Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W mediach pojawiły się nieoficjalne informacje, jakoby BlackBerry miała zamiar przygotować telefon z systemem Android. Byłaby to znaczna zmiana strategii kanadyjskiej firmy, a jednocześnie przyznanie się do porażki, gdyż przedsiębiorstwo nie było w stanie zainteresować klientów urządzeniami z własnym OS-em. Dwa anonimowe źródła informują, że pierwszy BlackBerry z Androidem mógłby trafić do sklepów już jesienią. Ma być to urządzenie wyposażone w wysuwaną fizyczną klawiaturę oraz wyświetlacz dotykowy. „Nie komentujemy plotek i spekulacji. Rozwijamy system BlackBerry 10, który zapewnia najlepsze na rynku bezpieczeństwo i produktywność” - oświadczyli przedstawiciele firmy. Obecnie w ofercie BlackBerry znajdziemy kilka smartfonów z systemem BB 10. OS i urządzenia zbierają dobre opinie, jednak brak popularnych aplikacji powoduje, że nie cieszą się one wzięciem. BlackBerry promuje też swój nowy system zarządzanie BES12, który pozwala firmom i agendom rządowym na zarządzanie obecnymi w sieci wewnętrznej urządzeniami z systemem BlackBerry, Android, iOS i Windows. « powrót do artykułu
  2. Wiele osób niedługo po zjedzeniu sporej liczby ciastek bez cukru sięga po następną porcję. Jedna z teorii, za pomocą których tłumaczy się to zjawisko, głosi, że sztuczne słodziki nie zapewniają tyle kalorii (energii), ile po latach ewolucji mózg spodziewać uzyskać ze słodkich pokarmów. Nie udaje się go więc oszukać, by pojawiło się uczucie sytości. Dotąd nie było jednak wiadomo, jak organizm różnicuje prawdziwy cukier i sztuczne słodziki. Ostatnio naukowcy z Uniwersytetu Michigan odkryli, jak mózg muszki owocowej odróżnia te dwa rodzaje substancji. Ponieważ w powiększonej skali "maszyneria molekularna" występuje również w przewodzie pokarmowym i mózgu ludzi, prof. Monica Dus uważa, że u nas może zachodzić analogiczne zjawisko. Muszki owocowe i ludzie dzielą ok. 75% wywołujących choroby genów. Możemy [więc] zapytać: "Czy geny te działają tak samo u naszego gatunku, by odróżnić prawdziwy cukier od słodzika?". Odpowiednie elementy/części istnieją, jest więc naprawdę możliwe, że tak. Dodatkowo wiemy, że ludzki mózg umie odróżnić prawdziwy i fałszywy cukier, tylko nie wiemy jak. Dus oraz Greg Suh i Jason Lai ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Nowojorskiego głodzili muszki przez parę godzin, a później dawali im do wyboru słodzik lub cukier. Kiedy Drosophila melanogaster polizały prawdziwy cukier, grupa 6 neuronów zaczynała wydzielać hormon, którego receptory występują zarówno w jelicie, jak i w mózgu. Hormon wzmagał trawienie, pozwalając owadom zlizać więcej odżywczego pokarmu. Lizanie słodzika nigdy nie wywoływało hormonalno-trawiennej reakcji, bo nie ma on żadnej wartości energetycznej. Każdorazowo D. melanogaster porzucały słodzik i wybierały cukier, bo po poście potrzebowały energii. Z perspektywy ewolucyjnej słodycz oznacza cukier i wzrost dostępnej energii. Przy jedzeniu czegoś słodkiego mózg muszki oczekuje kalorii, dlatego owady wybierają cukier. Jeśli nasz mózg działa podobnie, wyjaśnia to, czemu nie czujemy sytości po dietetycznych pokarmach i tyjemy na diecie. Niezaspokojeni, nie poprzestajemy na porcji niskokalorycznych pokarmów i kontynuujemy podjadanie, póki nie zjemy czegoś, co odpowiada zapotrzebowaniu energetycznemu. Owocówki mają ok. 100 tys. neuronów, a w ludzkim mózgu jest ich ok. 86 mln. Sześć neuronów zidentyfikowanych u D. melanogaster znajduje się u ludzi w mniej więcej tym samym miejscu, co pozwala od razu skupić się na konkretnej lokalizacji. W ramach dwóch wcześniejszych studiów zespół Dus odkrył, że muszki nieczujące smaku i tak wolały prawdziwy cukier niż słodzik, co potwierdza teorię preferencji energii. Amerykanie scharakteryzowali także obwód neuronalny Cupcake+, który działa jako behawioralny przełącznik jedzenia. Wyłącznie tych neuronów sprawia, że muszki "czują się" głodne. « powrót do artykułu
  3. Inhibitory pompy protonowej (IPP), leki na choroby górnego odcinka przewodu pokarmowego, w tym na refluks czy wrzody, mogą zwiększać ryzyko zawału serca. Omeprazol, pantoprazol, esomeprazol, lanzoprazol czy rabeprazol hamują produkcję kwasu solnego przez pompę protonową komórek okładzinowych błony śluzowej żołądka. Te leki mogą nie być tak bezpieczne, jak sądzimy - twierdzi dr Nicholas Leeper z Uniwersytetu Stanforda. Dr Nigam Shah, jego kolega z uczelni, a zarazem szef zespołu, który opracował metodę analizy elektronicznej dokumentacji medycznej, dodaje jednak, że ryzyko jest małe. Jeśli 4357 ludzi bierze IPP przez dwa tygodnie, będzie to oznaczać [zaledwie] jeden dodatkowy zawał. Problemem może być za to skala stosowania IPP, przez którą liczba dodatkowych zawałów stanie się już istotna. Nawet jeśli na poziomie indywidualnym wzrost ryzyka jest niewielki, na poziomie populacyjnym sumuje się do dużych liczb. Jak wyliczają naukowcy, wartość światowego rynku IPP to 13 mld dolarów. Shah, Leeper i inni analizowali elektroniczne dane medyczne ponad 30 mln Amerykanów. Zidentyfikowali ok. 250 tys. pacjentów z refluksem żołądkowo-przełykowym. Mogli też porównać liczbę zawałów w tej grupie oraz wśród osób niezażywających inhibitorów pompy protonowej. Naukowcy połączyli swoje wyniki z ustaleniami trwającego nadal studium, w ramach którego śledzone są losy 1500 osób przyjmujących IPP. [...] W przypadku tych, którzy zażywali IPP, ryzyko dostania zawału było ok. 20% wyższe niż u pacjentów przyjmujących inne leki przeciwrefluksowe - opowiada Shah. Odkryliśmy ten związek u osób poniżej 55. r.ż., które z powodu wieku nie znajdują się w grupie ryzyka zawału. Amerykanie są świadomi ograniczeń swoich badań. Niewykluczone w końcu, że część osób z przepisanymi IPP miała dusznicę bolesną, mylnie rozpoznaną jako refluks. Wg nich, podejrzenie, że IPP zwiększają ryzyko zawału, wspierają jednak wyniki wcześniejszego studium, które wykazało, że inhibitory pompy protonowej uszkadzają naczynia krwionośne. To wskazuje na mechanizm, za pośrednictwem którego te leki wiązałyby się z zawałem. Byłoby najlepiej, gdyby w ramach dużego, randomizowanego i prospektywnego studium porównać skutki stosowania IPP i antagonistów receptora H2. Czynnikiem zaporowym może się jednak okazać cena takiego badania. By wychwycić małe ryzyko, trzeba by bowiem śledzić losy ok. 4 tys. osób. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z Uniwersytetu w Maastricht potwierdzili istnienie związku między spożyciem orzechów, w tym orzechów ziemnych, a niższym wskaźnikiem umieralności. W przypadku kobiet i mężczyzn, którzy jedli co najmniej 10 g orzechów dziennie, ryzyko śmierci z powodu chorób będących wiodącymi przyczynami zgonu było niższe niż u ludzi niejedzących orzechów. Spadek umieralności był największy w odniesieniu do chorób układu oddechowego, neurodegeneracyjnych i cukrzycy. Za nimi uplasowały się nowotwory i choroby sercowo-naczyniowe. Efekty były takie same u obu płci. Orzechy ziemne zapewniały co najmniej tak samo duże spadki wskaźnika śmiertelności, co orzechy drzewne, jednak masło orzechowe nie wiązało się ze zmniejszeniem śmiertelności. Akademicy wykorzystali dane zebrane w ramach Netherlands Cohort Study (jest ono prowadzone od września 1986 r. i objęło ponad 120 tys. kobiet i mężczyzn w wieku 55-69 lat). Badanych pytano o wielkość porcji i częstość spożycia orzechów ziemnych, orzechów drzewnych i masła orzechowego. Holendrzy analizowali związek spożycia orzechów ze śmiertelnością ogólną i z konkretnych przyczyn. Związek między spożyciem orzechów, w tym fistaszków, a zmniejszonym ryzykiem śmierci z powodu chorób serca potwierdził wyniki wcześniejszych amerykańskich i azjatyckich studiów. Holenderscy badacze ustalili jednak, że wśród konsumentów orzechów niższa jest także śmiertelność z powodu nowotworów, cukrzycy oraz chorób układu oddechowego i neurodegeneracyjnych. To nadzwyczajne, że znacząco niższą śmiertelność obserwowano już przy poziomie spożycia orzechów drzewnych/ziemnych rzędu 15 g dziennie (to mniej więcej pół garści). Wyższe spożycie nie wiązało się z dalszym spadkiem ryzyka zgonu. Wnioski zostały potwierdzone przez metaanalizę wcześniej opublikowanych badań i wyników Netherlands Cohort Study; w przypadku śmiertelności z powodu nowotworów i chorób układu oddechowego występował ten sam zależny od dawki wzorzec - opowiada prof. Piet van den Brandt. Fistaszki i orzechy drzewne zawierają jedno- i wielonienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy, włókna, przeciwutleniacze i inne bioaktywne czynniki, które zapewne przyczyniają się do obniżenia wskaźnika umieralności. Oprócz orzechów masło orzechowe zawiera także inne składniki, np. sól i oleje roślinne. Kiedyś wykazano, że występują w nim tłuszcze trans. Niekorzystny wpływ soli i tłuszczów trans może więc niwelować ochronny wpływ fistaszków. « powrót do artykułu
  5. Profesor bioinżynierii Manu Prakash z Uniwersytetu Stanforda jest twórcą komputera, który działa dzięki przepływowi kropel wody. Prakash i jego studenci tworzyli komputer przez niemal dekadę. Maszyna to pomysł uczonego z czasów, gdy sam był studentem. Zastanawiał się wówczas nad zbudowaniem komputera, który nie tylko wykonywałby obliczenia, ale jednocześnie manipulował materią. Naszym celem jest zbudowanie nowej klasy komputerów, które mogą precyzyjnie manipulowac materią. Wyobraźmy sobie, że gdy uruchamiamy obliczenia, przetwarzana jest nie tylko informacja, ale również materia - mówi Prakash. Komputery manipulujące materią nie mają konkurować z tradycyjnymi maszynami, nie są wystarczająco wydajne, jednak możliwość precyzyjnego manipulowania np. kroplami płynów może mieć olbrzymie znaczenie w naukach biologicznych, chemicznych czy w procesach przemysłowych. Komputer Prakasha korzysta z pola magnetycznego, które działa jak zegar synchronizujący ruch kropli. Opracowanie takiego zegara nie było łatwym zadaniem. Musiał on być łatwy w obsłudze, a jednocześnie mieć możliwość precyzyjnego wpływania na wiele kropli jednocześnie. Uczony wraz ze swoim studetem Georgiosem Katsikisem zbudował rodzaj tablicy składającej się z niewielkich żelaznych pręcików zamkniętych pomiędzy dwoma kawałkami szkła. W środku umieszczono też olej, a następnie ostrożnie wstrzyknięto pojedyncze krople wody z uwięzionymi w nich magnetycznymi nonocząstkami. Manipulując polem magnetycznym można sterować ruchem kropli wody. Obecność lub brak kropli w danym miejscu reprezentuje 1 i 0 w kodzie binarnym. W ten sposób dowiedliśmy, że zmieniając układ pręcików możemy naśladować każdy rodzaj tradycyjnej bramki logicznej. Możemy zbudować dowolny obwód boolean - mówi Katsikis. Młody naukowiec dodaje, że obecnie taki "wodny układ scalony” ma rozmiar połowy znaczna pocztowego, jednak można go jeszcze zmniejszyć. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że możliwe jest jednoczesne manipulowanie milionami kropelek, to cały układ jest wyjątkowo skalowalny. Możemy go zmniejszać i zmniejszać, a dzięki pracy z coraz mniejszymi kropelkami możemy zwiększać liczbę operacji w jednym cyklu zegara - mówi jeden ze współpracowników Prakasha, student Jim Cybulski. Prakash uważa, że już w niedalekiej przyszłości można będzie wykorzystać jego komputer w roli laboratorium biologicznego czy chemicznego, w którym np. każda z kropli będzie zawierała różne związki chemiczne i sama przeprowadzi testy. « powrót do artykułu
  6. Amerykańscy naukowcy wykazali, że młodzi dorośli, którzy jedzą więcej fermentowanych pokarmów, mają mniej objawów lęku społecznego. Wpływ był największy w grupie genetycznego ryzyka fobii społecznej (oceniono je, mierząc poziom neurotyzmu). Możliwe, że probiotyki z fermentowanych pokarmów wywołują korzystne zmiany w środowisku jelita, które z kolei oddziałują na lęk społeczny. Uważam, że to absolutnie fascynujące, że mikroorganizmy z przewodu pokarmowego są w stanie wpływać na umysł - podkreśla prof. Matthew Hilimire z College'u Williama & Mary. Naukowcy stworzyli kwestionariusz, który włączono do testów przeprowadzanych na zajęciach z wprowadzenia do psychologii (obejmowały one m.in. Inwentarz Osobowości NEO-FFI do diagnozy cech osobowości uwzględnionych w modelu Wielkiej Piątki, a także Inwentarz Lęku i Fobii Społecznej). Jesienią zeszłego roku wzięło w nich udział ok. 700 studentów. W kwestionariuszu znalazły się m.in. pytania o ilość zjedzonych w ciągu ostatnich 30 dni fermentowanych pokarmów (kefiru, jogurtu, miso, kapusty kiszonej, pikli, kimczi, zupy miso czy niektórych gorzkich czekolad), częstość uprawiania aktywności fizycznej czy przeciętne spożycie warzyw i owoców. Odkryliśmy przede wszystkim, że u osób, które jadły więcej fermentowanych pokarmów, lęk społeczny był słabszy [...]. Związek był najsilniejszy wśród ludzi z wysokim neurotyzmem. Oprócz tego stwierdzono, że ze zmniejszonym lękiem społecznym wiązała się także większa aktywność fizyczna. Naukowcy wspominają o kolejnych studiach, które pomogą zbadać relacje jelit z umysłem. Chcą m.in. sprawdzić, czy istnieje korelacja między spożyciem fermentowanych pokarmów a objawami autyzmu. Na najbliższą przyszłość planowana jest eksperymentalna wersja studium. Bez niej nie można bowiem udowodnić, że fermentowane pokarmy i zmniejszony lęk społeczny łączy związek przyczynowo-skutkowy. Jeśli weźmie się jednak pod uwagę wcześniejsze badania na modelach zwierzęcych oraz eksperymenty prowadzone w ramach innych projektów dot. lęku i depresji, wydaje się, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy - przypomina Hilimire, dodając, że przy założeniu, że uda się to wkrótce potwierdzić, warto uwzględnić w codziennych praktykach zarówno fermentowane pokarmy, jak i ruch. Badania na zwierzętach wykazały, że gdy podaje im się bakterie zwane probiotykami - korzystne dla zdrowia mikroorganizmy, takie jak laseczki kwasu mlekowego - stają się one mniej depresyjne czy lękowe. Bazując na tych spostrzeżeniach, naukowcy mogli wskazać konkretne mechanizmy wpływu, w tym zmniejszoną przepuszczalność jelit i słabszy stan zapalny, a także podwyższony poziom GABA, neuroprzekaźnika działającego podobnie do benzodiazepin. Co istotne, to twój własny organizm nasila produkcję neuroprzekaźnika zmniejszającego lęk. Wstępne rezultaty sugerują, że lęk społeczny można usunąć za pomocą interwencji dietetycznych niskiego ryzyka. Potrzebne są jednak kolejne badania, które rozstrzygną, czy zwiększenie spożycia probiotyków bezpośrednio powoduje spadek lęku społecznego - podsumowuje prof. Jordan DeVylder z Uniwersytetu Maryland. « powrót do artykułu
  7. Sidewalk Labs - nowa firma założona przez Google'a – będzie zajmowała się zarabianiem pieniędzy na rozwiązywaniu typowych dla miast problemów, takich jak wysokie ceny mieszkań czy zatłoczone ulice. Firma to wspólne dzieło Google'a i Dana Doctoroffa, byłego prezesa firmy Bloomberg oraz zastępcy burmistrza Nowego Jorku ds. rozwoju ekonomicznego. Przedsiębiorstwo wykorzysta doświadczenie Doctoroffa w zarządzaniu miastami, a Google zapewni jej finansowanie i wsparcie techniczne. Sidewalk Labs będzie pracowała nad produktami i platformami rozwiązującymi problemy związane z transportem, kosztem życia, oszczędnością energii w miastach. „Udoskonalając technologię w miastach można poprawić życie miliardów ludzi na całym świecie” - stwierdził Larry Page, jeden z założycieli Google'a. « powrót do artykułu
  8. Japońska firma Taiyo Yuden oficjalnie ogłosiła, że wycofuje się z rynku nośników optycznych. Do końca roku zaprzestanie ona sprzedaży płyt DVD-R/+R, CD-R i BD-R. Taiyo Yuden to jeden z rynkowych liderów zarówno pod względem sprzedaży wysokiej jakości nośników jak i innowacyjności. Dyski optyczne są jednym z głównych obszarów działalności firmy. Przedsiębiorstwo, dzięki wysokiej jakości produktów, świetnie radziło sobie z zagraniczną konkurencją. Poddało się w obliczu HDD o coraz większej pojemności oraz rozpowszechnianiu się chmur, w których użytkownicy przechowują dane. Oba te zjawiska spowodowały szybkie kurczenie się rynku nośników optycznych. W ciągu ostatniego roku firma zanotowała 9,6-procentowy spadek sprzedaży nośników. Taiyo Yuden stworzyła w 1988 roku płytę CD-R. Dziesięć lat później rozpoczęła sprzedaż pierwszych płyt DVD-R. Minęło kolejnych 10 lat i TY zaprezentowała płytę BD-R z organiczną warstwą nagrywającą. « powrót do artykułu
  9. Nowatorski termos, który utrzymuje niską temperaturę napoju nawet trzykrotnie dłużej niż obecne na rynku pojemniki, opracowali naukowcy z Politechniki Gdańskiej. Zimny napój wytrzymuje w nim nawet kilkanaście godzin, a przechowywane w nim soki czy alkohole dłużej zachowują walory smakowe. Izotermiczną butelkę opracował zespół naukowy pod kierunkiem prof. Ewy Klugmann-Radziemskiej z Wydziału Chemicznego Politechniki Gdańskiej. Pomiędzy ściankami pojemnika znajduje się tzw. materiał zmiennofazowy, który po umieszczeniu w pojemniku zimnego napoju, przechodzi w stan stały. Tak przygotowany pojemnik może być transportowany na duże odległości, utrzymując przez wiele godzin jego zawartość w stałej temperaturze pomimo strat ciepła do otoczenia – tłumaczy kierownik Katedry Aparatury i Maszynoznawstwa Chemicznego prof. Ewa Klugmann-Radziemska. Prototypy wykonano w formie butelki, którą można zastosować np. w przemyśle alkoholowym lub napojów izotonicznych. Jednak można wykonać go w dowolnym kształcie, zarówno ze szkła, jak i tworzywa sztucznego. W obu przypadkach czas utrzymania materiału zmiennofazowego w stanie stałym będzie podobny - informuje Politechnika Gdańska w komunikacie. Wypełniający ścianki naczynia materiał zmiennofazowy jest nietoksyczny, nieżrący i niepalny. Jest szczelnie zamknięty, ale w razie uszkodzenia i rozszczelnienia, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Obecnie zespół prof. Ewy Klugmann-Radziemskiej bada też inne materiały zmiennofazowe, które poprawią właściwości gotowego już pojemnika izotermicznego. Projekt otrzymał wsparcie w ramach projektu „Inkubator Innowacyjności”, realizowanego w Centrum Transferu Wiedzy i Technologii PG. Twórcy wynalazku liczą też na zainteresowanie przedsiębiorców. Już zyskali zainteresowanie inwestora poszukującego nowych rozwiązań do dekoracji opakowań ze szkła. Podkreślają również, że produkcja opracowanego przez nich pojemnika nie wymaga dużych nakładów pieniężnych. Zastosowanie go w przemyśle znacząco nie zawyży cen produktów - czytamy na stronie internetowej Politechniki Gdańskiej. « powrót do artykułu
  10. Niełazek brunatny (Antechinus stuartii) radzi sobie ze skutkami pożarów buszu, zapadając w torpor. Nastąpił wzrost częstości pożarów buszu w Australii, chcieliśmy więc ustalić, jak zwierzęta radzą sobie z tym zjawiskiem - opowiada dr Clare Stawski z Uniwersytetu Nowej Anglii. Nasze studium jako pierwsze wykazało, że torpor może pomóc w przeżyciu skutków pożaru. Niełazki padają ofiarą lisów, a także bezdomnych kotów i psów. W zwykłych okolicznościach bronią się przed tym, chowając się w zaroślach, gdzie mogą przy okazji polować na owady. Po pożarze naturalne schronienie jednak znika. Jak podkreśla Stawski, torpor to stan kontrolowanego obniżenia temperatury, któremu towarzyszy spadek tętna oraz innych funkcji fizjologicznych. Testowano hipotezę, że spowolnienie metabolizmu pozwala oszczędzać energię, a dzięki temu zwierzę nie musi tak często wychodzić na poszukiwanie pokarmu i nie pokazuje się drapieżnikom. W ramach eksperymentu porównywano dwie grupy niełazków brunatnych z Parku Narodowego Rzeki Guya Fawkesa. Jedna zamieszkiwała obszar, na którym się Służba Parków Narodowych i Dzikiej Przyrody przeprowadza się planowe wypalanie. Druga żyła na niespalonym obszarze kontrolnym. Wszystkim torbaczom założono obroże GPS i mierzono ich temperaturę oraz wzorce przemieszczania się. Okazało się, że niełazki z rejonu kontrolnego żerowały zarówno w dzień, jak w i nocy i rzadko zapadły w torpor. Zwierzęta ze spalonego buszu trzymały się zaś swojego areału osobniczego, choć w pobliżu znajdował się dostępny dla nich niespalony teren. Na spalonym terenie niełazki często zapadały w torpor i żerowały w pobliżu swoich kryjówek, w dodatku wyłącznie nocą. Nie mając w ogóle schronienia, torbacze ograniczały aktywność, by oszczędzać energię i unikać kontaktu z drapieżnikami. Inne wstępne badania pokazały, że po pożarze liczebność populacji niełazków brunatnych zrównuje się ostatecznie z liczebnością populacji z obszarów niespalonych. Warunkiem jest jednak zachowanie drzew, w których torbacze chowają się na czas torporu. Podczas zalecanego wypalania na terenach pod opieką Służby Parków pożar nie był właśnie zbyt intensywny. « powrót do artykułu
  11. Zespół archeologów z dwóch uczelni odkrył najstarszą naturalną perłę Australii. Ma 2 tys. lat (wiek ustalono w oparciu o datowanie radiowęglowe okolicznych osadów) i ok. 5 mm średnicy. Warto przypomnieć, że kuliste perły występują w naturze bardzo rzadko. Minęły mniej więcej 4 dni wykopalisk w schronisku skalnym Brremangurey, stanowisku przylegającym do linii brzegowej Zatoki Admiralicji. Ekipa przesiewała wydobyte osady, składające się z gęstej warstwy muszli i węgla. Praca była nudna i brudna, aż jedna z doktorantek, Isabelle Balzer, nagle zapłakała i ku zaskoczeniu wszystkich wyciągnęła dłoń z perłą. Nikt się tego nie spodziewał [...] - opowiada dr June Ross z Uniwersytetu Nowej Anglii, dodając, że wartość perły dorównuje jej naukowemu znaczeniu. Wiemy z wykopalisk, że na przestrzeni ostatnich 2 tysięcy lat małże stanowiły ważną część aborygeńskiej diety tego rejonu [wyżyny] Kimberley. Szczególnie poszukiwane - zarówno ze względu na mięso, jak i same muszle - były ostrygi. Badania mikrotomograficzne potwierdziły, że to prehistoryczna naturalna perła. Naukowcy dowiedzieli się także, że rosła wewnątrz ostrygi przez mniej więcej dekadę. Od 20 czerwca perłę z Brremangurey będzie można podziwiać na wystawie zorganizowanej przez Muzeum Morskie Australii Zachodniej. « powrót do artykułu
  12. Nowe analizy wskazują, że chroniące przed rakiem szyjki macicy szczepionki przeciwko wirusowi HPV mogą działać już po jednej dawce. Obecnie zaleca się wstrzyknięcie trzech dawek. Autorzy analizy podkreślają, że nie zdobyli jeszcze na tyle mocnych dowodów, by zalecić natychmiastową zmianę procedur, jeśli jednak okaże się, iż mają rację, to zmniejszenie dawki z 3 do 1 może mieć olbrzymi wpływ na liczbę szczepionych dziewcząt na całym świecie. Rak szyjki macicy to czwarta najpowszechniejsza przyczyna śmierci wśród kobiet umierających na raka. Każdego roku zabija on ponad 260 000 osób. Specjaliści z amerykańskiego National Cancer Institute i innych instytucji przyjrzeli się danym dotyczącym ponad 24 000 młodych kobiet, które otrzymały jedną, dwie lub trzy dawki szczepionki Cervarix. Oszacowali, że po czterech latach efektywność szczepionki wynosi 77-86 procent i jest niezależna od liczby przyjętych dawek. Badania sfinansował National Cancer Institute oraz sponsorzy, wśród nich producent wspomnianej szczepionki, GlaxoSmithKline. Julia Brotheron, dyrektor ds. medycznych w australijskim National HPV Vaccination Program Register komentuje, że jeśli udałoby się zmniejszyć liczbę dawek z 3 do 1 można by uratować życie milionów kobiet na całym świecie. Zdaniem uczonej istnieje duża nadzieja, że badania się potwierdzą, gdyż trudno sobie wyobrazić, by działał tutaj inny, nieznany czynnik, oprócz samej szczepionki. Inną szczepionką przeciwko HPV jest Gardasil sprzedawany przez firmę Merck. Nie wiadomo, czy również i ona byłaby skuteczna po jednej dawce, jednak jest to możliwe, gdyż – podobnie jak Cervarix – wykorzystuje 'podobne do wirusa' cząstki. Przedstawiciele GlaxoSmithKline z zadowoleniem przyjęli wyniki badań, jednak stwierdzili, że obecnie nie mają zamiaru składać wniosku o udzielenie licencji na stosowanie pojedynczej dawki leku. Podejrzenia, że lek może być skuteczny przy mniejszej dawce, nie są czymś nowym. W ubiegłym roku w Wielkiej Brytanii zmieniono procedury i obecnie zaleca się stosowanie dwóch dawek szczepionki. W USA nadal stosuje się trzy dawki, a każda z nich kosztuje około 100 USD. Aimee Kreimer z U.S. National Cancer Institute, jedna z autorek badań, stwierdziła, że obecnie najważniejsze jest zbadanie, jak długo chroni pojedyncza dawka. Szczepionka musi chronić przez co najmniej 10 lat, a idealnie byłoby gdyby chroniła przez 20 lat przed rakiem szyjki macicy spowodowanym infekcją wirusem HPV. Wtedy miałaby największy wpływ na spadek liczby przypadków nowotworu. « powrót do artykułu
  13. Leki zapobiegające odrzuceniu przeszczepu chronią także przed chorobą Alzheimera (ChA). Kalcyneuryna to enzym, który reguluje komunikację między neuronami oraz tworzenie śladów pamięciowych. Wcześniejsze badania University of Texas Medical Branch (UTMB) wykazały, że odgrywa ona kluczową rolę w toksycznym oddziaływaniu oligomerów beta-amyloidu i że w układzie nerwowym pacjentów z alzheimerem jej poziom jest podwyższony. Posługując się modelem mysim, Amerykanie wykazali, że blokowanie kalcyneuryny odtwarzało funkcjonowanie pamięciowe. Trudno było powiedzieć, czy taka strategia zapobiegnie początkowi i rozwojowi alzheimeryzmu u ludzi, bo terapia inhibitorami hormonu wpływa supresyjnie na układ odpornościowy. Obchodząc tę kwestię, zespół z UTMB analizował dane medyczne 2644 osób po przeszczepach, które zażywają leki oddziałujące na kalcyneurynę, np. takrolimus czy cyklosporynę. Ponieważ jakiekolwiek zaburzenia pamięci mogą wpłynąć na zażywanie medykamentów, lekarze skrupulatnie odnotowują i monitorują wszelkie ich objawy. Badanych podzielono na grupy w oparciu o wiek podczas ostatniej wizyty lub w momencie zgonu, płeć i przynależność rasową. Objawy demencji wystąpiły u 8 osób: dwóch, które miały mniej niż 65 lat, pięciu z grupy 65-74-latków i jednej z grupy 75-84-latków. By porównać częstość występowania alzheimera w obu grupach, dane ze studium UTMB zestawiono z danymi z amerykańskiej populacji generalnej (te ostatnie pozyskano z 2014 Alzheimer's Association Facts and Figures). Dane jasno pokazały, że częstość występowania demencji i choroby Alzheimera w grupie pacjentów po przeszczepie jest znacząco niższa - w zasadzie choroba prawie nie występuje [...] - podkreśla prof. Luca Cicalese. Wśród pacjentów powyżej 65. r.ż. w populacji generalnej demencję miało 11% osób, a w grupie po przeszczepie [zaledwie] 1,02%. Wśród Amerykanów powyżej 75. r.ż. alzheimera miało 15,3% populacji, w porównaniu do 0,6% uczestników studium UTMB. Choć wśród Amerykanów powyżej 85. r.ż. demencję obserwowano u 32% [populacji], wśród osób po przeszczepie nie odnotowano ani jednego przypadku. Jako że większość uwzględnionych w studium pochodziła z Teksasu, naukowcy porównali swoją grupę powyżej 65. r.ż. z częstością występowania ChA w populacji generalnej tego stanu. Także i w tym przypadku uzyskano podobne rezultaty. Łącznie nasze ustalenia z tej grupy potwierdzają dane z modeli zwierzęcych [...] - podsumowuje prof. Giulio Taglialatela, dodając, że trwają prace nad terapią na alzheimera z wykorzystaniem niskich dawek kalcyneuryny (chodzi o to, by w ogóle uniknąć immunosupresji lub by była ona minimalna). « powrót do artykułu
  14. Jednym ze sposobów na walkę z globalnym ociepleniem, zmniejszenie liczby zgonów spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza, a przy tym ustabilizowanie cen energii byłoby całkowite przejście na energię ze źródeł odnawialnych. Właśnie powstało studium pokazujące, w jaki sposób całe USA mogą do roku 2050 przestawić się na korzystanie ze energii ze źródeł odnawialnych. Autorami studium są naukowcy z Uniwersytetu Stanforda pracujący pod kierunkiem profesora Marka Z. Jacobsona oraz Mark Delucchi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Dla każdego z amerykańskich stanów opracowali oni plan porzucenia tradycyjnych źródeł energii na rzecz źródeł odnawialnych. Główne bariery utrudniające taką zmianę mają charakter społeczny i polityczny. Trzeba też przekonać do nich biznes. Jednym ze sposobów na pokonanie barier jest informowanie ludzi o tym, co można osiągnąć. Pokazujemy, że zarówno technologicznie jak i ekonomicznie jest to możliwe. Nasze studium może pomóc pokonać opór przed takimi zmianami - mówi Jacobson Uczony wraz ze swoim zespołem przyjrzeli się zapotrzebowaniu na energię w każdym ze stanów oraz wykonali prognozy zmian zapotrzebowania do roku 2050. Wykonali analizy dla czterech sektorów: mieszkaniowego, handlowego, przemysłowego i transportowego. Dla każdego z nich zbadali zarówno zapotrzebowanie na energię oraz źródła, z jakich ona obecnie pochodzi, a są to węgiel, ropa naftowa, energia jądrowa i źródła odnawialne. Następnie wyliczyli, jak wyglądałoby zapotrzebowanie na energię, gdyby całkowicie pochodziła ona z prądu elektrycznego. Takie podejście zakłada, że po drogach poruszają się wyłącznie elektryczne pojazdy, a systemy ogrzewania czy chłodzenia domów i fabryk również korzystają tylko z energii elektrycznej. Gdy przeprowadziliśmy takie kalkulacje dla wszystkich 50 stanów okazało się, że do roku 2050 zapotrzebowanie na energię mogłoby spaść dzięki temu o 39%. Około 6% oszczędza się na samym usprawnieniu infrastruktury, ale większość oszczędności pochodzi z zastąpienia obecnych źródeł, w których spala się surowiec, odnawialną energią elektryczną - mówi Jacobson. W następnym kroku zespół skupił się na tym, w jaki sposób w każdym ze stanów produkowana byłaby energia. Uczeni sprawdzili dostępność energii słonecznej, wiatrowej, geotermalnej, wodnej, pływowej oraz z fal morskich. Przeanalizowali ekspozycję każdego ze stanów na słońce, wyliczyli na ilu dachach można umieścić panele słoneczne. Sprawdzili rozkłady wiatrów i określili, gdzie opłacałoby się postawić turbiny. Sprawdzając zasoby energii geotermalnej dowiedzieli się na przykład, że tylko w 13 stanach jej wykorzystanie byłoby opłacalne. Zespół Jacobsona nie zakłada też budowy nowych elektrowni wodnych, ale skupił się na udoskonaleniu już istniejących. Na podstawie szczegółowych analiz dla każdego ze stanów utworzono szczegółowy plan przejścia na energię odnawialną. Zakłada on, że do roku 2030 w każdym stanie około 80% energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, a do roku 2050 ma być to 100 procent. Jacobson zauważa, że niektóre stany już obecnie przechodzą na źródła odnawialne i mogłyby wypełnić założenia jego planu znacznie szybciej. Na przykład w stanie Waszyngton już obecnie ponad 70% energii elektrycznej pochodzi z elektrowni wodnych. Stanowi to 35% całkowitego zapotrzebowania stanu na energię. W stanach Iowa i Dakota Południowa niemal 30% energii elektrycznej pochodzi z farm wiatrowych. Z kolei Kalifornia już wdrożyła niektóre sugestie grupy Jacobsona i chce, by do roku 2030 ze źródeł odnawialnych pochodziło 60% energii używanej w stanie. Z planu Jacobsona wynika, że żaden ze stanów nie musiałby poświęcić na farmy wiatrowe czy panele słoneczne więcej niż 0,5% swojej powierzchni. Początkowe koszty byłyby spore, jednak, jako że energia słoneczna i wiatrowa są bezpłatne, w dłuższym terminie nie byłyby one wyższe – z uwzględnieniem kosztów utrzymania infrastruktury - niż korzystanie z nieodnawialnych źródeł energii. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę koszty dla zdrowia i klimatu oraz rosnące ceny paliw kopalnych, to koszty związane z korzystaniem z energii wiatru, wody i słońca stanowią połowę kosztów tradycyjnych systemów energetycznych. Powszechne przejście na źródła odnawialne stworzyłoby nowe miejsca pracy, ustabilizowałoby ceny energii, zmniejszyło liczbę problemów zdrowotnych związanych z zanieczyszczeniami oraz ograniczyło emisję - mówi Jacobson. Z obliczeń wynika, że gdyby USA podążyły za planem Jacobsona to każdego roku umierałoby o około 63 000 Amerykanów mniej i uniknięto by – idących w biliony dolarów – strat związanych z emisją gazów cieplarnianych. Ze szczegółami raportu można zapoznać się na witrynie Uniwersytetu Stanforda [PDF]. « powrót do artykułu
  15. Szympansy z kolonii w Bossou w południowej Gwinei wykorzystują liście, by pić alkohol powstały w wyniku fermentacji zbieranego przez ludzi bogatego w cukry soku rafii. To samo stado zyskało uwagę mediów już w 2008 r., bo jeden z jego członków wykorzystywał gałązkę do polowania na mrówki. Ludzie nacinają drzewa, a sok spływa do specjalnych pojemników, mocowanych blisko korony drzewa. Małpy mną liście w pysku, dzięki czemu uzyskują gąbczaste poduszeczki do zanurzania w pojemniku. Badania wykazały, że napój zawiera od 3,1 do 6,9% alkoholu. Szympansy spożywały znaczące ilości etanolu i przejawiały symptomy upojenia alkoholowego - podkreślają autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science. Badaczom rzadko udawało się zebrać szczegółowe dane behawioralne dotyczące okresu poprzedzającego i następującego po ekspozycji na etanol, ale niektórzy pijący kładli się chwilę po wypiciu sfermentowanego soku. Choć wiadomo, że zwierzęta spożywają od czasu do czasu alkohol, szympansy z Bossou jako pierwsze pozwoliły ustalić, ile etanolu i w jakich okolicznościach mogą wypić dzikie zwierzęta. Międzynarodowy zespół naukowców obserwował grupę szympansów przez 17 lat. W tym czasie odnotowano 51 przypadków picia, a 34 dotyczyły samców (jeden z samców musiał szczególnie lubić wino palmowe, bo to jemu można przypisać aż 14 z nich). Dwadzieścia okazji to de facto sesje picia, bo w koronie rafii zbierało się kilka dorosłych i młodych szympansów. Zwierzęta wykorzystywały liście, które ludzie umieszczali na górze pojemnika, by kurz czy owady nie zanieczyszczały soku. Obserwowano wspólne picie, kiedy pijący na przemian zanurzali gąbki z liści w sfermentowanym soku, albo jeden szympans monopolizował kontener, a inne czekały na swoją kolej. Co ważne, nie wszystkie małpy piły. Aż 26 nigdy nie widziano w takiej sytuacji. Wyniki studium zespołu Kimberley Hockings z Oxford Brookes University stanowią poparcie dla teorii pijanej małpy. Głosi ona, że małpy i ludzie dzielą zdolność do metabolizowania alkoholu i że została ona odziedziczona po wspólnym przodku, który mógł zacząć jeść sfermentowane owoce z dna lasu, zyskując w ten sposób cenne źródło kalorii i składników odżywczych. « powrót do artykułu
  16. NASA wciąż analizuje dane z poniedziałkowego testu systemu LDSD. Już teraz jednak wiadomo, że ponownie zawiódł spadochron. Test przebiegał zgodnie z planem. LDSD został wyniesiony przez balon, na wysokości 36,5 kilometra został zwolniony i silnik rakietowy wyniósł go na wysokość 54,8 kilometra. Przy prędkości 3 Machów uruchomił się SIAD (supersonic inflatable aerodynamic decelarator), który przypomina wielki balon i ma spowolnić LDSD do około 2,4 Machów. Następnie został rozwinięty spadochron. Na potrzeby LDSD NASA stworzyła potężny spadochron o średnicy 30 metrów. Gdy był on w pełni lub niemal w pełni rozwinięty, czasza uległa przedarciu. Eksperci analizują obecnie dane, by się dowiedzieć, co należy zrobić, by spadochron pracował jak należy. Już teraz jednak wiadomo, że obecnie zastosowany spadochron sprawował się lepiej, niż jego poprzednik. Podczas ubiegłorocznego testu spadochron został uszkodzony na bardzo wczesnym etapie rozwijania się. Teraz widać, przynajmniej na danych z kamer o niskiej rozdzielczości, że pozostał on w większości, jeśli nie w całości, nietknięty do czasu, aż się całkowicie rozwinął. Wiemy też, że bardziej wyhamował on LDSD niż w ubiegłym roku. To dwie dobre wiadomości - mówi Ian Clark, główny inżynier systemu LDSD. NASA przeznaczyła na projekt LDSD 230 milionów dolarów. Budżet zakłada przeprowadzenie trzech testów praktycznych. Jednak, jako że do certyfikacji spadochronu wymagane jest, by dwa kolejne testy wypadły pomyślnie, a już dwa testy przeprowadzono, należy spodziewać się, że budżet LDSD zostanie powiększony o koszt dodatkowego testu. Poza spadochronem wszystkie inne elementy LDSD dwukrotnie przeszły test. « powrót do artykułu
  17. Andrus Ansip, wiceprezes Komisji Europejskiej ds. Jednolitego Rynku Cyfrowego stwierdził, że europejskie przepisy dotyczące praw autorskich powodują, że ludzie kradną. Zdaniem Ansipa blokowanie zawartości z uwzględnieniem regionów geograficznych powoduje, że dostęp do treści jest utrudniony, a piractwo pozostaje prostszą, bezpośrednią metodą zdobycia muzyki czy filmu. Ansip powołał się przy tym na przykład Spotify. „Jeśli ktoś dostarcza usługę o lepszej jakości, lepszym transferze danych, ludzie wolą postępować uczciwie. Są gotowi płacić, nie chcą kraść”. Przykładem odpowiedniego podejścia do rozpowszechniania treści chronionych prawami autorskimi może być Norwegia. W swoim czasie aż 80% muzyki pochodziło z pirackich źródeł. Obecnie jest to 4%. Tak znaczący spadek nie był skutkiem ostrzejszych przepisów prawnych ale łatwiejszego legalnego dostępu. Podobne zjawisko, jak zapewnia Ansip, można zaobserwować w przypadku filmów. Obecnie około 68% osób korzysta z pirackich kopii. „Wsadzenie do więzienia 68% społeczności to nie jest dobry pomysł” - stwierdza Ansip. Urzędnik mówi, że główną przeszkodą w utworzeniu na terenie UE jednolitego rynku są właśnie blokady terytorialne nakładane na treści cyfrowe. « powrót do artykułu
  18. NASA opublikowała szczegółowe prognozy dotyczące zmian temperatury i opadów do roku 2100. Dane pokazują globalne zmiany na szczeblu regionalnym. Powstały one dzięki wykorzystaniu 21 różnych modeli klimatycznych przy założeniu różnych scenariuszy dotyczących emisji dwutlenku węgla. Prognoza została przygotowana niezwykle szczegółowo, w skali poszczególnych dni i miast. Eksperci mają nadzieję, że pomoże ona włodarzom miast w przygotowaniu się na takie zdarzenia jak susze, powodzie, fale upałów czy spadki produkcji żywności. Analiza została przygotowana za pomocą NASA Earth Exchange (NEX). To wielka platforma bazodanowa obsługiwana przez NASA Advanced Supercomputing Center. W 2013 roku NEX opublikowało podobną prognozę dla kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Eksperci NASA połączyli dane z pomiarów z najlepszymi dostępnymi modelami klimatycznymi. Modele symulowały dwie sytuacje: jedna, to pozostanie przy takim wzroście emisji CO2 na jaki wskazują obecne trendy, drugi, określony jako sytuacja ekstremalna, symuluje znaczny wzrost emisji. Symulację przygotowano z rozdzielczością rzędu 25 kilometrów dla lat 1950-2100. W liczącym sobie 11 terabajtów zestawie danych znalazły się szacunki minimalnej i maksymalnej temperatury oraz opadów dla każdego dnia na całym obszarze kuli ziemskiej. Dane NEX oraz narzędzie analityczne zostały udostępnione na platformie OpenNEX, która powstała dzięki współpracy NASA i Amazona. Korzysta ona z chmury Amazon Web Services. Na stronach NASA znajdziemy dodatkowe informacje na temat zestawu danych, wspomniane dane oraz informacje o OpenNEX i materiały szkoleniowe. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Northwestern University odkryli, jak wspomóc system obronny mikroflory jelit, by zapobiec groźnym zakażeniom krwi. Amerykanie zidentyfikowali, jak, by zabić bielnika białego (Candida albicans), pewien czynnik transkrypcyjny współpracuje z katelicydyną – peptydem o działaniu podobnym do defensyn. Autorzy publikacji z pisma Nature Medicine wyjaśniają, że mniej więcej połowa populacji ma C. albicans w jelitach, gdzie drożdżak jest zazwyczaj nieszkodliwy. Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczyna nadmiernie rosnąć, bo wtedy może się wydostać z przewodu pokarmowego i wywołać zakażenie krwi. W grupie podwyższonego ryzyka infekcji znajdują się pacjenci z białaczką i po przeszczepie komórek macierzystych, których układy odpornościowe nie są sprawne w okresie leczenia. Szacuje się, że nawet do 25% osób z nowotworami zmaga się z zakażeniami krwi wywołanymi przez bakterie lub grzyby. Dr Andrew Koh podkreśla, że zakażenie bielnikiem białym u pacjentów onkologicznych wiąże się z ok. 30% śmiertelnością. Pewne antybiotyki mogą zwalczać inwazyjne zakażenia Candida, ale coraz poważniejszym problemem staje się lekooporność. Stąd pomysł zespołu Koha, by zbadać metody wspomagania własnych obron organizmu. Amerykanie przyglądali się reakcjom zarażonych C. albicans myszy na różne scenariusze. Komensalne bakterie stymulują tkankę jelit do wytwarzania czynnika transkrypcyjnego oraz naturalnego antybiotyku, który potem zabija grzyby. Kiedy podaliśmy myszom L-mimozynę, która stymuluje czynnik transkrypcyjny, poziom bielnika spadł 100-krotnie, co przełożyło się na 50-proc. spadek śmiertelności z powodu inwazyjnego zakażenia C. albicans. Naukowcy zauważyli, że wspieranie czynnika transkrypcyjnego HIF-1α za pomocą L-mimozyny nasilało produkcję katelicydyny LL-37, która zabijała grzyby. L-mimozynę pozyskuje się z nasion Leucaena leucocephala, rośliny z rodziny bobowatych. Choć nie dopuszczono jej do użytku jako leku, wiadomo, że zwiększa aktywność HIF-1α. Co istotne, studium sugeruje, że pewne bakterie mikrobiomu - reprezentanci typu Firmicutes z klasy Clostridia i mikroorganizmy z typu Bacteroidetes - mogą produkować pomagające zwalczyć infekcję krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe. Potrzeba więcej badań, by zidentyfikować optymalną metodę indukowania układu obronnego jelit: czy lepiej wykorzystywać takie czynniki jak L-mimozyna, czy skłonić się raczej ku podawaniu krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Uniwersytetu Columbii opracowali algorytm, który pozwala ustalić związek między miesiącem urodzin a ryzykiem pewnych chorób. Amerykanie przetestowali go na bazach danych medycznych Nowego Jorku i odkryli, że z porą urodzenia korelowało 55 chorób. Generalnie stwierdzono, że ryzyko chorób było najniższe dla urodzonych w maju, a najwyższe dla urodzonych w październiku. Dr Nicholas Tatonetti ma nadzieję, że w ten sposób uda się wskazać nowe czynniki ryzyka chorób. Zespół chce powtórzyć badania z danymi z kilku innych lokalizacji z USA i zagranicy. Dochodząc do tego, co wywołuje różnice związane z miesiącem urodzin, naukowcy chcą opracować sposoby ich niwelowania. Wcześniejsze badania pojedynczych chorób, takich jak ADHD czy astma, sugerowały, że istnieje związek między porą narodzin a częstością ich występowania. Nie przeprowadzono jednak studiów na dużą skalę. Mając to na uwadze, naukowcy z Columbii postanowili zestawić 1688 chorób z datami urodzin i historiami medycznymi 1,7 mln pacjentów, którzy byli leczeni w nowojorskim Szpitalu Prezbiteriańskim między 1985 a 2013 r. Akademicy wykluczyli ponad 1600 związków i potwierdzili 39 wspominanych już wcześniej w literaturze medycznej. Odkryli też 16 nowych związków, w tym dla 9 typów chorób serca. By wykluczyć, że korelacje z 55 chorobami są dziełem przypadku, przeprowadzono testy statystyczne. Nie należy się zbytnio przejmować tymi wynikami, bo choć natrafiliśmy na związki istotne statystycznie, ogólne ryzyko choroby nie jest takie duże. Ryzyko związane z miesiącem urodzin jest stosunkowo małe, gdy porówna się je z bardziej wpływowymi zmiennymi, takimi jak dieta i ćwiczenia. Nowo uzyskane dane pokrywają się z wynikami wcześniejszych badań nad poszczególnymi chorobami. Stwierdzono np., że ryzyko astmy jest najwyższe dla dzieci urodzonych w lipcu i październiku. Wcześniejsze duńskie studium nt. astmy wykazało zaś, że największe ryzyko wiąże się z dwoma miesiącami - majem i sierpniem - kiedy poziom nasłonecznienia jest w Danii podobny do występującego w Nowym Jorku w lipcu i październiku. Jeśli chodzi o ADHD, dane naukowców z Uniwersytetu Columbii sugerują, że 1 na 675 przypadków można odnieść do urodzenia się w Nowym Jorku w listopadzie. Tutaj także widać podobieństwo do innych badań, szwedzkie studium wskazywało bowiem na szczyt ADHD, obserwowany właśnie u dzieci z listopada. W przypadku chorób serca Amerykanie zauważyli, że najwyższe ryzyko migotania przedsionków, zastoinowej niewydolności serca i wad zastawki mitralnej występuje wśród urodzonych w marcu. Urodzeniu w tym miesiącu można przypisać co 40. przypadek migotania przedsionków. W tym kontekście warto przypomnieć, że studium z wykorzystaniem danych austriackich i duńskich pacjentów pokazało, że ludzie urodzeni w miesiącach z wyższym odsetkiem chorób serca (między marcem a czerwcem) krócej żyją. « powrót do artykułu
  21. W ramach programu Long Baseline Campaign, prowadzonego przy użyciu teleskopu ALMA (Atacama Large Milimeter Array) i wykorzystaniu zjawiska soczewkowania grawitacyjnego, udało się uzyskać niezwykle szczegółowy obraz bardzo odległej galaktyki. Nowe obserwacje są znacznie bardziej szczegółowe niż obrazy uzyskane za pomocą Teleskopu Hubble'a. Pod koniec ubiegłego roku zdecydowano o obserwacji galaktyki HATLAS J090311.6+003906 zwanej w skrócie SDP.81, położonej w odległości ponad 11 miliardów lat świetlnych od Ziemi. Pomiędzy SDP.81 a Ziemią znajduje się wielka galaktyka, która zakrzywia światło z SDP.81 i wywołuje efekt soczewkowania grawitacyjnego. Co najmniej siedem grup naukowych przeanalizowało dane uzyskane dotyczące obserwowanej galaktyki, dzięki czemu uzyskano wyjątkowo dużo informacji na temat struktury, zawartości i ruchu galaktyki. Najbardziej interesujące są dane dotyczące regionów formowania się gwiazd. Astronomowie zaobserwowali w SDP.81 obszary zimnego pyłu, a wyjątkowo ostry obraz, jaki uzyskali, pozwolił obserwować struktury wielkości zaledwie 200 lat świetlnych. „Uzyskaliśmy wyjątkowy obraz. Olbrzymia powierzchnia ALMA, duża odległość pomiędzy poszczególnymi antenami oraz stabilna atmosfera nad pustynią Atacama pozwoliły na uzyskanie szczegółowego obrazu oraz widma. Oznacza to, że mamy bardzo czuły instrument oraz wiemy, jak poruszają się poszczególne częśći galaktyki. Teraz możemy badać galaktyki znajdujące się po drugiej stronie wszechświata, obserwować jak się łączą i jak powstają olbrzymie ilości gwiazd” - mówi Rob Ivison, dyrektor ds. badań naukowych w Europejskim Obserwatorium Południowym. Uzyskane dane pokazują, że gaz w galaktyce jest niestabilny, tam, gdzie jest go więcej, dochodzi do zapadania się, co w przyszłości prawdopodobnie doprowadzi do powstania kolejnych regionów formowania się gwiazd. Nie udało się zaobserwować centrum SDP.81, świeci ono zbyt słabo. Naukowcy wysunęli z tego wniosek, że galaktyka, która posłużyła do soczewkowania, zawiera supermasywną czarną dziurę o masie 200-300 milionów większej niż masa Słońca. « powrót do artykułu
  22. Kofeina pomaga zwalczyć stres. Pozwala też zapobiegać depresji i utracie pamięci. Międzynarodowy zespół naukowców z Portugalii, USA, Omanu i Brazylii sprawdzał, jak kofeina może zmniejszać wpływ stresu na mózg. Jak tłumaczy prof. Rodrigo Cunha z Uniwersytetu w Coimbrze, myszom podawano kofeinę w wodzie do picia. Później część zwierząt wystawiano na oddziaływanie stresu. Okazało się, że alkaloid wpływał na nie uspokajająco. Jeśli zwierzę nie jest zestresowane, nie ma ewidentnych zmian w parametrach fizjologicznych lub zachowaniu. Jeśli jednak wprowadzi się modyfikacje w trybie życia, widzimy, że gryzonie radzą sobie [w tej sytuacji] o wiele lepiej. Cunha opowiada, że wcześniejsze badania wykazały, że kofeina może pomóc zmniejszyć depresję, nie było jednak jasne, czy za poprawą ludzkiego nastroju stał zakup kofeiny, czy sama kofeina. Nasze studium jako pierwsze unaoczniło związek przyczynowo-skutkowy [odwrotną korelację między spożyciem kofeiny i występowaniem depresji]. Ponieważ myszy nie mogły pójść na zakupy, nie spędzały ze sobą więcej czasu. Wszystkie czynniki kontrolowano, a jedyną zmienną było spożycie kofeiny. To wskazuje, że osoby regularnie pijące kawę czy herbatę powinny być mniej podatne na zmiany nastroju w stresowych sytuacjach. Autorzy publikacji z pisma PNAS podkreślają, że spożycie kofeiny - antagonisty receptorów adenozyny - ujemnie koreluje z depresją i pogorszeniem pamięci (studia epidemiologiczne pokazują nawet, że osoby wystawione na powtarzalny stres, główny wyzwalacz depresji, intuicyjnie zwiększają konsumpcję alkaloidu). W ramach eksperymentu naukowcy przetestowali zdolność receptorów adenozynowych A2A (A2AR) do kontroli modyfikacji zachowania, a także parametrów elektrofizjologicznych i neurochemicznych, wywołanych przewlekłym nieprzewidywalnym stresem (PNS). To ważne, bo bez interwencji prowadzi to do zmian obwodów w hipokampie, obniżenia nastroju i możliwości pamięciowych. Trzytygodniowy PNS wywoływał u dorosłych myszy zachowania lękowe i bezradność, zmniejszał też osiągi pamięciowe. Tym zmianom w zachowaniu towarzyszyły zmiany na poziomie synaps: spadek ich plastyczności, zmniejszenie gęstości białek pęcherzyków synaptycznych (SNAP-25, syntaksyny, pęcherzykowego transportera glutaminianu typu 1.), a także wzrost zagęszczenia A2AR w terminalach aksonów glutaminergicznych w hipokampie. Okazało się, że z wyjątkiem lęku, w przypadku którego uzyskano mieszane rezultaty, wywołanym PNS zmianom w zachowaniu i synapsach można było zapobiec na 4 sposoby; za pomocą 1) dodawania kofeiny do wody (1 g/l, począwszy od 3 tygodni przed eksperymentem), 2) wybiórczego antagonisty receptorów adenozyny KW6002 (3 mg/kg wagi ciała), 3) ogólnej delecji A2AR, a także 4) wybiórczego usunięcia A2AR z neuronów przodomózgowia. Blokada A2AR działała nie tylko profilaktycznie, ale i terapeutycznie, okazało się bowiem, że 3-tygodniowa kuracja antagonistą SCH58261 (0,1 mg na kilogram masy ciała) odwracała wywołaną stresem dysfunkcję synaps i obniżenie nastroju. Cunha podkreśla, że ze względu na duże różnice w budowie mysiego i ludzkiego mózgu konieczna jest kontynuacja badań. « powrót do artykułu
  23. Eksperci z Trend Micro odkryli szkodliwy kod, który może zaatakować każdy terminal płatniczy (POS), niezależnie od wykorzystywanego w nim systemu. MalumPOS zawiera też mechanizmy utrudniające jego wykrycie. Analityk Jim Yaneza informuje, że MalumPOS atakuje obecnie terminale z systemem Oracle MICROS. Są one używane w 330 000 miejsc na całym świecie, głównie w usługach hotelowych, przemyśle spożywczym i sprzedaży detalicznej w USA. MalumPOS został napisany w języku Delphi i atakuje również systemy Oracle Forms oraz Shift4 jednak, jak przekonuje Yaneza, bez większych problemów można go skonfigurować ta, by atakował inne systemy jak Radiant czy NCR Counterpoint. To nie jest trudne. Napastnik musi jedynie zdecydować, który proces chce zaatakować i stworzyć nowy kod. Charakterystyka kodu, który analizowaliśmy, wskazuje, że przestępcy używają gotowych narzędzi, dzięki którym łatwo tworzą nowy kod i włączają go do MalumPOS. Po dokonaniu infekcji szkodliwy kod zaczyna ukrywać się w systemie. Jednym z wykorzystywanych sposobów jest podszywanie się pod NVIDIA Display Driver. Yaneza przypomina, że komponent taki nie jest standardowym wyposażeniem systemów POS. MalumPOS selektywnie kradnie też dane z kart kredytowych wykorzystując w tym celu wyrażenia regularne. Szkodliwe oprogramowania jest zainteresowane szczególnie kartami Visa, MasterCard, American Express, Discover i Diner's Club. « powrót do artykułu
  24. Microsoft od sześciu miesięcy testuje automatycznego tłumacza dla Skype'a. Dotychczas program spełnia pokładane w nim nadzieje, więc koncern z Redmond ogłosił, że zintegruje go z komunikatorem. Użytkownicy Skype jeszcze tego lata będą mogli korzystać ze Skype Translatora. Dotychczas, aby go używać, konieczne było otrzymanie zaproszenia do fazy testowej. W chwili obecnej Skype translator tłumaczy niemal w czasie rzeczywistym rozmowy toczone w hiszpańskim włoskim, mandaryńskim i angielskim. Jeśli będziemy korzystać z funkcji czat i pisać na klawiaturze, Skype Translator obsłuży wówczas 50 języków. Niewykluczone, że Microsoft ma zamiar zintegrować Translatora ze Skype'em w wersji Windows 10, zatem osoby, które zainstalują ten system od razu będą miały dostęp do Translatora. Wiadomo, że partnerzy Microsoft otrzymali już nową wersję Skype'a, być może zatem jedna wersja komunikatora będzie działała na wszystkich edycjach Windows 10. Obecnie można pobrać Skype Translatora dla pecetów i tabletów z Windows 8.1 i wersją preview Windows 10. Program jest dostępny w Windows Store oraz na witrynie Skype.com. « powrót do artykułu
  25. Dodanie jajka do sałatki z dużą ilością warzyw to skuteczna metoda zwiększenia wchłaniania karotenoidów, czyli rozpuszczalnych w tłuszczach związków, które pomagają zmniejszyć stan zapalny i stres oksydacyjny. Jedzenie sałatki z wieloma kolorowymi warzywami zapewnia kilka unikatowych rodzajów karotenoidów, w tym beta-karoten, luteinę, zeaksantynę i likopen. Lipidy zawarte w całych jajach zwiększają ich wchłanianie - podkreśla prof. Wayne Campbell z Purdue University. Większość ludzi nie ma w diecie wystarczającej ilości warzyw, a w tym samym czasie coraz więcej osób jada sosy sałatkowe z obniżoną zawartością lub pozbawione tłuszczu. Nasze badania pokazują, że spożywając także gotowane jajo, zyskujemy więcej sprzyjających zdrowiu karotenoidów [...]. Jajka, produkt zawierający egzogenne aminokwasy, nienasycone kwasy tłuszczowe i witaminy B, mogą być wykorzystane do zwiększenia wartości odżywczej warzyw [...] - wyjaśnia dr Jung Eun Kim. W ramach eksperymentu ochotnicy jedli w różnych momentach sałatkę z mieszanych warzyw bez jajek, sałatkę z 1,5 jajka oraz sałatkę z 3 jajkami. Wszystkie warianty podawano z 3 g oleju rzepakowego. Druga zawierała 75 g, a trzecia 150 g rozmąconego jajka. Okazało się, że w przypadku 3. sałatki wchłanianie karotenoidów było 3,8-krotnie większe niż w sałatce bez jaj. W studium wykorzystano rozmącone jaja, by mieć pewność, że badani zjedli i żółtko, i białko. Choć nie testowano innych form [podania] jajka, sądzimy, że wyniki będą porównywalne, póki spożywane będzie żółtko - uważa Campbell, który testował też sałatki z różnymi ilościami olejów sojowego, rzepakowego i masła. Lipidy z dressingów także zwiększają absorpcję karotenoidów, ale łatwo użyć ich za dużo i spożyć za dużo kalorii. Wiele sosów zawiera ok. 140-160 kalorii na porcję [...], zaś jedno duże jajo to zaledwie 70 kalorii i aż 6 g białka. Nie znając właściwej wielkości porcji sosu, ludzie często wpadają w pułapkę zbyt dużej kaloryczności sałatki, wszyscy jednak wiemy, jaki jest rozmiar porcji jaja - podsumowuje Campbell. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...