się z dwóch warstw polimeru. Na wierzchu znajduje się warstwa przyciągająca wodę, a pod nią – warstwa odpychająca wodę. Obie warstwy połączone są za pomocą 1-centymetrowej długości nanorurek. Warstwa przyciągająca wodę kierują ją właśnie w gąszcz tych nanorurek, gdzie pozostaje. Wodę można odzyskać z materiału tak samo, jak odzyskujemy ją z gąbki – wystarczy ścisnąć. Zdolność do zbierania wody zależy od wilgotności powietrza. Testowy materiał ważył 8 miligramów, a powierzchnia jego górnej warstwy wynosiła 0,25 centymetra kwadratowego. Przy suchym powietrzu taka „gąbka” wchłonęła ponad ¼ swojej wagi w ciągu 11 godzin. Przy większej wilgotności pozyskała w ciągu 13 godzin 80% swojej wagi. Twórcami nowego materiału są naukowcy z Rice University. Lider zespołu badawczego, Robert Vajtai mówi, że obecnie największym problemem są koszty nowego materiału. Wciąż nie potrafimy tanio produkować węglowych nanorurek. « powrót do artykułu
  23. BodyBeat to system do podsłuchiwania procesów przebiegających w organizmie: oddechu, żucia/połykania i tętna. Na tej podstawie można monitorować stan zdrowia użytkownika. Zespół Tauhidura Rahmana z Uniwersytetu Cornella podkreśla, że odgłosy organizmu i dźwięki mowy mają różną częstotliwość. O ile te pierwsze mieszczą się w zakresie 20-1300 Hz, o tyle te drugie można powiązać z zakresem 300-3500 Hz. Uderzenie serca generuje bardzo delikatny dźwięk, którego widmo akustyczne obejmuje zakres 20-200 Hz. Odgłosy oddychania są o wiele głośniejsze w zakresie 20-200 Hz, ale dalszemu wzrostowi częstotliwości do 1300 Hz towarzyszy stopniowy spadek siły sygnału. BodyBeat zakłada się na szyję. Mikrofon z czujnikiem piezoelektrycznym można ustawić w taki sposób, by znajdował się przy żuchwie, gardle bądź za uchem. Urządzenie wychwytuje wibracje związane z przewodnictwem kostnym. Mikrofon łączy się z drukowaną w 3D obrożą za pomocą mechanizmu zawieszenia tłumiącego szum wywołany ruchami głowy. Jak tłumaczy Rahman, wsłuchując się w czyjś oddech, można ustalić, czy jest on ciężki albo skrócony. Wychwycony dźwięk jest bezprzewodowo przekazywany do smartfona, a dzięki GPS-owi telefonu wiadomo np., gdzie i kiedy rozpoczął się kaszel. Obecnie trwają prace nad miniaturyzacją systemu oraz nad połączeniem go z Google Glass, tak by można było monitorować czyjąś dietę. Rahman myśli też o analizowaniu odgłosów żołądkowych. W ten sposób można by sprawdzać, jak organizm reaguje na różne rodzaje pokarmu.
  24. Inżynierowie z University of Washington w Seattle stworzyli prototyp czujnika do pomiaru zmian ciśnienia w gałce ocznej. Wszczepiałoby się go razem ze sztuczną soczewką podczas operacji usuwania zaćmy. Naukowcy opisali swoje dokonania w Journal of Micromechanics and Microengineering. Złożyli też wniosek patentowy. Dotąd nikt nie umieszczał elektroniki w soczewce oka, takie podejście jest więc nieco radykalne. Wykazaliśmy, że zasadniczo jest to możliwe - cieszy się prof. Karl Böhringer, dodając, że implantowanie czujnika wraz ze sztuczną soczewką eliminowałoby konieczność przeprowadzania kolejnych operacji. Amerykanie podkreślają, że chcieliby, aby z implementacją urządzenia poradził sobie każdy chirurg operujący zaćmę. Zespół stworzył prototyp, który wykorzystuje fale radiowe zarówno do zasilania, jak i transferu danych. Na obrzeżach urządzenia znajduje się kolista antena (pokrywa się ona mniej więcej z zarysem tęczówki). Chip przekazuje położonemu w pobliżu odbiornikowi informacje o zmianach w częstotliwości, które wskazują na zmiany w ciśnieniu. Później wyliczane jest rzeczywiste ciśnienie (dane są monitorowane i zapisywane w czasie rzeczywistym). Przetwarzaniem danych miałby się zajmować przede wszystkim odbiornik, np. urządzenie przenośne. Obecny prototyp jest zbyt ciężki, by dało się umieścić w sztucznej soczewce, ale zespół uważa, że uda się go przeskalować. Jak dotąd Amerykanom udało się przetestować urządzenie osadzone w tym samym materiale silikonowym, z którego wykonuje się implanty soczewek. Nadmierne ciśnienie w gałce ocznej może prowadzić do zniszczenia nerwu wzrokowego. Niestety, często diagnoza jest stawiana zbyt późno albo nie wdraża się odpowiedniego planu leczenia. Ponieważ zaćma i jaskra występują w podobnej starzejącej się populacji, połączenie urządzenia do monitorowania ciśnienia z implantem soczewki ma sporo sensu. « powrót do artykułu
  25. San Disk zaprezentował nową rodzinę wysoko wydajnych urządzeń SSD, Extreme Pro. Dyski są skierowane do graczy oraz osób zajmujących się obróbką wideo czy grafiki. Nie tylko zapewniają one wysoką wydajność i efektywność pracy, ale objęto je wyjątkowo długotrwałą, bo dziesięcioletnią, gwarancją. W ramach rodziny SanDisk Extreme Pro zadebiutowały urządzenia o pojemności 240, 480 i 960 gigabajtów. Prędkość odczytu danych wynosi w ich przypadku 550 MB/s, a prędkość zapisu – 520 MB/s. Producent zapewnia, że dyski są w stanie wykonać podczas odczytu 100 000 operacji wejścia/wyjścia na sekundę (IOPS), a IOPS przy zapisie wynosi do 90 000. Dyski Extreme Pro SSD mają 2,5 cala przekątnej i wykorzystują interfejs SATA 6Gb oraz układy MLC NAND Toshiby.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...