Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Monitorowany nowotwór prostaty daje takie same szanse na przeżycie co natychmiast leczony, pod warunkiem jednak, że diagnozę postawiono wcześnie, nowotwór jest dobrze zlokalizowany, a chory znajduje się pod ciągłym nadzorem specjalisty - takie wnioski płyną z badań prowadzonych na University of Oxford. Na łamach New England Journal of Medicine ukazało się omówienie 10-letnich badań, w których wzięło udział 1643 mężczyzn z wcześnie zdiagnozowanym nowotworem prostaty. Okazało się, że mężczyźni, u których po diagnozie nie podjęto leczenia byli w tak samo niewielkim stopniu narażeni na ryzyko śmierci co mężczyźni, u których przeprowadzono radioterapię lub leczenie chirurgiczne. Monitorowanie wczesnego nowotworu prostaty - i wdrożenie leczenia tylko wówczas, gdy się on rozwija - nie jest obarczone wyższym ryzykiem zgonu niż agresywne leczenie związane często z poważnymi skutkami ubocznymi. Nowotwór prostaty rozwija się powoli. Dlatego też 1643 mężczyznom, u których chorobę wykryto za pomocą testów PSA na wczesnym stadium, zaproponowano losowe przypisanie do jednej z trzech grup: aktywnego monitoringu (545 osób), radykalnej prostatektomii (553 osoby) oraz radykalnej radioterapii (545 osób). Po 10 latach sprawdzono odsetek zgonów, postęp choroby, jej rozprzestrzenianie się po organizmie oraz wpływ leczenia na pacjentów. Wyniki badań zaskoczyły naukowców. W czasie badań z powodu nowotworu prostaty zmarło 17 osób. W grupie monitorowanej zanotowano 8 przypadków śmierci (1,5 zgonu na 1000 osobo-lat), w grupie chirurgicznej zanotowano 5 przypadków śmierci (0,9 zgonu na 1000 osobo-lat), w grupie radioterapii zmarło 4 pacjentów (0,7 zgonu na 1000 osobo-lat). Różnice były statystycznie nieistotne. Niezależnie od grupy, do której został przypisany chory, ryzyko zgonu po 10 latach wynosiło około 1%. Badania wykazały też, że rozpoczęcie radykalnego leczenia po postawieniu diagnozy zmniejsza tempo rozwoju choroby i liczbę przerzutów, wiąże się jednak z różnymi nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi, szczególnie uciążliwymi w ciągu pierwszego roku po leczeniu. W grupie aktywnego monitoringu choroba postępowała u 20% pacjentów, w grupach prostatektomii i radioterapii u mniej niż 10% chorych. Aktywne leczenie wiązało się nie tylko z uciążliwościami podczas pierwszego roku po jego wdrożeniu. Co prawda po 2-3 latach zauważalna była poprawia stanu zdrowia leczonych, jednak po 6 latach w grupie leczonej chirurgicznie na problemy z nietrzymaniem moczu i kłopoty w życiu seksualnym cierpiało 2-krotnie więcej osób niż w grupach monitoringu i radioterapii. Z kolei radioterapia wiązała się z większymi problemami z pęcherzem niż w dwóch pozostałych grupach. Po raz pierwszy u cierpiących na nowotwór prostaty bezpośrednio porównano skutki radioterapii, chirurgii i monitoringu. Wyniki badań dostarczają pacjentom i lekarzom szczegółowych informacji na temat wyników i wpływu każdego z rodzajów postępowania, dzięki czemu mogą oni podjąć bardziej świadomą decyzję - mówi współautorka badań profesor Jenny Donovan z University of Bristol. Uczona dodała, że pacjenci będą monitorowani przez kolejnych 10 lat. Co ciekawe, zauważyliśmy, że w ciągu 10 lat u pacjentów poddanych radykalnemu leczeniu choroba rozprzestrzeniała się dwukrotnie wolniej, jednak nie było różnicy w przeżywalności pomiędzy grupami chirurgiczną i radiologiczną, a u 3/4 mężczyzn z grupy monitoringu nie doszło do postępu choroby - stwierdził profesor David Neal z University of Oxford. Z kolei profesor Freddie Hamdy dodał: Konieczny jest teraz dalszy monitoring, który pozwoli sprawdzić, jakie są skutki wyboru pomiędzy różnymi podejściami do nowotworu a jakością życia. Muszą też zostać przeprowadzone dalsze badania, byśmy mogli odróżnić śmiertelną od nie powodującej śmierci formy choroby. « powrót do artykułu
  2. Signl to gadżet, który pozwala na przeprowadzanie rozmów telefonicznych po przyłożeniu czubka palca do ucha. Signl, wcześniej TipTalk, powstał w południowokoreańskiej firmie Innomdle Lab, start-upie założonym w 2015 r. przez trzech byłych pracowników Samsunga. Pasek w 3 kolorach do wyboru może być z powodzeniem wykorzystywany jako pasek do tradycyjnego zegarka czy smartwatcha. Z telefonem łączy się za pomocą Bluetootha, a dzięki wbudowanej energooszczędnej jednostce przewodzącej (ang. Body Conduction Unit, BCU) przesyła dźwięk w postaci drgań przez ciało. By usłyszeć dzwoniącego, wystarczy więc przyłożyć palec do ucha (wibracje odbijają się od małżowiny i dochodzi do wzmocnienia sygnału). Mikrofon z paska pozwala rozmawiać jak przez zwykły aparat. Bateria starcza ponoć na 4 godziny rozmowy. Można ją załadować w godzinę za pomocą portu mikro-USB. Algorytm audio wybiórczo wzmacnia sygnał głosowy. Dyrektor generalny Innomdle Lab Hyunchul Choi opowiada, że wpadł na pomysł Signl, gdy usłyszał kogoś, kto chwalił się nowym smartwatchem, a jednocześnie był zażenowany, że wszyscy mogą słyszeć jego rozmowy telefoniczne. W kampanii na Kickstarterze, do której zakończenia pozostały jeszcze 22 dni, zebrano aż 827.260 dol. Zważywszy, że pierwotnym celem Koreańczyków było 50 tys., zainteresowanie jest naprawdę olbrzymie. « powrót do artykułu
  3. Szwedzki sąd podtrzymał nakaz aresztowania Juliana Assange'a. Założyciel Wikileaks został oskarżony w Szwecji o gwałt, a Szwecja zwróciła się do Wielkiej Brytanii o jego ekstradycję. Assange uciekł wówczas do londyńskiej ambasady Ekwadoru, w której przebywa od czterech lat. Po przejrzeniu materiałów ze śledztwa i wysłuchaniu stanowisk stron Sąd Apelacyjny uznał, że istnieją podstawy, by podejrzewać Juliana Assange o dokonanie gwałtu. Sąd Apelacyjny podziela też zdanie Sądu Okręgowego, że istnieje ryzyko ucieczki Juliana Assange - orzekli szwedzcy sędziowie. Śledztwo w sprawie napaści seksualnej i gwałtu rozpoczęło się w 2010 roku, gdy dwie kobiety oskarżyły Assange'a o ten czyn. W ubiegłym roku - z powodu nierozpoczęcia procesu przed sądem - przedawniło się oskarżenie o napaść seksualną. Oskarżenie o gwałt pozostaje w mocy. Assange'owi grozi areszt nie tylko w związku z oskarżeniami w Szwecji, ale także w związku z ucieczką na teren ambasady Ekwadoru. W ten sposób złamał on bowiem warunki zwolnienia z aresztu za kaucją. Według szwedzkiego prawa w przypadku oskarżenia o gwałt proces musi rozpocząć się w ciągu 10 lat. Termin ten upłynie w roku 2020. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z Uniwersytetu Florydzkiego wykryli na Haiti pacjenta z poważną chorobą przenoszoną przez komary. To pierwszy przypadek na Karaibach, dotąd większość przypadków występowała bowiem w Amazonii. Gorączkę Mayaro wywołuje wirus o tej samej nazwie. Jest on blisko spokrewniony z wyizolowanym po raz pierwszy w 1954 r. w Trynidadzie arbowirusem Chikungunya. Obecnie uwaga koncentruje się na wirusie Zika, wykrycie kolejnego przenoszonego przez komary wirusa, który może zaczynać krążyć po Karaibach, stanowi jednak poważny problem. Miejmy nadzieję, że nie będziemy świadkami takich samych masywnych epidemii, jak w przypadku gorączki chikungunya, dengi czy teraz Ziki. Uzyskane wyniki akcentują fakt, że w kuluarach czekają inne wirusy, które w przyszłości mogą stwarzać zagrożenie [...] - wyjaśnia dr Glenn Morris. Przypadek z Haiti zidentyfikowano na podstawie krwi, pobranej w styczniu 2015 r. od 8-letniego chłopca z terenów wiejskich. Pacjent miał gorączkę i ból brzucha. Nie występowała u niego jednak wysypka ani zapalenie spojówek. Ponieważ przed i po wybuchu epidemii gorączki chikungunya w 2014 r. w regionie pracowali specjaliści z Emerging Pathogens Institute (EPI) Uniwersytetu Florydzkiego, od gorączkujących dzieci pozyskano osocze i za pomocą PCR z odwrotną transkryptazą zbadano je pod kątem obecności arbowirusa Chikungunya. Próbki badane w Gressier przez dr Mahę Elbadry wysłano do EPI do dodatkowej analizy wirusologicznej i molekularnej. Poza wirusem dengi u 8-letniego pacjenta wykryto wirus Mayaro. Wykryty przez nas wirus jest genetyczne różny od wirusów opisanych ostatnio w Brazylii. Nie wiemy, czy jest on unikatowy dla Haiti, czy to szczep rekombinowany, powstały z innych typów wirusa Mayaro - opowiada prof. John Lednicky. Objawy gorączki Mayaro są podobne do gorączki chikungunya i obejmują podwyższoną temperaturę ciała, bóle stawów, brzucha i mięśni oraz wysypkę. Wysypka często utrzymuje się dłużej niż ból brzucha. « powrót do artykułu
  5. W ramach projektu Google Street View wykonano miliony fotografii, a specjalne oprogramowanie dbało o prywatność uwiecznionych osób. Dlatego też widzimy na nich zamazane twarze czy numery rejestracyjne pojazdów. Nic jednak nie jest doskonałe. Na jednym ze zdjęć Google Maps możemy zobaczyć krowę z... zamazanym pyskiem. Najwyraźniej algorytmy Google'a postanowiły zadbać o prywatność zwierzęcia z Coe Fen w brytyjskim Cambridge. Krowa została sfotografowana z bliska podczas gryzienia trawy i to prawdopodobnie bliskie ujęcie spowodowało, że algorytm zamazał pysk. Wcześniejsze zdjęci, na którym widzimy tę samą krowę dopiero przechodzącą przez drogę, nie zostało zamazane. Google przyznało, że algorytm postąpił zbyt rygorystycznie. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy od dłuższego czasu twierdzą, że na Ziemi rozpoczęło się szóste masowe wymieranie. Teraz jednak dowiadujemy się, że ludzkość zaburzyła dotychczasowe zasady masowych wymierań. Po raz pierwszy w dziejach największe morskie zwierzęta mogą wymrzeć jako pierwsze. Wymieranie we współczesnych oceanach jest bardzo mocno powiązane z wielkością. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że ludzie zjadają najpierw większe zwierzęta - mówi paleobiolog Jonathan Payne z Uniwersytetu Stanforda. Payne i jego zespół przyjrzeli się wymieraniom na przestrzeni ostatnich 445 milionów lat i porównali je z czasami obecnymi. Zauważyli duże różnice pomiędzy dwiema wielkimi grupami zwierząt - mięczakami i kręgowcami. Wcześniej wszystkie masowe wymierania albo miały większy wpływ na mniejsze zwierzęta morskie, albo też nie było różnicy i wszystkie gatunki były równo zagrożone. Teraz jest inaczej. Nasze analizy wykazały, że obecnie na każde 10-krotne zwiększenie masy ciała przypada 13-krotne większe ryzyka wyginięcia. Im większy jesteś, z tym większym prawdopodobieństwem wyginiesz - mówi Payne. Nikt nie wie, jaki wpływ na ekosystem miałoby wyginięcie wielkich zwierząt morskich. Wielkie zwierzęta są bardzo ważne, gdyż zwykle zajmują szczyt łańcucha pokarmowego, mają olbrzymie znaczenie dla obiegu składników odżywczych, odgrywają dużą rolę w bioturbacji osadów dennych - stwierdza Payne. To zaś oznacza, że wyginięcie wielkich zwierząt wcale nie musi stwarzać szansy dla mniejszych gatunków. Wręcz przeciwnie, może być dla nich poważnym problemem. Badania Payne'a ujawniają, że działalność człowieka przynosi równie opłakane skutki w środowisku morskim co i lądowym. Wielokrotnie już to obserwowaliśmy. Ludzie wkraczają do nowego ekosystemu i najpierw zabijają wielkie zwierzęta. Jeszcze do niedawna środowisko morskie nie doświadczało takiego losu, gdyż ludzie trzymali się wybrzeży i nie byli w stanie poławiać na skalę przemysłową ryb z dużych głębokości - stwierdza Noel Heim. Są też i dobre wiadomości. O ile z ocieplaniem się oceanów czy ich zatruciem przez naszą działalność przemysłową i rolniczą nie poradzimy sobie przez kolejne dziesiątki lub setki lat, o tyle bardzo szybko można podjąć odpowiednie decyzje o prawidłowym zarządzaniu zasobami morskimi i przestać nadmiernie eksploatować oceany. « powrót do artykułu
  7. Wraki statków znalezione w malezyjskim stanie Kedah wskazują, że mogła się tam rozwijać cywilizacja starsza niż w sąsiednich Kambodży i Indonezji. Mohamed Rawi Abdul Hamid, przewodniczący stanowego komitetu ds. religijnych, turystycznych i dziedzictwa narodowego poinformował, że statki ze stanowiska Sungai Batu mogły zostać zbudowane przez najstarszą cywilizację Azji Południowo-Wschodniej. Szczątki znaleziono w warstwach mułu pozostawionych przez rzekę, która płynęła przed wiekami przez Kedah Tua. Archeolodzy natknęli się na 5-7 statków lub barek. Ich maszty są ciągle widoczne. Jednostki mierzą 12-15 metrów - stwierdził Hamid. Na razie trwają negocjacje pomiędzy władzami stanowymi a rządem federalnym dotyczące pokrycia kosztów wydobycia statków. O wydobyciu możliwe będzie dokładne zbadanie jednostek, dzięki czemu archeolodzy chcieliby się dowiedzieć, skąd pochodziły i co przewoziły. Już wcześniej znaleziono też ślady okrągłej budowli, prawdopodobnie miejsca kultu, liczącego sobie około 2500 lat, a odnajdowane od lat przedmioty wskazują na handel żelazem. Jeśli dalsze badania potwierdzą przypuszczenia archeologów, to historię regionu trzeba będzie napisać od nowa. « powrót do artykułu
  8. Aparatura opracowana i wyprodukowana przez naukowców i inżynierów z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) przyczyni się do bliższego poznania natury jednych z najpotężniejszych wybuchów we wszechświecie. Urządzenia, w których budowie pomagali Polacy, zamontowane na wystrzelonej 15 września chińskiej stacji kosmicznej Tiangong-2 (TG-2), będą badać polaryzację promieniowania gamma rozbłysków gamma. Wysłanie w kosmos detektora POLAR jest jednym z efektów współpracy polsko-szwajcarskiej. W czwartek (15.09.2016) o godzinie 22:04 (16:04 czasu polskiego) z Centrum Startowego Satelitów Jiuquan wystrzelono rakietę, która miała wynieść na orbitę okołoziemską nową chińską stację kosmiczną Tiangong-2 (TG-2). Poza kilkunastoma innymi eksperymentami na pokład stacji trafiły urządzenia realizowanego przez Chiny (Institute of High Energy Physics), Szwajcarię (INTEGRAL Science Data Centre, Département de Physique Nucléaire et Corpusculaire Uniwersytetu Genewskiego, Paul Scherrer Institut) oraz Polskę (Narodowe Centrum Badań Jądrowych) projektu POLAR. Urządzenia te służą do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków gamma (GRB, ang. Gamma-Ray Burst). Zaangażowanie naszego kraju było możliwe dzięki zakończonemu już grantowi PSAP (Technologie informatyczne dla potrzeb obserwacji astrofizycznych w szerokim zakresie energetycznym) o wartości 4,1 mln zł, finansowanemu ze środków Polsko-Szwajcarskiego Programu Badawczego (SWISS Contribution). Wystrzelona [...] rakieta wprowadzi nasze urządzenia na orbitę okołoziemską. POLAR będzie pierwszym w historii urządzeniem, przeznaczonym głównie do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków. Dotychczasowych pomiarów jest zaledwie kilka i są obarczone dużą niepewnością. Tymczasem polaryzacja może zdradzić nam, jaki jest mechanizm powstawania rozbłysków – podkreśla prof. Agnieszka Pollo, kierownik Zakładu Astrofizyki NCBJ. Choć właściwych danych naukowych spodziewamy się dopiero za kilka miesięcy, to mamy nadzieję, że realizowany eksperyment wkrótce pozwoli nam lepiej zrozumieć naturę tych potężnych kosmicznych wybuchów, a tym samym rozwiązać kolejną zagadkę otaczającego nas wszechświata. Pierwszą koncepcję niewielkich rozmiarów detektora do badania polaryzacji promieniowania gamma pochodzącego z rozbłysków opracowali w 2005 roku Nicolas Produit oraz Wojtek Hajdas. W odróżnieniu od innych detektorów badających błyski gamma (np. umieszczonych na pokładzie satelity SWIFT), POLAR przeznaczony jest do pomiaru samego zjawiska polaryzacji, a nie lokalizacji źródeł błysków. Urządzenie składa się z 1600 podłużnych scyntylatorów (6x6x176 mm) ułożonych na kwadratowej powierzchni (40×40 scyntylatorów), dzięki czemu możliwe jest uzyskanie blisko 400 cm2 efektywnego pola rejestracji oraz pomiaru asymetrii. Scyntylatory są zoptymalizowane do pomiaru rozpraszania comptonowskiego w zakresie energii od 50 keV do 500 keV, a emitowane w nich światło jest mierzone w 25 wieloanodowych powielaczach. Dodatkowo detektor wyposażony jest w pasywną osłonę, której zadaniem jest odcinanie niskoenergetycznego promieniowania kosmicznego. Detektor POLAR jednocześnie będzie "obserwował" bardzo dużą część nieba. Polscy naukowcy i inżynierowie są twórcami kluczowych elementów eksperymentu POLAR. Bezpośrednio w prowadzone prace zaangażowanych było około dziesięciu osób z NCBJ. Głównym ich osiągnięciem było zaprojektowanie i wybudowanie układu centralnego trygera wraz z niskopoziomowym oprogramowaniem, a także zaprojektowanie specjalistycznego zasilacza wysokiego napięcia. Tryger to system zbierający i analizujący wstępnie dane ze wszystkich czujników urządzenia, który zapewnia sprawną komunikację z 25 modułami elektroniki typu Front-End i satelitą, a także odpowiada za sterowanie zasilaczami wysokiego i niskiego napięcia – tłumaczy mgr inż. Dominik Rybka, projektant centralnego trygera z Zakładu Elektroniki i Systemów Detekcyjnych NCBJ i Paul Scherrer Institut. W NCBJ powstały również modele inżynieryjnego prototypu zasilacza wysokiego napięcia dla 25 fotopowielaczy. Polacy uczestniczyli także we wszystkich fazach testowania detektora, podczas badań kwalifikacyjnych, akceptacyjnych oraz funkcjonalnych przeprowadzonych m.in. w European Synchrotron Radiation Facility (Francja), European Space Research and Technology Center (Holandia), CERN-ie (Szwajcaria) i w Terni (Włochy). Ponadto trwają prace przygotowawcze do zbierania i analizy danych płynących z eksperymentu POLAR. Niewykluczone, że prace analityczne będą prowadzone w Centrum Informatycznym Świerk, na polskim superkomputerze dysponującym jedną z największych mocy obliczeniowych w Polsce. W projekcie POLAR wykorzystaliśmy nasze kilkudziesięcioletnie doświadczenie w fizyce jądrowej i budowie detektorów. Dzięki temu, że mamy wysokie kompetencje w tych obszarach, możliwe było zaprojektowanie, wybudowanie, przebadanie i zamontowanie serca urządzenia - modułu centralnego trygera, a więc kluczowego elementu pokładowego systemu zbierania danych – mówi prof. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ. Dziś możemy powiedzieć, że dysponujemy unikatowym know-how w zakresie budowy aparatury kosmicznej, jak również mamy możliwość bezpośredniego odczytywania i interpretowania zebranych przez satelitę danych, do których nikt na świecie nie miał dostępu wcześniej. Naukowcy ze Świerka zdobyte doświadczenia zamierzają wykorzystać także w innych dziedzinach. Obecnie trwają rozmowy dotyczące możliwości zbudowania innowacyjnych detektorów Czerenkowa czy wprowadzenia ulepszonych rozwiązań w tomografii komputerowej, która znajduje coraz szersze zastosowania w medycynie jądrowej, szczególnie w diagnostyce i terapii chorób onkologicznych. Błyski promieniowania gamma, choć odkryte na przełomie lat 60. i 70. XX wieku, wciąż stanowią dużą zagadkę dla naukowców. Pierwszych obserwacji dokonały amerykańskie satelity szpiegowskie w okresie zimnej wojny. Szukając dowodów na prowadzenie prób jądrowych (promieniowanie gamma powstaje m.in. podczas wybuchu bomby atomowej), zaobserwowały takie sygnały pochodzące spoza Ziemi. W toku intensywnych badań dowiedziono, że rozbłyski odpowiadają najsilniejszym wybuchom we wszechświecie, podczas których w bardzo krótkim czasie i na małym obszarze dochodzi do emisji takiej ilości energii, że wybuch największej bomby atomowej jest przy nich drobnostką. Zgodnie z przewidywaniami prof. Bogdana Paczyńskiego, okazało się, że ich źródła znajdują się w innych galaktykach, odległych często o miliardy lat świetlnych. Do dziś nie udało się poznać w pełni ich natury. Obecnie wiąże się je z wybuchami tzw. hipernowych oraz ze zderzeniami układów obiektów zwartych, np. dwóch gwiazd neutronowych czy gwiazdy neutronowej z czarną dziurą. Jednak aby potwierdzić te scenariusze i zrozumieć ich szczegółowy mechanizm, potrzeba wielu dodatkowych obserwacji. NCBJ ma wieloletnie doświadczenie w dziedzinie satelitarnych eksperymentów astrofizycznych: polscy naukowcy aktywnie uczestniczyli w analizie danych japońskiego projektu AKARI, zaangażowani są obecnie projekty JEM-EUSO i ATHENA. Odpowiedników rozbłysków gamma w dziedzinie optycznej poszukuje zaś projekt Pi of the Sky. « powrót do artykułu
  9. We wszystkich 19 regionach Arktyki zamieszkiwanych przez niedźwiedzie polarne dochodzi do utraty lodu morskiego, który jest niezbędny tym zwierzętom do polowań, odpoczynku i rozmnażania się. Ocieplający się klimat powoduje, że lód topi się wcześniej niż zwykle i pojawia sie później, dowiadujemy się z pisma The Cryosphere. Z danych satelitarnych wynika, że w latach 1979-2014 liczba dni z pokrywą lodową zmniejszała się - w zależności od regionu - o 7-19 na dekadę. Ich uzależnienie od lodu morskiego oznacza, że ocieplenie klimatu jest dla najpoważniejszym zagrożeniem dla przetrwania niedźwiedzi polarnych - czytamy na łamach The Cryosphere. Liczebność populacji niedźwiedzi polarnych szacuje się obecnie na 25 000 osobników. Zwierzęta te większość czasu spędzają na lodzie pokrywającym morze. Na nim żerują. Gdy lód się wycofuje, niedźwiedzie przenoszą się na ląd stały gdzie mogą przetrwać miesiące letnie dzięki nagromadzonemu tłuszczowi. Ocieplenie w Arktyce postępuje dwukrotnie szybciej niż wynosi średnia globalna. Wydłuża się czas, w którym morze jest wolne od pokrywy lodowej, a to oznacza, że niedźwiedzie muszą pływać na coraz większe odległości, by dotrzeć do stałego lądu. Zmiany w morskiej pokrywie lodowej wpływają na liczebność populacji, rozrodczość, stan zdrowia i rozkład terytorialny - donoszą autorzy najnowszych badań. Specjaliści oceniają, że do połowy bieżącego wieku populacja niedźwiedzi polarnych może się zmniejszyć o około 30%. A gatunkowi zagraża nie tylko brak lodu. Arktyka wolna od pokrywy lodowej to łakomy kąsek dla przemysłu. Już można zauważyć w niej zwiększony ruch morski, a kolejne firmy przymierzają się do wydobycia ropy naftowej i gazu. Człowiek będzie coraz bardziej niszczył habitat niedźwiedzi. « powrót do artykułu
  10. W Peru na stanowisku Huaca Prieta znaleziono najstarszą bawełnianą tkaninę. Jednocześnie jest ona najstarszą tkaniną o barwie indygo. Ma ok. 6000 lat i jest o ~1500 lat starsza od najstarszego materiału w tym kolorze ze Starego Świata - tkaniny z czasów V dynastii w starożytnym Egipcie (sprzed ok. 4400 lat). Naukowcy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona podkreślają, że błękit indygowy to technicznie trudna do uzyskania barwa. Niektóre z najważniejszych technologicznych postępów poczyniono w Nowym Świecie. Wiele osób jest jednak nieświadomych wkładu rdzennych Amerykanów. Być może dlatego, że w czasach podboju technologie te były często zastępowane systemami europejskimi - opowiada prof. Jeffrey Splitstoser, dodając, że farbowanie było wyjątkiem od tej reguły. Delikatne włókna i wyrafinowane barwienie, a także techniki przędzenia i tkania opracowane przez mieszkańców Ameryki Południowej zostały szybko przyjęte przez Europejczyków. Tkaninę odkryto w 2009 r. w czasie wykopalisk w Huaca Prieta, w miejscu, gdzie, jak sądzą archeolodzy, znajdowała się świątynia. Składano tam ofiary m.in. z tkanin. Jak przypomina Splitstoser, pojawienie się barwnika indygo było krytyczne m.in. dla przyszłych trendów w modzie. W odkryciu nie chodzi tylko o bawełnę. Gdyby nie ci ludzie, być może nie mielibyśmy niebieskich dżinsów. W tkaninie z Huaca Prieta wykorzystano bawełnę peruwiańską (Gossypium barbadense). Barwnik pochodził prawdopodobnie z rośliny z rodzaju indygowców (Indigofera spp.). Obecnie eksponat znajduje się w zbiorach Cao Museum. « powrót do artykułu
  11. Podobnie jak atomy węgla w płachtach grafenu, tak nanocząstki mogą tworzyć trwałe warstwy o minimalnej grubości, równej średnicy pojedynczej nanocząstki. Nowatorską metodę zszywania nanocząstek w tak cienkie warstwy opracowano w Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie. Tak chemiczny krawiec kraje, jak mu... nanocząstki pozwalają. Dotychczasowe sukcesy krawieckie naukowców zajmujących się wytwarzaniem warstw nanocząstek nie pozwoliłyby urządzić nawet najskromniejszego pokazu chemicznej mody. Nanocząstki udawało się bowiem porządkować w warstwy grubości pojedynczej drobiny – czyli w monowarstwy – lecz nie były to struktury trwałe. Nanocząstek w monowarstwie nie potrafiono bowiem ze sobą stabilnie powiązać. Do teraz. W ostatnich latach nasza grupa w Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie pracowała nad stworzeniem uniwersalnej platformy syntezy trwałych monowarstw nanocząstek. Dziś mamy już dowód, że nasza 'krawiecka' metoda chemicznego wiązania nanocząstek w monowarstwach rzeczywiście działa - mówi dr hab. Marcin Fiałkowski, prof. IChF PAN, i demonstruje maleńką, połyskującą płytkę o grubości najmniejszej z możliwych – bo równej średnicy pojedynczej nanocząstki złota. Monowarstwy chemicznie zszytych nanocząstek złota, wyprodukowane w IChF PAN, mają powierzchnie rzędu milimetrów kwadratowych i z oczywistych przyczyn są bardzo delikatne. Pod względem mechanicznym przypominają płytki pleksi: pod wpływem działających sił początkowo odkształcają się elastyczne, po czym gwałtownie pękają. Nasze monowarstwy są niewielkie, bo zależało nam tylko na wykazaniu poprawności koncepcji ich syntezy. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w zaproponowany przez nas sposób produkować monowarstwy o powierzchni wielu centymetrów kwadratowych - podkreśla prof. Fiałkowski. Warstwy nanocząstek od lat wytwarza się na granicy faz, a więc w cienkim obszarze (interfejsie) między dwiema niemieszającymi się cieczami. Wprowadzone do cieczy cięższej, odpowiednio przygotowane nanocząstki z czasem z niej wypływają i rozmieszczają się przypadkowo na granicy z cieczą lżejszą. W panujący tam chaos można wprowadzić porządek, ściskając nanocząstki tłokami z boków i w ten sposób je zagęszczając. Wytwarzane tak monowarstwy były dotychczas nietrwałe i przy próbach zdejmowania z interfejsu po prostu się rozsypywały. Z kolei struktury powiązane chemicznie, zdolne przetrwać rozstanie z interfejsem, po bliższym zbadaniu zawsze okazywały się albo wielowarstwami, albo bezkształtnymi zlepkami nanocząstek. Nasze monowarstwy są trwałe, ponieważ nanocząstki połączyliśmy za pomocą specjalnych 'zszywek', czyli cząsteczek-linkerów. Każdy linker zlepia dwie sąsiednie nanocząstki silnymi wiązaniami kowalencyjnymi, a więc chemicznie - tłumaczy dr Tomasz Andryszewski (IChF PAN), pierwszy autor publikacji w czasopiśmie Chemistry of Materials. Nanocząstki złota, użyte eksperymentach w IChF PAN, mają średnicę około pięciu nanometrów (miliardowych części metra); długość zastosowanych linkerów wynosi zaledwie półtora. Żeby tak krótki linker związał sąsiednie nanocząstki, te trzeba do siebie odpowiednio dosunąć. Główna trudność naszej pracy polegała na tym, że musieliśmy pogodzić dwa w zasadzie przeciwstawne wymogi. Z uwagi na długość linkera wiedzieliśmy, że nanocząstki należy zbliżyć na małą odległość, czyli że trzeba będzie działać na nie stosunkowo dużymi siłami. Dlatego zależało nam, żeby nanocząstki nie wyskakiwały z interfejsu. Jednocześnie w jakiś sposób musieliśmy zapobiec zlepianiu się nanocząstek w przypadkowe struktury - opisuje dr Andryszewski. Aby spełnić powyższe warunki, nanocząstki pokrywano niewielkimi, specjalnie zaprojektowanymi cząsteczkami (ligandami), które z jednej strony zawierały grupy aminowe (z azotem i wodorem), a z drugiej – grupy tiolowe (z siarką i wodorem). Część tiolowa łączyła się ze złotem, podczas gdy część aminowa ustawiała się na zewnątrz nanocząstki i nadawała jej dodatni ładunek elektryczny. Zmodyfikowane przez nas nanocząstki złota zachowują się jak boje o dużej wyporności: lokują się na granicy między cieczami tak trwale, że nawet silne wstrząsanie nie jest w stanie ich stamtąd wypchnąć. Jednocześnie odpychają się elektrostatycznie. W efekcie każda nanocząstka ma zagwarantowaną wokół siebie pewną 'przestrzeń prywatną', konieczną dla zachowania uporządkowania - wyjaśnia doktorantka Michalina Iwan (IChF PAN). Gdy odpowiednio spreparowane nanocząstki były już ściśnięte w monowarstwie na granicy faz, do układu wstrzykiwano substancję linkującą. Reakcja sieciowania, przypominająca samoczynne zachodzące zszywanie, przebiegała w temperaturze pokojowej, przy normalnym ciśnieniu, bez konieczności stosowania inicjatorów czy katalizatorów. Po chemicznym zespoleniu monowarstwę można było zdjąć z interfejsu między cieczami, wysuszyć, a nawet poddać działaniu silnych rozpuszczalników. Właściwości fizyczne monowarstw otrzymywanych za pomocą "krawieckiej" chemii można modyfikować poprzez dobór odpowiednich linkerów. Dłuższe polimerowe linkery pozwalałyby wytwarzać monowarstwy charakteryzujące się zwiększoną elastycznością. Za pomocą linkerów przewodzących prąd można byłoby z kolei produkować np. monowarstwy o ściśle określonych właściwościach optoelektrycznych. Użycie jeszcze innych linkerów mogłyby skutkować monowarstwami wykazującymi efekt piezorezystywny, a więc zmieniającymi swoją przewodność elektryczną pod wpływem odkształceń mechanicznych. Zaprezentowana metoda syntezy ma także znaczenie dla badań podstawowych: w przyszłości dzięki niej będzie można bezpośrednio badać m.in. właściwości mechaniczne pojedynczych nanocząstek. Platforma syntetyczna do produkcji monowarstw nanocząstek, opracowana i przetestowana w IChF PAN, powstała w ramach grantu TEAM Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. « powrót do artykułu
  12. Ostatnie badania pokazują, że wskaźnik cukrzycy ciążowej wzrasta latem. Szwedzcy naukowcy sądzą, że ma to związek z temperaturą. Sezonowość cukrzycy typu 1. to dobrze udokumentowane zjawisko (badania wskazują, że zachorowalność jest wyższa zimą przez większą liczbę krążących wirusów i niższy status witaminy D). Mniej natomiast wiadomo o sezonowości cukrzycy typu 2. i cukrzycy ciążowej. Dr Anastasia Katsarou z Uniwersytetu w Lund chciała więc zbadać sezonowe wzorce w tolerancji glukozy i diagnozowaniu cukrzycy ciężarnych. W badaniu zgodziło się wziąć udział 11.538 kobiet z południowej Szwecji ze studium Mamma. W latach 2003-05 przeszły one test doustnego obciążenia 75 g glukozy w 28. tygodniu ciąży. Wyniki testów z 3 lat podzielono na miesiące i pory roku. Naukowcy posłużyli się modelowaniem statystycznym, by wyliczyć różnice w częstości zapadalności na cukrzycę ciążową w poszczególnych miesiącach i porach roku. Informacje na temat średnich miesięcznych temperatur pochodziły ze Szwedzkiego Instytutu Meteorologicznego i Hydrologicznego. W okresie objętym badaniem cukrzycę ciążową zdiagnozowano u 487 kobiet (4,2%). Miesięczna częstotliwość zmieniała się od 2,9% w marcu do 5,8% w czerwcu. Sezonowa częstotliwość wahała się zaś od 3,3% wiosną do 5,5% latem. Zarówno dla miesięcy, jak i dla pór roku różnice były istotne statystycznie. Średnia miesięczna temperatura wynosiła od -0,6°C zimą do 17,7°C latem. Dalsze analizy pokazały, że na każdy stopień wzrostu temperatury stężenie glukozy w 2. godzinie testu doustnego obciążenia wzrastało o 0,009 mmol/l, co odpowiadało różnicy rzędu 0,15 mmol/l między zimą a latem. Po wzięciu poprawki na wiek okazało się, że miesiące letnie (czerwiec-sierpień) wiązały się z podwyższonym poziomem glukozy i o 51% (lub 1,5 raza) wyższą częstotliwością cukrzycy ciążowej w porównaniu do innych pór roku. Korelacje zanikały po wzięciu poprawki na średnią miesięczną temperaturę, co sugeruje, że to może być czynnik leżący u podłoża zaobserwowanych różnic. Choć Szwedzi podkreślają, że konieczne są dalsze badania, proponują hipotetyczny mechanizm letniego piku. Wg nich, wywołane temperaturą zmiany w obwodowym przepływie krwi mogą wpływać na skład krwi kapilarnej. « powrót do artykułu
  13. Google oświadczyło, że nie ma nic wspólnego z platformą Acceptable Ads firmy Eyeo. Wczoraj, podczas premiery Acceptable Ads Platform, Eyeo twierdziło, że korzysta z technologii Google'a i AppNexus. Eyeo rozwija oprogramowanie AdBlosk Plus, które służy do blokowania reklam na stronach WWW. Od dłuższego też czasu Eyeo daje reklamodawcom możliwośc omijania własnych filtrów i pokazywania reklam internautom. Oczywiście za taką usługę reklamodawcy muszą Eyeo zapłacić. Z kolei Acceptable Ads Platform umożliwia właścicielom witryn na umieszczanie u siebie tych reklam, które są przepuszczane przez filtry AdBlocka. Podczas wczorajszej premiery wersji beta Acceptable Ads Platform przedstawiciele Eyeo mówili, że wykorzystuje ona technologię Google'a. Teraz wyszukiwarkowy gigant odcina się od tych twierdzeń. AdBlock Plus jest od dawna krytykowany przez wydawców witryn, a postępowanie Eyeo sprowadziło nań dodatkową krytykę. Dla wielu jest to zwykły szantaż. Eyeo, za pomocą AdBlocka, zatrzymuje dla siebie pieniądze, które powinny trafić do właścicieli witryn - powiedział rzecznik prasowy AppNexus. Google nie tylko odcięło się od współpracy z Eyeo, ale również zerwało relację biznesowe z ComboTag po tym, jak okazało się, że firma ta współpracuje z Eyeo. « powrót do artykułu
  14. W ramach ostatniego Patch Tuesday Microsoft załatał niemal 50 dziur w programach Internet Explorer, Edge, Windows, Silverlight, Office i Exchange. Koncern opublikował 13 biuletynów bezpieczeństwa, z których 6 uznano za krytyczne, a 7 za ważne. Dwie załatane dziury to luki typu zero-day, zatem były wcześniej atakowane przez cyberprzestępców. Wiadomo, że występowały one w Internet Explorerze i przeglądarce Edge, a przestępcy mogli je wykorzystać do kradzieży informacji. Microsoft nie ujawnił, jakiego typu dane były kradzione. Inna dziura, również pozwalająca na kradzież danych, znajdowała się w Windows. Opinia publiczna wiedziała o niej jeszcze przed opublikowaniem łat, jednak nie zanotowano żadnych ataków z jej wykorzystaniem. Najwięcej błędów załatano w Microsoft Office, gdzie w sumie poprawiono 13 dziur. W Edge'u było ich 12, a w Internet Explorerze - 10. Część z luk powtarzała się w obu przeglądarkach. Poprawiono też błąd, dzięki któremu użytkownik z fizycznym dostępem do komputera mógł zwiększyć swoje uprawnienia. « powrót do artykułu
  15. Uber rozpoczął w Pittsburghu testy autonomicznych taksówek. Niektórzy mieszkańcy miasta będą mogli skorzystać z przejażdżki samodzielnie poruszającym się samochodem. Półtora roku temu Uber otworzył w Pittsburghu laboratorium, w którym rozwija technologię autonomicznych samochodów. Na przednim siedzeniu autonomicznego pojazdu znajduje się kierowca, który za zapewnić bezpieczną jazdę. Oprogramowanie nie jest na tyle doskonałe, by poradziło sobie, na przykład, podczas złej pogody. Autonomiczna flota Ubera w Pittsburghu składa się obecnie z pojazdów Ford Fusion z zainstalowanymi kamerami 3D, GPS-em oraz technologią LIDAR. Firma dostosowuje też obecnie SUV-y Volvo do roli autonomicznych samochodów. « powrót do artykułu
  16. Google ogłosił ograniczony czasowo program "The Project Zero Pize", w ramach którego przyznaje duże nagrody finansowe za znalezienie dziur lub ciągu dziur w Androidzie. Na nagrody mogą liczyć ci, którzy znajdą i wykorzystają nieznane wcześniej dziury pozwalające na zdalne wykonanie kodu. Do przeprowadzenia ataku powinna wystarczyć znajomość numeru telefonu i adresu e-mail. Atak może być przeprowadzony na urządzenia Nexus 6P lub Nexus 5X, a projekt potrwa przez najbliższe pół roku. Zdobywca pierwszego miejsca otrzyma 200 000 USD, za drugie miejsce Google zapłaci 100 000 dolarów, uczestnicy, którzy uplasują się na kolejnych pozycjach będą mogli liczyć na 50 000 USD. Jednym z warunków uczestnictwa w konkursie jest podzielenie się z Google'em pełnym opisem sposobu działania kodu, za pomocą którego przeprowadzony został atak. Informacje takie zostaną później upublicznione. Z pełnymi zasadami programu można zapoznać się na blogu Google'a. « powrót do artykułu
  17. Płaszczki zawsze przeżuwają pokarm przed połknięciem. Żucie (definiowane jako ścinające ruchy szczęki/żuchwy i zębów trzonowych o wysokich koronach) jest uważane za wynalazek ewolucyjny, który pobudził dywersyfikację dietetyczną i radiację ewolucyjną ssaków. Naukowcy sądzili, że u innych kręgowców, w tym ryb, nie występują złożone zachowania związane z przetwarzaniem pokarmów, mimo że odżywiają się one twardymi rzeczami, np. owadami czy trawą. Zespół z Uniwersytetów w Toronto i Waszyngtońskiego posłużył się szybką kamerą, by przeanalizować zachowanie płaszczki plamistej (Potamotrygon motoro). Mieszkanka Amazonki żywi się owadami i mięczakami. Naukowcy schwytali kilka płaszczek i umieścili w akwarium z przezroczystym dnem (otwór gębowy płaszczki znajduje się po stronie brzusznej). Ryby filmowano, gdy chwytały 3 rodzaje pokarmu: miękki, pośredni i twardy. Okazało się, że po przyciągnięciu ofiary za pomocą ssania (w wyniku szybkiego podniesienia płetw piersiowych) i jej przytrzymaniu P. motoro poruszały lewą i prawą częścią szczęki i żuchwy do przodu i tyłu, gryząc i rozcierając pod wieloma kątami. Co więcej, szczęka i żuchwa poruszały się niezależnie od siebie. Dopiero potem następowało połknięcie. By się upewnić, że nie doszło do nadinterpretacji, naukowcy zbadali płaszczki za pomocą tomografii. Ustalono, że ryby mają co prawda proste zęby, ale wszystko wskazuje na to, że u innych niż ssaki kręgowców asymetryczne ruchy szczęk wystarczą do przeżuwania. Biolodzy sugerują, ze oddzielenie chwytania pokarmu od jego przetwarzania (łapie się za pomocą ssania, a przetwarza szczękami) ułatwiło ewolucję wysoce ruchomego aparatu gębowego płaszczek. Dzięki temu mogą się one żywić wieloma różnymi ofiarami, w tym mięczakami, rybami, larwami owadów wodnych i skorupiakami. « powrót do artykułu
  18. Podczas wykopalisk w Petrze amerykańscy archeolodzy odkryli 2 marmurowe figury Afrodyty. Prof. Tom Parker z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej opowiada, że kawałki rzeźb znaleziono podczas wykopalisk na Krawędzi Północnej w maju i czerwcu. Pracuję [...] na Bliskim Wschodzie od 45 lat i nigdy nie miałem znaleziska o tym znaczeniu. Figury z powodzeniem mogłyby trafić na wystawę w Luwrze lub The Metropolitan Museum of Art. Od cokołu po ramiona rzeźby są w dużej mierze nietknięte. Ze stanowiska wydobyto lub odtworzono także większą część głów i górnych kończyn. Ten rok to 3. już sezon Projektu Północnej Krawędzi (Petra North Ridge Project), inicjatywy polegającej na badaniu nienależącej do elity populacji starożytnego miasta. Dość powiedzieć, że w takim miejscu nikt się nie spodziewał tak wspaniałych figur. Archeolodzy pracowali w czymś, co miało być zwykłym domem. Potem okazało się jednak, że to budynek będący miejską willą, wyposażony we własną wyrafinowaną łaźnię. Fragmenty rzeźb odkryto w pobliżu klatki schodowej. Choć nie tego szukaliśmy, dużo nam to mówi o tutejszej populacji. Statuy wykonano w stylu rzymskim, co zapewnia wgląd w kulturowy wpływ Rzymu po zajęciu Petry przez cesarza Trajana w 106 r. Geniusz Nabatejczyków bazował m.in. na gotowości do asymilacji i przyjmowania elementów otaczających ich kultur. Gdy byli sąsiadami, zaadaptowali dużo od Egipcjan. Po aneksji Nabatejczycy otworzyli się zaś na rzymskie wpływy. Kopiąc w obrębie innej struktury mieszkalnej i 3 grobowców szybowych, ekipa Parkera i Megan Perry natrafiła też na instalacje do gotowania i przechowywania, ceramikę, kości zwierzęce, żelazny miecz, ceramiczne lampy oliwne, a także ludzkie kości przemieszane z biżuterią i ozdobami. « powrót do artykułu
  19. Duński Instytut Meteorologiczny informuje, że na Grenlandii padły rekordy wysokiej temperatury i część pokrywy lodowej zaczęła roztapiać się wyjątkowo wcześnie. To nowe, solidne dowody na rosnące temperatury w Arktyce - mówi klimatolog John Cappelen. Średnia letnia temperatura w Tasiilaq na południowym-wschodzie Grenlandii wyniosła 8,2 stopnia Celsjusza. To najwyższa średnia od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1895 roku. Jest to też wartość o 2,3 stopnia Celsjusza wyższa od średniej z lat 1981-2010. Rekordy ciepła padły też na południu i północnym-wschodzie w 6 z 14 stacji pogodowych. Już w kwietniu Duński Instytut Meteorologiczny informował o rekordowym topnieniu lodów. Zjawisko było tak intensywne, że postanowiono sprawdzić, czy modele pogodowe wciąż dobrze działają. Aż 12% powierzchni Grenlandii zaczęło roztapiać się o miesiąc wcześniej niż zwykle. Poprzedni niechlubny rekord zbyt wczesnego topnienia dotyczył nieco ponad 10% powierzchni. Grenlandia roztapia się nie tylko wcześniej, ale i szybciej. W latach 2003-2010 tempo topnienia było dwukrotnie szybsze niż w XX wieku. « powrót do artykułu
  20. Zdrowa dieta wiąże się z lepszą umiejętnością czytania w pierwszych latach szkoły. Wyniki badania ukazały się w European Journal of Nutrition. Stanowi ono część Physical Activity and Nutrition in Children Study (prowadzonego na Uniwersytecie Wschodniej Finlandii) oraz First Steps Study (Uniwersytet w Jyväskylä). W studium uwzględniono 161 dzieci w wieku 6-8 lat. Ich losy śledzono od 1. do 3. klasy szkoły podstawowej. Jakość diety oceniano na podstawie kwestionariuszy żywieniowych, a umiejętności szkolne za pomocą standaryzowanych testów. Im bardziej dieta dziecka pasowała do wytycznych Diety Morza Bałtyckiego (Baltic Sea Diet) i zaleceń fińskich instytucji żywieniowych, za tym zdrowszą ją uznawano. Analizy pokazały, że dzieci, których dieta obfitowała w warzywa, owoce, w tym jagody, pełne ziarna, ryby i tłuszcze nienasycone, a była uboga w produkty z dużą ilością cukru, lepiej wypadały w testach czytania. Finowie zademonstrowali, że dodatnie korelacje jakości diety i umiejętności czytania w klasach II-III były niezależne od umiejętności czytania w klasie I. Oznacza to, że od klasy I do klas II-III dzieci ze zdrowszą dietą poprawiły swoje zdolności bardziej niż dzieci z dietą gorszej jakości. Innym ważnym spostrzeżeniem jest, że korelacje jakości diety i umiejętności czytania były niezależne od wielu potencjalnie istotnych czynników, np. statusu socjoekonomicznego, aktywności fizycznej, otłuszczenia ciała czy sprawności - podkreśla dr Eero Haapala. « powrót do artykułu
  21. Wyeliminowanie przez modyfikację genetyczną gangliozydu GM3 zapobiega rozwojowi neuropatii cukrzycowej u otyłych myszy z cukrzycą. W ramach terapii genowej naukowcy z Northwestern University testują obecnie maść, która rozbijając gen syntazy GM3, czyli enzymu odpowiedzialnego za powstawanie GM3, eliminuje sam gangliozyd. Mają nadzieję, że nakładanie jej na stopę myszy z cukrzycą zapobiegnie lub nawet cofnie neuropatię małych włókien. Dziś zasadniczo leczy się [towarzyszący neuropatii] ból. My prezentujemy nowe, bazujące na patogenezie, podejście, które uwzględnia, co powoduje neuropatię i odwraca to zjawisko [...] - podkreśla dr Amy Palmer. Badanie, które ukazało się w piśmie Molecular Pain, to pokłosie spostrzeżenia, że w nerwach myszy z cukrzycą występuje o wiele więcej GM3 i syntazy GM3. Później okazało się, że to samo może się dziać w skórze myszy i ludzi z cukrzycą. Amerykanie obserwowali wygląd i funkcje nerwów u myszy pozbawionych GM3 przez manipulację genetyczną. Okazało się, że o ile w skórze zwykłych gryzoni z cukrzycą nerwy właściwie zanikały w wyniku degeneracji, o tyle u zwierząt z grupy eksperymentalnej wyglądały prawidłowo (mimo że myszy były otyłe i miały cukrzycę). By przetestować reakcję bólową, do łap przykładano bodźce o wzrastającej sile i sprawdzano, kiedy zwierzę cofnie kończynę. U zwykłych myszy z cukrzycą występowały zmiany w nerwach intensyfikujące doznania bólowe. Doświadczały więc dużego bólu już przy zwykłym dotknięciu. Kiedy pozbawiano je GM3, nie cofały łapy szybciej od zdrowych gryzoni. W hodowlach komórek zwojów korzeni grzbietowych nerwów rdzeniowych zaobserwowano, że wyeliminowanie GM3 chroni przez zwiększonym wewnątrzkomórkowym napływem wapnia. « powrót do artykułu
  22. Amnesty International i American Civil Liberties Union (ACLU) rozpoczęły wspólną kampanię, której celem jest przekonanie prezydenta Obamy, by przed końcem swojej kadencji w pełni ułaskawił Edwarda Snowdena. Jeśli prezydent skorzystałby z prawa łaski, Snowden mógłby wrócić do USA bez obawy, że zostanie aresztowany za zdradę tajemnicy państwowej. W ramach rozpoczęcia kampanii zobaczymy prawdopodobnie samego Snowdena przemawiającego z Rosji, gdzie obecnie się ukrywa, a jej początek zbiega się z premierą filmu Oliviera Stone'a "Snowden". Rzecznik prasowy Białego Domu, Josh Earnest, stwierdził, że Snowden powinien stanąć przed sądem. Należy też spodziewać się, że aktowi łaski dla Snowdena będą sprzeciwiały się tajne służby. Snowden to były pracownik CIA i współpracownik rządu USA, który nielegalnie skopiował i ujawnił liczne tajne dokumentu NSA. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się o masowej inwigilacji, jaką prowadzi zarówno NSA jak i współpracujące z nią agencje innych krajów. « powrót do artykułu
  23. Serwis Winbeta, powołując się na anonimowego pracownika Microsoftu, donosi, że koncern z Redmond zrywa z marką Lumia. Wspomniany pracownik stwierdził, że w grudniu bieżącego roku zostanie zakończona sprzedaż modeli Lumia 550, 650, 950 i 950 XL. Można przypuszczać, że będziemy mieli do czynienia nie z końcem sprzedaży, a końcem produkcji. Telefony Lumia będzie można kupić jeszcze przez jakiś czas, do wyczerpania zapasów magazynowych. Doniesienia Winbeta układają się z logiczną całość z wcześniejszymi działaniami Microsoftu, który obniżył ceny swoich telefonów. Niektórzy klienci twierdzą również, że w ostatnich tygodniach w Microsoft Stores telefony Lumia zostały przeniesione w mniej eksponowane miejsca. Jeśli pogłoski i doniesienia są prawdziwe, mogą oznaczać, że Microsoftu ma zamiar zakończyć linię Lumia. Nie oznacza to jednak, że koncern rezygnuje z rynku smartfonów. Od dłuższego czasu pojawiają się bowiem pogłoski o urządzeniu Surface Phone. Ma ono pojawić się w pierwszej połowie 2017 roku. Plotki głoszą, że początkowo na rynek mają trafić trzy wersje nowego telefonu, będą one korzystały z procesora Snapdragon 830, 5,7-calowego wyświetlacza, a całość zostanie zamknięta w metalowej obudowie. Ceny Surface Phone mają wahać się od 699 do 1100 dolarów, a urządzenie ma trafić przede wszystkim do rąk użytkowników biznesowych. Podobno Surface Phone ma nie tyle konkurować z iPhone'em, co zastąpić na rynku BlackBerry. « powrót do artykułu
  24. Założyciel Amazona Jeff Bezos zdradził ambitne plany na przyszłość, jakie ma w stosunku do swojej firmy kosmicznej Blue Origin. Przypomnijmy, że Blue Origin to pierwsza firma, która dokonała udanego lądowania rakiety nośnej wyniesionej wcześniej na znaczną wysokość. Teraz Bezos rzuca wyzwanie firmie SpaceX Elona Muska, która również ma na koncie udane lądowanie rakiety. Osiągnięcia obu firm są niezwykle ważne. Blue Origin była pierwsza, jednak SpaceX dokonała trudniejszego wyczynu. Rakiety używane przez Blue Origin mają za zadanie wynosić na wysokość suborbitalną turystyczną kapsułę New Shepard. Pierwsze komercyjne loty mają rozpocząć się w 2018 roku. Z kolei SpaceX wystrzeliwuje rakiety poza orbitę, wznoszą się one wyżej, mają inny kształt, lądowanie nimi jest znacznie trudniejsze. Teraz Bezos zapowiada, że kolejnym ważnym krokiem w historii jego firmy będzie rakieta New Glenn. Ma być to olbrzymi pojazd wielkością niemal dorównujący Saturnowi V, który ma osiągać ponad 50% mocy Saturna. New Glenn ma mieć większą moc od Falcona 9 SpaceX, ale mniejszą od Falcona Heavy. Blue Origin chce wystrzelić pierwszą rakietę New Glenn jeszcze przed końcem obecnej dekady. Będzie to poważna konkurencja dla SpaceX, gdyż nie wiadomo, kiedy odbędzie się pierwszy lot Falcon Heavy. Był on zaplanowany jeszcze na rok bieżący, jednak po niedawnej eksplozji rakiety Falcon 9 nie wiadomo, kiedy SpaceX ponownie rozpocznie loty. Pierwszy stopień rakiety New Glenn, podobnie jak pierwszy stopień Falcona, będzie wielokrotnego użytku. Istnieje jednak zasadnicza różnica pomiędzy obiema konstrukcjami. Rakieta Blue Origin używa mieszaniny metanu i ciekłego tlenu. Paliwo takie ma mniejszą gęstość energetyczną, co oznacza, że trzeba zbudować większą rakietę, jednak spala się czyściej, więc lepiej nadaje się do rakiet wielokrotnego użytku. Dwustopniowa New Glenn korzysta z siedmiu silników BE-4, a jej ciąg na poziomie morza ma wynosić 17,12 meganiutonów (MN). Obecnie najpotężniejszą na świecie rakietą jest Delta IV Heavy o ciągu 9,34 MN. Ciąg Falcona Heavy ma wynieść około 22,68 MN. « powrót do artykułu
  25. Polacy dominowali podczas III edycji European Rover Challenge. Pierwsze miejsce zdobyła ekipa Raptors z Politechniki Łódzkiej, a na drugim znalazła się drużyna Impuls z Politechniki Świętokrzyskiej. Trzecie miejsce przypadło kanadyjskim studentom z McGill University. Zespół Continuum z Uniwersytetu Wrocławskiego otrzymał nagrodę specjalną w konkurencji Maintenance. W zawodach wzięły udział 23 drużyny z 7 krajów świata. Polskę reprezentowało 15 drużyn z 13 uczelni wyższych i jedna z Młodzieżowego Domu Kultury. W konkursie wystąpili przedstawiciele m.in Australii, Kanady, Bangladeszu, Indii, Turcji i - po raz pierwszy - Nepalu. Drużyny, które zakwalifikowały się do finału miały ponad 3 miesiące na to, aby przygotować swoje łaziki do zrealizowania zadań konkursowych. Specjalnie przygotowana do zawodów arena, imitująca marsjański grunt, stała się polem rywalizacji w czterech konkurencjach będących odbiciem rzeczywistych zadań wykonywanych przez łaziki na powierzchni Marsa. Wygrali najlepsi. Cieszymy się bardzo, że Polska po raz kolejny udowodniła, że w branży robotycznej jesteśmy nie do pobicia. Zwłaszcza, że dokumentacje projektowe, które nadesłali zawodnicy spełniały wymogi stawiane przy poważnych, naukowych przedsięwzięciach – podsumował sukces Polaków Łukasz Wilczyński z Europejskiej Fundacji Kosmicznej, dyrektor zawodów ERC. Trzecia edycja European Rover Challenge odbyła się pod dachem Centrum Wystawienniczo – Kongresowego w Jasionce, w województwie podkarpackim. W ciągu dwóch poprzednich odsłon, w ERC uczestniczyło łącznie ponad 50 tysięcy widzów. Wydarzeniu towarzyszyła konferencja dotycząca robotyki kosmicznej oraz specjalne warsztaty wspierające dalszy rozwój zespołów konstruktorów. Nagrody w tej edycji ufundowali m.in DPS Software i National Geographic. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...