Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Francuscy naukowcy jako pierwsi wykazali, że pozbawiony układu nerwowego jednokomórkowy organizm - śluzowiec Physarum polycephalum - jest zdolny do uczenia, a konkretnie do habituacji. Wg nich, rzuca to nieco światła na ewolucję zdolności do uczenia, nawet przed pojawieniem się układu nerwowego i mózgu. Rodzi też pytania dotyczące zdolności uczenia skrajnie prostych organizmów, takich jak bakterie i wirusy. Rozpoczynając badania, Francuzi wyszli od założenia, że jednokomórkowe organizmy także muszą się przystosowywać do zmian w środowisku. Czy potrafią się zatem uczyć? Bakterie przejawiają, oczywiście, umiejętność adaptacji, ale trwa to parę pokoleń i stanowi raczej wynik ewolucji. Romain P. Boisseau, David Vogel i Audrey Dussutour z Centrum Badań nad Poznaniem Zwierząt (CNRS) postanowili więc znaleźć dowód na uczenie jednokomórkowego organizmu - śluzowca P. polycephalum, który zamieszkuje cieniste, chłodne obszary i jest obdarzony zadziwiającymi umiejętnościami (rozwiązuje np. labirynty i unika pułapek). Podczas 9-dniowego eksperymentu naukowcy stykali 2 grupy P. polycephalum z gorzką, ale nieszkodliwą substancją: jedną z chininą, a drugą z kofeiną. By dostać się do źródła pokarmu, trzeba było pokonać zaimpregnowany nią mostek. Grupa kontrolna przebywała "czysty" mostek. Początkowo oporne, z czasem śluzowce stopniowo stwierdzały, że związek jest nieszkodliwy i coraz szybciej pokonywały pokryte nim obszary. Po 6 dniach zachowywały się tak samo jak grupa kontrolna. Po kilkakrotnym wystąpieniu danego bodźca (gorzkiej, ale nieszkodliwej substancji) przestawały na niego reagować, podlegały więc habituacji. Po 2 dniach niestykania się z goryczą, wróciły do pierwotnego zachowania, czyli nieufności. Co istotne, śluzowce przyzwyczajone do kofeiny były nieufne w stosunku do chininy, a habituowane pod kątem chininy "nie dowierzały" kofeinie. Oznacza to zatem, że habituacja dotyczyła jednej konkretnej substancji. « powrót do artykułu
  2. Microsoft kupi od firmy Twist Bioscience 10 000 000 długich oligonukleotydów. Te fragmenty kwasów nukleinowych posłużą koncernowi z Redmond do przeprowadzenia eksperymentów nad przechowywaniem danych w DNA. Kod genetyczny pozwala na niezwykle gęste upakowanie danych. W 1 gramie DNA można przechować niemal 1 zettabajt (miliard terabajtów) danych. DNA jest też nośnikiem niezwykle odpornym na działanie czynników środowiskowych. Sekwencjonowano już DNA liczące wiele tysięcy lat, a w 2013 roku niemieccy naukowcy dowiedli, że dane cyfrowe można będzie przechowywać w DNA przez co najmniej 500 lat. Największym problemem związanym z wykorzystaniem DNA są trudności w zapisaniu i odczytaniu danych. Zapis jest wykonywany przez Twist Bioscience. Firma korzysta z wybudowanego przez siebie urządzenia i dostarcza swoim klientom DNA przygotowywane na zamówienie. Takie DNA na zamówienie kosztuje około 10 centów za parę bazową. Twist ma nadzieję, że uda się obniżyć koszty do 2 centów. Odczyt danych jest dokonywany przez sekwencjonowanie genomu. Jego koszt znacząco spadł w ciągu ostatnich 20 lat. Zsekwencjonowanie ludzkiego genomu, prowadzone w latach 1990-2003, kosztowało 3 miliony dolarów. Obecnie tę samą operację można przeprowadzić za 1000 USD. Koszty nośnika z DNA wciąż są jeszcze zbyt wysokie, by technologia taka mogła się upowszechnić. Kolejne prace dowodzą jednak, że sama technologia działa, pozostaje jedynie ją udoskonalać i obniżać koszty. Microsoft poinformował, że wstępne badania z wykorzystaniem dostarczonych przez Twist łańcuchów wykazały, iż możliwe jest odzyskanie wszystkich danych zapisanych w oligonukleotydach. « powrót do artykułu
  3. Najnowsze odkrycie wskazuje, że w wysokich partiach Alp ludzie zajmowali się produkcją mleka już ponad 3000 lat temu. Produkcja mleka to bardzo ważny składnik tradycji mieszkańców Alp, jednak niewiele wiadomo o tym, kiedy i jak rozpoczął się ten rodzaj działalności ekonomicznej. Francesco Carrer z University of York oraz jego koledzy znaleźli pozostałości mleka w ceramice odkrytej w pozostałościach alpejskiej kamiennej budowli sprzed 3000 lat. Zdaniem autorów badań naczynia, których fragmenty znaleziono, mogły służyć do podgrzewania mleka. Naukowcy oparli swoje badania na niewielkiej liczbie znalezisk, gdyż tego typu obiekty źle przechowują się w wysokich partiach Alp. Jednak dane uzyskane z trzech miejsc archeologicznych pozwoliły im na wysunięcie hipotezy, że produkcja mleka trwa w Alpach od co najmniej 3000 lat. « powrót do artykułu
  4. Dzięki wykorzystaniu technologii rozpraszania neutronowego odkryto nowe zachowanie molekuł wody. Molekuły te, ściśnięte w bardzo małej przestrzeni, tunelują, wykazując zachowanie znane z fizyki kwantowej. Uczeni wykorzystując Spallation Nautron Source należące do amerykańskiego Oak Ridge National Laboratory oraz brytyjskie Rutheford Appelton Laboratory, opisali zachowanie molekuł wody zamkniętych w heksagonalnych tunelach o średnicy 5 angstromów w berylu. W niskiej temperaturze tunelująca woda porusza się zgodnie z zasadami fizyki kwantowej, przenika przez przeszkody, które są nieprzenikalne w świecie fizyki klasycznej. To oznacza, że atomy tlenu i wodoru tworzące molekułę wody zmieniają lokalizację i są jednocześnie obecnie we wszystkich sześciu pozycjach tunelu. To jeden z tych fenomenów, które mają miejsce wyłącznie w fizyce kwantowej i nie mają odpowiednika w naszym codziennym życiu - mówi główny autor badań, Alexander Kolesnikov z ORNL. Odkrycie, że molekuły wody tunelują pozwolą lepiej zrozumieć termodynamikę i zachowanie wody w bardzo małych przestrzeniach, takich jak np. ściany komórkowe czy skały poddane wysokiemu ciśnieniu. Uczeni będą mogli zbadać,jak odbywa się transport wody w organizmach żywych oraz dokładniej opisać procesy geologiczne. Odkrycie to pokazuje pozwala nam zrozumieć fundamentalne kwestie związane z zachowaniem się wody oraz sposób, w jaki woda wykorzystuje energię - mówi współautor badań Lawrence Anovitz. Dotychczas obserwowano tunelujące atomy wodoru, odkrycie tunelowania molekuł wody to coś nowego. Badanie za pomocą rozpraszania neutronowego wykazało, że podczas tunelowania się molekuła przyjmuje niezwykły kształt. Średnia energia kinetyczna protonów uzyskana podczas badań - mierzona w temperaturze niemal zera absolutnego - jest o około 30% mniejsza niż w wodzie w stanie płynnym lub stałym. To całkowicie nie zgadza się z powszechnie akceptowanymi modelami - dodaje Kolesnikov. « powrót do artykułu
  5. Kierowany przez prof. Andrzeja Niedzielskiego z Centrum Astronomii UMK międzynarodowy zespół astronomów odkrył bardzo egzotyczną planetę, tak zwanego ciepłego Jowisza, przy bardzo starej, blisko dwukrotnie bardziej masywnej niż Słońce gwieździe. To już dwudziesty układ planetarny odkryty przez astronomów z UMK. Gwiazda macierzysta, o nazwie TYC 3667-1280-1, to tzw. czerwony olbrzym. Jest to obiekt o średnicy sześciokrotnie większej niż Słońce i 30 razy jaśniejszy. Znajduje się w gwiazdozbiorze Kasjopei, około 1600 lat świetlnych od Słońca. Takie planety są niezwykle rzadkie, odkryta przez naukowców z UMK jest jedyną znaną przy tak masywnej gwieździe. Planeta, nazwana zgodnie z obowiązującą konwencją TYC 3667-1280-1 b, ma masę ponad pięciokrotnie większą niż Jowisz i krąży wokół swojej gwiazdy na bardzo ciasnej orbicie - jej "rok" trwa zaledwie 26,5 dnia. Gdyby umieścić ją w Układzie Słonecznym, byłby to najbliższy Słońcu obiekt, o orbicie dwa razy ciaśniejszej niż orbita Merkurego. Ze względu na tak małą odległość od gwiazdy, na tej gazowej planecie panuje temperatura około 1100 stopni Celsjusza. To już dwudziesty układ planetarny znaleziony przez zespół prof. Niedzielskiego. Wszystkie badania prowadzące do tych odkryć zostały wykonane za pomocą 10-metrowego teleskopu Hobby-Eberly w Teksasie, a ostatnich pięć także przy współudziale włoskiego teleskopu Galileusza, o średnicy zwierciadła 3.6 metra. Instrument ten wyposażony jest w spektrograf HARPS-N, jedno z dwóch najdokładniejszych tego typu urządzeń na świecie, które pozwala na pomiar prędkości gwiazd z dokładnością lepszą niż 1 m/s. Wśród układów odkrytych przez zespół większość stanowią stare układy planetarne przy tzw. czerwonych olbrzymach, w których poszukiwaniach zespół ten się specjalizuje. W trzech z nich jednocześnie odkryte zostały po dwie planety. Odkrywane przez zespół prof. Niedzielskiego planety zazwyczaj krążą znacznie dalej swoich gwiazd niż ta przy TYC 3667-1280-1. Rekordzistką wśród nich jest planeta przy gwieździe BD+49 828, która krąży w odległości aż 4.2 jednostki astronomicznej, a jej "rok" trwa 2590 dni. W skład zespołu wchodzą także prof. Aleksander Wolszczan (Uniwersytet Stanowy Pensylwanii, USA), dr Eva Villaver (Uniwersytet Autonomiczny w Madrycie, Hiszpania), dr Grzegorz Nowak (Instytut Astronomiczny Wysp Kanaryjskich, Hiszpania), dr Monika Adamów (Uniwersytet Stanowy w Teksasie i Obserwatorium Astronomiczne McDonalda, USA, a także UMK), dr Gracjan Maciejewski (Centrum Astronomii UMK), dr Kacper Kowalik (Narodowe Centrum Zastosowań Superkomputerowych w Illinois, USA) oraz doktorantki: Beata Deka-Szymankiewicz i Michalina Adamczyk z UMK. Badania prof. Niedzielskiego finansowane są przez Narodowe Centrum Nauki. Praca prezentująca najnowsze odkrycie została opublikowana w europejskim periodyku Astronomy & Astrophysics w formie listu do wydawcy. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z McMaster University odkryli, że zaledwie jedna minuta bardzo intensywnych ćwiczeń zapewnia korzyści zdrowotne podobne do związanych z dłuższym tradycyjnym treningiem wytrzymałościowym. To bardzo ekonomiczna czasowo strategia treningowa. Krótkie epizody intensywnej aktywności są zadziwiająco skuteczne - podkreśla prof. Martin Gibala. Kanadyjczycy postanowili porównać trening przedziałowy o wysokiej intensywności (ang. high intensity interval training, HIIT) z treningiem umiarkowanej intensywności niepodzielonym na interwały (ang. moderate-intensity continuous training, MICT). Przyglądano się paru kluczowym wskaźnikom zdrowotnym, w tym wrażliwości na insulinę i wydolności fizycznej (wydolności serca i układu oddechowego, ang. cardiorespiratory fitness). Do studium zebrano grupę 25 prowadzących siedzący tryb życia mężczyzn (wiek 27±8; BMI = 26±6kg/m2). Wylosowano ich do 3 grup: jednej kontrolnej i 2 innych, które w ciągu 3 miesięcy miały 3 razy w tygodniu uprawiać albo trening intensywny (HIIT), albo umiarkowany (MICT). Dla grupy uprawiającej trening HIIT przewidziano trzy 20-sekundowe interwały jazdy na rowerze stacjonarnym ze 100-proc. obciążeniem (~500 W), przedzielone 2 minutami jazdy na poziomie 50 W. W przypadku MICT chodziło o 45 min stałej jazdy na rowerze na poziomie ok. 70% tętna maksymalnego (~110 W). Oba protokoły uwzględniały 2-min rozgrzewkę i 3-min etap uspokojenia na poziomie 50 W. Okazało się, że po 12 tygodniach rezultaty były bardzo podobne, mimo że grupa MICT trenowała dużo dłużej (1 minuta intensywnego ruchu plus czas rozgrzewek itp., w sumie 10 min vs. 45 min plus czasy rozgrzewki i wyciszenia, w sumie 50 min na sesję). W obu grupach maksymalny pułap tlenowy (VO2max) wzrósł o 19%. Tak samo poprawił się też wskaźnik insulinowrażliwości (ISI), określony na podstawie testu dożylnego obciążenia glukozą (ang. intravenous glucose tolerance test, IVGTT) przeprowadzonego przed i 72 godz. po treningu. Analogiczne rezultaty zaobserwowano w przypadku zawartości mitochondriów w mięśniach szkieletowych. Większość ludzi usprawiedliwia nieaktywność brakiem czasu. Nasze badanie pokazuje, że podejście interwałowe może być skuteczniejsze - osiąga się te same korzyści zdrowotne i sprawnościowe co w tradycyjny sposób, ale w krótszym czasie - zaznacza Gibala. Gibala od ponad 10 lat bada wpływ treningu interwałowego. Jako pierwszy naukowiec wykazał, że parę minut intensywnego wysiłku tygodniowo daje zbliżone rezultaty do dłuższych, nieprzerwanych treningów. Jego zespół eksperymentował z wieloma protokołami, by zidentyfikować najbardziej oszczędne czasowo strategie. Podstawowe zasady odnoszą się do wielu form ćwiczeń - podsumowuje Kanadyjczyk. « powrót do artykułu
  7. Wskutek zmian socjoekonomicznych częstość występowania otyłości wśród młodych Chińczyków z obszarów wiejskich szybko wzrosła. Dane dotyczące 29-letniego okresu pozyskano z 6 badań przekrojowych (z 1985, 1995, 2000, 2005, 2010 i 2014 r.) dzieci w wieku szkolnym z prowincji Szantung. W sumie uwzględniono 27.840 osób z obszarów wiejskich w wieku 7-18 lat. Definiując nadwagę i otyłość, naukowcy korzystali z wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia, International Obesity Task Force (IOTF) oraz Working Group on Obesity in China (WGOC). Jak tłumaczą autorzy publikacji z European Journal of Preventive Cardiology, zgodnie z kryteriami WGOC nadwagę stwierdza się u 18-letnich chłopców i dziewcząt przy BMI równym 24-27,9, a wskaźnik masy ciała równy lub przekraczający 28 oznacza otyłość. By móc dokonywać porównań z innymi krajami, wskaźniki nadwagi i otyłości wyliczono też za pomocą kryteriów IOTF i Światowej Organizacji Zdrowia. To największa eksplozja dziecięcej i młodzieżowej otyłości, z jaką się kiedykolwiek spotkałem - twierdzi Joep Perk z Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Zgodnie z kryteriami WGOC, częstość występowania nadwagi i otyłości wśród chłopców wzrosła z, odpowiednio, 0,74 i 0,03% w 1985 r. do 16,35 i 17,20% w roku 2014, a wśród dziewcząt z 1,45 i 0,12% w 1985 r. do 13,91 i 9,11% w roku 2014. Podobny trend zaobserwowano, stosując kryteria IOTF i WHO. Studium pokazało, że szybkie zmiany socjoekonomiczne i żywieniowe doprowadziły do wzrostu liczby spożywanych kalorii i spadku aktywności fizycznej. Ludzie odeszli od tradycyjnej diety chińskiej i przeszli na dietę wysokotłuszczową, wysokoenergetyczną i ubogą w błonnik. Jednym z powodów, dla których nadwagę i otyłość częściej obserwuje się u chłopców, jest fakt, że tradycyjnie, zwłaszcza na obszarach wiejskich, synowie są bardziej cenieni, co oznacza, że przeznacza się dla nich więcej zasobów rodzinnych. « powrót do artykułu
  8. Oprogramowanie przeznaczone do badania śladów stóp z miejsc zbrodni pozwoliło naukowcom odkryć nowe fakty dot. stanowiska Laetoli w Tanzanii, a konkretnie zachowanych w skamieniałych popiołach wulkanicznych najstarszych odcisków stóp dwunożnych hominidów, najprawdopodobniej przedstawicieli gatunku Australopithecus afarensis. Znaleziono m.in. wskazówki sugerujące istnienie 4. osobnika. Autorem oprogramowania, które umożliwia trójwymiarowe uchwycenie odcisków oraz ich cyfrową analizę, jest dr Marcin Budka z Uniwersytetu w Bournemouth. Ślady z Laetoli są najstarsze na świecie [mają ok. 3,6 mln lat]. Dają nam one fascynujący wgląd w sposób poruszania hominidów. Techniki, które opracowujemy z myślą o współczesnych miejscach zbrodni, mogą ujawnić co nieco nowego także o śladach z prehistorycznych stanowisk - podkreśla prof. Matthew Bennett. Tropy z Tanzanii odkryła w 1976 r. Mary Leakey. Na stanowisku widnieją 2 równoległe ślady. Jeden z nich został zatarty, gdy przeszedł po nim 3. osobnik. W ciągu ostatnich 40 lat szlak kompozytowy przeważnie ignorowano, skupiając się na czystej wersji. Zespół prof. Bennetta zastosował oprogramowanie Budki, dzięki czemu udało się rozdzielić nałożone ślady i po raz pierwszy ujawnić szlak 3. hominida. Pojawiły się też wskazówki dot. 4. bohatera zdarzeń. Jesteśmy zadowoleni, że możemy wykorzystać naszą technikę, by uzyskać nowe dane z tych bardzo starych śladów - cieszy się Budka. To oznacza, że podwoiliśmy ilość danych dostępnych dla społeczności paleoantropologów [...] - dodaje dr Sally Reynolds. Uczona tłumaczy, że dysponując rozdzielonymi śladami, możemy się np. dowiedzieć, ile ważyły, jak wysokie były i jak poruszały się jednostki, które je pozostawiły. Budka podkreśla, że oprogramowanie może być wykorzystywane nie tylko przez (paleo)antropologów, ale i przez policję czy biologów (w przypadku śladów innych zwierząt, np. dinozaurów albo ptaków). Naukowcy pracują też nad dodaniem do oprogramowania nowych funkcji. « powrót do artykułu
  9. Mimo mniejszych mózgów krukowate wydają się tak inteligentne jak szympansy. Wg naukowców z międzynarodowego zespołu, wskazuje to, że większą rolę niż rozmiar odgrywają gęstość neuronalna i budowa mózgu ptaków. Absolutna wielkość mózgu to nie wszystko. Odkryliśmy, że mimo mniejszych mózgów, krukowate wypadają tak samo dobrze jak człowiekowate - podkreśla doktorant Can Kabadayi z Uniwersytetu w Lund. Jednym z aspektów inteligencji jest tzw. kontrola hamująca (ang. inhibitory control), bez której zachowanie traci elastyczność i jest zastępowane przez impulsywne reakcje. W 2014 r. zespół z Duke University porównywał kontrolę hamującą 36 gatunków, głównie naczelnych i małp. Amerykanie posłużyli się przezroczystym cylindrem z otworami z obu stron. W jego wnętrzu znajdował się pokarm. By wykonać zadanie, zwierzę musiało powstrzymać się od sięgania bezpośrednio po kąsek i wykorzystać dziury boczne. Małpy wypadały wtedy najlepiej, więc naukowcy doszli do wniosku, że dla inteligencji decydująca jest absolutna wielkość mózgu. Biolodzy z Duke University nie uwzględnili jednak w testach krukowatych. Kabadayi i współpracownicy z Uniwersytetu w Oksfordzie, a także Instytutu Ornitologii Maxa Plancka postanowili więc zbadać kruki, wrony brodate i kawki zwyczajne. W eksperymencie wzięło udział 5 dorosłych kruków (3 samice), 10 wron brodatych (4 samice) i 10 kawek (5 samic). Na początku ekipa uczyła ptaki pozyskiwania jedzenia z matowych rurek z otworem na każdym z końców. Później testy powtórzono z przezroczystym cylindrem. Cylindry umieszczano na drewnianej podstawie. Otwory umożliwiały włożenie do środka głowy, by wydobyć ułożony pośrodku pokarm. Naturalnym impulsem powinno być sięganie wprost po kąsek, jednak wszystkie kruki próbowały dostać się do niego od strony otworu. Jak ujawniają naukowcy, kruki poprawnie wykonały 100% prób (10 na 10), średnia dla kawek wynosiła 97% (min. = 8, maks. = 10), a dla wron brodatych 92% (min. = 7, maks. = 10). To wyniki porównywalne z człowiekowatymi: szympansami (100%), orangutanami (99,1%), bonobo (95%) i gorylami (94,4%). « powrót do artykułu
  10. Sonda Cassini, jeden z najbardziej zasłużonych instrumentów naukowych, przygotowuje się do swojego ostatniego zadania. W ciągu najbliższych 12 miesięcy urządzenie - które od ponad 10 lat znajduje się na orbicie Saturna - rozpocznie serię manewrów, dzięki którym przekaże na Ziemię wcześniej niedostępne obrazy planety, a w końcu wejdzie w jej atmosferę i ulegnie zniszczeniu. Program Grand Finale rozpocznie się w przyszłym roku. Wcześniej przez 6 miesięcy sonda będzie badała najbardziej zewnętrzny pierścień F Saturna i 12-krotnie zbliży się do Tytana, największego księżyca planety. Pomiędzy kwietniem a wrześniem przyszłego roku sonda aż 22-krotnie przebędzie drogę pomiędzy Saturnem a najbardziej zewnętrznym pierścieniem. Nigdy żaden pojazd tam nie latał. To bardzo ekscytujące - mówi Linda Spilker z Jet Propulsion Laboratory, odpowiedzialna za sondę. Cassini podleci do planety niezwykle blisko, znajdzie się w odległości zaledwie 64 000 kilometrów od jej centrum. Przeprowadzone przez nią badania mogą dać odpowiedź na pytanie czy Saturn ma skaliste jądro, jak działa system pogodowy planety oraz jaka jest dokładna długość doby na Saturnie. Będziemy mogli zbadać strukturę wewnętrzną Saturna, zmierzyć jego pole grawitacyjne i magnetyczne oraz - być może - po raz pierwszy zmierzyć prędkość obrotową - dodaje Spilker. Zbierane będą tez dane na temat atmosfery, jonosfery i pasów radiacyjnych. "Szczególnie interesują mnie pomiary masy pierścieni Saturna" - mówi Larry Esposito z Laboratory for Atmospheric and Space Physics. Jeśli poznamy ich masę, będziemy mogli określić wiek pierścieni i przekonać się, czy są one w wieku Układu Słonecznego czy też znacznie młodsze. Sonda Cassini od początku była skazana na zagładę. Po ponad 10 latach pracy i dwukrotnym przedłużeniu misji sondzie kończy się paliwo. Jako, że na Enceladusie i Tytanie może istnieć życie, NASA nie chce ryzykować, iż nieczynna sonda spadnie na których z tych księżyców i zniszczy tamtejsze życie. Dlatego też Cassini ma zostać zniszczona poprzez skierowanie jej na Saturna. Cassini zakończy pracę 15 września 2017 roku. Do ostatnich minut będzie przekazywała dane na Ziemię. « powrót do artykułu
  11. Międzynarodowy zespół naukowy pracujący pod kierunkiem specjalistów z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. Łomonosowa, odkrył, który enzym jest odpowiedzialny za oddychanie u Escherichii coli. Dotychczas nie było wiadomo, w jaki sposób E. coli jest w stanie przetrwać w ludzkim organizmie. Teraz okazuje się, że za oddychanie tego patogenu odpowiadają enzymy, które nie występują u człowieka. To zaś oznacza możliwość stworzenia nieszkodliwych dla ludzi leków zwalczających E.coli. Escherichia coli żyje w układzie pokarmowym, gdzie powstaje dużo siarkowodoru, gazu zaburzającego oddychanie. E. coli jest o tyle zaskakującym organizmem, że w środowisku, w którym żyje koncentracja siarkowodoru jest kilkaset razy większa od koncentracji wymaganej do ograniczenia pracy oksydazy cytochromu c, a przez to do upośledzenia oddychania komórkowego. Wydawałoby się, że E. coli nie może oddychać, jednak w jakiś sposób jest w stanie przetrwać w układzie pokarmowym. Uczeni uznali więc, że możliwe jest oddychanie w obecności siarkowodoru, jednak musi się ono odbywać za pośrednictwem innej oksydazy. E. coli posiada dwa typy oksydaz: oksydazę cytochromową bo, która jest bardzo podobna do oksydazy cytochromu c oraz oksydazy typu bd. Postawiliśmy hipotezę, że oksydazy bd są bardziej odporne na działanie siarkowodoru niż oksydaza bo - mówi profesor Witalij Borisow. Naukowcy przygotowali więc E. coli posiadające tylko jedną z oksydaz (bd-I, bd-II oraz bo) i przeprowadzili szereg badań biochemicznych, biofizycznych i mikrobiologicznych, które miały ujawnić, w jaki sposób siarkowodór wpływa na tak zmanipulowane E. coli. Aktywność oksydazy bo jest całkowicie hamowana przez siarkowodór. Związek ten nie wpływa jednak na oksydazy bd - stwierdza profesor Borisow. Jako, że w ludzkim organizmie oksydazy bd nie występują, odkrycie to może zaowocować opracowaniem leków biorących na cel te właśnie oksydazy. I nie dotyczy to wyłącznie E. coli. Na przykład bakteria wywołująca gruźlicę również korzysta przede wszystkim z oksydazy bd, a trudno ją obecnie zwalczać, gdyż szybko zyskuje oporność na antybiotyki. Dzięki nowemu odkryciu mogą powstać leki, które uniemożliwią oddychanie patogenom, nie zaburzając przy tym pracy komórek ludzkiego organizmu. « powrót do artykułu
  12. Wg historyków kulturalnych Helmera Helmersa z Uniwersytetu w Amsterdamie i Nadine Akkerman z Uniwersytetu w Lejdzie z XVII-wiecznego wraku zalegającego dna Morza Wattowego w pobliżu wyspy Texel wydobyto skrzynię z ubiorami, które najprawdopodobniej należały do Jean Ker, hrabiny Roxburghe, a zarazem powiernicy i dwórki królowej Henrietty Marii Francuskiej. W marcu 1642 r. królowa podróżowała z tajną misją do Niderlandów, gdy jeden z jej okrętów bagażowych zatonął na Morzu Wattowym. Doskonale zachowaną, bogato zdobioną jedwabną suknię można od 14 kwietnia oglądać na wystawie Garde Robe, którą otwarto w muzeum Kaap Skil. Oprócz niej na stanowisku odkryto pelerynę, pończochy oraz zdobione dużą ilością srebrnej i złotej nici jedwabne i satynowe gorsety. Poza tekstyliami nurkowie natrafili m.in. na włoską porcelanę, kielich z pozłacanego srebra i pachnidła z Grecji oraz Turcji. Z dna wyłoniły się także okładki książek z herbem Stuartów. Ponieważ we wraku wszystko zachowało się dobrze, spełnił on funkcję kapsuły czasu, dzięki której będzie można odtworzyć życie i pracę zaokrętowanych, stosunki handlowe i sytuację polityczną z tego okresu. Akkerman i Helmers są ekspertami od Stuartów. Ustalenia dotyczące właścicielki garderoby bazują na liście z 17 marca 1642 r., napisanym przez Elżbietę Stuart, księżniczkę angielską i szkocką, elektorkę Palatynatu Reńskiego i królową Czech, do angielskiego dyplomaty sir Thomasa Roe. Stwierdza w nim ona, że jej bratowa straciła w czasie rejsu bagaż. Oprócz strojów 2 dwórek i ich pokojówek zaginęły przedmioty należące do samej królowej (naczynia z prywatnej kaplicy). Oficjalnie celem podróży Henrietty Marii było dostarczenie 11-letniej córki Marii na dwór Wilhelma III Orańskiego (dziewczyna miało go poślubić w kolejnym roku), lecz naprawdę chodziło o sprzedaż klejnotów koronnych i zakup za uzyskane pieniądze broni. Akkerman szybko rozwiązała zagadkę właścicielki sukni. Kiedy Helmer powiadomił mnie o odkryciu, 5 minut zajęło nam dokopanie się do odpowiedniego listu, który transkrybowałam i odczytywałam w 2006 r. [Później] szukaliśmy kolejnych źródeł. « powrót do artykułu
  13. Z myślą o osobach zapatrzonych w smartfony w Augsburgu w Bawarii zainstalowano sygnalizację świetlną w chodniku. Władze miasta wdrożyły takie rozwiązanie, bo w ostatnim czasie cichy tramwaj potrącił tu 2 przechodniów skupionych na zawartości własnych telefonów. Odnieśli oni tylko lekkie obrażenia, ale w pobliskim Monachium doszło w marcu do o wiele poważniejszego, bo śmiertelnego wypadku. Pod kołami tramwaju zginęła 15-latka, która nie zwracała uwagi na otoczenie z tego samego powodu co augsburczycy, w dodatku nosiła też słuchawki. Od 19 kwietnia chodnikowe światła działają na 2 augsburskich przystankach. Migają na czerwono, gdy nadjeżdża tramwaj lub gdy zapalą się czerwone światła z sygnalizacji miejskiej. Zorientowaliśmy się, że normalna sygnalizacja świetlna nie znajduje się w dzisiejszych czasach na linii wzroku wielu pieszych. Zdecydowaliśmy się więc na dodatkowy zestaw świateł [...] - wyjaśnił gazecie Augsburger Allgemeine (AA) Tobias Harms z urzędu miasta. Jak to zwykle bywa, część mieszkańców cieszy się z rozwiązania, a część utyskuje na kondycję współczesnego społeczeństwa i zgubne nawyki młodzieży. Nastolatek zaczepiony przez dziennikarza AA stwierdził, że aż do tej pory nie był świadom, że takie światła się w ogóle pojawiły. Wg niego, mogą się one sprawdzić np. nocą. « powrót do artykułu
  14. Generalnie pluskwy domowe (Cimex lectularius) wolą się ukrywać w miejscach czerwonych lub czarnych, ale na preferencje osobnicze wpływają już różne czynniki, np. wiek czy płeć. Naukowcy z Uniwersytetu Florydzkiego i Union College w Lincoln zastanawiali się, czy pluskwy wybierają kryjówki o określonych barwach, postanowili więc przeprowadzić eksperyment. Naukowcy posłużyli się przypominającymi namiociki schronieniami z brystolu. Umieszczali je na szalkach Petriego i dawali owadom 10 minut na wybór któregoś z nich. Uwzględnili kilka wersji pierwotnego scenariusza badawczego: testowali pluskwy na różnych stadiach rozwojowych, samce i samice, pojedyncze osobniki albo grupy, a także owady najedzone vs. głodne. Wyniki opublikowane w Journal of Medical Entomology pokazały, że pluskwy silnie preferowały czerwień i czerń i wydawały się unikać zieleni i żółci. Spekulowano, że próbując się ukryć, pluskwy wejdą do jakiegokolwiek schronienia, jednak eksperymenty z kolorami pokazały, że owady te nie chowają się byle gdzie, ale wybierają miejsca na podstawie barwy [...]. Początkowo myśleliśmy, że pluskwy mogą woleć czerwień, bo krew, na której żerują, jest czerwona. Po zakończeniu studium sądzimy jednak, że głównym powodem, dla którego pluskwy lubią czerwień, jest fakt, że same wydają się czerwone. Znane z tworzenia skupisk stawonogi udają się do takich kryjówek, bo [po prostu] chcą przebywać z innymi C. lectularius - wyjaśnia dr Corraine McNeill. Naukowcy podkreślają, że te ogólne preferencje zmieniały się z wiekiem, a także w zależności od tego, czy owady były same, czy w grupie i czy były głodne, czy nie. Co więcej, samce i samice także wolały inne barwy. Samice wolały schronienie cechujące się krótszymi długościami fal (liliowe - 14,5% i fioletowe - 11,5%), a samce dłuższymi (czerwone - 37,5% i czarne - 32%). Preferencja dla pomarańczowego i filetowego była silniejsza, gdy pluskwy nakarmiono. Na każdym stadium pluskwy wolały inne barwy, co wg badaczy, ma związek z budową/pigmentacją rozwijających się oczu. O ile larwy 1. stadium nie wykazywały znaczących preferencji barwnych, o tyle do momentu stania się larwą 5. stopnia (nimfą) aż 27,5% silnie optowało za czerwienią i czernią (podobne preferencje miały imago). Proporcja złożonych jaj była wyższa w niebieskich, czerwonych i czarnych "azylach". Amerykanie uważają, że pluskwy unikają zieleni i żółtego, bo kolory te przypominają jaskrawo oświetlone rejony. Wspominając o ulepszeniu pułapek, akademicy stawiają na połączenie urządzeń monitorujących o określonej barwie z feromonami lub dwutlenkiem węgla. « powrót do artykułu
  15. Niewiele gatunków zwierząt doświadcza tak szybkich zmian środowiskowych, z jakim mają do czynienia pingwiny białookie, maskowe i białobrewe zamieszkujące Półwysep Antarktyczny. Półwysep ociepla się kilkukrotnie szybciej niż cała planeta, od połowy lat 20. XX wieku średnie temperatury wzrosły tam o... 6-7 stopni Celsjusza. Ma to olbrzymi wpływ na ilość lodu morskiego. Obecnie okres formowania się tego lodu jest aż o 90 dni krótszy niż w przeszłości. To bardzo ważne, gdyż pojawianie się i wycofywanie lodu morskiego jest silnikiem napędowym wielu procesów w morskim ekosystemie Antarktyki, a jego wpływ na trzy gatunki pingwinów jest istotny - mówi Bill Fraser, ekolog i ekspert ds. pingwinów Bill Fraser, który od 1974 roku pracuje na w ramach Antarctica's Palmer Station's Long-Term Ecological Research (LTER) i bada ptaki morskie. Gatunki te to odpowiednik kanarków w kopalniach, informują nas one o zmianach klimatycznych w Antarktyce, są niezwykle czuła nawet na niewielkie zmiany w systemie, gdyż cała ich życie zależy od równowagi pomiędzy lodem morskim a dostępnością do otwartych wód" - wyjaśnia Fraser. W ostatnich latach Fraser obserwuje rosnące opady deszczu i śniegu na Półwyspie. W przeszłości deszcz był rzadkością, obecnie jaja i młode pingwiny toną w wodzie. Problemem jest też zmniejszająca się ilość lodu morskiego, co utrudnia pingwinom dostęp do żywności. Pingwiny używają lodu jako platformy do żerowania. Dzięki lodowi pingwiny białookie docierają do najbardziej obfitych łowisk. Gdy brakuje lodu zwierzęta nie mogą efektywnie się odżywiać - mówi uczony. Jednak to, co szkodzi pingwinom białookim, pomaga pingwinom maskowym i białobrewym, gdyż te gatunki wolą otwarte wody, pozbawione lodu. Dlatego też Fraser obserwuje, że populacje tych dwóch gatunków gwałtownie się rozrastają w południowych częściach Półwyspu Antarktycznego. Nieco inaczej wygląda sytuacja w północnej części. Naukowcy obawiają się, że mniejsza ilość lodu wpłynie tam niekorzystnie na ilość krylu, który stanowi główne źródło pożywienia dla pingwinów białookich i maskowych. Lód chroni młody kryl przez mroźnymi zimami i zapewnia mu pożywienie w postaci alg. Andrea Kavanagh z Global Penguin Conservation Campaign informuje, że w ciągu 30 lat liczba pingwinów w tamtym regionie spadła o 30%. Przyczyną tego spadku jest nie tylko globalne ocieplenie ale i rybołówstwo. Pomimo tego, że w Oceanie Południowym znajduje się olbrzymia ilość krylu, to jednak silnie skoncentrowane rybołówstwo jest szkodliwe dla drapieżników, szczególnie dla pingwinów, które w okresie lęgu i wychowywania młodych nie mogą oddalać się zbytnio od lądu. Muszą znaleźć pożywienie w pobliżu i szybko dostarczyć je młodym - mówi uczona. Organizacja Pew Charitable Trusts, która prowadzi Global Penguin Conservation Campaign obawia się, że w miarę postępów globalnego ocieplenia rybołówstwo będzie coraz bardziej intensywne i coraz bardziej szkodliwe dla pingwinów. Dlatego też organizacja apeluje o utworzenie rezerwatu i zakaz połowów krylu w pobliżu wybrzeża. Fraser zauważa jednak, że związek pomiędzy populacją pingwinów a dostępnością krylu nie jest do końca jasny. Wszystkie trzy badane przez nas gatunki pingwinów żywią się głównie krylem. Nie wiemy, jak to się dzieje, że wraz ze zmniejszającą się ilością lodu morskiego i prawdopodobnie związaną z tym mniejszą ilością krylu, spada liczebność pingwinów białookich, ale rośnie maskowych i białobrewych. Można by pomyśleć, że gdy spada ilość krylu, spadnie liczebność wszystkich trzech gatunków. Jednak proces taki nei zachodzi ani tutaj, ani w innych obszarach Półwyspu Antarktycznego, gdzie gatunki te współwystępują - mówi Frazer. Obecnie operujące w okolicy przedsiębiorstwa rybackie łowią poniżej limitów ustalonych przez Commission for the Conservation of Antarctic Marine Living Resources (CCAMLR), która zezwala na połów 620 000 ton, czyli około 1% krylu w regionie. Roczne połowy wynoszą około 0,3%. Cilia Indahl z firmy Aker BioMarine AS mówi, że jeśli naukowcy wykażą, iż połowy krylu w pobliżu wybrzeży szkodzą pingwinom, to jej przedsiębiorstwo poprze propozycję zakazu łowienia przy wybrzeżach. Obecnie najpoważniejszym problemem jest globalne ocieplenie - stwierdza Indahl. « powrót do artykułu
  16. Naukowcy z Uniwersytetu w Bath zaprojektowali system alarmowy do cewników, który zmieniając kolor moczu, sygnalizuje, że bakterie zaczynają zatykać światło rurki. Co roku na świecie cewniki urologiczne zakłada się ok. 100 mln osób. Niestety, obecność cewnika w układzie moczowym wiąże się z możliwością rozwoju tzw. baketriomoczu. Wg CDC (Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom), w samych tylko USA szpitalne zakażenia układu moczowego występują rocznie u ponad 90 tys. pacjentów. Zakażenia związane z cewnikami to poważny problem, zwłaszcza w przypadku lekoopornych bakterii. Mamy nadzieję, że z tym prostym do zastosowania czujnikiem będziemy w stanie realnie wpłynąć na życie pacjentów - podkreśla dr Toby Jenkins, szef zespołu naukowców. Z czasem bakterie zaczynają tworzyć w cewniku warstwę zwaną biofilmem. Biofilm zatyka rurkę, a ponieważ mocz nie może spłynąć do worka, cofa się do nerek. W pewnym odsetku przypadków bakterie z moczu wywołują niewydolność nerek. Poważnym zagrożeniem są też sepsa i zgon. Uważa się, że w przypadku długotrwałego wykorzystywania cewników problemy z blokowaniem ich światła występują nawet u 50% pacjentów. Niestety, obecnie nie ma sposobu na wykrycie tego zjawiska przed pojawieniem się objawów/skutków. Nowa powłoka wykrywa biofilmy tworzone przez Proteus mirabilis. System ostrzega przed blokadą na 10-12 godzin przed jej wystąpieniem. Powłoka jest zbudowana z 2 warstw. Pierwsza reaguje na zmiany pH moczu związane z obecnością bakterii (patogeny sprawiają, że mocz staje się bardziej zasadowy), a druga zawiera barwnik. Gdy przez wzrost zasadowości 1. warstwa ulega rozpuszczeniu, barwnik zostaje uwolniony i mocz zbierający się w worku ma jaskrawożołty kolor. Do testów systemu wykorzystano szklany pęcherz, sztuczny mocz i bakterie z próbek pobranych od pacjentów. Okazało się, że przy braku zakażenia barwnik pozostawał w 2. warstwie mimo ciągłego przepływu strumienia moczu. Nasza nowa powłoka sprawdza się przy istniejących typach cewników. Zapewnia czytelny wczesny sygnał wzrokowy, ostrzegając przed zakażeniem jeszcze przed blokadą cewnika. To może dramatycznie zmniejszyć liczbę rozwijających się w ten sposób zakażeń. Kolejne etapy studium to badanie osiągów powłoki w kontakcie z moczem ochotników i wreszcie testy kliniczne. « powrót do artykułu
  17. Podczas targów Hannover Messe przedstawiciele Microsotu zapowiedzieli pozycjonowanie Windows 10 jako "platformy rewolucji inteligentnych urządzeń". Dyrektor wykonawczy z Redmond, Satya Nadella, stwierdził, że Internet of Things oraz inteligentne platformy komputerowe stają się coraz ważniejszym składnikiem rozwiązań biznesowych i inteligentnych budynków. Coraz powszechniejsze instalowanie tego typu urządzeń daje dostęp do nieprzerwanego strumienia danych dotyczących ludzi, procesów i systemów. Microsoft chce ułatwić wykorzystanie tych danych w praktyce, ułatwić korzystanie z różnych produktów czy zarządzanie systemami. Tutaj wkracza Windows 10, który ma być uniwersalną platformą działającą na wielu różnych urządzeniach, od niewielkich czujników Internet of Things po np. olbrzymie wyświetlacze przekazujące informacje. Microsoft nie ogranicza się jednak tylko do tego. Już podpisał umowy z kilkoma producentami samochodów, którzy będą wykorzystywali Windows w swoich pojazdach. Koncern wyobraża sobie przyszłość, w której jego system steruje też oświetleniem ulicznym czy lodówkami. Warto tutaj zauważyć, że - w obliczu zmian zachodzących w świecie IT - Microsoft zapowiada wkroczenie na terytorium, które było dotychczas domeną różnych systemów uniksowych. Windows 10 Universal Platform ma być ważnym krokiem w tym kierunku. « powrót do artykułu
  18. Flash Player zajął wszystkie 10 miejsc w rankingu programów najczęściej atakowanych za pomocą zestawów narzędzi hakerskich, poinformował departament bezpieczeństwa NTT Group, największego japońskiego dostawcy usług telekomunikacyjnych. Jeszcze niedawno ranking Top 10 był zdominowany przez Javę. Jednak w ostatnich dwóch latach liczba atakowanych dziur w Javie spadła, a we Flash Playerze gwałtownie wzrosła. Liczba ataków na oprogramowanie Adobe związane jest z jego popularnością oraz duża liczbą dziur. W 2015 roku we Flash Playerze znaleziono o 312% dziur więcej niż rok wcześniej. Popularnym celem ataków jest też Interenet Explorer, przeglądarka niezwykle popularna wśród użytkowników starszych wersji Windows, która wykorzystywana jest też przez wielu użytkowników biznesowych. Również w IE znajdowane są nowe błędy. Następcą IE ma być przeglądarka Edge. NTT radzi, by użytkownicy Flash Playera zainstalowali oprogramowanie blokujące reklamy oraz stosowali poprawki najszybciej jak to możliwe. « powrót do artykułu
  19. Chiński producent smartfonów, firma Xiaomi, pracuje nad własnym procesorem dla aplikacji mobilnych (APU). Układ Rifle, stworzony z myślą o budżetowych telefonach, ma zadebiutować w maju. Powstaje od na licencji od ARM. Decyzja Xiaomi o produkcji własnego APU może zagrozić planom Samsunga i Qualcomma. Oba przedsiębiorstwa bardzo liczą na wzrosty na największym światowym rynku smartfonów. Xiaomi może w znacznej mierze pokrzyżować im plany i stać się ważnym graczem na tym rynku. Obecnie firma korzysta z układów firm Qualcomm, Samsung i MediaTek. Wszyscy znaczący producenci smartfonów produkują bądź chcą produkować własne układy scalone. Największy z nich, Samsung, korzysta z własnych APU Exynos. Jego główny konkurent - Apple - produkuje procesory z serii A. Trzeci największy producent smartfonów, Huawei, montuje w urządzeniach własne APU o nazwie Kirin. Niedawno LG Electronics, 6. producent smartfonów, również zapowiedział produkcję własnego procesora. « powrót do artykułu
  20. Rząd USA prowadzi prace mają na celu stworzenie eksaskalowego superkomputera. Pierwotnie sądzono, że taka maszyna powstanie w ciągu 10 lat po zbudowaniu pierwszej maszyny, której wydajność liczona jest w petaflopach. Taki system powstał w 2008 roku, jednak w 2018 nie zobaczymy eksaskalowego komputera. Problemy piętrzące się przed specjalistami są zbyt duże. Amerykanie wyznaczyli sobie nową dane stworzenia komputera, którego wydajność liczona będzie w eksaflopach. To rok 2023. System taki powstanie, o ile uda się rozwiązać wiele istotnych problemów. Jednym z nich jest zapewnienie stabilnej pracy superkomputera, którego poszczególne elementy będą zapewne ulegały ciągłym awariom. Kolejny problem stanowi samo przetwarzanie równoległe odbywające się pomiędzy setkami milionów rdzeni obliczeniowych. Jeszcze inne wyzwanie to zapewnienie komputerowi odpowiedniej ilości energii. Ocenia się obecnie, że do pracy będzie on potrzebował 20-30 megawatów. Rząd USA przeznaczy w bieżącym roku niemal 300 milionów dolarów na rozwój eksaskalowego komputera, a całkowity szacowany koszt takiego systemu, to - jak dowiadujemy się z dokumentów Departamentu Energii - około 3 miliardów dolarów. Jack Dongarra z University of Tennessee, jeden z twórców listy TOP500, na której wymienionych jest 500 najpotężniejszych superkomputerów na świecie, informuje, że Chiny prowadzą prace nad dwoma 100-petaflopsowymi systemami i prawdopodobnie wkrótce ogłoszą ich powstanie. Z kolei Steve Conway, analityk z IDC, stwierdza, że wyścig pomiędzy USA, Chinami, Europą i Japonią, ma na celu postawienie stopy na nowym terytorium eksaskalowych systemów obliczeniowych. « powrót do artykułu
  21. W ostatnim plebiscycie Europejskie Drzewo Roku zwyciężył kandydat z Węgier - dąb z miejscowości Bátaszék. Zdobywając 72.653 głosy (w sumie oddano ich ponad 230 tysięcy), pokonał 14 innych drzew. Na 2. miejscu uplasowała się tysiącletnia lipa z miejscowości Tatobity w Czechach (43.451), a na 3. grusza z Bošáci-Zabudišovej na Słowacji. Polski dąb Bolko otrzymał 23.313 głosów i znalazł się na 4. miejscu. Drzewa biorące udział w konkursie Europejskie Drzewo Roku przypominają nam, jak ważny i potrzebny jest [...] kontakt z naturą. Spotkanie człowieka z drzewem ożywia opowieści i legendy związane z naszą historią i kulturą. Uczy nas szacunku do przyrody i tradycji. Mam nadzieję, że dzięki konkursowi grono miłośników i opiekunów drzew będzie się stale powiększać - komentuje Jolanta Migdał, koordynatorka konkursu Drzewo Roku w Polsce. Rozdanie nagród odbyło się 20 kwietnia w Brukseli. Ręcznie rzeźbioną statuetkę przekazał na ręce Węgrów Heiki Hanso z Estonii, który reprezentował zwycięski dąb z zeszłego roku. Nagrodą za 1. miejsce był też czek na 560 euro; taką kwotę zebrano za pośrednictwem strony do głosowania. Ponoć zostanie ona przeznaczona na ochronę starych i sadzenie nowych drzew. Pamiątkowy dyplom dla polskiego dębu Bolko odebrał w imieniu gminy Ruda-Huta poseł do PE Krzysztof Hetman. Zwycięzca z Węgier jest pozostałością po XVIII–wiecznym lesie. W czasie zarazy zbudowano przy nim kapliczkę. Mieszkańcy do dziś wierzą, że jako tandem chronią one miasteczko. Zgodnie z tutejszą tradycją, aby zapewnić bogaty zbiór winogron, rokrocznie trzeba skropić pień drzewa winem. Nic więc dziwnego, że rolnicy opiekują się dębem: wycinają suche gałęzie, a pień bielą, by chronić staruszka przed szkodnikami. Ponad 1000-letni dąb Bolko rośnie w parku podworskim w Hniszowie. Legenda głosi, że podczas wyprawy na Kijów w 1018 r. w jego cieniu odpoczywał Bolesław Chrobry. Obchodzone corocznie w sierpniu imieniny dębu (tzw. bolkowanie) przyciągają do gminy Ruda-Huta tysiące osób. Gmina i jej mieszkańcy wydają ulotki i foldery, które reklamują ścieżkę historyczno-przyrodniczą w Hniszowie. Niedawno wydano też przewodnik po gminie pt. "Spacer z Bolkiem". Od 2011 r. konkurs Europejskie Drzewo Roku organizuje czeska fundacja Partnerstwo dla Środowiska. W finale konkursu biorą udział zwycięzcy etapów krajowych. Organizatorem polskiej edycji plebiscytu jest Klub Gaja. W czerwcu odbędzie się głosowanie na Drzewo Roku 2016. « powrót do artykułu
  22. Microsoft i Google zakopały topór wojenny. Obaj giganci IT oświadczyli, że wycofują wzajemnie złożone oskarżenia o naruszanie zasad konkurencyjności. Microsoft zgodził wycofać skargi przeciwko Google'owi dotyczące naruszania przepisów antymonopolowych. Działanie takie to odbicie naszych nowych priorytetów prawnych. Skupimy się na konkurencji biznesowej i walce o klienta - stwierdzili przedstawiciele koncernu z Redmond w e-mailu wysłanym do Agencji Reutera. Przedstawiciele Google'a, w osobnym liście, poinformowali, że obie firmy zdecydowały się konkurować swoimi produktami, a nie spierać się za pomocą procedur prawnych. Już we wrześniu ubiegłego roku obie firmy wycofały z sądów USA i Niemiec 18 spraw jakie prowadziły przeciwko sobie. Teraz "proces pokojowy" posunął się o krok dalej. Po tym, jak zgodziliśmy się na rezygnację z pozwów patentowych teraz uzgodniliśmy, że wycofujemy skargi dotyczące naruszeń prawa antymonopolowego - poinformowali przedstawiciele Google'a. « powrót do artykułu
  23. CERN udostępnił 30 terabajtów danych, czego około 1/3 to dane ze zderzeń protonów wykonanych w 2011 roku w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Informacje te nie przydadzą się przeciętnemu zjadaczowi chleba, gdyż są w formie surowej, natomiast skorzystają z nich środowiska naukowe i edukacyjne. Dane zostały udostępnione w CERN Open Data Portal. Nie powinniśmy jednak oczekiwać wśród nich żadnych rewelacji. Zostały one już bowiem dokładnie przeanalizowane i tylko niezwykły przypadek może sprawić, że specjaliści przeoczyli coś naprawdę istotnego. Zakończyliśmy analizę tych danych, nie widzimy powodu, by nie udostępnić ich publicznie. Widzimy za to rozliczne korzyści z ich udostępnienia, od zainspirowania studentów po szkolenia przyszłych pokoleń fizyków - mówi Kati Lassila-Perini z eksperymentu CMS. « powrót do artykułu
  24. Specjaliści zauważyli kolejny problem, który może stanowić poważną przeszkodę w długodystansowych załogowych lotach kosmicznych. Profesor Karen Jonscher z University of Colorado Anschutz informuje, że u myszy, które przebywały na pokładzie promu kosmicznego pojawiły się wczesne oznaki uszkodzenia wątroby. Wcześniej nie mieliśmy zbyt wielu danych dotyczących wpływu lotów kosmicznych na wątrobę. Wiedzieliśmy, że astronauci często po powrocie wykazują objawy cukrzycy, ale szybko one mijają - mówi uczona. Wspomniane myszy spędziły 13,5 dnia na pokładzie promu Atlantis. Po powrocie naukowcy pobrali próbki wątroby. Z przeprowadzonych badań wynika, że pobyt w przestrzeni kosmicznej może uaktywnia wyspecjalizowane komórki, które mogą utworzyć blizny i doprowadzić do długoterminowego uszkodzenia wątroby. Po zaledwie 13,5 dniach w kosmosie zaobserwowaliśmy początki uszkodzenia wątroby. Myszy straciły też masę mięśniową. Te same zjawiska obserwuje się u ludzi długotrwale przebywających w łóżku - dochodzi u nich do atrofii mięśni i rozpadania się białek na aminokwasy. Chcemy się dowiedzieć, jak wpływa to na wątrobę - stwierdza Jonscher. Wcześniejsze badania wskazywały, że pojawiające się u astronautów objawy podobne do cukrzycy mają związek z zaburzeniami metabolizmu przez mikrograwitację. Można było więc podejrzewać, że winnym są zaburzenia pracy wątroby. Dlatego też w 2011 roku w przestrzeń kosmiczną wysłano myszy, a po ich powrocie różne zespoły naukowe mogły badać ich organy wewnętrzne. Zespół Jonscher odkrył, że w porównaniu z grupą kontrolną przebywającą na Ziemi, u myszy na pokładzie promu doszło do zwiększenia koncentracji tłuszczu w wątrobie. Jednocześnie zmniejszyła się ilość witaminy A i doszło do zmian w poziomie genów odpowiedzialnych za rozkład tłuszczu. W efekcie tych wszystkich procesów u myszy pojawiły się objawy niealkoholowego stłuszczenia wątroby, co może prowadzić do zwłóknienia tego organu. Zwykle wywołanie zwłóknienia wątroby u myszy trwa miesiące lub lata. Nawet wówczas, gdy zwierzęta karmi się niezdrową dietą. Jeśli więc u myszy pojawiają się wczesne oznaki zwłóknienia już po 13,5 dniach, to co dzieje się u ludzi? - zastanawia się Jonscher. Otwartym pozostaje pytanie, czy będzie to problemem przy długoterminowych lotach załogowych. Musimy przyjrzeć się myszom wysłanym na długi czas w przestrzeń kosmiczną, by sprawdzić, czy istnieje jakiś mechanizm kompensujący niekorzystne warunki, a który mógłby zapobiegać poważnemu uszkodzeniu wątroby - dodaje uczona. « powrót do artykułu
  25. Brytyjsko-amerykański zespół przeanalizował opcje dostępne dla astronautek, które chciałyby zatrzymać miesiączki na czas misji kosmicznych. Naukowcy z King's College London i Baylor College of Medicine nawołują, by prowadzić więcej badań nad wpływem terapii hormonalnych na utratę mineralnej masy kostnej w warunkach mikrograwitacji. Autorzy publikacji z pisma npj Microgravity podkreślają, że o ile w przypadku krótszych lotów można zsynchronizować cykl miesiączkowy z planem misji, o tyle w przypadku dłuższych misji bardziej wskazane jest zatrzymanie miesiączki. Dotąd w czasie dłuższych lotów astronautki zażywały bez przerw pigułki wieloskładnikowe, jednak wyliczenia pokazują, że przy 3-letnim locie eksploracyjnym dla zaledwie jednej osoby trzeba by zabrać ok. 1100 tabletek, a to oznacza dodatkowy ładunek i konieczność wygospodarowania dla niego miejsca do składowania. Metody antykoncepcji o przedłużonym odwracalnym działaniu (ang. long-acting reversible contraceptives, LARC), np. implanty podskórne, są bezpieczne i pewne, ale astronautki rzadko po nie sięgały. Co ważne, skłonienie się ku LARC oznaczałoby zredukowanie ładunku czy ilości wytwarzanych odpadów. Choć ostateczny wybór będzie, oczywiście, należeć do kobiety, wg akademików, LARC są szczególnie dobre na czas misji kosmicznych. Nie wydaje się, by wpływały one na zdolność wykonywania zadań przez astronautki. W literaturze naukowej nie ma np. doniesień, by przeciążenia związane ze startem czy lądowaniem mogły uszkadzać implant podskórny lub zmieniać ułożenie wkładki domacicznej. Trzeba jednak ustalić, czy implanty mogą przetrzeć lub przyciągać specjalistyczną aparaturę bądź ubiór, np. kombinezon EVA (od ang. Extra Vehicular Activity Suit). Kolejnym problemem jest wpływ hormonów na gęstość mineralną kości (ang. bone mineral density, BMD), w kosmosie i tak utrata masy kostnej zachodzi bowiem szybciej niż na Ziemi. Wcześniejsze badania wskazywały na zmniejszenie BMD po podaniu pewnych środków antykoncepcyjnych, a konkretnie na skutek iniekcji z octanu medroksyprogesteronu (DMPA, pol. Depo-Provera). Choć na Ziemi spadki te są czasowe, to jeśli weźmie się pod uwagę związane z lotem w kosmos nieodwracalne zmiany kostne, wybór czegoś, co dodatkowo wpływa na BMD, wydaje się niewskazany. Nie wiadomo, czy branie pigułek bez przerw może chronić przed opisanym zjawiskiem. Unikatowość lotów w kosmos utrudnia prowadzenie badań zgodnie z kanonami sztuki. Liczba aktywnych astronautek jest np. za mała w stosunku do liczby wymaganej do testów klinicznych. Naukowcy sugerują więc, by połączyć wyniki badań farmakologicznych z lotów z odpowiednio zaplanowanymi badaniami nad zatrzymaniem miesiączki na Ziemi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...