Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37610
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na Wydziale Inżynierii i Nauk Stosowanych University of Columbia powstało niewielkie tanie urządzenie, które pozwala na szybkie diagnozowanie osób zarażonych HIV i syfilisem. Wystarczy iPhone, wspomniane urządzenie, kropla krwi i po 15 minutach otrzymujemy wynik. Urządzenie czerpie energię z podłączonego doń telefonu i na telefon wysyła dane, które odpowiednia aplikacja interpretuje i wyświetla wyniki badania. Nowe urządzenie przetestowano na niemal 100 pacjentach w Rwandzie, gdzie prowadzono program mający zmniejszać liczbę matek, które przekazują choroby swoim dzieciom. Urządzenie jest na tyle proste w obsłudze, że pracownikom opieki zdrowotnej wystarczył 30-minutowy trening. Mimo konieczności stosowania smartfona, nowe urządzenie to olbrzymia szansa na poprawienie sytuacji zdrowotnej w krajach rozwijających się. Obecnie jednym z najpowszechniej stosowanych testów w badaniach diagnostycznych jest ELISA (test immunoenzymatyczny). Trzeba jednak zainwestować w niego nawet 20 000 dolarów i wymaga stałego pomieszczenia. Do prostych zadań, jak wspomniane powyżej diagnozowanie syfilisu i HIV wystarczy, jak się okazuje, niewielkie podłączane do iPhone'a urządzenie, którego koszt produkcji wynosi około 34 dolary. « powrót do artykułu
  2. Toshiba i SK Hynix podpisały umowę o współpracy przy rozwijaniu technik litografii wykorzystujących proces nanostemplowania (NIL – nano imprint lithography). Inżynierowie obu przedsiębiorstw będą wspólnie od kwietnia bieżącego roku pracowali w laboratoriach Toshiby w Yokohama Complex. Firmy chcą wdrożyć NIL w praktyce już w 2017 roku. Toshiba już od jakiegoś czasu współpracuje nad NIL z firmami dostarczającymi odpowiedni sprzęt i materiały, opracowując metody integracji technologii NIL z obecnie wykorzystywanymi technologiami pracy z półprzewodnikami. Współpraca z SK Hynix ma na celu przełożenie dotychczasowych badań na zastosowania w produkcji oraz obniżenie kosztów ponoszonych przez Toshibę. NIL to jedno z rozwiązań, które w przyszłości mogą zastąpić obecnie stosowaną fotolitografię. Fotolitografia korzysta z laserów i masek, dzięki którym na krzem nanosi się odpowiednie wzory będące podstawą do dalszej integracji podzespołów na układzie scalonym. NIL pozwala na bezpośrednie przenoszenie tych wzorów poprzez odbicie ich na podłożu. Jest to technologia bardziej precyzyjna, umożliwiająca większą miniaturyzację niż fotolitografia. Toshiba rozwija jednocześnie technikę litografii EUV. « powrót do artykułu
  3. Astronomowie z Australian National University (ANU) twierdzą, że wokół przeciętnej gwiazdy krążą dwie planety znajdujące się ekosferze. Jeśli mają rację, to w samej tylko Drodze Mlecznej warunki odpowiednie do istnienia życia mogą istnieć na setkach miliardów planet. Do zaistnienia życia konieczne jest spełnienie wielu warunków i wiemy, że istnieje wiele miejsc, gdzie mogłoby się ono pojawić - mówi jeden z autorów badań, profesor Charley Lineweaver. Jednak wszechświat nie jest pełen obcych o inteligencji podobnej do ludzkiej, którzy byliby w stanie budować teleskopy i pojazdy kosmiczne. Gdyby tak było, to już byśmy ich zauważyli lub odebrali od nich jakieś sygnały. Być może istnieją nieznane nam jeszcze przeszkody, uniemożliwiające rozwój życia na wielu nadających się do tego planetach. A może inteligentne cywilizacje ewoluują i ulegają samozagładzie - stwierdza uczony. Australijczycy do oceny liczby planet znajdujących się w ekosferze gwiazd wykorzystali regułę Titiusa-Bode oraz dane z Telekopu Kelpera. « powrót do artykułu
  4. U myśliwych-zbieraczy prawie nie występowały nieprawidłowy zgryz i stłoczenia. Zjawisko stało się powszechne dopiero ok. 12 tys. lat temu u pierwszych rolników z południowo-zachodniej Azji. Międzynarodowy zespół przeanalizował żuchwy i wymiary koron zębów 292 archeologicznych szkieletów z Lewantu, Anatolii oraz Europy sprzed 28-6 tys. lat. Za Günterem Bräuerem mierzono 9 wymiarów, w tym wysokość i szerokość gałęzi czy szerokość kątową żuchwy. Bazując na morfologii żuchwy, naukowcy wskazali na oczywiste różnice między 1) europejskimi myśliwymi-zbieraczami, 2) półosiadłymi myśliwymi-zbieraczami i przejściowymi rolnikami z Bliskiego Wschodu i Anatolii oraz 3) europejskimi rolnikami. Nasze analizy pokazują, że żuchwy pierwszych rolników świata z Lewantu nie są po prostu pomniejszonymi wersjami żuchw przodków zajmujących się myślistwem i zbieractwem. Przeszły one [...] złożoną serię zmian kształtu - opowiada prof. Ron Pinhasi z University College Dublin (UCD). W populacji myśliwych-zbieraczy występowała korelacja między formą żuchwy i wymiarami zębów. W pozostałych grupach jej nie było. Akademicy z UCD, Izraelskiej Służby Starożytności, Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku podejrzewają, że może to mieć związek ze zmianami dietetycznymi. Dieta myśliwych-zbieraczy bazowała na twardych pokarmach, takich jak surowe warzywa i mięso, podczas gdy postawą wyżywienia osiadłych rolników były miękkie (ugotowane) produkty, np. zboża i warzywa. Przy przetworzonych pokarmach nie trzeba było tyle żuć, co doprowadziło do zmniejszenia żuchwy. Równolegle nie zaszła jednak odpowiednia zmiana w wymiarach zębów. Brak wystarczającej ilości miejsca skutkował wadami zgryzu i stłoczeniami. Warto dodać, że we współczesnych populacjach wady zgryzu/stłoczenia występują u ok. 1 na 5 osób. « powrót do artykułu
  5. Gdy pewnego dnia Zoe Butler otworzyła puszkę tuńczyka, poza spodziewaną zawartością znalazła w niej także dwoje oczu. Wg Staurta Hine'a z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, należały one do Cymothoa exigua albo innego podobnego pasożyta, który atakuje język, dostając się do jamy gębowej ryby przez skrzela. Naukowiec dodaje, że do dokładniejszej identyfikacji przydałby się sam pancerzowiec. Dr Hany Elsheikha, specjalista ds. parazytologii weterynaryjnej z Uniwersytetu w Nottingham, ma jednak swoją koncepcję i uważa, że to młodociana forma kraba. Kiedy Brytyjka opublikowała zdjęcie tuńczyka na Twitterze, rozpętała się burza (dyskusję na ten temat można prześledzić pod hasztagiem #tunagate). W ten sposób do pancerzowca i kraba dołączyły inne typy; wymieniano m.in. rozdymkę, kijankę czy widłonoga. Po zerwaniu wieczka zobaczyłam fioletową grudkę, która wyglądała na [...] jelito. Obróciłam ją i pchnęłam widelcem, a wtedy zobaczyłam [głowę i] dwoje oczu. Po spodem znajdował się kolczasty ogonek [...] - opowiada kobieta. Butler nie poprzestała na zawiadomieniu mediów społecznościowych. Wysłała też zdjęcie producentowi, który szybko przeprosił. « powrót do artykułu
  6. Odpowiedź jądra migdałowatego na złe bądź przerażające twarze pozwala stwierdzić, u kogo pod wpływem stresu może się w przyszłości rozwinąć depresja bądź zaburzenie lękowe. W artykule opublikowanym na łamach pisma Neuron badacze z Duke University wskazują na korelację między reakcją mózgu studentów na zdjęcia twarzy a ich zdolnością do radzenia sobie w przyszłości z rozstaniami, chorobą, śmiercią członka rodziny czy problemami finansowymi. Odkryliśmy, że większa reakcja jądra migdałowatego poprzedzała bardziej nasilone objawy depresji i lęku w odpowiedzi na stres rok do czterech lat później - wyjaśnia dr Johnna Swartz. Najpierw naukowcy mierzyli w ramach funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) aktywność amygdala 750 studentów w wieku 18-22 lat, którzy na początku studium nie chorowali na depresję czy zaburzenia lękowe. Później co trzy miesiące ochotnikom wysyłano maila i proszono o wypełnienie w Sieci krótkiego kwestionariusza nt. obecnego nastroju i stresujących wydarzeń życiowych. Dysponując danymi podłużnymi sporej liczby osób, akademicy zidentyfikowali marker ryzyka rozwoju zaburzeń psychicznych. Wiadomo, że przyszłe terapie i metody zapobiegania powinny się koncentrować na obniżeniu aktywności ciała migdałowatego. W ramach kolejnych badań trzeba będzie wskazać czynniki genetyczne czy środowiskowe, które przyczyniają się do wzmożonej aktywności amygdala. Wtedy osoby z grupy podwyższonego ryzyka można by identyfikować za pomocą testów. Taniej jest pobrać próbkę śliny i przyjrzeć się czyjemuś DNA niż wykonywać skan fMRI. Przewidywanie, u kogo rozwinie się depresja czy zaburzenie lękowe, nie idzie nam zbyt dobrze. Znamy kilka ważnych czynników ryzyka; wiemy np., że należą do nich maltretowanie w dzieciństwie, rodzinna historia chorób psychicznych i stresujące wydarzenia życiowe, ale choć doświadcza ich wiele osób, tylko pewna podgrupa zareaguje problemami psychicznymi. Wyniki Swartz sugerują, że podwyższona aktywność ciała migdałowatego występuje na długo przed objawami choroby. Fakt, że możemy dostrzec ten związek rok, dwa, a nawet trzy lata wcześniej [w dodatku po zaledwie jednym pomiarze funkcji mózgu], jest dość zaskakujący, bo w takim czasie sporo się wydarza [...]. « powrót do artykułu
  7. Stany Zjednoczone, w przeliczeniu na mieszkańca, wydają najwięcej na świecie pieniędzy na opiekę zdrowotną. Mimo, że jest ona na wysokim poziomie, to od wielu lat trwają spory o to, czy Amerykanie nie przepłacają i czy takich samych efektów nie można uzyskać taniej. Ekonomista z MIT-u, profesor Joseph Doyle i jego zespół przeprowadzili analizy, z których wynika, że w przypadku medycyny ratunkowej większe wydatki rzeczywiście oznaczają większe korzyści. Sądzimy, że na pytanie czy wyższe wydatki na medycynę ratunkową oznaczają lepsze wyniki, odpowiedź brzmi: tak. Stwierdziliśmy, że w szpitalach, w których wydaje się więcej pieniędzy mamy do czynienia ze znacznie mniejszą śmiertelnością, niż w szpitalach wydających mało pieniędzy - stwierdził uczony. Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące pacjentów objętych państwowym ubezpieczeniem zdrowotnym Medicare. Okazało się, że zwiększenie wydatków na medycynę ratunkową o 1 odchylenie standardowe powyżej średniej skutkuje 10% spadkiem śmiertelności. Na potrzeby analiz wykorzystano wieloletnie dane pogotowia ratunkowego ze stanu Nowy Jork. Uczeni badali losy pacjentów, którzy zostali przez pogotowie przywiezieni do szpitali. Jako, że w stanie istnieją szpitale zapewniające opiekę na bardzo różnym poziomie możliwe było porównanie śmiertelności pacjentów z wydatkami szpitali. Wnioski takie wydają się logiczne, jednak nie są oczywiste. W przeszłości pojawiały się, wielokrotnie cytowane, wyniki badań sugerujących, że wyższe wydatki niekoniecznie są powiązane z lepszymi wynikami. Zdaniem Doyle'a, związek taki istnieje, przynajmniej w przypadku medycyny ratunkowej. Uczony mówi, że nawet jeśli ktoś nie wierzy w uzyskane przezeń wyniki, to powinien co najmniej ostrożnie podchodzić do wyników im przeczących. Doyle wraz z profesorami Johnem Gravesem z Wydziału Medycyny Vanderbilt University, Jonathanem Gruberem, ekonomistą z MIT-u i Samuelem Kleinerem, ekonomistą z Cornell University, mieli do dyspozycji bardzo bogatą bazę danych. W stanie Nowy Jork działają liczne prywatne firmy pogotowia ratunkowego. Ludzie zamieszkujący tę samą okolicę mogą więc trafić do różnych szpitali. Naukowcy przyjrzeli się 29 typom różnych nagłych zachorowań, które wystąpiły wśród 40 społeczności. Dzięki tej różnorodności dysponowali dostatecznie dużą losową próbą, która pozwoliła na wysnucie odpowiednich wniosków. Wielu poprzednim badaniom brakowało właśnie tej różnorodności przypadków. Na podstawie badań Dolye i jego koledzy uznali, że jeśli chcemy szukać oszczędności w opiece zdrowotnej w USA – a obywatele tego kraju wydają na nią aż 18% PKB – to możemy stwierdzić, że w medycynie ratunkowej środki nie są marnowane. « powrót do artykułu
  8. Kobieta wyleczona z nawracającego zakażenia Clostridium difficile za pomocą przeszczepu fekalnego od dawczyni z nadwagą zaczęła później szybko przybierać na wadze i stała się otyła. Przeszczep mikroflory kałowej (ang. fecal microbiota transplant, FMT) to obiecująca metoda leczenia nawracających zakażeń C. difficile, ale raport opublikowany w Open Forum Infectious Diseases pokazuje, że należy unikać dawców z nadwagą/otyłością. Przed zabiegiem, który przeprowadzono w 2011 r. na drodze kolonoskopii, waga 32-letniej wówczas kobiety utrzymywała się na stałym poziomie ok. 62 kg, a wskaźnik masy ciała (BMI) wynosił 26. Co istotne, jej waga zawsze była prawidłowa. Dawczynią do FMT była nastoletnia córka pacjentki, całkowicie zdrowa mimo nadwagi. Po 16 miesiącach od przeszczepu kobieta ważyła już 77 kg, a BMI wzrosło do 33. Przyrost wagi utrzymał się mimo wdrożenia nadzorowanej przez lekarzy płynnej diety białkowej i programu ćwiczeń. Po nieudanych próbach odchudzania 3 lata od FMT pacjentka ważyła 177 funtów (80,2 kg), a BMI sięgnęło 34,5. Kobieta pozostaje otyła do dziś. Zastanawiamy się, czy coś znajdowało się w samym materiale do przeszczepu, czy też raczej [z jakiegoś powodu] przeniesione 'dobre' bakterie wpłynęły w negatywny sposób na metabolizm chorej - opowiada dr Colleen R. Kelly z Brown University. Związek między mikroflorą jelit i wagą potwierdzają wcześniejsze badania na zwierzętach, które wykazały, że przeszczepienie bakterii przewodu pokarmowego otyłych myszy osobnikom z normalną wagą skutkuje znaczącym wzrostem otłuszczenia. Kelly i Neha Alang z Newport Hospital dodają, że opisując przypadek trzydziestokilkulatki, należy wspomnieć o paru sprawach. Poza C. difficile kobieta zmagała się np. z zakażeniem Helicobater pylori; przeszła z tego powodu kilka cykli antybiotykoterapii. Innymi czynnikami, które wg pań, potencjalnie mogły wpłynąć na przyrost wagi, są czynniki genetyczne, starzenie czy stres związany z chorobą. Należy jednak pamiętać, że wcześniej pacjentka nie miała nigdy problemów z wagą. « powrót do artykułu
  9. Amerykańscy prawodawcy tym razem postanowili chronić prywatność obywateli przed zakusami rządu. Poprawka do ustawy sprzed 30 lat ma uniemożliwić organom ścigania odczytywanie e-maili bez zgody sądu. Ustawa ECPA (Electronic Communications Privacy Act) została uchwalona w 1986 roku i obecnie, na jej podstawie, agendy rządowe twierdzą, że mają prawo dostępu do e-maili starszych niż 180 dni. Z ustawy tej można bowiem wnioskować, że jeśli korespondencja – w tym wypadku e-mail – znajduje się na serwerze strony trzeciej przez ponad 180 dni, to jest korespondencją 'porzuconą'. Dlatego też organa ścigania stosunkowo łatwo, na podstawie samego zaświadczenia, że dostęp do takiej korespondencji jest potrzebny podczas śledztwa, mogą uzyskać od dostawcy poczty wgląd w starsze e-maile. Teraz do Izby Reprezentantów i Senatu trafiła poprawka „Electronic Communications Privacy Act Amendements Act of 2015” poparta przez kilkuset parlamentarzystów z obu partii. Przewiduje ona, że aby otrzymać dostęp do e-maili i innych usług komunikacyjnych starszych niż 180 dni, konieczne jest uzyskanie nakazu sądu. Co więcej, rząd i jego przedstawiciele mają obowiązek zawiadomienia osoby, do której konta uzyskano dostęp, dostarczenia jej kopii nakazu sądowego i poinformowania o uzyskanych informacjach. Powiadomienia takie należy wystawić w ciągu 3-10 dni roboczych, chyba, że sąd zgodzi się na wydłużenie tego terminu. Dostawcy internetowych usług telekomunikacyjnych od kilku lat prowadzą spory z amerykańskim rządem i starają się o uchwalenie przepisów lepiej chroniących prywatność obywateli. « powrót do artykułu
  10. Microsoft udostępnił wersje Preview Worda, Excela i PowerPointa dla Windows 10. Programy mogą być instalowane na komputerach z Windows 10 Technical Preview. W ciągu najbliższych tygodni w ręce użytkowników trafią też wersje wspomnianych programów dla telefonów komórkowych. Oprogramowanie, zwane Universal Apps, można pobrać z Windows Store. Zostało ono przystosowane do pracy z wyświetlaczami dotykowymi. Office for Windows 10 będzie standardowo instalowany na smartfonach i małych tabletach z najnowszym systemem operacyjnym Microsoftu. Posiadacze laptopów, pecetów czy większych tabletów będą musieli samodzielnie zainstalować pakiet biurowy z Windows Store. W pakiecie, oprócz Worda, Excela i PowerPointa znajdziemy też OneNote i Outlook. Analitycy przewidują, że w związku z tym, iż Windows 10 będzie bezpłatny dla wszystkich posiadaczy systemów Windows 7 i Windows 8.1 (z wyjątkiem edycji Enterprise), w ciągu roku użytkownicy mogą zainstalować nawet 350 milionów kopii. « powrót do artykułu
  11. Od tysięcy lat alkohol stanowi istotną część kultury człowieka. Jest i był używany zarówno podczas obrzędów religijnych, spotkań towarzyskich, jak i zabiegów medycznych. Dlaczego jednak ta trucizna stała się najbardziej rozpowszechnionym środkiem odurzającym używanym przez człowieka? Nowe badania dowodzą, że już przed 10 milionami lat wspólny przodek szympansa, goryla i człowieka mógł trawić alkohol. To oznacza, że alkohol był częścią diety na miliony lat wcześniej, zanim ludzie nauczyli się go wytwarzać. Niewykluczone, że pozwolił na pojawienie się i przetrwanie naszego gatunku. Pojawienie się zdolności do trawienia różnych pokarmów pozwala na korzystanie z nowych źródeł pożywienia. I tak, jak około 7500 lat temu nabyliśmy możliwość trawienia laktozy, dzięki czemu mleko stało się jednym ze źródeł pożywienia, tak zdolność do strawienia alkoholu pozwalała naszym przodkom jeść przejrzałe owoce, które spadły z drzewa i sfermentowały. Jako że niewiele zwierząt toleruje alkohol, owoce takie stały się bogatym źródłem pożywienia, o które nie było konkurencji. To mogło być też jedną z przyczyn, dla których człowiek zszedł z drzewa. Podczas najnowszych badań naukowcy skupili się na enzymie ADH4, który odgrywa ważną rolę w blokowaniu przedostawania się alkoholu do krwiobiegu. AHD4 obecne w organizmie szympansów, goryli i ludzi jest 40-krotnie bardziej skuteczne niż jego forma znajdowana u innych gatunków. ADH4 pozwala też na trawienie roślin produkujących związki odstraszające zwierzęta. Okazało się jednak, że w parze z możliwością trawienia alkoholu idzie zmniejszona zdolność do trawienia wielu innych związków chemicznych. To oznacza, że żywność zawierająca alkohol była dla naszych przodków ważniejsza niż inne rodzaje żywności. Enzym ADH4 odpowiada też za kaca. Wraz z podobnymi mu enzymami rozkłada alkohol do aldehydu octowego, którego obecność w organizmie objawia się m.in. bólem głowy. « powrót do artykułu
  12. V KOPERNIKAŃSKIE SYMPOZJUM STUDENTÓW NAUK PRZYRODNICZYCH I TORUŃSKIE SYPOZJUM DOKTORANTÓW NAUK PRZYRODNICZYCH Kopernikańskie Sympozjum Studentów Nauk Przyrodniczych (KSSNP) jest wydarzeniem o kilkuletniej tradycji. Co roku wczesną wiosną w Toruniu spotykają się młodzi, aktywni ludzie, którzy reprezentują odległe, a zarazem tak bliskie dziedziny nauki - od biologii molekularnej, przez medycynę, biotechnologię, biologię środowiskową, geografię, chemię, po fizykę i nauki typowo techniczne. W tym roku po raz pierwszy KSSNP połączone jest z Toruńskim Sympozjum Doktorantów Nauk Przyrodniczych (TSDNP). V KSSNP oraz I TSDNP to wspólne przedsięwzięcie Kół Naukowych Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska oraz Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, odbywające się pod patronatem dziekanów obu wydziałów: Prof. dr. hab. Wiesława Kozaka oraz Prof. dr. hab. Wojciecha Wysoty. Głównym zadaniem, jakie postawili przed sobą organizatorzy tej konferencji, jest promowanie dzięki wymianie myśli między akademicką społecznością młodych naukowców interdyscyplinarnego podejścia do badań. Niejednokrotnie KSSNP jest miejscem, w którym młodzi badacze stawiają swoje pierwsze kroki w wielkim świecie nauki i poszerzają horyzonty myślowe. To właśnie tutaj wygłaszają swoje pierwsze konferencyjne prelekcje, prezentują pierwsze postery. Ważne, by miało to miejsce w przyjaznej atmosferze, bo nauka nie zawsze musi boleć W tym roku w dniach 20-22 marca uczestnicy mogą wziąć udział w dziesięciu sesjach wystąpień oraz prezentacji posterowych z zakresu mikrobiologii, biologii medycznej i nowotworzenia, biologii molekularnej, genetyki, biologii komórki, aplikacyjnego zastosowania nauki, nanotechnologii, ekologii, leśnictwa, geografii społeczno–ekonomicznej, geografii fizycznej, geoinformacji oraz chemii; w programie są także wykłady plenarne. Szczegółowe informacje są dostępne na stronie internetowej wydarzenia: www.sympozjum.umk.pl. « powrót do artykułu
  13. U 14-letniego chłopca z Meksyku występuje tak silny lęk przed dorastaniem, że podjął on wiele różnych kroków, by ukryć bądź zahamować ten proces. W artykule na jego temat z Case Reports in Psychiatry wymieniono m.in. ograniczanie spożycia pokarmu czy zmienianie głosu. Fobia rozpoczęła się, gdy chłopiec miał 11 lat. Meksykanin dowiedział się wtedy, że składniki odżywcze w pokarmach mogą spowodować, że urośnie. Zaczął wtedy mniej jeść i schudł ponad 12 kg. Garbiąc się, chciał ukryć wzrost, a mówienie wyższym głosem miało sugerować jego dziecięcość. Za każdym razem, gdy zauważa zmianę fizyczną wskazującą na dorastanie, odczuwa tak silny lęk, że rozważa liczne operacje plastyczne, które by to maskowały. Wierzy także, że osiągnięcie dorosłości podniesie ryzyko zachorowania i śmierci, co go bardzo przytłacza. Matka także traktuje chłopca, jakby był młodszy, niż jest: śpiewa mu kołysanki i wybiera, w co syn się ubierze. Ponieważ terapia psychologiczna sprzed paru lat nie odniosła skutku, chłopca skierowano na leczenie na Universidad Autónoma de Nuevo León (UANL). Tamtejsi specjaliści zdiagnozowali geraskofobię, czyli lęk przed starzeniem się. Autorzy studium twierdzą, że wcześniej opisano tylko dwa przypadki tej fobii, oba u dorosłych. Poszukując przyczyny rozwinięcia fobii, naukowcy wskazują na lęk separacyjny w wieku 5 lat i molestowanie seksualne przez sąsiada rok później. Istotna jest też przemoc ze strony rówieśników; w szóstej klasie takie incydenty zdarzały się 2-3 razy w tygodniu. W szpitalu chłopcu podawano przeciwdepresyjną fluoksetynę. Przeszedł także terapię indywidualną i rodzinną. Dzięki temu zaczął się prostować, mówić normalnym głosem i przytył 6 kg. Co ważne, potrafi sobie wyobrazić siebie w przyszłości jako aktora i podoba mu się ta wizja. Nadal boi się jednak dwóch rzeczy związanych z dorosłością: zaangażowania i odpowiedzialności. Psychiatrzy komentujący publikację wspominają, że po zapoznaniu się z przypadkiem przyszły im także do głowy skojarzenia z dysmorfofobią oraz zespołem dezaprobaty płci. « powrót do artykułu
  14. Włosko-amerykańskiemu zespołowi naukowców udało się zbudować pierwszy tranzystor z silicenu. Materiał ten to alotropowa, jednoatomowa odmiana krzemu, tworząca pofałdowaną warstwę przypominającą plaster miodu. Przed ośmiu laty fizyk Lok Lew Yan Voon opublikował wyniki swoich teoretycznych rozważań dotyczących zastosowania silicenu w elektronice. Od tamtej pory naukowcy z całego świata próbowali stworzyć silicen i go wykorzystać. Problem w tym, że silicen jest bardzo trudno uzyskać, a jeszcze trudniej się z nim pracuje. Dlatego też dopiero po latach badań odnotowano pierwszy duży sukces. Uczonym nie tylko udało się wytworzyć silicen, ale znaleźli też sposób na zbudowanie zeń tranzystorów. Silicen był hodowany na podłożu ze srebra, na którym umieszczono tlenek glinu. Po wyhodowaniu silicenu całość umieszczono na plastrze dwutlenku krzemu. Z warstw srebra stworzono połączenia, dzięki czemu powstał tranzystor. Naukowcy informują, że dotychczasowe testy wykazały, iż całość pracuje stabilnie w próżni, udało się też potwierdzić teoretycznie przewidziane właściwości silicenu. Jest jednak zbyt wcześnie by stwierdzić, czy proces technologiczny użyty w laboratorium uda się przenieść do zastosowań komeryjnych. Jeśli tak, to – jak wierzą uczeni – silicen będzie łatwiejszy do stosowania w elektronice niż grafen, gdyż obecnie wykorzystujemy techniki oparte na krzemie. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Australijskiego Instytutu Nauk o Morzu i Hawajskiego Instytutu Biologii Morskiej badają, czy ewolucja wspomagana (ang. assisted evolution, AE) może pomóc koralowcom z Wielkiej Rafy Koralowej lepiej przystosować się do zmiany klimatu. Ewolucja wspomagana to przyspieszenie naturalnie występujących procesów ewolucyjnych; generalnie chodzi o wzmocnienie pewnych cech. Różne formy AE są szeroko stosowane do ulepszania gatunków komercyjnych, w tym roślin uprawnych, drzew czy bydła. AE obejmuje hodowlę selektywną, a ostatnio także manipulowanie społecznościami bakteryjnymi związanymi z roślinami i zwierzętami - wyjaśnia dr Madeleine van Oppen. Zamierzamy ocenić skuteczność i wykonalność 4 podejść [...], które miałyby wzmocnić tolerancję na stres środowiskowy u koralowców. W ciągu ostatnich paru lat przeprowadziliśmy pewne pilotażowe badania, ale studium nadal znajduje się w powijakach - dodaje. W symulatorze morza w Townsville tuż przed wyrzutem gamet do wody wybrano różne koralowce i skrzyżowano je za pomocą in vitro. Naukowcy wyhodowali larwy, a następnie osadzili je na podłożu i dalej obserwowali rozwój. Koralowce z centralnej części Wielkiej Rafy skojarzono z koralowcami z chłodniejszych rejonów z południa. W ten sposób sprawdzano, czy hybrydy będą bardziej odporne na wyższe temperatury. Australijsko-amerykański zespół oceniał również, czy można tak zmienić społeczności bakteryjne żyjące w tkankach koralowców, by te ostatnie lepiej przystosowywały się do zmiany klimatu. Wg van Oppen, możemy wytworzyć różnorodność genetyczną i nowe cechy, a później pozwolić działać doborowi naturalnemu. Koncepcja opiera się na dziesięcioleciach badań dwóch zespołów, które ujawniły mechanizmy adaptacji i aklimatyzacji u koralowców. Duże znaczenie miały też obserwacje poczynione na terenie Indo-Pacyfiku; naukowcy wykazali, że koralowce naturalnie przystosowują się do obszarów z podwyższoną temperaturą, a pewne koralowce coraz lepiej tolerują blaknięcie. Takie spostrzeżenia pokazują, że we właściwych warunkach aklimatyzacja może zachodzić w stosunkowo krótkim czasie - podkreśla dr Ruth Gates z Uniwersytetu Hawajskiego. Van Oppen ma nadzieję, że rozwijaniu technik AE w ciągu kolejnych 5-10 lat towarzyszyć będzie dyskusja nt. zastosowania bardziej odpornych form z organizacjami naukowymi, władzami ustawodawczymi, menedżerami raf i społeczeństwem. To będzie wymagało pieczołowitej oceny ryzyk ekologicznych, a także rozważenia konsekwencji etycznych i socjoekonomicznych. « powrót do artykułu
  16. Europejska Agencja Kosmiczna zrezygnowała z planu poszukiwania lądownika Philae przez sondę Rosetta. W najbliższym czasie nie należy spodziewać się przelotów Rosetty poświęconych poszukiwaniu Philae. Przed trzema miesiącami ESA odebrała ostatni sygnał W ubiegłym miesiącu wśród naukowców pojawiła się nadzieja, że towarzysząca komecie 67P/Czuriumow-Gierasimienko sonda Rosetta wykona serię manewrów, które być może pozwoliłyby zlokalizować Philae i stwierdzić, czy uda się ponownie uruchomić lądownik. Mimo, że ESA nie ma zamiaru na razie szukać Philae, pozostaje iskierka nadziei. Być może podczas jednego ze swoich planowanych przelotów Rosetta znajdzie się w pobliżu prawdopodobnego miejsca lądowania Philae i zauważy próbnik. Fred Jansen, menedżer misji Rosetta, mówi, że specjalny przelot w poszukiwaniu Philae mógłby odbyć się ewentualnie w przyszłym roku. Jansen wyjaśnia, że wykonanie takiego przelotu jest trudne, skomplikowane i ryzykowne dla samej Rosetty. Ponadto nie ma żadnej gwarancji, że sonda przeleciałaby nad miejscem prawdopodobnego lądowania Philae. Dotychczasowe analizy wykazały, że Philae może znajdować się na terenie o powierzchni 4000 metrów kwadratowych. Miejsce lądowania ograniczono do obszaru 200x20 metrów. Z wysokości 18 kilometrów, na jakiej znajduje się Rosetta obraz Philae zajmowałby 3 piksele. Lądownik znajduje się prawdopodobnie w cieniu klifu, nie otrzymuje więc energii ze słońca. Specjaliści mają nadzieję, że w miarę zbliżania się komety do Słońca sytuacja ulegnie zmianie i w panele słoneczne Philae trafią promienie naszej gwiazdy. Wówczas lądownik mógłby przesłać do Rosetty sygnał określający jego pozycję. ESA informuje, że jeśli Philae nie został uszkodzony przez niskie temperatury, to może przebudzić się nie wcześniej niż pod koniec marca. Jednak bardziej prawdopodobne jest, że pierwsze promienie słoneczne trafią weń w maju lub czerwcu. « powrót do artykułu
  17. Kwaśne deszcze padające w czasie wymierania permskiego sprawiały, że okresowo gleba była tak kwaśna jak sok cytrynowy. Naukowcy doszli do tego wniosku, badając zawartość waniliny w skałach sprzed ok. 250 mln lat. Związek ten powstaje m.in. podczas rozkładu drewna. Normalnie bakterie glebowe przekształcają go w kwas wanilinowy, ale kwaśne środowisko hamuje proces. Zespół prof. Marka Sephtona z Imperial College London zauważył, że stosunek kwasu wanilinowego do waniliny w skałach wskazuje, że poziom kwasowości gleby pod koniec permu zbliżał się do octu lub soku cytrynowego. Jak podkreśla Brytyjczyk, do odtworzenia przebiegu wydarzeń wykorzystano metody ze współczesnego przemysłu spożywczego. Podczas wymierania permskiego dochodziło do masywnych erupcji wulkanicznych. Symulacje komputerowe 3D sugerowały, że w wyniku wyrzucania do atmosfery gazów padały kwaśne deszcze, które zabiły rośliny lądowe, prowadząc do rozpadu łańcuchów pokarmowych. Teraz zdobyto bezpośredni dowód owego zakwaszenia. Z nowo uzyskaną wiedzą możemy spojrzeć na wymieranie permskie jak na miejsce zbrodni i [próbować] rozpoznać chemiczne ślady zabójczego narzędzia. Wiele wskazuje na to, że kwaśne deszcze zniszczyły lasy Pangei, uwalniając z butwiejącego drewna wanilinę. Kwaśne gleby nie pozwoliły bakteriom przekształcić waniliny w kwas wanilinowy, a przez erozję oba związki były wymywane do płytkich wód. Zgromadzone dowody sugerują, że zakwaszenie gleby nie odbyło się jednorazowo, trzeba raczej mówić o serii czy pulsach kwaśnego deszczu. W ramach studium autorzy raportu z pisma Geology badali osady morskie sprzed blisko 252 mln lat ze ściany klifu w pobliżu miejscowości Vigo Meano w południowych Alpach. Kolejnym etapem mają być badania skał z pozostałych rejonów świata, ale wg Sephtona znalezienie innych lokalizacji z tak dobrze zachowaną materią organiczną może być wyzwaniem. « powrót do artykułu
  18. Z pisma Interface, wydawanego przez Royal Society, dowiadujemy się, że 'robot-naukowiec' Eve może przyspieszyć prace nad nowymi lekami. Podczas testów robot Eve samodzielnie doszedł do wniosku, że pewien związek, mający właściwości antynowotworowe, może być też używany do zwalczania malarii. „Robot-naukowiec” jest w stanie samodzielnie opracować i przetestować hipotezę, przeprowadzić badania laboratoryjne, zinterpretować wyniki, poprawić hipotezę i ponownie przeprowadzić eksperymenty. Urządzenie takie może wielokrotnie powtarzać te same czynności, zapamiętywać ich wyniki, udoskonalać się, dążąc do osiągnięcia pożądanego rezultatu. W 2009 roku uczeni z uniwersytetów w Aberystwyth i Cambridge stworzyli Adama. Był to pierwsza maszyna, która samodzielnie dochodziła do własnych wniosków naukowych. Teraz ci sami uczeni zbudowali na University of Manchester Eve. Robot ma przyspieszyć prace nad nowymi lekami i zmniejszyć koszty ich opracowywania. Urządzenie takie może przynieść duże korzyści przede wszystkim krajom rozwijającym się. Miliony osób umierają w nich na choroby, na które nie opracowuje się lekarstw. Te lekceważone choroby to wielki problem ludzkości. Cierpią na nie setki milionów ludzi, a miliony umierają. Wiemy, co powoduje te choroby, zatem możemy, przynajmniej teoretycznie, zwalczyć powodujące je pasożyty. Jednak koszt związany z opracowaniem nowych leków i czas potrzebny na ich wynalezienie czynią całość mało atrakcyjnym ekonomicznie, zatem przemysł farmaceutyczny nie zajmuje się nimi - mówi profesor Steve Oliver z University of Cambridge. Eve korzysta z systemów sztucznej inteligencji i na podstawie wcześniejszych doświadczeń może z dużym prawdopodobieństwem wybrać związki, które mogą stać się podstawą przyszłych leków. Używamy inteligentnego systemu opartego na genetycznie zmodyfikowanych drożdżach. Dzięki niemu Eve może wyeliminować związki, które są toksyczne dla komórek i wybrać te, które blokują aktywność białka pasożyta, a jednocześnie nie niszczą białek odpowiadających białkom w organizmie człowieka. To obniża koszty, ryzyko pomyłek oraz skraca czas potrzebny do analizy różnych związków - dodaje naukowiec. « powrót do artykułu
  19. Tryptofan nasila skłonność do przekazywania pieniędzy. Aminokwas występuje m.in. w jajach, soi czy serze. Jego przemiany w organizmie prowadzą do uzyskania serotoniny, czyli hormonu szczęścia. Psycholodzy z Uniwersytetu w Lejdzie podali jednej 16-osobowej grupie sok pomarańczowy z tryptofanem, a drugiej placebo. Wszystkim ochotnikom za udział w studium wypłacono 10 euro. Dano im wolną rękę w kwestii przeznaczenia części nagrody na cele charytatywne; na stole ustawiono skarbonki 4 organizacji: Unicefu, Amnesty International, Greenpeace'u i WWF-u. Okazało się, że osoby, które spożyły tryptofan, dawały ponad 2-krotnie więcej pieniędzy niż przedstawiciele grupy placebo (0,47 vs. 1 EUR). Uzyskane wyniki stanowią poparcie dla stwierdzenia, że jesteśmy tym, co jemy; pokarmy mogą działać jak społeczny wzmacniacz, który modyfikuje sposoby radzenia sobie ze światem - przekonuje Laura Steenbergen. « powrót do artykułu
  20. Przez dziesięciolecia wycinanie lasów deszczowych było jednym z najpoważniejszych problemów środowiska naturalnego w skali globalnej. Jednak dzięki radykalnym działaniom władz Brazylii, problem znacznie się zmniejszył. Przykładem takich działań był np. nalot policji na rolników i drwali w Alta Foresta. W 2004 roku nielegalnie wycięli oni ponad 28 000 hektarów lasu. Rok później dokonano masowych aresztowań, a sprawców postawiono przed sądem. Kilka lat później brazylijski bank centralny sporządził listę 35 obszarów szczególnie zagrożonych wycinką. Mieszkający tam właściciele ziemscy, aby otrzymać kredyt, muszą udowodnić, że chronią lasy deszczowe. Brazylia prowadzi więc obecnie politykę znacząco różniącą się od tej sprzed 40 lat, kiedy to rząd federalny zachęcał do wycinania lasów. Nowa polityka odnosi skutek, w roku 2010 w Alta Foresta wycięto mniej niż 400 hektarów lasu. Tego typu działania spowodowały, że wpływ wycinki lasów deszczowych na zmiany klimatyczne zmniejszył się o niemal 25% w ciągu ostatnich dwóch dekad. Spadek jest tak duży, że obecnie do ocieplania się klimatu bardziej przyczynia się rolnictwo niż zanikanie lasów deszczowych. Ochrona lasów deszczowych jest wciąż jednym z ważniejszych zadań organizacji międzynarodowych, ale naukowcy coraz częściej zwracają więc uwagę, że należy przyłożyć większą wagę do zmian w rolnictwie. Obserwowany od dekady czy dwóch spadek tempa wylesiania do duży sukces - mówi profesor Rob Jackson z Uniwersytetu Stanforda. Przyczyniły się do niego radykalna polityka władz Brazylii, prowadzony przez ONZ program REDD (Reducing Emissions from Deforestation and Forest Degradation) oraz podobne projekty wdrożone w innych krajach. Eksperci, którzy dokonali oceny ilościowego wpływu różnych czynników na globalne ocieplenie, zauważyli, że lasy są często wycinane pod uprawy, zatem rolnictwo ma większy pośredni wpływ na klimat niż wylesianie. Oczywiście na ocieplanie klimatu najbardziej wpływa spalanie paliw kopalnych. Wpływ ten jest czterokrotnie większy niż wpływ wylesiania i rolnictwa łącznie. W raporcie zauważono też, że o ile dobrze chronimy lasy deszczowe, to, z punktu widzenia zmian klimatycznych, utraciliśmy niemal wszystkie korzyści związane z tą ochroną, gdyż rośnie zapotrzebowanie na żywność, szczególnie na mięso. Od 1990 roku ilość gazów cieplarnianych pochodzących z produkcji rolnej zwiększyła się o 13%. Głównym winowajcą są zwierzęta hodowlane. Wytwarzają one tak wiele metanu, odchodów i jedzą tak dużo produktów powstających za pomocą nawozów sztucznych, że wytwarzają 2/3 wszystkich zanieczyszczeń pochodzących z rolnictwa. Po wielu latach rozmów ludzkości udało się wdrożyć programy ochrony lasów deszczowych. Teraz przydatne okazują się podobne projekty dotyczące rolnictwa. Jednak wiele krajów rozwijających się w ogóle nie chce na ten temat rozmawiać. Na przykład Indie obawiają się, że ograniczenie działalności rolnej może spowodować niedobory żywności. Z obawami takimi nie zgadza się Doug Boucher, dyrektor ds. badań klimatu w Union of Concerned Scientists. Boucher mówi, że aby chronić klimat, nie trzeba zmniejszać produkcji. Duże znaczenie odegrałyby zmiany sposobów postępowania, takie jak zaprzestanie nadużywania nawozów sztucznych, większa dbałość o naturalną jakość ziemi rolnej czy zlewanie pól ryżowych wodą na krótszy czas. Olbrzymie znaczenie miałoby też namówienie konsumentów, by marnowali mniej żywności, szczególnie mięsa, czy zrezygnowali z wołowiny na rzecz drobiu. « powrót do artykułu
  21. Miliony smartfonów z Androidem zostały zarażonych adware'em. Eksperci odkryli, że w oficjalnym sklepie Google Play znajduje się wiele gier i innych programów instalujących oprogramowanie wyświetlające niechciane reklamy. Są wśród nich i takie, jak np. gra karciana Durka, które aktywują adware dopiero po miesiącu od instalacji. Gdy moduł adware zostanie aktywowany, użytkownik widzi na ekranie smartfonu ostrzeżenia mówiące o tym, że urządzenie zostało zainfekowane, korzysta z nieaktualnego oprogramowania lub znajduje się na nim pornografia. Adware proponuje też rozwiązanie rzekomego problemu. Gdy użytkownik wyrazi zgodę, aplikacja przekierowuje jego połączenie na witryny, które kradną dane i wysyłają SMS-y z telefonu ofiary. Eksperci z firmy Avast mówią, że twórcy i dystrybutorzy adware'u zarabiają na generowaniu ruchu do konkretnych aplikacji i sklepów z aplikacjami. Co gorsze, większość użytkowników nie będzie w stanie zidentyfikować źródła problemu i będzie musiała oglądać reklamy za każdym razem, gdy odblokują telefon, mówi Filip Chytry z Avasta. Jego zdaniem większość ludzi może skusić się na 'rozwiązania' proponowane przez adware i kupi niepotrzebne im i potencjalnie niebezpieczne oprogramowanie. « powrót do artykułu
  22. Po latach szybko rosnącej sprzedaży rynek mógł już nasycić się tabletami. Firma analityczna IDC informuje, że w IV kwartale 2014 roku sprzedaż tabletów spadła w porównaniu z IV kwartałem roku 2013. Aż czterech z pięciu największych sprzedawców tabletów zanotowało poważne spadki. W ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku sprzedano o 3,2% tabletów mniej niż rok wcześniej. Rynkowym liderem pozostaje Apple, którego urządzenia wybrało 28,1% klientów. Kwartalna sprzedaż firmy zmniejszyła się aż o 17,81%. Podobny spadek – o 18,4% - zanotował główny konkurent Apple'a Samsung. Lenovo, trzeci co do wielkości producent, jako jedyny zanotował wzrost i to o 9,1%. Poważnie zmniejszyła się sprzedaż urządzeń ASUSA. Tablety tej firmy znalazły o 24,9% nabywców mniej niż przed rokiem. O poważnych problemach na rynku może zaś mówić Amazon. W jego przypadków spadek sprzedaży sięgnął aż 69,9%. Powodów do narzekań nie powinni mieć pozostali producenci tabletów. Sprzedali oni łącznie o 36,2% takich urządzeń więcej niż rok wcześniej, a ich udział w rynku zwiększył się z 32,8 do 46,2%. « powrót do artykułu
  23. Międzynarodowy zespół naukowców odkrył bakterie siarkowe, które nie ewoluują od 2 mld lat. Paleontolodzy badali bakterie zachowane w skałach wód przybrzeżnych Australii Zachodniej (w tzw. formacji Duck Creek). Mają one ok. 1,8 mld lat. Autorzy artykułu z pisma PNAS ustalili, że są zasadniczo takie same, jak starsza o 500 mln lat skamieniała społeczność z tego samego regionu (Turee Creek Group). Co więcej, obu prehistorycznych zestawów nie da się odróżnić od współczesnych bakterii siarkowych, żyjących w mule u wybrzeży Chile. Wydaje się zdumiewające, że życie nie ewoluowało przez ponad 2 mld lat, a więc przez blisko połowę historii Ziemi - podkreśla prof. J. William Schopf z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Jak to wyjaśnić? Regułą biologii jest nieewoluowanie, chyba że środowisko fizyczne lub biologiczne się zmieni [...], a środowisko tych dobrze przystosowanych organizmów pozostało w dużej mierze takie samo przez circa 3 miliardy lat. Ewoluowanie bakterii w niezmiennym środowisku zadawałoby kłam naszej wiedzy, dlatego Schopf i inni uważają, że ich odkrycia stanowią dalsze potwierdzenie dla prac Darwina. To dokładnie pasuje do jego idei. Skamieniałości badane przez Schopfa mają pomóc w dokumentowaniu wpływu katastrofy tlenowej, do której doszło w paleoproterozoiku między 2,2 a 2,4 miliarda lat temu. Zdarzeniu towarzyszyło również znaczne zwiększenie poziomu metabolicznie użytecznych azotanów i siarczanów, co wg naukowców, umożliwiło bakteriom z mułu morskiego wzrost i namnażanie (w powstałych wtedy skałach osadowych odkryto najstarsze sulfuretum, czyli układy bakterii pozostających w zależności przestrzennej i metabolicznej). Badając zachowane w rogowcu zmineralizowane tkanki, Schopf zastosował wiele technik, w tym spektroskopię Ramana oraz mikroskopię konfokalną. « powrót do artykułu
  24. Zmniejszona grawitacja przyspiesza starzenie układu odpornościowego. Naukowcy odkryli, że u myszy dochodzi do zmian wytwarzania limfocytów B (zwanych też szpikozależnymi). Podobne zmiany obserwuje się u starszych gryzoni żyjących w ziemskich warunkach. Studium pokazuje, że model warunków lotu kosmicznego można wykorzystać nie tylko do testowania skuteczności cząsteczek poprawiających odpowiedź immunologiczną astronautów po misji, ale i starszych, przykutych do łóżka populacji na Ziemi. Model dałoby się też wykorzystać do zrozumienia związanych z wiekiem zmian dotyczących układu odpornościowego (immunosenescencji) - opowiada Jean-Pôl Frippiat z Université de Lorraine. Ponieważ loty kosmiczne wiążą się z osteoporozą, Francuzi sprawdzali, czy zmiany w mikrostrukturze kości wywołane przez odciążanie kończyn tylnych poprzez podwieszanie (ang. hindlimb unloading, HU) wpływają na dojrzewanie limfocytów B. Przyglądali się parametrom kości oraz częstości występowania wczesnych prekursorów hematopoezy (krwiotworzenia) i komórek z linii limfocytów B po 3, 6, 13 i 21 dniach HU. Okazało się, że niekorzystanie z kończyn prowadziło zaburzenia mikrostruktury kości. HU nie wpływało na komórki multipotentne, ale blokowało przejście między komórkami pro–B (ang. progenitor B–cells) i prekursorowymi komórkami B (ang. precursor B cells). Autorzy publikacji z The FASEB Journal podkreślają, że bardzo podobne zmiany limfocytopoezy obserwowano u starych myszy, ponieważ spadek produkcji limfocytów B wiązał się m.in. ze zmniejszeniem ekspresji czynnika wczesnej komórki B (ang. early B-cell factor, EBF) i PAX-5, czynnika transkrypcyjnego swoistego dla komórek szpiku. « powrót do artykułu
  25. Lepiej biegać intensywnie i często czy wolno i tylko od czasu do czasu? Wg duńskich naukowców, korzystniejsze dla zdrowia wydaje się bieganie kilka razy w tygodniu w niezbyt szybkim tempie, bo zmniejsza to ryzyko przedwczesnego zgonu. Akademicy analizowali dane 1098 zdrowych biegaczy w wieku od 20 do 86 lat oraz 413 zdrowych osób, które nie biegały i prowadziły głównie siedzący tryb życia. Okazało się, że biegający mniej i wolniej o 78% rzadziej umierali w ciągu 12 lat studium niż ludzie prowadzący siedzący tryb życia. Spokojnych biegaczy definiowano jako tych, którzy poruszają się z prędkością ok. 8 km/h i biegają parę razy w tygodniu (mniej niż 2,5 godz. tygodniowo). Co istotne, w przypadku ludzi biegających intensywnie i dużo ryzyko zgonu w czasie studium było takie samo, jak prowadzących siedzący tryb życia. Za biegaczy forsujących się uznawano osoby biegające ponad 4 godziny w tygodniu z prędkością ponad 11 km/h. Wyniki sugerują, że może istnieć górna granica dawki ćwiczeń, która jest optymalna z punktu widzenia korzyści zdrowotnych. Jeśli czyimś celem pozostaje zmniejszenie ryzyka zgonu i zwiększenie długości życia, bieganie parę razy w tygodniu w umiarkowanym tempie jest dobrą strategią. Cokolwiek ponad to jest nie tylko zbędne, ale i potencjalnie szkodliwe - twierdzi dr Peter Schnohr z Copenhagen City Heart Study. Akademicy proponują ewentualne wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska. Możliwe, że ćwiczenia wytrzymałościowe negatywnie wpływają na serce; niektóre studia pokazywały np., że u maratończyków występuje większy wskaźnik bliznowacenia serca niż u osób, które nie biegają w maratonach. W studium najlepsze wyniki dawało bieganie 1-2,4 godz. tygodniowo (nie więcej niż 3 razy na tydzień) w przeciętnym lub w wolnym tempie, jednak nawet u osób biegających mniej niż godzinę tygodniowo ryzyko zgonu było mniejsze niż u ludzi, którzy nie biegali w ogóle. W ciągu 12 lat wśród biegaczy odnotowano 28 zgonów, a wśród niebiegaczy 128. Generalnie biegacze byli młodsi, rzadziej palili i chorowali na cukrzycę i mieli niższe ciśnienie krwi oraz wskaźnik masy ciała (BMI). Autorzy artykułu wstępnego z Journal of the American College of Cardiology podkreślają, że choć większość badań sugeruje, że po przekroczeniu pewnego pułapu większe nasilenie aktywności fizycznej niekoniecznie daje lepsze rezultaty, nadal potrzebujemy [...] danych, by z całą pewnością ustalić, czy rzeczywiście więcej znaczy gorzej. Poza tym w omawianym studium na grupę forsujących się składało się tylko 40 osób, podczas gdy inne były o wiele większe. Gdyby grupa ta była liczniejsza, mogłoby się okazać, że intensywniejsze bieganie koreluje z mniejszym ryzykiem zgonu w czasie studium. Dodatkowo naukowcy polegali na raportach samych badanych, które nie muszą oddawać faktycznego stanu rzeczy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...