-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Stworzony w 2 laboratoriach Uniwersytetu Chicagowskiego wstrzykiwalny biomateriał może być wykorzystywany do stymulacji neuronów czy manipulowania zachowaniem mięśni i narządów. W większości przypadków tradycyjne materiały na implanty są bardzo sztywne i duże, zwłaszcza jeśli chce się zastosować stymulację elektryczną - opowiada prof. Bozhi Tian, chemik, którego laboratorium współpracowało z pracownią neuronaukowca Francisca Bezanilli. Dla odmiany nowy materiał jest delikatny, a jego cząstki mają zaledwie kilka mikrometrów średnicy i ławo rozpraszają się w roztworze soli fizjologicznej, co oznacza, że można go wstrzykiwać. Co ważne, po kilku miesiącach cząstki ulegają naturalnej degradacji, więc nie trzeba ich usuwać chirurgicznie. Każda cząstka jest zbudowana z 2 rodzajów krzemu. Razem tworzą one gąbczastą i bardzo ściśliwą strukturę pełną nanoporów. Jej sztywność jest porównywalna do włókien kolagenowych z naszego organizmu, a więc udało nam się stworzyć materiał pasujący do sztywności prawdziwej tkanki - wyjaśnia Yuanwen Jiang. Materiał stanowi połowę urządzenia elektrycznego, które tworzy się spontanicznie po wstrzyknięciu cząstek krzemu do hodowli, a kiedyś ludzkiego ciała. Cząstka przytwierdza się do komórki, tworząc interfejs z błoną komórkową. Błona komórkowa i cząstka tworzą jednostkę, która po oświetleniu krzemu zaczyna generować prąd. Nie trzeba wstrzykiwać całego urządzenia; wystarczy iniekcja jednego komponentu. Połączenie jednej cząstki z błoną komórkową pozwala na uzyskanie ilości prądu wystarczającej do stymulacji komórki i zmiany jej aktywności. Po osiągnięciu terapeutycznego celu cząstka się naturalnie rozkłada. Jeśli potrzeba kolejnych [sesji] terapii, należy wykonać następny zastrzyk - wyjaśnia João L. Carvalho-de-Souza. Amerykanie uzyskali cząstki, posługując się nanoodlewaniem. Wyprodukowali formy z ditlenku krzemu, w których znajdowały się drobne kanaliki (nanokable) o średnicy ok. 7 mikrometrów, połączone o wiele mniejszymi mostkami. Do formy wstrzyknięto krzemowodór, który wypełniał pory i kanaliki i rozkładał się do krzemu. W dalszej kolejności zespół wykorzystał fakt, że mostki są drobne, dlatego większość ich atomów znajduje się na powierzchni i reaguje z tlenem z formy z ditlenku krzemu, dając mostki z utlenionego krzemu. O wiele większe nanokable mają proporcjonalnie o wiele mniej atomów na powierzchni, dlatego są znacznie mniej reaktywne i pozostają głównie krzemowe. Na tym polega piękno nanonauki, która pozwala ci wpływać na skład chemiczny za pomocą manipulowania wielkością obiektów - cieszy się Jiang. Na końcu forma jest rozpuszczana. Pozostaje pajęczynowaty twór, który składa się z krzemowych nanokabli, połączonych mostkami z utlenionego krzemu (może on wchłaniać wodę i pomagać w zwiększeniu miękkości struktury). Czysty krzem zachowuje zdolność do absorbowania światła. Podczas testów cząstki dodano do hodowli neuronów i oświetlono. Przepływ prądu do komórek doprowadził do ich aktywacji. Kolejnym krokiem mają być badania na zwierzętach. Naukowców szczególnie interesuje stymulacja obwodowego układu nerwowego, który przekazuje informacje między ośrodkowym układem nerwowym i narządami. Ponieważ nerwy te znajdują się relatywnie blisko powierzchni, powinny się znajdować w zasięgu bliskiej podczerwieni. Tianowi marzy się wykorzystanie aktywowanych światłem urządzeń do budowania ludzkich tkanek i sztucznych organów, gdzie za pomocą mocno skupionej wiązki promieni manipulowano by poszczególnymi komórkami. Możliwość osiągnięcia tego bez inżynierii genetycznej jest fascynująca. « powrót do artykułu
-
Na łamach Journal of Experimental and Theoretical Artificial Intelligence ukazał się artykuł, którego autorzy informują o znalezieniu poważnego błędu w teście Turinga. Test ten, opracowany w 1950 roku przez Alana Turinga, ma pomóc w stwierdzeniu, czy maszyna jest na tyle inteligentna, by nie można było odróżnić jej od człowieka. Podczas testu człowiek-sędzia prowadzi rozmowę z dwoma partnerami, których nie widzi. Jednym jest inny człowiek, drugim maszyna. Na podstawie rozmowy sędzia ma stwierdzić, który z rozmówców to człowiek, a który - komputer. Kevin Warwick i Huma Shah z Coventry University stwierdzili, że jeśli maszyna wybierze milczenie zamiast udzielania odpowiedzi, może przejść test pozytywnie i zostać uznana za inteligentną. Obaj naukowcy przeanalizowali zapiski rozmów z wielu testów Turinga, podczas których maszyna milczała. Okazało się, że w każdym takim przypadku sędzia nie potrafił z całą pewnością stwierdzić, czy rozmawia z człowiekiem, czy z maszyną. To oznacza, że - przynajmniej teoretycznie - maszyna może przejść test nie odpowiadając na pytania, nie musi więc być wyposażona nawet w zaczątki sztucznej inteligencji. Brak odpowiedzi może wiązać się albo z decyzją maszyny o ich nieudzielaniu, albo też z problemami technicznymi, jak to było w badanych przypadkach. To każe zadać nam sobie pytanie, co dokładnie oznacza pomyślne przejście testu Turinga - mówi Warwick. Jeśli urządzenie przejdzie test milcząc nie można go uznać za obiekt myślący. W przeciwnym razie musielibyśmy za takie obiekty uznać np. kamienie. Musimy więc uznać, że milczenie to poważny błąd w teście Turinga - stwierdza uczony. « powrót do artykułu
-
Bez względu na prezentowany poziom uzdolnień, uprawianie sztuki znacząco obniża poziom hormonów stresu. W ramach eksperymentu prof. Girija Kaimal zaprosiła 39 dorosłych w wieku od 18 do 59 lat do wzięcia udziału w 45-min sesji twórczości. Poziom kortyzolu (hormonu stresu) w ślinie określano przed i po sesji. Ochotnicy mieli do dyspozycji flamastry, papier, plastelinę i materiały do wykonywania kolażów. Naukowcy nie dawali im żadnych wskazówek (można było korzystać z dowolnych materiałów i tworzyć, co tylko się chciało). Na sesji obecny był gotów do udzielenia pomocy arteterapeuta. Tylko nieco mniej niż połowa badanych wspominała o ograniczonych doświadczeniach ze sztuką. Amerykanie zauważyli, że w czasie 45 min poziom kortyzolu spadł u 75% osób. Choć zaobserwowano pewne różnice w wielkości spadków, wcześniejsze doświadczenie na nie nie wpływało (nie zaobserwowano istotnych statystycznie korelacji). Sporządzone później opisy pomogły uchwycić, na czym polegało terapeutyczne oddziaływanie twórczości. To było bardzo relaksujące - stwierdził jeden z uczestników eksperymentu. Po około minucie poczułem się spokojniejszy. Mniej przejmowałem się rzeczami, które musiałem albo powinienem zrobić. Tworzenie pozwoliło mi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy - dodał ktoś kolejny. U ok. 25% ochotników stwierdzono wyższy poziom kortyzolu, ale wg naukowców, to niekoniecznie złe zjawisko. Pewna ilość kortyzolu jest niezbędna do działania. Poziom tego hormonu oscyluje w ciągu dnia: stężenie jest najwyższe rano, ponieważ daje nam energię do działania [...]. Niewykluczone, że tworzenie sztuki skutkowało [u części osób] stanem pobudzenia i/lub zaangażowaniem - tłumaczy Kaimal. Przystępując do badania, Amerykanie sądzili, że wybór typu materiałów może wpłynąć na poziom kortyzolu. Wg nich, media mniej ustrukturowane - plastelina lub flamastry - powinny skutkować niższymi poziomami hormonu, zaś bardziej ustrukturowane - kolaż - stężeniami wyższymi. Uzyskane wyniki tego jednak nie potwierdziły. Stwierdzono za to korelację między wiekiem a poziomem kortyzolu. U młodszych ochotników po sesji stale stwierdzano niższe jego stężenia. W przyszłości Kaimal zamierza rozszerzyć zakres badań i sprawdzić, czy kreatywne wyrażanie siebie w terapeutycznym środowisku może pomóc w zmniejszeniu stresu. Poza kortyzolem zamierza uwzględnić inne biomarkery, w tym oksytocynę i α-amylazę. Amerykanie wspominają też o badaniu wpływu sztuki wizualnej na pacjentów terminalnych i ich opiekunów. « powrót do artykułu
-
Budują podobnie w służbie rozszerzonej fizjologii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Skorpiony z różnych środowisk budują norki o zadziwiająco podobnej architekturze. Wg naukowców, wspólne cechy są częścią "rozszerzonej fizjologii" i odgrywają kluczową rolę w przeżyciu w nieprzyjaznym otoczeniu. Nasze badanie dotyczyło sposobów, na jakie architektura norki może rozszerzać fizjologię zwierzęcia, pełniąc role, które w innym razie organizm musiałby realizować sam. Chodzi np. o podtrzymywanie optymalnej temperatury czy poprawę wentylacji - wyjaśnia Berry Pinshow z Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer Szewie. Nory zamieszkują setki gatunków skorpionów z co najmniej 10 rodzin. To niesamowite, jak wszędobylskie są nory skorpionów w pewnych częściach świata i jednocześnie jak mało je dotąd badano - dodaje Lorenzo Prendini, kurator działu zoologii bezkręgowców w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Norki skorpionów różnią się rozmiarami. Mają też różny plan: od krótkiego wybiegu, przez złożone spiralne tunele o długości nawet 2,7 m, po wspólnotowe struktury o wielu wejściach. Niektóre są używane przez mniej niż dobę, a w innych pajęczaki spędzają większość swojego życia. Jako zwierzęta zmiennocieplne, inaczej zimnokrwiste, by regulować wewnętrzną temperaturę, skorpiony polegają na energii ze środowiska. Liczne cechy norek wspomagają te pajęczaki w dostosowaniu do biologicznych wymogów środowiska - opowiada dr Amanda Adams. By stwierdzić, jaki norki wspomagają skorpiony z rodziny Scorpionidae, zbadano ich architekturę u 3 gatunków: Scorpio palmatus z pustyni Negew w Izraelu, Opistophthalmus setifrons z wyżyn środkowej Namibii oraz Opistophthalmus wahlbergii z pustyni Kalahari. Po usunięciu skorpionów z norek oraz pomiarze wilgotności i temperatury w różnych ich punktach naukowcy wypełnili konstrukcje ciekłym aluminium (podgrzanym za pomocą pieca na gaz do temperatury ponad 660 stopni Celsjusza). Po wykopaniu odlewy zeskanowano, by uzyskać cyfrowe modele 3D. Później można je było analizować za pomocą specjalnego programu. Biolodzy odkryli 3 wspólne cechy norek: 1) poziomą platformę w pobliżu powierzchni gruntu, która pozwala skorpionom skanować otoczenie w poszukiwaniu potencjalnych ofiar, drapieżników i partnerów, a także rozgrzewać się przed żerowaniem, 2) co najmniej dwa spiralne lub wijące się zakosami łuki, które zniechęcają drapieżniki do wykopywania skorpionów lub hamują napływ powietrza z powierzchni, utrzymując stosunkowo wysoką wilgotność i niską temperaturę, a także 3) powiększoną końcową komorę na głębokości, gdzie temperatura jest niemal stała (zapewnia ona schronienie przed upałem oraz miejsce do żerowania, spółkowania, linienia i porodu). Międzynarodowy zespół ustalił też, że architektura norki może się zmieniać w reakcji na skład, twardość i wilgotność gleby. Okazało się np., że norki z gleb piaszczystych są głębsze od nor z gleb twardych. « powrót do artykułu -
Po niemal pięciu latach podróży sonda Juno odpaliła silniki i 35 minut później weszła na orbitę Jowisza. Sygnał potwierdzający udany manewr nadszedł do centrum kontroli wczoraj, 4 lipca. Dzień Niepodległości zawsze warto obchodzić, a dzisiaj mamy kolejny powód, by świętować - Juno jest na orbicie Jowisza. A cóż jest bardziej amerykańskiego niż misja NASA odbywająca się tam, gdzie nigdy wcześniej ludzkość nie wysłała żadnego pojazdu? - powiedział szef NASA Charles Bolden. Manewr wejścia na orbitę wymagał ustawienia głównego silnika w odpowiednim kierunku i zwiększenie prędkości obrotów Juno z 2 do 5 na minutę, co pozwoliło na ustabilizowanie pojazdu. Główny silnik Juno Leros-1b, o ciągu 645 N, rozpoczął pracę o godzinie 5:18 czasu polskiego (dnia 5 lipca) zmniejszając prędkość pojazdu do 1950 km/h, dzięki czemu został on przechwycony przez pole grawitacyjne Jowisza i znalazł się na jego orbicie. Wkrótce potem pojazd rozłożył panele słoneczne i skierował je w stronę Słońca. Sonda pracuje perfekcyjnie, co jest zawsze dobrą wiadomością, gdy mówimy o kierowaniu pojazdem oddalonym o 2,7 miliarda kilometrów. Wejście na orbitę Jowisza to duże osiągnięcie i największe wyzwanie tej misji. Jednak zanim zespół naukowy otrzyma pierwsze dane czekają nas inne wyzwania - mówi Rick Nybakken, menedżer projektu Juno z Jet Propulsion Laboraotory. Przez kilka następnych miesięcy specjaliści będą testowali Juno i ostatecznie kalibrowali jego instrumenty naukowe. Oficjalnie etap naukowy misji rozpocznie się w październiku, ale znaleźliśmy sposób, by znacznie wcześniej zebrać dane. To dobra wiadomość, gdyż mamy tu do czynienia z największą planetą w Układzie Słonecznym. Tu jest dużo do zbadania, stwierdził Scott Bolton, główny badacz z Southwest Research Institute w San Antonio. Głównym zadaniem Juno jest zrozumienie powstania i ewolucji Jowisza. Dzięki swoim dziewięciu instrumentom naukowym Juno sprawdzi, czy planeta posiada stałe jądro, wykona mapę jej pola magnetycznego, zmierzy ilość wody i amoniaku w atmosferze i będzie badał zorze nad Jowiszem. Naukowcy chcą też się dowiedzieć, jaką rolę odgrywają wielkie planety w formowaniu się układów planetarnych. Juno wystartował 5 sierpnia 2011 roku ze Stacji Sił Powietrznych na Przylądku Canaveral. Jego misja odbywa się w ramach programu New Frontiers. « powrót do artykułu
-
Microsoft i firma biotechnologiczna Monsanto ogłosiły, że wspólnie będą inwestowały w nowo powstające brazylijskie firmy z rynku technologii rolnictwa. Monsanto dołączy do brazylijskiego funduszu inwestycyjnego zarządzanego przez Microsoft. Fundusz ten zajmuje się nowoczesnymi technologiami w rolnictwie. Monstanto wzbogaci go kwotą 92 milionów dolarów. Twórcy interesujących pomysłów łączących rolnictwo i nowoczesne technologie będą mogli liczyć na początkowe dofinansowanie w kwocie do 459 000 dolarów. Pieniądze trzeba będzie albo spłacić po trzech latach albo zamienić je na akcje. "Chcemy wesprzeć startupy z branży rolniczej. To wielki dział gospodarki wymagający badań i rozwoju" - powiedział Rodrigo Santos, szef Monsanto na Amerykę Łacińską. We wspomniany fundusz zainwestował też Qualcomm, producent układów scalonych. « powrót do artykułu
-
Hybrydowa bakteryjno-polimerowa kapsułka na szczepionkę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Naukowcy z Uniwersytetu w Buffalo pracują z nieszkodliwymi szczepami pałeczek okrężnicy (Escherichia coli), by stworzyć kapsułkę transportową do dostarczania szczepionek następnej generacji. W artykule opublikowanym na łamach Science Advances opisano sukcesy odniesione w ten sposób w zwalczaniu chorób pneumokokowych. To trochę antyintuicyjne, biorąc pod uwagę, co słyszy się o E. coli, ale istnieje wiele szczepów tej bakterii, a większość z nich należy do flory fizjologicznej organizmu i ma ogromny potencjał w zakresie zwalczania chorób - podkreśla dr Blain A. Pfeifer. Autorami studium są Pfeifer oraz jego były student - dr Charles H. Jones (dyrektor wykonawczy startupu Abcombi Biosciences, który ma skomercjalizować nową technologię). Rdzeniem kapsułki jest nieszkodliwa E. coli. Wokół bakterii "owinięto" syntetyczny polimer - poli(β-aminoester), który przypomina płot z siatki. Jak tłumaczą Amerykanie, dodatnio naładowany polimer (polimer kationowy) i ujemnie naładowana ściana komórkowa bakterii tworzą hybrydowy nośnik. By przetestować kapsułkę, naukowcy wprowadzili do niej białkową szczepionkę na choroby pneumokokowe. Wyniki uzyskane na myszach były ponoć imponujące. Budowa hybrydowa pozwala na jednoczesną produkcję i dostarczanie antygenów. Dodatkowo komórki prezentujące antygen są celowane na dwa sposoby: biernie i aktywnie. W porównaniu do tradycyjnych formuł szczepionek, hybrydowy wektor (nośnik) poprawia odpowiedź immunologiczną i ochronę przed szczepami dwoinki zapalenia płuc (Streptococcus pneumoniae). Co ważne, produkcja kapsułki jest tania, można ją też wykorzystać do wielu różnych celów, np. terapii nowotworów czy zakaźnych chorób wirusowych. « powrót do artykułu -
Sześćdziesięcioletnia kobieta wygrała w londyńskim Sądzie Apelacyjnym sprawę dotyczącą wykorzystania zamrożonych komórek jajowych zmarłej córki. W 2011 r. córka zmarła w wieku 28 lat na raka jelita grubego. Jej matka chce przenieść komórki jajowe jedynaczki do kliniki w USA. W zeszłym roku przegrała sprawę w High Court, później zaskarżyła wyrok w Sądzie Apelacyjnym w Londynie. Tutejszy sąd rozstrzygał w 3-osobowym składzie. W 2014 r. brytyjski urząd ds. płodności i embriologii Human Fertilisation and Embryology Authority (HFEA) orzekł, że komórek jajowych córki nie można zabrać z magazynu w Londynie, bo przed śmiercią nie wyraziła na to pisemnej zgody. Ostatnio jednak prawnicy powódki przekonywali sąd, że 60-latka chce wypełnić wolę córki; miało chodzić o doprowadzenie do spłodzenia dziecka z jej zamrożonych gamet oraz, oczywiście, jego wychowanie. Kobieta chce zabrać komórki jajowe do kliniki w Nowym Jorku, by tam zapłodniono je spermą dawcy. Prawniczka Jenni Richards podkreśla, że były jasne dowody na to, czego odnośnie do komórek jajowych życzyła sobie córka (znana jako A.). Chciała, by matka miała po jej śmierci jej dziecko. HFEA twierdziła, że mimo całej sympatii dla rodziców zmarłej (państwa M.), prawo wymaga, byśmy rozważali, czy jest wystarczająco dużo dowodów na świadomie wyrażoną zgodę. Po uważnym przyjrzeniu się sprawie stwierdziliśmy, że nie, a decyzję tę poparł we wrześniu zeszłego roku High Court. Najnowszy wyrok Sądu Apelacyjnego nadal potwierdza potrzebę wyrażania świadomej zgody, ale [jednocześnie] konkluduje, że są wystarczające dowody na prawdziwe życzenia córki państwa M. HFEA chce się jak najszybciej ustosunkować do wyroku. « powrót do artykułu
-
Duże sieci beta pozwalają na szybszą naukę języków
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Sekret, czemu niektórzy ludzie uczą się języków szybciej, może leżeć w aktywności ich mózgu podczas relaksu. Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle wykazali, że 5-min pomiar aktywności mózgu w czasie spoczynku prognozuje, jak szybko dana osoba uczy się drugiego języka. Badanie sponsorowało Office of Naval Research. Dr Ray Perez twierdzi, że dzięki takim odkryciom w przyszłości wojsko będzie mogło skuteczniej prowadzić selekcję osób, które prędko uczą się języków. To szczególnie istotne dla społeczności wywiadu, gdzie trzeba poliglotów [...], a ludzie tacy powinni być znajdowani szybko. Dr Chantel Prat, główna autorka badania, dodaje, że aktywność mózgu w czasie spoczynku wyjaśnia 60% zmienności w zakresie nauki 2. języka. W badaniu wzięło udział 19 osób w wieku od 18 do 31 lat (żadna nie uczyła się wcześniej francuskiego). Przez 2 miesiące 2 razy w tygodniu przychodziły one do laboratorium na półgodzinne lekcje tego języka. Naukę prowadzono, wykorzystując tzw. technologię immersyjną, a konkretnie program Operational Language and Cultural Training System (OLCTS). Sfinansowany przez Office of Naval Research OLCTS umożliwia personelowi wojskowemu biegłe posługiwanie się językiem po 20 godzinach treningu. Program przeprowadza użytkownika w wybranym przez niego tempie przez serię scenek i historii. Rozpoznawanie głosu pozwala ćwiczyć wymowę. By upewnić się, że badani robią odpowiednie postępy, naukowcy poddawali ich okresowym kwizom. Przed przejściem do następnej lekcji trzeba było uzyskać pewną minimalną liczbę punktów. Dzięki testom można było też sprawdzać, jak szybko ochotnicy pokonują etapy programu. Przed 8-tygodniowym treningiem i po jego zakończeniu ochotnicy przeszli ilościowe badanie aktywności mózgu qEEG, zwane też analizą spektralną (naukowcy przyglądali się mocy sygnału w danej częstotliwości). Podłączeni do aparatury ludzie musieli leżeć spokojnie z zamkniętymi oczami i głęboko oddychać. O ile profil qEEG pozwalał przewidywać do 60% zmienności w nauce 2. języka, o tyle wskaźniki behawioralne inteligencji płynnej, funkcjonowania poznawczego i pojemności pamięci nie korelowały już z tempem nabywania języka. Szczególnie silnie z tempem uczenia języka korelowała wyższa moc fal beta i fal gamma niskiej częstotliwości w prawej okolicy zbiegu płatów skroniowego i ciemieniowego (ang. temporoparietal junction, TPJ). Odkryliśmy, że im większe sieci [pracujące] w częstotliwościach beta [częstotliwościach związanych z językiem i pamięcią], tym szybciej nasi badani uczyli się francuskiego. Gdy na końcu 2-miesięcznego programu ochotnicy wykonali test obejmujący lekcje, przez które przeszli, okazało się, że osoby z większymi sieciami beta uczyły się francuskiego 2-krotnie szybciej. W przyszłości Prat chce się skupić na metodach poprawy i przyspieszenia spoczynkowej aktywności mózgu za pomocą neurotreningu (fale beta są falami szybkimi). « powrót do artykułu -
Możliwe, że wkrótce Messi czy Lewandowski nie będą już drżeli o swoje nogi przy każdym zadanym im faulu. Przygotowane przez Polaków ochraniacze sprawią, że piłkarz niemal nie odczuje bólu zadanego przez przeciwnika. Energię kopnięcia pochłonie ochraniacz. "Dzisiaj ochraniacze należą do podstawowego wyposażenia każdego piłkarza. W dobrym ochraniaczu noga powinna oddychać. Musi on być lekki, przylegać do nogi, dostosowywać się do niej, a przede wszystkim chronić przed uderzeniem" - wylicza w rozmowie z PAP prof. Mikołaj Szafran z Politechniki Warszawskiej. Kierowany przez niego zespół opracował ochraniacze, które wszystkie te warunki spełniają z nawiązką. "Udało się nam przygotować materiały, których stopień absorbcji energii jest bardzo wysoki, dochodzi do 77 proc. W produkowanych do tej pory ochraniaczach, a przebadaliśmy ochraniacze kilkunastu firm, maksymalny poziom absorbcji wynosił około 50 proc." - podkreśla naukowiec. Wysoki poziom absorbcji energii oznacza, że siła uderzenia, którą dotkliwie odczuwają np. kopnięci w kość piszczelową piłkarze, zostaje pochłonięta przez ochraniacz. "Idea jest taka, aby bardziej bolało tego co kopie, a nie tego, który jest kopany" – mawi o wynalazku opracowanym na Politechnice Warszawskiej prof. Szafran. Co ważne, w dostępnych komercyjnie ochraniaczach piłkarskich stopień absorpcji energii znacznie spada po kolejnym uderzeniu - do wartości w zakresie 25-70 proc. w stosunku do absorpcji zarejestrowanej po pierwszym uderzeniu. Zupełnie inaczej jest w przypadku ochraniaczy opracowanych na Politechnice Warszawskiej. W nich ten stopień praktycznie się nie zmienia i w dalszym ciągu utrzymuje się na poziomie znacznie powyżej 90 proc. w stosunku do stopnia absorpcji energii po pierwszym uderzeniu. Nowe ochraniacze swoje właściwości zawdzięczają materiałowi, a dokłądniej - "cieczy zagęszczanej ścinaniem". Choć nazwa brzmi tajemniczo, idea jest dość prosta. "To materiał, który zachowuje się jak ciecz, jeśli jest wolno mieszany, albo gdy działa na niego mała siła. Jednak w wyniku gwałtownego ruchu czy siły nacisku zyskuje właściwości charakterystyczne dla ciała stałego. Tego typu ciecze są znane od dawna, ale bardzo długo tę właściwość uznawano za wadę. Każdy minus można jednak zamienić na plus" - zauważa rozmówca PAP. Aby uzyskać odpowiednie parametry takich cieczy naukowcy z Politechniki Warszawskiej wprowadzają m.in. różnego rodzaju modyfikatory i nanocząstki. W ten sposób wpływają np. na konsystencję materiału (który może przypominać rzadką śmietankę albo gęstą maź), szybkość ścinania, lepkość czy reakcję na ruch. "To czysto chemiczna robota" - komentuje prof. Szafran. "Musieliśmy też tak ukształtować ciecz, aby nie mogła spływać. Nad samą tą właściwością pracowaliśmy niemal przez rok" - mówi prof. Szafran. Na razie naukowcy przygotowali 10 par ochraniaczy, które przekazali do testowania piłkarzom m.in. z Podbeskidzia Bielska-Białej oraz Piasta Gliwice. Prof. Szafran zaznacza, że na reakcję i opinię sportowców trzeba jeszcze trochę poczekać. "Przygotowaliśmy kilka rodzajów i konstrukcji ochraniaczy, bo zmodyfikowaną ciecz można zamknąć pomiędzy warstwami materiału na kilka sposobów. Później może się okazać, że jedna osoba lepiej czuje się w jednym ochraniaczu, druga w zupełnie innym. Myślę jednak, że ten piłkarski test wiele nam wyjaśni" - mówi. W zależności od potrzeby opracowany na Politechnice Warszawskiej materiał można kształtować, nadając mu wiele różnych cech. Piłkarskie ochraniacze to zaledwie jedno z tysięcy zastosowań, bo materiał można wykorzystać np. w osłonach dla elektroniki czy robotów. Na samym początku właściwości tej cieczy inżynierowie zaczęli stosować w kamizelkach kuloodpornych. "Normalnie zawierają one kilkadziesiąt warstw, co sprawia, że stają się ciężkie i mniej elastyczne. Dzięki wprowadzeniu naszej cieczy pomiędzy warstwy tkaniny liczbę tych warstw można zmniejszyć do zaledwie kilku" - wyjaśnia prof. Szafran. Na zmodyfikowane ciecze naukowcy z Politechniki Warszawskiej mają już jedenaście zgłoszeń patentowych, w tym cztery na same piłkarskie ochraniacze. Swój wynalazek chcą objąć międzynarodową ochroną patentową, i zwiększyć skalę produkcji. "O ile wytworzenie takiej cieczy w skali laboratoryjnej nie sprawia problemów, to już testować trzeba ją w większej skali, co nastręcza trudności i wymaga nakładów finansowych. Liczymy, że pomogą nam w tym firmy, które się interesują naszymi produktami" - mówi rozmówca PAP. Już od 2012 r. nad piłkarskimi ochraniaczami zespół prof. Szafrana współpracuje z firmą Polsport z Bielska-Białej. "Optymistycznie zakładając w 2017 r. na rynku mogłoby się pojawić kilka tysięcy ochraniaczy, ale konkurencja jest ogromna" - zastrzega. « powrót do artykułu
-
Dotąd naukowcy nie znali przyczyn zespołu przewlekłego zmęczenia (ZPZ) ani skutecznych sposobów walki z tą przypadłością. Ostatnio jednak badacze z Uniwersytetu Cornella zidentyfikowali biologiczne markery w mikrobiomie jelitowym i wskaźniki zapalne we krwi. Badając próbki stolca i krew, Amerykanom udało się poprawnie stwierdzić zespół chronicznego zmęczenia u 83% pacjentów. Wg autorów publikacji z pisma Microbiome, to sposób na nieinwazyjną diagnostykę i krok w kierunku zrozumienia przyczyn choroby. Nasze badanie pokazuje, że mikrobiom jelitowy pacjentów z zespołem przewlekłego zmęczenia nie jest prawidłowy, prowadząc być może do objawów żołądkowo-jelitowych i zapalnych. Co więcej, odkrycie przez nas biologicznych nieprawidłowości dostarcza kolejnych dowodów przeciwko absurdalnej koncepcji, że zespół ten ma przyczyny psychologiczne - podkreśla Maureen Hanson. W przyszłości można by stosować tę technikę jako uzupełnienie innych nieinwazyjnych metod diagnostycznych. [...] Gdybyśmy wiedzieli, co się dzieje z mikroflorą jelitową i tymi pacjentami, może klinicyści rozważyliby zmianę diety za pomocą prebiotyków (błonnika) lub probiotyków [...] - dodaje dr Ludovic Giloteaux. W ramach studium naukowcy współpracowali z dr Susan Levine, specjalistką od ZPZ z Nowego Jorku, która zwerbowała grupę 48 pacjentów ze zdiagnozowanym zespołem i 39 zdrowych osób. Od wszystkich pobierano próbki stolca i krwi. Naukowcy przeprowadzili analizę sekwencyjną genów 16S rRNA (w ten sposób zidentyfikowali gatunki bakterii z kału). Okazało się, że u chorych różnorodność typów bakterii była znacznie obniżona; występowało też mniej gatunków o właściwościach przeciwzapalnych. Warto przypomnieć, że podobne zjawiska występują u pacjentów z chorobą Leśniowskiego-Crohna czy wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego. Jednocześnie akademicy odkryli specyficzne markery zapalenia we krwi. Giloteaux sądzi, że ma to związek z przesiąkliwym jelitem, co pozwala bakteriom przenikać do krwiobiegu i pogarszać objawy. Amerykanie odkryli np. podwyższony poziom lipopolisacharydu (LPS), białka wiążącego LPS (ang. LPS binding protein) oraz rozpuszczalnej cząstki CD14 (sCD14), biorącej udział we wrodzonej odpowiedzi immunologicznej przeciwko drobnoustrojom. Na razie nie wiadomo, czy zmieniony mikrobiom to przyczyna, czy raczej konsekwencja choroby. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, czy wirusy czy grzyby albo ich współdziałanie mogą powodować albo przyczyniać się do ZPZ. « powrót do artykułu
-
Pacyfik powraca do normy po katastrofie w Fukushimie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Pięć lat po katastrofie nuklearnej w Fukushimie poziom radioaktywności wód Pacyfiku szybko powraca do normy. Scientific Committee on Oceanic Research, w pracach którego biorą udział eksperci z całego świata przeanalizował wyniki 20 badań związanych z katastrofą. Uczeni stwierdzili, że materiał radioaktywny został przyniesiony wraz z wodą aż do USA. Jednak poziom radioaktywności szybko spada. Jeszcze w 2011 roku około połowa z ryb badanych u wybrzeży Fukishimy wykazywała niebezpieczny dla ludzi poziom promieniowała. Jednak w 2015 roku poziom ten spadł do mniej niż 1% powyżej granicy bezpieczeństwa - mówi Pere Masque, jeden z autorów artykułu opublikowanego na łamach Annual Review of Marine Science. Badania wykazały jednak, że dno morskie i port w pobliżu Fukushimy są wciąż silnie zanieczyszczone materiałami radioaktywnymi. Wielu byłych mieszkańców Fukushimy wciąż nie może wrócić do swoich domów z powodu utrzymującego się wysokiego zanieczyszczenia gleby i budynków. « powrót do artykułu -
NASA pobiła rekord długości lotu balonem naukowym na średnich szerokościach. Olbrzymie urządzenie o średnicy 114 metrów, napompowane 532 000 metrów sześciennych helu krążyło wokół Półkuli Południowej. Na jego pokładzie znajdował się teleskop działający w zakresie fal gamma. Balon pozostawał w powietrzu przez 46 dni, a wcześniejsze lądowanie zostało wymuszone obniżaniem wysokości w nocy. Wspomniany lot to bardzo ważne wydarzenie dla NASA, która pracuje nad tzw. superpressure balloons (SPB - balony z wysokim ciśnieniem). Mają być one tanią alternatywą dla satelitów. Naukowcy od wielu lat wykorzystują konwencjonalne balony (zero-pressure balloons) do lotów badawczych. Jednak takie urządzenia dobrze radzą sobie jedynie nad biegunami, gdzie ciągle oświetlane przez słońce mogą pozostawać w powietrzu całymi tygodniami. Na innych szerokościach słońce je ogrzewa, powodując wycieki helu, a w nocy balony opadają i muszą wyrzucać balast, by nie opaść zbyt nisko. Superperssure balloons korzystają z helu znajdującego się pod wysokim ciśnieniem, dzięki czemu balon nie zmienia objętości pomiędzy dniem, a nocą. Nie traci gazu, nie musi wyrzucać balastu. NASA od lat pracuje nad tego typu balonami i do niedawna rekord lotu takiego urządzenia wynosił 32 dni. Półtora miesiąca temu, 17 maja, z Wanaka w Nowej Zelandii wystartował najnowszy SPB NASA. Miał latać przez 100 dni, jednak okazało się, że zachowuje się jak zero-pressure balloon. W ciągu nocy z wysokości przelotowej wynoszącej 32 kilometry urządzenie opadało nawet do 22 km. Ponadto, zamiast krążyć nad Oceanem Południowym balon poleciał nad Południowy Pacyfik, wyrywając się spod wpływu zimowego cyklonu okrążającego Antarktykę. W końcu NASA zdecydowała się na sprowadzenie balonu na Ziemię. Urządzenie wylądowało w Peru, 32 kilometry na północ od miasta Camana. Obecnie agencja pracuje nad zabraniem balonu z górzystego terenu. « powrót do artykułu
-
Przeglądarki Microsoftu tracą użytkowników w rekordowym tempie. W czerwcu rynkowe udziały Internet Explorera i Edge'a wynosiły 36,7%. Jak informuje firma Net Applications w ciągu zaledwie miesiąca udziały przeglądarek z Redmond zmniejszyły się o 1,9 punktu procentowego, a czerwiec był 18. z kolei miesiącem, w którym liczba ich użytkowników spadała. W ciągu ostatniego roku obie przeglądarki straciły aż 17,3 punktu procentowego udziałów rynkowych, czyli niemal 33% stanu posiadania. Głównym rywalem przeglądarek z Redmond jest Chrome, który w ubiegłym miesiącu zyskał 3 punkty procentowe i w czerwcu jego udziały sięgnęły 48,7% rynku. Tam gdzie traci Microsoft, zyskuje Google. Wzrosty udziałów Chrome'a są równie imponujące, co straty IE i Edge'a. W ciągu 12 miesięcy przeglądarka Google'a dwukrotnie zwiększyła swój stan posiadania. W ciągu ostatnich 12 miesięcy z używania IE zrezygnowało niemal 300 milionów osób, z czego 2/3 tylko w bieżącym roku. Zjawisko to nie dziwi specjalistów. W sierpniu 2014 roku Microsoft poinformował użytkowników, że do stycznia 2016 będą musieli zaktualizować Internet Explorera do wersji 9 lub 10. Tylko bowiem te wersje będą wspierane. O ile z punktu widzenia Microsoftu miało to sens, gdyż znacznie zmniejszało liczbę wspieranych wersji przeglądarki, to spowodowało lawinę, której Microsoft nie przewidział. Olbrzymia część użytkowników przemyślała wybór przeglądarki i zainstalowała produkt konkurencji. « powrót do artykułu
-
Spożycie masła słabo koreluje z całkowitą śmiertelnością, nie wiąże się z chorobami sercowo-naczyniowymi i działa lekko zabezpieczająco w przypadku cukrzycy (korelacja jest ujemna) - dowodzi nowa metaanaliza naukowców z Tufts University. Amerykanie dokonali systematycznego przeglądu medycznych baz danych i wytypowali 9 nadających się do analizy studiów. Obejmowały one 15 kohort (636.151 osób i 6,5 mln osobolat śledzenia ich losów). W sumie w okresie objętym badaniami odnotowano 28.271 zgonów, 9.783 przypadki choroby sercowo-naczyniowej i 23.954 przypadki cukrzycy typu 2. Za standardową porcję uznano 14 g masła dziennie, co odpowiada circa jednej łyżeczce. Średnie spożycie masła w poszczególnych badaniach wynosiło od 1/3 do 3,2 porcji dziennie. Wg autorów publikacji z pisma PLoS ONE, wszystkie one przeważnie nie korelowały w ogóle lub korelowały słabo z całkowitą śmiertelnością, chorobami sercowo-naczyniowymi i cukrzycą. Mimo że u osób, które jedzą więcej masła, dieta i tryb życia są generalnie gorsze, wydawało się to dość neutralne. To sugeruje, że masło jest produktem pośrednim: zdrowszym niż cukier czy skrobia, a więc biały chleb czy ziemianki, które zwykle się nim smaruje, i gorszym od wielu bogatych w zdrowe tłuszcze margaryn i olejów, np. sojowego, rzepakowego, lnianego czy oliwy extra virgin - podkreśla dr Dariush Mozaffarian. Generalnie nasze wyniki sugerują, że masło nie powinno być ani demonizowane, ani postrzegane jako droga do dobrego zdrowia. Potrzeba kolejnych badań, by lepiej zrozumieć zaobserwowany potencjał zmniejszania ryzyka cukrzycy (sugerowały go także inne wcześniejsze studia tłuszczów z nabiału). Związek może być realny albo spowodowany innymi czynnikami towarzyszącymi spożywaniu masła - nasze badanie nie udowodniło związku przyczynowo-skutkowego. « powrót do artykułu
-
Oporna skrobia pomaga ludziom z zespołem metabolicznym
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Uzupełnienie diety osób z zespołem metabolicznym o skrobię oporną na strawienie korzystnie zmienia mikrobiom, pozwalając obniżyć poziom złego cholesterolu i związany z otyłością stan zapalny. Zespół z Uniwersytetu Stanowego Dakoty Południowej jako pierwszy oceniał prebiotyczny wpływ skrobi opornej RS4 (nieulegającej strawieniu modyfikowanej chemicznie skrobi pszennej) na pacjentów z zespołem metabolicznym. Jak wyjaśnia prof. Moul Dey, RS4 nie ulega strawieniu w górnej części układu pokarmowego i jest fermentowana przez bakterie z jelita grubego. Wskutek tego powstają krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, które mają wpływ na ludzkie zdrowie. W ludzkim organizmie występuje więcej komórek bakteryjnych niż naszych własnych, dlatego to, co jemy, służy i nam, i bakteriom. To, jak je karmimy, przyczynia się do tego, jak one dbają o nasze zdrowie. To tu mogą się przydać RS4. Studium skupiło się na 12 kobietach i 8 mężczyznach z zespołem metabolicznym z 2 kolonii huterytów ze wschodniej Dakoty Południowej. U ludzi tych występowała otyłość brzuszna oraz 2 z 4 wymienionych przypadłości: nadciśnienie, cukrzyca, wysoki poziom trójglicerydów bądź niskie stężenie dobrego cholesterolu. Dwanaście osób zażywało leki na jedną lub więcej z tych chorób. Do mąki grupy interwencyjnej dodano skrobię RS4. Wszystkie posiłki są w społecznościach huterytów przygotowywane od postaw, a w każdym posiłku znajdują się 1 bądź 2 produkty mączne. Zdrowa dieta i tryb życia mogą zmniejszyć ryzyko związane z zespołem metabolicznym, ale zmiana podtrzymywanych całe życie zwyczajów i długoterminowe stosowanie się do zaleceń dietetycznych są trudne. W takich przypadkach przydają się tajemnicze składniki takie jak RS4. Tak czy siak, kluczowe pozostaje podejmowanie zdrowych życiowych wyborów. Eksperyment składał się z dwóch 12-tygodniowych sesji, oddzielonych 2-tygodniową przerwą. Dzięki temu naukowcy mogli zamienić grupy interwencyjną i kontrolną. Od ochotników pobierano próbki krwi i stolca. Wykonywano też badanie składu ciała metodą DEXA (absorcjometrię promieniowania rentgenowskiego o podwójnej energii; DEXA od ang. Dual Energy X-Ray Absorptiometry). Amerykanie zauważyli, że wykorzystanie opornej skrobi obniżało poziom wszystkich cholesteroli. Mimo że wyjściowy poziom cholesterolu badanych nie był wysoki, po części z powodu zażywania leków, po interwencji średni całkowity cholesterol i tak znacząco się obniżał. Dodatkowo autorzy publikacji z pisma Scientific Reports zauważyli niewielki spadek średniego obwodu talii i zawartości tłuszczu w organizmie. Analiza DNA z próbek stolca wykazała zmianę struktury mikroflory jelitowej. Zasadniczo spożywanie RS4 poprawiło równowagę bakterii, co korelowało z poprawą wskaźników zdrowia metabolicznego i zwiększonym poziomem krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych. « powrót do artykułu -
Groszki przejawiają zdolność do hazardu (wrażliwość na ryzyko). To pierwsze rośliny, u których ją odkryto. W ramach eksperymentów brytyjsko-izraelski zespół hodował groszki z korzeniami rozdzielonymi na dwie doniczki. Przez to rośliny musiały zdecydować, który z pojemników uznać za priorytetowy. We wstępnym eksperymencie naukowcy wykazali, że rośliny wypuszczają więcej korzeni w doniczkach z większym stężeniem składników odżywczych - to przystosowawcza reakcja, podobna do zachowania zwierząt, które koncentrują żerowanie na obszarach z większą ilością jedzenia. W serii kolejnych eksperymentów korzenie groszków rozdzielano na 2 doniczki z takim samym średnim poziomem składników odżywczych, przy czym w jednej z nich ich stężenie było stałe, a w drugiej ich poziom się wahał. Bazując na analizie, jak reagują ludzie czy inne zwierzęta, akademicy przewidywali, że rośliny mogą woleć zmienną doniczkę (być podatne na ryzyko) przy niskim średnim poziomie składników odżywczych i stałą doniczkę (wykazywać awersję do ryzyka) przy wysokim średnim poziomie składników odżywczych. Kiedy bowiem średnie stężenie składników odżywczych nie może zaspokoić potrzeb rośliny, zmienna opcja pozwala przynajmniej liczyć na łut szczęścia czy dobrą passę. Z drugiej zaś strony, kiedy przeciętne warunki są dobre, sensownie jest trzymać się bezpiecznej opcji. Okazało się, że tak właśnie zachowywały się rośliny. Groszki były podatne na ryzyko, to znaczy wypuszczały więcej korzeni w nieprzewidywalnej donice, gdy średnie stężenie składników w obu doniczkach wynosiło poniżej 0,01 g/l. Awersję do ryzyka wykazywały zaś, gdy średnie stężenie składników odżywczych wynosiło 0,15 g/l lub więcej. Zgodnie z naszą wiedzą, to pierwsza demonstracja przystosowawczej reakcji na ryzyko u organizmów pozbawionych układu nerwowego. Nie twierdzimy, że rośliny są inteligentne w sensie zarezerwowanym dla ludzi i innych zwierząt, ale postulujemy raczej, że [ich] złożone interesujące zachowania bazują na procesach wyewoluowanych, by skuteczniej wykorzystywać naturalne szanse - wyjaśnia prof. Alex Kacelnik z Wydziału Zoologii Uniwersytetu Oksfordzkiego. Nie mamy na razie pojęcia, jak rośliny wyczuwają funkcję wariancji ani nawet, czy ich fizjologia jest specjalnie przystosowana do reagowania na ryzyko, ale uzyskane wyniki skłaniają nas, by nawet groszki postrzegać jak dynamicznych strategów i by modelować ich procesy decyzyjne jak w przypadków modelowania inteligentnych czynników. Jak większość ludzi [...] uznawałem rośliny za biernych odbiorców zdarzeń. Przeprowadzone przez nas eksperymenty pokazują, jak błędny to pogląd: organizmy żywe są przez dobór naturalny zaprogramowane, by wykorzystywać szanse, a to często oznacza dużą dozę elastyczności - podsumowuje Efrat Dener, student z Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer Szewie. « powrót do artykułu
-
Amerykańska Narodowa Administracja Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (NHTSA) prowadzi śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku, jakiemu podczas jazdy na autopilocie uległ kierowca tesli Model S. Do wypadku doszło 7 maja na Florydzie, a ofiarą był 40-letni Joshua Brown. Podczas pogodnego dnia na suchej drodze prowadzona przez autopilota tesla zderzyła się z ciężarówką. Obecnie wiadomo, że samochód ciężarowy, znajdujący się przed pojazdem Browna, skręcał w lewo na skrzyżowaniu. Przedstawiciele Tesli oświadczyli,że ani Autopilot ani kierowca nie zauważyli białej przyczepy ciężarówki na tle jasno oświetlonego nieba, hamulce nie zostały więc użyte. Tesla Model S wyposażona jest w funkcję Autopilot, która pozwala samochodowi na samodzielną jazdę. Tesla podkreśla, że kierowca musi świadomie włączyć Autopilota. Jest wówczas informowany, że podczas jazdy na autopilocie powinien trzymać dłonie na kierownicy oraz musi kontrolować samochód. NHTSA oświadczyła, że na razie prowadzi wstępne śledztwo dotyczące projektu i zachowania się autopilota Tesli. Jeśli śledztwo wykazałoby uchybienia w projekcie lub pracy tego mechanizmu agencja będzie mogła nakazać producentowi poprawienie go we wszystkich sprzedanych dotychczas samochodach. W policyjnym raporcie na temat wypadku Browna czytamy, że jego samochód wjechał pod przyczepę ciężarówki skręcającej w lewo, przejechał pod nią, zjechał z drogi, przebił się przez płot, przejechał pole, kolejny płot i zatrzymał się na słupie znajdującym się około 50 metrów od drogi. Autopilot Tesli jest z jednej strony chwalony przez wielu kierowców, jednak inni go krytykują, gdyż technologia nie jest jeszcze w pełni rozwinięta. Liczni posiadacze tego mechanizmu nie stosują się do zaleceń Tesli i nie trzymają dłoni na kierownicy, sądząc, że samochód sam poradzi sobie na drodze. Na miesiąc przed wypadkiem, w którym stracił życie, Brown umieścił w serwisie YouTube wideo, w którym pokazuje, jak autopilot w jego tesli uniknął zderzenia z ciężarówką. « powrót do artykułu
-
Sąd w Kalifornii nakazał Oracle'owi zapłacenie 3 miliardów dolarów odszkodowania firmie Hewlett-Packard Enterprise Co. Sprawa dotyczy serwerów Itanium. Oracle ma zamiar odwołać się od wyroku. W 2011 roku Oracle zaprzestało produkcji oprogramowania dla serwerów HP z układami Itanium. Koncern stwierdził, że przyczyną podjęcia takiej decyzji jest fakt, iż Intel dał wyraźnie do zrozumienia, iż będzie rezygnował z produkcji układów Itanium i skupi się na procesorach x86. HP uważa jednak, że zawarta z Oracle'em umowa przewiduje wsparcie dla serwerów z procesorami Itanium. Bez oprogramowania Oracle'a produkcja serwerów przez HP traci sens. Pierwsza część rozprawy odbyła się w 2012 roku. Wówczas to sąd w Santa Clara stwierdził, że rzeczywiście Oracle i HP zawarły odpowiednią umową. Teraz sąd zdecydował o wysokości odszkodowania. Główny prawnik Oracle'a, Dorian Daley przypomniała, że od czasu poprzedniego wyroku jej firma dostarcza oprogramowanie dla serwerów Itanium. Teraz, skoro oba procesy się zakończyły, złożymy apelację zarówno od obecnego wyroku, jak i od poprzedniego - zapowiada Daley. « powrót do artykułu
-
Przed rokiem dwie osoby, które nie dostały pracy w Google'u złożyły do sądu pozew twierdząc, że przyczyną odrzucenia ich aplikacji był wiek. Obie ukończyły 40 lat. Teraz sąd federalny w San Jose ma zdecydować, czy do pozwu mogą dołączyć się kolejne osoby. W ostatnią środę złożono w niosek o dołączenie do pozwu wszystkich osób, które pomiędzy 13 sierpnia 2010 a chwilą obecną, mając lat 40 lub więcej, były w amerykańskim oddziale Google'a na rozmowę o pracę na stanowisko inżyniera oprogramowania, inżyniera witryny lub inżyniera systemów i nie zostały zatrudnione. Jeśli sąd wyrazi zgodę, do pozwu może dołączyć olbrzymia liczba osób. Podobno każdego roku Google otrzymuje 2 miliony podań o pracę. Nie wiadomo, w ilu przypadkach dochodzi do rozmowy z kandydatem. W wypadku korzystnej dla pozywających decyzji sądu, Google będzie musiał dostarczyć dane kontaktowe wszystkich osób, które starały się o pracę na wymienionych stanowiskach, miały w chwili rozmowy rekrutacyjnej co najmniej 40 lat i nie zostały zatrudnione. Z osobami takimi zostanie nawiązany kontakt i zostanie im złożona propozycja dołączenia do sporu. Jedną z dwóch osób, które pozwały Google'a, jest Cheryl Fillekes. To programistka, doktor geofizyki z University of Chicago pracująca na Uniwersytecie Harvarda. Czterokrotnie była zapraszana przez Google'a na rozmowę o pracę i za każdym razem odrzucano ją. Powodzi twierdzą, że Google dyskryminuje ludzi ze względu na wiek. Powołują się przy tym na dane z serwisu Payscale, z których wynika, że mediana wieku pracowników Google'a wynosi 29 lat. Tymczasem mediana wieku programisty w USA to 43 lata. Proces rozpocznie się w maju przyszłego roku. « powrót do artykułu
-
Z wstępnych badań przeprowadzonych przez naukowców z Salk Institute wynika, że tetrahydrokannabinol (THC) i inne składniki marihuany pomagają komórkom w usuwaniu beta amyloidu, białka odpowiedzialnego za rozwój choroby Alzheimera. Badania były prowadzone na wyhodowanych w laboratorium neuronach. Chociaż już z wcześniejszych badań wiedzieliśmy, że tetrahydrokannabinole mogą chronić neurony przed objawami alzheimera, nasze badania się pierwszymi, które pokazują, że kannabinoidy wpływają zarówno na procesy zapalne jak i akumulację beta amyloidu w komórkach nerwowych - mówi profesor David Schubert. Podczas swoich badań uczeni zajęli się komórkami nerwowymi, które zmanipulowali taki sposób, by produkowały duże ilości beta amyloidu. Zauważyli, że jego wysokie stężenie wiązało się z pojawieniem się stanu zapalnego i zwiększoną umieralnością neuronów. Gdy neurony zostały wystawione na działanie THC poziom beta amyloidu spadał i znikał stan zapalny. Stan zapalny w mózgu to ważna przyczyna uszkodzeń związanych z chorobą Alzheimera, dotychczas jednak uważano, że jest on powodowany przez komórki odpornościowe, a nie same neurony. Teraz, gdy zidentyfikowaliśmy mechanizm molekularny stanu zapalnego w odpowiedzi na beta amyloid, stało się jasne, że związki podobne do THC, które komórki same produkują, mogą chronić je przed śmiercią -stwierdził doktor Antonio Currais z laboratorium profesora Schuberta. Komórki mózgu posiadają receptory, które mogą być aktywowane przez endokannabinoidy. To molekuły wykorzystywane do przesyłania informacji w mózgu. Właśnie obecność tych receptorów powoduje, że podczas zażywania THC i podobnych składników marihuany pojawiają się efekty psychoaktywne. Wiadomo też, że aktywność fizyczna prowadzi do produkcji endokannabinoidów, a wcześniejsze badania niejednokrotnie wykazały, iż spowalnia ona postępy choroby Alzheimera. « powrót do artykułu
-
Wszechkierunkowe koła do wszystkiego, co się na kołach porusza
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Londyński wynalazca William Liddiard stworzył koła, które pozwalają samochodom osobowym przemieszczać się w dowolnym kierunku. W odróżnieniu od innych wszechkierunkowych kół, moje nie wymagają, by samochód był do nich przystosowany [odpowiednio skonstruowany już w fabryce]. To pierwsze na świecie rozwiązanie do zamontowania we wszystkim, co [po prostu] ma koła. Liddiard podkreśla, że jego koła są bardziej wytrzymałe, szybsze i precyzyjniej kontrolowane niż wcześniejsze tego typu propozycje. [Poza tym] mogą mieć te same cechy, np. bieżnikowanie, co zwykłe opony. Projekt znajduje się na wczesnej fazie realizacji: prototypy Liddiard Wheels są dowodem na to, że koncepcję Brytyjczyka da się w ogóle wcielić w życie. Teraz wynalazca liczy na moc mediów społecznościowych, które pozwolą mu rozpropagować pomysł i ostatecznie znaleźć firmę skłonną do pomocy przy produkcji/komercjalizacji. « powrót do artykułu -
Zanieczyszczenie światłem przyspiesza wiosnę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Wg biologów z Uniwersytetu w Exeter, zanieczyszczenie nocnym światłem powoduje, że wiosna przychodzi w Wielkiej Brytanii co najmniej tydzień wcześniej. Nowe badanie przeprowadzili biolodzy z kampusu w Penryn w Kornwalii. Jako pierwsi przyglądali się związkom między ilością sztucznego światła nocą i datą wiosennego pędzenia (rozwoju) pąków leśnych drzew. Doktorant Robin Somers-Yeates współpracował z niezależnymi konsultantami środowiskowymi ze Spalding Associates. W studium wykorzystano dane zebrane przez naukowców amatorów z Wielkiej Brytanii (Woodland Trust poprosił ich, by w ramach projektu Kalendarz Natury spisywali czas, kiedy po raz pierwszy dostrzegli listki dębów, jesionów, jaworów i buków). Akademicy przeanalizował je w zestawieniu ze zdjęciami satelitarnymi sztucznego oświetlenia. Okazało się, że w jaśniejszych rejonach pączki pękały nawet 7,5 dnia wcześniej, a skutki były bardziej widoczne u drzew pączkujących później. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B uważają, że wcześniejszy rozwój pączków wywołuje efekt kaskadowy u organizmów, których cykl życiowy jest zsynchronizowany z drzewami. Obecnie czas wylęgu gąsienic pozwala na optymalne żerowanie na świeżych pączkach. Ptaki wykluwają się zaś wtedy, kiedy jest najwięcej gąsienic. Jeśli synchronizacja zostanie zaburzona przez wczesne pączkowanie, dzika przyroda na pewno ucierpi - twierdzi prof. Richard Ffrench-Constant. Pewnym plusem jest to, że odkryliśmy, że za opisane zjawisko odpowiada zwłaszcza światło czerwone. Mamy więc okazję, by stworzyć przyjaźniejsze dla natury inteligentne oświetlenie. Jak podkreśla Adrian Spalding ze Spalding Associates, ustalenia stanowią ważną informację dla władz miejskich, którym ostatnio dano uprawnienia do decydowania o czasie włączenia i wyłączenia oświetlenia ulic. « powrót do artykułu -
Google wykupił z góry całą 12-letnią produkcję prądu od budowanej właśnie norweskiej farmy wiatrowej. Koncern chce, by jego europejskie centra bazodanowe były zasilane energią odnawialną. Firmy Zephyr i Norsk Vind Energi informują, że 160-megawatowa morska farma Tellenes będzie pracowała na pełnych obrotach od końca 2017 roku. Będzie wówczas najpotężniejszą tego typu instalacją w Norwegii. Marc Oman z Google'a mówi, że jego koncern chce być w 100 procentach zasilane energią odnawialną. "Dzisiejsza umowa, pierwsza przewidująca wykorzystywanie norweskiej energii wiatrowj i największa w Europie to ważny krok w kierunku osiągnięcia założonego celu" - dodał Oman. Budowa farmy jest finansowana przez BlackRock, największą na świecie firmę zarządzającą aktywami. « powrót do artykułu
-
Stymulacja mózgu prądem częściowo odtwarza wzrok u pacjentów z jaskrą i uszkodzeniem nerwu wzrokowego. Utratę wzroku wskutek uszkodzenia nerwu wzrokowego w przebiegu jaskry uznawano dotąd za nieodwracalną, jednak prowadzony w paru ośrodkach test kliniczny z losowaniem do grup pokazał, że po 10 dniach przezoczodołowej stymulacji zmiennoprądowej (ang. transorbital alternating current stimulation, ACS) u częściowo niewidomych pacjentów następowała znacząca poprawa wzroku. Odnotowywano także poprawę orientacji czy mobilności. ACS to bezpieczny i skuteczny sposób częściowego przywracania wzroku po uszkodzeniu nerwu wzrokowego, prawdopodobnie dzięki modulowaniu plastyczności mózgu i resynchronizacji sieci mózgowych [...] - wyjaśnia dr Bernhard A. Sabel z Instytutu Psychologii Medycznej Uniwersytetu Ottona von Guerickego w Magdeburgu. Osiemdziesięciu dwóch pacjentów wzięło udział w kontrolowanym placebo badaniu z podwójnie ślepą próbą. Prowadzono je w 3 ośrodkach - Uniwersytecie w Getyndze, Charité Berlin oraz Uniwersytecie w Magdeburgu. U 33 osób zdiagnozowano deficyty widzenia spowodowane jaskrą, a u 32 przednią niedokrwienną neuropatię nerwu wzrokowego lub dziedziczną neuropatię nerwu wzrokowego Lebera. U 8 atrofia nerwu wzrokowego była spowodowana więcej niż jedną przyczyną. Po losowaniu do grup na przestrzeni 2 tygodni 45 pacjentów przeszło dziesięć sesji ACS (do 50 min dziennie), a u 37 zastosowano placebo. Naukowcy ujawniają, że jedyną różnicą między grupami była większa liczba mężczyzn w grupie poddawanej prawdziwemu ACS. Elektrody umieszczano na skórze blisko oczu. Wzrok badano przed i dwie doby po terapii, a także 2 miesiące po zakończeniu eksperymentu. Okazało się, że osoby poddawane ACS wykazywały znacznie większą poprawę postrzegania obiektów w całym polu widzenia. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE podkreślają, że w grupie eksperymentalnej odnotowano 24% poprawę, a w grupie placebo jedynie 2,5%. Wg nich, można to wyjaśnić znaczącą poprawą w uszkodzonym fragmencie pola widzenia 59% przedstawicieli grupy ACS i 34% członków grupy placebo. Dalsze analizy zademonstrowały też poprawę na krawędziach pola widzenia grupy ACS. Korzystne skutki stymulacji utrzymywały się 2 miesiące później; grupa eksperymentalna wykazywała 25% poprawę. Niemcy podkreślają, że podczas ACS zachowywano standardy bezpieczeństwa. Ochotnicy nie skarżyli się na dyskomfort. W rzadkich przypadkach zgłaszano tylko przejściowe łagodne bóle i zawroty głowy. Naukowcy przypominają, że choć utrata wzroku prowadzi do desynchronizacji dynamicznych sieci mózgowych, można je ponownie zsynchronizować dzięki ACS (rytmiczne wyładowania komórek zwojowych siatkówki wzmacniają resztkowe widzenie). Dr Sabel dodaje, że konieczne są dalsze badania, by ustalić dokładny mechanizm zachodzących zjawisk. « powrót do artykułu