Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37634
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) uwalniają wszystkie przetrzymywane przez siebie szympansy. Zwierzęta pozostające obecnie w laboratoriach NIH trafią do specjalnych ośrodków, podobnych do Save the Chimps na Florydzie. Dyrektor NIH, Francis Collins, poinformował, że agencja przygotuje też plan zakończenia wsparcia wszelkich badań z wykorzystaniem szympansów, w których obecnie bierze udział. To naturalny kolejny krok w trwającym pięć lat procesie, podczas którego ocenialiśmy korzyści i ryzyka wynikające z wykorzystania do badań tych wyjątkowych zwierząt. Doszliśmy do etapu, na którym potrzeba wykorzystywania szympansów już nie istnieje - mówi Collins. Decyzja NIH nie podoba się wielu zwolennikom prowadzenia badań na zwierzętach. Decyzja jest zaskakująca. Podstawową misją NIH jest ochrona zdrowia publicznego - mówi Frankie Trull, prezes Foundation for Biomedical Research. NIH w 2013 roku uwolnił ze swoich laboratoriów 310 szympansów. Stało się tak pod wpływem zaleceń Instytutu Medycyny, obecnie zwanego Amerykańską Narodową Akademią Medycyny. W laboratoriach pozostało 50 zwierząt. Przyjęto jednak zasadę, że można je wykorzystać do badań wyłącznie gdy zajdą nadzwyczajne okoliczności. W czerwcu bieżącego roku poprzeczkę podniesiono jeszcze bardziej, gdy US Fish and Wildlife Service (FWS) nadała szympansom laboratoryjnym status gatunku zagrożonego. To oznaczało, że naukowcy nie mogą nawet narażać szympansów na stres, jeśli nie służy to dobru dziko żyjących szympansów. Możliwe było jednak prowadzenie pewnych nieinwazyjnych badań na tych zwierzętach. Stephen Ross, behawiorysta, który w 2013 roku był jednym z autorów zalecenia wydanego przez Instytut Medycyny mówi, że od samego początku NIH rozważał uwolnienie zwierząt z laboratoriów jeśli nie będą one potrzebne do badań. Obecnie jest jasne, że szympansy nie są potrzebne do badań biomedycznych - mówi Ross. W pierwszej kolejności uwolnionych zostanie 20 zwierząt z Southwest National Primate Research Center w San Antonio. Trafią one do Chimp Heaven, rządowego sanktuarium w Luizjanie. Następnie do jednego z sanktuariów trafi 139 zwierząt z Bastrop, które należą do University of Texas MD Anderson Cancer Center. NIH zdecyduje też o losie kolejnych 82 zwierząt z Southwest National Primate Research Center. Agencja płaci za ich utrzymanie, ale zwierzęta nie należą do niej. Jednym z problemów jest fakt, że niewiele sanktuariów przyjmuje szympansy z laboratoriów. Zwierzęta te są bowiem często okaleczone zarówno fizycznie jak i psychicznie. Cierpią na zespół stresu pourazowego i liczne choroby wywołane badaniami. Mają problemy z sercem, wątrobą, nerkami, chorują na cukrzycę, a pracownicy sanktuariów nie wiedzą, które z chorób pojawiły się samoczynnie, a które są wywołane przez trwające całymi dziesięcioleciami eksperymenty. Zaś bez szczegółowej wiedzy o tym, co zwierzętom zrobiono trudno jest opracować metody leczenia. Nieliczne ośrodki, które przyjmują takie zwierzęta, są już niemal pełne. Kolejnym problemem jest biurokracja. Ustawa przyjęta w 2013 roku przez Kongres nakłada na NIH obowiązek przeniesienia szympansów do ośrodków federalnych. Z nich tylko Chimp Heaven ma odpowiednią akredytację. Tutaj pojawia się pewien kłopot, gdyż Chimp Heaven jest niemal pełne, więc będzie musiało wybudować nowe obiekty. Tymczasem wspomniany już ośrodek w Bastrop - w którym prowadzone są tylko badania obserwacyjne i behawioralne - planuje renowację kosztem 500 000 dolarów. Wkrótce zostanie on opróżniony. Pojawił się więc pomysł, by NIH zapłacił z renowację i żeby zostawiono tam zwierzęta. Ta decyzja [o przeniesieniu szympansów - red.] to dowód braku wiedzy na temat opieki i jakości życia szympansów w Keeling Center - mówi dyrektor ośrodka Christian Abee. Dyrektor NIH-u komentuje: Bastrop ma wiele zalet i popieram ich prośbę. Jednak w tej chwili jesteśmy związani ustawą. Jeśli rządowe Chimp Haven nie będzie miało miejsca, NIH będzie musiało znaleźć pieniądze na wykonanie ustawy. Obrońcy praw zwierząt są zachwyceni decyzją o uwolnieniu szympansów z laboratoriów NIH-u. Eksperymenty na szympansach są nie do obronienia z etycznego, naukowego i prawnego punktu widzenia. Jesteśmy szczęśliwi, że NIH dotrzyma słowa i skończy z ciemną kartą swej historii. Będziemy walczyli o zakończenie wszystkich badań laboratoryjnych na naczelnych - mówi Justin Goodman, dyrektor ds. badawczych PETA. Niedawno organizacja wysłała 100 listów do sąsiadów Collinsa prosząc ich o to, by porozmawiali z nim protestując przeciwko eksperymentom, w ramach których NIH zabiera szympansie niemowlęta od matek i bada w ten sposób wpływ stresu na bardzo młode naczelne. Nie wszyscy jednak cieszą się z decyzji o przeniesieniu zwierząt. Allyson Bennett, psychobiolog z University of Wisconsin-Madison uważa, że przeniesienie szympansów z rządowych laboratoriów narazi je na dodatkowy stres, a poza tym uważa, że sanktuaria nie są tak nadzorowane i nie spełniają tak wysokich standardów dotyczących jakości życia co laboratoria. Niezadowoleni są też naukowcy zajmujący się pracami nad ochroną zwierząt. Peter Walsh, ekolog z University of Cambridge mówi, że decyzja FWS o uznaniu szympansów laboratoryjnych za gatunek zagrożony naraziła jego badania nad szczepionką przeciwko Eboli dla szympansów, które prowadzi on na zwierzętach będących własnością New Iberia Research Center. Walsh twierdzi, że najnowsza decyzja NIH-u to kolejna przeszkoda w jego pracy, gdyż USA to - obok Gabonu - jedyne państwo, w którym może on legalnie prowadzić swoje badania. Poza amerykańskimi instytucjami badawczymi nie ma innego miejsca do prowadzenia tego typu badań klinicznych. Wiele dzikich szympansów zginęło po to, by z ich młodych stworzyć pierwotną populację szympansów laboratoryjnych NIH-u. Teraz, gdy po raz pierwszy pojawiła się okazja, by NIH dał dzikim szympansom coś od siebie, organizacja się od tego odwraca - mówi brytyjski uczony. « powrót do artykułu
  2. W kopalni Karowe, która znajduje się ok. 500 km na północ od Gaborone, znaleziono 2. pod względem wielkości diament świata. Tysiącstojedenastokaratowy kamień to największy diament odkryty dotąd w Botswanie. Przypomnijmy, że największy, a zarazem najczystszy ze znanych historycznych diamentów, Cullinan, został znaleziony 26 stycznia 1905 r. w kopalni Premier Mine pod Pretorią i pierwotnie ważył 3106 karatów. Wg oświadczenia firmy wydobywczej Lucara Diamond, diament należy do typu IIa, co oznacza, że nie zawiera mierzalnych ilości azotu. Mierzy 65x56x40 mm. William Lamb, dyrektor generalny Lucara Diamond, zaznacza, że wydobycie wyjątkowych kamieni (wspomnianego na początku i dwóch innych dużych bezbarwnych, 813- i 374-karatowego) to skutek zarówno modernizacji, jak i skupienia się na południowym przodku. « powrót do artykułu
  3. W wilgotnych wapiennych jaskiniach Toca do Geraldo i Lapa do Santo Antônio w Minas Gerais w Brazylii odkryto nowy gatunek kosarza. Jego łacińska nazwa - Iandumoema smeagol - pochodzi od Tolkienowskiego bohatera Sméagola (Golluma). Kosarz jest najsilniej zmodyfikowanym przedstawicielem rodzaju Iandumoema (oprócz niego, należą tu jeszcze 2 gatunki). I. smeagol nigdy nie opuszcza swojego podziemnego domu. Przystosowania do życia w jaskini to brak oczu i mniejsza zawartość barwnika (żółtawe zabarwienie). Jak podkreślają odkrywcy pajęczaka, w tym Ricardo Pinto-da-Rocha z Instituto de Biociências da Universidade de São Paulo, I. smeagol to drugi bezoki jaskiniowy kosarz w Brazylii; pierwszym jest odkryty w 2002 r. Giupponia chagasi z krasu Serra do Ramalho. Pinto-da-Rocha i Maria Elina Bichuette oraz Rafael Fonseca-ferreira z Universidade Federal de São Carlos znaleźli w sumie 14 młodocianych i dorosłych osobników. Większość zebrano w strefie afotycznej Toca do Geraldo (z Lapa do Santo Antônio pochodził zaledwie 1). Pajęczaka z Lapa do Santo Antônio odkryto w pobliżu wejścia (mniej niż 50 m od niego), te z Toca do Geraldo zawsze znajdowały się koło źródeł wody - w pobliżu strumienia albo na wilgotnych ścianach. Choć w jaskini było guano, nie wydaje się, by pająki się do niego zbliżały. Jeden z zauważonych egzemplarzy znajdował się na stosie martwej materii organicznej, gdzie żerował na padlinie bezkręgowców. Podczas gdy młode osobniki były dość aktywne, starsze prowadziły bardziej osiadły tryb życia. Wg badaczy, I. smeagol to endemit, który występuje na obszarach niechronionych (minimalny obszar występowania ma ponoć powierzchnię zaledwie 4,6 km2). By przyjąć odpowiednią strategię ochronną, trzeba przeprowadzić pilne badania populacyjne, zwłaszcza że w bezpośrednim otoczeniu jaskiń ma miejsce wyrąb lasu. « powrót do artykułu
  4. Każdy, kto miał do czynienia z dziećmi, wie, że nie lubią się one dzielić. Wydaje się jednak, że ich poczucie sprawiedliwości jest uwarunkowane kulturowo. Dzieci z Zachodu z większym prawdopodobieństwem odrzucają oferty, które je faworyzują. Już wcześniejsze badania wykazały, że dzieci wychowane w kulturze Zachodu już w wieku 4 lat potrafią odrzucić nagrodę materialną - zarówno dla siebie jak i dla drugiego dziecka - jeśli zobaczą, że to drugie otrzymało więcej. Jednak z czasem ich zachowanie się zmienia i z wiekiem odrzucają nagrody jeśli to one otrzymały więcej. nie chcą bowiem, by drugie dziecko traciło. Peter Blake z Boston University oraz Katherine McAuliffe z Yale University postanowili sprawdzić, czy jest to bardziej generalna zasada. Naukowcy przeprowadzili eksperymenty na 866 parach dzieci z USA, Kanady, Indii, Meksyku, Peru, Senegalu i Ugandy. Podczas eksperymentów dziciom w parach dawano różną liczbę słodyczy, a jedno z nich miało zadecydować - za siebie i drugie dziecko - czy przyjmuje nagrodę czy ją odrzuca. Dzieci ze wszystkich kultur odrzucały nagrodę, gdy otrzymywały mniej. Zjawisko to pojawiało się jednak w różnym wieku. Od wieku 4-6 lat w USA i Kanadzie po 10 lat w Meksyku. Wydaje się zatem, że jest to zachowanie uniwersalne. Zauważono je też u niektórych naczelnych, psów i krukowatych. Okazało się jednak, że odwrotne poczucie sprawiedliwości - odrzucenie nagrody, by nie krzywdzić innego, gdyż samemu dostaje się więcej - wystąpiło jedynie u dzieci z USA, Kanady i Ugandy. Zjawisko takie pojawiało się w wieku 10-12 lat. Wydaj się, że jest ono kształtowane przez kulturę. Naukowcy sugerują, że jedną z przyczyn pojawienia się takiego zachowania może być dorastanie w kraju o gospodarce wolnorynkowej. Jest ona bowiem związana z większą równością. Może się to wydawać sprzeczne z intuicją, ale gdy idziesz na zakupy to angażujesz się w transakcje, której celem jest spełnienie oczekiwań i przyniesienie korzyści obu stronom - mówi Blake. Alternatywne wyjaśnienie może być takie, że dzieci z krajów spoza kultury Zachodu stykają się na co dzień z mniejszymi nierównościami, zatem ich poczucie sprawiedliwości rozwija się w inny sposób. Uczeni chcą w przyszłości zbadać tę hipotezę. Naukowcy zauważają, że pojawienie się Ugandy obok USA i Kanady jest pewną anomalią. Być może jednak na ugandyjskie dzieci maja wpływ liczni nauczyciele z Zachodu obecni w miejscowych szkołach. Mogło by się wydawać, że niechęć, by ktoś inny tracił jest nieuzasadniona, jednak istnienie takiego zjawiska potwierdzają badania na naczelnych nieczłowiekowatych prowadzone przez Sarah Brosnan z Georgia State University. Jeśli ty i ja współpracujemy ze sobą, to możesz się zirytować, gdy ja odnoszę z tego większe korzyści niż ty. Możesz zdecydować, że nie jestem dobrym partnerem. Takie postępowanie wydaje się niezwykle rzadkie u zwierząt. Dobrze udokumentowano je tylko u szympansów, mówi uczona. Z kolei Joe Henrich z kanadyjskiego University of British Columbia podkreśla, że zaobserwowanie takiego zjawiska u dzieci z niektórych kultur nie oznacza, iż nie występuje ono w innych kulturach. Idealnie byłoby prześledzić bowiem cało rozwój człowieka lub co najmniej do czasu osiągnięcia dorosłości. Tak szeroko zakrojone badania pozwoliłyby nie tylko opisać zjawisko, ale również umożliwiłyby podjęcie próby jego wyjaśnienia. « powrót do artykułu
  5. Sildenafil zwiększa insulinowrażliwość u osób ze stanem przedcukrzycowym. Obniża też poziom markera chorób serca i nerek. Potrzebujemy dodatkowych strategii, by spowolnić rozwój cukrzycy ze stanu przedcukrzycowego. Niższa waga i program ćwiczeń mogą być trudne do utrzymania, a zastosowanie niektórych z obecnych leków ograniczają obawy o skutki uboczne. Sildenafil i leki pokrewne to potencjalny sposób walki z rosnącą liczbą przypadków cukrzycy - uważa dr Nancy J. Brown ze Szkoły Medycyny Vanderbilt University. W ramach studium 51 osób z nadwagą ze stanem przedcukrzycowym wylosowano do grupy stosującej przez 3 miesiące sildenafil lub placebo. By ocenić uwalnianie oraz wrażliwość na insulinę, przed rozpoczęciem i na zakończenie studium stosowano test obciążenia glukozą. By zbadać poziom albumin i kreatyniny (oznaczyć wskaźnik albumina/kreatynina, ACR), zbierano także próbki moczu. Warto dodać, że ACR wykorzystuje się w monitoringu wczesnej nefropatii cukrzycowej, a także dysfunkcji śródbłonka naczyniowego i subklinicznych chorób układu krążenia. Okazało się, że wśród 42 ochotników, którzy ukończyli studium, osoby leczone sildenafilem były bardziej insulinowrażliwe. Miały także niższy poziom albumin w moczu niż ochotnicy przyjmujący placebo. [...] Konieczne są dalsze badania, które pokażą, czy długoterminowa terapia lekami takimi jak sildenafil może zapobiec cukrzycy u pacjentów z grup wysokiego ryzyka - podsumowuje Brown. « powrót do artykułu
  6. W odległości 450 lat świetlnych od Ziemi znajduje się młoda gwiazda LkCa15. Otacza ją dysk protoplanetarny. Pomimo znacznej odległości od Ziemi naukowcom z University of Arizona udało się wykonać pierwsze w historii zdjęcie formującej się planety. Zauważyli ją w przerwie dysku LkCa15. Pomimo tego, że obecnie znamy kilka tysięcy egzoplanet, to udało się wykonać fotografie około 10 z nich. Wszystkie jednak były dawno uformowanymi planetami. "Po raz pierwszy mamy obraz planety, która dopiero się tworzy", mówi świeżo upieczony magister Steph Sallum. To właśnie on i doktorant Kate Follette wykonali wyjątkowe zdjęcia. Kilka miesięcy temu Sallum i Follette osobno pracowali nad własnymi doktoratami. Oboje zajmowali się gwiazdą LkCa15 i jej dyskiem protoplanetarnym, w którym widoczna jest przerwa. Jej obecność oznacza, że materiał z dysku opadł na formującą się planetę. Młodzi naukowcy skorzystali z faktu, że w Arizonie znajduje się największy i jeden z najdoskonalszych teleskopów optycznych na świecie, Large Binocular Telescope (LBT). Umożliwia on prowadzenie wyjątkowych obserwacji i niwelowanie niekorzystnych efektów wywoływanych przez ziemską atmosferę. Obserwacje dokonane za pomocą LBT i dodatkowo skorygowane o dane uzyskane z należących m.in. do University of Arizona chilijskich Teleskopów Magellana pozwoliły na zobrazowanie tworzącej się planety. « powrót do artykułu
  7. Olej kokosowy skutecznie kontroluje u myszy nadmierny wzrost bielnika białego (Candida albicans). C. albicans stanowi florę fizjologiczną przewodu pokarmowego 40-80% populacji. Gdy jednak działanie układu odpornościowego ulega upośledzeniu, bielnik może się rozprzestrzenić poza przewód pokarmowy i wywołać chorobę. By kontrolować C. albicans w przewodzie pokarmowym i zapobiec jego przedostaniu do krwiobiegu, można podawać leki przeciwgrzybicze, lecz ich nadmierne stosowanie prowadzi do wykształcenia oporności drożdżaka. Próbując rozwiązać ten problem, zespół mikrobiolog Carol Kumamoto i dietetyk Alice H. Lichtenstein z Tufts University badał, jak na zawartość C. albicans w przewodzie pokarmowy myszy, wpływają 3 tłuszcze: oleje kokosowy i sojowy oraz łój wołowy. Kontrolnej grupie gryzoni podawano standardową karmę. Olej kokosowy wybrano, bo wcześniejsze badania laboratoryjne wykazały, że ma właściwości przeciwgrzybicze. W porównaniu do diety bogatej w olej sojowy i łój, dieta obfitująca w olej kokosowy zmniejszała liczebność bielnika białego w jelicie. W porównaniu z łojem, sam olej kokosowy lub połączenie oleju kokosowego z łojem wołowym zmniejszało liczebność C. albicans o ponad 90%. Olej kokosowy ograniczał kolonizację drożdżakiem nawet wtedy, gdy myszy przestawiano z łoju na olej kokosowy lub gdy karmiono je w tym samym czasie olejem kokosowym i łojem. To oznacza, że uzupełnienie dotychczasowej diety pacjenta tym tłuszczem może pomóc kontrolować wzrost bielnika białego w jelicie i ewentualnie zmniejszyć ryzyko zakażeń wywoływanych przez C. albicans - wyjaśnia dr Kumamoto. Lichtenstein sugeruje, by terapię olejem kokosowym traktować raczej jako interwencję, a nie długoterminowy sposób zapobiegania zakażeniom grzybiczym. « powrót do artykułu
  8. Stany Zjednoczone, tradycyjnie jeden z największych trucicieli naszej planety, przeżywają nabierającą tempa rewolucję na rynku czystej energii. Jeśli inne potęgi gospodarcze pójdą w ślady USA, może mieć to znaczący wpływ na redukcję zanieczyszczeń. David Friedman, zastępca sekretarza w Office of Energy Efficency and Renewable Energy w Departamencie Energii mówi, że w ciągu ostatnich lat cena oświetlenia LED spadła o ponad 90%. Nic więc dziwnego, że LED-y są coraz częściej kupowane. Jeszcze w 2009 roku Amerykanie zastosowali 400 000 żarówek LED. W roku 2014 ich liczba wzrosła już do 78 milionów. Z tego powodu w wielu budynkach zużycie energii elektrycznej potrzebnej do oświetlenie zmniejszyło się o 85%. Friedman przewiduje, że w ciągu 5-10 lat w całych Stanach Zjednoczonych ilość energii używanej do oświetlenia zmniejszy się o 50%. Nowe źródła światła to jednak nie wszystko. Spadają ceny na wszystkie technologie związane z odnawialnymi źródłami energii, a budżet federalny wspiera - poprzez pożyczki i gwarancje kredytowe - zarówno budowę farm słonecznych, jak i finansuje badania nad nowymi technologiami. Na terenie całego kraju powstają wiatraki, które generują już 4% całej energii zużywanej w kraju. To oznacza nie tylko mniej zanieczyszczeń powietrza, wody i gleby, ale również mniejsze zużycie wody potrzebnej do chłodzenia elektrowni. Coraz popularniejsze są też samochody elektryczne. Kosz jazdy takim samochodem jest ponaddwukrotnie niższy niż tradycyjnym samochodem. Od lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to większość amerykańskich domów ogrzewana była drewnem, USA nie używały tak dużo energii odnawialnej. Obecnie stanowi ona aż 10% całego krajowego zużycia. Od roku 2008 aż 31% nowo zainstalowanych mocy pochodziło z turbin wiatrowych. Liczba paneli słonecznych używanych na dużych farmach energetycznych zwiększyła się o 68% i obecnie dostarczają one 9,7 GW. Ponad 99% tego wzrostu miało miejsce od 2008 roku. Równie ważne są małe indywidualne instalacje. Panele w amerykańskich gospodarstwach domowych generują już 8 GW, a w samym 2014 roku Amerykanie kupili niemal 300 000 samochodów elektrycznych. Do rosnącej popularności alternatywnych źródeł przyczyniają się spadki cen. Od roku 2008 średnia cena LED-ów spadła o ponad 90%, ceny akumulatorów spadły o 70%, koszt zakupu i instalacji paneli słonecznych na dużej farmie zmniejszył się o 60%, koszt zakupu i instalacji paneli dla klientów indywidualnych spadł o 50%, a koszty produkcji energii z wiatru jest obecnie o 40% niższy niż przed 7 laty. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Specjaliści mówią, że korzyści jakie odnoszą ludzie i środowisko naturalne z odnawialnych źródeł energii mogą zostać nieco zmniejszone np. poprzez fakt, że im mniejsze koszty podróżowania, tym ludzie podróżują więcej. Ponadto zastępowanie tradycyjnych żarówek LED-ami oznacza, iż budynki są chłodniejsze, zatem więcej energii zużywa się na ich ogrzewanie. Z drugiej jednak strony rosnąca popularność energii odnawialnej oraz postęp technologiczny i związane z tym spadki cen powodują rozpowszechnienie się technologii "inteligentnych budynków", w których czujniki np. włączają i wyłączają oświetlenie przyczyniając się do jeszcze większych oszczędności. « powrót do artykułu
  9. Brytyjko-hiszpańskiemu zespołowi specjalistów udało się całkowicie wyeliminować z Majorki śmiertelnego grzyba Batrachochytrium dendrobatidis (Bd), który dziesiątkuje płazy na całym świecie. To niezwykle ważne osiągnięcie w walce o uratowanie wielu gatunków płazów. Niezwykle groźny Bd infekuje skórę ponad 700 gatunków na całym świecie, prowadząc do zanikania populacji na pięciu kontynentach. Uczeni z Imperial College London, Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego (ZSL) i hiszpańskiego Narodowego Muzeum Historii Naturalnej przez 7 prowadzili wytężone prace na Majorce. W ich ramach używali środków grzybobójczych, którymi oczyszczali kijanki oraz dezynfekowali środowisko, w których żyją płazy. W końcu, po latach wytężonej pracy, mogli ogłosić, że Majorka jest wolna od Batrachochytrium dendrobatidis. To ważny przełom w walce z niezwykle destrukcyjnym patogenem. Po raz pierwszy udało się usunąć grzyba ze środowiska dziko żyjących zwierząt, mówi doktor Trenton Garner z Instytutu Zoologii ZSL. Atakujące płazy grzyby z typu skoczkowców to największe zagrożenie, które można zwalczyć prostymi środkami. Nasze badania to ważny krok w kierunku opracowania metody walki z nimi". Po raz pierwszy w historii udało się wyeliminować te grzyby w dzikiej populacji. Zdobyte doświadczenie możemy przełożyć na kolejne badania, które pozwolą na zwalczenie śmiertelnej choroby. To ogólnoświatowy problem. Cierpią populacje płazów na całym świecie i jest dumny z faktu, że jestem częścią zespołu, który opracował pionierskie rozwiązanie problemu - dodaje doktor Jaime Bosch z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej. « powrót do artykułu
  10. Badania obrazowe otyłych dzieci, z których część miała zaledwie 8 lat, pokazały, że występują u nich nieprawidłowości dot. budowy mięśnia sercowego/objawy choroby serca. Porównując 20 otyłych dzieci z 20 dzieci o prawidłowej wadze, amerykańscy naukowcy zauważyli, że otyłość wiąże się z większą o 27% masą mięśniową lewej komory serca i o 12% grubszym mięśniem sercowym. Czterdzieści procent otyłych dzieci zaliczono do grupy wysokiego ryzyka. Powodem był przerost mięśnia sercowego z upośledzeniem funkcji pompującej. U żadnego z dzieci nie występowały co prawda objawy fizyczne, ale naukowcy przestrzegają przed komplikacjami zdrowotnymi na późniejszych etapach życia i przed przedwczesnym zgonem z powodu chorób serca. Mamy nadzieję, że zjawiska, które obserwujemy [...], są odwracalne. Możliwe jednak, że uszkodzenia są trwałe. To powinno motywować rodziców do pomagania dzieciom w prowadzeniu zdrowego trybu życia - podkreśla dr Linyuan Jing z Geisinger Health System w Danville. Zespół Jing klasyfikował otyłość w oparciu o normy pediatryczne Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC). Stwierdzano ją, gdy BMI wykraczało poza 95. percentyl. W grupie otyłych dzieci siedmioro to nastolatki (u 5 wskaźnik masy ciała przekraczał 35). U części dzieci występowały powikłania otyłości w rodzaju astmy, nadciśnienia czy depresji. Wszystkich uczestników studium poddano rezonansowi magnetycznemu, by naukowcy mogli określić funkcje i wymiary serca. Z badania wykluczono dzieci z cukrzycą i zbyt duże, by zmieścić się w skanerze. Jing podkreśla, że przez nieuwzględnienie najgrubszych dzieci obciążenie chorobami serca w tej grupie może być niedoszacowane. Z drugiej strony warto jednak pamiętać, że nie u wszystkich badanych występowały objawy choroby serca. Mimo rozpowszechnienia nadwagi i otyłości wśród amerykańskich dzieci, naukowców zaskoczył fakt, że dowody na chorobę serca wykryto już u 8-latków. To wskazuje, że nawet młodsze niż 8-letnie otyłe dzieci mogą mieć symptomy chorób serca. « powrót do artykułu
  11. Najnowsze ustalenia dotyczące metabolizmu komórek tłuszczowych - preadipocytów i dojrzałych adipocytów - mogą doprowadzić do wynalezienia nowych metod leczenia cukrzycy i otyłości. To studium pokazuje, jak konkretne tkanki naszego organizmu wykorzystują różne składniki odżywcze. Zrozumiawszy metabolizm komórek tłuszczowych na poziomie molekularnym, kładziemy podwaliny pod dalsze badania nad lepszymi celami dla leków na cukrzycę i otyłość - podkreśla prof. Christian Metallo z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Amerykanie odkryli, że rozwijające się komórki tłuszczowe zmieniają rodzaj związku, który jest metabolizowany, by uzyskać tłuszcz i energię. Preadipocyty "preferują" glukozę, gdy jednak stają się dojrzałymi komórkami tłuszczowymi, metabolizują nie tylko glukozę, ale i aminokwasy rozgałęzione (ang. branched-chain amino acid, BCAA). Komórki tłuszczowe wydają się odgrywać ważną rolę w regulowaniu poziomu BCAA w organizmie. U diabetyków i osób otyłych stężenie BCAA jest zaś zazwyczaj podwyższone. Zrobiliśmy pierwszy krok w kierunku zrozumienia, czemu aminokwasy rozgałęzione gromadzą się we krwi chorych z cukrzycą i otyłością. Kolejnym krokiem będzie ustalenie, czemu i w jaki sposób ten szlak metaboliczny ulega w adipocytach tych 2 grup upośledzeniu - podkreśla doktorantka Courtney Green. Metallo i inni indukowali różnicowanie preadipocytów w adipocyty i hodowali komórki w medium zawierającym składniki odżywcze znakowane węglem-13. W ten sposób można było ustalić, jakie związki są metabolizowane i co powstaje na różnych etapach różnicowania komórek. « powrót do artykułu
  12. Naukowcy z Uniwersytetu w Teheranie pokazali najnowszą wersję swojego humanoida - Surena III. Urządzenie wielkości dorosłego człowieka potrafi chodzić, naśladować ludzkie gesty ramion, wyginać się do tyłu bez utraty równowagi, kopać piłkę, wchodzić i schodzić po schodach oraz chwytać przedmioty. Twórca robota, profesor Aghil Yousefi-Koma mówi, że urządzenie to platforma badawcza służąca pracom nad chodem dwunożnym, interakcją człowiek-robot i innymi wyzwaniami stojącymi przed robotyką. Surena III ma wysokość 190 centymetrow i waży 98 kilogramów. Robot został wyposażony w liczne czujniki, w tym bazujący na Kinekcie trójwymiarowy system wizyjny, a stawy robota są obsługiwane przez 31 serwomotorów. Oprogramowanie kontrolujące urządzenie jest nadzorowane przez człowieka i bazuje na popularnym Robot Operating System (ROS). Surena III ma mniejsze możliwości niż najbardziej zaawansowane humanoidy. Słynny Asimo autorstwa Hondy potrafi m.in. biegać czy skakać na jednej nodze, a firma pracuje obecnie nad humanoidem, który będzie w stanie wspinać się po drabinie. Z kolei roboty, które brały udział w organizowanych przez DARPA zawodach Robotics Challenge potrafiły prowadzić pojazdy, posługiwać się narzędziami czy wspinać na stos cegieł. Surena na razie nie dorównuje najlepszym japońskim, południowokoreańskim czy amerykańskim osiągnięciom, jednak irańscy inżynierowie udoskonalają swoje umiejętności. Pierwsza wersja humanoida, zaprezentowana w 2008 roku, miała 8 stopni swobody. Robot Surena 2, z roku 2010, korzystał już z 22 stopni swobody i poruszał się z prędkością 3 centymetrów na sekundę. Najnowszy humanoid ma 31 stopni swobody i podróżuje z prędkością 20 centymetrów na sekundę. Surena III oznacza duży postęp w porównaniu z wcześniejszymi wersjami. Robot jest w stanie wykrywać ludzkie twarze i śledzić ruchy człowieka, a jego system mowy rozpoznaje predefiniowane zdania wypowiadane w języku perskim. W prace nad robotem było zaangażowanych około 70 studentów, naukowców i inżynierów z Uniwersytetu w Teheranie i pięciu innych instytucji. Do powstania urządzenia przyczyniły się też lokalne firmy rozwijające oprogramowanie dla robotów i systemy rozpoznawania mowy. Irańscy specjaliści chcą teraz skupić się nad poszerzeniem możliwości robota w zakresie interakcji z ludźmi oraz uczynieniem go bardziej autonomicznym. Planują też stworzenie humanoida Surena IV. « powrót do artykułu
  13. Rozwój krótkowzroczności (miopii) u dzieci można spowolnić za pomocą kropli z niewielką ilością atropiny. W ostatnich dekadach znacznie wzrosła liczba osób z krótkowzrocznością. W USA występuje ona u ok. 42% populacji (w latach 70. stwierdzono ją u 25%). Wśród młodych dorosłych z krajów rozwiniętych Azji odsetek krótkowzroczności sięga zaś aż 80-90%. Choć krótkowzroczność można korygować za pomocą okularów, duża wada wzroku wiąże się z podwyższonym ryzykiem powikłań, w tym odwarstwienia siatkówki, zwyrodnienia plamki żółtej, a także przedwczesnej zaćmy i jaskry. Próbując temu zaradzić, naukowcy z Singapuru skupili się na atropinie. W ramach studium, które rozpoczęło się w 2006 r., 400 dzieci w wieku 6-12 lat wylosowano do 3 grup. Przez dwa lata dzieciom raz dziennie zakrapiano oczy preparatem zawierającym 0,5, 0,1 lub 0,01% atropiny. Później na rok zaprzestawano leczenia. U uczestników, u których podczas przerwy krótkowzroczność powiększyła się o -0,5 lub więcej dioptrii, wdrażano leczenie 0,01% kroplami na kolejne 2 lata. Zespół zauważył, że po 5 latach dzieci stosujące krople z niską zawartością atropiny (0,01%) były najmniej krótkowzroczne. W porównaniu do nieleczonej grupy kontrolnej z wcześniejszego studium, rozwój krótkowzroczności został u nich spowolniony o ok. 50%. Niższa dawka alkaloidu powodowała niewielkie rozszerzenie źrenicy (poniżej 1 mm), co minimalizowało pojawiającą się przy wyższych dawkach większą wrażliwość na światło. Pacjenci, którym podawano krople z niższymi stężeniami atropiny, doświadczali także najmniejszych strat w zakresie postrzegania bliży. Mechanizm działania kropli pozostaje w dużej mierze nieznany (wiadomo tylko, że atropina hamuje związany z krótkowzrocznością wzrost osiowy gałki ocznej). Dotąd problemem były też skutki uboczne związane z wyższymi dawkami. Te stosowane np. do leczenia leniwego oka skutkują zwiększoną wrażliwością na światło i rozmazanym obrazem blisko położonych obiektów, przez co dzieci muszą nosić okulary dwuogniskowe i okulary przeciwsłoneczne. Zmagają się też niekiedy z zapaleniem spojówek i skóry. Skoro jednak wiadomo, że niższe dawki są równie skuteczne i nie wywołują tylu niepożądanych zjawisk, atropinowa metoda leczenia krótkowzroczności może się rozpowszechnić. Naukowcy podkreślają, że choć wyniki są obiecujące, trzeba jeszcze ustalić, które dzieci są dobrymi kandydatami do terapii (w opisywanym studium ok. 9% dzieci z grupy z niską dawką atropiny przez 2 pierwsze lata nie zareagowało na krople), kiedy można bezpiecznie rozpocząć leczenie i jak długo krople powinno się stosować. W udzieleniu odpowiedzi na te pytania mogą pomóc dodatkowe badania prowadzone w Europie i Japonii. « powrót do artykułu
  14. Zdaniem Laitha Alkhouriego, dyrektora ds. badań w Flashpoint Global Partners, dżihadyści coraz chętniej sięgają po aplikację Telegram. Została ona stworzona przez nowo powstałą firmę z Berlina, korzysta z dwóch warstw szyfrowania i - jak twierdzą jej twórcy - jest szybsza i bardziej bezpieczna od należącej do Facebooka WhatsApp. Użytkownicy mogą dzięki niej bezpiecznie wysyłać informacje i pliki, mogą tworzyć też chatroomy skupiające do 200 osób czy też włączyć opcję "specjalnych tajnych chatów", dzięki której przesyłane wiadomości i pliki ulegają autodestrukcji. Alkhouri mówi, że ISIS szeroko wykorzystuje Telegram do przesyłania informacji do swoich zwolenników, użyło jej też do przyznania się do zamachu na rosyjski samolot pasażerski. Organizacja reklamuje też tę aplikację na swoich kontach na Twitterze. Niektóre grupy dżihadystów wykorzystują też Telegram do zbierania pieniędzy. Ich zwolennicy mogą, na przykład, wybrać konkretny model broni, która zostanie zakupiona za przekazane przez nich pieniądze. Telegram to dzieło Nikołaja i Pawła Durowów. Paweł Durow to założyciel popularnego rosyjskiego serwisu społecznościowego VKontakte. Wyjechał on z Rosji po tym, jak odmówił przekazania władzom danych użytkowników serwisu. Telegram miał być odpowiedzią Durowa na aplikacje innych firm, które, jego zdaniem, nie zapewniają bezpieczeństwa. Wielkie internetowe firmy jak Facebook i Google naruszyły w ostatnich latach prywatność użytkowników, stwierdzili autorzy Telegrama. « powrót do artykułu
  15. Amerykańscy badacze odkryli, że sklerosteryna (SOST), białko, do którego ekspresji dochodzi głównie w kościach, hamuje przerzuty raka prostaty do kości. Jak podkreśla prof. Gabriela Loots z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL), guzy kości powodują duży ból, prowadzą do złamań i ostatecznie stanowią główną przyczynę zgonu. Dywagowano, że mikrośrodowisko kości stanowi dla nowotworu żyzną "glebę", wydziela bowiem czynniki sprzyjające przeżyciu i rozprzestrzenianiu komórek raka. Z drugiej strony guzy uwalniają czynniki, które zmieniają mikrośrodowisko kości, by dalej ułatwić kolonizację. Specjaliści podkreślają, że opracowanie nowych metod zapobiegania i leczenia przerzutów raka gruczołu krokowego do kości zależy od zrozumienia dynamiki tych dwustronnych związków. Ostatnio zespół doktorantki Loots Aimy Sebastian odkrył, że brak SOST w mikrośrodowisku kości sprzyja ekspresji wielu genów związanych z migracją i/lub inwazją raka prostaty (np. niekodującego transkryptu MALAT-1, który wpływa na aktywność genów, oddziałując na procesy składania mRNA). Sugeruje to, że SOST ma hamujący wpływ na inwazję raka prostaty. W drugim studium, którego głównymi autorami są Bryan Hudson i Nicolas Hum z LLNL, przyglądano się roli SOST w regulowaniu przerzutowania raka prostaty. Odkryto, że wydzielana przez osteocyty sklerosteryna hamuje inwazję raka prostaty w warunkach in vitro. By stwierdzić, czy SOST wpływa na metastazję u zwierząt, linię komórkową raka prostaty zmodyfikowano w taki sposób, by dochodziło do nadekspresji SOST. Różne linie wszczepiano później myszom z niedoborem odporności i zliczano wtórne guzy i osteolityczne zmiany kostne. Okazało się, że w przypadku linii produkujących więcej sklerosteryny wskaźnik przerzutowania był znacząco niższy. Przy pomocy prof. Blaine'a Christiansena z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis udało się też wykazać, że komórki wydzielające więcej SOST powodowały mniej ubytków osteolitycznych. « powrót do artykułu
  16. Na Rice University powstał "okręt podwodny" składający się z 244 atomów. Dzieło chemika Jamesa Toura i jego zespołu to najszybciej poruszające się w płynie molekuły. W przyszłości podobne molekuły mogą zostać wykorzystane np. do dostarczania leków czy innych związków chemicznych do określonych obszarów organizmów. "Okręt podwodny" ma zaledwie 10 nanometrów, a do poruszania się potrzebuje światła ultrafioletowego. Przemieszcza się on z prędkością ponad 2,5 centymetra na sekundę. To rekord prędkości tak niewielkiego "pojazdu" w płynie. Tour, by uświadomić laikom, jakim problemem jest przemieszczanie się obiektu o wielkości 10 nanometrów porównuje to do sytuacji osoby, która idzie przez boisko do koszykówki, a 1000 osób rzuca w nią piłkami. "Okręt" jest napędzany czymś na kształt flagellum, wici umożliwiających bakteriom poruszanie się. Gdy na obiekt pada światło ultrafioletowe podwójne wiązanie atomowe łączące wić z resztą "okrętu" zmienia się w wiązanie pojedyncze, co powoduje poruszenie się wici. Następnie znowu pojawia się podwójne wiązanie. Cały proces się powtarza i obiekt może szybko się poruszać. Na razie naukowcy potrafią zmusić swój "okręt" do ruchu, nie są jednak w stanie spowodować, by zmieniał on kierunek. Zespół Toura ma zamiar pracować nad dodaniem ładunku do swojego "okrętu" oraz nad możliwością zmiany kierunku ruchu. « powrót do artykułu
  17. Amerykańska Służba Geologiczna (USGS) ustaliła, że za często śmiertelną grzybiczą chorobę węży (ang. snake fungal disease, SFD) ze wschodu USA odpowiada Ophidiomyces ophiodiicola. SFD dołącza do listy grzybic dziesiątkujących populacje zwierząt, m.in. zespołu białego nosa nietoperzy (ZBN) czy chytrydiomykozy (łac. chytridiomycosis) płazów. W odróżnieniu od patogenów bakteryjnych i wirusowych, spory grzybów mogą przetrwać w środowisku bez gospodarza. To oznacza, że gdy liczebność populacji gospodarza się zmniejsza, grzyb może się utrzymywać w środowisku, co potencjalnie zagraża doprowadzeniem gospodarza do wymarcia - wyjaśnia Jeffrey Lorch. Od 2009 r. zespół Lorcha z Narodowego Centrum Zdrowia Dzikiej Przyrody USGS zdiagnozował SFD u 7 gatunków węży z 9 stanów ze wschodu USA. U niektórych z nich, np. grzechotniczka pospolitego (Sistrurus catenatus) z Illinois, zakażenie wydaje się skutkować 100% wskaźnikiem umieralności. Dla innych infekcja nie jest jednak aż tak groźna. Choć zmiany skórne zarażonych węży często zawierały O. ophiodiicola, dotąd nikt nie zaprezentował definitywnego dowodu laboratoryjnego, że to właśnie ten grzyb wywołuje SFD. Eksperci ze Służby Geologicznej wyhodowali O. ophiodiicola pobrane od zarażonego dzikiego węża wodnego, a później wykorzystali grzyby do zaszczepienia 5 miejsc na skórze 8 laboratoryjnych węży zbożowych (Pantherophis guttatus). U wszystkich okazów rozwinął się obrzęk i charakterystyczne zmiany skórne, a więc objawy SFD. Nie wystąpiły one u gadów kontrolnych, którym podano sól fizjologiczną. Zmiany pojawiły się w ciągu 4-8 dni. Rozwijały się częściej w miejscach, które najpierw przetarto papierem ściernym. Po ok. 2 tygodniach widać było szorstkie brązowe strupy i węże zaczynały linieć. Przechodząc ciężki obrzęk głowy, dwa węże nie chciały jeść. Zainfekowane osobniki obserwowano w otwartych okolicach terrarium 2-krotnie częściej od gadów zdrowych. Choć dokładnie nie wiadomo, w jaki sposób SFD doprowadza do śmierci dzikich węży, Lorch podejrzewa, że na wiele sposobów naraz. Wymienia m.in. padanie ofiarą drapieżników, wtórne zakażenia bakteryjne, odwodnienie i wygłodzenie. Amerykanin dodaje, że czynniki środowiskowe, np. zmiana klimatu, mogą upośledzać zdolność dzikich węży do unikania, zwalczania i wychodzenia z zakażeń. Zidentyfikowanie O. ophiodiicola jako przyczyny SFD pozwala naukowcom opracować plany ratunkowe, które są szczególnie ważne w przypadku populacji zagrożonych. « powrót do artykułu
  18. Mężczyźni jedzą znacznie więcej w towarzystwie kobiet niż innych mężczyzn. W restauracji z włoskim bufetem, w której po zapłaceniu można jeść dowolną liczbę dań, zespół z Uniwersytetu Cornella przez 2 tygodnie obserwował ogółem 105 dorosłych. Amerykanie odnotowywali, ile kawałków pizzy i miseczek z sałatką dana osoba zjadła. Zapisywali też płeć osoby lub osób, z którymi ktoś był przy posiłku. Przed wyjściem z lokalu naukowiec prosił o wypełnienie krótkiego kwestionariusza (pytano m.in. o stopień sytości po posiłku, a także o pośpiech/dobre samopoczucie przy jedzeniu). Okazało, że mężczyźni, którzy spożywali posiłek w towarzystwie co najmniej 1 kobiety, jedli o 93% więcej pizzy i 86% więcej sałatki niż mężczyźni jedzący wyłącznie z innymi mężczyznami. Płeć towarzyszy nie wpływała zaś na ilość pokarmu zjadanego przez kobiety. Jedząc w towarzystwie mężczyzn, wiele pań wspominało jednak o uczuciu przejedzenia i wrażeniu pośpiechu w czasie posiłku. Te odkrycia sugerują, że mężczyźni przejadają się, by się pokazać. Tendencję tę widać również w zawodach w jedzeniu, gdzie większość uczestników stanowią właśnie panowie - podsumowuje dr Kevin Kniffin. « powrót do artykułu
  19. Microsoft prawdopodobnie zrezygnował z ogłoszonego w kwietniu projektu Astoria. Zadaniem projektu było stworzenie platformy pozwalającej na łatwe przepisywanie programów z Androida na Windows 10. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że przyczyną rezygnacji był fakt, iż nie wszystko szło tak, jak planowano. Deweloperzy mieli nadzieję, że dzięki Astorii zyskają nowe źródło przychodów. Nic więc dziwnego, że gdy Microsoft przestał mówić o swoim projekcie, zaczęli zadawać pytania. Teraz przedstawiciele Microsoftu zdradzili redaktorom serwisu Recode, że projekt się opóźnia i jest wątpliwe, czy kiedykolwiek zostanie uruchomiony. Pełna nazwa projektu brzmiała Windows Bridge for Android. Dostęp niego miała bardzo ograniczona liczba deweloperów. Mogli oni tworzyć programy, które pod kontrolą Windows działały równie szybko, wydajnie i bezpiecznie co pod kontrolą Androida. « powrót do artykułu
  20. Chińska państwowa firma Tsinghua Unigroup poinformowała, że chce stać się 3. największym na świecie producentem układów scalonych. Dyrektor Zhao Weiguo poinformował, że w ciągu najbliższych pięciu lat firma zainwestuje 300 miliardów juanów (47 miliardów USD) oraz, że prowadzone są rozmowy z amerykańskim producentem układów scalonych. Prawdopodobnie Tsinghua obejmie mniejszościowy pakiet akcji. Chińczycy obawiają się, że próba zakupu pakietu większościowego zostałaby zablokowana przez amerykańskie urzędy. W sierpniu Tsinghua Unigroup zaoferowała 23 miliardy dolarów za firmę Micron. Oferta została odrzucona z powodu obaw o amerykańskie bezpieczeństwo narodowe. Inne inwestycje były jednak bardziej udane. W ciągu ostatnich dwóch lat chińskie przedsiębiorstwo wydało 9,4 miliarda dolarow na akcje Western Digital i Powertech Technology. Tsinghua Unigroup ma zamiar produkować układy NAND, nie ma natomiast planów wchodzenia na rynek DRAM. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Laboratorium Wątroby Toronto Western Hospital (TWH) odkryli, że leczenie przez 12 tyg. skojarzonymi sofosbuwirem i velpataswirem zapewnia trwałe wyeliminowanie kilku genotypów wirusa zapalenia wątroby typu C (HCV) u 99% badanych pacjentów. Kanadyjczycy twierdzą, że podawanie przez 3 miesiące raz na dobę sofosbuwiru i velpataswiru okazało się skuteczne zarówno u poprzednio nieleczonych, jak i poddawanych już terapii pacjentów z 1., 2., 4., 5. i 6. genotypem HCV, w tym u chorych z wyrównaną marskością wątroby (u których mimo zupełnego lub prawie zupełnego zwłóknienia wątroba nadal w jakimś stopniu wypełnia swoje funkcje). Ten schemat leczenia zmienia standardy opieki nad pacjentami z HCV - teraz za pomocą prostej metody możemy wyleczyć niemal każdego - podkreśla dr Jordan Feld. W odróżnieniu od dotychczasowych metod, połączenie sofosbuwiru i velpataswiru wydaje się działać na wszystkie szczepy HCV, co eliminuje potrzebę badania przed wdrożeniem terapii genotypu wirusa. Podwójnie ślepe badania randomizowane z placebo przeprowadzono w 81 miejscach w 8 krajach. Po 12 tygodniach przyjmowania 1 tabletki dziennie u 99% z 624 pacjentów stwierdzono trwałą odpowiedź wirusologiczną (ang. sustained virologic response, SVR), co oznacza, że badani pozostawali wolni od wirusa 3 miesiące od zakończenia terapii. Podobnych rezultatów nie stwierdzono u żadnego ze 116 pacjentów przyjmujących placebo. Faktem jest, że jedna terapia - bardzo łatwa do wdrożenia i świetnie tolerowana - pasuje do wszystkich przypadków. Wyzwaniem jest teraz dotarcie z nią do wszystkich potrzebujących. Niemal połowa HCV-pozytywnych nie ma [bowiem] świadomości zakażenia wirusem [...] -zaznacza Feld. « powrót do artykułu
  22. W bibliotece graficznej libpng odkryto krytyczną dziurę. Pozwala ona napastnikowi na wywołanie błędu przepełnienia bufora za pomocą spreparowanego obrazka PNG. To z kolei może potencjalnie umożliwić np. zainstalowanie szkodliwego oprogramowania i przejęcie kontroli nad maszyna ofiary. Biblioteka libpng jest niezwykle popularna. Wykorzystuje ją wiele platform programowych, jest obecna w przeglądarkach, odtwarzaczach muzyki, sklepach internetowych i wielu innych miejscach. Co prawda opublikowano już odpowiednie poprawki, ale zapewne minie sporo czasu, zanim zostaną one udostępnione przez producentów wszystkich programów wykorzystujących wspomnianą bibliotekę. Poprawione wersje biblioteki są oznaczone numerami 1.6.19, 1.5.24, 1.4.17, 1.2.54 i 1.0.64. « powrót do artykułu
  23. W sytuacjach awaryjnych - uszkodzenia tkanek, nadmiernego krwawienia albo ciąży - organizm uruchamia wtórny system krwiotwórczy w śledzionie. Krwiotwórcze komórki macierzyste [ang. hemapoietic stem cell, HSC] rezydują głównie w szpiku kostnym i w normalnych warunkach większość krwiotworzenia zachodzi właśnie tam. W sytuacji stresu hematopoetycznego powstawanie komórek krwi rozszerza się jednak także na śledzionę. Komórki macierzyste hematopoezy migrują ze szpiku do śledziony, która staje się [dodatkowym] narządem krwiotwórczym [...] - opowiada dr Sean Morrison z UT Southwestern Medical Center. Zwykle w śledzionie jest mało komórek krwiotwórczych, nie wolno jednak zapominać, że cały czas, czekając w stanie gotowości, występują tu komórki tworzące niszę (niszowe), które w sytuacjach awaryjnych przyjmą napływ HSC ze szpiku. Badając mikrośrodowisko wspierające krwiotworzenie w śledzionie, Amerykanie posłużyli się modelem mysim. Przyglądali się wzorcom ekspresji czynnika wzrostu komórek macierzystych SCF (od ang. stem cell factor) oraz chemokiny CXCL12. Okazało się, że znajduje się ono w pobliżu naczyń włosowatych sinusoidalnych i jest tworzone przez komórki śródbłonka oraz okołonaczyniowe komórki zrębu. W sytuacji awaryjnej komórki śródbłonka i okołonaczyniowe zrębu ze śledziony zaczynają się namnażać, by móc sprostać napływowi HSC. Stwierdziliśmy, że proces ten jest istotny fizjologicznie dla odpowiedzi na stres hematopoetyczny. Bez niego badane myszy nie mogły podtrzymać prawidłowej liczebności krwinek w czasie ciąży lub doprowadzić do jej odtworzenia po krwotoku czy chemioterapii. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy z Uniwersytetu w Aberdeen i Uniwersytetu Fryderyka Aleksandra (FAU) twierdzą, że tempo dawnych zmian klimatycznych jest niedoszacowane. W artykule opublikowanym w najnowszym numerze Nature Communications badacze wykazują, że dane geologiczne nie pozwalają na oszacowanie pełnej zmienności zmian klimatycznych z przeszłości, a to z kolei powoduje, że współczesna nauka niedoszacowuje tempa zmian. Gdy w dowodach geologicznych szukamy zapisów zmian temperatury, to możemy je mierzyć z dokładnością od tysięcy do dziesiątków tysięcy lat. To oznacza, że nie mamy pełnego obrazu zmian, a przecież z czasów współczesnych wiemy, że zmiany mogą zachodzić w krótszym czasie, mówi doktor David Kempt z Uniwersytetu w Aberdeen. Z kolei profesor Wolfgang Kiessling dodaje, że tempo zmian klimatycznych z przeszłości prawdopodobnie było równie szybkie, a może i szybsze niż tempo zmian dzisiejszych. Nasza praca wskazuje, jak zapiski geologiczne prowadzą do wystąpienia błędów. Nowsze dane historyczne pokazują, że zmiany klimatyczne mogą nastąpić w krótszych okresach i to właśnie takie krótkookresowe wydarzenia są tymi, które nie znajdują odzwierciedlenia w danych geologicznych. Nasze badania nie wpływają na postrzeganie tempa współczesnych zmian klimatycznych. Pokazują one, że dane geologiczne to niedoskonałe archiwum zmian klimatycznych. To zaś oznacza, że porównywanie tempa dawnych i obecnych zmian jest problematyczne - stwierdza Kilian Eichenseer, członek grupy badawczej. Nie ma wątpliwości, że obecne zmiany klimatyczne są niezwykłe i należy się nimi przejmować, jednak należy zachować ostrożność gdy opisujemy je jako bezprecedensowe w historii Ziemi, dodaje. « powrót do artykułu
  25. Połączenie sztywnych organicznych molekuł w formie klatki oraz rozpuszczalnika stworzyło... porowaty płyn. To przedstawiciel nowej klasy materiałów, łączących zalety płynu i adsorbentu z ciała stałego. Może on znaleźć zastosowanie w takich dziedzinach jak kataliza czy przechwytywanie węgla. Porowate ciała stałe są często wykorzystywane w różnych procesach chemicznych. Mają one stałe pory o regularnych kształtach. W przeciwieństwie do nich "porowaty" płyn nie ma ściśle określonych zagłębień w stałych miejscach. Może to być zaletą, gdyż połączenie płynności z porowatością to bardzo poszukiwane cechy. Porowaty płyn to dzieło naukowców z Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Argentyny. Stworzyli oni specjalne sztywne "klatki" organiczne, które mogą być rozprowadzane w dowolnym płynie, a ich wiązania chemiczne nie ulegają przerwaniu. Twórcy nowego materiału podkreślają, że zasadniczo różni się on od makromolekularnych płynów zawierających koloidalne sfery krzemionkowe. Mamy tutaj do czynienia z molekułami przypominającymi klatkę. Wewnątrz są one puste. Mamy dostęp do ich wnętrza przez niewielkie okienka. Rozprowadziliśmy olbrzymią liczbę takich molekuł w rozpuszczalniku, którego własne molekuły są zbyt duże, by przedostać się do wnętrza klatek - wyjaśnia Stuart James z Queen's University Belfast. "W ten sposób stworzyliśmy płyn z pustymi porami, które się w nim przemieszczają. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...