Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37631
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wydaje się, że superwulkany, kolosalne wulkany, których erupcje mogą mieć globalne konsekwencje, nie podlegają mechanizmom charakterystycznym dla tradycyjnych wulkanów. Zwykle wulkany wybuchają wskutek wzrostu ciśnienia w komorze magmowej. Tymczasem z badań przeprowadzonych przez profesor Patricię Gregg wynika, że do eksplozji superwulkanu dochodzi, gdy popęka lub zapadnie się strop nad komorą. Jeśli chcemy monitorować superwulkany, by dowiedzieć się, czy któryś z nich może wkrótce wybuchnąć, musimy lepiej poznać mechanizm ich erupcji. Bardzo możliwe, że jest ona uruchamiana przez zewnętrzny, a nie wewnętrzny, czynnik. To oznacza, że superwulkany są odmienne od mniejszych wulkanów - stwierdza uczona. O erupcji superwulkanu mówimy, gdy ilość wyrzuconej magmy przekracza 500 kilometrów sześciennych. W 1980 roku doszło do najbardziej śmiercionośnej i ekonomicznie niszczącej erupcji wulkanu w historii USA. Wybuchł wówczas Mount St. Helens. Z wulkanu wydobyło się zaledwie 1 km3 lawy. Najmniejszy superwulkan jest zatem 500-krotnie potężniejszy. Warto tutaj wspomnieć, że zwykła erupcja wulkaniczna może, na przykład, na dłuższy czas zaburzyć ruch lotniczy na dużych obszarach globu. Erupcja superwulkanu miałaby znacznie dalej idące konsekwencje. Gregg wykorzystała w swoich badaniach model numeryczny, który brał pod uwagę m.in. innymi takie czynniki jak prawo zachowania masy, energii i pędu. Jej analizy przeczą badaniom sprzed roku, w wyniku których wysunięto hipotezę o pływalności magmy, która zakłada, że magma, która może być mniej gęsta od otaczających ją skał, unosi się, zwiększa ciśnienie w komorze i wywołuje erupcję. Gdy profesor Gregg dodała do swojego modelu hipotezę o pływalności magmy, ciśnienie w komorze nie wzrostło na tyle, by wywołać erupcję superwulkanu. Czegoś tu brakowało. Przyjrzałam się temu bliżej, stwierdza uczona. Okazało się, że olbrzymie znaczenie ma wielkość komory. Wcześniejsze badania wykazały, że w miarę rozrastania się komory jej strop przesuwa się do góry i pojawiają się pęknięcia. Gdy mamy do czynienia z olbrzymią komorą strop może stać się niestabilny, stwierdza Gregg. Zgodnie z jej modelem, gdy strop pęknie w wystarczającym stopniu magma wykorzystuje pęknięcia i wystrzeliwuje na powierzchnię. Uruchamia to całą reakcję łańcuchową kolosalnej eksplozji superwulkanu. « powrót do artykułu
  2. Znaleziono sposób na znaczne zwiększenie ilości energii słonecznej zbieranej przez ogniwa fotowoltaiczne. Naukowcy z MIT-u odkryli przeoczony dotychczas efekt kwantowy. Okazało się, że gdy fotony z różnego zakresu długości światła trafiają na metal pokryty dielektrykami o wysokim indeksie załamania, powstają plazmony powierzchniowe czyli chmura oscylujących elektronów o tej samej częstotliwości co zaabsorbowane fotony. Nasze badania ujawniły coś zadziwiającego. Absorpcja światła widzialnego jest bezpośrednio kontrolowana przez głębokość, na jaką elektrony przenikają interfejs pomiędzy metalem a dielektrykiem - mówi profesor Nicholas Fang. Uczony dodaje, że siła tego zjawiska zależy wrpost od stałej dielektrycznej materiału. We wcześniejszych badaniach przeoczono to zjawisko - stwierdza naukowiec. Podczas wcześniejszych badań zauważano zwiększoną produkcję elektronów, ale przypisywano ją defektom w samym materiale. Fang mówi, że to nie wyjaśniało jednak tak dużej absorpcji w tak cienkiej warstwie materiału. Jednak nowo odkryty efekt kwantowy może ją wyjaśniać. Uczeni dowiedli też, że zmieniając skład i grubość dielektryka można kontrolować ilość energii przekazywaną przez fotony, a cały system pracuje w szerokim zakresie długości fali. Jako, że rolę dielektryka spełniają tutaj różnego rodzaju tlenki, nowe zjawisko będzie można łatwo wykorzystać. Profesor Fang uważa na przykład, że dzięki odkryciu można będzie produkować cieńsze, a zatem lżejsze i tańsze w zakupie oraz montażu panele słoneczne. Mogą tez powstać doskonalsze czujniki światła, działające z krótszymi impulsami. W pracach zespołu Fanga brali też udział uczeni z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA), Uniwersytetu Harvarda, Oadk Ridge National Laboratory oraz Sandia National Laboratories. « powrót do artykułu
  3. Badania na psach pokazują, że jedna nieprzespana noc i pół roku wysokotłuszczowej diety w podobnym stopniu upośledzają insulinowrażliwość. [Wcześniejsze] badania zademonstrowały, że niedobór snu i wysokotłuszczowa dieta skutkują upośledzoną wrażliwością na insulinę, dotąd nie było jednak wiadomo, który z tych dwóch czynników prowadzi do większej insulinooporności. Nasze studium sugeruje, że jedna nieprzespana noc jest dla insulinowrażliwości tak samo szkodliwa jak 6 miesięcy wysokotłuszczowej diety, co wskazuje na rolę odpowiedniej ilości snu w utrzymaniu prawidłowej glikemii i zmniejszaniu ryzyka chorób metabolicznych, np. otyłości i cukrzycy - wyjaśnia dr Josiane Broussard z Centrum Medycznego Cedars-Sinai. W ramach studium naukowcy mierzyli insulinowrażliwość u 8 psów przed i po rozwinięciu otyłości. Przed wprowadzeniem tłustego menu dożylny test tolerancji glukozy (ang. IV glucose tolerance test) przeprowadzono w 2 grupach samców: u zwierząt pozbawionych snu przez jedną noc i normalnie śpiących psów z grupy kontrolnej. Po pół roku wysokotłuszczowej diety zwierzęta badano ponownie. Jedna noc pozbawienia snu skutkowała 33% spadkiem insulinowrażliwości, a sama wysokotłuszczowa dieta prowadziła do jej zmniejszenia o 21%. Gdy insulinowrażliwość była już zmniejszona przez dietę, nieprzespana noc nie pogłębiała dalej tego zjawiska. Jedna bezsenna noc i pół roku wysokotłuszczowej diety skutkują u psów podobnym zakresem spadku insulinowrażliwości, nie obserwuje się jednak działania addytywnego tych czynników. Może to sugerować, że niedobór snu i zła dieta wywołują insulinooporność za pośrednictwem podobnego mechanizmu. Niewykluczone także, że po wysokotłuszczowej diecie insulinowrażliwość nie może być bardziej obniżona przez niedobór snu. Broussard dodaje, że podczas przyszłych badań należy m.in. ustalić, czy przywrócenie odpowiedniej ilości snu poprawia insulinowrażliwość. « powrót do artykułu
  4. Udziały Firefoksa w rynku przeglądarek ciągle spadają i zbliżają się do niebezpiecznego progu 10%. Z danych Net Applications wynika, że w październiku do Firefoksa należało 11,3% rynku, czyli o 0,2% mniej niż miesiąc wcześniej. To już czwarty z rzędu miesiąc spadków przeglądarki Mozilli. Obecnie udziały Firefoksa spadły do najniższego poziomu od sierpnia 2006 roku. Wówczas przeglądarka ruszała na podbój internetu. Była obecna na rynku zaledwie od dwóch lat i zaczynała zagrażać pozycji Internet Explorera, do którego należało wówczas 83% rynku. Jeszcze przed dziewięcioma miesiącami Firefoksowi groziło gwałtowne zmniejszenie liczby użytkowników. Spadek był tak szybki, że niewiele brakowało, by jego udziały zmniejszyły się do poniżej 10%. Później jednak przez kilka miesięcy udziały rosły, zwiększyły się do 12%, ale od lipca znowu spadają. Jeśli obecny trend się utrzyma, to już w kwietniu przyszłego roku rynkowe udziały Firefoksa mogą spaść poniżej 10%, a w sierpniu zmniejszyć się do mniej niż 9%. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside odkryli, że części uzyskiwane za pomocą komercyjnych drukarek 3D są toksyczne dla embrionów danio pręgowanych (Danio rerio). Rodzi to pytania dotyczące składowania zużytych elementów oraz odpadów poprodukcyjnych. Drukarki 3D są jak małe fabryki w pudełku. Fabryki muszą działać zgodnie z prawem. Nie urządzilibyśmy sobie również żadnej w domu, tymczasem zabieramy drukarki 3D do siebie, traktując je jak tostery - przekonuje prof. William Grover. W ramach studium przetestowano 2 rodzaje drukarek 3D: 1) wykorzystującą do wykonania części stopione tworzywo sztuczne i 2) streolitograficzną (SLA), czyli taką, w której fotopolimer jest utwardzany za pomocą światła. Okazało się, że części uzyskiwane za pomocą obu urządzeń były mierzalnie toksyczne dla embrionów danio; większą toksyczność zaobserwowano jednak w przypadku części z drukarki SLA. Co istotne, ich toksyczność można było zmniejszyć, stosując poprodukcyjne naświetlanie ultrafioletem. Uczeni zajęli się problemem toksyczności, bo drukarki 3D stają się coraz bardziej popularne, a ich cena spada. Za urządzenie wykorzystujące stopiony plastik trzeba zapłacić zaledwie 200 dol., a drukarka SLA, jaką wybrano do eksperymentu, jest już dostępna za mniej niż 3 tys. dol. Studium rozpoczęło się mniej więcej rok temu, gdy Grover kupił drukarkę 3D do laboratorium. Jego studentka Shirin Mesbah Oskui opracowuje narzędzia do badania danio pręgowanych i chciała wykorzystać urządzenie w swoich badaniach. Szybko jednak zauważyła, że embriony ryb umierają po ekspozycji na części z drukarki. Drążąc dalej temat, Oskui wykorzystała modele Dimension Elite (drukarkę bazującą na stopionym polimerze) oraz Form 1+ (drukarkę SLA bazującą na żywicy). Uzyskała za ich pomocą dyski o średnicy circa 1 cala. Później umieściła je w szalce Petriego z embrionami danio pręgowanego i monitorowała przeżywalność, wskaźnik wylęgu i występowanie wad rozwojowych. Okazało się, że o ile przeżywalność embrionów stykających się z częściami z 1. z drukarek była nieco niższa niż dla rybek kontrolnych, o tyle wśród embrionów stykających się z dyskiem z 2. z drukarek przeżywalność spadała już znacznie (do 3. dnia obumierała ponad połowa embrionów, a do 7. dnia wszystkie). Jeśli jakieś rybki się w ogóle wylęgały, u wszystkich bez wyjątku występowały wady rozwojowe. Szukając sposobów zmniejszenia toksyczności części z drukarki SLA, Oskui ustaliła, że skutkuje wystawienie ich na godzinę na oddziaływanie promieni UV. Uniwersyteckie Biuro Komercjalizacji Technologii złożyło już wniosek patentowy na tę metodę. W przyszłości Amerykanie chcą dalej badać toksyczność poszczególnych składników oraz ich mieszaniny w gotowej części. Zamierzają też określić, jaka ilość materiału może być toksyczna dla ludzi. Kolejną kwestią do rozwiązania jest znalezienie najlepszej metody składowania odpadów, zarówno stałych, jak i ciekłych, z drukarek 3D. Na obecnym etapie naukowcy optują za centrami odpadów niebezpiecznych. « powrót do artykułu
  6. Uczeni z Uniwersytetu Tokijskiego i Japońskiego Instytutu Badań Promieniowania Synchrotronowego stworzyli szkło, które jest bardziej wytrzymałe od wielu metali. Dokonali tego wykorzystując technikę nazwaną przez siebie lewitacją aerodynamiczną, która pozwoliła im wzbogacić szkło o tlenek glinu. Szkło, które nie rozpada się pod wpływem uderzenia byłoby niezwykle przydatnym materiałem zarówno w przemyśle samochodowym, budownictwie jak i elektronice. Dlatego też od dawna trwają prace nad jego wzmocnieniem. I nie od dzisiaj wiadomo, że dodanie tlenków glinu, szczególnie tritlenku glinu, wzmacnia szkło, gdyż związek ten ma jedną z najwyższych energii rozpraszania wśród tlenków. Problem jednak w tym, że gdy do szkła zaczniemy dodawać duże ilości Al2O3, w miejscu zetknięcia się szkła z podłożem, na którym spoczywa ono w czasie produkcji powstają niepożądane kryształy dwutlenku krzemu. Japońscy naukowcy wpadli na pomysł, w jaki sposób wymieszać formujące się szkło z odpowiednią ilością tritlenku glinu. Wystarczyło... usunąć pojemnik, w którym produkowano całość. Za pomocą tlenu wydmuchiwanego od dołu doprowadzono do lewitacji masy szklanej, a następnie użyto lasera do wmieszania w nią tritlenku glinu. W efekcie powstało szkło zawierające znacznie więcej Al2O3 niż jakiekolwiek inne szkło. Dzięki temu nowe szkło zachowuje właściwości szkła, jest przezroczyste i bezbarwne, a jednocześnie niezwykle twarde. Testy wykazały, że jest ono bardziej wytrzymałe od większości metali, niemal tak wytrzymałe jak stal. Teraz kolejnym wyzwaniem, które stoi przed naukowcami, jest opracowanie przemysłowej metody wykorzystania ich procesu technologicznego. « powrót do artykułu
  7. W Południowej Dakocie w formacji Hell Creek znaleziono szczątki największego znanego dinozaura z piórami. Dakotaraptor miał ponad 5 metrów długości. Należy on do teropodów, czyli dwunożnych, w większości mięsożernych, dinozaurów. Ten nowy drapieżny dinozaur miał pośrednią wielkość pomiędzy mniejszymi terapodami, a olbrzymimi tyranozaurami, które żyły równocześnie z nim", mówi paleontolog David Burnham z Kansas University. To żyjące w kredzie zwierzę było lekkie i prawdopodobnie równie zwinne co mniejsze terapody, jak Velociraptor - stwierdza Robert DePalma, kurator zbiorów paleontologii kręgowców w Palm Beach Museum of Natural History i główny autor badań. « powrót do artykułu
  8. Profesor Samuele Marcora z Uniwersytetu Kent sugeruje, że zmniejszanie postrzeganego wysiłku za pomocą substancji psychoaktywnych, np. kofeiny, modafinilu czy metylofenidatu, może pomóc wielu osobom wytrwać przy planie ćwiczeń. Choć Marcora przyznaje, że taka interwencja jest drastyczna i kontrowersyjna, przypomina, że poza brakiem czasu postrzegany wysiłek jest najważniejszą barierą dla aktywnego trybu życia. Wg profesora, to nic dziwnego, bo ludzie ewoluowali w kierunku "lenistwa", np. oszczędzania energii. Brytyjczyk zaznacza, że byłoby świetnie, gdyby udało się ustalić, w jaki sposób nakłonić ludzi z bardzo niską motywacją do wykonywania chociaż umiarkowanych ćwiczeń, np. spacerowania. Zmniejszenie postrzeganego wysiłku będzie również przydatne w przypadku osób z nadwagą i/lub ćwiczących po pracy czy w stanie psychicznego zmęczenia. Autor artykułu z pisma Sports Medicine zaznacza, że choć nie ma raczej obiekcji natury etycznej co do stosowania substancji psychotropowych przy wspomaganiu rzucania palenia (nikotyna) czy leczeniu otyłości (związki hamujące apetyt), przez negatywne skojarzenia z dopingiem w sporcie może być trudno zastosować stymulanty itp. w terapii nieaktywności fizycznej. Marcora liczy na to, że ze względu na fakt, że brak aktywności prowadzi do 2-krotnie większej liczby zgonów niż otyłość, jego propozycja interwencji psychofarmakologicznej doczeka się jednak poważnej dyskusji i analizy. « powrót do artykułu
  9. Google opublikowało dwie łaty dla krytycznych dziur w smartfonie Nexus oraz liczne poprawki do nękającego Androida błędu Stagefright. Najbardziej poważna z załatanych dziur - CVE-2015-6608 - pozwala na zdalne wykonanie kodu za pomocą różnych metod, od ataku poprzez e-mail czy witrynę internetową, po użycie MMS-a. Drugi z krytycznych błędów - CVE-2015-6609 - daje napastnikowi możliwość wywołania awarii podsystemu pamięci i wykonania dowolnego kodu. Ataku można dokonać za pomocą odpowiednio spreparowanego pliku, który jest przetwarzany przez urządzenie ofiary. Google załatało też cztery "poważne" i jedną "umiarkowaną" dziurę w Mediaserver, Bluetooth, libmedia i Telephony. Te błędy pozwalają na zwiększenie uprawnień i kradzeń informacji. « powrót do artykułu
  10. Wielki Zderzacz Hadronów zakończył tegoroczne eksperymenty z użyciem protonów. W 2015 roku w akceleratorze doszło do około 400 bilionów kolizji. Teraz inżynierowie z CERN-u przygotowują Zderzacz do przeprowadzania kolizji jonów ołowiu. Rozpoczęcie nowych eksperymentów zaplanowano na koniec listopada. Zderzenia ciężkich jonów pozwoli na badanie plazmy kwarkowo-gluonowej. Obecnie uważa się, że taki stan materii istniał bezpośrednio po Wielkim Wybuchu. Biorąc pod uwagę wyzwanie, jakim było przeprowadzanie zderzeń z energią 13 teraelektronowoltów (TeV), akcelerator sprawował się bardzo dobrze. Obecnie jesteśmy w stanie pracować z 2244 wiązkami protonów wystrzeliwanymi co 25 nanosekund, co jest osiągnięciem samym w sobie - mówi Mike Lamont z zespołu LHC Operations. W ramach przygotowań do nowych eksperymentów zespół Lamonta musi zainstalować w urządzeniach CMS i ATLAS kalorymetry pracujące w temperaturze bliskiej zeru absolutnemu. Będą one mierzyły energię cząstek powstających w czasie zderzeń. Najważniejszym elementem nowego eksperymentu będzie, ważący 10 000 ton, detektor ALICE. To najbardziej wyspecjalizowane narzędzie z całego LHC służące do badania interakcji jonów ołowiu. Gdy rozpędzone niemal do prędkości światła atomy ołowiu zderzają się ze sobą, dochodzi do olbrzymiej liczby zderzeń pomiędzy ich protonami i neutronami. Powstaje miniaturowa "kula ognia", w której wszystko stapia się ze sobą, tworząc plazmę kwarkowo-gluonową. Specjaliści pracujący przy detektorze ALICE z niecierpliwością czekają na pierwsze wyniki zderzeń z największymi z dotychczasowych energiami. « powrót do artykułu
  11. Trzeciego listopada po 17-miesięcznym remoncie miało miejsce oficjalne otwarcie jednej z największych atrakcji turystycznych Rzymu - Fontanny do Trevi. Renowacja kosztowała 2,2 mln euro. Zespół 26 konserwatorów oczyścił zabytek i uzupełnił ubytki. Zajęto się też stalowymi wspornikami. To gwarancja, że nie dojdzie do powtórki sytuacji z 2012 r., gdy po szczególnie ciężkiej zimie zaczęły odpadać fragmenty konstrukcji. Odnowę sfinansował dom mody Fendi. W zamian za to przez 4 lata w pobliżu fontanny może wisieć jego tablica. Warto odnotować, że Fendi wyłożył także 320 tys. EUR na oczyszczenie Quattro Fontane (kompleks 4 fontann zamówił papież Sixtus V). « powrót do artykułu
  12. Microsoft zdecydował, że od 1 listopada 2016 roku producenci pecetów nie będą mogli wytwarzać komputerów z preinstalowanym Windows 7. Koncern z Redmond opublikował właśnie dokument "Windows Lifecycle Fact Sheet", z którego dowiadujemy się, że 31 października 2016 roku będzie ostatnim dniem, w którym producentom OEM można będzie budować takie maszyny. Takie same zastrzeżenia dotyczą Windows 8.1. Jedyny systemem z rodziny Windows 7, który można będzie dłużej preinstalować na komputerach, to Windows 7 Professional. Maszyny z tym OS-em będą powstawały do roku 2017. Komputery z preinstalowanym Windows 7 nie znikną ze sklepów po wspomnianej dacie. Ograniczenia dotyczą bowiem budowania maszyn z preinstalowanym systemem, nie zaś sprzedaży tych, które przed wspomnianymi datami zostały wytworzone. Przypomnijmy, że sprzedaż samodzielnych kopii Windows 7 zakończyła się 31 października 2013 roku. Osobne kopie Windows 8 zaprzestano sprzedawać po 31 października 2014 roku, a Windows 8.1 - po 1 września 2015. Za półtora roku, 11 kwietnia 2017 roku, całkowicie kończy się wsparcie dla systemu Windows Vista. W przypadku Windows 7 podstawowe wsparcie zakończyło się 13 stycznia 2015 roku, a wsparcie rozszerzone kończy się 14 stycznia 2020 roku. Posiadacze Windows 8 mogą liczyć na wsparcie podstawowe do 9 stycznia 2018, a wsparcie rozszerzone zakończy się 10 stycznia 2023. Dla Windows 10 wsparcie podstawowe potrwa do 13 października 2020 roku, a rozszerzone - do 14 października 2025. « powrót do artykułu
  13. W studium porównującym cechy fizyczne samic i samców danaidów wędrownych (Danaus plexippus) wykazano, że choć samice mają mniejsze skrzydła i mięśnie lotne, ich skrzydła są grubsze i unoszą mniejszą wagę w przeliczeniu na jednostkę powierzchni (cal kwadratowy). Dzięki temu są bardziej wytrzymałe i w locie zapewniają lepsze osiągi. Oba te elementy odgrywają ważną rolę w determinowaniu wyników migracji. Dotąd nie mieliśmy pojęcia, czemu samice są lepszymi lotnikami od samców, ale to studium pozwala rozwiązać tę kwestię - opowiada Andy Davis z Uniwersytetu Georgii. W ramach eksperymentu Davis i student Michael Holden mierzyli skrzydła i inne części ciała 47 samców i 45 samic monarcha, skupiając się głównie na cechach ważnych dla latania, w tym na stosunku rozmiarów skrzydeł do wielkości ciała, wielkości mięśni lotnych czy grubości skrzydeł. Spodziewaliśmy się, że odkryjemy, że samice mają większe mięśnie lotne, tymczasem było dokładnie na odwrót. Największe mięśnie miały samce - opowiada Holden. Analizy pokazały jednak, że ciała samic są lżejsze w stosunku do rozmiaru skrzydeł, co oznacza, że skrzydła unoszą mniejszą masę. Dzięki temu lot samic jest bardziej wydajny. [...] Przy każdym uderzeniu skrzydeł samice zużywają mniej energii do przesunięcia ciała. Dodatkowo skrzydła samic są znacząco grubsze, co zmniejsza ryzyko złamania lub starcia w czasie migracji. Duet naukowców zebrał duży zasób danych nt. parametrów lotu danaidów. Uważamy, że nasze prace przyczynią się do lepszego zrozumienia cyklu migracji i będą stanowić punkt odniesienia dla kolejnych badaczy [...] - podsumowuje Davis. « powrót do artykułu
  14. Francuscy badacze snu natrafili na intrygujący paradoks: choć somnambulicy znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka bólu głowy/migreny w okresie czuwania, w czasie epizodów sennowłóctwa często nie odczuwają bólu nawet w sytuacji urazu. Wyniki badania przekrojowego pokazały, że po wzięciu poprawki na różne czynniki, np. depresję czy bezsenność, w porównaniu do grupy kontrolnej, somnambulicy prawie 4-krotnie częściej wspominali o historii bólów głowy i 10 razy częściej o migrenach. Wśród somnambulików z co najmniej jednym epizodem obejmującym uraz aż 79% nie odczuwało bólu w czasie urazu (ludzie ci nadal spali). Naszym najbardziej zaskakującym spostrzeżeniem był brak percepcji bólu w czasie epizodów sennowłóctwa. Jako pierwsi wspominamy o związkach somnambulizmu z analgezją - podkreśla dr Regis Lopez z CHU Gui de Chauliac w Montpellier. Francuzi zebrali 100-osobową grupę kontrolną i równoliczną grupę ludzi ze zdiagnozowanym somnambulizmem (55 mężczyzn i 45 kobiet). Średni wiek pacjentów wynosił 30 lat. Nasilenie bólu w ciągu dnia oszacowywał specjalista. Do oceny częstości bólu głowy na przestrzeni życia i jego cech zastosowano kwestionariusz samoopisu. Czterdziestu siedmiu somnambulików wspominało o przynajmniej jednym epizodzie obejmującym uraz. Co istotne, tylko 10 osób przez ból natychmiast się obudziło; 37 nic nie bolało w czasie epizodu, ból pojawił się jednak później w nocy albo rano. Autorzy publikacji z pisma Sleep wspominają np. o pacjencie, który doznał paru złamań, wyskakując z okna na 3. piętrze, który nie odczuwał bólu do momentu, aż obudził się potem w nocy. Kolejny pacjent złamał sobie nogę, spadając w czasie wspinaczki na dach swojego domu. Zaczął czuć ból dopiero po przebudzeniu rankiem. Podejrzewamy istnienie dysocjacyjnej aktywności mózgu, która oddziałuje [...] m.in. na postrzeganie bólu [nocycepcję] - podsumowuje Lopez. « powrót do artykułu
  15. Miłośników historii, a szczególnie historii prawa, z pewnością ucieszy najnowsza inicjatywa o nazwie "Free the Law" podjęta przez Harvard Law School i platformę badawczo-analityczną Ravel Law. Obie instytucje rozpoczynają digitalizowanie całej kolekcji orzeczeń sądowych będącej w posiadaniu Uniwersytetu Harvarda. To jeden z największych na świecie zbiorów materiałów prawniczych. Teksty zostaną bezpłatnie udostępnione w internecie. W zbiorach Wydziału Prawa Uniwersytetu Harvarda znajduje się 40 000 książek (ok. 40 000 000 stron) z wyrokami sądowymi. Są wśród nich oryginalne wyroki, jakie zapadały jeszcze przed uchwaleniem Konstytucji USA. To - poza zbiorami Biblioteki Kongresu - największy i najbardziej kompletny zbiór nt. prawa USA na świecie. Zawiera on wyroki zarówno sądów federalnych jak i stanowych. Harvard Law School Library, największa na świecie biblioteka prawnicza, tworzy swoje zbiory od 200 lat. Wspomniane materiały trafią także na platformę Ravel Law, wykorzystuje wyspecjalizowane algorytmy i metody uczenia się maszyn do szybkiego przeszukiwania dokumentów prawnych. Skanowanie olbrzymich zbiorów będzie odbywało się na Harvard Library Innovation Lab. Dysponuje ono wyspecjalizowanym sprzętem zdolnym do zdigitalizowania 500 000 stron tekstu tygodniowo. Jeszcze w bieżącym miesiącu w internecie zostaną udostępnione dokumenty dotyczące Kalifornii. Twórcy "Free the Law" zapowiadają, że całą kolekcję zeskanują i udostępnią w internecie do połowy 2017 roku. Można będzie ją przeglądać na witrynie www.ravellaw.com. « powrót do artykułu
  16. Spadek liczebności waleni, ryb, ptaków morskich i dużych zwierząt lądowych zaburzył obieg materii organicznej w przyrodzie. Międzynarodowy zespół naukowców pracujących pod kierunkiem uczonych z Oxford University przeprowadził badania, w których pokazuje, jak ważną rolę odgrywają zwierzęta w obiegu składników odżywczych i jak bardzo proces ten został zaburzony. Masowy spadek populacji wielu zwierząt spowodował, że zniszczeniu uległ efektywny mechanizm obiegu składników odżywczych, przede wszystkim fosforu. Uczeni oceniają, że obecna zdolność waleni i wielkich zwierząt lądowych do recyklingu składników odżywczych wynosi zaledwie 6% tego, co przed masowym spadkiem ich liczebności. Uczeni wyjaśniają, że wiele waleni i innych ssaków morskich żywi się w bogatych wodach na głębokości około 100 metrów, a wydalając transportują składniki odżywcze na powierzchnię. W ciągu ostatnich 300 lat populacja waleni zmniejszyła się o 66-90 procent. Wcześniej zwierzęta te przemieszczały z głębin na powierzchnię około 340 000 ton składników odżywczych rocznie. Obecnie przemieszczają około 75 000 ton. Naukowcy oszacowali to samo zjawisko w odniesieniu do ptaków morskich oraz ryb, które migrują pomiędzy wodami słonymi i słodkimi. Gdy zwierzęta te wydalają, padają ofiarami lądowych drapieżników czy ich ciała ulegają na lądzie rozkładowi, przemieszczają składniki odżywcze z oceanów na lądy. Oszacowano, że w przeszłości ryby i ptaki morskie przemieszczały z oceanu na ląd około 150 000 ton fosforu rocznie. Za większość transportu (140 000 ton) odpowiedzialne były ryby, a ptaki przemieszczały około 6300 ton. Obecnie ilość transportowanych w ten sposób składników odżywczych zmniejszyła się o ponad 90%. Podczas badań naukowcy użyli modelu matematycznego podobnego do tego, jaki fizycy używają do dystrybucji ciepła. Wcześniej nie przypisywano zwierzętom zbyt istotnej roli w przemieszczaniu składników odżywczych. Wykazaliśmy, że w przeszłości to właśnie zwierzęta odgrywały kluczową rolę w utrzymaniu żyzności Ziemi. Wymieranie populacji spowodowało, że ich rola uległa gwałtownemu zmniejszeniu, mówi doktor Christopher Doughty. Fosfor to kluczowy nawóz. Jego łatwo dostępne źródła mogą wyczerpać się już w ciągu 50 lat. Wydaje się, że odnowienie populacji zwierząt może pomóc w transporcie fosforu z oceanów na lądy. « powrót do artykułu
  17. Eksperci uważają, że wyrzuconą na plażę w Dunvegan na wyspie Skye młodą samicę grindwala poturbowały delfiny. Obrażenia były na tyle poważne, że weterynarze musieli ją uśpić. Na korpusie i płetwach ok. 3-letniego cielęcia widoczne były ugryzienia. Przedstawiciele Scottish Marine Animals Stranding Scheme i Hebridean Whale and Dolphin Trust (HWDT) sądzą, że za atakiem stoją delfiny butlonose (sugerują to średniej wielkości przerwy między śladami zębów). Na razie to tylko podejrzenia, bo na wyniki sekcji zwłok trzeba jeszcze poczekać. Jeśli winę rzeczywiście ponoszą delfiny, to drugi znany nam przypadek z Wielkiej Brytanii. Martwe grindwale są często wymywane na brzeg, a od czasu do czasu obserwuje się stranding żywych osobników, rzadko jednak mają one tego rodzaju obrażenia - opowiada dr Conor Ryan, specjalista ds. pojawień i strandingu HWDT. Charlie Phillips z Whale and Dolphin Conservation dywaguje, że urazy mogły powstać w czasie wspólnej zabawy albo doszło do aktu agresji. Delfiny i walenie kontaktują się ze sobą w środowisku morskim i stanowi to nieodłączną część ich naturalnego zachowania. Warto przypomnieć, że u wybrzeży Szkocji mieszka najdalej wysunięta na północ populacja delfinów butlonosych. « powrót do artykułu
  18. Twórcy projektu Tor poinformowali o udostępnieniu wersji beta oprogramowania Tor Messenger. Ma to być odpowiedzią na rosnącą inwigilację obywateli ze strony rządów. Protokół Tor umożliwia bezpieczne anonimowe nawigowanie po internecie. Teraz ci, którzy obawiają się o bezpieczeństwo swojej komunikacji, mogą skorzystać z Tor Messenger. Bazuje on na aplikacji Instantbird, która pozwala na łączenie się z różnymi systemami komunikacyjnymi. Tor Messenger współpracuje z wieloma sieciami, takimi jak Jabber, IRC, Google Talk, Facebook Chat, Twitter i Yahoo. Komunikacja odbywa się w tradycyjnym modelu klient-serwer. Jednak z serwerem łączysz się za pomocą Tora, zatem trasa twojego sygnału jest ukryta, mówią przedstawiciele Tora. Na razie Tor Messenger ma pewne niedociągnięcia. Nie wspiera na przykład dwustopniowego uwierzytelniania. Ale to ważny krok w dobrym kierunku i jestem pewien, że dwustopniowe uwierzytelnianie szybko zostanie zaimplementowanie, mówi analityk Tom Raftery z RedMonk. Tor Messenger jest dostępny dla Windows, OSX-a oraz 32- i 64-bitowego Linuksa. « powrót do artykułu
  19. Ludzie potrafią odczuwać empatię w stosunku do robotów. Naukowcy z Uniwersytetu Technologicznego w Toyohashi i Uniwersytetu w Kioto zdobyli neurofizjologiczne dowody na empatyzowanie z "cierpiącymi" robotami. Japończycy wskazali także na różnice w empatii w stosunku do ludzi i robotów. Piętnastu podpiętych do EEG zdrowych dorosłych oglądało zdjęcia rąk ludzi i robotów w niebolesnych i bolesnych sytuacjach (np. podczas przecięcia palca nożem). Okazało się, że potencjały wywołane były w obu przypadkach podobne, jednak w porównaniu do warunków niebolesnych, przy oglądaniu cierpiącego człowieka stwierdzono [efekt wyprzedzenia, czyli] dodatnie przesunięcie fazy wznoszącej potencjału [czynnościowego na elektrodach ciemieniowych] P3 [...]. Czegoś podobnego nie zauważono w przypadku robotów. Różnica współodczuwania w stosunku do ludzi i robotów zanikała w fazie opadającej potencjału z P3 (500-650 ms) - opowiada prof. Michiteru Kitazaki. Opóźnienie 1. fazy przebiegającego od góry do dołu procesu (ang. top-down process) może wynikać z trudności czy niezdolności do przyjęcia perspektywy robota. « powrót do artykułu
  20. W Indonezji ma miejsce największa na świecie katastrofa ekologiczne XXI wieku. Trwające od wielu tygodni pożary niszczą olbrzymie połacie lasów i mokradeł, zagrażają skrajnie zagrożonym gatunkom i przyczyniają się do gigantycznej emisji gazów cieplarnianych. Władze Indonezji poinformowały, że dotychczas w walce z pożarami zginęło 19 osób, a 500 000 obywateli tego kraju cierpi na choroby dróg oddechowych. Wielu przedstawicieli zagrożonych gatunków, jak orangutany, pantery mgliste, biruang malajski czy nosorożce i tygrysy sumatrzańskie, zmuszonych było opuścić swoje siedziby. Indonezyjska Narodowa Agencja Lotnicza i Kosmiczna poinformowała, że dotychczas spłonęło 21 000 kilometrów kwadratowych lasów i mokradeł. Z kolei amerykański World Resources Institute szacuje, że każdego dnia pożary emitują do atmosfery więcej gazów cieplarnianych niż wynosi dobowa emisja Stanów Zjednoczonych, drugiego największego truciciela na świecie. Cały region z utęsknieniem wypatruje czystego powietrza. Wskutek pożarów cierpią nie tylko mieszkańcy Indonezji, ale także Filipin, Tajlandii, Malezji czy Singapuru. W regionie tym pożary zdarzają się dość często. Niejednokrotnie są one wywoływane przez rolników, którzy nielegalnie wypalają roślinność, by zyskać tereny pod upraw. Jednak skala tegorocznych pożarów jest gigantyczna. Sytuację pogorszyło rozwijające się właśnie El Nino, które przyniosło suszę. Co prawda malezyjscy meteorolodzy zapowiedzieli początek pory deszczowej, jednak nie wiadomo, kiedy deszcze spadną nad Indonezją. Olbrzymie pożary mogą opóźnić je o całe miesiące. Pewną nadzieję dają ostatnie - naturalne i sztucznie wywołane - opady nad Sumatrą i Borneo. Oczyszczają one powietrze. Jeśli będzie padało nad całą Indonezję, łatwiej będzie kontrolować pożary. Na Borneo ponownie otwierane są szkoły, które zamknięto z obawy o zdrowie dzieci, a mieszkańcy wyspy po raz pierwszy od wielu tygodni widzą czyste niebo. Singapurski minister ochrony środowiska krytykuje władze w Indonezji i wzywa je do zdecydowanej walki z firmami wypalającymi roślinność pod uprawy. Singapur wszczął odpowiednie kroki prawne i domaga się wysokich odszkodowań od indonezyjskich przedsiębiorstw. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Perelmana Uniwersytetu Pensylwanii donoszą, że nauka nie zna ponad 90% wirusów DNA ze zdrowej ludzkiej skóry. Wirom skóry (zbiór wszystkich tutejszych wirusów) został nawet przez nich nazwany wirusową ciemną materią. Autorzy publikacji z pisma mBio opracowali narzędzia do analizy wiromu, które zostały udostępnione innym badaczom. W załączniku do artykułu ujawniono np. algorytmy do sekwencjonowania DNA. Zważywszy na potencjalny wpływ tych wirusów na komórki skóry i na rezydujące na niej bakterie, istnieje realna potrzeba ich lepszego zrozumienia. Dotąd stosunkowo niewiele zrobiono w tej dziedzinie, po części z powodu kwestii technicznych. Dla przykładu: wymazy pobrane ze skóry będą zawierać głównie ludzkie i bakteryjne DNA i tylko trochę wirusowego materiału genetycznego [...] - tłumaczy dr Elizabeth A. Grice. Podczas wcześniejszych prób mapowania wykorzystywano bazy danych znanych genów bakteryjnych (w ten sposób wśród DNA ludzi i bakterii można było zidentyfikować materiał genetyczny wirusów). Takie podejście oznacza jednak pominięcie nieskatalogowanych wirusów. Posługując się zoptymalizowanymi technikami izolowania z wymazów skórnych wirusopodobnych cząstek (ang. virus-like particles, VLPs) oraz badając bardzo niewielkie ilości materiału, Amerykanie mogli skupić się na DNA wirusów. Analiza próbek pobranych od 16 zdrowych osób pokazała, że najliczniejszym zakażającym komórki skóry wirusem był wirus brodawczaka ludzkiego (HPV). Co jednak istotne, większość DNA z VLPs nie pasowała do genów z baz danych. Ponad 90% stanowi coś, co nazywamy wirusową ciemną materią - ma ona cechy materiału genetycznego, ale nic nie wiadomo o jej przynależności taksonomicznej. Odkrycia unaoczniły powiązania między wiromem i mikrobiomem skóry. Większość znalezionego wirusowego DNA wydaje się bowiem należeć do bakteriofagów. Kiedy zespół Grice zsekwencjonował bakteryjne DNA ze skóry ochotników, zauważono unikatowe sekwencje łącznikowe ciągów zgrupowanych, regularnie rozmieszczonych krótkich sekwencji palindromicznych CRISPR (od ang. Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats). CRISPR to system obrony bakterii przed egzogennymi elementami genetycznymi, np. bakteriofagami. CRISPR składa się z prostych powtórzeń (ang. direct repeats), rozdzielonych wspomnianymi unikatowymi sekwencjami łącznikowymi (ang. spacer). Sekwencje łącznikowe zawierają fragmenty DNA fagów lub plazmidów, w omawianym przypadku fragmenty DNA wykrytych wcześniej przez naukowców bakteriofagów. Mimo że wyniki pokazują, że większość fizjologicznych wirusów skóry rezyduje w tutejszych bakteriach, via mikrobiom skóry nadal mogą one wpływać na nasze zdrowie. Znaleziono m.in. geny pochodzenia wirusowego, które mogą np. zwiększać oporność na antybiotyki. Amerykanie wykazali, że wirom poszczególnych części skóry jest różny. Zespół pobrał wymazy z dłoni, czoła, pachy, pępka itd. i ustalił, że to w zgięciu ramienia wirom jest najbardziej różnorodny. Obecnie ekipa Grice wykorzystuje swoje metody do badania zmian wiromu skóry pod wpływem promieniowania ultrafioletowego czy antybiotyków. « powrót do artykułu
  22. Andrew Barry doktorant z Laboratorium Nauk Komputerowych i Sztucznej Inteligencji (CSAIL) na MIT oraz jego opiekun, profesor Russ Tedrake, stworzyli nowy system wykrywania przeszkód na drodze dronów. Dzięki niemu dron może lecieć z prędkością nawet 48 km/h i omijać przeszkody. Obaj naukowcy udostępnili wideo, na którym dron wyposażony w ich system leci do celu po wyznaczonej ścieżce, wykrywając na bieżąco przeszkody o istnieniu których wcześniej nie wiedział. Widoczny na zdjęciu pojazd został stworzony z ogólnodostępnych części. Koszt jego budowy wyniósł 1700 dolarów. Dron waży około 0,5 kilograma, rozpiętość jego skrzydeł wynosi 86 centymetrów. Na każdym skrzydle zamontowano kamerę oraz procesor przetwarzający dane. System wykrywający przeszkody działa 20-krotnie szybciej niż inne podobne systemy. Kamery pracują z prędkością 120 klatek na sekundę, a oprogramowanie potrzebuje zaledwie 8,3 milisekundy do przeanalizowania każdej z klatek. "Systemy takie jak lidar są zbyt ciężkie, by umieszczać je na małym samolocie, a wcześniejsze tworzenie map terenu, po którym ma latać dron jest niepraktyczne. Jeśli chcemy, by drony poruszały się szybko i były w stanie samodzielnie nawigować, potrzebujemy szybszych algorytmów" -mówi Barry. CSAIL wyjaśnia w jaki sposób działa nowy system. Tradycyjne algorytmy analizują obraz przechwycony przez kamerę i przeszukują go stopniowo na odległość 1 metra, 2 metrów, 3 metrów i tak dalej, by stwierdzić, czy na drodze pojazdu znajduje się jakiś obiekt. Takie podejście wymaga jednak dużych mocy obliczeniowych, a to oznacza, że bez specjalnego sprzętu przetwarzającego dane dron nie może latać z prędkością większa niż 10 km/h. Barry zdał sobie sprawę, że przy prędkościach z jakimi może poruszać się jego dron, poszczególne klatki obrazu nie różnią się zbytnio od siebie. Dlatego też można poddać analizie jedynie niewielką część danych z kamery. Analizuje więc to, co znajduje się 10 metrów przed dronem. Sam Barry mówi: nie musisz wiedzieć, co jest bliżej czy dalej. W miarę, jak się poruszasz, przesuwasz swój horyzont o kolejne 10 metrów i dopóki w odległości 10 metrów nie ma przeszkody, możesz utworzyć pełną mapę otoczenia wokół pojazdu. « powrót do artykułu
  23. Inżynierowie z MIT-u stworzyli magnetyczną proteinową nanocząstkę, która może być używana do śledzenia komórek lub interakcji pomiędzy nimi. Jest ona odpowiednikiem naturalnej proteiny ferrytyny. Ferrytyna tak naprawdę nie ma właściwości magnetycznych. To właśnie wyjaśniamy w naszej pracy. Manipulowaliśmy proteiną tak, by wzmocnić jej właściwości - mówi profesor Alan Jasanoff. Nowa białkowa nanocząstka może być stworzona wewnątrz komórki, dzięki czemu możliwe jest obrazowanie komórek czy ich sortowanie. To eliminuje potrzebę oznaczania komórek za pomocą syntetycznych cząstek. Naukowcy od dawna tworzą sztuczne nanocząstki magnetyczne, które mają służyć do obrazowania komórek i ich śledzenia. Trudno jest jednak wprowadzić te cząstki do interesujących nas komórek. Uczeni z MIT-u spróbowali innego podejścia. Dostarczyli do docelowej komórki gen, który pobudza komórkę do produkcji magnetycznej proteiny. Zamiast wytwarzać nanocząstkę w laboratorium i dostarczać ją do komórki, wystarczy, że wprowadzimy gen kodujący odpowiednią proteinę, stwierdza Jasanoff. Za wzór dla swojej nanocząstki uczeni wykorzystali ferrytynę, której zadaniem jest utrzymywanie żelaza w dostępnej i nieszkodliwej dla komórek formie. Stworzyli około 10 milionów odmian ferrytyny i testowali je na komórkach drożdży. Gdy już wyłonili najbardziej obiecującą odmianę, stworzyli z niej czujnik magnetyczny zbudowany ze zmodyfikowanej ferrytyny wzbogaconej o proteinę wiążącą się z białkiem o nazwie streptoawidyna. To pozwalało wykrywać, czy streptoawidyna jest obecna w komórkach drożdży. W podobny sposób można wykrywać inne związki obecne w komórkach. Zmodyfikowana proteina ma tę przewagę nad ferrytyną, że jest bardziej bogata w żelazo, ma zatem znacznie silniejsze właściwości magnetyczne, dzięki czemu powinna dawać bardzo dobry obraz na rezonansie magnetycznym. Naukowcy mówią, że genetycznie modyfikowana ferrytyna może zostać przygotowana tak, by komórki, które mają ją wytwarzać, produkowały ją po otrzymaniu konkretnego sygnału, np. gdy zaczynają się dzielić lub różnicują się w inny typ komórek. To pozwoliłoby na precyzyjne śledzenie takich zjawisk. Profesor Jasanoff ma nadzieję, że nowa proteina przyda się również w terapiach z użyciem komórek macierzystych. Tego typu terapie stają się coraz popularniejsze, potrzebujemy zatem nieinwazyjnych narzędzi pozwalających na śledzenie i ocenę postępów leczenia, stwierdza. Bez takich narzędzi trudno byłoby stwierdzić, jaki wpływ terapia ma na organizm, czy też dlaczego nie zadziałała. Obecnie naukowcy pracują nad zaadaptowaniem użycia magnetycznych protein w komórkach ssaków. « powrót do artykułu
  24. Osiemdziesiąt cztery lata temu hollywoodzki aktor John Barrymore zrobił sobie pamiątkę ze słupa totemowego należącego do alaskańskiego plemienia Tlingit. Po długim okresie tułania się po ogródkach kalifornijskich rezydencji i leżenia w magazynie muzeum na Hawajach totem ma zostać zwrócony Indianom. Prawie 12-m obiekt dotrze na Alaskę 6 listopada. Barrymore musiał przymocować słup do swojego 36,5-m jachtu i kontynuował rejs na północ - opowiada emerytowany profesor Uniwersytetu Alaskańskiego Stephen J. Langdon. Wg Langdona, w opublikowanej w 2001 r. książce znajdowało się zdjęcie ekipy Barrymore'a, która ładowała słup totemowy na łódź. Podpis głosił, że aktor kupił go na Wyspie Księcia Walii. Profesor twierdzi jednak, że żadne z indagowanych źródeł nie potwierdzało, że obiekt został przejęty legalnie. John, dziadek Drew Barrymore, zainstalował totem w ogrodzie swojej kalifornijskiej rezydencji. W 1944 r. odkupił go inny amerykański aktor Vincent Price. Słup stał w kolejnym ogródku do 1981 r., kiedy to Price i jego żona Coral Browne postanowili podarować rzeźbę Muzeum Sztuki w Honolulu. Langdon zlokalizował słup w muzeum, gdy natknął się na zdjęcie Price'a przy totemie. Na zlecenie plemienia profesor udał się w 2013 r. na Hawaje. Z jego śledztwa wynikało niezbicie, że słup totemowy to święty obiekt, część dziedzictwa kulturowego [Tlingitów], dlatego niezwłocznie zdecydowaliśmy, że powinien wrócić do domu - podkreśla Stephan Jost, dyrektor Muzeum Sztuki w Honolulu. Pod koniec października kilku przedstawicieli plemienia przyjechało do Honolulu na ceremonię przekazania. Słup trafi do centrum dziedzictwa, a w wiosce Klawock zostanie zainstalowana jego replika. « powrót do artykułu
  25. Większość czujników, dzięki którym nasze urządzenia domowe zyskały miano "inteligentnych", pracuje dzięki temu, że wykrywa zmiany w oporności elektrycznej w obecności pola magnetycznego. Zwykle urządzenia takie (zwane w skrócie MR) są wykonane z krzemu. Teraz naukowcy z Narodowego Uniwersytetu Singapuru stworzyli MR z grafenu i azotku boru. Jest ono 200-krotnie bardziej czułe od urządzeń krzemowych. Azotek boru został umieszczony na płachcie grafenu i w ten sposób powstał materiał, przez który elektrony mogą przepływać bardzo szybko. Całość jest bardzo czuła na obecność pola magnetycznego zarówno o wysokim, jak i niskim natężeniu. Co więcej zmiana temperatury nie wpływa negatywnie na jego właściwości. To dodatkowa zaleta w porównaniu z krzemowymi MR, które przestają pracować gdy temperatura przekroczy 127 stopni Celsjusza. Nowy układ zachowuje się odwrotnie. Im wyższa temperatura, tym jest bardziej czuły. Gdy sięgnie ona 127 stopni Celsjusza jest 8-krotnie bardziej czuły niż wówczas, gdy pracuje w temperaturze pokojowej. Profesor Yang Hyunsoo, jeden z twórców nowego chipa mówi, że oznacza to, iż z czujników MR można będzie wyeliminować kosztowne układy korygujące temperaturę, które są konieczne np. gdy czujnik jest montowany w samochodzie. Co więcej, odpowiednio manipulując napięciem można decydować o mobilności elektronów w czujniku, dobierając tym samym jego właściwości. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...