Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Tavis Ormandy, pracujący dla Google'a ekspert ds. bezpieczeństwa, odkrył poważny błąd w oprogramowaniu antywirusowym firmy ESET. Dziura w tzw. minifiltrze daje napastnikowi zdalny dostęp do systemu ofiary i pozwala na wykonanie w nim złośliwego kodu. Minifiltr jest wykorzystywany w wielu produktach ESETa. Jego zadaniem jest przechwytywanie i analiza danych podczas ich odczytywania i zapisywania na dysk twardy. Jeśli dane to kod wykonywalny, jest on emulowany i sprawdzany. Ormandy informuje, że minifiltr nie działa prawidłowo i możliwe wykonanie złośliwego kodu za jego pomocą. Jako, że takie działanie nie wymaga żadnej interwencji ze strony użytkownika, komputer może zostać niezauważenie przejęty przez cyberprzestępcę. W systemach Windows napastnik może zdobyć uprawnienia administratora uzyskując dostęp do procesu ekrn.exe. W OSX oraz Linukse można przejąć demona ESETS, który ma uprawnienia administracyjne. ESET opublikował już odpowiednią poprawkę. « powrót do artykułu
  2. D-leucyna, aminokwas występujący w wielu pokarmach i u pewnych bakterii, zahamowuje u myszy stan padaczkowy, czyli napad padaczkowy utrzymujący się ponad pół godziny lub serię napadów, między którymi nie dochodzi do odzyskania przytomności. Wszystko wskazuje na to, że D-leucyna działa inaczej od wszystkich obecnych leków przeciwdrgawkowych, co rodzi nadzieję dla pacjentów z lekooporną padaczką. W ostatnim półwieczu metody leczenia epilepsji nie uległy znacznej poprawie, istnieje więc paląca potrzeba wynalezienia lepszych podejść terapeutycznych, zwłaszcza dla milionów osób z lekooporną formą choroby - podkreśla dr Adam Hartman ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Do przełomu może dojść, jeśli wyniki uzyskane na myszach uda się potwierdzić podczas badań na większych zwierzętach i ludziach. W obecnym studium naukowcy wyszli od założenia, że niektóre aminokwasy mogą odgrywać pewną rolę w zapobieganiu napadom, bo dają takie same metabolity jak wysokotłuszczowa dieta ketogenna (stosuje się ją jako alternatywną terapię u pacjentów z napadami niedającymi się kontrolować lekami). W latach 20. i 30. XX w., w "erze przedlekowej", odmiana tej diety była standardową formą leczenia epilepsji. Zeszła jednak na dalszy plan, gdy pojawiły się pierwsze leki przeciwpadaczkowe. Ulepszona wersja diety znowu zaczęła być stosowana, gdy nieżyjący już neurolog z Johnsa Hopkinsa, John Freeman, zaczął ją stosować u dzieci z lekooporną padaczką. Wadą diety jest to, że wymaga skomplikowanych obliczeń, poza tym dość trudno jej przestrzegać i nie zawsze pozwala ona w pełni kontrolować drgawki. Podczas wstępnych eksperymentów Amerykanie najpierw podawali myszom L-leucynę i D-leucynę. Gdy wywoływali drgawki za pomocą elektrowstrząsów, zwierzęta przyjmujące wcześniej aminokwasy wymagały o wiele większego natężenia prądu niż gryzonie z grupy placebo (oznacza to większą oporność na drgawki). Aby sprawdzić, czy L-leucyna i D-leucyna mogą przerwać trwające drgawki, najpierw je u zwierząt wywoływano, a gdy już wystąpiły, aplikowano niskie i wysokie dawki obu aminokwasów. Okazało się, że o ile L-leucyna nie przerywała trwającego napadu, o tyle D-leucyna sprawdzała się w tych warunkach bardzo dobrze. Co ważne, zahamowywała drgawki nawet w niskich dozach. W dalszej kolejności naukowcy porównywali D-leucynę z diazepamem. Oba związki przerywały napad, ale aminokwasowi udawało się to 15 minut wcześniej. Ponadto gryzonie przyjmujące D-leucynę szybciej zaczynały się normalnie zachowywać i nie doświadczały senności występującej po podaniu diazepamu (to skutek uboczny typowy zarówno dla zwierząt, jak i ludzi). W ostatnim etapie studium akademicy badali wpływ D-leucyny na receptory znane z powiązań z komunikacją międzykomórkową i aktywnością padaczkową. Okazało się, że aminokwas nie wchodzi w interakcje ze szlakami sygnalizacyjnymi, o których wiadomo, że wyzwalają bądź zahamowują drgawki. Nasze wyniki pokazują, że D-leucyna wpływa na neurony inaczej niż obecne terapie do kontrolowania drgawek - podsumowuje dr J. Marie Hardwick. « powrót do artykułu
  3. Penny Whiting i jej koledzy z University of Bristol postanowili szczegółowo przyjrzeć się testom klinicznym nad kannabinoidami, by stwierdzić, czego można spodziewać się po legalizacji marihuany do celów medycznych. Uczeni doszli do wniosku, że marihuana nie przynosi tak wielu korzyści, jak chcieliby jej zwolennicy. Brytyjscy naukowcy przyjrzeli się 79 testom prowadzonym w latach 1975-2015, w których w sumie wzięło udział 6462 badanych. Autorzy większości testów informowali o uzyskaniu w grupie używającej kannabinoidów poprawy w leczeniu różnych objawów w porównaniu z grupą kontrolną - mówi Whiting. Jednak we wszystkich przypadkach poprawa była nieznacząca statystycznie. Co więcej, większość badań nad medyczną marihuaną nie spełniała odpowiednio wysokich standardów. Tylko 4 badania uznano za przeprowadzone w sposób, który gwarantował niskie prawdopodobieństwo zaburzeń uzyskanych wyników. W wielu z nich pojawiły się błędy metodologiczne, takie jak zbyt mała próbka kontrolna czy niepełne dane na temat wszystkich skutków terapii. W aż połowie testów w czasie ich trwania doszło do wycofania się znacznej części badanych. Testy, które przeanalizowała grupa Whiting dotyczyły badań nad użyciem marihuany w leczeniu zespołu Tourette'a, łagodzeniu mdłości i wymiotów wywoływanych chemioterapią, stymulacji apetytu u chorych na AIDS, leczeniu chronicznego bólu, spastyczności spowodowanej stwardnieniem rozsianym lub paraplegią, zaburzeń snu, depresji, zespołu lękowego, psychozy i jaskry. W badaniach, w których dotrzymanie standardów uznano za „umiarkowane” uzyskane wyniki mówiły o tym, że marihuana łagodzi chroniczny ból oraz problemy z mięśniami związane z mózgowym porażeniem dziecięcym. Tam, gdzie standardy były „niskie” pojawiły się informacje o pozytywnym wpływie marihuany w zwalczaniu problemów ze snem, w łagodzeniu objawów chemioterapii, zespołu Tourette'a oraz, że chorzy na AIDS przybierali dzięki niej na wadze. Medyczna marihuana jest przyjmowana również przez ludzi cierpiących na depresję, jednak Whiting nie natrafiła na żadne badania, które potwierdzałyby, że pomaga ona w tym schorzeniu. Znaleźliśmy po jednym lub dwóch testach klinicznych na małych grupach cierpiących na zespół lękowy, psychozę czy jaskrę - stwierdza Whiting. Uczona podkreśla, że to nie znaczy, iż marihuana nie pomaga ludziom z depresją. Brak jest na to jednak jednoznacznych dowodów. Whiting zauważa, że medyczna marihuana jest zatwierdzana do użycia, mimo iż nie przechodzi równie rygorystycznych testów, co inne środki medyczne. Myślę, że kannabinoidy powinny podlegać takim samym testom, jak inne leki. Jest bowiem bardzo ważne, by wszystkie metody leczenia były oceniane przez pryzmat tych samych standardów, co pozwala ocenić ich pozytywny jak i negatywny wpływ na pacjenta - mówi uczona. Podobną opinię wyrazili, w komentarzu do jej badań, Deepak Cyril D'Souze oraz Mohini Ranganathan z Wydziału Medycyny Yale University. Jeśli legalizowanie przez poszczególne stany medycznej marihuany jest tylko pretekstem do zezwolenia na jej używanie rekreacyjne, to należy wyłączyć z tego procesu medycynę. Jeśli zaś celem legalizacji jest rzeczywiście wykorzystanie marihuany jako leku, to nie jest jasne, dlaczego proces jej legalizacji różni się od procesu legalizacji innych leków - mówi D'Souza. Inne badania, których wyniki ukazały się w tym samym numerze Journal of the American Medical Association, wykazały, że większość tabletek zawierających kannabinoidy jest źle oznaczonych. Spośród 75 zbadanych produktów jedynie w 17% prawidłowo oznaczono dawkę kannabinoidów, w 60% pastylki zawierały więcej, a w 23% mniej substancji aktywnej niż stwierdzono na etykiecie. « powrót do artykułu
  4. Badania na myszach pokazały, że wyciąg z lakownicy żółtawej (Ganoderma lucidum), grzyba stosowanego w tradycyjnej medycynie chińskiej, pomaga leczyć otyłość, zmieniając mikrobiom jelit. Zespół Johna D. Younga z Chang Gung University stwierdził, że w ciągu 2 miesięcy myszy karmione wysokotłuszczową paszą i wyciągiem z lakownicy przytyły mniej niż zwierzęta z grupy kontrolnej, którym podawano tylko wysokotłuszczową karmę. Biorąc pod uwagę dobre wskaźniki bezpieczeństwa lakownicy i fakt, że jej skład jest podobny do składu wielu jadanych przez nas regularnie grzybów, G. lucidum należy uznać za wygodną strategię odchudzania dla populacji generalnej, którą można stosować łącznie z innymi metodami, takimi jak ograniczenie spożycia kalorii. Naukowcy zauważyli, że cząsteczki wyizolowane z ekstraktu z lakownicy żółtawej zmieniały mikroflorę jelitową myszy na wysokotłuszczowej diecie. Po zjedzeniu wyciągu mikrobiom bardziej przypominał bakterie żyjące w przewodzie szczupłych myszy na zwykłej diecie niż gryzoni jedzących dużo tłuszczu bez wyciągu z grzybów. Duża część chroniącego przed otyłością działania lakownicy wydaje się skutkiem modulującego wpływu na mikrobiom - podkreśla Hsin-Chih Lai. Gdy autorzy raportu z pisma Nature Communications przeprowadzali przeszczep mikroflory kałowej (ang. fecal microbiota transplant, FMT) od myszy, które spożywały wyciąg z G. lucidum, mikrobiom niejedzących wyciągu otyłych gryzoni zmieniał się na zdrowszy. « powrót do artykułu
  5. Symulacje przeprowadzone przez NASA sugerują, że cząstki ciemnej materii zderzające się w warunkach ekstremalnej grawitacji czarnej dziury mogą emitować silne, potencjalnie możliwe do zaobserwowania promieniowanie gamma. Jeśli udałoby się wykryć to promieniowanie, naukowcy zyskaliby nowe narzędzie do badania zarówno czarnych dziur jak i natury ciemnej materii. Nie wiemy, czym jest ciemna materia, ale wiemy, że za pomocą grawitacji wpływa na resztę wszechświata, a to oznacza, że musi się ona gromadzić wokół supermasywnych czarnych dziur. Czarna dziura nie tylko w sposób naturalny gromadzi ciemna materię, jej grawitacja zwiększa energię i liczbę kolizji, co może prowadzić do powstawania promieniowania gamma - mówi Jeremy Schnittman, astrofizyk z Goddard Space Flight Center. Z artykułu opublikowanego w The Astrophysical Journal dowiadujemy się, że Schnittman prowadził badania, w czasie których symulował orbity setek milionów cząstek ciemnej materii w pobliżu czarnej dziury. Z symulacji wynika, że podczas niektórych zderzeń powstaję promieniowanie gamma o energii przekraczającej teoretycznie wyznaczone granice. Schnittman symulował WIMP (słabo oddziałujące masywne cząstki), gdyż to je uznaje się za najbardziej prawdopodobnych kandydatów na cząstki ciemnej materii. Podczas zderzenia dochodzi do anihilacji obu cząstek i pojawia się promieniowanie gamma. Takie kolizje są jednak niezwykle rzadkie. Od paru lat teoretycy uważają jednak, że w pobliżu czarnych dziur WIMP zyskują energię i zderzają się znacznie częściej niż zwykle. Zderzenia mają miejsce poza horyzontem zdarzeń czarnej dziury, w spłaszczonym regionie zwanym ergosferą. Obracająca się czarna dziura powoduje, że wszystko, co jest w ergosferze, także czasoprzestrzeń, podąża niemal z prędkością światła w tym samym kierunku co ona. W ten sposób powstaje naturalne laboratorium, a istnieją w nich warunki, jakich na Ziemi nie jesteśmy w stanie uzyskać. Ergosfera jest tym większa, im szybciej obraca się czarna dziura. A to oznacza, że wysokoenergetyczne zderzenia mają miejsce dalej od horyzontu zdarzeń, istnieje więc większe prawdopodobieństwo, promieniowanie gamma przezwycięży grawitację czarnej dziury i będziemy mogli je wykryć. Autorzy dotychczas prowadzonych prac uznawali, że energia pojawiająca się podczas tego procesu jest o około 30% wyższa niż energia początkowa. A to oznaczało, że możemy nigdy nie zaobserwować tego procesu. Jednak autorzy badań opierali się na uproszczonych założeniach dotyczących miejsca, w którym może dochodzić do kolizji. Tutaj właśnie wkroczył Schnittman, którego model komputerowy wykazuje, że kolizje mogą mieć znacznie wyższe energie i zachodzić w znacznie większej odległości od czarnej dziury. Wynika z nich, że powstające w ich wyniku promieniowanie gamma może mieć nawet 14-krotnie większą energię niż zakładali jego poprzednicy. „Symulacja to pokazuje nam, że istnieje interesujący z punktu widzenia astrofizyka sygnał, który możemy wykryć gdy w niedalekiej przyszłości udoskonalimy teleskopy pracujące z promieniowaniem gamma” - mówi Schnittman. « powrót do artykułu
  6. Rzeczywistość wirtualną można wykorzystać w terapii alkoholizmu. Małe studium z udziałem 12 osób wykazało, że zmniejsza ona chęć sięgnięcia po alkohol. Technologia tę stosuje się już w psychologii i psychiatrii, np. w terapii fobii i zespołu stresu pourazowego, gdzie w bezpiecznej i kontrolowanej przestrzeni chorego wystawia się na działanie sytuacji wyzwalających strach lęk. Pacjent uczy się lepszego radzenia sobie z bodźcami w realnym życiu - wyjaśnia dr Doug Hyun Han ze Szpitala Uniwersyteckiego w Seulu. Mniej wiadomo o tym, czy rzeczywistość wirtualna pomaga walczyć z uzależnieniami, ale niektóre dowody sugerują, że zmniejsza pociąg do tytoniu i alkoholu. By to wyjaśnić, Koreańczycy zebrali 12-osobową grupę alkoholików. Wszyscy przeszli tygodniowe odtrucie, a następnie 10 sesji terapii wirtualnej (2 sesje tygodniowo przez 5 tygodni). W sesjach pacjenci stykali się z 1) relaksującym otoczeniem, 2) sytuacją wysokiego ryzyka, gdzie chorzy byli w restauracji, a inni ludzie pili oraz 3) sytuacją awersyjną: widokiem, odgłosami i zapachami ludzi, którzy poczuli się źle wskutek upojenia alkoholowego. Przed rozpoczęciem eksperymentu alkoholicy przeszli tomografię komputerową i pozytonową tomografię emisyjną mózgu. Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej zdrowych osób, alkoholicy mieli wyższy metabolizm w układzie limbicznym, co jak tłumaczą Koreańczycy, wskazuje na podwyższoną wrażliwość na bodźce, np. alkohol. Po zakończeniu programu tempo przemiany materii spadło, co sugeruje zmniejszenie pociągu do alkoholu. Choć wyniki wydają się interesujące, potrzeba badań podłużnych, które wykażą, czy terapia w środowisku wirtualnym daje długofalowe rezultaty i chroni przed nawrotami choroby alkoholowej. « powrót do artykułu
  7. Na rynku hurtowym ma miejsce gwałtowny spadek cen układów DDR4. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest strategia Samsunga, który chce zwiększyć swój udział w rynku. Z kolei spadające ceny zachęciły dostawców OEM, w tym właścicieli centrów bazodanowych i twórców serwerów, do zwiększenia zamówień na DDR4. Kości te zbliżyły się cenowo do DD3. Produkcja DDR4 przynosi mniejsze zyski niż DDR3, dlatego też niektórzy wytwórcy takich kości zastanawiają się nad spowolnieniem procesu przejścia na technologię 20 nanometrów. Wolniejszy proces inwestycyjny pozwoli im bowiem na zmniejszenie wydatków kapitałowych. Na obniżenie cen kości ma zapewne również wpływ zmniejszenie popytu na nie spowodowane opóźniającą się premiera intelowskiego procesora Skylake. Jednocześnie, w związku z nie najlepszą sprzedażą serwerów spada zapotrzebowanie na zapewniające wysoki margines zysku DRAM dla serwerów. « powrót do artykułu
  8. Grupa 13-14-letnich uczniów z Wielkiej Brytanii wynalazła kondomy S.T. EYE, które wykrywają chorobę przenoszoną drogą płciową (ang. sexually transmitted diseases, STD), zmieniając kolor w zależności od rodzaju patogenu. Muaz Nawaz, Daanyaal Ali i Chirag Shah z Akademii Izaaka Newtona chcieli, by wykrywanie chorób przenoszonych drogą płciową było bezpieczniejsze niż kiedykolwiek dotąd i nie wymagało przechodzenia żadnych testów, wymyślili więc inteligentne luminescencyjne prezerwatywy. W kondomie występuje warstwa przeciwciał, które łączą się z antygenami bakterii i wirusów wywołujących choroby weneryczne. W obecności chlamydii robi się ona zielona, wirusa opryszczki żółta, wirusa brodawczaka ludzkiego fioletowa, a krętka bladego niebieska. W konkursie TeenTech Awards chłopcy wygrali pierwszą nagrodę w wysokości tysiąca funtów w kategorii zdrowie. Jesienią Nawaz, Ali i Shah wezmą też udział w przyjęciu w pałacu Buckingham. Jak mówią wynalazcy, na razie projekt znajduje się w fazie koncepcyjnej, ale mają nadzieję, że kiedyś trafi do użytku. Daanyaal Ali tłumaczy, że zamiarem jego zespołu było zwiększenie świadomości chorób przenoszonych drogą płciową w społeczeństwie oraz skłonienie do rozpoczęcia leczenia. Shah dodaje, że skoro zakażenia wirusem opryszczki genitalnej nie da się wyleczyć, niektórzy ludzie mogą nie chcieć o nim wiedzieć. Zespół myśli więc nad zastąpieniem wykrywania HSV detekcją innego powszechnego patogenu, np. HIV lub dwoinki rzeżączki. Zanim prezerwatywy trafią do sklepów i aptek, trzeba będzie odpowiedzieć na kilka pytań, np. czy wykrywają one chorobę użytkownika, partnera/partnerki, a może obu współżyjących osób? I czy można odróżnić, u którego z partnerów występują patogeny? Co również w przypadku współistniejącego zakażenia wieloma STD? « powrót do artykułu
  9. Wbrew oczekiwaniom wielu urządzenia SSD w najbliższej przewidywalne przyszłości nie pokonają HDD ani pod względem ceny, ani pojemności. Postęp technologiczny sprawia, że HDD są coraz doskonalsze i coraz tańsze. Obecnie na przykład 6-terabajowy HDD dla centrów bazodanowych kosztuje 185 dolarów, a do końca roku jego cena – jak przewidują analitycy Gartnera – spadnie do 165 USD, czyli do mniej niż 3 centów za gigabajt. Z kolei 4-terabajtowy HDD dla laptopów jest sprzedawany producentom laptopów w cenie 95 USD, czyli około 2 centów za gigabajt. Gartner uważa, że w ciągu najbliższych pięciu lat ceny HDD spadną do 1 centa za gigabajt. Wciąż pojawiają się nowe technologie pozwalające na zwiększenie gęstości zapisu, a co za tym idzie – spadek ceny za gigabajt. Wśród tych technologii warto wymienić zapis równoległy, wypełnianie dysków helem czy używanie laserów do podgrzewania komórek pamięci. Dzięki tym i innym technologiom do roku 2025 gęstość zapisu może zwiększyć się do 10 terabitów na cal kwadratowy (Tbpsi). Obecnie wynosi ona 0,86 Tbpsi. Producenci dysków twardych już planują, że po roku 2020 rozpoczną sprzedaż urządzeń o pojemności 100 TB. Urządzenia SSD nie będą mogły równać się z HDD. W roku 2019 ceny SSD będą wynosiły 14-17 centów za gigabajt - uważa Joseph Unsworth, odpowiedzialny w Gartnerze za badania nad rynkiem SSD. Oczywiście i w dziedzinie SSD czyniony jest postęp. Dzięki nowym technologiom i zwiększeniu pojemności układów NAND spadają także ceny SSD. Obecnie na rynku konsumenckim wynoszą one około 38 centów za gigabajt. Tymczasem konsument płaci średnio 9 centów za gigabajt HDD. Jednak w przypadku SSD nie tylko cena gra rolę. Urządzenia te pracują ponad dwukrotnie szybciej niż HDD i znacznie lepiej sprawdzają się w zastosowaniach mobilnych, gdyż nie posiadają ruchomych części. Posiadacz komputera, który chciałby go przyspieszyć kupując pojedyncze urządzenie, powinien kupić właśnie SSD. Wymiana HDD na SDD przyczyni się do największego możliwego zwiększenia sprawności maszyny. « powrót do artykułu
  10. Analiza archiwalnych danych z Teleskopu Subaru ujawniła, że w Gromadzie Coma znajdują się 854 nieznane dotychczas „ultra ciemne” galaktyki. Wydaje się, że galaktyki te są nie tylko bardzo rzadko upakowane, ale prawdopodobnie są zamknięte w jakiejś bardzo masywnej strukturze - mówi główny autor badań, Jin Koda. Analizy prowadzili uczeni ze Stony Brook University oraz Japońskiego Narodowego Obserwatorium Astronomicznego. Wiele ze wspomnianych galaktyk ma rozmiary Drogi Mlecznej, jednak znajduje się w nich tysiąckrotnie mniej gwiazd. Zwykle, w tak rozproszonych galaktykach dochodzi do szybkiego zniszczenia gwiazd wskutek oddziaływania sił pływowych. Stąd też wniosek, że wspomniane galaktyki są chronione przez coś bardzo masywnego. Tym czymś może być ciemna materia. Wspomniane galaktyki są tak ciemne, gdyż w jakiś sposób utraciły gaz potrzebny do formowania się gwiazd. Można przypuszczać, że za utratę gazu odpowiedzialne jest gromada, w której galaktyki się znajdują, jednak sam mechanizm utraty gazu trudno jest określić, gdyż w grę wchodzi wiele różnych procesów. Teleskop Subaru został uruchomiony w 1999 roku. Astronomowie z całego świata mają dostęp do jego danych w 18 miesięcy po dokonaniu obserwacji. Często zdarza się, że takie archiwalne dane przynoszą nowe odkrycia. « powrót do artykułu
  11. Austriaccy naukowcy skonstruowali protezę nogi, która zapewnia realistyczne doznania dotykowe. W podeszwie zamontowane są czujniki, stymulujące zakończenia nerwowe w kikucie. Czuję się, jakbym znowu miał stopę - twierdzi Wolfang Rangger, pierwszy użytkownik nowej protezy. Nie ślizgam się już na lodzie. Umiem stwierdzić, czy chodzę po żwirze, betonie, piasku czy trawie. Wyczuwam nawet drobne kamyczki. Na początku chirurdzy przemieścili zakończenia nerwowe bliżej powierzchni skóry Ranggera. Doktorzy Eva-Maria Baur i Thomas Bauer z Uniwersyteckiej Kliniki Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Estetycznej w Innsbrucku przeprowadzili tzw. celowaną reinerwację sensoryczną. Później na podeszwie umieszczono 6 czujników, które mierzą nacisk na piętę, palce oraz ruchy stopy. Sygnały są przekazywane do mikrokontrolera, a dalej do stymulatora wewnątrz protezy. Gdy stymulator wibruje, pobudza zakończenia nerwowe w kikucie. Pięćdziesięcioczteroletni dziś Rangger stracił nogę w 2007 r., po tym jak po udarze skrzep zablokował jedno z naczyń. Mężczyzna przez pół roku testował protezę. Nie tylko może się teraz wspinać czy jeździć na rowerze, ale i uwolnił się od obezwładniającego bólu fantomowego. Stało się tak, bo jak tłumaczy dr Hubert Egger z Uniwersytetu Nauk Stosowanych Górnej Austrii, urządzenie doprowadza do mózgu realne dane, nie musi więc on szukać informacji z brakującej kończyny. Specjaliści podkreślają, że nowa proteza zapewnia większą świadomość przeszkód, co zmniejsza ryzyko upadku. Odtworzenie dopływu informacji do mózgu przyczynia się do bardziej naturalnej integracji urządzenia ze schematem ciała. Skutkiem reinerwacji, która ma być w przyszłości stosowana u innych pacjentów, jest też wyeliminowanie bólu związanego z powstającymi w bliźnie nerwiakami. Na początku czerwca wynalazek zaprezentowano na konferencji prasowej w Wiedniu. « powrót do artykułu
  12. Spożywanie dużych ilości piwa zwiększa ekspozycję na mykotoksyny, czyli metabolity wytwarzane przez grzyby. Naukowcy z Uniwersytetu w Walencji analizowali zawartość mykotoksyn wytwarzanych przez grzyby z rodzaju Fusarium ze 154 marek piwa z rynków europejskich i suszonych owoców. Produkty spełniały normy, lecz osoby wypijające ponad litr piwa dziennie zbliżały się lub nawet przekraczały dopuszczalny poziom tych związków. Średnia ekspozycja na mykotoksyny była niska. Nawet dwie najbardziej rozpowszechnione - deoksyniwalenol (DON), zwany też womitoksyną, który znaleziono w niemal 60% próbek i obecna w 9% przypadków HT-2 toksyna - nie występowały w stężeniach, które można by uważać za wysokie - podkreślają doktorzy Houda Berrada i Yelko Rodríguez. Średnie stężenia DON i HT-2 w piwach zbliżały się do 30 µg/L. To niewiele, zważywszy, że norma UE dla DON w produktach bazujących na zbożach wynosi 200 µg/kg. U ludzi spożywających dużo piwa wkład mykotoksyn z tego źródła nie był pomijalny, bo przyczyniał się do przybliżania, a nawet przekraczania bezpiecznych stężeń. Jako punkt odniesienia wykorzystywano maksymalne tolerowane dzienne spożycie (ang. maximum tolerable daily intake, MTDI) wg Komitetu ds. Żywności. Gdy brano pod uwagę tylko spożycie rzędu 1 l dziennie marek piwa z największym poziomem skażenia, spożycie DON odpowiadałoby 60% MTDI, a bezpieczne poziomy HT-2 toksyny zostałyby przekroczone - opowiada Berrada. Ta sama grupa badawcza przyglądała się występowaniu 16 mykotoksyn w suszonych owocach sprzedawanych w Hiszpanii i Tunezji. Łącznie zbadano 228 próbek. Częstość skażenia w daktylach, rodzynkach, figach, morelach i śliwkach wynosiła, odpowiednio, 83, 80, 64, 59 i 26%. Do najczęściej występujących mykotoksyn należały eniatyny, za nimi uplasowały się aflatoksyny i ochratoksyny. Żadna z hiszpańskich próbek nie przekraczała norm UE. W 13 próbkach z tunezyjskich ulicznych targowisk występował za wysoki poziom aflatoksyn. « powrót do artykułu
  13. Do najnowszej Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych prowadzonej przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN) nie dodano żadnego gatunku, który wyginął. Liczebność wielu gatunków gwałtownie jednak spada. Spośród niemal 80 000 roślin i zwierząt monitorowanych przez IUCN aż 23 000 znajdują się w kategorii „zagrożone wyginięciem”. W ostatniej edycji Księgi znalazło się 14 gatunków, które przesunięto do kategorii „krytycznie zagrożone, prawdopodobnie wymarłe”. Są wśród nich występujące (?) na Haiti drzewo Magnolia emarginata oraz 10 gatunków orchidei z Madagaskaru. Autorzy Czerwonej Księgi odnotowali też zwiększone zagrożenie dla lwów oraz uchatek nowozelandzkich. Stan światowego ekosystemu pogarsza się, a brak nowych wpisów w kategorii „wyginął” wynika głównie z tego, że dowiedzenie tego faktu jest trudne. Przez długi czas trzeba zbierać dowody, by w końcu stwierdzić, że danych gatunek wyginął - mówi Craig Hilton-Taylor, szef grupy tworzącej Czerwoną Księgę. Wiele dowodów oraz liczne badania wskazują jednak na to, że wymieranie gatunków następuje wyjątkowo szybko i stoimy na progu kolejnego wielkiego wymierania, tym razem spowodowanego przez człowieka. Niektórzy naukowcy twierdzą, że już się ono zaczęło. Gerardo Cebellos z Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego Meksyku postanowił zweryfikować te twierdzenia. Wraz z zespołem przebadali skamieniałości oraz zapiski historyczne i porównali tempo wymierania gatunków w przeszłości z tym, co obserwujemy obecnie. Uczeni stwierdzili, że w ciągu ostatniego wieku gatunki wymierają 100-krotnie szybciej niż zwykle. Cebellos podkreśla jednak, że wymieranie można powstrzymać. Powołuje się tutaj na przykłady skrajnie zagrożonego rysia iberyjskiego oraz kotika meksykańskiego. Populacja obu gatunków powoli rośnie, a w przeszłości sytuacja kotika była tak dramatyczna, iż w pewnym momencie gatunek został uznany za wymarły. Wystarczyło jedynie zakazać polowań na te zwierzęta, a populacja w dużym stopniu odrodziła się. « powrót do artykułu
  14. Bardzo obcisłe spodnie-rurki mogą w rzadkich przypadkach doprowadzić do uszkodzenia nerwów i mięśni. W Journal of Neurology, Neurosurgery and Psychiatry opisano przypadek 35-letniej Australijki, która podczas przeprowadzki przez wiele godzin kucała w obcisłych spodniach, by opróżnić kartony. Do wieczora miała zdrętwiałe stopy i trudności z chodzeniem. Zespół ciasnoty przedziałów powięziowych goleni spowodował, że upadła i nie mogła wstać. Przeleżała na ziemi kilka godzin. Badanie w Królewskim Szpitalu Adelajdy wykazało opuchliznę znacznego stopnia (przed zdjęciem spodnie trzeba było pociąć). Choć stopy były ciepłe i wystarczająco ukrwione, mięśnie osłabły, a pacjentka częściowo straciła w nich czucie. Okazało się, że gdy ciśnienie w łydce rosło, doszło do uszkodzenia mięśni i nerwów. Kobiecie podano kroplówkę. Po 4 dniach była w stanie chodzić bez pomocy. Jak tłumaczą naukowcy, mięśnie goleni są otoczone mało rozciągliwą powięzią. Gdy wystąpi obrzęk mięśni, np. podczas ostrego niedokrwienia, naczynia krwionośne ulegają zaciśnięciu i ukrwienie pogarsza się jeszcze bardziej (czasem zostaje całkowicie odcięte). « powrót do artykułu
  15. Diety bogate w cukier i tłuszcze powodują zmiany w mikroflorze jelit, które z kolei wiążą się ze znaczącym spadkiem elastyczności poznawczej. Największy wpływ zaobserwowano w przypadku diety wysokocukrowej, która prowadziła również do zaburzeń pamięci krótko- i długotrwałej. Staje się coraz bardziej jasne, że mikroflora jelit może się komunikować z mózgiem. Bakterie uwalniają związki, które działają jak neuroprzekaźniki, stymulując nerwy czuciowe lub układ odpornościowy i wpływając na szereg funkcji biologicznych. Nie jesteśmy pewni, jakie informacje są wysyłane, ale analizujemy szlaki i wywoływane skutki - wyjaśnia prof. Kathy Magnusson z Uniwersytetu Stanowego Oregonu. Myszy na dietach wysokotłuszczowej, wysokocukrowej i kontrolnej przeszły testy, m.in. labirynt wodny Morrisa, które pozwalały monitorować zmiany funkcjonowania poznawczego i fizycznego. Okazało się, że po zaledwie miesiącu wyniki osiągane w testach przez gryzonie z dwóch pierwszych grup zaczęły się pogarszać. Spadek elastyczności poznawczej był dość silny. Studium przeprowadzono na młodych zwierzętach, które powinny mieć zdrowsze układy biologiczne, zdolne do skuteczniejszego opierania się patologicznym oddziaływaniom mikrobiomu. Efekt może być zatem silniej zaznaczony u starszych zwierząt/ludzi. To badanie sugeruje, że tłuszcz i cukier zmieniają zdrową społeczność bakteryjną i to jeden z powodów, dla których te pokarmy nie są dla nas dobre. To nie pokarm wpływa bezpośrednio na mózg, zmienia się interakcja między pokarmem na mikrobiomem. « powrót do artykułu
  16. Na University of Texas wykorzystano zatwierdzony już lek na nadciśnienie tętnicze do wyleczenia szczurów z uzależnienia od kokainy i alkoholu. Jeśli lek sprawdzi się też w przypadku ludzi będzie to pierwszy środek, który pomaga pokonać nałóg poprzez usunięcie wspomnień związanych z uzależnieniem. Jak wiadomo, głównymi przyczynami dla których ludzie wracają do dawnych nałogów są zachęty środowiskowe, takie jak ludzie, miejsca, dźwięki czy obrazy, które zachęcają niepijących alkoholików czy niebiorących narkomanów do ponownego sięgnięcia po uzależniający ich środek. Profesor Hitoshi Morikawa i jego zespół z University of Texas wyszkolili uzależnione szczury tak, by kojarzyły czarny lub biały pokój ze środkiem, od którego się uzależniły. Gdy zwierzęta miały później do wyboru, do jakiego pomieszczenia wejdą, niemal zawsze wybierały to, które kojarzyło im się z uzależnieniem. Pewnego dnia zwierzętom zaaplikowano wysoką dawkę leku na nadciśnienie, izradipiny. W dniu, w którym lek podano, szczury wybrały pokój zgodny z ich uzależnieniem, jednak następnego dnia i w dniach kolejnych nie wykazywały już takich preferencji. Izradipina usunęła wspomnienia łączące konkretny pokój z uzależnieniem od kokainy lub alkoholu - mówi Morikawa. Środki uzależniające prawdopodobnie zmieniają połączenia w mózgu odpowiedzialne za uczenie się, przez co powstają bardzo silne wspomnienia związane z danym środkiem. Leki na nadciśnienie blokują specyficzne kanały jonowe, które występują też w mózgu. Wydaje się, że przywracają one pierwotny stan połączeń mózgowych w miejscach związanych ze wspomnieniami o uzależnieniu. Profesor Morikawa ma nadzieję, że – jako iż izradipina została już zatwierdzona do użytku przez ludzi – będzie mógł przeprowadzić testy kliniczne znacznie szybciej niż dzieje się to w przypadku środków niezatwierdzonych. Jednym z wyzwań stojących przed naukowcami jest zapobieżenie zbyt dużemu spadkowi ciśnienia krwi po podaniu izradipiny. « powrót do artykułu
  17. Posługując się rentgenografią strukturalną, włoscy naukowcy wykazali, że kanały jonowe dostosowują średnicę do wielkości przechodzących przez nie jonów. Na tym polu rentgenografia strukturalna jest uznawana za ostateczny dowód: jeśli coś się zademonstruje za pomocą tej techniki, to musi być prawda - wyjaśnia prof. Vincent Torre z Międzynarodowej Szkoły Zaawansowanych Badań w Trieście. Roderick MacKinnon, zdobywca Nagrody Nobla z 2003 r. za odkrycia dotyczące potasowych kanałów jonowych, sądzi, że wybiórczy filtr - rdzeń kanału, przez który jony się przemieszczają - to rodzaj sztywnej i niezmiennej rurki [...]. Wielu naukowców kwestionowało ten pogląd i sugerowało, że kanał może być bardziej elastyczny niż przewidywano, nawet jeśli dotąd nie udało się jeszcze tego bezpośrednio zademonstrować - podkreśla Luisa Napolitano. Nasze studium z wykorzystaniem rentgenografii strukturalnej jako pierwsze pokazało, że kanał zmienia swoją średnicę. Technika naprawdę pozwala widzieć nam wszystko z atomową rozdzielczością. Przypomina to robienie białku rtg. Artykuł opublikowany na łamach pisma PNAS składa się z dwóch części: teoretycznej z symulacjami komputerowymi (ich główną autorką jest Ina Bisha z Międzynarodowej Szkoły Zaawansowanych Badań) oraz praktycznej, tym raz wykonanej w Elettra Sincrotrone Trieste pod nadzorem Silvii Onesti. Naukowcy wyjaśniają, że zrobili zdjęcia oczyszczonych i skrystalizowanych odpowiedników kanałów bramkowanych cyklicznymi nukleotydami podczas przechodzenia 6 jonów różnej wielkości: od najmniejszego litu po największy kation dimetyloamoniowy. Okazało się, że średnica filtra zmieniała się liniowo ze zmianą wielkości cząsteczki. « powrót do artykułu
  18. Naukowcy z Wydziału Medycyny Washington University odkryli piętę achillesową nowotworów mózgu. Niewykluczone, że uda się ją wykorzystać do powstrzymania przerzutów. Guzy powstające w mózgu są niezwykle trudne to usunięcia, a gdy się to uda – niejednokrotnie powracają. Za reemisję odpowiadają pewne rodzaje komórek nowotworowych, ale teraz naukowcom udało się opracować sposób na odcięcie tym komórkom dostępu do potrzebnego im białka, co zapobiega pojawieniu się guza. Odkrycie może pomóc nam w zaatakowaniu podstawowych procesów w niektórych najbardziej śmiercionośnych guzach mózgu. W przypadku mózgu skuteczna terapia antynowotworowa będzie prawdopodobnie wymagała zablokowania możliwości przeżycia komórek macierzystych guza - mówi jeden z autorów badań, profesor Albert H. Kim. Uczony skupił się na badaniu glejaków. Po zdiagnozowaniu choroby pacjentom pozostaje średnio 15 miesięcy życia. Zwykle glejaki usuwa się chirurgicznie, jednak procedura ta jest związana z poważnym ryzykiem uszkodzenia mózgu. Kim i jego zespół zbadali komórki nowotworu i stwierdzili, że korzystają one z proteiny SOX2. Aby ją wyprodukować potrzebują dostępu do proteiny CDC20. Jeśli się ją wyeliminuje, komórki nowotworowe nie wytwarzają SOX2 i nie mogą utworzyć guza. Tempo wzrostu niektórych guzów pozbawionych CDC20 spadło aż o 95% w porównaniu z guzami, w których CDC20 występowała w typowej ilości - mówi Kim. Amerykanie odkryli też, że ci pacjenci, którzy mają wysoki poziom CDC20 żyją krócej po zdiagnozowaniu nowotworu. Kim i jego zespół pracują teraz nad opracowaniem metody blokowania CDC20 w guzach nowotworowych. « powrót do artykułu
  19. Podczas niedawnej konferencji EHRA EUROPACE – CARDIOSTIM 2015 wystąpił doktor Carsten Lennerz, który ostrzegał, że osoby ze wszczepionymi urządzeniami wspomagającymi pracę serca powinny ostrożnie używać smartfonów. Doktor Lennerz jest rezydentem kardiologii w Klinice Chorób Serca i Układu Krążenia w Niemieckim Centrum Serca w Monachium. Rozruszniki serca mogą wykryć pole elektromagnetyczne smartfonu, uznać go za sygnał z serca i chwilowo przerwać pracę. To może prowadzić do zaburzenia rytmu serca u pacjenta i spowodować omdlenie. Z kolei u osób z wszczepionym kardiowerterem-defibrylatorem serca taki sygnał może zostać uznany przez urządzenie za częstoskurcz komorowy, a wówczas defibrylator zareaguje bolesnym dla pacjenta impulsem elektrycznym - mówi Lennerz. Zarówno producenci wszczepialnych urządzeń, jak i agendy rządowe, zalecają, by odległość pomiędzy nimi a telefonami komórkowymi wynosiła 15-20 centymetrów. Jednak zalecenie takie pochodzi sprzed 10 lat. W międzyczasie pojawiły się smartfony, doszło do zmiany standardów sieciowych z GSM na UMTS oraz LTE, a do organizmów pacjentów trafiły nowe rodzaje wszczepialnych urządzeń. Doktor Lennerz i jego zespół postanowili więc sprawdzić, czy zalecenia sprzed dekady powinny pozostać niezmienione. W przeprowadzonych badaniach wzięło udział 308 pacjentów, z których 147 miało wszczepione rozruszniki serca, a 161 korzystało z kardiowerterów-defibrylatorów. Wśród tych ostatnich było 65 osób, które przechodziły terapię resynchronizującą. Badanych poddano działaniu pola elektromagnetycznego z trzech różnych smartfonów – Samsung Galaxy 3, Nokia Lumia, HTC One XL – które umieszczono na skórze bezpośrednio nad wszczepionym urządzeniem. Smartfony uruchamiano tak, by przechodziły cały standardowy proces połączenia, dzwonienia, rozmawiania i rozłączania się przy użyciu protokołów GSM, UMTS i LTE. Częstotliwość transmisji wynosiłą 50 Hz, a naukowcy na bieżąco monitorowali zarówno pracę serca badanych jak i pracę wszczepionych urządzeń. Z wcześniejszych badań wiemy, że najbardziej ryzykowne etapy to dzwonienie i łączenie się z siecią, a nie rozmowa, ważne więc było, by obie te fazy przetestować oddzielnie - mówi Lennerz. Niemiecki zespół przeprowadził ponad 3400 testów. Okazało się, że u jednego na 308 pacjentów (0,3%) wszczepione urządzenia nieprawidłowo uznały pole elektromagnetyczne smartfonów Nokii i HTC za sygnał z serca. Podczas wystąpienia błędów smartfony korzystały z protokołów GSM i UMTS. Autorzy badań uznali, że co prawda smartfony rzadko zakłócają urządzenia wspomagające pracę serca, jednak należy utrzymać zalecenie zachowania bezpiecznej odległości pomiędzy nimi. Profesor Christo Kolb, szef Wydziału Elektrofizjologii w Niemieckim Centrum Serca stwierdził, że pacjenci z wszczepionymi urządzeniami kardiologicznymi mogą używać smartfonów, ale nie powinni umieszczać ich bezpośrednio nad urządzeniem czyli nie powinni przechowywać ich w kieszeni na klatce piersiowej. Korzystając ze smartfonu powinni przykładać go do ucha, które znajduje się dalej od wszczepionego urządzenia. « powrót do artykułu
  20. Helen Ditz i Andreas Nieder z Uniwersytetu w Tybindze przeprowadzili badania, w czasie których wykazali, że krukowate rozpoznają liczby. Uczeni wykorzystali podczas eksperymentów czarnowrony, którym wszczepiono czujniki neuronów. Ptaki nauczono następnie grać w grę, a pozytywne wyniki nagradzano. Podczas gry zwierzętom pokazywano różną liczbę (od 1 do 5) ciemnych kół znajdujących się wewnątrz szarego koła. Po około sekundzie ekran gasł na sekundę, a następnie pokazywano drugi obrazek. Na nim ponownie były przedstawione ciemne koła wewnątrz szarego. Jeśli liczba ciemnych kół była taka sama, jak poprzednio, zwierzę powinno uderzyć dziobem w ekran i otrzymywało nagrodę. Zarówno wielkość szarego koła jak i rozkład oraz wielkość ciemnych kół były różne, więc zwierzęta rzeczywiście musiały za każdym razem rozpoznać liczbę ciemnych kół. Drugi obrazek miał tyle samo ciemnych kół co pierwszy w połowie przypadków. Ptaki udzieliły jednak około 75% prawidłowych odpowiedzi, więc nie był to przypadek, tym bardziej, że większość błędów popełniły wówczas, gdy oba obrazki różniły się zaledwie jednym ciemnym kołem. Większa trudność sprawiały im też rysunki z czterema czy pięcioma kołami niż z dwoma lub trzema, co jest zgodne z naszą wiedzą o funkcjonowaniu mózgu. W czasie, gdy ptaki rozwiązywały zadanie, wszczepione czujniki monitorowały aktywność około 500 neuronów. Okazało się, że gdy ptakom pokazywano kropki dochodziło do zmian aktywności około 100 neuronów. Co ciekawe, różne neurony aktywowały się w odpowiedzi na różną liczbe kropek. We wzorcach aktywizacji neuronów widać było analogię do wyborów czynionych przez zwierzęta. Na przykład neurony odpowiedzialne za cztery kropki aktywowały się też, tylko nieco słabiej, przy trzech i pięciu kropkach. Do mniejszych pomyłek w działaniu neuronów dochodziło przy odróżnianiu jeden od dwa niż cztery od pięć. Takie działanie również jest zgodne z naszą wiedza o mózgu. Badania dowiodły, że mózgi czarnowronów przetwarzając liczby działają identycznie jak mózgi naczelnych. Co prawda przetwarzanie liczb ma miejsce w innych obszarach mózgu, ale na poziomie neuronów proces przebiega tak samo. Zdaniem naukowców to dowód, że proces rozpoznawania mniejszych liczb wyewoluował zanim przed 300 milionami lat żył ostatni wspólny przodek ptaków i naczelnych. « powrót do artykułu
  21. Kraby zjadające rozmnóżki mogą utrudniać odtwarzanie lasów namorzynowych. By sprawdzić, ile kraby mogą zjeść, niektóre obszary odnowy bagien na pacyficznym i karaibskim wybrzeżu Panamy ogrodzono siatką nylonową i porównywano z podobnymi regionami, gdzie kraby mogły się swobodnie poruszać. Okazało się, że spożycie zależało od typu namorzynów (tego, czy rozmnóżki Pelliciera rhizophorae umieszczono w lesie zdominowanym przez P. rhizophorae, czy mangrowce czerwone Rhizophora mangle), a także stopnia zasolenia wody (w bardziej słonej skorupiaki jadły więcej). W najgorszym przypadku kraby zjadały aż 90% rzadkiej P. rhizophorae, zwanej też herbatą mangrową. Siewki nie mogły się zakorzenić w mulistym dnie, co skutecznie ograniczało wielkość populacji. Lasy namorzynowe to ważna część przybrzeżnych ekosystemów w tropikach. Chronią przed burzami, a nawet tsunami, zapewniają pożywienie rybom i spełniają funkcję magazynów węgla. Niestety, sporą ich część zniszczono, zastępując np. hodowlami krewetek. Naukowcy podkreślają, że namorzyny znikają w tempie 3-krotnie szybszym od lasów deszczowych. Podejmowano próby ratowania namorzynów, które dość często z nieznanych powodów kończyły się fiaskiem. Część specjalistów obwiniała kraby, ale do studium Emily Dangremond z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley właściwie nie zgromadzono dowodów eksperymentalnych. Niektórzy nie zgadzają się z teorią Dangremond, by wspomagać odtwarzanie lasów namorzynowych, usuwając kraby. Wg nich, skoro przez miliony lat ewoluowały razem, wzajemnie się potrzebują. Skorupiaki utrzymują np. niezbędne składniki odżywcze w systemie namorzynów, natleniają też osady, kopiąc norki. Poza tym pomysł ten nie spodobałby się zapewne okolicznym społecznościom, które żyją z odławiania krabów. W artykule opublikowanym na łamach pisma Hydrobiologia Dangremond wskazuje również inne rozwiązanie problemu. Skoro mangrowiec czerwony wytwarza o rząd wielkości rozmnóżek per capita więcej niż P. rhizophorae, być może uda się mu zaspokoić apetyt krabów. « powrót do artykułu
  22. Najnowsze badania pokazują, że aż 30% serwerów w centrach bazodanowych to maszyny, które tylko pobierają energię, a nie wysyłają żadnych informacji. Odsetek ten nie zmienił się od 2008 roku. Jonathan Koomey z Uniwersytetu Stanforda i Jon Tylor z firmy konsultingowej Athenesis Group przeprowadzili na zlecenie amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) badania nad wykorzystywaniem energii przez centra bazodanowe. Wykorzystali w tym celu dane z 4000 serwerów w centrach bazodanowych, które są klientami firmy TSO Logic, dostarczającej oprogramowanie do oszczędzania energii. Za nieefektywny, wyłącznie zużywający energię serwer uznawano maszynę, która przez co najmniej pół roku nie była wykorzystywana do żadnych operacji. Badania wykazały, że co trzeci serwer w centrach bazodanowych tylko zużywa energię. Wysoki odsetek takich maszyn to wskazówka, w jaki sposób centra bazodanowe są zarządzane. To nie problem techniczny, a menedżerski, mówi Koomey. Najnowsze badania potwierdzają to, co wiadomo od pewnego czasu. W 2008 roku firma McKinsey & Co. Dowiodła, że do 30% serwerów jest „funkcjonalnie martwych”. W roku 2012 firma Uptime w swoich badaniach potwierdziła ten wynik. Dwa lata później ponowne badania Uptime wykazały, że „funkcjonalnie martwych” jest 20% serwerów, jednak firma przyznała, że różnica wynika z innej metodologii, a w rzeczywistości takich „martwych” maszyn jest 20-30 procent. Istnienie tego typu „martwych serwerów” to olbrzymi problem. Zdaniem IDC w ubiegłym roku na całym świecie było zainstalowanych 41,4 miliona serwerów, a do końca bieżącego roku liczba ta ma wzrosnąć do 42,8 miliona sztuk. Maszyny zużywają olbrzymią ilość energii. Z badań Natural Resorces Defence Council (NRDC) wynika, że w 2013 roku w samych tylko Stanach Zjednoczonych centra bazodanowe zużyły 91 TWh energii i szacuje się, że do roku 2020 zapotrzebowanie wzrośnie o 53%. Tymczasem eksperci twierdzą, że samo tylko wyłączenie „martwych serwerów” oraz zwiększenie efektywności pozostałych pozwoliłoby na zaoszczędzenie aż 40% energii w centrach bazodanowych. A to tylko połowa z technicznie możliwych oszczędności. Eksperci z NRDC uważają, że głównym problemem są małe centra bazodanowe, a nie wielkie chmury obliczeniowe. « powrót do artykułu
  23. Zaburzenia seksualne u kobiet mogą być związane z niską zmiennością spoczynkowego rytmu zatokowego. Zmienność rytmu zatokowego (ang. heart rate variability, HRV) może wskazywać, jak dobrze dana osoba reaguje na zmiany fizjologiczne i środowiskowe. Niską zmienność rytmu zatokowego powiązano z depresją, lękiem i uzależnieniem od alkoholu, a także z zaburzeniami erekcji. Ponieważ HVR powiązano z wieloma problemami psychicznymi i kardiologicznymi, ciekawie jest zastosować ten marker kliniczny w badaniach na seksem. To pozwala nam ujrzeć zaburzenia seksualne kobiet w innym świetle - podkreśla Amelia Stanton z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. HRV to wrażliwa i obiektywna miara stanu czynnościowego autonomicznego układu nerwowego. W stabilnych warunkach większy wpływ na tętno powinien mieć parasympatyczny (hamujący) układ nerwowy. By u kobiety pojawiało się pobudzenie genitalne, wystarczy umiarkowana aktywacja układu sympatycznego. Skalę Female Sexual Function Index, która pozwala ocenić 6 domen - pożądanie, podniecenie, nawilżanie, orgazm, satysfakcję i dyspareunię - zastosowano u 72 kobiet w wieku od 18 do 39 lat. Okazało się, że u pań z HVR poniżej przeciętnej występowała nie tylko ogólna dysfunkcja seksualna, ale i problemy z osiągnięciem podniecenia. « powrót do artykułu
  24. Od 350 lat w katedrze w Lund spoczywa ciało zasłużonego dla miasta biskupa Pedera Winstrupa. Zwłoki biskupa są wyjątkowe – to jedne z najlepiej zachowanych XVII-wiecznych ciał. Z jakichś powodów ciało zmumifikowało się w doskonałym stanie. Tak dobrym, że wciąż widoczne są rysy twarzy duchownego, a skanowanie tomografem komputerowym ujawniło, że organy wewnętrzne są wciąż tam, gdzie być powinny. Teraz, gdy naukowcy przeskanowali trumnę ze zwłokami zmarłego w 1679 roku duchownego, odkryli jeszcze jedną tajemnicę. U stóp biskupa, ukryte w jego szatach, znajduje się dziecko, urodzone kilka miesięcy zbyt wcześnie. Wiek płodu określono na 5-6 miesięcy. Trumna ze zwłokami Winstrupa była otwierana niejednokrotnie, a niemal 100 lat temu wykonano zdjęcie, pokazujące, w jak dobrym stanie jest ciało. Nikt wcześniej nie zauważył jednak dziecka. Naukowcy pobrali próbki DNA obu ciał, by sprawdzić, czy zmarli byli spokrewnieni. Jednak Per Karsten, dyrektor muzeum na Uniwersytecie w Lund uważa, że pochówek płodu w trumnie biskupa nie ma nic wspólnego z pokrewieństwem. Zdaniem naukowca wcześniak mógł pochodzić z nieformalnego związku i zostałby pochowany w niepoświęconej ziemi. Ktoś skorzystał z okazji i ukrył go w trumnie biskupa, by dziecko miało chrześcijański pochówek. Peder Winstrup był duchownym, wykładowcą i naukowcem, jednym z założycieli Uniwersytetu w Lund. Zmarł w wieku 74 lat. Współczesne badania sugerują, że przyczyną jego śmierci było zapalenie płuc, które zakończyło jego życie po serii długotrwałych bolesnych schorzeń jak podagra, artretyzm, kamica żółciowa, miażdżyca i gruźlica. Wpływ na fatalny stan zdrowia biskupa mógł mieć jego styl życia. Osoba na jego stanowisku miała dostęp do cukru i tłustych pokarmów. Duchownego pochowano w trumnie wypełnionej ziołami, które miały maskować zapach rozkładającego się ciała. Niewykluczone, że to dzięki nim zwłoki tak świetnie się zachowały. Nie tylko zresztą one. Wspaniale zachowane zostały też szaty, w których Winstrupa złożono do trumny. « powrót do artykułu
  25. W ostatnich dwóch dekadach naukowcy byli świadkami powiększenia się populacji płomykówki z obszaru rolniczego Everglades z kilkudziesięciu do ponad czterystu par. Niestety, z sową, obecnie uznawaną za zagrożoną, konkuruje zafrykanizowana pszczoła miodna, która zajmuje budki lęgowe konstruowane dla ptaków. Zespół Richarda Raida z Uniwersytetu Florydzkiego podkreśla, że zafrykanizowane pszczoły, które tworzą kłęby rojowe nawet 8 razy do roku, przejmują sowie budki lęgowe i wykorzystują je jako ule. Płomykówki są nie tylko wysiedlane, ale i niekiedy zabijane. Przez 20 lat nie mieliśmy żadnych problemów z jakimikolwiek innymi istotami próbującymi wprowadzić się do naszych budek. W 2005 r. pojawiły się jednak zafrykanizowane pszczoły miodne, które rozprzestrzeniają się na terenie Florydy. Pszczoły te stanowią również zagrożenie dla rolników, którzy mogą przypadkowo natrafić na ukryte kolonie. Mając to wszystko na uwadze, Raid, entomolog William Kern i studentka Caroline Efstathion zajęli się projektowaniem budek atrakcyjnych dla pszczół. Domki dla płomykówek są spryskiwane insektycydem, który jest nieszkodliwy dla sów, a na hybrydy pszczelich ras działa odstraszająco. Dodatkowo pszczoły są wabione do pokrywanych syntetycznym feromonem pułapek rojowych (w naturze jest on wykorzystywany przez robotnice do oznaczenia nowego ula). Wydaje się, że rozwiązanie działa, bo kolonizacja przez pszczoły się zmniejszyła. Schwytano niemal 70 rojów. Początkowo płomykówkami zajmowano się w ramach zwykłego uczelnianego przedsięwzięcia. Z biegiem lat pomysł ewoluował do dużego UF Barn Owl Project. Płomykówki to przyjazny środowisku i tani [...] sposób kontrolowania gryzoni - podsumowują Amerykanie. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...