Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37629
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Tak jak u niektórych ptaków i ssaków morskich, u krokodyli może występować jednopółkulowy sen wolnofalowy (ang. unihemispheric slow-wave sleep, USWS). W USWS jedna z półkul wchodzi w sen głęboki, a odpowiadające jej oko jest zamknięte. Oko odpowiadające drugiej z półkul pozostaje otwarte. Naukowcy z La Trobe University oraz Instytutu Ornitologii Maxa Plancka zauważyli, że krokodyle częściej spały z otwartym jednym okiem, gdy w pobliżu znajdowali się ludzie. Otwarte oko zawsze było na nich skierowane. Krokodyle zdecydowanie monitorowały poczynania człowieka przebywającego w pomieszczeniu. Nawet wtedy, gdy człowiek wychodził, oko pozostawało otwarte i skierowane tam, gdzie wcześniej przebywał, co sugeruje, że gady wypatrują potencjalnych zagrożeń - opowiada dr John Lesku. By monitorować poczynania młodych (ok. 40-50-cm) krokodyli, eksperymenty prowadzono w akwarium wyposażonym w kamery na podczerwień. Okazało się, że spojrzenie śpiących gadów przyciągał nie tylko człowiek, ale i inne młode osobniki. Lesku wyjaśnia, że u morsów czy delfinów USWS pozwala się upewnić, że grupa się nie rozpierzchła, natomiast ptaki wystrzegają się w ten sposób drapieżników. U młodych słonowodnych krokodyli wydają się po trosze występować obie te funkcje. Kolejnym krokiem naukowców ma być zdobycie twardych dowodów na USWS, czyli wykonanie EEG. Lesku już przygotowuje odpowiednie eksperymenty, pracując z kolegami z Niemiec nad mocowaniem elektrod do głów krokodyli nilowych (Crocodylus niloticus). Odkrycia są naprawdę ekscytujące, bo po raz pierwszy zbadano krokodyle (Crocodilia). Udało się też rzucić nieco światła na ewolucję snu - podkreśla Michael Kelly. Sen jednopółkulowy mógł wyewoluować u wspólnego przodka gadów i ptaków i osobno u ssaków morskich. Niewykluczone jednak, że pojawił się u jeszcze odleglejszego wspólnego przodka ptaków, gadów i ssaków. Mamy tendencję, by uważać za normę nasz sen, który wyłącza obie półkule. Jeśli jednak u ptaków występuje sen jednopółkulowy, a dowody z EEG potwierdzą, że otwarcie jednego oka u krokodyli, a później innych gadów, to USWS, nagle nasz [ssaków lądowych] sen stanie się wyjątkiem od reguły - podsumowuje Lesku. « powrót do artykułu
  2. Biolodzy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego odkryli, że jak neurony mózgu, bakterie żyjące w społecznościach porozumiewają się ze sobą za pomocą sygnałów elektrycznych. Wykorzystują do tego kanały jonowe. Nasze odkrycie nie tylko zmienia sposób myślenia o bakteriach, ale i o naszym mózgu. Wszystkie nasze zmysły, zachowanie i inteligencja stanowią wynik elektrycznej komunikacji między neuronami w mózgu, pośredniczonej przez kanały jonowe. Teraz stwierdzamy, że bakterie wykorzystują podobne kanały jonowe do komunikacji i usuwania stresu metabolicznego. Nasze wyniki sugerują, że zaburzenia neurologiczne wyzwalane przez stres metaboliczny mogą mieć prehistoryczne bakteryjne pochodzenie, a zatem zapewniają nowe spojrzenie na metody ich leczenia - podkreśla prof. Gürol Süel. Zespół Süela badał działanie kanałów jonowych w obrębie biofilmów. Zainteresowanie Amerykanów w sygnałach dalekiego zasięgu to pokłosie wcześniejszego studium, w ramach którego ustalono, że jak ludzie, biofilmy są w stanie rozwiązywać konflikty społeczne w grupie. Naukowcy odkryli, że gdy biofilm złożony z setek tysięcy laseczek siennych (Bacillus subtilis) rozrośnie się do określonych rozmiarów, komórki z obrzeża z nieograniczonym dostępem do składników odżywczych przestają rosnąć, by pokarm, a zwłaszcza glutaminan, mógł dotrzeć do centrum biofilmu. W ten sposób bakterie z tej jego części mogą przeżyć i przetrwać ataki ze strony antybiotyków. Zdawszy sobie sprawę, że oscylacje we wzroście biofilmu wymagają koordynacji bakterii z peryferii i środka biofilmu, a bakterie rywalizują o glutaminian, czyli obdarzony ładunkiem anion karboksylowy kwasu glutaminowego, uczeni zaczęli spekulować, że metaboliczna koordynacja może bazować na pewnej postaci komunikacji elektrochemicznej. Podczas eksperymentów naukowcy zauważyli, że oscylacje potencjału błonowego pokrywały się z oscylacjami wzrostu biofilmu. Odkryli także, że za zmiany w potencjale błonowym odpowiadały kanały jonowe. Później okazało się, że podstawą tego zjawiska było rozchodzenie fal kationów potasu. To one pozwalały skoordynować aktywność metaboliczną bakterii z różnych regionów. Gdy bakteriom usunięto kanały jonowe, biofilmy nie były w stanie przewodzić sygnałów elektrycznych. Odkryliśmy, że jak neurony w naszym mózgu, bakterie wykorzystują kanały jonowe do komunikowania za pośrednictwem sygnałów elektrycznych. Na tej zasadzie społeczność bakteryjna wydaje się funkcjonować jak mikrobiologiczny mózg - opowiada Süel, dodając, że komunikacja bakteryjna bardzo przypomina rozprzestrzeniającą się depresję korową (ang. cortical spreading depression, CSD) z ludzkiego mózgu, czyli zjawisko zaangażowane w patomechanizm migreny czy drgawek. Interesujące jest to, że zarówno migrena, jak i sygnalizacja elektryczna u bakterii jest wyzwalana przez stres metaboliczny. To oznacza, że wiele leków stworzonych z myślą o migrenie może się również sprawdzić w zwalczaniu biofilmów. To ważna wiadomość, zważywszy na coraz poważniejszy problem antybiotykooporności. « powrót do artykułu
  3. Mikroorganizm odpowiedzialny za XIV-wieczną Czarną śmierć nękał ludzkość dłużej niż sądzono. Badania genetyczne ludzi żyjących w epoce brązu w Azji i Europie ujawniły, że Yersinia pestis zarażała naszych przodków już około 2800 roku przed Chrystusem. To ponad 3000 lat wcześniej niż najstarsze znane nam dotychczas dowody zachorowań. Przez wieki dżuma zabiła miliony ludzi. Badania przeprowadzono na podstawie zębów pozyskanych od 101 ludzi z sześciu miejsc - trzech w Rosji oraz po jednym w Polsce, Estonii i Armenii. U siedmiu osób znaleziono dowody na zarażenie Yersinia pestis. Naukowcy przyjrzeli się też mutacjom bakterii, chcąc się dowiedzieć, kiedy zmieniła się ona w mikroorganizm zdolny do przenoszenia się za pośrednictwem pcheł. Z badań wynika, że mutacja taka była obecna już u osoby zmarłej w Armenii około roku 951 p.n.e. Najstarsze dowody na zainfekowanie człowieka przez Yersinia pestis znaleziono zaś w DNA osób pochowanych w masowym grobie w Bateni w górach Ałtaj. Wiek pochówku oceniono na lata 2794-2782 przed Chrystusem. Dotychczas najstarsze tego typu dowody pochodziły z Niemiec z roku 540 naszej ery. Dżuma z epoki brązu reprezentuje stan przejściowy tej choroby. Wtedy jeszcze Yersinia pestis nie przenosiła się ona za pośrednictwem pcheł i nie wywoływała dżumy dymieniczej. Była jednak w stanie powodować dżumę posocznicową i płucną - mówi genetyk z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego, Simon Rasmussen. W tej wczesnej epoce rozwoju do zarażeń dżumą dochodziło głównie przez kontakty z chorymi. Zasięg zachorowań był ograniczony. Dżuma zaczęła dziesiątkować ludzkość gdy zmutowała i zyskała możliwość rozprzestrzeniania się za pośrednictwem pcheł. Yersinia pestis jest odpowiedzialna za dwie największe znane ludzkości epidemie - dżumę Justyniana z VI wieku n.e. oraz Czarnej śmierci z XIV wieku. Szacuje się, że obie epidemie pochłonęły do 300 milionów ofiar. « powrót do artykułu
  4. Alphabet, konglomerat w skład którego wchodzi Google' poinformował, że ma zamiar więcej inwestować w długoterminowe innowacyjne ryzykowne projekty. Takie informacje przekazała inwestorom dyrektor ds. finansowych Alphabet, Ruth Porat, podczas składania pierwszego kwartalnego sprawozdania. Największy wzrost inwestycji będzie miał miejsce w tych częściach Alphabet, kóre pracują nad technologiami związanymi z energią i dostępem do internetu, w tym w Google Fiber, które chce dostarczać tanie połączenia szerokopasmowe w wielu amerykańskich miastach. Alphabet oficjalnie istnieje dopiero od bieżącego miesiąca, zatem mowa była de facto o wynikach Google'a. Koncern zanotował 18,7 miliarda USD przychodów i 4,7 miliarda zysku. Larry Page, współzałożyciel Google'a i dyrektor wykonawczy Alphabetu już wcześniej mówił, że kongolomerat został powołany do życia po to, by łatwiej było używać nowych technologii i przezwyciężania różnych problemów trapiących świat oraz zarabiać na tym. Na razie nie wiemy jeszcze, czym Alphabet będzie się zajmował, gdyż wciąż nie ujawniono pełnej listy firm wchodzących w skład kongolmeratu. « powrót do artykułu
  5. Chora na stwardnienie zanikowe boczne (ang. Amyotrophic Lateral Sclerosis, ALS) 62-letnia Gong Xunhui napisała składającą się ze 150 tys. słów autobiografię, posługując się jedyną częścią ciała, nad którą ma pełną kontrolę - oczami. Chinka choruje od 12 lat, od 2006 r. jeździ na wózku. Ok. 3 lat temu rodzina kupiła jej urządzenie do śledzenia ruchów oczu. Pierwszym zdaniem, jakie napisała po jego zainstalowaniu, było: Jestem dziś bardzo szczęśliwa. Kiedy podszkolę się w pisaniu za pomocą mrugnięć, prawdopodobnie stworzę autobiografię. Półtora roku później Xunhui rozpoczęła żmudną pracę z komputerem. Codziennie między ósmą rano a jedenastą wieczorem udawało jej się wprowadzić circa 3000 znaków (maksymalnie 6 na minutę). Pisanie książki pt. "Beautiful Frozen" zakończyło się w listopadzie zeszłego roku. Chcę wykorzystać moje doświadczenia do zakomunikowania innym osobom z ALS, że mimo nieuleczalnej choroby nadal możemy dużo zrobić, by wzbogacić swoje życie. Po ukończeniu książki kobieta zaangażowała się w działalność internetową. Dołączyła do różnych forów i zaczęła prowadzić mikroblog. Gdy zorientowała się, że wielu pacjentów nie stać na zakup wartego 3 tys. dol. respiratora, przez co dochodzi do uduszenia, postanowiła przekazać cały dochód ze sprzedaży autobiografii na zakup sprzętu medycznego. Xunhui zamieściła na swojej witrynie apel z prośbą o pomoc w zbieraniu funduszy na publikację. Post doczekał się paru odpowiedzi, a gdy historię kobiety podchwyciła lokalna gazeta, ponad tysiąc osób zamówiło książkę w przedsprzedaży. Xunhui i jej mąż dodali 54 tys. tysiące ze swoich oszczędności, a resztę wydatków pokrył rząd dystryktu Jinjiang. By móc kupić 6 kolejnych respiratorów, pisarka zamierza sprzedać jeszcze 3 tysiące książek. « powrót do artykułu
  6. Google postanowił, po raz pierwszy, zainwestować w chiński start-up. Przez wiele lat stosunki pomiędzy Chinami a Google'em nie były najlepsze. Teraz koncern inwestuje w firmę Mobvoi założoną przez dwóch byłych pracowników Google'a - Zhifei Li i Mike'a Lei. Ich przedsiębiorstwo stworzyło wyszukiwarkę Cumenwenwen, która pozwala użytkownikom zamawiać jedzenie z dostawą do domu. Google od pewnego czasu stara się wrócić na chiński rynek. Wskutek sporów z Pekinem zawieszono tam działalność serwisów Gmail i YouTube. Teraz sytuacja się zmienia. Najnowszy flagowy smartfon Google'a, Nexus 6P jest produkowany przez chińską firmę Huawei. Prowadzone są też rozmowy o otwarciu sklepu z aplikacjami. Chiny to wielki i coraz bardziej atrakcyjny rynek. Jest on jednak dość mocno nadzorowany przez władze. O ile chińscy giganci jak Baidu czy Alibaba bez przeszkód inwestują w zagraniczne firmy, to przedsiębiorstwom z zewnątrz nie jest łatwo zainwestować w chińską firmę. Rząd obawia się bowiem bezpośredniej konkurencji ze strony przedsiębiorstw z innych krajów i czasem próbuje utrudniać życie zagranicznym firmom. « powrót do artykułu
  7. Dotycząca stwardnienia rozsianego współpraca dwóch niemieckich uniwersytetów zaowocowała odkryciem, że długołańcuchowe kwasy tłuszczowe (ang. long-chain fatty acids, LCFAs) sprzyjają rozwojowi w ścianie jelita cienkiego i rozprzestrzenianiu autoreaktywnych komórek. Dla odmiany krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe (ang. short-chain FAs, SCFAs) hamują neurozapalenie. Posługując się hodowlami komórkowymi i eksperymentalny modelem autoimmunologicznego zapalenia mózgu i rdzenia (EAE), naukowcy ze Szpitala św. Józefa Ruhr-Universität Bochum i Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg odkryli, że długołańcuchowe kwasy tłuszczowe, takie jak kwas laurynowy, sprzyjają rozwojowi i rozprzestrzenianiu komórek zapalnych w ścianie jelita. Chodzi o limfocyty T-pomocnicze typu 1. (ang. T helper 1, Th1) i/lub 17. (ang. Th17) oraz ich zmniejszoną sekwestrację w jelicie za pośrednictwem szlaku kinazy MAP. Krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, a zwłaszcza kwas propionowy lub jego sole, prowadzą do namnażania i rozprzestrzeniania w ścianie jelita limfocytów T regulatorowych (Treg), czyli subpopulacji limfocytów odpowiedzialnych za tłumienie nadmiernej lub autoreaktywnej odpowiedzi immunologicznej. Eksperymenty pokazały, że LCFAs systematycznie obniżają stężenie SCFAs w przewodzie pokarmowym i nasilają chorobę przez powiększanie populacji Th1 i/lub Th17 w jelicie cienkim. Terapia EAE za pomocą SCFAs zmniejsza objawy zapalenia mózgu i ogranicza uszkodzenia aksonów. Co istotne, naukowcy nie zaobserwowali wpływu kwasów tłuszczowych z diety w przypadku jelit pozbawionych mikrobiomu. Dalsze eksperymenty pokazały, że stwierdzone efekty można przypisać raczej metabolitom mikroorganizmów niż jakiemuś pojedynczemu gatunkowi bakterii. Niemcy uważają, że uzupełniając tradycyjne leczenia solami kwasu propionowego, można zoptymalizować terapię stwardnienia rozsianego. « powrót do artykułu
  8. Naukowcy z Uniwersytetu Nebraski w Lincoln zdobyli pierwsze dowody na to, że chlorowirus ATCV-1 (ang. Acanthocystis turfacea chlorella virus 1), który zwykle infekuje zoochlorelle, może się namnażać w pewnych komórkach ssaczych. Długo sądzono, że ATCV-1 występuje wyłącznie w glonach. Pogląd ten zmienił się jednak w zeszłym roku, gdy zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i Uniwersytetu Nebraski znalazł sekwencje genowe przypominające DNA chlorowirusa w wymazach z gardła ludzkich ochotników. Okazało się wtedy, że ATCV-1 występuje u 40 z 92 uczestników badania, a testy wykazały, że grupa ta gorzej sobie radzi z zadaniami mierzącymi szybkość i dokładność przetwarzania wzrokowego. W ramach najnowszego studium Amerykanie wprowadzili ATCV-1 do makrofagów, komórek układu odpornościowego ssaków, które pełnią ważną rolę w odpowiedzi immunologicznej. Znakując wirus fluorescencyjnym barwnikiem i sporządzając trójwymiarowe obrazy mysich komórek, naukowcy wykazali, że ATCV-1 z powodzeniem je infiltruje. W ciągu doby od wprowadzenia wirusa nastąpiło także 3-krotne zwiększenie jego stężenia. Jak wyjaśnia David Dunigan, makrofagi przeszły wiele zmian charakterystycznych dla komórek zainfekowanych przez wirusy. Ostatecznie kończyło się to programowaną śmiercią, zwaną przez wirusologów taktyką palonej ziemi (ma to ograniczać rozprzestrzenianie patogenu, który potrzebuje do tego żywych komórek). Przed śmiercią komórki wykazywały wiele oznak stresu, co w pewnym stopniu wspiera związki z łagodnymi zaburzeniami poznawczymi, o których wspominano w studium z 2014 r. Dunigan i inni napomykają o wzroście poziomu interleukiny 6 (IL-6), który w ramach wcześniejszych badań powiązano z gorszym uczeniem przestrzennym i chorobami neurologicznymi. Naukowcy donoszą także o wzrostach tlenku azotu, ważnej cząsteczki sygnalizacyjnej, która produkowana w nadmiarze może prowadzić do zaburzeń pamięciowych. Przypomnijmy, że w zeszłym roku, zajmując się pierwotnie badaniem funkcjonowania poznawczego, zespół Roberta Yolkena odkrył, że osoby zakażone ATCV-1 wypadają nieco gorzej w testach przetwarzania wzrokowego i szybkości wzrokowo-ruchowej. Zaszczepione wirusem myszy wykazywały podobne deficyty pamięci i uwagi podczas pokonywania labiryntów. Autorzy ówczesnej publikacji z PNAS sugerowali, że ATCV-1 zmienia ekspresję ponad 1000 genów z hipokampa gryzoni. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i Nebraski nadal współpracują, szukając innych odpowiedzi komórkowych na ATCV-1 i sprawdzając, jak te reakcje mogą napędzać u myszy zmiany układowe. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy pracujący na Wyspach Galapagos stwierdzili, że wbrew temu, co dotąd myślano, na Santa Cruz żyją 2, a nie 1 gatunek olbrzymiego żółwia. Odkrycie nowego gatunku - żółwia ze wschodniej Santa Cruz (Chelonoidis donfaustoi) - opisano na łamach pisma PLoS ONE. To mała, izolowana grupa żółwi, która nigdy wcześniej nie przyciągała uwagi biologów. Teraz już wiemy, że to zwierzęta tak samo unikatowe jak inne gatunki żółwi z archipelagu. Ich odkrycie i formalne opisanie powinno sprawić, że otrzymają one uwagę naukową i konserwacyjną, jakiej potrzebują, by się w pełni odrodzić - podkreśla dr James Gibbs z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku (SUNY), który brał także udział w wyprawie mającej określić zasięg nowego gatunku. Łacińska nazwa gatunku ma uhonorować długoletniego strażnika Parku Narodowego Galapagos Fausta Llerenę Sáncheza - znanego lepiej jako Don Fausto - którego metody są nadal wykorzystywane przy rozrodzie zagrożonych żółwi. Don Fausto poświęcił 43 lata (1971-2014) ochronie żółwi. Był głównym opiekunem w Centrum Rozrodu i Hodowli Żółwi na Santa Cruz, które obecnie nosi jego imię. Odtworzenie kilku populacji żółwi to pokłosie wysiłków właśnie Sáncheza. Niełatwo rozmnażać żółwie w niewoli. Don Fausto nie miał ani zbyt wiele zasobów, ani wskazówek. Do wszystkiego doszedł dzięki bacznej obserwacji, dużej kreatywności, inteligencji oraz olbrzymiej przedsiębiorczości - opowiada Gibbs, dodając, że strażnik z sukcesami rozmnażał żółwie z Galapagos w czasie, gdy nie udawało się to wielu ogrodom zoologicznym z całego świata. Na Santa Cruz żyją 2 populacje: 1) duża z zachodniej strony wyspy, z terenu zwanego Rezerwatem oraz 2) mniejsza ze wschodu, ze stoków wzgórza Cerro Fatal. Dotąd naukowcy myśleli, że należą one do tego samego gatunku. Genetyczne i morfologiczne analizy przeprowadzone przez międzynarodowy zespół dr Giselli Caccone z Uniwersytetu Yale pokazały jednak, że reprezentują one dwa gatunki: żółwia z zachodniej Santa Cruz (Chelonoidis porteri) i żółwia ze wschodniej Santa Cruz (Ch. donfaustoi). « powrót do artykułu
  10. Naukowcy pracujący przy misji K2 Teleskopu Kepler odkryli białego karła, który niszczy opadający nań niewielki obiekt. Odkrycie potwierdza teorię mówiącą, że białe karły są w stanie "pożreć" pozostałości planet, które przetrwały kolejne fazy ich ewolucji. Po raz pierwszy widzimy miniaturową 'planetę' rozrywaną i odparowywaną przez białego karła, na którego opada - powiedział Andrew Vanderburg z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Z wiekiem gwiazdy podobne do naszego Słońca powiększają się i stają się czerwonymi olbrzymami. Z czasem tracą około połowy swojej masy i kurczą się do około 1/100 swojej oryginalnej wielkości. Powstaje nieduża, niezwykle gęsta gwiazda zwana białym karłem. To właśnie taka gwiazda, WD 1145+017, niszczy właśnie obiekt wielkości dużej asteroidy, który okrąża ją w czasie około 4,5 godziny. Tak krótki czas obiegu wskazuje, że obiekt jest niezwykle blisko gwiazdy. Działa nań olbrzymia temperatura i silne grawitacja białego karła. W ramach pierwszego etapu misji K2, który miał miejsce pomiędzy majem a sierpniem ubiegłego roku, udoskonalano metody obserwacyjne ćwicząc na odległym białym karle w gwiazdozbiorze Panny. Zespół pracujący pod kierunkiem Vanderburga zauważył, że co 4,5 godziny jasność gwiazdy spada aż o 40%, jednak kształt sygnału nie układał się w symetryczne U typowe dla przechodzących planet. Mieli do czynienia z niesymetrycznym, wydłużonym z jednej strony wykresem. Tak, jakby za obiektem przesłaniającym gwiazdę ciągnęło się coś na kształt ogona komety. Uczeni nie wiedzieli, z czym mają do czynienia. Dopiero ostatniej nocy obserwacji domyślili się, co się dzieje wokół gwiazdy. Gdy przeprowadzili bardziej szczegółowe badania odkryli sygnały ciężkich pierwiastków w atmosferze WD 1145+017. Ich obecność jest przewidziana przez teorię dotyczącą białych karłów i pozostałości planet. Powierzchnia białych karłów, ze względu na olbrzymią grawitację gwiazdy , powinna składać się wyłącznie z helu i wodoru. Jednak naukowcy od lat wiedzieli, że atmosfera wielu takich gwiazd jest zanieczyszczona ciężkimi pierwiastkami. Wysunięto więc hipotezę, że źródłem zanieczyszczeń są pozostałości planet wchłonięte przez białego karła. Teraz udało się ją udowodnić. « powrót do artykułu
  11. Oracle naprawiło 25 dziur w Javie. Aż 20 z nich można było wykorzystać za pośrednictwem przeglądarki, a 24 pozwalały na przeprowadzenie zdalnego ataku bez potrzeby uwierzytelniania się. Oracle co trzy miesiące wydaje poprawki do swojego oprogramowania. Tym razem firma załatała 154 dziury, w tym 25 w Javie. Dziury naprawiono w edycjach Java 6u101, 7u85, 8u60. Pozostałe załatane oprogramowanie to m.in. Oracle Database, Sun Systems Product Suite, Fusion Middleware, VirtualBox czy E-Business Suite. Oracle zachęca do jak najszybszego zainstalowania poprawek, gdyż wiele z dziur to luki krytyczne. Szczęśliwe dotychczas nie natrafiono na ślady ataków na te luki. Trzeba jednak przypomnieć, że cyberprzestępcy mogą dokonać inżynierii wstecznej opublikowanych poprawek i dzięki temu znajdą dziury, dla których poprawki te zostały opublikowane. Wówczas mogą rozpocząć ataki. « powrót do artykułu
  12. Unia Europejska ukarała pięciu producentów napędów optycznych za zmowę cenową. Firmy uzgadniały swoje strategie dotyczące ofert przedstawianych Dellowi i HP. W skład nielegalnego kartelu wchodziły Philips, Line-On, Philips & Lite-On Digital Solutions, Hitachi-LG Data Storage (HLDS), Toshiba Samsung Storage Technology (TSST), Sony, Sony Optiarc oraz Quanta Storage. Trzy pierwsze z wymienionych przedsiębiorstw nie zostały ukarane, gdyż to one poinformowały o zmowie. Na pozostałe firmy nałożono grzywnę w wysokości 116 milionów euro. Najwyższe grzywny - w wysokości 41 i 37 milionów - nałożono na TSST i HLDS, z tym że drugiemu z tych przedsiębiorstw, za współpracę przy śledztwie, obniżono karę o połowę. Zgodnie z tym, co ustaliła Komisja Europejskie zmowa istniała od czerwca 2004 do listopada 2008. W różnych okresach w zmowie uczestniczyły różne przedsiębiorstwa. Jedne brały udział w nielegalnych działaniach przez rok, inne przez ponad 4 lata. Wskutek takich praktyk Dell i HP płaciły więcej za napędy optyczne montowane w swoim sprzęcie. W ostateczności wyższe ceny płacił klient końcowy. « powrót do artykułu
  13. W 1876 roku Ludwig Boltzmann zauważył, że z jego równań opisujących przepływ energii cieplnej w gazach wynika pewna niezwykła konsekwencja. Zwykle zderzające się ze sobą cząstki gazu osiągają w końcu równowagę termiczną, czyli stan, w którym nie dochodzi do przepływu energii cieplnej netto. Boltzmann zauważył jednak, że z tych samych równań wynika, iż w gazie umieszczonym w pewnej szczególnej przestrzeni trójwymiarowej całość pozostaje w ciągłym stanie nierównowagi, czyli ciągle dochodzi w nim do przepływu ciepła netto. Teraz fizycy z University of Colorado w Boulder i Narodowego Instytutu Standardów i Technologii przeprowadzili pierwszy w historii eksperyment, w którym potwierdzili teorię Boltzmanna. To jedno z wielu interesujących spostrzeżeń Bolzmanna. Próbował on wyjaśnić, dlaczego zawsze mamy do czynienia z 'rozpadem'. Na przykład wahadło zawsze w końcu się zatrzyma, a w tym czasie miejsce, w którym jest zamocowane, będzie się nieco rozgrzewało wskutek tarcia. Bolzmann zastanawiał się, dlaczego nigdy nie widzimy zjawiska odwrotnego - stopniowego ochładzania się miejsca mocowania i coraz mocnej poruszającego się wahadła. Zauważył, że z jego równań wynika, iż nie zawsze musimy mieć do czynienia z 'rozpadem', problem w tym, że nie potrafił wykazać tego eksperymentalnie. Przeciwnicy Bolzmanna twierdzili, że te anomalie wynikające z jego równań są dowodem na ich fałszywość. Jednak równania są prawidłowe. Po prostu wtedy nie było możliwości przeprowadzenia odpowiednich eksperymentów. Teraz możemy je przeprowadzić - powiedział Eric Cornell z University of Colorado. Eksperyment można było przeprowadzić dopiero dzięki użyciu współczesnej techniki, gdyż zakłada on wygenerowanie gazu i umieszczenie go w przestrzeni w bardzo szczególny sposób. Po pierwsze, gaz musi być ułożony w idealną sferę, po drugie, musi znajdować się w idealnie harmonicznej pułapce, co pozwala na zmniejszenie wpływu tarcia. Naukowcy przygotowali nowy rodzaj pułapki magnetycznej z dodatkowymi cewkami, dzięki którym możliwe było niezależne dostrojenie różnych parametrów eksperymentu. Uwięzili w niej zimną chmurę atomów rubidu tak, że gaz zachowuje się jakby był w trybie 'magnetycznego monopolu'. Wówczas temperatura i wielkość chmury gazu oscylują ku przeciwnym wartościom - gdy jedno się zwiększa, drugie się zmniejsza. Uczeni wyjaśniają, że jest to odpowiednik wymiany pomiędzy energią kinetyczną a potencjalną, jaka zachodzi w wahadle. Tak, jak wahadło w końcu uzyskuje stan równowagi i przestaje się poruczać tak typowy gaz w określonej przestrzeni uzyskuje taki stan, gdy ciepło przestaje przepływać. W obu przypadkach równowaga zostaje osiągnięta dzięki wzrostowi entropii, czyli zmniejszeniu amplitudy oscylacji. Jednak w opisanym eksperymencie wzrostowi entropii zapobiega specyficzny sposób organizacji gazu i interakcji pomiędzy atomami. Prowadzący eksperyment wykazali, że w gazie nie dochodzi do wspomnianego na wstępie 'rozpadu'. Ten niewielki, który zarejestrowali, jest prawdopodobnie efektem niedoskonałości pułapki magnetycznej. Żaden system fizycy nie może bowiem zapewnić stworzenia idealnie izotropowej i harmonicznej przestrzeni. Uczeni nie tylko udowodnili spostrzeżenia Boltzmanna. Uzyskane przez nich wyniki mogą pomóc nam w zrozumieniu innych systemów pozostających w nierównowadze, w tym samego życia. Fizyka nierównowagi, która zajmuje się badaniem tego, co jest dalekie od równowagi cieplnej, jest obecnie przedmiotem intensywnych badań. Klasycznym przykładem systemu znajdującego się w stanie nierównowagi jest życie. Jak się ono pojawiło? Dlaczego trwa? Nasz eksperyment jest być może zbyt klasyczny i nie do końca odpowiada większości współczesnych badań, ale to wspaniały przykład szerszego problemu, w ramach którego zastanawiamy się, dlaczego niektóre systemy nigdy nie osiągają równowagi, mówi Cornell. « powrót do artykułu
  14. Ekoturystyka to jeden ze sposobów na zachowanie naturalnego środowiska. Turyści płacą za oglądanie dziewiczej przyrody, a pieniądze trafiają na jej ochronę oraz do lokalnych społeczności. W ubiegłym roku obszary chronione na całym świecie zostały odwiedzone przez turystów 8 miliardów razy. Okazuje się jednak, że ekoturystyka... może być szkodliwa dla środowiska Naukowcy z amerykańsko-brazylijsko-francuskiego zespołu przeanalizowali wyniki ponad 100 badań i doszli do wniosku, że interakcja ludzi i zwierząt nie jest obojętna dla tych ostatnich. Masowa ekoturystyka to jedna z przyczyn szybkich powodowanych przez człowieka zmian w środowisku naturalnym - mówi profesor Daniel Blumstein z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, jeden z autorów sudium. Obecność ludzi powoduje zmiany w zachowaniu zwierząt. Przyzwyczajają się one do naszej obecności stają się mniej ostrożne. W ten sposób mogą łatwiej paść ofiarą kłusowników. Jednak to nie wszystkie zagrożenia. Naukowcy zastanawiają się, czy zmniejszona ostrożność w obecności ludzi nie powoduje, że gdy tych już nie ma mniej uważne zwierzę może łatwiej paść ofiarą drapieżnika. Dzieje się tak, gdyż ludzie stanowią dla zwierząt ochronę. Zaobserwowano na przykład, że kiedy ludzie są w pobliżu werwety muszą rzadziej uciekać przed lampartami. Z kolei w Grand Teton National Park na obszarach odwiedzanych przez turystów łosie i widłorogi spędzają więcej czasu jedząc, a mniej wypatrując niebezpieczeństwa. Takie zachowania mogą kosztować je życie gdy ludzie znikną z okolicy. Jeśli poszczególne osobniki przyzwyczajają się do ludzi, szczególnie do turystów, możemy z czasem wytworzyć w zwierzętach zachowania, która będą miały niezamierzone konsekwencje, takie jak większe ryzyko śmierci ze strony drapieżników. Nawet niewielka perturbacja wprowadzone przez człowieka może wpłynąć na zachowanie czy biologię gatunku i mieć w ten sposób wpływ na jego funkcjonowanie w otoczeniu, stwierdzili naukowcy. Ich zdaniem masowa ekoturystyka ma na zwierzęta podobny wpływ do udomowienie i urbanizacja. We wszystkich trzech przypadkach interakcja może prowadzić do przyzwyczajenia się. Wcześniejsze badania wykazały, że udomowione srebrne listy stały się bardziej uległe i mniej strachliwe, udomowione ryby słabiej reagują na symulowany atak drapieżnika, wiewiórki i ptaki żyjące na terenach miejskich wolniej uciekają przed niebezpieczeństwem. « powrót do artykułu
  15. Ciccarelli i White, znakomici dydaktycy i profesorowie psychologii, napisali najnowocześniejszy i najbardziej wszechstronny podręcznik wprowadzający do tej dyscypliny na świecie! To od paru lat najpopularniejszy podręcznik psychologii w Stanach Zjednoczonych. Tematyka, która została ujęta w tym podręczniku, obejmuje: biologiczne podstawy procesów psychicznych, czucie i spostrzeganie, świadomość, proces uczenia się, pamięć, poznanie, motywację i emocje, seksualność, płeć kulturową, stresy i ich wpływ na funkcjonowanie człowieka, teorie osobowości, zagadnienia psychologii społecznej, zaburzeń psychicznych i psychoterapii. Podręcznik uzupełniają dodatki: jeden obejmujący zastosowanie statystyki w psychologii i drugi poświęcony obszarom, na których pracują psychologowie. Materiał ułożony jest w sposób sprzyjający zapamiętywaniu i umożliwiający sprawdzanie opanowanej wiedzy przez samego studenta – służą temu podsumowania, mapy pojęć oraz testy zamieszczone w podrozdziałach i na zakończenie każdego rozdziału – uzupełniony licznymi odwołaniami do badań naukowych, diagramami, wykresami, tabelami i przykładami. W tej książce widać wyraźnie, że psychologia – choć z wielu korzeni wyrasta – ma już jasno określony i ciągle doskonalony obszar badań, pomiarów, diagnoz i zastosowań. I co więcej, ma ciągle powab nowości, oferując wiele jeszcze nieotwartych drzwi - twierdzi prof. dr hab. Waldemar Domachowski, autor wstępu do wydania polskiego. Saundra K. Ciccarelli jest profesorem na Gulf Coast Community College w Panamie, na Florydzie. Doktorat na temat psychologii rozwoju otrzymała na George Peabody College przy Vanderbilt University w Nashville Tennessee. Jest członkinią drugiego wydziału Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów. Początkowo była zainteresowana psychologią rozwoju języka i inteligencji u dzieci i osób dorosłych opóźnionych w rozwoju i publikowała na ten temat artykuły w American Journal of Mental Deficiency, cały czas studiując na Peabody. Jednak wkrótce odkryła w sobie powołanie do nauczania i odtąd zajmuje się prowadzeniem kursów wprowadzających studentów w świat psychologii. J. Noland White jest profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Nauk Psychologicznych na Georgia College and State University. Doktorat z pedagogiki uzyskał na The University of Tennessee, ma magisterium na temat doradztwa psychologicznego ze specjalizacją neuropsychologiczną.
  16. Bikini Sponge Suit pozwala na oczyszczanie wody, w której jego właścicielka się kąpie. Sponge to superhydrofobowy porowaty materiał węglopochodny, który doskonale wchłania wszystko poza wodą. Wygląd stroju kąpielowego miał, wg projektantów, nawiązywać do tekstury wykorzystanego materiału. Twórcy Sponge Suit - Pinar Guvenc, Inanc Eray, Gonzalo Carbajo i Marco Mattia Cristofori ze studia projektowego Eray Carbajo- uważają, że takie ubieralne technologie stanowią klucz do czystszego świata. Bikini składa się z 2 zasadniczych elementów: 1) wydrukowanego w 3D, dopasowanego do ciała "pokrowca" z elastycznego polimeru oraz 2) wypełniacza ze Sponge. Ilość wypełniacza i jego położenie określono po przetestowaniu kilku wariantów. Wynaleziony przez zespół prof. Mihri Ozkan z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside materiał może wchłonąć 25-krotność swojej wagi i nie uwalnia absorbowanych związków, chyba że podgrzeje się go do temperatury ponad 1000 stopni Celsjusza, przy której powraca do swojej pierwotnej ciekłej postaci. Po stopieniu zanieczyszczenia wychwycone z wody można oddzielić, a Sponge poddać recyklingowi, uzyskując nowe bikini. Na razie Sponge Suit to tylko prototyp. Bikini nie można kupić, ale stojąca za nim firma deklaruje gotowość do masowej produkcji i możliwość zastosowania technologii do uzyskiwania innych form strojów oraz czepków kąpielowych. Sponge Suit zdobył pierwszą nagrodę w 2015 Reshape Wearable Technology Competition. Strój jest ponoć całkowicie bezpieczny dla użytkowniczki. « powrót do artykułu
  17. Geochemicy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) znaleźli dowody wskazujące, że życie na Ziemi istniało już co najmniej 4,1 miliarda lat temu. To o 300 milionów lat wcześniej niż sądzono. Odkrycie wskazuje, że pierwsze organizmy żywe mogły pojawić się wkrótce po uformowaniu się naszej planety. Jeszcze 20 lat temu to, co mówimy teraz uznano by za herezję. Już odkrycie, że życie istniało 3,8 miliarda lat temu było szokujące - mówi profesor Mark Harrison, współautor odkrycia. Życie na Ziemi mogło powstać niemal natychmiast. Jeśli są odpowiednie składniki to - jak się wydaje - życie pojawia się bardzo szybko - mówi uczony. Odkrycie wskazuje też, że życie istniało przed tym, zanim Ziemia doznała intensywnego bombardowania meteorytami przed 3,9 miliardami lat. Jeśli życie nie przetrwało tego bombardowania, to musiało później znowu bardzo szybko się pojawić - zauważa student Harrisona, Patrick Boehnke. Dotychczas znaczna część naukowców uważała, że przed ponad 4 miliardami lat Ziemia nie była miejscem przyjaznym życiu. Wczesna Ziemia z pewnością nie była piekielną, gotującą się, suchą planetą. Nie ma dowodu, na poparcie takiej tezy. Była bardziej niż sądzimy podobna do dzisiejszej planety, stwierdził Harrison. Naukowcy, na czele których stała Elizabeth Bell, przyjrzeli się ponad 10 000 cyrkonom z Zachodniej Australii. Podczas formowania się cyrkony zamykają we wnętrzu informacje o swoim otoczeniu, są więc dla naukowców świetnymi "kapsułami czasu". W 656 cyrkonach znaleziono drobinki gruntu, a 79 z nich poddano badaniom za pomocą spektroskopii ramanowskiej. Technika ta pozwala na trójwymiarowe obrazowanie molekuł. W jednym z cyrkonów w dwóch miejscach znaleziono grafit. Wiek cyrkonu oceniono na podstawie badań stosunku uranu do ołowiu. Okazało się, że liczy on sobie 4,1 miliarda lat. Zawarty w nim grafit jest starszy. Nie wiadomo jednak, o ile starszy. Sam grafit ma bardzo charakterystyczną sygnaturę. Szczególny stosunek węgla-12 do węgla-13 wskazuje, że miał on związek z życiem wykorzystującym fotosyntezę. Jako, że wspomniany grafit jest starszy niż cyrkon go zawierający, a życie musiało przez miliony lat ewoluować zanim zyskało zdolność fotosyntezy, naukowcy są pewni, iż Ziemia była pełna życia już przed 4,1 miliardami lat. « powrót do artykułu
  18. Toksyna botulinowa wstrzyknięta po pomostowaniu aortalno-wieńcowym w tkankę tłuszczową otaczającą serce zmniejsza ryzyko migotania przedsionków (ang. atrial fibrillation, AF). U ok. 1/3 pacjentów przechodzących pomostowanie rozwinie się migotanie przedsionków [którego najpoważniejszym powikłaniem są zmiany zatorowo-zakrzepowe]. AF jest zawsze związane z przedłużoną hospitalizacją i oznacza większe koszty dla systemu opieki zdrowotnej - wyjaśnia prof. Jonathan S. Steinberg z Uniwersytetu w Rochester. W 2 rosyjskich szpitalach 60 pacjentów wylosowano do grup, którym wykonywano zastrzyki z botoksu lub soli fizjologicznej. Do iniekcji wybrano 4 płaty tkanki tłuszczowej wokół mięśnia sercowego. Próba była podwójnie ślepa, co oznacza, że ani lekarze, ani ochotnicy nie wiedzieli, kto trafił do jakiej grupy. Okazało się, że u osób, którym w trakcie wszczepiania bajpasów podano toksynę botulinową, ryzyko wystąpienia AF w ciągu miesiąca od operacji wynosiło tylko 7% (w porównaniu do 30% w grupie kontrolnej). Do roku po zabiegu migotanie przedsionków nie wystąpiło u żadnego z pacjentów z grupy botulinowej, w porównaniu do 27% osób otrzymujących zastrzyk z soli fizjologicznej. Nie stwierdzono żadnych powikłań po podaniu botoksu, a powikłania pooperacyjne, w tym czas intensywnej opieki zdrowotnej i połączenia do respiratora, a także wskaźnik zakażeń, były podobne w obu grupach. Zanim zastrzyki z botoksu staną się częścią standardowego postępowania, trzeba powtórzyć badania na większej próbie. Jeśli wyniki zostaną zreplikowane, iniekcje będzie można zastosować również u chorych przechodzących operacje naprawcze albo przeszczep zastawek. « powrót do artykułu
  19. Wiek XXI nie będzie prawdopodobnie wiekiem elektroniki, lecz fotoniki. A w znacznej mierze może się do tego przyczynić najnowsze osiągnięcie naukowców z Harvard John A. Paulson School of Engineering and Applied Sciences (SEAS). Są oni pierwszymi, którzy zintegrowali na układzie scalonym metamateriał o współczynniku załamania światła wynoszącym 0. Oznacza to, że światło może osiągać w nim maksymalną prędkość fazową. Nowy materiał został opracowany przez Erika Mazura. Światło nie lubi, jak się je ściska i manipuluje. Jednak ten metamateriał pozwala na jego manipulowanie, zaginanie, skręcanie czy zmianę średnicy wiązki od skali makro do skali nano. To nowy sposób manipulowania światłem - wyjaśnia Mazur. Światło, w zależności od materiału, w którym się porusza, ma różną prędkość fazową. Gdy na przykład trafi na wodę jego prędkość fazowa zmniejsza się, podobnie jak długość fali. Po opuszczeniu wody prędkość fazowa wzrasta, rośnie też długość fali. To, jak bardzo zmniejsza się prędkość fazowa w danym ośrodku jest jest opisywane właśnie współczynnikiem załamania. Im jest on wyższy, tym bardziej materiał wchodzi w interakcje ze światłem. Na przykład dla wody współczynnik załamania wynosi 1,3. Tam, gdzie współczynnik załamania wynosi 0 światło nie zachowuje się jak poruszająca się fala, składająca się z grzbietów i dolin. W takich materiałach mamy do czynienia albo z samymi dolinami, albo z samymi grzbietami. Oscylacja miedzy nimi jest zależna od czasu, nie przestrzeni. Jaka jednorodna faza pozwala zaś na rozciąganie, ściskanie, skręcanie i inne manipulacje bez utraty energii przez światło. Tradycyjne obwody fotoniczne są ograniczane energią poruszającego się światła. Metamateriał o zerowym współczynniku załamania to rozwiązanie pozwalające na zamknięcie energii elektromagnetycznej w różnego typu falowodach, gdyż prędkość fazowa światła jest w nim maksymalna, niezależnie od konfiguracji materiału - wyjaśnia Yang Li, jeden ze współpracowników Mazura. Nowy metamateriał składa się z krzemowych słupków umieszczonych na polimerze i przykrytych warstwą złota. W fizyce kwantowej brak zmian fazy pozwala na emitowanie fotonów, których faza zawsze zgadza się z innymi fotonami. Może to też poprawić splątanie kubitów, gdyż światło efektywnie się rozprzestrzenia, jego faza jest nieskończenie długa i jednorodna, pozwalając na splątanie nawet odległych cząstek - dodaje student Mazura, Philip Munoz. « powrót do artykułu
  20. Kolejność urodzeń ma niewielki wpływ na osobowość. Pytanie, czy kolejność urodzeń ma trwały wpływ na osobowość, zajmuje naukowców od ponad 100 lat. Jako pierwszy zainteresował się tym filozof Alfred Adler, drugi z sześciorga rodzeństwa. Niemiecki zespół, którego artykuł ukazał się na łamach pisma PNAS, przetestował teorię nisz w rodzinie Franka J. Sullowaya, który odnosząc się do teorii Karola Darwina, utrzymuje, że różnice osobowościowe pomiędzy rodzeństwem są skutkiem odwiecznej walki o zasoby rodzicielskie oraz pozycję w rodzinie. Psycholodzy - prof. Stefan Schmukle i Julia Rohrer z Uniwersytetu w Lipsku i prof. Boris Egloff z Uniwersytetu Johanna Gutenberga w Moguncji - przeanalizowali centralne cechy osobowości ponad 20 tys. dorosłych z Niemiec, USA i Wielkiej Brytanii (posłużyli się danymi z 3 dużych studiów). Okazało się, że ekstrawersja, stałość emocjonalna, ugodowość i sumienność (czynniki z modelu osobowości zwanego Wielką Piątką) nie są zależne od kolejności urodzeń. Odnotowano jedynie niewielkie różnice dot. samoopisu inteligencji. Pierworodni częściej wspominali o bogatym słowniku i mniejszych kłopotach ze zrozumieniem abstrakcyjnych idei. W ten sposób badanie potwierdziło znane już wcześniej zjawisko: spadek obiektywnie mierzonej inteligencji w szeregu dzieci. Wpływ [kolejności urodzeń] na inteligencję udaje się doskonale zreplikować w dużych próbach, ale ponieważ jest on minimalny, na poziomie indywidualnym nie ma żadnego znaczenia. I choć średnie miary inteligencji się obniżają, w 4 przypadkach na 10 później urodzone dzieci są nadal mądrzejsze od starszego rodzeństwa. Prawdziwie istotnym wnioskiem z naszego studium jest to, że kolejność urodzin nie ma znaczącego wpływu na analizowane przez nas wymiary osobowości. Fakt ten pozostaje w sprzeczności nie tylko z uznanymi teoriami psychologicznymi, ale i intuicyjnymi przekonaniami wielu osób - podsumowuje Schmukle. Wskazując raczej na przyczyny społeczne niż biologiczne, Rohrer podaje kilka potencjalnych przyczyn spadku IQ. Jedna z teorii jest taka, że późniejsze dzieci "rozcieńczają" zasoby rodziców, w tym uwagę. Niewykluczone również, że pierworodny funkcjonuje jako nauczyciel życia dla młodszych braci i sióstr. Uczenie innych ludzi to wymagające poznawczo zadanie. Dzieci muszą sobie przypominać opanowane wiadomości, organizować je i znajdować dobry sposób na przekazanie ich młodszym, co może korzystnie wpływać na własną inteligencję części pierworodnych. Zaobserwowany efekt nie oznacza, że każdy pierworodny jest nieco bardziej inteligentny od młodszego rodzeństwa. Oznacza raczej, że jeśli oceniasz inteligencję większej liczby osób, natrafisz na większą liczbę rodzeństw z mądrzejszym pierworodnym niż rodzeństw z bardziej inteligentnymi później urodzonymi dziećmi. Jako 3. dziecko w rodzinie możesz więc nadal być bardziej inteligentny od 1. i 2. dziecka, a kolejność urodzeń to tylko jeden z wielu czynników mogących się przyczyniać do różnic w inteligencji rodzeństwa. « powrót do artykułu
  21. Od czterech lat Kalifornia zmaga się z suszą. Ostatnie opady, a nawet przytrafiające się powodzie, nie oznaczają, że sytuacja uległa poprawie. Wręcz przeciwnie. Eksperci przewidują, że susza będzie trwała. Ekolodzy zaproponowali, by na ratunek Kalifornii wezwać... bobry. Reintrodukcja tych zwierząt ma, ich zdaniem, spowodować, że więcej wody będzie zatrzymywane na miejscu. Bobry wybudują tamy, dzięki którym woda nie będzie tak szybko spływała do oceanu. Ekolodzy proponują, by kalifornijskie wybrzeża zasiedlić gatunkiem Castor canadensis, który niegdyś masowo występował na tych terenach. Bobry zostały niemal całkowicie wytępione w XIX wieku, gdyż przeszkadzały przemysłowi drzewnemu i rybołówstwu. Dotychczas wiele osób uznaje te zwierzęta za szkodniki. Tymczasem, jak wyjaśniają ekolodzy, bobry budują tamy, dzięki czemu powstają naturalne zbiorniki wodne. Pomaga to wielu innym gatunkom, na przykład łososiom. Ponadto woda ze zbiorników powoli wsiąka w ziemię i uzupełnia naturalne zbiorniki, dzięki czemu tworzą się podziemne zapasy wody pitnej. Bez bobrzych tam woda spływa szybciej, co skutkuje powodziami i osunięciami gruntu podczas opadów oraz suszą, gdy nie pada. Plany ekologów mogą napotkać wiele przeszkód, nawet ze strony Kalifornijskiego Departamentu Rybołówstwa i Dzikiej Przyrody. Departament uznaje bowiem bobry za zwierzęta stwarzające problemy. Budowane przez nie tamy mogą bowiem powodować podtopienia domów i dróg. « powrót do artykułu
  22. Energetyka słoneczna przeżywa swój rozkwit w Kalifornii. Niektórzy biolodzy ostrzegają jednak, że realizowanie kolejnych wielkich projektów na pustyni Mojave zagraża tamtejszej bioróżnorodności. Opublikowane właśnie badania wskazują bowiem, że wielkie farmy słoneczne są budowane i planowane głównie na najbardziej dzikich terenach pustyni, gdzie wciąż jeszcze istnieje krucha równowaga w ekosystemie. Znacznie mniej farm powstaje tam, gdzie już istnieją podobne instalacje, a człowiek swoimi działaniami i tak już doprowadził do zmian w środowisku naturalnym. Badania przeprowadzone przez Uniwersytet Stanforda i Carnegie Institution for Science wykazały, że realizacja obecnych planów zagraża zniszczeniem habitatów na powierzchni 71 200 kilometrów kwadratowych. Panele słoneczne zajmują sporo przestrzeni. Wszystko przesłaniają. Na pustyni Mojave bioróżnorodność jest równie duża co w lesie. Pytanie brzmi, czy chcemy zadusić panelami słonecznymi największy dziki obszar Kalifornii, czyli zachodnią część pustyni? - mówi ekolog Barry Sinvero z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Obecne plany budowy farm przewidują, że 57% z nich powstało lub powstanie na dzikich terenach. W sumie powierzchnia paneli wyniesie 375,5 kilometra kwadratowego. Około 28% zostało już wybudowanych na terenach rolniczych, a 15% na terenach wcześniej zajętych przez infrastrukturę. Rebecca Hernandez z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley uważa, że farmy słoneczne powinny powstawać na terenach już zajętych przez człowieka, skąd wcześniej wyparliśmy dzikie życie. Jej zdaniem najbardziej zaskakującym spostrzeżeniem badań jest fakt, że dużo tego typu instalacji jest planowanych na terenach rolniczych. Niewykluczone, że kalifornijscy właściciele ziemi uprawnej, zmagający się od kilku lat z suszą, przestawiają się na produkcję elektryczności. Jest to jednak kwestia, którą należy bliżej zbadać. Uczona zwraca też uwagę, że jeśli USA chcą produkować więcej energii z paneli słonecznych, konieczne jest wypracowanie odpowiedniej polityki, która pozwoli robić to bez dalszego dewastowania środowiska naturalnego. Musimy znaleźć odpowiednie miejsce, by umieszczać tam takie instalacje. Jeśli siedzisz w Waszyngtonie, Hiszpanii czy Francji i oglądasz te tereny na zdjęciach satelitarnych, to wygląda, jakby nic tam nie było. Trudno więc sobie wyobrazić, dlaczego niektórzy sprzeciwiają się pokryciu ich kilkudziesięcioma kilometrami kwadratowymi szkła. Tymczasem znajdują się tam biologiczne bogactwa, które są częścią naszego dziedzictwa. Nie chcemy ich stracić - stwierdza ekolog Cameron Barrows z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. « powrót do artykułu
  23. Po przyjrzeniu się blisko 3 tys. serc naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa odkryli znaczące różnice dot. starzenia serc męskich i kobiecych. Badania nie wyjaśniają, co dokładnie za tym stoi, ale rzucają nieco światła na różne postaci niewydolności serca u kobiet i mężczyzn, które mogą wymagać płciowospecyficznych metod leczenia. Raport opublikowany w piśmie Radiology prezentuje wyniki uzyskane w trakcie pierwszego badania podłużnego starzenia serca z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego. Wcześniejsze studia oceniały zachodzące zmiany za pomocą USG. U obu płci z wiekiem lewa komora serca, która pompuje krew do aorty i dalej coraz mniejszymi naczyniami do wszystkich narządów organizmu, ulega zmniejszeniu. U mężczyzn jednak mięśnie wokół komory stają się pogrubiałe, a u kobiet zachowują swój rozmiar albo się zmniejszają. I grubszy mięsień sercowy, i mniejsza objętość komory serca oznaczają podwyższone ryzyko związanej z wiekiem niewydolności serca, ale zaobserwowane różnice międzypłciowe sugerują, że u kobiet i mężczyzn choroba może się rozwijać z różnych powodów - podkreśla prof. John Eng. By obniżyć ryzyko niewydolności, kardiolodzy przepisują często leki hamujące przerost mięśnia sercowego i poprawiające funkcje sercowo-naczyniowe. Skoro jednak u kobiet z wiekiem mięsień sercowy ma tendencję do kurczenia lub zachowywania rozmiarów, mogą one nie odnieść takich korzyści terapeutycznych jak mężczyźni. W ramach studium akademicy analizowali skany MRI blisko 3 tys. starszych dorosłych w wieku 54-94 lat bez istniejącej wcześniej choroby serca. Ich losy śledzono w latach 2002-2012 w 6 szpitalach na terenie USA. Każda z osób przeszła rezonans na początku badania i ponownie po upływie 10 lat. W ciągu dekady średnio waga lewej komory zwiększyła się u mężczyzn o 8 g, a u kobiet spadła o 1,6 g. Pojemność lewej komory spadła u obu płci: u kobiet o ok. 13 ml, a u mężczyzn o nieco mniej niż 10 ml. Różnice w rozmiarach, objętości i zdolności pompującej występowały niezależnie od innych czynników ryzyka, o których wiadomo, że wpływają na wielkość i działanie mechaniczne serca, w tym od wagi ciała, ciśnienia, poziomu cholesterolu, natężenia aktywności fizycznej czy palenia. Opisywane badanie stanowi część Multi-Ethnic Study of Atherosclerosis (MESA). « powrót do artykułu
  24. Parietyna, pomarańczowy barwnik z porostów i rabarbaru, wydaje się obiecującym środkiem przeciwnowotworowym. Może m.in. spowolnić wzrost i zabić komórki białaczkowe pozyskane bezpośrednio od pacjentów. Badacze z Emory University wykazali również, że parietyna hamuje wzrost ludzkich nowotworowych linii komórkowych, które pobrano z guzów płuc, głowy i szyi, a następnie wszczepiono myszom. Zespół dr Jing Chen odkrył właściwości parietyny, szukając inhibitorów dehydrogenazy 6-fosfoglukonianowej (ang. 6-phosphogluconate dehydrogenase, 6PGD). Enzym ten stanowi część szlaku pentozofosforanowego, który zapewnia komórkowe materiały budulcowe do szybkiego wzrostu. Naukowcy odkryli wcześniej, że aktywność 6PGD wzrasta w kilku typach komórek nowotworowych. To część efektu Warburga [cechą komórek nowotworowych jest metabolizm oparty na glikolizie, a nie na fosforylacji oksydacyjnej]. W ramach eksperymentu Amerykanie pozyskali komórki nowotworowe od pacjenta z ostrą białaczką limfoblastyczną. Później udało się określić dawki parietyny, które w ciągu 48 godzin uśmiercały połowę komórek w hodowli (te same dawki nie szkodziły zdrowym komórkom krwi). Silniejsza pochodna pigmentu - S3 - w ciągu 11 dni 3-krotnie zmniejszała wzrost linii komórek raka płuc (obserwowano to przeprowadzeniu przeszczepu myszom o obniżonej odporności). Autorzy raportu z pisma Nature Cell Biology podkreślają, że choć wydaje się, że inhibitory 6PGD są nietoksyczne dla zdrowych komórek, potrzebne są dalsze badania toksykologiczne, które m.in. pokażą ewentualne skutki uboczne. « powrót do artykułu
  25. Spaliny diesla mogą zmniejszać dostępność niemal połowy lotnych związków zapachowych z kwiatów. To istotne, bo pszczoły wykorzystują je do odnajdowania pokarmu. Badania brytyjskich naukowców pokazują, że tlenki azotu (NOx) ze spalin diesla mają większy wpływ na zdolność pszczół do wyczuwania zapachu kwiatów niż dotąd sądzono. Zespół z Uniwersytetów w Southampton i Reading odkrył, że z 11 najpowszechniejszych związków zapachowych z kwiatów aż 5 może ulec chemicznej modyfikacji pod wpływem kontaktu z gazami NOx. Podczas eksperymentów naukowcy zauważyli, że wystawienie na oddziaływanie spalin diesla znacząco zmieniało mieszaninę zapachowych związków lotnych. Stężenie mircenu bardzo spadało, β-ocymen stawał się niewykrywalny, a β-kariofilen przekształcał się w izomer cis - izokariofilen. Badanie odruchu wysuwania ssawki pokazało, że zmiany składu mieszanki zmniejszały zdolność pszczół do jej rozpoznania. Nie sądzimy, że zanieczyszczenie związane ze spalinami diesla to główna przyczyna spadku liczebności pszczół, ale nasze najnowsze badania sugerują, że ma ono większy wpływ na zapach kwiatów, niż nam się początkowo wydawało - wyjaśnia dr Robbie Girling. Staje się coraz bardziej jasne, że pszczołom zagraża wiele stresorów: od neonikotynoidów po pajęczaki Varroa destructor. Nasze badania unaoczniają, że kolejnym stresorem może być coraz większe zanieczyszczenie powietrza spalinami. Choć to mało prawdopodobne, by emisja sama w sobie wpływała na pszczele populacje, w połączeniu z innymi stresorami może stanowić kroplę przelewającą czarę - dodaje prof. Guy Poppy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...