Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wirusowe zapalenie wątroby stało się wiodącą przyczyną zgonu i niepełnosprawności w skali świata. Rocznie zabija tyle ludzi, co gruźlica, malaria czy HIV/AIDS. Większość zgonów (96%) powodują wirusowe zapalenia wątroby typu B i C, które powodują włóknienie i raka wątroby. Autorzy publikacji z pisma The Lancet ustalili, że w ciągu 23 lat liczba zgonów z powodu wirusowego zapalenia wątroby wzrosła aż o 63%. Naukowcy z Imperial College London i Uniwersytetu Waszyngtonu podkreślają, że kiedyś liczba zgonów była większa w krajach z wysokim i średnim dochodem, jednak obecnie obciążenie chorobą jest podobne w krajach z niższym i wyższym statusem ekonomicznym. To jak dotąd najbardziej zaawansowana analiza globalnego obciążenia wirusowym zapaleniem wątroby. Ujawnia uderzające dane: liczba ofiar śmiertelnych wynosi dziś 1,45 mln. Podczas gdy liczba zgonów z powodu innych chorób zakaźnych - takich jak gruźlica czy malaria - spadła od 1990 r., w przypadku wirusowego zapalenia wątroby wzrosła - opowiada dr Graham Cook. Mimo że istnieją skuteczne metody terapii i szczepionki, mało pieniędzy inwestuje się w dostarczenie ich do pacjentów, zwłaszcza w porównaniu do malarii, HIV/AIDS i gruźlicy. Mamy zaakceptowany w maju przez World Health Assembly globalny plan działania, teraz musimy go [tylko] wdrożyć. Naukowcy analizowali dane zgromadzone w ramach studium Global Burden of Disease. Pod uwagę wzięto globalną liczbę zgonów z powodu wirusowych zapaleń typu A, B, C i E (wirus zapalenia wątroby typu D może się namnażać tylko w organizmach zakażonych wirusem zapalenia wątroby typy B). Okazało się, że liczba zgonów z powodu ostrego zakażenia, marskości i chorób wątroby związanych z WZW wzrosła o 63%: z 890 tys. w roku 1990 do 1,45 mln w roku 2013. Dla porównania, w roku 2013 z powodu AIDS na świecie zmarło 1,3 mln osób, z powodu gruźlicy 1,4, a przez malarię 855 tys. Większość zgonów z powodu WZW odnotowano w Azji Wschodniej. Gros zgonów na świecie powodują WZW B i C. Dr Cook przypomina, że oba szczepy oznaczają długotrwałe zakażenia i niewiele bezpośrednich objawów. Przez to choroba rozwija się niezauważenie aż do wystąpienia poważnego uszkodzenia wątroby czy raka. Poza zgonami związanymi z zapaleniem wątroby naukowcy szacowali liczbę utraconych lat życia; od najdłuższej możliwej długości życia dla osoby w tym wieku odejmowano wiek w momencie zgonu. Okazało się, że w 2013 r. liczba utraconych lat życia (YLL - z ang. years of life lost) przekraczała 41 mln, a ludzie żyli z niepełnosprawnością związaną z WZW przez ponad 870 tys. lat. « powrót do artykułu
  2. Ryby jaskiniowe ze sporadycznym dostępem do pokarmu wykazują objawy podobne do cukrzycy, jednak nie wydają się mieć jakichkolwiek problemów ze zdrowiem. Odkrycie genetycznych podstaw przystosowania do ekstremalnego środowiska może doprowadzić do rozwoju nowych metod leczenia cukrzycy i innych chorób. Odkryliśmy, że zawartość tłuszczu w ciele ryb jaskiniowych jest bardzo duża. Poza tym są one bardzo odporne na głód i wykazują objawy przypominające [dwie] ludzkie choroby: cukrzycę i niealkoholową stłuszczeniową chorobę wątroby. Tym niemniej ryby pozostają zdrowe i nie mają oczywistych problemów zdrowotnych [...]. Opisanie mechanizmów molekularnych bądź genetycznych, które leżą u podłoża tych przystosowań, może dać nowy wgląd w ludzkie choroby - podkreśla dr Nicolas Rohner z Instytutu Badań Medycznych Stowersa. Jego zespół bada lustrzenie meksykańskie (Astyanax mexicanus). Gatunek ten wytworzył ślepe formy jaskiniowe, zwane m.in. ślepczykami jaskiniowymi. Formy żyjące w całkowitych ciemnościach utraciły oczy i pigmentację. Rohner i inni skupiają się na zmianach w metabolizmie ryb, które pozwalają przeżyć bardzo długie okresy bez jedzenia. Naukowcy sądzą, że zdarzające się raz do roku zalanie przynosi do jaskini pokarm. Wtedy ślepczyki bardzo dużo jedzą i zwiększają swoje otłuszczenie. Później, do następnego posiłku, korzystają z zapasów tłuszczu. Ostatnio naukowcy odkryli, że w wątrobie tych ryb jest dużo tłuszczu, co bardzo przypomina niealkoholową stłuszczeniową chorobę wątroby (NAFLD). O ile jednak u ludzi NAFLD prowadzi do bliznowacenia, stanu zapalnego, obumierania hepatocytów i niewydolności wątroby, o tyle u ślepczyków powikłania te nie występują. Okazało się również, że po posiłku poziom cukru jest u ryb bardzo wysoki, a gdy pokarmu brak - bardzo niski. Wahania stężenia glukozy przypominają z kolei zmiany typowe dla nieleczonej cukrzycy typu 2. Ponownie jednak dla ślepczyków nie stanowi to żadnego problemu. Sądzimy, że [...] ślepczyki stają się insulinooporne, by zwiększyć otłuszczenie, zaś większe otłuszczenie pozwala im przetrwać głód w okresach braku pożywienia. Biolodzy zidentyfikowali mutację genetyczną, która odpowiada za insulinooporność. To nie regulacyjny bądź sezonowy mechanizm jak u hibernujących zwierząt. Ślepczyk jest insulinooporny stale, co dodatkowo wzmacnia argument, że to strategia wykorzystywana do zwiększenia zawartości tłuszczu w organizmie. Ryba musiała też wykształcić mechanizmy kompensacyjne, które pozwalają zachować zdrowie mimo dużego otłuszczenia. Nasze podejście, zwane fizjologią porównawczą albo medycyną ewolucyjną, bazuje na tym, że wiele organizmów przystosowało się do bardzo specyficznych środowisk. Rohner przypomina, że minie jeszcze dużo czasu, nim ustalenia jego zespołu przełożą się jakoś na rozwiązania dla pacjentów. Możemy jednak zasugerować pewne geny i szlaki wykorzystywane przez ślepczyki do zachowania zdrowia. To unikatowa strategia wypracowana przez ewolucję [...]. « powrót do artykułu
  3. Microsoft opublikował 10 biuletynów bezpieczeństwa dla Edge'a, Internet Explorera, Windows, MS Office oraz Secure Boot. W sumie poprawiono 49 błędów, w tym 2 dziury typu zero-day. Poprawki dla Internet Explorera - a było ich 15 - oraz Edge'a - 13 - zostały ocenione jako krytyczne. Dziury pozwalały na zaatakowanie komputera bez działań ze strony użytkownika. Wystarczyło, by ten odwiedził złośliwą witrynę lub obejrzał spreparowaną reklamę. Niektóre z dziur umożliwiały przejęcie pełnej kontroli nad komputerem, jeśli jego użytkownik był w chwili ataku zalogowany jako administrator. Dla MS Office'a opublikowano 7 luk. Część z nich pozwalała napastnikowi na zdalne wykonanie kodu, jeśli użytkownik otworzył złośliwy plik. Dokument taki mógł zostać dostarczony jako załącznik w e-mailu lub jako plik dostępny na stronie. Z kolei w mechanizmie Secure Boot załatano dziurę typu zero-day. Błąd znaleziono w BIOS-ie. Obecny tam mechanizm powinien ładować podczas startu komputera jedynie certyfikowane oprogramowanie. Błąd powodował, żę organiczenie to można było obejść. Do przeprowadzenia ataku konieczne jednak było posiadanie przez napastnika uprawnień administratora lub fizyczny dostęp do maszyny. Kolejna dziura zero-day występowała w systemie Windows i pozwalała ona na kradzież informacji dotyczących procesów uruchomionych na komputerze. « powrót do artykułu
  4. Microsoft, Google i Amazon mocno inwestują w chmury obliczeniowe i mają zamiar otwierać nowe centra bazodanowe w drugiej połowie 2016 roku. Szczególnie agresywnie działa na tym rynku Microsoft, który w najbliższej przyszłości otworzy 8 nowych centrów, zwiększając tym samym do 32 liczbę centrów bazodanowych chmury Azure. W drugiej połowie 2015 roku i pierwszej połowie roku bieżącego giganci zmniejszyli swoje inwestycje w chmury, teraz jednak szybko je zwiększają. Od pewnego czasu szczególnie aktywnym graczem na rynku chmur jest Microsoft. Początkowo nie promował on swojej chmury równie intensywnie, co konkurencja. Teraz jednak firma posiada 24 centra bazodanowe i już ogłosiła, że trzy kolejne powstaną we Frankfurcie, Magdeburgu i Seulu. W dalszej perspektywie Microsoft otworzy też nowe centra na wschodzie i zachodzie USA, południu i zachodzie Wielkiej Brytanii oraz na południu Korei Południowej. Koncern nie poinformował jeszcze, jakie miasta wybrał na te inwestycje. Z kolei Google skupia się na wzmocnieniu swojej pozycji na rynku użytkownika indywidualnego, wykorzystując do tego celu Chrome'a. Rozbudowuje też swój dział sprzedaży detalicznej. Odnośnie zaś oferty dla biznesu koncern ma zamiar rozbudować 12 swoich centrów bazodanowych, w tym te w Oregonie i Tokio. « powrót do artykułu
  5. Tesla poinformowała o kolejnym wypadku swojego samochodu, do którego doszło, gdy włączony był autopilot. Firma podkreśla jednak, że mechanizm ten był niewłaściwie używany. Wypadek, podczas którego samochód wjechał w drewniany płot przy drodze, miał miejsce w pobliżu miejscowości Cardwell w stanie Montana. Pojazd jechał dwupasmową drogą w górach. Było wkrótce po północy. Z zarejestrowanych danych wynika, że kierowca nie trzymał rąk na kierownicy, gdyż przez ponad dwie minuty od włączenia Autopilota nie wykryto żadnej siły przyłożonej do kierownicy. System potrafi zaś wykryć bardzo niewielką siłę, odpowiadającą jednej dłoni spoczywającej na kierownicy - powiedziała w wywiadzie dla BBC rzecznik prasowa Tesli. To zachowanie niezgodne z zasadami użytkowania, na które właściciel zgadza się uruchamiając Autopilota. Gdy warunki na drodze stawały się coraz trudniejsze, system ponownie poinformował kierowcę, że powinien położyć dłonie na kierownicy. Kierowca zignorował ostrzeżenia i chwilę później pojazd wjechał w płot na skraju drogi. Autopilot najlepiej sprawdza się na autostradach o fizycznie rozdzielonych kierunkach ruchu. Nie należy używać go podczas szybkiej jazdy drogami, gdzie kierunki ruchu nie są rozdzielone - dodała pani rzecznik. Niedawno informowaliśmy o śmiertelnym wypadku, do jakiego doszło podczas jazdy z włączonym autopilotem. « powrót do artykułu
  6. Badania na ludziach i zwierzętach sugerowały, że sztuczne słodziki zwiększają głód i sprawiają, że je się więcej. Nowe studium przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Sydney oraz Instytutu Badań Medycznych Garvana wykazało, czemu się tak dzieje. Po przewlekłej ekspozycji na dietę zawierającą sukralozę zauważyliśmy, że zwierzęta jadły więcej - opowiada prof. Greg Neely. Badając systematycznie ten efekt, odkryliśmy, że w obrębie mózgowego układu nagrody wrażenie słodkości jest integrowane z kalorycznością. Kiedy równowaga między nimi jest zaburzona przez jakiś czas, mózg się rekalibruje i zwiększa ogólną liczbę spożywanych kalorii. W ramach studium muszki owocowe wystawiano przez dłuższy czas (ponad 5 dni) na oddziaływanie diety ze sztucznym słodzikiem. Okazało się, że owady spożywały 30% więcej kalorii niż w sytuacji, gdy podawano im naturalnie słodzony pokarm. Dochodząc, czemu zwierzęta jadły więcej, mimo że miały wystarczająco dużo kalorii, stwierdziliśmy, że przewlekła konsumpcja tego sztucznego słodzika zwiększała intensywność słodyczy prawdziwego odżywczego cukru, a to zwiększało motywację do jedzenia [...]. Australijczycy wyjaśniają, że wykorzystując reakcję na dietę ze sztucznym słodzikiem, mogli sporządzić funkcjonalną mapę sieci neuronalnej, równoważącej smak z zawartością energii. Szlak, który odkryliśmy, stanowi część utrwalonej reakcji na głodzenie, która sprawia, że odżywczy pokarm smakuje lepiej, gdy jest się głodnym. Autorzy publikacji z pisma Cell Metabolism zauważyli także, że sztuczne słodziki sprzyjają nadaktywności i bezsenności oraz pogarszają jakość snu. Zjawiska/zachowania te przypominają stan lekkiego wygłodzenia. Analogiczne oddziaływania na sen opisano także w badaniach na ludziach. By sprawdzić, czy słodziki zwiększają podaż pokarmu także u ssaków, prof. Herbert Herzog z Instytutu Garvana powtórzył badania na myszach. Znów okazało się, że u gryzoni jedzących przez tydzień sukralozę następował znaczący wzrost ilości przyjmowanego pokarmu. Odpowiedzialny za to szlak neuronalny był taki sam jak u muszek. « powrót do artykułu
  7. W 2013 roku grupa naukowców doszła do wniosku, że w Amazonii występuje około 16 000 gatunków drzew. To więcej niż na pozostałym obszarze Ziemi. Teraz ten sam zespół postanowił sprawdzić swoje szacunki w oparciu o badanie próbek znajdujących się w zbiorach muzealnych. Uczeni przyjrzeli się 500 000 okazów zebranych w Amazonii latach 1707-2015. Stwierdzili, że reprezentują one 11 676 gatunków drzew. Na tej podstawie uznali, że ich szacunki mówiące o 16 000 gatunków są prawidłowe. To oznacza, że nie znamy jeszcze około 4000 najrzadszych amazońskich gatunków drzew. "Od roku 1900 każdego roku odkrywanych jest w Amazonii od 50 do 200 nowych gatunków drzew. Nasze analizy sugerują, że wszystkie drzewa Amazonii będziemy dokrywać przez kolejnych 300 lat" - mówi Nigel Pitman z Field Museum. Szczegółowa analiza była możliwa dzięki digitalizacji kolekcji. Sfotografowane okazy są udostępniane społeczności naukowej za pomocą witryn-agregatorów, takich jak np. IDigBio. Bez digitalizacji nasze badania byłyby niemożliwe. Dzięki niej bowiem w jednym miejscu znajdowały się wszystkie dane, jakich potrzebowaliśmy. Nie musieliśmy zatem podróżować do każdego muzeum na świecie. Mogliśmy przyjrzeć się wszystkim okazom ze wszystkich muzeów - cieszy się Pitman. Połączenie nowoczesnych technologii i setek lat pracy specjalistów daje świetne wyniki. Botanicy z The Field Museum zbierają i opisują rośliny Amazonii od ponad 100 lat. Mamy u nas takich specjalistów, jak Robin Foster, który od dziesięcioleci zajmują się botaniką Amazonii. Spis gatunków to w pewnym sensie ukoronowanie ich pracy - dodaje Pitman. « powrót do artykułu
  8. Pojawiająca się we wczesnym wieku średnim (po czterdziestce) niezdolność do zapamiętania szczegółów, np. położenia obiektów, wydaje się wynikiem zmiany w zakresie informacji, na których mózg skupia się w czasie tworzenia i odtwarzania wspomnień, a nie spadku funkcjonowania poznawczego. Ponieważ zmiany związane z demencją pojawiają się nawet kilkadziesiąt lat przed początkiem objawów, kluczowe jest ustalenie, jakie zmiany są w starzejącym się mózgu normalne, a jakie nie. Dr Natasha Rajah z McGill University zaznacza jednak, że większość badań skupia się na zmianach zachodzących u seniorów, niewiele więc wiadomo, co dzieje się podczas zdrowego starzenia w wieku średnim i jak się to ma do ustaleń z późniejszych okresów życia. Nasze badanie miało uzupełnić tę lukę. Podczas eksperymentu 112 zdrowym dorosłym w wieku 19-79 lat pokazywano serię twarzy. Ochotnicy mieli sobie przypomnieć, gdzie dana twarz pojawiła się na ekranie (z prawej czy z lewej strony) i kiedy. W czasie przypominania wykonywano funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Okazało się, że poprawnie wykonując zadanie, młodzi ludzie aktywowali korę wzrokową. By podjąć decyzję, naprawdę zwracali uwagę na szczegóły percepcyjne. Innymi słowy, przypominając sobie informacje, osoby w średnim wieku i starsze nie wykazywały tego samego poziomu aktywacji kory wzrokowej. Zamiast tego aktywowała się u nich przyśrodkowa kora przedczołowa, czyli część mózgu związana z introspekcją i z informacjami odnoszącymi się do ja. Mimo że badani w średnim i starszym wieku nie wypadli tak dobrze jak młodzi, to może nie być deficyt funkcjonowania mózgu per se, ale odzwierciedlenie zmian w zakresie rzeczy uznawanych za ważne. Od wieku średniego możemy się po prostu skupiać na innych aspektach wydarzenia. Rajah dodaje, że dorośli w średnim wieku i seniorzy mogą poprawić zdolność przypominania, ucząc się skupiania na informacjach zewnętrznych, a nie wewnętrznych. Być może dlatego niektóre badania pokazywały, że medytacja uważności wiąże się z lepszym starzeniem poznawczym. Obecnie Kanadyjka analizuje dane z innego studium, by ustalić, czy istnieją międzypłciowe różnice w funkcjonowaniu pamięciowym w średnim wieku. Kobiety przechodzą wtedy poważne zmiany hormonalne, dlatego zastanawiamy się, w jakim stopniu na opisywane wyniki wpływają panie w wieku pomenopauzalnym. « powrót do artykułu
  9. Przezroczyste implanty kości czaszki, które byłyby czymś w rodzaju okien na mózg, stają się coraz bliższe rzeczywistości. Dzięki takim implantom można by wdrażać minimalnie inwazyjne procedury laserowe u pacjentów z nowotworami mózgu, chorobami neurodegeneracyjnymi czy udarami. Ostatnie badania wskazują na biokompatybilność rozwijanego materiału oraz jego wytrzymałość na zakażenia bakteryjne. Multidyscyplinarnym projektem Window to the Brain kierują prof. Guillermo Aguilar z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside (UCR) oraz Santiago Camacho-López z Investigación Científica y de Educación Superior de Ensenada (CICESE). Prace zaczęły się od stworzenia przez zespół Aguilara przezroczystej wersji tlenku cyrkonu stabilizowanego tlenkiem itru (ang. yttria-stabilized zirconia, YSZ). Naukowcy mają nadzieję, że dzięki niej lekarze będą mogli w razie potrzeby wdrażać procedury laserowe, nie musząc przeprowadzać kolejnych kraniotomii. YSZ jest bardziej odporny na uderzenia od materiałów na bazie szkła opracowanych przez innych naukowców, więc to on wydaje się najlepszym kandydatem do zastosowania u ludzi. Publikacja z pisma Lasers in Surgery and Medicine pokazuje, że wykorzystanie przezroczystego YSZ pozwala lekarzom zwalczać zakażenia bakteryjne, które są główną przyczyną odrzutów implantów czaszkowych. Akademicy leczyli infekcje pałeczkami okrężnicy (Escherichia coli) za pomocą lasera. To było ważne odkrycie, bo okazało się, że połączenie naszego przezroczystego implantu i terapii laserowej nie tylko leczyło zaburzenia mózgu, ale i pozwalało zwalczyć tak częste po przeszczepach czaszkowych zakażenia bakteryjne. Infekcje te są szczególnie problematyczne, bo wiele antybiotyków nie pokonuje bariery krew-mózg - podkreśla dr Devin Binder z UCR. W ramach 2. z opublikowanych ostatnio badań (Nanomedicine: Nanotechnology, Biology and Medicine) oceniano biokompatybilność YSZ w modelu zwierzęcym. Dochodziło do integracji z tkankami gospodarza bez odpowiedzi immunologicznej. Nie zaobserwowano też innych niekorzystnych zjawisk. YSZ jest bardziej biokompatybilny niż obecnie dostępne materiały, takie jak tytan czy polimery termoplastyczne [...] - podsumowuje Aguilar. « powrót do artykułu
  10. Obecnie wszechświat się rozszerza i - jak mówi najbardziej rozpowszechniona teoria na temat jego powstania - jest to rezultat Wielkiego Wybuchu u zarania dziejów. W Physical Review Letters ukazał się artykuł, którego autorzy - doktor Steffen Gielen z Imperial College London oraz doktor Neil Turok, dyrektor Perimeter Institute for Theoretical Physics w Kanadzie - wyjaśniają teoretyczne podstawy konkurencyjnej teorii, Wielkiego Odbicia. Zgodnie z nią wszechświat cyklicznie rozszerza się i kurczy, a Wielki Wybuch to jedynie odbicie będące wynikiem skurczenia się poprzedniego wszechświata. Mimo, że teoria Wielkiego Odbicia narodziła się w 1922 roku dotychczas nikt nie wykazał, że jest ona prawdopodobna. Zrobili to dopiero Gielen i Turok. Obserwacje kosmologiczne sugerują, że na początku wszechświat wyglądał identycznie we wszystkich skalach wielkości, a to oznacza, że te same prawa fizyki obowiązywały we wszystkich skalach. Mówimy tutaj o konformalnej symetrii. W dzisiejszym wszechświecie symetria ta nie istnieje. W świecie subatomowym, gdzie rządzi mechanika kwantowa, obowiązują inne prawa niż w większych wymiarach. Bez mechaniki kwantowej nie istniałyby atomy. Krążące wokół jądra elektrony w końcu straciłyby energię i opadłyby na jądro niszcząc je. Turok i Gielen uważają, że to właśnie mechanika kwantowa pozwala na istnienie Wielkiego Odbicia. Po odbiciu następuje rozszerzanie, następnie dochodzi do Wielkiego Kolapsu. Wszechświat się kurczy. Jednak gdy osiągnie pewen graniczny wymiar pojawia się w nim konformalna symetria, w każdym rozmiarze obowiązują zasady mechaniki kwantowej i to one chronią wszechświat przed całkowitym kolapsem i zniszczeniem. Dochodzi do Wielkiego Odbicia i ponownego rozszerzania się. Mechanika kwantowa ratuje nas gdy wszystko się sypie. Nie pozwala elektronom opaść i zniszczyć atomy. Może więc chronić wszechświat przed takim scenariuszem i prowadzić do periodycznych Wielkich Wybuchów i Wielkich Kolapsów - mówi doktor Gielen. Wychodząc z powyższych założeń Gielen i Turok stworzyli matematyczny model ewolucji wszechświata zgodny z Wielkim Odbiciem. Model zawiera kilka prostych założeń pasujących do obecnych poglądów na młody wszechświat jak np. założenie, że był on wypełniony głównie promieniowaniem i niemal nie zawierał materii. Model pokazał, że teoria Wielkiego Odbicia może być prawdziwa. Wielkim zaskoczeniem naszej pracy jest fakt, że mogliśmy opisać na gruncie mechaniki kwantowej pierwsze chwile Wielkiego Wybuchu i uczyniliśmy przy tym bardzo mało rozsądnych założeń dotyczących obecności materii. Z naszego modelu wynika, że Wielki Wybuch to odbicie po wcześniejszym kurczeniu się - mówi Turok. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Centrum Medycznego Rush University zauważyli, że podawanie cynamonu myszom, które słabo się uczą, sprawia, że stają się pojętniejszymi uczniami. To mógłby być jeden z najbezpieczniejszych i najłatwiejszych sposobów przekształcania słabych uczniów w uczniów dobrych - przekonuje dr Kalipada Pahan. Zrozumienie mechanizmów mózgowych leżących u podłoża słabego uczenia jest kluczowe dla rozwoju skutecznych strategii wspomagania pamięci i uczenia. Specjaliści uważają, że odpowiedzi należy szukać w hipokampie. Jakiś czas temu odkryto, że w hipokampie słabych uczniów występuje mniej białka wiążącego CREB oraz więcej podjednostek alfa-5 receptora GABAa (zwanych też GABRA5). Podczas eksperymentu myszom podawano mielony cynamon, który był w ich organizmie metabolizowany do benzoesanu sodu - związku używanego w terapii uszkodzenia mózgu. Okazało się, że gdy docierał on do mózgu, zwiększał poziom CREB, obniżał poziom GABRA5 i stymulował plastyczność neuronów hipokampa. Zmiany te wiązały się z kolei z poprawą pamięci i uczenia. Użyliśmy cynamonu, by z sukcesami odwrócić biochemiczne, komórkowe i anatomiczne zmiany, które występują w mózgach słabo uczących się myszy. Amerykanie posłużyli się labiryntem Barnesa (okrągłym labiryntem z 20 otworami). Dobrych i złych uczniów identyfikowano, testując gryzonie po 2 dniach treningu pod kątem zdolności znajdowania konkretnego otworu. Po miesiącu karmienia cynamonem testy powtarzano. Okazało się, że pod wpływem cynamonu pamięć i zdolność uczenia słabych uczniów osiągnęły poziomy typowe dla dobrych uczniów. U dobrych uczniów cynamon nie wywołał żadnych znaczących zmian. Indywidualne różnice w uczeniu i osiągnięciach edukacyjnych to problem globalny. Powinniśmy dalej badać tę metodę [...]. Jeśli uda się powtórzyć wyniki u słabych uczniów, będzie to niezwykły postęp. Wcześniej zespół Pahana wykazał, że cynamon odwraca w mózgach myszy zmiany związane z chorobą Parkinsona. By zidentyfikować czystszą z 2 dostępnych w USA odmian cynamonu, naukowcy przeprowadzili spektrometrię mas. Choć obie są metabolizowane do benzoesanu sodu, ustaliliśmy, że cynamon cejloński jest czystszy od chińskiego, ponieważ ten drugi zawiera hepatotoksyczną (uszkadzającą wątrobę) kumarynę. « powrót do artykułu
  12. Astronomowie odkryli kolejną planetę karłowatą na obrzeżach Układu Słonecznego. Obiekt 2015 RR245 ma średnicę około 700 kilometrów i obiega Słońce w czasie około 700 lat. Planetę odkryto w ramach programu Outer Solar System Origins Survey (OSSOS) za pomocą kanadyjsko-francusko-amerykańskiego teleskopu na Mauna Kea na Hawajach. "Lodowe światy poza Neptunem zdradzają nam, w jaki sposób formowały się olbrzymie planety i jak odsunęły się od Słońca. Dzięki nim możemy poznać historię Układu Słonecznego. Niemal jednak wszystkie te lodwe światy są bardzo małe i ledwo widoczne. Dlatego tak ekscytujące jest znalezienie takiego, który jest na tyle duży i jasny, że możemy go szczegółowo badać" - mówi doktor Michele Bannister z kanadyjskiego University of Victoria. Większość planet karłowatych Układu Słonecznego została zniszona lub wyrzucona z niego przez olbrzymie planety, które przesuwały się na swoje obecne orbity. RR245 to jedna z niewielu, które przetrwały. Obecnie RR245 wędruje w kierunku peryhelium, które wynosi w jego przypadku 34 jednostki astronomiczne. Dotrze doń około roku 2096. Na razie astronomowie niewiele wiedzą o tej planecie, gdyż obserwują ją od niedawna. W ciągu najbliższych lat dokładniej poznają orbitę RR245 i obiekt zyska nazwę. RR245 to największe odkrycie i jedyna planeta karłowata zauważona w ramach OSSOS. Dotychczas naukowcy pracujący przy tym projekcie odnotowali obecność ponad 500 obiektów poza orbitą Neptuna. « powrót do artykułu
  13. Małe lodowce środkowego Spitsbergenu, na tzw. Ziemi Dicksona, topnieją w bardzo szybkim tempie. Każdego roku ubywa 1 proc. ich powierzchni, czyli 2 km. kw. Wiele z tych 150 lodowców może zaniknąć nawet, gdyby udało się zatrzymać ocieplenie klimatu. Spitsbergen to największa wyspa arktycznego Archipelagu Svalbard. Jedną z najbardziej tajemniczych i najmniej zbadanych części Spitsbergenu jest Ziemia Dicksona - położona najdalej od otwartego oceanu. Panujące na niej warunki są nieco odmienne od tych, z którymi można spotkać się bliżej wody. Jest tam niższa wilgotność powietrza, niskie opady atmosferyczne i niewiele śniegu. Ponieważ śnieg jest fundamentalnym tworzywem lodu lodowcowego, to lodowce ulokowane na Ziemi Dicksona są mniejsze, niż te przy wybrzeżach. Z powodu mniejszego niż w innych partiach Spitsbergenu zlodowacenia, do tej pory obszar ten nie był szczegółowo badany. Jednym z niewielu naukowców, którzy zajęli się 150 lodowcami należącymi do tego terytorium, był dr Jakub Małecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego badania pokazały, że środkowe partie wyspy, zdominowane przez małe lodowce, topnieją zdecydowanie szybciej, niż całość powłoki lodowej Spitsbergenu. Średnio lodowce na Ziemi Dicksona kurczą się o ponad 70 cm rocznie na grubość. To bardzo dużo w porównaniu z innymi obszarami Spitsbergenu, które topnieją o średnio 10-30 cm. W przypadku małych lodowców ubytek grubości jest więc dwukrotnie szybszy, niż w strefach przybrzeżnych - podkreśla w rozmowie z PAP dr Jakub Małecki. Oznacza to, że każdego roku Ziemia Dicksona zmniejsza się o około 2 km. kw. lodu. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że całkowita powierzchnia lodu w Ziemi Dicksona wynosi około 200 km kw. - to znaczy, że każdego roku ta powierzchnia zmniejsza się o około 1 proc. To bardzo szybkie tempo - zaznacza rozmówca PAP. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że lód pokrywa zaledwie 14 proc. powierzchni Ziemi Dicksona, a 86 proc. stanowią skały. One nagrzewają się szybciej i pochłaniają ciepło słoneczne, które później oddają do lodu. To z kolei może przyspieszać topnienie mas lodowych - tłumaczy naukowiec. Co gorsze, topnienia małych lodowców nie da się zatrzymać, nawet gdybyśmy powstrzymali zjawisko ocieplenia klimatu. Zanik lodu przekłada się na zmiany tamtejszego ekosystemu. Poszczególne doliny, które pozbywają się lodu, zaczynają inaczej funkcjonować, zmienia się ich bilans cieplny. Początkowo rośnie ilość wody niesiona przez rzeki, bo rośnie topnienie. Gdy lodowce są już jednak zbyt małe, by produkować dużo wody, to spada też przepływ w rzekach. Wraz z ubytkiem jasnego lodu wzrasta ciemna powierzchnia podścielających go skał. Te ciemne skały nagrzewają się dużo szybciej niż lód, co prowadzi do dalszego wzmocnienia ocieplenia klimatu. Im mniejsza pokrywa lodowa, tym cieplejszy klimat. To sprzężenie zwrotne, szczególnie widoczne podczas zaniku lodu morskiego, nazywamy fachowo wzmocnieniem arktycznym - wyjaśnia rozmówca PAP. Oczywiście topnienie lodowców przyczynia się też do wzrostu poziomu morza. Każdego roku około 150 mln ton wody z lodowców Ziemi Dicksona jest odprowadzanych do oceanu. Topnienie całych światowych zasobów lodu przekłada się na milimetrowe wzrosty poziomu wód w ciągu roku, ale musimy monitorować te małe lodowce na całym świecie, aby móc poprawnie przewidywać, o ile poziom morza podniesie się w przyszłości - mówi dr Małecki. Glacjolog, choć na wyprawy naukowe do Ziemi Dicksona jeździ od 2007 roku i był tam już kilkanaście razy, tym razem w swoich badaniach opierał się na analizie danych topograficznych: starych map, cyfrowych modeli terenu, stworzonych przez Norweski Instytut Polarny. Gdy jestem na miejscu badam, w jaki sposób dostarczane jest ciepło do lodowca, i jak wyglądają procesy topnienia. Mogę powiedzieć, że badania bezpośrednie są porównywalne z analizami, które przeprowadziłem. Analizy mają bezpośrednie poparcie w badaniach terenowych - wyjaśnia. Na miejsce dr Małecki wróci ponownie w połowie sierpnia. Jadę sprawdzić, czy lodowce jeszcze 'żyją', i jak się zmieniły w perspektywie roku, od mojej ostatniej wizyty - zapowiada. Wyniki badania opublikowano w piśmie "The Cryosphere". Więcej informacji o m.in. badaniach dr. Małeckiego można znaleźć na jego glacjologicznym blogu. « powrót do artykułu
  14. Wyniki międzynarodowego studium sugerują, że na świecie na cukrzycę choruje o ponad 100 mln ludzi więcej niż dotąd sądzono. Choć w 2015 r. International Diabetes Federation (IDF) szacowała, że na świecie na cukrzycę choruje 415 mln osób, to Paul Zimmet z Monash University i jego współpracownicy z USA i Wielkiej Brytanii sądzą, że prawdziwa liczba jest bliższa raczej 520 mln. Autorzy raportu przekonują, że organizacje, których danymi twórcy uregulowań zdrowotnych się kierują, w tym Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), IDF i Global Burden of Disease and Noncommunicable Disease Risk Factor Collaborations, używają różnych i czasem nieodpowiednich metod i testów, by określić śmiertelność i zachorowalność na cukrzycę. Sposoby gromadzenia globalnych danych nt. cukrzycy były niespójnie i niezgodne ze standardami koniecznymi dla planowania [kampanii] zdrowia publicznego [...], a na leczenie cukrzycy przeznacza się [w końcu] ponad 12% światowych wydatków zdrowotnych - podkreśla Zimmet, dodając, że istnieją poważne luki w wiedzy nt. obciążenia tą chorobą, zwłaszcza w krajach rozwijających się. Co istotne, również w Australii liczba ludzi z cukrzycą i stanem przedcukrzycowym, szczególnie w rdzennych społecznościach, jest niedoszacowana. Ponieważ w Australian 2012-2013 National Health Survey za test diagnostyczny obu jednostek uznano poziom cukru na czczo, jest niemal pewne, że prawdziwe obciążenie jest źle ocenione, a potrzebne środki ustalone w Australian 2015 National Diabetes Strategy nieadekwatne. Zimmed wyjaśnia, że poważne niedoszacowanie obciążenia cukrzycą to skutek wielu czynników, w tym braku ogólnonarodowych danych w wielu państwach (głównie rozwijających się) oraz metod testowania. Autorzy publikacji z pisma Nature Reviews Endocrinology zalecają, by poziom cukru badać zarówno na czczo, jak i 2 godziny po doustnym obciążeniu glukozą. Podczas gdy WHO rekomenduje badanie cukru na czczo i 2 godziny po obciążeniu, w wielu przypadkach oznacza się tylko cukier na czczo, co skutkuje co najmniej 25% niedoszacowaniem liczby nowych przypadków cukrzycy. Naukowcy sugerują też wykonywanie 2. testu - testu przesiewowego z obciążeniem 50g glukozy (GCT); w ten sposób potwierdza się prawdopodobieństwo, że pacjent ma lub zapadnie na cukrzycę. WHO i Amerykańskie Stowarzyszenie Cukrzycy rekomendują określanie poziomu hemoglobiny glikowanej HbA1C, która powstaje wskutek nieenzymatycznego przyłączenia glukozy do cząsteczki hemoglobiny, nadal trwają jednak badania, by upewnić się, czy test tolerancji i HbA1C są tak samo dobre. « powrót do artykułu
  15. Londyńska firma Splash Damage, zaangażowana w produkcję takich gier jak Wolfenstein, Quake czy Gears of War została kupiona przez... chińską firmę drobiarską. Przedsiębiorstwo Leyou jeszcze w ubiegłym roku zajmowało się wyłącznie hodowlą kurczaków i handlem ich mięsem na ternie prowincji Fujian. Leyou w ciągu trzech lat zapłaci założycielowi i właścicielowi Splash Damage, Paulowi Wedgwoodowi, 150 milionów dolarów. Splash Damage została założona w 2001 roku w społeczności modyfikującej Quake III Arena. Firma zajmowała się produkcją dodatkowych komponentów do tego typu gier wytwarzanych przez większe firmy. Przedsiębiorstwo tworzyło m.in. Enemy Territory: Quake Wars, Batman: Arkham Asylum i Gears of War 4. Obecnie zatrudnia ono 75 osób, które pracują głównie w biurach w Bromley, w Południowym Londynie. Z kolei firma Leyou Technologies Holdings jeszcze do 2015 roku nazywała się Sumpo Food Holdings. W lipcu 2015 roku firma zainwestowała w kanadyjskiego producenta Digital, kupując 58% tej firmy. Pod koniec ubiegłego roku Leyou informowała, że co prawda 80% jej przychodów pochodzi z rynku drobiarskiego, ale 70% zysku brutto przyniósł rynek gier. Stąd też decyzja o dalszej ekspansji na rynku cyfrowej rozrywki. « powrót do artykułu
  16. Nowe dowody archeologiczne sugerują, że brazylijskie kapucynki używają kamiennych narzędzi do rozłupywania orzechów nerkowca od co najmniej 700 lat. Wg naukowców z Uniwersytetów w Oksfordzie i São Paulo, to najstarsze archeologiczne przykłady wykorzystania narzędzi przez małpy poza Afryką. Autorzy publikacji z pisma Current Biology sugerują, że opisane odkrycia rodzą pytania odnośnie do pochodzenia i rozprzestrzeniania wykorzystania narzędzi wśród małp szerokonosych i skłaniają do zastanowienia, czy na wczesne ludzkie zachowania nie wpłynęły przypadkiem obserwacje małp posługujących się narzędziami. Brytyjsko-brazylijski zespół przyglądał się współczesnym kapucynkom z Parku Narodowego Serra da Capivara. Obserwacje te zestawiono z danymi archeologicznymi z tego samego regionu. Okazało się, że małpy wykorzystywały kamienie jako młotki i kowadełka do otwierania twardych pokarmów, np. nasion i orzechów nerkowca. Młode osobniki uczyły się tej sztuki od starszych. Małpy tworzyły "rozpoznawalne stanowiska przetwarzania nerkowców". Po użyciu narzędzia były pozostawiane w stertach w specyficznych miejscach, np. u podstawy drzewa albo na gałęzi. Badacze zauważyli, że kapucynki wybierały swoje ulubione narzędzia, które najlepiej nadawały się do danego celu. Kamienie wykorzystywane jako kowadła były ok. 4-krotnie cięższe od kamieni-młotków, zaś młotki były 4-krotnie cięższe od przeciętnego naturalnego kamienia. Ważny okazał się też dobór materiału. Gładki, twardy kwarcyt wybierano na młotki, a płaskie piaskowce na kowadełka. By zobaczyć, jak małpia technologia się rozwijała, wykopano 69 kamieni. Akademicy kopali na głębokość 0,7 m koło nerkowców zachodnich (Anacardium occidentale), gdzie często widywano współczesne kapucynki z narzędziami. Narzędzia identyfikowano, analizując rozmiar i kształt kamieni, a także charakterystyczne uszkodzenia na powierzchni. Za pomocą spektrometrii mas potwierdzono, że ciemne resztki na narzędziach pochodziły właśnie z orzechów nerkowca. Datowanie węglowe drobin węgla drzewnego odkrytego z narzędziami pokazało, że najstarsze miały co najmniej 600-700 lat. To oznacza, że poprzedzały one przybycie Europejczyków do Nowego Świata. Naukowcy szacują, że technologia była wykorzystywana przez ok. 100 pokoleń kapucynek. Gdy porównano narzędzia stosowane przez współczesne małpy i najstarsze wykopane artefakty, okazało się, że były one podobne zarówno pod względem wagi, jak i preferowanych materiałów. Brak zmiany na przestrzeni kilkuset lat wskazuje, że w odróżnieniu od ludzi z tego samego regionu, małpy są konserwatywne. Dotychczas najstarszymi przykładami wykorzystywania narzędzi przez zwierzęta nieczłowiekowate są narzędzia znalezione na trzech stanowiskach archeologicznych na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Datowane są na pomiędzy 4300 a 1300 lat temu. Dla naukowców to nowa fascynująca gałąź nauki. Okauje się bowiem, że zwierzęta być może od tysięcy lat używają narzędzi, warto więc zbadać, czy np. ludzie, przybywając w regiony, gdzie spotykali się z nowymi roślinami, nie zdobywali do małp wiedzy o nowych źródłach pożywienia. « powrót do artykułu
  17. Na Uniwersytecie w Tel Awiwie powstał czasowy elektroniczny tatuaż, który pomaga monitorować aktywność mięśni i neuronów. Naukowcy sądzą, że może on wiele wnieść choćby do rehabilitacji czy badań marketingowych. Tatuaż składa się z węglowej elektrody, przyklejanego do skóry "plastra" i przewodzącej powłoki polimerowej, która zwiększa osiągi elektrody. Tatuaż może godzinami zapisywać silny sygnał, nie podrażniając przy tym skóry. Jednym z podstawowych zastosowań elektrody opracowanej przez zespół prof. Yael Hanein ma być mapowanie emocji na drodze monitorowania wyrazów twarzy, a konkretnie sygnałów elektrycznych z mięśni twarzy. Możność identyfikowania i mapowania ludzkich emocji ma wiele potencjalnych zastosowań. Reklamodawcy, ankieterzy, specjaliści z mediów [...] - wszyscy oni chcą testować ludzkie reakcje na różne produkty i sytuacje. Dziś nie ma dokładnych narzędzi naukowych i trzeba polegać głównie na subiektywnych kwestionariuszach - podkreśla Hanein. Pani profesor dodaje, że naukowcy z całego świata próbują opracowywać metody mapowania emocji na drodze analizowania wyrazów twarzy, bazując głównie na zdjęciach oraz inteligentnym oprogramowaniu. Nasza elektroda zapewnia jest bardziej bezpośrednie i wygodne rozwiązanie. Urządzenie stworzono jako alternatywę dla elektromiografii (EMG). To nieprzyjemne badanie, które wymaga, by pacjent długo leżał. Przy EMG igłowym w mięsień lub w nerw ruchowy wbijana jest igła. W pozostałych przypadkach skórę smaruje się żelem i mocuje do skóry elektrody powierzchniowe. Nasz tatuaż pozwala pacjentowi na wykonywanie codziennych czynności. Idea [jego działania] jest taka: przyklej i zapomnij. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports ujawniają, że elektroda zostanie wykorzystana do monitorowania aktywności mięśni osób z chorobami neurodegeneracyjnymi z Centrum Medycznego w Tel Awiwie. W przyszłości e-tatuaż będzie też można zastosować do oznaczania czujności kierowców, a rehabilitowani pacjenci po udarze albo urazie mózgu nauczą się dzięki niemu lepiej kontrolować mięśnie. « powrót do artykułu
  18. Na University of Florida powstał program, który skutecznie chroni przed złośliwym kodem typu ransomware. Podczas testów CryptoDrop, bo tak nazwano nowe oprogramowanie, wykrył i powstrzymał 100% ataków przeprowadzonych za pomocą 492 fragmentów złośliwego kodu. CryptoDrop monitoruje przypadki szyfrowania plików. Gdy zauważy, że jedna aplikacja zaszyfrowała określoną liczbę plików, uznaje ją za ransomware i powstrzymuje ją. Nowe oprogramowanie nie zapobiega infekcji ransomware'em. Jego celem jest ograniczenie zniszczeń. W czasie testów CryptoDrop przystępował do działania, gdy złośliwy kod zaszyfrował średnio 10 z 5100 plików na testowym komputerze. Program działa odmiennie od oprogramowania wykrywającego zagrożenie. Nie szuka on podejrzanie zachowujących się aplikacji. Monitoruje pliki obecne na komputerze i przystępuje do działania, gdy zauważy, że dzieje się z nimi coś podejrzanego. Jego czujność wzbudzają takie działania jak nadpisywanie, przesuwanie i zastępowanie plików. Tak bowiem działa typowe ransomware. Twórcy nowego oprogramowania mają nadzieję, że dzięki ich progamowi większość użytkowników uniknie płacenia przestępcą okupu za odszyfrowanie plików, co spowoduje, że tworzenie ransomware stanie się mniej atrakcyjne finansowo i zmniejszy się jego popularność. « powrót do artykułu
  19. Z okazji 10. rocznicy powstania Intelligence Advanced Research Projects Activity (IARPA) ogłosiła konkurs dla programistów. Nagroda - 100 000 USD - przypadnie temu, kto opracuje metodę zamiany dwuwymiarowych zdjęć satelitarnych na zdjęcia 3D. W ramach Multi-View Stereo 3D Mapping Challenge IARPA poszukuje rozwiązania, dzięki któremu będzie w stanie określać rozmiary obiektów widocznych na zdjęciach i mierzyć odległości pomiędzy dwoma dowolnymi punktami. Zwycięzca konkursu nie tylko otrzyma nagrodę, ale również zostanie zaproszony do współpracy z agencjami wywiadowczymi przy opracowywaniu podobnych projektów oraz rozwiązań specyficznych problemów. Twórcy najbardziej innowacyjnych rozwiązań będą mieli też szansę współpracować przy cywilnych projektach prowadzonych w ramach Strategy for Americna Innovation Białego Domu. Multi-View Stereo 3D Mapping Challenge oficjalnie rozpoczyna się we wrześniu, jednak już teraz warto zapoznać się zasadami konkursu, gdyż przystąpienie do niego wymaga odpowiednich przygotowań. « powrót do artykułu
  20. Niemiecka firma Kaffeeform łączy wysuszone fusy z kawy z biopolimerem, uzyskując filiżanki i spodeczki. Są wytrzymałe, można je nawet myć w zmywarce. Ponoć pachną trochę kawą, co nie powinno dziwić, zważywszy na surowiec, z jakiego powstają. Po parzeniu 1 kawy zostaje ok. 2 łyżek fusów. Jeśli przeliczy się to na miliony kaw wypijanych dziennie na całym świecie, statystyki prezentują się imponująco. Część fusów wykorzystuje się ponownie w formie nawozu lub w produktach kosmetycznych, np. maseczkach, ale większość ląduje na wysypisku. Stąd propozycja Juliana Lechnera, by przetworzyć te odpady na zastawę stołową. Lechner doznał oświecenia na Uniwersytecie w Bolzano. Zawsze piliśmy na uniwersytecie dużo kawy. Przed zajęciami, po zajęciach, na spotkaniach z przyjaciółmi, kręcąc się po barach espresso. Słowem - ciągle. W głowie zaświtała mi myśl: co się dzieje z całą tą kawą? Po prostu trafiała do śmieci. Wtedy Niemiec zaczął się konsultować ze swoimi wykładowcami, w jaki sposób można by wykorzystać fusy, by uzyskać ciało stałe. Dojście do użytecznego rozwiązania zajęło jednak wiele lat. Wynalazca opowiada, że próbowano łączenia ze wszystkim, także z cukrem. Było blisko, ale w ten sposób produkowaliśmy cukierkowe filiżanki. Po 3-krotnym użyciu naczynia się rozpuszczały. Po wielu eksperymentach Lechner i koledzy z niemieckiego instytutu badawczego zaproponowali połączenie fusów kawy, włókien drzewnych i biopolimeru z celulozy, ligniny oraz naturalnych żywic. Filiżanki i spodeczki Kaffeeformu można obecnie kupić w 10 sklepach w Europie. Zainteresowanie jest tak duże, że firma ledwo nadąża z wykonaniem. Cały asortyment jest regularnie wyprzedawany. Zadziałał, oczywiście, marketing szeptany. Niesamowicie jest myśleć, skąd przychodzą zamówienia. Poza klientami indywidualnymi trafiają się również kawiarnie z Arabii Saudyjskiej i Scotia Plaza w Toronto. Warto też wspomnieć o sklepie z pamiątkami Muzeum Pokojowej Nagrody Nobla w Oslo. Kaffeeform odbiera fusy z 3 palarni w Berlinie i dostarcza je do siedziby organizacji Mosaik, która pomaga małym biznesom nawiązać współpracę z osobami niepełnosprawnymi fizycznie oraz intelektualnie. Fusy są suszone w specjalnym piecu, prasowane i pakowane w 400-kg paczki. Później jadą do fabryki w Badenii-Wirtembergii, gdzie są mieszane z naturalnymi włóknami, m.in. drzewnymi, i biopolimerami. W Kolonii zachodzi ostatni etap produkcyjny: topienie i formowanie. Mosaik zajmuje się ładowaniem naczyń do zużytych opakowań po kawie i dostawą do klientów. W ramach krótkoterminowych planów Lechner chce stworzyć np. kubki podróżne z fusów. W dalszej perspektywie myśli o prześcieradłach czy meblach do kawiarń i restauracji. « powrót do artykułu
  21. Badanie szkieletów odkrytych w 2013 r. podczas wykopalisk w Aszkelonie może ostatecznie rozwiązać zagadkę pochodzenia Filistynów. Na cmentarzu odsłonięto szczątki 160 osób (głównie kobiet i mężczyzn, ale także kilkorga dzieci). Pochodzą one z ok. VIII-XI w. p.n.e. Filistyni pozostawili po sobie dużo ceramiki, jednak do 2013 r. archeolodzy nie dysponowali materiałem, z którego można by pobrać DNA. O odkryciu poinformowano w niedzielę (10 lipca), na zakończenie prawie 31 lat prac Ekspedycji Leona Levy'ego. Obecnie zespół prowadzi badanie DNA, datowanie radiowęglowe oraz inne testy. Po dziesięcioleciach badania tego, co Filistyni zostawili po sobie, wreszcie zetknęliśmy się z samymi ludźmi - podkreśla prof. Daniel M. Master z Wheaton College. Wcześniej na stanowiskach filistyńskich odkrywano nieliczne szczątki, więc próbka była za mała, by wyciągnąć jakieś wnioski. Archeolodzy trzymali znalezisko w tajemnicy, póki nie zakończono wykopalisk. W Biblii Filistynów przedstawiano jako zaciekłych wrogów Żydów, przybyszów, którzy zamieszkiwali południowe wybrzeża Kanaanu, położone na zachód od Judei. Najsłynniejszym Filistynem był Goliat. Od nazwy tego ludu pochodzi nazwa Palestyna. W oparciu o badania ceramiki ze stanowisk archeolodzy i biblioznawcy uważali, że Filistyni pochodzili z regionu egejskiego. Problemem pozostawało jednak, z której jego części: kontynentalnej Grecji, Krety lub Cypru czy też Anatolii? Wykopaliska cmentarza mogą rzucić nieco światła nie tylko na pochodzenie Filistynów, ale i na ich praktyki pochówkowe. Grzebali oni zmarłych z umieszczonymi blisko twarzy naczyniami z perfumami. W nogach znajdowały się zaś słoje z oliwą, winem lub pokarmem. W niektórych przypadkach zmarłych chowano w naszyjnikach, bransoletach, kolczykach lub pierścionkach na palcach stóp. Czasem wyposażano ich też w broń. Wzorce pochówków są zupełnie inne od tego, co znamy z kultury kananejskiej, egipskiej czy izraelskiej - opowiada Lawrence E. Stager, emerytowany profesor z Uniwersytetu Harvarda oraz współdyrektor ekspedycji. Zmarłych grzebano przeważnie w prostych dołach. Niekiedy były to wyłożone kamieniem komory. Zdarzały się przypadki kremacji. Do odkrycia doszło pod koniec sezonu w 2013 r. Adam Aja z Harvardu kopał niestrudzenie i nie zrażał się wcześniejszymi porażkami. Było gorąco, za chwilę miały zapaść ciemności. Ważne wydawało się jednak tylko to, co powiedział emerytowany pracownik Izraelskiej Służby Starożytności, który twierdził, że prawie 20 lat wcześniej w pobliżu północnych granic miasta ok. 60 cm pod powierzchnią gruntu znalazł on ludzkie szczątki. Sukces nadszedł, gdy Aja kazał kopać głębiej, niż sugerował informator. Na głębokość ramienia sprzętu. Wtedy w przesiewanej ziemi znaleziono kość i nie była to kość zwierzęca. Aja został opuszczony do dołu i znalazł tam jeszcze więcej kości. Tak wszystko się zaczęło... Od niedzieli artefakty można oglądać na wystawie muzealnej. « powrót do artykułu
  22. Firma Juno Therapeutics poinformowała, że wstrzymuje prace nad obiecującą terapią przeciwnowotworową. Specjaliści wciąż wiążą wielkie nadzieje z tzw. immunoterapią CAR-T. Tymczasem podczas eksperymentalnego leczenie zmarło troje pacjentów, wszyscy w wieku poniżej 25 lat. Przyczyną ich śmierci była nadmierna akumulacja płynu w mózgu. Juno Therapeutics pracuje nad techniką o nazwie JCAR015. Polega ona na pobraniu komórek odpornościowych pacjenta i zmodyfikowaniu ich tak, by atakowały komórki nowotworowe w krwi. W maju zmarł pierwszy pacjent biorący udział w I fazie testów klinicznych. Poinformowano o tym FDA. Zarówno firma farmaceutyczna jak i FDA doszły do wniosku, że nie jest jasne, co spowodowało zgon pacjenta. Kontynuowano terapię. W ubiegłym tygodniu zmarły jednak kolejne dwie osoby. FDA zdecydowała o wstrzymaniu testów. Oznacza to, że nie mogą do nich przystąpić kolejni pacjenci. Początkowo zakładano, że wstępna faza testów obejmie 90 osób z zaawansowaną ostrą białaczką limfoblastyczną. Dotychczas lek podano 20 osobom, z których każda otrzymała pojedynczą dawkę JCAR015. Przyczyny porażki nie zostały jeszcze poznane. Przedstawiciele Juno przypuszczają, że może mieć to związek z niedawno podjętą decyzją o dodaniu do chemioterapeutyków, podawanych przez zaaplikowaniem JCAR015, środka o nazwie fludarabina. Wzbogacając chemioterapię o nowy środek naukowcy chcieli całkowicie zniszczyć układ odpornościowy pacjentów by zmodyfikowane komórki odpornościowe w JCAR015 napotykały jak najmniej przeszkód. We wczesnych etapach badań Juno używało pojedynczego środka. O dodaniu fludarabiny zdecydowano m.in. dlatego, że we wcześniejszych badaniach lek ten polepszał wyniki chemioterapii nie niosąc za sobą dodatkowego ryzyka. Juno Therapeutics chciałaby kontynuować eksperymenty z użyciem JCAR015 już bez użycia fludarabiny. Firma ma zamiar zwrócić się z odpowiednim wnioskiem do FDA. Dopóki urząd nie wyda zezwoleń, testy kliniczne JCAR015 pozostają w zawieszeniu. Zwykle FDA wydaje odpowiednią decyzję w ciągu 30 dni. Jeśli nawet agencja zgodzi się na kontynuowanie testów, opóźnienie może oznaczać, że JCAR015 nie trafi na rynek, jak planowano, w przyszłym roku. Juno pracuje jednocześnie nad kilkoma terapiami CAR-T. Mają one zwalczać różne nowotwory krwi. Firma ma nadzieję, że w 2018 roku uzyska pierwszą na terenie USA zgodę na wykorzystywanie techniki CAR-T w leczeniu chorych. Informacje o śmierci pacjentów mają też dla firmy, i nie tylko dla niej, wymiar finansowy. Akcje Juno spadły o 30%, a papiery konkurencyjnej Kite Pharma, która pracuje nad podobnymi technologiami, staniały o 14%. Obie firmy modyfikują limfocyty T i obie informowały o obiecujących wynikach badań laboratoryjnych. « powrót do artykułu
  23. Dzieci, które ssą kciuki lub obgryzają paznokcie, w późniejszym życiu rzadziej zapadają na pewne choroby alergiczne - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Otago. Wniosek to pokłosie Dunedin Multidisciplinary Study, w ramach którego od narodzin w 1973-72 r. do dorosłości śledzono losy 1037 osób. Wydaje się, że ekspozycja na mikroorganizmy wskutek ssania kciuka bądź obgryzania paznokci w dzieciństwie zmniejsza ryzyko rozwoju alergii. Prof. Bob Hancox podejrzewa, że może to zmieniać działanie układu odpornościowego. Autorzy raportu z pisma Pediatrics wyjaśniają, że rodzice badanych opisywali zwyczaje dot. ssania kciuka i obgryzania paznokci, gdy dzieci miały 5, 7, 9 i 11 lat. Później w wieku 13 i 32 lat badanych oceniano pod kątem sensytyzacji atopowej, definiowanej jako dodatni test skórny na co najmniej 1 alergen. W wieku 13 lat uwrażliwienie było rzadsze wśród dzieci, które ssały kciuki lub obgryzały paznokcie (38%); w grupie, która tego nie robiła, występowało ono aż u 49% nastolatków. Hancox dodaje, że w przypadku dzieci ssących kciuki i obgryzających paznokcie ryzyko alergii spadało jeszcze bardziej i wynosiło 31%. Związek był nadal widoczny w wieku 32 lat. Utrzymywał się nawet po wzięciu poprawki na inne potencjalnie istotne czynniki, takie jak płeć, historia alergii u rodziców, posiadanie zwierząt, karmienie piersią czy palenie przez rodziców. Choć szanse, że dzieci ssące kciuk/obgryzające paznokcie będą miały alergię na roztocze lub psa czy kota, były o ok. 1/3 mniejsze niż przypadku dzieci niemających takich nawyków, w żadnym wieku nie stwierdzono związków między opisanymi nawykami a astmą bądź katarem siennym. « powrót do artykułu
  24. Psycholodzy z Wielkiej Brytanii i Australii wykazali, że jedzenie większych ilości warzyw i owoców znacząco zwiększa poziom szczęśliwości. Korzyści wykrywano dla każdej dodatkowej porcji owoców i warzyw do 8 porcji dziennie. Brytyjczycy ustalili, że osoby, które przeszły od niemal niejedzenia owoców i warzyw do spożywania 8 porcji dziennie doświadczały takiego wzrostu satysfakcji jak przy przejściu od bezrobocia do zatrudnienia. Do poprawy dobrostanu dochodziło w ciągu 24 miesięcy utrzymywania lepszej diety. Naukowcy z Uniwersytetów w Warwick i Queensland analizowali dane podłużne z dzienniczków żywieniowych 12.385 dorosłych z Household, Income, and Labour Dynamics in Australia Survey (HILDA); przyglądano się latom 2007, 2009 i 2013. Naukowcy wzięli poprawkę na zmiany w szczęśliwości i zadowoleniu z życia, wynikające ze zmian dochodu i zdarzeń osobistych. Jedzenie warzyw i owoców zwiększa szczęście o wiele szybciej, niż wpływa na poprawę zdrowia. Motywację, by zdrowo się odżywiać, zmniejsza fakt, że korzyści dotyczące zdrowia fizycznego, np. ochrona przed nowotworami, ujawnią się [dopiero] po kilkudziesięciu latach. Poprawa dobrostanu wskutek zwiększonego spożycia owoców i warzyw ma zaś charakter bardziej natychmiastowy - podkreśla prof. Andrew Oswald. Naukowcy mają nadzieję, że uzyskane wyniki pomogą w wywieraniu wpływu na ludzi, zwłaszcza z krajów rozwiniętych, by lepiej się odżywiali. Być może nasze wyniki będą skuteczniejsze niż tradycyjne komunikaty w przekonywaniu ludzi, by trzymali się zdrowej diety. Istnieje bowiem natychmiastowa nagroda psychologiczna, a nie tylko niższe ryzyko jakiejś choroby kilkadziesiąt lat później - dodaje dr Redzo Mujic. Psycholodzy odkryli, że zmiany w spożyciu owoców i warzyw pozwalają przewidzieć późniejsze zmiany w szczęściu i satysfakcji życiowej. Jedną z części studium była także analiza danych z australijskiej kampanii Go for 2&5, w ramach której promuje się zjadanie 2 porcji owoców i 5 porcji warzyw dziennie. Brytyjczycy i Australijczycy sądzą, że ostatecznie uda się połączyć ich wyniki z badaniami nad przeciwutleniaczami, które sugerują korelację między optymizmem a poziomem karotenoidów we krwi. Najpierw trzeba jednak przeprowadzić kolejne badania. « powrót do artykułu
  25. Polsko-amerykański zespół naukowy stwierdził, że gdy w 2020 roku LIGO (Laser Interferometer Gravitational wave Observatory) osiągnie pełną czułość powinien on wykrywać około 1000 fal grawitacyjnych rocznie. LIGO jako pierwszy i jedyny dotychczas instrument zarejestrował fale grawitacyjne. Specjaliści z LIGO oparli swoje przypuszczenia na podstawowym modelu wszechświata. Na jego podstawie wyliczyli liczbę gwiazd podwójnych o takiej masie i składzie, by w końcu zapadły się one do czarnych dziur i utworzyły ich układy podwójne o właściwościach powodujących, że dziury w końcu się połączą i dojdzie do emisji fal grawitacyjnych. Autorami najnowszych badań są Krzysztof Bełczyński i Tomasz Bulik z Uniwersytetu Warszawskiego, Daniel Holz z University of Chicago oraz Richard O'Shaughnessy z Rochester Institute of Technology. Obecnie oba obserwatoria LIGO, znajdujące się w Hanford w stanie Waszyngton i Livingston w stanie Luizjana, są rozbudowywane. Zwiększana jest przede wszystkim moc wykorzystywanych laserów. Ponownie pracę podejmą we wrześniu bieżącego roku. Czarne dziury powstają z gwiazd o masie większej niż 25 mas Słońca. Gwiazdy takie mają tendencję do zapadania się w sobie i tworzenia dziur o masie około 5 mas Słońca. Prawdopodobnie istnieje bardzo dużo takich niewielkich czarnych dziur w układach podwójnych. LIGO jest jednak zbyt mało czuły, by wykryć ich połączenie, odnajduje tylko te, które znajdują się blisko Ziemi. Szczęśliwie dla nas prawdopodobnie istnieje też wiele układów podwójnych, w skład których wchodzą czarne dziury o masie 20-60 mas Słońca. Podczas ich łączenia powstają fale grawitacyjne o częstotliwościach, na które wyczulony jest LIGO. Instrument potrafi wykrywać je z odległości tysięcy megaparseków. Na drugim końcu skali znajduje się niewiele supermasywnych czarnych dziur. Są one rzadkie, a podczas ich połączenia powstają fale grawitacyjne o częstotliwości zbyt niskiej, by LIGO je zarejestrował. Co ciekawe, LIGO był projektowany do rejestrowania fal grawitacyjnych z podwójnych gwiazd neutronowych. W tym czasie jedynie teoretyzowano o istnieniu podwójnych czarnych dziur. Pierwsze podwójne gwiazdy neutronowe odkryto w 1974 roku. Obecnie w naszej galaktyce znamy sześć takich par. Już w latach 70. wykorzystano je do niebezpośredniego potwierdzenia istnienia fal grawitacyjnych. Obserwacje wykazały, że orbity takich gwiazd zmieniają się tak, jak przewiduje teoria dotycząca istnienia fal grawitacyjnych. LIGO projektowano więc na potrzeby obserwacji fal z łączenia się gwiazd neutronowych. Paradoksalnie okazało się, że par takich jest niewiele, ponadto, jako że fale grawitacyjne z ich połączenia są słabsze, LIGO może zarejestrować tylko te, które miały miejsce w mniejszej odległości od Ziemi niż w przypadku łączenia się czarnych dziur. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...