Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Pod koniec ostatniej epoki lodowej do Pacyfiku przedostały się olbrzymie ilości słodkiej wody z jednego z amerykańskich jezior. Wydarzenie to zmieniło cyrkulację wód na Pacyfiku i przyczyniło do daleko idących zmian klimatycznych. Naukowcy z Aberystwyth University i University of Exeter stwierdzili, że pomiędzy 13 a 8 tysięcy lat temu olbrzymie jezioro wielokrotnie pozbywało się części wody, która trafiała do oceanu, co miało katastrofalne konsekwencje. Wspomniane jezioro miało powierzchnię ponad 7400 kilometrów kwadratowych i znajdowało się w nim 1500 kilometrów sześciennych wody z roztopionych lodowców. Zajmowało ono basen, w którym znajduje się obecnie Lago General Carrera. Wody były utrzymywane na miejscu przez potężne zapory lodowe. Gdy się one topiły, do oceanu jednorazowo trafiało około 1150 kilometrów sześciennych wody. To miało znaczny wpływ na cyrkulację w Oceanie Spokojnym i klimat regionu - mówi doktor Stephan Harrison z University of Exeter. Słodka woda przedostawała się do oceanu na obszarze położonym daleko na południe od obecnego Santiago de Chile. Mogła ona pozostawać na powierzchni wody słonej i wpływała na prądy oceaniczne. Wydarzenie takie miało wpływ na całe południe Ameryki Południowej. Mogło prowadzić do zmniejszenie opadów deszczu w zimie, ochłodzenia oceanu i atmosfery wokół Przylądka Horn, a skutki tego odczuwano nawet na Falklandach - mówi profesor Neil Glasser z Aberystwyth University. To ważne badania, gdyż obecnie martwimy się dużymi ilościami słodkiej wody przedostającej się do oceanów z topniejących lodów Grenlandii i Antarktyki. Takie badania pokazują tam, jakie mogą być tego skutki - dodaje Glasser. « powrót do artykułu
  2. Badanie chorych hospitalizowanych z powodu ostrego udaru wykazało, że istnieje związek między udarem krwotocznym a występowaniem w jamie ustnej Cnm-pozytywnych szczepów Streptococcus mutans (u bakterii tych występuje gen cnm, który koduje wiążące się z kolagenem typu I białko Cnm). Naukowcy z National Cerebral and Cardiovascular Center w Osace obserwowali pacjentów z udarem, by lepiej zrozumieć związki między udarem krwotocznym a bakteriami z jamy ustnej. Okazało się, że wśród osób z krwotokiem śródmózgowym aż 26% miało w ślinie Cnm-pozytywne S. mutans. Wśród pacjentów z innymi rodzajami udaru odsetek ten sięgał zaledwie 6%. Zespół prof. Roberta P. Friedlanda ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Louisville przeprowadził też badanie rezonansem magnetycznym, by w ten sposób zidentyfikować ewentualne mikrokrwawienia mózgowe (niewielkie - 2-10-mm - ogniska obniżonego sygnału odpowiadają akumulacji złogów hemosyderyny wokół drobnych naczyń mózgu; jak tłumaczą neurolodzy, dochodzi do tego wskutek rozpadu hemoglobiny erytrocytów przechodzących przez uszkodzoną ścianę naczyniową). Mikrokrawienia zwiększają ryzyko następczego udaru krwotocznego oraz zaburzeń funkcji poznawczych (demencji). Okazało się, że liczba mikrokrwawień mózgowych była znacznie częstsza u osób z Cnm-pozytywnymi szczepami S. mutans. Akademicy dywagują, że S. mutans mogą się wiązać z osłabionymi wiekiem i nadciśnieniem naczyniami. Dochodzi wtedy do ich uszkodzenia i większych lub mniejszych krwawień. To badanie pokazuje, że zdrowie jamy ustnej jest ważne z punktu widzenia zdrowia mózgu. Ludzie powinni dbać o zęby, bo jest to ważne dla ich mózgu, serca oraz, oczywiście, samych zębów. Friedland podkreśla, że Cnm-pozytywne S. mutans występują u ok. 10% populacji generalnej. Obecnie trwają badania nad rolą bakterii jamy ustnej i przewodu pokarmowego w zapoczątkowaniu patologii chorób neurodegeneracyjnych: alzheimera i parkinsona. Z Amerykanami współpracują koledzy z Wielkiej Brytanii i Japonii. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy z University of Southampton uczynili ważny krok w kierunku opracowania metody przechowywania danych przez miliardy lat. Uczeni wykorzystali szkło o odpowiednio dobranej nanostrukturze oraz femtosekundowy laser do zapisania i odczytania danych w 5D. W ten sposób powstał nośnik o pojemności 360 terabajtów, który zachowuje stabilność w temperaturze do 1000 stopni Celsjusza i jest w stanie bezterminowo przechowywać dane. Obliczono, że wspomniany nośnik, poddany działaniu temperatury rzędu 190 stopni Celsjusza, przechowa dane przez 13,8 miliarda lat. Po raz pierwszy technologię tę zademonstrowano w 2013 roku, kiedy to w 5D zapisano 300-kilobajtowy plik tekstowy. Teraz udoskonalono ją na tyle, że powstał nośnik pozwalający na zapisanie najważniejszych dokumentów ludzkiej historii, który przetrwa człowieka. Podczas ceremonii zamykającej International Light of Year nośnik z zapisaną na nim Powszechną Deklaracją Praw Człowieka został podarowany przedstawicielom UNESCO. Dane zapisywane są za pomocą lasera, który generuje niezwykle krótkie intensywne impulsy. Trafiają one do trzech warstw nanokropek, znajdujących się w odległości 5 mikrometrów od siebie. Informacja jest kodowana w pięciu wymiarach - rozmiaru, orientacji oraz pozycji w trójwymiarowej przestrzeni. « powrót do artykułu
  4. Seagate jest pierwszą firmą, której udało się wyprodukować talerz 2,5-calowego dysku twardego, na którym można zapisać 1 terabajt danych. Firma oznajmiła właśnie, że rozpoczyna sprzedaż 2-terabajtowego 2,5-calowego HDD o grubości zaledwie 7 milimetrów. Dysk jest o 25% lżejszy niż wcześniejsze generacje 2,5-calowych HDD dla urządzeń mobilnych. Seagate zapewnia, że jest to też najszybszy i najbardziej energooszczędny dysk twardy. Urządzenie jest sprzedawane w wersjach 1- i 2-terabajtowej. Powstało ono z myślą o zastosowaniu w ultracienkich notebookach. Dysk wykorzystuje standardowy interfejs SATA 6Gbps. O jego ostatecznej cenie mają zdecydować sprzedawcy. « powrót do artykułu
  5. Keepalive wygląda jak zwykły głaz, jednak nic bardziej mylnego - to instalacja z zasilanym ogniem ruterem Wi-Fi i klipsem USB. Jej autor Aram Bartholl z Berlina podkreśla, że zależało mu na skontrastowaniu dawnych i dzisiejszych technik przetrwania. Artysta ujawnia, że inspiracją były dla niego osoby używające w czasie huraganu Sandy czajników amerykańskiej firmy BioLite, które są zarazem ładowarką do urządzeń wyposażonych we wtyk USB. To było zabawne - nie było prądu, a ludzie kupowali te urządzenia i rozpalali ogniska, by naładować telefon. Bartholl postanowił więc stworzyć 1,5-t skałę z elektroniką zasilaną wyłącznie generatorem termoelektrycznym. Zwiedzający muzeum Springhornhof muszą powrócić do korzeni i rozpalić ogień. Gdy powstanie wystarczająca ilość energii, mogą się podłączyć do rutera. Sieć działa na oprogramowaniu PirateBox. W otworze wydrążonym w innej części kamienia znajduje się klips USB. Za pomocą smartfona da się przeglądać i ściągać zapisane na nim pliki: PDF-y z poradnikami/przewodnikami dot. przeżycia we współczesnym świecie (np. "Do it yourself Divorce Guide", "Drone Survival Guide", "Single Woman's Sassy Survival Guide" czy "A Steampunk Guide to Sex"). Ponieważ Keepalive znajduje się na odludziu, by z niego skorzystać i by nikt niepowołany nie rozpalał ognia, najpierw trzeba to uzgodnić z zarządcą terenu. Nazwa Keepalive nawiązuje do technicznego terminu oznaczającego polecenie pomocnicze, ułatwiające utrzymywanie kanału komunikacji i sprawdzanie dostępności klienta. Inauguracja instalacji odbyła się 30 sierpnia zeszłego roku. « powrót do artykułu
  6. Google i Red Hat opublikowały poprawkę dla krytycznej dziury w bibliotece glibc 2.9. Luka pozwala napastnikowi na zdalne wykonanie dowolnego kodu. Glibc jest szeroko wykorzystywana w systemach uniksowych, w tym w dystrybucjach Linuksa, Androidzie oraz iOS-ie. Wspomniana dziura to błąd przepełnienia bufora w funkcji getaddrinfo(). Każdy, kto używa glibc w wersji 2.9 i nowszej, a zatem każdy, kto korzysta z biblioteki udostępnionej po kwietniu 2009 roku powinien jak najszybciej zainstalować poprawki. System Red Hat Enterprise Linux 5 korzysta z glibc 2.5, zatem jego użytkownicy nie są zagrożeni, ale już użytkownicy RHEL 6, RHEL 7, Debiana squeeze, Debiana wheezy i Debiana jessie są narażeni na niebezpieczeństwo. Funkcja getaddrinfo() służy do rozwiązywania adresów IP. Napastnik może więc przeprowadzić atak natychmiast po tym, jak komputer użytkownika połączy się z jego serwerem. Istnieje bardzo wiele sposobów na skuteczne zaatakowanie wspomnianej luki. To poważna sprawa. Zainstalujcie poprawkę już dzisiaj - radzi na Twitterze Kenneth White, dyrektor Open Crypto Audit Project. « powrót do artykułu
  7. Toczące się konflikty na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej mają katastrofalny wpływ na tamtejsze środowisko przyrodnicze. Z powodu wojen prowadzonych przez ludzi zagrożonych jest coraz więcej gatunków. Włoski biolog Gianluce Serra uważa, że w Syrii właśnie wyginął ibis grzywiasty. Genetycznie odmienna syryjska populacja już nie istnieje. Jej ostatnim przedstawicielem była samica Zenobia. Po raz ostatni widziano ją w Palmirze w 2014 roku. Z kolei Gus Gintzburger, ekolog z Australii, informuje, że zagrożone są libijskie gazele. Jeszcze niedawno zwierzęta te były rozpowszechnione na południu kraju. Po upadku pułkownika Kaddafiego do Libii nie eksportuje się mięsa, lokalni hodowcy traktują swoje stada jako lokatę kapitału, gdyż nie ufają bankom. Coraz częściej zatem poluje się na dzikie zwierzęta, których populacja gwałtownie spada. Najprawdopodobniej największe niebezpieczeństwo zawisło nad gazelą piaskową. Gatunek ten już wcześniej uznawany był za zagrożony, a w ubiegłej dekadzie na wolności żyło zaledwie kilkaset gazel piaskowych. W ostatnich latach zanotowano olbrzymi spadek populacji. Rozpad instytucji państwowych i coraz większa liczba zbrojnych gangów przyczyniają się do przetrzebienia dzikiej zwierzyny. Gangsterzy i kłusownicy szkodzą przyrodzie nie tylko polując na zwierzęta. Często zajmują atrakcyjne tereny, usuwają roślinność i rozpoczynają działalność rolniczą. W ten sposób niszczą habitaty zwierząt. Gintzburger mówi, że w 2008 roku doprowadził do ogrodzenia płotem 70-hektarowej oazy Jbebina. Płot chronił migrujące ptaki, które w oazie zakładały gniazda i wychowywały młode. Ostatnie informacje, jakie mam, mówią o tym, że oaza jest obecnie całkowicie otwarta dla kłusowników i zbrojnych band, które strzelają z broni maszynowej do kaczek, czapli, żurawi i siebie nawzajem, stwierdza ekolog. Wojna w Libii zagraża też przyrodzie okolicznych krajów. Uzbrojeni bandyci wkraczają na teren Mali i zabijają tam rzadkie słonie pustynne. ONZ obawia się, że w ciągu trzech lat populacja tych zwierząt zostanie doszczętnie wytępiona. Fatalnie wygląda też sytuacja w Jemenie. Tocząca się tam wojna domowa zagraża przetrwaniu jednego z najrzadszych kotów na świecie - arabskiego lamparta plamistego. W Jemenie i pobliskim Omanie żyje jedynie 200 przedstawicieli tego gatunku. Zwierzęta żyją w górach na południe od Sany, w których od 10 lat toczą się walki. Ostatnie informacje o lamparcie pochodzą sprzed 18 miesięcy, gdy lokalna gazeta opublikowała zdjęcia trzech kotów zabitych przez kłusowników. Specjaliści martwią się też o kolejne gatunki zamieszkujące Syrię. Wojna spowodowała, że ponad milion osób uciekło z terenów objętych walkami. Ludzie ci przybyli na bogate w lasy wybrzeże Morza Śródziemnego. Występuje tam wiele endemicznych gatunków. Teraz uchodźcy masowo wycinają lasy, by pozyskać drewno. Zagrożone są nie tylko zwierzęta, ale i unikatowe rośliny. Obecnie nikt nie jest w stanie ochronić zagrożonych gatunków. « powrót do artykułu
  8. Australijskie Archiwum Narodowe próbuje ustalić, w jaki sposób w jego zbiorach znalazł się list, wysłany balonem z oblężonego XIX-wiecznego Paryża. Autorem listu jest młody mężczyzna o nazwisku Mesnier lub Mesmier, który próbuje się dowiedzieć, czy jego mieszkająca w Normandii matka miewa się dobrze i jest bezpieczna. Zastępczyni dyrektora generalnego Archiwum Louise Doyle opowiada, że list odkryto podczas poszukiwania materiałów do wystawy. Oblężenie Paryża rozpoczęło się 19 września 1870 r., gdy Francuzi przegrali bitwę. Prusacy opanowali wtedy Wersal, a stolica Francji została okrążona. Datownik z pieczęci na liście mierzącym 20 na 13 cm pokazuje, że został on nadany w Paryżu 7 grudnia, a madame Mesnier/Mesmier otrzymała go po nieco ponad tygodniu. Oznaczenie "par ballon monte" wskazuje na drogę dostarczania - pocztą balonową (balony produkowano w warsztatach utworzonych na dworcu Gare d'Austerlitz). W czasie oblężenia, które zakończyło się 28 stycznia 1871 r., wysłano w ten sposób niemal 2 mln listów. Umieszczano je w malutkich kopertach, tak by w koszu balonu zmieściło się ich jak najwięcej. Komunikacja tą drogą stała się koniecznością, gdy Niemcy odkryli zatopiony w Sekwanie kabel telegraficzny Paryż-Rouen. Korespondencję zwrotną przynosiły gołębie pocztowe. Chcemy się jedynie upewnić, że czujesz się dobrze. Na razie oblężenie nie ma wielkiego wpływu na stan naszego zdrowia. Nie mamy na co dzień zbyt dużo mięsa [...], ale dajemy sobie radę w zaistniałej sytuacji i nikt się w domu nie skarży. Autor pisma rozwodzi się też nad poświęceniem paryżan w odpieraniu wojsk pruskich. "Nie wszystkie francuskie ataki kończą się sukcesem, ale jestem przekonany, droga matko, że ostateczne zwycięstwo należy się naszej słusznej sprawie". Doyle podejrzewa, że list wystawiono kiedyś na aukcję, a następnie podarowano Queensland Telegraph Museum. Eksperci chcą sprawdzić, czy w sprawie istnieją pewne australijskie wątki i czy w Brisbane (znajduje się tu biuro Archiwum) nie mieszka przypadkiem krewny nadawcy. « powrót do artykułu
  9. W grobowcu w regionie Turpan w Xinjiangu znaleziono... pierogi z mięsem. Wiec znaleziska oceniono na co najmniej 1700 lat. Odkrycia dokonali specjaliści z regionalnego muzeum archeologicznego. Potrawa zachowała się w doskonałej formie, co pozwoliło na przeprowadzenie analizy. Trzy najstarsze pierogi pochodzą prawdopodobnie z okresu Sześciu Dynastii (220-589), gdy region Turpan był wielokrotnie zdobywany przez różne dynastie i klany. Dwa młodsze pierogi pochodzą z czasu dynastii Tang (618-907). Wiadomo, że były one obtoczone w mące. Mają kształt półksiężyca, są długie na 5 i szerokie na 1,5 centymetra. W okresie Trzech Królestw (220-280) uczony Zhang Yi napisał słownik Guang Ya, z którego dowiadujemy się, że piergi były znane dynastiom północnym i południowym. Naukowcy uważają, że odkrycie pierogów w Xinjiang dowodzi, iż była to potrawa szeroko rozpowszechniona. « powrót do artykułu
  10. Wspólne wychowanie dziecka ma większy wpływ na układ odpornościowy niż szczepionka na grypę czy biegunka podróżnych - twierdzą naukowcy z Belgii i Wielkiej Brytanii. Zespół z Flandryjskiego Instytutu Biotechnologii, Katolickiego Uniwersytetu w Leuven oraz Babraham Institute przyglądał się układom odpornościowym 670 osób w wieku 2-86 lat. Oceniwszy wpływ różnych czynników, w tym wieku, płci czy otyłości, naukowcy zauważyli, że jednym z najbardziej liczących się zjawisk było wspólne wychowywanie dziecka. U ludzi, którzy mieszkali razem i mieli wspólne dziecko, następował 50-proc. spadek zróżnicowania układów odpornościowych (w porównaniu do różnorodności widocznej w większej populacji). To pierwszy raz, kiedy ktokolwiek przyjrzał się profilom immunologicznym dwóch pozostających w bliskiej relacji niespokrewnionych osób. Ponieważ bycie rodzicem jest jedną z najpoważniejszych zmian środowiskowych, jakie ktoś na siebie sprowadza, wydaje się sensowne, że zdecydowanie zmienia to układ odpornościowy. I tak zaskoczyło nas jednak, że posiadanie dzieci to o wiele silniejsze wyzwanie immunologiczne niż ciężkie zakażenie układu pokarmowego - opowiada dr Adrian Liston. Osoby biorące udział w badaniu obserwowano przez 3 lata. Regularny monitoring układów odpornościowych pokazał, że profil immunologiczny ma tendencje do utrzymywania się. Po każdym wyzwaniu, np. szczepieniu na grypę czy zatruciu pokarmowym, wracał do stanu wyjściowego. Ocena wpływu innych czynników, takich jak wiek, płeć, otyłość, lęk i depresja, wykazała, że kluczowy wpływ na działanie układu odpornościowego ma wiek. Pokrywa się to ze spostrzeżeniami, że z wiekiem spada np. odpowiedź na szczepienie i oporność na zakażenie. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy skatalogowali najrzadsze minerały na Ziemi. Jest ich około 2500 i żaden z nich nie jest znany z więcej niż 5 lokalizacji. Stworzenie katalogu jest istotne z naukowego punktu widzenia, gdyż rzadkie minerały pozwalają nam poznać budowę naszej planety. Lista najrzadszych minerałów ukaże się w piśmie American Mineralogist. jej autorami są doktor Robert Hazen z Carnegie Institution w Waszyngtonie oraz profesor Jesse Ausubel z The Rockefeller University w Nowym Jorku. Dotychczas naukowcy zidentyfikowali ponad 5000 minerałów. Okazuje się, że mniej niż 100 z nich tworzy niemal całą skorupę ziemską. Cała reszta to rzadkie minerały. Ale najrzadsze z rzadkich, czyli około 2500, są znane z pięciu lub mniej lokalizacji - mówi Hazen. To te najrzadsze minerały mówią nam, w jaki sposób Ziemia różni się od Księżyca, Marsa czy Merkurego. Tam występują te same minerały, które powszechnie znajdujemy na Ziemi, ale to te najrzadsze czynią naszą planetę wyjątkową - dodaje. Takie minerały jak kobaltominit, abelsonit czy fingeryt powstają jedynie w idealnych warunkach. Mogą pojawić się tylko wówczas, gdy spotkają się odpowiednie składniki w odpowiednich proporcjach, przy dobranej co do stopnia temperaturze i precyzyjnie wybranym ciśnieniu. I mogą rozpaść się, gdy zetkną się z wodą czy światłem słonecznym. Hazen i Ausubel podzielili 2500 wspomnianych minerałów na cztery szerokie kategorie opisujące warunki, w jakich powstały, jak rzadkie są tworzące je składniki, na ile są trwałe i jakie są ograniczenia w ich próbkowaniu. Fingeryt to idealny przykład czegoś niezwykle rzadkiego. Występuje on wyłącznie na krawędziach wulkanu Izalco w Salwadorze. To niezwykle niebezpieczne miejsce, w którym występują supergorące fumarole. Jest on niezwykle rzadkim wanadu i miedzi, które powstaje w wyjątkowych warunkach. Wystarczy lekko zmienić stosunek miedzi do wanadu, a otrzymuje się inny minerał. Gdy pada deszcz fingeryt rozpuszcza się - mówi doktor Hazen. Doktor Hazen ma zresztą swój własny rzadki minerał. Hazenit występuje wyłącznie w jeziorze Mono w Kalifornii. Powstaje, gdy w wodzie występuje zbyt duże stężenie fosforu, a żyjące w jeziorze mikroorganizmy, by przetrwać, muszą usuwać go w własnych komórek. W wyniku tego procesu powstają niewielkie kryształy, które są niczym innym jak odchodami mikroorganizmów. To prawda, hazenit istnieje - mówi doktor Hazen. « powrót do artykułu
  12. William H. Fissell IV, nefrolog z Centrum Medycznego Vanderbilt University, buduje sztuczną nerkę z mikrochipowymi filtrami i żywymi komórkami. Urządzenie ma być zasilane przez serce pacjenta. Tworzymy biohybrydowe urządzenie, które naśladuje nerkę, usuwając wystarczająco dużo produktów przemiany materii, soli i wody, by uchronić pacjenta przed dializami. Amerykanie podkreślają, że celem jest pomniejszenie urządzenia do rozmiarów puszki napoju, tak by dało się je wszczepić do organizmu chorego. Fissell dodaje, że chip jest taki sam, jak te stosowane w mikroelektronice komputerowej. Naukowcy pojedynczo projektują pory filtra. W każdym urządzeniu umieszczają na sobie ok. 15 mikrochipów, które nie tylko filtrują, ale i stanowią rusztowanie dla żywych komórek nerki. Te ostatnie dobrze rosną w szalce Petriego, a co najważniejsze, dzięki milionom lat ewolucji wiedzą, jakie substancje należy usunąć, a jakie pozostawić w ciele. Mogą one ponownie wchłaniać substancje, których organizm potrzebuje i usuwać odpady, których rozpaczliwie próbuje się pozbyć. Wyzwaniem jest wprowadzenie krwi do naczynia i przepuszczenie przez urządzenie. Musimy okiełznać niestabilny, pulsujący przepływ krwi w tętnicach i przepuścić ją przez urządzenie w taki sposób, by nie dopuścić do powstania skrzepu [...]. Rozwiązaniem problemów z tej dziedziny zajmuje się Amanda Buck, specjalistka od mechaniki płynów. Wykorzystując modele komputerowe, poprawia ona kształt kanalików, by ułatwić przepływ i wyeliminować ryzyko powstawania skrzepów. Każdy kolejny projekt jest niezwłocznie testowany (Amerykanie bazują na druku 3D). Fissell opowiada, że ma już dużą grupę dializowanych osób, chętnych do wzięcia udziału w testach klinicznych. Pilotażowe badania mogłyby się zacząć przed końcem przyszłego roku. « powrót do artykułu
  13. Francuska firma Chronocam opracowała czujnik, który rejestruje obrazy nie dzieląc ich na ramki. Każdy piksel czujnika samodzielnie decyduje o częstotliwości próbkowania obrazu. Każdy z pikseli indywidualnie kontroluje próbkowanie reagując na światło lub zmiany w jego ilości. Żaden zegar nie jest do tego potrzebny - mówi Christoph Posch, jeden z naukowców, którzy założyli Chronocam. Konwencjonalne czujniki przechwytując obraz bazując na zdefiniowanych ramkach. Zatem niezależnie od zmian w rejestrowanej scenie każda ramka zawiera informacje z każdego piksela, a obraz jest rejestrowany wielokrotnie w ciągu sekundy. Rejestrowanie wideo na bazie ramek to wadliwa koncepcja - stwierdza Posch. Zdaniem naukowca tradycyjne czujniki mają kilka podstawowych wad. Mogą pominąć zmiany, które zaszły w obrazie pomiędzy ramkami. Częstym zjawiskiem jest nadmierne lub niewystarczające próbkowanie. W końcu wielokrotnie rejestrują one te same dane, co prowadzi do znacznego zużycia energii oraz pamięci. Inspiracją dla czujnika Chromocam były badania nad działaniem mózgu i oka prowadzone przez założycieli firmy. Jak zauważa partner Poscha, Ryad Benosman, oczy i mózg nie wykorzystują żadnych ramek. Oko przechwytuje zmiany czasowe i przestrzenne i wysyła je do mózgu - mówi. Benosman to matematyk, który specjalizuje się w obliczeniach komputerowych, protetyce siatkówki i modelach neuronowych. Pracuje w paryskim Instytucie Wzroku i wykłada na Uniwersytecie Piotra i Marii Curie. Posch to były pracownik Instytutu Wzroku, w którym kierował grupą Neuromorfic Vision and Neural Computarion. Pracował też nad Wielkim Zderzaczem Hadronów tworząc system optyczny dla urządzenia ATLAS. Bensonam i Posch są też założycielami firmy Pixium Vision, która stworzyła protezę siatkówki. Ich system elektrycznie stymuluje nerwy siatkówki, które przesyłają informacje do mózgu. W podobny sposób działa czujnik nad którym pracuje Chronocam. Chronocam ma obecnie w swojej ofercie asynchroniczny czujnik bazujący na czasie (ATIS) oraz oprogramowanie przetwarzające. Czujnik, rejestrując zmiany w polu widzenia, pracuje z prędkością setek kiloherców, jest w stanie w czasie rzeczywistym przetwarzać dane o wysokiej rozdzielczości. Przy takim podejściu jedynie istotne informacje są przesyłane do jednostki przetwarzającej, a to oznacza olbrzymie oszczędności energii. Twórcy czujnika zauważają, że jego wyjątkowe cechy powodują, iż nadaje się on do zastosowań w obrazowaniu medycznym, przyda się też w aplikacjach związanych z rozpoznawaniem obrazu przez maszyny. Nie będzie z niego, przynajmniej na obecnym etapie rozwoju, korzyści w przemyśle filmowym czy konsumenckim przemyśle fotograficznym. « powrót do artykułu
  14. Mężczyźni 2-krotnie częściej zapadają na związane z wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV) nowotwory jamy ustnej i gardła. Zakażenie HPV jest najczęstszą chorobą przenoszoną drogą płciową. Jak podkreśla Gypsyamber D'Souza, epidemiolog z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, w USA i większości innych zachodnich nacji w blisko 2 przypadkach na 3 takie nowotwory są spowodowane zakażeniem wirusem HPV 16. W grupie wysokiego ryzyka znajdują się biali mężczyźni w średnim wieku. W porównaniu do poprzednich pokoleń, młodzież zaczyna uprawiać seks oralny w coraz młodszym wieku. W przypadku mężczyzn ryzyko wywołanych HPV nowotworów głowy i szyi rośnie wraz z liczbą partnerów, z którymi uprawiali oni seks oralny. U kobiet liczba partnerów nie wydaje się podwyższać ryzyka zakażeń HPV w jamie ustnej/gardle. Ponadto kobiety, które uprawiają seks waginalny z większą liczbą partnerów, są mniej zagrożone ustnym zakażeniem HPV. D'Souza uważa, że kiedy stykają się one z HPV pochwowo, pojawia się odpowiedź immunologiczna, która chroni je przed zakażeniem oralnym. U mężczyzn nie tylko z większym prawdopodobieństwem dochodzi do zakażeń HPV w jamie ustnej/gardle. Nasze badanie pokazuje, że jeśli już do tego dojdzie, rzadziej udaje im się je zwalczyć, co dalej przyczynia się do ryzyka nowotworu. Zwykle organizm radzi sobie z wirusem w ciągu 1-2 lat. W pewnych przypadkach, np. osłabieniu odporności, przewlekłe zakażenie wywołuje zmiany na poziomie komórkowym, prowadząc do nowotworu. Autorzy publikacji z Journal of the American Medical Association (JAMA) twierdzą, że seks oralny zwiększa ryzyko nowotworów głowy i szyi o 22%. « powrót do artykułu
  15. Po raz pierwszy sfilmowano samca foki szarej, który pochwycił młodą fokę, utopił ją i pożarł. W tym samym tygodniu, gdy wykonano nagranie, Amy Bishop i jej koledzy z Durham University zauważyli, że ten sam samiec zabił i zjadł na Isle of May pięć kolejnych młodych. Znalezione w pobliżu szczątki wskazują, że w ciągu tygodnia w podobny sposób życie straciło 11 focząt. Jedno z potencjalnych wyjaśnień jest takie, że samiec korzysta z łatwo dostępnego źródła pożywienia znajdującego się tuż obok jego terytorium. To może być nowa strategia, mająca na celu zmaksymalizowanie szans na sukces reprodukcyjny - mówi Sean Twiss. Aby zdobyć pożywienie w normalny sposób samiec musiałby zanurzyć się w morzu i tam polować. To jednak związane jest z ryzykiem utraty terytorium, którego trzeba bronić przed innymi samcami. Jeśli inny zająłby jego terytorium, jego odzyskanie mogłoby być niemożliwe. Foki szare każdego roku wracają w to samo miejsce by się rozmnażać. A to oznacza, że młode znajdujące się wokół samca mogą być jego młodymi z poprzedniego roku. To mogłoby tłumaczyć zachowanie kanibala, który polował na młode znajdujące się poza jego terenem, ignorując wiele mijanych młodych na swojej drodze. Nagranie i obserwacje to kolejne dowody, że przynajmniej niektóre foki szare porzuciły swoją dotychczasową dietę składającą się z ryb oraz skorupiaków i żywią się innymi ssakami. Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje, ale niewykluczone, że takie zachowanie ma związek ze zmianami klimatycznymi. Od 1985 roku na wybrzeżach Wielkiej Brytanii spotykano martwe foki z niespotykanymi wcześniej ranami. Sądzono, że to ofiary kolizji z łodziami motorowymi. Jednak młode zabite na Isle of May mają podobne rany, naukowcy przypuszczają więc, że kanibalizm wśród fok szarych pojawił się przed około 30 laty. Naukowcy zastrzegają, że na ofiary kanibala z Isle of May nie miały wszystkich charakterystycznych ran zaobserwowanych po raz pierwszy w 1985 roku. Uczeni chcą sprawdzić, czy napotkali jedynego kanibala, czy też to szerszy trend. Próbują tez dowiedzieć się, skąd bierze się takie zachowanie. « powrót do artykułu
  16. Naukowcy zidentyfikowali mechanizm, za pośrednictwem którego otyłość sprzyja rakom trzustki i piersi. Ekipa z Massachusetts General Hospital (MGH) zauważyła, że otyłość wiąże się z nadmiernym stężeniem łożyskowego czynnika wzrostu (ang. placental growth factor, PIGF), a ten z kolei wiąże się z receptorem VEGFR-1, do którego ekspresji dochodzi w komórkach odpornościowych w obrębie guza. Odkryliśmy, że otyłość zwiększa inflitrację korzystnych dla guza komórek odpornościowych, a także wzrost i przerzutowanie raków trzustki. W modelach raków piersi i trzustki blokowanie sygnalizacji VEGFR-1 zmieniało środowisko immunologiczne w kierunku zapobiegania postępom guza u otyłych, ale nie u szczupłych myszy. Odkryliśmy także, że otyłość oznaczała nadmiar PIGF i że zmniejszenie ilości tego czynnika dawało rezultaty podobne do hamowania VEGFR-1 w guzach otyłych myszy - wyjaśnia dr Dai Fukumura. Amerykanie skupili się na wpływach otyłości na raki piersi i trzustki, ponieważ ponad połowa zdiagnozowanych ma nadwagę lub otyłość. Ponadto wiele badań wskazywało, że otyłość wiąże się ze wzrostem śmiertelności na raka piersi, trzustki oraz inne nowotwory. Dotąd nie było jednak wiadomo, za pośrednictwem jakiego mechanizmu nadmierna waga sprzyja progresji choroby nowotworowej. Na początku autorzy raportu z pisma Clinical Cancer Research zauważyli zwiększony stan zapalny w obrębie guza oraz infiltrację immunosupresyjnymi makrofagami towarzyszącymi guzowi (ang. tumor-associated macrophages, TAMs). Zespół z MGH ustalił, że obieranie na cel VEGFR-1 może wpłynąć na aktywność TAMs, zmienić immunosupresyjne środowisko guza i nie dopuścić do przyspieszenia wzrostu guza u otyłych myszy. Naukowcy stwierdzili również, że obieranie na cel szlaku PIGF/VEGFR-1 zapobiega przyrostowi wagi u genetycznie otyłych gryzoni, ale pogarsza cukrzycę. Tę ostatnią można było jednak wyeliminować za pomocą popularnego leku metforminy, który wykazuje także działanie przeciwnowotworowe. Fakt, że nowy mechanizm leży u podłoża wpływu otyłości na 2 rodzaje raka, sugeruje, że to ogólny mechanizm rozwoju guza [...] - zaznacza dr Rakesh K. Jain. Zrozumienie wpływu otyłości na raka trzustki i inne nowotwory może pomóc w zidentyfikowaniu biomarkerów - takich jak waga i podwyższony poziom PIGF - ułatwiających wskazanie pacjentów, którzy najbardziej skorzystają na leczeniu anty-VEGFR-1 - podsumowuje dr Joao Incio. « powrót do artykułu
  17. Około 150 000 pingwinów zginęło, gdy góra lodowa osiadła na mieliźnie w pobliżu ich kolonii. Góra B09B o powierzchni około 100 kilometrów kwadratowych osiadła w grudniu 2010 roku w Commonwealth Bay we Wschodniej Antarktyce. Jeszcze w lutym 2011 roku tamtejsza kolonia pingwinów liczyła około 160 000 osobników. Do grudnia 2013 roku ich liczba spadła do około 10 000, informują naukowcy z Australii i Nowej Zelandii. Obecność góry lodowej spowodowała, że pingwiny musiały przejść ponad 60 kilometrów, by znaleźć pożywienie. Populacja z Cape Denison może wyginąć w ciągu 20 lat jeśli B09B się nie przesunie lub nie dojdzie do roztopienia lodu pokrywającego obecnie wody oceanu - stwierdzili naukowcy. Podczas badań z grudnia 2013 roku zauważyli olbrzymią liczbę porzuconych jaj i zamarzniętych piskląt z poprzedniego sezonu lęgowego. Konieczność długiej wędrówki po pożywienie odbiła się najbardziej właśnie na jajach i młodych. Te, które przeżyły, ledwie sobie radzą, a co dopiero mówić o wychowaniu kolejnego pokolenia. Widzieliśmy olbrzymią liczbę martwych ptaków. To tragiczny widok - mówi Chris Turney z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii. Zdaniem uczonych zwiększanie się pokrywy lodowe Wschodniej Antarktyki, spowodowane prawdopodobniej zmianami wiatrów i lokalnych warunków, może mieć znaczący wpływ na cały ekosystem. Pingwiny by przetrwać muszą mieć dostęp do otwartych wód. « powrót do artykułu
  18. Naukowcy pracujący przy eksperymencie DESY odkryli dwa nowe tlenki żelaza. Odkrycie to wskazuje, że głęboko w płaszczu Ziemi istnieje olbrzymie nieznane źródło tlenu. Tlenki żelaza występują w różnych formach. Najpowszechniej spotykanym tlenkiem jest hematyt, Fe2O3, który jest produktem końcowym wielu procesów geologicznych i głównym źródłem żelaza, z którego korzystamy - mówi doktor Elena Bykova, która stała na czele zespołu badawczego. W ciągu ostatnich pięciu lat naukowcy odkryli takie tlenki jak Fe4O5, Fe5O6 czy Fe13O19. Zespół Bykovej badał zachowanie hematytu i magnetytu (Fe3O4) w komorze ciśnieniowej. W tak zwanej komorze diamentowej minimalna próbka może zostać skompresowana przy ciśnieniu przewyższającym setki tysięcy razy ciśnienie atmosferyczne. Jednocześnie można podgrzewać tę próbkę laserem do temperatury tysięcy stopni Celsjusza - wyjaśnia doktor Hanns-Peter Liermann, szef laboratorium pomiarowego. Tak traktowana próbka jest badana za pomocą wyjątkowo jasnego źródła promieniowania X - PETRA III - za pomocą którego śledzi się zmiany strukturalne w próbce. Gdy naukowy poddali hematyt ciśnieniu ponad 67 gigapaskali i podgrzali ją do temperatury ponad 2400 stopni Celsjusza, Fe2O3 rozpadło się i powstał Fe5O7, nigdy wcześniej nie spotkana forma tlenku żelaza. Takie ciśnienie i temperatura panują na głębokości 1500 kilometrów pod powierzchnią Ziemi. Z kolei przy ciśnieniu 70 gigapaskali, które odpowiada głębokości 1670 kilometrów, doszło do powstania Fe25O32. Tlenki żelaza nie tworzą się w dużej ilości głęboko w płaszczu Ziemi, jednak mogą być tam transportowane. Hematyt i magnetyt to główne składniki wstęgowych rud żelazistych, wielkich osadowych formacji skalnych, które występują na wszystkich kontynentach. Formacje takie mogą mieć setki metrów grubości i setki kilometrów długości. Przed dwoma miliardami lat skały te stały się częścią dna oceanicznego i mogą być transportowane w głąb naszej planety w strefach subdukcji, gdzie jedne płyty tektoniczne wchodzą pod inne. Tlenki żelaza są więc transportowane na duże głębokości, gdzie występują warunki takie, jak w przeprowadzonym eksperymencie. Tam magnetyt i hematyt rozkładają się, uwalniając olbrzymie ilości płynnego tlenu. Szacujemy, że obecnie znajduje się tam 8-10 razy więcej tlenu niż w atmosferze. To duża niespodzianka. Nie wiemy, co z tym tlenem się tam dzieje - mówi Bykova. Obecnie możemy jedynie stwierdzić, że w płaszczu ziemskim znajduje się olbrzymie źródło tlenu, które - poprzez zmianę utlenienia i mobilizację pierwiastków śladowych - może znacząco zmienić procesy geochemiczne - stwierdza współautor badań doktor Maxim Bykov. « powrót do artykułu
  19. Jedzenie śniadań nie powoduje spadku wagi, ale sprawia, że rano otyli ludzie są bardziej aktywni fizycznie. Dodatkowo w ciągu dnia mniej jedzą. Choć w efekcie obie grupy otyłych ludzi (jedząca i niejedząca śniadania) spożyły ogółem w przybliżeniu tyle samo pokarmu, przynajmniej na początku dnia ta pierwsza zdecydowanie więcej się ruszała. Choć wielu ludzi feruje opinie w sprawie tego, czy powinniśmy, czy nie powinniśmy jeść śniadań, do tej pory brakowało rygorystycznych naukowych dowodów, które by pokazywały, jak śniadanie miałoby wpływać na nasze zdrowie. Nasze studium unaocznia niektóre z tych oddziaływań, ale istotność śniadania zależy od osobistych celów. Jeśli np. nadrzędne jest zrzucenie zbędnych kilogramów, niewiele rzeczy sugeruje, że zjadanie bądź pomijanie go ma [jakieś] znaczenie. Jeśli jednak pod uwagę weźmie się zdrowy tryb życia, np. bycie aktywnym lub kontrolowanie poziomu cukru, dowody wskazują, że śniadanie może pomóc - wyjaśnia dr James Betts z Uniwersytetu w Bath. Tak jak we wcześniejszym badaniu na szczupłej populacji, otyłe osoby w wieku 21-60 lat podzielono na dwie grupy: poszczącą i jedzącą śniadanie. W ciągu 6 tygodni mierzono szereg związanych z tym wyników. Grupa jedząca śniadania miała do 11 spożyć co najmniej 700 kcal, przy czym połowę kalorii należało przyjąć w ciągu 2 godzin od obudzenia. Grupie poszczącej do południa wolno było wyłącznie pić wodę. Dotąd Brytyjczycy przeciwstawiali sobie jedzenie i niejedzenie śniadań (ludzie sami wybierali, co chcą zjeść). Teraz naukowcy chcą porównać wpływ różnych rodzajów śniadań. « powrót do artykułu
  20. Terapia z wykorzystaniem rzeczywistości wirtualnej z zanurzeniem może sprawić, że pacjenci z depresją będą w stosunku do siebie mniej krytyczni i bardziej współczujący, co ostatecznie doprowadzi do zelżenia objawów choroby. Terapię, testowaną wcześniej na zdrowych ochotnikach, wdrożono u 15 chorych z depresją w wieku 23-61 lat. Dziewięć osób wspominało o zmniejszeniu objawów miesiąc po leczeniu (w przypadku 4 spadki były znaczące klinicznie). Pacjentów zachęcano, by będąc w ciele dorosłego awatara, pocieszali zdenerwowane dziecko. Dziecko, do którego przemawiano, stopniowo przestawało płakać i się uspokajało. Po paru minutach chorzy trafiali do ciała dziecka i z tej perspektywy doświadczali własnych wcześniejszych słów i gestów. Ośmiominutowy scenariusz powtarzano 3 razy w tygodniowych odstępach. Losy pacjentów śledzono potem przez miesiąc. Gdy sprawy układają się źle, ludzie, którzy zmagają się z lękiem i depresją, mogą być w stosunku do siebie nadmiernie krytyczni. W opisanym badaniu, uspokajając dziecko, a następnie słysząc swoje własne słowa, pacjenci pośrednio okazują sobie współczucie. Celem jest nauczenie chorych, by byli dla siebie bardziej współczujący i mniej krytyczni. Rezultaty są obiecujące. Miesiąc po studium kilku pacjentów opisywało, jak terapia zmieniła ich reakcje na sytuacje w prawdziwym życiu, w których kiedyś byli wobec siebie krytyczni - podkreśla prof. Chris Brewin z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL). Autorzy publikacji z British Journal of Psychiatry Open przypominają, że ze względu na wykorzystanie małej próby i brak grupy kontrolnej nie można z całą pewnością powiedzieć, że za poprawę kliniczną odpowiada właśnie opisana interwencja. Obecnie rozwijamy tę technikę, by przeprowadzić testy na większej próbie - wyjaśnia prof. Mel Slater z Uniwersytetu w Barcelonie, dodając, że jeśli wyniki uda się powtórzyć, rozpowszechnienie tanich domowych systemów do rzeczywistości wirtualnej umożliwiłoby stosowanie terapii na dużą skalę. « powrót do artykułu
  21. Jeszcze za naszego życia roboty mogą odebrać pracę połowie ludzkości. Tak uważa profesor Moshe Vardi z Rice University. Uczony, podczas dorocznego spotkania American Association for the Advancement of Science (AAAS) powiedział, że rozwój robotyki i sztucznej inteligencji doprowadzi do bezprecedensowej rewolucji na rynku pracy. Zbliżamy się do momentu, w którym roboty będą przewyższały ludzi w niemal każdym zadaniu. Uważam, że musimy się z tym zmierzyć. Moim zdaniem do roku 2045 maszyny będą w stanie wykonać znaczną część pracy wykonywanej obecnie przez ludzi. Rodzi się zatem zasadnicze pytanie: jeśli maszyny będą zdolne do wykonania niemal każdej pracy, to co będą robili ludzie?, stwierdził profesor Vardi. Słyszeliście o autonomicznym samochodzie Google'a. Miliony ludzi, jak kierowcy autobusów czy taksówek, utrzymuje się z kierowania pojazdami. Czym będą się zajmowali? - pyta. Oponenci profesora Vardi i jemu podobnych zwykle przywołują przykład luddystów, członków brytyjskiego radykalnego ruchu z początków XIX wieku. Obawiali się oni, że maszyny odbiorą ludziom pracę, napadli więc na tkalnie i niszczyli maszyny. Jednak, jak wiemy z historii, jedne zawody znikają, ale inne się pojawiają. Profesor Vardi odrzuca jednak takie porównanie mówiąc, że ci, którzy go używają, mylą trend z niezmiennym prawem ekonomicznym. To jak mówienie, że nie ma czegoś takiego jak nadmierne połowy ryb, bo zawsze jest coraz więcej ryb w oceanach - stwierdza. Zdaniem uczonego, tym, co ulega zmianie jest fakt, że w niedalekiej przyszłości maszyny będą w stanie wykonać prace wymagające ludzkiej inteligencji i zręczności. Nigdy wcześniej prace takie nie były maszynom dostępne. Czy technologia, którą rozwijamy, ostatecznie przysłuży się ludzkości? - pyta Vardi. Oczywiście, można stwierdzić, że jeśli maszyny będą za nas pracowały, to my będziemy oddawali się odpoczynkowi i przyjemnościom. Perspektywa życia składającego się z przyjemności i odpoczynku nie jest pociągająca. Praca to zasadnicza część ludzkiego dobrostanu. Ludzkość wkrótce stanie wobec swojego największego wyzwania, gdyż będzie musiała znaleźć sens w życiu po tym, jak przestaną obowiązywać słowa "W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie" - dodaje uczony. Profesor Vardi przypomina, że od początku historii USA mieszkańcy tego kraju stawali się coraz bogatsi, a ich wzrost zamożności szedł w parze ze wzrostem mocy produkcyjnych. Jednak około roku 1980 trend został odwrócony i gospodarstwa domowe stają się coraz uboższe, gdyż coraz więcej pracy wymagającej wysokich umiejętności przejmują maszyny. Doszło do rozdźwięku pomiędzy PKB a przychodami gospodarstw domowych i są powody, by przypuszczać, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest automatyzacja - mówi. Naukowiec przypomina, że około 10% stanowisk pracy w USA jest związanych z prowadzeniem pojazdu. Tymczasem można się spodziewać, że w ciągu najbliższych 25 lat wszystkie pojazdy w USA zostaną zautomatyzowane. « powrót do artykułu
  22. Stężenia żelaza, podobne do dostarczanych w ramach standardowych terapii, np. kroplówek czy tabletek, mogą w ciągu 10 min uruchomić uszkodzenia DNA. Podczas eksperymentów naukowcy z Imperial College London dodawali do hodowli ludzkich komórek śródbłonka naczyń placebo (medium do sekwencjonowania RNA) albo roztwór cytrynianiu żelaza o stężeniu 10μmol/L (takie stężenie we krwi jest osiągane po zażyciu 1 tabletki). Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE zauważyli, że w ciągu 10 min komórki aktywowały systemy naprawy DNA. Co więcej, były one nadal aktywne po upływie 6 godzin. Wiedzieliśmy wcześniej, że żelazo może uszkadzać komórki w wyższych stężeniach, w ramach opisywanego studium odkryliśmy jednak, że, przynajmniej w laboratorium, poziomy żelaza występujące w krwiobiegu po zażyciu tabletki z żelazem także mogą uruchomić uszkodzenia komórek. Innymi słowy, komórki wydają się bardziej wrażliwe na żelazo, niż dotąd sądziliśmy - podkreśla dr Claire Shovlin. To bardzo wczesny etap badań i musimy przeprowadzić dalsze eksperymenty, by potwierdzić te ustalenia i sprawdzić, jaki to może mieć wpływ na organizm. Nadal nie jesteśmy pewni, jak wyniki laboratoryjne przekładają się na naczynia w organizmie. Pani doktor dodaje, że na tym etapie w żadnym razie nie doradza lekarzom, by zmienili sposób leczenia np. pacjentów z anemią. Studium pomaga jednak rozpocząć dyskusję na temat dawkowania. Obecnie standardowa tabletka zawiera prawie 10-krotność zalecanej dziennej dawki żelaza i nie zmieniło się to od ponad półwiecza. Wiele wskazuje na to, że dawkę trzeba indywidualnie dostosowywać do osoby. Brytyjczycy zajęli się tym tematem, ponieważ część leczonych żelazem pacjentów z chorobą Rendu-Oslera-Webera (wrodzoną naczyniakowatością krwotoczną) narzekała, że po terapii żelazem krwawienia z nosa się pogarszały. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Optical Networks Group z University College London pobili rekord w prędkości transferu danych cyfrowych. Pobrali oni dane z prędkością 1,125 Tb/s. To niemal 50 000 razy szybciej niż przeciętna prędkość łączy szerokopasmowych w Wielkiej Brytanii, która wynosi 24 Mb/s. Moglibyśmy pobrać wszystkie sezony Gry o Tron w jakości HD w ciągu jednej sekundy - mówi doktor Robert Maher, główny autor badań. Naukowcy wykorzystali techniki z teorii informacji i przetwarzania sygnałów cyfrowych do zbudowania własnego systemu komunikacji optycznej z wieloma kanałami transmisyjnymi i pojedynczym odbiornikiem. Uczeni określili najlepsze metody kodowania informacji w sygnale optycznym biorąc pod uwagę ograniczenia nadajnika i odbiornika. Zastosowali też techniki kodowania, które są już używane w internecie, ale jeszcze się nie rozpowszechniły. Zbudowana przez nich sieć składała się z 15 kanałów o różnej długości fali, które modulowano za pomocą formatu 256QAM. Sygnały były łączone i wysyłane do optycznego odbiornika. Łącząc kanały uczeni stworzyli "superkanał". Technika, której użyli, nie jest jeszcze komercyjnie wykorzystywana, jednak uznawana jest za technikę przyszłości wydajnych systemów komunikacyjnych. W najbliższym czasie naukowcy chcą przetestować opracowane przez siebie techniki przesyłając dane na odległość tysięcy kilometrów. « powrót do artykułu
  24. Boeing poinformował o dostarczeniu klientowi najpotężniejszego na świecie ogniwa paliwowego SOFC (ogniwo paliwowe z tlenkiem stałym). System był budowany przez 16 miesięcy. Ma on moc 50 kilowatów i powstał na zamówienie Marynarki Wojennej USA. Może on wykorzystywać energię słoneczną lub wiatrową do generowania wodoru i jego kompresowania. Wodór jest przechowywany. W razie potrzeby system pracuje w trybie ogniwa paliwowego, wykorzystując wyprodukowany przez siebie wodór do produkcji energii. System Boeinga może zostać rozbudowany do 400 KW. W ramach rozpoczętych testów zasila on należące do US Navy Engineering and Expeditionary Warfare Center. To ekscytująca nowa technologia, dzięki której nasi klienci otrzymują elastyczne, ekonomiczne i przyjazne dla środowiska rozwiązanie do przechowywania i generowania energii - mówi Lance Towers, odpowiedzialny w Boeingu za Advanced Technology Program. Ogniwo Boeinga wykorzystuje energię odnawialną do pozyskania wodoru z wody morskiej. Wodór można następnie przechowywać i użyć w razie potrzeby. Dzięki jego reakcji z tlenem w atmosferze otrzymujemy prąd, ciepło oraz wodę. Siły zbrojne to potężny konsument energii, dlatego z jednej strony ciągle poszukują możliwości jej zaoszczędzenia, a z drugiej strony potrzebują niezawodnych technologii zapewniających im jak najwięcej niezależności od zewnętrznych dostaw. Możliwość samodzielnej produkcji i przechowywania energii jest dla wojskowych czymś niezwykle pożądanym. W odległych bazach wojskowych wykorzystanie energii odnawialnej nie tylko zwiększa efektywność energetyczną, ale - co jeszcze ważniejsze - zmniejsza ryzyko związane z transportem paliwa na duże odległości, często przez wrogie terytoria - mówi Omar Saadeh, analityk z firmy GTM Research. Amerykańskie siły zbrojne są najbardziej zainteresowane niewielkimi, niezależnymi od sieci, instalacjami dostarczającymi energię. W roku 2015 były one właścicielem 35% takich instalacji wykorzystywanych w USA. Dostarczona przez Boeinga technologia jest unikatowa, gdyż ten sam system jest w stanie przechowywać energię i ją produkować. « powrót do artykułu
  25. Wyższe spożycie w czasie ciąży pokarmów zawierających witaminę D (ale nie suplementów) wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem rozwoju alergii u dzieci. Zespół z Mount Sinai śledził losy 1248 matek i ich dzieci od pierwszego trymestru ciąży do momentu, aż dzieci miały ok. 7 lat. Okazało się, że wyższe spożycie pokarmów z witaminą D (chodziło o odpowiednik ilości występującej w ok. 236,6 ml mleka dziennie) w czasie ciąży wiązało się z o 20% niższą częstością występowania kataru siennego u dzieci w wieku szkolnym. Podobnych spadków nie zaobserwowano w przypadku suplementacji witaminą D. Ciężarne pytają, co powinny jeść, a nasze badanie pokazuje, że ważne jest, by przeanalizować źródła składników odżywczych w diecie - podkreśla prof. Supinda Bunyavanich. Ponieważ witamina D moduluje układ odpornościowy, naukowcy interesują się jej rolą i zastosowaniami w przypadku astmy i alergii. Studium ekipy z Mount Sinai oceniało poziomy witaminy D w paru momentach (w ciąży, w okresie porodu i w wieku szkolnym), a także za pomocą różnych metod (kwestionariuszy częstości spożycia pokarmów i stężenia 25(OH)D, czyli kalcydiolu, w surowicy zarówno matek, jak i dzieci w wieku szkolnym). Duże ilości witaminy D można znaleźć w rybach, jajach, nabiale czy płatkach. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...