-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Wyciekła wielka baza danych podejrzewanych o przestępstwa
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Baza danych wykorzystywana przez banki, rządy i agencje wywiadowcze do identyfikowania ludzi mających związki z terroryzmem, wpadła w ręce niepowołanej osoby. Baza World-Check należy do firmy Thomson Reuters. Teraz specjalista ds. bezpieczeństwa Chris Vickery twierdzi, że w 2014 roku wszedł w posiadanie tej bazy. W swoim poście w serwisie Reddit informuje, że baza trafiła w jego ręce nie w skutek włamania, a wycieku, który nie miał miejsca w Thomson Reuters. Vickery, badając sprawę, dowiedział się, że przed kilku laty Thomson Reuters nabyła za 530 milionów dolarów firmę, która była właścicielem bazy danych "osób o podwyższonym stopniu ryzyka". Baza ta jest prowadzona do dnia dzisiejszego. Vickery'emu udało się ustalić, że korzysta z niej ponad 300 rządów i agencji wywiadowczych, 49 z 50 największych banków i 9 z 10 największych firm prawniczych na świecie. Vickery otrzymał bazę z połowy 2014 roku. Znajduje się w niej, między innym, spis 93 000 osób podejrzanych o powiązania z terroryzmem. Terroryzm to jednak jedna z wielu kategorii wymienionych w bazie. W sumie znajdują się w niej informacje o 2,2 milionach osób, które są podejrzewane nie tylko o związki z terroryzmem, ale również ze zorganizowaną przestępczością, praniem brudnych pieniędzy, korupcją i podobnymi działaniami. Vickery zastanawia się, czy nie powinien upublicznić całej bazy. W międzyczasie zawiadomił firmę Thomson Reuters o wycieku. Otrzymał podziękowania, a strona trzecia, od której wyciekła baza, już ją zabezpieczyła. Przed dwoma miesiącami informowaliśmy, że Chris Vickery znalazł w sieci niezabezpieczoną bazę danych wszystkich meksykańskich wyborców. « powrót do artykułu -
Buenos Aires rozwiązuje sprawę skompromitowanego zoo
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Horacio Rodríguez Larreta, burmistrz Buenos Aires, ogłosił, że po serii skandali związanych z warunkami, w jakich żyją zwierzęta, jego administracja przejmuje prowadzenie miejskiego zoo. Ogród zostanie przekształcony w promujący ochronę środowiska ekopark, a ok. 2500 zwierząt trafi do różnych rezerwatów w Argentynie i za granicą. Zoo istnieje w Buenos Aires od 1875 r. Od jakiegoś czasu po uzyskaniu koncesji zarządzała nim prywatna firma. W otwartym 11 listopada 1875 r. Parku Tres de Febrero dla zwierząt wygospodarowano niewielki obszar. W 1888 r. należący do rządu federalnego teren przekazano miastu. W tym samym czasie burmistrz Antonio Crespo utworzył Buenos Aires Zoo i oddzielił je od reszty parku. Pierwszym dyrektorem został Eduardo Ladislao Holmberg, który sprawował tę funkcję aż przez 15 lat. W 1991 r. ogród sprywatyzowano. Ostatnio zoo cieszyło się złą sławą, głównie za sprawą nieodpowiednich warunków, w jakich trzymano niedźwiedzie polarne w letnich miesiącach. Ostatni z nich, Winner, zmarł 3,5 roku temu w czasie szczególnie wysokich temperatur. Około 50 zwierząt nie można przenieść, bo są zbyt delikatne, by przetrzymać transport. Należy do nich samica orangutana Sandra, o której zrobiło się głośno w grudniu 2014 r., gdy miejscowy sąd uznał 29-letnią wtedy małpę za osobę pozaludzką, której przysługują pewne podstawowe prawa, w tym do uwolnienia z wybiegu. « powrót do artykułu -
Profesor Matthew Gdovin z University of Texas w San Antonio opracował nową nieinwazyjną metodę zabijania komórek nowotworowych. Będzie ona niezwykle przydatna przy leczeniu pacjentów z nieoperacyjnymi lub trudno dostępnymi guzami oraz dzieci chorujących na nowotwory. Metoda Gdovina polega na wstrzyknięciu w guza nitrobenzaldehydu. Następnie na tkankę nowotworową kierowane jest światło, wskutek czego wnętrze komórek staje się silnie kwasowe i komórki giną. Gdovin ocenia, że w ciągu dwóch godzin ginie 95% komórek. Pomimo tego, że istnieją różne rodzaje nowotworów, to ich wspólną cechą jest podatność na indukowaną śmierć komórkową - mówi uczony. Gdovin przetestował swoją metodę na potrójnie ujemnym raku piersi (TNBC). To jeden z najbardziej agresywnych i trudnych w leczeniu nowotworów. Podczas badań laboratoryjnych uczonemu udało się zahamować wzrost guza i dwukrotnie przedłużyć u myszy szanse na przeżycie. Wszystkie nowotwory usiłują zakwasić komórki na zewnątrz guza, w ten sposób przyciągają naczynia krwionośne, które próbują pozbyć się kwasu. Nowotwór zakotwicza się do takich naczyń i rośnie - wyjaśnia uczony. Gdovin skorzystał z doświadczeń chemioterapii. Niektóre z rodzajów chemioterapii powodują zakwaszenie komórek nowotworowych. Przy okazji zakwaszane są też zdrowe, dlatego pacjenci tracą włosy i źle się czują. Metoda Gdovina jest bardziej precyzyjna. W ciągu ostatnich dwóch lat uczony rozwinął ją na tyle, że jest ona praktycznie nieinwazyjna. Wystarczy wstrzyknąć nitrobenzaldehyd i na krótką chwilę oświetlić guza światłem ultrafioletowym. To uruchamia reakcję prowadzącą do śmierci komórek nowotworowych. Uczony właśnie testuje swoją metodę na guzach, które nie poddają się leczeniu. Pracuje też nad nanocząstką, którą można wstrzyknąć do organizmu, a ona sama trafi do komórki nowotworowej. Nanocząstka jest aktywowana za pomocą światła o takiej długości, że przechodzi ono przez skórę, « powrót do artykułu
-
Zakończono ostateczny test silnika startowego SLS
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Przed dwoma dniami NASA przeprowadziła ostatni przed lotem bezzałogowym test pierwszego stopnia silnika startowego Space Launch System. Ostatni test kwalifikacyjny dowiódł postępu, jaki został dokonany przy rozwoju SLS - powiedział William Gerstenmaier, szef Human Exploration and Operations Mission Directorate. Test rozpoczęto w temperaturze 40 stopni Fahrenheita (4,44 stopnia Celsjusza). Po uruchomieniu temperatura wewnątrz silnika wzrosła do niemal 6000 stopni Fahrenheita (3315 stopni Celsjusza). Dwuminutowy test pozwolił zebrać z ponad 530 czujników dane na temat 82 kryteriów koniecznych do zakwalifikowania silnika. SLS będzie napędzane dwoma pięciostopniowymi silnikami startowymi oraz czterema głównymi silnikami RS-25. Testowane właśnie silniki na paliwo stałe, będą napędzały SLS przez pierwsze dwie minuty lotu. Zapewnią one ponad 75% mocy wymaganej do ucieczki z ziemskiego pola grawitacyjnego. Pierwszy test kwalifikacyjny silnika przeprowadzono w marcu 2015 roku. Wtedy powadzono "gorący test", podczas którego silnik startował w najwyższej dopuszczalnej temperaturze 32 stopni Celsjusza. Najnowszy test był "testem zimnym". Zakres temperatur jest determinowany dopuszczalnym zakresem temperatury, jakie paliwo może osiągnąć przed startem. Początkowo SLS będzie w stanie wynieść ładunek o masie co najmniej 77 ton. Po rozbudowie możliwości systemu wzrosną do 115 ton. Najpotężniejszym z obecnie wykorzystywanych silników rakietowych jest Delta IV Heavy, zdolna do wyniesienia na niską orbitę ładunku o masie niemal 29 ton. « powrót do artykułu -
Od nasion kopru i pietruszki do zwalczania nowotworów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Rosyjscy naukowcy pracujący pod kierownictwem specjalistów z Moskiewskiego Instytutu Fizyki i Chemii Organicznej zsyntetyzowali związki przeciwnowotworowe, bazując na składnikach wyekstrahowanych z nasion pietruszki i kopru. Nasz zespół opracował prostą metodę uzyskiwania glacjowianiny A i jej strukturalnych analogów, które hamują wzrost ludzkich komórek nowotworowych [...]. Co więcej, ocena nowych czynników in vivo w macierzach [...] embrionów jeżowców wskazała na kilka obiecujących związków, wpływających wybiórczo na dynamikę tubuliny - wyjaśnia prof. Aleksander Kiselew. Obecnie w terapii nowotworów stosuje się najczęściej antymitotyczne chemioterapeutyki. Komórki nowotworowe dzielą się szybciej niż normalne komórki, dlatego są bardziej podatne na ich działanie. Liczba komórek czerniaka podwaja się np. co 3 dni, podczas gdy liczba melanocytów zwiększa się zaledwie o 15% (nawet przy stymulacji podziałów). Ważną rolę w mitozie odgrywają zbudowane z tubuliny mikrotubule (tworzą one wrzeciono podziałowe). Substancje antymitotyczne wiążą tubulinę i zaburzają cykl komórkowy, prowadząc ostatecznie do wybiórczej śmierci. Badanie Rosjan koncentrowało się na działającej silnie antymitotycznie glacjowianinie A z liści brazylijskiej rośliny Ateleia glazioviana Baill. Dotąd synteza tego izoflawonu wymagała sporo pracy i drogich prekursorów oraz katalizatorów. Autorzy publikacji z Journal of Natural Products zaproponowali jednak nowy 6-etapowy proces syntezy glacjowianiny A. Substancje prekursorowe pozyskuje się ze wspomnianych na początku nasion pietruszki i kopru. Oprócz glacjowianiny A zsyntetyzowano jej strukturalne analogi. Aktywność przeciwnowotworową przetestowano za pomocą 2 metod: 1) z wykorzystaniem embrionów jeżowców i 2) ludzkich komórek nowotworowych. W pierwszym z przypadków badane substancje dodawano do wodnego medium z embrionami i określano stężenie, przy którym tempo podziału się zmienia i wreszcie zupełnie ustaje. Jak wcześniej ustalono, kiedy podział jest zaburzony wskutek antytubulinowego działania jakieś czynnika, embriony jeżowców zaczynają się kręcić wokół osi. Zjawisko to można obserwować za pomocą mikroskopu świetlnego. By dalej potwierdzić antynowotworowe działanie cząsteczek, badano je z różnymi komórkami, w tym ludzkimi komórkami raka płuc, prostaty, jelita grubego, piersi, jajnika oraz czerniaka. Eksperymenty pokazały, że testowe substancje skutecznie ograniczały wzrost komórek czerniaka. Nie były też toksyczne dla zdrowych komórek krwi. W przyszłości Rosjanie chcą zoptymalizować glacjowianinę A, by poprawić jej stabilność metaboliczną i rozpuszczalność. Planowane są też badania z ludzkimi ksenotrasplantami w modelu mysim. « powrót do artykułu -
W meteorycie znalezionym w Antarktyce odkryto fragmenty opalu. To dowodzi, że meteoryty przenoszą wodę. Opale składają się z krzemionki i zawierają do 30% wody. Dotychczas w żadnym meteorycie nie znaleziono opalu. Badania prowadził zespół profesor Hilary Downes z Birkbeck College London. Uczeni badali meteoryt EET 83309. Składa się on z wielu fragmentów innych meteorytów, co wskazuje, że asteroida, którego częścią był meteoryt, była często bombardowana przez inne meteoryty. Profesor Downes sądzi, że podczas jednego z takich zderzeń meteoryt przyniósł wodę na asteroidę, co pozwoliło na uformowanie się opalu. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że opal uformował się zanim nasz meteoryt odpadł od asteroidy i w końcu wylądował w Antarktyce - mówi uczona. Naukowcy przeprowadzili szczegółowe badania, by przekonać się, że opal nie uformował się już na Ziemi. Stwierdzili m.in., że co prawda opal wchodził w interakcje z wodą na Antarktyce, jednak jego skład izotopowy odpowiada składowi meteorytu. « powrót do artykułu
-
W bursztynie z Mjanmy odkryto doskonale zachowane skrzydła wczesnych ptaków z czasów dinozaurów. Dotąd wiedza o upierzeniu kredowych ptaków była ograniczona ze względu na cechy zapisu kopalnego. W otaczających szkielet strukturach kompresyjnych brakuje szczegółów (rzadko spotyka się np. dostrzegalne ślady koloru), zaś odkrycia w bursztynie są odseparowane od zwierząt źródłowych. W przypadku bursztynu z Mjanmy udało się sporządzić raport dot. osteologii i upierzenia dwóch świetnie zachowanych 2-3-cm skrzydeł teropodów (zauważono nawet ślady tkanek miękkich). Chińsko-kanadyjsko-brytyjski zespół natrafił na nie w słynnym złożu bursztynu z północnego wchodu Mjanmy. Występują w nich kości, w tym 3 palce z ostrymi pazurami do wspinania się po drzewach, a także zachowane ze szczegółami pióra. Anatomia dłoni pokazuje, że należały one do przedstawicieli kladu Enantiornithes, który wyginął w czasie wymierania kredowego. W skamieniałych skrzydłach widać wiele wspaniałych szczegółów. W poszczególnych piórach, bez względu na to, czy są to lotki, czy pióra puchowe, widać oś i promienie, a nawet ślady barw - plamy i pasy - opowiada prof. Mike Benton z Uniwersytetu Bristolskiego. Fakt, że tak małe ptaki poruszały się po drzewach, sugeruje, że były one gotowe do działania [samodzielne] od razu po wykluciu - podkreśla dr Xing Lida z Chińskiego Uniwersytetu Geonauk, główny autor publikacji z pisma Nature Communications. Ptaki te nie siedziały w gnieździe, czekając na nakarmienie, ale same wyruszyły na poszukiwanie jedzenia. Niestety, zginęły przez małe rozmiary i brak doświadczenia. Izolowane pióra z innych próbek bursztynu pokazują, że dorosłe ptaki mogły uniknąć lepkiej pułapki albo się z niej wyrwały. « powrót do artykułu
-
Algorytmy sztucznej inteligencji opracowane przez świeżo upieczonego doktora z University of Cincinnati pokonały profesjonalnego pilota myśliwców. Podczas serii symulowanych walk sztuczna inteligencja skutecznie unikała ognia emerytowanego pułkownika Gene'a Lee i za każdym razem go zestrzeliwała. Po testach Lee stwierdził, że nowe oprogramowanie to najbardziej agresywna, dynamiczna i wiarygodna sztuczna inteligencja z jaką miał do czynienia. Pułkownik Lee to były Air Force Battle Manager i wykładowca taktyki walki. Ma za sobą tysiące misji zarówno jako pilot jak i ich dowódca. Od dziesiątków lat testuje też symulatory i systemy sztucznej inteligencji. Byłem zaskoczony, jak uważny jest nowy system i jak dobrze reaguje. Wydawało się, że zna moje zamiary i natychmiast reagował na wszelkie moje zmiany lotu czy wystrzelenia rakiety. Wiedział, jak bronić się przed ostrzałem. Natychmiast przechodził z działań defensywnych do ofensywnych - podsumował pracę wirtualnego przeciwnika pułkownik Lee. System o nazwie ALPHA powstał w firmie Psibernetix, założonej przez doktora Nicka Ernesta. W pracach nad jego rozwojem brali udział specjaliści z Air Force Research Laboratory. Tajemnica sukcesu ALPHA tkwi w systemie podejmowania decyzji. Został on oparty na algorytmach logiki rozmytej. Procesy przebiegają w nim podobnie, jak w ludzkim mózgu. Dzieli on większe zadania na mniejsza zadania takie jak taktyka, prowadzenia ognia, unikanie ognia czy taktyki obronne. Jest w stanie ocenić, które zmienne są najważniejsze i stąd wynika olbrzymia szybkość działania, gdyż odrzuca mniej ważne dane. Po trwających godzinę symulowanych misjach bojowych przeciwko ALPHA pułkownik Lee oświadczył: jestem całkowicie wyczerpany. To co prawda sztuczna inteligencja, ale jest ona prawdziwym wyzwaniem. « powrót do artykułu
-
Jadalne warzywa z symulowanej hodowli marsjańskiej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Holenderscy naukowcy z Uniwersytetu i Centrum Badawczego w Wageningen pracują nad hodowlą roślin w warunkach przypominających marsjańskie i księżycowe. Hodowane przez nich rośliny mają podobną koncentrację metali ciężkich co gleba Księżyca i Marsa. Przeprowadzone właśnie badania wykazały, że cztery gatunki roślin wyhodowane w warunkach marsjańskich charakteryzuje bezpieczny dla człowieka poziom metali ciężkich. Można więc je bezpiecznie spożywać. "Badania rzodkiewki, groszku, żyta i pomidorów przyniosły bardzo obiecujące wstępne wyniki. Możemy je bezpiecznie jeść i jestem bardzo ciekaw, jak smakują pomidory. Niestety, nie byliśmy w stanie przetestować wszystkich warzyw, dlatego rozpoczęliśmy zbieranie pieniędzy przez internet, dzięki czemu zwykli ludzie mogą wspomóc nasze badania. Darczyńscy otrzymają od nas różne prezenty, a moim ulubionym pomysłem na prezent jest zaproszenie na obiad przygotowany z produktów wyhodowanych na symulowanym marsjańskim gruncie" - mówi ekolog Wieger Wamelink. Najwięcej metali ciężkich zawierały rzodkiewki. Szczególnie dużo było w nich glinu, żelaza i nillu. W porównaniu z warzywami hodowanym w ziemskiej glebie warzywa z symulowanej gleby marsjańskiej zawierały mniej ołowiu, arsenu i miedzi. Na razie nie wiadomo, czy rośliny na Marsie będą tak samo wchłaniały metale ciężkie jak na Ziemi. Niewykluczone, że grawitacja będzie miała wpływ na ten proces. Na to i wiele innych pytań poznamy odpowiedź, gdy rzeczywiście zaczniemy uprawiać je na Marsie czy Księżycu. « powrót do artykułu -
Naukowcy z Tufts University odkryli, że komórki skóry z owrzodzeń w przebiegu stopy cukrzycowej można przeprogramować, uzyskując indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (iPS). W przyszłości będzie je można prawdopodobnie wykorzystać do leczenia chronicznych ran. Wyniki są zachęcające. W odróżnieniu od komórek ze zdrowej ludzkiej skóry, komórki pobrane z niegojących się ran [...] trudno wyhodować. Oprócz tego nie odtwarzają one normalnej funkcji tkanek. Zawracając komórki z cukrzycowych owrzodzeń na wcześniejszy, embrionalny etap rozwoju, zrestartowaliśmy je i mamy nadzieję, że przekształcą się w komórki, które będą mogły zagoić ranę - wyjaśnia dr Jonathan Garlick. Za pomocą 3 niezależnych kryteriów Amerykanie potwierdzili, że komórki reprogramowano do stanu pluripotencjalnego, co oznacza, że można je przekształcić w wiele rodzajów komórek, w tym w stymulujące naprawę ran. W następnym etapie badań akademicy uzyskali tkanki 3D, w przypadku których wcześniej wykazali, że naśladują wiele cech chronicznych ran. Wykorzystali je do przetestowania komórek z owrzodzenia w przebiegu stopy cukrzycowej. Okazało się, że tworzyły one niedojrzały szkielet zbudowany głównie z fibronektyny, która nie dopuszcza do prawidłowego zamykania ran. Warto dodać, że wcześniej wykazano, że nieprawidłowa fibronektyna ma związek z innymi powikłaniami cukrzycy, np. chorobą nerek. Rozwój skuteczniejszych metod terapii wrzodów stopy hamował brak realistycznych modeli gojenia ran, oddających działanie macierzy zewnątrzkomórkowej, która stanowi rusztowanie krytyczne dla naprawy skóry. Opisane studium bazuje na naszym raporcie z 2015 r., który pokazał, że komórki z owrzodzenia stopy cukrzycowej wykazują fundamentalne defekty i że możemy je stymulować w laboratorium, wykorzystując trójwymiarowe modele tkanek - opowiada dr Anna Maione. Teraz, gdy potwierdziliśmy, że przeprogramowanie komórek rany do bardzo wczesnego etapu rozwoju jest wykonalne, musimy sprawdzić, czy mogą się one zróżnicować do dojrzalszych typów komórek, a później zbadać je w modelach 3D, by sprawdzić, czy poprawią gojenie chronicznych wrzodów - podsumowuje dr Behzad Gerami-Naini. « powrót do artykułu
-
W ofercie Western Digital znalazły się nowe karty microSD o pojemności 256 gigabajtów, a wśród nich wyjątkowo szybko działające urządzenie, 256GB SanDisk Ultra microSDXC UHS-I Premium Edition. Przeznaczona na rynek konsumencki karta zapewnia odczyt danych z prędkością do 100 MS/s, a ich zapis odbywa się z prędkością do 90 MB/s. Karta powstała z myślą o smartfonach i tabletach z systemem Android. Dzięki dużej prędkości zapisu możliwe jest wykonywanie szybkiej serii zdjęć o dużej rozdzielczości. Pojemność nowej karty wystarcza na zapisanie nań 24 godzin materiału wideo w rozdzielczości Full HD. Nowe karty są odporne na działanie wody, wysokich temperatur i promieniowania X. Są kompatybilne z bezpłatną aplikacją SanDis Memory Zone, która ułatwia zarządzanie i tworzenie kopii zapasowych. 256GB SanDisk Ultra microSDXC UHS-I Premium Edition trafi do sprzedaży w sierpniu. Jej średnia cena w USA wyniesie 150 dolarów. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Ben-Guriona w Izraelu opracowali innowacyjny sposób kradzieży danych z komputerów całkowicie odizolowanych od sieci. Eksperci stworzyli program o nazwie "Fansmitter", który kontroluje pracę CPU i wentylatorów w ten sposób, że w generowanych przez nie falach dźwiękowych zostają zakodowane dane binarne. Fale można przechwytywać za pomocą umieszczonego w pobliżu mikrofonu. Prędkość tej metody n ie jest oszałamiająca, gdyż wynosi zaledwie 900 bitów na godzinę. Wystarczy to jednak np. do kradzieży haseł. Za pomocą naszej metody udało się nam przekazać dane z odizolowanego komputera do mikrofonu w smartfonie znajdującym się w tym samym pokoju. Wykazaliśmy przydatność tej metody do transmisji kluczy szyfrujący i haseł na odległość od 0 do 8 metrów z prędkością do 900 bitów na sekundę. Metoda ta może zostać też wykorzystana do zdobycia danych z różnego sprzętu IT, który zawiera wentylatory - czytamy w dokumencie przygotowanym przez uczonych z Ben-Guriona. « powrót do artykułu
-
Zespół pracowników naukowych Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie bada możliwości kolonizacji Marsa. Chodzi o kwestie m.in. psychologiczne, etyczne, a także dostosowania się człowieka do nowych warunków, współżycia w grupie, rywalizacji. Rozwój ludzkości to nie tylko mierzenie się z aktualnymi problemami i wyzwaniami, ale także przewidywanie możliwości dalszego rozwoju. Przewidywanie takie musi uwzględniać możliwe ryzyka i zagrożenia – zauważył kierownik badań, dr Konrad Szocik. Jak podkreślił, próby kolonizacji Marsa nie są bardzo odległe; przewidywania wskazują na przełom lat 20 i 30 XXI w. jako wiarygodny termin wysłania pierwszego lotu załogowego na Marsa. Ze względu na to, że aktualnie nie ma technologicznej możliwości powrotu z Marsa na Ziemię, nieuniknione staje się założenie ludzkiej kolonii na Marsie. Temat ten nie jest jednak szeroko dyskutowany ze względu na skoncentrowanie się na kwestiach technologicznych i medycznych – mówił Szocik. Zauważył, że możliwości zaludnienia Marsa są przedmiotem badań naukowych, ale przede wszystkim przez nauki techniczne i inżynieryjne oraz biologiczne i medyczne. Prowadzone są badania nad bezpiecznymi i odpowiednio szybkimi środkami transportu, możliwościami przetrwania ludzkiego życia nie tylko w trakcie podróży trwającej około siedmiu miesięcy w jedną stronę, ale także w marsjańskich warunkach mikrograwitacji, która jest prawie trzykrotnie mniejsza od grawitacji ziemskiej. Jednak – jak zauważył - nie bada się szeroko aspektów dotyczących szeroko pojętej natury ludzkiej, takich jak np. trudności psychologiczne związane z podróżą na Marsa i pobytem w tak specyficznym środowisku, albo nieprzewidywalność dalszego rozwoju ewolucji biologicznej przez selekcję naturalną na Marsie. Pomijane są też zagadnienia dotyczące etyki, systemu prawnego, a także społeczne, polityczne, czy kulturowe. Dlatego właśnie zespół pracowników naukowych Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie zajął się badaniem możliwości, wyzwań dotyczących założenia i funkcjonowania ludzkiej kolonii na Marsie właśnie w kontekście tych dziedzin życia człowieka. Naukowcy, analizując elementy rozwoju ludzkości na Ziemi (na podstawie znanych mechanizmów i reguł, jakie funkcjonują w różnych środowiskach, grupach etnicznych, czy na podstawie praw międzyludzkich w różnych szerokościach geograficznych) tworzą modele czy też scenariusze sytuacji, jakie mogą powstawać na Marsie w momencie jego zaludniania. Jak wynika z rozwoju ludzkości na Ziemi, w małych grupach na liderów wyrastają egoiści, to oni przejmują władzę w małych społecznościach. Na Marsie nie byłoby dla nich przeciwwagi, jaką na Ziemi są altruiści. A zatem stawiamy pytanie, jak wyglądałoby współżycie ludzi w warunkach znacznie trudniejszych niż na Ziemi, gdzie byłoby ciągłe zagrożenie życia, walka o przetrwanie, gdzie mocniejsi wykorzystują słabszych. Za egoizmem i walką o przetrwanie idzie z kolei agresja, konflikty, w których zwyciężają silniejsi – wyjaśniał Szocik. Podkreślił, że z oczywistych względów, są to badania czysto teoretyczne. Chociaż nie mamy możliwości zbadania żadnego Marsjanina, to jednak natura człowieka po zamieszkaniu na Marsie, w tych nowych warunkach, nie zmieniłaby się wcale, albo zmieniłaby się niewiele, i zadziałałoby prawo dżungli, w myśl którego wygrywa silniejszy. A zatem zaludnienie Marsa w takich okolicznościach wydaje się przedsięwzięciem ryzykowanym – ocenił naukowiec. Dodał jednocześnie, że nie są wykluczone bardziej optymistyczne scenariusze, choć są one mniej prawdopodobne. W skład grupy badającej wchodzą: filozof zajmujący się m.in. genezą i ewolucją religii, wyjaśnianiem mechanizmów funkcjonujących w świecie ludzi, etyką ewolucyjną i moralnością, logistyk oraz prawniczki, zajmujące się różnymi aspektami prawa. Szymon Taranda z biura prasowego uczelni poinformował, że badaniami rzeszowskich naukowców nad kolonizacją "czerwonej planety" zainteresowały się międzynarodowe czasopisma naukowe; artykuły na ten temat ukazały się w prestiżowym brytyjskim czasopiśmie poświęconemu przestrzeni kosmicznej "Space Policy" czy czasopiśmie wydawanym przez polski Komitet Prognoz "Polska 2000 Plus" Polskiej Akademii Nauk. Ponadto materiał nt. badań rzeszowskich naukowców ma się wkrótce ukazać w Elsevier Research Selection – biuletynie elektronicznym wydawnictwa Elsevier adresowanym do dziennikarzy naukowych. Zespół został również zaproszony do kanadyjskiego radia w Montrealu. « powrót do artykułu
-
W Tanzanii odkryto duże pole gazowe z helem. Ma to tym większe znaczenie, że jego zasoby są na wyczerpaniu. Hel jest wykorzystywany w szpitalach w skanerach do rezonansu magnetycznego (są w nim zanurzone nadprzewodzące cewki), a także w teleskopach (jako chłodziwo) czy monitorach promieniowania. Dotąd gaz ten wykrywano przy okazji podczas odwiertów ropy czy gazu, lecz dzięki zastosowaniu nowej metody duże ilości He znaleziono w obrębie tanzańskiej części Wielkiego Rowu Wschodniego. Przełomowa metoda eksploracji została opracowana przez geologów z Uniwersytetów w Durham i Oksfordzie oraz ekspertów z norweskiej firmy Helium One. Do opisywanego odkrycia doprowadziło pierwsze jej zastosowanie. Naukowcy wykazali, że aktywność wulkaniczna zapewnia ciepło konieczne do uwolnienia gazu z zawierających hel skał. W Wielkim Rowie Wschodnim wulkany uwolniły He z prehistorycznych, położonych głęboko skał. Później został on zatrzymany w płytszych polach gazowych. Aktywność wulkaniczna zapewnia ciepło potrzebne do uwolnienia helu zgromadzonego w starych skałach krystalicznych. Jeśli jednak gaz jest zamknięty zbyt blisko wulkanu, istnieje ryzyko, że będzie silnie rozcieńczony gazami wulkanicznymi, np. dwutlenkiem węglu [...]. Obecnie pracujemy nad identyfikacją złotej strefy, gdzie proporcja uwalniania He i rozcieńczenia wulkanicznego jest dokładanie taka, jak trzeba - wyjaśnia Diveena Danabalan z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu w Durham. Próbkowaliśmy hel i azot wydobywające się z ziemi na terenie Rowu. Łącząc wiedzę nt. geochemii helu i obrazy sejsmiczne przechwytujących gaz struktur, niezależni eksperci oszacowali prawdopodobną objętość złoża w zaledwie jednej części Rowu na 54 miliardy stóp sześciennych [bCf od ang. Billion Cubic Feet; 54 BCf to 1.529.109.716 m3]. To wystarczy do napełnienia 1,2 mln skanerów MRI. By oddać skalę odkrycia, wystarczy powiedzieć, że globalne roczne zużycie helu wynosi 8 BCf [226.534.772,74 m3], a w amerykańskiej Narodowej Rezerwie Helu [...] znajduje się ok. 24,2 BCf gazu. Całkowite znane zapasy USA szacuje się na circa 153 BCf [4.332.477.528,6 m3]. Odkrycie z Tanzanii zmienia więc wszystko [...] - przekonuje prof. Chris Ballentine z Uniwersytetu w Oksfordzie. Dr Pete Barry, także z Uniwersytetu Oksfordzkiego, dodaje: By znaleźć nowe zasoby helu, tę samą strategię możemy zastosować w innych częściach świata z podobną historią geologiczną. « powrót do artykułu
-
Po przegranej przed sądem ds. drobnych roszczeń Microsoft musiał zapłacić odszkodowanie w wysokości 10 000 USD. Koncern został pozwany przez panią Teri Goldstein, właścicielkę niewielkiej firmy turystycznej. Na jej komputerze, na którym zainstalowany był Windows 7, bez jej zgody rozpoczęła się aktualizacja systemu do Windows 10. Aktualizacja, która nie została przez panią Goldstein zatwierdzona, była nieudana i po kilku próbach jej wznowienia komputer stał się niemal bezużyteczny. Dochodziło do częstych awarii, maszyna nie rozpoznawała zewnętrznego dysku twardego, właścicielka musiała odzyskiwać pliki, a zalogowanie się do systemu wymagało wieloetapowych działań. Teri Goldstein, która wykorzystywała maszynę do prowadzenia firmy, pozwała Microsoft do sądu. Po przegranej koncern zrezygnował z apelacji i wypłacił odszkodowanie. Kłopoty z komputerem rozpoczęły się w sierpniu ubiegłego roku. Właścicielka wielokrotnie zwracała się do pomocy technicznej Microsoftu, odwiedzała ich sklep, szukała pomocy na forach. Okres od września do grudnia to najbardziej gorący czas w moim biznesie - stwierdziła poszkodowana. Mówiła, że nie mogła sobie pozwolić na zamknięcie firmy na cały tydzień, a tyle trwałoby kupno nowego komputera, zainstalowanie potrzebnego oprogramowania i przeniesienie plików. Przez kłopoty z komputerem część klientów odwołała rezerwacje, gdyż Goldstein nie odpowiadała na maile. Goldstein wyceniła swoje straty na 17 000 USD plus poniesione wydatki. Gdy pracownicy Microsoftu, którzy nie potrafili rozwiązać jej problemów, zaproponowali jej 150 USD poszkodowana uznała to za przyznanie się do winy i wystąpiła do sądu ds. drobnych roszczeń domagając się maksymalnego przewidzianego prawem odszkodowania w wysokości 10 000 USD. Sąd przyznał jej całkowicie rację i nakazał Microsoftowi zapłacenie 10 000 dolarów. Koncern, który początkowo zapowiadał apelację, zdecydował, że woli uniknąć kosztów kolejnego procesu i wypłacił pieniądze. Pani Goldstein zachęca wszystkich, którzy uznają, że przez sposób aktualizacji do Windows 10 stracili czas lub pieniądze, by się z nią skontaktowali. Chętnie podzieli się swoimi doświadczeniami. « powrót do artykułu
-
Poprawiając możliwości ruchowe, proste gry karciane mogą pomóc w rehabilitacji pacjentów po udarze. Kanadyjscy naukowcy dodają, że równie dobrze sprawdzają się w tej roli jenga, bingo czy gry na konsole. Specjaliści ze Szpitala św. Michała w Toronto podkreślają, że rodzaj zadania do rehabilitacji motorycznej nie ma znaczenia, dopóki jest ono intensywne, powtarzalne i wymaga ruchów dłoni i rąk. Autorzy publikacji z pisma Lancet Neurology postanowili sprawdzić, czy coraz częściej wykorzystywane w rehabilitacji po udarze gry cyfrowe są pod względem usprawniania kończyn górnych lepsze od gier tradycyjnych. Testy prowadzono w 14 centrach z 4 krajów. Spośród 141 osób, które przeszły niedawno udar i miały problemy z poruszaniem jedną lub obiema dłońmi i/lub ramionami, połowa trafiła na rehabilitację z wykorzystaniem Wii, a reszta grała np. w karty lub w domino. Przez 2 tygodnie odbywano 10 godzinnych sesji. Oprócz tego wszyscy przechodzili zwykłą rehabilitację poudarową. Okazało się, że po 2 tygodniach eksperymentu i miesiąc po jego zakończeniu znacząca poprawa zdolności ruchowych była widoczna w obu grupach (sięgała ona, odpowiednio, 30 i 40%). Wg badaczy, między grupami nie było widać różnic w zakresie siły, zręczności, tzw. dużej motoryki, jakości życia czy radzenia sobie z codziennymi czynnościami. Wszyscy lubimy technologię i mamy tendencję, by myśleć, że nowe technologie są lepsze od staromodnych strategii. W tym przypadku nie jest to jednak prawda. W ramach naszego eksperymentu ustaliliśmy, że proste czynności rekreacyjne, które można wdrożyć gdziekolwiek, są równie skuteczne jak technologia - opowiada dr Gustavo Saposnik. Saposnik dodaje, że był zaskoczony wynikami, gdyż wiele wcześniejszych badań, w tym jego własne, sugerowało, że terapia wirtualna jest bardziej efektywna. Kanadyjczyk wyjaśnia, że tym razem testy kliniczne prowadzono jednak na wyjątkowo dużą skalę, poza tym wyrównano nie tylko czas konwencjonalnej terapii, ale i czas gry na Wii lub w karty czy domino. W przeszłości zaś grupę wyłącznie tradycyjnej rehabilitacji zestawiano z grupą poddawaną typowej terapii i terapii w rzeczywistości wirtualnej. « powrót do artykułu
-
Handspot - dłonie do sterowania wirtualnym światem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Microsoft pracuje nad zaawansowanymi systemami rozpoznawania gestów dłoni. Firma chce, by w przyszłości interakcja człowieka z komputerem odbywała się w najbardziej naturalnym sposób - by można było za pomocą dłoni manipulować wirtualnymi obiektami. Rozwijane przez koncern technologie pozwalają na manipulowanie obiektami na ekranie komputera jak i w wirtualnej rzeczywistości, gdy używany jest specjalny hełm VR. W jaki sposób wchodzimy w interakcje z przedmiotami w realnym świecie? Podnosimy je, dotykamy, manipulujemy. Powinniśmy być w stanie zrobić to samo z wirtualnymi obiektami - mówi Jamie Shotton, jeden z inżynierów z laboratorium Microsoftu z Cambridge w Wielkiej Brytanii. Jeśli opracujemy dobre technologie wirtualnej wizji, rozpoznawania głosu i gestów, to ludzie projektujący takie przedmioty jak telewizory, ekspresy do kawy czy urządzenia Internet of Things będą mieli duże możliwości interakcji z projektami - dodaje Andrew Fitzgibbon odpowiedzialny za prace nad wizją komputerową. Stworzenie systemu do ręcznej manipulacji wirtualnymi obiektami tylko pozornie wydaje się proste. System taki musi działać tak, by interakcja przebiegała podobnie jak w świecie realnym, a jednocześnie musi zużywać minimalną ilość energii i mocy obliczeniowych systemu. Nie jest to proste. Dość wspomnieć, że np. dłonią możemy objąć piłeczkę. Wówczas palce znikają z pola widzenia, a komputer musi być w stanie obliczyć, co się z nimi stało i co robią. Aby poradzić sobie z tym problemem inżynierowie wykorzystują nowatorskie systemy śledzenia ruchu dłoni z algorytmem, którego korzenie sięgają lat 40. ubiegłego wieku, kiedy nikt nie miał do dyspozycji dużych mocy obliczeniowych, a te dostępne były bardzo drogie. Dzięki temu połączeniu udało się stworzyć system, który w sposób szybki, dokładny i nieprzerwany śledzi ruchy dłoni, a jednocześnie może działać na zwykłych gadżetach przeznaczonych na rynek konsumencki. Pod względem dokładności dochodzimy do punktu, w którym użytkownik systemu nie czuje różnicy pomiędzy swoją dłonią, a dłonią wirtualną - mówi Shotton. Inżynierów pracujących przy projekcie Handpose najbardziej zaskoczył fakt, że brak uczucia dotyku nie był poważnym problemem dla osób postronnych, które testują podobne systemy. Ich zdaniem, jeśli tego typu system jest dobrze zaprojektowany i wiarygodny, to inne nasze zmysły - jak wzrok czy słuch - potrafią nas przekonać, że dotykamy czegoś, z czym w rzeczywistości nie mamy kontaktu. Jednak Hrvoje Benko z grupy zajmującej się naturalnymi interakcjami obawia się, że gdy systemy rzeczywistości wirtualnej staną się bardziej rozbudowane i realistyczne, trudnej będzie przekonać zmysł dotyku, że wszedł w interakcje z wirtualnym przedmiotem. Jego zdaniem konieczne będzie dotknięcie czegoś. Dlatego też on i jego koledzy pracują nad wykorzystaniem rzeczywistych przedmiotów do udoskonalenia odczucia interakcji z przedmiotami wirtualnymi. Dotyk ma wartość, próbujemy rozumieć, czym on jest - stwierdza Andy Wilson, szef grupy interakcji naturalnych. By to osiągnąć nie jest konieczne odtwarzanie w świecie rzeczywistym całych skomplikowanych systemów. W laboratoriach Microsoftu stworzono projekt, w ramach którego można ciągle używać tego samego fizycznego elementu do złożenia wirtualnej struktury składającej się z wielu identycznych elementów. Mamy wrażenie, że używamy wielu elementów, gdy w rzeczywistości wykorzystujemy jeden. Tę samą zasadę można będzie wykorzystać do stworzenia znacznie bardziej złożonych systemów, na przykład za pomocą kilku fizycznych przycisków i dźwigni można będzie odtworzyć wirtualny kokpit samolotu i szkolić pilotów. « powrót do artykułu -
Czas przejścia pokarmu przez jelito kluczowy dla zdrowia
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Czas przejścia pokarmu przez układ pokarmowy (pasażu) wpływa na ilość szkodliwych metabolitów bakteryjnych. Tym samym stanowi czynnik kluczowy dla zdrowia jelit. Autorzy publikacji z Nature Microbiology analizowali wpływ czasu pasażu jelita grubego na metabolizm bakterii (mikrobiomu). Naukowcy z Narodowego Instytutu Żywienia Duńskiego Uniwersytetu Technicznego analizowali bakteryjne produkty przemiany materii z moczu. Bakterie jelitowe preferują trawienie (fermentację) węglowodanów, lecz gdy ich brakuje, zaczynają rozkładać inne związki, np. białka. Wcześniej akademicy zaobserwowali korelacje między pewnymi produktami rozkładu białek przez bakterie i rozwojem różnych chorób, w tym raka jelita grubego, przewlekłej choroby nerek i autyzmu. W skrócie, odkryliśmy, że im dłuższy czas pasażu jelita grubego, tym więcej szkodliwych produktów rozkładu bakteryjnego [katabolizmu białek] powstaje. Dla odmiany, kiedy czas pasażu jest krótszy, wykrywamy więcej związków produkowanych w czasie odnowy śluzówki, co może stanowić przejaw zdrowszej ściany jelita - opowiada prof. Tine Rask Licht. Powszechnie uznaje się, że bardzo zróżnicowana populacja bakterii jelitowych jest zdrowsza, ale zarówno badania Narodowego Instytutu Żywienia, jak i inne studia pokazują, że bogactwo mikroflory w kale wiąże się często z długim pasażem. Badanie Duńczyków demonstruje, że czas pasażu to kluczowy czynnik dla aktywności mikrobiomu i sygnalizuje znaczenie zapobiegania zatwardzeniom. Uzyskane wyniki mogą pomóc w lepszym rozumieniu chorób, w przypadku których zaparcia stanowią czynnik ryzyka, np. raka jelita grubego, czy takich, który często towarzyszą, np. ADHD i autyzmu. Licht dodaje, że można wprowadzić kilka zwyczajów, dzięki którym czas pasażu się skróci, np. przestrzegać diety bogatej w błonnik, pić dużo wody i pamiętać o ruchu. Warto też rozważyć zmniejszenie spożycia mięsa, które spowalnia pasaż i dostarcza bakteriom z przewodu pokarmowego dużo białka. « powrót do artykułu -
SMS-owanie wyzwala nieznany dotąd rytm fal mózgowych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Wysyłanie SMS-ów wyzwala nieznany dotąd rodzaj rytmu fal mózgowych. By się dowiedzieć, jak pracuje nasz mózg w czasie komunikacji tekstowej za pomocą smartfonów, zespół prowadzony przez Williama Tatuma z Mayo Clinic przeanalizował dane 129 pacjentów w średnim wieku 36 lat (93 kobiet i 36 mężczyzn). Ich fale mózgowe monitorowano przez 16 miesięcy za pomocą EEG. W tym samym czasie byli oni nagrywani. Dr Tatum wykrył unikatowy "rytm SMS-owania" u 27, czyli u ok. 1 na 5 pacjentów, którzy wysyłali wiadomości tekstowe w okresie monitoringu aktywności elektrycznej mózgu. Później naukowcy poprosili ochotników, by wzięli udział w testach uwagi oraz funkcjonowania poznawczego i by wykonywali szereg czynności, np. wysyłali SMS-y czy stukali palcami. Tylko wysyłanie wiadomości tekstowych wyzwalało nowy rytm mózgowy (wg autorów publikacji z pisma Epilepsy & Behavior, całkiem różny od wszystkiego, co dotąd opisano). Nie stwierdzono korelacji rytmu SMS-owania z cechami demograficznymi pacjentów, w tym z wiekiem, płcią, rodzajem padaczki lub obecnością zmian mózgowych na skanach z rezonansu. Sądzimy, że nowy rytm to obiektywna miara zdolności mózgu do przetwarzania niewerbalnych informacji podczas korzystania z urządzeń elektronicznych. Ma on związek z silnie rozproszoną siecią, rozszerzaną przez uwagę bądź emocje. Nowy rytm wykryto nie tylko u użytkowników smartfonów, ale i iPadów. Naukowcy dywagują, że występowanie innego rytmu fal mózgowych podczas korzystania z urządzeń przenośnych może być związane z mniejszymi ekranami, które wymagają silniejszej koncentracji. To nowy powód biologiczny, by nie wysyłać wiadomości tekstowych podczas prowadzenia samochodu - SMS-owanie zmienia bowiem fale mózgowe. Potrzeba jeszcze dalszych intensywnych badań. Musimy zacząć analizować reakcje mózgu przy tworzeniu interfejsu z urządzeniami elektronicznymi. « powrót do artykułu -
Misja Teleskopu Hubble'a przedłużona o 5 lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
NASA i Association of Universities in Research in Astronomy podpisały umowę o przedłużeniu pracy Teleskopu Kosmicznego Hubble'a na kolejne pięć lat. Nowa umowa przewiduje, że Hubble będzie obsługiwany do 30 czerwca 2021 roku. Po misji serwisowej w 2009 roku Hubble jest w doskonałym stanie i dostarcza lepszych danych niż wcześniej. Teleskop Kosmiczny Hubble'a został wybudowany przez NASA przy pomocy Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jest jedynym teleskopem kosmicznym przystosowanym do serwisowania. Dotychczas odbyło się 5 misji serwisowych, pierwsza w grudniu 1993 roku, ostatnia w roku 2009. Za stronę naukową teleskopu oraz dostarczanie zdobytych przezeń danych międzynarodowej społeczności naukowej odpowiada Space Telescope Science Institute (STScI) podległy Association of Universities for Research in Astronomy. Umowa, zawarta przez tę instytucję z NASA przewiduje świadczenie usług i dostarczanie produktów koniecznych do kontynuowania misji, rozwój naziemnych systemów wykorzystania danych z Hubble'a, prowadzenie odpowiednich badań naukowych, zarządzanie grantami oraz archiwizowanie danych w Mikulski Archive for Space Telescopes. Eksperci spodziewają się, że Hubble będzie pracował jeszcze w przyszłej dekadzie i dostarczy wielu niezwykle ważnych danych. W 2018 roku w przestrzeń kosmiczną trafi James Webb Space Telescope. Będzie on podstawowym teleskopem kosmicznym nadchodzącej dekady. « powrót do artykułu -
Toksyna zapobiega tworzeniu neurotoksycznych agregatów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Specjaliści z Instytutu Badań Fizycznych i Chemicznych (RIKEN) z Wakō w pobliżu Tokio odkryli, że akroleina, toksyna powstająca w komórkach w czasie stresu oksydacyjnego, może odgrywać ważną rolę w zapobieganiu procesowi fibrylacji, czyli nieprawidłowemu odkładaniu się białek, związanemu m.in. z chorobą Alzheimera (ChA). Kluczem do nowo opisanej funkcji jest cykloaddycja [4+4]. Japończycy zauważyli, że w pewnych okolicznościach akroleina może się łączyć z poliaminami, tworząc związek zapobiegający fibrylacji peptydu Aβ40. Godne uwagi jest to, że reakcja angażuje akroleinę i poliamidy, które wszystkie są związane ze stresem oksydacyjnym. Choć wiadomo, że poliaminy odgrywają wiele ważnych biologicznych ról, mechanizmy [ich] działania pozostają słabo poznane - podkreśla Ayumi Tsutsui. Poziom akroleiny koreluje z postępami [...] nowotworu czy udaru. Postrzeganie jej jako niebezpiecznej substancji wyzwalającej chorobę wydawało się więc mieć sens. Wielu naukowców tak do tego podchodzi. W ramach naszych wcześniejszych prac odkryliśmy jednak, że akroleina może się wiązać z poliaminami, np. sperminą i spermidyną, tworząc ośmioatomowe cykliczne cząsteczki. Zastanawialiśmy się, jaką funkcję biologiczną spełniają te pierścienie - opowiada Tamotsu Zako z Ehime University. W czasie najnowszych eksperymentów wykazano, że połączenie akroleiny i poliamin nie dopuszcza do agregacji toksycznego dla neuronów beta-amyloidu. Autorzy artykułu z pisma Advanced Science inkubowali peptyd Aβ40 w roztworach akroleiny, sperminy oraz cyklicznego związku utworzonego przez akroleinę i poliaminy. W pojedynkę żaden z dwóch pierwszych związków nie wpływał na fibrylację, ale związek cykliczny okazał się silnym inhibitorem. Gdy akroleinę i poliaminy dodawano łącznie do żywej komórki, reagowały na drodze cykloaddycji [4+4], dając cząsteczkę diazooctanu acylu. Katsunori Tanaka podkreśla, że opisane eksperymenty prowadzono z Aβ40, peptydem z 40 aminokwasami w łańcuchu, ale w przyszłości chciałby zbadać Aβ42, peptyd o wiele bardziej podatny na fibrylację (to on, wg naukowców, odgrywa kluczową rolę w ChA). « powrót do artykułu -
Nowe badania Deep Skull, najstarszych szczątków człowieka współczesnego znalezionych na wyspach Azji Południowo-Wschodniej, przyniosły zaskakujące wyniki. Okazało się, że liczące 37 000 lat szczątki nie są spokrewnione z australijskimi Aborygenami. Najprawdopodobniej nie są to też szczątki młodego mężczyzny, a starszej kobiety. Prace, przeprowadzone przez profesora Darrena Curnoe z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, to najbardziej szczegółowe badania fragmentów czaszki, które znaleziono w 1958 roku na Sarawak w Jaskini Niah. Stwierdziliśmy, że szczątki te najbardziej przypominają współczesnych mieszkańców Borneo, z ich niewielką delikatną budową ciała, a nie autochtonów z Australii - mówi profesor Curnoe. Pierwotnie Deep Skull była badana przez słynnego brytyjskiego antropologa Dona Brothwella. W 1960 roku uznał on, że fragmenty czaszki należą do młodego mężczyzny spokrewnionego lub poprzedzającego rodzimych mieszkańców Australii, w szczególności zaś Tasmanii. Idee Brothwella miały duży wpływ na naukę, ale nikt się z nimi nie zmierzył. Postanowiliśmy sprawdzić, czy po niemal 6 dekadach przedją próbę czasu. Nasze badania zmieniły spojrzenie na wiele z tych starych hipotez. Wykazały, że Deep Skull należy raczej do kobiety w średnim wieku, a nie nastolatka, że wykazuje niewiele podobieństw do Aborygenów. Bardziej przypomina budowę czaszek współczesnych ludzi z bardziej na północ położonych terenów Azji Południowo-Wschodniej - stwierdza Curnoe. Nowe badania Deep Skull mogą zmienić postrzeganie historii tego obszaru. Fragmenty czaszki są bowiem jednym z kluczowych elementów hipotezy o dwóch falach osadnictwa w Azji Południowo-Wschodniej. Mówi ona, że region ten najpierw został zasiedlony przez ludzi spokrewnionych z Aborygenami i mieszkańcami Nowej Gwinei, którzy przed kilkoma tysiącami lat zostali wyparci przez rolników z południowych terenów dzisiejszych Chin. Bardzo jednak możliwe, że hipoteza ta - przynajmniej odnośnie Borneo - nie jest prawdziwa. Być może dzisiejszy mieszkańcy wyspy to potomkowie pierwszych ludzi, którzy się na niej osiedlili. Przynajmniej część z tych przodków nie została wyparta z wyspy i przyjęła rolnictwo od ludzi, którzy przybyli z Chin przed 3000 lat. « powrót do artykułu
-
Międzynarodowa Agencja Badań nad Nowotworami (ang. International Agency for Research on Cancer, IARC), agenda Światowej Organizacji Zdrowia, obniżyła kategorię zagrożenia, do jakiej przypisywana jest kawa. Zwołana przez IARC grupa robocza 23 naukowców analizowała kancerogenność kawy, yerba maté i bardzo gorących napojów. Wnioski, do których doszła, ukazały się w piśmie The Lancet Oncology. Od 1991 r. kawę klasyfikowano jako możliwie kancerogenną (należała ona do grupy 2B: substancji możliwie rakotwórczych dla człowieka). Było to spowodowane powiązaniami z rakiem pęcherza. Obecnie jednak eksperci stwierdzili, że jest za mało dowodów, by powiedzieć, czy działa ona rakotwórczo, czy nie. Przesunięto ją więc do grupy 3.: substancji niemożliwych do zaklasyfikowania. Przejrzawszy ponad 1000 badań na ludziach i zwierzętach, eksperci stwierdzili, że wiele studiów epidemiologicznych sugerowało, że picie kawy nie wpływa kancerogennie w przypadku nowotworów trzustki, piersi i prostaty. Obserwowano za to spadek ryzyka nowotworów wątroby i raka endometrium. Dla ponad 20 innych nowotworów dowody były nierozstrzygające. O ile nie ma rozstrzygających dowodów na rakotwórczy wpływ picia kawy, o tyle można o nich mówić w przypadku spożywania bardzo gorących napojów (te zostały zaliczone do grupy 2A: substancji prawdopodobnie rakotwórczych). Wyniki sugerują, że picie bardzo gorących napojów jest prawdopodobną przyczyną raka przełyku i chodzi o temperaturę [powyżej 65°C], a nie o same napoje [...] - podkreśla dr Christopher Wild, dyrektor IARC. Wnioski oparto na ograniczonych dowodach z badań epidemiologicznych. Prowadzono je w takich miejscach, jak Chiny, Iran, Turcja czy Ameryka Południowa, gdzie herbatę czy maté tradycyjnie pije się w bardzo wysokiej temperaturze (ok. 70°C). W badaniach na zwierzętach także zdobyto ograniczone dowody na rakotwórczość bardzo gorącej wody. Palenie i picie alkoholu to główne przyczyny raka przełyku, zwłaszcza w wielu krajach o wysokim dochodzie. Jednak większość przypadków raka przełyku występuje w częściach Azji, Ameryki Południowej i wschodniej Afryki, gdzie powszechne jest regularne picie bardzo gorących napojów i gdzie przyczyny wysokiej zapadalności nie są dobrze poznane. Chłodna maté nie wywierała wpływu rakotwórczego ani w badaniach na zwierzętach, ani w studiach epidemiologicznych, dlatego jej picie w temperaturach nieuznawanych za bardzo wysokie należy zaliczyć do grupy 3. « powrót do artykułu
-
Aleksander Wolszczan i Matthew Route odkryli najszybciej obracającego się brązowego karła jakiego dotychczas znamy. Nasze nowe odkrycie ultra zimnego karła dowodzi niezwykłej czułości teleskopu w Arecibo. Jest on w stanie dokonywać pomiarów pól magnetycznych gwiazd o bardzo małej masie, brązowych karłów oraz planet - mówi Wolszczan. Dotychczasowe pomiary wykazały - na podstawie regularnych rozbłysków - że obiekt gwiazdopodobny J1122+25 obraca się w ciągu 17, 34 lub 51 minut. Konieczne są kolejne badania, które wykażą, który z pomiarów jest właściwy. Jeśli jednak okaże się, że czas obrotu wynosi 51 minut, będziemy mieli do czynienia z najszybciej obracającym się znanym nam brązowym karłem. Obiekt został po raz pierwszy zauważona w 2011 roku przez WISE. Wolszczan i Route obserwowali J1122+25 przez osiem miesięcy szukając rozbłysków energii w paśmie radiowym. J1122+25 znajduje się w odległości około 55 lat świetlnych od Ziemi i jest jednym z sześciu najchłodniejszych brązowych karłów, dla których wykryliśmy takie rozbłyski - mówi Route. Wielu ekspertów uważa brązowe karły za formę przejściową pomiędzy planetami a gwiazdami. Obiekty te mają wiele cech fizycznych charakterystycznych dla gazowych olbrzymów jak Jowisz. Brązowe karły podczas formowania gromadzą zbyt mało materiału, by rozpoczęła się w nich przemiana wodoru w hel. Brak ciągłej produkcji energii z fuzji powoduje, że są one znacznie chłodniejsze i ciemniejsze od większości gwiazd. « powrót do artykułu
-
Trójwymiarową dokumentację słynnych, nadbałtyckich ruin kościoła św. Mikołaja w Trzęsaczu (woj. zachodniopomorskie) wykonali archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego. To pierwsza naukowa dokumentacja unikatowego zabytku - wyjaśniła PAP Martyna Sałek z Gminnego Ośrodka Kultury w Rewalu, który sprawuje merytoryczną pieczę nad kościołem. Dzięki temu - jeśli konstrukcji cokolwiek by się stało - dla potomnych dostępny będzie ślad naukowy, który po nich pozostanie - dodała. Do tej pory nie prowadzono żadnych prac naukowych na terenie zabytku - analiz architektonicznych czy archeologicznych. Poza szczegółowymi planami i inwentaryzacją uszkodzeń ściany, zrobiliśmy również szereg zdjęć panoramicznych, które gmina może wykorzystać przy promocji obiektu - powiedziała PAP kierownik pracowni skanerów 3D w Instytucie Archeologii UW, Marta Bura. Do ostatniej katastrofy w obrębie kościoła doszło w 1994 roku - morze zabrało kolejny fragment ściany. Wtedy podjęto decyzję o profesjonalnym zabezpieczeniu klifu, które do dzisiaj zapewnia zabytkowi skuteczną ochronę. Jak wyjaśniła Martyna Sałek, gmina Rewal obecnie zamierza dokonać hydrofobizacji ścian ruiny - czyli zabezpieczyć cegły od rozpadu w wyniku zasolenia. Z uwagi na to, że jest to proces kosztowny, poszukiwane będą zewnętrzne środki na ten cel. Niezbędna w wielu konkursach jest szczegółowa dokumentacja obiektu - dlatego trójwymiarowe skany mogą przyczynić się w ten sposób do uratowania zabytku - dodała. Ruiny kościoła św. Mikołaja w Trzęsaczu obecnie znajdują się nad samym Morzem Bałtyckim - na klifie. W średniowieczu położony był jeszcze w centrum wsi, prawie 2 km od brzegu. Z czasem Bałtyk coraz bardziej wcinał się w ląd. W 1750 r. dystans dzielący morze od zabytku wynosił 50 m, a w 1806 - już 15 m. W 1874 r. w kościele odprawiono ostatnie nabożeństwo i budynek został zamknięty, gdyż groził zawaleniem. W 1900 roku nastąpiły pierwsze, małe osunięcia, a w 1901 roku runęła już cała północna ściana. Przez następne lata morze powoli porywało kościół. Ostatnie osunięcie miało miejsce w 1994 roku, kiedy runęła połowa ściany południowej. Od tego czasu długa na 12 metrów ściana stoi na stromym klifie i skutecznie opiera się zgubnemu działaniu warunków atmosferycznych. « powrót do artykułu