Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37607
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Plany IBM-a, który chce sprzedać swój wydział produkcji procesorów firmie Globalfoundries, wywołały dyskusję nt. implikacji takiego działania dla bezpieczeństwa USA. IBM jest ważnym dostawcą sprzętu dla Pentagonu i innych agend rządowych. Teraz firma chce sprzedać fabryki, w których m.in. powstaje sprzęt dla wojska, policji czy służb specjalnych. Firma Globalfoundries ma co prawda swoją siedzibę w USA, jednak jest własnością inwestorów z Abu Zabi. Przedsiębiorstwo powstało w 2008 roku z wydzielonej z AMD części odpowiedzialnej za produkcję. Właśnie na to wydarzenie powołuje się Jason Gorss, rzecznik Globalfoundries. Przypomina, że już wtedy nowa firma musiała przejść rządowy audyt bezpieczeństwa. Jesteśmy zaznajomieni z tym procesem - mówi Gorss. Rzecznik dodaje, że w związku z tym, iż fabryki IBM-a kupuje podmiot zagraniczny, transakcji przyjrzy się Komitet ds. Inwestycji Zagranicznych (CFIUS). Tymczasem emerytowany generał, John Adams, który w ubiegłym roku na zlecenie przemysłu przygotował raport nt. słabości amerykańskiego łańcucha dostaw i zagrożeń z tym związanych, podkreśla, że całej transakcji trzeba się dokładnie przyjrzeć. Generał zauważa, że CFIUS musi wziąć pod uwagę, skąd pochodzą inwestorzy. Amerykanie mają bliższe stosunki z jednymi krajami, a bardziej luźne z innymi. Nie chcę tutaj rzucać jakichś pomówień na Abu Zabi, ale nie są oni Kanadą. Uważam, że informacja o sprzedaży zagranicznemu podmiotowi części naszego łańcucha dostaw półprzewodników to zła informacja - stwierdził wojskowy. Rzecznik prasowy Globalfoundries zauważa jednak, że Stany Zjednoczone najwyraźniej ufają Zjednoczonym Emiratom Arabskim, skoro sprzedały im swoje najbardziej zaawansowane systemy obronne, w tym systemy przeciwrakietowe. Ponadto w ZEA stacjonuje około 5000 amerykańskich żołnierzy, a Emiraty odgrywają coraz ważniejszą rolę w walce z Państwem Islamskim. « powrót do artykułu
  2. Dzięki nowemu testowi opracowanemu przez naukowców z Uniwersytetu w Manchesterze będzie można wcześniej diagnozować wrodzony hiperinsulinizm (ang. congenital hyperinsulinism, CHI). CHI pozbawia mózg dziecka glukozy i może prowadzić do jego uszkodzenia oraz trwałego upośledzenia. Chorzy z oporną na leczenie postacią choroby wymagają usunięcia trzustki (pankreatektomii). U ponad 2/3 dzieci nie udaje się rozpoznać genetycznej przyczyny CHI. W ramach studium zespół z Manchesterskiego Szpitala Dziecięcego badał geny i hormony 13 małych pacjentów. Odkryliśmy nowy test kliniczny, który pozwala zidentyfikować wrodzony hiperinsulinizm u [...] pacjentów z nieznaną genetyczną przyczyną choroby. To pierwszy krok w kierunku zrozumienia, co wywołuje chorobę u tych konkretnych osób. W przyszłości test może wpłynąć na sposób leczenia [...] dzieci, pozwalając nawet uniknąć pankreatektomii - opowiada dr Karen Cosgrove. Nowy test bazuje na pomiarze 2 hormonów zwanych inkretynami. Są one uwalniane przez wyspecjalizowane komórki jelita w odpowiedzi na bodziec pokarmowy. Normalnie powodują wydzielanie insuliny przez komórki beta trzustki. Jeśli jednak organizm dziecka uwalnia za dużo inkretyn, trzustka wydziela za dużo insuliny, powodując niebezpieczną hipoglikemię. [...] Jesteśmy pierwszymi badaczami donoszącymi o wysokim poziomie inkretyn u pacjentów z wrodzonym hiperinsulinizmem, [dlatego] konieczne są dalsze testy, by sprawdzić, czy nasz test sprawdzi się na większej grupie pacjentów. « powrót do artykułu
  3. Stworzony przez holenderską organizację społeczną awatar 10-letniej dziewczynki umożliwił zdobycie informacji pozwalających na zidentyfikowanie około 1000 pedofilów. Coraz większym problemem staje się „internetowa seks-turystyka dziecięca”. Pedofile z Europy, USA i innych bogatych regionów świata coraz chętniej nawiązują z dziećmi kontakty seksualne za pośrednictwem kamer internetowych. Ich ofiarami padają dzieci z Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Bardzo często są one zmuszane do takich działań przez własnych krewnych. Rząd Filipin ocenia, że około 1000 dzieci z tego kraju zostało zmuszonych przez krewnych lub grupy przestępcze do pracy jako online'owi seksualni niewolnicy. Z kolei FBI uważa, że w każdej chwili z internetu korzysta nawet 750 000 pedofilów na całym świecie. Trudno jest ich namierzyć, gdyż łączą się z internetem m.in. za pośrednictwem protokołu Tor. Holenderska organizacja Terre des Hommes stworzyła awatar udający 10-letnią mieszkankę Filipin. „Sweetie” powstała w 2013 roku. Jest zarządzana przez człowieka. Najpierw rozmawia z potencjalnymi pedofilami w chatroomach. Gdy proponują jej sesję na Skype, Sweetie czeka na przelew – zwykle jest to 20 USD – i podaje swój adres. Następnie włączany jest Skype, a awatar przez chwilę zachowuje się tak, jak człowiek. Widać, jak sięga po kamerę, ustawia ją, odwraca głowę czy wpatruje się w kamerę. Ta chwila ma służyć temu, by sprawca włączył swoją kamerę i by można było wykonać mu zdjęcie. Terre des Hommes założyło swoje centrum dowodzenia w jednym z magazynów i przez 10 tygodni 2013 roku Sweetie była obecna na czatach. W tym czasie z awaterem skontaktowało się 20 000 pedofilów. Holendrom udało się zdobyć dane, pozwalające na zidentyfikowanie ponad 1000 z nich. W większości to mężczyźni, mieszkańcy 72 różnych krajów. Terre des Hommes przekazało zdobyte dane Interpolowi i innym agencjom. Okazało się, że wielu z przyłapanych wykorzystywało też dzieci w świecie rzeczywistym. Stwierdzono również, opierając się na profilach pedofili w sieciach społecznościowych, że niejeden z nich ma własne dzieci. Dzięki działaniom Terre des Hommes dokonano już aresztowań w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Belgii, Australii, Irlandii i RPA. Istnieją jednak obawy, że pedofile unikną kary. Trudno będzie bowiem przestawić sądom przekonujące dowody. Przedstawiciele Europolu już wyrazili obawy, że sądy w Europie mogą uznać, iż pedofile zostali wciągnięci w pułapkę przez Terre des Hommes. Dlatego też stwierdzili, że do skutecznego przeprowadzenia takich działań należy zatrudniać profesjonalistów. Terre des Hommes nakręciło film o swoich działaniach. Zdobył on nagrody na festiwalu w Cannes. Przedstawiciele organizacji stwierdzili, że ich prawdziwym celem było pokazanie, jak łatwo można zidentyfikować pedofili. Holendrom pomagała amerykańska organizacja National Centre for Missing and Exploited Children (NCAR), która za pomocą microsoftowego oprogramowania PhotoDNA była w stanie identyfkować sprawców przestępstw. Na razie działania Terre des Hommes doprowadziły do jednego wyroku skazującego. Zapadł on w Australii. W kraju tym Holendrzy zidentyfikowali 46 pedofili. Niektórzy z nich otrzymali oficjalne ostrzeżenia i wiedzą, że informacje na temat ich działań mogą zostać upublicznione. Kilku policja postawiła zarzuty. Jeden został skazany. To 37-letni Scott Robert Hansen z Brispane, który ma już na koncie kilka wyroków. Policji jest znany jako „serial flasher”. Po raz pierwszy został aresztowany w 1995 roku, gdy wielokrotnie obnażał się przed dziewczynkami w mijających go szkolnych autobusach. Kolejny raz, za takie samo przestępstwo, trafił do więzienia w 1999 roku. Po krótkim pobycie w więzieniu został zwolniony. Dziesięć lat później, w 2009 roku, obnażanie się mu nie wystarczyło. Podszedł nagi do trzech dziewczynek, jedną z nich złapał za nogę i próbował zatkać jej usta, gdy zaczęła krzyczeć. Dziewczynce udało się uciec. Policja znalazła wówczas w jego komputerze 20 000 zdjęć i filmów z dziecięcą pornografią. Prokuratura ostrzegła sąd, że widoczna jest eskalacja poczynań Hansena, a popełniane przezeń czyny są coraz bardziej groźne. Mimo to sąd skazał go jedynie na 18 miesięcy więzienia. Hansen wyszedł na wolność w ubiegłym roku i zaczął szukać ofiar w internecie. Trafił na Sweetie. Tym razem został skazany na... 2 lata więzienia. Jako, że na wyrok czekał w areszcie 8 miesięcy natychmiast po zakończeniu przewodu sądowego zyskał prawo do ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Po wyjściu z więzienia prawdopodobnie trafi do aresztu domowego i będzie przechodził rehabilitację dla sprawców przestępstw seksualnych. Holenderska organizacja nadal współpracuje z organami ścigania. Brytyjska National Crime Agency otrzymała od niej informacje o 110 identyfikowanych Brytyjczykach, którzy próbowali kontaktować się ze Sweetie. W ich sprawie prowadzone są czynności operacyjne. « powrót do artykułu
  4. Niedawno dyrektor FBI James Comey stwierdził, że producenci smartfonów nie powinni mieć prawa do stosowania algorytmów szyfrujących, a w telefonach powinny znaleźć się tylne drzwi, pozwalające organom ścigania na zajrzenie do każdego urządzenia. Słowa te spotkały się z ostrym sprzeciwem. Jak zauważył przedstawiciel Electronic Frontier Foundation, żądanie Comeya jest sprzeczne z obowiązującym prawem. Ustawa opisująca obowiązki firm telekomunikacyjnych odnośnie pomocy organom ścigania mówi, że dostawca usług telekomunikacyjnych nie może być odpowiedzialny za odszyfrowanie czy zapewnienie rządowi możliwości odszyfrowania jakiejkolwiek komunikacji, która została zaszyfrowana przez użytkownika, chyba, że algorytmy szyfrujące zostały dostarczone przez dostawcę usług telekomunikacyjnych i posiada on informacje niezbędne do odszyfrowania komunikacji. Comeya spotkała ostra krytyka ze strony kongresmenów. Wielu czołowych przedstawicieli Kongresu pozbawiło go złudzeń, co to możliwości uchwalenia odpowiednich przepisów. Zdziwiłbym się, gdyby więcej niż garstka kongresmenów poparła pomysł wprowadzenia tylnych drzwi do czegoś, co stanowi własność obywateli - stwierdził senator Ronald Lee Wyden. Nawet autor niesławnego Patriot Act uznał, że dyrektor FBI posunął się zbyt daleko. Dyrektor Comey mówi, że wahadło wychyliło się zbytnio w stronę ochrony prywatności. Jednak nie wspomniał o tym, że Kongres nie przeprowadził jeszcze żadnej znaczącej reformy przepisów dotyczących prywatności. Z powodu tego niedopatrzenia to biznes wziął na siebie odpowiedzialność ochrony swoich klientów - powiedział Frank James Sensenbrenner. Inni prawodawcy nie byli tak oględni w słowach. Darrell Edward Issa stwierdził: Dyrektor FBI Comey i administracja prezydencka krytykują biznes, bo stosuje szyfrowanie. Pijecie piwo, którego sami nawarzyliście. FBI może być pewne, że nie dostanie tego, czego chce Comey. Tym bardziej, że Kongres jest skonfliktowany z organami ścigania. NSA jest podejrzewana o szpiegowanie parlamentarzystów, a CIA włamała się do komputerów senatorów, by sabotować śledztwo dotyczące torturowania podejrzanych o terroryzm. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy pracują nad plastrami na skórę, które pewnego dnia zastąpią strzykawkę i pobieranie krwi do badań. Simon R. Corrie stworzył i przetestował z zespołem łatkę, która wykrywa w płynie wewnątrzskórnym żywych myszy antygen HRP2 zarodźców sierpowych (Plasmodium falciparum) oraz przeciwciała IgG. W przyszłości metoda powinna znaleźć zastosowanie w diagnostyce chorób innych niż malaria. Choć krew jest bogatym źródłem informacji o stanie zdrowia danej osoby, jej pozyskiwanie bywa bolesne. Wymaga także obecności kogoś, kto będzie ją umiał pobrać oraz zastosowania drogiego sprzętu analitycznego. Chcąc przezwyciężyć te przeszkody, naukowcy od jakiegoś czasu pracowali nad diagnostycznymi plastrami. Z jednej strony są one pokryte mikroskopijnymi igłami, mogącymi próbkować płyn wewnątrzskórny. Do tej pory tego typu urządzenia służyły do badania pojedynczego związku, lecz Australijczycy postanowili spróbować uzyskać łatkę do wykrywania większej liczby biomarkerów. Po podaniu przez żyłę ogonową rekombinowanego antygenu HRP2 (rPfHRP2) akademicy porównywali poziomy analitu w osoczu i wycinkach skóry o powierzchni przekroju poprzecznego porównywalnej do mikromacierzy z igłami. Okazało się, że próbki skóry zawierały tyle analitu, co circa 8 μl osocza. Kiedy u gryzoni zastosowano łatki, powierzchnie gęsto pokryte przeciwciałami wychwytywały znaczącą ilość rPfHRP2. « powrót do artykułu
  6. John Hawkley, farmer z doliny Napa, wyhodował najcięższą jak dotąd dynię w Ameryce Północnej. Gdy zważono ją w zeszły poniedziałek (13 października) w ramach zbliżających się obchodów Half Moon Bay Pumpkin Festival, wskazówka zatrzymała się na 933 kg. Poprzedni północnoamerykański dyniowy rekord ustanowiono zaledwie w zeszłym roku. Wtedy warzywo również pochodziło z doliny Napa. Dynia ma polecieć do Nowego Jorku. Razem z dwoma innymi okazami będzie wystawiana w tamtejszym ogrodzie botanicznym. Zgodnie z danymi opublikowanymi na witrynie Great Pumpkin Commonwealth, ogólnoświatowy rekord wagi dyni został ustanowiony w tym roku przez hodowcę ze Szwajcarii i jego 952-kg egzemplarz. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis (UC Davis), Lawrence Berkeley National Laboratory i Marine Biological Laboratory stworzyli sondę komórkową, która dzięki połączeniu toksyny ptaszników i związku fluorescencyjnego pozwala obrazować aktywność elektryczną neuronów oraz innych komórek. Sonda wiąże się z kanałami potasowymi bramkowanymi napięciem (Kv2.1) i zapala się, gdy kanał jest zamknięty, a gaśnie, gdy ulega on aktywacji. Tego typu narzędzia są prototypami sond, które pewnego dnia pomogą zrozumieć dysfunkcje kanałów (kanałopatie) prowadzące np. do padaczki czy arytmii. Kanały jonowe bywały nazywane tranzystorami [...], bo działają jak przełączniki, generując elektryczne sprzężenie zwrotne. By zrozumieć, jak działają systemy neuronalne lub serce, musimy wiedzieć, które przełączniki są aktywowane. Pomogą nam w tym sondy - opowiada Jon Sack z UC Davis. Autorzy artykułu z PNAS przypominają, że choć za pomocą innych metod dało się precyzyjnie mierzyć aktywność elektryczną komórek, nie wiadomo było, które konkretnie kanały jonowe się aktywowały. Do eksperymentów wybrano guangksytoksynę-1E, bo wiąże się ona z kanałami Kv2. Ekspresja tych kanałów zachodzi w prawie wszystkich, jeśli nie we wszystkich neuronach, lecz zrozumienie ich skomplikowanej regulacji i aktywności nastręczało dotąd sporo trudności. By zbadać aktywność kanałów, Amerykanie wykorzystali wariant toksyny ptasznika, który po znakowaniu fluorescencyjnym zachowuje swoją funkcję. Sondę zaprojektowano w taki sposób, by wiązała się z kanałem w stanie spoczynku i odłączała się po jego aktywacji. Ku zaskoczeniu naukowców, prototyp działał od razu. Wielokrotnie widuje się niejednoznaczne rezultaty, lecz kiedy dodaliśmy próbniki do żywych komórek, pojawił się bardzo czysty sygnał. Gdy by stymulować komórki, podaliśmy potas, sondy się odłączyły. Choć poczyniono zaledwie pierwszy krok, podejście wydaje się obiecujące, jeśli chodzi o zrozumienie podłoża rozmaitych kanałopatii. Sack podkreśla, że odkrywa się ich coraz więcej. Wiadomo np., że gdy kanał Kv2.1, z którym wiąże się sonda, nie działa prawidłowo, skutkuje to padaczką. Sack i Bruce Cohen będą kontynuować prace z następnymi pajęczymi toksynami, które wiążą się z innymi kanałami potasowymi. « powrót do artykułu
  8. Dieta uwzględniająca orzechy włoskie może pomagać w zmniejszeniu ryzyka, opóźnieniu początku czy spowolnieniu choroby Alzheimera. Podczas badań na myszach zespół dr Abhy Chauhan z Institute for Basic Research in Developmental Disabilities (IBR) odkrył, że dieta wzbogacona o orzechy włoskie poprawiała m.in. zdolność uczenia, pamięć oraz zmniejszała lęk. Naukowcy sugerują, że orzechy chronią mózg przed zmianami degeneracyjnymi, ponieważ zawierają dużo przeciwutleniaczy. Warto przypomnieć, że wcześniejsze badania in vitro wykazały, że ekstrakt z orzechów włoskich może hamować proces agregacji beta-amyloidu, rozpuszczać jego włókna, a także zabezpieczać przed stresem oksydacyjnym i śmiercią komórkową, wywołaną przez białko o nieprawidłowej konformacji. Począwszy od 4. miesiąca życia, naukowcy podawali transgenicznym myszom paszę o 6- lub 9-procentowej zawartości orzechów włoskich, co u ludzi odpowiada 1 i 1,5 uncji (ok. 2,8 i 4,2 dag) orzechów dziennie. Grupom kontrolnym - transgenicznemu modelowi alzheimeryzmu i gryzoniom typu dzikiego - nie podawano orzechów. Wszystkie myszy badano w wieku 13-14 miesięcy za pomocą: 1) labiryntu wodnego Morrisa, 2) labiryntu w kształcie litery T, 3) systemu RotaRod oraz 4) labiryntu krzyżowego podwyższonego. Testy te pozwalały ocenić pamięć przestrzenną, zdolność uczenia, m.in. dyskryminacji położenia, koordynację ruchową oraz lęk. Okazało się, że w porównaniu do myszy typu dzikiego na diecie kontrolnej, u transgenicznych gryzoni na tej samej diecie występowały deficyty pamięciowe, zachowania lękowe, poważne upośledzenie uczenia przestrzennego i dyskryminacji położenia, a także koordynacji ruchowej. U zwierząt z grup eksperymentalnych odnotowano znaczącą poprawę pamięci, zdolności uczenia, lęku i rozwoju motorycznego. Nie stwierdzono istotnych statystycznie różnic behawioralnych między transgenicznymi myszami jedzącymi orzechy i gryzoniami typu dzikiego na diecie kontrolnej. « powrót do artykułu
  9. Holenderska firma Mars One chce wysłać ochotników na Marsa. Do podróży w jedną stronę – powrotu na Ziemię bowiem nie przewidziano – zgłosiło się ponad 200 000 osób. Jeśli jednak jakimś cudem Holendrzy zrealizują swoje plany, to wysłani przez nich ludzie zaczną umierać po 68 dniach spędzonych na Czerwonej Planecie. Podczas ubiegłotygodniowego Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego, który odbył się w Toronto, zaprezentowano wyniki badań przeprowadzonych przez Sydneya Do z Massachusetts Institute of Technology. Do i jego zespół przeprowadzili symulację komputerową systemu podtrzymywania życia, jaki planuje wykorzystać Mars One. Z symulacji wynika, że podczas produkcji żywności będzie powstawało tyle tlenu, że po 68 dniach osiągnie on stężenie toksyczne dla człowieka. Jeśli koloniści będą produkowali 100% spożywanej żywności, to cały system doprowadzi do pojawienia się w kolonii niebezpiecznego poziomu stężenia tlenu - powiedział Do. Uczeni z MIT-u skrytykowali też twierdzenia przedstawicieli Mars One, jakoby technologie, które chcą wykorzystać i które przetestowali na Ziemi, działały również na Marsie. Do przypomina, że dotychczas nie zaprezentowano żadnej działającej w przestrzeni kosmicznej technologii usuwania nadmiaru tlenu. Takie samo zastrzeżenie dotyczy systemu produkcji wody. Uczeni przypominają, że system produkowania wody z moczu, który jest wykorzystywany na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, został z powodzeniem przetestowany na Ziemi. Jednak w przestrzeni kosmicznej okazało się, że utrata masy kostnej mieszkańców ISS spowodowała, że w moczu znalazło się tak dużo wapnia, iż cały system produkcji wody przestał działać. Bas Lansdorp, założyciel Mars One, niezbyt przejmuje się zastrzeżeniami Do i jego zespołu. Twierdzi, że do roku 2024, kiedy to pierwsi koloniści mają trafić na Marsa, zostało tak dużo czasu, iż wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Do rozwiązania zostało wiele problemów, ale usuwanie tlenu z pewnością nie jest jednym z nich - mówi Holender. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Północnej Karoliny odkryli populację komórek czerniaka, która ukrywa się w naczyniach krwionośnych guzów. Komórki te naśladują nienowotworowe komórki śródbłonka. Odkrycie Amerykanów pomaga wyjaśnić, w jaki sposób guzom udaje wymknąć się lekom hamującym angiogenezę. Przez długi czas liczono na to, że terapie antyangiogenne pozbawią guzy składników odżywczych [...], ale leki te nigdy nie działały tak dobrze, jak się spodziewano. Nieskuteczność można wyjaśnić na kilka sposobów. Nasze badania sugerują, że jedną z przyczyn są niezidentyfikowane wcześniej komórki - wyjaśnia dr Andrew C. Dudley. Większość leków wpływających na naczynia krwionośne nowotworu obiera na cel czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego (ang. vascular endothelial growth factor, VEGF), który wchodzi w skład ważnego szlaku sygnałowego nienowotworowych komórek śródbłonka. W jednym z eksperymentów Dudley i James Dunleavey posłużyli się znanym lekiem antyangiogennym blokującym VEGF i odkryli, że u myszy w lekoopornych guzach nowa subpopulacja komórek czerniaka występowała częściej. Co więcej, guzy składające się w całości z nowych komórek w ogóle nie reagowały na terapię anty-VEGF. Nim Dunleavey doszedł do takich wniosków, najpierw wyizolował z guzów coś, co początkowo wziął za nienowotworowe komórki śródbłonka. Kiedy jednak przeprowadził analizy genetyczne, stwierdził, że w komórkach nie zachodzi ekspresja większości znanych biomarkerów śródbłonka. Ponieważ nie dochodziło m.in. do ekspresji receptorów VEGF, to wyjaśnia, czemu leki anty-VEGF nie były w stanie zahamować wzrostu czerniaka. W hodowlach komórki te wyglądały zupełnie inaczej niż normalne komórki śródbłonka. Przez moment nie wiedzieliśmy, z czym mamy do czynienia. Na przestrzeni roku Jim przeprowadził jednak więcej eksperymentów i odkrył kilka markerów przypominających komórki czerniaka - opowiada Dudley. Dalsze badania ujawniły, że to nowy rodzaj komórek czerniaka, w których zachodzi ekspresja cząsteczki adhezyjnej komórek śródbłonka i płytek krwi PECAM-1 (ang. platelet/endothelial cell adhesion molecule-1). PECAM-1 jest adhezyną. W przeszłości naukowcy wykazali, że komórki śródbłonka wykorzystują ją, by przywierać do siebie i tworzyć naczynia krwionośne. Gdy zespół przyjrzał się guzom PECAM-1-pozytywnym, okazało się, że wewnątrz naczyń obok komórek śródbłonka znajdowały się komórki czerniaka. Nie wydaje nam się, by komórki czerniaka po prostu biernie zapełniały w waskulaturze guza luki między komórkami śródbłonka - podkreśla Dudley. Po nawiązaniu współpracy z laboratorium prof. Paula Daytona badania obrazowe ujawniły, że waskulatura guzów PECAM-1-pozytywnych była 2-krotnie gęstsza niż w guzach PECAM-1-negatywnych, a objętość krwi aż 4,5-krotnie większa. Wszystko wskazuje więc na to, że PECAM-1-pozytywne komórki czerniaka mają realny wpływ na działanie naczyń krwionośnych guzów. Komórki te pomagają komórkom guza kontaktować się z komórkami śródbłonka - precyzuje Dunleavey. Ta interakcja oraz brak reakcji na VEGF pozwalają naczyniom krwionośnym wymknąć się leczeniu antyangiogennemu. « powrót do artykułu
  11. NASA zakończyła testy najważniejszego elementu Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. The Integrated Science Instrument Module (ISIM), zawierający liczne instrumenty badawcze, został wyciągnięty z komory próżniowej. Spędził tam 116 dni w temperaturze 40 kelwinów (-233 stopnie Celsjusza). Podczas przebywania w komorze ISIM był monitorowany 24 godziny na dobę przez zespół inżynierów i techników. Teleskop zostanie umieszczony w punkcie libracyjnym L2. Panują tam ekstremalne warunki. Serce Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba, zwane ISIM, to bardzo ważna jego część. To z niej będą pochodziły wszystkie obrazy wykonane przez Webba - wyjaśnia Mike Drury, odpowiedzialny za testy i integrację ISIM z teleskopem. Dlatego też urządzenia poddano tak rygorystycznym testom. Badania przeprowadzono w Goddard Space Flight Center w specjalnej komorze symulującej warunki panujące w przestrzeni kosmicznej. Cylindryczna Space Environment Simulator ma ponad 12 metrów wysokości i ponad 8 metrów średnicy. Do stworzenia próżni są tam wykorzystywane pompy, a temperatura obniżana jest za pomocą ciekłego azotu i helu. Prowadziliśmy te testy po to, by przekonać się, czy po schłodzeniu cztery elementy ISIM wciąż będą znajdowały się w precyzyjnie dobranym położeniu, w jakim zostały umieszczone. To warunek konieczny, by teleskop właściwie przechwytywał światło z gwiazd i galaktyk. Proces chłodzenia będzie największym obciążeniem, jakiemu zostanie poddany teleskop. Gdy cała jego struktura będzie chłodzona z temperatury pokojowej do temperatury panującej w przestrzeni kosmicznej, obciążenia związane z kurczeniem się materiału będą większe, niż obciążenia spowodowane wibracjami podczas startu rakiety, która wyniesie go w przestrzeń kosmiczną - mówi Paul Geithner, wicedyrektor odpowiedzialny za całość prac nad Teleskopem. Każdy etap testu był niezwykłym przedsięwzięciem. Od opuszczania kilkutonowego ISIS do komory, poprzez chłodzenie, całodobowy nadzór, po ogrzewanie komory i późniejsze testy połączeń elektrycznych. W tym roku pogoda nam bardzo sprzyjała. Gdy jest brzydka, pada, jest wilgotno mogą pojawić się problemy z komorą. Co prawda na początku testu mieliśmy kilka burz, a uderzenie pioruna spowodowało wyłączenie całego systemu na około 30 minut, ale od tamtej pory mieliśmy wspaniałą pogodę - mówi Ray Lundquist, główny inżynier systemów ISIM. « powrót do artykułu
  12. Microsoft ostrzega przed wykorzystywaną już przez cyberprzestępców dziurą w oprogramowaniu PowerPoint. Atak dokonywany jest przez dołączany do poczty elektronicznej plik PowerPointa. Koncern z Redmond informuje, że udany atak pozwala na kradzież informacji czy instalację złośliwego kodu na komputerze ofiary. Dziura występuje we wszystkich wersjach Windows od Server 2003. Znajduje się ona w kodzie obsługującym technikę OLE. Microsoft udostępnił tymczasową łatę, która ma zapewnić bezpieczeństwo do czasu opublikowania właściwej poprawki. Firma ostrzega, że co prawda obecnie zauważono ograniczoną liczbę ataków, jednak niewykluczone, iż pojawi się ich więcej i będą dokonywane też na inne programy z pakietu MS Office. Microsoft zachęca też użytkowników do zwrócenia większej uwagi na komunikaty wyświetlane przez mechanizm UAC (User Account Control). Jest on w stanie wykryć i zablokować spreparowane pliki PowerPointa. « powrót do artykułu
  13. Microsoft rozpoczął proces rozstawania się z marką Nokia. Koncern postanowił, że w czasie nadchodzącego sezonu świątecznego jego smartfony będą reklamowane jako Lumia bądź Microsoft Lumia. Podobne działania zostały podjęte poza granicami USA. Już wkrótce oficjalny facebookowy profil Nokia France zostanie przemianowany na Microsoft Lumia. Podobnie stanie się z wieloma profilami na serwisach społecznościowych. Zgodnie z umową pomiędzy Nokią a Microsoftem koncern z Redmond ma prawo do używania marki Nokia jedynie przez jakiś czas. Jego władze zdecydowały, że będą wycofywały się z jej używania wcześniej niż przewiduje to umowa. Rynkowe udziały Windows Phone minimalnie rosną, jednak wciąż są one niewielkie. Sytuację może poprawić zrezygnowanie przez Microsoft z opłat za system operacyjny. Wówczas low-endowe urządzenia z Windows Phone powinny być tańsze. Pozostaje jednak pytanie, czy użytkownicy kupujący dotychczas telefony spod znaku Nokii będą skłonni kupować urządzenia z logo Microsoftu. « powrót do artykułu
  14. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa masywne czarne dziury, które z prędkością bliską prędkości światła wysyłają w przestrzeń kosmiczną cząsteczki emitujące fale radiowe, mogą blokować tworzenie się nowych gwiazd w starzejących się galaktykach. Uczeni zdobyli dowody, że takie wielkie strumienie cząsteczek powodują, że gorący gaz nie ulega schłodzeniu, przez co nie formują się gwiazdy. Jeśli popatrzymy na historię kosmosu, to zauważymy, że w galaktykach takich dochodziło do powstawania gwiazd. Jednak w pewnym momencie gwiazdy przestały się formować. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak się dzieje. Przyczyną są po prostu aktywne czarne dziury - mówi profesor Tobias Marriage, współautor badań. Współpracownica Marriage'a, Megan Gralla, wykorzystała znane wcześniej techniki do wykonania unikatowych badań. Zauważyła ona, że efekt Suniajewa-Zeldowicza – który jest używany do badania olbrzymich gromad galaktyk - można wykorzystać do badania znacznie mniejszych struktur. Efekt ten zachodzi gdy wysokoenergetyczne elektrony z gorącego gazu wchodzą w interakcje z mikrofalowym promieniowaniem tła. Efekt Suniajewa-Zeldowicza jest zwykle wykorzystywany do badania gromad setek galaktyk. My użyliśmy go do badania galaktyk, którym towarzyszy jedna lub dwie inne galaktyki - mówi Gralla. Byłem zdziwiony, gdy przeczytałem ich artykuł, gdyż nigdy nie sądziłem, że można wykorzystać efekt SZ do badania aktywnych jąder galaktyk. Byłem w w błędzie... Tacy badacze jak ja, którzy korzystają z SZ do badania gromad galaktyk stają się nagle staroświeckimi naukowcami. Badania nad efektem Suniajewa-Zeldowicza wkroczyły w nową epokę - przyznaje Eiichiro Komatsu, dyrektor Instytutu Astrofizyki im. Maksa Plancka w Niemczech, uznany ekspert na polu efektu SZ. Jak wiadomo, gorący gaz znajdujący się w galaktykach, może się schłodzić, ulec kondensacji i utworzyć gwiazdy. Część z tego gazu trafia też do czarnej dziury, która rośnie wraz z populacją gwiazd w jej galaktyce. Jednak w niemal wszystkich dojrzałych galaktykach dochodzi do zatrzymania procesu tworzenia się gwiazd. Gaz się nie schładza. Nie powstają gwiazdy. Marriagie, Gralla i ich współpracownicy odkryli, że niemal wszystkie galaktyki eliptyczne w których czarna dziura wystrzeliwuje relatywistyczne cząsteczki emitujące fale radiowe zawierają gorący gaz i próżno szukać w nich młodych gwiazd. To stanowiło mocny dowód, że pojawienie się strumieni takich cząsteczek wyklucza możliwość tworzenia się gwiazd. Naukowcy podkreślają, że wciąż nie wiadomo, dlaczego w pewnym momencie czarne dziury zaczynają emitować wspomniane strumienie. Kwestia ta pozostaje tematem sporów. « powrót do artykułu
  15. Adam to ok. 2-letni czarny labrador z bardzo nietypowym jak na psa schorzeniem - alergią na ludzi. Przez kilka miesięcy psu wypadały włosy. Widoczne było również zapalenie skóry z pęcherzami i wygryzionymi przez labradora poranionymi plackami. Zespół Robin Herman z Lucky Dog Retreat Rescue nie miał pojęcia, co może być przyczyną, bo odpchlony Adam był karmiony najlepszą karmą. Dwa-trzy razy w tygodniu myto go również zaleconym przez weterynarza preparatem. Niestety, nie pomagały ani antybiotyki, ani prednizon. Choć stan psa się poprawił, choroba skóry nie mijała, dlatego koniec końców Amerykanie zdecydowali się wysłać krew do zbadania. Testy przeprowadzone przez VARL (Veterinary Allergy Reference Laboratory) wykazały, że labrador jest w największym stopniu uczulony na białko z naskórka kotów. Na drugim miejscu uplasowały się zaś, m.in.: ambrozja trójdzielna (Ambrosia trifida), komosa Chenopodium berlandieri, szczaw kędzierzawy, orzechy włoskie, roztocze kurzu domowego, a konkretnie skórożarłoczek skryty (Dermatophagoides pteronyssinus), tymotka i wspomniany na początku ludzki naskórek. W ramach immunoterapii opracowywane jest specjalne serum. Miejmy nadzieję, że po zastrzykach stan labradora się unormuje... « powrót do artykułu
  16. Meteorolodzy z NOAA (Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej) informują, że bieżący rok będzie najprawdopodobniej najcieplejszym od czasu prowadzenia pomiarów. Do takich przypuszczeń skłania ich fakt, że wrzesień był czwartym z rzędu rekordowo ciepłym miesiącem. Średnia globalna temperatura września wyniosła 15,7 stopnia Celsjusza. To najcieplejszy wrzesień od 1880 roku. NASA, która w nieco inny sposób mierzy temperaturę potwierdza, że wrzesień był rekordowo gorący. Średnia globalna temperatura w ciągu pierwszych 9 miesięcy bieżącego roku wyniosła 14,7 stopnia Celsjusza. Dokładnie tyle ile w 1998 roku, kiedy to miesiące styczeń-wrzesień były najcieplejsze w historii. Dlatego też jest bardzo prawdopodobne, że rok 2014 będzie najcieplejszym w historii pomiarów, stwierdziła Jessica Blunden z NOAA. Jedną z przyczyn wystąpienia tak ciepłego roku będzie zjawisko El Niño. W 1998 roku bardzo ciepłe El Niño pojawiło się na początku roku. Później zanikło, a temperatury zaczęły spadać. W bieżącym roku El Niño jeszcze nie wystąpiło, ale specjaliści widzą coraz więcej sygnałów świadczących o tym, że wkrótce się pojawi, zatem temperatury będą wyższe niż przeciętna. Kolejne rekordy wyjątkowo gorących lat padały, według metodologii NOAA, w latach 1995, 1997, 1998, 2005 i 2010. To jeden z wielu dowodów, że klimat nadal się ociepla. Ocieplenie jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na ludzkość - mówi Donald Wuebbles, klimatolog z University of Illinois. Od grudnia 1916 roku na Ziemi nie padł miesięczny rekord zimna. Wszystkie miesięczne rekordy ciepła zanotowano po roku 1997. Jeff Masters, dyrektor prywatnej firmy meteorologicznej Weather Underground ostrzega, że jeśli El Niño rzeczywiście pojawi się pod koniec bieżącego roku, to roku 2015 może być kolejnym rekordowo ciepłym rokiem, a różne obszary globu mogą doświadczać dużych fal ciepła i poważnych susz. « powrót do artykułu
  17. Grupa naukowców, która postanowiła sprawdzić, jak ludzie przetrzebili populację największych morskich ryb drapieżnych stwierdziła, że w ciągu ostatnich 100 lat liczba takich ryb została przez nas zmniejszona o ponad 2/3. Do największego spadku dochodzi od lat 70. ubiegłego wieku. Naukowcy wykorzystali w swoich badaniach ponad 200 modeli interakcji łańcucha pokarmowego, które obejmują w sumie ponad 3000 gatunków morskich. Nie od dzisiaj wiadomo, że część gatunków drapieżnych ryb może wyginąć wskutek działalności człowieka. Tępienie przez ludzi wielkich drapieżników to jedno z największych zagrożeń dla ekosystemu. O tym, jak tragiczne skutki za sobą pociąga pisaliśmy m.in. w tekstach Sam wilk nie da rady oraz O potrzebie ochrony drapieżników. W oceanach po wytępieniu głównego drapieżnika zachodzą podobne niekorzystne zjawiska co na lądzie. Drapieżniki utrzymują bowiem całą populację w zdrowiu i odpowiedniej liczebności. Ich zniknięcie prowadzi do katastrofy całego łańcucha pokarmowego. Na przykład na całym świecie obserwuje się zanikanie lasów wodorostów, które są siedzibą wielu unikatowych i ekonomicznie wartościowych gatunków zwierząt. Lasy giną, gdyż są niszczone przez jeżowce. Ich populacja się rozrasta, gdyż ludzie tępią wydry morskie, które polują na jeżowce. Właściwe zarządzanie zasobami morskimi zdaje egzamin, co pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych. Od roku 2000 Amerykanom udało się odbudować populacje 34 gatunków ryb. Obecnie ponad 90% ryb żyjących na wodach USA nie jest zagrożonych nadmiernym odławianiem. To znacznie lepszy wynik niż średnia światowa. Z danych ONZ wynika, że na świecie nadmiernie odławia się około 30% ryb. Problemem są kraje rozwijające się. Tam potrzeba lepiej zorganizowanych instytucji zajmujących się zarządzaniem rybołówstwem - mówi profesor Villy Christensen, który stał na czele grupy prowadzącej wspomniane na wstępie badania. Z badań tych wynika, że obecnie ludzkość odławia zbyt dużo najbardziej cennych gatunków ryb – rekinów, tuńczyków czy łososi. To drapieżcy stojący na czele łańcucha pokarmowego, a ich nadmierny połów już wywołuje niekorzystne zmiany w ekosystemie. « powrót do artykułu
  18. Nastrój wpływa na naszą posturę w czasie chodzenia, ale okazuje się, że zależność ma też odwrotny kierunek. Naśladując chód osoby szczęśliwej czy smutnej, można bowiem wywołać odpowiednią emocję. Podczas eksperymentów ochotnicy, których poproszono o chodzenie na bardziej depresyjną modłę (z ograniczonymi wymachami rąk i przygiętymi do przodu ramionami), mieli gorszy nastrój niż osoby poproszone o chodzenie w radosnym stylu. To nic zaskakującego, że nastrój [...] wpływa na sposób chodzenia, lecz chcieliśmy sprawdzić, czy to, jak się poruszamy, także oddziałuje na nasze samopoczucie - wyjaśnia Nikolaus Troje z Queen's University. Kanadyjczycy demonstrowali badanym listę pozytywnych i negatywnych słów i polecali, by przeszli się po bieżni (w tym czasie badano chód i postawę). Ludzie widzieli na wyświetlaczu wskaźnik, który w zależności od tego, czy ich sposób chodzenia był bardziej depresyjny, czy radosny, przesuwał się w lewo lub w prawo. Naukowcy poprosili niektórych, by spróbowali przemieścić go w lewo, a innych, by przesunęli go w prawo. Później ochotnicy mieli wymienić jak najwięcej słów zapamiętanych z prezentowanej na samym początku listy. Okazało się, że ci, którzy musieli iść w przygnębionym stylu, pamiętali więcej wyrazów o negatywnym znaczeniu. Różnica w przypominaniu sugeruje, że depresyjny styl chodzenia rzeczywiście wywołał depresyjny nastrój. Troje podkreśla, że dla pacjentów z depresją kliniczną typowe jest błędne koło negatywnego myślenia. Ludzie ci dostrzegają więcej wydarzeń złych niż dobrych, zwłaszcza w odniesieniu do siebie, co w jeszcze większym stopniu pogarsza ich samopoczucie. Gdyby dało się [jakoś] przerwać ten samonapędzający się cykl, zyskalibyśmy ważne narzędzie terapeutyczne [...] - podsumowuje. « powrót do artykułu
  19. Nieznaczne przesunięcie podkładu muzycznego w stosunku do reklamy poprawia jej zapamiętywanie. Andy Rogers Uniwersytetu w Huddersfield przedstawił wyniki swoich badań na konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Muzyki Komputerowej w Atenach. By korzystnie wpłynąć na percepcję, wystarczy przesunięcie rzędu dziesiątych części sekundy (zmian nie da się wykryć ani za pomocą wzroku, ani za pomocą słuchu). Doktorant badał reakcje grupy ludzi na pokazy dwóch reklam: napoju i wody mineralnej. Obie składały się wyłącznie z obrazu i muzyki, a ochotnicy widzieli je w oryginale i wersjach, gdzie warstwa filmowa i dźwiękowa były w stosunku do siebie przesunięte w różnym stopniu. Później przeprowadzono testy pamięciowe. Rogers stwierdził, że najlepsze zapamiętanie występowało przy muzyce lekko wyprzedzającej obraz. W wyniku tego mózg próbował przewidzieć informacje. Ustalenia będą mieć spore znaczenie dla branży reklamowej, bo pokazały, że niedostrzegalne różnice mają duży wpływ na zapamiętywanie. [Już wcześniej] niektórzy kompozytorzy intuicyjnie wprowadzali poprawki do synchronizacji między swoją muzyką a obrazem. Teraz mamy naukową podbudowę dla tego procesu [...]. « powrót do artykułu
  20. W Japonii powstała technologia, która pozwala badać skład krwi bez potrzeby pobierania jej próbek. Umożliwia ona m.in. bieżące monitorowanie stanu pacjenta. Nowa technologia została opracowana przez japoński Narodowy Instytut Zaawansowanej Nauki i Technologii Przemysłowej oraz Fuji Electric. Prototypowe urządzenie monitorujące zostało zaprezentowane podczas zakończonych niedawno targów InterOpto 2014. Uczestnicy targów mieli okazję zobaczyć przenośny spektrometr o wysokiej czułości, który wykorzystuje światło w bliskiej podczerwieni do zajrzenia w głąb organizmu. Instrument jest w stanie wykryć zmiany w świetle przechodzącym przez ludzkie ciało. Pozwala zatem np. na ciągłe badanie zmian zawartości tłuszczu we krwi. Twórcy spektrometru mówią, że w przyszłości, stosowany w domu może zapobiec chorobom związanym z niezdrowym trybem życia. Gdy do obserwowania procesów w żywym organizmie używa się światła, pomiary światła przechodzącego przez organizm dają znacznie więcej informacji, niż światła odbitego. Jednak pojawia się tu pewien istotny problem. Światło wnikające w tkankę jest błyskawicznie tłumione i wychodzi z niej niezwykle słabe. Dlatego też tradycyjne metody pomiarowe nie mogły go wykorzystać do badania tych tkanek, które znajdują się ruchu. Japończycy opracowali nową metodę, która pozwala na zbieranie światła przechodzącego przez organizm ze znacznie większego obszaru niż tylko z oświetlonego fragmentu. To pozwoliło na szybkie analizy spektrum światła przechodzącego przez żywy organizm. Ich metoda jest 1000-krotnie bardziej czuła od konwencjonalnych metod badawczych. « powrót do artykułu
  21. Przed kilkunastu laty Steve Ballmer, dyrektor wykonawczy Microsoftu, nazwał Linuksa „rakiem”. Czasy się jednak zmieniły i teraz następca Ballmera, Satya Nadella przyznaje – Microsoft kocha Linuksa. Niespodziewane wyznanie Nadelli usłyszeli uczestnicy zorganizowanej przez Microsoft konferencji San Francisco. Miłość pomiędzy Redmond za opensource'owym systemem operacyjnym rozkwita przynajmniej na jednym obszarze – chmury obliczeniowej Azure. Konferencja w San Francisco była poświęcona właśnie Azure. Microsoft chciał z jednej strony poinformować, jak chmura rośnie, a z drugiej zaprezentować nowe oferowane w niej usługi. Przy okazji Nadella stwierdził, że około 20% wirtualnych maszyn uruchomionych przez klientów Microsoftu w Azure korzysta właśnie z Linuksa. Microsoft nie był pierwszą firmą, która zaczęła budować chmurę obliczeniową. Jednak koncern poświęcił olbrzymie zasoby na stworzenie Azure i w tej chwili, jak twierdzą analitycy Gartnera, jest to największa chmura obliczeniowa na świecie. Wielkość chmury to jeden z argumentów, którym Microsoft przyciąga klientów, którzy korzystając z usługi Microsoftu wiedzą, że używane serwery znajdują się w stosunkowo niewielkiej odległości, zatem nie powinno być większych opóźnień w przesyłaniu danych. Ostatnio Microsoft otworzył dwa nowe centra Azure w Australii. Obecnie Azure składa się z 19 centrów regionalnych. To dwukrotnie więcej niż AWS Amazona i trzykrotnie więcej niż chmura Google'a. W każdym ze wspomnianych centrów pracuje około 600 000 serwerów, w sumie Azure składa się z około 11 milionów maszyn. W ubiegłym roku wydatki kapitałowe na Azure sięgnęły 4,5 miliarda dolarów. To pokazuje, dlaczego na tym rynku liczą się tylko najwięksi – Microsoft, Amazon czy Google. Podczas konferencji w San Francisco Nadella poinformował, że do chmury podłączono nowe serwery z serii G. Każda z nich korzysta z 32 rdzeni procesora Xeon, 450 gigabajtów pamięci RAM oraz 6,5 terabajta pamięci masowej na dyskach SSD. Ponadto do każdej maszyny wirtualnej Azure oferuje do 32 TB pamięci masowej. Maszyny wirtualne Azure są w stanie przetworzyć ponad 50 000 operacji wejścia/wyjścia na sekundę, a opóźnienie odczytu danych wynosi mniej niż 1 milisekunda. Drugim argumentem którym Azure przekonuje klientów jest gotowość chmury do pracy w środowisku biznesowym. Azure pozwala na uruchomienie oprogramowania Oracle'a. I jest to jedyna chmura – poza własną chmurą Oracle'a – która oferuje taką usługę. Jeśli zaś przedsiębiorstwo używa Hadoop, mongoDB czy Cassandry, również zostanie obslużone. Azure korzysta bowiem z całej gamy dystrybucji Linuksa z profesjonalnymi narzędziami dla biznesu. Microsoft poinformował zresztą właśnie o zawarciu porozumienia o współpracy z twórcą Hadoop, firmą Cloudera. Dzięki temu może zintegrować Office 365 z oprogramowaniem Cloudery. W chmurze z Redmond działa też Azure Marketplace, sklep, w którym firmy trzecie mogą sprzedawać wirtualne maszyny, aplikacje i usługi dla chmury Azure. Wielkość Azure, jej elastyczność i coraz większe możliwości co tydzień przyciągają ponad 10 000 nowych klientów. Microsoft wciąż nie zarabia na chmurze, ale w końcu zacznie ona przynosić zyski. Będzie w tym miała udział również wyznana właśnie miłość do Linuksa. « powrót do artykułu
  22. Rzymscy gladiatorzy byli w dużej mierze wegetarianami i po treningu pili jako tonik wzmacniający napój z roślinnego popiołu. Do takich wniosków doszli naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu oraz Uniwersytetu w Bernie, którzy przeprowadzili badanie antropologiczne szkieletów z odkrytej w 1993 r. II-III-wiecznej nekropolii w Efezie. Źródła historyczne wspominały, że gladiatorzy mieli własną dietę, która składała się z roślin strączkowych i ziaren. Współczesne dokumenty nazywały walczących niewolników zjadaczami jęczmienia (hordearii). Wykorzystując spektroskopię, Austriacy i Szwajcarzy przeprowadzili analizę izotopów stałych węgla, azotu i siarki w kolagenie kości. Określali także stosunek strontu do wapnia w minerale kości. W sumie akademicy zbadali szkielety 53 osób, w tym 22 gladiatorów. Wszyscy spożywali dużo roślin C3, takich jak jęczmień czy pszenica. U kilku ludzi znaleziono wskazówki świadczące o spożyciu roślin C4. Te ostatnie są typowe dla klimatu stepowego z małą ilością opadów i charakteryzują się wartościami δ13C mieszczącymi się w przedziale 9-14‰. W przypadku roślin C3 oscylują one w zakresie 20-35‰ (δ13C reprezentuje wyrażoną w promilach różnicę między zawartością 13C w próbce a zawartością w międzynarodowym standardzie; analogicznie liczy się wyrażone w formie delty wartości dla izotopów innych pierwiastków). Wartości δ13C jednej kobiety pochowanej na cmentarzu gladiatorów oraz jednego gladiatora odbiegały od pozostałych. Wartości δ34S sugerują, że para wyemigrowała z innego rejonu albo jadła coś innego. Ponieważ wszyscy jadali z grubsza to samo, termin hordearii wskazuje prawdopodobnie na odżywianie się przez gladiatorów jęczmieniem pośledniej jakości. Wartości δ15N są niskie w porównaniu do innych stanowisk z czasów rzymskich. Prawdopodobną przyczyną wydaje się właśnie częsta konsumpcja warzyw (azot 15N określa bowiem poziom odżywienia produktami ze środowiska wodnego). Ponieważ stosunki Sr/Ca okazały się u gladiatorów znacząco wyższe niż u współczesnych, może to sugerować, że tak jak wspominano w starożytnych tekstach, uciekali się do popiołu roślinnego w formie napoju (inaczej mówiąc, korzystali z bogatych w stront źródeł wapnia). Popioły roślinne były ewidentnie spożywane, by wzmocnić organizm po wysiłku fizycznym i sprzyjać lepszemu gojeniu kości. Czynności te przypominają nasze własne poczynania - po wysiłku zażywamy [w końcu] magnez i wapń, np. formie musujących tabletek - wyjaśnia Fabian Kanz z Wydziału Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu. « powrót do artykułu
  23. Podczas ostatniej konferencji Europejskiego Towarzystwa Archeologicznego poinformowano o odkryciu w izraelskim Tel Burna pozostałości dużego kompleksu świątynnego sprzed 3300 lat. O przeznaczeniu miejsca świadczą fragmenty maski, połączone kubki, skarabeusze oraz pitosy, duże naczynia do przechowywania żywności i wody. Na miejscu znaleziono też spalone kości zwierząt. Kompleks musiał być dość spory, gdyż jedna z odkrytych bocznych ścian ma wymiary 16x16 metrów. Naukowcy nie wiedza jeszcze, komu była poświęcona świątynia. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest bóg burzy i płodności, Baal. Jego kult był wówczas bardzo rozpowszechniony. Nie można jednak wykluczyć innych bóstw, jak np. bogini wojny Anat. Uczonych szczególnie zainteresowały połączone kubki. Już wcześniej spotykano takie naczynia, jednak wciąż nie wiadomo, czemu służyły. Te znalezione w Tel Burna pochodzą prawdopodobnie z terenu dzisiejszej Syrii. Znalezisko jest na tyle nowe, że nie przeprowadzono jeszcze testów na obecność substancji organicznych wewnątrz naczyń. Naukowców szczególnie interesuje zawartość pitosów. Wewnątrz niektórych z nich znajdują się mniejsze naczynia. Zespół prowadzący wykopaliska zapowiedział, że dopuści do nich archeologów-amatorów. « powrót do artykułu
  24. Grupa amerykańskich uczonych twierdzi, że powszechnie używane modele klimatyczne zawyżają przyrost CO2 w atmosferze o około 16%. Nieprawidłowo szacują bowiem ilość dwutlenku węgla pochłanianego przez rośliny. Artykuł na ten temat ukazał się w Proceedings of the National Academy of Sciences. Uczeni badali rośliny pod kątem zdolności do absorbowania dwutlenku węgla w sytuacji, gdy w atmosferze jest go coraz więcej i odkryli, że mogą one pochłaniać go nawet 16% niż przewidują modele klimatyczne. Specjaliści od niedawna wiedzieli, że w modelach pojawiają się błędy. Co więcej, im dłuższy okres symulowano za ich pomocą, tym większy był margines błędu. Dla lat 1901-2010 uśredniony margines błędu dla różnych modeli klimatycznych wynosił 17%, a eksperci nie wiedzieli dlaczego tak się dzieje. Podczas najnowszych badań naukowcy stwierdzili, że w miarę jak rośnie stężenie CO2 rośliny zmieniają sposób zarządzania gazem. Więcej go zatrzymują, co pozwala im na bujniejszy wzrost. Okazało się, że rośliny wystawione na działanie takiego poziomu CO2 jaki był w ubiegłym wieku, pochłaniają średnio o 16% więcej gazu. To bardzo podobna wartość do 17-procentowego odchylenia modeli klimatycznych, można zatem przypuszczać, że znaleziono przyczynę błędu. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Centrum Medycznego Dziecięcego Szpitala Cincinnati uzyskali z ludzkich indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych (ang. induced pluripotent stem cells, iPSC) organoidy jelita. By zapewnić ukrwienie, wszczepili je do torebek włóknistych nerek myszy. Wtedy rozwinęły się one do w pełni dojrzałej tkanki przewodu pokarmowego. Amerykanie podkreślają, że dzięki dodatkowym badaniom translacyjnym będzie można stworzyć spersonalizowane tkanki jelit do leczenia chorób żołądkowo-jelitowych. Nasze badania wspierają koncepcję, że własne komórki pacjenta można wykorzystać do uzyskania jelita. To zapewnia nowy sposób leczenia wielu chorób, które mogą wywoływać niewydolność przewodu pokarmowego: od chorób genetycznych ujawniających się już przy porodzie po przypadłości atakujące na późniejszych etapach życia, takie jak nowotwory czy choroba Leśniowskiego-Crohna. Omawiane studium przybliża do osiągnięcia bardziej długofalowego celu, jakim jest hodowanie tkanek do zastąpienia uszkodzonego przewodu pokarmowego - wyjaśnia dr Michael Helmrath. Naukowcy przekształcali w iPSC komórki skóry i krwi. Następnie umieszczali je w specjalnym koktajlu molekularnym. W eksperymentach wykorzystano myszy zmodyfikowane genetycznie w taki sposób, by ich układ odpornościowy nie odrzucał ludzkiej tkanki. Po przymocowaniu do nerek komórki rosły i namnażały się. Każda z badanych myszy wytwarzała duże ilości w pełni funkcjonalnej tkanki jelit. Błona śluzowa zawiera zróżnicowane komórki i stale się odnawia dzięki namnażaniu komórek macierzystych. Dodatkowo błona śluzowa wykształca właściwości absorpcyjne i trawienne, czego nie można zaobserwować w hodowlach. Co istotne, rozwija się też mięśniówka jelit. Autorzy raportu z pisma Nature Medicine zaznaczają, że wykorzystanie tkanki pozyskanej z własnych iPSC eliminuje konieczność podawania przez całe życie leków immunosupresyjnych. O ile, wg nich, minie jeszcze sporo lat, nim po badaniach translacyjnych metoda znajdzie zastosowanie kliniczne, o tyle w międzyczasie uzyskane wyniki powinny przyspieszyć prace nad lekami. Organoidy z laboratorium mogą bowiem w dużej mierze zastąpić testy na zwierzętach. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...