Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W eksperymentach na myszach dzięki zamrożonej tkance jąder udało się uzyskać żywe potomstwo. Japończycy mają nadzieję, że ich rozwiązanie przyda się chłopcom z nowotworami, którzy stają się bezpłodni wskutek chemioterapii. W obliczu rosnącej liczby nowotworów pediatrycznych niepłodność staje się ważną kwestią dla pacjentów i ich rodzin - podkreślają autorzy raportu z pisma Nature Communications. U mężczyzn przed rozpoczęciem terapii można zamrozić próbki spermy, taka opcja nie wchodzi jednak w grę w przypadku chorych, którzy nie przeszli jeszcze pokwitania. Podczas studium po 5 dniach od narodzin naukowcy zamrażali próbkę jąder. Później stosowali szereg technik wspomaganego rozrodu - od inseminacji po wprowadzanie do jaja niedojrzałej gamety (spermatydy). Okazało się, że w wyniku tego urodziły się myszki, które były w stanie się rozmnażać, wydając na świat następne pokolenie. Coś takiego powiodło się u zwierząt po raz pierwszy. Myślę, że minie przynajmniej kilka lat, nim uda się to u ludzi. To nie takie proste. Obecnie pracujemy na ludzkich próbkach, które są bardzo różne od mysich. By [technika] zadziałała, muszę obmyślić jakiś trik, dlatego trudno powiedzieć, ile potrwają prace - opowiada prof. Takehiko Ogawa z Uniwersytetu Miejskiego Jokohamy. Eksperci komentujący doświadczenia Japończyków zaznaczają, że dla osób, które stały się bezpłodne w wyniku terapii onkologicznej, prawdopodobnie lepsze będzie hodowanie plemników w laboratorium niż wszczepianie własnej tkanki jąder po wejściu w odpowiedni wiek. Można by w ten sposób uniknąć nawrotu choroby w sytuacji, gdyby w zachowanej tkance występowały również komórki nowotworowe. Upewnienie się, że plemniki wyprodukowane w laboratorium są prawidłowe pod względem genetycznym, to jedno, drugie, by zamrożona tkanka jąder w ogóle zaczęła je produkować. Próbki jąder nowo narodzonych myszy konserwowano albo przez wolne zamrażanie, albo witryfikację. Po odmrożeniu prowadzono hodowlę na żelu agarozowym (spermatogeneza zachodziła aż do momentu uzyskania plemników). W sumie uzyskano 8 myszek. « powrót do artykułu
  2. Chińskie firmy rozpoczęły wymianę serwerów IBM-a na maszyny własnej produkcji. Wszystko w obawie przed szpiegowaniem ze strony NSA. Jak doniósł Dziennik Ludowy (People's Daily) w Xinjiang miejscowy oddział China Construction Bank Corp. przeprowadził udane testy systemu serwerowego Tiansuo K1 firmy Inspur Group, a następnie zastąpił nimi wykorzystywane dotychczas maszyny Błękitnego giganta. Z doniesień prasowych wynika, że w ślady banku idzie coraz więcej firm z sektorów energetycznego, wydobywczego i rolnego. Tymczasem chiński rząd sprawdza, czy fakt, iż miejscowy sektor bankowy korzysta głównie z highendowych serwerów IBM-a, nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu. Dziennik Ludowy poinformował, że zanim pojawił się system Tiansuo K1, aż 99% chińskiego rynku serwerów należała do HP i Oracle'a. « powrót do artykułu
  3. Pod wpływem psylocybiny, alkaloidu o właściwościach psychodelicznych z grzybów, wzmacnia się aktywność bardziej prymitywnej sieci mózgowej związanej z myśleniem emocjonalnym. W tym samym czasie działa kilka jej rejonów, w tym hipokamp i przednia kora zakrętu obręczy (ang. anterior cingulate cortex, ACC). Taki wzorzec aktywności występuje u śniących ludzi. Dla odmiany po zażyciu psychodeliku u ochotników pojawia się nieskładna, nieskoordynowana aktywność sieci powiązanej z myśleniem wyższego rzędu, w tym z samoświadomością. By określić biologiczne podłoże doświadczeń przeżywanych pod wpływem psychodelików, np. rozszerzenia umysłu, naukowcy z Imperial College London analizowali zdjęcia mózgu 15 ochotników, którym podczas badania funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI) dożylnie podawano psylocybinę i placebo. Byłem zafascynowany, widząc podobieństwa wzorców aktywności mózgu w stanie psychodelicznym i w czasie fazy snu REM, zwłaszcza że w obu przypadkach zaangażowane są prymitywne rejony związane z emocjami i pamięcią. Ludzie często wspominają, że zażycie psylocybiny wywołuje stany przypominające sny i nasze studium jako pierwsze zademonstrowało fizyczną reprezentację tego doświadczenia w mózgu - podkreśla dr Robin Carhart-Harris. Akademicy analizowali zmienność amplitudy sygnału zależnego od poziomu natlenowania krwi (BOLD od ang. blood-oxygen level dependent signal). Należy bowiem pamiętać, że zwiększenie przepływu krwi w aktywnych rejonach mózgu pociąga za sobą względny wzrost poziomu natlenowanej hemoglobiny, a więc i mocy sygnału. W ten właśnie sposób naukowcy zauważyli, że psylocybina doprowadzała do zdezorganizowania i desynchronizacji sieci odpowiedzialnych za myślenie wyższe (jedna z nich odgrywa w mózgu kluczową rolę i ma m.in. związek z poczuciem ja). Z drugiej jednak strony pod wpływem narkotyku bardziej skoordynowana stawała się aktywność różnych obszarów bardziej prymitywnej sieci (w jej skład wchodzą powiązany z emocjami i pamięcią hipokamp oraz wpływająca na stany pobudzenia ACC). Obecnie badamy wpływ LSD na twórcze myślenie. Będziemy również sprawdzać, czy pozwalając zmienić sztywne pesymistyczne wzorce myślenia, psylocybina może pomóc usunąć objawy depresji. Psychodeliki były stosowane w terapii w latach 50. i 60., ale dopiero teraz zaczynamy rozumieć ich działanie w mózgu [...] - opowiada Carhart-Harris. Dane zostały zebrane w 2012 r. przez grupę badawczą Carharta-Harrisa i prof. Davida Nutta. Do dalszej ich analizy wybrano specjalistów od matematycznego modelowania obwodów mózgowych - prof. Dantego Chialvo i dr. Enzo Tagliazucchiego z Uniwersytetu Johanna Wolfganga Goethego we Frankfurcie nad Menem. Na tym etapie studium posłużono się entropią jako miarą losowości systemu. Dzięki temu po raz pierwszy wyliczono poziom entropii dla różnych sieci mózgu w stanie psychodelicznym. Odnotowano znaczący wzrost entropii w bardziej prymitywnej sieci. Ponieważ wzrosła liczba możliwych wzorców aktywności, wydaje się, że ochotnicy dysponowali bardziej rozbudowanym wachlarzem osiągalnych dla nich stanów mózgu (byłby to zatem biofizyczny odpowiednik rozszerzenia umysłu). « powrót do artykułu
  4. Przez długi czas uważano, że waleni jest zbyt mało, by ich obecność czyniła dla oceanów jakąś różnicę. Jednak to nieprawda - stwierdził Joe Roman z University of Vermont. Z przeprowadzonych przezeń badań wynika, że te wielkie morskie ssaki wywierają olbrzymi pozytywny wpływ na funkcjonownie oceanów, ich zdolności pochłaniania węgla oraz światowe rybołówstwo. Spadek liczby wielkich waleni, który wyniósł co najmniej 66% a być może nawet 90%, prawdopodobnie zmienił strukturę i funkcjonowanie oceanów. Ale odrodzenie populacji jest możliwe - stwierdzili naukowcy w artykule opublikowanym we Frontiers in Ecology and the Environment. Odrodzenie populacji wielkich waleni może pomóc w uchronieniu ekosystemów morskich przed destabilizacją. Te długo żyjące organizmy zwiększają przewidywalność i stabilność ekosystemów - mówi Roman. Uczony podkreśla, że wielkie walenie przyczyniają się do obiegu środków odżywczych i zwiększają produktywność obszarów, na których żerują. Czynią to żerując na dużych głębokościach i wydalając blisko powierzchni. W ten sposób dostarczają na powierzchnię składniki odżywcze przyczyniające się do rozrostu planktonu. Ponadto walenie przenoszą składniki odżywcze pomiędzy obszarami oddalonymi od siebie o tysiące kilometrów. Rybacy często postrzegają walenie jako konkurencję jednak zdaniem naukowców nie jest to prawda. Z przeprowadzonych przez nich badań wynika bowiem, że wraz ze wzrostem liczby waleni możemy spodziewać się zwiększonej liczby organizmów morskich występujących w obszarach, gdzie walenie żerują i rodzą młode. Nawet martwe walenie odgrywają istotną rolę w ekosystemie. Ich potężne ciała gromadzą duże ilości węgla, a opadając na dno stają się domem dla setek gatunków, które na nich żyją. Naukowcy nie wykluczają, że ludzie, którzy zdziesiątkowali walenie, mogli przyczynić się do wyginięcia wielu nieznanych gatunków bezkręgowców, które straciły swoje habitaty zakładane na martwych ciałach waleni. Dzięki nowoczesnym technikom badawczym, takim jak np. tagowanie i satelitarne śledzenie wielkich morskich ssaków, zaczynamy poznawać rolę,jaką odgrywają w ekosystemie morskim. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy odkryli związek między dwiema raczej rzadko łączonymi chorobami: alergią i nowotworem. Okazuje się, że antyhistaminy wykazują znaczące właściwości przeciwnowotworowe. Autorzy raportu z The Journal of Leukocyte Biology zauważyli, że leki antyhistaminowe kolidują z aktywnością komórek supresyjnych pochodzących z linii mieloidalnej (ang. myeloid derived suppressor cells, MDSC). MDSC są wytwarzane w szpiku kostnym pod wpływem substancji produkowanych przez komórki nowotworowe i negatywnie oddziałują na funkcje limfocytów T (dzieje się tak m.in. przez enzymatyczne usuwanie argininy z mikrośrodowiska guza). Zespół doktora Daniela H. Conrada z Virginia Commonwealth University pracował na 2 grupach myszy. By uruchomić silną odpowiedź alergiczną, pierwszą zakażano pasożytami przewodu pokarmowego gryzoni. Później zwierzętom wstrzykiwano MDSC i leczono przeciwhistaminami: cetyryzyną i cymetydyną. Jak zapewniają badacze, terapia odwróciła działanie MDSC. Druga grupa myszy miała guzy. Im również wykonano iniekcję z komórek supresyjnych pochodzących z linii mieloidalnej i podawano cymetydynę. Po tym zabiegu nie obserwowano już wzmożonego wzrostu guza, jaki zwykle zachodzi pod wpływem MDSC. W końcowym etapie studium Amerykanie zbadali krew pacjentów z objawami alergii. Okazało się, że porównaniu do zdrowych osób z grupy kontrolnej, występowało w niej więcej krążących MDSC. To bardzo ekscytujące badania, ale ważne, by zdawać sobie sprawę, że opisany związek jest nowy i przed stwierdzeniem, czy przeciwhistaminy będą skuteczne w terapii onkologicznej, trzeba jeszcze przeprowadzić kolejne studia - podsumowuje Conrad. « powrót do artykułu
  6. Z badań przeprowadzonych przez naukowców ze szwedzkiego Karolinska Institutet wynika, iż sposób porodu może pozostawiać po sobie ślady w komórkach macierzystych dziecka. To z kolei może wyjaśniać, dlaczego osoby urodzone przez cesarskie cięcie częściej zapadają na choroby autoimmunologiczne. Wciąż jednak nie jest jasne, czy odkryty mechanizm epigenetyczny jest czasowy czy stały. Na całym świecie liczba cesarskich cięć gwałtownie rośnie. To najczęściej wykonywana procedura chirurgiczna u kobiet przed menopauzą. Zabiegi wykonuje się, pomimo tego, że zauważono korelację pomiędzy nimi a zwiększoną podatnością na astmę, cukrzycę typu I, otyłość czy celiaklię. Dotychczas jednak nie znano przyczyn tej korelacji. Mechanizmy biologiczne, które predysponują płód i noworodka do rozwinięcia się w przyszłości różnych chorób, są bardzo złożone i zależą od czynników genetycznych i środowiskowych. W naszych badaniach chcieliśmy poznać odpowiedź na pytanie, czy sposób porodu pozostawia na poziomie komórkowym ślady w postaci epigenetycznych zmian w DNA - mówi profesor Tomas Ekström. Do zmian epigenetycznych w DNA dochodzi, gdy czynniki środowiskowe wpływają na sposób ekspresji genów bez zmiany samego kodu genetycznego. Innymi słowy, geny mogą być włączane bądź wyłączane w zależności od okoliczności zewnętrznych. Wiadomo na przykład, że do zmian epigenetycznych może dochodzić pod wpływem diety czy toksyn, a zmiany takie mogą być przekazywane potomstwu. Wykonane przez Szwedów badania wykazały, że pomiędzy grupą dzieci urodzonych za pomocą cesarskiego cięcia a dziećmi urodzonymi siłami natury istnieją różnice epigenetyczne w niemal 350 regionach DNA. Do zmian dochodzi m.in. w genach kontrolujących metabolizm i odpowiedź immunologiczną. Podczas tradycyjnych narodzin dziecko jest narażone na dodatkowy stres, który przygotowuje je do życia poza macicą. Jeśli cesarskie cięcie jest wykonywane zanim poród się zacznie, to nie dochodzi do uruchomienia mechanizmu obronnego u dziecka, a to z kolei może prowadzić do zaobserwowanych przez nas zmian epigenetycznych - mówi profesor neonatologii Mikael Norman. Naukowcy nie wiedzą, czy zmiany epigenetyczne, które zauważyli utrzymują się w późniejszym życiu czy też z czasem zanikają. « powrót do artykułu
  7. Brian Schreck jest muzykoterapeutą z Cincinnati Children's Hospital Medical Center. Przez ostatnie pół roku pracował nad nową metodą pomagania rodzicom w przeżywaniu żałoby po śmierci dziecka. Amerykanin nagrywał bicie serca terminalnie chorych małych pacjentów, a później wykorzystywał je w rytmie piosenki. Schreck podkreśla, że próbuje zachować spuściznę zmarłych w postaci muzyki. W lutym br. po krótkim pobycie na oddziale intensywnej opieki medycznej w szpitalu zmarł 14-letni Dylan Bennett. Brian nagrał jego tętno, posługując się mikrofonem przymocowanym do stetoskopu. Później włączył je do ulubionej piosenki chłopaka. Rodzice codziennie słuchają tego utworu. Przez 6 miesięcy Schreck uwiecznił bicie serca ok. 20 dzieci. Mężczyznę zainspirowała ponoć uwaga pewnej kobiety, że boi się zapomnienia głosu córki. Muzykoterapeuta korzysta z programu miksującego, który pozwala na odtwarzanie pętli z komponowanej przez niego muzyki lub jego wykonań utworów innych osób. Absolwent Uniwersytetu Nowojorskiego gra m.in. na ukulele, pianinie, mandolinie czy banjo. Uwieczniając część swych podopiecznych, daje rodzinom poczucie kontroli w sytuacji, gdy czują się one przytłoczone bezsilnością. « powrót do artykułu
  8. W bieżącym roku w stanie Oklahoma doszło do już do ponad 230 trzęsień ziemi o sile powyżej 3 stopni w skali Richtera. Przed rokiem 2008 średnia roczna liczba takich trzęsień wynosiła w Oklahomie... 1 (jeden). Tak gwałtowny wzrost aktywności sejsmicznej nie uszedł uwagi ekspertów i opinii publicznej. Już wcześniejsze badania wykazywały, że drobne wstrząsy mogą mieć związek z rozpowszechnionym w stanie wydobyciem ropy naftowej i gazu łupkowego, przede wszystkim zaś z wstrzykiwaniem pod ziemię zużytej zanieczyszczonej wody. Jednak dotychczas nie udawało się jednoznacznie powiązać silniejszych trzęsień z działalnością wydobywczą. Nie potrafiono też wyjaśnić wstrząsów, które miały miejsce w znacznej odległości od studni wydobywczych. Udało się to dopiero uczonym z Cornell University, którzy opublikowali na ten temat artykuł w Science. Współautor badań, Geoffrey Abers, zauważa, że w Oklahomie mamy do czynienia z bezprecedensowymi zjawiskami. Większość dużych następujących po sobie trzęsień ziemi to albo poważne trzęsienie i następujące po nim liczne wstrząsy wtórne lub też trzęsienia związane z wulkanem czy systemem wulkanicznym lub systemem geotermalnym. Zwykle można obserwować małe nagromadzenie następujących po sobie trzęsień, ale nic tak trwałego i szeroko rozpowszechnionego jak tutaj. Abers wraz z zespołem przeanalizowali dane dotyczące częstotliwości, z jaką przemysł wydobywczy wstrzykuje pod ziemię zużytą wodę oraz jej ilości. Z tak zebranych danych stworzyli model komputerowy, który miał pokazać, w jaki sposób woda przepływa między skałami i jak zmieniają się właściwości fizyczne skał mających z nią kontakt. Z symulacji wynika, że woda, wstrzykiwana w Oklahomie w stosunkowo niewielką liczbę studni, może prowadzić do pojawienia się wielu trzęsień ziemi na obszarach oddalonych od samych otworów wiertniczych. Wstrząsy mogą pojawiać się nawet w odległości ponad 30 kilometrów od studni, w którą wpuszczono wodę. Do trzęsień związanych z działalnością wydobywczą dochodzi też w Teksasie, Utah, Colorado czy Kolumbii Brytyjskiej. Jednak to, co dzieje się w Oklahomie, jest sytuacją bez precedensu. Sejsmolog Austin Holland z Oklahoma Geological Survey mówi, że może istnieć wiele czynników przyczyniających się do trzęsień, jednak on również, podobnie jak grupa Abersa, znalazł dowody łączące wstrząsy z Oklahomie z działalnością wydobywczą. « powrót do artykułu
  9. Biolodzy twierdzą, że udało im się przetłumaczyć znaczenie gestów wykorzystywanych w komunikacji dzikich szympansów. Jak opowiadają autorzy artykułu z Current Biology, szympansy przekazują 19 informacji za pomocą 66 gestów. Zespół dr Catherine Hobaiter z University of St Andrews filmował grupy małp z Ugandy. Później przeanalizowano ponad 5 tys. znaczących sytuacji. Hobaiter twierdzi, że to jedyna forma intencjonalnej komunikacji, jaką odnotowano w świecie zwierząt. Jak tłumaczy Szkotka, tylko ludzie i szympansy dysponują systemem komunikacyjnym, gdzie jeden osobnik celowo przesyła wiadomość drugiemu. Choć wcześniejsze badania wykazały, że małpy mogą zrozumieć złożony przekaz związany z zawołaniami innych osobników, zwierzęta nie wydają się celowo wykorzystywać głosu do zakomunikowania informacji. Jak podkreśla Hobaiter, to zasadnicza różnica między zawołaniami a gestami. To trochę tak, jakby ktoś złapał za kubek gorącej kawy i zaczął krzyczeć oraz dmuchać na palce. Mogę na tej podstawie zrozumieć, że kawa była gorąca, ale ten ktoś niekoniecznie zamierzał mnie o tym informować. Naukowcy wyjaśniają, że niektóre z szympansich gestów są jednoznaczne i komunikują jedno znaczenie, np. odgryzanie małych kawałków liści ma służyć wyzwoleniu uwagi o zabarwieniu seksualnym, inne można zaś rozumieć na parę sposobów (chwytanie oznacza np. jeden z 3 komunikatów: "przestań", "wespnij się na mnie" lub "odsuń się"). Część komunikatów ma charakter bardzo subtelny, inne są aż nazbyt oczywiste. Akademicy opowiadają np. o nagraniu z matką i kwilącym młodym. W pewnym momencie samica pokazała szympansiątku stopę, sygnalizując: "wejdź na moje plecy". Dziecko wskoczyło na nią i dalej para przemieszczała się razem. « powrót do artykułu
  10. W 2010 roku FISA (Foreign Intelligence Surveillance Court) wydał NSA zgodę na prowadzenie działań wywiadowczych w niemal wszystkich krajach na świecie oraz zbieranie informacji na temat Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Amerykanie nie mogli szpiegować jedynie Kanady, Australii, Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii, czyli krajów skupionych w wywiadowczej społeczności „Five Eyes”, z którymi mają podpisane umowy o zakazie wzajemnego szpiegowania. Jak donosi Washington Post, powołując się na dokumenty ujawnione przez Snowdena, zgoda FISA obejmuje „przechwytywanie za pośrednictwem amerykańskich firm nie tylko komunikacji zagranicznych celów, ale każdej komunikacji na temat tych celów”. Na liście krajów, które mogą być szpiegowane przez NSA wymieniono 193 państwa. Amerykańscy urzędnicy nie komentują samej zgody FISA czy listy państw. Mówią jednak, że bez takiej zgody NSA nie mogłaby np. prowadzić działań na terenie nawet zaprzyjaźnionego państwa, w którym wybuchł kryzys humanitarny. Były wysoki rangą urzędnik wojskowy powiedział dziennikarzom Washington Post: Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, że w przyjaznym nam kraju wybucha kryzys humanitarny i potrzebujemy informacji wywiadowczych by szybko rozmieścić tam oddziały, które ewakuują obywateli USA.
  11. Microsoft poinformował o planowanych poprawkach w ramach najbliższego Patch Tuesday. W najbliższy wtorek koncern opublikuje 6 biuletynów bezpieczeństwa, w tym dwa ocenione jako „krytyczne”. Jeden z nich poprawia błędy w Windows oraz Internet Explorerze, drugi – w Windows. Trzy kolejne poprawki dla Windows zostały uznane za „ważne”. Pozwalają one użytkownikowi na zwiększenie uprawnień. Ostatni z biuletynów oceniono jako „umiarkowany”. Oprócz poprawek bezpieczeństwa do rąk użytkowników trafi też nowa wersja Windows Malicious Software Removal Tool i poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem. « powrót do artykułu
  12. Badacze IBM-a twierdzą, że około 2020 roku powinien pojawić się pierwszy procesor z tranzystorami wykonanymi z węglowych nanorurek. Jeśli do tego czasu Prawo Moore'a miałoby zachować ważność, to krzemowe układy scalone musiałyby powstawać w technologii 5 nanometrów. To poziom, przy którym krzem przestaje działać i nie mamy niczego, co mogłoby go zastąpić - mówi Wilfried Haensch z IBM-owskiego centrum badawczego T.J. Watson. Obecnie tylko węglowe nanorurki dają nadzieję na utrzymanie tempa rozwoju układów scalonych, pozwalając na produkowanie tańszych i szybszych tranzystorów. IBM już w 1998 roku stworzył jeden z pierwszych działających tranzystorów z węglowych nanorurek. Obecnie Błękitny Gigant to pierwsza wielka firma, która deklaruje, że ma zamiar skomercjalizować technologię układów scalonych z węglowych nanorurek. Dotychczas koncern stworzył układy scalone składające się z 10 000 nanorurkowych tranzystorów, a obecnie opracowuje technikę umieszczania takich tranzystorów na podłożu krzemowym na skalę przemysłową. Technika ma być jak najbardziej podobna do obecnie wykorzystywanych technologii, dzięki czemu będzie łatwiejsza i tańsza w zaimplementowaniu. W swojej pracy inżynierowie IBM-a korzystają z symulacji, podczas których obliczali wydajność procesora wykorzystującego miliardy nanorurkowych tranzystorów. Symulacje wykazały, że nowe układy będą pięciokrotnie bardziej wydajne od analogicznych chipów krzemowych, zużywając przy tym tyle samo energii. Opracowana przez IBM architektura zakłada budowę tranzystora z 6 równolegle połączonych nanorurek. Średnica każdej nanorurki ma wynosić 1,4 nanometra, a jej długość to około 30 nm. Odległość pomiędzy nanorurkami to 8 nanometrów. Oba końce takiego tranzystora będą podłączone do elektrod. Trzecia elektroda zostanie umieszczona pod nanorurkami. IBM próbował przetestować taką architekturę w praktyce, jednak współczesna technologia nie pozwala na tak bliskie umieszczenie nanorurek obok siebie. Dlatego też inżynierowie pracują nad chemicznymi rozwiązaniami, dzięki którymi nanorurki samodzielnie się uporządkują w wymagany sposób, a później do całości zostaną dodane elektrody i inne podzespoły. Na razie IBM nie opracował jeszcze metody budowy odpowiednio małego nanorurkowego tranzystora. Dlatego też prace toczą się w jego laboratoriach badawczych, a nie w wydziałach odpowiedzialnych za produkcję półprzewodników. Firma nie wyklucza bowiem, że nie zakończy badań przed rokiem 2020 i może stracić okazję do rozpropagowania swojej technologii. Przemysł, który nie będzie mógł korzystać już z krzemowych tranzystorów może bowiem zaadaptować inną technologię. Problem w tym, że węglowe nanorurki mają obecnie największe szanse na zastąpienie krzemu. Ich najbliższym konkurentem mogą być technologie spintroniczne, jednak po pierwsze nie są one tak dobrze rozwinięte jak nanorurki, a poza tym nie zachowują się podobnie do krzemowych tranzystorów, zatem ich wprowadzenie będzie trudniejsze i bardziej kosztowne. « powrót do artykułu
  13. Naukowcy z University of Texas opracowali nową metodę wzbogacania jednych z najdroższych materiałów na świecie – izotopów stabilnych. Są one niezbędne we współczesnej medycynie czy energetyce jądrowej. Dzięki wynalezionej w Teksasie metodzie jedne z nich mogą stać się tańsze, inne z kolei – bardziej przyjazne środowisku naturalnemu. Różne czynniki powodują, że izotopy stabilne są niezwykle drogie i trudno dostępne. W ubiegłym roku amerykańskie Government Accountability Office ostrzegło, że mogą nam grozić niedobory litu-7, który jest używany w wielu reaktorach jądrowych. Produkcja tego pierwiastka została zabroniona w USA z powodu obaw związanych z zanieczyszczeniem środowiska. Jedynymi jego dostawcami są Chiny i Rosja, a nie jest pewne, czy w przyszłości będą w stanie zaspokoić światowe zapotrzebowanie. Podobny problem jest z molibdenem-99, wykorzystywanym podczas badań obrazowych serca, nerek czy piersi. Jednym z jego głównych źródeł jest starzejący się reaktor w Kanadzie, który ma zostać zamknięty w 2016 roku. Wiele innych niezbędnych pierwiastków jest produkowanych w Rosji za pomocą kalutronów pamiętających Zimną Wojnę. To wiekowe i drogie w utrzymaniu urządzenia. Izotopy to jedne z najdroższych materiałów na Ziemi. Jedna uncja stabilnego izotopu, która jest jest wzbogacana w kalutronach może kosztować około 3 milionów USD. To 2000 razy więcej niż złoto - mówi profesor fizyki Mark Raizen, jeden z autorów nowej metody. Wspomniane tutaj kalutrony potrzebują olbrzymiej ilości energii do utrzymania pola magnetycznego generowanego przez elektromagnesy.. Metoda Raizena i współpracujących z nim doktoranta Toma Mazura i programisty Bruce'a Klappaufa, korzysta z energooszczędnych laserów i magnesu stałego. MAGIS (magnetically activated and guided isotope separation) jest nie tylko tańsza, ale również bardziej przyjazna środowisku. A to oznacza, że być może uda się ją wykorzystać w USA i innych krajach, które obawiają się zanieczyszczenia rtęcią, które towarzyszy produkcji litu-7. MAGIS może być szczególnie korzystna dla medycyny nuklearnej, gdyż wiele radioizotopów otrzymuje się właśnie z wykorzystaniem izotopów stabilnych. Naukowcy z Teksasu pracują teraz nad przystosowaniem swojej metody, sprawdzonej dotychczas w laboratorium, do pracy w warunkach przemysłowych. Uzyskali oni patent na swój pomysł i planują stworzenie niedochodowej fundacji, która będzie udzielała licencji na MAGIS. Wierzę, że to technologia, która zmieni świat, gdyż jest wyjątkowa w porównaniu do tego, czym się dotychczas zajmowałem. Prace nad nią stały się moją pasją. Istnieje wiele nieznanych jeszcze sposobów na wykorzystanie izotopów. Dotychczas jednak ich cena była barierą, która wstrzymywała prace lub czyniła je nieopłacalnymi. To będzie jeden z celów naszej fundacji – badanie i rozwój izotopów dla dobra ludzkości - cieszy się profesor Raizen. Pojawiły się już głosy krytyczne, mówiące o tym, że MAGIS może pozwolić na łatwe wzbogacanie uranu, z czego skwapliwie mogą skorzystać terroryści czy państwa rządzone przez nieobliczalnych dyktatorów. Raizen uspokaja jednak, że uran ma na tyle unikatowe cechy chemiczne, że MAGIS nie ułatwi jego wzbogacania. « powrót do artykułu
  14. Psy będące przewodnikami osób niewidomych wypełniają wiele zadań. Pytanie jednak, czy wiedzą, z jakiego powodu to robią, czyli czy zdają sobie sprawę z tego, że ich właściciel nie widzi? Okazuje się, że nie... Francuska antropolog Florence Gaunet sfilmowała psy towarzyszące i psy-zwykłych domowników, które prosiły właścicieli o jedzenie. Obie grupy korzystały ze wskazówek wzrokowych, spoglądając raz na pojemnik z karmą, raz na człowieka. Dodatkowo psy z pierwszej grupy nauczyły się, że dźwięki pomagają w komunikacji z właścicielem, dlatego częściej niż czworonogi osób widzących głośno się oblizywały. Podczas eksperymentów psy nie mogły się dostać do pokarmu, który był wcześniej dostępny. Gaunet zaobserwowała u zwierząt nową reakcję dźwiękową: głośne oblizywanie. Analiza danych pokazała, że psy towarzyszące robiły to dłużej i częściej niż domowi pupile. Zachowanie odnotowano u 7 psów przewodników i u 2 zwykłych czworonogów. Równoliczne 9-osobnikowe grupy nie różniły się jednak pod względem spoglądania na pojemnik z karmą i na właściciela (z lub bez demonstracyjnego lizania), przenoszenia wzroku między pojemnikiem a człowiekiem, wokalizacji i kontaktu. Autorka artykułu z pisma Animal Cognition uważa, że choć psy towarzyszące nie zdają sobie sprawy, że właściciel ich nie widzi (wykazują identyczne zachowania eksploracyjne czy motywacyjne), to zaszło u nich mimowolne uczenie. Uzupełniło ono repertuar metod przyciągania ludzkiej uwagi za pomocą wskazówek dalszych. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Washington State University stworzyli sieć bezprzewodową na układzie scalonym. Zapewniają, że dzięki temu centra bazodanowe zaoszczędzą do 20% energii. Naukowcy pracujący pod kierunkiem profesora Partha Pande zauważają, że o ile urządzenia przenośne korzystają z łączy bezprzewodowych, to potężne centra obliczeniowe, dzięki którym możliwe jest wysyłanie SMS-ów, pobieranie wideo czy korzystanie z online'owych aplikacji, wciąż korzystają z tradycyjnych metalowych połączeń w układach scalonych. A to wiąże się ze stratą olbrzymich ilości energii. Nasze smartfony efektywnie wykorzystują jedynie 1% energii, które na ich potrzeby zużywają centra bazodanowe. To oczywiście olbrzymie marnotrawstwo. Jak wynika z dostępnych danych, pojedyncze centrum bazodanowe zużywało w 2010 roku tyle energii co średniej wielkości miasto. Tymczasem w samych tylko Stanach Zjednoczonych znajduje się ponad 2000 farm bazodanowych. Ich liczba szybko się zwiększa, gdyż wymieniamy coraz większą ilość informacji. Konieczne jest więc produkowanie coraz większej ilości energii, która jest przez to coraz bardziej kosztowna i w znacznej mierze jest marnowana. Partha Pande od czasu obronienia doktoratu w 2005 roku zajmuje się rozwijaniem technologii network-on-a-chip. Zaczął od spostrzeżenia, że w centrach bazodanowych wykorzystuje się przede wszystkim procesory wielordzeniowe. Jedną z ich poważnych wad jest konieczność przesyłania danych pomiędzy wieloma rdzeniami, co spowalnia procesory i przyczynia się do zwiększonego zużycia energii. Dlatego też opracował bezprzewodową technologię, która pozwala na bezpośrednie przesyłanie danych pomiędzy rdzeniami, które ich potrzebują. Informacje nie przechodzą zatem przez węzły, które można ominąć. Zespół Pande'a zakupił odpowiedni wyspecjalizowany sprzęt, dzięki któremu był w stanie zbudować układ scalony w technologii 28 nanometrów. Kość składa się z ponad 4 miliardów tranzystorów, a każdy z jej rdzeni został wyposażony w miniaturową bezprzewodową stację nadawczą, anteny i wszelkie inne urządzenie potrzebne do przesyłania danych. Informacje są przesyłane za pomocą fal o niezwykle wysokiej częstotliwości. Dotychczasowe testy wykazały, że przesył danych w takim procesorze jest 10-krotnie szybszy niż w analogicznych tradycyjnych CPU. « powrót do artykułu
  16. Pracujący w USA japoński naukowiec potwierdził informacje o zmodyfikowaniu wirusa świńskiej grypy w taki sposób, by mógł on pokonać system immunologiczny człowieka. Badania przeprowadzono w laboratorium University of Wisconsin-Madison, a po raz pierwszy napisał o nich przed dwoma dniami jeden z magazynów wydawanych w Londynie. Autorzy artykułu stwierdzili, że autorem badań nad 2009 H1N1 jest wirusolog Yoshihiro Kawaoka oraz, że część naukowców jest „przerażona” uzykanymi wynikami. W wywiadzie dla AFP Kawaoka potwierdził: w odpowiednich warunkach laboratoryjnych byliśmy w stanie zidentyfikować kluczowe regiony, które pozwalają wirusowi 2009 H1N1 uniknąć układu odpornościowego. Skrytykował przy tym szukające sensacji media. Zauważył, że celem takich badań jest sprawdzenie, w jaki sposób wirus może mutować w naturze, co pozwoli na opracowanie szczepionek przeciwko poszczególnym mutacjom. Badania Kawaoki zostały przedstawione ekspertom ze Światowej Organizacji Zdrowia. To kolejne w ostatnich latach medialne kontrowersje wokół badań nad wirusami. W 2011 roku informowaliśmy, że rząd USA – po raz pierwszy w historii – poprosił magazyny naukowe o ocenzurowanie artykułów dotyczących prac nad zmodyfikowanym wirusem H5N1. Ludzkość wciąż boi się powtórki z pandemii hiszpanki, która w latach 1918-1919 zabiła około 50 milionów ludzi. Zastrzeżenia wielu naukowców budzą nie same badania, ale fakt, że były one przeprowadzane w laboratorium o 2. poziomie bezpieczeństwa (BSL-2). W laboratoriach tego typu powinno się pracować w czynnikami stwarzającymi umiarkowane zagrożenie dla człowieka i jest mało prawdopodobne, by w warunkach laboratoryjnych doszło do zakażenia drogą powietrzną. Część ekspertów uważa, że badania, jakie prowadzi Kawaoka, powinny odbywać się w laboratoriach BSL-3 (tam pracuje się nad bakteriami i wirusami, które powodują ciężkie choroby lub śmierć, ale z którymi wiadomo jak walczyć) lub nawet w BSL-4, gdzie bada się najgroźniejsze z bakterii i wirusów (np. ebolę), na które nie ma żadnych lekarstw. Profesor Kawaoka tymczasowo przerwał swoje badania. Ich wyniki zostały udostępnione naukowcom. « powrót do artykułu
  17. W I połowie bieżącego roku brytyjski rynek tabletów skurczył się o 17% w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Sprzedaż smartfonów spadła zaś o 20%. Zdaniem CSS Insight przyczyną takiego stanu rzeczy jest nasycenie się rynku. Po raz pierwszy mamy do czynienia z tak dużym spadkiem poza okresem recesji na tak dynamicznym rynku - mówią analitycy. Już w grudniu ostrzegaliśmy, że tak potężne wzrosty na rynku tabletów, z jakimi mieliśmy do czynienia przez ostatnie dwa lata, nie utrzymają się - mówi Marina Koytcheva z CCS. Nie tylko doszło do nasycenia rynku, ale zaszło też inne, niekorzystne dla producentów zjawisko. Konsumenci wymieniają swoje gadżety elektroniczne – smartfony i tablety – rzadziej niż dotychczas. Ma to związek ze zmniejszeniem tempa innowacji. Brak jest dobrych powodów, by wymieniać stare urządzenie na nowe. Spowolnienie sprzedaży i wymiany to jednak dobra informacja dla konsumentów. Doprowadzą one bowiem do zwiększenia konkurencji pomiędzy firmami. Będą one musiały w jakiś sposób przekonać klientów do zakupu swoich towarów. Mogą to zrobić oferując atrakcyjne ceny, usługi dodatkowe czy zwiększając nakłady na prace badawczo-rozwojowe i oferując lepszy sprzęt. « powrót do artykułu
  18. Nie globalne ocieplenie, a czynniki lokalne – nadmierny połów i zanieczyszczenie – zabijają rafy koralowe na Karaibach. To one spowodowały, że od lat 70. ubiegłego wieku zniknęło ponad 50% tamtejszych raf koralowych. Takie wnioski płyną ze studium przeprowadzonego przez Global Coral Reef Monitoring Network (GCRMN), International Union for Conservation of Nature (IUCN) oraz U.N. Environment Programme (UNEP). Zniknięcie raf koralowych będzie katastrofą nie tylko dla środowiska naturalnego, ale również dla gospodarki Karaibów. Dzięki rafom istnieje tamtejsze rybołówstwo, rozwija się turystyka, rafy chronią wybrzeża przed niszczącym działaniem oceanu. Tymczasem, jeśli rządy państw karaibskich nie podejmą odpowiednich działań, rafy koralowe i związane z nimi zasoby mogą zniknąć w ciągu kilku dziesięcioleci. Autorzy raportu nie lekceważą zmian klimatycznych, zakwaszenia oceanów i niszczenia raf przez okresy niezwykle wysokich temperatur. Jednak jeśli popatrzy się na cały region, to zauważymy, że istnieje znacznie ważniejsza przyczyna zanikania raf koralowych niż okresy ekstremalnie wysokich temperatur, stwierdził Jeremy Jackson, dyrektor naukowy GCRMN i główny autor raportu. Globalne ocieplenie jest problemem, jednak czynniki lokalne wciąż pozostają główną przyczyną zanikania raf. Głównym problemem jest zmniejszająca się populacja ryb z rodziny skarusowatych oraz jeżowców. Zwierzęta te żywią się algami, które bez nich nadmiernie się rozrosną i zaduszą rafy. Tymczasem skarusowate są nadmiernie odławiane, a w 1983 roku niezidentyfikowana choroba zdziesiątkowała populacje jeżowców. Tam gdzie połów skarusowatych nie jest regulowany dochodzi do największych strat w populacji koralowców. Uczeni mają też i dobrą wiadomość. Rafy można łatwo chronić, chroniąc ryby. Tam, gdzie odrodziły się populacje skarusowatych i gdzie ograniczono rozwój nadbrzeżnych osiedli, istnieją obecnie najzdrowsze rafy na całych Karaibach. A to oznacza, że nie wszystko zostało stracone i nawet w obliczu globalnego ocieplenia rafy koralowe, przynajmniej obecnie, nie są skazane na zagładę. A to oznacza, że tym bardziej warto je chronić. Bo jeśli będą zdrowe, lepiej poradzą sobie z zagrożeniami stwarzanymi przez ocieplający się klimat. Raport to wynik trzyletniej pracy 90 naukowców. Wykorzystali oni dane z 350 000 badań polowych przeprowadzonych w 90 różnych miejscach przez ostatnie 40 lat. Karaiby to ważny region. Istnieje tam 9% światowych raf koralowych, które tworzą jedne z najbardziej zróżnicowanych ekosystemów na Ziemi. Rafy te leżą na wodach terytorialnych wielu ubogich państw, którym przynoszą ponad 3 miliardy USD dochodu rocznie. « powrót do artykułu
  19. Sprawdzają się przewidywania naukowców, który prognozują, że już w roku 2016 średnia roczna koncentracja CO2 przekroczy 400 części na milion (ppm). W ubiegłym roku, w nocy z 7 na 8 maja, po raz pierwszy zanotowano, że średnia godzinowa koncentracja dwutlenku węgla przekroczyła 400 ppm. Tak dużo CO2 nie było w atmosferze od 800 000 – 15 000 000 lat. W bieżącym roku możemy zapomnieć już o średniej godzinowej i znacznie wydłużyć skalę czasową. Czerwiec był trzecim z kolei miesiącem, w którym średnia miesięczna koncentracja była wyższa niż 400 części na milion. Granica 400 ppm została wyznaczona symbolicznie. Ma nam jednak uświadomić, jak wiele węgla wprowadziliśmy do atmosfery. Z badań rdzeni lodowych wynika, że w epoce preindustrialnej średnia koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze wynosiła 280 części na milion. W roku 1958, gdy Charles Keeling rozpoczynał pomiary na Mauna Loa w powietrzu znajdowało się 316 ppm. Wraz ze wzrostem stężenia CO2 rośnie też średnia temperatura globu. Naukowcy nie są zgodni co do tego, jak bardzo możemy ogrzać planetę bez narażania siebie i środowiska naturalnego na zbytnie niebezpieczeństwo. Zgadzają się zaś co do tego, że już teraz należy podjąć radykalne kroki w celu redukcji emisji gazów cieplarnianych. Paliwa niezawierające węgla muszą szybko stać się naszym podstawowym źródłem energii - mówi Pieter Tans z Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej. Kwiecień 2014 roku był pierwszym, w którym przekroczono średnią 400 ppm dla całego miesiąca. Od maja, w związku z rozpoczęciem się najintensywniejszego okresu fotosyntezy na półkuli północnej, rozpoczął się powolny spadek koncentracji CO2, która w szczytowym momencie osiągnęła 402 ppm. Jednak przez cały maj i czerwiec średnia dzienna, a zatem i średnia miesięczna, nie spadły poniżej 400 części CO2 na milion. Eksperci uważają, że w trzecim tygodniu lipca koncentracja dwutlenku węgla spadnie poniżej 400 ppm. Do ponownego wzrostu dojdzie zimą i wzrost ten utrzyma się do maja. Rośliny nie są jednak w stanie pochłonąć całego antropogenicznego dwutlenku węgla i wraz z każdym sezonem pozostawiają go w atmosferze coraz więcej. Dlatego też Pieter Tans przypuszcza, że w przyszłym roku pierwszym miesiącem, dla którego średnia koncentracja tego gazu przekroczy 400 ppm będzie już luty, a tak wysoki poziom CO2 utrzyma się do końca lipca, czyli przez sześć pełnych miesięcy. Od roku 2016 poziom 400 ppm będzie stale przekroczony. Dopóki ludzie będą emitowali CO2 ze spalanego paliwa, dopóty poziom tego gazu w oceanach i atmosferze będzie się zwiększał - mówi Tans. « powrót do artykułu
  20. W galaktyce odległej od nas o 4 miliardy lat świetlnych odkryto trzy wielkie czarne dziury. Takie struktury to wielka rzadkość. Obecnie znamy tylko cztery podobne galaktyki. Nowo odkryty system składa się z dwóch czarnych dziur okrążających się w odległości około 450 lat świetlnych. Poruszają się one wokół siebie z prędkością około 370 000 km/h. Trzecia dziura znajduje się w pewnym oddaleniu od tej pary. Cała trójka stanowi najbliżej położony względem siebie znany nam układ trzech czarnych dziur. W miarę upływu czasu krążące wokół siebie dziury będą zacieśniały swoje orbity i w końcu się połączą. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki temu, iż trzy czarne dziury znajdują się tak blisko siebie możliwe będzie zaobserwowanie w ich sąsiedztwie postulowanych teoretycznie fal grawitacyjnych. Powinny się one pojawić tym bardziej, że dziury zbliżają się do siebie. « powrót do artykułu
  21. Superkomputer Watson, który zyskał rozgłos wygrywając z ludzkimi mistrzami w Jeopardy! (pol. Jeden z dziesięciu) nabywa nowych umiejętności. Przez kilka ostatnich lat inżynierowe IBM-a wpajali mu wiedzę z genetyki nowotworów. W wolnych chwilach Watson uczył się... gotować. Dzięki współpracy z magazynem Bon Appetit Watson może wykorzystywać około 9000 recept, analizować je i, w zależności od stylu, w jakim każemy mu gotować, proponować własne zestawy składników do nowych potraw. Superkomputer wykorzystuje nie tylko bazę Bon Appetit ale też własną wiedzę na temat smaków, dzięki czemu określa, co będzie do siebie pasowało. Jeszcze w ubiegłym roku Watson skupiał się tylko na łączeniu składników. Z okazji amerykańskiego Święta Niepodległości podawał sugestie np. połączenia jagód i majeranku w pasztecie. Profesjonalni kucharze musieli wymyślić, w jaki sposób połączyć proponowane składniki. Jednak od tamtej pory Watson sporo się nauczył i teraz podaje cały przepis, wraz z instrukcją wykonania. Twórcy superkomputera wierzą, że zainspiruje on ludzi nowymi, zaskakującymi połączeniami smaków. Dlatego też stworzyli aplikację, dzięki której każdy może skorzystać z porad Watsona. Niestety, aplikacja nie została jeszcze upubliczniona, jednak można zgłosić się do testów wersji beta. « powrót do artykułu
  22. Władze Bostonu we współpracy z założoną przez MIT Media Lab firmą Changing Enviroments, rozpoczynają instalowanie w mieście nowoczesnych... ławek. Soofas (bo tak nazywają się ławki) zbierają energię słoneczną, dzięki czemu ich użytkownicy mogą ładować smartfony i inną elektronikę przenośną. Jednocześnie można do nich podłączyć dwa smartfony. Jednak to nie wszystko. Soofas zbierają też infoomacje o hałasie i zanieczyszczeniu powietrza. „Skoro telefon komórkowy służy nie tylko do prowadzenia rozmów, dlaczego ławki miałyby służyć tylko do siedzenia? Mamy w Bostonie utalentowanych przedsiębiorców, którzy kreatywnie myślą nad ułatwieniami dla przyszłych pokoleń” - powiedział burmistrz Bostonu, Marty Walsh. Pierwsze Soofas zostaną ustawione już w przyszłym tygodniu. Program pilotażowy obejmie m.in. kampus MIT-u i Babson Collega oraz miejsca najchętniej odwiedzane przez turystów i mieszkańców Bostonu. Pojedyncza Soofa kosztuje około 3000 USD i jest objęta 25-letnią gwarancją producenta. « powrót do artykułu
  23. Wykonane przez firmę Thomson Reuters studium „The World in 2025: 10 Predictions of Innovation” pomaga zorientować się, jak może wyglądać świat za 10 lat. Analitycy po zapoznaniu się z doniesieniami prasowymi, artykułami naukowymi oraz badaniami wykonywanymi na uczelniach wyższych i w firmach prywatnych, wybrali 10 najważniejszych innowacji, których możemy spodziewać się w najbliższej dekadzie. Z przeprowadzonych analiz wynika, że energia słoneczna stanie się dla człowieka podstawowym źródłem energii. Szybki postęp w dziedzinie technologii fotowoltaicznych oraz chemii, wykorzystanie nowych fotokatalizatorów spowodują, że energetyka słoneczna przestanie być ciekawostką i w znacznej mierze zastąpi paliwa kopalne. Będziemy też musieli pogodzić się z faktem, że niemal wszystkie miejsca i urządzenia będą ze sobą cyfrowo połączone. Nastąpi niemal całkowita cyfryzacja świata, którą umożliwi postęp w badaniach nad półprzewodnikami, nanorurkowymi kondensatorami i technologią komunikacji 5G. Jednym z najszybciej rozwijających się działów nauki może być genetyka i związane z nią badania nad ludzkim genomem. Niewykluczone, że za 10 lat wszystkie noworodki będą poddawane sekwencjonowaniu genomu, dzięki czemu specjaliści szybko zidentyfikują zagrożenia zdrowotne. Skoro już jesteśmy przy zdrowiu, warto wspomnieć, że w najbliższej dekadzie medycyna prawdopodobnie będzie w stanie zapobiegać cukrzycy typu I. Stanie się to możliwe dzięki inżynierii genetycznej i badaniom nad RNA. To niezwykle rozwojowa gałąź nauki, o czym świadczy fakt, że na żadnym innym polu genetyki nie przyznaje się tak wielu patentów. Miłośników fizyki z pewnością zainteresuje kolejna prognoza analityków Thomsona Reutersa. Przewidują oni, ni mniej ni więcej, rozwój badań nad teleportacją. Przyspieszenie na tym polu stanie się możliwe dzięki badaniom nad odkrytym niedawno bozonem Higgsa. Z mniej spektakularnych, ale równie ważnych innowacji kolejnej dekady analitycy wymieniają udoskonalenie terapii przeciwnowotworowych, które będą miały znacznie mniej skutków ubocznych, rozwój samolotów napędzanych energią elektryczną, skuteczną walkę z demencją, zastąpienie opakowań wytwarzanych z ropy naftowej opakowaniami z celulozy oraz ostateczne rozwiązanie problemu głodu i gwałtownych fluktuacji cen żywności. Nie mamy kryształowej kuli, ale zajrzeliśmy w to, co niemal równie dobrze pokazuje przyszłość: literaturę naukową i patenty. Gdy to przeanalizowaliśmy ukazał się nam fascynujący świat przyszłości. Analizując to, co obecnie dzieje się w laboratoriach oraz przyglądając się przemysłowi mogliśmy wydobyć na światło dzienne jedne z najwspanialszych innowacji, jakie czekają nas w kolejnej dekadzie - mówi Basil Moftah, dyrektor Thomson Reuters IP & Science. « powrót do artykułu
  24. Wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii staje się coraz bardziej opłacalne. Z opublikowanego właśnie raportu dowiadujemy się, że ponad połowa firm wymienionych na liście Fortune 100 wykorzystuje energię odnawialną. Firmy te zaoszczędziły dzięki temu 1,1 miliarda USD. Raport „Power Forward 2.0” został przygotowany przez Ceres, David Gardiner & Associates, Calvert Investments i World Wildlife Fund (WWF). Jego autorzy donoszą, że 43% (czyli 215) firm z listy Fortune 500 założyło sobie co najmniej jeden trzech celów: redukcja emsji gazów cieplarnianych, oszczędzanie energii i wykorzystanie źródeł odnawialnych. Wśród pierwszej setki takich firm jest 60. Spośród nich 53 dobrowolnie uczestniczą w Carbon Disclosure Project, w ramach którego szczegółowo informują o swoich osiągnięciach. Z ostrożnych wyliczeń wynika, że każdego roku firmy te oszczędzają 1,1 miliarda USD. W roku 2012 firmami, które poinformowały o największych oszczędnościach uzyskanych dzięki redukcji emisji gazów cieplarnianych i wykorzystywaniu energii odnawialnej były UPS (zaoszczędzone 200 milionów USD), Cisco (151 milionów USD), PepsiCo (120 milionów), United Continental (104 miliony), GM (73 miliony), Intel (72 miliony), Wal-Mart (71 milionów), AT&T (41 milionów) oraz Dell (36 milionów). W tym samym 2012 roku 53 firmy z Fortune 53 zredukowały emisję CO2 o 58,3 miliona ton metrycznych. Redukcja emisji 1 tony CO2 to oszczędność średnio 19 USD. Wielkie koncerny coraz chętniej przechodzą na alternatywne źródła energii. Firma AT&T planowała, że w roku 2012 zwiększy swoją produkcję energii ze źródeł odnawialnych z 3,9 do 5 MW. Koncern przekroczył założony plan i generował 7MW energii. W roku 2013 już 11 megawatów używanych przez AT&T pochodziło ze źródeł odnawialnych. Obecnie z takich źródeł pochodzi 13% energii używanej przez tę firmę. Trendy jasno wskazują, że największe światowe firmy zwiększają swoją wartość wprowadzając strategie korzystania z czystej energii. Gdy taktyka taka okaże się opłacalna, tego typu działania podejmą też inni - czytamy w raporcie. « powrót do artykułu
  25. Naukowcom z Whitehead Institute udało się zmodyfikować czerwone krwinki tak, by przenosiły ze sobą cały wachlarz najróżniejszych związków chemicznych, od lekarstw po szczepionki. Chcieliśmy stworzyć wysokowartościowe czerwone komórki krwi, które robią coś więcej niż tylko dostarczanie tlenu. Położyliśmy podwaliny pod technologię pozwalającą na wyhodowanie mysich i ludzkich komórek, które niosą ze sobą to, co chcemy i potencjalnie mogą zostać wykorzystane do celów terapeutycznych i diagnostycznych - mówi Harvey Lodish. Czerwone krwinki mogą być bardzo dobrym nośnikiem różnych substancji. Ich wielkimi zaletami są m.in. długość życia wynosząca do 120 dni oraz powszechność w organizmie. Bardzo istotnym czynnikiem jest fakt, że podczas powstawania krwinek komórki progenitorowe, które dojrzewają w krwinki, odrzucają swoje jądro i – tym samym – DNA. Bez jądra dojrzałe czerwone komórki krwi nie niosą ze sobą materiału genetycznego, który może zawierać mutacje prowadzące do nowotworów. Lodish i jego zespół umieścili na powierzchni komórek progenitorowych specyficzne białka obecne w dojrzałych krwinkach. Gdy krwinki dojrzały i odrzuciły jądra, proteiny pozostały na powierzchni komórek. Odpowiednio dobierając te proteiny można utworzyć silnie wiązania pomiędzy nimi, a związkami chemicznymi, które mają być przez krwinki przenoszone. Modyfikacje takie nie uszkadzają komórek. Jako, że zmodyfikowane czerwone krwinki mogą krążyć w organizmie nawet przez cztery miesiące, możemy wyobrazić sobie scenariusz, w którym wykorzystujemy je do przechowywania w organizmie przeciwciał neutralizujących toksynę. Uzyskamy w ten sposób wystarczający na długi czas magazyn, który zostanie uruchomiony, gdy toksyna trafi do organizmu - stwierdzili uczeni. Zmodyfikowane krwinki można by wykorzystać również do wiązania i usuwania szkodliwego cholesterolu z krwi, przenoszenia leków rozpuszczających zakrzepy lub zwalczających chroniczne stany zapalne. Osiągnięciami naukowców z Whitehead Institute zainteresowała się już DARPA. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...