Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na drogach Puszczy Białowieskiej pojawiły się nowe znaki "Uwaga! Kraina Żubra". Jest to wspólna inicjatywa Instytutu Biologii Ssaków PAN oraz fundacji WWF, która sfinansowała znaki oraz naklejki z sylwetką żubra. Nowe znaki zastąpiły podobne, rozmieszczone na terenie Puszczy w 2010 r. w ramach projektu LIFE "Ochrona żubra w Puszczy Białowieskiej - Kraina Żubra". Większość znaków zniknęła, co może świadczyć o dużej ich popularności. Zadaniem znaków jest ostrzeganie turystów i mieszkańców przed kolizjami na drogach z żubrem i innymi dzikimi zwierzętami oraz promocja Puszczy Białowieskiej jako Krainy Żubra. W Puszczy żyje największa populacja żubrów w Polsce i Europie i prawie co roku zdarzają się kolizje tych zwierząt z pojazdami. Akcja IBS PAN i WWF ma na celu zwrócenie uwagi na ochronę unikatowych symboli polskiej przyrody - żubra i Puszczy Białowieskiej. Naklejki z sylwetką żubra są dostępne w IBS PAN w Białowieży. Zapraszamy wszystkich chętnych! « powrót do artykułu
  2. Straszyki wytwarzają bakteryjne enzymy (pektynazy) rozkładające roślinne ściany komórkowe. Naukowcy z Instytutu Ekologii Chemicznej Maxa Plancka w Jenie uważają, że owady pozyskały je na drodze poziomego transferu genów. Nie zakłada się, że owady produkują własne pektynazy - podkreśla dr Matan Shelomi, tymczasem patyczaki wytwarzają bardzo dużo tych enzymów, a w ich genomie występują liczne geny pektynazy. W oparciu o podobieństwo DNA naukowcy stwierdzili, że ich źródłem były zapewne gammaproteobakterie, najpowszechniejsze bakterie w mikrobiomie tych owadów, które często występują także na zjadanych przez nie liściach. Nie jesteśmy pewni, co się stało, ale jeden lub dwa geny pektynazy z bakterii jelitowych lub nawet coś z pokarmu dostało się do genomu patyczaka, a później ewoluowało razem z owadami. Testy wykazały, że część pektynaz zachowała pierwotną funkcję (chodzi o rozkład pektyny). Działanie innych jest nieznane. Pozostaje tylko pytanie, kiedy doszło do transferu. By to ustalić, zespół z Jeny badał 7 gatunków patyczaków/straszyków (Phasmatodea), w tym występujące w Kalifornii Timema cristinae (należą one do rodzaju Timema, uznanego za grupę siostrzaną reszty rzędu zwanej Euphasmida lub Euphasmatodea). Timema nie mają pektynaz, a Euphasmida tak. Nie było jednak wiadomo, czy Timema nigdy ich nie miały, czy też w pewnym momencie utraciły kodujące je geny. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports wykorzystali bazy danych 1K Insect Transcriptome Evolution Project (1KITE). Ponieważ w ramach projektu ukończono sekwencjonowanie już ponad 1200 gatunków owadów, naukowcy mogli łatwo przeszukać różne ich grupy pod kątem obecności enzymów. Okazało się, że do transferu doszło krótko po oddzieleniu Timema i Euphasmatodea ok. 60-110 mln lat temu. Wcześniej inni badacze z Wydziału Entomologii odkryli poziomy transfer pektynazy u stonkowatych (Chrysomelidae). Warto przypomnieć, że zarówno stonkowate, jak i patyczaki żerują na liściach. W obu grupach po zajściu poziomego transferu zaszła też masywna radiacja ewolucyjna. Zgodnie z ostatnią teorią Shelomiego - hipotezą ekspansji enzymatycznej - nagłe pojawienie się nowych możliwości enzymatycznych (czy to przez mutacje, czy przez poziomy transfer genów) mogło napędzić ewolucję gatunków i zmianę diety na wyspecjalizowaną. « powrót do artykułu
  3. Nadużywanie środków przeciwbólowych to coraz poważniejszy problem w krajach rozwiniętych. W samych Stanach Zjednoczonych z powodu przedawkowania tego typu leków umierają rocznie tysiące osób. Z danych Narodowego Instytutu Nadużywania Leków w 2015 roku takich osób było około 20 000. Teraz do tego typu skutków ubocznych należy doliczyć jeszcze jeden - niezwykle zaskakujący. Badania prowadzone pod kierunkiem specjalistów z University of Colorado Boulder wykazały, że u szczurów laboratoryjnych opioidy takie jak morfina... zwiększają chroniczny ból. Eksperymenty przeprowadzone przez zespół profesorów Petera Grace'a i Lindy Watkins wykazały, że wystarczyło, że zwierzęta przez kilka dni przyjmowali morfinę, by później przez kilka miesięcy czuć chroniczny ból spowodowany uwalnianiem sygnałów bólowych przez komórki rdzenia kręgowego. Jak zauważa profesor Grace, takie wyniki sugerują, że widoczne w ostatnim czasie coraz częstsze przypisaywanie opioidów może przyczyniać się do wielu przypadków chronicznego bólu. Jako pierwsi wykazaliśmy, że nawet krótka ekspozycja na opioidy może mieć długoterminowy negatywny skutek w postaci odczuwania bólu - stwierdził uczony. Leczenie zwiększało problem - dodaje. Okazało się, że uszkodzenie nerwów obwodowych u szczurów powoduje wysłanie przez uszkodzone komórki sygnału do komórek glejowych w rdzeniu kręgowym. Pierwszy taki sygnał powoduje, że komórki te zwiększają swoją czujność, oczekując na kolejne sygnały. Wystarczy, że ból jest przez zaledwie pięć dni leczony opioidami, by wprowadzić komórki glejowe w tryb nadmiernej czujności, co wywołuje cały łańcuch reakcji, włącznie z zapaleniem rdzenia kręgowego. Połączenie wstępnego sygnału bólowego z morfiną powoduje, że obecne w komórkach glejowych białko interleukina-1beta (IL-1b) wysyła sygnał zwiększający aktywność komórek nerwowych rdzenia i mózgu odpowiedzialnych za odczuwanie bólu. To powoduje zwiększenie bólu, co może trwać nawet kilka miesięcy. To okropna strona opioidów, której wcześniej nie znaliśmy - mówi profesor Watkins. Zespół Grace'a i Watkins może pochwalić się też sporym sukcesem. Uczonym udało się znaleźć sposób na zablokowanie tych receptorów w komórkach glejowych, które rozpoznają opioidy. Może pozwolić to na ulżenie w bólu bez ryzyka narażania się na pojawienie się chronicznego bólu. « powrót do artykułu
  4. Japońska Coca-Cola zaprezentowała ostatnio nowy produkt - napój zapewniający lepszy sen. Glaceau Sleep Water zawiera L-teaninę, α-aminokwas niebiałkowy, który łatwo pokonuje barierę krew-mózg i ma działanie uspokajające. Teoretycznie więc napój powinien ułatwiać odpoczynek nawet osobom, które nie mają czasu na 8-godzinny sen. Lekka Glaceau Sleep Water nie zawiera kofeiny. Najlepiej wypić ją wieczorem albo po kąpieli. Autorzy reklamy doradzają też, jak przygotować się do regenerującego snu; wspominają o aromaterapii, relaksującej muzyce i odpowiednio dobranej poduszce. Ponieważ produkt jest nowy, nie wiadomo, czy twierdzenia te mają jakieś uzasadnienie, czy chodzi wyłącznie o reklamę. « powrót do artykułu
  5. W 2013 roku Teleskop Keplera odkrył system planetarny, w skład którego wchodzi Kepler-62f. To piąta i najbardziej odległa od swojej gwiazdy planeta. Teraz grupa uczonych przeprowadziła szereg symulacji, które wykazały, że na planecie tej mogą istnieć warunki sprzyjające powstaniu i utrzymaniu życia. Kepler-62f krąży wokół gwiazdy mniejszej i chłodniejszej od Słońca. Planeta jest o 40% większa od Ziemi, co z dużym prawdopodobieństwem wskazuje, że jest ona planetą skalistą. Aomawa Shields i jej koledzy z University of Washington postanowili sprawdzić, czy planeta może podtrzymać życie. Odkryliśmy, że istnieje wiele możliwych składów atmosfery, które pozwalają tej planecie na utrzymanie ciekłej wody na powierzchni - mówi Shields. Na Ziemi dwutlenek węgla stanowi około 0,04% atmosfery. Jako, że Kepler-62f jest znacznie dalej od swojej gwiazdy niż Ziemia od Słońca, musi mieć w atmosferze znacznie więcej tego gazu cieplarnianego, by na planecie panowały odpowiednie warunki. Naukowcy przeprowadzali symulacje przy założeniach, że grubość atmosfery Kepler-62f waha się od grubości atmosfery ziemskiej po 12-krotność jej grubości, zawartość dwutlenku węgla wynosi od 1 do 2500 zawartości CO2 na Ziemi. Symulacje prowadzono też przy wielu różnych możliwych orbitach planety. Przy takich założeniach okazało się, że istnieje wiele scenariuszy, które umożliwiają podtrzymanie życia na tej planecie. Z obliczeń wynika, że na Kepler-62f mogą istnieć warunki do całorocznego podtrzymania życia jeśli jej atmosfera jest od 3 do 5 razy grubsza od atmosfery Ziemi i w całości składa się z dwutlenku węgla. Jeśli nawet nie istnieje tam mechanizm powstawania olbrzymich ilości CO2 i planeta ta ma w atmosferze tyle dwutlenku węgla co Ziemia, to przy pewnych konfiguracjach orbity przez część roku temperatura na powierzchni planety może być wyższa od zera - stwierdzili uczeni. Najważniejszym aspektem pracy Shields i jej grupy jest jednoczesne użycie komputerowego modelu ścieżek orbitalnych planet HNBody i modeli klimatycznych. Technika ta, jak mówią uczeni, może zostać wykorzystana do symulacji dla innych planet, pod warunkiem, że są to planety skaliste. System Kepler-62 znajduje się w odległości 1200 lat świetlnych od Ziemi. « powrót do artykułu
  6. Nawet na obszarach zdominowanych przez kukurydzę i soję znakomitą większość pyłku pszczoły zbierają z roślin innych niż uprawne. Niestety, pyłek jest zanieczyszczony wieloma różnymi pestycydami. Przez 16 tyg. prof. Christian Krupke z Purdue University i Elizabeth Long z Uniwersytetu Stanowego Ohio zbierali pyłek z uli na 3 stanowiskach w Indianie. Chcieli sprawdzić, jakie źródła pyłku pszczoły wykorzystują i czy są one zanieczyszczone pestycydami. Okazało się, że próbki pyłku reprezentowały 30 rodzin roślin i zawierały pestycydy z 9 klas, w tym neonikotynoidy, czyli pestycydy powszechnie stosowane do oprysku soi i kukurydzy, które są wiązane z obserwowanym na całym świecie zespołem masowego ginięcia pszczoły miodnej (CCD). Najwyższe stężenie osiągały jednak pyretroidy, środki ochrony roślin używane w celu zwalczania owadów, np. komarów. Mimo że pyłek z roślin uprawnych stanowił tylko niewielką część "urobku", pszczoły w naszym badaniu były wystawione na oddziaływanie o wiele większej gamy związków chemicznych, niż się spodziewaliśmy. Liczba pestycydów znalezionych w próbkach pyłku była zdumiewająca. Substancje związane z rolnictwem stanowią tylko część problemu. Nawet kiedy ule stoją tuż przy polach uprawnych, duży wkład mają właściciele domów oraz krajobrazy miejskie - opowiada Krupke. Krupke podkreśla, że w przypadku pszczół z tzw. pasa kukurydzy (Corn Belt), czyli stanów Midwestu z wysoko rozwiniętym rolnictwem, ogólny poziom ekspozycji na pestycydy jest znacznie wyższy niż dotąd zakładano. Za jedną z przyczyn niedoszacowania można uznać skupienie wysiłków badawczych i doniesień medialnych na szkodliwym wpływie neonikotynoidów. O wiele mniej studiów dotyczyło bowiem kwestii wystawienia na oddziaływanie innych klas pestycydów via rośliny nieuprawne. Spojrzenie na środowisko pszczół Midwestu z szerszej perspektywy, w dodatku przez cały sezon, może więc stanowić lepsze przybliżenie sytuacji tych owadów. Krupke i Long pobierali próbki pyłku co tydzień od maja do września. Objęte badaniem ule były umieszczone na łące, na brzegu pola kukurydzy obsianego ziarnem potraktowanym neonikotynoidami oraz na brzegu pola kukurydzy z nasionami niezaprawianymi pestycydami. Okazało się, że pszczoły pozyskiwały większość pyłku z roślin nieuprawnych, głównie bobowatych. W pyłku z łąki Amerykanie wykryli 29 pestycydów, w próbkach z pola z zaprawianiem również 29, a w próbkach z pola niezaprawianego aż 31. W pyłku ze wszystkich stanowisk najczęściej stwierdzano fungicydy i herbicydy. Z insektycydów najpowszechniejsze były neonikotynoidy i pyretroidy. Choć i jedne, i drugie są dla pszczół są toksyczne, stwarzają inne ryzyko względne. Neonikotynoidy są bardziej toksyczne, ale wykorzystuje się je głównie na gruntach rolnych. Pyretroidy są zaś używane w miejscach, gdzie zapylacze z dużym prawdopodobieństwem występują: w pobliżu domu i w ogrodach z wieloma kwiatami, co potencjalnie wystawia pszczoły na częstsze oddziaływanie wyższych ich stężeń. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications odnotowali dwa piki stężenia pyretroidów: w sierpniu i wrześniu, gdy wielu właścicieli domów stosuje opryski, by pozbyć się komarów czy szerszeni. Pyłek ze wszystkich 3 stanowisk zawierał DEET. Krupke zaznacza, że mało wiadomo, jak poszczególne pestycydy oddziałują ze sobą. Toksyczność insektycydów może np. rosnąć po skojarzeniu z pewnymi fungicydami, które same w sobie są nieszkodliwe dla owadów. « powrót do artykułu
  7. Około 7% z 5000 najpopularniejszych witryn blokuje użytkowników używających oprogramowania do blokowania reklam. Takie są wyniki analiz przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu w Cambridge, Uniwersytetu Stony Brook, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Queen Mary University o International Computer Science Institute. Programy do blokowania reklam stają się coraz bardziej popularne. Nie podoba się to właścicielom witryn internetowych, które zarabiają przede wszystkim na wyświetlaniu użytkownikom reklam. Dlatego też niektórzy z nich zdecydowali się na blokowanie użytkowników blokujących reklamy. Tacy użytkownicy otrzymują informację, że z powodu używania adblockera nie mogą obejrzeć zawartości witryny. Są proszeni o wyłączenie oprogramowania blokującego bądź dodanie adresu witryny do białej listy, dopuszczającej wyświetlanie reklam. Część witryn korzysta z komercyjnych rozwiązań blokujących takich użytkowników, inne mają własne technologie. Jednak, jak się okazuje, aż 6 a 12 badanych skryptów blokujących użytkowników jest omijanych przez popularne oprogramowanie blokujące reklamy. Trudno powiedzieć, jak bardzo intensywna będzie walka pomiędzy oprogramowaniem blokującym reklamy, a blokującym użytkowników takich programów. Stosowanie rozwiązań przeciwko programom blokującym reklamy może początkowo dawać wydawcom pewne korzyści, jednak jest to wyłącznie ukrywanie głębszego problemu - problemu braku równowagi pomiędzy reklamami (a szczególnie śledzeniu przez nie użytkownika) a treściami oferowanymi przez witryny. Rozwiązanie długoterminowe musi brać pod uwagę przyczyny, dla których użytkownicy stosują oprogramowanie blokujące - stwierdzili badacze. « powrót do artykułu
  8. W XIII wieku Mongołowie podbili olbrzymie połacie Azji i ruszyli na Europę, gdzie wygrywali bitwę za bitwą. Wydawało się, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Nagle w 1242 roku najeźdźcy zawrócili i ruszyli z powrotem na tereny dzisiejszej Rosji. Historycy od dawna zastanawiali się, dlaczego niezwyciężone armie nie kontynuowały podboju. Jedni uważają, że powodem była polityka wewnętrzna imperium, zdaniem innych walki w Europie były trudniejsze niż Mongołowie sądzili i to ich zniechęciło. Ulf Büntgen, dendrochronolog ze Szwedzkiego Federalnego Instytutu Badań Lasu, Śniegu i Krajobrazu oraz Nicola Di Cosmo z Instytutu Badań Zaawansowanych uważają, że inwazję Mongołów powstrzymała pogoda. Na stepach Azji i dzisiejszej Rosji przez wiele lat mieli do czynienia z dobrą pogodą, sprzyjającą wzrostowi traw, którymi żywiły się ich konie. Jednak zarówno zapiski historyczne jak i badania pierścieni drzew ujawniły, że na terenie Europy zima roku 1242 była wyjątkowo ciężka. Na dużych obszarach kontynentu panował mróz. Nie była to zima bardzo mroźna, jednak mróz dotknął znaczną część Europy. Główne siły Mongołów znajdowały się na węgierskich nizinach. Gdy temperatury wzrosły, rozpoczęły się powodzie, przez które nie rosła trawa. Konie nie miały co jeść, a dodatkowo woda nanosiła muł, co znacznie utrudniało poruszanie się armii. Büntgen i Di Cosmo uważają, że w pewnym momencie Mongołowie uznali, iż dalszy podbój nie jest wart pokonywania tak poważnych przeszkód i zawrócili. « powrót do artykułu
  9. W jaskini Atxurra w Kraju Basków odkryto paleolityczne rysunki naskalne, które wg szefa wykopalisk Diega Garate, należą do "Champions League" sztuki jaskiniowej i plasują się w pierwszej dziesiątce stanowisk europejskich. Inni eksperci podkreślają, że choć na razie jest za wcześnie, by stwierdzić, czy rysunki dorównują nazywanej niekiedy kaplicą sykstyńską sztuki paleolitycznej Altamirze, Atxurra prezentuje się naprawdę obiecująco. Garate poinformował, że na półkach skalnych na głębokości 300 m znaleziono ok. 70 rysunków i rytów. Przedstawiają one konie, bawoła, kozy i jelenia. Ich wiek szacuje się na 12,500-14,500 lat. Hiszpanie podkreślają, że dojście do stanowiska jest tak trudne i niebezpieczne, że nie ma raczej szans, by udostępniono je zwiedzającym. Władze regionu myślą jednak o stworzeniu modelu 3D dla publiki. Jaskinię odkryto w 1929 r. Po raz pierwszy badano ją w latach 1934-35, ale malowidła i ryty odkryto dopiero po wznowieniu prac przez zespół Garate w 2014 r. Nikt się nie spodziewał odkrycia tej rangi. Istnieje wiele malowideł jaskiniowych, ale tylko nieliczne prezentują tak duży artyzm, zróżnicowanie i jakość - podkreśla prof. José Yravedra Sainz de los Terreros z Uniwersytetu Madryckiego. Garate zaprezentował bawoła z największą liczbą włóczni w ciele, jaką uwieczniono na jakimkolwiek europejskim rysunku. Wg niego, o ile inne przedstawiają 4 lub 5 włóczni, tutaj jest ich aż 20 (nie wiadomo czemu). Yravedra de los Terreros przekonuje, że jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jaskinia była ukryta i że w środku znajdowało się tyle świetnej jakości, zróżnicowanych dzieł sztuki, można wyciągnąć wniosek, że podobnie jak Altamira i Lascaux, miejsce to spełniało rolę sanktuarium. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Macquarie University jako pierwsi wykazali, że rekiny rogate mają osobowości. Biolodzy obserwowali Heterodontus portusjacksoni ze wschodniego wybrzeża Australii i zauważyli, że poszczególne osobniki demonstrują unikatowe i stałe reakcje na nieznane środowisko i stres. W kilku ostatnich dziesięcioleciach badania wykazały, że blisko 200 gatunków zwierząt prezentuje osobowości. Osobowość nie jest więc już uznawana za wyłącznie ludzką cechę, a raczej za coś głęboko zakorzenionego w naszej ewolucyjnej przeszłości - tłumaczy Evan Byrnes. Autorzy publikacji z Journal of Fish Biology zaprojektowali test do badania śmiałości, czyli skłonności do podejmowania ryzyka (czynnik ten wpływa także na zdrowie, bo wiadomo, że koreluje z poziomem hormonów stresu, a więc i profilami fizjologicznymi). Na początku rekiny wprowadzano do zbiorników z kryjówkami. Sprawdzano, po jakim czasie dany osobnik wypłynie z kryjówki, by poznawać nowe środowisko. W drugim eksperymencie ryby poddawano stresowi manipulacyjnemu, przypominającemu schwytanie przez rybaka, a następnie uwalniano i oceniano, po jakim czasie dojdą do siebie. Okazało się, że osobowość rekinów była taka sama w poszczególnych próbach (niektóre rekiny były zawsze śmielsze od innych, a ryby najsilniej reagujące na stres manipulacyjny w 1. próbie zachowywały się tak samo również w 2. podejściu), co sugeruje raczej zakorzenione zachowania niż losowe reakcje. Jesteśmy podekscytowani, bo wyniki pokazują, że rekiny nie są po prostu bezmyślnymi maszynami. Tak jak ludzie, mają one unikatowe preferencje i zachowania - podkreśla prof. Culum Brown. Skoro każdy rekin jest indywidualnością, zarządzanie populacjami tych ryb jest o wiele bardziej skomplikowane, niż dotąd sądziliśmy. Zrozumienie, jak osobowość wpływa na zróżnicowanie zachowania rekinów - np. wybór ofiary, wykorzystanie habitatu i poziom aktywności - jest krytyczne dla lepszej ochrony naszych drapieżników alfa, które odgrywają kluczową rolę w ekosystemach morskich. « powrót do artykułu
  11. Badanie zaprezentowane na kongresie Euroanaesthesia 2016 wykazało, że poziom hałasu na oddziałach intensywnej opieki medycznej (OIOM-ach) może przekraczać zalecane normy, przeszkadzając zarówno pacjentom, jak i personelowi medycznemu. Studium przeprowadził zespół dr Eveline Claes ze szpitala Jessa Ziekenhuis w Hasselt w Belgii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, by średni poziom dźwięków na oddziałach szpitalnych był niższy niż 35 decybeli akustycznych (dBA). Maksimum nocą miałoby sięgać 40 dBA. Tymczasem poziom hałasu na OIOM-ach okazał się znacząco wyższy: średni poziom zawsze przekraczał 45 dBA, a przez 50% czasu przewyższał 52 dBA (w przypadku dBA stosuje się pomiar poziomu dźwięku skorygowany wg krzywej A, która odwzorowuje zmiany czułości ludzkiego ucha na sygnały o różnych częstotliwościach). Naukowcy zdecydowali się na badania po skargach na hałas zarówno ze strony chorych, jak i pielęgniarek czy lekarzy. Poziom natężenia hałasu mierzono na oddziale złożonym z 12 łóżek. Miernik poziomu dźwięku (Amptec 10EaZy RT) umieszczano zarówno na 2-osobowych salach, jak i przy ladzie pielęgniarskiej. Pomiary przeprowadzono po 2-tygodniowym okresie przyzwyczajenia (w ten sposób naukowcy chcieli uniknąć zaburzającego wpływu świadomości obecności urządzenia, czyli tzw. efektu Hawthorne'a). We wszystkich lokalizacjach poziom dźwięków nagrywano nieprzerwanie przez dobę. Belgowie zauważyli, że przy łóżkach poziom dźwięku wynosił średnio 52,8 dBA w nocy i 54,6 dBA w dzień. W sumie odnotowano 14 pików dźwięku powyżej 80 dBA, największy sięgał 101,1 dBA. Przy ladzie pielęgniarskiej średni poziom dźwięku nocą wynosił 52,6 dBA, a w dzień 53,9 dBA. W tych okolicach zanotowano 11 pików powyżej 80 dBA, a maksymalny pik to 90,6 dBA. Za hałas mogą odpowiadać dźwięki działającej aparatury, alarmy czy po prostu ruchy/aktywność personelu. [Choć] poziom dźwięku na naszym oddziale znacznie przewyższał normy Światowej Organizacji Zdrowia, to uzyskane wartości są porównywalne z innymi OIOM-ami. Podwyższony poziom dźwięku i częste piki mogą odpowiadać za subiektywne wrażenie zanieczyszczenia hałasem u pacjentów, pielęgniarek i lekarzy. Mimo że dr Claes podkreśla, że w jej szpitalu powinno się zmniejszyć średni poziom hałasu, a także częstość występowania i siłę pików, wg niej, stworzenie OIOM-u bez hałasu nie jest proste. Potrzebujemy przecież alarmów, by ostrzegały nas o zagrożeniach. Różne programy edukacyjne, rozdzielanie zadań oraz przestawianie sprzętu i progu alarmów nie pozwoliło obniżyć poziomu dźwięku, tak by mieścił się on w zaleceniach WHO. Obecnie praktycznym rozwiązaniem wydaje się wykorzystanie u pacjentów zatyczek do uszu itp., niewykluczone jednak, że w przyszłości będzie można się uciec do [...] inteligentnych systemów alarmowych i zastosować aparaturę powodującą mniej hałasu. « powrót do artykułu
  12. Zakrojone na bezprecedensowo szeroką skalę badania nad wpływem promieniowania z telefonów komórkowych i urządzeń bezprzewodowych na gryzonie sugerują, że istnieje związek pomiędzy chroniczną ekspozycją na fale radiowe a rzadkimi nowotworami mózgu i serca. Badania były prowadzone przez uczonych z National Toxicology Program (NTP). To amerykańska agencja rządowa pozostająca pod nadzorem Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH). Naukowcy poddali badaniom dużą liczbę gryzoni, które wystawiono na działanie takich dawek promieniowania, jakim poddają się ludzie często korzystający z telefonów komórkowych. Zwierzęta umieszczono w specjalnych pomieszczeniach, w których przez ich całe dwuletnie życie, po około 9 godzin dziennie oddziaływało na nie promieniowanie. To, jak dotychczas, najprecyzyjniej dobrana dawka promieniowania z telefonów komórkowych. To klasyczne badanie, mają na celu zrozumienie rozwoju nowotworów u ludzi. Potrzeba jeszcze wielu badań, zanim będziemy mogli ocenić czy takie promieniowanie wywołuje problemy u ludzi, ale fakt, że wywołuje ono chorobę u szczurów, to poważny problem. Mnie, jako eksperta, to martwi - mówi Christopher Portier, emerytowany dyrektor NTP, który pomagał w przeprowadzeniu eksperymentu. W krajach rozwiniętych telefonu komórkowe są używane przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Niewiele jednak wiadomo na temat długoterminowego wpływu niskich dawek promieniowania. W 2011 roku Międzynarodowa Agencja Badania Raka uznała fale radiowe za możliwy czynnik kancerogenny u ludzi. Brak jednak badań, które jednoznacznie by rozstrzygały kwestię szkodliwości użytkowania telefonów komórkowych. Trudno bowiem jest zebrać odpowiednie dane. W 2009 roku NTP rozpoczęła badania, podczas których wykorzystano tysiące szczurów. Wykazały one, że u zwierząt poddanych działaniom fal radiowych częściej rozwijały się rzadkie formy nowotworów mózgu i serca. Nie można było ich wyjaśnić inaczej, niż wpływem promieniowania. Nowotwory te nadal przydarzały się rzadko, jednak ich liczba rosła wraz ze zwiększającą się ekspozycją na promieniowanie. Naukowców dodatkowo martwi fakt, że już wcześniej u ludzi zauważono korelację pomiędzy występowaniem glejaka i schwannomy (łagodnego nowotworu osłonek nerwów czaszkowych i obwodowych) a używaniem telefonów komórkowych. Co więcej, okazało się, że nowotwory te nie wystąpiły u żadnego ze szczurów, które nie były poddane promieniowaniu RF. Cały obraz jednak komplikuje fakt, iż u samców nowotwory występowały częściej niż u samic. Wcześniejsze badania nigdy nie wykazały podobnego związku pomiędzy powstaniem wspomnianych nowotworów a ekspozycją na fale radiowe. Jednak żadne z wcześniejszych badań nie było prowadzone na tak dużej liczbie zwierząt, przez tak długi czas ani przy tak intensywnym promieniowaniu. Zwierzęta podzielono na wiele grup po 90 osobników. Na oddziaływanie fal radiowych było wystawione całe ciało. U ludzi jest podobnie, gdyż fale radiowe działają na nas nie tylko wtedy, gdy rozmawiamy przez telefon, ale też i wówczas, gdy nosimy urządzenie przy sobie. Zwierzęta badano przy częstotliwości 900 MHz i różnej intensywności oraz dwóch różnych rodzajach modulacji - GSM i CDMA. Badania wskazały, że wraz z rosnącą ekspozycją na fale radiowe, rośnie też liczba przypadków nowotworów. Jednak zauważono przy okazji kilka trudnych do wyjaśnienie zjawisk, więc wyciągnięcie ostatecznych wniosków będzie bardzo trudne. Jedną z takich zaskakujących obserwacji jest fakt, że - jak się wydaje - zwierzęta z grupy poddanej promieniowaniu wydawały się... żyć dłużej niż te z grupy kontrolnej. NTP ujawniło na razie tylko część wyników badań na szczurach. W miarę opracowywania będą ujawniane kolejne wyniki oraz rezultaty badań na myszach. Ponadto do przyjrzenia się wynikom badań zaproszono niezależnych ekspertów. Uzyskane przez NTP wyniki zaskoczyły niektórych ekspertów. Sądziłem, że te badania to strata pieniędzy. Wcześniej przeprowadzono już tyle badań, że w środowisku naukowym panowała raczej zgoda co do tego, że nie istnieje związek pomiędzy telefonami komórkowymi a nowotworami. Teraz wygląda na to, że wcześniej nikt nie poddał badaniom wystarczającej liczby zwierząt przez wystarczająco długi czas - mówi David Carpenter z University of Albany. « powrót do artykułu
  13. W USA odnotowano pierwszy przypadek oporności na kolistynę, antybiotyk wykorzystywany często w sytuacjach, gdy inne leki zawodzą. Czterdziestoośmioletnia kobieta z Pensylwanii wyzdrowiała. Na szczęście zakażenie okazało się wrażliwe na inne leki. Oporność na kolistynę opisano po raz pierwszy w Chinach pod koniec 2015 r. Autorzy publikacji z Lancet Infectious Diseases stwierdzili wtedy oporność u 1/5 badanych zwierząt, w 15% próbek surowego mięsa i u 16 pacjentów. Naukowcy podkreślali, że oporność wykształciła się prawdopodobnie wskutek nadużywania kolistyny u zwierząt hodowlanych i zaczęli wieszczyć początek końca ery antybiotyków. Badanie zaniepokoiło specjalistów z całego świata. Intensywne testy doprowadziły do wykrycia kolistynoopornych bakterii zarówno w Azji, jak i w Europie. Teraz dane z USA pozwoliły zidentyfikować takie mikroorganizmy u żywych zwierząt hodowlanych i w mięsie z supermarketów, a także u pacjentki z zakażeniem dróg moczowych. Nie wiadomo, jak doszło do jej zarażenia, bo ostatnio nie podróżowała, a kolistyna nie jest w Stanach szeroko wykorzystywana. Za pomocą plazmidów gen odpowiedzialny za oporność na kolistynę - mcr-1 - może się szybko rozprzestrzeniać między gatunkami/szczepami bakterii. Naukowcy obawiają się, że kolistynooporność ulegnie sprzężeniu z innymi rodzajami lekooporności, co doprowadzi do powstania zakażeń niemożliwych do wyleczenia. Im bardziej przyglądamy się oporności, tym bardziej jesteśmy zaniepokojeni. Dla niektórych pacjentów apteczka jest już [właściwie] pusta. To ślepa uliczka dla antybiotyków, chyba że zaczniemy pilnie działać - przekonuje Thomas Frieden, dyrektor amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (US Centers for Disease Control and Prevention; CDC). Na szczęście nie widzieliśmy prawdziwych bakterii opornych na każdy możliwy antybiotyk - dodaje dr Beth Bell z CDC. Inni specjaliści dodają, że kolejne przypadki kolistynooporności zostaną zapewne wkrótce ujawnione i kwestią do rozstrzygnięcia i opanowania jest właściwie to, jak szybko będzie się ona rozprzestrzeniać. « powrót do artykułu
  14. Analiza słów wykorzystywanych przez ponad 65 tys. użytkowników Facebooka w ok. 10 mln wiadomości wykazała, że kobiecy język jest cieplejszy i bardziej ugodowy niż język mężczyzn. Algorytmy Amerykanów i Australijczyków potrafiły trafnie przewidzieć płeć autorów wypowiedzi aż w 90% przypadków. Przyglądanie się językowi wykorzystywanemu w mediach społecznościowych zapewnia świeżą perspektywę ujmowania różnic międzypłciowych - podkreśla dr H. Andrew Schwartz ze Stony Brook University. Analiza wykazała, że kobiety częściej wspominały o przyjaciołach, rodzinie i życiu społecznym, podczas gdy mężczyźni więcej przeklinali, posługiwali się bardziej gniewnym i kłótliwym językiem, a także dyskutowali więcej o przedmiotach niż o ludziach. Kobiety przeważnie używały języka nacechowanego współczuciem i uprzejmością, a mężczyźni bardziej wrogiego i chłodnego. Za pomocą nowej techniki byliśmy w stanie eksplorować wymiary serdeczności i asertywności. Mimo że niektóre wcześniejsze prace sugerowały, że mężczyźni są generalnie bardziej asertywni, język z Facebooka tego nie odzwierciedlał; okazało się, że to kobiety używały nieco bardziej asertywnego języka niż mężczyźni. Najczęściej poruszane przez kobiety tematy czy wątki zawierały takie słowa, jak wspaniały, szczęśliwy, urodziny, córka, dziecko, wdzięczny i podekscytowany. U mężczyzn wyrazy te były całkiem inne: wolność, swoboda, wygrać, przegrać/stracić, bitwa i wróg. W ramach analizy oceniano stopień afiliacyjności i asertywności poruszanych tematów. Pod wieloma względami tematy poruszane przez kobiety i mężczyzn nie były wcale zaskakujące - pasowały do znanych stereotypów płciowych. Metody obliczeniowe pozwoliły nam [jednak] uwidocznić, co ludzki umysł robi, by automatycznie skategoryzować ludzi [...] - wyjaśnia dr Margaret Kern z Uniwersytetu w Melbourne. « powrót do artykułu
  15. Pomimo początkowych kłopotów w końcu udało się w pełni rozwinąć rozkładalny moduł mieszkalny BEAM (Bigelow Expandable Activity Module) i ustabilizować w nim ciśnienie. Tym razem rozwijanie modułu trwało zaledwie 10 minut. Po tym czasie stwierdzono, że ciśnienie powietrza w module jest takie, jak w pozostałej części Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. BEAM pozostanie zacumowany do stacji przez dwa lata. W tym czasie będzie przechodził niezbędne testy. Przez cały bieżący tydzień będą prowadzone badania, których celem będzie zbadanie integralności i szczelności modułu. Jeśli wypadną one pomyślnie, to tydzień po zakończeniu testów otwarta zostanie śluza pomiędzy ISS a BEAM i do modułu wejdzie amerykański astronauta Jeff Williams, który ze stacji nadzorował rozwijanie BEAM. Rozkładalne kosmiczne moduły mieszkalne mogą stać się najbliższą przyszłością misji załogowych. Niewykluczone, że zostanie z nich zbudowana stacja kosmiczna na Księżycu oraz na Marsie. O przyszłości DEAM zdecydują najbliższe dwa lata testów na ISS. Specjaliści będą sprawdzali, na ile tego typu urządzenia chronią przed promieniowaniem kosmicznym, niskimi temperaturami oraz na ile są odporne na uszkodzenia przez niewielkie obiekty przemierzające przestrzen kosmiczną. « powrót do artykułu
  16. Dzieje Majów wciąż skrywają liczne tajemnice. Stosunkowo dużo wiemy o okresie klasycznym tej kultury (300-950 rok n.e.), jednak bardzo mało o wczesnym okresie przedklasycznym, czyli o epoce sprzed 1000 roku przed Chrystusem. Wówczas to kształtowała się kultura, która wspaniale rozkwitła w okresie klasycznym. Jednak specjaliści wciąż nie mogą się zgodzić, skąd wzięła się kultura Majów. Część uczonych to zwolennicy tezy, że rozwinęła się ona z kultury Olmeków. Inni uważają zaś, że powstała niezależnie. Teraz Takeshi Inomata, profesor antropologii z Uniwersytetu w Arizonie, wysunął własną, niezależną hipotezę. Na podstawie wykopalisk w Ceibal w Gwatemali uczony stwierdził, że historia Majów jest bardziej złożona. Uczony i jego zespół postanowili kopać głęboko pod monumentalna architekturą Ceibal, by sprawdzić, od czego Majowie rozpoczęli. Naukowiec znalazł pod piramidami mniejsze platformy, których datowanie pozwoliło stwierdzić, że już około 1000 roku przed Chrystusem Majowie stawiali budowle rytualne. Obecność takich budowli wskazuje na istnienie już wówczas trybu osiadłego, rozwiniętego rolnictwa, religii, rozbudowanych struktur społecznych z warstwami niższymi i wyższymi. Prace Inomaty przeczą hipotezie mówiącej, że gdy Olmekowie budowali wspaniałe centra swojej cywilizacji, przodkowie Majów żyli w dżungli w grupach nomadów. Później grupy te przejęły cały styl życia Olmeków, od architektury po organizację społeczną. Jednak to, co odkrył Inomata pokazuje, że Olmekowie wcale nie są starszą cywilizacją. Wręcz przeciwnie. Pierwsze struktury z Ceibal są o 200 lat starsze od La Venty - najważniejszego miasta Olmeków. Co prawda znamy miasta Olmeków starsze i od La Venty i od Ceibal, jednak nic nie wskazuje na to, by miasta te miały jakiś kontakt z Majami. To nie oznacza, że Majowie rozwinęli się całkowicie niezależnie. Bardziej prawdopodobne jest, że dochodziło do szerokich wzajemnych kontaktów w tym regionie i to dzięki tym wzajemnym wpływom rozwinęła się nowa forma społeczna - uważa Inomata. Zdaniem uczonego La Venta i Ceibal rozwijały się równolegle i oba te ośrodki przyczyniły się do dużej kulturowej zmiany w regionie. Co więcej, Inomata uważa, że w okresie przedklasycznym trudno jest odróżnić kultury Majów i Olmeków. W okresie klasycznym są one łatwe do odróżnienia, tym bardziej, że Majowie rozwinęli własny język i kulturę, jednak - jak uważa Inomata - jeśli skupimy się na okresie 1000-700 przed Chrystusem, nie będziemy mogli jednoznacznie nazwać Ceibal miastem Majów, a La Venty miastem Olmeków. Obie miejscowości swobodnie wymieniały towary, idee, kulturę, może nawet ludzie przeprowadzali sę z jednego miasta do drugiego. Mamy tu do czynienia z dużą płynnością i brakiem jednoznaczych cech odróżniających obie kultury. To trudne pytanie. Nie wiemy, czy we wczesnym Ceibal mieszkali wyłącznie Majowie - mówi Inomata. Uczony planuje przez najbliższe trzy lata prowadzić wykopaliska poza centrum Ceibal. Peryferia, oddalone od świątyń i placów rytualnych, mogą zdradzić nowe informacje na temat codziennego życia i początków kultury Majów. Zdaniem Inomaty to właśnie miejsca upraw roli i obszary mieszkalne mogą zdradzić wiele informacji. Około 1000 roku przed naszą erą Majowie, wówczas lud nomadów, zaczęli budować miejskie centra kultu. Zamiast zacząć od wiosek, zaczęli od miejsc religijnych - dziwi się uczony. Niewykluczone, że miejsca te zbudowali ci sami ludzie, którzy potem wznieśli La Ventę. « powrót do artykułu
  17. W Egipcie odkopano grobowiec Sattjeni, kobiety z książęcego rodu, matki dwóch spośród najpotężniejszych gubernatorów egipskiego Średniego Państwa. Ciało Sattjeni, owinięte w lniane płótno i zamknięte w drewnianej trumnie, którą włożono do większej drewnianej trumny bardzo dobrze się zachowało. Na jej identyfikacje pozwoliły inskrypcje, dzięki którym wiemy, że mamy do czynienia z przedstawicielką rodu, który pod względem znaczenia ustępował jedynie faraonowi Amenemhatowi III. Władca ten panował w latach 1800-1775 przed naszą erą. Mamy tu do czynienia z ważnym odkryciem, gdyż Sattjeni to jedna z najważniejszych postaci Środkowego Państwa, matka Heqaiba III i Amaeny-Senba - dwóch najważniejszych postaci na Elefantynie pod rządami Amenemhata III - mówi Mahmoud Afify, kierownik Wydziału Starożytnej Archeologii Egipskiej w egipskim Ministerstwie Starożytności. Podwójna trumna okazała się na tyle dobrym zabezpieczeniem, że zachował się zarówno malunek na twarzy Sattjeni, jak i maska pogrzebowa. Wewnątrza trumna zachowała się tak dobrze, że określono nie tylko, iż została wykonana z libańskiego cedru, ale ustalono, że drzewo, z którego ją wykonano, zostało ścięte niemal 4000 lat temu. Grób Sattjeni znaleziono w królewskiej nekropolii w Qubbet el-Hawa. Znajduje się tam grupa wyciętych w skale grobowców. « powrót do artykułu
  18. Archeolodzy z Uniwersytetu Yorku wykonali pionierskie skany najwyżej położonych prehistorycznych rysunków naskalnych zwierząt w Europie. Schronisko skalne Abri Faravel w południowych Alpach Francuskich zostało odkryte przez przypadek w 2010 r. Naukowcy natrafili tu na malowidła pokrywające sufit. Oprócz równoległych linii dostrzegli także umiejscowione naprzeciw siebie zwierzęta. Wykopaliska ujawniły ślady ludzkiej aktywności od mezolitu po średniowiecze. By na wysokości 2133 m n.p.m. mieć jak zasilać laser i skaner światła białego, archeolodzy przytransportowali tu akumulatory samochodowe. Wyniki ukazały się w piśmie Internet Archaeology. Wirtualne skany pozwalają użytkownikom nawigować po modelu 3D płaskowyżu, na którym znajduje się schronisko. Można też powiększać szczegóły malowideł. Dzięki trójwymiarowemu modelowi wiadomo np., że rysunki na suficie widać dopiero po wejściu pod nawis. Badanie Abri Faravel i tutejszych malowideł to część większego wspólnego projektu Uniwersytetu Yorku i Centre Camille Jullian. Naukowcy analizują ślady ludzkiej działalności z ostatnich 8 tys. lat na terenie wysokogórskiego Parku Narodowego Écrins. Na płaskowyżu znaleziono też mezolityczne i neolityczne narzędzia krzemienne. W tym czasie schronisko znajdowało się tuż pod linią drzew i niekiedy docierały tu zwierzęta z lasu, na które ludzie polowali. Znaleziono również dowody, że w neolicie w dolinach poniżej uprawiano rolę. Nad Abri Faravel (na wysokości 2500 m) znaleziono grot strzały z późnego neolitu. Oprócz tego archeolodzy wspominają m.in. o fibuli (broszy) z czasów rzymskich i wyrobach metalowych ze średniowiecza. W epoce brązu na płaskowyżu budowano kamienne budynki. Mogły to być zagrody dla zwierząt albo szałasy serowarów. Między 315 a 420 r. n.e. ktoś ułożył z głazów półokrąg i w wejściu do schroniska wbił pal, być może, by wesprzeć zadaszenie powiększające "azyl". Sądziliśmy, że możemy odkryć ryty takie jak w Vallée des Merveilles [...]. Nigdy nie spodziewaliśmy się, że na tym odsłoniętym terenie z bardzo małą liczbą naturalnych schronisk znajdziemy prehistoryczne malowidła. Ze względu na wyjątkowość stanowiska postanowiliśmy, że przeprowadzimy laserowe skanowanie Abri Faravel i jego otoczenia, a także skanowanie białym światłem samych rysunków - wyjaśnia szef projektu dr Kevin Walsh. Rysunki przetrwały ponad dwa tysiące lat, być może cztery. Fortunne umiejscowienie na suficie nawisu zapewniło im naturalną ochronę. Nawet zimą śnieg zdaje się tworzyć ścianę naprzeciwko schroniska, pozostawiając obszar pod skałą czysty i wolny od bezpośredniej ekspozycji na żywioły. « powrót do artykułu
  19. Zaprezentowaliśmy tutaj analogię do kota Schrödingera, którą stworzyliśmy z pola elektromagnetycznego umieszczonego w dwóch pułapkach. Najbardziej interesujące jest to, że kot znajduje się jednocześnie w dwóch pudełkach - mówi Chen Wang, fizyk z Yale University. Osiągnięcie zespołu Wanga może ułatwić stworzenie praktycznego komputera kwantowego. Zespół Wanga postanowił umieścić kota w dwóch pudełkach. Wykorzystał do tego celu dwa aluminiowe zagłębienia o średnicy około 2,5 centymetra oraz szafirowy układ scalony, za pomocą którego wygenerowano stojącą falę światła w obu zagłębieniach. Za pomocą złącza Josephsona w każdym zagłębieniu nałożono na siebie dwie fale o różnych długościach. W efekcie uzyskano kota Schrödingera, czyli grupę około 80 fotonów, które jednocześnie oscylowały w dwóch długościach fali w dwóch różnych miejscach. Stwierdzenie, czy kot jest żywy, czy martwy, wymagało w tym przypadku otwarcia obu pudełek. Koncepcja eksperymentu jest bardzo prosta, jednak jego przeprowadzenie wymagało uzyskania ultraczystego aluminium oraz zbudowania niezwykle precyzyjnych narzędzi, dzięki którym maksymalnie odizolowano fotony od otoczenia. Musimy pamiętać, że kwantowa superpozycja to stan niezwykle delikatny, który ulega zniszczeniu gdy tylko cząstki wejdą w jakikolwiek kontakt z otoczeniem. Eksperyment Wanga i jego grupy może ułatwić stworzenie systemu korekcji błędów w komputerach kwantowych. W maszynach tych dane są kodowane w cząstkach znajdujących się w superpozycji. Obecne koncepcje budowy komputerów kwantowych zakładają więc, że będzie występowało w nich bardzo dużo błędów, więc większość teoretycznych architektur komputerów kwantowych zakłada olbrzymią liczbę redundancji danych. Nawet 99% działań lub więcej będzie związanych z korekcją błędów, a nie z samymi obliczeniami - mówi Wang. Dzięki jego pracom dane potrzebne do korekcji błędów będzie można umieszczać w tych samych wnękach, a nie w osobnych bitach. Zaprezentowanie kota w dwóch pudełkach to pierwszy krok w kierunku takiej architektury - mówi Wang. « powrót do artykułu
  20. Pirazynamid i spiroindolon, leki wynalezione w 2014 r. przez naukowców z Drexel University, zwiększają zawartość cholesterolu w błonie komórkowej zarodźców sierpowych (Plasmodium falciparum), co uniemożliwia im przeciskanie się przez wąskie labirynty ludzkiego układu krwionośnego. Dodatkowo wymuszają one na pasożytach przedwczesne rozmnażanie. Mimo bardzo różnej budowy, oba leki zaburzają homeostazę Na+, skutkując szybkim wzrostem stężenia tych kationów w komórce w okresie rozwoju krwinkowego P. falciparum. Po ekspozycji trofozoity, które normalnie zawierają mało cholesterolu, błyskawicznie gromadzą duże ilości lipidu. Nikt nie podejrzewał, że mechanizm działania będzie właśnie taki. Jest on o wiele bardziej skomplikowany oraz interesujący, niż pierwotnie przypuszczaliśmy [wcześniej wiadomo było jedynie, że wzrost stężenia Na+ w komórkach pasożyta powoduje ich pęcznienie i pękanie] - podkreśla dr Akhil Vaidya. Ponieważ dotąd specjaliści nie wiedzieli, czemu wzrost stężenia sodu niszczy pierwotniaki, postanowili przetestować właściwości błony komórkowej zarodźców przed i po podaniu drobnocząsteczkowych leków. Błona ta jest unikatowa, bo zawiera bardzo mało cholesterolu, podstawowego lipidu większości innych błon (w ludzkich erytrocytach cholesterol stanowi do 28% masy lipidów). Ekipa z Dexel dywagowała, że niska zawartość cholesterolu zapewnia zarodźcom większą elastyczność, a leki przeciwmalaryczne ją zaburzają. Dzięki detergentom wykazano, że i pirazynamid, i spiroindolon powodowały nagromadzenie dużych ilości cholesterolu w błonie komórkowej. Sądzimy, że cholesterol sprawia, że pasożyt staje się sztywny i nie może się przecisnąć przez bardzo wąskie przestrzenie układu krwionośnego. Nie mogąc się dostać do erytrocytów, zarodziec nie jest zaś w stanie kontynuować swojego cyklu życiowego. Oprócz tego 2 godziny po podaniu leków Amerykanie zauważyli m.in. fragmentację jądra, co wskazywało na przygotowania do schizogonii. Zmianom tym nie towarzyszyła jednak replikacja DNA. Autorzy publikacji z pisma PLoS Pathogens uważają, że napływ Na+ to normalny etap podziału komórek pasożyta, ale leki przeciwmalaryczne przedwcześnie uruchamiają ten sygnał. Pasożyt nie jest gotowy na podział, więc nie przeżyje. To jak przedwczesny poród dziecka. « powrót do artykułu
  21. Microsoft i Facebook mają zamiar ułożyć na dnie Atlantyku nowy kabel łączący Amerykę z Europą. Kable MAREA ma zapewnić niezakłócony szybki przepływ danych z chmur i usługo oferowanych przez Microsofot, Facebooka oraz ich klientów. Budowa kabla ma rozpocząć się w sierpniu 2016 roku, a zakończenie prac przewidziano na październik roku 2017. MAREA będzie kablem o największej przepustowości na Atlantyku. Będzie się on składał z ośmiu par światłowodów, a jego początkowa przepustowość wyniesie 160 terabitów na sekundę. Kabel o długości 6600 kilometrów będzie obsługiwany i zarządzany przez firmę Telxius, należącą do trzeciego partnera w przedsięwzięciu, hiszpańskiej Telefoniki. Połączy on Virginia Beach z hiszpańskim Bilbao, a stamtąd, za pośrednictwem już istniejącej infrastruktury wyśle dane do Europy, Afryki i Azji. MAREA zostanie położony na południe od większości transatlantyckich kabli, które zwykle biegną z regionu Nowego Jorku. « powrót do artykułu
  22. Inżynierowie NASA i Bigelow Aerospace szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego moduł mieszkalny Bigelow Expandable Activity Module (BEAM) nie rozwinął się w pełni. Zadokowany do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej BEAM miał zostać rozwinięty wczoraj, jednak nie osiągnął pełnych rozmiarów. Operację rozwijania modułu przerwano, a inżynierowie szukają usterki. Wiadomo, że zarówno Stacja jak i BEAM są stabilne, a astronautom przebywającym na ISS nie grozi niebezpieczeństwo. BEAM był rozwijany przez około 2 godziny. Gdy okazało się, że po tym czasie nie osiągnął przewidywanej wielkości, operację przerwano. BEAM jest monitorowany z Ziemi, astronauci na Stacji dokonają dodatkowych odczytów ciśnienia wewnątrz modułu. Rozkładany moduł mieszkalny BEAM ma mieć po rozłożeniu 3 metry średnicy i 4 metry długości. Astronauci mają wejść doń tydzień po rozłożeniu. Testy BEAM przewidziano na dwa lata, a w tym czasie astronauci mają wchodzić do jego wnętrza kilkanaście razy w roku na kilka godzin, by odczytać dane z czujników i poznać warunki panujące we wnętrzu. Jeśli BEAM się sprawdzą, mogą posłużyć do budowy stacji na Księżycu czy Marsie. « powrót do artykułu
  23. Traumatyczne zdarzenia z wczesnych etapów życia mogą zwiększać poziom hormonu stresu noradrenaliny w jelicie, podnosząc ryzyko wystąpienia przewlekłej dyspepsji i lęku w dorosłości. Dyspepsja czynnościowa występuje u ok. 25-40% dorosłych. Do najczęstszych objawów należą: ból czy dyskomfort w nadbrzuszu, uczucie wczesnej sytości, wzdęcia, odbijanie, a także nudności i wymioty. Ponieważ nie można przypisać ich jakiejś przyczynie, np. wrzodom, leczenie jest bardzo trudne. Nie wiadomo, jak rozwija się dyspepsja czynnościowa. Autorzy badań populacyjnych wspominali, że trauma z wczesnych etapów życia (przemoc, stres psychologiczny i zakażenia żołądkowo-jelitowe spowodowane zanieczyszczoną wodą i pokarmem) zwiększa ryzyko wystąpienia dyspepsji w dorosłości. U chorych z dyspepsją częściej występuje też lęk, ale dotąd nie rozstrzygnięto, czy, i ewentualnie jak, dyspepsja i lęk są ze sobą związane. W poprzednim badaniu zespół z University of Texas Medical Branch w Galveston zauważył, że wywołanie stanu zapalnego w jelicie grubym noworodków szczurów powodowało nadwrażliwość jelita w dorosłości. Amerykanie zauważyli, że zapalenie jelita grubego podnosiło poziom hormonu stresu noradrenaliny. Noradrenalina powstaje w zakończeniach nerwów pozazwojowych układu sympatycznego. Podczas stymulacji nerwów jest uwalniania do krwiobiegu, co wpływa na okoliczne komórki. W ramach najnowszego studium ekipa z Galveston wywoływała stan zapalny w jelicie grubym 10-dniowych szczurów. Po 6-8 tygodniach dorosłe zwierzęta badano pod kątem nadwrażliwości żołądka i zachowań lękowych. Okazało się, że zapalenie jelita grubego podwyższało stężenie hydroksylazy tyrozynowej, czyli enzymu biorącego udział w powstawaniu amin katecholowych (noradrenalina jest jedną z nich), w nerwach nadbrzusza, przez co uwalniały one więcej noradrenaliny. U gryzoni występowały też zachowania lękowe. W przyszłości zespół dr. Sushila Sarny chce bardziej szczegółowo zbadać związki między dyspepsją czynnościową, lękiem i stresem z wczesnych etapów życia. Lęk pogarsza co prawda objawy dyspepsji, ale nie wiadomo, czy ją powoduje, czy jest raczej jej skutkiem. Teksańczycy szukają też potencjalnych celów dla leków oraz biomarkerów, które można by wykorzystywać w diagnostyce czy ocenie nasilenia objawów dyspepsji. « powrót do artykułu
  24. Podczas Imec Technology Forum Microsoft zdradził nieco szczegółów na temat budowy HoloLens. Dowiedzieliśmy się, że najważniejszą jednostką urządzenia jest Holographic Processin Unit (HPU). To przedstawiciel coraz bardziej popularnej klasy wyspecjalizowanych akceleratorów. HPU to procesor sygnałowy odbierający dane od wielu czujników, w jakie wyposażono HoloLens. HPU przyspiesza obliczenia dotyczące otoczenia użytkownika, jego ruchów i gestów oraz odpowiada za wyświetlanie hologramu. Wy6konany w technologii 28 nanometrów HPU wyposażono w nieznaną liczbę rdzeni Tensilica DSP zoptymalizowanych pod kątem wykonywania specyficznych instrukcji HoloLens. Każdy z rdzeni odpowiada za konkretną funkcję i zestaw przypisanych jej instrukcji. Każdy ma przypisaną jednostkę pamięci zorganizowaną tak, by jak najlepiej odpowiadała potrzebom rdzenia. Przedstawiciele Microsoftu poinformowali, że wykorzystano specjalną architekturę pamięci, która odbiega od typowego układu z pamięcią podręczną L1, L2 i L3. CPU HoloLens stanowi 14-nanometrowy intelowski Cherry Trail SoC z rdzeniem graficznym, na którym działa Windows 10. HoloLens wyposażono w 64 gigabajty pamięci flash i 2 gigabajty dodatkowej pamięci podzielone równo pomiędzy HPU i Cherry Trail. Listwa z czujnikami HoloLens zawiera cztery kamery śledzące ruchy głowy i gesty oraz zminiaturyzowany czujnik odległości z Kinecta. Pracuje on w trybie bliskim, do 1 metra, śledząc gesty, oraz w trybie dalekim, mapując potoczenia. Za wyświetlanie obrazów widzianych przez użytkownika odpowiada 2-megapikselowa kamera. System optyki został pracowany i wyprodukowany przez Microsoft. Wiadomo, że potrafi się on dostosować do użytkowników noszących soczewki kontaktowe czy okulary. Wyświetlacz typu LCoS (liquid crystal on silicon) ma na tyle dużą rozdzielczość, że wyraźnie zobaczymy nawet niewielkie litery z witryn WWW. Za rozwój HoloLens odpowiedzialny jest wiceprezes Ilan Spilinger. Rozpoczynał on karierę w przemyśle półprzewodnikowym w firmie Intel, gdzie pracował nad procesorem Centrino. Później został zatrudniony w IBM i projektował tam układy Infiniband oraz Power, następnie pomagał Nintendo i Microsoftowi zaprojektować układy ASIC dla konsol Wii i Xbox 360. Pod koniec 2007 roku Spillinger rozpoczął karierę w Microsofcie, gdzie pracował nad urządzeniem Kinect. Projekt ten połączono następnie z prowadzonymi przez innych inżynierów programem rozwoju urządzenia dla rzeczywistości rozszerzonej i powstały HoloLens. « powrót do artykułu
  25. Greccy archeolodzy pracujący w Stagirze poinformowali o znalezieniu grobu Arystotelesa. Kostas Sismanidis, który pracuje na miejscu wykopalisk od 1996 roku stwierdził, że zdobyto wystarczająco dowodów, by uznać, że znaleziono miejsce spoczynku człowieka, który położył podwaliny pod zachodnią cywilizację. Arystoteles urodził się w Stagirze w 384 roku przez Chrystusem, a zmarł w Chalkis w roku 322. Przez długi czas sądzono, że pochowano go w Chalkis, jednak dwa źródła pisane wskazują, iż mieszkańcy Stagiry przenieśli jego prochy do miejsca urodzenia. Grobowiec filozofa miał kształt podkowy, marmurową podłogę i znajdował się w centrum Stagiry, blisko rynku. Położenie grobowca wskazuje, że miał on charakter publiczny. Archeolodzy twierdzą, że został wybudowany w pośpiechu, a później wyłożono go materiałami wysokiej jakości. Przed grobowcem znajdował się niewielki ołtarz. Grobowiec został przykryty kopułą, której wysokość sięga 10 metrów. Wspiera się ona na ścianach 2-metrowej wysokości. Na terenie wykopalisk znaleziono też ceramikę z królewskich warsztatów i pięćdziesiąt monet z czasów Aleksandra Wielkiego. Grobowiec Arystotelesa został zniszczony przez Bizantyjczyków, którzy postawili na jego miejscu kwadratową wieżę. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...