-
Liczba zawartości
37629 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Agent prowadzący śledztwo ws. Silk Road trafi do więzienia
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Agent Carl Force, który z ramienia agencji antynarkotykowej DEA prowadził śledztwo przeciwko Silk Road, został skazany na 78 miesięcy więzienia. Zakres, w jakim pan Force zdradził opinię publiczną zapiera dech w piersiach. A wszystko to było motywowane chciwością i poszukiwaniem dreszczyku emocji - napisał w uzasadnieniu wyroku sędzie Richard Seeborg. Podczas prowadzenia śledztwa przeciwko Silk Road Force założył w serwisie dwa niezatwierdzone przez przełożonych konta i wykorzystał je do okradzenia właściciela serwisu Rossa Ulbrichta. Force współpracował przy tym z Shaunem Bridgesem z Secret Service, który również brał udział w śledztwie. Obaj panowie w ramach swoich obowiązków stali się ekspertami od bitcoinów. I właśnie je kradli. Force m.in. ukradł 370 000 dolarów jednemu z klientów firmy CoinMKT. Z tego 37 000 umieścił na rządowym koncie, gdzie miał przelewać środki, jakie mogły trafić w jego ręce w ramach prowadzonego śledztwa. Force udawał w nim handlarza narkotykami. Resztę z ukradzionej kwoty Force zatrzymał dla siebie. Teraz sędzia nakazał mu zwrot ofierze 337 000 USD. Ma też zapłacić 3000 dolarów odszkodowania jednemu z pracowników Silk Road. Prokuratura domagała się dla Force'a 87 miesięcy więzienia, obrona prosiła o 48 miesięcy. Nie ma wątpliwości, że pójdzie do więzienia. Stracił karierę, stracił małżeństwo, stracił wszystko co miał. To jest jego dożywocie, spowodowane chorobą umysłową, mówił obrońca agenta. Powoływał się przy tym na alkoholizm w rodzinie, nadużycia jakich się dopuszczano wobec niego. Przypomniał też, że po tajnej misji w Puerto Rico w 2008 roku agent przeszedł załamanie, po którym trafił do szpitala. Do pracy w DEA wrócił dopiero po 2 latach. Prokurator Kathryn Haun sprzeciwiała się takiemu stawianiu sprawy. Uznanie, że pan Force powinien dostać mniejszy wyrok, gdyż ma stresującą pracę oraz problemy psychiczne, byłoby równoznaczne z wysłaniem bardzo niebezpiecznego sygnału. Wielu agentów federalnych pracuje w stresującym otoczeniu. To stresująca praca. Wspólnik Force'a, Bridges, będzie sądzony w grudniu. « powrót do artykułu -
Produkty znajdujące się na kuchennym blacie mogą pomóc w oszacowaniu wagi właściciela, zwłaszcza jeśli są to płatki śniadaniowe, słodkie napoje, ciastka czy suszone owoce. Naukowcy z Cornell Food & Brand Lab sfotografowali i skatalogowali 210 amerykańskich kuchni. Wszystko po to, by sprawdzić, czy produkty stojące na blatach pozwalają przewidzieć wagę/BMI kobiety z każdego z gospodarstw. Okazało się, że kobiety, które trzymały na blacie płatki śniadaniowe, ważyły 20 funtów (ok. 9 kg) więcej od sąsiadek, które ich nie miały. Panie ze stojącymi tam słodkimi napojami były zaś o 24-26 funtów cięższe (ok. 10,8-11,7 kg). Co istotne, właścicielki kuchni z miskami z owocami były szczuplejsze (różnica sięgała prawie 6 kg). Rzeczy z blatu stanowią podstawę twojej diety widzianych pokarmów, czyli zjadania tego, co znajduje się w zasięgu wzroku. Jako miłośnik płatków byłem zszokowany. Płatki uchodzą za zdrowy produkt, ale jeśli zjadasz ich garść podczas każdego pobytu w kuchni, nie pomoże to w utrzymaniu smukłej sylwetki - wyjaśnia prof. Brian Wansink. Choć autorzy przypominają, że studium ma charakter korelacyjny, Wansink uważa, że wyniki warto wziąć sobie do serca. W naszym laboratorium mamy takie powiedzenie: jeśli chcesz być szczupły, rób to, co robią szczupli ludzie. Jeśli więc szczupli uciekają się do konkretnego dizajnu, opróżniając blaty ze wszystkiego poza miską z owocami, nie zaszkodzi nam postąpić tak samo. « powrót do artykułu
-
Microsoft poinformował, że wskutek błędu programistycznego na komputerach niektórych użytkowników Windows 7 i Windows 8.1 doszło do automatycznego zgłoszenia chęci zainstalowania Windows 10. Błąd spowodowała jedna z ostatnio zainstalowanych poprawek. Windows 10, który zadebiutował 29 lipca bieżącego roku, jest dostępny bezpłatnie dla użytkowników Windows 7 i Windows 8/8.1. Mają oni rok na zainstalowanie systemu bez potrzeby kupowania go. Teraz część mniej zorientowanych użytkowników może zaktualizować system Windows 10 wbrew własnej woli. Błąd spowodował, że w Windows Update w zakładce z opcjonalnymi pojawiła się - domyślnie zaznaczona - możliwość zainstalowania Windows 10. Część użytkowników może pomyśleć, że skoro pole zostało zaznaczone, to mamy do czynienia z istotną poprawką i wyrazi zgodę na rozpoczęcie instalacji. Warto więc sprawdzić w opcjonalnych poprawkach Windows Update czy i u nas błąd się nie pojawia. « powrót do artykułu
-
Pojawiły się plotki, jakoby Intel skierował aż 1000 pracowników do prac nad układem XMM 7360 LTE, który - jak ma nadzieję firma - trafi do iPhone'a 7. Jeśli Apple podpisze z Intelem umowę półprzewodnikowy gigant będzie miał szansę na zwiększenie swoich udziałów w rynku mobilnym. Intel, jeden z największych na świecie producentów układów scalonych, niezbyt dobrze sobie radzi na rynku urządzeń mobilnych. Ten jest w dużej mierze zdominowany przez firmę Qualcomm. Intel późno zainteresował się rynkiem urządzeń przenośnych i ciągle próbuje dogonić Qualcomma. Stąd tak wielka waga przywiązywana do jednego, wspomnianego na wstępie, układu. Apple to bardzo wymagający klient, więc Intel musi zaprezentować naprawdę dobry produkt. Obecnie iPhone'y korzystają z kości Qualcomm 9X45LTE, jednak analitycy sądzą, że Apple chce znaleźć drugiego dostawcę tego typu układów. Jeśli Apple zdecyduje się na nowy układ Intela, może być to początek szerszej współpracy, gdyż koncern z Cupertino prawdopodobnie szuka kolejnego, po Samsungu i TSMC dostawcy procesorów A9. Wybór Intela jest tym bardziej prawdopodobny, że firma korzysta z bardziej zaawansowanych technologii produkcji niż konkurencja. « powrót do artykułu
-
Specjalizująca się w bezpieczeństwie IT firma CrowdStrike twierdzi, że pomimo zawartego porozumienia Chiny wciąż dokonują ataków na cele w USA. Niedawno oba kraje podpisały umowę o zaprzestaniu cyberataków. Umowa przewiduje, że żaden z krajów nie będzie angażował się w cyberataki przeciwko drugiemu oraz nigdy świadomie nie będzie wspierał kradzieży własności intelektualnej. Doszło nawet do tego, że Chiny - po raz pierwszy w historii - dokonały na wniosek USA aresztowań wśród hakerów. Eksperci z CrowdStrike twierdzą jednak, że mają dowody, iż Chiny kontynuują swoje operacje IT wymierzone przeciwko celom w USA. W ciągu ostatnich trzech tygodni wykryliśmy i powstrzymaliśmy wiele prób włamań do systemów naszych klientów. Próby te przeprowadzali ludzie powiązani z chińskim rządem, poinformował współzałożyciel CrowdStrike, Dmitri Alperovitch. Wiadomo, że włamań próbowano dokonać m.in. do siedmiu firm z sektora farmaceutycznego i technologicznego. Wydaje się, że podstawowym celem tych ataków była próba kradzieży własności intelektualnej i tajemnic handlowych, a nie próba zebrania związanych z bezpieczeństwem danych wywiadowczych, czego umowa nie zabrania - mówi Alperovitch. Próby ataków są wciąż podejmowane, dodaje. Analiza wykazała, że jedną z grup zaangażowanych w ataki jest Deep Panda, o działalności której już pisaliśmy. Anonimowy urzędnik amerykańskiej administracji przyznał, że USA wiedzą, iż Chiny nie dotrzymują warunków porozumienia. Będziemy monitorowali chińskie działania i naciskali na Chiny, by wywiązywały się ze wszystkich punktów naszej umowy, powiedział. Część ekspertów od samego początku twierdziła, że umowa pozostanie tylko na papierze. Leo Taddeo, ekspert FIB, który w przeszłości kierował wydziałem informatycznym Biura w Nowym Jorku powiedział, że sytuacja będzie się tylko pogarszać. Oba kraje będą mówiły o swoich chęciach, ale atakowanie amerykańskich siebie po prostu się Chinom opłaca. Wykorzystają nowe techniki, lepszych hakerów, ludzi, którzy nie będą pozostawiali tyle śladów co obecnie, ale Chiny nie zmniejszą swojego zaangażowania w cyberataki, stwierdził. « powrót do artykułu
-
Amerykańskie władze aresztowały i oskarżyły o zabójstwo mężczyznę, który zadzwonił do jednej ze stacji telewizyjnych w Milwaukee i zaczął omawiać sprawę dziewczyny zamordowanej przed ponad 30 laty. Redaktorzy stacji WISN 12 odebrali telefon od 50-letniego Jose Ferreiry. Historia, którą opowiedział, była bardzo szczegółowa. Zbyt szczegółowa, mówi szef newsroomu Chris Gegg. Dziennikarze zdecydowali o zawiadomieniu policji. Ferreira został aresztowany tego samego dnia, a teraz prokuratura stawia mu zarzut zabójstwa. Sprawa dotyczy 13-letniej Carrie Ann Jopek, która zaginęła w 1982 roku. Przez 17 miesięcy nie wiadomo było, co stało się z dziewczyną, aż pewnego dnia osoba naprawiająca ganek swojego domu trafiła na jej ciało. Mordercy nie udało się znaleźć i od lat śledztwo było zawieszone. Matka dziewczyny, Carolyn Tousignant wspomina, że w dniu zaginięcia jej córka została zawieszona w szkole za włóczenie się po korytarzu w czasie zajęć. Jak wspomina, Carrie Ann celowo doprowadziła do takiej sytuacji, bo chciała iść do znajomych na przyjęcie. Szkoła zadzwoniła do matki, poinformowała ją o incydencie i zapytała, czy chce odebrać dziecko ze szkoły. Carolyn nie poszła po córkę, gdyż mieszkały zaledwie przecznicę od szkoły. Czasem się o to obwiniam - mówi. W chwili morderstwa Jopek Ferreira miał 17 lat. Na razie nie wiadomo, dlaczego zdecydował się zadzownić do telewizji. « powrót do artykułu
-
Wg naukowców z King's College London, zliczanie znamion na ramionach, a zwłaszcza na prawym, to najlepsze przybliżenie liczby znamion na całym ciele. Warto przypomnieć, że liczba znamion jest jednym z najważniejszych czynników ryzyka czerniaka. W najnowszym studium uczeni wykorzystali dane 3594 białych bliźniaczek; zebrano je między styczniem 1995 a grudniem 2003 r. w ramach TwinsUK. Zdrowe skądinąd bliźniaczki przeszły badanie skóry. Określano jej typ, odnotowywano też kolor oczu i włosów. Oprócz tego przeszkolone pielęgniarki zliczały piegi i znamiona z 17 miejsc na ciele. Później zabieg powtórzono na obupłciowej próbie z badania kliniczno-kontrolnego dot. czerniaka. W ten sposób stwierdzono, że liczba znamion na prawym ramieniu stanowi najlepszy prognostyk liczby znamion na całym ciele. U pań z ponad 7 znamionami na prawym ramieniu prawdopodobieństwo występowania ponad 50 znamion na całym ciele było 9-krotnie wyższe. Jedenaście znamion na prawym ramieniu przekładało się zaś na ponad 100 znamion na całym ciele. Oznacza to wyższe ryzyko czerniaka. Autorzy publikacji z British Journal of Dermatology zauważyli, że obszar tuż nad prawym łokciem był szczególnie dobrym prognostykiem ogólnej liczby znamion. Silnie skorelowane z ogólną liczbą znamion okazały się również nogi, a u mężczyzn plecy. Wyniki mogą mieć duże znaczenie dla podstawowej opieki zdrowotnej, pozwalając lekarzom pierwszego kontaktu dokładniej oszacować ogólną liczbę znamion w bardzo krótkim czasie, w dodatku na łatwo dostępnej części ciała. To oznacza, że uda się zidentyfikować i poddać obserwacji więcej osób zagrożonych czerniakiem - podsumowuje epidemiolog Simone Ribero. « powrót do artykułu
-
W Oak Ridge National Laboratory (ORNL) odbyła się konferencja poświęcona 50. rocznicy rozpoczęcia badań nad reaktorami jądrowymi wykorzystującymi stopione sole. Podczas spotkania zaprezentowano wiele interesujących rozwiązań, jednak najbardziej zaskakujące okazały się postępy, jakie w badaniach nad tymi reaktorami poczynili Chińczycy. Reaktory używające roztopionych soli mają kilka zalet w porównaniu z tradycyjnymi urządzeniami. Są bardziej bezpieczne, bardziej ekonomiczne i nie mogą posłużyć do produkcji paliwa do broni atomowej. W reaktorach takich chłodziwem i paliwem jest specjalna mieszanina stopionych soli. Prace nad tą technologią trwają już od kilkudziesięciu lat, a ostatnio - w związku z poszukiwaniem technologii alternatywnych wobec węgla - reaktory na stopioną sól przeżywają renesans zainteresowania. W spotkaniu w ORNL wziął udział Xu Hongjie, dyrektor programu reaktorów na stopioną sól w Szanghajskim Instytucie Fizyki Stosowanej. W 2011 roku Instytut podpisał umowę o współpracy z ORNL, na podstawie której Amerykanie udostępnili Chińczykom swoje technologie. Teraz okazuje się, że Chiny prowadzą bardziej zaawansowane prace niż jakikolwiek inny naród. Xu przedstawił plan, z którego wynika, że Państwo Środka chce w ciągu najbliższych 5 lat wybudować pierwsze raktory demonstracyjne, a około roku 2030 ma zamiar zacząć je komercjalizować. Do roku 2020 ma powstać pierwszy 10-megawatowy reaktor na paliwo stałe oraz 2-megawatowy reaktor wykorzystujący tor. Pan Xu poinformował, że w jego instytucie nad reaktorem pracuje 700 inżynierów. Żadna inna instytucja naukowa nie może pochwalić się tak licznym zespołem. Chińczycy opracowali już wstępny plan rektora, poradzili sobie z niektórymi przeszkodami technologicznymi, w tym tak istotnymi jak uzyskanie soli o odpowiedniej czystości czy zmniejszenie ilości trytu. Ograniczenie jego ilości to jeden z głównych celów badawczych naukowców pracujących nad tym typem reaktorów. Osiągnięcia Chińczyków zaskoczyły uczestników spotkania. Większość jego uczestników zna chiński program badawczy, jednak nie spodziewali się, że można czynić tak szybkie postępy. To zadziwiające, jak daleko zaszli w cztery lata. To pokazuje, ile można zyskać mając do dyspozycji setki naukowców - mówi John Kutsch z firmy Terrestrial Energy, która pracuje nad własnym projektem reaktora. Część naukowców i specjalistów nieprzychylnie patrzy na amerykańsko-chińską współpracę. Mieli zastrzeżenia już podczas samego podpisywania umowy. Chiny rywalizują z USA na wielu polach, chcą zdobyć znaczne udziały na rynku energii atomowej, więc przeciwnicy porozumienia uważają, że wspomaganie rywala poprzez udostępnianie mu własnego know-how jest niebezpieczne. Z drugiej jednak strony jak najszybsze opracowanie technologii bezpiecznego i taniego pozyskiwania czystej energii jest w interesie wszystkich. Ponadto wiele amerykańskich przedsiębiorstw chętnie prowadzi swoje badania w Chinach i innych krajach, gdyż w USA prowadzenie testów tego typu technologii wiąże się z większymi ograniczeniami i kosztami. « powrót do artykułu
-
Nie taki węch naczelnych zły, jak go malują
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Naczelne mają lepszy węch, niż się utrzymuje. Zespół z Uniwersytetu w Linköping i 2 niemieckich uczelni wykazał, że czepiaki czarnorękie (Ateles geoffroyi) są ekspertami w wywąchiwaniu optymalnie dojrzałych owoców. Podczas testów prowadzonych w stacji badawczej w meksykańskim lesie deszczowym 5 czepiakom prezentowano mieszaniny ok. 10 związków. Przypominały one owoce dwóch gatunków drzew w różnym stadium dojrzewania. Zadaniem małp było wybranie najlepszych "owoców". Okazało się, że A. geoffroyi udawało się to w ponad 70% przypadków. Odróżniania dojrzałego i zupełnie niedojrzałego owocu małpy nauczyły się w ciągu zaledwie jednego dnia. Kiedy mieszaniny bardziej do siebie upodobniono, zwierzęta nadal szybko wykrywały różnicę - podkreśla prof. Matthias Laska. Zarówno w czasie eksperymentów z mieszaninami, jak i testów z prawdziwymi owocami poprawne skojarzenia nagradzano miąższem owoców. Jak wyglądała koewolucja tropikalnych drzew owocowych i jedzących owoce naczelnych? Przed skosztowaniem owoców i warzyw pierwsze naczelne jadły głównie owady. Część owoców nie chciała być zjadana, pojawiły się więc toksyczne substancje. Inne coraz lepiej pachniały, by w ten sposób sygnalizować zawartość wysokoenergetycznych cukrów itp. Czepiaki, które żywią się owocami wielu roślin, korzystają na zdolności szybkiego uczenia rozróżniania zapachów nieznanych złożonych mieszanin. Dla odmiany powonienie bardziej wyspecjalizowanych gatunków dobrze sprawdza się w ich niszy ekologicznej. « powrót do artykułu -
Oksytocyna zwiększa atrakcyjność dla partnera
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Uistiti białouche (Callithrix jacchus), którym donosowo podano oksytocynę, silniej przyciągają uwagę partnerów. Wcześniejsze badania pokazały, jak oksytocyna, hormon naturalnie występujący u ssaków, działa na osobniki, którym się ją podaje (poprawia się współpraca, komunikacja i poziom altruizmu w stosunku do członków grupy). Mniej jednak wiadomo, jak wzrost jej stężenia wpływa na tych, którzy kontaktują się z osobnikiem potraktowanym oksytocyną. Jako pierwsi wykazaliśmy, że uistiti, którym podano oksytocynę, otrzymują więcej społecznej uwagi od długoterminowego partnera - opowiada Jon Cavanaugh z Uniwersytetu Nebraski. W przypadku samców oznacza to więcej fizycznej bliskości, a u samic więcej iskania przez partnera. Co ciekawe, zacieśnienie więzi następuje bez zabiegania o kontakt lub zwiększenia liczby zachowań seksualnych. Zademonstrowaliśmy, że uistiti niepotraktowane oksytocyną przejawiają większe zainteresowanie interakcjami z długoterminowym partnerem, który dostał oksytocynę niż placebo, co sugeruje wzrost postrzeganej atrakcyjności. Zmiany wywołane oksytocyną muszą być wyjątkowo subtelne, bo nie zaobserwowaliśmy żadnych oczywistych różnic w zabiegach małp z grupy oksytocynowej. W ramach eksperymentu Amerykanie przez kilka dni obserwowali 6 par dorosłych uistiti (wcześniej przez kilka tygodni małpy mieszkały razem i zdążyły stworzyć trwałe więzi). Każda z sesji obserwacyjnych trwała 20 min i zaczynała się pół godziny po podaniu jednemu z osobników oksytocyny, antagonisty oksytocyny lub placebo. Oksytocyna miała postać kropli do nosa, a antagonistę mieszano z pokarmem. Wypowiadając się na temat znaczenia opisanych badań dla ludzi, Cavanaugh wspomina m.in. o osobach z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, które zazwyczaj mają problem z inicjowaniem i podtrzymaniem normatywnych kontaktów społecznych. [...] Leczenie oksytocyną mogłoby im pomóc dwojako: zarówno przez zwiększenie własnej motywacji do kontaktów, jak i przez wzrost atrakcyjności dla partnerów społecznych. Autorzy publikacji z pisma Frontiers in Behavioral Neuroscience podkreślają, że stosunkowo niewiele wiadomo o długoterminowych skutkach chronicznej ekspozycji na donosową oksytocynę, zwłaszcza w okresie dorastania. Jest więc jasne, że badanie na modelu zwierzęcym różnic międzypłciowych, dawek, czasu leczenia i czasowania w trakcie rozwoju ma ogromne znaczenie dla prac nad terapią deficytów społecznych u ludzi. « powrót do artykułu -
Najwięksi emitenci gazów cieplarnianych - USA, UE i Chiny - postępują nieuczciwie wobec innych krajów, uważają badacze z MIT-u i norweskiego Centrum Międzynarodowych Badań nad Klimatem i Środowiskiem. Redukcja emisji, do jakiej zobowiązują się giganci, pozostawia niewielkie pole manewru całej reszcie świata. Światowi przywódcy deklarują, że chcą zapobiec sytuacji, w której średnie światowe temperatury wzrosną o ponad 2 stopnie Celsjusza w porównaniu do temperatur sprzed epoki przemysłowej. USA zobowiązały się, że do roku 2025 zmniejszą swoją emisję o 28%, a do roku 2050 - o 83%. Unia Europejska deklaruje zmniejszenie emisji o 40% do roku 2030 i o 80% do roku 2050. Chiny zaś nie mówią o redukcji, jednak obiecują, że po roku 2030 nie będą zwiększały emisji, a jednocześnie zwiększą efektywność swojej energetyki. Zdaniem naukowców, takie deklaracje oznaczają, że cała reszta świata, a zatem głównie kraje najbiedniejsze, będą musiały zmniejszyć swoją emisję do poziomu 7-14 raza mniejszego w przeliczeniu na mieszkańca niż emisja amerykańska, chińska czy europejska. Bez tego średnie światowe temperatury wzrosną bardziej niż o 2 stopnie Celsjusza. Na świecie żyje około 7 miliardów ludzi, z czego około 1 miliarda żyje na dobrym poziomie. Pozostałych 6 miliardów z trudem poprawia swoje warunki życia. Jeśli rozwijaliby się oni dzięki spalaniu węgla, tak jak rozwinęliśmy się my, to na Ziemi zrobi się naprawdę gorąco. A wzrost temperatury to byłby dopiero początek problemów związanych ze zmianami klimatycznymi - mówi profesor Susan Solomon z MIT-u. Z wyliczeń wynika, że jeśli chcemy utrzymać wzrost temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza w porównaniu z epoką preindustrialną, to w sumie możemy wyemitować do atmosfery 3,7 biliona ton dwutlenku węgla. Biorąc pod uwagę to, co już wyemitowaliśmy, możemy wysłać do atmosfery jeszcze około 1 biliona ton. To mniej więcej 30-letnia światowa emisja. Jeśli nawet USA, UE i Chiny dotrzymają swoich obietnic dotyczących redukcji emisji, to cała reszta świata będzie musiała dokonać takich cięć, że emisja na przeciętnego mieszkańca będzie tam wielokrotnie niższa niż w USA, UE i Chinach. To zaś oznacza, że te słabo rozwinięte kraje będą miały jeszcze większe problemy rozwojowe. Oczywiście można się zastanawiać, czy założone 2 stopnie Celsjusza uczynią tak wielką różnicę. Solomon mówi, że tak i przypomina upalne lato 2003 roku, kiedy to wysokie temperatury zabiły ponad 10 000 osób w Europie. Średnie temperatury były wówczas około 2 stopnie wyższe niż temperatury przeciętnego europejskiego lata. Jeśli nadal będziemy emitowali tyle, co obecnie, to do roku 2050 każde lato w Europie będzie prawdopodobnie o 2 stopnie cieplejsze niż średnia - mówi uczona. Zdaniem profesor Solomon należy znacznie szybciej odchodzić od węgla niż obecnie, a społeczność międzynarodowa musi skupić się na badaniach umożliwiających wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii. « powrót do artykułu
-
Wcześniactwo wydaje się osłabiać połączenia w obrębie szlaków mózgowych związanych z uwagą, komunikacją i przetwarzaniem emocji. Na bardzo wczesnych etapach życia mózg jest szczególnie plastyczny i można go modyfikować za pomocą interwencji. Zazwyczaj nie reaguje się przed pojawieniem objawów, my jednak próbujemy opracować obiektywne miary rozwoju mózgu wcześniaków, które wskazują na prawdopodobieństwo późniejszych problemów, tak by [ewentualnie] wcześnie zapewnić dodatkowe wsparcie i terapię [...] opowiada prof. Cynthia Rogers ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w St. Louis. W USA 1 na 9 dzieci jest wcześniakiem, co wiąże się z podwyższonym ryzykiem problemów poznawczo-motorycznych, ADHD, a także zaburzeń lękowych i ze spektrum autyzmu. W ramach studium Amerykanie zbadali za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) i obrazowania tensora dyfuzji (DTI) mózgi 58 dzieci urodzonych w terminie i 76 wcześniaków, które przyszły na świat co najmniej 10 tygodni za wcześnie. U dzieci urodzonych w terminie badanie przeprowadzano w 2.-3. dniu życia, zaś u wcześniaków w ciągu kilku dni od planowanego terminu porodu. Natrafiliśmy na znaczące różnice w szlakach i obwodach nerwowych [zwłaszcza odpowiadających za uwagę, komunikację i emocje]. Oprócz tego naukowcy znaleźli różnice dot. sieci stanu odprężenia i spoczynku. Do sieci tych należy m.in. sieć spoczynkowa (ang. default mode network, DMN), która jest najbardziej aktywna, gdy ludzie są najmniej aktywni. Największe różnice zaobserwowano właśnie w obrębie DMN i sieci czołowo-ciemieniowej (ang. frontoparietal network). Obie obejmują obwody powiązane z emocjami i wcześniej pisano o nich w kontekście ADHD i zaburzeń ze spektrum autyzmu. By sprawdzić, czy opisane nieprawidłowości wiążą się z późniejszymi problemami rozwojowymi, zespół Rogers kontynuuje badania. Zakończyły się już oceny w wieku 2 i 5 lat, następne zostaną przeprowadzone, gdy dzieci skończą 9 lub 10 lat. « powrót do artykułu
-
Apple zapłaci 234 miliony USD za naruszenie patentu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
W ciągu zaledwie 3 dni o uznania Apple'a winnym naruszenia patentów sąd rozstrzygnął kwestię odszkodowania. Wisconsin Alumni Research Foundation (WARF) została przyznana kwota 234 milionów dolarów. Niecały tydzień temu sąd uznał, że Apple naruszył prawa patentowe organizacji WARF, która zajmuje się komercjalizacją technologii opracowanych na University of Wisconsin-Madison. Teraz sąd stwierdził, że koncern ma zapłacić odszkodowanie w wysokości 234 milionów dolarów. W wyroku przyznającym rację WARF sąd uznał, że organizacja może domaga się nawet 862 milionów. WARF zwróciło się do sądu o przyznanie 400 milionów dolarów, czyli 2,74 USD za każde sprzedane urządzenie, które narusza jej patent. Apple argumentował, że kwota od każdego urządzenia nie powinna przekraczać 7 centów. Te 7 centów to ekstrapolacja kwoty, jaką - w ramach ugody z WARF - zapłacił Intel w 2008 roku. Do niedawna nie było wiadomo, jakie odszkodowanie otrzymała WARF od Intela. Dopiero teraz, na żądanie sądu, zostało to ujawnione. Prawnicy Apple'a uznali, że reprezentowana przez nich firma powinna zapłacić za każde naruszenie tyle samo co intel. Ława przysięgłych przez 3,5 godziny zastanawiała się nad wysokością należnego odszkodowania. Mimo, że WARF otrzymała mniej, niż żądała, jej przedstawiciele byli zadowoleni z werdyktu. Nie będą mogli starać się o podniesienie kwoty odszkodowania, gdyż sąd uznał, że naruszenie patentów nie było świadome. Amerykańskie uniwersytety coraz częściej pozywają firmy naruszające ich prawa. Sama WARF w ciągu ostatnich 15 lat wniosła 33 oskarżenia przeciwko 31 różnym podmiotom. « powrót do artykułu -
Federalny sąd apelacyjny orzekł, że Google nie narusza praw autorskich digitalizując książki i umieszczając je w swojej online'owej bibliotece. Wyrok 2. Okręgowego Sądu Apelacyjnego oznacza przegraną Gildii Autorów, która pozwała Google'a. Już w 2013 roku sąd niższej instancji uznał, że do naruszenia prawa nie dochodzi, gdyż Google udostępnia jedynie niewielkie fragmenty książek. Z argumentacją taką zgodził się teraz sąd apelacyjny, który stwierdził, że udostępnione fragmenty nie są konkurencyjne wobec całych dzieł. Google prezentuje nie więcej niż 16% książki, a to nie powoduje strat finansowych właścicieli praw autorskich. Celem istnienia praw autorskich jest zwiększenie poziomu wiedzy ogółu społeczeństwa. System praw autorskich zapewnia to poprzez nadanie twórcom wyłącznego prawa do kontroli nad kopiami swoich dzieł oraz zapewniając im korzyści materialne płynące z tworzenia kreatywnych, wzbogacających społeczeństwo intelektualnie książek. Zatem, o ile autor to bez wątpienia ważny i zamierzony beneficjent systemu praw autorskich to najważniejszym podstawowym zamierzonym beneficjentem jest społeczeństwo, a system praw autorskich zapewnia mu dostęp do wiedzy poprzez wynagradzanie twórców, stwierdził sąd. Gildia Autorów już od 10 lat sprzeciwia się digitalizowaniu książek przez Google'a. Jej przedstawiciele zapowiedzieli, że odwołają się do Sądu Najwyższego. « powrót do artykułu
-
Eksperci zauważyli, że możliwe jest włamanie do smartfonów za pomocą... inteligentnych asystentów Siri i Google Now. Dostęp do nich można uzyskać wykorzystując celową interferencję elektromagnetyczną (IEMI) i podłączone do smartfonu słuchawki z mikrofonem. Udany atak pozwala na wydawanie smartfonowi poleceń głosowych. Sposób przeprowadzenia ataku opisali José Lopes Esteves i Chaouki Kasmi z francuskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Komputerowego. W swoim artykule opisują oni, w jaki sposób za pomocą interferencji elektromagnetycznej można użyć słuchawek w roli anteny odbierającej i przekazującej do urządzenia komendy wydawane przez napastnika. Esteves i Kasmi opisują też, do czego można wykorzystać tego typu atak. Można na przykład polecić smartfonowi włączenie mikrofonu i przechwytywanie rozmów z otoczenia czy aktywowanie płatnych usług telefonicznych lub odwiedzenie złośliwych witryn w sieci. Przed tego typu atakiem można obronić się np. odłączając słuchawki od smartfonu czy wyłączając możliwość wydawania komend głosowych wtedy, gdy ich nie potrzebujemy. Lepsze bezpieczeństwo mogą zapewnić też producenci oprogramowania oferując lepsze algorytmy rozpoznawania głosu właściciela smartfonu czy odpowiednio zabezpieczając słuchawki. Przeprowadzenie skutecznego ataku wymaga jednak sporej wiedzy i umiejętności, zatem przeciętny użytkownik smartfonu nie jest narażony na większe niebezpieczeństwo. « powrót do artykułu
-
Humanoidalne roboty już teraz doświadczają upadków podczas różnych pokazów i zawodów. Najczęściej uderzają całym ciężarem w podłoże. Eksperci z Georgia Tech chcą nauczyć je bezpiecznych upadków korzystając przy tym z technik judo. Podczas upadku energia potencjalna zamieniana jest na energię kinetyczną. Nagromadzona energia musi się w jakiś sposób rozproszyć, co ma miejsce w czasie kontaktu z podłożem. Jeśli upadniemy na jeden niewielki fragment ciała, może doznać on poważnych uszkodzeń. Idealnym scenariuszem upadku jest więc taki, podczas którego kontakt z podłożem ma wiele fragmentów ciała, każdy z nich absorbuje zatem jedynie część energii, jest więc szansa, że nie doznamy obrażeń. Podobnie ma się sprawa z androidami. Te obecne padają głównie na 'twarz', co może skończyć się uszkodzeniem cennego sprzętu. Dlatego też na Georgia University of Technology trwają prace nad algorytmem, który pozwala robotom tak upadać, by minimalizować ewentualne straty. Za jego pomocą robot wykonuje odpowiednią sekwencję ruchów minimalizującą uszkodzenia przy upadku. Algorytm reaguje na wiele różnych rodzajów początkowych zaburzeń ruchu i automatycznie oblicza liczbę punktów kontaktu z podłożem, ich kolejność, pozycję oraz czas, w którym do kontaktu dojdzie, czytamy w opracowaniu uczonych z Georgia Tech. Wstępne wyniki są bardzo obiecujące. Dzięki algorytmowi energia upadku zmniejsza się o 30-90 procent. Na razie jednak algorytm jest daleki od doskonałości. Na opracowanie odpowiedniej sekwencji upadku potrzebuje od 1 do 10 sekund, zatem nie może być jeszcze wykorzystany w praktyce. Ponadto radzi sobie jedynie z upadkami do przodu i do tyłu, nie działa w przypadku np. upadków na boki. Inżynierowie wykazali jednak, że problem upadku androida można rozwiązać i warto nad nim pracować. « powrót do artykułu
-
Weteran Sean Mace pozywa San Francisco Maritime National Historical Park z powodu wypadku, do którego doszło w październiku zeszłego roku. Czekając na pokazy lotnicze Blue Angels, mężczyzna czytał książkę pod araukarią Bidwilla. Na jego nieszczęście z drzewa spadła ważąca ponad 7 kg szyszka, która strzaskała mu czaszkę. Nieprzytomny Mace trafił do San Francisco General Hospital, gdzie przeszedł 2 operacje w trybie nagłym, które miały zmniejszyć ciśnienie śródczaszkowe (w wyniku wypadku doszło do obrzęku mózgu i krwawienia). Chirurdzy usunęli część czaszki. Mężczyzna ma jednak trwałe uszkodzenie mózgu, amnezję, cierpi też na depresję i zaburzenia lękowe. Nie może podjąć pracy, a nadal musi płacić rachunki za leczenie. Na domiar złego czeka go 3. operacja. Mace pozywa więc rząd USA, Służbę Parków Narodowych, Departament Zasobów Wewnętrznych Stanów Zjednoczonych i Park, domagając się odszkodowania w wysokości 5 mln dolarów. Mój klient doznał nieodwracalnego uszkodzenia mózgu. Żyje w nieustannym strachu, że [znów] zostanie uderzony w głowę - podkreśla adwokat 50-latka Scott Johnson, dodając, że w parku nie było znaków ostrzegających o spadających szyszkach. We wrześniu Johson sporządził w imieniu Mace'a pozew. Odniósł się do niebezpiecznych warunków panujących w San Francisco Maritime National Historical Park oraz rażących zaniedbań. Przede wszystkim władze powinny zadbać o to, by sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Park jest pełen turystów i wycieczek szkolnych. Władze Parku otoczyły zagajnik płotem i dodały znaki z napisem: "Uwaga na spadające szyszki", ale świadkowie opowiadają, że szyszki nadal spadają z gałęzi zwisających nad chodnikiem. « powrót do artykułu
-
Członkowie prymitywnych plemion wcale nie śpią dłużej od nas
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W mediach i nie tylko ciągle słyszy się, że ludzie z cywilizowanych krajów śpią za mało, bo korzystają ze sztucznego oświetlenia czy środków pobudzających i ciągle mają coś do zrobienia. Okazuje się jednak, że członkowie 3 plemion zbieracko-myśliwskich z różnych części świata wcale nie śpią dłużej od nas. Zespół Jerome'a Siegla z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles odkrył, że śpią oni średnio 6,5 godz. na dobę, nie drzemią w ciągu dnia i wstają przed wschodem słońca. Krótki sen w tych populacjach obala twierdzenie, że we współczesnym świecie długość snu uległa znacznemu skróceniu. Ma to wpływ na stosunek do pomysłu, że potrzebujemy tabletek nasennych, bo przez wszędobylskość elektryczności, telewizji, Internetu itp. długość snu odbiega od normalnego poziomu. By oszacować, ile ludzie kiedyś spali, naukowcy przyglądali się przedstawicielom 3 plemion: Hadza z Tanzanii, Buszmenów z Namibii i Tsimané z Boliwii. Badano zwyczaje senne 94 osób, w sumie zebrano dane reprezentujące 1165 dni. Okazało się, że mimo różnic genetycznych, historycznych i środowiskowych, wszystkie 3 grupy cechowała podobna organizacja snu, co sugeruje, że przejawiają one bazowe wzorce ludzkiego snu [...]. Grupowe średnie długości snu wynosiły od 5,7 do 7,1 godz. Czasy te plasują się w obrębie dolnego krańca długości typowych dla społeczeństw industrialnych. Badani śpią zimą godzinę dłużej niż latem. Choć nie mają elektryczności, nie kładą się z zachodem słońca. Średnio idą spać nieco ponad 3 godziny później, ale budzą się przed wschodem. Autorzy publikacji z pisma Current Biology uważają, że na ich wzorce snu i czuwania silniej wpływa temperatura niż światło. Hadza, Buszmeni i Tsimané kładą się spać, gdy temperatura spada i przesypiają największe nocne chłody. Ponieważ nie występuje wśród nich przewlekła bezsenność, Siegel upatruje w odtwarzaniu naturalnego środowiska sposobu na leczenie zaburzeń snu w społeczeństwach rozwiniętych. « powrót do artykułu -
Rosyjski ekspert ds. bezpieczeństwa występujący pod pseudonimem Dark Purple, zaprezentował urządzenie, które błyskawicznie niszczy komputer. USB Killer 2.0 może zniszczyć każde urządzenie z portem USB. Wygląda ono jak standardowy klips USB, jednak po podłączeniu do komputera wysyła ładunek o napięciu 220 woltów, który niszczy komputer. Poprzednia wersja urządzenia dysponowała ładunkiem 110 woltów. Na opublikowanym na YouTube filmie widzimy, że po podłączeniu urządzenia do komputera przestaje on działać w ciągu kilku sekund. Uszkodzenia są nieodwracalne. Wydaje się jednak, że dysk twardy przetrwał atak. « powrót do artykułu
-
Forbes opublikował listę najlepiej zarabiających użytkowników YouTube'a, którzy żyją z publikowania filmów w tym serwisie. Dziennikarze przeprowadzili rozmowy z agentami, menedżerami, prawnikami, samymi zainteresowanymi, ekspertami ds. mediów, wykorzystali dane z Nielsena, IMDB i innych źródeł. W ten sposób poznali kwoty brutto. Aby trafić na listę 10 najlepiej zarabiających użytkowników serwisu Google'a trzeba zanotować roczne przychodzy rzędu 2,5 miliona dolarów. Największe zarobki notuje PewDiePie (Felix Kjellberg), który dzięki swoim komentarzom dotyczącym gier komputerowych wzbogacił się o 12 milionów dolarów. Kanał PewDiePie ma niemal 40 milionów subskrybentów. Na listę trafił też inny miłośnik gier, KSI, który zarobił 4,5 miliona dolarów. Na dobre zarobki mogą liczyć też artyści komediowi. Smosh oraz Fine Brothers zarabiają po 8,5 miliona dolarów. Przychodami rzędu 6 milionów może poszczycić się Lindsey Sirling publikująca klipy muzyczne, na których tańczy podczas gry na skrzypcach. Z kolei Michelle Phan zyskała 3 miliony USD dzięki publikowanym przez siebie poradom dotyczącym kosmetyków, prezentów czy filmów o swoim życiu. Dwójka artystów występujących jako Rhett & Link (Rhett McLaughlin i Charles Lincoln Neal III) zarobiła 4,5 miliona dolarów nagrywając klipy sponsorowane m.in. przez Wendy's, Gillette czy Toyotę. Taką samą kwotę zarobił Roman Atwood kręcący zabawne filmy typu "ukryta kamera". Także i on nagrywa filmy na zlecenie sponsorów. Listę zamyka cukiernik-amator Rosanna Pansino,która zarobiła 2,5 miliona dolarów. Tym, co łączy wszystkich tych ludzi, jest ich wiek. Większość z nich to osoby poniżej 30. roku życia, są więc nieco starsi od swojego przeciętnego odbiorcy. « powrót do artykułu
-
Dla kobiet z cukrzycą ćwiczenia stanowią większy wysiłek
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Dla kobiet z cukrzycą typu 2. ćwiczenia fizyczne są bardziej męczące niż dla zdrowych pań. Wiemy, że regularna aktywność fizyczna zapobiega przedwczesnej niepełnosprawności i śmiertelności z powodu cukrzycy typu 2. i stanowi istotną część kontrolowania choroby. Niestety, z nie do końca znanych powodów wielu pacjentów prowadzi generalnie siedzący tryb życia - opowiada dr Amy Huebschmann z Anschutz Medical Campus Uniwersytetu Kolorado. By się dowiedzieć czemu, Amerykanie zebrali grupę 54 kobiet z nadwagą w wieku 50-75 lat, które wspominały o mniej niż 1 h aktywności fizycznej tygodniowo. Dwadzieścia sześć miało cukrzycę typu 2. Do studium wybrano kobiety, bo cukrzyca gorzej wpływa na ich aktywność i funkcje sercowo-naczyniowe niż u mężczyzn. Podczas eksperymentów panie jeździły na rowerze stacjonarnym z niewielką-umiarkowaną prędkością (chodziło o wykonanie pracy umożliwiającej przejście mili w 25 min). Ćwicząc, ochotniczki miały określać poziom odczuwanej trudności, pobierano im również krew, by zbadać poziom kwasu mlekowego w osoczu. Poziom kwasu mlekowego jest miarą wysiłku fizycznego. Okazało się, że u osób z cukrzycą w czasie lekkiego-umiarkowanego wysiłku poziom kwasu był znacząco wyższy niż u ludzi zdrowych. Choć różnica nie była istotna statystycznie, generalnie pacjentki zdobywały też więcej punktów w skali Rating of Perceived Exertion (RPE). Wyższe RPE wiązało się zaś z wyższym stężeniem kwasu mlekowego, wyższym tętnem i diagnozą nadciśnienia. Bazując na wynikach, Huebschmann sądzi, że codzienne czynności, takie jak wchodzenie po schodach czy noszenie zakupów, są dla ludzi z cukrzycą typu 2. cięższe niż dla zdrowych rówieśników. Choć potrzeba dalszych badań, by zidentyfikować przyczyny tego zjawiska, naukowcy sądzą, że chodzi o zaburzenia metabolizmu. Wspominają m.in. o większych trudnościach z przekształcaniem składników odżywczych w paliwo dla pracujących mięśni. Inną kwestią może reakcja organizmu na ćwiczenia, w tym problemy z przekierowaniem krwi do mięśni wykorzystywanych w czasie ćwiczeń. Problemy z metabolizmem i reakcją ciała na ćwiczenia mogą być ważnymi czynnikami, stojącymi za niskim poziomem sprawności i większym wysiłkiem wkładanym w aktywność fizyczną. [...] Warto, by klinicyści zachęcali pacjentów do aktywności w indywidualnie akceptowalnym tempie. To powinno ułatwić wdrożenie [...]. Jeśli to możliwe, wszyscy dorośli powinni stopniowo zwiększać ilość ruchu do co najmniej 30 min przez większość dni [...]. Dobrze by było realizować ten cel w krótkich interwałach, np. energicznych 10-min przechadzkach. « powrót do artykułu -
Podczas badań nad szczepionką przeciwko malarii dla kobiet w ciąży naukowcy z Uniwersytetu w Kopehadze oraz University of British Columbia trafili na ślad białka, które może być efektywnym lekiem przeciwko nowotworom. Uczeni mają nadzieję, że w ciągu najbliższych 4 lat rozpoczną badania kliniczne na ludziach. Uczeni zauważyli, że pewien węglowodan (glikozoaminoglikan) łożyska, z którym za pośrednictwem białka VAR2CSA wiążą się zarażone zarodźcem malarii erytrocyty, jest identyczny jak węglowodan obecny w komórkach nowotworowych. W laboratorium stworzono więc połączenie rekombinowanego białka zarodźca sierpowego i toksyny, które "wyszukuje" komórki nowotworowe i jest przez nie wchłaniane. Uwolniona toksyna zabija komórkę. Proces ten obserwowano zarówno w hodowlach, jak i u myszy cierpiących na nowotwory. Zarodziec malarii wymusza na erytrocytach ekspresję białka VAR2CSA, które łączy się z węglowodanem zwanym siarczanem chondroityny (CS). Związek ten występuje w łożysku oraz wielu komórkach nowotworowych. Z tego właśnie faktu postanowili skorzystać uczeni. Naukowcy od dekad poszukiwali podobieństw pomiędzy łożyskiem a nowotworami. Łożysko w ciągu paru miesięcy rozwija się z kilku komórek do organu ważącego kilogram. Dostarcza płodowi tlen i substancje odżywcze w obcym dla niego otoczeniu. W taki sam sposób rozwijają się guzy nowotworowe - rosną w obcym środowisku - mówi profesor Ali Salanti z Uniwersytetu w Kopenhadze. To Salanti podczas testów nowej szczepionki przeciwko malarii zauważył wspomniany na wstępie węglowodan i natychmiast skontaktował się z profesorem Madsem Daugaardem z Kanady. Dalsze badania prowadzili już wspólnie. Zbadaliśmy funkcję tego węglowodanu. W łożysku odpowiada on za szybki wzrost. Eksperymenty wykazały, że tę samą rolę spełnia w komórkach nowotworowych. Umieściliśmy w jednym miejscu zarodźca malarii i komórki nowotworowe, a zarodziec zareagował tak, jakby komórki te były łożyskiem i się do nich przyczepił - mówi Salanti. Uczeni przetestowali następnie tysiące rodzajów komórek nowotworowych, m.in. nowotworów mózgu czy białaczki. Okazało się, że białko malarii przyczepia się do 90% z nich. Testy na myszach z nowotworami dały obiecujące wyniki. Na przykład w przypadku dającego przerzuty nowotworu kości pięć na sześć myszy przeżyło niemal 8 tygodni. Tak długo nie żyło żadne zwierzę z grupy kontrolnej. Połączenie białka i toksyny zabija komórki nowotworowe - mówi Daugaard. Wydaje się, że białko przyczepia się do komórek nowotworowych, natomiast generalnie pomija zdrowe tkanki. Odsetek przeżywalności u myszy, które otrzymywały związek białka i toksyny, był znacznie wyższy niż u nieleczonych zwierząt. Trzy dawki mogły zatrzymać wzrost guza, a nawet doprowadzić do jego zmniejszenia się - stwierdził doktorant Thomas Mandel Clausen. Uniwersytet w Kopenhadze powołał do życia firmę biotechnologiczną VAR2pharmaceuticals, która zajmie się prowadzeniem badań klinicznych nad potencjalnym lekiem. W najbardziej optymistycznej wersji testy kliniczne rozpoczną się w ciągu 4 lat. Najważniejsze pytanie brzmi: czy zadziała to u człowieka oraz jakie dawki będzie tolerował ludzki organizm, zanim pojawią się poważne skutki uboczne. Jednak jesteśmy optymistami, gdyż wydaje się, że to białko łączy się z węglowodanem obecnym wyłącznie w łożysku i komórkach nowotworowych - mówi Salanti. « powrót do artykułu
-
Teleskop Kosmiczny Keplera odkrył gwiazdę, wokół której prawdopodobnie krąży duża grupa komet. Niezwykły wzorzec przygasania gwiazdy został zauważony na danych z Keplera przez internautów biorących udział w międzynarodowym projekcie poszukiwania egzoplanet. Dane z obserwacji gwiazdy KIC 8462852 były niezwykłe. Planeta przechodząca na tle gwiazdy powoduje, że jej światło na kilka godzin bądź dni zostaje częściowo przysłonięte. Takie spadki jasności są regularne. Tymczasem w przypadku KIC 8462852 zaobserwowano dwa niewielkie spadki jasności w roku 2009, długotrwały duży spadek w roku 2011 oraz serię wielu spadków w ciągu trzech miesięcy 2013 roku. Czasami jasność gwiazdy zmniejszała się aż o 20%. "Nie wierzyliśmy, że to prawdziwe dane - mówi Tabetha Boyajian z Yale University. Naukowcy sprawdzili urządzenia pod kątem występującego w nich błędu, ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Dopiero wówczas uwierzyli, że mają do czynienia z dobrymi danymi. Musieli więc wyjaśnić, co w sposób tak nieregularny przysłania światło gwiazdy. Dla każdego wyjaśnienia, jakie wymyśliliśmy, szybko znajdowaliśmy kontrargumenty - dodaje Boyajian. Obserwacje przeprowadzone z Ziemi pozwoliły wykluczyć, że mamy do czynienia z gwiazdą zmienną oraz że dochodzi do interferencji ze strony pobliskich gwiazd. Uczeni doszli do wniosku, że gwiazdę przesłania pył. Trzeba było jednak odpowiedzieć na pytanie, skąd się on bierze. Kolizje pomiędzy asteroidami w ewentualnym pasie asteroid czy zderzenia pomiędzy dużymi obiektami nie przysłaniałyby gwiazdy tak często. Uczeni stwierdzili, że zmiany jasności gwiazdy można wyjaśnić obecnością grupy komet, które wokół niej krążą i są rozrywane przez oddziaływanie gwiazdy. Jeśli mają ekscentryczną orbitę i pojawiają się w pobliżu gwiazdy co mniej więcej 700 dni, rozpadanie się komet, pojawianie się pyłu, wyjaśniałoby to tak wielkie nieregularności w ilości światła docierającego do nas z KIC 8462852. Wspomniana gwiazda jest o około 50% większa od Słońca, jeśli zatem przyjęte wyjaśnienie jest prawdziwe, to mamy do czynienia z dużą ilością pyłu. Jest go tyle, że przesłoniłby znaczną część światła Słońca. Na razie nie mamy żadnych dowodów, by wokół KIC 8462852 krążyły planety. Jeśli jednak krążą i przechodzą przez ten pył, muszą doświadczać olbrzymiego deszczu meteorytów. Wygląda on jak kosmiczne fajerwerki, mówi Boyajian. Niestety, w roku 2013 Teleskop Keplera uległ awarii i obecnie nie pracuje tak precyzyjnie jak wcześniej. Nie mamy danych z roku 2015, kiedy to można by się spodziewać kolejnych zmian jasności gwiazdy. Niewykluczone jednak, że wiele zebrane przez Keplera dane kryją wiele innych niespodzianek. « powrót do artykułu
-
Objawy wścieklizny u mężczyzny z Missouri przypominały zespół serotoninowy, stan wywołany zbyt dużą ilością tego neuroprzekaźnika w mózgu, np. w wyniku interakcji lub po przedawkowaniu pewnych leków. Gdy lekarze zorientowali się, co naprawdę odpowiada za stan 52-latka, na ratunek było już za późno. Ten przypadek pokazuje, że wścieklizna u ludzi jest śmiertelna i że [zawsze] musimy myśleć nieszablonowo - podkreśla dr Bhavana Chinnakotla z Uniwersytetu Missouri, która leczyła zmarłego. Mężczyzna trafił na ostry dyżur, gdy poczuł nagły i silny ból w szyi oraz mrowienie w lewej ręce. Lekarze stwierdzili, że chory cierpi na ból mięśni i stawów i podali mu miorelaksant (środek zwiotczający mięśnie) - cyklobenzaprynę. Jednak następnego dnia 52-latek miał gorączkę, pocił się i trząsł. Wtedy właśnie zdiagnozowano zespół serotoninowy, do którego objawów należą podwyższona temperatura ciała, nadmierne pocenie i drgawki. Objawy pasowały do obrazu syndromu, zwłaszcza że bywa on skutkiem zażycia/podania cyklobenzapryny - opowiada Chinnakotla. Mężczyzna odmawiał spożywania płynów i nie chciał, by założono mu aparat tlenowy. Lekarze nie zorientowali się, że to przejawy wodowstrętu i aerofobii, które czasem występują u ludzi z wścieklizną. Gdy leczenie na zespół serotoninowy nie pomagało, mężczyznę zbadano pod kątem różnych chorób zakaźnych, w tym gorączki zachodniego Nilu, syfilisu czy gorączki Gór Skalistych. Ponieważ wszystkie wyniki wyszły ujemne, lekarze postanowili porozmawiać z rodziną. Okazało się, że pacjent mieszkał w przyczepie blisko lasu i lubił fotografować dziką przyrodę. Wtedy zaczęto podejrzewać wściekliznę. Badania to potwierdziły. Stan chorego stopniowo się pogarszał. Rozwinął się wstrząs i niewydolność nerek. Mężczyzna przestał reagować. Nie występowały nawet odruchy z pnia mózgu. Po 2 tygodniach pobytu w szpitalu rodzina zdecydowała o odłączeniu 52-latka od respiratora. « powrót do artykułu
-
Badając doniesienia nt. szczątkowych mięśni za ludzkimi uszami, naukowiec z Uniwersytetu Missouri odkrył, że prehistoryczne obwody nerwowe, które kiedyś umożliwiały poruszanie nimi, nadal reagują na dźwięki przyciągające uwagę. Amerykanin uważa, że analizowanie ich funkcji pozwoli zbadać pozytywne emocje u dorosłych oraz deficyty słuchowe u niemowląt. Prof. Steven Hackley wyjaśnia, że znaczące zmiany w ludzkim układzie słuchowym zaczęły zachodzić ponad 30 mln lat temu, wkrótce po wyewoluowaniu wyższych naczelnych [Haplorrhini]. Zmniejszyła się wielkość uszu. Zmieniła się też związana z nimi muskulatura. Hackley przeanalizował ponad 60 publikacji nt. szczątkowych mięśni uszu. Okazało się, że naukowcy zauważyli, że zwracając spojrzenie na lewo lub na prawo, ochotnicy lekko aktywowali mięśnie w tylnej ścianie małżowiny usznej. W ramach późniejszych badań mierzono słabą aktywność elektryczną, wyzwalaną w szczątkowych mięśniach przez wprowadzenie interesujących bądź intensywnych dźwięków. Choć niefunkcjonalna, mięśniówka małżowiny uaktywnia się podczas standardowych testów uwagi (fakt ten mogą wykorzystać naukowcy badający ewolucję mózgu). Gdy ochotnikom prezentowano nowe albo istotne dla zadania dźwięki, odruchy kierowały w ich stronę oczy i próbowały "poruszyć" uszami. Odruchy były jednak za słabe, by naprawdę poruszyć uszami. Podsumowując fakty, autor publikacji z pisma Psychophysiology przypomina, że choć niektórzy ludzie potrafią dowolnie poruszać uszami, kontrola odruchowa została utracona w toku ewolucji. Człekokształtne (Hominoidea) nie poruszają bowiem uszami, by wyrazić emocje ani nie wycofują ich w momencie zaskoczenia. Hackley przekonuje jednak, że obwody neuronalne, które odpowiadają za orientowanie małżowiny, przetrwały przez ponad 25 mln lat. Wskazują na to 3 linie dowodów: 1) kierowaniu spojrzenia silnie w jedną stronę towarzyszy aktywność elektromiograficzna (EMG) w pewnych mięśniach ucha i ledwie widoczne (2-3-mm) podwijanie grzbietowej krawędzi małżowiny, 2) przyciągnięcie uwagi przez nagłe dźwięki dobiegające zza głowy lub z boku wyzwala słabą reakcję EMG w mięśniu za uchem z właściwej strony, 3) odruchowe nasilenie sygnałów EMG w czasie testów wybiórczej uwagi sugeruje nieświadome próby zwrócenia uszu w kierunku dźwięku. Zupełna izolacja niedziałającego systemu motorycznego zapewnia nową perspektywę rozpatrywania teorii analizujących wkład w rozwój czynników wrodzonych i wychowania/doświadczenia. Rzuca bowiem nieco światła na rozwój neurologiczny i jego powiązania z czynnikami genetycznymi. « powrót do artykułu