Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Choć diody LED stają się coraz bardziej popularne, ich wytwarzanie i stosowanie wiąże się z paroma problemami. Po pierwsze, do produkcji wykorzystuje się rzadkie metale (cer oraz itr). Po drugie, generowane światło nie jest optymalne dla wzroku, bo brakuje w nim czerwonej składowej, stąd potencjalny niekorzystny wpływ na psychikę osób, które są dłużej wystawione na jego oddziaływanie. Odpowiedzią niemiecko-hiszpańskiego zespołu jest hybryda BioLED, w której stosuje się luminescencyjne białka. Naukowcy umieścili białka w polimerowej macierzy i w ten sposób uzyskali luminescencyjne "gumy". Opracowaliśmy technologię i hybrydowe urządzenie o nazwie BioLED, które przekształca niebieskie światło emitowane przez "normalną" diodę LED w czyste białe światło - podkreśla Rubén D. Costa z Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg. By uzyskać białe światło, potrzeba niebieskiej lub ultrafioletowej diody LED, która wzbudzi umieszczony nad nią materiał. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z pisma Advanced Materials, łączy się niebieską diodę LED z zieloną i czerwoną gumą albo ultrafioletowy LED z równymi ilościami niebieskiej, zielonej i czerwonej gumy. Biel powstaje dzięki zbliżonemu udziałowi niebieskiego, zielonego i czerwonego, przy zachowaniu wydajności "nieorganicznych" LED-ów. Niemcy i Hiszpanie podkreślają, że niebieskie i ultrafioletowe diody LED są znacznie tańsze od białych, w których wykorzystuje się drogi i rzadki materiał na luminofory: granat itrowo-glinowy domieszkowany cerem (ang. Cerium-doped Yttrium Aluminium Garnet, YAG:Ce). Stąd pomysł, by zastąpić go białkami luminescencyjnymi. Wg Costy, BioLED-y są łatwe w produkcji, a wykorzystane materiały tanie i biodegradowalne. Białka są stabilne: przechowywane miesiącami w różnych warunkach (przy różnym oświetleniu, temperaturze u wilgotności), zachowują właściwości luminescencyjne. Obecnie akademicy pracują nad zoptymalizowaniem nowego elastycznego materiału. Zależy im na osiągnięciu większej stabilności termicznej i wydłużenia czasu działania. W tym celu trzeba dostosować skład chemiczny polimerowej macierzy i zidentyfikować białka jak najbardziej oporne na warunki działania urządzenia. « powrót do artykułu
  2. Dzisiaj dobiegło końca wsparcie dla Windows 8. Użytkownicy tego systemu nie będą otrzymywali żadnych poprawek bezpieczeństwa, chyba, że zaktualizują swój OS do wersji 8.1. Komputery z Windows 8 mogą być sprzedawane jeszcze do 30 czerwca bieżącego roku. Po zaktualizowaniu Windows 8 do Windows 8.1 użytkownicy będą mogli liczyć na wsparcie podstawowe do 9 stycznia 2018 roku, a wsparcie rozszerzone zakończy się 10 stycznia 2023 roku. W okresie wsparcia podstawowego Microsoft udostępnia bezpłatnie zarówno poprawki bezpieczeństwa jak i nowe funkcje czy łaty poprawiające działanie już obecnych mechanizmów. Podczas wsparcia rozszerzonego dostarczane są jedynie poprawki bezpieczeństwa. Microsoft podkreśla, że aktualizacja systemu do Windows 8.1 nie pociągnie za sobą konieczności żadnych zmian w sprzęcie, a wszystkie aplikacje z Windows Store, które działają z Windows 8 będą współpracowały też z wersją 8.1. Z danych Net Applications wynika, że Windows 8 jest używany przez 2,8% internautów, a z Windows 8.1 korzysta 10,3% użytkowników sieci. « powrót do artykułu
  3. Specjaliści z Centrum Badawczego Szpitala Uniwersytetu w Montrealu odkryli enzym, który może zahamować toksyczny wpływ cukru na narządy ciała. Fosfataza glicerolo-3-fosforanu (ang. glycerol 3-phosphate phosphatase, G3PP), bo o niej mowa, odgrywa centralną rolę w kontroli wykorzystania glukozy i tłuszczów. Zespół doktorów Marca Prentkiego i Murthy'ego Madiraju zauważył, że G3PP może zwalczyć skutki nadmiaru glukozy w organizmie. Kiedy poziom glukozy w organizmie jest nieprawidłowo wysoki, w komórkach rośnie stężenie pochodnej glukozy - glicerolo-3-fosforanu. Jego wzmożony metabolizm może uszkadzać różne tkanki. Odkryliśmy, że G3PP rozkłada dużą część nadmiarowego glicerolo-3-fosforanu do glicerolu i kieruje go poza komórkę. Chroni to wytwarzające insulinę komórki beta trzustki oraz inne narządy przed glukotoksycznością - wyjaśnia Prentki. Usuwając glukozę w postaci glicerolu, G3PP zapobiega nadmiernemu powstawaniu i magazynowaniu tłuszczu. Ogranicza także poważny problem cukrzycowy - wzmożoną produkcję glukozy przez wątrobę - dodaje Madiraju. Od lat 60. XX w. odkrycie enzymu, który odgrywa kluczową rolę w ssaczych tkankach, jest niezmiernie rzadkie. Zidentyfikowaliśmy go, szukając mechanizmów, które umożliwiają komórkom beta wysp trzustkowych pozbywanie się nadmiaru glukozy w postaci glicerolu. Podobny mechanizm działa w hepatocytach. [Generalnie] G3PP występuje we wszystkich tkankach ciała. Obecnie Kanadyjczycy poszukują drobnocząsteczkowych aktywatorów G3PP, by móc w ten sposób leczyć zaburzenia kardiometaboliczne. « powrót do artykułu
  4. Na Politechnice Federalnej w Lozannie (EPFL) opracowano nową metodę przekształcania dojrzałych komórek w komórki macierzyste: ściskający żel. W artykule opublikowanym na łamach Nature Materials Szwajcarzy twierdzą, że technikę można łatwo przeskalować, by wytwarzać dużą liczbę komórek macierzystych. Podejmowano wiele prób opracowania standaryzowanej metody pozyskiwania indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych (ang. induced pluripotent stem cells, iPSC). Niestety, nawet w przypadku najbardziej skutecznych nie było mowy o wykorzystaniu na dużą skalę. Główny problem to działanie w dwuwymiarowym środowisku szalki Petriego lub butelki hodowlanej (w organizmie komórki funkcjonują w końcu w warunkach 3D). Zespół Matthiasa Lutolfa z EPFL wpadł na pomysł, by umieścić komórki w żelu zawierającym składniki odżywcze. Próbujemy symulować trójwymiarowe środowisko żywej tkanki i zobaczyć, jak wpływa to na zachowanie komórek macierzystych. Szybko zaskoczyło nas, że za pomocą mikrośrodowiska [żelu] możemy oddziaływać na reprogramowanie komórek. Okazało się, że komórki da się przeprogramować szybciej i wydajniej niż za pomocą istniejących metod, dostosowując skład, a zatem sztywność i gęstość, otaczającego żelu. Na komórki zaczynają działać różne siły i zasadniczo dochodzi do ich ściśnięcia. Mając do czynienia z nowym zjawiskiem, Szwajcarzy nie do końca rozumieją, co się dzieje, ale podejrzewają, że kluczem do procesu jest trójwymiarowe środowisko, które generuje sygnały mechaniczne współdziałające z czynnikami genetycznymi. Razem ułatwiają one uzyskanie iPSC. Każdy typ komórki może mieć najlepszy zestaw czynników fizycznych i chemicznych, które zapewniają najwydajniejszą transformację. Kiedy się go określi, uzyskiwanie komórek macierzystych na większą skalę jest tylko kwestią zasobów i pieniędzy. « powrót do artykułu
  5. Od czasów prehistorycznych ludzie wykorzystują gliny do celów medycznych. Choć wiedziano, że niektóre zabijają bakterie, dopiero teraz określono mechanizm ich działania. Porównujemy ten mechanizm do konia trojańskiego [...]. By zabić bakterie, dwa pierwiastki z gliny działają w tandemie. Jeden z nich - chemicznie zredukowane żelazo, którego niewielkie ilości są bakterii potrzebne do odżywiania - nakłania komórkę, by otworzyła swoją ścianę. Drugi - glin - zablokowuje ją w pozycji otwartej, umożliwiając napływ żelaza do środka. Nadmiar żelaza zatruwa komórkę, zabijając ją, gdy żelazo ulega utlenieniu - wyjaśnia Lynda Williams z Uniwersytetu Stanowego Arizony. Inspiracją do badań była opowieść filantropki Line Brunet de Courssou o zielonkawej glinie z okolic jej domu rodzinnego we Francji. Kobieta wzięła glinę do Afryki, gdzie udokumentowała przypadki wyleczenia za jej pomocą owrzodzenia Buruli u pacjentów z Wybrzeża Kości Słoniowej. Williams próbowała zlokalizować złoża gliny w rejonie Masywu Centralnego. Gdy się to nie udało, zaczęła testować gliny sprzedawane w Internecie jako produkty lecznicze. Po zbadaniu wielu próbek zespół Williams zidentyfikował wysoce antybakteryjną niebieską glinkę z Gór Kaskadowych w Oregonie. Okazało się, że działa ona na szerokie spektrum ludzkich patogenów, w tym na bakterie lekooporne, np. metycylinoopornego gronkowca złocistego (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Jak tłumaczy Williams, zielenie i błękity antybakteryjnych glin pochodzą od wysokiej zawartości chemicznie zredukowanego żelaza (Fe2+). Zredukowane gliny są powszechne w wielu częściach świata; zwykle występują w warstwach popiołów wulkanicznych, gdy skała ulega przemianom pod wpływem wody ubogiej w tlen i bogatej w wodór. Ponieważ glinki te występują w dużych ilościach w naturze, odkrycie ich przeciwbakteryjnego działania może doprowadzić do opracowania alternatywnych metod leczenia uporczywych chorób infekcyjnych. « powrót do artykułu
  6. Diklofenak, popularny niesteroidowy lek przeciwzapalny (NLPZ), ma istotne właściwości antynowotworowe - twierdzą naukowcy z projektu Repurposing Drugs in Oncology (ReDO). Tak jak inne leki oceniane w ramach ReDO, diklofenak jest tani i łatwo dostępny. W przeszłości zademonstrowano potencjał NLPZ w zakresie zapobiegania nowotworom, teraz okazuje się, że mogą się one sprawdzić także w leczeniu nowotworów (w połączeniu z innymi terapiami, np. chemio- czy radioterapią, diklofenak może zwiększyć ich skuteczność). Zespół z ReDO (naukowcy z Anticancer Fund w Belgii i GlobalCures w USA) przejrzał literaturę przedmiotu i przekonuje, że zgromadzono wystarczająco dużo dowodów, by rozpocząć testy kliniczne diklofenaku w terapii nowotworów. To nieco zaskakujące, że nie rozumiemy tylu rzeczy dotyczących działania leków codziennego użytku takich jak diklofenak. Im więcej się jednak dowiadujemy, tym bardziej się przekonujemy, że leki te są czynnikami o wielokierunkowym działaniu, które w interesujący i użyteczny sposób wpływają na liczne szlaki interesujące onkologów - podkreśla dr Pan Pantziarka z Anticancer Fund. Biorąc pod uwagę liczne mechanizmy działania diklofenaku, zwłaszcza w odniesieniu do angiogenezy i układu odpornościowego, lek ten może mieć duży potencjał przeciwnowotworowy, zwłaszcza gdyby go podawać w okresie okołooperacyjnym. Autorzy publikacji z pisma ecancermedicalscience zaznaczają, że ważnym krokiem w walce z nowotworami jest zmniejszenie ryzyka pooperacyjnych przerzutów. Jak zaznaczają, niewykluczone, że diklofenak działa synergicznie do inhibitorów punktów kontrolnych (ang. checkpoint inhibitors) najnowszej generacji. « powrót do artykułu
  7. Podczas pionierskich badań wykonanych przez naukowców z University of Sheffield wykazano, że topniejące góry lodowe uwalniają do oceanów olbrzymie ilości składników odżywczych, wspomagając w ten sposób znaczący wzrost fitoplanktonu. Mechanizm ten może odgrywać ważną rolę we wchłanianiu atmosferycznego węgla przez oceany. Zespół pracujący pod kierunkiem profesora Granta Bigga przeanalizował pod kątem koloru wody 175 zdjęć satelitarnych. Kolor wody wskazuje na produktywność fitoplanktonu. Naukowcy brali pod uwagę okolice gór lodowych o długości co najmniej 18 kilometrów występujących na Oceanie Południowym. Analiza obrazów z lat 2003-2013 wykazała, że zwiększona produktywność fitoplanktonu występuje w promieniu setek kilometrów od takiej roztapiającej się góry i trwa jeszcze co najmniej przez miesiąc po całkowitym zniknięciu góry. Wielkie góry lodowe mogą odgrywać ważną rolę w obiegu węgla w Oceanie Południowym. Odkryliśmy bowiem zwiększony poziom chlorofilu w promieniu co najmniej 4-10 razy większym niż długość samej góry. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że w okolicach gór lodowych pochłanianie węgla jest 5-10 razy większe niż normalnie i że nawet 20% węgla pochłanianego przez Ocean Południowy trafia tam dzięki oddziaływaniu gór lodowych. Jeśli - jak przewidują naukowcy - w nadchodzących dziesięcioleciach cielenie się lodowców ulegnie zwiększeniu, będzie miało większy wpływ na obiek węgla niż dotychczas sądzono - mówi profesor Bigg. Obecnie ocenia się, że Ocean Południowy pochłania około 10% węgla pobieranego z atmosfery przez oceany. « powrót do artykułu
  8. Gdy naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wywołali u myszy, które po pierwszym indukowanym udarze nie odzyskały pełni władz w przednich łapach, drugi udar w sąsiednim obszarze mózgu, po rehabilitacji zwierzęta potrafiły chwytać karmę ze skutecznością przedudarową. Autorzy publikacji z pisma Neurorehabilitation and Neural Repair podkreślają, że to oznacza, że okno szans na odzyskanie funkcji motorycznych po udarze nie zamyka się na stałe po uszkodzeniu mózgu i że w pewnych warunkach, w połączeniu z szybką rehabilitacją, da się je ponownie otworzyć. Naukowcy podkreślają, że ich eksperymenty nie są w żadnym razie sugestią, by u ludzi z poudarową niepełnosprawnością wywoływać kolejne udary. Chodzi raczej o wskazówkę, że ssaczy mózg może być znacznie bardziej plastyczny niż dotąd sądzono i że da się opracować bezpieczniejsze i bardziej etyczne sposoby wykorzystania tego faktu. Gdybyśmy zdołali lepiej zrozumieć, jak ponownie otworzyć lub wydłużyć okres optymalnej regeneracji po udarze, moglibyśmy zmienić na lepsze opiekę nad pacjentami. Nasze badanie stanowi silne potwierdzenie dla teorii, że istnieje wrażliwy okres po udarze, kiedy najłatwiej jest ponownie opanować funkcje ruchowe [...] - opowiada dr Steven Zeiler. Opisywane badanie bazuje na wynikach poprzedniego studium na myszach, które wykazało, że u gryzoni optymalny okres regeneracji po udarze wynosi tydzień, lecz że okres ten można wydłużyć, podając zwierzętom bezpośrednio po udarze lek przeciwdepresyjny fluoksetynę (Prozac). Naukowcy podejrzewali, że antydepresant zwiększa reakcję mózgu na naukę. Nigdy wcześniej nikt jednak nie zdobył dowodów, że po zakończeniu wrażliwego okresu (z lub bez podania fluoksetyny) potencjał regeneracyjny można na nowo uruchomić. Podczas eksperymentów myszy uczono, by przez szczelinę w akwarium sięgały po kulkę karmy położoną na beleczce. Po mniej więcej 10 dniach treningu, gdy zwierzęta dość dobrze radziły sobie z zadaniem, naukowcy mierzyli indywidualne wskaźniki sukcesów. Okazało się, że średnio myszy z powodzeniem chwytały karmę w 50% przypadków. Później Amerykanie wywoływali w obrębie kory ruchowej gryzoni udar, przez co nie były one już w stanie wykonać zadania. Po odczekaniu tygodnia, czyli po zakończeniu optymalnego okresu regeneracji, myszy przechodziły 3-tygodniowy trening. Ponownie chwytały kulki karmy, ale już tylko z ok. 30-proc. skutecznością. Kolejna faza eksperymentu bazowała na wcześniejszych badaniach na myszach, które pokazały, że w pewnych warunkach niedotlenienie zwiększa plastyczność mózgu (zdolność mózgu do kompensowania urazu i tworzenia nowych połączeń). W tym celu akademicy wywołali kolejny udar. W grupie eksperymentalnej w drugorzędowej korze ruchowej (w pobliżu pierwotnego udaru), a w grupie kontrolnej w korze wzrokowej, która leży daleko o oryginalnego miejsca. Trening zaczęto już następnego dnia. Okazało się, że gryzonie z udarem w korze ruchowej na nowo opanowały chwytanie kulek z taką samą skutecznością jak przed udarami (ponad 50-proc.). Zwierzęta z grupy kontrolnej nie wypadły ani lepiej, ani gorzej, nawet przy wydłużonym treningu. « powrót do artykułu
  9. Lin Wan, Roman Wendner i Gianluca Custais z Northwestern University opracowali przepis na marsjański beton. Materiał może zostać wykorzystany do budowy różnych struktur na powierzchni Czerwonej Planety. Uczestnicy misji marsjańskich muszą gdzieś mieszkać, ponieważ misje te będą trwały wiele tygodni bądź miesięcy. Poważnym wyzwaniem będzie ochronienie ludzi przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym, gdyż Mars nie posiada silnego pola magnetycznego, które na Ziemi zapewnia nam ochronę. Grube betonowe struktury mogą spełnić rolę tarczy. Na Ziemi beton produkowany jest z dodatkiem dużej ilości wody. Na Marsie wody jest niewiele, zatem jej wykorzystanie w budownictwie będzie raczej wykluczone. Stąd też potrzeba opracowania materiału budowlanego z zasobów Marsa. Uczeni z Northwestern zamiast wody wykorzystali stopioną siarkę, która po połączeniu z marsjańską glebą daje odpowiedni materiał budowlany. Materiał ten w pełni poddaje się recyklingowi, zatem raz wyprodukowany może posłużyć do wytworzenia różnych struktur, ponadto jest odporny na działanie kwasów, soli oraz niskich temperatur. Naukowcy nie mieli jednak łatwego zadania. W niskich temperaturach siarka się kurczy, co może powodować pękanie betonu i niestabilność całej struktury. Ponadto w próżni siarka może błyskawicznie zmienić się w gaz. Po licznych eksperymentach uczeni doszli do wniosku, że najlepszym przepisem na marsjański beton jest zmieszanie stopionej siarki z miejscową glebą w stosunku 1:1. Tak uzyskany materiał charakteryzuje się wytrzymałością na ściskanie rzędu 50 MPa, czyli tyle, co betonu używanego w budownictwie na Ziemi. Jednak do zastosowań specjalnych używa się na Ziemi betonu o wytrzymałości 150 MPa. Tutaj z pomocą przychodzi natura. Grawitacja Marsa jest trzykrotnie słabsza od ziemskiej, zatem 50 MPa na Marsie odpowiada wytrzymałości 150 MPa na Ziemi. « powrót do artykułu
  10. Pod koniec grudnia w Idaho zabito młodego samca kuguara (Puma concolor) z wyrastającymi z lewej strony czoła w pełni ukształtowanymi zębami i miniaturowymi wibryssami. Specjaliści z Departamentu Rybołówstwa i Łowiectwa Idaho podejrzewają, że mogą to być pozostałości bliźnięcia syjamskiego, które zostało wchłonięte przez brata w życiu płodowym albo potworniak. Przyznają, że nigdy wcześniej nie zetknęli się z taką deformacją. Trzydziestego grudnia ubiegłego roku kuguar zaatakował psa na jednej z farm w rejonie Weston. Kot uciekł, ale wytropiono go na postawie śladów prowadzących przez inne obejścia na wzgórza. Drapieżnik został zastrzelony w dniu ataku. Zgodnie z prawem farmer zgłosił to Departamentowi Łowiectwa. Urzędnik potwierdził, że myśliwy miał ważne pozwolenie, odnotował też dane nt. miejsca i metody uboju oraz samego zwierzęcia (wyrwał m.in. ząb do oceny wieku). « powrót do artykułu
  11. Pod wpływem pozycji z jogi, które wykonuje się z głową w dół, chorzy z jaskrą mogą doświadczać wzrostu ciśnienia śródgałkowego. Choć zachęcamy naszych pacjentów, by prowadzili aktywny i zdrowy tryb życia, [...] ze względu na ryzyko wzrostu ciśnienia śródgałkowego i możliwość uszkodzenia nerwu wzrokowego pewne rodzaje aktywności, w tym pompki i podnoszenie dużych ciężarów, są niewskazane dla osób z jaskrą. Nowe badanie pozwoli klinicystom lepiej doradzać w kwestii potencjalnego ryzyka związanego z konkretnymi asanami z jogi, a także z innymi ćwiczeniami, które wymagają przyjęcia pozycji z głową w dół - wyjaśnia dr Robert Ritch z New York Eye and Ear Infirmary of Mount Sinai (NYEE). Wcześniejsze badania w tej dziedzinie dotyczyły tylko stania na głowie i wykazały 2-krotny wzrost ciśnienia wewnątrzgałkowego. W nowym studium naukowcy prosili zdrowych ochotników i chorych z jaskrą o wykonanie czterech pozycji z jogi: psa z głową w dół, intensywnego rozciągania w głębokim skłonie do przodu (Uttanasana), pozycji pługa (Halasana) czy nóg uniesionych na ścianie (Viparita Karani). Ciśnienie śródgałkowe mierzono 1) na siedząco, 2) tuż po wykonaniu asany, 3) po 2 min utrzymywania pozycji, 4) bezpośrednio po jej zakończeniu i przyjęciu pozycji siedzącej i 5) po 10 min siadu. Okazało się, że i zdrowi ludzie, i pacjenci z jaskrą doświadczali przy wszystkich czterech asanach wzrostu ciśnienia śródgałkowego. Największy miał miejsce przy psie z głową w dół. Kiedy ochotnicy siadali po ćwiczeniu i po 10 min siadu w większości przypadków ciśnienie nadal było nieco wyższe niż w punkcie wyjścia. Mimo że nasze wyniki nie pokazują dużych różnic w ciśnieniu śródgałkowym między osobami zdrowymi i z jaskrą, sądzimy, że potrzebne są dalsze badania na większej próbie i uwzględniające dłuższe czasy ćwiczenia. Ponieważ [...] podwyższone ciśnienie wewnątrzgałkowe jest znanym czynnikiem ryzyka wystąpienia i rozwoju uszkodzenia nerwu wzrokowego, jego wzrost pod wpływem asan stanowi powód do niepokoju zarówno dla chorych na jaskrę, jak i ich lekarzy. Pacjenci z jaskrą powinni mówić instruktorom jogi o swojej chorobie, tak by mogli oni modyfikować ćwiczenia pod tym kątem. « powrót do artykułu
  12. Rzymianie wprowadzili na terenie swojego imperium liczne urządzenia sanitarne. Za ich rządów pojawiły się publiczne latryny, łaźnie z gorącą wodą, systemy odprowadzania ścieków czy wodociągi. Wprowadzili też prawa, na podstawie których ścieki i odpady usuwano poza miasta. Jednak najnowsze badania pokazują, że - wbrew temu czego można było się spodziewać - w czasach rzymskich infekcje pasożytami układu pokarmowego nie tylko nie spadały w porównaniu z okresem poprzednim, ale stopniowo rosły. Doktor Piers Mitchell i jego zespół z Wydziału Archeologii i Antropologii Uniwersytetu w Cambridge przeprowadził pierwsze archeologiczne badania nad wpływem rzymskich podbojów na rozprzestrzenianie się takich pasożytów jak nicienie czy pełzak czerwonki. Naukowcy zbadali pozostałości rzymskich latryn, szczątki ludzkie oraz skamieniałe pozostałości odchodów pasożytów obecne w rzymskich grzebieniach czy ubraniach. Zespół Mitchella odkrył, że w raz z pojawieniem się na danym terenie Rzymian nie tylko zwiększyła się liczba pasożytów. Okazało się również, że pasożyty zewnętrzne, takie jak wszy czy pchły, były równie rozpowszechnione u Rzymian, co u Wikingów czy ludności średniowiecznej. Skądinąd wiemy, że w Imperium Rzymskim używano specjalnych grzebieni do wyczesywania wszy. Prowadzone współcześnie badania dowodzą, że dostęp do toalet, czystej wody pitnej, usuwanie ścieków z ulic zmniejsza ryzyko chorób zakaźnych i zarażenia się pasożytami. Można by się zatem spodziewać, że pojawienie się, wraz z rzymskim podbojem, takich innowacji powinno doprowadzić do mniejszej liczby przypadków zarażenia pasożytami. Tymczasem obserwujemy wzrost liczby infekcji. Pytanie, dlaczego tak się stało? - mówi Mitchell. Uczony spekuluje, że być może pasożyty mogły rozpowszechniać się za pośrednictwem wspólnych łaźni komunalnych. W części z nich woda była wymieniana zbyt rzadko i gromadził się w niej brud oraz pozostałości kosmetyków używanych podczas kąpieli. Innym możliwym wytłumaczeniem jest fakt używania przez Rzymian ludzkich odchodów jako nawozu. To skuteczna strategia zwiększania produktywności rolnictwa, jednak odchody muszą być przez wiele miesięcy kompostowane. Jeśli nie zostaną poddane kompostowaniu, istnieje ryzyko rozprzestrzeniania się pasożytów. Niewykluczone, że prawo, które nakładało obowiązek usunięcia ścieków poza miasta przyczyniło się do zakażeń, gdyż odchody były wykorzystywane przez rolników do nawożenia pól otaczających miasta - mówi Mitchell. Żywność z tych pól, zawierająca jaja pasożytów, trafiała następnie do ludności w miastach. Naukowcy zauważyli, że szczególnie mocno, w porównaniu z wcześniejszym okresem, rozprzestrzenił się tasiemiec atakujący ryby. Niewykluczone, że przyczynił się do tego ulubiony rzymski sos - garum. Był on wytwarzany z pozostałości ryb oraz ziół, soli i dodatków zapachowych. Wykorzystywano go w kuchni i medycynie. Sos nie był gotowany, a fermentował na słońcu, więc jaja tasiemca mogły w nim przetrwać. Wytwarzanie garum i handel nim w całym imperium mógł spowodować, że tasiemiec rybi ze swoich endemicznych obszarów występowania na północy Europy rozprzestrzenił się po całym imperium. To dobry przykład na negatywny wpływ zdrowotny rzymskiego podboju - stwierdza Mitchell. Nasze badania nad rozpowszechnieniem pasożytów wskazują, że rzymskie toalety, systemy odprowadzania ścieków i prawo nie miały jednoznacznie prozdrowotnego wpływu. Wydaje się, że wynalazki te nie spowodowały, że ludzie byli zdrowsi. Prawdopodobnie mieli lepszy zapach - podsumowuje uczony. « powrót do artykułu
  13. Płyty DVD z ćwiczeniami do wykonywania w domu mogą czasem wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Wg prof. Brada Cardinala z Uniwersytetu Stanowego Oregonu, który przyjrzał się 10 takim produktom, często padają na nich demotywujące stwierdzenia, utrwalają one także nierealistyczne, przeseksualizowane obrazy ciała. Amerykanin podkreśla, że co siódme motywujące stwierdzenie z płyt ma de facto charakter demotywujący i może zmniejszyć skuteczność treningu, ograniczyć nadzieje użytkownika czy nawet wyrządzić mu psychologiczną krzywdę. Amerykanie analizowali 10 popularnych płyt z ćwiczeniami. Stwierdzili, że większość instruktorów/modeli to białe, szczupłe kobiety, ubrane w skąpe stroje. Jak wyjaśnia Cardinale, mamy do czynienia z komunikatem, jak sprawni fizycznie ludzie powinni wyglądać. Utrwala to uprzedmiotowienie kobiecego ciała i kładzie nacisk na wygląd, a nie zdrowie. Badacze stwierdzili, że motywacyjny charakter ma ok. 25% wypowiedzi trenera, jednak co 7. stwierdzenie można z powodzeniem uznać za przekaz negatywny. Autorzy publikacji z Sociology of Sport Journal podają kilka przykładów: "Teraz powinieneś/powinnaś umierać" czy "powiedz cześć swojemu seksownemu sześciopakowi". Tego typu stwierdzenia koncentrują się na wynikach, sprzyjają porównaniom społecznym i nie biorą pod uwagę różnic w zakresie zdrowia czy sprawności fizycznej. Strategie "szorstkiej miłości" (ang. tough love) mogą też prowadzić do urazów lub innych niedobrych dla zdrowia skutków. Tego typu stwierdzenia wydają się szczególnie szkodliwe dla ludzi, którzy dopiero zaczynają albo źle się czują na siłowni czy zorganizowanych zajęciach. Wideo są reklamowane jako materiał dla nowicjuszy, tymczasem zakres potrzebnych umiejętności odpowiada raczej poziomowi średniozaawansowanemu lub nawet zaawansowanemu. Instruktor często urąga użytkownikom, by ci dotrzymywali mu tempa. Odtwarzasz sobie w domu obrazy i komunikaty, które mogą sprawić, cze będziesz się źle ze sobą czuć, co ostatecznie podkopie twoje wysiłki w kierunku poprawy zdrowia. Jeśli doświadczenia nie są pozytywne, prawdopodobieństwo, że dana osoba będzie kontynuować program, spada. Cardinale ma parę rad dla użytkowników płyt z treningami. Pamiętaj, że mamy różne kształty [...] i nasze ciała mogą różnie reagować na pokazywane ćwiczenia. Nie oczekuj, że osiągniesz efekt z ekranu i nie porównuj się z innymi. Amerykanin uważa, że oprócz obrazów i komunikatów z DVD należałoby także przeanalizować skuteczność i bezpieczeństwo demonstrowanych ćwiczeń oraz technik. Wg nas, te wideo nie są zbyt bezpieczne psychologicznie. Istnieją też zastrzeżenia co do części ćwiczeń, bo mogą one prowadzić do urazów i stanowić prawdziwe zagrożenie dla użytkowników. « powrót do artykułu
  14. Po poddaniu wodoru działaniu niezwykle wysokiego ciśnienia naukowcy uzyskali nowy stan materii - wodór fazy V. Już w latach 30. ubiegłego wieku pojawiła się teoria, zgodnie z którą wodór poddany wysokiemu ciśnieniu i niskiej temperaturze zamieni się w metal. Eksperci sądzą, że wnętrze Jowisza czy podobnych mu gazowych olbrzymów składa się w znacznie mierze właśnie z metalicznego wodoru. Philip Dalladay-Simpson, Ross Howie i Eugene Gregoryanz z Uniwersytetu w Edynburgu umieścili wodór pomiędzy dwoma diamentami i poddali go ciśnieniu 384 GPa, czyli 55,5 miliona psi (funtów na cal kwadratowy). Dla porównania ciśnienie na Ziemi na poziomie morza wynosi 100 kPa (14,5 psi). Na Jowiszu na poziomie około 16 000 kilometrów pod powierzchnią chmur ciśnienie sięga prawdopodobnie 29 milionów psi i tam wodór zamienia się w płynny metal. Podczas wspomnianego eksperymentu przy ciśnieniu 325 GPa (47 milionów psi) wodór zamienił się w ciało stałe. Jego atomy ułożyły się w warstwy, naprzemiennie uporządkowane i nieuporządkowane. Udało się tego dokonać w temperaturze 26,6 stopnia Celsjusza. Po raz pierwszy udało się uzyskać stałą formę wodoru. Co prawda już w 2011 roku naukowcy z Instytutu Chemii im. Maksa Plancka w Moguncji poinformowali o uzyskaniu metalicznego wodoru, jednak inne zespoły naukowe wyraziły swoje wątpliwości i stwierdzenie to nigdy nie zostało w pełni potwierdzone. Dalladay-Simpson przyznaje, że jego zespół nie uzyskał metalicznego wodoru, ale znalazł się blisko, a w międzyczasie znaleziono nową fazę wodoru. Strukturę nowego materiału zbadano za pomocą lasera. Nie twierdzimy, że uzyskaliśmy stan metaliczny, ale mamy prekursor stanu metalicznego, podobny we właściwościach do tego, co zostało przewidziane teoretycznie w opracowaniach dotyczących stałego metalicznego wodoru - mówi Ross Howie. Naukowcy uważają, że stan metaliczny wodoru można będzie osiągnąć przy ciśnieniu 400-450 GPa. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Uniwersytetu Simona Frasera uważają, że liczba dzieci urodzonych przez daną kobietę wpływa na tempo, z jakim się ona starzeje. Prof. Pablo Nepomnaschy i dr Cindy Barha zauważyli, że kobiety, które urodziły więcej przeżywających dzieci, mają dłuższe telomery, czyli ochronne sekwencje z nukleotydów, zabezpieczające przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Kanadyjczycy porównywali długość telomerów z liczbą dzieci urodzonych przez 75 kobiet z ludu Kakczikel w Gwatemali. Długość telomerów mierzono w dwóch momentach w odstępie 13 lat (naukowcy korzystali m.in. z wymazów z policzka). Wg Nepomnaschy'ego, ustalenia jego zespołu przeczą teorii dotyczącej historii życiowych (ang. life history theory), która głosi, że większa liczba dzieci przyspiesza tempo biologicznego starzenia. Wolniejszą prędkość skracania telomerów, którą odkryto u badanych z większą liczbą dzieci, można przypisać dużym wzrostom estrogenu [estradiolu], hormonu wytwarzanego w czasie ciąży. Estrogen działa jak potencjalny przeciwutleniacz, który chroni komórki przed skracaniem telomerów. Ostatecznym wyjaśnieniem jest jednak, wg Kanadyjczyków, ludzka kooperacyjna strategia rozmnażania. W wielu kontekstach posiadanie większej liczby dzieci wiąże się bowiem ze wzrostem społecznego wsparcia dla matki. Większe wsparcie społeczne zmniejsza zaś koszty dalszej reprodukcji. Co najważniejsze, mniejsze koszty reprodukcyjne oznaczają większą ilość energii metabolicznej do podtrzymania tkanek i w efekcie wolniejsze tempo komórkowego starzenia. « powrót do artykułu
  16. Ponad 230 naukowców z prawie 30 krajów świata weźmie udział w rozpoczynającej się w poniedziałek 11 stycznia we Wrocławiu trzydniowej interdyscyplinarnej konferencji NetSci-X 2016, poświęconej naukom o sieciach (network science). W trakcie spotkania będziemy dyskutować o wszelkich rodzajach sieci – tłumaczy prof. Przemysław Kazienko z Politechniki Wrocławskiej, organizator konferencji. - Począwszy od tych społecznych, przez energetyczne, biologiczne, chemiczne, językowe, transportowe, handlowe, a na komputerowych skończywszy. O wydarzeniu poinformował w przesłanym PAP komunikacie Andrzej Charytoniuk z biura prasowego Politechniki Wrocławskiej. Podczas konferencji swoje prelekcje wygłoszą uznani specjaliści z zakresu informatyki, zarządzania, fizyki i matematyki z USA oraz Europy, m.in. Albert-Laszlo Barabasi (Northeastern University oraz Harvard University), Robin Dunbar (University of Oxford), czy socjolog Brian Uzzi (Northwestern University). Konferencji będzie towarzyszyć międzynarodowa wystawa „Art of Networks” prezentująca prace, których inspiracją są różnego rodzaju sieci. Przyjechała do nas z Florydy, a wcześniej była eksponowana m.in. w Nowym Jorku i Brazylii – mówi prof. Przemysław Kazienko. - Będzie dostępna przez cały czas trwania wydarzenia. Przykłady prac można zobaczyć na stronie internetowej. Wśród nich jest m.in. interaktywna praca Gregora Aischa („New York Times”) pokazująca sieć klubów, z których pochodzili piłkarze uczestniczący w piłkarskim mundialu w 2014 r. w Brazylii, czy też aplikacja Santiago Ortiza pokazująca powiązania między bohaterami popularnego amerykańskiego serialu „Zagubieni”. Konferencja NetSci-X 2016 (International School and Conference on Network Science) organizowana jest przez Network Science Society po raz 11. Polska edycja realizowana jest w ramach projektu Politechniki Wrocławskiej ENGINE kierowanego przez prof. Przemysława Kazienkę (PWr) oraz prof. Bolesława Szymańskiego (USA). Projekt ENGINE, czyli Europejskie Centrum Badań nad Inteligencją Sieciową (European research centre of Network intelliGence for Innovation Enhancement), stworzyli naukowcy z dwóch wydziałów PWr: Informatyki i Zarządzania oraz Elektroniki. Realizowany jest z funduszy 7. Programu Ramowego. Umożliwia zatrudnianie na uczelni zewnętrznych badaczy o uznanej renomie, modernizację sprzętu laboratoryjnego i wspólne badania z partnerami międzynarodowymi. W ramach ENGINE naukowcy zajmują się tzw. inteligencją sieciową (network intelligence), czyli narzędziami do efektywnego przetwarzania danych, innowacyjnym wspieraniem procesu podejmowania decyzji czy inteligentnymi interakcjami człowiek-komputer. « powrót do artykułu
  17. Andre Geim, jeden z odkrywców grafenu, prowadzi od 6 lat badania nad użyciem tego materiału do różnorodnych technik filtrowania, jak odsalania wody morskiej czy separacja gazów. Grafen to ma bowiem olbrzymią powierzchnię, pory o różnej wilekości i dobre właściwości adhezyjne. Jest więc potencjalnie bardzo obiecującym medium do filtrowania. Teraz Geim i jego zespół z University of Manchester odkryli, że grafenowe filtry nadają się do filtrowania odpadów z elektrowni atomowych. Dzięki temu jeden z najbardziej kosztownych procesów w całym wytwarzaniu energii nuklearnej może stać się 10-krotnie bardziej energooszczędny, a przez to znacznie tańszy niż dotychczas. Z artykułu opublikowanego w Science dowiadujemy się, że naukowcy z Manchesteru wykorzystali grafen do oddzielenia protu, najlżejszego stabilnego izotopu wodoru, od deuteru. Deuter powszechnie występuje w ciężkiej wodzie, która jest ważnym elementem niektórych rodzajów reaktorów atomowych. Naukowcy z Manchesteru postanowili sprawdzić, czy jądro deuteru - deuteron - może przenikać przez dwuwymiarowe materiały jak grafen czy azotek boru. Eksperymenty wykazały, że nie tylko przez nie przechodzi, ale jest to proces bardzo efektywny. To pierwsza membrana, która pozwala oddzielać cząstki subatomowe w temperaturze pokojowej. Wykazaliśmy, że to w pełni skalowalna technologia, mamy więc nadzieję, że szybko znajdzie praktyczne zastosowanie - mówi Marcelo Lozada-Hidalgo, główny autor artykułu. Nowa technologia może znacznie poprawić kwestie związane z bezpieczeństwem elektrowni atomowych. Reaktory wykorzystujące ciężką wodę nie potrzebują do pracy wzbogaconego uranu. Nie ma więc potrzeby budowy infrastruktury do wzbogacania uranu, zmniejszone zostaje ryzyko, że wysoce radioaktywne pierwiastki zostaną użyte do budowy broni atomowej. Możliwość prostej separacji deuteru od innych pierwiastków może doprowadzić do obniżenia cen tego typu reaktorów. « powrót do artykułu
  18. Z raportu zamówionego w Finlandii przez organizację Neo-Carbon Energy Research Project wynika, że do roku 2030 Rosja i cała Azja Centralna mogłyby przejść na ekonomicznie opłacalną energię odnawialną, głównie na tę pozyskiwaną ze Słońca i wiatru. Pod pojęciem ekonomicznie opłacalnej określono taki rodzaj produkcji energii, ktrej kilowatogodzina będzie kosztowała niewiele ponad 4,5 eurocenta. Autorzy raportu przyznają, że wątpliwym jest, by Rosja miała zamiar przejść na energię odnawialną, ale jest to możliwe. Najnowsze badania zgadzają się z wcześniejszymi analizami wykonanymi dla różnych obszarów globu przez zespół Christiana Breyera z Uniwersytetu Technologicznego Lappeenranta. Dla wszystkich regionów, dla których wykonaliśmy symulacje, wykazaliśmy, że możliwe jest przejście w 100 procentach na tanią energię odnawialną, mówi uczony. Jednym z najważniejszych odkryć jego zespołu jest spostrzeżenie, że energia odnawialna będzie o 50-80 procent tańsza niż energia z paliw kopalnych, przy produkcji której wykorzystywane będą technologie przechowywania i składowania dwutlenku węgla. To zaś pokazuje, że rozwój tego typu technologii nie będzie ekonomicznie uzasadniony. Naukowcy opierają swoje badania na wciąż rozwijanym komputerowym modelu analitycznym LUT Energy System Model. Bierze on pod uwagę liczne dane przewidywane na rok 2030, takie jak warunki pogodowe, dostępność biomasy, źródeł energii geotermalnej i wodnej, rezerwy gazu, zapotrzebowanie na energię, strukturę sieci przesyłowych, trendy ekonomiczne, finansowe aspekty budowy i utrzymania sieci itp. itd. Podobnie jak na innych badanych obszarach największą ilość energii może uzyskać Rosja z wiatru i Słońca. Jednak znaczenie tych dwóch źródeł energii jest różne w różnych obszarach globu. W Indiach energia słoneczna byłaby główną technologią produkcji, ale w Eurazji byłby nią wiatr, z którego można pozyskać 50-60 procent potrzebnej energii. Co jednak najbardziej interesujące, to fakt, że w Eurazji największa dostępność energii wiatrowej zbiega się z największym zapotrzebowaniem na energię - mówi Breyer. Z analiz jego zespołu wynika, że w roku 2030 Rosja mogłaby pozyskiwać ze słońca 14% energii, czyli 550 gigawatów. Wiatr zapewniłby około 60% energii. Przemyślany system dystrybucji energii pomiędzy poszczególnymi państwami, które w przeszłości były azjatyckimi republikami ZSRR skutkowałby zmniejszonym zapotrzebowaniem na systemy przechowywania energii. Profesor Breyer zauważa jednocześnie, że gdy zaczyna się analizy obecnego systemu produkcji energii, to człowiek uświadamia sobie, że Rosja i Azja Środkowa to obszary globu o najniższym udziale źródeł odnawialnych w produkcji energii. Tam praktycznie nie inwestuje się ani w fotowoltaikę, ani w energię wiatrową. Produkują tam może dwa gigawaty. To region mało bezpieczny dla tego typu inwestycji. Zdaniem uczonego Rosja powinna pójść w ślady Chin, które bardzo mocno inwestują w energię odnawialną. Z jednej bowiem strony ich przemysł potrzebuje dużo energii, z drugiej - energia ze źródeł kopalnych jest niezwykle kosztowna. Obecnie na choroby płuc powodowane spalaniem węgla umiera ponad milion osób rocznie. Całkowity koszt energii z węgla jest dwukrotnie wyższy niż energii słonecznej i wiatrowej, stwierdza Breyer. Badania nad możliwością pozyskiwania energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych to pierwszy etap badań LUT. W kolejnym naukowcy chcą zająć się analizą możliwości pozyskania energii odnawialnej na potrzeby transportu oraz ogrzewania. Na trzecim etapie prac naukowcy z Finlandii chcą przygotować szczegółowy plan, podzielony na pięcioletnie okresy, w którym opiszą, w jaki sposób do roku 2050 badane przez nich regiony mogą przechodzić na energię odnawialną. « powrót do artykułu
  19. Lenovo rozpoczyna stopniową rezygnację z marki Motorola. Logo z literką "M" oraz nazwa "Moto" przetrwa w highendowych smartfonach, jednak nazwa "Motorola" zniknie. "Rezygnujemy z Motoroli i skupiamy się na Moto", mówi dyrektor wykonawczy Lenovo Rick Osterloh. Budżetowe smartfony Lenovo będą rozprowadzane pod marką Lenovo Vibe. Zniknięcie marki Motorola z rynku ma znaczenie symboliczne. To właśnie Motorola zaoferowała pierwszy w historii komercyjny telefon komórkowy. Urządzenia z serii DynaTAC były produkowane w latach 1984-1994. Pierwszym przedstawicielem serii i pierwszym telefonem, który trafił do klientów był DynaTAC 8000X. Wydział telefonów komórkowych Motoroli został kupiony w 2011 roku przez Google'a, a w 2014 odkupiło go chińskie Lenovo. « powrót do artykułu
  20. Mąka z palonych krócej i w niższej temperaturze, a następnie zmielonych w obecności ciekłego azotu ziaren kawy zawiera więcej kwasu chlorogenowego, przeciwutleniacza, któremu przypisuje się prozdrowotne właściwości kawy. Dan Perlman z Brandeis University chciałby ją wykorzystać zarówno w roli dodatku do potraw i napojów, jak i suplementu. Badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda pokazały, że w porównaniu do niepijących kawy, w przypadku osób wypijających 3-5 kubków kawy dziennie ryzyko przedwczesnego zgonu jest aż o 15% niższe. Choć nikt na 100% nie wie, dzięki czemu kawa jest tak dobra dla zdrowia, naukowcy najczęściej wskazują na kwas chlorogenowy (ang. chlorogenic acid, CGA). Polifenol spowalnia m.in. uwalnianie glukozy do krwiobiegu po posiłku, zwiększa też insulinowrażliwość komórek. Niestety, gdy ziarna kawy są palone w tradycyjny sposób - zazwyczaj przez 10 do 15 min w temperaturze powyżej 200°C - zwartość CGA znacząco spada. W jednym z badań wykazano, że spadki jego stężenia wynoszą od 50 do blisko 100%. Mając to na uwadze, Perlman zastanawiał się, co się stanie, gdy ziarna będą palone krócej w niższej temperaturze. Metodą prób i błędów ustalił, że najlepsze rezultaty daje wstępne prażenie przez 10 min w temperaturze ok. 149°C. W takich warunkach stężenie CGA spada tylko nieznacznie. Podprażonej kawy nie da się wykorzystać do zrobienia naparu, bo skrócona obróbka nie pozwala uzyskać właściwego smaku. Zamiast tego, by zapobiec utlenieniu dobroczynnych składników, Amerykanin miele ziarna w atmosferze z ciekłego azotu (wykorzystuje fakt, że jest on bierny chemicznie). W ten sposób uzyskuje piaskową mąkę o delikatnym orzechowym smaku. Perlman uważa, że jego mąkę można by mieszać z innymi mąkami, dodawać do płatków śniadaniowych, batoników i zup, a także soków i napojów dietetycznych. Amerykanin podkreśla, że utratę kwasu chlorogenowego w czasie tradycyjnego palenia kawy można zrekompensować, mieszając ziarna uzyskane za pomocą obu opisanych wcześniej metod. Choć można już kupić wyciągi z zielonej kawy, wg Perlmana, nie przeprowadzono zbyt wielu badań, które mogłyby uprawomocnić twierdzenia o ich odchudzających właściwościach. Dowody na prozdrowotne działanie CGA są zaś znacznie mocniejsze, w dodatku wstępne palenie kawy jest o wiele tańsze od ekstrahowania. Brandeis University opatentował metodę wstępnego prażenia i mielenia w obecności ciekłego azotu. « powrót do artykułu
  21. Prosty trening komputerowy, który nie ma nic wspólnego z emocjami i uczy ignorowania rozpraszających bodźców, może zmienić mózgowe obwody regulujące emocje. Naukowcy z Uniwersytetu Ben-Guriona mają nadzieję, że w przyszłości protokół będzie można stosować u pacjentów z depresją czy zaburzeniami lękowymi. Jako pierwsi wykazaliśmy, że nieemocjonalny trening, który poprawia zdolność ignorowania nieistotnych informacji, może skutkować zmniejszonymi reakcjami mózgu na zdarzenia emocjonalne oraz zmieniać połączenia mózgowe. Zmianom tym towarzyszy wzrost siły połączeń między regionami odpowiedzialnymi za hamowanie reakcji emocjonalnych - opowiada dr Noga Cohen. Ten trening poznawczy można łatwo przeprowadzić w różnych populacjach, np. u dzieci, starszych dorosłych, a także jednostek z zaburzeniami neurologicznymi i psychiatrycznymi. W ramach eksperymentu mózgi 26 zdrowych ochotników badano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) przed i po serii sesji treningowych. W czasie treningu, ignorując kierunki otaczających strzałek, należało stwierdzić, czy strzałka testowa jest skierowana w prawo, czy w lewo. Pierwszy ze skanów wykonano w stanie spoczynku, drugi podczas testu reaktywności emocjonalnej, gdy trzeba było ignorować negatywne obrazki. Tak jak oczekiwano, ochotnicy, którzy ukończyli bardziej intensywną wersję treningu, wykazywali zmniejszoną aktywność ciała migdałowatego - regionu mózgu związanego z negatywnymi emocjami, m.in. smutkiem i lękiem. Dodatkowo intensywny trening skutkował zwiększeniem łączności między ciałem migdałowatym i regionem kory czołowej zaangażowanym w regulację emocjonalną. Świadomi ograniczeń naszego badania - małej liczebności próby złożonej ze zdrowych osób oraz koncentrowania się na krótkoterminowych efektach treningu - sądzimy, że metoda może być skuteczna w przypadku osób z nieprzystosowawczymi zachowaniami emocjonalnymi. « powrót do artykułu
  22. Paleopatolog Albert Zink i mikrobiolog Frank Maixner z Akademii Europejskiej w Bolzano (EURAC) znaleźli w zawartości żołądka Ötzi, alpejskiego człowieka lodu, dowody na obecność bakterii Helicobacter pylori. Gdy prawie 3 lata temu panowie umieścili próbki pobrane z żołądka Ötzi pod mikroskopem, podchodzili do tego dość sceptycznie. Dziś dowody na obecność H. pylori znajduje się w tkance żołądka, dlatego było bardzo mało prawdopodobne, że cokolwiek znajdziemy, bo śluzówka żołądka Ötzi już nie istniała - opowiada Zink. Zink i Maixner się jednak nie zrazili i z naukowcami z Wiednia, Vendy w RPA oraz Instytutu Badania Ludzkiej Historii Maxa Plancka w Jenie próbowali znaleźć sposób na rozwiązanie tego problemu. [...] Wpadliśmy na pomysł, by wyekstrahować całe DNA zawartości żołądka. Gdy się to udało, byliśmy w stanie oddzielić poszczególne sekwencje Helicbacter i zrekonstruować genom H. pylori sprzed 5300 lat - wyjaśnia Maixner, dodając, że naukowcy natrafili na białkowe markery, które współcześnie widuje się u pacjentów zarażonych H. pylori. Świadczy to o wystąpieniu reakcji układu odpornościowego. U 1/10 zarażonych bakterią pojawiają się powikłania w rodzaju zapalenia żołądka czy wrzodów. Nie da się, niestety, powiedzieć, czy coś takiego stało się u Ötzi, bo jak wspominaliśmy wcześniej, tkanki jego żołądka się nie zachowały. [...] Wstępne warunki jednak zaistniały. Dane genetyczne zostały później przesłane do Thomasa Rattei z Uniwersytetu w Wiedniu, który współpracował z kolegami z USA, RPA i Niemiec. Zakładaliśmy, że u Ötzi będzie występował ten sam szczep, co u dzisiejszych Europejczyków. Tymczasem okazało się, że mamy do czynienia ze szczepem, obserwowanym dziś głównie w środkowej i południowej Azji - zaznacza Rattei. Naukowcy przypuszczają, że pierwotnie istniały 2 typy bakterii: afrykański i azjatycki. W pewnym momencie doszło do ich rekombinacji i powstała dzisiejsza wersja europejska. Ponieważ bakteria jest zazwyczaj przekazywana wewnątrz rodziny, historię patogenu można z powodzeniem połączyć z historią światowej populacji. Dotąd naukowcy zakładali, że ludzie z neolitu stali się nosicielami europejskiego szczepu jeszcze przed porzuceniem wędrownego trybu życia, przypadek Ötzi pokazuje jednak, że wcale tak nie musiało być. Rekombinacja oby typów Helicobacter mogła zajść jedynie [...] po erze Ötzi, a to pokazuje, że historia osadnictwa w Europie jest o wiele bardziej złożona niż dotąd sądzono - uważa Maixner. Autorzy publikacji z pisma Science chcą wykorzystać bakterie do zrozumienia rozwoju ludzkości. Planują kilka projektów badawczych na terenie Ameryki Południowej i Azji. « powrót do artykułu
  23. Należąca do Amazona firma Annapurna Labs Inc. rozpoczęła sprzedaż własnych układów scalonych. Kości ARM przeznaczone są m.in. do ruterów Wi-Fi i urządzeń NAS. Annapurna została założona w 2011 roku przez Avigdora Willenza, który wcześniej założył projektującą układy scalone firmę Galileo Technologies. Galileo została kupiona przez Marvella w 2001 roku za 2,7 miliarda dolarów. Willenz z czasem sprzedał też Annapurnę. W styczniu ubiegłego roku Amazon zapłacił za nią 350-370 milionó dolarów. Co ciekawe, koncern Bezosa kupił przedsiębiorstwo, które niczego nie zdążyło jeszcze wyprodukować. Układy Annapurny z serii Alpine korzystają z rdzeni ARMv7 i ARMv8. Są przeznaczone przede wszystkim dla urządzeń domowych, takich jak sieci komputerowe, zarządzanie urządzeniami IoT (Internet of Things), kamerami bezpieczeństwa czy streamingiem 4K/UHD. Kości Alpine znalazły się już w ruterach, urządzeniach NAS i bramkach oferowanych m.in. przez takich producentów jak Netgear, QNAP Systems i Synology. « powrót do artykułu
  24. Ludzie prawdopodobnie zanieczyszczają oceany azotem w mniejszym stopniu, niż sugeruje wiele modeli klimatycznych. Generalnie jest to dobra wiadomość. Jak zauważa profesor Meredith Hastings z Brown University. Możliwe, że ludzie zanieczyszczają oceany w mniejszym stopniu niż sądzimy. To dobra wiadomość. Jednak dodatkowy azot może zwiększać zdolność oceanów do wchłaniania dwutlenku węgla z atmosfery, co w pewnym stopniu niweluje skutki naszej emisji. Jeśli nie wpuszczamy do oceanów takiej ilości azotu, jak sądziliśmy, nie mamy korzyści z wchłaniania węgla. Azot to ważny składnik odżywczy i najpowszechniej występujący gaz w atmosferze. Jego nadmiar w oceanach prowadzi do nadmiernego rozrostu glonów i innych roślin, które mogą zaburzyć równowagę w ekosystemie. Wielkie zakwity glonów prowadzą do pojawienia się w oceanach stref beztlenowych i masowego pomoru ryb. Jednak zwiększona ilość azotu w oceanach stymuluje wzrost fitoplanktonu i innych organizmów korzystających z fotosyntezy, a to z kolei zwiększa zdolność oceanów do wchłaniania CO2. Niektóre modele atmosferyczne zakładają, że nawet 80% azotu trafia do oceanów wskutek działalności człowieka. Te modele przyjmują, że oceany są pasywnym odbiorcą azotu. My chcieliśmy się dowiedzieć, czy to prawda oraz czy oceany mogą być znaczącym emitentem azotu. Jeśli oceany są aktywnym graczem, to trafiający do nich azot nie jest nowym azotem, a azotem podlegającym recyklingowi - mówi uczona. Na potrzeby swoich badań naukowcy przyjrzeli się koncentracji i składowi organicznego azotu zebranego z powietrza i opadów deszczu nad Bermudami. Bermudy to dobre miejsce do prowadzenia takich badań, gdyż w różnych okresach roku nad wyspy napływają różne masy powietrza. Zwykle dominuje powietrze tropikalne znad otwartego oceanu, przemieszczające się w kierunku północnym, jednak w zimie napływa chłodne powietrze z kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, które niesie ze sobą wiele zanieczyszczeń przemysłowych. Jesteśmy w stanie oddzielić to, co pochodzi ze źródeł naturalnych od zanieczyszczeń ze źródeł antropogenicznych - mówi Hastings. Badania wykazały, że koncentracja azotu jest mniej zależna od pochodzenia mas powietrza, a większy wpływ na nią ma aktywność biologiczna w oceanie otaczającym wyspy. Wydaje się, że wskutek procesów biologicznych zachodzących w oceanie, powstają związki, które reagują w atmosferze, tworząc organiczny azot - mówi uczona. Wygląda więc na to, że oceany odgrywają znacznie większą rolę w obiegu azotu niż sądzono, a wpływ człowieka na zawartość azotu w wodach oceanicznych jest przeszacowany. Hastings i jej zespół oceniają, że antropogeniczny azot stanowi jedynie 27% całego azotu obecnego w oceanach. Skoro zaś nie wprowadzamy do oceanów tyle azotu, co sądziliśmy, nie stymulujemy wchłaniania węgla, więc wpływ na jego obieg jest mniejszy niż zakładają modele - mówi Hasings. « powrót do artykułu
  25. Na stanowisku Ed-Dur w emiracie Umm al-Kajwajn odkryto 500 grobowców datowanych na około 100 rok naszej ery. Prostokątne grobowce wykonano z kamieni wydobytych z morza. Wszystkie grobowce zwrócone są na linii północ-wschód, z wyjątkiem jednego, znajdującego się na linii północ-zachód. Wszystkie wybudowano obok domostw, gdyż miejscowa ludność wierzyła, że życie po śmierci jest nierozerwalną kontynuacją życia - mówi Alia Al Ghafi, kierująca w emiracie wydziałem starożytności i dziedzictwa. Podczas najnowszego sezonu archeologicznego wykopano też perły, żelazne i brązowe groty strzał, ceramikę i naczynia szklane. Odkrycie pereł świadczy o tym, że w przeszłości miejsce wykopalisk było portem - stwierdziła uczona. Znaleźliśmy też miecze, piece do wypieku żywności, różne rodzaje paciorków oraz monety z czasów Aleksandra Wielkiego - dodaje. Stanowisko archeologiczne Ed-Dur, jedno z największych na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zostało odkryte w 1973 roku przez irackich archeologów. Prace na nim rozpoczęły się w roku 1974. Przez lata znajdowano tam kamienne domostwa i monety. W latach 1989-1995 odkopano świątynię bóstwa słońca udekorowaną aramejskimi inskrypcjami. Obecnie trwają prace nad jej odrestaurowaniem. W 2009 roku rozpoczęto kolejną serię regularnych wykopalisk, która jest kontynuowana do dzisiaj. Profesor Hamad bin Seray, autor książek na temat Ed-Dur i całego regionu mówi, że z dotychczasowych badań wiemy, iż Ed-Dur był portem należącym do Omana, miasta wspomnianego w Historii Naturalnej przez Pliniusza Starszego. Omana uważa się za dzisiejsze Sohar, dawną stolicę obecnego Omanu. Fakt, że w Ed-Dur znajdowana jest szkliwiona ceramika oraz monety z terenów Półwyspu Apenińskiego, Grecji, Persji, Indii i basenu Morza Śródziemnego wskazuje, iż był to międzynarodowy port łączący Zatokę Perską z resztą świata. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...