Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dzięki odmiennemu przetwarzaniu informacji wzrokowych kolibry mogą sprawnie latać z dużymi prędkościami (niekiedy szybciej niż 50 km/h). Ptaki latają szybciej niż owady, dlatego w przypadku zderzenia z różnymi obiektami, niebezpieczeństwo jest większe. Chcieliśmy [więc] sprawdzić, jak unikają kolizji [...] - opowiada dr Roslyn Dakin z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Kanadyjczycy umieszczali kolibry w 5,5-m tunelach i wyświetlali na ścianach różne wzory. Trajektorię lotu ptaków w tunelu śledzono za pomocą 8 kamer. Wykorzystaliśmy pociąg kolibrów do słodzonej wody. Po jednej stronie tunelu umieściliśmy żerdź, a po drugiej pojnik. Ptaki latały w tę i z powrotem przez cały dzień. To pozwoliło nam przetestować różne bodźce wzrokowe - wyjaśnia prof. Douglas Altshuler. Niewiele wiadomo o tym, jak ptaki posługują się wzrokiem w czasie lotu. Wiadomo jednak, że i pszczoły, i ludzie przetwarzają odległość, oceniając, jak szybko obiekt przesuwa się przez ich pole widzenia. Zauważając podczas jazdy samochodem, że słupy telefoniczne przemieszczają się szybko, a budynki wolniej, nasz mózg stwierdza np., że te pierwsze znajdują się bliżej, a te drugie - dalej. Kiedy w tunelu symulowano kolibrom takie właśnie informacje, nie reagowały. Zespół Dakin zauważył jednak, że określając odległość, ptaki polegały na wielkości obiektu. Oznacza to, że gdy coś staje się większe, kolibry otrzymują sygnał, że się do tego zbliżają, gdy zaś maleje, stwierdzają, że odległość rośnie. Powiększanie obiektu wskazuje, ile czasu zostało do zderzenia; nie trzeba przy tym nawet wiedzieć, jak duży jest ten obiekt. Być może pozwala to ptakom precyzyjniej unikać kolizji w wykorzystywanym przez nie szerokim zakresie prędkości lotu. « powrót do artykułu
  2. Podróże kształcą. I, jak się okazuje, nie tylko ludzi. Szympansy, które podróżują więcej, częściej używają narzędzi - wynika z badań przeprowadzonych przez Uniwersytety w Neuchatel i Genewie. Naukowcy obserwowali zwierzęta żyjące w Lesie Budongo w Ugandzie. Opisują przykład Hawy, szympansa, który lubi wędrować, a energię do podróży czerpie jedząc miód. Z kolei jego przyjaciel, Squibs, nie zapuszcza się zbyt daleko, nie nauczył się korzystania z wysoko energetycznego miodu. Taki wzorzec zaobserwowano u wielu zwierząt. Nasze badania wykazały, że częstsze podróże wiążą się z częstszym używaniem narzędzi wśród szympansów. Być może to wędrówki były siłą napędową postępu technologicznego u wczesnych ludzi - mówi doktor Thibaud Gruber z Uniwersytetu w Genewie. Naukowcy, chcąc potwierdzić swoje wstępne obserwacje, przeprowadzili wieloletnie badania na 70 dzikich szympansach. Uczeni skupili się na szympansie zachodnim (Pan troglodytes schweinfurthii), o którym wiadomo, że praktycznie nie używa narzędzi. Jedynymi narzędziami, z jakich małpy te korzystają, by się pożywić, są liście, którymi czerpią wodę oraz mech, który nasączają minerałami z glinianek i wysysają. Szympansy chętnie jedzą też miód, ale do jego wydobywania wykorzystują wyłącznie palce, co rzadko kończy się sukcesem. Naukowcy porozkładali więc w lesie kawałki drewna z wydrążonymi otworami częściowo wypełnionymi miodem i przystąpili do obserwacji zachowań zwierząt. Gdy po wielu latach eksperymentu zebrali wystarczającą liczbę danych o tym, które zwierzęta skutecznie zdobyły miód, jakich narzędzi do tego używały oraz jak dużo każde ze zwierząt podróżowało, poddali dane te analizie. Wyniki były zaskakujące. Wyraźnie było widać, że te zwierzęta, które więcej podróżowały, częściej używały narzędzi. Nie sądziliśmy, że podróżowanie odgrywa tak duża rolę. Byliśmy zaskoczeni faktem, że miało ono większy wpływ niż zmniejszenie spożycia ich ulubionych przejrzałych owoców - mówi Gruber. Naukowcy doszli do wniosku, że dłuższe wędrówki wymagają więcej energii. Tę z kolei zapewnia trudno dostępny miód, co skłania zwierzęta do innowacyjności. Badania ujawniły też wpływ lokalnego środowiska na innowacyjność. Las Budongo zapewniał szympansom bardzo dobre warunki życia, co może wyjaśniać rzadkie używanie narzędzi przez zwierzęta. Jednak w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci źródła pożywienia stawały się trudniej dostępne. Niewykluczone zatem, że innowacyjność i użycie narzędzi u ludzi zostały spowodowane z jednej strony wędrówkami, a z drugiej - zmieniającymi się warunkami środowiskowymi. To wymuszało innowacyjność. « powrót do artykułu
  3. Symptomy zespołu przewlekłego zmęczenia (ZPZ) mogą być prowokowane przez lekkie-umiarkowane napinanie mięśni oraz nerwów. W eksperymencie naukowców z Uniwersytetu Alabamy w Birmingham i Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wzięło udział 60 osób z zespołem przewlekłego zmęczenia i 20 osób bez ZPZ. Podczas 15 minut ćwiczeń - podnoszenia i przytrzymywania nogi w górze podczas leżenia na plecach na kozetce albo markowanego uniesienia, które nie powodowało napięcia mięśni - ochotników co 5 minut pytano o natężenie zmęczenia, bólu mięśni, zawrotów i bólu głowy, a także problemów z koncentracją uwagi. Z badanymi kontaktowano się dobę później i znów wypytywano o objawy. W porównaniu do ludzi z ZPZ, u których zastosowano procedurę placebo, osoby z ZPZ, u których naprawdę dochodziło do napinania mięśni i nerwów, donosiły o większym bólu mięśni i problemach z koncentracją w czasie procedury. Po 24 godzinach te same osoby wspominały o większym natężeniu zawrotów głowy (ogólne nasilenie objawów także było wyższe); porównań dokonywano do osób bez ZPZ. Uzyskane wyniki pomagają zrozumieć, czemu ćwiczenia i codzienna aktywność są w stanie wywołać objawy ZPZ. Skoro może je sprowokować zwykłe przytrzymywanie nogi, które powoduje lekkie-umiarkowane napięcie, to zdarzające się w ciągu dnia przedłużone napięcie mięśni lub napięcie wykraczające poza zwykły zakres ruchów także zadziała w ten sposób - wyjaśnia dr Kevin Fontaine z Uniwersytetu Alabamy. Napięcie wzdłużne przyłożone do mięśni i nerwów nóg do 24 godzin zwiększa intensywność objawów u pacjentów z ZPZ, co wskazuje, że podwyższona wrażliwość mechaniczna przyczynia się do epizodów choroby - podsumowuje dr Peter Rowe z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. « powrót do artykułu
  4. Koncerny motoryzacyjne rozwijające autonomiczne samochody zakładają, że w razie awarii człowiek przejmie kontrolę nad pojazdem. Niestety, doświadczenia z innych środków transportu pokazują, że założenie to może być błędne. Osoby prowadzące półautonomiczne pojazdy podejmują katastrofalne decyzje. Jeśli będziemy polegali na człowieku, który miałby podjąć działanie w czasie krótszym niż kilkanaście sekund, dojdzie do wypadków, jakich już byliśmy świadkami - mówi Missy Cummings dyrektora Humans and Autonomy Laboratory na Duke University. Dekady lat badań psychologów dowodzą, że ludzie mają poważne trudności z wypełnianiem nużących zadań, takich jak monitorowanie systemów, które rzadko ulegają awarii i niemal nigdy nie wymagają ich interwencji. Ludzki mózg potrzebuje stymulacji. Jeśli jej nie otrzyma, będzie poszukiwał czegoś, co go zajmie. Im bardziej więc niezawodny jest system, który człowiek ma monitorować, tym mniejsze skupienie uwagi. Przypomnijmy tutaj niedawny śmiertelny wypadek w samochodzie Tesli z włączonym autopilotem. Automatyczny kierowca potrafi zwalniać i przyspieszać, zmieniać pasy ruchu, unikać zderzeń z innymi pojazdami czy wyszukiwać miejsca parkingowe. Usypia więc czujność. Autopilot Tesli ostrzega kierowcę, gdy ten zdejmie dłonie z kierownicy. Człowiek powinien więc, dla własnego dobra, ciągle kontrolować urządzenie. Mimo to Joshua Brown zginął w swoim samochodzie. Fakt, że samodzielnie nie zahamował świadczy o tym, że albo w ogóle nie zauważył ciężarówki, albo zauważył ją zbyt późno. To pokazuje, że nie był skupiony. Co więcej, kierowca ciężarówki zeznał, że w po wypadku słyszał w samochodzie Browna dialogi z filmu o Harrym Potterze. Rob Molloy, główny śledczy ds. wypadków drogowych w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) mówi, że piloci, maszyniści czy kierowcy mogą stracić czujność gdy zawierzają automatom. Przypomina katastrofę lotu 447 Air France, który w 2007 roku leciał z Brazylii do Francji. W samolocie doszło do awarii systemu mierzącego prędkość powietrza, co spowodowało, że autopilot się wyłączył. Piloci byli tym faktem tak zaskoczeni, że w pełni sprawny samolot spadł do Atlantyku. Zginęło 228 osób. Tego typu sytuacje mają miejsce, mimo że automatyka do prowadzenia samolotu czy pociągu jest powszechnie używana od dziesiątków lat. Jednym z problemów jest zbyt duże zaufanie do automatyzacji. Wkrótce po pojawieniu się autopilota w samochodach Tesli do sieci trafiły filmy, na których widzimy, jak autopilot prowadzi samochód, a na miejscu kierowcy nie ma nikogo. Ludzie przejadą się raz w takim samochodzie i stwierdzają, że skoro przez 10 minut nie mieli wypadku, to system jest doskonały - mówi profesor Bryant Walker Smith z Uniwersytetu Karoliny Południowej. Naukowcy obawiają się, że z ludzkim skupieniem uwagi i możliwością monitorowania autonomicznych systemów jest coraz gorzej. Coraz bardziej zaawansowane smartfony powodują, że szukający stymulacji mózg bardzo szybko ją odnajduje. Wystarczy pójść do Starbucksa. Nikt nie potrafi cierpliwie zaczekać w kolejce na kawę. Wszyscy grzebią w smartfonach. To żałosne - mówi Cummings. Producenci autonomicznych systemów do kierowania pojazdami prezentują skrajne podejście. General Motors pracuje nad systemem "Super Cruise", który dzięki kamerom i radarom utrzyma samochód na pasie ruchu w bezpiecznej odległości od poprzedzającego samochodu. Ma on jednak być przeznaczony do użytku wyłącznie na autostradach o fizycznie wydzielonych pasach ruchu. Tymczasem Google pracuje nad samochodem, który nie będzie posiadał ani kierownicy ani pedału hamulca. « powrót do artykułu
  5. Chińskiemu konsorcjum inwestycyjnemu, na czele którego stoi Golden Brick, nie udało się przejąć Opera Software. Na wartą 1,2 miliarda USD nie zgodziły się urzędy regulujące rynek. W związku z tym Golden Brick i zarząd Opery uzgodniły, że Chińczycy zakupią tylko niektóre części norweskiej firmy. Za kwotę 600 milionów dolarów Chińczycy przejmą wersję mobilną oraz desktopową przeglądarki, aplikacje służące zwiększeniu wydajności i prywatności, dział zajmujący się licencjonowaniem technologii Opery oraz udziały Opery w chińskiej firmie nHorizon. Transakcja nie obejmuje Opera Mediaworks, Opera Apps & Games, Opera TV. Obie strony mają nadzieję, że zamkną transakcję w drugiej połowie trzeciego kwartału bieżącego roku. Do jej zakończenia potrzebna jest m.in. zgoda odpowiednich urzędów. « powrót do artykułu
  6. Krzyżacy wznosili zamki na ziemi chełmińskiej od 2. poł. XIII do 2. poł. XIV wieku. Wówczas służyły one do celów politycznych, militarnych, gospodarczych i propagandowych, obecnie są charakterystycznymi punktami w krajobrazie. Do tej pory nie wiemy jednak wszystkiego nt. ich funkcji czy rozwiązań architektonicznych. Właśnie ruszył szeroko zakrojony projekt badawczy dotyczący zamków krzyżackich. Nowe badania krzyżackich twierdz realizuje od czerwca dr hab. Marcin Wiewióra z Zakładu Archeologii Architektury Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (UMK) wraz z zespołem. Badania prowadzone są dzięki środkom z grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. W ciągu trzech lat naukowcy przeprowadzą interdyscyplinarne prace w obrębie pięciu zamków, które nie doczekały się do tej pory tak zaawansowanych analiz. Właśnie rozpoczęliśmy pierwsze badania nieinwazyjne, prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, na zamkach i przedzamczach w Starogrodzie i Unisławiu - poinformował PAP dr Wiewióra. Skupiamy się na takich zamkach, które mogą udzielić nam odpowiedzi na kluczowe pytania - mówi. Jak wylicza archeolog, do dziś nie wiadomo m.in., kiedy dokładnie Krzyżacy rozpoczęli budowę zamków, czy ich wzniesienie było poprzedzane - jak sugerują niektóre przekazy źródłowe – wcześniejszym osadnictwem obronnym (pruskim, słowiańskim). Czy może raczej, o czym z kolei świadczą wyniki badań archeologicznych przeprowadzonych już w części z nich, zamki powstawały w miejscach do tej pory nie zasiedlonych? Niektóre z zamków zachowały się w złym stanie, bądź w ogóle nie widać ich na powierzchni ziemi. Badacze chcą poznać ich pierwotny wygląd. Dotychczasowe wyniki badań są bardzo intrygujące. W czasie badań geofizycznych w obrębie zamku w Unisławiu aparatura najprawdopodobniej zarejestrowała zachowane pozostałości murów, które nie są widoczne w terenie - opowiada dr hab. Wiewióra. Podobne odkrycia towarzyszyły pracom w Starogardzie. Dzięki wykorzystaniu drona (wielowirnikowca) eksperci wykonali już mapowanie terenu na zamkach w Bierzgłowie, Starogrodzie i Unisławiu. Latem i późną jesienią przeprowadzone zostaną dalsze badania nieinwazyjne na nie rozpoznanych do tej pory zamkach w Lipienku, Bierzgłowie i domniemanym drugim przedzamczu zamku w Papowie Biskupim. Od lat podejmowane są próby całościowego spojrzenia na problematykę zamków krzyżackich, jednak stan naszej wiedzy jest niewystarczający. Dotyczy to szczególnie chronologii kolejnych etapów prac budowlanych, topografii i układu przestrzennego zamków, funkcji poszczególnych elementów zabudowy - wskazuje badacz. Dodaje, że sposób wznoszenia zamków - mimo prób rozpoznania, podejmowanych przez kilku ekspertów - wymaga korekt i weryfikacji. Zakończenie projektu planowane jest na 2019 r., zwieńczy je publikacja. Więcej na temat przedsięwzięcia można znaleźć na stronie internetowej www.projektumk.wix.com/castra-terrae « powrót do artykułu
  7. Naukowcy z Massachusetts General Hospital (MGH) wykazali, że wbrew temu, co pisze się w podręcznikach, narządem, w którym eliminowane są uszkodzone bądź naturalne postarzałe erytrocyty, nie jest śledziona, ale wątroba. Zachodzi w niej również recykling żelaza. Wg Amerykanów, nowo zdobyta wiedza może m.in. poprawić leczenie lub zapobieganie anemii. Podręczniki mówią nam, że czerwone krwinki są eliminowane przez wyspecjalizowane makrofagi ze śledziony, ale nasze badanie pokazuje, że to wątroba, a nie śledziona stanowi główne miejsce usuwania erytrocytów i recyklingu żelaza. [...] Zidentyfikowaliśmy [też] przejściową populację komórek szpikopochodnych do spraw recyklingu - opowiada Filip Swirski. Średnia długość życia zdrowego erytrocytu wynosi 120 dni. Może ona ulegać skróceniu przez sepsę czy niedokrwistość sierpowatą. Komórki mogą też zostać uszkodzone podczas pomostowania aortalno-wieńcowego lub dializ. Niekiedy przetaczana krew także zawiera erytrocyty uszkodzone podczas pobierania, przechowywania czy podawania. Uszkodzone erytrocyty uwalniają hemoglobinę, co przez hemoglobinurię skutkuje uszkodzeniem nerek. Wskutek anemii tkanki nie otrzymują wystarczającej ilości tlenu. Problemem bywa też toksyczny poziom żelaza. Podczas badań Amerykanie wykorzystali różne modele uszkodzenia erytrocytów. Eksperymenty na myszach ujawniły, że obecność uszkodzonych erytrocytów w osoczu prowadziła do szybkiego zwiększenia populacji pewnych monocytów, które wychwytywały czerwone krwinki i transportowały je do śledziony i wątroby. Parę godzin później niemal wszystkie uszkodzone erytrocyty znajdowały się jednak w obrębie populacji makrofagów w wątrobie. Wypełniwszy swoją rolę, komórki te znikały. Jak tłumaczy Swirski, monocyty ze szpiku fagocytują uszkodzone erytrocyty i przemieszczają się do wątroby, gdzie stają się zajmującymi się recyklingiem żelaza makrofagami. Autorzy publikacji z pisma Nature Medicine wykazali, że fagocytujące czerwone krwinki monocyty są kierowane do wątroby dzięki ekspresji chemokin. Zablokowanie opisanego procesu prowadziło do toksycznych poziomów żelaza, nagromadzenia wolnej hemoglobiny w osoczu, a także objawów uszkodzenia nerek i wątroby. Mechanizm, który opisaliśmy, może być albo pomocny, albo szkodliwy. Wszystko zależy od warunków. Jego nadmierna aktywność prowadzi do usuwania nadmiernej liczby erytrocytów, ale spowolnienie czy upośledzenie w inny sposób skutkuje za wysokim poziomem żelaza. Dalsze badania pokażą nam, kiedy mechanizm się uruchamia i pomogą zrozumieć, jak wykorzystać lub zahamować go w różnych warunkach. « powrót do artykułu
  8. Biolodzy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii proponują, by na zadach afrykańskiego bydła malować oczy, które dzięki psychologicznym oddziaływaniom mają zapobiec atakom lwów. To z kolei ograniczy zabijanie kotów w odwecie. Już wkrótce prowadzone będą testy rozwiązania w Botswanie. Obszary chronione są coraz mniejsze i lwy coraz częściej stykają się ludzkimi populacjami, które rozszerzają się aż do granic rezerwatów i parków - podkreśla dr Neil Jordan. Nie dysponując innymi środkami obrony przed atakami drapieżników, farmerzy uciekają się do śmiertelnych metod: trutek i broni palnej. Jeśli malowane oczy się sprawdzą, ocali to kotom życie. Lwy afrykańskie są uznawane za gatunek narażony na wyginięcie. Liczba dorosłych osobników wynosi dziś 23-39 tys., podczas gdy jeszcze w latach 90. Botswana Predator Conservation Trust (BPCT) szacowało liczebność populacji na ponad 100 tys. Dr Jordan wpadł na pomysł malowania oczu na zadach bydła, gdy w pobliżu wioski, gdzie mieszkał w Botswanie, zabito dwie lwice. Patrząc na polowanie lwów na impale, Australijczyk zauważył coś interesującego. Lwy polują z zasadzki, dlatego śledzą ofiarę i podkradają się do niej niezauważone. W tym przypadku ofiara dostrzegła jednak drapieżnika. Kiedy lew zdał sobie sprawę, że został zdemaskowany, zarzucił polowanie. Wiadomo, że w naturze bycie zauważonym często wyklucza polowanie, dlatego np. wzory oczu na skrzydłach motyli odstraszają ptaki. W Indiach przez długi czas drwale nosili zaś na tyle głowy maski, by odpędzić polujące na ludzi tygrysy. Jordan postanowił wykorzystać to zjawisko. W zeszłym roku pracował nad nową strategią (zwaną iCow) z BPCT i lokalnymi rolnikami. Naukowcy ostemplowali wzorem oczu zady 1/3 z 62 sztuk bydła. Każdej nocy liczono powracające zwierzęta. Dziesięciotygodniowy test pokazał, że lwy zabiły 3 niepomalowane krowy i nie zabiły ani jednej krowy z oczami na zadzie. Jordan podkreśla, że na razie próba była zbyt mała, by wykluczyć przypadek. Dlatego biolodzy wracają do Botswany w połowie lipca. Za pośrednictwem platformy do crowdfundingu Experiment.com udało się zabrać ponad 8 tys. dolarów australijskich na zakup 10 obroży GPS dla krów i 1 obroży dla lwa. Zespół Jordana namaluje oczy na zadach ok. połowy stada złożonego z 60 zwierząt. Później naukowcy będą monitorować ruchy obu gatunków i miejsca ich spotkań. To zapewni nam informacje nt. ryzyka drapieżnictwa w przypadku krów pomalowanych i kontrolnych, a także rozmieszczenia punktów zapalnych konfliktu. « powrót do artykułu
  9. Ludzie z autoimmunologicznym zespołem niedoczynności wielogruczołowej typu 1. (zespołem APECED) wytwarzają przeciwciała, które korelują ze zmniejszoną częstością występowania cukrzycy typu 1. W ramach studium pobrano próbki od 81 osób z APECED. Mutacja w genie AIRE sprawia, że nie może on spełniać funkcji regulatora pomagającego oczyścić organizm z autoreaktywnych limfocytów T. APECED jest rzadką, słabo poznaną chorobą autoimmunologiczną. Defekt genu regulatorowego powinien prowadzić do zagrożenia całym szeregiem chorób autoimmunologicznych, w tym cukrzycą typu 1., stwardnieniem rozsianym (SR), toczniem i reumatoidalnym zapaleniem stawów, w przebiegu których nieoczyszczony z autoreaktywnych komórek układ odpornościowy atakuje własne narządy. Chorzy z APECED bardzo rzadko zapadają jednak na SR czy toczeń i większość z nich nie choruje na cukrzycę typu 1. [...] Zastanawialiśmy się, czy od tych pacjentów można by się dowiedzieć [czegoś] więcej o podstawach ludzkiej immunologii i o tym, jak układ odpornościowy nie dopuszcza do rozwoju tych chorób - opowiada prof. Adrian Hayday z Królewskiego College'u Londyńskiego. Autorzy publikacji z pisma Cell odkryli, że u osób z APECED zwiększonej autoreaktywności limfocytów T towarzyszyła podwyższona autoreaktywność limfocytów B, a limfocyty B odpowiadają za humoralną odpowiedź odpornościową, czyli wytwarzanie przeciwciał. Okazało się, że autoreaktywne limfocyty B produkowały przeciwciała, które obierały na cel białka organizmu, głównie interferony i interleukiny. Każdy z 81 pacjentów miał we krwi ok. 100 różnych przeciwciał, ale ponieważ u poszczególnych chorych były to inne przeciwciała, w sumie odkryto przeciwciała przeciwko tysiącom ludzkich białek. By sprawdzić, czy przeciwciała od chorych z APECED mają potencjał terapeutyczny, przeprowadzono testy na myszach z łuszczycą. Okazało się, że wstrzykiwanie gryzoniom przeciwciał hamowało rozwój choroby. Gdy to zauważyliśmy, pomyśleliśmy, że być może przeciwciała aktywnie ograniczają chorobę u samych pacjentów z APECED. Niewykluczone, że dlatego byli mniej chorzy, niż powinni być. Wśród przeciwciał wytwarzanych przez osoby z APECED znajdują się stanowiące marker cukrzycy tupu 1. przeciwciała przeciwko dekarboksylazie kwasu glutaminowego (anty-GAD, anti-glutamic acid decarboxylase autoantibody). Mając to na uwadze, akademicy byli zaskoczeni, że cukrzyca występuje tylko u 10-20% tych pacjentów. Naukowcy postanowili więc porównać próbki krwi 8 osób z APECED i cukrzycą typu 1. oraz 13 pacjentów z APECED, którzy mieli przeciwciała anty-GAD, ale nie chorowali na cukrzycę. Stwierdzono, że pacjenci bez cukrzycy wytwarzali przeciwciała całkowicie upośledzające aktywność wytwarzanego przez leukocyty prozapalnego interferonu alfa (IFN-α). Przeciwciała te nie występowały u pacjentów z cukrzycą. Tak uderzających korelacji z cukrzycą typu 1. nie stwierdzono w przypadku innych naturalnie występujących przeciwciał antyinterferonowych lub antyinterleukinowych, co zapewnia najsilniejsze jak dotąd dowody, że u ludzi IFN-α spełnia krytyczną rolę w rozwoju cukrzycy typu 1. By potwierdzić związek przyczynowo-skutkowy, potrzeba dalszych badań [...]. « powrót do artykułu
  10. Południowoafrykański radioteleskop MeerKAT pokazał, na co go stać. W dniu uruchomienia, gdy pracował na 25% mocy wykrył 1300 galaktyk w miejscu, w którym dotychczas znaliśmy zaledwie 70 z nich. Galaktyki zostały zarejestrowane przez 16 włączonych odbiorników MeerKAT. Docelowo urządzenie będzie składało się z 64 odbiorników. Wszystkie zostaną uruchomione w przyszłym roku, a całość będzie zintegrowana z międzynarodowym Square Kilometere Array (SKA), który ma być najpotężniejszym radioteleskopem na Ziemi. Fernando Camilo, dyrektor ds. naukowych południowoafrykańskiej części SKA stwierdził, że obraz przekazany przez MeerKAT "jest znacznie lepszy niż się spodziewaliśmy. A to oznacza, że teleskop ten już teraz, mimo iż pracuje na 1/4 swoich możliwości, jest najlepszym teleskopem na południowej półkuli". Wspomniany już SKA ma osiągnąć pełną moc w przyszłej dekadzie. Będzie się on składał z 3000 czasz anten rozproszonych w wielu krajach. Łączna powierzchnia czasz wyniesie kilometr kwadratowy. SKA będzie 10 000 razy bardziej czuły niż najnowocześniejsze teleskopy i ma pozwolić zajrzeć do początków wszechświata. MeerKAT, zbudowany w regionie Karoo, będzie jedną z dwóch głównych części SKA, druga powstaje w Australii. W projekcie SKA bierze udział ponad 20 krajów, a siedziba główna znajduje się w Wielkiej Brytanii. Dotychczas RPA zainwestowała w SKA około 205 milionów dolarów. Chęć korzystania z MeerKAT zgłosiło już około 500 zespołów naukowych z 45 krajów. Rezerwacje sięgają roku 2022. « powrót do artykułu
  11. Ekspedycja do greckiego archipelagu Furni odnalazła 23 nowe wraki. Najstarsze pochodzą z VI w. p.n.e., a najmłodsze z XIX w. n.e. Wcześniej grecko-amerykańska ekipa prowadząca The Fourni Underwater Survey znalazła w tym samym rejonie 22 inne wraki. W sumie w ciągu 9 miesięcy archeolodzy natrafili więc na 45 statków. Archipelag Furni leży między wyspami Samos oraz Ikaria. Wg archeologów, może się tam znajdować jedno z największych skupisk historycznych wraków na świecie. Spodziewamy się innych sezonów [owocnych] jak te dwa pierwsze. Dane, jakie zebraliśmy, dają świetny wgląd w starożytną nawigację i handel - podkreśla Peter Campbell z amerykańskiej RPM Nautical Foundation i Uniwersytetu w Southampton. Ostatnie poszukiwania przeprowadzono w czerwcu i na początku lipca br., poprzednie we wrześniu 2015 r. Do najważniejszych odkryć ostatniej ekspedycji należą jednostka z amforami z późnego okresu archaicznego-wczesnego klasycznego ze wschodniego Morza Egejskiego, amfory helleńskie z Kos, trzy ładunki amfor synopejskich, wrak z północnoafrykańskimi amforami z III-IV w. n.e. oraz jednostka z ładunkiem rzymskiej zastawy. Wraki pochodzą z różnych czasów: od późnego okresu archaicznego (ok. 525-480 r. p.n.e.) po wczesny okres współczesny (ok. 1750-1850 r.). Poza wrakami archeolodzy dokumentują też inne znaleziska, m.in. kotwice. Odkrycia pokazują, jak ważną rolę w każdym okresie historycznym spełniały szlaki handlowe przecinające Furni. Łączyły one Morze Czarne i Egejskie z Cyprem, Lewantem i Egiptem. Niektóre jednostki przewoziły też dobra z Afryki Północnej, Hiszpanii oraz Włoch. Badanie polega głównie na nurkowaniu wzdłuż linii brzegowej do głębokości 65 m. Na razie poszukiwania objęły mniej niż połowę linii brzegowej. Dla porównania, wiele większych wysp śródziemnomorskich ma zaledwie 3-4 znane wraki. By chronić 39 wraków zlokalizowanych na obszarze 875 mil kwadratowych, Stany Zjednoczone stworzyły ostatnio na Jeziorze Michigan narodowy rezerwat morski. W przypadku Furni na ok. 17 milach kwadratowych mamy 45 znanych wraków [...]. Po zakończeniu mapowania zasobów w 2018 r. wraki o największej wartości naukowej mają zostać poddane wykopaliskom. « powrót do artykułu
  12. Przeglądarka Maxthon została przyłapana na wysyłania do swojego producenta - chińskiej firmy - informacji na temat użytkownika. Na serwery w Państwie Środka trafiają m.in. dane o historii przeglądania czy o zainstalowanych programach. Maxthon to bezpłatna przeglądarka dla Windows, Linuksa oraz OS X. Jest też dostępna na platformy mobilne - Windows Phone'a, iOS-a, Androida - jako Maxthon Mobile. Ocenia się, że należy do niej 1% światowego rynku oraz 2-3 procent rynku w Chinach. Polska firma Exatel informuje, że Maxthon regularnie wysyła do Chin pliki .ZIP. Zawierają one wszelkie dane o systemie użytkownika oraz historię korzystania z przeglądarki. Wśród danych o systemie znajdziemy takie informacje jak szczegóły procesora, układu pamięci, zainstalowane adblockery czy stronę startową przeglądarki. Na serwery Maxthona wędrują też informacje o surfowaniu po internecie, pytaniach zadawanych wyszukiwarce oraz zainstalowanych aplikacjach. Co prawda Maxthon daje użytkownikowi możliwość wysłania do producenta konkretnych informacji, jednak niezależnie od tych ustawień wspomniany plik .ZIP jest zawsze wysyłany. « powrót do artykułu
  13. Koreańska Komisja Uczciwego Handlu (KFTC) oskarża Qualcomm o nadużywanie swojej dominującej pozycji rynkowej oraz inne nieuczciwe praktyki handlowe. Qulacommowi grozi rekordowa grzywna w wysokości biliona wonów (881 milionów USD). Urzędnicy KFTC ogłosili, że wkrótce podejmą decyzję dotyczącą praktyk Qualcomma i w ciągu roku chcą zawrzeć ugodę z firmą. Qualcomm to amerykańska firma, posiadacz patentu na technologię CDMA. Południowokoreańskie firmy płacą jej za korzystanie z patentu. Jednak licencja powinna być udzielana na każdy wykorzystywany chipset, tymczasem Qualcomm oblicza ją do urządzenia, zarabiając na tym ponad bilion wonów. Spór z koreańskimi władzami to nie pierwsze problemy Qualcomma w Azji. W ubiegłym roku firma zawarła ugodę z chińskim urzędem antymonopolowym. Na jej podstawie zapłaciła grzywnę w wysokości 975 milionów dolarów. « powrót do artykułu
  14. Japońska SoftBank Group wyda 32 miliardy dolarów na zakup ARM Holdings. W tej sposób koncern będzie miał swój udział w praktycznie każdym mobilnym gadżecie produkowanym na Ziemi. Uzgodniona cena przejęcia oznacza, że posiadacze akcji ARM Holdings otrzymają za każdą z nich o 43% więcej niż ich wycena rynkowa sprzed ogłoszenia przejęcia. Akwizycję zatwierdził już zarząd SoftBanku. Teraz muszą się na nią zgodzić akcjonariusze ARM oraz brytyjski sąd. Zarząd ARM Holdings jednogłośnie zdecydował, że będzie rekomendował akcjonariuszom zaakceptowanie umowy. Obie firmy chcą jak najszybciej przeprowadzić transakcję. Mają nadzieję, że zakończy się ona do 30 września bieżącego roku. SoftBank ma nie tylko zamiar pozostawić siedzibę ARM w Cambridge oraz zatrudnić obecnych menedżerów firmy, ale zapowiada również dwukrotne zwiększenie zatrudnienia na terenie Wielkiej Brytanii. Koncern zagwarantował też duże inwestycje w ARM oraz zachowanie kultury korporacyjnej i modelu biznesowego firmy. SoftBank Group uważa ARM za jedną z wiodących firm technologicznych, o silnej pod względem własności intelektualnej pozycji w przemyśle półprzewodnikowym, która dowiodła, że jest innowacyjna - czytamy w oświadczeniu SoftBanku. Japoński koncern, który przejmie kontrolę nad całością ARM Holdings, ma też udziały w hiszpańskim operatorze łączy bezprzewodowych Sprint Corp. oraz w chińskim Alibaba Group Holding. « powrót do artykułu
  15. Jak donosi amerykańsko-filipiński zespół naukowy, największa na świecie koncentracja unikatowych gatunków ssaków występuje na filipińskiej wyspie Luzon. Prowadzone przez 15 lat badania wykazały, że mieszka tam 56 nielatających gatunków ssaków, w tym 52 gatunki endemiczne. W czasie wspomnianych badań odkryto 28 z tych 56 gatunków. Dziewiętnaście z nich już zostało formalnie opisanych w magazynach naukowych, trwają prace nad opisaniem 9 pozostałych. W 2000 roku rozpoczęliśmy prace na Luzon, bo wiedzieliśmy, że większość występujących tam ssaków to gatunki endemiczne i chcieliśmy zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nie spodziewaliśmy się, że podwoimy liczbę znanych gatunków - mówi szef projektu badawczego, Lawrence Leaney z chicagowskiego The Field Museum. Luzon to największa wyspa Filipin, liczy ponad 100 000 kilometrów kwadratowych. Nigdy nie miała kontaktu z kontynentem, zwierzęta żyły tam w izolacji. Jako, że wyspa jest duża i stara, kilka gatunków które przybyły na nią z Azji miały miejsce i czas by się zróżnicować i wyewoluować. Na wyspach ewolucja często przebiega szybciej niż na kontynentach. Zwierzęta są odizolowane, konkurencja często jest niewielka, mają niewielu wrogów, dlatego szybciej dochodzi do specjalizacji i wyłaniania się nowych gatunków. Ponadto Luzon pokrywają góry, co dodatkowo różnicuje warunki biologiczne. Wszystkie 28 odkrytych przez nas gatunków to przedstawiciele dwóch gałęzi drzewa życia. Występują tylko na Filipinach. Na Luzon są pojedyncze góry, na których żyje po pięć gatunków ssaków niewystępujących nigdzie indziej. Na takiej górze miesza zatem więcej endemicznych ssaków niż w jakimkolwiek kraju Europy. Bioróżnorodność Filipin jest niezwykła - mówi Eric Rickart, z Muzeum Historii Naturalnej w Utah. Oprócz gatunków nielatających na Luzon żyje też 57 gatunków nietoperzy, w tym zagrożony Acerodon grzywiasty. To jeden z najcięższych nietoperzy. Może on ważyć ponad kilogram. Szczyci się też największą wśród nietoperzy rozpiętością skrzydeł dochodzącą do 1,7 metra. Obok niego mieszka zaś miniaturowy Tylonycteris pachypus. Zwierzę waży 3-4 gramy i jest tak małe, że ukrywa się w pustych przestrzeniach łodyg bambusa. Niezwykła przyroda Filipin jest skrajnie zagrożona. Filipiny to jeden za najbardziej wylesionych krajów tropikalnych. Oryginalne lasy zajmują tam jedynie 7% powierzchni. Część z tamtejszych gatunków jest skrajnie zagrożona przez wylesianie i polowania, na szczęście żaden jeszcze nie wyginął Ochrona tych gatunków będzie wielkim wyzwaniem. Dobra wiadomość jest taka, że pozwolono odradzać się lasom, rodzime ssaki powracają i aktywnie tępi się inwazyjne szczury - mówi Danny Balete, naukowiec z Filipin. Ochronę środowiska utrudnia fakt, że na Luzon - wyspie o powierzchni 1/3 powierzchni Polski, mieszka aż 50 milionów ludzi. « powrót do artykułu
  16. Naturalny cykl światła i ciemności jest ważny dla naszego zdrowia. Wykazaliśmy, że brak środowiskowych rytmów prowadzi do poważnych zaburzeń wielu parametrów zdrowotnych - opowiada Johanna Meijer z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Lejdzie. Zaobserwowano np. aktywację prozapalną układu odpornościowego, zanik mięśni oraz wczesne objawy osteoporozy. Dobra wiadomość jest taka, że negatywne skutki są odwracalne i zanikają po odtworzeniu cyklu światła i ciemności. Podczas eksperymentów Holendrzy przez 24 tygodnie wystawiali myszy na oddziaływanie sztucznego oświetlenia. W tym czasie mierzyli kilka parametrów zdrowotnych. Badania aktywności mózgu pokazały, że stała ekspozycja na światło aż o 70% ograniczała rytmiczne wzorce w jądrze nadskrzyżowaniowym (ang. suprachiasmatic nuclei, SCN). Zaburzenie cyklu światła i ciemności oraz rytmu okołodobowego prowadziło do spadku funkcji mięśni szkieletowych (ustalono to za pomocą standardowych testów siły) i spadku gęstości kości, zaś układ odpornościowy wchodził w stan prozapalny, zwykle występujący tylko w obecności patogenów lub szkodliwych bodźców. Kiedy myszom przywrócono na 2 tygodnie cykl światła i ciemności, neurony centralnego zegara biologicznego odzyskały prawidłowy rytm, a problemy zdrowotne zostały zażegnane. Wyniki uzyskane przez autorów publikacji z pisma Current Biology pokazują, że powinniśmy zwracać większą uwagę na ekspozycję na sztuczne światło, zwłaszcza w przypadku osób starych czy podatnych z innego względu. Należy też pamiętać, że nocna ekspozycja na światło dotyczy aż 75% światowej populacji. Stała ekspozycja na światło to zjawisko powszechne choćby w domach opieki czy oddziałach intensywnej opieki medycznej. Poza tym wielu ludzi pracuje na nocną zmianę. Zwykliśmy myśleć o świetle i ciemności jak o bodźcach nieszkodliwych lub obojętnych dla zdrowia, dzięki badaniom z całego świata, które wskazują na to samo, zaczynamy sobie jednak zdawać sprawę, że to nieprawda. Nie jest to w zasadzie zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę, że życie ewoluowało pod nieustanną presją cyklu światła i ciemności. Teraz naukowcy planują m.in. pogłębione badania nad wpływem zaburzenia naturalnego cyklu światła i ciemności na układ odpornościowy. « powrót do artykułu
  17. Codzienne kroplówki z prekursorem serotoniny prowadziły do wzrostu poziomu wapnia we krwi krów rasy holsztyno-fryzyjskiej oraz w mleku krów rasy Jersey, które dopiero urodziły. W ludzkim ciele jest więcej wapnia niż jakiegokolwiek innego minerału. W diecie zachodniej głównymi jego źródłami są mleko, sery i jogurty. Wzmożone ludzkie zapotrzebowanie na Ca wpływa jednak negatywnie na bydło: ok. 5-10% populacji krów północnoamerykańskich cierpi bowiem na hipokalcemię. Ryzyko obniżonego poziomu wapnia we krwi jest szczególnie wysokie bezpośrednio przed i po porodzie. Hipokalcemia wiąże się z problemami immunologicznymi i trawiennymi, obniżonym współczynnikiem zacielania i większymi odstępami między ciążami. Naukowcy podkreślają, że choć sporo zajmowano się leczeniem hipokalcemii, niewiele badań poświęcono zapobieganiu jej. Ponieważ w studiach na gryzoniach wykazano, że serotonina, zwana hormonem szczęścia, odgrywa ważną rolę w utrzymaniu poziomu wapnia, zespół dr Laury Hernandez z Uniwersytetu Wisconsin w Madison badał potencjał serotoniny w zakresie podwyższania stężenia Ca we krwi i mleku krów. Kroplówki z prekursorem serotoniny podawano 24 zbliżającym się do porodu krowom. Połowa zwierząt należała do rasy holsztyno-fryzyjskiej, połowa do rasy Jersey. Poziom wapnia badano we krwi i mleku. Choć serotonina poprawiała ogólny stan wapnia obu ras, dochodziło do tego na różnej drodze. Poddawane terapii krowy rasy holsztyno-fryzyjskiej miały bowiem, w porównaniu do grupy kontrolnej, wyższy poziom wapnia we krwi, a mniejszy w mleku. U krów rasy Jersey było na odwrót: wyższy poziom wapnia w mleku był szczególnie widoczny w 30. dniu laktacji. Powinniśmy odnotować, że terapia serotoniną nie miała wpływu na ilość dawanego mleka, spożycie pokarmu czy poziom hormonów odpowiadających za laktację. W najbliższej przyszłości naukowcy zamierzają określić mechanizm molekularny leżący u podłoża opisanych zjawisk (i jak różni się on między krowimi rasami). « powrót do artykułu
  18. Po ostatnich wypadkach samochodów Tesla z uruchomioną funkcją Autopilot wydawałoby się, że producenci wstrzymają się tymczasowo z udostępnianiem tego typu udogodnień. Tymczasem Nissan zaprezentował swoją najnowszą technologię - system ProPilot. Już w przyszłym miesiącu trafi on do samochodów z serii Serena sprzedawanych w Japonii. Nissan podkreśla, że ProPilot nie jest autonomicznym systemem prowadzenia pojazdu. Kontroluje on przyspieszanie, hamowanie oraz tor jazdy samochodu. Poradzi sobie na autostradach i podczas jazdy w korku. ProPilot kontroluje pozycję samochodu względem poprzedzającego pojazdu i radzi sobie przy prędkościach od 30 do 100 km/h. Olbrzymią zaletą ProPilota, przynajmniej w oczach urzędników dopuszczających pojazdy na drogi, będzie zapewne fakt, że wymusza on trzymanie rąk na kierownicy. Jeśli kierowca zdejmie z niej dłonie ProPilot - podobnie jak Autopilot - wyświetli ostrzeżenie. Jednak, w przeciwieństwie do technologii Tesli, Nissan zastosował rozwiązanie, które nie wszystkim się spodoba - jeśli w ciągu kilkunastu sekund dłonie kierowcy nie wrócą na kierownicę, ProPilot zostaje wyłączony. « powrót do artykułu
  19. Najnowsze badania sugerują, że gen związany z rozwojem choroby Alzheimera wpływa negatywnie na mózg już przed 3. rokiem życia, zmniejszając jego rozmiary i obniżając zdolności poznawcze. Dzieci, u których występuje mutacja genu APOEe4, zwiększająca aż 15-krotnie prawdopodobieństwo wystąpienia alzheimera, gorzej wypadają w testach pamięci, uwagi i funkcjonowania. Zauważono też, że hipokamp i zakręt ciemieniowy mają nawet o 22% mniejszą objętość. Mutacja genu APOEe4 występuje u około 14% ludzi. Przeprowadzone właśnie badania są pierwszymi wskazującymi, że już we wczesnym dzieciństwie ma ona wpływ na mózg. Teraz naukowcy z Uniwersytetów Yale, Harvarda i Hawajskiego mówią, że wczesne sprawdzanie DNA pod kątem wystąpienia wspomnianej mutacji może pozwolić na odpowiednie zajęcie się dziećmi z grupy ryzyka i zaoferowanie im dodatkowej pomocy edukacyjnej czy medycznej. W badaniach wzięło udział 1187 osób w wieku 3-20 lat. Przechodziły one testy genetyczne, skanowanie mózgu oraz testy pamięci czy sposobu rozumowania. "Obecność APOEe4 wykazywała największą korelację z negatywnym wpływem na strukturę mózgu i zdolności poznawczych, które odpowiadały temu, co widzimy u starszych pacjentów z chorobą Alzheimera" - mówi główna autorka badań, doktor Linda Chang. Dotychczas, mimo wieloletnich badań, nie udało się znaleźć leku na demencję. Naukowcy sądzą, że gen APOEe4 spowalnia rozwój mózgu. Jeśli mają rację, to właśnie ten gen może stać się celem przyszłych prac nad opracowaniem leku. Wiadomo, że APOEe4 zwiększa podatność na różne choroby, a niektórzy specjaliści sądzą, że choroba Alzheimera może być wywoływana przez infekcję, zatem być może da się ją wyleczyć antybiotykami. Eksperci zwracają też uwagę, że co prawda powyższe badania wskazują, że APOEe4 odgrywa rolę w chorobie, jednak uchwycono w nich jedynie niewielką część z życia badanych. Nie wiadomo, jak zauważone różnice w budowie mózgów będą w przyszłości wpływały na rozwój dzieci. « powrót do artykułu
  20. Patrząc na zdjęcia, niedźwiedzie czarne, in. baribale, potrafią rozpoznać na nich obiekty znane z życia, np. pokarm czy ludzi. W badaniach Zoe Johnson-Ulrich i Jennifer Vonk z Uniwersytetu w Oakland wzięła udział niedźwiedzica Migwan. Panie prezentowały jej zdjęcia na ekranie komputera. Badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie Animal Cognition, stanowi część szerszego projektu, który ma pokazać, jak same zwierzęta oceniają środowisko, w którym są trzymane (budynki, pokarm i udogodnienia/atrakcje). Naukowcy chcieli osiągnąć ten cel, pokazując niedźwiedziom zdjęcia obiektów. Najpierw należało jednak sprawdzić, czy są one w ogóle w stanie rozpoznać wizerunki 2D znanych obiektów i ludzi, gdy zaprezentuje im się je na ekranie dotykowym. Amerykanki przetestowały reakcje niedźwiedzicy Migwan, która urodziła się na wolności, ale w młodym wieku doznała urazów i trafiła do ośrodka, gdzie poddano ją rehabilitacji. Wcześniej samica przeszła kilkumiesięczny trening, w ramach którego prezentowano jej zdjęcia składników diety (trening nie miał związku z obecnym badaniem). Na początku Johnson-Ulrich i Vonk pokazały Migwan dwie zbiory nowych dla niej obiektów. Później sprawdzały, czy niedźwiedzica będzie je umiała rozpoznać na zdjęciach (seria obejmowała zdjęcia tych i innych obiektów). Amerykanki testowały też odwrotną sytuację; najpierw Migwan trenowano na dwóch zbiorach zdjęć, a następnie badano transfer (rozpoznanie) na rzeczywistych obiektach. Okazało się, że Migwan potrafi rozpoznać na fotografiach cechy znanych obiektów/bodźców. Umiejętność tę baribale dzielą m.in. z rezusami, gołębiami czy końmi. Teraz biolodzy już wiedzą, że zdjęcia znanych niedźwiedziom obiektów, np. pokarmu, ludzi albo innych niedźwiedzi, można wykorzystać w dalszych badaniach umiejętności rozróżniania (dyskryminacji). Johnson-Ulrich i Vonk podkreślają jednak, że zdolność niedźwiedzi do rozpoznania realnych obiektów na obrazach 2D niekoniecznie oznacza, że rozumieją one naturę fotografii. Nie ma też pewności, jak dobrze baribale rozpoznają namacalne obiekty, z którymi najpierw zetknęły się na zdjęciu. By ustalić, czy niedźwiedzie potrafią także transferować informacje ze zdjęć na obiekty, potrzebne są więc badania na osobnikach innych niż Migwan. « powrót do artykułu
  21. Największy na świecie producent półprzewodników, TSMC, oświadczył, że ma na szeroką skalę wykorzystywać ekstremalnie daleki ultrafiolet (EUV). Sądzimy, że EUV do roku 2020 stanie się opłacalna przy masowej produkcji. Planujemy wówczas wdrożenie technologii 5 nanometrów. Chcemy szeroko używać EUV przy 5 nanometrach, co pozwoli nam na polepszenie gęstości upakowania podzespołów, zredukowanie kosztu i uproszczenie procesu produkcyjnego - powiedział Mark Liu, jeden z dyrektorów zarządzających TSMC. Obecnie firma wykorzystuje technologię 7 nm i na jej podstawie rozwija swoje doświadczenia z pracą z EUV. Jej przedstawiciele poinformowali, że udało się osiągnąć dobrą integrację skanerów EUV, masek i fotorezystu. W przyszłym roku przedsiębiorstwo zakupi od ASML dwa urządzenia NXE:3400. Obecnie używa NXE:3350 ze źródłem światła o mocy 125 watów i na własną rękę rozwija maski, materiały, technologie kontroli i usuwania usterek. Konkurent TSMC, Samsung, ma więcej zaufania do technologii EUV. Koreańska firma ogłosiła, że wykorzysta ją już do produkcji 7-nanometrowych układów, którą ma zamiar wdrożyć w pierwszym kwartale przyszłego roku. « powrót do artykułu
  22. Drugi Okręgowy Sąd Apelacyjny przyznał Microsoftowi rację w sporze z rządem USA. Sąd apelacyjny nie zgodził się z wyrokiem sądu pierwszej instancji i uznał, że ustawa Stored Communication Act (SCA), na podstawie której przechowywane w USA dane mogą być przekazywane agendom rządowym, nie ma zastosowania do danych przechowywanych poza granicami kraju. W grudniu 2013 roku organa ścigania uzyskały sądowy nakaz wydany na podstawie ustawy SCA i przedstawiły go Microsoftowi. Nakaz uzyskano w ramach prowadzonego śledztwa antynarkotykowego. Microsoft miał na jego podstawie wydać dane przechowywane na irlandzkich serwerach. Microsoft odmówił i sprawa trafiła do sądu. Sąd niższej instancji przyznał rację przedstawicielom administracji rządowej, ale sąd apelacyjny stanął po stronie Microsoftu. Koncern z Redmond od samego początku sporu twierdził, że droga prawna, jaką obrał Departament Sprawiedliwości jest nieodpowiednia i jeśli urzędnicy chcą uzyskać dostęp do danych z irlandzkich serwerów to USA powinny zwrócić się o pomoc prawną do władz Irlandii i uzyskać odpowiedni nakaz w miejscowym sądzie. Niewykluczone, że przedstawiciele DoJ wdrożyli już odpowiednie procedury, jednak są one wolniejsze niż procedury przewidziane w SCA. Amerykańscy urzędnicy wyrazili rozczarowanie decyzją sądu. Na razie nie wiadomo, czy DoJ złoży apelację. « powrót do artykułu
  23. Podczas wykopalisk synagogi w pobliżu kibucu Chukok w Dolnej Galilei archeolodzy odkryli mozaiki przedstawiające arkę Noego i przejście Izraelitów przez rozstępujące się Morze Czerwone. Mozaiki znajdują się na podłodze nawy synagogi sprzed ok. 1600 lat. Na jednym z paneli widać arkę oraz pary zwierząt, w tym słoni, lampartów, osłów, węży, niedźwiedzi, lwów, strusi, wielbłądów, owiec i kóz. Na drugim przestawiono żołnierzy faraona, połykanych przez duże ryby. Otaczają ich przewrócone rydwany. Takie sceny są bardzo rzadkie w starożytnych synagogach - twierdzi prof. Jodi Magness z Uniwersytetu Północnej Karoliny, dyrektor wykopalisk. Cztery pozostałe znane mi przykłady [dwie mozaiki z arką i dwie sceny przejścia przez Morze Czerwone] znajdują się w Dżaraszu (starożytnej Gerazie) w Jordanii, Mopsuestii w Turcji oraz Hamaam w Izraelu [tu dzieło zachowało się fragmentarycznie i niezbyt dobrze] i Dura Europos w Syrii [w tym przypadku malowidło naścienne nie przedstawiało jednak ryb pożerających żołnierzy]. W przeszłości w Chukok odkryto m.in. częściowo zachowaną mozaikę złożoną z 2 scen. Jedna z nich przedstawia Samsona, który przywiązuje do lisich ogonów pochodnie, zapala je i puszcza na filistyńskie pola uprawne, msząc się w ten sposób za oddanie żony innemu mężczyźnie. Na innej widnieje medalion z hebrajską inskrypcją odnoszącą się do nagród czekających na ludzi robiących dobre uczynki. Po bokach napisu widnieją medaliony z kobiecymi twarzami. Ponieważ wcześniejszych odkryć dokonywano, odsłaniając ścianę wschodnią, archeolodzy nie byli pewni, czy mozaiki będą się ciągnąć również w nawie. Wykopaliska ostatniego sezonu potwierdziły, że tak. Warto też przypomnieć, że wykopaliska prowadzone we współpracy z Izraelską Służbą Starożytności ujawniły pierwszą niebiblijną mozaikę ze starożytnej synagogi. Przedstawia ona 2 ważnych mężczyzn, prawdopodobnie legendarne spotkanie Aleksandra Wielkiego i wysokiego kapłana żydowskiego. Podczas prac w Chukok znaleziono również monety z okresu 2300 lat. Ich badaniem zajmował się prof. Nathan Elkins. « powrót do artykułu
  24. Z raportu Kongresu USA dowiadujemy się, że w latach 2010-2013 chińscy szpiedzy włamywali się do komputerów Federal Deposit Insurance Corporation (FDIC), a jej władze próbowały ukryć informacje na ten temat. Zadaniem FDIC jest nadzór nad bankami i instytucjami finansowymi, które nie znajdują się pod nadzorem sytemu rezerwy federalnej. Z tego też tytułu FDIC ma dostęp do najważniejszych informacji dotyczących 4500 amerykańskich banków i funduszy oszczędnościowych. Rząd w Pekinie mógł zatem wejść w posiadania bardzo wrażliwych informacji dotyczących amerykańskiego systemu finansowego. Kongresowi śledczy dowiedzieli się, że Chińczycy włamali się do 12 komputerów oraz 10 serwerów FDIC, w tym do maszyn należących do szefa FDIC czy głównego prawnika. Co gorsza, urzędnicy ukrywali fakt, iż doszło do włamania. Śledczy dowiedzieli się na przykład, że jeden z głównych prawników FDIC zakazał pracownikom wspominania w e-mailach o włamaniu, dzięki czemu informacja taka nie stała się oficjalnym dokumentem rządowym. Szczegóły zeznań w tej sprawie nie są znane, jednak FDIC przyznało, że agencja "nieodpowiednio nakreśliła ryzyko", a jej procedury przechowywania danych "wymagają udoskonalenia". Wiadomo też, że celowo utrudniano prowadzony audyt polityki bezpieczeństwa FDIC. Unikanie audytu jest nieetyczne, jeśli nie nielegalne - mówi specjalista ds. bezpieczeństwa Ryan Duff, były członek U.S. Cyber Command, wydziału sił zbrojnych odpowiedzialnego za cyfrową wojnę. Śledczy Kongresu wpadli na ślad całej afery po tym, jak znaleźli datowany na 2013 rok dokument, w którym inspektor generalny FDIC skrytykował agencję za "naruszenie własnych zasad i niepoinformowanie odpowiednich władz" o włamaniach. Informatorzy poinformowali śledczych, że w zwodzenie ich i ukrywanie faktów zaangażowane były najwyższe władze FDIC. « powrót do artykułu
  25. Na łamach Journal of Optics opublikowano artykuł, którego autorzy dowodzą, że Rembrandt i inni wielcy mistrzowie mogli - tworząc swoje autoportrety - korzystać z wysoce zaawansowanych, i prawdopodobnie tajnych, technologii optycznych swoich czasów. W 2000 roku ukazała się praca Hockneya-Falco, w której mogliśmy przeczytać, że już w 1350 roku malarze korzystali z camera obscura, soczewek czy wklęsłych luster. Praca została jednak skrytykowana, a środowisko naukowe odniosło się do niej z dużym sceptycyzmem. Autorzy najnowszego artykułu zauważają, że stworzenie wysoce realistycznego autoportretu, czyli dzieła, w którym malarz jest jednocześnie modelem i twórcą, wymaga pozostania modelu w tej samej stacjonarnej pozycji, konieczne jest starannie dobrane oświetlenie, którego nic nie zakłóca, malarz musi widzieć sam siebie, zatem musi mieć dostęp do swojego prawdziwego wizerunku dobrej jakości, który powinien znajdować się na odpowiedniej powierzchni znajdującej się nie więcej niż 100 centymetrów od twórcy. Malarze mogli więc rzutować swój obraz na wybraną powierzchnię, pod warunkiem jednak, że mieli dostęp do odpowiedniej technologii. Ta już w XVII wieku istniała i - chociaż była prawdopodobnie tajna - autorzy artykułu twierdzą, że wielcy malarze z niej korzystali. Było to możliwe dlatego, że gildie, do których należeli, skupiały też producentów szkła. I tak na przykład Rembrandt należał do amsterdamskiej Gildii św. Łukasza, natomiast w Delft do tej samej gildii należał Vermeer oraz uczniowie Rembrandta. Sąsiadem Vermeera i wykonawcą jego testamentu był zaś van Leeuwnhoek, pionier badań nad soczewkami, który ma wielkie zasługi zarówno na polu konstruowania mikroskopów jak i teleskopów oraz technik przetwarzania szkła. Wiadomo też, że sam Rembrandt posiadał co najmniej jedno wielkie lustro, a jego patron Constantijn Huygens był właścicielem soczewek, których średnica sięgała 30 centymetrów oraz camera obscura. Dostępna była też wówczas literatura naukowa na temat soczewek. Autorzy wspomnianego artykułu twierdzą, że wszystko, czego potrzebował Rembrandt by stworzyć swój niezwykle realistyczny autoportret to lustro wklęsłe, lustro płaskie oraz światło słoneczne. Naukowcy założyli, że wielki malarz - dzięki swoim bliskim związkom z naukowcami zajmującymi się szkłem i optyką - miał dostęp do odpowiedniego sprzętu. Francis O'Neill, autor najnowszego artykułu, zauważa, że Rembrandt wykonywał akwaforty, a nawet kilka autoportretów malowanych na miedzi, materiale, na którym bardzo dobrze widać rzutowane obrazy. Jego prace są znane z użycia chiaroscuro, wysokich kontrastów pomiędzy jasnym a ciemnym, co jest charakterystyczne dla rzutowanych obrazów. Ponadto autoportrety na których się śmieje czy ma szeroko otwarte oczy wymagałyby niewiarygodnej dyscypliny fizycznej podczas przechodzenia od oglądania siebie w lustrze a malowaniem obrazu. Jeśli jednak malował siebie widząc swój rzutowany obraz na materiale, na którym tworzył, nie musiałby przenosić wzroku. Ponadto, jak stwierdza O'Neill, na autoportretach Rembrandta i wielu innych widzimy, że patrzą oni wprost z obrazu. Jego zdaniem, trudno byłoby tworzyć taki autoportret bez rzutowania obrazu na płótno. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...