Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naczelne mają lepszy węch, niż się utrzymuje. Zespół z Uniwersytetu w Linköping i 2 niemieckich uczelni wykazał, że czepiaki czarnorękie (Ateles geoffroyi) są ekspertami w wywąchiwaniu optymalnie dojrzałych owoców. Podczas testów prowadzonych w stacji badawczej w meksykańskim lesie deszczowym 5 czepiakom prezentowano mieszaniny ok. 10 związków. Przypominały one owoce dwóch gatunków drzew w różnym stadium dojrzewania. Zadaniem małp było wybranie najlepszych "owoców". Okazało się, że A. geoffroyi udawało się to w ponad 70% przypadków. Odróżniania dojrzałego i zupełnie niedojrzałego owocu małpy nauczyły się w ciągu zaledwie jednego dnia. Kiedy mieszaniny bardziej do siebie upodobniono, zwierzęta nadal szybko wykrywały różnicę - podkreśla prof. Matthias Laska. Zarówno w czasie eksperymentów z mieszaninami, jak i testów z prawdziwymi owocami poprawne skojarzenia nagradzano miąższem owoców. Jak wyglądała koewolucja tropikalnych drzew owocowych i jedzących owoce naczelnych? Przed skosztowaniem owoców i warzyw pierwsze naczelne jadły głównie owady. Część owoców nie chciała być zjadana, pojawiły się więc toksyczne substancje. Inne coraz lepiej pachniały, by w ten sposób sygnalizować zawartość wysokoenergetycznych cukrów itp. Czepiaki, które żywią się owocami wielu roślin, korzystają na zdolności szybkiego uczenia rozróżniania zapachów nieznanych złożonych mieszanin. Dla odmiany powonienie bardziej wyspecjalizowanych gatunków dobrze sprawdza się w ich niszy ekologicznej. « powrót do artykułu
  2. Uistiti białouche (Callithrix jacchus), którym donosowo podano oksytocynę, silniej przyciągają uwagę partnerów. Wcześniejsze badania pokazały, jak oksytocyna, hormon naturalnie występujący u ssaków, działa na osobniki, którym się ją podaje (poprawia się współpraca, komunikacja i poziom altruizmu w stosunku do członków grupy). Mniej jednak wiadomo, jak wzrost jej stężenia wpływa na tych, którzy kontaktują się z osobnikiem potraktowanym oksytocyną. Jako pierwsi wykazaliśmy, że uistiti, którym podano oksytocynę, otrzymują więcej społecznej uwagi od długoterminowego partnera - opowiada Jon Cavanaugh z Uniwersytetu Nebraski. W przypadku samców oznacza to więcej fizycznej bliskości, a u samic więcej iskania przez partnera. Co ciekawe, zacieśnienie więzi następuje bez zabiegania o kontakt lub zwiększenia liczby zachowań seksualnych. Zademonstrowaliśmy, że uistiti niepotraktowane oksytocyną przejawiają większe zainteresowanie interakcjami z długoterminowym partnerem, który dostał oksytocynę niż placebo, co sugeruje wzrost postrzeganej atrakcyjności. Zmiany wywołane oksytocyną muszą być wyjątkowo subtelne, bo nie zaobserwowaliśmy żadnych oczywistych różnic w zabiegach małp z grupy oksytocynowej. W ramach eksperymentu Amerykanie przez kilka dni obserwowali 6 par dorosłych uistiti (wcześniej przez kilka tygodni małpy mieszkały razem i zdążyły stworzyć trwałe więzi). Każda z sesji obserwacyjnych trwała 20 min i zaczynała się pół godziny po podaniu jednemu z osobników oksytocyny, antagonisty oksytocyny lub placebo. Oksytocyna miała postać kropli do nosa, a antagonistę mieszano z pokarmem. Wypowiadając się na temat znaczenia opisanych badań dla ludzi, Cavanaugh wspomina m.in. o osobach z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, które zazwyczaj mają problem z inicjowaniem i podtrzymaniem normatywnych kontaktów społecznych. [...] Leczenie oksytocyną mogłoby im pomóc dwojako: zarówno przez zwiększenie własnej motywacji do kontaktów, jak i przez wzrost atrakcyjności dla partnerów społecznych. Autorzy publikacji z pisma Frontiers in Behavioral Neuroscience podkreślają, że stosunkowo niewiele wiadomo o długoterminowych skutkach chronicznej ekspozycji na donosową oksytocynę, zwłaszcza w okresie dorastania. Jest więc jasne, że badanie na modelu zwierzęcym różnic międzypłciowych, dawek, czasu leczenia i czasowania w trakcie rozwoju ma ogromne znaczenie dla prac nad terapią deficytów społecznych u ludzi. « powrót do artykułu
  3. Najwięksi emitenci gazów cieplarnianych - USA, UE i Chiny - postępują nieuczciwie wobec innych krajów, uważają badacze z MIT-u i norweskiego Centrum Międzynarodowych Badań nad Klimatem i Środowiskiem. Redukcja emisji, do jakiej zobowiązują się giganci, pozostawia niewielkie pole manewru całej reszcie świata. Światowi przywódcy deklarują, że chcą zapobiec sytuacji, w której średnie światowe temperatury wzrosną o ponad 2 stopnie Celsjusza w porównaniu do temperatur sprzed epoki przemysłowej. USA zobowiązały się, że do roku 2025 zmniejszą swoją emisję o 28%, a do roku 2050 - o 83%. Unia Europejska deklaruje zmniejszenie emisji o 40% do roku 2030 i o 80% do roku 2050. Chiny zaś nie mówią o redukcji, jednak obiecują, że po roku 2030 nie będą zwiększały emisji, a jednocześnie zwiększą efektywność swojej energetyki. Zdaniem naukowców, takie deklaracje oznaczają, że cała reszta świata, a zatem głównie kraje najbiedniejsze, będą musiały zmniejszyć swoją emisję do poziomu 7-14 raza mniejszego w przeliczeniu na mieszkańca niż emisja amerykańska, chińska czy europejska. Bez tego średnie światowe temperatury wzrosną bardziej niż o 2 stopnie Celsjusza. Na świecie żyje około 7 miliardów ludzi, z czego około 1 miliarda żyje na dobrym poziomie. Pozostałych 6 miliardów z trudem poprawia swoje warunki życia. Jeśli rozwijaliby się oni dzięki spalaniu węgla, tak jak rozwinęliśmy się my, to na Ziemi zrobi się naprawdę gorąco. A wzrost temperatury to byłby dopiero początek problemów związanych ze zmianami klimatycznymi - mówi profesor Susan Solomon z MIT-u. Z wyliczeń wynika, że jeśli chcemy utrzymać wzrost temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza w porównaniu z epoką preindustrialną, to w sumie możemy wyemitować do atmosfery 3,7 biliona ton dwutlenku węgla. Biorąc pod uwagę to, co już wyemitowaliśmy, możemy wysłać do atmosfery jeszcze około 1 biliona ton. To mniej więcej 30-letnia światowa emisja. Jeśli nawet USA, UE i Chiny dotrzymają swoich obietnic dotyczących redukcji emisji, to cała reszta świata będzie musiała dokonać takich cięć, że emisja na przeciętnego mieszkańca będzie tam wielokrotnie niższa niż w USA, UE i Chinach. To zaś oznacza, że te słabo rozwinięte kraje będą miały jeszcze większe problemy rozwojowe. Oczywiście można się zastanawiać, czy założone 2 stopnie Celsjusza uczynią tak wielką różnicę. Solomon mówi, że tak i przypomina upalne lato 2003 roku, kiedy to wysokie temperatury zabiły ponad 10 000 osób w Europie. Średnie temperatury były wówczas około 2 stopnie wyższe niż temperatury przeciętnego europejskiego lata. Jeśli nadal będziemy emitowali tyle, co obecnie, to do roku 2050 każde lato w Europie będzie prawdopodobnie o 2 stopnie cieplejsze niż średnia - mówi uczona. Zdaniem profesor Solomon należy znacznie szybciej odchodzić od węgla niż obecnie, a społeczność międzynarodowa musi skupić się na badaniach umożliwiających wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii. « powrót do artykułu
  4. Wcześniactwo wydaje się osłabiać połączenia w obrębie szlaków mózgowych związanych z uwagą, komunikacją i przetwarzaniem emocji. Na bardzo wczesnych etapach życia mózg jest szczególnie plastyczny i można go modyfikować za pomocą interwencji. Zazwyczaj nie reaguje się przed pojawieniem objawów, my jednak próbujemy opracować obiektywne miary rozwoju mózgu wcześniaków, które wskazują na prawdopodobieństwo późniejszych problemów, tak by [ewentualnie] wcześnie zapewnić dodatkowe wsparcie i terapię [...] opowiada prof. Cynthia Rogers ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w St. Louis. W USA 1 na 9 dzieci jest wcześniakiem, co wiąże się z podwyższonym ryzykiem problemów poznawczo-motorycznych, ADHD, a także zaburzeń lękowych i ze spektrum autyzmu. W ramach studium Amerykanie zbadali za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) i obrazowania tensora dyfuzji (DTI) mózgi 58 dzieci urodzonych w terminie i 76 wcześniaków, które przyszły na świat co najmniej 10 tygodni za wcześnie. U dzieci urodzonych w terminie badanie przeprowadzano w 2.-3. dniu życia, zaś u wcześniaków w ciągu kilku dni od planowanego terminu porodu. Natrafiliśmy na znaczące różnice w szlakach i obwodach nerwowych [zwłaszcza odpowiadających za uwagę, komunikację i emocje]. Oprócz tego naukowcy znaleźli różnice dot. sieci stanu odprężenia i spoczynku. Do sieci tych należy m.in. sieć spoczynkowa (ang. default mode network, DMN), która jest najbardziej aktywna, gdy ludzie są najmniej aktywni. Największe różnice zaobserwowano właśnie w obrębie DMN i sieci czołowo-ciemieniowej (ang. frontoparietal network). Obie obejmują obwody powiązane z emocjami i wcześniej pisano o nich w kontekście ADHD i zaburzeń ze spektrum autyzmu. By sprawdzić, czy opisane nieprawidłowości wiążą się z późniejszymi problemami rozwojowymi, zespół Rogers kontynuuje badania. Zakończyły się już oceny w wieku 2 i 5 lat, następne zostaną przeprowadzone, gdy dzieci skończą 9 lub 10 lat. « powrót do artykułu
  5. W ciągu zaledwie 3 dni o uznania Apple'a winnym naruszenia patentów sąd rozstrzygnął kwestię odszkodowania. Wisconsin Alumni Research Foundation (WARF) została przyznana kwota 234 milionów dolarów. Niecały tydzień temu sąd uznał, że Apple naruszył prawa patentowe organizacji WARF, która zajmuje się komercjalizacją technologii opracowanych na University of Wisconsin-Madison. Teraz sąd stwierdził, że koncern ma zapłacić odszkodowanie w wysokości 234 milionów dolarów. W wyroku przyznającym rację WARF sąd uznał, że organizacja może domaga się nawet 862 milionów. WARF zwróciło się do sądu o przyznanie 400 milionów dolarów, czyli 2,74 USD za każde sprzedane urządzenie, które narusza jej patent. Apple argumentował, że kwota od każdego urządzenia nie powinna przekraczać 7 centów. Te 7 centów to ekstrapolacja kwoty, jaką - w ramach ugody z WARF - zapłacił Intel w 2008 roku. Do niedawna nie było wiadomo, jakie odszkodowanie otrzymała WARF od Intela. Dopiero teraz, na żądanie sądu, zostało to ujawnione. Prawnicy Apple'a uznali, że reprezentowana przez nich firma powinna zapłacić za każde naruszenie tyle samo co intel. Ława przysięgłych przez 3,5 godziny zastanawiała się nad wysokością należnego odszkodowania. Mimo, że WARF otrzymała mniej, niż żądała, jej przedstawiciele byli zadowoleni z werdyktu. Nie będą mogli starać się o podniesienie kwoty odszkodowania, gdyż sąd uznał, że naruszenie patentów nie było świadome. Amerykańskie uniwersytety coraz częściej pozywają firmy naruszające ich prawa. Sama WARF w ciągu ostatnich 15 lat wniosła 33 oskarżenia przeciwko 31 różnym podmiotom. « powrót do artykułu
  6. Federalny sąd apelacyjny orzekł, że Google nie narusza praw autorskich digitalizując książki i umieszczając je w swojej online'owej bibliotece. Wyrok 2. Okręgowego Sądu Apelacyjnego oznacza przegraną Gildii Autorów, która pozwała Google'a. Już w 2013 roku sąd niższej instancji uznał, że do naruszenia prawa nie dochodzi, gdyż Google udostępnia jedynie niewielkie fragmenty książek. Z argumentacją taką zgodził się teraz sąd apelacyjny, który stwierdził, że udostępnione fragmenty nie są konkurencyjne wobec całych dzieł. Google prezentuje nie więcej niż 16% książki, a to nie powoduje strat finansowych właścicieli praw autorskich. Celem istnienia praw autorskich jest zwiększenie poziomu wiedzy ogółu społeczeństwa. System praw autorskich zapewnia to poprzez nadanie twórcom wyłącznego prawa do kontroli nad kopiami swoich dzieł oraz zapewniając im korzyści materialne płynące z tworzenia kreatywnych, wzbogacających społeczeństwo intelektualnie książek. Zatem, o ile autor to bez wątpienia ważny i zamierzony beneficjent systemu praw autorskich to najważniejszym podstawowym zamierzonym beneficjentem jest społeczeństwo, a system praw autorskich zapewnia mu dostęp do wiedzy poprzez wynagradzanie twórców, stwierdził sąd. Gildia Autorów już od 10 lat sprzeciwia się digitalizowaniu książek przez Google'a. Jej przedstawiciele zapowiedzieli, że odwołają się do Sądu Najwyższego. « powrót do artykułu
  7. Eksperci zauważyli, że możliwe jest włamanie do smartfonów za pomocą... inteligentnych asystentów Siri i Google Now. Dostęp do nich można uzyskać wykorzystując celową interferencję elektromagnetyczną (IEMI) i podłączone do smartfonu słuchawki z mikrofonem. Udany atak pozwala na wydawanie smartfonowi poleceń głosowych. Sposób przeprowadzenia ataku opisali José Lopes Esteves i Chaouki Kasmi z francuskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Komputerowego. W swoim artykule opisują oni, w jaki sposób za pomocą interferencji elektromagnetycznej można użyć słuchawek w roli anteny odbierającej i przekazującej do urządzenia komendy wydawane przez napastnika. Esteves i Kasmi opisują też, do czego można wykorzystać tego typu atak. Można na przykład polecić smartfonowi włączenie mikrofonu i przechwytywanie rozmów z otoczenia czy aktywowanie płatnych usług telefonicznych lub odwiedzenie złośliwych witryn w sieci. Przed tego typu atakiem można obronić się np. odłączając słuchawki od smartfonu czy wyłączając możliwość wydawania komend głosowych wtedy, gdy ich nie potrzebujemy. Lepsze bezpieczeństwo mogą zapewnić też producenci oprogramowania oferując lepsze algorytmy rozpoznawania głosu właściciela smartfonu czy odpowiednio zabezpieczając słuchawki. Przeprowadzenie skutecznego ataku wymaga jednak sporej wiedzy i umiejętności, zatem przeciętny użytkownik smartfonu nie jest narażony na większe niebezpieczeństwo. « powrót do artykułu
  8. Humanoidalne roboty już teraz doświadczają upadków podczas różnych pokazów i zawodów. Najczęściej uderzają całym ciężarem w podłoże. Eksperci z Georgia Tech chcą nauczyć je bezpiecznych upadków korzystając przy tym z technik judo. Podczas upadku energia potencjalna zamieniana jest na energię kinetyczną. Nagromadzona energia musi się w jakiś sposób rozproszyć, co ma miejsce w czasie kontaktu z podłożem. Jeśli upadniemy na jeden niewielki fragment ciała, może doznać on poważnych uszkodzeń. Idealnym scenariuszem upadku jest więc taki, podczas którego kontakt z podłożem ma wiele fragmentów ciała, każdy z nich absorbuje zatem jedynie część energii, jest więc szansa, że nie doznamy obrażeń. Podobnie ma się sprawa z androidami. Te obecne padają głównie na 'twarz', co może skończyć się uszkodzeniem cennego sprzętu. Dlatego też na Georgia University of Technology trwają prace nad algorytmem, który pozwala robotom tak upadać, by minimalizować ewentualne straty. Za jego pomocą robot wykonuje odpowiednią sekwencję ruchów minimalizującą uszkodzenia przy upadku. Algorytm reaguje na wiele różnych rodzajów początkowych zaburzeń ruchu i automatycznie oblicza liczbę punktów kontaktu z podłożem, ich kolejność, pozycję oraz czas, w którym do kontaktu dojdzie, czytamy w opracowaniu uczonych z Georgia Tech. Wstępne wyniki są bardzo obiecujące. Dzięki algorytmowi energia upadku zmniejsza się o 30-90 procent. Na razie jednak algorytm jest daleki od doskonałości. Na opracowanie odpowiedniej sekwencji upadku potrzebuje od 1 do 10 sekund, zatem nie może być jeszcze wykorzystany w praktyce. Ponadto radzi sobie jedynie z upadkami do przodu i do tyłu, nie działa w przypadku np. upadków na boki. Inżynierowie wykazali jednak, że problem upadku androida można rozwiązać i warto nad nim pracować. « powrót do artykułu
  9. Weteran Sean Mace pozywa San Francisco Maritime National Historical Park z powodu wypadku, do którego doszło w październiku zeszłego roku. Czekając na pokazy lotnicze Blue Angels, mężczyzna czytał książkę pod araukarią Bidwilla. Na jego nieszczęście z drzewa spadła ważąca ponad 7 kg szyszka, która strzaskała mu czaszkę. Nieprzytomny Mace trafił do San Francisco General Hospital, gdzie przeszedł 2 operacje w trybie nagłym, które miały zmniejszyć ciśnienie śródczaszkowe (w wyniku wypadku doszło do obrzęku mózgu i krwawienia). Chirurdzy usunęli część czaszki. Mężczyzna ma jednak trwałe uszkodzenie mózgu, amnezję, cierpi też na depresję i zaburzenia lękowe. Nie może podjąć pracy, a nadal musi płacić rachunki za leczenie. Na domiar złego czeka go 3. operacja. Mace pozywa więc rząd USA, Służbę Parków Narodowych, Departament Zasobów Wewnętrznych Stanów Zjednoczonych i Park, domagając się odszkodowania w wysokości 5 mln dolarów. Mój klient doznał nieodwracalnego uszkodzenia mózgu. Żyje w nieustannym strachu, że [znów] zostanie uderzony w głowę - podkreśla adwokat 50-latka Scott Johnson, dodając, że w parku nie było znaków ostrzegających o spadających szyszkach. We wrześniu Johson sporządził w imieniu Mace'a pozew. Odniósł się do niebezpiecznych warunków panujących w San Francisco Maritime National Historical Park oraz rażących zaniedbań. Przede wszystkim władze powinny zadbać o to, by sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Park jest pełen turystów i wycieczek szkolnych. Władze Parku otoczyły zagajnik płotem i dodały znaki z napisem: "Uwaga na spadające szyszki", ale świadkowie opowiadają, że szyszki nadal spadają z gałęzi zwisających nad chodnikiem. « powrót do artykułu
  10. W mediach i nie tylko ciągle słyszy się, że ludzie z cywilizowanych krajów śpią za mało, bo korzystają ze sztucznego oświetlenia czy środków pobudzających i ciągle mają coś do zrobienia. Okazuje się jednak, że członkowie 3 plemion zbieracko-myśliwskich z różnych części świata wcale nie śpią dłużej od nas. Zespół Jerome'a Siegla z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles odkrył, że śpią oni średnio 6,5 godz. na dobę, nie drzemią w ciągu dnia i wstają przed wschodem słońca. Krótki sen w tych populacjach obala twierdzenie, że we współczesnym świecie długość snu uległa znacznemu skróceniu. Ma to wpływ na stosunek do pomysłu, że potrzebujemy tabletek nasennych, bo przez wszędobylskość elektryczności, telewizji, Internetu itp. długość snu odbiega od normalnego poziomu. By oszacować, ile ludzie kiedyś spali, naukowcy przyglądali się przedstawicielom 3 plemion: Hadza z Tanzanii, Buszmenów z Namibii i Tsimané z Boliwii. Badano zwyczaje senne 94 osób, w sumie zebrano dane reprezentujące 1165 dni. Okazało się, że mimo różnic genetycznych, historycznych i środowiskowych, wszystkie 3 grupy cechowała podobna organizacja snu, co sugeruje, że przejawiają one bazowe wzorce ludzkiego snu [...]. Grupowe średnie długości snu wynosiły od 5,7 do 7,1 godz. Czasy te plasują się w obrębie dolnego krańca długości typowych dla społeczeństw industrialnych. Badani śpią zimą godzinę dłużej niż latem. Choć nie mają elektryczności, nie kładą się z zachodem słońca. Średnio idą spać nieco ponad 3 godziny później, ale budzą się przed wschodem. Autorzy publikacji z pisma Current Biology uważają, że na ich wzorce snu i czuwania silniej wpływa temperatura niż światło. Hadza, Buszmeni i Tsimané kładą się spać, gdy temperatura spada i przesypiają największe nocne chłody. Ponieważ nie występuje wśród nich przewlekła bezsenność, Siegel upatruje w odtwarzaniu naturalnego środowiska sposobu na leczenie zaburzeń snu w społeczeństwach rozwiniętych. « powrót do artykułu
  11. Rosyjski ekspert ds. bezpieczeństwa występujący pod pseudonimem Dark Purple, zaprezentował urządzenie, które błyskawicznie niszczy komputer. USB Killer 2.0 może zniszczyć każde urządzenie z portem USB. Wygląda ono jak standardowy klips USB, jednak po podłączeniu do komputera wysyła ładunek o napięciu 220 woltów, który niszczy komputer. Poprzednia wersja urządzenia dysponowała ładunkiem 110 woltów. Na opublikowanym na YouTube filmie widzimy, że po podłączeniu urządzenia do komputera przestaje on działać w ciągu kilku sekund. Uszkodzenia są nieodwracalne. Wydaje się jednak, że dysk twardy przetrwał atak. « powrót do artykułu
  12. Forbes opublikował listę najlepiej zarabiających użytkowników YouTube'a, którzy żyją z publikowania filmów w tym serwisie. Dziennikarze przeprowadzili rozmowy z agentami, menedżerami, prawnikami, samymi zainteresowanymi, ekspertami ds. mediów, wykorzystali dane z Nielsena, IMDB i innych źródeł. W ten sposób poznali kwoty brutto. Aby trafić na listę 10 najlepiej zarabiających użytkowników serwisu Google'a trzeba zanotować roczne przychodzy rzędu 2,5 miliona dolarów. Największe zarobki notuje PewDiePie (Felix Kjellberg), który dzięki swoim komentarzom dotyczącym gier komputerowych wzbogacił się o 12 milionów dolarów. Kanał PewDiePie ma niemal 40 milionów subskrybentów. Na listę trafił też inny miłośnik gier, KSI, który zarobił 4,5 miliona dolarów. Na dobre zarobki mogą liczyć też artyści komediowi. Smosh oraz Fine Brothers zarabiają po 8,5 miliona dolarów. Przychodami rzędu 6 milionów może poszczycić się Lindsey Sirling publikująca klipy muzyczne, na których tańczy podczas gry na skrzypcach. Z kolei Michelle Phan zyskała 3 miliony USD dzięki publikowanym przez siebie poradom dotyczącym kosmetyków, prezentów czy filmów o swoim życiu. Dwójka artystów występujących jako Rhett & Link (Rhett McLaughlin i Charles Lincoln Neal III) zarobiła 4,5 miliona dolarów nagrywając klipy sponsorowane m.in. przez Wendy's, Gillette czy Toyotę. Taką samą kwotę zarobił Roman Atwood kręcący zabawne filmy typu "ukryta kamera". Także i on nagrywa filmy na zlecenie sponsorów. Listę zamyka cukiernik-amator Rosanna Pansino,która zarobiła 2,5 miliona dolarów. Tym, co łączy wszystkich tych ludzi, jest ich wiek. Większość z nich to osoby poniżej 30. roku życia, są więc nieco starsi od swojego przeciętnego odbiorcy. « powrót do artykułu
  13. Dla kobiet z cukrzycą typu 2. ćwiczenia fizyczne są bardziej męczące niż dla zdrowych pań. Wiemy, że regularna aktywność fizyczna zapobiega przedwczesnej niepełnosprawności i śmiertelności z powodu cukrzycy typu 2. i stanowi istotną część kontrolowania choroby. Niestety, z nie do końca znanych powodów wielu pacjentów prowadzi generalnie siedzący tryb życia - opowiada dr Amy Huebschmann z Anschutz Medical Campus Uniwersytetu Kolorado. By się dowiedzieć czemu, Amerykanie zebrali grupę 54 kobiet z nadwagą w wieku 50-75 lat, które wspominały o mniej niż 1 h aktywności fizycznej tygodniowo. Dwadzieścia sześć miało cukrzycę typu 2. Do studium wybrano kobiety, bo cukrzyca gorzej wpływa na ich aktywność i funkcje sercowo-naczyniowe niż u mężczyzn. Podczas eksperymentów panie jeździły na rowerze stacjonarnym z niewielką-umiarkowaną prędkością (chodziło o wykonanie pracy umożliwiającej przejście mili w 25 min). Ćwicząc, ochotniczki miały określać poziom odczuwanej trudności, pobierano im również krew, by zbadać poziom kwasu mlekowego w osoczu. Poziom kwasu mlekowego jest miarą wysiłku fizycznego. Okazało się, że u osób z cukrzycą w czasie lekkiego-umiarkowanego wysiłku poziom kwasu był znacząco wyższy niż u ludzi zdrowych. Choć różnica nie była istotna statystycznie, generalnie pacjentki zdobywały też więcej punktów w skali Rating of Perceived Exertion (RPE). Wyższe RPE wiązało się zaś z wyższym stężeniem kwasu mlekowego, wyższym tętnem i diagnozą nadciśnienia. Bazując na wynikach, Huebschmann sądzi, że codzienne czynności, takie jak wchodzenie po schodach czy noszenie zakupów, są dla ludzi z cukrzycą typu 2. cięższe niż dla zdrowych rówieśników. Choć potrzeba dalszych badań, by zidentyfikować przyczyny tego zjawiska, naukowcy sądzą, że chodzi o zaburzenia metabolizmu. Wspominają m.in. o większych trudnościach z przekształcaniem składników odżywczych w paliwo dla pracujących mięśni. Inną kwestią może reakcja organizmu na ćwiczenia, w tym problemy z przekierowaniem krwi do mięśni wykorzystywanych w czasie ćwiczeń. Problemy z metabolizmem i reakcją ciała na ćwiczenia mogą być ważnymi czynnikami, stojącymi za niskim poziomem sprawności i większym wysiłkiem wkładanym w aktywność fizyczną. [...] Warto, by klinicyści zachęcali pacjentów do aktywności w indywidualnie akceptowalnym tempie. To powinno ułatwić wdrożenie [...]. Jeśli to możliwe, wszyscy dorośli powinni stopniowo zwiększać ilość ruchu do co najmniej 30 min przez większość dni [...]. Dobrze by było realizować ten cel w krótkich interwałach, np. energicznych 10-min przechadzkach. « powrót do artykułu
  14. Podczas badań nad szczepionką przeciwko malarii dla kobiet w ciąży naukowcy z Uniwersytetu w Kopehadze oraz University of British Columbia trafili na ślad białka, które może być efektywnym lekiem przeciwko nowotworom. Uczeni mają nadzieję, że w ciągu najbliższych 4 lat rozpoczną badania kliniczne na ludziach. Uczeni zauważyli, że pewien węglowodan (glikozoaminoglikan) łożyska, z którym za pośrednictwem białka VAR2CSA wiążą się zarażone zarodźcem malarii erytrocyty, jest identyczny jak węglowodan obecny w komórkach nowotworowych. W laboratorium stworzono więc połączenie rekombinowanego białka zarodźca sierpowego i toksyny, które "wyszukuje" komórki nowotworowe i jest przez nie wchłaniane. Uwolniona toksyna zabija komórkę. Proces ten obserwowano zarówno w hodowlach, jak i u myszy cierpiących na nowotwory. Zarodziec malarii wymusza na erytrocytach ekspresję białka VAR2CSA, które łączy się z węglowodanem zwanym siarczanem chondroityny (CS). Związek ten występuje w łożysku oraz wielu komórkach nowotworowych. Z tego właśnie faktu postanowili skorzystać uczeni. Naukowcy od dekad poszukiwali podobieństw pomiędzy łożyskiem a nowotworami. Łożysko w ciągu paru miesięcy rozwija się z kilku komórek do organu ważącego kilogram. Dostarcza płodowi tlen i substancje odżywcze w obcym dla niego otoczeniu. W taki sam sposób rozwijają się guzy nowotworowe - rosną w obcym środowisku - mówi profesor Ali Salanti z Uniwersytetu w Kopenhadze. To Salanti podczas testów nowej szczepionki przeciwko malarii zauważył wspomniany na wstępie węglowodan i natychmiast skontaktował się z profesorem Madsem Daugaardem z Kanady. Dalsze badania prowadzili już wspólnie. Zbadaliśmy funkcję tego węglowodanu. W łożysku odpowiada on za szybki wzrost. Eksperymenty wykazały, że tę samą rolę spełnia w komórkach nowotworowych. Umieściliśmy w jednym miejscu zarodźca malarii i komórki nowotworowe, a zarodziec zareagował tak, jakby komórki te były łożyskiem i się do nich przyczepił - mówi Salanti. Uczeni przetestowali następnie tysiące rodzajów komórek nowotworowych, m.in. nowotworów mózgu czy białaczki. Okazało się, że białko malarii przyczepia się do 90% z nich. Testy na myszach z nowotworami dały obiecujące wyniki. Na przykład w przypadku dającego przerzuty nowotworu kości pięć na sześć myszy przeżyło niemal 8 tygodni. Tak długo nie żyło żadne zwierzę z grupy kontrolnej. Połączenie białka i toksyny zabija komórki nowotworowe - mówi Daugaard. Wydaje się, że białko przyczepia się do komórek nowotworowych, natomiast generalnie pomija zdrowe tkanki. Odsetek przeżywalności u myszy, które otrzymywały związek białka i toksyny, był znacznie wyższy niż u nieleczonych zwierząt. Trzy dawki mogły zatrzymać wzrost guza, a nawet doprowadzić do jego zmniejszenia się - stwierdził doktorant Thomas Mandel Clausen. Uniwersytet w Kopenhadze powołał do życia firmę biotechnologiczną VAR2pharmaceuticals, która zajmie się prowadzeniem badań klinicznych nad potencjalnym lekiem. W najbardziej optymistycznej wersji testy kliniczne rozpoczną się w ciągu 4 lat. Najważniejsze pytanie brzmi: czy zadziała to u człowieka oraz jakie dawki będzie tolerował ludzki organizm, zanim pojawią się poważne skutki uboczne. Jednak jesteśmy optymistami, gdyż wydaje się, że to białko łączy się z węglowodanem obecnym wyłącznie w łożysku i komórkach nowotworowych - mówi Salanti. « powrót do artykułu
  15. Teleskop Kosmiczny Keplera odkrył gwiazdę, wokół której prawdopodobnie krąży duża grupa komet. Niezwykły wzorzec przygasania gwiazdy został zauważony na danych z Keplera przez internautów biorących udział w międzynarodowym projekcie poszukiwania egzoplanet. Dane z obserwacji gwiazdy KIC 8462852 były niezwykłe. Planeta przechodząca na tle gwiazdy powoduje, że jej światło na kilka godzin bądź dni zostaje częściowo przysłonięte. Takie spadki jasności są regularne. Tymczasem w przypadku KIC 8462852 zaobserwowano dwa niewielkie spadki jasności w roku 2009, długotrwały duży spadek w roku 2011 oraz serię wielu spadków w ciągu trzech miesięcy 2013 roku. Czasami jasność gwiazdy zmniejszała się aż o 20%. "Nie wierzyliśmy, że to prawdziwe dane - mówi Tabetha Boyajian z Yale University. Naukowcy sprawdzili urządzenia pod kątem występującego w nich błędu, ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Dopiero wówczas uwierzyli, że mają do czynienia z dobrymi danymi. Musieli więc wyjaśnić, co w sposób tak nieregularny przysłania światło gwiazdy. Dla każdego wyjaśnienia, jakie wymyśliliśmy, szybko znajdowaliśmy kontrargumenty - dodaje Boyajian. Obserwacje przeprowadzone z Ziemi pozwoliły wykluczyć, że mamy do czynienia z gwiazdą zmienną oraz że dochodzi do interferencji ze strony pobliskich gwiazd. Uczeni doszli do wniosku, że gwiazdę przesłania pył. Trzeba było jednak odpowiedzieć na pytanie, skąd się on bierze. Kolizje pomiędzy asteroidami w ewentualnym pasie asteroid czy zderzenia pomiędzy dużymi obiektami nie przysłaniałyby gwiazdy tak często. Uczeni stwierdzili, że zmiany jasności gwiazdy można wyjaśnić obecnością grupy komet, które wokół niej krążą i są rozrywane przez oddziaływanie gwiazdy. Jeśli mają ekscentryczną orbitę i pojawiają się w pobliżu gwiazdy co mniej więcej 700 dni, rozpadanie się komet, pojawianie się pyłu, wyjaśniałoby to tak wielkie nieregularności w ilości światła docierającego do nas z KIC 8462852. Wspomniana gwiazda jest o około 50% większa od Słońca, jeśli zatem przyjęte wyjaśnienie jest prawdziwe, to mamy do czynienia z dużą ilością pyłu. Jest go tyle, że przesłoniłby znaczną część światła Słońca. Na razie nie mamy żadnych dowodów, by wokół KIC 8462852 krążyły planety. Jeśli jednak krążą i przechodzą przez ten pył, muszą doświadczać olbrzymiego deszczu meteorytów. Wygląda on jak kosmiczne fajerwerki, mówi Boyajian. Niestety, w roku 2013 Teleskop Keplera uległ awarii i obecnie nie pracuje tak precyzyjnie jak wcześniej. Nie mamy danych z roku 2015, kiedy to można by się spodziewać kolejnych zmian jasności gwiazdy. Niewykluczone jednak, że wiele zebrane przez Keplera dane kryją wiele innych niespodzianek. « powrót do artykułu
  16. Objawy wścieklizny u mężczyzny z Missouri przypominały zespół serotoninowy, stan wywołany zbyt dużą ilością tego neuroprzekaźnika w mózgu, np. w wyniku interakcji lub po przedawkowaniu pewnych leków. Gdy lekarze zorientowali się, co naprawdę odpowiada za stan 52-latka, na ratunek było już za późno. Ten przypadek pokazuje, że wścieklizna u ludzi jest śmiertelna i że [zawsze] musimy myśleć nieszablonowo - podkreśla dr Bhavana Chinnakotla z Uniwersytetu Missouri, która leczyła zmarłego. Mężczyzna trafił na ostry dyżur, gdy poczuł nagły i silny ból w szyi oraz mrowienie w lewej ręce. Lekarze stwierdzili, że chory cierpi na ból mięśni i stawów i podali mu miorelaksant (środek zwiotczający mięśnie) - cyklobenzaprynę. Jednak następnego dnia 52-latek miał gorączkę, pocił się i trząsł. Wtedy właśnie zdiagnozowano zespół serotoninowy, do którego objawów należą podwyższona temperatura ciała, nadmierne pocenie i drgawki. Objawy pasowały do obrazu syndromu, zwłaszcza że bywa on skutkiem zażycia/podania cyklobenzapryny - opowiada Chinnakotla. Mężczyzna odmawiał spożywania płynów i nie chciał, by założono mu aparat tlenowy. Lekarze nie zorientowali się, że to przejawy wodowstrętu i aerofobii, które czasem występują u ludzi z wścieklizną. Gdy leczenie na zespół serotoninowy nie pomagało, mężczyznę zbadano pod kątem różnych chorób zakaźnych, w tym gorączki zachodniego Nilu, syfilisu czy gorączki Gór Skalistych. Ponieważ wszystkie wyniki wyszły ujemne, lekarze postanowili porozmawiać z rodziną. Okazało się, że pacjent mieszkał w przyczepie blisko lasu i lubił fotografować dziką przyrodę. Wtedy zaczęto podejrzewać wściekliznę. Badania to potwierdziły. Stan chorego stopniowo się pogarszał. Rozwinął się wstrząs i niewydolność nerek. Mężczyzna przestał reagować. Nie występowały nawet odruchy z pnia mózgu. Po 2 tygodniach pobytu w szpitalu rodzina zdecydowała o odłączeniu 52-latka od respiratora. « powrót do artykułu
  17. Badając doniesienia nt. szczątkowych mięśni za ludzkimi uszami, naukowiec z Uniwersytetu Missouri odkrył, że prehistoryczne obwody nerwowe, które kiedyś umożliwiały poruszanie nimi, nadal reagują na dźwięki przyciągające uwagę. Amerykanin uważa, że analizowanie ich funkcji pozwoli zbadać pozytywne emocje u dorosłych oraz deficyty słuchowe u niemowląt. Prof. Steven Hackley wyjaśnia, że znaczące zmiany w ludzkim układzie słuchowym zaczęły zachodzić ponad 30 mln lat temu, wkrótce po wyewoluowaniu wyższych naczelnych [Haplorrhini]. Zmniejszyła się wielkość uszu. Zmieniła się też związana z nimi muskulatura. Hackley przeanalizował ponad 60 publikacji nt. szczątkowych mięśni uszu. Okazało się, że naukowcy zauważyli, że zwracając spojrzenie na lewo lub na prawo, ochotnicy lekko aktywowali mięśnie w tylnej ścianie małżowiny usznej. W ramach późniejszych badań mierzono słabą aktywność elektryczną, wyzwalaną w szczątkowych mięśniach przez wprowadzenie interesujących bądź intensywnych dźwięków. Choć niefunkcjonalna, mięśniówka małżowiny uaktywnia się podczas standardowych testów uwagi (fakt ten mogą wykorzystać naukowcy badający ewolucję mózgu). Gdy ochotnikom prezentowano nowe albo istotne dla zadania dźwięki, odruchy kierowały w ich stronę oczy i próbowały "poruszyć" uszami. Odruchy były jednak za słabe, by naprawdę poruszyć uszami. Podsumowując fakty, autor publikacji z pisma Psychophysiology przypomina, że choć niektórzy ludzie potrafią dowolnie poruszać uszami, kontrola odruchowa została utracona w toku ewolucji. Człekokształtne (Hominoidea) nie poruszają bowiem uszami, by wyrazić emocje ani nie wycofują ich w momencie zaskoczenia. Hackley przekonuje jednak, że obwody neuronalne, które odpowiadają za orientowanie małżowiny, przetrwały przez ponad 25 mln lat. Wskazują na to 3 linie dowodów: 1) kierowaniu spojrzenia silnie w jedną stronę towarzyszy aktywność elektromiograficzna (EMG) w pewnych mięśniach ucha i ledwie widoczne (2-3-mm) podwijanie grzbietowej krawędzi małżowiny, 2) przyciągnięcie uwagi przez nagłe dźwięki dobiegające zza głowy lub z boku wyzwala słabą reakcję EMG w mięśniu za uchem z właściwej strony, 3) odruchowe nasilenie sygnałów EMG w czasie testów wybiórczej uwagi sugeruje nieświadome próby zwrócenia uszu w kierunku dźwięku. Zupełna izolacja niedziałającego systemu motorycznego zapewnia nową perspektywę rozpatrywania teorii analizujących wkład w rozwój czynników wrodzonych i wychowania/doświadczenia. Rzuca bowiem nieco światła na rozwój neurologiczny i jego powiązania z czynnikami genetycznymi. « powrót do artykułu
  18. Grupa naukowców z MIT-u opracowała model najlepszej drogi załogowej wyprawy na Marsa z uwzględnieniem wykorzystania Księżyca. Jeśli pojazd mógłby zostać zatankowany paliwem produkowanym na Srebrnym Globie, to jego masa startowa na Ziemi mogłaby zostać zmniejszona nawet o 68%. Start z naszej planety jest często najkosztowniejszym elementem każdej podróży w przestrzeń kosmiczną. Już wcześniejsze badania sugerowały, że na Księżycu znajdują się zasoby pozwalające na produkcję z nich paliwa. Jeśli przed planowaną wyprawą na Marsa powstałaby na Księżycu infrastruktura umożliwiająca produkcję paliwa i zatankowanie zbiorników, marsjańska misja mogłaby być znacznie tańsza. Analizy przeprowadzone na MIT wykazały, że najbardziej efektywnym sposobem podróży byłoby wysłanie z Ziemi pojazdu, który zabrałby ze sobą tylko tyle paliwa, by wystarczyło ono na wejście na orbitę. Z kolei z powierzchni Księżyca wystrzelono by zatankowane zbiorniki, które trafiłyby na orbitę. Zbiorniki zostałyby przechwycone przez marsjański pojazd, a ten ruszyłby w dalszą podróż. To, co proponujemy jest zupełnym przeciwieństwem obecnie rozważanych pomysłów. Teraz zakłada się wystrzelenie pojazdu prosto w kierunku Marsa. Pojazdu, który zabrałby ze sobą wszystko, co potrzebne w podróży. My proponujemy sprzeczną z intuicją podróż okrężną wokół Księżyca. Jednak, gdy spojrzymy na to z szerszej perspektywy, to bardzo ekonomiczne rozwiązanie, gdyż nie trzeba zabierać wszystkie z Ziemi - mówi profesor Olivier de Weck. Dotychczas podczas badania kosmosu ludzie stosowali dwie strategie. Pierwsza zakłada zabieranie wszystkiego z Ziemi, druga zaś przewiduje misje z uzupełnieniem zapasów, jak ma to miejsce w przypadku Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jednak, jak mówią profesor de Weck oraz doktor Takuto Ishimatsu, na którego rozprawie doktorskiej oparto najnowszy pomysł, takie strategie nie sprawdzą się w przypadku eksploracji dalszych części kosmosu. Konieczne jest opracowani nowych metod, szczególnie w obliczu rosnących kosztów i coraz 'ciaśniejszych' budżetów agencji kosmicznych. Uczeni proponują, by podczas misji na Marsa oraz innych dalekich wypraw korzystać z zasobów, które można pozyskać po drodze. Musimy więc zastanowić się gdzie i jak można będzie produkować tlen, wodę czy paliwo. Z lodu obecnego zarówno na Księżycu jak i na Marsie można pozyskać nie tylko wodę, ale również paliwo. Istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że taki zasoby są dostępne. Jeśli założymy, że można je pozyskać musimy postawić sobie pytanie, czy będziemy to robić. Obecnie niemal nikt się nad tym nie zastanawia - mówi de Weck. Opracowany model zakłada, że paliwo będzie można produkować poza Ziemi oraz że zbiorniki z nim będzie można umieszczać w punktach Lagrange'a. Modelowanie matematyczne pozwala na odnalezienie optymalnej drogi do tych punktów przez pojazd, który będzie korzystał z pozostawionego w nich paliwa. Co prawda taka infrastruktura w kosmosie nie będzie niezbędna podczas pierwszej załogowej wyprawy na Marsa, ale jej istnienie pozwoli ludziom wielokrotnie wracać na Czerwoną Planetę. Naszym celem jest kolonizacja Marsa. Myślę, że równie ważne jest przetarcie drogi i zbudowanie odpowiedniej infrastruktury, która ułatwi podróżowanie pomiędzy planetami - mówi Ishimatsu. « powrót do artykułu
  19. Chodzenie w zróżnicowanym tempie pozwala spalić do 20% więcej kalorii niż chodzenie ze stałą prędkością. Większość dotychczasowych badań dotyczyła chodzenia ze stałą prędkością. Nasze studium stanowi brakujący element [układanki]. Mierzenie metabolicznego kosztu zmiany prędkości jest bardzo istotne, ponieważ ludzie nie żyją na bieżniach i nie przemieszczają się w stałym tempie. Odkryliśmy, że zmiany prędkości mogą znacząco zwiększyć energetyczny koszt chodu - wyjaśnia prof. Manoj Srinivasan z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jak podkreśla naukowiec, choć sam akt zmiany prędkości spala kalorie, koszt ten nie jest generalnie uwzględniany w oszacowaniach. Amerykanie wyliczyli, że energia potrzebna do rozpoczęcia i zatrzymania chodu stanowi do 8% energii zużywanej do normalnego chodzenia w ciągu dnia. Chodzenie z jakąkolwiek prędkością wymaga zużywania energii, ale zmianę prędkości można porównać do wciśnięcia pedału gazu. Zmiana energii kinetycznej człowieka wymaga większej pracy nóg i proces ten spala energię - opowiada dr Nidhi Seethapathi. Naukowcy prosili ochotników o zmianę prędkości chodu na bieżni poruszającej się ze stałą prędkością. Badani na zmianę chodzili prędko, tak by znajdować się z przodu taśmy, i wolno, by trzymać się końca taśmy. Srinivasan dodaje, że podczas eksperymentów innych badaczy zmieniano prędkość samej bieżni, a to oznacza, że urządzenie wykonywało część pracy za chodziarza. Studium potwierdziło, że pokonując krótsze dystanse, ludzie chodzą wolniej, a prędkość wzrasta z odległością do przebycia. Autorzy raportu z pisma Biology Letters podkreślają, że ich spostrzeżenia mają odniesienie do rehabilitacji, gdzie prędkość rozwijaną przez pacjenta traktuje się jak wskaźnik postępów. Dla różnych odcinków uzyska się różne prędkości. Niektórzy mierzą je dla stosunkowo krótkich tras, co jak dowodzą nasze badania, może prowadzić do systematycznego niedoszacowania postępów pacjenta. Doradzając, jak spalić więcej kalorii, Srinivasan podpowiada, by chodzić "dziwnie", inaczej niż zwykle: z plecakiem, z obciążnikami na nogach. [Dobrze jest] iść przez chwilę, a później się zatrzymywać i startować od nowa, a także iść krętą ścieżką, a nie po prostej. « powrót do artykułu
  20. Archeolodzy pracujący od dekady w regionie Tall el-Hammam w Jordanii sądzą, że odkryli pozostałości biblijnej Sodomy. Naukowcy trafili na resztki olbrzymiego miasta, największego w regionie. Znajdowało się ono na wschodnim brzegu Jordanu i było zamieszkałe w latach 3500-1540 przed Chrystusem. Nagle mieszkańcy je opuścili. Z Biblii dowiadujemy się, że Sodoma i Gomora znajdowały się u brzegów Jordanu na północ od obecnego położenia Morza Martwego. Sodoma była jednym z największych miast na wschód od rzeki. Została zniszczona przez Boga. W miejscu wykopalisk znaleziono wielkie miasto - od 5 do 10 razy większe niż inne miasta na tym obszarze - znajdowało się ono na wschód od Jordanu i zostało nagle opuszczone. Skojarzenie z Sodomą nasuwa się samo. Odkrycie wskazuje, że w epoce brązu w dolinie rzeki Jordan istniało zaawansowane, dobrze zorganizowane społeczeństwo, które było w stanie wybudować wielkie miasto i otoczyć je murami o grubości 5,2 i wysokości 10 metrów. Znaleziono też pozostałości bram miejskich, wież strażniczych i co najmniej jednej drogi. Dowody wskazują, że miasto rozkwitło, gdyż znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, podobnie jak Sodoma. Pod koniec środkowego okresu epoki brązu mieszkańcy nagle porzucili swoje miasto. Zanim zaczęliśmy tutaj wykopaliska nauka nie wiedziała o istnieniu w tym miejscu ważnego miasta-państwa - mówi kierujący pracami Steven Collins z Trinity Southwestern University w Nowym Meksyku. W ogóle niewiele wiemy o epoce brązu na południu Doliny Jordanu, dodaje. Po zniknięciu mieszkańców region został opuszczony na 700 lat, a później znowu rozkwitł, na co wskazują pozostałości żelaznej bramy miasta. Nawet jeśli odnalezione ruiny to nie Sodoma, mamy do czynienia z ważnym znaleziskiem, które przyniesie nam nową wiedzę na temat historii badanego obszaru. Już teraz wiemy, że istniało tam wysoko zorganizowane społeczeństwo. Nie wiemy zaś, dlaczego miasto opuszczono. Brakuje też materiału z późnego okresu epoki brązu. Opuszczone około 1500 roku p.n.e. miasto zostało ponownie odbudowane w czasie epoki żelaza, setki lat później. « powrót do artykułu
  21. Od 10 lat międzynarodowy zespół próbuje rozłożyć wycinek mózgu młodego szczura na części i odtworzyć jego cyfrową wersję. Inicjatywą Blue Brain Project kierują naukowcy z Politechniki Federalnej w Lozannie (EPFL). Właśnie zaprezentowano pierwszy szkic rekonstrukcji, składający się z ponad 31 tys. neuronów, 55 warstw komórek i 207 podtypów neuronów. Henry Markram z EPFL i inni zrekonstruowali cyfrowo wycinek kory nowej (neokorteks). Wybrali właśnie ją, bo jest dobrze scharakteryzowana. W wirtualnym fragmencie uwzględniono typowe dla neokorteks neurony, odtworzono też system połączeń, w tym blisko 40 mln synaps. Rekonstrukcja wymagała ogromnej liczby eksperymentów. Toruje ona drogę przewidywaniu lokalizacji i liczby synaps, a nawet liczby przepływów jonów w ich obrębie - wyjaśnia Markram. Gdy rekonstrukcja się zakończyła, akademicy wykorzystali superkomputery do symulowania zachowania neuronów w różnych warunkach. Okazało się np., że modyfikując stężenie kationów wapnia, można było uzyskać większy zakres aktywności na poziomie obwodów, niż dało się przewidzieć tylko na podstawie cech poszczególnych neuronów. W czasie symulacji zaobserwowano wolne synchroniczne fale aktywności neuronów (tak jak w śnie), co sugeruje, że obwody neuronalne mogą się przełączać między różnymi stanami, leżącymi u podłoża ważnych zachowań. Przypomina to procesor komputera, który rekonfiguruje się, by skupić na pewnych zadaniach. Eksperymenty sugerują istnienie spektrum stanów, a to rodzi szereg nowych pytań, np. co się dzieje, gdy utkniemy w złym stanie? Zespół chce ulepszyć model i nadal badać teorię zależności od stanu. Z uzyskanymi dotąd wynikami można się zapoznać na stronie internetowej Blue Brain Project. « powrót do artykułu
  22. Zęby znalezione w jednej z jaskiń na południu Chin wskazują, że Homo sapiens dotarł na tereny obecnego Państwa Środka już 100 000 lat temu. Dotychczas większość naukowców uważała, że w tym czasie nasz gatunek nie oddalił się zbytnio od Afryki. To jedno z najważniejszych odkryć w Azji w ostatniej dekadzie - mówi archeolog Michael Petraglia z University of Oxford, który nie brał udziału w badaniach. W okręgu Daoxian położonym w prowincji Hunan znaleziono w jaskiniach 47 ludzkich zębów. Znajdowały się tam też pozostałości hien, gigantycznych pand i innych zwierząt. Nie znaleziono natomiast żadnych narzędzi, co może wskazywać, iż ludzie nie zamieszkiwali tych jaskiń, a zostali tam zawleczeni przez drapieżniki. Maria Martinón-Torres, paleontropolog z University Collega London, która wraz z Wu Liu i Xie-jie Wu z Instytutu Paleonologii i Paleoantropologii Kręgowców w Pekinie stała na czele grupy badawczej, jest pewna, że mamy do czynienia z zębami Homo sapiens. Problem stanowiło datowanie znaleziska. Po tak długim czasie zęby nie zawierały radioaktywnego węgla. Dlatego też datowanie przeprowadzono na podstawie osadów wapiennych w jaskini oraz wieku szczątków zwierzęcych. Uczeni stwierdzili, że zęby liczą sobie od 80 do 120 tysięcy lat. Odkrycie przeczy teorii, jakoby H. sapiens skolonizował duże obszary globu 50-60 tysięcy lat temu. Już wcześniej znajdowano poza Afryką stare szczątki naszych przodków. Na przykład w jaskiniach na terenie Izraela odkryto pozostałości H. sapiens liczące około 100 000 lat, jednak uznano to za dowód na nieudaną próbę wyjścia człowieka poza Afrykę. Teraz zdobyto dowód, że próba ta wcale nie była nieudana. To solidny jak skała dowód, że wcześni ludzie, bez wątpienia Homo sapiens, znaleźli się w tym czasie we wschodniej Azji - mówi Chris Stringer, palaoantropolog z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, który dotychczas uważał znaleziska z Izraela za dowód na nieudaną migrację. Teraz zmienił zdanie przekonany przez zęby z Daoxian. Określenie związku pomiędzy szczątkami z Daoxian a współczesnymi mieszkańcami Azji nie jest możliwe. Prawdopodobnie jednak tych wczesnych H. sapiens zamieszkujących Azję zastąpiły kolejne fale migracji. Mamy bowiem dowody genetyczne sugerujące, że obecni mieszkańcy Azji Wschodniej to potomkowie H. sapiens, którzy łączyli się z neandertalczykami przed 55-60 tysiącami lat. Do rozwiązania pozostaje też kolejna zagadka. Jak to się stało, że H. sapiens dotarł na wschód Azji o kilkadziesiąt tysięcy lat wcześniej niż do Europy. Najstarsze znalezione w Europie szczątki naszego gatunku liczą sobie 40 000 lat. Martinón-Torres uważa, że na drodze H. sapiens na Stary Kontynent mogli stanąć neandertalczycy oraz nieprzyjazny ludziom z Afryki klimat epoki lodowej. « powrót do artykułu
  23. Rząd Wielkiej Brytanii odmówił udzielenia gwarancji Julianowi Assange, że ten nie zostanie aresztowany, gdy uda się do szpitala na badania. Przed trzema laty założyciel Wikileaks schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie. Chciał w ten sposób uniknąć aresztowania i deportowania do Szwecji, gdzie został oskarżony o gwałt. Teraz, w związku z bólem ramienia chciał udać się na badania do pobliskiego szpitala. Po opuszczeniu ambasady może jednak zostać aresztowany. Ekwadorski minister spraw zagranicznych, Ricardo Patiño powiedział w państwowej telewizji, że Wielka Brytania powinna pozytywnie odpowiedzieć na prośbę Assange'a, by mógł on skorzystać z prawa do azylu, którego mu udzieliliśmy. Patiño poinformował, że Assange od trzech miesięcy cierpi na ciągły ból prawego ramienia, które ma ograniczoną ruchomość. Lekarz skierował mężczyznę na badania rezonansem magnetycznym. Assange zwrócił się do Foreign Office z oficjalną prośbą o zagwarantowanie mu bezpiecznego przejazdu i kilkugodzinnego pobytu w szpitalu. Brytyjczycy odpowiedzieli, że Assange może w każdej chwili opuścić ambasadę, ale nie gwarantują mu bezpiecznego przejazdu. « powrót do artykułu
  24. Gdy ich matka wypije bądź zje coś słodkiego, nienarodzone dzieci kobiet z cukrzycą ciężarnych wolniej reagują na dźwięki. Po raz pierwszy jakieś studium wykazało, że cukrzyca ciążowa matki może wpływać na to, jak szybko jej płód reaguje po posiłku na bodźce. Badanie rzuca nieco światła na to, jak cukrzyca matki może oddziaływać na aktywność mózgu jej dziecka - podkreśla dr Hubert Preissl ze Szpitala Uniwersyteckiego w Tybindze. W małym studium wzięło udział 40 kobiet w ciąży, w tym 12 z cukrzycą ciężarnych. Po nocnym poście panie wypiły roztwór 75 g glukozy. Niemcy mierzyli poziom cukru we krwi na czczo, a także godzinę i 2 h po spożyciu. Po każdym pobraniu krwi naukowcy stosowali bodźce słuchowe. Dźwięk z głośników doprowadzano za pomocą plastikowej tuby w miejsce na brzuchu, gdzie znajdowało się ucho płodu. Reakcję dziecka mierzono za pomocą magnetoencefalografii. Okazało się, że godzinę po wypiciu roztworu glukozy płody ochotniczek z cukrzycą ciężarnych wolniej reagowały na dźwięk od dzieci matek zdrowych; średni czas odpowiedzi wynosił, odpowiednio, 296 i 206 milisekund. Jak widać, działanie mózgu płodu zależy od metabolizmu matki. Mamy teorię, że metabolizm matki programuje metabolizm dziecka w sposób, który może mieć znaczenie dla ryzyka rozwoju otyłości i cukrzycy na późniejszych etapach życia. « powrót do artykułu
  25. W Monarto Zoo w Australii ciężarna szympansica Zombi przygarnęła młode, którego matka zmarła parę dni temu przy porodzie. Zombi nie tylko towarzyszyła umierającej Soonie, ale i zajęła się jej synem Boonem. Opiekunka Laura Hanley podkreśla, że nie słyszała dotąd, by szympansica z innego ogrodu zoologicznego zachowała się w ten sposób i została surogatką tak blisko terminu własnego porodu. Unikatowa sytuacja wzmacnia silnie więzi w stadzie i uwypukla podobieństwo [...] do najbliższych żyjących krewnych, czyli ludzi - dodaje dr Hanley. Co ciekawe, na samym początku Boonem zaopiekował się samiec Gombe. Później do gry wkroczyła Zombi, która zajmuje się samczykiem jak własnym dzieckiem. Ponieważ Zombi urodzi w ciągu nadchodzących tygodni, Australijczycy monitorują przebieg zdarzeń, by sprawdzić, czy mając własne niemowlę, nadal będzie się opiekować Boonem. Zombi to pewna siebie i kompetentna matka, wspierana przez swoje wspaniałe stado. Nie możemy niczego stwierdzić z całą pewnością, ale jeśli jakiś szympans ma podołać opiece nad dwoma maluchami naraz, to będzie to właśnie Zombi. Specjaliści chcą zostawić sprawy naturalnemu biegowi i zainterweniują tylko wtedy, jeśli samica będzie mieć problemy albo młode będą wymagać dokarmiania. Boon (Szczęście) przebywa na wybiegu z resztą stada. Jego matka, 19-letnia Soona, została znaleziona martwa w piątek rano. Naukowcy sądzą, że przyczyną zgonu były powikłania porodowe, ale do końca wyjaśni to dopiero zaplanowana sekcja zwłok. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...