-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Dzięki horrorom naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine zidentyfikowali kluczowy obwód neuronalny, odpowiedzialny za przetwarzanie strachu i lęku. Strach jest przystosowawczą emocją; umożliwia zapamiętanie pewnych wydarzeń, co pozwala np. unikać ich w przyszłości. Nadmierny strach prowadzi jednak do lęku i innych zaburzeń psychicznych. Co ciekawe, dotąd obwód odpowiedzialny za przetwarzanie strachu zmapowano u gryzoni, ale nie u ludzi. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, naukowcy utrwalali aktywność neuronów, posługując się elektrodami wprowadzonymi do ciała migdałowatego i hipokampa 9 osób. Badanymi byli pacjenci z lekooporną padaczką, którym wszczepiono elektrody, by śledzić aktywność neuronów prowadzącą do napadów. Wyświetlano im sceny z filmów, m.in. horrorów. Elektrody wychwytywały wyładowania neuronów milisekunda po milisekindzie, ujawniając w czasie rzeczywistym, jak mózg podchodzi do przerażających bodźców - wyjaśnia Jie Zheng. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications zauważyli, że ciało migdałowate i hipokamp bezpośrednio wymieniały informacje. Zheng tłumaczy, że neurony ciała migdałowatego wyładowywały się 120 milisekund wcześniej niż komórki hipokampa. Wzorzec komunikacji między tymi obszarami jest kontrolowany przez wydźwięk emocjonalny filmu. Jednokierunkowy przepływ informacji między amygdala a hipokampem zdarzał się wyłącznie podczas oglądania strasznych klipów i nie występował podczas oglądania spokojnych scen. Jak dodaje dr Jack Lin, choć wcześniejsze badania wykazały rolę ciała migdałowatego w przetwarzaniu strachu i równoległą rolę, spełnianą przez hipokamp w lepszym zapamiętaniu emocjonalnych zdarzeń, dotąd nie było dokładnie wiadomo, w jakie relacje regiony te wchodzą podczas rozpoznawania strasznych bodźców. Większość badań koncentruje się na izolowanych obszarach mózgu. Nasze ujednolica wiedzę nt. roli ciała migdałowatego i hipokampa w przetwarzaniu emocjonalnym i udowadnia, że amygdala pierwsze ekstrahuje/wykrywa istotność emocjonalną i przesyła tę informację do hipokampa, który ma wszystko zapamiętać - wyjaśnia Lin. Kalifornijczycy podkreślają, że to pierwsze badanie na ludziach, które nakreśla mechanizm, za pośrednictwem którego nasz mózg przetwarza strach na poziomie obwodów. Ma to olbrzymie znaczenie dla terapii różnych zaburzeń psychicznych. Obecnie leki przeciwlękowe wiążą się z dużymi obszarami mózgu, prowadząc do skutków ubocznych. Mamy nadzieję, że pewnego dnia będziemy w stanie obrać na cel i manipulować biorącym udział w przetwarzaniu negatywnych emocji obwodem amygdala-hipokamp, nie wpływając przy tym na obwody odgrywające pozytywną rolę. « powrót do artykułu
-
Intel zainwestuje 7 miliardów dolarów w dostosowanie swojej Fab 42 w Arizonie do procesu produkcyjnego 7 nm. Zakład ten miał produkować 14-nanometrowe układy, jednak ze względu na brak popytu nigdy nie został uruchomiony. W 2014 roku Intel oświadczył, że bezterminowo odkłada na później uruchomienie zakładu, gdyż przewiduje, że do zaspokojenia popytu wystarczy, by już uruchomione fabryki pracowały na 80% mocy. Decyzja o dokończeniu fabryki została ogłoszona w Białym Domu przez prezydenta Trumpa i dyrektora generalnego Intela Briana Krzanicha. Fabryka ma ruszyć na 3-4 lata, powstanie w niej 3000 miejsc pracy, a w stanie Arizona, w firmach z fabryką współpracujących zatrudnienie znajdzie kolejnych 10 000 osób. Po ukończeniu Fab 42 będzie najbardziej zaawansowaną na świecie fabryką półprzewodników. Intel już w tej chwili zatrudnia w USA ponad 50 000 osób, a pośrednio firma tworzy kolejnych 500 000 miejsc pracy. « powrót do artykułu
-
Pracował dla NASA, teraz rozwija latające samochody dla Ubera
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Mark Moore, przez 30 lat pracował w NASA nad koncepcyjnymi zaawansowanymi pojazdami powietrznymi, został zatrudniony przez Ubera. Został dyrektorem ds. inżynieryjnych w wydziale Elevation, który pracuje nad... latającymi autonomicznymi taksówkami. W październiku ubiegłego roku Uber opublikował dokument, w którym poinformował o rozpoczęciu prowadzenia badań nad pasażerskimi dronami zdolnymi do pionowego startu i lądowania, które w ciągu minut mogłyby dostarczyć pasażera do wybranego punktu w mieście. Wyobraźmy sobie podróż z dzielnicy Marina w San Francisco do pracy w San Jose. Podróż, która obecnie zajmuje około 2 godzin mogłaby trwać 15 minut. A gdybyś mógł zaoszczędzić niemal cztery godziny na podróży w tę i z powrotem pomiędzy centrum São Paulo a przedmieściami Campinas? - kusił Uber. Autorzy wspomnianego dokumentu wymieniali w nim Moore'a jako jedną z osób, z których publikacji korzystali. Nic więc dziwnego, że Uber zaproponował mu pracę. Tak doświadczony inżynier pracujący od lat w NASA nad podobnymi projektami wniesie do firmy olbrzymią wiedze i doświadczenie. Moore powiedział, że głównym problemem związanym z latającymi samochodami jest technologia przechowywania energii. Współczesne akumulatory nie zapewnią jej na tyle dużo, by samochód mógł przez dłuższy czas pozostawać w powietrzu. Na razie nie wiadomo, czy Uber będzie szukał u innych firm pomocy w pracach nad latającymi taksówkami. Przedsiębiorstwo współpracuje z Volvo i Daimlerem nad samochodami autonomicznymi. « powrót do artykułu -
Związek z gąbki zwalcza lekoopornego gronkowca złocistego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Związek wyekstrahowany z głębinowej gąbki odłowionej w okolicach Bahamów wykazuje silną aktywność w stosunku do metycylinoopornego gronkowca złocistego (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Naukowcy z Florida Atlantic University (FAU) wyizolowali, opisali budowę oraz aktywność biologiczną alkaloidu będącego pochodną indolu. Dragmacydyna G, bo o niej mowa, wykazuje szerokie spektrum działania: hamuje m.in. MRSA i panel linii komórkowych raka trzustki. Gąbki z rodzaju Spongosorites są źródłem alkaloidów bisindolowych, które wykazują różne właściwości, w tym antybakteryjne, antywirusowe, przeciwgrzybicze, przeciwpierwotniakowe, cytotoksyczne czy przeciwzapalne. Odkryliśmy, że dragmacydyna G działa antybakteryjnie. Jest 10-krotnie silniejsza od innych alkaloidów bisindolowych; działa przy tym wybiórczo - na drobnoustroje, a nie na komórki ssaków - wyjaśnia dr Amy Wright. Naukowcy z FAU od lat zbierają niezwykłe organizmy morskie. Większość próbek pochodzi z wysp Galapagos, zachodniego Pacyfiku, Morza Śródziemnego, Indopacyfiku, zachodniej Afryki i Morza Beringa. W ramach programu badawczego Amerykanie szukają leków na raka prostaty i choroby zakaźne. We współpracy z kolegami z innych ośrodków skupiają się też na innych postaciach nowotworów, malarii, gruźlicy czy chorobach neurodegeneracyjnych. Na przestrzeni ostatnich 10 lat tworzono bibliotekę materiałów, testowanych pod kątem różnych chorób. W ostatnim studium w macierzach zaobserwowano hamowanie wzrostu MRSA, prątków gruźlicy i zarodźca sierpowego (Plasmodium falciparum). Dzięki dalszemu oczyszczaniu otrzymano dragmacydynę G. Jej budowę określono za pomocą spektroskopii. « powrót do artykułu -
Przyzwyczailiśmy się do doniesień, o szpiegowaniu użytkowników przez komputery, smartfony i witryny internetowe. Powoli musimy przyzwyczaić się do myśli, że nasza prywatność będzie w coraz większym stopniu naruszana i nie uświadczymy jej nawet w domu. Firma Vizio zawarła właśnie ugodę z Federalną Komisją Handlu (FTC), która oskarżyła przedsiębiorstwo, że za pomocą produkowanych przez siebie telewizorów szpiegowało 11 milionów użytkowników, a zdobyte w ten sposób dane demograficzne, geograficzne oraz dotyczące preferencji w wyborze programów były sprzedawane stronie trzeciej. W ramach ugody Vizio zapłaci grzywnę, ale firma nie zaprzeczyła oskarżeniom, ani ich nie potwierdziła. Kevin Moriarty, prawnik w Wydziale Ochrony Prywatności i Tożsamości stwierdził: "Zanim firma usadowi się na krześle obok i zacznie robić szczegółowe notatki na temat tego, co oglądasz, powinna zapytać użytkownika o zgodę. Vizio tego nie zrobiło i FTC podjęła odpowiednie działania". Do Vizio należy 20% amerykańskiego rynku telewizorów, firma może więc prowadzić inwigilację na szeroką skalę. W pozwie wystosowanym przez FTC czytamy, że Vizio zbierało informacje sekunda po sekundzie. Dane kolekcjonowano zarówno z urządzeń podłączanych do telewizora jak i z sieci kablowych oraz z internetu. Informacje dotyczące wieku, płaci czy dochodów klientów były sprzedawane firmom reklamowym. Przyłapane na gorącym uczynku przedsiębiorstwo próbuje odwracać kota ogonem. Dzisiaj FTC jasno stwierdziła, że wszyscy producenci inteligentnych telewizorów powinni uzyskać zgodę klientów na zbieranie i dzielenie się informacjami na ich temat. Vizio jest liderem w tej dziedzinie - stwierdził firmowy prawnik Jerry Huang. Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy to nie jest tak, że większość tzw. smart TV szpieguje użytkowników, a Vizio miało pecha i zostało złapane. « powrót do artykułu
-
Amazoński las deszczowy już ponad 2 tys. lat temu był przekształcany przez ludzi, którzy zbudowali tu setki tajemniczych wałów ziemnych. Otoczone rowami struktury zajmują powierzchnię ok. 13 tys. km2. Odkrycia naukowców z Brazylii i Wielkiej Brytanii pokazują, jak przed przybyciem Europejczyków żyli tutejsi Indianie. Przez stulecia struktury ze stanu Acre ukrywały drzewa. Współczesne wylesienie odsłoniło jednak ok. 450 geoglifów. Ich rola pozostaje owiana tajemnicą. Nie były to wioski, ponieważ podczas wykopalisk archeolodzy odkryli bardzo mało artefaktów. Wygląd nie sugeruje też funkcji obronnych. Wydaje się, że mieszkańcy zbierali się tu od czasu do czasu podczas rytuałów. Szefową wykopalisk była dr Jennifer Watling z Muzeum Archeologii i Etnografii Uniwersytetu São Paulo. Wg niej, znalezienie tych struktur pod dojrzałym lasem deszczowym przeczy idei, że amazońskie las deszczowe są dziewiczymi ekosystemami. Od razu chcieliśmy wiedzieć, czy gdy budowano geoglify, region był już porośnięty lasem i do jakiego stopnia, tworząc te struktury, ludzie wpływali na krajobraz. Za pomocą najnowocześniejszych technik autorzy publikacji z Proceedings of the National Academy of Sciences of the USA zrekonstruowali 6 tys. lat historii wegetacji i pożarów wokół 2 geoglifów. Okazało się, że przez tysiąclecia ludzie silnie zmieniali lasy bambusowe, a przy okazji budowy geoglifów zrobiono małe, czasowe wycinki. Zamiast wypalać duże połacie lasu (czy to pod geoglify, czy pod pola uprawne), ludzie skupiali się na wartościowych gatunkach drzew, np. na palmach. Naukowcy porównują to do tworzenia prehistorycznego supermarketu z użytecznymi produktami leśnymi. Udało się zgromadzić sporo dowodów, że dzisiejsza bioróżnorodność lasów z Acre to pokłosie tamtych praktyk agroleśnych. Mimo dużej liczby i sporego zagęszczenia geoglifów w regionie, możemy być pewni, że lasy Acre nie były wycinane tak intensywnie i przez tak długi czas, jak to widzimy w ostatnich latach. Wykorzystywania lasów amazońskich przez rdzenną ludność jeszcze przez kontaktem z Europejczykami nie można traktować jako usprawiedliwienia dla współczesnej, niezrównoważonej polityki. Zamiast tego warto się przyjrzeć dawnym praktykom, by znaleźć bardziej przyjazne środowisku alternatywy. W ramach studium archeolodzy pobrali próbki gleby z rowów wykopanych w obrębie i poza geoglifami. Analizowano je pod kątem obecności fitolitów, czyli zmineralizowanych resztek roślinnych. Zawartość węgla kamiennego wskazywała na intensywność wypalania lasu, zaś stabilne izotopy węgla na stopień "otwartości" wegetacji. « powrót do artykułu
-
Firmie SpaceX nigdy nie można było odmówić ambicji. Potwierdza to niedawny wywiad, jakiego Reutersowi udzieliła dyrektor generalna Gwynne Shotwell. Zapowiedziała ona bowiem, że w bieżącym roku kierowane przez nią przedsiębiorstwo będzie przeprowadzało start Falcona 9 co dwa do trzech tygodni. Plany te wyglądają jeszcze bardziej ambitnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w ubiegłym roku SpaceX przeprowadziła 8 z 12 zaplanowanych startów. Niedotrzymanie planów było częściowo związane z uziemieniem rakiet po wrześniowej katastrofie jednej z nich. W katastrofie na Przylądku Canaveral zniszczeniu uległ izraelski satelita o wartości 200 milionów dolarów, a ciężkich uszkodzeń doświadczyło stanowisko startowe. Jego naprawa wciąż trwa, a jej koszt wyceniono na "mniej niż połowę" nowego stanowiska startowego budowanego właśnie w Kennedy Space Center, nieco na północ od Przylądka Canaveral. SpaceX modyfikuje też pompę paliwową w swoich rakietach. NASA oraz US Air Force zwracały uwagę, że jej konstrukcja jest niebezpieczna i prowadzi do pojawiania się pęknięć. SpaceX musi zwiększyć bezpieczeństwo swoich rakiet, gdyż od przyszłego roku na zlecenie NASA będą one woziły astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Shotwell zapowiedziała, że nowa pompa zostanie zamontowana jeszcze przed pierwszym bezzałogowym testem rakiety zaplanowanym na listopad. SpaceX to, obok United Launch Alliance, jedyna prywatna firma, która ma certyfikat upoważniający ją do wynoszenia na orbitę amerykańskich satelitów wojskowych i związanych z bezpieczeństwem narodowym. Pęknięcia zostały wykryte podczas naziemnych testów silników Merlin. Dla nas problemem nie są same pęknięcia, ale to, czy powiększają się z czasem. Czy mogłyby spowodować katastrofę. Sądzę, że NASA nie jest przyzwyczajona do pracy z tak potężnymi silnikami, więc nie chce żadnych pęknięć - mówi Shotwell. Najbardziej poważnym pęknięciom zaradzono projektując nowe turbiny. Te mniej poważne nie zagrażają bezpieczeństwu, ale ze względu na wymogi NASA i USAF także i z nimi firma musi sobie poradzić. Obecnie SpaceX ma zamówienia na ponad 70 lotów o łącznej wartości ponad 10 miliardów USD. Rakieta Falcon 9 od czasu swojego debiutu w 2010 roku startowała 29 razy. Dwa starty zakończyły się niepowodzeniem. Rakiety SpaceX startowały dotychczas z Przylądka Canaveral oraz z bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii. To drugie miejsce jest wykorzystywane do umieszczania satelitów nad biegunami lub na orbitach o dużym kącie nachylenia. Oprócz wspomnianego już stanowiska w Kennedy Space Center SpaceX buduje też stanowisko startowe w Teksasie. « powrót do artykułu
-
Śmierć ok. 2 tys. krytycznie zagrożonych suhaków stepowych (Saiga tatarica) z zachodniej Mongolii była spowodowana paramyksowirusem pomoru małych przeżuwaczy (Peste-des-petits-ruminants virus, PPR). Wg specjalistów z Wildlife Conservation Society (WCS), choroba może teraz zagrozić całej populacji antylopy. Dr Enkhtuvshin Shiilegdamba z WCS wylicza, że PPR zabił już 2500 suhaków. By zapobiec rozprzestrzenianiu choroby, padłe zwierzęta są palone. Weterynarze podkreślają, że dotychczasowa prędkość rozprzestrzeniania się pomoru jest alarmująca, zważywszy, że pierwszy przypadek PPR u suhaków odnotowano zaledwie 2 stycznia. Shiilegdamba dodaje, że to pierwsza śmiertelna epidemia w tej populacji zwierząt. Istnieją też obawy, że choroba zagrozi nie tylko suhakom, ale i całemu stepowemu ekosystemowi. Wiele innych gatunków ma bowiem ten sam zasięg (obszar występowania). Spośród nich warto wymienić choćby owcę kanadyjską czy koziorożca. Dodatkowo przez wschodnią część kraju migruje ok. 1,5 mln dżereni mongolskich. Jeśli pomór przesunie się na wschód i zaatakuje dżerenie, skutki ekonomiczne i ekologiczne będą druzgocące. Oprócz tego naukowcy obawiają się sytuacji, w której endemiczna pantera śnieżna nie będzie się miała czym żywić i zacznie polować na trzodę, narażając się na ataki ze strony ludzi. Owce, kozy i inne zwierzęta z regionu zostały już zaszczepione, ale dr Amanda Fine z WCS podkreśla, że potrzeba dalszych szczepień nie tylko na obszarach występowania suhaka, ale i w habitatach innych gatunków. « powrót do artykułu
-
Narodowe Centrum Badań Jądrowych podpisało umowę o współpracy ze Wspólnym Centrum Badawczym (Joint Research Centre, JRC) będącym jedną z Dyrekcji Generalnych Komisji Europejskiej. Sześć ośrodków badawczych i centrala w Brukseli stanowią niezależny, naukowy i techniczny organ doradczy dla Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, Rady Unii Europejskiej i krajów członkowskich. Dziś szefowie sześciu zespołów badawczych JRC odwiedzili ośrodek w Świerku i spotkali się z polskimi naukowcami. W ramach podpisanej umowy Narodowe Centrum Badań Jądrowych ma możliwość współtworzenia programów badawczych Wspólnego Centrum Badawczego. Dzięki temu polscy naukowcy będą brać udział w opracowywaniu i koordynowaniu polityki Unii Europejskiej w szczególności w zakresie rozwoju technologii jądrowych w takich obszarach jak energetyka, gospodarka, cyberbezpieczeństwo, czy medycyna. Podpisana umowa o współpracy z JRC to rezultat wysokiej pozycji polskich naukowców na arenie międzynarodowej i naszej roli w prowadzonej polityce naukowo-badawczej Unii Europejskiej – powiedział dr hab. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ – to także otwarcie nowych możliwości, w tym w zakresie zbliżających się projektów w ramach Horyzontu 2020. Przykładem obszarów wzajemnej współpracy może być opracowywanie i wdrażanie nowych radioframaceutyków. Szybka i właściwa diagnoza w połączeniu ze skutecznym leczeniem to dziś jedno z największych wyzwań medycyny. Polska w tym obszarze ma wiele sukcesów i zamierza intensyfikować prace związane z rozwojem technologii jądrowych służących ochronie zdrowia i życia ludzi. Medycyna jądrowa to tylko jeden z obszarów wzajemnej współpracy w zakresie rozwoju technologii jądrowych. Kolejnymi tematami są m.in. badania materiałowe, bezpieczeństwo jądrowe i ochrona radiologiczna jak również działania informacyjno-edukacyjne. Właśnie te tematy były poruszane podczas wizyty ekspertów Unii Europejskiej w NCBJ 6. lutego br. Rozmowom naukowców towarzyszyły prezentacje potencjału naukowo-badawczego ośrodka w Świerku, w szczególności reaktora jądrowego „Maria” (jednego z kilku na świecie produkujących molibden – izotop wykorzystywany w 80% wszystkich procedur medycyny nuklearnej), Ośrodka Radioizotopów POLATOM (światowy producent radiofarmaceutyków, zapewniający dostawy leków do 80 krajów na całym świecie, w tym do USA, Japonii, Chin czy Rosji) oraz Centrum Informatyczne Świerk (prowadzenie analiz bezpieczeństwa reaktorów jądrowych). Spotkanie miało roboczy charakter i jest wstępem do szczegółowego określenia kierunków współpracy i podejmowania wspólnych przedsięwzięć naukowych. Ceremonia podpisania umowy pomiędzy JRC a NCBJ odbyła się 2 lutego br. w Brukseli. Ze strony JRC w w wydarzeniu udział wzięli: Dyrektor Generalny JRC Vladimir Sucha oraz Szef Działu Współpracy Międzynardowej JRC Andrea Bucalossi. Polskę reprezentował Dyrektor NCBJ dr hab. Krzysztof Kurek, Dyrektor Krajowego Punktu Kontaktowego Programów Badawczych UE dr inż. Zygmunt Krasiński i Koordynator Projektów Międzynarodowych NCBJ dr Jacek Gajewski. Wspólne Centrum Badawcze jest Dyrekcją Generalną Komisji Europejskiej w skład, którego wchodzi sześć instytutów naukowych zlokalizowanych w pięciu Państwach Członkowskich Unii Europejskiej (Belgii, Niemczech, Włoszech, Holandii i Hiszpanii). JRC odgrywa aktywną rolę w udzielaniu pomocy przy tworzeniu bezpieczniejszej, czystszej, zdrowszej i bardziej konkurencyjnej Europy. Misją Dyrekcji Generalnej JRC jest zapewnienie wsparcia naukowego i technicznego dla koncepcji, rozwoju, wdrażania i monitorowania polityki Unii Europejskiej. « powrót do artykułu
-
Gekon umyka wrogom, pozwalając się obedrzeć ze skóry
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Świeżo opisany Geckolepis megalepis ma największe łuski ze wszystkich gekonów. Do perfekcji opanował też sztukę charakterystyczną dla swojego rodzaju (Geckolepis) - gdy zostanie złapany przez drapieżnika, umyka mu, zostawiając w jego pysku czy pazurach spory kawał skóry. Gad występuje w Tsingy de Bemaraha - wapiennym masywie w zachodnim Madagaskarze. Skóra tzw. gekonów rybiołuskich jest przystosowana do oddzierania. Duże łuski są przyczepione na stosunkowo niewielkim obszarze. Oprócz tego pod nimi znajduje się specjalna strefa rozdzielania (kojarząca się z perforacją w papierze). Biolodzy podkreślają, że o ile kilka innych gekonów może stracić skórę pod wpływem mocnego uchwytu drapieżnika, o tyle u Geckolepis jest to proces aktywny, w dodatku zachodzący nawet przy najlżejszym dotyku. Poza tym zanim inne jaszczurki zregenerują łuski, mija długi czas, a w przypadku gekonów rybiołuskich dzieje się to w ciągu zaledwie paru tygodni (w dodatku nie tworzą się blizny). Jak można się domyślić, przystosowanie utrudniało pracę biologom, którzy chcieli badać Geckolepis. Pierwsi specjaliści opisywali, że by złapać zwierzę, nie tracąc prawie całej skóry, musieli używać waty. Obecnie naukowcy próbują łapania bezdotykowego, a konkretnie wabienia do plastikowych toreb. Jednak nawet po złapaniu nie jest wcale łatwiej... Badanie sprzed paru lat pokazało, że mamy fałszywe pojęcie o różnorodności gekonów rybiołuskich. Stwierdzono, że w rodzaju tym istnieje w rzeczywistości ok. 13 unikatowych linii genetycznych, a nie, jak myśleliśmy, tylko 3 lub 4 gatunki. Jedna z linii dywergencyjnych była nowym gatunkiem (miała bardzo masywne łuski). By go nazwać, musieliśmy jednak znaleźć kolejne cechy odróżniające od pozostałych gatunków - wyjaśnia Mark D. Scherz, doktorant z Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium. Autorzy artykułu z pisma PeerJ stanęli przed nie lada wyzwaniem, ponieważ głównym sposobem na odróżnienie gatunków gadów jest analiza wzorców łusek, a te gekony tracą je z taką łatwością, że do osiągnięcia dorosłości wzorce są często tracone. Z Geckolepis trzeba po prostu myśleć niestandardowo. Koszmarnie trudno je zidentyfikować, dlatego zwróciliśmy się ku mikrotomografii, by skupić się na cechach szkieletu. Za pomocą obrazowania zidentyfikowano parę cech czaszki, które odróżniają G. megalepis od reszty. Naukowcy z USA, Niemiec i Kolumbii dywagują, że wielkie łuski odrywają się łatwiej od małych ze względu na większy stosunek powierzchni do powierzchni mocowania, a także przez większą powierzchnię cierną. Scherz podkreśla, że łuski są bardzo gęste i mogą stanowić kość, co oznacza, że koszt energetyczny ich wytworzenia jest dość duży. Dodaje, że słabo na razie poznany mechanizm regeneracyjny uda się być może wykorzystać w ludzkiej medycynie. « powrót do artykułu -
Rekordowo długie pożeranie gwiazdy przez czarną dziurę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Czarna dziura tak długo rozrywa i pochłania gwiazdę, że ustanowiła nowy rekord. Jak mówią naukowcy, którzy pracowali pod kierunkiem Danchenga Lina z University of New Hampshire, proces niszczenia gwiazdy przez siły pływowe czarnej dziury trwa 10-krotnie dłużej niż dotychczas obserwowane zjawiska tego typu. Obserwacje rozpoczęto w lipcu 2005 roku i prowadzono je za pomocą Chandra X-ray Observatory, satelitów Swift oraz WMM-Newton. Już wcześniej obserwowaliśmy spektakularne końce gwiazd. Od lat 90. zaobserwowano dziesiątki tego typu przypadków, ale w żadnym z nich gaz nie świecił tak długo jak w tym przypadku - mówi Lin. Uczeni obserwowali czarną dziurę XJ1500+0154, która znajduje się w centrum galaktyki położonej w odległości 1,8 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Czarna dziura osiągnęła swoją szczytową jasność w czerwcu 2008 roku. Przez większość czasu, w którym obserwowaliśmy ten obiekt dochodziło do jego szybkiego powiększania się. Z obserwacji wynika, że czarna dziura wchłonęła gwiazdę dwukrotnie bardziej masywną niż Słońce - stwierdził James Gullochon z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Obserwacja dowodzą, że czarne dziury mogą rosnąć i dostarczają kolejnych danych na temat ich ewolucji. Zdaniem uczonych gwiazda, którą czarna dziura pochłania, zacznie przygasać za kilkanaście lat, a wraz z nią zmniejszy się też jasność czarnej dziury. « powrót do artykułu -
Grupa europejskich astronomów pracujących pod kierunkiem Oskara Barragana z Uniwersytetu w Turynie odkryła najlżejszą z planet należących do klasy "ciepłych jowiszów". Egzoplaneta EPIC 218916923b krąży wokół pomarańczowego karła (gwiazda ciągu głównego, typu widmowego K0, V klasa jasności). Nowy pozasłoneczny świat zauważył najbardziej znany łowca planet, Teleskop Keplera, pracujący w ramach przedłużonej misji K2. Prezentujemy tutaj odkrycie EPIC 218916923b, gorącego jowisza o okresie orbitalnym wynoszącym 29 dni, obiegającym aktywną gwiazdę K0V. Odkrycia dokonano podczas misji K2 Campaign 7 – czytamy w artykule opublikowanym w arXiv.org. Obserwacje dokonane przez Keplera zostały potwierdzone przez naziemne Nordic Optical Telescope, Telescopio Nazionale Galileo (oba znajdują się na Roque de los Muchachos na Wyspach Kanaryjskich) oraz MacDonald Observatory (Teksas) i Telescope of La Silla Observatory (Chile). Szczegółowe badania wykazały, że nowo odkryta planeta ma średnice 0,81 średnicy Jowisza, ale jedynie 0,38 jego masy i jest o 12% mniej gęsta ona największej planety Układu Słonecznego. Astronomowie przypuszczają, że jądro planety ma masę 48-krotnie większą od masy Ziemi i stanowi ono około 40% masy całej EPIC 218916923b. Prawdopodobnie jest to jądro stałe otoczone gazową otoczką. Na podstawie tych badań stwierdzono, że mamy do czynienia z "ciepłym jowiszem" (warm Jupiter). Mianem tym określa się gazowe olbrzymy o masie co najmniej 0,3 masy Jowisza i okresie orbitalnym wynoszącym od 10 do 100 dni. Stanowią one klasę przejściową pomiędzy "gorącymi jowiszami" (hot Jupiter) o okresie orbitalnym 1-10 dni, a odpowiednikami Jowisza o okresie orbitalnym ponad 100 dni. « powrót do artykułu
-
Władze duszonego smogiem Pekinu zapowiedziały podjęcie w bieżącym roku nadzwyczajnych kroków mających na celu walkę z zanieczyszczeniem powietrza. Jednym z takich działań jest kolejne już zmniejszenie zużycia węgla. Tym razem ma ono spaść w ciągu roku aż o 30%. Spróbujemy w bieżącym roku zrealizować politykę zero węgla w sześciu głównych dzielnicach Pekinu oraz na południowej równinie - powiedział burmistrz Cai Qi. Z miasta mają też zniknąć indywidualne piece węglowe. Jeśli plan zostanie zrealizowany, to w bieżącym roku zużycie węgla w 21-milionowej metropolii wyniesie mniej niż 7 milionów ton. Jeszcze niedawno władze Pekinu zapowiadały, że w bieżącym roku zmniejszą zużycie węgla do mniej niż 10 milionów ton. W roku 2013 Pekin zużywał 22 miliony ton węgla. Pekin importuje energię z sąsiednich prowincji, przez co pojawiają się oskarżenia, iż miasto przerzuca swoje zanieczyszczenia na inne regiony. Rezygnacja z węgla to nie jedyny element strategii władz stolicy Państwa Środka. Cai zapowiedział, że z ulic zostanie wyeliminowanych 300 000 przestarzałych pojazdów. Ruch samochodowy odpowiedzialny jest w Pekinie za około 33% emisji PM 2.5. Chińskie miasta zostały zobowiązane przez rząd do przestrzegania krajowych norm określających średnioroczne zanieczyszczenie na poziomie 35 mikrogramów PM 2.5. W Unii Europejskiej norma ta wynosi 25 mikrogramów. W roku 2015 średnioroczny poziom PM 2.5 w Pekinie wyniósł 73 mikrogramy na metr sześcienny. Od połowy grudnia poziom tych pyłów często przekracza 500 mikrogramów. « powrót do artykułu
-
Żywieniowcy z Uniwersytetu Friedricha Schillera w Jenie wykazali, że orzechy hamują wzrost komórek nowotworowych. Od dawna wiemy, że w orzechach jest dużo związków dobrych dla serca i układu sercowo-naczyniowego, a także zabezpieczających przed nadwagą czy rozwojem cukrzycy. Dotąd nie wiedzieliśmy jednak, na czym dokładnie polega ten korzystny wpływ - opowiada dr Wiebke Schlörmann. Niemcy wykazali, że orzechy są dobre m.in. dlatego, że aktywują mechanizmy usuwania czy unieczynniania reaktywnych form tlenu (RFT). RFT mogą zaś uszkadzać DNA, prowadząc do nowotworzenia. Autorzy publikacji z pisma Molecular Carcinogenesis badali 5 rodzajów orzechów: makadamia, włoskie, laskowe, a także migdały i pistacje. Orzechy sztucznie trawiono w probówkach, a następnie badano działanie "papki" na linie komórkowe. Okazało się, że dochodziło do zwiększenia aktywności ochronnych enzymów: 1) dysmutazy ponadtlenkowej, która katalizuje dysmutację anionorodnika ponadtlenkowego, oraz 2) katalazy, która katalizuje proces rozkładu nadtlenku wodoru do wody i tlenu. Dodatkowo produkty trawienia wywoływały programowaną śmierć komórek nowotworowych (apoptozę). Byliśmy w stanie wykazać, że efekt ten występuje w przypadku wszystkich badanych orzechów - podkreśla prof. Michael Glei. Kolejnym krokiem naukowców ma być ustalenie, czy prażenie go przypadkiem nie zmniejsza. Jak wyjaśniają Niemcy, badano wpływ fermentowanych orzechów na geny odpowiedzialne za detoksykację (CAT, SOD2, GSTP1, GPx1) i cykl komórkowy (p21, CCND2), a także na namnażanie i apoptozę linii LT97 gruczolaka jelita grubego oraz pierwotnych komórek nabłonka jelita grubego. Przesącz z fermentacji orzechów hamował wzrost komórek LT97 i zwiększał poziom wczesnych komórek apoptycznych oraz aktywność kaspazy 3 (jednej z najważniejszych kaspaz wykonawczych procesu apoptozy). Aktywność kaspazy 3 nie zmieniała się za to w pierwotnych komórkach nabłonkowych. « powrót do artykułu
-
W ciągu minionego weekendu doszło do wielkiego ataku na tzw. Dark Web, czyli niedostępną dla zwykłego użytkownika część internetu. Wskutek ataku przestało działać ponad 10 000 witryn, głównie z dziecięcą pornografią. Skala ataku jest olbrzymia, dotknął on bowiem około 20% Dark Web, a sam atak jest prawdopodobnie dziełem jednej osoby. Atak przeprowadzono na Freedom Hosting II, jednego z największych na świecie dostawców usług dla Dark Web, który udostępnia swoje serwery nie tylko miłośnikom pedofilskiej pornografii, ale również fałszerzom dokumentów czy oszustom zarabiającym na bitcoinach. Mianem Dark Web określa się te witryny, które nie są indeksowane przez wyszukiwarki, a dostęp do nich można uzyskać na zaproszenie, dzięki specjalnemu oprogramowaniu lub odpowiedniej konfiguracji sieci. Dark Web jest często używane przez kryminalistów, chociaż z tej części internetu korzystają też aktywiści polityczni żyjący pod rządami opresyjnych reżimów. Zaatakowany dostawca, Freedom Hosting II, odziedziczył swoją nazwę po oryginalnym Freedom Hosting, który w swoim czasie został zaatakowany przez FBI w ramach śledztwa dotyczącego dziecięcej pornografii. Haker, który zaatakował Dark Web przyznał, że dostęp do Freedom Hosting II uzyskał około tydzień wcześniej. Początkowo mógł tylko odczytywać zawartość serwerów. Jednak to mu wystarczało, gdyż chciał obejrzeć pliki przechowywane w tym serwisie. Szybko jednak trafił na około 10 witryn pedofilskich, na których znajdowało się około 30 gigabajtów danych. Haker pobrał dane i przekazał je ekspertom ds. bezpieczeństwa, którzy będą współpracowali z organami ścigania podczas śledztwa. Wspomniany haker przeprowadził następnie swój atak, w wyniku którego wyłączył Freedom Hosting II. Jak przyznaje był to jego pierwszy atak i nie był on zbyt skomplikowany. Atak na Freedom Hosting II nie był pierwszym tego typu przypadkiem. Starsi użytkownicy internetu mogą pamiętać powstałą w połowie lat 90. grupę Ethical Hackers Against Paedophilia (EHAP), która zwalczała pedofilskie witryny i współpracowała z organami ścigania. « powrót do artykułu
-
Słyszący użytkownicy języka migowego mają lepsze czasy reakcji w zakresie widzenia obwodowego. Naukowcy z Uniwersytetu w Sheffield odkryli, że słyszący dorośli, którzy uczą się języka wizualno-przestrzennego, takiego jak brytyjski język migowy (BSL), mają lepszy czas reakcji w odniesieniu do pola widzenia. Może się to przydać zarówno w różnych sportach, jak i w czasie prowadzenia samochodu. Byliśmy zaskoczeni lepszymi czasami reakcji u tłumaczy BSL, którzy niekoniecznie znali język migowy od dzieciństwa, ale poprawili swoją wzrokową wrażliwość peryferyjną, ucząc się języka wizualnego i używając go na co dzień - podkreśla dr Charlotte Codina. To pokazuje, że zostanie tłumaczem języka migowego jest nie tylko interesującą pracą. Przynosi również dodatkowe korzyści w postaci poprawy widzenia obwodowego, co pomaga np. w czasie jazdy samochodem, uprawiania sportu czy sędziowania meczu piłkarskiego. Oprócz tego pionierskie badania wykazały, że niesłyszący dorośli mają znacznie lepsze widzenie obwodowe i czasy reakcji niż słyszący dorośli i tłumacze BSL, co potwierdzałoby naukowo popularną teorię, że utrata jednego ze zmysłów wzmacnia pozostałe. Odkryliśmy, że niesłyszący dorośli mieli szybsze czasy reakcji w całym polu widzenia [między 30° i 85°]. Badana grupa składała się z 17 osób z wrodzoną głuchotą, 8 słyszących dorosłych z biegłą znajomością BSL oraz 18 słyszących, niemigających dorosłych. Testowano wzrokowe czasy reakcji oraz dokładność reakcji. Wyniki ukazały się w piśmie Frontiers in Psychology. « powrót do artykułu
-
W Leicester na rogu Highcross Street i Vaughan Way odkryto wspaniałą rzymską mozaikę. Archeolodzy znaleźli tez pozostałości domu, w którym znajdowała się mozaika oraz fragmenty rzymskiej ulicy. Prace trwające od listopada 2016 roku są finansowane przez firmę Ingleby, która chce w tym miejscu wybudować apartamenty. Archeolodzy usunęli stamtąd już współczesny gruz oraz wiktoriańską ziemię ogrodową i odsłonili średniowieczne oraz rzymskie zabytki. Dzięki temu dowiedzieli się, w których miejscach fundamenty planowanego budynku mogą zaszkodzić świadectwom przeszłości. Budynek albo zostanie przeprojektowany, albo zabytki zostaną wykopane. Dotychczas specjaliści odkryli niemal dwie trzecie rzymskiej insuli, kwartału mieszkalnego otoczonego czterema ulicami, ulicę oraz trzy budynki. W jednym z budynków znajdował się cały szereg pokoi umiejscowionych wzdłuż portyku otaczającego ogród. Co najmniej jeden z pokoi miał ogrzewanie podłogowe. Na północ od budynku zidentyfikowano ulicę. Wydaje się, że w czasach rzymski był to cichy zakątek miasta, gdyż nie znaleziono przy niej żadnych dużych budynków. Pewne wskazówki sugerują, że znajdowały się tam ogrody i być może jakieś drewniane budynki. W okolicy znaleziono dowody, że mieszkańcy pracowali z miedzią, być może więc wzdłuż ulicy prowadzono działalność handlową bądź przemysłową. Po wschodniej stronie wykopalisk odkryto drugi dom. W co najmniej trzech pokojach ułożona była mozaika, a w jednym z nich odkryto fragment mozaiki o wymiarach 2x3 metry. To jeden z największych tego typu zabytków znaleziony w Leicester w ciągu ostatnich 30 lat. To fantastyczna mozaika. Od dawna nie znaleźliśmy tak dużej i tak dobrze zachowanej mozaiki w Leicester. Jej styl wskazuje, że pochodzi z początków IV wieku naszej ery. Znajdowała się w kwadratowym pokoju. Ma grube granice z czerwonych płytek otaczających centralny szary kwadrat. Na nim znajdują się liczne czerwone dekoracje, w tym swastyka - mówi Matthew Morris z University of Leicester. Najbardziej intrygujący jest jednak mały budynek w centrum wykopalisk. Ma on dużą piwnicę, a z jednej strony znajdowała się półkolista nisza. Piwnice dość rzadko występują w rzymskich domach. Przeznaczenie tego budynku nie jest jeszcze znane. Może to być pozostałość po dużym ogrzewaniu podłogowym. Wydaje się on być położony w centrum insuli, wśród ogrodów, dawał prywatność od otaczających ulic, a w niszy mógł znajdować się posąg, dlatego też zastanawiamy się, czy nie było to jakieś specjalne pomieszczenie, na przykład świątynia - dodaje Morris. « powrót do artykułu
-
Przyjęcie wyprostowanej postawy może czasowo poprawić nastrój osób z depresją. Naukowcy z Uniwersytetu w Auckland przestrzegają jednak, że na razie wyniki są wstępne i nie wiadomo, czy ćwiczenia posturalne mogą się rzeczywiście przydać w terapii depresji i czy ich efekty są długotrwałe. "Zmiana postawy jest prostą [...] interwencją niskiego ryzyka, którą można wdrażać w pojedynkę albo w połączeniu z innymi terapiami. By jednak potwierdzić te wyniki, potrzeba dalszych badań". Autorzy publikacji z Journal of Behavior Therapy and Experimental Psychiatry podkreślają, że wcześniejsze badania wykazały, że przygarbiona postawa stanowi cechę depresji. Inne studia zademonstrowały zaś, że przyjęcie pozycji wyprostowanej poprawia nastrój i samoocenę u osób bez depresji. W najnowszym badaniu wzięło udział 61 osób. Wyniki uzyskane przez nie w kwestionariuszu wskazywały, że mają one objawy łagodnej-umiarkowanej depresji (nie wszystkie miały depresję zdiagnozowaną przez lekarza). Z eksperymentu wykluczono ludzi leczonych już na depresję oraz takich, których depresja była głęboka. Połowę ochotników poinstruowano, w jaki sposób, siedząc, przyjąć prawidłową wyprostowaną pozycję. Później zastosowano u nich plastrowanie (ang. kinesiotaping). Reszcie nie dano żadnych wskazówek co do postawy, a plastry przyklejono na plecach w przypadkowy sposób, który niekoniecznie wspomagał właściwe ustawienia. Ochotników poinformowano, że celem badania jest ocena wpływu plastrowania na zdolność myślenia (w ten sposób psycholodzy chcieli uniknąć ewentualnego efektu placebo). Naukowcy ustalili, że na początku eksperymentu ochotnicy mieli generalnie bardziej przygarbioną postawę niż badani wcześniej ludzie bez objawów depresji. Po zastosowaniu kinesiotapingu wszystkich proszono o wypełnienie kwestionariusza do oceny nastroju. Okazało się, że wyprostowani byli bardziej entuzjastyczni, bardziej podekscytowani i wspominali o mniejszym zmęczeniu. By sprawdzić, czy wyprostowana postawa poprawia nastrój w stresujących sytuacjach, naukowcy dali ochotnikom 3 min na przygotowanie się do wystąpienia przed panelem egzaminatorów, którzy później dawali im do rozwiązania w myślach skomplikowane zadanie arytmetyczne. Psycholodzy nie wykryli różnic w nastroju między grupą wyprostowaną i ze zwykłą postawą, stąd spekulacje, że dla obu zadania były zbyt stresujące. Tak czy siak, naukowcy zauważyli, że przedstawiciele grupy eksperymentalnej wypowiadali podczas wystąpienia więcej słów i rzadziej posługiwali się zaimkiem ja (I). Wcześniejsze badania wykazały zaś, że osoby z depresją częściej używają wyrazu ja, co może odzwierciedlać skoncentrowanie na sobie, dodatkowo zaś ich wypowiedzi są krótsze, a pauzy częstsze. Psycholodzy zastanawiają się nad mechanizmem wpływu wyprostowanej postawy na nastrój. Dywagują, że może ona prowadzić do zmian fizjologicznych, np. wzrostu aktywności mózgu. Niewykluczone też, że ludzie wnioskują o swoim nastroju na podstawie pozycji ciała. « powrót do artykułu
-
Latarnie LED wpływają na drapieżne bezkręgowce
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Latarnie LED mogą wywierać niekorzystny wpływ na zwierzęta. Ich działanie da się jednak tak dostosować, by wszystkim żyło się lepiej... Naukowcy z Uniwersytetu w Exeter odkryli, że oświetlone latarniami LED spłachetki trawy przyciągają drapieżne pająki i chrząszcze. Liczba gatunków, na które wpływa sztuczne oświetlenie, spada jednak znacząco, gdy latarnie przyciemni się o 50% i dodatkowo całkowicie wyłączy się je między północą a czwartą rano. Ponieważ, zgodnie z prognozami, udział LED-ów w globalnym rynku oświetleniowym ma sporo wzrosnąć, naukowcy zastanawiają się nad ich wpływem na rośliny i zwierzęta. Dokonujemy fundamentalnych zmian w sposobie nocnego oświetlania [...], co może silnie wpływać na duży wachlarz gatunków. Nasze badania pokazują, że lokalne władze mogą w taki sposób zarządzać oświetleniem, by zmniejszyć jego wpływ środowiskowy - podkreśla dr Thomas Davies. Ekolog dodaje, że jeśli niczego nie zmienimy, coraz większy udział LED-ów będzie oddziaływać na liczebność drapieżnych bezkręgowców, a w ten sposób i na inne ogniwa łąkowych sieci pokarmowych. Autorzy publikacji z pisma Global Change Biology porównywali wpływ ekologiczny różnych strategii oświetleniowych, stosowanych przez lokalne samorządy, by oszczędzić pieniądze i zmniejszyć emisję CO2, w tym zmiany pasma barw latarni, przyciemniania czy wyłączania między 24 a 4. Choć metody te pozwalały w różnym stopniu zmniejszyć liczbę gatunków naziemnych pająków i chrząszczy, na które wpływały LED-y, nasze studium pokazuje, że unikanie [negatywnych] oddziaływań może ostatecznie oznaczać rezygnację z LED-ów i generalnie oświetlenia nocnego. « powrót do artykułu -
Rower miejski to przeżytek. Chińczycy mają lepszy pomysł
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Miasta próbując walczyć z zatłoczonymi ulicami wpadły na pomysł roweru miejskiego, który można wynająć, przemieścić się tam, gdzie potrzebujemy i odstawić rower. Pomysł jednak ma swoje ograniczenia, a najpoważniejszym wydaje się konieczność odbierania go i pozostawiania w wyznaczonych miejscach. Wielu mieszkańców miasta i tak musi w takim przypadku przejść spory kawałek, by z roweru skorzystać. Chińska firma Mobike wie, jak sobie z tym problemem poradzić. Przedsiębiorstwo kupiło setki tysięcy srebrno-pomarańczowych rowerów i udostępniło je mieszkańcom 13 chińskich miast. Żeby skorzystać z roweru wystarczy zainstalować na smartfonie odpowiednią aplikację. Za jej pośrednictwem możemy zapłacić za wynajęcie roweru (1 juan za godzinę, czyli ok. 15 centów), zlokalizować wolny rower i - co najważniejsze - odblokować go. A to oznacza, że roweru nie musimy odprowadzać do żadnej stacji. Możemy zostawić go w dowolnym miejscu, a aplikacja zadba o to, by inni chętni na przejażdżkę dowiedzieli się, gdzie rower się znajduje i że można z niego skorzystać. Aplikacja śledzi też trasy rowerów, a dane takie mogą wykorzystać władze miejskie do lepszego rozplanowania transportu. Mobike nie jest jedyną firmą tego typu w Chinach. Ofo i inne przedsiębiorstwa proponują podobne usługi i mają nadzieję, że znowu obudzą miłość Chińczyków do dwóch kółek. Jeszcze niedawno Państwo Środka kojarzyło się właśnie z rowerami, które stanowiły podstawowy środek transportu. Jednak w ciągu ostatnich 2 dziesięcioleci Chińczycy błyskawicznie się wzbogacili i porzucili rowery na rzecz samochodów. Skończyło się to gigantycznymi korkami i olbrzymim zanieczyszczeniem powietrza. Jeśli w każdym mieście zachęcimy setki tysięcy ludzi do ponownego codziennego używania rowerów, to będzie miało to olbrzymie znaczenie społeczne dla tych miast - mówi David Wang, dyrektor Mobike. Łatwy dostęp do rowerów rozwiązuje problem pierwszej i ostatniej mili. Miejscy planiści od dawna zastanawiają się, w jaki sposób skłonić ludzi do korzystania z transportu publicznego. Wiele osób nie ma zamiaru chodzić na piechotę do najbliższego przystanku autobusowego czy stacji metra, decydują się więc na zakup samochodu czy jazdę taksówką. W wielkich metropoliach problemem mogą być też przesiadki w sytuacji, gdy pomiędzy przystankami jest większa odległość do przejścia. Powszechnie dostępne rowery znakomicie ułatwiają podróż do najbliższego przystanku. Chińskie władze zauważyły to już dawno temu i w wielu miastach wdrożono projekt miejskich rowerów. Jednak dwa kółka trzeba było odbierać i pozostawiać w wyznaczonych miejscach. Firmy takie jak Mobike poradziły sobie i z tym. Dzięki ich pomysłowości ulice Szanghaju czy Pekinu znowu zapełniają się rowerzystami. Firma Ofo, która powstała w 2015 roku w ramach projektu studenckiego na Uniwersytecie w Pekinie ma 10 milionów użytkowników, którzy korzystają z miliona rowerów w 33 miastach. Jeszcze w bieżącym roku planuje ona powiększyć swoją flotę o 10-15 milionów rowerów. Plan jest ambitny, ale możliwy do zrealizowania. Nowatorskie pomysły przyciągają inwestorów, którzy wpompowali z Mobike i Ofo setki milionów dolarów. Co interesujące, w firmy rowerowe chętnie inwestują przedsiębiorstwa oferujące przejazdy samochodami. Niedawny konkurent Ubera, Didi Chuxing, który w ubiegłym roku połączył siły z Uberem pod marką Didi jest obecnie jednym z największych inwestorów w Ofo. Z kolei David Wang, dyrektor Mobike to były menedżer Ubera. Wśród inwestorów Mobike znajdziemy chińskiego giganta internetowego Tencent oraz tajwańskiego Foxconna, największego na świecie producenta elektroniki. Firmy takie jak Mobi i Ofo cieszą się też przychylnością władz centralnych, które zauważają problem zanieczyszczenia powietrza i korków. Oba chińskie przedsiębiorstwa przymierzają się do zagranicznej ekpansji. Ich celem jest Singapur, Stany Zjednoczone i Europa. Analitycy mówią, że podbój tych rynków nie będzie łatwy. Rządowe regulacje, kwestie logistyczne oraz mniejsza niż w Chinach popularność płatności za pomocą smartfonów mogą stanowić poważny problem. « powrót do artykułu -
Najdłuższa udokumentowana podróż przez Atlantyk
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Samiec ostronosa o imieniu Hell's Bay pobił rekord, pokonując w 600 dni ponad 13 tys. mil (20.921 km) Atlantyku. Kilka z oznakowanych przez nas ostronosów pokonało na przestrzeni lat niezłe trasy, ale ten zdecydowanie wybija się ponad resztę - podkreśla prof. Mahmood Shivji z Nova Southeastern University. Dzięki niemu biolodzy mogą zdobyć więcej informacji o migracji ostronosów w długich okresach. Hell's Bay był jak króliczki Energizera - wciąż płynął i płynął i na szczęście nie został złapany jak wiele innych naszych rekinów [ostatnie badania pokazały, że aż 22% oznakowanych rekinów ginie albo łapie się na wędki/w sieci rybaków zawodowych i amatorów]. Samiec został oznakowany w maju 2015 roku u wybrzeży Ocean City. W pierwszym roku Hell's Bay płynął na północ wzdłuż wschodniego wybrzeża i w końcu wrócił w rejon otagowania. W 2016 r. rekin na zmianę poruszał się w okolicach Maryland albo robił sobie wypady na wschód od Nowej Szkocji i na południe od Bermudów. W 2017 r. powtórzył ten schemat, pływając bliżej brzegu. Jak twierdzą naukowcy, widać było oczywiste sezonowe wzorce: samiec spędzał zimę i wczesną wiosnę daleko od brzegu, a resztę roku na lub blisko szelfu kontynentalnego. Tagi satelitarne pozwalają nam śledzić rekiny w czasie niemal rzeczywistym. Zrozumienie, gdzie te zwierzęta podróżują i jaki habitat wykorzystują, to pierwszy krok na drodze do lepszej ochrony - zaznacza Greg Jacoski, dyrektor wykonawczy Guy Harvey Ocean Foundation (GHOF). Imię ostronosa pochodzi od Hell's Bay Boatworks, firmy szkutniczej z Titusville na Florydzie. Sponsorem znacznika rekina był jej właściciel, kapitan Chris Peterson. Shivji podkreśla, że na świecie rekiny są zabijane na olbrzymią skalę; niektóre oszacowania wspominają nawet o 70-100 mln rocznie. To zdecydowanie nie jest zrównoważony poziom, bo wiele z nich, w tym ostronosy, wolno się rozmnaża. « powrót do artykułu -
Matematyka ma wiele wspólnego z piłką nożną. I nie chodzi tu tylko o poprawne policzenie punktów w tabeli. Wiele sytuacji z boiska da się przewidzieć za pomocą statystyk. Można je także przełożyć na wiele teorii strategicznych. Jedną z nich jest teoria gier, która odnosi się do wykonywania rzutu karnego. Teorię gier przeanalizowali Simon Kuper i Stefan Szymański w książce „Futbonomia”, która opowiada o piłce nożnej z ekonomicznego punktu widzenia. Lektura ze statusem międzynarodowego bestsellera za kilka dni będzie miała premierę w naszym kraju! Przeczytajcie jej fragment. Kluczową kwestią w teorii gier jest analiza interakcji pomiędzy strategiami poszczególnych graczy. W przypadku rzutu karnego strzelec i bramkarz muszą wybrać swoje strategie – gdzie kopnąć piłkę i w którą stronę się rzucić. Strategia każdej ze stron zależy jednak od tego, czego spodziewa się ona po drugim graczu. Czasami w teorii gier najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich stron jest zrobienie tego samego – na przykład pójście na wspólną kolację do tej samej restauracji.Tego rodzaju sytuacje znane są jako gry koordynacji lub kooperacji. Rzut karny jest jednak przypadkiem gry niekooperacyjnej, w której gracze osiągają swoje cele niezależnie od innych. Należy również do „gier o sumie zerowej”, co oznacza, że zwycięstwo jednej ze stron jest dokładnie równoważone przegraną drugiej strony (zdobycie przeze mnie jednego gola oznacza utratę jednego przez ciebie). Problematyka stojącej za rzutami karnymi teorii gier najlepiej ujęta została w opowiadaniu „Najdłuższy rzut karny w historii” argentyńskiego pisarza Osvaldo Soriano. Rozgrywany na argentyńskiej prowincji mecz zostaje przerwany kilka sekund przed końcem, kiedy nieuczciwy sędzia, który przyznał właśnie rzut karny, zostaje pobity przez zirytowanego zawodnika. Trybunał ligowy postanawia, że ostatnie 20 sekund meczu – a więc właściwie sam rzut karny – rozegrane zostaną w następną niedzielę. W ten sposób wszyscy mają tydzień na przygotowanie się do rzutu karnego. Kilka dni przed dokończeniem meczu "Gato" Diaz, który ma stanąć w bramce, zastanawia się podczas kolacji nad strategią strzelca: - Constante zawsze strzela na prawo. - Zawsze – potwierdza prezes klubu. - Ale wie, że ja o tym wiem. - Czyli mamy przej***e. - Tak, ale ja wiem, że on wie – stwierdza el Gato. - W takim razie rzuć się na lewo – sugeruje inna osoba. - Nie. On wie, że ja wiem, że on wie – odpowiada Gato Diaz, a potem wstaje od stołu i idzie spać. Gdyby Nicolas Anelka przeczytał Futbonomię, to Chelsea, a nie Manchester United, zwyciężyłaby w finale Ligi Mistrzów w 2008 roku. Gdyby trenerzy wiedzieli, ile strzałów z dystansu w Premier League znajduje drogę do siatki, pewnie by ich zakazali. Gdyby biznesmeni sięgnęli po tę pozycję, nigdy nie kupiliby klubu piłkarskiego, bo zwyczajnie nie da się na nim zarobić… Wydaje się, że o współczesnym futbolu – rozkładanym codziennie na czynniki pierwsze – wiemy wszystko. Simon Kuper ze Stefanem Szymańskim udowadniają, że to tylko pozory. Spoglądając na piłkę z perspektyw, o których wcześniej nikt nawet nie pomyślał, dochodzą do rewolucyjnych wniosków.
-
Mikrobiom wpływa na rozwój nadciśnienia u szczurów. Wyniki badań ukazały się w piśmie Physiological Genomics. Amerykańscy naukowcy testowali hipotezę, że wymieniając mikroflorę między dwoma szczepami zwierząt, można wywołać nadciśnienie u szczurów z prawidłowym ciśnieniem albo, dla odmiany, unormować ciśnienie u zwierząt z nadciśnieniem. Zespół Jamesa W. Nelsona z Baylor College of Medicine badał 2 grupy szczurów: z nadciśnieniem i prawidłowym ciśnieniem. Pozyskano od nich część materiału biologicznego z jelita grubego, a następnie poddano 10-dniowej antybiotykoterapii. Po zakończeniu leczenia u miesięcznych gryzoni zastosowano przeszczep mikroflory kałowej (ang. fecal microbiota transplant, FMT). W ten sposób powstały 4 grupy zwierząt: 1) z pierwotnym nadciśnieniem i mikrobiomem zwierząt bez nadciśnienia, 2) z pierwotnym nadciśnieniem i mikrobiomem gryzoni z nadciśnieniem, 3) z prawidłowym niegdyś ciśnieniem i mikroflorą gryzoni z nadciśnieniem i wreszcie 4) bez nadciśnienia z bakteriami zwierząt bez nadciśnienia. Ciśnienie mierzono szczurom raz w tygodniu. Gdy zwierzęta miały 11,5 tygodnia, pobrano kał do identyfikacji mikrobiomu (w tym celu sekwencjonowano regiony 16S rRNA). Naukowcy stwierdzili, że w porównaniu do 4. grupy, w grupie 3. ciśnienie skurczowe było wyższe o 26 mmHg (182±8 vs 156±8 mmHg). Co ciekawe, choć ciśnienie skurczowe w grupie 1. wykazywało tendencję spadkową, różnica między grupami 1. i 2. nie była istotna statystycznie. Amerykanie zaobserwowali, że u szczurów z prawidłowym wcześniej ciśnieniem, którym przeszczepiono bakterie zwierząt z nadciśnieniem, stosunek typów Firmicutes:Bacteroidetes był znacząco wyższy niż u szczurów bez nadciśnienia z FMT od zwierząt bez nadciśnienia (4. grupy). Naukowcy postulują, by kontynuować badania roli mikrobiomu w rozwoju nadciśnienia u ludzi. Wspominają też o tym, że skoro dysbioza (zachwianie równowagi mikroflory jelitowej) bezpośrednio wpływa na ciśnienie skurczowe, to manipulacja mikrobiomem, np. suplementacja probiotykami, może stanowić obiecującą metodę terapii nadciśnienia. « powrót do artykułu
-
DNA pobrane od szczątków dwóch kobiet z jaskini Czarcie Wrota w górach Sichote-Aliń wskazuje, że żyjące ponad 7700 lat temu panie były blisko spokrewnione ze współczesnymi mieszkańcami tego regionu Azji Wschodniej. Badania wskazują również, że w omawianym regionie rolnictwo rozprzestrzeniło się jako wynik zmiany kulturowej, a nie przybycia ludu rolniczego. Najważniejszym odkryciem jest stwierdzenie ciągłości na przestrzeni ponad 7000 lat - mówi Mark Stoneking z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka w Lipsku. Rzadko zdarza się, by na terenie współczesnej Rosji, Europy i Ameryk populacje sprzed tysięcy lat były blisko spokrewnione ze współczesnymi. Migracje powodowały bowiem ciągłe przemieszczanie się ludzi. W Czarcich wrotach znaleziono pięć ludzkich szkieletów, ceramikę, harpuny, pozostałości sieci oraz mat utkanych z turzycowatych. Wykorzystanie tych roślin niektórzy badacze uważają za dowód na istnienie wczesnej formy rolnictwa. Analiza DNA wykazała, że kobiety z Czarcich Wrót są najbliżej spokrewnione z Ulczami (Nani), którzy żyją w kilkaset kilometrów na północ. Widoczne jest również ich pokrewieństwo z innymi grupami etnicznymi używającymi języków tunguskich oraz ze współczesnymi Koreańczykami i Japończykami. Kobiety wyglądały też podobnie do dzisiejszych mieszkańców basenu Amuru. Z DNA można wnioskować, że miały brązowe oczy, proste grube włosy, skórę koloru takiego jak mieszkańcy Azji oraz siekacze podobne z kształtu do łopaty. Nie trawiły laktozy. Jak informują badacze z University of Cambridge, Ulczowie i inne społeczności znad Amuru nie odziedziczyły znaczących ilości DNA od żadnych później przybyłych grup ludności. To zaś wskazuje, że we wspomnianym regionie mamy do czynienia z nieprzerwanym osadnictwem tej samej grupy, która pozostaje tutaj od co najmniej 7700 lat. Skoro zaś nie mieliśmy do czynienia z żadną dużą migracją, to oznacza, że rolnictwo zostało zaadaptowane przez lokalnych łowców-zbieraczy, a nie przyniesione przez emigrantów. Inni badacze zgadzają się z wnioskiem, że ta sama grupa zamieszkuje te tereny od niemal 8000 lat, jednak mają wątpliwości co do historii rolnictwa. Próbki z Czarcich Wrót należą do łowców-zbieraczy i nic nam nie mówią o rozwoju rolnictwa - stwierdza paleogenetyk David Reich z Uniwersytetu Harvarda. « powrót do artykułu
-
Kobiety z anoreksją przejawiają cechy autystyczne. Są one widoczne nawet wtedy, gdy zaburzenia odżywienia znajdują się pod kontrolą i waga powraca do normy. Psycholog z Sahlgrenska Academy podkreśla, że podobieństwa między anoreksją i autyzmem widać również w części mózgu odpowiedzialnej za przetwarzanie społeczne. Tradycyjnie zaburzenia odżywiania łączy się z fiksacją na jedzeniu i wadze, ale u osób z anoreksją występuje wiele myśli i zachowań, które wcześniej uznawano za typowe dla autyzmu - wyjaśnia dr Louise Karjalainen. Szwedka podkreśla, że od dawna wiadomo, że u osób z autyzmem występują problemy z odżywianiem. Nie było jednak jasne, czy typowe autystyczne zachowania dot. jedzenia istnieją także u chorych z anoreksją. Jedna z grup badanych przez Karjalainen składała się z ok. 30 kobiet w wieku 15-25 lat. Okazało się, że po roku, kiedy ich stan zdrowia zaczął się generalnie poprawiać, typowe dla autyzmu negatywne wzorce myślowe i zachowania związane z jedzeniem nadal występowały. W ciągu roku ich ogólne wzorce jedzenia się poprawiły, ale należy odnotować, że autystyczne zachowania w czasie posiłków utrzymały się na tym samym poziomie. Nieznośny zapach jedzenia, głośno jedzący towarzysz czy ogólnie idea jedzenia z innymi to rzeczy, które mogły wywołać regres nawet bardzo długo po ostrej fazie anoreksji. Poznawczo dana osoba funkcjonuje po odzyskaniu normalnej wagi lepiej, ale społeczne aspekty posiłku nadal są dla niej niekomfortowe. Dodatkowo Karjalainen zaobserwowała problemy z wielozadaniowością. Jednoczesne krojenie pokarmu i przeżuwanie stanowiły wyzwanie. To zjawisko częste wśród autyków, którego wcześniej nie zauważono u anorektyczek [...]. Częściowo może chodzić o jedzenie i lęki dot. wagi, ale to aż nadto jasne, że w grę wchodzą również czynniki społeczne. Podczas rezonansu magnetycznego okazało się, że tak jak u kobiet z autyzmem, u anorektyczek występuje pocienienie substancji szarej w obszarze tuż za płatami skroniowymi. Czegoś takiego nie było u zdrowych kobiet ani u mężczyzn z autyzmem. To oczywiste, że terapia anoreksji musi się koncentrować na odżywianiu. Pierwszorzędną kwestią jest bowiem ratowanie życia. Istnieją jednak także inne czynniki, które zmniejszają prawdopodobieństwo nawrotów i uzdrawiają człowieka na wszystkich poziomach - podsumowuje Karjalainen. « powrót do artykułu