Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37629
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Grupa naukowców z MIT-u opracowała model najlepszej drogi załogowej wyprawy na Marsa z uwzględnieniem wykorzystania Księżyca. Jeśli pojazd mógłby zostać zatankowany paliwem produkowanym na Srebrnym Globie, to jego masa startowa na Ziemi mogłaby zostać zmniejszona nawet o 68%. Start z naszej planety jest często najkosztowniejszym elementem każdej podróży w przestrzeń kosmiczną. Już wcześniejsze badania sugerowały, że na Księżycu znajdują się zasoby pozwalające na produkcję z nich paliwa. Jeśli przed planowaną wyprawą na Marsa powstałaby na Księżycu infrastruktura umożliwiająca produkcję paliwa i zatankowanie zbiorników, marsjańska misja mogłaby być znacznie tańsza. Analizy przeprowadzone na MIT wykazały, że najbardziej efektywnym sposobem podróży byłoby wysłanie z Ziemi pojazdu, który zabrałby ze sobą tylko tyle paliwa, by wystarczyło ono na wejście na orbitę. Z kolei z powierzchni Księżyca wystrzelono by zatankowane zbiorniki, które trafiłyby na orbitę. Zbiorniki zostałyby przechwycone przez marsjański pojazd, a ten ruszyłby w dalszą podróż. To, co proponujemy jest zupełnym przeciwieństwem obecnie rozważanych pomysłów. Teraz zakłada się wystrzelenie pojazdu prosto w kierunku Marsa. Pojazdu, który zabrałby ze sobą wszystko, co potrzebne w podróży. My proponujemy sprzeczną z intuicją podróż okrężną wokół Księżyca. Jednak, gdy spojrzymy na to z szerszej perspektywy, to bardzo ekonomiczne rozwiązanie, gdyż nie trzeba zabierać wszystkie z Ziemi - mówi profesor Olivier de Weck. Dotychczas podczas badania kosmosu ludzie stosowali dwie strategie. Pierwsza zakłada zabieranie wszystkiego z Ziemi, druga zaś przewiduje misje z uzupełnieniem zapasów, jak ma to miejsce w przypadku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jednak, jak mówią profesor de Weck oraz doktor Takuto Ishimatsu, na którego rozprawie doktorskiej oparto najnowszy pomysł, takie strategie nie sprawdzą się w przypadku eksploracji dalszych części kosmosu. Konieczne jest opracowani nowych metod, szczególnie w obliczu rosnących kosztów i coraz 'ciaśniejszych' budżetów agencji kosmicznych. Uczeni proponują, by podczas misji na Marsa oraz innych dalekich wypraw korzystać z zasobów, które można pozyskać po drodze. Musimy więc zastanowić się gdzie i jak można będzie produkować tlen, wodę czy paliwo. Z lodu obecnego zarówno na Księżycu jak i na Marsie można pozyskać nie tylko wodę, ale również paliwo. Istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że taki zasoby są dostępne. Jeśli założymy, że można je pozyskać musimy postawić sobie pytanie, czy będziemy to robić. Obecnie niemal nikt się nad tym nie zastanawia - mówi de Weck. Opracowany model zakłada, że paliwo będzie można produkować poza Ziemi oraz że zbiorniki z nim będzie można umieszczać w punktach Lagrange'a. Modelowanie matematyczne pozwala na odnalezienie optymalnej drogi do tych punktów przez pojazd, który będzie korzystał z pozostawionego w nich paliwa. Co prawda taka infrastruktura w kosmosie nie będzie niezbędna podczas pierwszej załogowej wyprawy na Marsa, ale jej istnienie pozwoli ludziom wielokrotnie wracać na Czerwoną Planetę. Naszym celem jest kolonizacja Marsa. Myślę, że równie ważne jest przetarcie drogi i zbudowanie odpowiedniej infrastruktury, która ułatwi podróżowanie pomiędzy planetami - mówi Ishimatsu. « powrót do artykułu
  2. Chodzenie w zróżnicowanym tempie pozwala spalić do 20% więcej kalorii niż chodzenie ze stałą prędkością. Większość dotychczasowych badań dotyczyła chodzenia ze stałą prędkością. Nasze studium stanowi brakujący element [układanki]. Mierzenie metabolicznego kosztu zmiany prędkości jest bardzo istotne, ponieważ ludzie nie żyją na bieżniach i nie przemieszczają się w stałym tempie. Odkryliśmy, że zmiany prędkości mogą znacząco zwiększyć energetyczny koszt chodu - wyjaśnia prof. Manoj Srinivasan z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jak podkreśla naukowiec, choć sam akt zmiany prędkości spala kalorie, koszt ten nie jest generalnie uwzględniany w oszacowaniach. Amerykanie wyliczyli, że energia potrzebna do rozpoczęcia i zatrzymania chodu stanowi do 8% energii zużywanej do normalnego chodzenia w ciągu dnia. Chodzenie z jakąkolwiek prędkością wymaga zużywania energii, ale zmianę prędkości można porównać do wciśnięcia pedału gazu. Zmiana energii kinetycznej człowieka wymaga większej pracy nóg i proces ten spala energię - opowiada dr Nidhi Seethapathi. Naukowcy prosili ochotników o zmianę prędkości chodu na bieżni poruszającej się ze stałą prędkością. Badani na zmianę chodzili prędko, tak by znajdować się z przodu taśmy, i wolno, by trzymać się końca taśmy. Srinivasan dodaje, że podczas eksperymentów innych badaczy zmieniano prędkość samej bieżni, a to oznacza, że urządzenie wykonywało część pracy za chodziarza. Studium potwierdziło, że pokonując krótsze dystanse, ludzie chodzą wolniej, a prędkość wzrasta z odległością do przebycia. Autorzy raportu z pisma Biology Letters podkreślają, że ich spostrzeżenia mają odniesienie do rehabilitacji, gdzie prędkość rozwijaną przez pacjenta traktuje się jak wskaźnik postępów. Dla różnych odcinków uzyska się różne prędkości. Niektórzy mierzą je dla stosunkowo krótkich tras, co jak dowodzą nasze badania, może prowadzić do systematycznego niedoszacowania postępów pacjenta. Doradzając, jak spalić więcej kalorii, Srinivasan podpowiada, by chodzić "dziwnie", inaczej niż zwykle: z plecakiem, z obciążnikami na nogach. [Dobrze jest] iść przez chwilę, a później się zatrzymywać i startować od nowa, a także iść krętą ścieżką, a nie po prostej. « powrót do artykułu
  3. Archeolodzy pracujący od dekady w regionie Tall el-Hammam w Jordanii sądzą, że odkryli pozostałości biblijnej Sodomy. Naukowcy trafili na resztki olbrzymiego miasta, największego w regionie. Znajdowało się ono na wschodnim brzegu Jordanu i było zamieszkałe w latach 3500-1540 przed Chrystusem. Nagle mieszkańcy je opuścili. Z Biblii dowiadujemy się, że Sodoma i Gomora znajdowały się u brzegów Jordanu na północ od obecnego położenia Morza Martwego. Sodoma była jednym z największych miast na wschód od rzeki. Została zniszczona przez Boga. W miejscu wykopalisk znaleziono wielkie miasto - od 5 do 10 razy większe niż inne miasta na tym obszarze - znajdowało się ono na wschód od Jordanu i zostało nagle opuszczone. Skojarzenie z Sodomą nasuwa się samo. Odkrycie wskazuje, że w epoce brązu w dolinie rzeki Jordan istniało zaawansowane, dobrze zorganizowane społeczeństwo, które było w stanie wybudować wielkie miasto i otoczyć je murami o grubości 5,2 i wysokości 10 metrów. Znaleziono też pozostałości bram miejskich, wież strażniczych i co najmniej jednej drogi. Dowody wskazują, że miasto rozkwitło, gdyż znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, podobnie jak Sodoma. Pod koniec środkowego okresu epoki brązu mieszkańcy nagle porzucili swoje miasto. Zanim zaczęliśmy tutaj wykopaliska nauka nie wiedziała o istnieniu w tym miejscu ważnego miasta-państwa - mówi kierujący pracami Steven Collins z Trinity Southwestern University w Nowym Meksyku. W ogóle niewiele wiemy o epoce brązu na południu Doliny Jordanu, dodaje. Po zniknięciu mieszkańców region został opuszczony na 700 lat, a później znowu rozkwitł, na co wskazują pozostałości żelaznej bramy miasta. Nawet jeśli odnalezione ruiny to nie Sodoma, mamy do czynienia z ważnym znaleziskiem, które przyniesie nam nową wiedzę na temat historii badanego obszaru. Już teraz wiemy, że istniało tam wysoko zorganizowane społeczeństwo. Nie wiemy zaś, dlaczego miasto opuszczono. Brakuje też materiału z późnego okresu epoki brązu. Opuszczone około 1500 roku p.n.e. miasto zostało ponownie odbudowane w czasie epoki żelaza, setki lat później. « powrót do artykułu
  4. Od 10 lat międzynarodowy zespół próbuje rozłożyć wycinek mózgu młodego szczura na części i odtworzyć jego cyfrową wersję. Inicjatywą Blue Brain Project kierują naukowcy z Politechniki Federalnej w Lozannie (EPFL). Właśnie zaprezentowano pierwszy szkic rekonstrukcji, składający się z ponad 31 tys. neuronów, 55 warstw komórek i 207 podtypów neuronów. Henry Markram z EPFL i inni zrekonstruowali cyfrowo wycinek kory nowej (neokorteks). Wybrali właśnie ją, bo jest dobrze scharakteryzowana. W wirtualnym fragmencie uwzględniono typowe dla neokorteks neurony, odtworzono też system połączeń, w tym blisko 40 mln synaps. Rekonstrukcja wymagała ogromnej liczby eksperymentów. Toruje ona drogę przewidywaniu lokalizacji i liczby synaps, a nawet liczby przepływów jonów w ich obrębie - wyjaśnia Markram. Gdy rekonstrukcja się zakończyła, akademicy wykorzystali superkomputery do symulowania zachowania neuronów w różnych warunkach. Okazało się np., że modyfikując stężenie kationów wapnia, można było uzyskać większy zakres aktywności na poziomie obwodów, niż dało się przewidzieć tylko na podstawie cech poszczególnych neuronów. W czasie symulacji zaobserwowano wolne synchroniczne fale aktywności neuronów (tak jak w śnie), co sugeruje, że obwody neuronalne mogą się przełączać między różnymi stanami, leżącymi u podłoża ważnych zachowań. Przypomina to procesor komputera, który rekonfiguruje się, by skupić na pewnych zadaniach. Eksperymenty sugerują istnienie spektrum stanów, a to rodzi szereg nowych pytań, np. co się dzieje, gdy utkniemy w złym stanie? Zespół chce ulepszyć model i nadal badać teorię zależności od stanu. Z uzyskanymi dotąd wynikami można się zapoznać na stronie internetowej Blue Brain Project. « powrót do artykułu
  5. Zęby znalezione w jednej z jaskiń na południu Chin wskazują, że Homo sapiens dotarł na tereny obecnego Państwa Środka już 100 000 lat temu. Dotychczas większość naukowców uważała, że w tym czasie nasz gatunek nie oddalił się zbytnio od Afryki. To jedno z najważniejszych odkryć w Azji w ostatniej dekadzie - mówi archeolog Michael Petraglia z University of Oxford, który nie brał udziału w badaniach. W okręgu Daoxian położonym w prowincji Hunan znaleziono w jaskiniach 47 ludzkich zębów. Znajdowały się tam też pozostałości hien, gigantycznych pand i innych zwierząt. Nie znaleziono natomiast żadnych narzędzi, co może wskazywać, iż ludzie nie zamieszkiwali tych jaskiń, a zostali tam zawleczeni przez drapieżniki. Maria Martinón-Torres, paleontropolog z University Collega London, która wraz z Wu Liu i Xie-jie Wu z Instytutu Paleonologii i Paleoantropologii Kręgowców w Pekinie stała na czele grupy badawczej, jest pewna, że mamy do czynienia z zębami Homo sapiens. Problem stanowiło datowanie znaleziska. Po tak długim czasie zęby nie zawierały radioaktywnego węgla. Dlatego też datowanie przeprowadzono na podstawie osadów wapiennych w jaskini oraz wieku szczątków zwierzęcych. Uczeni stwierdzili, że zęby liczą sobie od 80 do 120 tysięcy lat. Odkrycie przeczy teorii, jakoby H. sapiens skolonizował duże obszary globu 50-60 tysięcy lat temu. Już wcześniej znajdowano poza Afryką stare szczątki naszych przodków. Na przykład w jaskiniach na terenie Izraela odkryto pozostałości H. sapiens liczące około 100 000 lat, jednak uznano to za dowód na nieudaną próbę wyjścia człowieka poza Afrykę. Teraz zdobyto dowód, że próba ta wcale nie była nieudana. To solidny jak skała dowód, że wcześni ludzie, bez wątpienia Homo sapiens, znaleźli się w tym czasie we wschodniej Azji - mówi Chris Stringer, palaoantropolog z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, który dotychczas uważał znaleziska z Izraela za dowód na nieudaną migrację. Teraz zmienił zdanie przekonany przez zęby z Daoxian. Określenie związku pomiędzy szczątkami z Daoxian a współczesnymi mieszkańcami Azji nie jest możliwe. Prawdopodobnie jednak tych wczesnych H. sapiens zamieszkujących Azję zastąpiły kolejne fale migracji. Mamy bowiem dowody genetyczne sugerujące, że obecni mieszkańcy Azji Wschodniej to potomkowie H. sapiens, którzy łączyli się z neandertalczykami przed 55-60 tysiącami lat. Do rozwiązania pozostaje też kolejna zagadka. Jak to się stało, że H. sapiens dotarł na wschód Azji o kilkadziesiąt tysięcy lat wcześniej niż do Europy. Najstarsze znalezione w Europie szczątki naszego gatunku liczą sobie 40 000 lat. Martinón-Torres uważa, że na drodze H. sapiens na Stary Kontynent mogli stanąć neandertalczycy oraz nieprzyjazny ludziom z Afryki klimat epoki lodowej. « powrót do artykułu
  6. Rząd Wielkiej Brytanii odmówił udzielenia gwarancji Julianowi Assange, że ten nie zostanie aresztowany, gdy uda się do szpitala na badania. Przed trzema laty założyciel Wikileaks schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie. Chciał w ten sposób uniknąć aresztowania i deportowania do Szwecji, gdzie został oskarżony o gwałt. Teraz, w związku z bólem ramienia chciał udać się na badania do pobliskiego szpitala. Po opuszczeniu ambasady może jednak zostać aresztowany. Ekwadorski minister spraw zagranicznych, Ricardo Patiño powiedział w państwowej telewizji, że Wielka Brytania powinna pozytywnie odpowiedzieć na prośbę Assange'a, by mógł on skorzystać z prawa do azylu, którego mu udzieliliśmy. Patiño poinformował, że Assange od trzech miesięcy cierpi na ciągły ból prawego ramienia, które ma ograniczoną ruchomość. Lekarz skierował mężczyznę na badania rezonansem magnetycznym. Assange zwrócił się do Foreign Office z oficjalną prośbą o zagwarantowanie mu bezpiecznego przejazdu i kilkugodzinnego pobytu w szpitalu. Brytyjczycy odpowiedzieli, że Assange może w każdej chwili opuścić ambasadę, ale nie gwarantują mu bezpiecznego przejazdu. « powrót do artykułu
  7. Gdy ich matka wypije bądź zje coś słodkiego, nienarodzone dzieci kobiet z cukrzycą ciężarnych wolniej reagują na dźwięki. Po raz pierwszy jakieś studium wykazało, że cukrzyca ciążowa matki może wpływać na to, jak szybko jej płód reaguje po posiłku na bodźce. Badanie rzuca nieco światła na to, jak cukrzyca matki może oddziaływać na aktywność mózgu jej dziecka - podkreśla dr Hubert Preissl ze Szpitala Uniwersyteckiego w Tybindze. W małym studium wzięło udział 40 kobiet w ciąży, w tym 12 z cukrzycą ciężarnych. Po nocnym poście panie wypiły roztwór 75 g glukozy. Niemcy mierzyli poziom cukru we krwi na czczo, a także godzinę i 2 h po spożyciu. Po każdym pobraniu krwi naukowcy stosowali bodźce słuchowe. Dźwięk z głośników doprowadzano za pomocą plastikowej tuby w miejsce na brzuchu, gdzie znajdowało się ucho płodu. Reakcję dziecka mierzono za pomocą magnetoencefalografii. Okazało się, że godzinę po wypiciu roztworu glukozy płody ochotniczek z cukrzycą ciężarnych wolniej reagowały na dźwięk od dzieci matek zdrowych; średni czas odpowiedzi wynosił, odpowiednio, 296 i 206 milisekund. Jak widać, działanie mózgu płodu zależy od metabolizmu matki. Mamy teorię, że metabolizm matki programuje metabolizm dziecka w sposób, który może mieć znaczenie dla ryzyka rozwoju otyłości i cukrzycy na późniejszych etapach życia. « powrót do artykułu
  8. W Monarto Zoo w Australii ciężarna szympansica Zombi przygarnęła młode, którego matka zmarła parę dni temu przy porodzie. Zombi nie tylko towarzyszyła umierającej Soonie, ale i zajęła się jej synem Boonem. Opiekunka Laura Hanley podkreśla, że nie słyszała dotąd, by szympansica z innego ogrodu zoologicznego zachowała się w ten sposób i została surogatką tak blisko terminu własnego porodu. Unikatowa sytuacja wzmacnia silnie więzi w stadzie i uwypukla podobieństwo [...] do najbliższych żyjących krewnych, czyli ludzi - dodaje dr Hanley. Co ciekawe, na samym początku Boonem zaopiekował się samiec Gombe. Później do gry wkroczyła Zombi, która zajmuje się samczykiem jak własnym dzieckiem. Ponieważ Zombi urodzi w ciągu nadchodzących tygodni, Australijczycy monitorują przebieg zdarzeń, by sprawdzić, czy mając własne niemowlę, nadal będzie się opiekować Boonem. Zombi to pewna siebie i kompetentna matka, wspierana przez swoje wspaniałe stado. Nie możemy niczego stwierdzić z całą pewnością, ale jeśli jakiś szympans ma podołać opiece nad dwoma maluchami naraz, to będzie to właśnie Zombi. Specjaliści chcą zostawić sprawy naturalnemu biegowi i zainterweniują tylko wtedy, jeśli samica będzie mieć problemy albo młode będą wymagać dokarmiania. Boon (Szczęście) przebywa na wybiegu z resztą stada. Jego matka, 19-letnia Soona, została znaleziona martwa w piątek rano. Naukowcy sądzą, że przyczyną zgonu były powikłania porodowe, ale do końca wyjaśni to dopiero zaplanowana sekcja zwłok. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy pracujący przy Wielkim Zderzaczu Hadronów opisali to, co dzieje się podczas zderzenia protonów. Po dwuletniej przerwie Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) rozpoczął pracę z najwyższą przewidzianą dla niego mocą. Cząsteczki zderzają się z energią 13 teraelektronowoltów (TeV). Profesorowie Yen-Jie Lee, Gunther Roland i Bolek Wyslouch z MIT-u opublikowali na łamach Physical Letters B wyniki swoich eksperymentów. Podczas rozruchu LHC wykorzystano dwa strumienie protonów poruszające się naprzeciwko siebie z prędkością bliską prędkości światła. Każdy strumień składał się z 476 paczek po 100 miliardów protonów każda. Do zderzeń pomiędzy protonami dochodziło co 50 nanosekund. Uczeni przeanalizowali 20 milionów interakcji pomiędzy wiązkami protonów i znaleźli w nich 150 000 przypadków zderzeń proton-proton. W każdym takim przypadku przeanalizowali liczbę powstałych cząstek oraz kąt ich poruszania się. Okazało się, że wskutek przeciętnego zderzenia protonu z protonem powstaje około 22 hadronów, które głównie rozpraszały się wzdłuż płaszczyzny poprzecznej wokół miejsca zderzenia. Okazało się też, że w porównaniu ze zderzeniami o energii 7 Tev przy 13 TeV powstaje około 30% więcej cząstek. Profesor Lee zauważa, że wyniki tych badań potwierdzają hipotezę mówiącą, iż wraz ze wzrostem energii zderzeń rosną szansę na znalezienie nieznanych obecnie cząstek. Jednak aby je odnaleźć, naukowcy muszą dowiedzieć się więcej o typowych wynikach kolizji. Przy wyższej intensywności pracy w każdej sekundzie zaobserwujemy setki milionów zderzeń. Problem w tym, że niemal wszystkie te zdarzenia są typowe, będą tworzyły tło. Naprawdę musimy dobrze rozumieć to tło, żeby być w stanie wyodrębnić z niego nowe sygnały. Przygotowujemy się do potencjalnego odkrycia nowych cząstek - stwierdza Lee. Energia 13 teraelektronowoltów to bardzo mała dawka energii. Tyle ma jej lecący komar. Jednak, gdy jest ona upakowana w protonie biliardy razy mniejszym od komara, gęstość energii staje się kolosalna. Gdy protony się zderzą, zostają rozbite na swoje części składowe, które mogą wchodzić w interakcje i stworzyć nowe cząstki. Naukowcy starają się więc przewidzieć liczbę nowych cząstek powstających ze zderzeń, gdyż pomogłoby to w obliczeniu prawdopodobieństwa wykrycia nowych cząstek. Jednak problem w tym, że obecnie stosowane modele pozwalają na przewidywania z prawdopodobieństwem 60-70 procent, zatem są bardzo niedokładne. Przy wiązkach o wysokiej jasności możemy mieć do 100 zderzeń, więc obecne modele dają zbyt dużą niepewność odnośnie szumu tła, mówi Lee. Uczony wraz z zespołem wpadli na pomysł, jak zwiększyć precyzję obliczeń. Wykorzystali w tym celu wykrywacz CMS, który używa magnesu o bardzo silnym polu magnetycznym. Podczas zderzeń powstają lekkie cząstki o niewielkim pędzie, które nie zaginają swoich torów w polu magnetycznym CMS-a, ale podążają do głównej części LHC. Naukowcy wyłączyli więc magnes CMS-a, dzięki czemu mogli bardzo precyzyjnie policzyć cząstki, powstałe w czasie zderzenia. Obliczenia były na tyle precyzyjne, że margines błędu zmniejszył się z 30-40 do zaledwie kilku procent. Teraz uczeni, mogąc dokładnie przewidzieć, ile cząstek powstanie podczas zderzenia, mogą też precyzyjnie wyodrębnić szum tła i z większą precyzją wykrywać ewentualne nowe cząstki powstające w akceleratorze. Uczeni chcą w najbliższym czasie przeprowadzić podobny eksperyment w odniesieniu do jonów ołowiu, z których każdy zawiera 208 protonów i neutronów. W czasie ich zderzeń pojawiają się setki interakcji i powstaje niezwykle gęste medium, w którym, jak sądzą naukowcy, panują warunki podobne do tych z czasu Wielkiego Wybuchu. « powrót do artykułu
  10. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK) prowadzone są badania nad tym, jak mózg zmienia się w kosmosie i jak sobie z tym radzić. Wcześniejsze badania i raporty astronautów sugerowały, że w warunkach mikrograwitacji trudniej jest kontrolować ruchy i wykonywać zadania intelektualne. Ludzie mają bowiem problemy z równowagą i doświadczają złudzeń. Studium Spaceflight Effects on Neurocognitive Performance: Extent, Longevity, and Neural Bases (NeuroMapping) ma pomóc w zbadaniu zmian w budowie i działaniu mózgu oraz określeniu, po jakim czasie od powrotu na Ziemię zanikają. Przed i po locie w kosmos oprócz testów behawioralno-poznawczych przeprowadzany jest także funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI); astronauci pokonują na czas tory przeszkód oraz rozwiązują zadania badające pamięć przestrzenną, zdolność tworzenia mentalnych obrazów i manipulowania trójwymiarowymi obiektami. Na MSK testy pamięci przestrzennej są powtarzane, prowadzone są też testy adaptacji czuciowo-ruchowej i skomputeryzowane ćwiczenia, które wymagają jednoczesnego myślenia i poruszania. Astronauci wykonują te zadania krótko po przybyciu, w połowie misji i pod koniec półrocznego lotu. Przyglądamy się objętości różnych struktur mózgowych i sprawdzamy, czy ich kształt bądź rozmiar zmienia się w ciągu lotu - opowiada Rachael D. Seidler z Uniwersytetu Michigan. Na Ziemi układ przedsionkowy (układ równowagi) mówi nam, jak głowa porusza się w stosunku do grawitacji, ale w kosmosie taki układ odniesienia znika. Powoduje to złudzenia, a także trudności z koordynacją ruchów oczu i głowy. Naukowcy podkreślają, że problemy te mogą mieć poważne skutki dla astronautów, zwłaszcza przy zmianie warunków grawitacyjnych, np. podczas lądowania na Marsie. W takiej sytuacji powinni oni nadal być w stanie używać narzędzi, prowadzić łazik czy uciec z miejsca wypadku. Odkrywając fizyczne mechanizmy stojące za zmianą zachowania i ustalając, ile czasu potrzeba do adaptacji, uczeni będą mogli stwierdzić, jak wspomóc odkrywców kosmosu. Ważne jest też ustalenie, czy astronauci powrócą na Ziemi do normy, bo zmiany w mózgu się cofną, czy też raczej mózg nauczy się kompensować zmiany, do których doszło w kosmosie. « powrót do artykułu
  11. Izraelski projektant Kobi Shikar wpadł na pomysł stworzenia drona dostawczego. Pozornie pomysł to nie nowy, gdyż takie drony testuje już Amazon, jednak urządzenia Shikara tym by się różniły od innych dronów, że nie wznosiłby się w powietrze. Jeżdżące po ulicach drony byłyby kompromisem pomiędzy szybkim i sprawnym dostarczeniem paczki, a zagrożeniami związanymi z przenoszeniem przedmiotów drogą powietrzną nad głowami ludzi oraz możliwością zakłócenia przez drona ruchu samolotów załogowych. Dron o nazwie Transwheel miałby zostać wyposażony w odbiornik GPS, kamery oraz łączność z internetem. Ładunek umieszczony byłby na górze urządzenia i podtrzymywany przezeń dwoma automatycznymi ramionami. Po otrzymaniu zamówienia dron jechałby pod wskazany adres i dostarczał pakunek zamawiającemu, którego rozpoznawałby za pomocą technologii rozpoznawania twarzy. Zgodnie z koncepcją Shikara drony byłyby wyposażone w podobny mechanizm utrzymywania równowagi, co Segway. Drony Transwheel mogłyby pracować w grupach, dzięki czemu byłyby w stanie przenosić duże i ciężkie ładunki. Na koncepcyjnym materiale wideo widzimy 12 dronów przenoszących pełnowymiarowy kontener. Shikar ma nadzieję, że dzięki zainteresowaniu jakim jego projekt cieszy się wśród internautów, uda mu się zebrać pieniądze na zbudowanie prototypu. « powrót do artykułu
  12. Amerykański sąd federalny orzekł, że Stanowa Rada Psychologiczna Kentucky nie może cenzurować tekstów poradnikowych w gazetach. Sprawa dotyczy Johna Rosemonda, którego kolumna z poradami cieszy się tak wielkim wzięciem, że jest publikowana w ponad 200 gazetach na terenie USA. Rosemond reklamuje się jako "psycholog rodzinny". Mężczyzna ma dyplom z psychologii i prawo do wykonywania zawodu na terenie Karoliny Północnej. Wspomniana na wstępie organizacja stwierdziła, że Rosemond nie może udzielać porad na terenie Kentucky i w 2013 roku wysłała mu oficjalne żądanie zaprzestania działalności. Rosemond podał Radę do sądu. Przed sądem Rada powołała się na, nieprofesjonalną zdaniem organizacji, poradę, by matka zabrała synowi telefon komórkowy w nadziei, że to spowoduje, iż przestanie być odludkiem. Sąd opowiedział się jednak po stronie Rosemonda i zabronił organizacji wykorzystywania swoich wpływów do ograniczania wolności słowa. Rada próbowała argumentować, że wypowiedzi Rosemonda nie są chronione gwarancjami konstytucyjnymi, gdyż są to wypowiedzi na polu zawodowym. Zauważono, że administracja rządowa ma prawo w pewnych przypadkach, m.in. tych dotyczących relacji pomiędzy udzielającym profesjonalnej porady a jego klientem, ograniczać wolność wypowiedzi. Sędzia White zaznaczył jednak, że pomiędzy Rosemondem a czytającymi go osobami nie istnieje związek profesjonalista-klient. Rosemond nie wie, kim jest ten nastolatek. Nikt nie wie, o kim Rosemond pisał, ani czy osoba ta mieszka w Kentucky. Nie wiadomo, czy rodzice nastolatka przeczytali odpowiedź, nie wiadomo, czy się zastosowali do porady, a tym bardziej nie wiadomo, czy ktoś tutaj ucierpiał. Co więcej Rosemond nie otrzymuje wynagrodzenia od osób, którym udziela porad. Mówiąc wprost - format pytań i odpowiedzi wykorzystywany przez Rosemonda jest niczym innym jak wypowiedzią literacką. Nie istnieje tutaj związek pomiędzy profesjonalistą a klientem, zatem doktryna prawna mówiąca o odpowiedzialności zawodowej za słowa nie ma tutaj zastosowania, stwierdził sąd. « powrót do artykułu
  13. W USA zapadł niekorzystny dla Apple'a wyrok, który może oznaczać, że koncern będzie musiał zapłacić 862 miliony dolarów odszkodowania za naruszenie patentu. Sąd uznał bowiem, że koncern wykorzystał technologię, do której prawa posiada Wisconsin Alumni Research Foundation (WARF). To niedochodowa organizacja, która zajmuje się komercjalizacją technologii opracowanych na University of Wisconsin-Madison. W 2014 roku WARF wystąpiła przeciwko Apple'owi do sądu twierdząc, że firma nielegalnie wykorzystała opatentowaną w 1998 roku technologię poprawy wydajności układów scalonych. Zadaniem ławy przysięgłych było stwierdzenie, czy procesory A7, A8 oraz A8X wykorzystywane w iPhone'ach oraz iPadach naruszają patent WARF. Ława uznała racje organizacji, a sędzia William Conley wydał wyrok, zgodnie z którym Apple może zostać zobowiązane do wypłacenia nawet 862,4 miliona dolarów odszkodowania. Teraz rozpocznie się kolejna część procesu, której celem będzie stwierdzenie, jakie odszkodowanie należy się WARF. Spór się jednak na tym nie skończy. W ubiegłym miesiącu WARF złożył w sądzie kolejny proces, w którym stwierdza, że należąca doń technologia została wykorzystana również w procesorach A9 i A9X Apple'a. « powrót do artykułu
  14. Zespół z Uniwersytetu w Exeter i Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego przez 16 lat śledził losy 3720 mężczyzn i 1414 kobiet i wykazał, że siedzenie, czy to w pracy, czy w domu, nie wiąże się z podwyższonym ryzykiem zgonu. Raport opublikowany na łamach International Journal of Epidemiology przeczy wynikom wcześniejszych badań, które sugerowały, że siedzenie jako takie szkodzi nawet tym osobom, które rutynowo dużo chodzą lub ćwiczą. Nasze studium unieważnia obecne poglądy na zagrożenia zdrowotne wynikające z siedzenia i wskazuje, że problem leży raczej w braku ruchu, a nie czasie spędzanym na siedzeniu. Stała pozycja, kiedy wydatkowanie energii jest niskie, może być szkodliwa dla zdrowia, bez względu na to, czy jest to siedzenie, czy stanie. Rezultaty podają w wątpliwość korzyści wynikające z wykorzystania biurek, przy których można zarówno siedzieć, jak i stać (a pracodawcy coraz częściej decydują się na ich zakup) - wyjaśnia dr Melvyn Hillsdon z Uniwersytetu w Exeter. Nasze ustalenia sugerują, że skrócenie czasu siedzenia może nie być tak istotne dla ryzyka zgonu, jak wcześniej twierdzono i że priorytetem zdrowia publicznego powinno być zachęcanie ludzi do większej aktywności - dodaje dr Richard Pulsford. Uczestnicy brytyjskiego studium odpowiadali na pytania o ogólny czas siedzenia oraz siedzenie w 4 konkretnych sytuacjach: w pracy, w czasie wolnym, podczas oglądania telewizora i w czasie wolnym poza oglądaniem telewizora. Poza tym wywiad dotyczył kwestii związanych z ruchem: ilości chodzenia w czasie dnia i czasu poświęcanego na aktywność o umiarkowanym bądź dużym nasileniu. Autorzy badania wzięli poprawkę na wiek, płeć, pochodzenie etniczne, status socjoekonomiczny, ogólny stan zdrowia, palenie, spożycie alkoholu oraz dietę. Okazało się, że w 16-letnim okresie obserwacyjnym żadna z pięciu miar siedzenia nie wpłynęła na ryzyko śmiertelności. W ramach przyszłych badań naukowcy chcą m.in. sprawdzić, czy długie okresy siedzenia wiążą się ze wzrostem częstości występowania chorób, w tym chorób serca czy cukrzycy typu 2. « powrót do artykułu
  15. Eksperci z University of Cambridge ostrzegają, że średnio 87,7% urządzeń z Androidem zawiera co najmniej jedną z 11 znanych krytycznych dziur. Dane do analizy zebrano za pomocą aplikacji "Device Analyzer", która jest bezpłatnie dostępna w Play Store od maja 2011 roku. Naukowcy zebrali dane z ponad 20 400 urządzeń, których właściciele zgodzili się na wzięcie udziału w badaniu. Uzyskane w ten sposób informacje porównano z informacjami o 13 krytycznych dziurach odkrytych od roku 2014. Każde z urządzeń zostało przez naukowców ocenione jako 'bezpieczne' lub 'niebezpieczne' w zależności od tego, czy było załatane czy nie. Po przeanalizowaniu uzyskanych danych eksperci doszli do wniosku, że za większość problemów z bezpieczeństwem Androida odpowiadają producenci OEM. To właśnie oni okazują się wąskim gardłem, przez które użytkownicy nie otrzymują poprawek dla krytycznych dziur. Stworzono nawet specjalny ranking producentów, w którym wzięto pod uwagę liczbę dni, w czasie których urządzenie było wolne od znanych dziur (Free), odsetek urządzeń, na których zainstalowano najnowszą wersję Android (Update) oraz średnią liczbę dziur znajdujących się na jakimkolwiek urządzeniu danej firmy (Mean). Powstał w ten sposób indeks FUM, z którego dowiadujemy się, że najbezpieczniejsze są urządzenia Google'a z rodziny Nexus. Uzyskały one 5,2 punktu na 10 możliwych. Kolejne firmy w rankingu to LG, Motorola, Samsung, Sony i HTC. Niska punktacja, jaką uzyskał Nexus wynika z dwóch zasadniczych przyczyn. Pierwsza to fakt, że nawet gdy poprawka jest już gotowa i znajduje się na witrynie Nexus System Image, jej dostarczenie do wszystkich urządzeń trwa zwykle dwa tygodnie. Drugi problem to fakt, że zarówno Google jak i producenci OEM zapewniają wsparcie jedynie przez dwa lata. W badaniach wzięli też udział posiadacze starszych niż dwuletnie urządzeń. Problemem są też firmy reprezentowane w badaniach. Obecnie najwięksi producenci telefonów z Androidem to Samsung, Huawei, Xiaomi i Lenovo. W badaniach dobrze reprezentowany był jedynie Samsung i on został wymieniony w rankingu FUM. Zjawisko to da się łatwo wytłumaczyć faktem, że aplikacja Device Analyzer, za pomocą której prowadzono badania, jest dostępna w oficjalnym sklepie Google Play, zaś wielu użytkowników, szczególnie w Chinach, korzysta z innych sklepów niż oficjalny Google'a. Analiza pokazuje, jak wiele problemów stoi przed Androidem. Co prawda zarówno Google jak i niektórzy producenci OEM publikują poprawki co miesiąc, jednak po pierwsze są one przeznaczone tylko dla urządzeń nie starszych niż dwuletnie, po drugie - trafiają one wyłącznie do urządzeń flagowych danego producenta. Większość smartfonów z Androidem to nie urządzenia flagowe, zatem pozostają one słabo zabezpieczone. Wydaje się, że jedynym wyjściem na zapewnienie środowisku Android odpowiedniego bezpieczeństwa jest wzięcie przez Googla odpowiedzialności i regularne publikowanie poprawek, które będą trafiały na wszystkie urządzenia z tym systemem. « powrót do artykułu
  16. W sobotni wieczór wrocławianie mieli szansę odwiedzić pracownie badawcze, do których na co dzień mają dostęp tylko nieliczni. A to za sprawą Nocy Laboratoriów – akcji edukacyjnej zorganizowanej po raz pierwszy przez firmę Nokia Networks oraz Wrocławskie Centrum Badań EIT+. Laboratorium teleinformatyczne Nokii, pracownia badań nad in vitro Uniwersytetu Przyrodniczego, Centrum Innowacji 3M, warsztaty z kriogeniki i genetyki we Wrocławskim Parku Technologicznym, Laboratorium Mikroskopii Elektronowej Wrocławskiego Centrum Badań EIT+, pokaz oględzin miejsca zdarzenia przeprowadzony przez wrocławską Policję czy sesja poświęcona zachowaniu przedmiotów w niskich temperaturach w Międzynarodowym Laboratorium Silnych Pól Magnetycznych i Niskich Temperatur – to tylko część atrakcji, jakie czekały na zwiedzających. Staraliśmy się zaprosić do współpracy przy Nocy Laboratoriów różnorodnych partnerów, dzięki czemu w programie wydarzenia każdy chętny mógł znaleźć coś dla siebie. Wielu osobom udało się tej nocy odwiedzić nawet kilka miejsc, co nas bardzo cieszy, bo takie było główne założenie akcji – mówi Sylwia Pilarska, organizatorka z Nokii Networks. Impreza, wzorowana na założeniach Nocy Muzeów, pokazała, że mieszkańcy Wrocławia są zainteresowani nauką i ciekawi tego, co dzieje się w firmach i instytucjach. Miejsca na poszczególne tury zwiedzania rozeszły się w kilka pierwszych dni zbierania zgłoszeń. Podczas Nocy Laboratoriów wszystkich partnerów odwiedziło prawie 4000 osób! Byli to zarówno studenci, jak i 3-pokoleniowe rodziny. Chcieliśmy, aby była to impreza dla wszystkich i ten plan się powiódł w 100%. Jesteśmy bardzo zadowoleni, zwłaszcza, że słyszeliśmy wiele pozytywnych opinii od odwiedzających – mówi Klaudia Piątek, organizatorka z Wrocławskiego Centrum Badań EIT+. « powrót do artykułu
  17. Większość materiałów kurczy się pod wpływem zimna i rozszerza pod wpływem ciepła. Naukowcy wciąż nie do końca rozumieją, dlaczego ciała stałe zachowują się w ten sposób. Tymczasem fizyk Jason Hancock z University of Connecticut bada substancję, która kurczy się pod wpływem ciepła, a rozszerza pod wpływem zimna. Badania nad trifluorkiem skandu pomogą zrozumieć, dlaczego wraz ze zmianą temperatury zmienia się objętość, a to z kolei pomoże tworzyć bardziej wytrzymałe materiały. Ciała stałe zbudowane są z atomów połączonych za pomocą wiązań sieci krystalicznej. Jako, że każde z tych wiązań, gdy się rozszerza, oddziałuje na wiązania sąsiednie, a wszystkie rozszerzają się tak samo i oddziałują na sąsiadów z taką samą siłą, materiał nie powinie się ani rozszerzać ani kurczyć. W wielu zastosowaniach taki model się sprawdza. Wyjaśnia rozpraszanie neutronów i promieniowania rentgenowskiego oraz wiele innych zjawisk optycznych, wyjaśnia prędkość fal dźwiękowych, elastyczność i przewodnictwo cieplne, nawet temperaturę graniczną w niektórych nadprzewodnikach - mówi Hancock. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego materiały zmieniają objętość pod wpływem temperatury. Hancock i jego student Sahan Handunkanda postanowili więc przyjrzeć się trifluorkowi skandu w nadziei, że jego nietypowe właściwości pozwolą na wyjaśnienie zagadki rozszerzalności cieplnej. Trifluorek skandu zachowuje się naprawdę niezwykle. Nie tylko znacznie kurczy się gdy jest podgrzewany nawet do 1100 kelwinów (826 stopni Celsjusza), ale zachowuje stabilną strukturę krystaliczną od niemal zera absolutnego do 1800 kelwinów (1527 stopni Celsjusza), kiedy to zaczyna się topić. Niewiele materiałów jest tak stabilnych. W większości dochodzi do jakiejś zmiany fazy i przemieszczania się atomów. Amerykanie uzyskali doskonały kryształ trifluorku skandu z Kireńskiego Instytutu Fizyki w Krasnojarsku i poddali go badaniom za pomocą promieniowania rentgenowskiego w Advanced Photon Source w Argonne National Laboratory. Badania wykazały, że molekuły trifluorku skandu wydają się obracać w miejscu, nawet w temperaturach bliskich zeru absolutnemu. Cała struktura jest bardziej "miękka" niż większość materiałów w temperaturze 0 kelwinów. Ta "miękkość" wskazuje, że materiał jest na krawędzi zmiany fazy, ale do zmiany tej nigdy nie dochodzi. Taka zmiana w tak niskiej temperaturze to kwantowe przejście fazowe, które jest przedmiotem bardzo intensywnych badań. Dane uzyskane podczas badania trifluorku skandu sugerują, że istnieje bardzo silny związek pomiędzy siłami kwantowymi, a kurczeniem się materiału w miarę jego ogrzewania się. Hancock i Handunkanda zapowiadają dalsze badania nad tym zjawiskiem. « powrót do artykułu
  18. Krępowanie ruchów języka niemowlęcia utrudnia mu odróżnianie dźwięków mowy. Studium zespołu z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej to pierwsze badanie, które bezpośrednio powiązało ruchy w obrębie jamy ustnej dziecka z percepcją słuchową mowy. Kanadyjczycy umieszczali w ustach 6-miesięcznych dzieci anglojęzycznych rodziców gryzaki. Maluchy słuchały dwóch głosek "d" z języka hindi. Okazało się, że gdy gryzak krępował ruchy czubka języka, dzieci nie umiały ich odróżnić. Jeśli jednak mogły swobodnie poruszać językiem, zadanie nie sprawiało im problemu. Dotąd badania dot. rozwoju percepcji mowy i nabywania języka uznawały doświadczenie słuchowe za główny czynnik napędzający. Teraz wydaje się jednak, że naukowcy powinni się również przyjrzeć aktywności ustnej niemowląt - podkreśla dr Alison Bruderer. Autorzy publikacji z pisma PNAS dodają, że wyniki nie oznaczają, że rodzice powinni zabrać dzieciom smoczki i gryzaki. Powinno się natomiast ustalić, ile czasu potrzeba na swobodne poruszanie językiem, by postrzeganie mowy rozwinęło się prawidłowo. Uczeni dodają także, że ich rezultaty rzucają nieco światła na sytuację dzieci z zaburzeniami motorycznymi dot. jamy ustnej: z rozszczepem podniebienia, paraliżem czy ankyloglosją (krótkim wędzidełkiem języka). « powrót do artykułu
  19. U młodzieży spędzanie długich godzin w Internecie stwarza ryzyko nadciśnienia. Wśród 134 nastolatków, uznanych przez badaczy ze Szpitala Henry'ego Forda w Detroit za intensywnych użytkowników Internetu, podwyższone ciśnienie występowało u 26 osób. Autorzy raportu z Journal of School Nursing podkreślają, że to pierwsze studium, wskazujące na związek między czasem spędzanym w Sieci i nadciśnieniem. Korzystanie z Internetu to część codziennego życia, ale nie możemy pozwolić, by ten nawyk nami zawładnął. W opisywanym badaniu osoby z grupy intensywnych użytkowników spędzały w Sieci średnio 25 godzin tygodniowo. Ważne, by młodzi ludzie robili sobie regularne przerwy od komputera czy smartfona i angażowali się w jakąś aktywność fizyczną. [...] Praktyka pokazuje, że po 2 godziny Internetu 5 dni w tygodniu wystarczą - podkreśla dr Andrea Cassidy-Bushrow. Amerykanie analizowali dane 335 osób w wieku 14-17 lat. Ochotnicy wypełniali kwestionariusz, dotyczący korzystania z Internetu w tygodniu poprzedzającym badanie stanu zdrowia, w tym ciśnienia. Pytano w nim m.in. o sposób spędzania czasu w Internecie, liczbę adresów e-mail czy dobową liczbę godzin w Sieci. Na potrzeby studium za korzystanie z Internetu uznano odwiedzanie stron WWW, wysyłanie i odbieranie poczty, korzystanie z komunikatora, gry, odrabianie prac domowych, e-zakupy, ściąganie oprogramowania, a także tworzenie witryn. Okazało się, że w domu lub w szkole młodzież spędzała w Sieci średnio 15 godzin tygodniowo. Za intensywnych użytkowników uznano 43% chłopców i 39% dziewcząt. W porównaniu do osób rzadko korzystających z Sieci, w grupie spędzającej tam sporo czasu nadwaga występowała dużo częściej (26 vs. 43%). « powrót do artykułu
  20. Analitycy zwracają uwagę na ostatnie zmiany w Microsofcie, które mogą mieć duży wpływ na przyszłość rynku pecetów. Koncern z Redmond dokonał restrukturyzacji, w ramach której powstał m.in. wydział o nazwie More Personal Computing. Jego pierwsze wyniki finansowe poznamy w najbliższym raporcie kwartalnym, jednak już teraz można stwierdzić, że wewnątrz Microsoftu powstał potężny wydział, a jego celem jest przygotowanie się na zmiany na rynku pecetów oraz konkurowanie z Apple'em. Jak informuje Microsoft, gdyby More Personal Computing działał przez cały ostatni kwartał, to jego przychód sięgnąłby 9,2 miliarda USD (kwartalny przychód całego koncernu to 22,2 miliarda), a gdyby działał przez cały rok podatkowy 2015, który dla Microsoftu zakończył się 30 czerwca, to przychody wydziału sięgnęłyby 43 miliardów USD (93,6 miliarda przychodów miał cały Microsoft). Innymi słowy, części, z których zbudowano More Personal Computing zapewniły dotychczas 42% kwartalnych i 46% rocznych przychodów Microsoftu. Dla porównania Acer zanotował w ostatnim kwartale 1,9 miliarda USD przychodów, a Apple - 49,6 miliarda. Jednak większość przychodów Apple'a pochodzi z iPhone'a. Gdyby wziąć pod uwagę tylko część komputerów osobistych, to przychody Apple'a z tego tytułu wyniosły 6 miliardów USD. Stworzenie nowego wydziału to realizacja wizji Steve'a Ballmera, którą Satya Nadella w większość odrzucił. Model biznesowy More Personal Computing bardzo przypomina model biznesowy Apple'a. Wydział będzie zajmował się nie tylko systemem operacyjnym, grami i wyszukiwaniem, ale również sprzętem projektowanym i produkowanym przez Microsoft, co pozwoli na zintegrowanie oprogramowania, usług i sprzętu w takim stopniu, w jakim nie są zdolni zrobić tego producenci OEM. Taki właśnie model przyniósł ogromny sukces Apple'owi. A Microsoft, pokazując ostatnio swój nowy sprzęt, w tym pierwszy laptop własne produkcji, wprost porównywał go do sprzętu Apple'a. Pozycjonowali wszystko w odniesieniu do Apple'a - mówi Bob O'Donnell, analityk z Technalysis Research. To powrót do dawnych dni, do konkurencji Microsoft kontra Apple, dodaje. Strategia Apple'a, a teraz i Microsoftu, na rynku konsumenckim polega na skupieniu się na najdroższych urządzeniach. Co prawda sprzedaje się ich stosunkowo niewiele, ale margines zysku jest tam największy. Większość producentów OEM działa zaś z bardzo niskim marginesem zysku, gdyż prowadzą ze sobą ostrą walkę o klienta. Tim Bajarin z Creative Strategies uważa, że Microsoftowi nie chodzi wyłącznie o zapewnienie sobie większego marginesu zysku. Mocniejsze zaangażowanie się w sprzęt to także strategia obronna, gdyż jeśli Microsoft zacznie tracić kluczowych partnerów, musi mieć sposób na kontynuowanie obranej przez siebie strategii rozpowszechniania ekosystemu Windows. Przemysł pecetów się kurczy i prawdopodobnie pozostaną na nim tylko wielcy gracze. Firmy takie jak Toshiba, Acer czy Asus mogą mieć problemy z utrzymaniem się na rynku. Jeśli tak się stanie, to zmniejszy się liczba partnerów OEM Microsoftu, stwierdza analityk. Bajarin przypomina, że spośród trzech największych partnerów Microsoftu - Lenovo, Della i HP - jedynie HP wykazuje duże zainteresowanie rynkiem pecetów. Jeśli HP nie powiedzie się na tym rynku, może mieć to duży wpływ na Microsoft. HP może nie być w stanie sprzedać tyle komputerów osobistych, by do klientów trafiała odpowiednia liczba Windows, uważa Bajarin. Microsoft uczy się więc, jak tworzyć świetny sprzęt, dzięki czemu będzie miał rozwiązanie na wypadek, gdyby jego partnerzy OEM nie dawali sobie rady na rynku, dodaje analityk, którego zdaniem ostatnia prezentacja urządzeń z rodziny Surface to nie li tylko zaprezentowanie nowego sprzętu, ale również ważna strategiczna deklaracja koncernu z Redmond. Niewykluczone więc, że w niedalekiej przyszłości Microsoft zajmie się tym, czym obecnie zajmują się jego niewielcy partnerzy OEM. Na tym jednak nie koniec. More Personal Computing mogłoby zostać w przyszłości wydzielone z Microsoftu. Od czasu do czasu wśród analityków i obserwatorów rynku pojawiają się głosy o potrzebie podziału Microsoftu. Niezależny analityk Ben Thompson uważa, że wydzielenie Windows i sprzętu byłoby korzystne dla koncernu. Thompson twierdzi, że Microsoft skupiony jest na swojej historycznej strategii, której centrum stanowi Windows. Dzieje się to jednak kosztem innych produktów, przede wszystkim Office. Niektóre z ostatnich działań Nadelli Thompson interpretuje jako odchodzenie od strategii "przede wszystkim Windows". Zdaniem analityka, najkorzystniejszym rozwiązaniem dla Microsoftu byłoby podzielenie się na dwie firmy. Jedna zajmowałaby się Windows, a druga Office'em i chmurami. I nie ma znaczenia, czy byłby to formalny podział - dodaje analityk. « powrót do artykułu
  21. Najmniejszym wolno żyjącym owadem na świecie jest chrząszcz z rodziny piórkoskrzydłych - Scydosella musawasensis. Najdrobniejszy ze zmierzonych osobników ma zaledwie 325 µm. Wesley Eugene Hall z Muzeum Stanowego Uniwersytetu Nebraski opisał w 1999 r. S. musawasensis, opierając się na kilku egzemplarzach znalezionych w 1955 r. w Nikaragui. Dotąd nie można było jednak ustalić precyzyjnej długości owada, bo dostępne okazy poddano obróbce związanej z przygotowaniem preparatu do obserwacji pod mikroskopem. Wymiary można było wyznaczyć, oczyszczając najpierw chrząszcza, a to z oczywistych względów prowadziło do nieścisłości. W lutym br. Alexey Polilov z Uniwersytetu im. M.W. Łomonosowa w Moskwie zebrał w Parku Narodowym Chicaque w Kolumbii 10 km na zachód od Bogoty aż 85 S. musawasensis. Odkrył je na warstwie grzybów Steccherinum sp., którymi chrząszcze się żywią. Jak wyjaśnia Rosjanin, materiał utrwalono formaldehydem i 70% etanolem. Po wysuszeniu i powleczeniu złotem chrząszcze zbadano pod skaningowym mikroskopem elektronowym (SEM). Pomiarów dokonano za pomocą programu Meazure (Polilov opierał się na cyfrowych mikrofotografiach). Pomiary 10 osobników wykazały, że najmniejszy miał 325 µm, największy 352 µm, a średnia długość wynosiła 338 µm. Szerokość żółtawobrązowego chrząszcza (maksymalna szerokość obu pokryw w spoczynku) to 98-104 µm. Cechą charakterystyczną owalnych S. musawasensis są czułki podzielone na 10 segmentów. Co istotne, rekord z Kolumbii rozszerza zasięg występowania zarówno chrząszcza (dotąd znano go tylko ze stanowiska serii typowej z Nikaragui - Musawas nad rzeką Waspuc), jak kolonizowanych przez niego grzybów. « powrót do artykułu
  22. Archeolodzy sądzą, że w mule rzeki Hamble leży pogrzebany Holigost, jeden z czterech 'wielkich okrętów' floty króla Henryka V, zbudowany na potrzeby wojny z Francją. Holigost (Duch Święty) brał udział w bitwach Wojny Stuletniej, która złamała morską potęgę Francji. O odkryciu okrętu poinformował doktor Ian Friel. Uczony przeglądał dokumentację do swojej książce o flocie Henryka V i natrafił na wskazówki dotyczące miejsca spoczynku okrętu. Wykonał zdjęcia lotnicze okolicy i twierdzi, że znalazł historyczną jednostkę. Holigost leży w pobliżu miejsca, w którym w latach 30. ubiegłego wieku odkryto okręt flagowy Henryka V, Grace Dieu. Holigost był drugim z czterech 'wielkich okrętów' zbudowanych dla floty Henryka. Jednostka była jednym z zasadniczych elementów planu podboju Francji. Jej załogę stanowiło 200 marynarzy, a na pokład mogła zabrać dużą liczbę żołnierzy. Holigost miał wyporność 760 ton, szerokość kadłuba wynosiła ponad 12 metrów, a jego długość przekraczała 30 metrów. W roku 1423 niejaki Davy Owen schodząc pod wodę dokonał napraw okrętu. Prawdopodobnie jest to pierwsze udokumentowane wykorzystanie nurka do naprawienia jednostki pływającej. Badanie wraku za pomocą sonaru i georadaru może potrwać miesiące, a nawet lata. Moim zdaniem dalcze badania Holigosta będą nawet ważniejszym wydarzeniem niż zidentyfikowanie Grace Dieu w latach 30. Holigost brał udział w dwóch najważniejszych bitwach morskich Wojny Stuletniej, które przetarły Anglii drogę do podboju północnej Francji - przypomina uczony. Był okrętem flagowym diuka Bedford w czasie oblężenia i zdobycia portu Harfleur w 1416 roku oraz wziął udział w lądowaniu Henryka V pod Chef de Caux (obecnie Sainte-Adresse) w 1417. Holigost to przebudowana hiszpańska jednostka Santa Clara, zdobyta przez Anglików w 1413 lub 1414 roku. « powrót do artykułu
  23. Autorzy publikacji z Nature Medicine wyodrębnili 4 podtypy raka jelita grubego. Podkreślają, że z nowo zdobytą wiedzą łatwej będzie zidentyfikować pacjentów z poważniejszą, szybciej postępującą chorobą, która wymaga bardziej intensywnego leczenia. Naukowcy z Instytutu Badań nad Nowotworami (ICR) w Londynie oraz ich koledzy z Europy i USA skompilowali informacje dot. 3443 pacjentów z rakiem jelita grubego z całego świata, tworząc największy jak dotąd zbiór danych molekularnych i klinicznych na temat tej jednostki chorobowej, w tym nt. mutacji, aktywności genów, aktywacji układu odpornościowego, metabolizmu komórek, typu komórek nowotworowych oraz ich zdolności opanowywania sąsiednich tkanek. Uczeni z ICR i współpracownicy odkryli, że za pomocą algorytmów do jednej z czterech kategorii da się przypisać aż 87% raków jelita grubego. W każdym z molekularnych podtypów występują odstępstwa od reguły, które mogą sprawiać, że wszystkie podtypy będą podatne na tę samą terapię. Pacjenci z CSM4 (od ang. consensus molecular subtype 4) są często diagnozowani późno (w III lub IV stopniu zaawansowania). Ich nowotwór silnie przerzutuje, a wskaźnik przeżycia jest znacząco gorszy niż w innych podtypach raka jelita grubego. U chorych z CSM2 wskaźnik przeżycia jest za to o wiele lepszy nawet przy wznowie. W ramach studium zidentyfikowaliśmy 4 unikatowe typy raka jelita grubego; każdy charakteryzuje się określonym zestawem cech genetycznych i biologicznych. Niektóre są bardziej agresywne i z większym prawdopodobieństwem śmiertelne. To powinno pozwolić lekarzom zidentyfikować ludzi z bardziej agresywną postacią choroby i dostosować do tego leczenie. Ostatecznie może zaś doprowadzić do opracowania nowych molekularnych testów diagnostycznych; znając podtyp raka jelita grubego, dałoby zaś się wybrać najskuteczniejszą w jego przypadku terapię - podsumowuje dr Anguraj Sadanandam z ICR. « powrót do artykułu
  24. The Washington Post dowiedział się, że - po raz pierwszy w historii - chiński rząd, na wniosek USA, aresztował na swoim terytorium hakerów. Chińczycy prawdopodobnie ugięli się pod naciskiem administracji prezydenta Obamy, która zagroziła wprowadzeniem sankcji gospodarczych, jeśli Chiny nie będą współpracowało w walce z cyberprzestępczością. Do aresztowań doszło tydzień lub dwa przed wizytą prezydenta Chin Xi Jinpinga w USA. Cyberprzestępcy zostali wcześniej zidentyfikowani przez amerykańskie służby. Włamali się oni do amerykańskich firm, a ukradzione informacje przekazali lub sprzedali chińskim firmom państwowym. Kwestie przemysłowego cyberszpiegostwa to jedne z najtrudniejszych problemów ciążących na chińsko-amerykańskich stosunkach. Od wielu lat amerykańskie firmy i politycy skarżą się, że Chiny nie zwalczają tego zjawiska. Szacuje się, że chińscy hakerzy narażają amerykańskie firmy na straty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów rocznie. W ciągu ostatnich kilku tygodni amerykańskie służby przygotowały listę cyberprzestępców, których chcą aresztować. Daliśmy im tę listę i powiedzieliśmy: 'Chodzi o tych ludzi. Aresztujcie ich', powiedziało dziennikarzom anonimowe źródło. Amerykanie wiedzą, że do aresztowań doszło. Teraz chcą się przekonać, czy chińscy prokuratorzy postawią zarzuty i czy dojdzie do publicznego procesu. Taki proces nie tylko pozwoliłby na dopilnowanie jego uczciwości, ale również działałby odstraszająco na innych i pokazałby, że aresztowanie podejrzanych nie było pustym gestem. Amerykańscy urzędnicy mówią, że jest jeszcze zbyt wcześnie by stwierdzić, czy chińskie władze postanowiły zmienić politykę wobec cyberprzestępców, czy też mamy do czynienia z pozorowanymi działaniami, których celem jest uniknięcie sankcji. Z czasem zobaczymy, czy nadal będą tak działali. Ważne jest też, czy będą robili to samo wówczas, gdy nie będzie dochodziło do ważnych wizyt państwowych. Dopiero wtedy przekonamy się, czy współpraca się poprawia - stwierdził jeden z urzędników. Podczas ostatniej wizyty w Waszyngtonie prezydent Xi zapowiedział, że jego kraj nie będzie angażował się w działalność cyberszpiegowską przeciwko USA. Obie strony podpisały odpowiednie dokumenty, które przewidują, że Chiny będą w odpowiednim czasie reagowały na amerykańskie prośby o pomoc odnośnie cyberataków. Wciąż nie ma pewności, czy zapisy umowy zostaną dotrzymane. « powrót do artykułu
  25. Dell i EMC podpisały umowę, która przewiduje, że firma Dell oraz jej właściciele Michael Dell, MSD Partners i Silver Lake, przejmą EMC Corporation, a należący doń VMware pozostanie niezależną spółką notowaną na giełdzie. Zgodnie z umową każdy z obecnych udziałowców EMC otrzyma za akcję 24,05 USD w gotówce oraz akcje oznaczone powiązane z udziałami EMC w VMware. Za każdą akcję EMC udziałowiec otrzyma około 0,111 akcji oznaczonej. W sumie za każdą obecnie posiadaną akcję EMC akcjonariusz może otrzymać - według wartości akcji VMware z dnia 7 października, równowartość 33,15 USD w gotówce i akcjach oznaczonych. Oznacza to, że cała transakcja przejęcia EMC jest warta około 67 miliardów dolarów. Ostateczna kwota, jaka przypadnie na akcję będzie zależała od ceny akcji VMware i wzajemnej relacji wartości akcji EMC i VMware. Przejęcie EMC przez Della to nie tylko jedna z największych transakcji w historii rynku IT. Wskutek niego powstanie największa całkowicie prywatna firma technologiczna na świecie. Powstanie w ten sposób przedsiębiorstwo o bardzo silnej pozycji na światowych rynkach serwerów, przechowywania danych, wirtualizacji i komputerów osobistych. Celem jego ekspansji staną się biznesowy rynki centrów bazodanowych, chmur obliczeniowych, infrastruktury informatycznej i bezpieczeństwa. Po zakończeniu transakcji struktura własnościowa połączonych firm ma pozostać podobna do obecnej struktury własnościowej Della, co oznacza, że Michael Dell, MSD Partners i Silver Lake będą właścicielami około 70% przedsiębiorstwa. Przewodniczącym zarządu i dyrektorem wykonawczym będzie Michael Dell. Do czasu zakończenia transakcji szefem zarządu i dyrektorem wykonawczym EMC pozostanie Joseph Tucci. Umowa pomiędzy obiema firmami będzie badana przez odpowiednie urzędy antymonopolowe. Transakcja ma zostać zamknięta w drugim lulb trzecim kwartale przyszłego roku podatkowego, który dla Della końcy się 3 lutego 2017 roku. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...