-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Największy na świecie producent elektroniki, Foxconn, dostawca m.in. Samsunga i Apple'a, zastąpił robotami 60 000 pracowników. Jedna z fabryk firmy zmniejszyła zatrudnienie ze 110 000 do 50 000 dzięki wprowadzeniu robotów, czytamy w South China Morning Post. Najprawdopodobniej inne firmy pójdą w ślady Foxconna. Koncern potwierdza, że zautomatyzował wiele zadań, jednocześnie jednak zaprzecza, by wprowadzenie robotów było zagrożeniem dla ludzi. Stosujemy robotykę i inne innowacyjne technologie produkcyjne, by zastąpić ludzi w powtarzalnych zadaniach. Jednocześnie umożliwiamy naszym pracownikom, poprzez udział w szkoleniach, nabycie umiejętności bardziej cenionych w procesie produkcyjnym, takich jak prace badawczo-rozwojowe, kontrola procesu i kontrola jakości - stwierdzili przedstawiciele Foxconna. Zapowiedzieli oni jednocześnie, że będą inwestowali w automatyzację produkcji i utrzymają duże zatrudnienie w Chinach. Roboty coraz częściej zastępują ludzi w prostych czynnościach. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że w ciągu następnych 20 lat roboty zagrożą 35% miejsc pracy. Zjawisko takie widać nie tylko w Chinach. Pisaliśmy już automatycznej rewolucji w fast-foodach, a niedawno były szef McDonalds, Ed Rensi, powiedział, że podniesienie w USA płacy minimalnej do 15 USD za godzinę zachęci firmy do korzystania z robotów. Taniej jest kupić robota za 35 000 USD niż zatrudnić mniej efektywnego pracownika, który będzie zarabiał 15 dolarów za godzinę pakując frytki - stwierdził Rensi. « powrót do artykułu
-
Krewny Alana Turinga wesprze budowę Muzeum Enigmy w Poznaniu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Goszczący w Poznaniu bratanek brytyjskiego kryptologa Alana Turinga, sir John Dermot Turing, obiecał pomoc w tworzeniu Muzeum Enigmy. Placówka upamiętniająca zasługi polskich matematyków i kryptologów w złamaniu kodu Enigmy powstać ma w Poznaniu do 2018 roku. Muzeum prezentować będzie m.in. dokonania naukowców Uniwersytetu Poznańskiego: Mariana Rejewskiego, Jerzego Różyckiego i Henryka Zygalskiego w odszyfrowaniu najsłynniejszej maszyny kodującej wykorzystywanej w trakcie II wojny światowej. Ma to być też miejsce edukacji poprzez zabawę. Sir John Dermot Turing przyjechał do Poznania by wygłosić prelekcje poświęcone autorom sukcesu w badaniu Enigmy: Alanowi Turingowi i polskim naukowcom. We wtorek w centrum Poznania złożył kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym Rejewskiego, Różyckiego i Zygalskiego. Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak zaprezentował gościowi budynek, w którym mieścić się będzie Muzeum Enigmy. W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że liczy na pomoc bratanka brytyjskiego kryptologa w tworzeniu placówki. Jak podkreślił, cieszy go fakt, że w swoich publikacjach o Alanie Turingu nie pomija on wkładu polskich kryptologów. Dzięki pracy całego zespołu ludzi, Polaków i Brytyjczyków udało się osiągnąć sukces. Podobnie jak wtedy, tak i teraz, przy tworzeniu muzeum, praca będzie wspólna. Będziemy tu kultywowali pamięć nie tylko naszych trzech wybitnych naukowców, ale i pamięć Alana Turinga. Sir Turing może być ambasadorem naszego muzeum, jestem ciekaw jego sugestii; będę z nim rozmawiał na ten temat i zachęcał go do współtworzenia ekspozycji naszej placówki – powiedział Jaśkowiak. Bratanek brytyjskiego kryptologa zapewnił, że z ochotą włączy się w prace nad stworzeniem poznańskiego muzeum, chętnie stanie się też jego ambasadorem i popularyzatorem. Jak przyznał, historia polskiego wkładu w złamanie kodu Enigmy jest wciąż mało znana w świecie. To są fakty dobrze znane w Polsce, ale mało znane w Wielkiej Brytanii. Polacy wykonali tę pierwszą, najbardziej istotną pracę w związku z rozszyfrowaniem Enigmy, zaś swoją wiedzę przekazali Brytyjczykom. Po niemieckiej inwazji na Polskę we wrześniu 1939 roku pozwoliło to kontynuować badania w brytyjskim ośrodku kryptologicznym w Bletchley Park. Alan Turing dobrze znał dokonania Polaków w pracach nad Enigmą – powiedział. Złamanie kodu przez polskich naukowców uważane jest za znaczący wkład Polski w zwycięstwo aliantów w II wojnie światowej. Według historyków, dzieło Polaków mogło skrócić wojnę o 2-3 lata, i w konsekwencji - uratowało życie 20-30 milionom ludzi w Europie i na świecie. Koszt powstania poznańskiego muzeum szacowane jest na ok. 15 mln zł, środki pochodzić będą z funduszy unijnych i budżetu miasta. Placówka mieścić się będzie w dotychczasowej siedzibie wydziału historii poznańskiego uniwersytetu, w miejscu historycznego oddziału biura szyfrów Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gdzie pracowali słynni kryptolodzy. W ramach projektu planuje się stworzenie ekspozycji poświęconej historii kryptologii, samej Enigmy, oraz jej wpływu na współczesne rozwiązania cyfrowe. Zwiedzający zobaczą kopie słynnego urządzenia, oraz zrekonstruowaną pracownię kryptologiczną. Będą mogli rozwiązywać zagadki kryptologiczne, bawić się matematyką i szyframi. W 1932 roku matematycy Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski poznali tajemnicę działania niemieckiej elektromechanicznej maszyny szyfrującej Enigma. Dokonali tego po raz pierwszy metodami matematycznymi. Dotychczas w kryptologii stosowano głównie metody lingwistyczne. Trzej matematycy zaprojektowali kopię maszyny szyfrującej. Egzemplarze tego urządzenia powstawały w warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Latem 1939 roku polskie władze wojskowe przekazały do Francji i Wielkiej Brytanii egzemplarze kopii maszyny wraz z informacjami dotyczącymi złamanego szyfru. We wrześniu 1939 roku Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski ewakuowali się przez Rumunię do Francji. Jerzy Różycki zginął w styczniu 1942 r. na statku, który zatonął w tajemniczych okolicznościach na Morzu Śródziemnym. Dwaj pozostali matematycy nadal zajmowali się niemieckimi szyframi, pracując w jednostce Wojska Polskiego w Wielkiej Brytanii. Prace nad łamaniem kolejnych wersji i udoskonaleń szyfru Enigmy kontynuowano w brytyjskim ośrodku kryptologicznym w Bletchley Park, w której pracował m.in. Alan Turing. W 2000 roku Rejewski, Różycki i Zygalski zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżami Wielkimi Orderu Odrodzenia Polski. W 2007 roku na ich cześć w Poznaniu odsłonięto, wykonany z patynowanego brązu, czterometrowy obelisk w kształcie graniastosłupa o podstawie trójkąta. Na każdej ze ścian wśród cyfr umieszczone są nazwiska kryptologów. « powrót do artykułu -
Kansas Heart Hospital, który zapłacił cyberprzestępcom za odszyfrowanie zaszyfrowanych przez nich plików, nie doczekał się dotrzymania umowy ze strony szantażystów. Zażądali oni ponownej zapłaty. Szpital nie odpowiedział na drugie żądanie. Nie wiadomo, jakie szkodliwe oprogramowanie zaatakowało szpital. Szczęśliwie nie zaszyfrowało ono żadnych plików pacjentów i nie zagroziło ich życiu. Jednak zaszyfrowaniu uległy inne pliki potrzebne pracownikom szpitala. Po ataku cyberprzestępcy zażądali pieniędzy. Dyrektor szpitala poinformował, że była to "niewielka kwota". Szpital zapłacił, jednak przestępcy nie wywiązali się z umowy i zażądali więcej pieniędzy. Po konsultacjach z doradcami uznaliśmy, że wniesienie ponownej opłaty nie jest dobrym rozwiązaniem - powiedział dyrektor i stwierdził, że szpital zaczął wdrażać już wcześniej opracowany plan, gdyż jego władze wiedziały, że do podobnych ataków dochodzi. To nie pierwszy raz, gdy szantażyści zaatakowali amerykański szpital. Niedawno podczas ataku jedna z firm działających na rynku opieki zdrowotnej musiała wyłączyć swój system komputerowy, a w lutym jeden z kalifornijskich szpitali zapłacił szantażystom 17 000 USD za odzyskanie dostępu do danych pacjentów. « powrót do artykułu
-
Od przyczepności bluszczu do superkleju o wielu zastosowaniach
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Dzięki kleistej substancji wydzielanej przez bluszcz pospolity naukowcy mają nadzieję ulepszyć kleje medyczne. Wspominają też o zastosowaniach kosmetycznych czy wojskowych. Rozumiejąc działanie białek, które odpowiadają za siłę [uchwytu] bluszczu, możemy rozpocząć prace nad nowym bioinspirowanym klejem do zastosowań medycznych i przemysłowych - wyjaśnia prof. Mingjun Zhang z Uniwersytetu Stanowego Ohio i dodaje, że naukowcom udało się odkryć sekret bluszczu i leżący u jego podłoża mechanizm molekularny. Zespół Zhanga oglądał klej bluszczu pod mikroskopem sił atomowych (ang. atomic-force microscope, AFM). Dzięki temu ujawniono nieznany dotąd jego składnik. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) stwierdzili, że głównym składnikiem drobnych kulistych cząstek z kleju są białka arabinogalaktanowe. Siłą napędową utwardzania galaretowatej wydzieliny okazała się zaś zależna od jonów wapnia interakcja między białkami i pektyną. Wspinając się, bluszcz wydziela te drobne nanocząstki, które wchodzą w kontakt z powierzchnią. Dzięki wysokiej jednorodności i niskiej lepkości mogą się one przyczepiać do dużych powierzchni różnych materiałów, a gdy woda odparuje, tworzy się wiązanie chemiczne. Co ważne, klej nie leży po prostu na powierzchni obiektu, lecz znajduje drogę do niewidocznych gołym okiem szczelin. Podczas eksperymentów zespół Zhanga wykorzystał nanocząstki, by zrekonstruować prosty klej naśladujący produkt bluszczu. Na bardziej zaawansowane trzeba będzie jeszcze poczekać. Oprócz wytrzymałości, klej bluszczu ma też parę innych interesujących dla naukowców właściwości. Nie ulega np. łatwemu uszkodzeniu w obecności wilgoci albo przy wysokich i niskich temperaturach, co można wykorzystać choćby w powłokach wojskowego opancerzenia. Znając tajemnice bluszczu, można też opracować metody usuwania rośliny z niszczonych konstrukcji, np. mostów. « powrót do artykułu -
Na Florydzie zidentyfikowano - po raz pierwszy - krokodyla nilowego. Gatunek ten to większy i bardziej agresywny afrykański kuzyn krokodyli i aligatorów z Florydy. W latach 2009-2012 naukowcy badali doniesienia o dziwnie wyglądających krokodylach obserwowanych na Florydzie. Uczonym udało się złapać trzy zwierzęta - jedno z nich na werandzie domu w Miami - i poddali je badaniom genetycznym. Wykazały one, że wszystkie trzy to inwazyjne krokodyle nilowe z populacji w RPA. Złapaną samicę krokodyla wypuszczono w 2012 roku i ponownie złapano w roku 2014, co dowiodło, że krokodyl nilowy jest w stanie przetrwać na Florydzie. Co więcej okazało się, że młody krokodyl nilowy rośnie na Florydzie o 28% szybciej niż w Afryce. Średnia długość ciała krokodyla nilowego to 5 metrów, ale zwierzęta te mogą osiągać do 6 metrów długości. Gad jest oportunistycznym drapieżnikiem, poluje na każde zwierzę, które jest w stanie złapać. Często zdarzają się ataki na ludzi. Służba Geologiczna Stanów Zjednoczonych (USGS) informuje, że od lat 50. ubiegłego wieku mamy dobrze udokumentowane przypadki ataków krokodyla nilowego na mieszkańców Afryki. W latach 2010-2014 doszło do 480 ataków, w których zginęły 123 osoby. Krokodyle złapane na wolności na Florydzie nie były spokrewnione ze zwierzętami trzymanymi w tamtejszych ogrodach zoologicznych, ale były spokrewnione ze sobą. Najprawdopodobniej przywiózł je na Florydę jakiś handlarz, któremu uciekły. Rodzime krokodyle Florydy - krokodyl amerykański (Crododylus acutus) i aligator amerykański (Alligator mississippiensis) są mniejsze od krokodyla nilowego i rzadko atakują ludzi. Krokodyl nilowy to kolejny już inwazyjny gatunek na Florydzie. Specjaliści oceniają, że takich gatunków jest już tam około 500. Już wcześniej pisaliśmy, że tamtejsze gatunki są dziesiątkowane przez pytona birmańskiego, pytona skalnego czy afrykańską pszczołę miodną. Na razie nie zauważono na Florydzie stabilnej populacji krokodyla nilowego. Jednak nie jest to powód do radości. Z badań wynika bowiem, że panują tam świetne warunki dla tego gatunku i istnieją obawy, że wcześniej czy później taka populacja się pojawi. « powrót do artykułu
-
Sposób kłócenia wpływa na rodzaj kłopotów zdrowotnych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Osoby, które sprzeczając się z partnerem, wpadają w gniew, powinny uważać na problemy sercowo-naczyniowe. Dla odmiany ludzie, którzy w czasie konfliktu wycofują się emocjonalnie, ryzykują problemami mięśniowo-szkieletowymi, np. sztywnością mięśni. Publikacja naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Northwestern University w piśmie Emotion bazuje na danych z 20 lat. Amerykanie kontrolowali takie czynniki jak wiek, wykształcenie, poziom aktywności fizycznej, palenie i picie, a także spożycie kofeiny. Generalnie związek między emocjami a stanem zdrowia był silniej zaznaczony u mężów, ale pewne korelacje stwierdzono także u żon. Analizowaliśmy rozmowy prowadzone w ramach małżeńskiego konfliktu, które trwały zaledwie 15 min. Bazując na emocjonalnych zachowaniach mężczyzn z tego kwadransa, mogliśmy przewidzieć wystąpienie problemów zdrowotnych na przestrzeni 20 lat - podkreśla prof. Claudia Haase. Konflikty zdarzają się w każdym związku, ale ludzie radzą sobie z nimi w różny sposób. Jedni wybuchają złością, inni się wycofują. Nasze badanie pokazuje, że te różne zachowania emocjonalne mogą w dłuższej perspektywie czasowej przepowiadać różne problemy zdrowotne. Uczestnicy studium są częścią grupy (kohorty) 156 heteroseksualnych par w średnim i starszym wieku z rejonu zatoki San Francisco. Robert Levenson z UC Berkeley badał je od 1989 r. Co 5 lat były one nagrywane w laboratorium w czasie przedyskutowywania zdarzeń z życia. Koderzy zachowania oceniali ich kontakty w oparciu o wyraz twarzy, mowę ciała i ton głosu. Ochotnicy wypełniali też baterie testów, w tym szczegółowy kwestionariusz dot. stanu zdrowia. W ramach najnowszego studium skupiano się na konsekwencjach zdrowotnych gniewu, tłumienia emocji, smutku i strachu. W przypadku 2 ostatnich nie znaleziono jednak istotnych korelacji. Nasze wyniki sugerują, że konkretne emocje wyrażane w związku - wybuchy gniewu i zamknięcie w sobie - przepowiadają podatność na pewne problemy zdrowotne - zaznacza Levenson. Tropiąc na nagraniach gniew, naukowcy szukali takich zachowań, jak zmarszczone brwi, zaciśnięte usta i zęby, a także podniesiony albo ściszony głos. Na wycofanie wskazywały zesztywnienie mięśni szyi, "martwa" twarz oraz mały albo żaden kontakt wzrokowy. Dane te zestawiono z objawami zdrowotnymi mierzonymi co 5 lat na przestrzeni 2 dekad. Małżonkowie, którzy łatwiej wychodzili z siebie, znajdowali się w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia bólu w klatce piersiowej, nadciśnienia oraz innych problemów sercowo-naczyniowych. Dla odmiany u osób wycofujących się częściej występowały bóle pleców, sztywność szyi i stawów czy napięcie mięśni. « powrót do artykułu -
Miliarder Nathan Myhrvold, były dyrektor ds. technologicznych Microsoftu, uznany fotograf dzikiej przyrody, kucharz i właściciel firmy promującej innowacje i pomagającej właścicielom patentów w zarabianiu na nich, znalazł sobie nową pasję - asteroidy. I już zrobiło się o nim głośno, gdyż stwierdził, że naukowcy używający teleskopów NASA poczynili podstawowe błędy w ocenie wielkości 157 000 asteroid. W artykule umieszczonym w arXiv Myhrvold informuje o błędach znalezionych w pracy zespołów działających w ramach misji WISE (Wide-field Infrared Survey Explorer) i NEOWISE. WISE to teleskop kosmiczny wystrzelony w 2009 roku. W ramach misji WISE i jej kontynuacji - NEOWISE - odkryto więcej asteroid niż podczas innych podobnych misji. Myhrvold twierdzi jednak, że badania obarczone są poważnymi statystycznymi błędami. Żadnego z ich wyników nie można powtórzyć. Znajdowałem jeden błąd po drugim - stwierdził. Już przed 5 laty uczeni pracujący nad WISE i NEOWISE informowali,że są w stanie określić wielkość asteroidy z ponad 10% dokładnością. Miliarder twierdzi jednak, że uczeni popełnili wiele błędów, jak np. zignorowanie marginesu błędu pojawiającego się, gdy dokonywana jest ekstrapolacja z małej próbki do całej populacji. Mieli również nie uwzględnić prawa Kirchhoffa. Jego zdaniem dokładność badań WISE i NEOWISE wynosi około 30%, a w niektórych przypadkach doszło do pomyłki aż o 300%. Z opinią taką nie zgadzają się uczeni pracujący przy obu projektach. Gdybym za każdy błąd w tym artykule otrzymywał nagrodę, byłbym bogaty - mówi Ned Wright z Uniwersytetu Kalifornijskiego, główny naukowiec WISE. Uczony dodaje, że dane z WISE zgadzają się z danymi uzyskanymi z teleskopów AKAR i IRAS. Z kolei Amy Mainzer z Jet Propulsion Laboratory, odpowiedzialna za misję NEOWISE, wytyka Myhrvoldowi błędy. Uczona informuje, że w jednym ze wzorów pomylił on średnicę z promieniem. Widzieliśmy ten artykuł wiele miesięcy wcześniej i próbowaliśmy zwrócić uwagę autora na błędy. Zachęcaliśmy go, by wysłał go do recenzowanego pisma. Zamiast tego zdecydował się na publikację bez recenzji. Myhrvold odpowiada, że poprawia swoje błędy, są one kosmetyczne i nie zmieniają wymowy całości artykułu. Jego zdaniem naukowcy zaangażowani w NEOWISE krytykują go, gdyż wielu z nich zaangażowało się też w stworzenie NEOCam, teleskopu przyszłości, który ma badać asteroidy. Boją się, że to źle wygląda. A to naprawdę źle wygląda. Miliarder nie po raz pierwszy rzuca wyzwanie naukowcom. W 2013 roku opublikował artykuł, w którym informował o znalezieniu błędów w pracach dotyczących tempa wzrostu dinozaurów. Myhrvold zainteresował się dinozaurami i asteroidami w 1980 roku, gdy jako magister fizyki na Princeton University usłyszał o hipotezie Alvarezów dotyczącej wyginięcia dinozaurów. « powrót do artykułu
-
Zmiany klimatyczne powodują, że jedne gatunki przegrywają, inne zaś wygrywają. Zjawisko to zauważono na lądach, a oceany nie są tutaj wyjątkiem. Najnowsze badania dowodzą, że zmiany środowiskowe prowadzą do zwiększenia się liczby głowonogów, gromady, do której należą m.in. ośmiornice i kałamarnice. Naukowcy zauważyli, że od końca lat 90. na całym świecie zwiększają się połowy tych zwierząt, jednak właściwa interpretacja tego zjawiska nie jest łatwa. Nie tylko statystyki dotyczące samych połowów mogły być błędne, ale mogły zmienić się inne czynniki, np. czas spędzany na połowach, ceny na rynku, cena paliwa czy pojawienie się nowych technik. Tak więc większe połowy nie oznaczają, że rozrosła się populacja głowonogów. Zoe Doubleday z University of Adelaide i jej zespół przez wiele miesięcy poszukiwali szczegółowych danych dotyczących połowów w ściśle określonych przedziałach czasu. Gdy już je zdobyli połączyli te dane z 32 dużymi badaniami naukowymi i uzyskali w ten sposób wiarygodne dane dotyczące ostatnich 60 lat. Naukowcy są teraz pewni, że od lat 50. ubiegłego wieku populacja głowonogów szybko rośnie. Zarówno tych, żyjących dalej od wybrzeży, jak i zwierząt przybrzeżnych. Uczeni tłumaczą, że głowonogi, podobnie jak gryzonie, bardzo dobrze przystosowują się do zmian środowiskowych, a ma to m.in. związek z faktem, iż przedstawiciele większości gatunków żyją 1-2 lat i umierają gdy rodzi się kolejne pokolenie. To pozwala na szybką reakcję na zmiany środowiskowe. Naukowcy są też przekonani, że do rozrostu liczby głowonogów przyczynili się ludzie, gdyż naturalne cykle oceaniczne trwają krócej niż 60 lat, zatem populacja tych zwierząt nie powinna w naturalny sposób przeżywać ciągłego rozkwitu od tak długiego czasu. Jedną z ludzkich aktywności wspomagających głowonogi może być rybołówstwo. Wyłapując ryby, które żywią się głowonogami lub konkurują z nimi o pożywienie tworzymy lukę w łańcuchu pokarmowym, a głowonogi ją wypełniają. Ponadto globalne ocieplenie sprzyja tym zwierzętom, gdyż przyspiesza - i tak już bardzo szybki - ich rozwój. Głowonogi szybciej dojrzewają, szybciej się rozmnażają, zwiększa się ich populacja. To jednak wciąż spekulacje i uczeni zastrzegają, że ostateczne wnioski można wyciągnąć po szczegółowych badaniach. Niezależnie jednak od przyczyn rozrostu populacji głowonogów, zjawisko to będzie miało olbrzymi wpływ na oceany. Głowonogi są niezwykle żarłoczne, niektóre gatunki każdego dnia zjadają taką ilość pożywienia, jaka odpowiada 30% wagi ich ciała. Doubleday zauważa, że część gatunków głowonogów to kanibale. Konkurencja zawsze stabilizuje otoczenie. Nie wiem, czy my będziemy je masowo zjadać, czy też one będą pożerać się nawzajem - mówi uczona. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy odkryli rzadkie urządzenie zwane nilometrem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Amerykańscy i egipscy archeolodzy znaleźli w ruinach miasta Thmuis w Delcie Nilu urządzenie zwane nilometrem. Prawdopodobnie zbudowano je w III w. p.n.e. Nilometry służyły starożytnym Egipcjanom do obserwacji i pomiaru stanu wody na Nilu. Zachowało się ich niewiele, bo ok. 24. Podejrzewamy, że pierwotnie nilometr był zlokalizowany na terenie kompleksu świątynnego. [starożytni Egipcjanie] mogli myśleć o Nilu jak o bóstwie, zatem nilometr znajdował się na pograniczu sfery duchowej i pragmatycznej - wyjaśnia dr Jay Silverstein z Uniwersytetu Hawajskiego. Kapłani przepowiadali tu wylewy rzeki, a rolnicy składali ofiary. Amerykanin dodaje, że starożytny Egipt był całkowicie zależny od corocznych wylewów Nilu. Przed zbudowaniem Wysokiej Tamy rzeka występowała z brzegów pod koniec lipca-na początku sierpnia. Wody cofały się we wrześniu-październiku, pozostawiając warstwę żyznego mułu. Wielkość wylewu znacznie się jednak różniła. Jeśli był on niewielki, muł zasilał tylko część gruntów uprawnych, co często wiązało się z głodem. Za duża ilość wody oznaczała zaś powódź porywającą zabudowania i niszczącą plony. Wykonany z bloków wapienia nilometr z Thmuis miał postać okrągłej studni o średnicy ok. 2,4 m. Do jego wnętrza prowadziły schody. Np. kanałem, urządzenie mogło się łączyć bezpośrednio z rzeką. Niewykluczone też, że mierzyło raczej położenie zwierciadła wód gruntowych. Poziom optymalny dla plonów (bez groźby zniszczeń) wynosił circa 3,04 m. W wapieniu wyryto po grecku listę imion. Ponieważ przy każdym widniała liczba, wszystko wskazuje na to, że wymienieni ludzie złożyli się na budowę nilometru. W czasach faraonów nilometr pozwalał wyliczać podatki. Podobnie działo się prawdopodobnie w epoce hellenistycznej. Jeśli poziom wody wskazywał, że plony będą duże, ustalano wyższe podatki. W starożytności istniało co najmniej 7 odnóg Nilu (dziś są tylko 3). Gdy któraś z nich wysychała albo zmieniała bieg, zmieniało się też położenie ludzkich osad. Wcześniejsze wykopaliska wykazały, że do IV w. p.n.e. miasto Mendes podupadło. Rozkwit położonego ok. 0,5 km na południe Thmuis ma związek właśnie z przesunięciem jednego z koryt Nilu. Odkrycie nilometru pokazuje, że po zachodniej stronie Thmuis znajdował się paleokanał rzeki. « powrót do artykułu -
"Z Galileusza też się śmiali" to książka o wynalazcach, którzy udowodnili, że krytycy nie mają racji. Ci niestrudzeni marzyciele nigdy się nie poddali – i zwyciężyli. Już w księgarniach. "Z Galileusza też się śmiali" to zbiór popularnonaukowych opowieści oraz fascynujących i zabawnych anegdot przedstawiających liczne trudności, z jakimi borykali się wynalazcy na przestrzeni wieków. Innowatorów wyrastających ponad swoje czasy krytykowano, wykpiwano, zniechęcano na wiele sposobów. Jednak oni nie poddawali się, niektórzy walczyli latami, robiąc to, co uważali za słuszne. I wygrywali... To lekcja, której nie wolno zapomnieć. W 1916 roku ktoś powiedział o radiu: "Ta bezprzewodowa pozytywka nie ma żadnej wyobrażalnej wartości handlowej. Któż miałby płacić za wiadomość, która nie jest wysyłana do nikogo konkretnego?". Podobnie mówiono o telewizji, lekceważąc ją jako czczą ciekawostkę. "Amerykańskie rodziny nie będą godzinami siedzieć, gapiąc się w pudło ze sklejki". Jak bardzo można się mylić! Nikt też nie potraktował poważnie George'a Devola, który wynalazł ramię robota. Ówczesny świat przemysłu nie mógł zrozumieć, że można zastąpić miliony kobiet i mężczyzn przy stołach montażowych. Telefon został odrzucony jako bezsensowna zabawka, a naczelny inżynier Poczty Brytyjskiej skomentował ów wynalazek w sposób następujący: "Mamy bardzo dobrych gońców. Dziękujemy". W 1943 roku Thomas Watson, prezes IBM, twierdził, że na światowym rynku znajdzie się miejsce dla nie więcej niż pięciu komputerów. Albert Jack złożył hołd ludzkiej kreatywności i wytrwałości: opracował bogaty katalog wynalazków z różnych dziedzin i związanych z nimi historii, przeważnie zabawnych, czasem smutnych, ale nieodmiennie fascynujących. Błyskotliwa narracja, pełen humoru styl i parada zadziwiających faktów tworzą literacko-naukowy koktajl, od którego trudno się oderwać. Wszystko okraszone cytatami sprzed lat: wypowiedziami znanych ludzi oraz fragmentami artykułów z gazet, krytycznymi wobec nowych idei, trendów i wynalazków. Dawne przewidywania i obawy brzmią dziś absurdalnie, a w konfrontacji z obecnym stanem wiedzy dają efekt iście komiczny (np. przekonanie, że podróż koleją z dużą prędkością nigdy nie będzie możliwa, ponieważ grozi uduszeniem pasażerów). Albert Jack to pseudonim brytyjskiego pisarza i historyka Grahama Willmotta, zajmującego się historią kultury popularnej. Jego pierwsza książka "Red Herrings and White Elephants" na temat pochodzenia znanych angielskich wyrażeń i przysłów stała się międzynarodowym bestsellerem. Opublikował 13 książek, pozostających przez wiele miesięcy na listach bestsellerów New York Timesa i UK Sunday Times.
-
Cegły z niedopałkami przyjazne dla środowiska i kieszeni
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Dr Abbas Mohajerani z RMIT University wykazał, że cegły wypalane z dodatkiem 1% niedopałków papierosów mogą pomóc w obniżeniu kosztów produkcji i ochronie środowiska. Ponieważ niedopałki są słabo biodegradowalne, nim się rozłożą, może minąć wiele lat. W tym czasie metale ciężkie, takie jak arsen, chrom, nikiel i kadm, z filtrów przesączają się do gleby i wód. Przez wiele lat marzyłem o znalezieniu przyjaznych dla środowiska i praktycznych metod rozwiązania problemu zanieczyszczenia niedopałkami papierosów. Rokrocznie produkuje się ok. 6 bilionów papierosów, co daje 1,2 mln t odpadów w postaci niedopałków. Oczekuje się, że do 2025 r. wartości te wzrosną o ponad 50%, głównie przez wzrost liczby ludzi na świecie - opowiada Mohajerani. W samej tylko Australii ludzie wypalają ok. 25-30 mld papierosów z filtrem rocznie, z czego ok. 7 mld kończy w postaci odpadów. Nasze badanie pokazuje, że gdyby niedopałki stanowiły jeden procent 2,5% rocznej światowej produkcji cegieł, dałoby się w ten sposób skompensować skutki rocznej światowej produkcji papierosów. Australijczycy ustalili, że dodatek niedopałków może obniżyć energię potrzebną do wypalenia cegieł aż o 58%. Cegły z niedopałkami są też lżejsze i mają lepsze właściwości izolujące, co oznacza niższe koszty ogrzewania i chłodzenia domów. Autorzy publikacji z pisma Waste Management podkreślają, że cegły z dodatkiem niedopałków zachowują właściwości zwykłych cegieł. Podczas wypalania metale ciężkie i inne zanieczyszczenia są zamykane w materiale (znika ryzyko wyciekania). « powrót do artykułu -
Niedawno informowaliśmy o prywatnej inicjatywie, której autorzy chcą wysłać pojazd w kierunku Alfa Centauri. Teraz okazuje się, że być może własny pojazd wyśle też NASA. Tego chciałby przynajmniej przedstawiciel Izby Reprezentantów John Culberson, a jego pomysł jest o tyle istotny, że Culberson nie jest zwykłym posłem. Stoi on bowiem na czele nadzorującego NASA podkomitetu Izby Reprezentantów. Culberson, z racji pełnionych obowiązków, jest jedną z osób, które tworzą budżet NASA. Do powstałego właśnie projektu budżetu na rok podatkowy 2017, który dla NASA rozpocznie się w październiku, dołączono raport, w którym kierowana przez Culbersona komisja wzywa NASA do badań i rozwoju systemu napędowego umożliwiającego podróż międzygwiezdną sony poruszającej się z prędkością 0,1c (10% prędkości światła). Na tego typu badania nie przyznano NASA żadnych dodatkowych pieniędzy, jednak wezwano Agencję, by w ciągu roku stworzyła wstępną ocenę technologiczną takiego przedsięwzięcia oraz jego koncepcyjny kalendarz. Zgodnie z założeniami misja do Alfa Centauri miałaby wystartować w 100. rocznicę lądowania człowieka na Księżycu, czyli w roku 2069. Podróże międzygwiezdne to wciąż domena fantastyki, a nie nauki. Problemem są gigantyczne odległości. Najbliższa Słońcu gwiazda, Alfa Centauri znajduje się w odległości 4,4 roku świetlnego. Tymczasem najszybszy wystrzelony przez człowieka pojazd kosmiczny, sondy Helios zbudowane przez NASA i Niemcy osiągnęły prędkość 250 000 kilometrów na godzinę. Do Alfa Centauri dotarłyby po 18 000 lat. Żeby dotrzeć do tej gwiazdy w rozsądnym czasie potrzebujemy napędu rozpędzającego pojazd do prędkości będących znaczną częścią prędkości światła. Pojazd poruszający się z prędkością 0,1c dotarłby tam w ciągu 44 lat. Napęd taki musiałby mieć do dyspozycji olbrzymią ilość paliwa, a sam napędzany pojazd nie mógłby być duży. Dlatego też wspomniany na wstępie prywatny projekt wysłania pojazdu do Alfa Centauri - Breakthrough Starshot - zakłada, że będzie to miniaturowy pojazd typu spacecraft-on-the-chip wyposażony w ultralekkie żagle słoneczne, który zostanie rozpędzony do 20% prędkości światła za pomocą potężnych laserów znajdujących się na Ziemi. Komitet Culbersona zdaje sobie sprawę z olbrzymich trudności technologicznych, jakie należy pokonać i przyznaje, że obecnie stosowane napędy nie pozwolą na podróże międzygwiezdne. Dlatego też zwraca uwagę m.in. na rozwijaną dopiero fuzję jądrową. To ona miałaby być jedną z technologii, które mogłyby napędzać pojazd lecący do Alfa Centauri. Innym wymienionym w raporcie sposobem napędu jest wykorzystanie fuzji uruchamianej przez antymaterię. Byłaby ona paliwem silnika, a gdy dochodziłoby do anihilacji antymaterii i materii, pojazd zyskiwałby napęd. Jeszcze innym sposobem mogłoby być wykorzystanie silnika typu ramjet Bussarda, wykorzystującego pole elektromagnetyczne do pozyskania wodoru z przestrzeni międzygwiezdnej. Wodór miałby być następnie kompresowany tak mocno, ze dochodziłoby do fuzji. Autorzy raportu nie wykluczyli też wykorzystania technologii podobnej do tej, jaką proponuje Breakthrough Starshot. Jak widzimy, zasadniczą kwestią jest opracowanie odpowiedniego napędu. A najbardziej właściwym miejscem do tego jest NASA Innovative Advanced Concepts (NIAC), w ramach którego prowadzone są badania nad różnymi technologiami przyszłości. « powrót do artykułu
-
Szczecinek ma w planach adaptację zabytkowej wieży ciśnień na obserwatorium astronomiczne. Placówka będzie służyć edukacji i popularyzacji astronomii. Aktualnie trwa przetarg na wykonanie dokumentacji projektowej. W centrum Szczecinka znajduje się stara wieża ciśnień o wysokości 36 metrów, która na dodatek stoi na wzgórzu, co sprawa, że jest jednym z najwyższych punktów w mieście. Wieżę zbudowano w 1912 roku. Teraz władze Szczecinka chciałyby odrestaurować obiekt i zaadaptować go na obserwatorium astronomiczne. Obserwatorium ma umożliwiać obserwacje i fotografowanie obiektów Układu Słonecznego (planet, Księżyca, planetoid, komet), a także mgławic czy galaktyk. Na wyposażeniu będzie stacja pogodowa, a także stacja bolidowa do rejestrowania przelotów jasnych meteorów. W obserwatorium będą odbywać się lekcje astronomii dla uczniów, kółko astronomiczne, prelekcje popularnonaukowe oraz pokazy nieba. Być może będą również prowadzone projekty badawcze dostosowane do możliwości placówki, na przykład obserwacje gwiazd zmiennych. Przyszłe obserwatorium ma posiadać zautomatyzowaną kopułę z teleskopem, z możliwościami sterowania nimi w sposób zdalny, na przykład przez internet. W skład wyposażenia będą wchodzić też kamera CCD, kamera wideo, aparat fotograficzny, zestaw do obserwacji Słońca oraz dwa przenośne teleskopy. Uzupełnieniem części astronomicznej mają być sala konferencyjno-wykładowa, pracownia dydaktyczna, pomieszczenia w układzie planetarium oraz pracownie komputerowe i multimedialne. Szczecinek ma własne tradycje astronomiczne. Działał tutaj Adam Giedrys (1981-1997) – astronom amator, z zawodu krawiec. To dzięki niemu w Szczecinku w 1971 roku prezentowana była próbka gruntu księżycowego udostępniona przez NASA. Jego imieniem nazwano Gimnazjum nr 3 oraz jedno z rond w mieście. W Szczecinku stoi także pomnik Giedrysa. Na biografii Adama Giedrysa oparty został film obyczajowy pt. "Planeta krawiec", wyreżyserowany przez Jerzego Domaradzkiego w 1983 roku. « powrót do artykułu
-
Mężczyźni, we krwi których wykrywa się utratę chromosomu Y, zapadają na chorobę Alzheimera (ChA) tak samo często, jak osoby urodzone z genami oznaczającymi największe ryzyko jej wystąpienia. Większość dzisiejszych badań genetycznych koncentruje się na oddziedziczonych wariantach genów - mutacjach odziedziczonych przez potomstwo - ale my przyglądamy się mutacjom postzygotycznym, które są nabywane w czasie życia - podkreśla Lars Forsberg z Uniwersytetu w Uppsali. Posługując się nowymi narzędziami do analizy zmian genetycznych akumulujących się w ciągu życia, możemy pomóc wyjaśnić, jak manifestują się sporadycznie występujące choroby, takie jak nowotwory czy ChA - dodaje Jak Dumanski. Jedną z takich mutacji postzygotycznych jest utrata chromosomu Y w komórkach krwi. Zjawisko to występuje u ok. 17% mężczyzn, zwłaszcza u starszych i palących. Wyniki uzyskane przez autorów publikacji z American Journal of Human Genetics świadczą o tym, że utrata chromosomu Y (znany czynnik ryzyka nowotworów) stanowi także biomarker większej liczby problemów zdrowotnych, a zwłaszcza alzheimera. Na razie nie wiadomo, czemu utrata chromosomu Y oznacza podwyższone ryzyko choroby, ale naukowcy dywagują, że wiąże się to ze spadkiem skuteczności układu odpornościowego. Zespół Dumanskiego analizował przypadki 3 tys. mężczyzn. Sprawdzano, czy istnieje predykcyjny związek między utratą chromosomu Y w komórkach krwi a chorobą Alzheimera. Uwzględnieni panowie brali udział w 3 długoterminowych badaniach, w ramach których regularnie pobierano próbki krwi: European Alzheimer's Disease Initiative, Uppsala Longitudinal Study of Adult Men i Prospective Investigation of the Vasculature in Uppsala Seniors. Okazało się, że u osób z najwyższym odsetkiem komórek krwi bez chromosomu Y częściej diagnozowano ChA. Utrata chromosomu Y nie oznacza 100-proc. pewności, że będzie się mieć nowotwór albo alzheimera - wyjaśnia Forsberg, dodając, że niektórzy badani mieli mutację, a dożywali bez objawów wieku dziewięćdziesięciu kilku lat. W przyszłości jednak utrata chromosomu Y w komórkach krwi stanie się nowym biomarkerem ryzyka choroby, dając nadzieję na wczesne wykrycie i leczenie ChA. Na dalszych etapach badań Dumanski i inni chcą ocenić skutki utraty chromosomu Y w większych grupach. Zamierzają też ustalić, w jaki sposób tworzy to ryzyko różnych rodzajów nowotworów czy szerzej - chorób. Badaczy interesują m.in. zmiany na poziomie komórkowym oraz wpływ utraty chromosomu Y na poszczególne komórki krwi. « powrót do artykułu
-
Antybiotyk niszczący mikrobiom hamuje też neurogenezę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Antybiotyki, które są na tyle silne, by zabić bakterie mikrobiomu jelitowego, zahamowują także wzrost nowych neuronów (neurogenezę) w hipokampie, centrum pamięciowym mózgu. Odkryliśmy, że długotrwałe stosowanie antybiotyku może wpływać na działanie mózgu. [Na szczęście] probiotyki i ćwiczenia mogą zrównoważyć plastyczność mózgu i powinny być postrzegane jako realna opcja terapeutyczna - podkreśla Susanne Asu Wolf z Centrum Medycyny Molekularnej Maxa Delbrücka w Berlinie. Badając limfocyty T, już prawie 10 lat temu Wolf dostrzegła wskazówki, że układ odpornościowy może wpływać na stan zdrowia i wzrost neuronów mózgu. Niewiele badań łączyło jednak mózg z układem odpornościowym i jelitem. W ramach najnowszego studium naukowcy podali myszom taką dawkę antybiotyku, że niemal wyjałowiła ona przewód pokarmowy. Okazało się, że w porównaniu do myszy z grupy kontrolnej, wypadały one gorzej w testach pamięciowych. Obserwowano też u nich ograniczenie neurogenezy w hipokampie. Ponieważ zjawiskom tym towarzyszył spadek poziomu monocytów Ly6Chi w mózgu, krwi i szpiku kostnym, autorzy publikacji z pisma Cell Reports postanowili sprawdzić, czy to one stoją za zmianami w neurogenezie i pamięci. W kolejnym eksperymencie naukowcy porównywali myszy z grupy kontrolnej z gryzoniami ze zdrowym mikrobiomem, ale niskim poziomem Ly6Chi (w wyniku knock-outu genowego albo zastosowania przeciwciał obierających na cel komórki Ly6Chi). W obu przypadkach myszy z niedoborem Ly6Chi wykazywały identyczne zaburzenia pamięci i neurogenezy co zwierzęta pozbawione mikroflory jelit. Gdy u myszy z grupy antybiotykowej poziom Ly6Chi wracał do normy, pamięć i neurogeneza się poprawiały. Byliśmy pod wrażeniem, widząc, że gdy coś złego dzieje się z mikrobiomem, przemieszczające się z peryferii do mózgu monocyty Ly6Chi działają jak komórki komunikacyjne. Co ważne, akademicy zauważyli, że niekorzystne skutki zażycia antybiotyku da się odwrócić. Myszy, którym podano probiotyki lub które biegały po terapii w kołowrotku, odzyskiwały pamięć i prawidłowy poziom neurogenezy. Niemcy byli zaskoczeni, że choć podanie probiotyku pomagało odzyskać pamięć, przeszczep mikroflory kałowej (ang. fecal microbiota transplant, FMT) już się nie sprawdzał. To może być wskazówka dot. bezpośredniego wpływu antybiotyków na neurogenezę, bez okrężnego szlaku via jelita. By zrozumieć tę kwestię, powinniśmy podać myszom pozbawionym mikrobiomu antybiotyk i zobaczyć, czy jest jakaś różnica. « powrót do artykułu -
Indie wystrzeliły niewielki prom kosmiczny i mają nadzieję dołączyć do grona producentów pojazdów kosmicznych wielokrotnego użytku. Reusable Launch Vehicle - Technology Demonstrator (RLV-TD) to 7-metrowy bezzałogowy pojazd wyniesiony przez rakietę HS9. Rakieta przez 91,1 sekundy napędzała RLV-TD. Na wysokości 56 kilometrów doszło do oddzielenia się obu pojazdów, a prom samodzielnie osiągnął wysokość około 68 kilometrów. Około 10 minut później prom spadł do Zatoki Bengalskiej. Zbudowanie 1,5-tonowego promu kosztowało prawdopodobnie około 14 milionów dolarów i zajęło Indiom około 5 lat. Od kiedy NASA w 2011 roku wysłała na emeryturę ostatni prom kosmiczny, nikt nie próbował powrócić do koncepcji typowego promu. Zrobiły to dopiero Indie, które mają nadzieję, że opracowana przez nie technologia będzie na tyle tania, iż to na promach zbudują swoją potęgę kosmiczną. Indie mają ambitne plany. Chcą w ciągu najbliższych 10 lat zbudować prom sześciokrotnie większy od RLV-TD, który będzie w stanie bezpiecznie wylądować na Ziemi. Obecnie jedynie dwie firmy - SpaceX oraz BlueOrigin - zaprezentowały rakiety wielokrotnego użytku. Nad własnymi technologiami tego typu pracuje też Europejska Agencja Kosmiczna, Rosja i Japonia. Rozwijany jest też projekt Skylon, który przypomina promy kosmiczne. « powrót do artykułu
-
Amerykański Departament Rolnictwa (USDA) nałożył rekordowo wysoką karę w związku z podejrzeniami o złe traktowanie zwierząt i złamanie ustawy US Animal Welfare Act. Firma Santa Cruz Biotechnology zawarła z USDA ugodę, w ramach której zapłaci 3,5 miliona USD grzywny. Do USDA wpłynęły trzy zawiadomienia o niewłaściwym traktowaniu kóz wykorzystywanych do pozyskiwania przeciwciał. Inspektorzy agencji potwierdzili podejrzenia. W trakcie prowadzonego śledztwa okazało się też, ze z farm Santa Cruz Biotechnology, zniknęło tysiące zwierząt. O sprawie informowaliśmy już wcześniej. Grzywna to jednak nie wszystkie konsekwencje, jakie Santa Cruz Biotechnology poniesie za znęcanie się nad zwierzętami. Cofnięto też rządową licencję na sprzedaż, kupno, handel i importowanie zwierząt. Zażądano też, by firma wyrejestrowała się jako jednostka badawcza używająca zwierzęta. Cathy Liss, prezydent organizacji Animal Welfare Institute, mówi, że jest zaszokowana wysokością grzywny nałożonej na Santa Cruz. Dotychczas rekordową grzywną nałożoną za złe traktowanie zwierząt było 270 000 USD, które zapłaciła w 2011 roku firma Feld Entertainment, operator Ringling Brothers i Barnum & Bailey Circus. Santa Cruz Biotechnology nie ujawnia, co stało się z tysiącami zwierząt, które zniknęły z jej farm. Nie wiadomo, czy zostały one sprzedane - to akurat jest mało prawdopodobne - czy też je zabito. Sprawa zaginięcia kóz odbiła się szerokim echem, a niektórzy naukowcy zaapelowali w mediach społecznościowych do bojkotu produktów tej firmy. Był wśród nich m.in. biolog Stephen Floor z University of California, którego laboratorium zaczęło szukać innych dostawców przeciwciał. Uczony mówi, że rezygnacja z dostawcy nie jest prosta, gdyż produkty różnych firm znacząco się różnią, zatem laboratoria zwykle korzystają z tego samego dostawcy, by mieć pewność, że prowadzone eksperymenty są powtarzalne. Myślę jednak, że każdy naukowiec chętnie podejmie dodatkowy wysiłek, by upewnić się, że prawa zwierząt są priorytetem dla dostawcy - mówi Floor. « powrót do artykułu
-
Przestępcy przekonują, że klucz Windows jest nieważny
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Pojawił się nowy zaawansowany atak, podczas którego cyberprzestępcy starają się przekonać użytkowników Windows, że używają nieważnego kodu aktywacyjnego produktu. Za "autentyczny" klucz, który "pozwala aktywować" system, trzeba zapłacić 250 USD. Atak dokonywany jest za pomocą fałszywej wersji Flash Playera lub pakietu optymalizującego działanie komputera. Gdy szkodliwy kod zostanie zainstalowany, czeka do ponownego uruchomienia komputera, a następnie wyświetla ekran aktualizacji, po czym pojawia się komunikat: Windows Update nie może kontynuować pracy, gdyż używana kopia oprogramowania jest uszkodzona bądź wygasł jej klucz aktywacyjny. Proszę wprowadzić ważny klucz by kontynuować. Kod błędu: 0X00AEM01489. Widzimy też informację: Błędny klucz produktu. Skontaktuj się z administratorem lub zadzwoń pod numer 1-884-872-8686. Zamknięcie komunikatów nie jest możliwe tradycyjnymi metodami. Gdy użytkownik zadzwoni pod wskazany numer, dowiaduje się, że powinien zapłacić 250 USD za "licencję". Na szczęście cyberprzestępcy zakodowali w szkodliwym oprogramowaniu "klucze licencyjne". Użytkownik, po zobaczeniu fałszywych komunikatów, powinien nacisnąć kombinację klawiszy CTRL+SHIFT+s (to tylna furtka zostawiona przez twórców malware'u), by zamknąć fałszywe okno aktualizacyjne. "Klucze licencyjne" akceptowane przez szkodliwy kod to "h7c9-7c67-jb", "g6r-qrp6-h2" lub "yt-mq-6w". « powrót do artykułu -
Komórki odpornościowe zapamiętują swój pierwszy 'posiłek'
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu odkryli, że powiedzenie "Jesteś tym, co zjadasz" odnosi się również do makrofagów, które zapamiętują swój pierwszy "posiłek". Nasze badanie pokazuje, że nim będą w stanie zareagować na uraz bądź zakażenie, komórki odpornościowe [makrofagi] muszą zostać aktywowane w wyniku "zjedzenia" sąsiedniej obumierającej komórki. Na tej drodze komórka tworzy pamięć molekularną posiłku, co kształtuje jej zachowanie zapalne - wyjaśnia dr Helen Weavers. Podczas studium akademicy posłużyli się muszkami owocowymi (Drosophila melanogaster). Nagrywali filmy poklatkowe, dokumentujące migrację makrofagów w żywych organizmach. Zespół manipulował też różnymi genami i szlakami sygnalizacyjnymi, by w ten sposób określić czynniki ważne dla zachowania komórek odpornościowych. Autorzy publikacji z pisma Cell stwierdzili, że fagocytoza obumierającej komórki aktywuje napływ kationów wapnia, co ostatecznie prowadzi do wzrostu liczebności receptora uszkodzeń Draper w makrofagach. Wysoka zawartość tych receptorów pozwala poddanemu primingowi makrofagowi wykrywać sygnały uszkodzenia (jest on przyciągany do ran). Bez wstępnego primingu komórki odpornościowe są natomiast ślepe na urazy i zakażenia. Ponieważ wiele chorób jest powodowanych przez niewłaściwą odpowiedź zapalną, nasze wyniki mają spore znaczenie dla ludzkiego zdrowia. Zrozumienie, jak jeden sygnał (w tym przypadku obumierająca komórka) może wpłynąć na zdolność reagowania na późniejsze sygnały, stanowi ważny krok w kierunku nowych metod [...] odciągania komórek odpornościowych z miejsc, gdzie wyrządzają najwięcej szkód - podsumowuje prof. Paul Martin. « powrót do artykułu -
Młodzi naukowcy z Uniwersytetu Nowojorskiego wynaleźli tusz, dzięki któremu tatuaż może być zarówno stały, jak "zmywalny". Gdy coś pójdzie nie tak albo komuś wzór na skórze się po prostu znudzi, nie trzeba używać lasera, wystarczy przetarcie specjalnym roztworem. Jest to nie tylko tańsze, ale i bezbolesne. Produkt o wiele mówiącej nazwie Ephemeral (ang. przemijający, krótkotrwały) zdobył nagrodę w uniwersyteckim $200K Entrepreneurs Challenge. Członkami zwycięskiego zespołu są: Jason Candreva, Brennal Pierre, Vandan Shah, Anthony Lam, Seung Shin i Joshua Sakhai. Ephemeral to owoc moich własnych doświadczeń. Od wczesnej młodości interesowałem się tatuażami, ale przez trwałość moi rodzice byli im bardzo przeciwni - opowiada Shin, który w końcu i tak sobie jeden zrobił, a później usunął. "To było najgorsze doświadczenie w moim życiu: bardzo bolesne, nieskuteczne i drogie". Myśląc o sposobach oszczędzenia innym ewentualnych cierpień, Shin doszedł z kolegami do tego, że kluczem jest zmniejszenie cząsteczek tuszu. Wtedy łatwiej je usunąć. Dzisiejsze tusze do tatuażu są permanentne, bo ich cząsteczki są za duże dla układu odpornościowego, by je wyeliminować. Posłużyliśmy się enkapsulowanymi w sferach mniejszymi cząsteczkami, których układ immunologiczny także nie może się pozbyć. Kiedy jednak usuwa się tatuaż [roztworem], jeden z komponentów jest wytrawiany, co rozwiązuje sprawę" - wyjaśnia Lam. Prace nad systemem do tatuażu trwały 8 miesięcy. Obecnie trwają testy (najpierw na hodowlach komórkowych, a później na świniach). Zespół ma nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, produkt będzie dostępny dla klientów do jesieni przyszłego roku. Na witrynie Amerykanów ujawniono, że trwałość tuszu wynosi ok. 1 roku. Wykonaniem i usuwaniem tatuażu, gdyby ktoś chciał z niego zrezygnować przed upływem 12 miesięcy, mogłyby się zajmować zwykłe salony upiększania/modyfikacji ciała. « powrót do artykułu
-
IBM złożył wniosek o przyznanie patentu na... antypiracką drukarkę. Urządzenie ma rozpoznawać, czy drukowane treści nie są chronione prawem autorskim. Pomysł IBM-a polega na połączeniu drukarki z bazą danych tekstów i obrazów. Baza ma zawierać informacje o tym, czy dany tekst jest chroniony prawem autorskim, kto jest właścicielem praw, czy właściciel zgadza się na drukowanie oraz w jakim zakresie. Jeśli drukowanie tekstu nie byłoby dozwolone, drukarka nie wystartuje. Jak donoszą media, wniosek IBM-a został złożony przed rokiem, upubliczniono go jednak dopiero przed kilkoma dniami. Ze szczegółami patentu można zapoznać się na stronie Biura Patentów i Znakow Handlowych Stanów Zjednoczonych. « powrót do artykułu
-
Duże międzynarodowe studium wykazało, że w porównaniu do diety z przeciętną zawartością soli, dieta z niewielką ilością soli zwiększa ryzyko chorób sercowo-naczyniowych i zgonu. Jedynymi ludźmi, którzy mogą odnieść korzyści ze zmniejszenia podaży sodu, są chorzy na nadciśnienie spożywający za dużo soli. Badanie objęło ponad 130 tys. osób z 49 krajów. Jego autorami są naukowcy z McMaster University i Hamilton Health Sciences. Sprawdzali oni, czy związek między solą (sodem) i zgonami, chorobami serca i udarami wygląda różnie w grupach osób z nadciśnieniem i ciśnieniem prawidłowym. Okazało się, że bez względu na to, czy ludzie mają nadciśnienie, czy nie, w porównaniu do przeciętnego spożycia, niska podaż sodu wiąże się z większą liczbą zawałów, udarów i zgonów. O ile nasze dane uwydatniają znaczenie ograniczenia nadmiernego spożycia u chorych z nadciśnieniem, o tyle nie stanowią poparcia dla zmniejszania podaży do zbyt niskich poziomów. Rezultaty zespołu są tak ważne, bo pokazują, że obniżanie spożycia sodu ma sens u ludzi z nadciśnieniem, którzy jednocześnie trzymają się diety z dużą zawartością soli - wyjaśnia prof. Andrew Mente. Obecnie przeciętne spożycie sodu w Kanadzie wynosi 3,5-4 g dziennie i niektóre wytyczne zalecają, by podaż sodu w całej populacji zmniejszyć poniżej 2,3 g na dobę. Wcześniejsze badania wykazały, że w porównaniu do przeciętnej, niska podaż sodu wiąże się z podwyższonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych i śmiertelności (mimo że niskie spożycie sodu wiąże się z niższym ciśnieniem krwi). Najnowsze badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie The Lancet, zademonstrowało, że o ile istnieje granica, poniżej której spożycie sodu może być niebezpieczne (poniżej 3 g dziennie), o tyle szkody związane z nadmierną jego konsumpcją wydają się ograniczone do pacjentów z nadciśnieniem. Podczas studium zespół Mente zauważył, że tylko ok. 10% populacji cechowało zarówno nadciśnienie, jak i wysokie spożycie sodu (powyżej 6 g dziennie). Mente uważa, że skupianie się na zmniejszeniu konsumpcji soli u najbardziej podatnych ze względu na nadciśnienie i duże spożycie soli powinno się sprawdzić w większości krajów. Wyjątkiem są państwa z bardzo dużym przeciętnym spożyciem sodu, np. ze środkowej Azji. W porównaniu do przeciętnego, niskie spożycie sodu umiarkowanie obniża ciśnienie, ma jednak dodatkowe skutki, m.in. niekorzystne podniesienie pewnych hormonów. Minusy takiego zabiegu mogą więc przeważyć plusy. « powrót do artykułu
-
Toshiba i Samsung przestały produkować napędy optyczne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Toshiba Samsung Storage Technology (TSST) przestała produkować napędy optyczne. Informację taką potwierdziły redaktorom serwisu KitGuru dwa niezależnie źródła z firm współpracujących z TSST na rynku napędów optycznych. Decyzja giganta - firmy będącej połączeniem Toshiby i Samsunga - oznacza z jednej strony kłopoty dla współpracujących przedsiębiorstw, z drugiej zaś, że jedynym producentami napędów optycznych pozostają LG oraz Liteon. TSST do końca roku wyprzeda swoje zapasy magazynowe i wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku na rynku pozostanie jedynie dwóch graczy. Początkowo dziennikarze usłyszeli, że i Liteon rezygnuje z produkcji napędów optycznych. Mike Huang, dyrektor ds. sprzedaży Liteona, pytany o sytuację na rynku, potwierdził, że od połowy kwietnia TSST nie produkuje już napędów. Dodał, że jego firma otrzymała olbrzymią liczbę nowych zleceń i jej fabryka pracuje na pełnych obrotach. Będziemy agresywnie działali na rynku napędów optycznych, by mieć w nim 50% udziałów - zapewnił Huang. Decyzja o wycofaniu się z rynku napędow optycznych może być podyktowana kłopotami finansowymi. Niedawno TSST oznajmiła, że szuka ochrony przed wierzycielami, gdyż przeżywa kłopoty. Niewykluczone, że przedsiębiorstwo przechodzi restrukturyzację mającą uchronić je przed bankructwem. « powrót do artykułu -
Triklosan, środek bakteriobójczy i przeciwgrzybiczny występujący w wielu produktach codziennego użytku, np. w mydłach, dezodorantach czy pastach do zębów, szybko zaburza mikrobiom jelit. Zespół dr. Christophera Gaulke'ego z Uniwersytetu Stanowego Oregonu prowadził badania na danio pręgowanych (Danio rerio). Naukowcy zauważyli, że triklosan powoduje szybkie zmiany zarówno w strukturze mikrospołeczności, jak i liczebności poszczególnych gatunków. Choć nie wiadomo dokładnie, jaki będzie mieć to wpływ na ludzi i zwierzęta, Amerykanie przypuszczają, że upośledzenie mikroflory jelit może przyczyniać się do rozwoju albo pogłębienia choroby. Biolodzy zauważyli, że niektóre grupy, np. enterobakterie (Enterobacteriaceae) były bardziej, a inne, np. z rodzaju Pseudomonas, mniej podatne na działanie triklosanu. Istnieją, oczywiście, sytuacje, kiedy czynniki bakteriobójcze są potrzebne. Naukowcy mają teraz jednak dowody, że mikroflora jelit wpływa na metabolizm, a także funkcjonowanie sercowo-naczyniowe, immunologiczne i neurologiczne, dlatego obawy o ich nadmierne wykorzystanie są uzasadnione. Możliwe są również oddziaływania skumulowane. Wyjaśniając, czemu zajęli się właśnie triklosanem, autorzy publikacji z PLoS ONE przypominają, że jest on wchłaniany zarówno przez skórę, jak i układ pokarmowy (wykrywa się go w moczu, kale i mleku). Wcześniejsze badania wykazały, że triklosan zaburza funkcje endokrynne u ryb i szczurów, może też sprzyjać powstawaniu guzów wątroby i zmieniać odpowiedź zapalną. « powrót do artykułu
-
Znany ze Star Treka tricoder, niewielkie wielofunkcyjne urządzenie służące do odbierania sygnałów, ich analizowania i zapisywania, może już w niedalekiej przyszłości stać się rzeczywistością. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego (UCSD) stworzyli elastyczne ubieralne urządzenie, zdolne do jednoczesnego rejestrowania sygnałów elektrycznych i biochemicznych pochodzących z ludzkiego organizmu. ChemPhys potrafi obecnie w czasie rzeczywistym działać jak EEG i jedocześnie śledzić poziom kwasu mlekowego. Urządzenie można nosić przyczepione do piersi, a uzyskane przezeń dane można wysyłać do smartfona czy laptopa. Przyda się ono zarówno osobom uprawiającym sport i chcącym na bieżąco śledzić wydajność, jak i lekarzom monitorującym pacjentów cierpiących na choroby serca. "Jednym z głównych celów naszych badań jest stworzenie urządzenia podobnego do tricodera, które będzie mogło w czasie rzeczywistym przez cały dzień śledzić jednocześnie cały zestaw sygnałów chemicznych, fizycznych i elektrofizjologicznych. Obecne badania do ważny krok w kierunku tego, co chcemy ostatecznie osiągnąć" - mówi profesor Partick Mercier z US San Diego Jacobs School of Engineering. Drugim obok Merciera szefem projektu jest profesor Joseph Wang. Obecnie wiekszość komercyjnie dostępnych czujnków potrafi mierzyć jeden sygnał, a niemal żaden nie mierzy sygnałów chemicznych, jak np. poziom kwasu mlekowego. "Jednoczesny pomiar EKG i kwasu mlekowego za pomocą niewielkiego ubieralnego czujnika przyda się w wielu dziedzinach. Z pewnością zainteresuje się nim medycyna sportowa, gdyż czujnik pozwoli zoptymalizować trening najlepszych sportowców. Możliwość równoległej oceny EKG i kwasu mlekowego może też otwierać interesujące możliwości dla lekarzy zajmujących się pacjentami z chorobami serca" - stwierdził doktor Kevin Patrick, dyrektor Center for Wireless and Population Health System z UCSD, który nie był zaangażowany w badania nad czujnikiem. Największym wyzwaniem stojącym przez naukowcami było spowodowanie, by sygnały z różnych czujników nawzajem się nie zakłócały. Po licznych eksperymentach okazało się, że optymalna odległość pomiędzy elektrodami EKG wynosi 4 centymetry oraz, iż udało się skutecznie izolować czujniki EKG od czujnika kwasu mlekowego. Ten drugi czujnik działa dzięki przewodnictwu elektrycznemu zapewnianemu przez pot. Jednak pot może zakłócić działanie elektrod EKG. Dlatego też naukowcy wykorzystali dodatkową warstwę silikonowej gumy, która izoluje elektrody od potu, ale nie przekadza w pracy czujnikowi kwasu. Całość podłączono do płytki drukowanej wyposażonej w mikrkontroler i chip zapewniający łącznąć za pośrednictwem technologii Bluetooth. Prototyp przetestowano na trzech mężczyznach wykonujących intesywne ćwiczenia fizyczne. Testy wykazały, że czujnik działa prawidłowo, przekazuje dobre dane. W następnym etapie prac Mercier i Wang chcą dodać do swojego urządzenia czujniki chemiczne, wykrywające m.in. poziom magnesu i potasu. « powrót do artykułu