Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Niedawno firma Johnson & Johnson poinformowała, że w jej pompie insulinowej znajduje się błąd, który umożliwia hakerom zaatakowanie urządzenia. Tymczasem naukowcy z University of Washington znaleźli rozwiązanie, które może w znacznym stopniu zabezpieczać urządzenia medyczne oraz elektronikę ubieralną. Naukowcy stwierdzili bowiem, że znacznie bezpieczniejsze od wysyłanie haseł za pośrednictwem powietrza jest przesłanie ich bezpośrednio przez ludzkie ciało. Można bowiem przypuszczać, że łatwiej jest niezauważenie podsłuchać dane wędrujące przez powietrze niż ukraść hasło przekazywane za pośrednictwem ciała tak, by pozostało to niezauważone. Uczeni przeprowadzili testy na 10 osobach, które wykazały, że za pomocą standardowych dostępnych w handlu urządzeń, jak skanery odcisków palców można wysyłać przez ludzkie ciało dane z prędkością do 50 bitów na sekundę. "Możesz trzymać smartfona w ręku i za sa pośrednictwem swojego ciała wysłać silny sygnał z danymi np. do czujnika znajdującego się nodze" - mówi jeden z autorów badań, Shyamnath Gollakota. Nowa technologia może znaleźć zastosowanie w ograniczonej liczbie przypadków. Działa bowiem tam, gdzie mamy jednocześnie bezpośredni fizyczny kontakt z urządzeniem nadającym dane i urządzeniem je odbierającym. Może zatem przydać się w elektronice ubieralnej, urządzeniach medycznych noszonych na ciele lub wszczepianych czy w elektronicznych zamkach. Niewielka prędkość transmisji oznacza też, że nadaje się ona do przesyłania krótkich pakietów danych. Wysłanie 4-cyfrowego kodu alfanumerycznego potrzebnego do otwarcia drzwi wymaga użycia mniej niż 16 bitów, dzięki czemu drzwi otworzymy w mniej niż sekundę. Jednak znacznie bardziej złożony 256-bitowy numer seryjny będzie wysyłany do implantu medycznego przez około 15 sekund. Już wcześniej eksperymentowano z przesyłaniem danych za pośrednictwem ciała, jednak zawsze wymagało to zastosowania dodatkowych bądź specjalistycznych urządzeń. Tym razem eksperci wykazali, że są w stanie przesłać dane za pomocą standardowych podzespołów, obecnych np. w smartfonach. Oczywiście technologia taka nie jest w 100% bezpieczna, ale z pewnością zabezpiecza lepiej niż obecnie stosowane rozwiązania. Nowa technologia znajduje się na wczesnym etapie rozwoju. Konieczne jest np. sprawdzenie, jak często generuje ona wyniki fałszywie pozytywne i fałszywie negatywne. Specjaliści nie wykluczają też, że prędkość transmisji uda się zwiększyć do setek bitów na sekundę. Pozostaje też pytanie o wpływ przesyłanych sygnałów na ludzkie zdrowie. Obecnie nie znamy żadnych negatywnych konsekwencji wpływu sygnałów o tak niskiej częstotliwości, jednak czym innym jest sporadyczny kontakt z nimi, a czym innym wielokrotne powtarzalne wykorzystywanie organizmu do przekazywania takich sygnałów. « powrót do artykułu
  2. Przejrzawszy badania nt. wpływu seksu na wyniki uzyskiwane w zawodach sportowych, zespół dr Laury Stefani z Uniwersytetu we Florencji stwierdził, że kontrowersyjny temat doczekał się zadziwiająco mało naukowych badań. Tak czy siak nie znaleźliśmy dowodów, że aktywność seksualna ma negatywny wpływ na wyniki sportowe. Włosi przejrzeli setki potencjalnie przydatnych badań. Stosując kryteria przesiewowe, ostatecznie wybrali 9 studiów. Autorzy jednego z nich stwierdzili, że siła byłych sportsmenek nie zmieniała się, jeśli poprzedniej nocy uprawiały seks. W innym stwierdzono wręcz, że seks poprawiał wyniki osób biegających w maratonach. Jasno widać, że temat nie był dobrze badany i krążyły tylko anegdoty. W rzeczywistości dowody wskazują, że aktywność seksualna może poprawiać wyniki sportowe (wyjątkiem jest sytuacja, gdy seks uprawiano mniej niż 2 godziny wcześniej). Autorzy publikacji z pisma Frontiers in Physiology zauważyli także, że mężczyzn badano częściej niż kobiety i że nie dokonywano porównań międzypłciowych. Stefani dodaje, że zignorowano wiele czynników. Nie przykładano [np.] specjalnej wagi do psychologicznych czy fizycznych skutków [...] ani nie wprowadzano rozróżnień na dyscypliny. To duży błąd, zważywszy, że każda dyscyplina wiąże się z innymi wyzwaniami mentalnymi i fizycznymi. Wg Stefani, na wielkość wywieranego wpływu mogą oddziaływać różnice kulturowe dot. postaw wobec aktywności seksualnej. « powrót do artykułu
  3. Badacze z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku odkryli związek między czasem ziewania a gęstością neuronów. Andrew Gallup, Allyson Church i Anthony Pelegrino szukali wszystkich zwierząt, w tym ludzi, uchwyconych podczas ziewania na filmikach zamieszczonych na YouTube'ie oraz na innych stronach wyszukiwanych za pośrednictwem Google'a. Odnotowywali też czas ziewnięcia. Biolodzy doliczyli się 205 pełnych ziewnięć w wykonaniu 177 osobników z 24 taksonów. Czas ziewania wynosił od 0,8 s dla myszy do 6,5 s w przypadku ludzi. Na drugim miejscu znalazły się wielbłądy, a na trzecim psy. Na dalszych etapach badania autorzy publikacji z pisma Biology Letters przyglądali się różnym czynnikom, które mogą wpływać na czas ziewnięcia, w tym rozmiarom ciała, rozmiarom mózgu czy długości żuchwy. Okazało się, że jedynym istotnym czynnikiem była liczba neuronów w korze. Stanowi to poparcie dla teorii, zgodnie z którą ziewanie ma za zadanie szybko ochłodzić mózg (im gęstsza kora, tym więcej ciepła powstaje). W przyszłości zespół chce m.in. wyjaśnić, czemu dorośli ziewają dłużej od niemowląt. « powrót do artykułu
  4. Rdzeniowy zanik mięśni to rzadka choroba, wskutek której dochodzi do postępującego upośledzenia mięśni szkieletowych. Dzieci z najcięższą postacią tej choroby nie są w stanie ani stać, ani siedzieć i zwykle umierają przed 2. rokiem życia. W ostatnim jednak czasie niektórzy rodzice takich dzieci opublikowali filmy, na których widać, jak ich pociechy samodzielnie siedzą, a nawet chodzą przy pomocy drugiej osoby. Widoczne na filmach dzieci otrzymały eksperymentalny lek o nazwie nusinersen. Badania kliniczne nad nim przerwano w sierpniu, gdy stało się jasne, że lek pomaga. Tym samym nieetycznym było podawanie placebo dzieciom, którym można byłoby podać lek. Pełny raport z testów klinicznych nusinersenu nie został jeszcze opublikowany, jednak to, co widać na filmach daje olbrzymią nadzieję. Wydaje się bowiem, że twórcom leku udało się pokonać jedną z najpoważniejszych przeszkód, czyli dostarczenie leku do układu nerwowego. Jeśli tak, to być może wykorzystując tę samą technikę uda się leczyć inne choroby układu nerwowego. Nusinersen to zmodyfikowany lek do terapii genetycznej. Terapie takie są bardzo obiecujące i polegają na dostarczeniu do organizmu fragmentu DNA, który przyłącza się do odpowiedniego fragmentu RNA i np. blokuje produkcję szkodliwych białek czy zmienia ich formę. Problem w tym, że DNA wprowadzone z zewnątrz do organizmu nie jest w stanie przetrwać w nim zbyt długo, nie mówiąc już o przeniknięciu do komórki. Naukowcy od dziesięcioleci próbują znaleźć sposób na skuteczną terapię genową. Mimo, że wstępne wyniki testów nusinersenu są bardzo obiecujące, specjaliści ostrzegają przed zbytnim optymizmem. Może się bowiem okazać, że lek nie wszystkim pomaga. Jednak nawet jeśli będzie on działał gorzej, niż się zakłada, wciąż istnieją powody do zadowolenia. Francesco Muntoni z University College London mówi, że badania na zwierzętach oraz autopsje dzieci, które zmarły pomimo podawania nusinersenu wykazały, iż podawane w leku molekuły bardzo dobrze rozpowszechniają się w mózgu i rdzeniu kręgowym. To zaś dowodzi, że możliwa jest terapia genowa układu nerwowego. Negatywną stroną terapii genowych układu nerwowego jest fakt, że lek musi być podawany co najmniej raz na kilka miesięcy, często przez całe życie. Wstrzykuje się go do płynu rdzeniowo-mózgowego, a sama procedura podawania leku może powodować, m.in. bóle głowy i pleców. Muntoni i jego koledzy znaleźli jednak sposób na to, by molekuły zawarte w tego typu lekach przekraczały barierę krew-mózg, a to oznacza, że można je podawać dożylnie. Przeprowadzone dotychczas testy na zwierzętach dają dobre wyniki. Opracowanie skutecznych teorii genowych może wiele zmienić w medycynie. Jeśli pojawią się leki na genetyczne choroby układu nerwowego, możliwe będzie testowanie dzieci zaraz po urodzeniu i szybkie rozpoczynanie leczenia, zanim jeszcze choroba się rozwinie. Zmieni się też podejście dorosłych. Obecnie ludzie, których genom zsekwencjonowano, zwykle nie chcą wiedzieć, czy są podatni na jakieś nieuleczalne choroby. Gdyby pojawiły się leki, chętnie by się dowiedzieli, co im grozi i szybko rozpoczęli terapię. « powrót do artykułu
  5. Trzmiele mogą się nauczyć ciągnąć linkę dla jedzenia i przekazać tę umiejętność kolonii. Dotąd tego typu eksperymenty wykorzystywano do testowania inteligencji małp czy ptaków. Badania, których wyniki ukazały się w piśmie PLoS Biology, pokazują, że niektóre trzmiele są w stanie samodzielnie rozwiązać problem i ciągnąć linkę, by dostać się do słodkiej wody. Większości pozostałych udaje się dojść do tego w wyniku treningu czy obserwacji. Odkryliśmy, że przy właściwych warunkach społecznych i ekologicznych kultura może się wyrażać przez proste formy uczenia. Transmisja kulturowa nie wymaga więc złożoności poznawczej typowej dla ludzi. Nie jest też cechą unikatowo ludzką - podkreśla dr Sylvain Alem z University of Queen Mary London. Podczas testów trzmielom prezentowano 3 sztuczne niebieskie kwiaty. Do każdego przymocowano żyłkę i umieszczono pod płytką z pleksi. Na początku ustalono, że z grupy 40 osobników metodą krokową (przy stopniowym oddalaniu kwiatów i końca żyłki) dało się wytrenować 23 trzmiele. Gdy innej grupie owadów dano możliwość spontanicznego rozwiązania problemu, udało się to tylko 2 osobnikom na 110. Gdy nieuczone trzmiele obserwowały z pewnej odległości trenowane osobniki, aż 60% opanowywało nową umiejętność. Kiedy wreszcie wyuczone trzmiele umieszczano w koloniach, technika rozprzestrzeniała się wśród większości robotnic. Chcemy znaleźć neurologiczne podstawy tak złożonych umiejętności. Zamierzamy się dowiedzieć, jak udaje się to przy tak małych mózgach. [...] Badamy te kwestie, modelując przetwarzanie informacji w różnych częściach mózgu owada i odkrywamy, że niezwykle trudne zadania, np. rozpoznanie wzorców wzrokowych czy naukę zapachów kwiatów, można rozwiązać ze skrajnie prostymi obwodami nerwowymi. Nadal dużo nam jednak brakuje do poznania obwodów koniecznych do ciągnięcia żyłki - podsumowuje prof. Lars Chittka. « powrót do artykułu
  6. Analiza światowych danych demograficznych sugeruje, że ludzkość osiągnęła maksymalną długość życia. Jednak, co zapewne ucieszy zwolenników różnych wizjonerów zapowiadających wydłużenie ludzkiego życia do 150 lat czy też nawet zapewnienie Homo sapiens nieśmiertelności, niektórzy eksperci kwestionują wspomnianą analizę twierdząc, że dane demograficzne nie są jednoznaczne, a autorzy analizy nie wzięli pod uwagę przyszłych postępów medycyny. Spodziewana długość ludzkiego życia wydłuża wydłuża się nieprzerwania od XIX wieku. Pojawia się coraz więcej superstulatków - ludzi żyjących ponad 110 lat - a eksperymenty pokazujące, że modyfikacje genetyczne lub dietetyczne wydłużają życie zwierząt skłoniły niektórych do wysunięcia hipotezy, jakoby nie istniała górna granica długości ludzkiego życia. Inn twierdzili zaś, że granica taka istnieje i przestaniemy żyć coraz dłużej. Genetyk Jan Vijg z nowojorskiego Albert Einstein College of Medicine przeprowadził wraz z kolegami analizę danych demograficznych zawartych w Human Mortality Database. Dane te obejmują 38 krajów i są administrowane przez demografów z USA i Niemiec. Naukowcy uznali, że jeśli nie ma górnej granicy ludzkiego życia, to największy przyrost jego długości powinien być obserwowany w coraz starszych grupach wiekowych. Okazało się jednak, że z największymi przyrostami długości życia mieliśmy od początku XX wieku do lat 80. Wtedy to długość życia najstarszej grupy Homo sapiens ustabilizowała się na średnim wieku 99 lat i od tamtej pory tylko nieznacznie się wydłuża. Naukowcy przyjrzeli się też International Database of Longevity, która skupia się wyłącznie na najstarszych ludziach. Okazało się, że we Francji, Japonii, USA i Wielkiej Brytanii, czyli krajach o największej liczbie superstulatków, najwyższy wiek śmierci - czyli wiek, w którym danego roku umiera najstarsza osoba - gwałtowanie zwiększał się w latach 1970-1990, a w połowie lat 90. ustabilizował się na wieku 114,9 lat. Gdy wzięto pod uwagę nie tylko najstarsze osoby, ale również drugą, trzecią, czwartą i piątą najstarszą osobę zauważono to samo zjawisko. Maksymalny wiek ich śmierci również wynosił około 115 lat. Obserwacje te potwierdzono następnie analizując bazę danych utrzymywaną przez Gerontology Research Group. Zdaniem zespołu Vijga istnieje naturalna granica długości ludzkiego życia i wynosi ona około 115 lat. Prawdopodobieństwo, że w danym roku jakiś człowiek przekroczy 125. rok życia jest mniejsze niż 1:10000. Vijg przyznaje, że sam jest zaskoczony wynikami analizy. Przecież liczba ludzi rośnie, medycyna zapewnia coraz lepszą opiekę, poprawiają się warunki, w jakich żyją ludzie. "Można by się spodziewać, że w najbliższym czasie pojawi się kolejna Jeanne Calments [uznawana za najdłużej żyjącego człowieka, zmarła w wieku 122 lat - red.], ale tak się nie stanie" - mówi Vijg. Z konkluzjami Vijga nie zgadza się James Vaupel założyciel i dyrektor Instyutu Badań Demograficznych im. Maksa Plancka. Jego zdaniem spodziewana długość życia nie przestała wzrastać w wielu krajach, przede wszystkim w Japonii, gdzie dla ludzi urodzonych w roku 2015 średnia spodziewana długość życia wynosi aż 83,7 lat, ani też we Francji i Włoszech, krajach o dużych populacjach. Analizy nie uwzględniają też przyszłych postępów medycyny. Krytycy przypominają też, że u bardzo wielu gatunków zwierząt udało się odpowiednimi manipulacjami zwiększyć długość życia. Powinno to też w przyszłości udać się u ludzi. « powrót do artykułu
  7. Google ujawniło swoje plany dotyczące autonomicznych samochodów. Okazuje się, że - wbrew pozorom - koncern nie ma zamiaru wchodzić na rynek motoryzacyjny z własnym pojazdem. Dmitri Dologov, odpowiedzialny w Google'u za projekt autonomicznego samochodu poinformował, że jego firma rozwija technologie automatycznego kierowcy, które chce następnie sprzedawać producentom samochodów. Google chce stworzyć autonomicznego kierowcę niezależnego od samochodu. Systemy, które obecnie są używane w testowych samochodach Google'a mają być na tyle elastyczne, by można było je zastosować w dowolnym modelu samochodu. Model nie jest istotny. My budujemy kierowcę. Stosowaliśmy go już w Priusie, w Leksusie, mamy własny prototyp. Obecnie pracujemy z Fiatem Chryslerem nad stworzeniem nowej platformy. Jeśli chodzi o oprogramowanie, to wszędzie jest ono takie samo - mówi Dologov. Niedawno pojawiły się pogłoski, jakoby Apple miało zamiar zastosować podobną strategię i ma zamiar rozwijać system autonomicznego kierowcy. « powrót do artykułu
  8. Najnowsze badanie Politechniki Hongkońskiej i Uniwersytetu Harvarda wykazało, że bieganie w minimalistycznych butach zwiększa objętość mięśni stóp i nóg. Wg naukowców, rozwiązanie można by wykorzystać w programach rehabilitacyjnych. Dr Roy Cheung zebrał grupę 38 biegaczy - 21 mężczyzn i 17 kobiet - z lokalnych klubów (średnia wieku to 35 lat). Biegali oni średnio od 6 lat w tradycyjnych butach z ponad 5-mm spadkiem od pięty do palców. Obuwie było wyposażone we wkładki amortyzujące i wsparcie dla łuku stopy. Dwadzieścia osób wylosowano do grupy eksperymentalnej, która wzięła udział w półrocznym programie treningowym. Ochotnicy dostali minimalistyczne buty oraz ćwiczenia do wzmacniania łydek i treningu równowagi. Górę pięciopalczastych butów wykonano z rozciągliwej tkaniny. Grubość podeszwy na całej długości wynosiła 3 mm. Nie było wkładek amortyzujących ani wsparcia dla łuków stopy. Pozostałe osoby przechodziły ten sam 6-miesięczny program treningowy, ale w tradycyjnych butach. Przed i po półrocznej interwencji wszyscy przeszli rezonans magnetyczny (MRI) mięśni prawej nogi i stopy. Okazało się, że po zakończeniu programu średnia objętość zewnętrznych mięśni stopy (ang. extrinsic foot muscles, EFM), które mocują stopę do nogi, wzrosła w grupie eksperymentalnej z ok. 25.100 mm3/kg do 27.000 mm3/kg (+7,05%). W przypadku łączących piętę i palce wewnętrznych mięśni stopy (ang. intrinsic foot muscles, IFM) objętość wzrosła z ok. 4.600 mm3/kg do blisko 5000 mm3/kg (+8,8%). W grupie eksperymentalnej wzrost objętości mięśni stopy przypisano głównie mięśniom z przodu stopy. Średni przyrost mięśni z przodu i tyłu stopy wynosił, odpowiednio, 11,9 i 6,6%. W grupie kontrolnej objętość mięśni stopy i nogi pozostała taka sama. Naukowcy zauważyli, że im bardziej regularnie ktoś stosował minimalistyczne obuwie, tym większe przyrosty mięśni stwierdzano. Ponieważ minimalistyczne buty nie mają wkładek amortyzujących ani wsparcia dla łuków stopy, IFM i EFM, które spełniają funkcje stabilizatorów łuków, są bardziej obciążone. Wzrost objętości EFM może więc być skutkiem wyższych napięć i sił generowanych w tylnych i bocznych mięśniach łydki. Ponadto lądowanie na środkowej/przedniej części stopy w większym stopniu stymuluje przednią część stopy, zwłaszcza staw śródstopno-paliczkowy. « powrót do artykułu
  9. Media oskarżają koncern Yahoo!, że w tajemnicy stworzył oprogramowanie, które masowo skanowało e-maile użytkowników serwisu, a dane były - na żądanie sądu - udostępniane agendom rządu USA. Decyzję o stworzeniu takiego oprogramowania podjęła dyrektor wykonawcza firmy, Marissa Mayer. Pani Mayer, zamiast walczyć w sądzie o uchylenie nakazów, uznała, że firma powinna się do nich dostosować. W proteście przeciwko tej decyzji z firmy odszedł Alex Stamos, odpowiedzialny w Yahoo! za kwestie bezpieczeństwa. Nie zdradził on jednak prawdziwej przyczyny rezygnacji z pracy. Jako pierwszy informację o działaniach Yahoo! podali dziennikarze Reutera, którzy powołują na trzech były pracowników Yahoo!. Yahoo! nie ma ostatnio szczęścia do swojego systemu pocztowego. Wczoraj jeden z byłych menedżerów Yahoo! zdradził, że podczas ataku w 2014 roku hakerzy uzyskali dostęp do wszystkich około 3 miliardów kont pocztowych w Yahoo! Mail. Dotychczas firma utrzymywała, że w ataku ucierpiało 500 milionów kont. Nie od dzisiaj wiadomo, że amerykańskie telekomy i firmy internetowe udostępniają - na żądanie sądów - dane agencjom wywiadowczym USA. Niejednokrotnie sprzeciwiają się takim żądaniom, decydują się na walkę sądową i wygrywają. Jednak zarówno byli urzędnicy jak i eksperci ds. bezpieczeństwa, którzy byli pytani przez dziennikarzy Reutera, mówią, że po raz pierwszy słyszą, by prywatna firma stworzyła własny system do podglądania kont użytkowników na potrzeby agencji wywiadowczych. Konstytucja USA chroni przed podsłuchami obywateli USA i istnieją poważne zastrzeżenia dotyczące legalności stosowanych przez władze USA masowych podsłuchów. Nie dotyczą one jednak obywateli innych państw. Możemy przypuszczać, że urzędnicy, powołując się na Foreign Intelligence Surveillance Act (FISA) zwrócili się do Yahoo! z żądaniem udostępnienia danych, które pomogą zebrać informacje wywiadowcze. FISA pozwala wysunąć takie żądanie i wymienia przyczyny, dla których dane takie powinny zostać udostępnione. Jedną z nich jest bardzo szeroko rozumiana "wojna z terroryzmem". Jednak przedsiębiorstwa nie są bezbronne. Gdy trafi do nich wniosek o udostępnienie danych na podstawie FISA mogą one odwołać się do tajnego Foreign Intelligence Surveillance Court, który rozpatruje tego typu sprawy. Problem w tym, że Mayer nawet nie próbowała sprzeciwić się żądaniom tajnych służb. Co więcej, zdecydowano o zbudowaniu własnego systemu do analizy maili. Yahoo! to firma, która przestrzega prawa i dostosowuje się do prawa w USA - oświadczyło przedsiębiorstwo w odpowiedzi na rewelacje Reutera. Dwaj główni rywale Yahoo! na rynku poczty elektronicznej, Google i Microsoft, twierdzą, że nigdy w ten sposób nie działają i że zawsze starają się o sądowe uchylenie tego typu nakazów. Oczywiście tego typu stwierdzeń nie jesteśmy w stanie zweryfikować, faktem jest jednak, że np. Microsoft walczy obecnie z rządem USA, który domaga się przekazania e-maili znajdujących się na irlandzkich serwerach firmy. Informacje o działaniach Yahoo! ukazały się w niezbyt dobrym dla firmy momencie. Yahoo! ma bowiem zostać przejęte przez Verizon za kwotę 4,8 miliarda USD. Teraz, powołując się na zepsucie reputacji Yahoo! i ukrywanie przed transakcją istotnych informacji, Verizon mógłby naciskać na obniżkę ceny. « powrót do artykułu
  10. W oparciu o 4,5-cm skamieniałe zęby, które znaleziono w Kalifornii, Karolinie Północnej, Peru i Japonii, opisano nowy gatunek kopalnego rekina - Megalolamna paradoxodon. Rekin żył ok. 20 mln lat temu we wczesnym miocenie. Należał do rodziny Otodontidae (rząd lamnokształtne, łac. Lamniformes). Drugi człon nazwy - paradoxodon - odnosi się do faktu, że rekin wydaje się pojawiać w zapisie geologicznym nagle; naukowcy muszą rozwiązać problem luki rzędu 43 mln lat, dzielącej moment pojawienia się kladu Megalolamna we wczesnym kenozoiku od miocenowego pochodzenia M. paradoxodon. M. paradoxodon mierzył ok. 4 m. Miał służące do chwytania przednie zęby i tylne zęby wyspecjalizowane w cięciu. Prawdopodobnie służyły mu one do łapania i rozczłonkowywania ryb o średnich rozmiarach. To niesamowite, że tak duży rekin o globalnym zasięgu nie został dotąd rozpoznany, zwłaszcza że istnieje tyle stanowisk z miocenu, gdzie dobrze zbadano sfosylizowane rękinie zęby - podkreśla Kenshu Shimada, paleobiolog z DePaul University. Klasyfikując nowy gatunek, naukowcy doszli do wniosku, że przedstawicieli linii z olbrzymimi zębami, w tym megalodona, należałoby zaliczyć do rodzaju Otodus, a nie do Carcharodon. Pomysł, że megalodona i jego bliskich krewnych trzeba by umieścić w rodzaju Carcharodon, nie jest nowy, ale nasze studium jako pierwsze logicznie demonstruje [tę] taksonomiczną propozycję. W artykule opublikowanym na łamach Historical Biology Otodus zaprezentowano jako rodzaj siostrzany Megalolamna. « powrót do artykułu
  11. Kanadyjska firma BlackBerry zapowiedziała zakończenie swojej 20-letniej przygody ze sprzętem. Przedsiębiorstwo będzie zlecało firmie zewnętrznej produkcję swoich urządzeń, a samo skupi się na rozwoju oprogramowania. Już w ubiegłym roku dyrektor wykonawczy firmy, John Chen zapowiedział, że jeśli wydział hardware'owy nie zacznie do września 2016 roku przynosić zysków, to zostanie zamknięty. Po ostatnio opublikowanym raporcie finansowym potwierdzono decyzję o zakończeniu produkcji sprzętu. Chen mówi, że przedsiębiorstwo skupi się na oprogramowaniu zabezpieczającym i aplikacjach. W ostatnim kwartale, licząc rok do roku, przychody wydziału oprogramowania zwiększyły się o 89%. BlackBerry uważa, że jest w stanie osiągnąć i utrzymać 30-procentowy roczny wzrost. Jak na razie BlackBerry rozwija swój własny system BB10, a jednocześnie w niektórych modelach telefonów zastosowano system Android. Niedawno weszła też na rynek IoT, prezentując technologię BlackBerry Radar. To seria czujników dla ciężarówek, a pierwszym dużym klientem firmy została Caravon Transport Group. Chen stwierdził, że rezygnacja z produkcji własnego sprzętu pozwoli na zmniejszenie wymagań kapitałowych oraz zwiększy zwrot z zainwestowanego kapitału. BlackBerry rozpoczęło produkcję sprzętu od pagera, który powstał w 1996 roku. « powrót do artykułu
  12. Naukowcy wykazali, w jaki sposób iryzyna, hormon wydzielany m.in. przez mięśnie szkieletowe w czasie aktywności fizycznej, indukuje proces konwersji białych adipocytów w beżową tkankę tłuszczową i hamuje tworzenie białej tkanki tłuszczowej. Jak zauważyli autorzy publikacji z American Journal of Physiology -- Endocrinology and Metabolism, iryzyna wydaje się działać na drodze zwiększania ekspresji genów związanych z brązowieniem białej tkanki tłuszczowej i białkiem termogeniną (uncouple protein, UCP1). Nasilając komórkowy metabolizm, iryzyna zwiększa termogenezę. Zespół, którego pracami kierowali naukowcy z Uniwersytetu Florydzkiego, pobrał od 28 kobiet pierwotne adipocyty i świeżą podskórną białą tkankę tłuszczową (ang. subcutaneous white adipose tissue, scWAT). Po wystawieniu ich na oddziaływanie iryzyny odnotowano niemal 5-krotny wzrost liczby komórek zawierających kluczową dla spalania tłuszczu UCP1. Posłużyliśmy się hodowlami ludzkich komórek, by udowodnić, że iryzyna wywiera korzystny wpływ, przekształcając białe adipocyty w beżową tkankę tłuszczową i zwiększając zdolność organizmu do spalania tłuszczu - wyjaśnia prof. Li-Jun Yang. Akademicy zauważyli także, że iryzyna hamuje tworzenie białej tkanki tłuszczowej. W porównaniu do grupy kontrolnej, adipomiokina zmniejszyła liczbę dojrzałych adipocytów o 20-60%. To sugeruje, że hormon ogranicza otłuszczenie, upośledzając proces przekształcania niezróżnicowanych komórek macierzystych w komórki tłuszczowe i jednocześnie sprzyjając różnicowaniu komórek macierzystych w komórki kościotwórcze. Yang podkreśla, że wiedza, iż organizm wytwarza niewielkie ilości iryzyny, uwypukla znaczenie regularnego ruchu. Niewykluczone, że korzystne efekty działania hormonu da się zamknąć w tabletce, pewności jednak nie ma, a na wyniki badań trzeba czekać wiele lat. Zamiast czekać na cudowną pigułkę, można sobie pomóc, zmieniając tryb życia. Aktywność fizyczna prowadzi do uwolnienia [...] iryzyny, która wykazuje wiele korzystnych efektów: zmniejsza otłuszczenie, daje mocniejsze kości i zdrowszy układ sercowo-naczyniowy. W zeszłym roku zespół Yang ustalił, że iryzyna na kilka sposobów korzystnie oddziałuje na serce (m.in. zwiększa poziom wapnia, który jest krytyczny dla skurczów serca). W czerwcu Yang i współpracownicy z Chin wykazali, że w modelu mysim adipomiokina ogranicza tworzenie blaszek miażdżycowych, nie dopuszczając do gromadzenia komórek zapalnych. « powrót do artykułu
  13. Historycy mają kolejną zagadkę do rozwiązania. Podczas wykopalisk prowadzonych na terenie zamku Katsuren w japońskiej prefekturze Okinawa znaleziono... rzymskie monety. Nie wiadomo, w jaki sposób tam trafiły. Bezpośrednia wymiana handlowa jest nieprawdopodobna. Na pewno nie dochodziło do niej z mieszkańcami zamku Katsuren, który był używany pomiędzy XII a XV wiekiem naszej ery, a zatem setki lat po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Inne przedmioty znalezione na terenie zamku wskazują na kontakty handlowe z Chinami. Być może więc monety trafiły do Katsuren poprzez Chiny jako ciekawostka numizmatyczna. Na opublikowanych zdjęciach znalezionych monet widzimy cztery rzymskie oraz jedną ottomańską. Także i ona stanowi zagadkę. Widoczna na niej data, rok 1099 kalendarza muzułmańskiego, odpowiada latom 1687-1688 naszego kalendarza. Monetę wybito zatem po opuszczeniu zamku w XV wieku. Rzymskie monety są trudniejsze w identyfikacji niż muzułmańska. Jedna z monet wydaje się pochodzić z czasów cesarza Konstancjusza II (337-361). Rysunki na innych monetach są mniej wyraźne, jednak prawdopodobnie wszystkie pochodzą z okresu 320-370 naszej ery. Rzymskie monety są często spotykane w południowych Indiach i na Sri Lance, a bezpośrednie kontakty Imperium Romanum z tymi terenami nie ulegają wątpliwości. W ostatnich latach zaczęły pojawiać się badania, z których wynika, że kupcy z Imperium Rzymskiego już w II wieku mogli dotrzeć do Azji Południowo-Wschodniej. Dochodziło też - za pośrednictwe Partów - do wymiany handlowej z Chinami, a Rzymianie i Chińczycy wiedzieli o swoim istnieniu. Niewykluczone są, choć nie ma na to mocnych dowodów, kontakty bezpośrednie. Specjaliści zastanawiają się zatem, czy monety mogły trafić do Japonii z Chin czy raczej z Azji Południowo-Wschodniej. Na przesmyku Kra, który znajduje się w Tajlandii i oddziela Morze Andamańskie od Zatoki Tajlandzkiej, znaleziono przedmioty z Chin i Imperium Rzymskiego, a na terenie dzisiejszej Tajlandii i Wietnamu używano złotych wisiorków podobnych do rzymskich monet. Jednak wszelkie tego typu przedmioty to albo monety z I i II wieku albo ich kopie. Jedyna rzymska moneta z III wieku znaleziona w Azji Południowo-Wschodniej została wybita przez uzurpatora Victorinusa (268-270) w dzisiejszej Kolonii. Rzymskie monety z III i IV wieku znaleziono w jednym miejscu w Kambodży, co sugeruje, że nie opuściły one okolic Zatoki Tajlandzkiej. W samych Chinach znaleziono niewiele rzymskich monet. Były to zwykle monety złote, używane jako ozdoby lub przedmioty wkładane do grobów. Pochodziły z V-VII wieku. Rozwiązania zagadki monet z zamku Katsuren nie ułatwia fakt, że są to monety z miedzi, więc miały niewielką wartość. Tego typu monety znajdowano w Indiach, na Sri Lance, czasami trafiały do Azji Centralnej. Trudno jednak jest wskazać drogę, którą miałyby trafić do Japonii. Być może w jakiś sposób mają one związek z handlem pomiędzy Japonią a nowożytną Europą. Do wymiany takiej dochodziło w XVI i XVII wieku. Jednak moneta ottomańska została wybita już po tym, jak Japonia zamknęła się przed Europejczykami. Z pewnością jednak możemy stwierdzić, że rzymskie monety z zamku Katsuren zawędrowały tak daleko na wschód jak żadne inne znane nam monety Imperium. « powrót do artykułu
  14. Najlepszym sposobem na czosnkowy oddech jest zjedzenie surowego jabłka, mięty lub sałaty. Za czosnkowy oddech odpowiadają takie lotne związki, jak disiarczek diallilowy, merkaptan allilowy, disiarczek allilometylowy czy sulfid allilowometylowy. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Ohio dali ochotnikom do żucia przez 25 sekund 3 gramy czosnku. Tuż potem dostawali oni wodę (grupa kontrolna), zieloną herbatę, surowe lub podgrzane jabłko albo sok jabłkowy, surową bądź podgrzaną sałatę, a także surowe liście mięty bądź wyciśnięty z nich sok. Poziom lotnych związków w wydychanym powietrzu oceniano przez godzinę za pomocą spektrometrii mas z jonizacją w strumieniu wybranych jonów (ang. selected ion flow tube-mass spectrometry, SIFT-MS). Czosnek mieszano także z wodą, oksydazą polifenolową (PPO), kwasem rozmarynowym, kwercetyną i katechiną. Poziom lotnych związków badano od 3. do 40. min również za pomocą SIFT-MS. Okazało się, że w porównaniu do grupy kontrolnej, przez pierwsze 30 min surowe jabłko i sałata zmniejszały stężenie lotnych substancji o 50 lub więcej procent. W przypadku wszystkich mierzonych związków liście mięty wykazywały silniejsze właściwości dezodorujące niż surowe jabłka i sałata. Soki jabłkowy i miętowy zmniejszały co prawda stężenie związków odpowiedzialnych za czosnkowy oddech, ale nie tak dobrze jak żucie surowego jabłka bądź mięty. Podgrzane jabłko i mięta znacząco redukowały ich poziom, zaś picie zielonej herbaty nie wywierało żadnego wpływu. Amerykanie sądzą, że pokarmy usuwają czosnkowy oddech na dwa sposoby; chodzi o enzymy i związki fenolowe, które reagują ze związkami z czosnku. Surowe produkty są najskuteczniejsze, bo zawierają i enzymy, i związki fenolowe (w soku te drugie ulegają polimeryzacji, a z kolei podgrzanie eliminuje enzymy). W warunkach in vitro kwas rozmarynowy, katechina, kwercetyna i PPO znacząco zmniejszały poziom wszystkich czosnkowych związków. Najskuteczniejszy był kwas rozmarynowy. « powrót do artykułu
  15. Gdy w ubiegłym roku naukowcy z University of Cincinnati odkryli grób greckiego wojownika z epoki brązu, mówili o "znalezisku życia". Nieczęsto bowiem natrafia się na nietknięty grobowiec sprzed 3500 lat, w którym znajduje się olbrzymia kolekcja biżuterii, broni i innych cennych przedmiotów. Teraz, po roku szczegółowych analiz, przede wszystkim czterech złotych pierścieni, uczeni uważają, że grobowiec "Wojownika Gryfa" zmienia nasze rozumienie początków cywilizacji greckiej. Grobowiec został odkryty w maju ubiegłego roku w pobliżu miasta Pylos. Wewnątrz znajdują się szczątki potężnego mykeńskiego wojownika lub kapłana, który zmarł w wieku nieco ponad 30 lat i został pochowany w pobliżu Pałacu Nestora około roku 1500 przed Chrystusem. W grobowcu złożono ponad 2000 różnych przedmiotów, w tym cztery złote pierścienie, srebrne kubki, drogocenne kamienie, grzebienie z kości słoniowej i cenną broń. Zmarłego nazwano "Wojownikiem Gryfa' od plakietki z kości słoniowej przedstawiającej gryfa. Naukowcy, przyglądając się znalezionym przedmiotom zauważyli, że znaczna część z nich pochodzi z kultury minojskiej. Była to kultura starsza od mykeńskiej, dominująca w regionie. Kres kulturze minojskiej położył najazd Mykeńczyków. Uczeni zaczęli zastanawiać się, jak to możliwe, że jeden człowiek z kontynentalnej Grecji zgromadził tak duże bogactwa pochodzące z kultury minojskiej. Jedna z hipotez mówiła, że skarby zostały zrabowane podczas najazdów. Grób pochodzi mniej więcej z tego okresu, w którym Mykeńczycy podbijali Minojczyków. Wiemy, że dochodziło do licznych najazdów, a wkrótce po śmierci Wojownika Gryfa Mykeńczycy podbili minojską Kretę - mówi Shari Stocker, jedna z autorek odkrycia, którego dokonała wraz ze swoim mężem Jackiem Davisem. Stocker i Davis uważają jednak, że bogactwo grobowca oznacza, iż pomiędzy cywilizacjami mykeńską a minojską dochodziło do znacznie głębszych kontaktów kulturalnych, niż się obecnie uważa. Dowodem na głęboką wymianę kulturalną są przede wszystkim cztery złote pierścienie znalezione w grobowcu. Po raz pierwszy zostaną one zaprezentowane publicznie za dwa dni, 6 października. Pierwszy z pierścieni przedstawia scenę przeskakiwania nad bykiem. To często spotykany motyw minojskiej ikonografii. Na kolejnym pierścieniu, jednym z największych jakie znaleziono w świecie egejskim, widzimy pięć starannie wyrzeźbionych postaci kobiecych zgromadzonych wokół nadmorskiej świątyni. Na trzecim pierścieniu znajduje się postać stojącej na szczycie góry kobiety, prawdopodobnie bogini, która trzyma laskę, a towarzyszą jej dwa ptaki. Czwarty z pierścieni przedstawia kobietę, która darowuje bogini róg byka. Sama bogini siedzi na tronie, trzyma w dłoniach lustro, a nad nią siedzi ptak. Sceny wyrzeźbiono z niezwykłą starannością, wskazującą na olbrzymią precyzje i zaawansowanie minojskich rzemieślników. Zdaniem Davisa tak precyzyjnego rzemiosła nie widać nawet na słynnych pierścieniach Minosa i Nestora, których autentyczność - właśnie ze względu na wysoką jakość wykonania - była przez lata kwestionowana. Jednak tym, co najbardziej zastanowiło naukowców była nie precyzja wykonania, ale sama ikonografia pierścieni. Czy mykeński wojownik mógł rozumieć znaczenie przedstawionych scen i być wtajemniczonym w koncepcje filozoficzne i religijne za nimi stojące? Davis i Stocker uważają, że tak właśnie było. Wiele osób sugerowało nam, że te skarby są jak skarbiec Czarnobrodego. Pochowano je ze zmarłym, by pokazać jego bogactwo zdobyte na Minojczykach. My jednak sądzimy, że w tym czasie ludzie z lądu rozumieli wiele z koncepcji religijnych przedstawionych w tych scenach, że zaczęli przyjmować za swoje koncepcje powstałe na Krecie. To nie jest zwykły łup. Być może skarby pochodzą z grabieży, ale zostały starannie dobrane i złożone w grobowcu właśnie ze względu na swoje przesłanie, które było dla Mykeńczyków zrozumiałe" - twierdzi Davis. Naukowcy podkreślają, że w grobowcu znaleziono też inne przedmioty, wskazujące na rozumienie przez Mykeńczyków minojskich koncepcji. Lustro złożone na nogach Wojownika Gryfa może być powiązane z pierścieniem, na którym bogini trzyma lustro. Uczeni spekulują, że złożenie w grobowcu lustra pokazuje, iż przedmiot ten miał specjalne znaczenie dla Mykeńczyków, a kilka grzebieni wskazuje na znaczenie rytualnej praktyki czesania się przed bitwą. Byk, święty symbol dla Minojczyków, jest też obecny w ikonografii mykeńskiej. Na pierwszym z pierścieni widzimy przeskakiwanie przez byka, a w grobowcu znaleziono wykonaną z brązu głowę byka ozdobioną imponującymi rogami, które prawdopodobnie były symbolem potęgi i autorytetu zmarłego. Davis i Stocker mają zamiar opublikować wkrótce bardziej szczegółową analizę swojego odkrycia, w której wymienią wiele innych powiązań, jakie znaleźli. Wszystko to powoduje, że wychodzimy daleko poza myślenie o zwykłej chęci nadanie sobie prestiżu za pomocą bogatego łupu. Każe nam to sądzić, że Mykeńczycy, tworząc swoją cywilizację, rozumieli wierzenia, idee i ideologię, jakie już istniały w ich czasach. Trudno jest jednak wychwycić takie niuanse - mówi Davis. Trudność ta spowodowana jest faktem, że Mykeńczycy mieli w zwyczaju chować członków swoich elit we wspólnych grobowcach. Znajdowano już znacznie bogatsze grobowce niż grób Wojownika Gryfa, jednak obecność w nich wielu ciał powodowała, że trudno było przyporządkować konkretne przedmioty konkretnym zmarłym. Grób Wojownika Gryfa zawiera zaś jedno ciało, co pozwala na narysowanie znacznie szerszego obrazu kulturowego i lepsze zrozumienie ludzi, którzy położyli podwaliny pod cywilizację Europy. « powrót do artykułu
  16. Myszy, którym dano zabawki i umieszczono w urozmaiconym otoczeniu, mają zdrowszy układ odpornościowy. Niewiele wiadomo o wpływie czynników środowiskowych na układ odpornościowy. Zanieczyszczenie, stan psychiczny czy status społeczny są jednak uznawane za czynniki odgrywające pewną rolę w rozwoju ludzkich chorób autoimmunologicznych. Zespół z Queen Mary University of London (QMUL) wykazał po raz pierwszy, że wzbogacone środowisko wpływa na limfocyty T. Gryzonie umieszczano na 2 tygodnie w zwykłym lub wzbogaconym otoczeniu. W zwykłym akwarium znajdowały się trociny i materiał do budowy gniazda. Zwierzęta ze wzbogaconego środowiska dysponowały zaś większym lokum, kołowrotkiem, kolorowym domkiem i tunelem. Po zaledwie 2 tygodniach we wzbogaconym otoczeniu z mnóstwem zabawek i miejsca układy odpornościowe myszy były zupełnie inne i wydawały się lepiej przygotowane do zwalczania infekcji - podkreśla prof. Fulvio D'Acquisto. To niezwykłe, bo nie podawaliśmy żadnych leków. Wszystkie zmiany dotyczyły warunków w akwarium. Można powiedzieć, że umieściliśmy gryzonie w odpowiedniku ośrodka wypoczynkowego i pozwoliliśmy się im cieszyć nowym, stymulującym otoczeniem. Od zwierząt wyekstrahowano limfocyty T i zastosowano stymulację czynnikiem naśladującym zakażenie. Okazało się, że limfocyty pozyskane od zwierząt ze wzbogaconego środowiska wykazywały unikatowy wzorzec uwalniania związków istotnych dla odporności (oznaczało to m.in. wyższy poziom interleukin 10 i 17). Naukowcy zauważyli także zmiany w zakresie ekspresji genów w limfocytach. Zwiększyła się ekspresja 56 genów (wiele z nich bierze udział w zdrowieniu i zwalczaniu infekcji). Prof. D'Acquisto podkreśla, że testy muszą być, oczywiście, powtórzone na ludziach, ale już teraz można mówić o interesujących możliwościach, np. o przepisywaniu przez lekarzy zmiany środowiska i 2-tygodniowych wakacji czy uzupełnianiu farmakoterapii, która oddziałuje na mechanikę infekcji, czymś w środowisku, co poprawiałoby dobrostan pacjenta. To może być obiecujące podejście do leczenia chorób przewlekłych. Wspominając o ograniczeniach studium, autorzy publikacji z pisma Frontiers in Immunology podkreślają, że przyglądali się tylko jednemu typowi komórek. « powrót do artykułu
  17. Urodzone na wolności, rehabilitowane bonobo potrafią skutecznie łupać orzechy. Poziomem umiejętności nie odbiegają od dzikich szympansów. Johanna Neufuss z University of Kent analizowała zachowanie 18 bonobo z rezerwatu Lola ya Bonobo w Demokratycznej Republice Konga, wśród których łupanie orzechów widywano od circa 20 lat. W odróżnieniu od szympansów, na wolności bonobo rzadko używają nawet prostych narzędzi. Autorzy kilku badań wspominali o używaniu narzędzi przez bonobo w niewoli, ale generalnie wcześniej nie udokumentowano szczegółowo tego zjawiska. Studium zespołu z Kent pokazało, że zdolności manipulacyjne szympansów karłowatych są o wiele bardziej zróżnicowane, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Wyróżniono m.in. 15 chwytów tłuków, przy czym 10 nie obserwowano wcześniej u innych naczelnych (NHPS, ang. Nonhuman Primates), np. szympansów czy kapucynek. Okazało się, że w czasie łupania bonobo wykazywały silną ręczność: używały tylko albo prawej, albo lewej łapy (większość zwierząt była praworęczna). Używając większych kamieni, bonobo posługiwały się obiema rękami lub ręką i stopą. Bonobo aktywnie wybierały najlepszy kamień do łupania i w porównaniu do słynnych łupiących orzechy szympansów z Bossou w Gwinei, łupały więcej orzechów na minutę. « powrót do artykułu
  18. Z Applied and Environmental Microbiology dowiadujemy się, że piersi mają własny mikrobiom, który może być równie ważny dla zdrowia, co mikrobiom jelit. Mikroorganizmy znajdujące się w piersiach mogą, nawet w niewielkich ilościaich, odgrywać rolę w rozwoju nowotworów, zwiększając lub zmniejszając ryzyko wystąpienia choroby - mówi jeden z autorów badań, profesor Gregory Reid, mikrobiolog i immunolog z Western University w Ontario. Przyczyny wielu nowotworów piersi nie są znane. Rolę w rozwoju choroby odgrywa wiek, predyspozycje genetyczne, zmiany środowiskowe, a coraz więcej badań wskazuje też na bakterie. Już w latach 60. zauważono, że karmienie piersią wiąże się z mniejszym ryzykiem nowotworu. Niedawne badania sugerują, że przyczyną takiego stanu rzeczy może być fakt, iż mleko wspiera rozwój korzystnych bakterii. Reid i jego koledzy postanowili pójść tym właśnie tropem. Przeanalizowali DNA bakterii znalezionych w tkance piersiowej 58 kobiet, które przeszły usunięcie guzów lub całkowite usunięcie piersi po łagodnych lub złośliwych nowotworach. Wyniki te porównali z wynikami analiz DNA bakterii u 23 zdrowych kobiet, które poddały się zabiegom zwiększenia lub pomniejszenia piersi. Okazało się, że u kobiet z nowotworami w tkance piersiowej występuje więcej niektórych rodzajów bakterii, w tym Enterobacteriaceae, Staphylococcus i Bacillus. Zaś u kobiet zdrowych zauważono większy poziom Lactococcus i Streptococcus. Delphine Lee, immunolog specjalizująca się w nowotworach piersi mówi, że nie dziwi jej, iż piersi mają własny mikrobiom. Pierś jest wystawiona na działanie środowiska zewnętrznego za pośrednictwem sutka i przewodów mlecznych. Bakterie mogą dostać się do wewnątrz również przez rany na skórze i w iny sposób. Nie wiemy jednak, czy niektóre bakterie są znajdowane w pobliżu guzów nowotworowych piersi dlatego, że je powodują, czy też dlatego, że jest to dobre środowisko dla ich rozwoju. Skądinąd wiadomo, że niektóre bakterie z rodzaju Enterobacteriaceae i Staphylococcus powodują uszkodzenia DNA, a uszkodzenia takie to znana przyczyna nowotworów. Inne bakterie mogą powodować stany zapalne. Kwestie zależności nowotworów piersi od mikrobiomu muszą zostać dopiero zbadane. Reid ma nadzieję, że uda się opracować bakteryjne biomarkery, które - na podstawie badania mikrobiomu piersi - udoskonalą diagnostykę. Być może powstaną też specjalne probiotyki, dzięki którym możliwa będzie zmiana mikrobiomu i poprawienie wyników leczenia nowotworów. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Królewskiego College'u Londyńskiego odkryli, że osoby, które wcześniej cierpiały na trądzik, z większym prawdopodobieństwem mają dłuższe telomery w białych krwinkach. Może to oznaczać, że ich komórki są lepiej chronione przed starzeniem. Telomery to ochronne sekwencje z nukleotydów, które zabezpieczają przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Przy krytycznej długości telomery nie chronią już chromosomów, a cykl podziałowy komórki ulega zatrzymaniu. Uśpienie procesu replikacyjnego generuje z kolei starzenie komórkowe albo wymusza śmierć komórkową. Wcześniejsze badania wykazały, że długość telomerów w leukocytach pozwala wnioskować o starzeniu organizmu, bo wiąże się z długością telomerów w innych komórkach ciała. W ramach najnowszego studium Brytyjczycy analizowali przypadki 1205 bliźniąt z kohorty TwinsUK. Jedna czwarta chorowała na jakimś etapie życia na trądzik. Analizy statystyczne, które wzięły poprawkę m.in. na wiek, wagę czy wzrost, wykazały, że u chorujących na trądzik telomery były znacząco dłuższe, co oznacza, że leukocyty były lepiej chronione przed deterioracją związaną z wiekiem. Autorzy publikacji z Journal of Investigative Dermatology przypominają, że wcześniej w ramach studium UK Acne Genetic wykazano, że jeden z genów odpowiedzialnych za długość telomerów wiąże się także z trądzikiem. Dermatolodzy od dawna dostrzegają, że skóra chorych z trądzikiem wydaje się starzeć wolniej niż skóra ludzi, którzy nigdy nie mieli trądziku. Symptomy starzenia, takie jak zmarszczki czy pocienienie skóry, pojawiają się bowiem o wiele później. Sugerowano, że dzieje się tak wskutek zwiększonej produkcji sebum, ale w grę wchodzą prawdopodobnie także inne czynniki. Naukowcy zbadali ekspresję genów w biopsjach skóry tych samych bliźniąt. Okazało się, że dla chorujących na trądzik charakterystyczna była słabsza ekspresja szlaku p53, który reguluje programowaną śmierć komórkową. Zespół podkreśla jednak, że potrzeba dalszych badań, by zidentyfikować geny biorące udział w starzeniu komórek i ustalić, pod jakimi względami różnią się one u osób przechodzących kiedyś trądzik. Akademicy wspominają o ograniczeniach swojego badania. W skład próby wchodziły wyłącznie kobiety. Poza tym opierano się głównie na samoopisie nasilenia trądziku i leczenia. Nie można też mówić o wskazaniu związków przyczynowo-skutkowych. « powrót do artykułu
  20. Minęło zaledwie 3000 lat od czasu, gdy ludzie zasiedlili Fidżi i inne izolowane wyspy. Musieli w tym celu przebyć tysiące kilometrów otwartych oceanów. Dotychczas jednak nie wiedzieliśmy, kim byli ci nieustraszeni żeglarze. Pozostawili po sobie wyróżniającą się czerwoną ceramikę i niewiele więcej. Naukowcy wysunęli więc dwie hipotezy. Pierwsza z nich mówi, że byli to rolnicy, którzy przepłynęli na wyspy bezpośrednio ze wschodnich części Azji, zdaniem zwolenników drugiej hipotezy - żeglarze mieszali się po drodze ze zbieraczami-myśliwymi z Melanezji, w tym z Papui Nowej-Gwinei. Przeprowadzone właśnie pierwsze zakrojone na szeroką skalę badania DNA Polinezyjczyków wsparły pierwszą z hipotez. Okazało się, że to mieszkańcy Azji Wschodniej wybrali się w podróż przez Pacyfik, a dopiero znacznie później Melanezyjczycy, prawdopodobnie mężczyźni, przedostali się do Oceanii i mieszali z osiadłymi tam już Polinezyjczykami. Zdaniem Cristiana Capellego, genetyka z Uniwersytetu Oksfordzkiego, badania te kończą wieloletni spór naukowy. Z kolei genetyk Mark Thomas z University College London zauważa, że badania pokazują, w jaki sposób kultura uniemożliwia na początku mieszanie się różnych grup. Rolnicy przenoszą się i po drodze nie mieszają się zbytnio z łowcami-zbieraczami. Schemat ten powtarza się wielokrotnie na całym świecie. Pierwsi Polinezyjczycy pozostawili po sobie czerwoną ceramikę stemplowaną, obsydianowe narzędzia i ozdobne muszle. Ich kultura zyskała nazwę Lapita, a wspomniane artefakty pojawiły się po raz pierwszy przed ponad 3000 lat na Archipelagu Bismarcka. Przedstawiciele kultury Lapita uprawiali kolokazję jadalną, jadalne gatunki pochrzynu, chlebowiec, hodowali świnie i kury. Błyskawicznie rozprzestrzenili się na Vanuatu, Nową Kaledonię, a w końcu dotarli na Fidżi, Tonga, Samoa i inne wyspy. W 1985 roku australijski archeolog Peter Bellwood wysunął hipotezę, zgodnie z którą Lapita pochodzi od rolników z Azji Wschodniej. Stwierdził, że szybko przemieścili się z Chin na Tajwan, następnie dotarli na Filipiny, a później przez otwarty ocean rozprzestrzenili się od Vanuatu do Samoa. W ciągu zaledwie 300 lat pokonali ponad 24 000 kilometrów. Hipoteza Bellwooda była zgodna z modelami lingwistycznymi, wedle których języki austronezyjskie rozprzestrzeniły się ze Wschodniej Azji na Oceanię i są różne od języków papuaskich z Melanezji. Jednak wielu badaczy zauważyło, że w DNA współczesnych Polinezyjczyków znajdują się dowody na ich mieszanie się z Melanezyjczykami i powolną podróż na wschód. Ta hipoteza przeważyła we współczesnej nauce. W czasie najnowszych badań uczeni przeanalizowali DNA z czterech kobiecych szkieletów z Vanuatu i Tonga datowanych na 2300-3100 lat temu. Trzy z tych szkieletów były bezpośrednio powiązane z kulturą Lapita. Uzyskane w ten sposób dane porównano z DNA niemal 800 współcześnie żyjących osób z 83 populacji w Azji Wschodniej i Oceanii. Udowodniono w ten sposób, że cztery kobiety pochodziły z innych populacji i brak jest dowodów na ich mieszanie się z przodkami dzisiejszych mieszkańców Papui Nowej-Gwinei. Wszystkie za to miały wspólnych przodków z ludem Atayal, czyli rdzennymi mieszkańcami Tajwanu oraz z ludem Kankanaey z Filipin. To oznacza, że ich przodkowie bardzo szybko przebyli ocean, nie mieszając się po drodze z Melanezyjczykami. Obecni Polinezyjczycy mają znaczący odsetek DNA Melanezyjczyków. Analizy wykazały, że to DNA występuje w dość długich, niepoprzerywanych fragmentach, a to oznacza, że zostało dodane niedawno, pomiędzy 500 a 2500 lat temu, już po pojawieniu się kultury Lapita. Naukowcy zauważyli też, że polinezyjski chromosom X ma mniej melanezyjskiego DNA niż inne chromosomy jądrowe. Jako, że chromosom X jest z większym prawdopodobieństwem dziedziczony po matce, sugeruje to, iż większość melanezyjskiego DNA trafiła do genomu Polinezyjczyków za pośrednictwem mężczyzn, czyli że to melanezyjscy mężczyźni mieszali się z Polinezyjskimi kobietami. Kobiecy przodkowie współczesnych mieszkańców Oceanii to Lapita, a wśród przodków męskich występują też Papuasi - mówi współautor badań, Pontus Skoglund z Harvard Medical School. « powrót do artykułu
  21. Dojrzewanie zmienia postrzeganie twarzy. Wg psychologów, stanowi to część procesu przygotowania do przyjęcia dorosłych ról społecznych. Wiemy, że twarz komunikuje wiele informacji społecznych, a zdolność do postrzegania oraz interpretowania tych danych zmienia się w trakcie rozwoju. Po raz pierwszy byłyśmy w stanie wykazać, że ważniejszy jest sam etap dojrzewania, a nie wiek metrykalny - podkreśla prof. Suzy Scherf z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Podczas pokwitania dokonuje się przejście od preferencji dorosłych kobiecych twarzy do preferencji twarzy rówieśników na tym samym etapie dojrzewania. Innymi słowy, dojrzewanie zmienia sposób postrzegania twarzy. Zjawisko to opisano wcześniej u zwierząt, ale nie u ludzi. Dzieje się tak prawdopodobnie wskutek oddziaływania hormonów na mózg i reorganizacji układu nerwowego. Scherf i studentka Giorgia Picci zebrały grupę 116 nastolatków w tym samym wieku. W oparciu o etap dojrzewania podzieliły wszystkich na 4 grupy. Etap pokwitania wyznaczono w oparciu o samoocenę oraz ocenę rodziców. Amerykanki prezentowały 120 czarno-białych zdjęć twarzy osób obojga płci. Były fotografie dzieci przed okresem dojrzewania, nastolatków w okresie wczesnego i późnego pokwitania oraz dojrzałych seksualnie młodych dorosłych. W ramach gry komputerowej badani mieli najpierw przyjrzeć się 10 twarzom z neutralną miną. Później w kolejnym zestawie 20 twarzy ze szczęśliwymi minami należało wskazać fizjonomie znane i nowe. Panie zauważyły, że ochotnicy przed okresem dojrzewania lepiej zapamiętywali dorosłe twarze (nazwały to efektem opiekuna). To interesujące, bo mamy tu do czynienia z dziećmi w wieku szkolnym, które spędzają dużo czasu z innymi dziećmi, a nadal prezentują odchylenie w kierunku zapamiętywania dorosłych twarzy. Dla odmiany osoby dojrzewające lepiej zapamiętywały twarze innych nastolatków. Jak podkreśla Scherf, zaskakujące było to, że wśród osób w tym samym wieku jednostki mniej dojrzałe wykazywały lepszą pamięć rozpoznawczą w stosunku do innych mniej dojrzałych nastolatków, a osoby bardziej dojrzałe w odniesieniu do bardziej dojrzałych rówieśników. To pokazuje, że jesteśmy bardzo uwrażliwieni na statusy dojrzewania. Ustalenia pań pozwalają wyjaśnić dobrze znany fenomen organizacji grup rówieśniczych według statusu pokwitania i zrozumieć, w jaki sposób nastolatki zaczynają myśleć o sobie jak o partnerach romantycznych. « powrót do artykułu
  22. Na kampusie Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej stanął najwyższy na świecie budynek wykonany w większości z drewna. Brock Commons ma 18 pięter i 53 metry wysokości. Powstał z drewnianych prefabrykatów w czasie krótszym niż 70 dni. Teraz budowlańcy rozpoczęli pracę wewnątrz budynku. Ich zakończenie zaplanowano na maj 2017 roku. Od września przyszłego roku Brock Commons będzie domem dla ponad 400 studentów. Brock Commons ma betonowe fundamenty i parter oraz 2 betonowe słupy, na których oparta jest konstrukcja. Ponad nimi wznosi się 17 pięter z drewnianych laminatów wspartych na laminowanych drewnianych kolumnach. Fasadę budynku wykonano z materiału, na których w 70% składa się drewno. "Wysokie drewniane budynki przynoszą wielkie korzyści ekonomiczne i środowiskowe. To, czego nauczymy się przy wznoszeniu Brock Commons pomoże w zmianie przemysłu budowlanego w kanadzie i na całym świecie. Już teraz widzimy, że wykorzystanymi tutaj technologiami interesuje się przemysł z USA, Japonii i Chin" mówi Cees de Jager, dyrektor w Binational Softwood Lumber Council. Dzięki zastosowaniu drewna aż o 4 miesiące skrócono czas potrzebny do wzniesienia budynku. Ponadto wzniesienie takiego samego budynku z tradycyjnych materiałów wiązałoby się z emisją dodatkowych 2432 ton CO2 do atmosfery. Całość kosztów Brock Commons to około 51,5 miliona dolarów. « powrót do artykułu
  23. Nawet w niskich stężeniach miód z kwiatów drzewa herbacianego, nazywanego po maorysku manuką (Leptospermum scoparium), hamuje aktywność i wzrost bakteryjnych biofilmów. Naukowcy uważają, że w ten sposób można by zapobiegać rozwojowi zakażeń u pacjentów z cewnikami urologicznymi. Sądzimy, że pacjenci mogą także skorzystać na przeciwzapalnych właściwościach miodu, które są generalnie silniejsze w miodach ciemnych, takich jak miód manuka. Podczas wykorzystania miodu ryzyko oporności jest znikome - podkreśla prof. Bashir Lwaleed z Uniwersytetu w Southampton. Brytyjczycy hodowali na plastikowych szalkach pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) i Proteus mirabilis. Miód rozcieńczano wodą destylowaną i dodawano do pożywki, uzyskując roztwory o różnym stężeniu: 3,3%, 6,6%, 10%, 13,3% oraz 16,7%. W dalszej części eksperymentu różne rozcieńczenia dodawano z bakteriami do 2 pojemników (w każdym znajdowało się 96 szalek). Do pozostałych dodawano czystą pożywkę albo sztuczny miód. Całość następnie pieczętowano oraz inkubowano przez 24, 48 i 72 godziny. W drugiej części eksperymentu miód dodawano po 24 godzinach i inkubowano przez 4 godziny albo kolejną dobę. Okazało się, że miód manuka silnie ograniczał "lepkość" bakterii, a więc i rozwój biofilmu. W porównaniu do czystej pożywki czy sztucznego miodu, po 48 godzinach nawet najniższe stężenie (3,3%) zmniejszało lepkość o 35%. Najsilniejszy wpływ obserwowano po 3 dniach w roztworze 16,7%, kiedy to lepkość spadała aż o 77%. Po 72 godzinach wszystkie stężenia zmniejszały kleistość o ok. 70%. Oceniając wpływ miodu na dalszy wzrost biofilmu, autorzy publikacji z Journal of Clinical Pathology zauważyli, że po 4-godzinnej inkubacji roztwór 16,7% ograniczał go o 38%, a po 24 godzinach o 46%. Dla słabszych roztworów - 3,3 oraz 6,6% - po 48 godzinach wpływ był jeszcze silniejszy. Naukowcy podkreślają, że ich eksperymenty symulowały wczesne etapy tworzenia biofilmu i potrzeba dalszych badań z warunkami bardziej przypominającymi przepływ cieczy przez pęcherz. « powrót do artykułu
  24. Ptaki nie zderzają się w locie, gdy lecą naprzeciwko siebie, gdyż mają tendencję do skręcania w prawo. To odkrycie może pozwolić na stworzenie lepszych systemów antykolizyjnych dla dronów. Mandyam Srinivasan z University of Queensland przeprowadził wraz z kolegami testy, podczas których filmowali pary papużek falistych lecących naprzeciwko siebie w wąskim tunelu. Podczas 100 testów ptaki w 84 przypadkach skręciły w prawo, by uniknąć zderzenia. Nie doszło do żadnej kolizji. Papużki zwykle latały też na różnych wysokościach, co pozwoliło na uniknięcie zderzenia nawet wówczas, gdy jeden osobnik skręcił w lewo. Zdaniem Srinivasana o wysokości lotu może decydować hierarchia w grupie. Wydaje się, że dominujące ptaki wolą lecieć niżej. Być może jest to bardziej efektywne z punktu widzenia zużycia energii, więc mniej ważny osobnik musi wznieść się wyżej. System nawigacyjny ptaków i strategie pozwalające na unikanie zderzeń ewoluowały przez 150 milionów lat. Mogą posłużyć twórcom dronów jako inspiracja. Współczesne niewielkie drony wykorzystują proste czujniki zbliżeniowe, które pozwalają im na unikanie przeszkód. Gdyby jednak mogły się ze sobą komunikować i wszystkie zostały zaprogramowanie tak, by w razie niebezpieczeństwa kolizji skręcały w prawo, zyskałyby prosty i skuteczny system antykolizyjny. Trudniej byłoby skoordynować wysokość lotu poszczególnych maszyn, ale i to można osiągnąć np. poprzez przypisanie dronom numerów. Urządzenie o wyższym numerze leciałoby wyżej, to o niższym - niżej, proponuje Srinivasan. « powrót do artykułu
  25. Bazujące na kofeinie związki (dimery) nie dopuszczają do rozwoju choroby Parkinsona. Naukowcy z Uniwersytetu Saskatchewan skupili się na α-synukleinie (ASN), białku, które reguluje biosyntezę i poziom dopaminy. U pacjentów z chorobą Parkinsona ma ona nieprawidłową konformację i tworzy cytotoksyczne agregaty, tzw. ciała Lewy'ego. Od jakiegoś czasu pojawiają się doniesienia wskazujące na prionowe właściwości ASN (w chorobach prionowych nieprawidłowo ukształtowane białka wyzwalają nieprawidłowe składanie innych protein, dając efekt domina). Wiele stosowanych obecnie związków terapeutycznych koncentruje się na wzmaganiu wkładu dopaminowego przeżywających neuronów, ale jest to skuteczne dopóty, dopóki istnieje wystarczająca liczba komórek do wykonywania tego zadania. Nasze podejście bazuje na ochronie komórek dopaminergicznych na drodze niedopuszczania do nieprawidłowego składania α-synukleiny - wyjaśnia prof. Jeremy Lee. Kanadyjczycy zsyntetyzowali 30 dwufunkcyjnych dimerów (cząsteczek łączących 2 substancje o udowodnionym wpływie na neurony dopaminergiczne). Szkielet stanowiła kofeina, a do takiej bazy dodawano np. nikotynę, metforminę czy aminoindan. Posługując się drożdżowym modelem choroby, naukowcy wykazali, że dwa dimery zapobiegały tworzeniu agregatów ASN, dzięki czemu komórki mogły prawidłowo rosnąć i funkcjonować. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...