Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed 5000 lat doszło do wielkiej migracji ze Stepu Pontyjskiego na teren Europy. Najnowsze badania genetyczne wskazują, że wśród migrujących niemal nie było kobiet. Tymczasem 4000 lat wcześniej, podczas fali migracji, wraz z którą do Europy trafiło rolnictwo, bogato reprezentowane były obie płci. Różnice w obu migracjach wskazują na różne procesy społeczne i kulturowe, które legły u ich podstaw. Ostatnie badania genetyczne pokazały, że dla składu ludnościowego Europy szczególnie ważne były dwie fale migracji. Pierwsza to ta sprzed 9000 lat, gdy z Anatolii trafiło tutaj rolnictwo, druga to migracja ze Stepu Pontyjskiego sprzed 5000 lat. Teraz naukowcy z Uniwersytetu w Uppsali i Uniwersytetu Stanforda zbadali genom 20 ludzi pochodzących ze wczesnego neolitu i 16 osób, które żyły na przełomie epoki kamienia i brązu. Badania prowadzono pod kątem specyficznego chromosomu X oraz autosomów. Wykazały one, że wbrew dotychczasowej hipotezie o patrylokalności [to system społeczny zgodnie z którym rodzina mieszka w pobliżu rodziców męża - red.] wielu społeczności rolnicznch nie ma dowodów na występowanie tego zjawiska wśród migrantów, którzy we wczesnym neolicie przynieśli rolnictwo do Europy. Jednak w przypadku migracji ze Stepu Pontyjskiego widoczna jest olbrzymia przewaga mężczyzn. Mattias Jakobsson, profesor genetyki z Uniwersytetu w Uppsali mówi, że na jedną migrującą kobietę przypadało wówczas około 10 migrujących mężczyzn. Dowody wskazują na trwającą wiele pokoleń migrację, co wyklucza możliwość, by wspomniana różnica w liczebności obu płci miała miejsce podczas jednej tylko fali migracyjnej. Z badań wynika zatem, że podczas wcześniejszej migracji przemieszczały się prawdopodobnie całe rodziny. Podczas gdy ta późniejsza była migracją mężczyzn. « powrót do artykułu
  2. Teleskop Kosmiczny Spitzera znalazł pierwszy znany nam system pozasłoneczny, w którym siedem planet wielkości Ziemi okrąża tę samą gwiazdę. Trzy z tych planet znajdują się w ekosferze, czyli w takiej odległości od gwiazdy, która pozwala na istnienie wody w stanie ciekłym na powierzchni planety skalistej. Wszystkie z siedmiu planet mogą posiadać ciekłą wodę – wiele zależy tutaj od właściwości ich atmosfery – jednak największe szanse na jej występowanie są na trzech wspomnianych wcześniej planetach. Odkrycie to może mieć duże znaczenie dla poszukiwania życia. Odpowiedź na pytanie czy jesteśmy sami to jeden z priorytetów nauki. Odnalezienie tak wielu planet w ekosferze to znaczący krok w kierunku udzielenia na nie odpowiedzi - stwierdził Thomas Zurbuchen z NASA Science Mission Directorate. System TRAPPIST-1, nazwany tak od chilijskiego teleskopu Transiting Planets and Planetesimals Small Telescope, znajduje się w odległości około 40 lat świetlnych od Ziemi, w Gwiazdozbiorze Wodnika. Po raz pierwszy zauważono go w maju 2016 roku, gdy naukowcy używający TRAPPIST poinformowali o odkryciu trzech planet. Teleskop Spitzera, przy pomocy kilku teleskopów naziemnych, potwierdził istnienie dwóch z tych planet i odkrył pięć kolejnych. Spitzer umożliwił też wykonanie pomiarów wielkości planet oraz szacunków ich mas, co z kolei pozwoliło na określenie ich gęstości. Na podstawie dotychczas uzyskanych danych naukowcy przypuszczają, że wszystkie planety systemu TRAPPIST-1 są skaliste. Masa siódmej, najbardziej oddalonej od gwiazdy macierzystej, nie została jeszcze oszacowana. Niewykluczone, że to zimy lodowy świat. Siedem cudów TRAPPIST-1 to pierwsze planety wielkości Ziemi krążące wokół tego typu gwiazdy. Są one również najlepszym celem przyszłych badań składu atmosfery egzoplanet i poszukiwania w niej wody - mówi Michael Gillon z Uniwersytetu w Liege. Gwiazda TRAPPIST-1 to ultrazimny karzeł. Jest ona tak chłodna, że płynna woda może znajdować się na planetach krążących bardzo blisko niej. Wszystkie siedem planet okrążają gwiazdę w odległości mniejszej niż Merkury okrąża Słońce. Planety są bardzo blisko samej gwiazdy i siebie nawzajem. Ktoś, kto stanąłby na powierzchni jednej z tych planet prawdopodobnie mógłby zobaczyć struktury geologiczne planet sąsiednich. Planety te przynajmniej czasem muszą wydawać się obserwatorowi większe niż Księżyc oglądany z powierzchni Ziemi. Niewykluczone też, że planety – z powodu oddziaływania sił pływowych swojej gwiazdy – obracają się względem niej synchronicznie. Jeśli tak, to na jednej ich półkuli panuje wieczny dzień, a na drugiej wieczna noc. Występowanie takiego zjawiska byłoby związane z niezwykłymi, niewystępującymi na Ziemi wzorcami pogodowymi, jak silne wiatry wiejące pomiędzy półkulami i ekstremalne zmiany temperatury. Do obserwacji planet układu TRAPPIST-1 zaprzęgnięto też Teleskop Hubble'a, który bada cztery z nich, w tym trzy znajdujące się w ekosferze. Hubble poszukiwał atmosfery podobnej do tej, jaka występuje na Neptunie. W przypadku dwóch planet najbliższych gwieździe takiej atmosfery nie zaobserwowano, co zwiększa prawdopodobieństwo, że są to planety skaliste. System jest też badany przez teleskop Keplera. Spitzer, Hubble i Kepler pozwolą nie tylko dowiedzieć się więcej o TRAPPIST-1 ale posłużą również do zaplanowania obserwacji systemu przez Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba (JWST). Ma on trafić w przestrzeń kosmiczną już w przyszłym roku. JWST, największy teleskop umieszczony przez człowieka w przestrzeni kosmicznej, będzie w stanie wykryć wodę, metan, tlen, ozon i inne molekuły występujące w atmosferze planet pozasłonecznych. Przeanalizuje też temperaturę na powierzchni i ciśnienie. Wszystkie te dane pozwolą na określenie, czy planeta nadaje się do zamieszkania. « powrót do artykułu
  3. Wysiłek, który trzeba włożyć w zrobienie czegoś, wpływa na to, jak o tym myślimy. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) wyjaśniają, że mamy tendencję, by rzeczy trudniejsze do osiągnięcia postrzegać jako mniej pociągające. Mózg przekonuje nas, byśmy wierzyli, że nisko wiszący owoc naprawdę jest najbardziej dojrzały. Odkryliśmy, że koszt działania nie tylko wpływa na zachowanie, ale i zmienia percepcję - opowiada dr Nobuhiro Hagura. W eksperymencie wzięły udział 52 osoby, które miały rozstrzygnąć, czy chmura kropek na ekranie przesuwa się w lewo, czy w prawo. Werdykt zgłaszano, przesuwając rączkę trzymaną odpowiednią dłonią. Kiedy psycholodzy stopniowo zwiększali opór towarzyszący przesuwaniu jednej z rączek, przez co trudniej było nią manipulować, pojawiało się odchylenie percepcyjne. Ochotnicy unikali odpowiedzi wymagającej większego wysiłku. Jeśli obciążenie dodawano do lewej dźwigni, ludzie częściej stwierdzali, że kropki przemieszczały się w prawo (taki osąd trochę łatwiej było wyrazić). Co ważne, badani nie mieli świadomości wzrostu obciążenia. Ich układ ruchowy dostosował się do nowych warunków, wywołując przy okazji zmianę postrzegania. Tendencja do unikania decyzji wymagającej [większego] wysiłku utrzymywała się nawet wtedy, gdy ochotników poproszono, by osąd komunikować na głos [...]. [Jednym słowem] stopniowa zmiana wysiłku wkładanego w odpowiedź doprowadziła do zmiany w interpretacji bodźców wzrokowych przez mózg. Zmiana zaszła automatycznie, bez świadomości czy celowej strategii - dodaje dr Hagura. Tradycyjnie naukowcy zakładali, że układ wzrokowy zapewnia dane percepcyjne, a układ ruchowy po prostu wyraża decyzje bazujące na danych zmysłowych, nie wpływając na same decyzje. Nasze eksperymenty sugerują jednak alternatywną hipotezę: że reakcje motoryczne wykorzystywane do wyrażania decyzji mogą wpływać na decyzje dot. tego, co widzimy. Większość strategii zmiany zachowania koncentruje się na sprzyjaniu pożądanym działaniom, ale uzyskane przez nas wyniki sugerują, że zwiększając "pracochłonność" zachowania, można [z kolei] zmniejszyć prawdopodobieństwo, że ludzie będą postrzegać świat w dany sposób. Niewykluczone, że umieszczając słoik z ciastkami wysoko na półce, rodzice sprawiają, że dla bawiącego się na podłodze dziecka wyglądają one mniej apetycznie. « powrót do artykułu
  4. W bieżącym roku czekają nas nie jedna a dwie duże aktualizacje Windows 10. Dotychczas wiedzieliśmy, że w kwietniu Microsoft opublikuje Creators Update. W jej ramach do najnowszego OS-u trafi wiele nowych funkcji, a koncern z Redmond szczególnie mocno chwali się całkowicie nowym Paintem 3D oraz wbudowanym w system wsparciem dla okularów do wirtualnej rzeczywistości. Teraz dowiedzieliśmy się, że nie będzie to jedyna tegoroczna duża aktualizacja Windows. Już po Creators Update a przed końcem roku ma pojawić się Redstone 3. O nowej aktualizacji niewiele wiadomo, ponad to, że jej celem stanie się interfejs Windows 10. Po zainstalowaniu ma być on bardziej spójny, prostszy i pojawić się w nim ma więcej animacji. Windows 10 Redstone 3 ma również domyślnie wspierać microsoftowe HoloLens. Na razie nie wiadomo, kiedy w nasze ręce trafi Redstone 3. Raczej nie będzie to szybko po Creators Update, zatem można przypuszczać, że poczekamy na nią do ostatniego kwartału bieżącego roku. « powrót do artykułu
  5. Gdy paleontolodzy z Uniwersytetów w Bristolu i Lund oraz Królewskiego Muzeum Ontario badali skamieniałość przechowywaną w muzeum od połowy lat 90., znaleźli pozostałości olbrzymiego wieloszczeta. Websteroprion armstrongi miał największe szczęki, jakie kiedykolwiek odnotowano u zwierzęcia tego rodzaju. Mają ponad centymetr długości i są widoczne gołym okiem. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports podkreślają, że zazwyczaj mierzą one parę milimetrów i muszą być badane pod mikroskopem. Mimo że W. armstrongi znamy tylko ze szczęki, na podstawie zestawień z żyjącymi gatunkami można powiedzieć, że zwierzę miało nawet metr długości. Naukowcy porównują W. armstrongi do takich współczesnych wieloszczetów, jak polujący z zasadzki Eunice aphroditois, który w skrajnych przypadkach może mieć nawet 3 m długości. Gigantyzm [...] to urzekająca i ekologicznie ważna cecha, zazwyczaj związana z różnymi korzyściami i dominacją konkurencyjną. U robaków morskich jest on słabo zrozumiany. Nigdy nie zademonstrowano go też u gatunku kopalnego. Nowy gatunek to unikatowy przykład gigantyzmu wieloszczetów z paleozoiku [...] - wyjaśnia Mats Eriksson z Uniwersytetu w Lund. Badany materiał został zebrany w czerwcu 1994 r. przez Dereka K. Armstronga ze Służby Geologicznej Ontario, który został opuszczony z helikoptera, by zbadać skały i skamieniałości z odsłoniętej czasowo wychodni z wyspy Bushy. W nazwie Websteroprion armstrongi uhonorowano Armstronga i Alexa Webstera, basistę z deathmetalowego zespołu Cannibal Corpse (wg naukowców, można go bowiem z powodzeniem nazwać gigantem gitary). « powrót do artykułu
  6. Eksperci z firmy Kaspersky ostrzegają, że skutki ataku złośliwego kodu Mirai – który bierze na cel urządzenia z Linuksem i tworzy z nich botnet – mogą być groźniejsze, niż się początkowo wydawało. Specjaliści odkryli bowiem złośliwy kod na Windows, który najpierw infekuje pecety z systemem z Redmond, a następnie korzysta z nich by wyszukać urządzenia z Linuksem i zainfekować je kodem Mirai. Zdaniem pracowników Kaspersky'ego twórca kodu atakującego Windows ma większą wiedzę i umiejętności niż twórca Mirai. Wskazuje to, że osoba bądź osoby stojące za złośliwym kodem dla Windows mają własne plany dotyczące wykorzystania linuksowego botnetu stworzonego przez Mirai. Bazujący na Windows kod rozprzestrzeniający Mirai jest bardziej złożony i solidny niż kod Mirai, jednak większość użytych w nim technik i funkcji liczy sobie kilka lat - stwierdzają eksperci. Na szczęście sposób działania nowego kodu jest ograniczony. Może on zarazić kodem Mirai tylko te linuksowe urządzenia typu internet-of-things, które sa podatne na atak brute force za pomocą Telnetu, stwierdzają pracownicy Kaspersky'ego. Wszystko wskazuje na to, że twórca kodu na Windows pochodzi z Chin. Język użyty w kodzie, fakt, iż został on skompilowany na chińskiej wersji systemu, że serwery go hostujące znajdują się na Tajwanie oraz fakt, iż kod został podpisany certyfikatami skradzionymi chińskim firmom wskazuje na jego pochodzenie z Państwa Środka. W bieżącym roku windowsowy kod zarażający Mirai zaatakował około 500 systemów. Nie jest to dużo, ale warto zauważyć, że ofiary pochodzą przede wszystkim z państw rozwijających się, które mocno inwestują w IoT. Wśród ofiar nowego kodu są systemy z Indii, Wietnamu, Arabii Saudyjskiej, Chin, Iranu, Brazylii, Maroka, Turcji, Malawi, Mołdowy, Rosji, Egiptu, Kolumbii czy Bangladeszu. Eksperci obawiają się, że to może być dopiero początek, a wkrótce do rozprzestrzeniania Mirai za pomocą Windows może wziąć się ktoś o naprawdę dużych umiejętnościach i zasobach. Tymczasem znany bloger Brian Klebs uważa, że twórcą kodu Mirai jest amerykański student. « powrót do artykułu
  7. Specjaliści z Cincinnati Children's Hospital Medical Center pomogli w ratowaniu odwodnionej Fiony - wcześniaka hipopotama nilowego z Cincinnati Zoo. Fiona urodziła się 24 stycznia, 6 tygodni przed terminem. Jej matką jest 17-letnia Bibi. Przedstawiciele ogrodu zoologicznego podkreślają, że po urodzeniu samiczka ważyła zaledwie 13 kg, a to połowa poprzedniej najniższej wagi urodzeniowej przedstawiciela jej gatunku. Prawidłowy zakres wagi wynosi 25-54 kg, a Fiona nawet po miesiącu nie waży jeszcze 25 kg. Opiekunowie samiczki napisali na blogu, że w zeszłym tygodniu zaczęła ona ząbkować, przez co karmienie butelką stało się nieprzyjemne. Hipopotamiczka wyglądała na coraz bardziej chorą i stała się ospała. Wtedy właśnie z pomocą przyszło Cincinnati Children's Hospital Medical Center. Wcześniaki mają bardzo cienkie i niestabilne żyły, [...] które mogą nie wytrzymać podawania kroplówki. Na szczęście tuż obok znajduje się światowej klasy centrum medyczne z całym oddziałem przeznaczonym do radzenia sobie z trudnymi naczyniami - opowiada Christina Gorsuch, kurator działu ssaków. Dwie specjalistki z oddziału naczyniowego pojawiły się w piątek (17 lutego) w zoo z usg. i założyły cewnik dożylny. Choć po 30 min naczynie pękło, udało się znaleźć odpowiednią żyłę głęboką w jednej z nóg. Po 5 kroplówkach Fiona czuje się trochę lepiej. Nadal dużo śpi, ale ponownie zaczęła jeść z butelki i ma okresy [...] aktywności. Cewnika jej na razie nie wyjęto. Opiekunowie zajmują się Fioną w pobliżu rodziców Bibi i Henry'ego, tak by zwierzęta mogły się cały czas słyszeć i czuć swój zapach. To nie pierwsza sytuacja, kiedy Cincinnati Children's Hospital Medical Center pomagało zoo z jakimś zwierzęciem. W 2015 r. w związku z problemem z oczami wykonano tu tomografię i rezonans magnetyczny mrównika afrykańskiego. « powrót do artykułu
  8. Raz wrzucona do Internetu informacja nie ginie, choć niektórzy czasem pewnie by tego chcieli. Jak odnaleźć pierwotnego nadawcę danej informacji? Dlaczego plotki urastają do rangi najważniejszej wiadomości dnia, a istotne dla świata newsy giną w gąszczu informacji? No i gdzie to wszystko miało swój początek? Badają to fizycy z Politechniki Warszawskiej. Użytkownicy Internetu w samej tylko wyszukiwarce Google zadają około 40 tysięcy zapytań w ciągu sekundy, co daje około 1,3 biliona zapytań rocznie. W ciągu minuty na Facebooku pojawia się 2,5 miliona postów, w tym samym czasie do Sieci zostaje wrzuconych 300 tys. tweetów, a na Instagramie przybywa 220 tys. nowych zdjęć. Z Sieci korzystają 3 mld ludzi – ilość wyprodukowanych przez nich informacji jest wręcz nieprawdopodobna. Proces rozprzestrzeniania się tych informacji i odnajdywania miejsca, w którym dana wiadomość pojawiła się po raz pierwszy, badają naukowcy pod kierownictwem prof. dr. hab. inż. Janusza Hołysta z Politechniki Warszawskiej. Badania są prowadzone w ramach projektu "RENOIR - Reverse EngiNeering of sOcial Information pRocessing" ("Inżynieria odwrotna przetwarzania informacji społecznej"), finansowanego z funduszy UE z programu Horyzont 2020 "Marie Skłodowska-Curie Actions" (umowa nr 691152). Od fizyki do socjologii Dlaczego fizycy zajmują się tak, wydawałoby się, odległą od ich głównych zainteresowań dziedziną? Myśląc o Twitterze czy Facebooku, trzeba pamiętać, że są to dość specyficzne media, w których jesteśmy zarówno konsumentem, jak i producentem informacji – tłumaczy prof. Janusz Hołyst. To, co jest w nich najważniejsze, to to, że informacje pochodzące od innych użytkowników, jeśli nas zainteresują, możemy przesyłać dalej. Codziennie na Twitterze kilkadziesiąt milionów tweetów jest dalej przekazywanych w oryginalnej formie (tzw. retweety), a liczba komunikatów, które zawierają informacje przetworzoną z innych tweetow jest trudna do oszacowania. Ta sieć połączeń przypomina bardzo specyficzny układ nerwowy. A sieci neuronowe były badane przez fizyków już w latach 80. XX wieku – przypomina badacz. I dodaje jeszcze, że podobnie jak sieć nerwowa połączenia między użytkownikami Twittera też ciągle się zmieniają. Jak pokazują analizy przeprowadzone u jednego z partnerów projektu, na Uniwersytecie Stanforda, powstawanie i zanikanie połączeń między użytkownikami Twittera jest skorelowane z profilami zainteresowań poszczególnych użytkowników i ich aktywnością. Kto to pierwszy powiedział? Profesora Hołysta najbardziej interesuje problem odnalezienia źródła informacji w tak ogromnej sieci połączeń, jaką jest Internet. Zazwyczaj dane informacje docierają do nas, ponieważ wiele osób przed nami zdecydowało, że są one, z jakiegoś powodu, interesujące – mówi naukowiec. Często jest jednak bardzo trudno znaleźć ich pierwotne źródło (patrz rysunek). Schematyczne przedstawienie jednego z problemów rozwiązywanych w projekcie RENOIR. Informacja w sieci złożonej została wysłana z ukrytego dla nas źródła (okrąg czerwony) i dociera do różnych węzłów w różnych czasach t (ciemniejsze kolory odpowiadają późniejszym czasom). Jak znaleźć źródło, znając jedynie czasy dotarcia informacji do wybranych obserwatorów (zielone okręgi)? To jest pierwszy problem, z jakim zmierzą się uczestnicy tego projektu. Naukowcy chcą stworzyć metodę, która pozwoli zidentyfikować pierwotne źródło informacji, nawet w tak dynamicznym środowisku. Ważne jest także to, aby dowiedzieć się, jakimi drogami informacja dotarła do czytelnika, dzięki ilu użytkownikom Twittera czy Facebooka dowiedzieliśmy się o pewnym fakcie. Ostatni problem to odnalezienie odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób te informacje rozprzestrzeniają się w sieci mediów społecznościowych? Do tej pory, żeby lepiej zrozumieć media społecznościowe stosowano modele zapożyczone z epidemiologii. Określają one naszą podatność (w tym przypadku na wiadomość), sprawdzają, czy jesteśmy "zainfekowani" lub czy może już się jesteśmy "odporni" na daną informację. Taki model nie uwzględnia jednak specyfiki mediów społecznościowych. Kto ma informację, ten ma zyski Wyniki projektu RENOIR mogą mieć praktyczne zastosowanie przy planowaniu kampanii reklamowych. Zrozumienie, w jaki sposób informacja o danym produkcie będzie docierać do konsumentów, to klucz do opracowania skutecznych działań promocyjnych. Ważne jest budowanie sieci wpływowych liderów opinii (influencerów). Chodzi o to, aby trafić z informacją nie do wielu osób, ale to tego odbiorcy, który będzie nią na tyle zainteresowany, żeby przekazać ją dalej – tłumaczy prof. Janusz Hołyst. Kto ma informację, ten ma władzę Mając taką wiedzę, można sterować informacjami tak, aby dopasować profil wiadomości do zainteresowań i oczekiwań użytkownika i w ten sposób znacznie zwiększyć skuteczność przekazu. W tym miejscu pojawia się pytanie o moralny aspekt tych badań i wykorzystania, opracowanych w ich wyniku, metod. Internet, jak żadne inne medium wcześniej, dał użytkownikom dostęp do niemal nieograniczonej ilości informacji. Czy jawne nią sterowanie nie spowoduje publicznego oburzenia? Nie oszukujmy się, że w Internecie nie ma w tej chwili zorganizowanych akcji, które celowo zniekształcają informacje – podkreśla prof. Hołyst. Mamy z tym do czynienia, szczególnie podczas kampanii wyborczych. Od wielu lat komitety wyborcze inwestują ogromne pieniądze we wpływowych blogerów, którzy zasiewają sieć informacjami o kandydatach. W ostatniej kampanii prezydenckiej w USA posunięto się jednak o krok dalej. Metody automatycznego tworzenia portretów psychologicznych indywidualnych wyborców (tzw. mikrotargeting) wykorzystano do stworzenia setek tysięcy różnych wersji listów dopasowanych do różnych odbiorców zachęcających do głosowania na danego kandydata. Wykorzystano tutaj metody psychometrii i dużych zbiorów danych (Big Data), opracowane m.in. na Uniwersytecie Stanforda. Pierwsze wyniki Mamy już pierwsze ciekawe efekty naszych badań – zdradza prof. Janusz Hołyst. Mgr inż. Jan Chołoniewski, jeden z naszych doktorantów biorących udział w projekcie, tak zainteresował swoim warsztatem badawczym Słoweńską Agencję Prasową, że zleciła mu ona opracowanie programu do analizy odbioru w różnego typu mediach komunikatów z tej Agencji. Wersja beta tego programu pomyślnie przeszła testy przeprowadzone przez dziennikarzy Agencji i jest nawet szansa na komercjalizację takiego narzędzia. Mgr inż. Robert Paluch, inny z naszych doktorantów, opracował podczas pobytu w USA nowy algorytm odszukiwania ukrytego źródła informacji, który jest wielokrotnie szybszy od dotychczas znanych programów. Są również nieplanowane korzyści z tego projektu. Na Wydziale Fizyki przygotowywane jest otwarcie od przyszłego roku nowej specjalności Eksploracja danych i modelowanie interdyscyplinarne, gdzie część zajęć będzie bezpośrednio związana z badaniami prowadzonymi w projekcie RENOIR. Do projektu włączyli się również pracownicy i doktoranci z Wydziałów MiNI oraz EiTI. W ten sposób powstało międzywydziałowe seminarium poświęcone problemom eksploracji danych w mediach informacyjnych i organizowana jest wspólną platforma badawcza w tym obszarze na Politechnice Warszawskiej. To nie pierwszy projekt koordynowany przez naukowca z Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej dotyczący Internetu. Wcześniej profesor badał rozprzestrzenianie się emocji w Sieci. W projekcie RENOIR, oprócz Politechniki Warszawskiej, biorą udział: Politechnika Wrocławska, Uniwersytet Stanforda i Instytut Politechniczny Rensselaer (USA), Słoweńska Agencja Prasowa oraz Instytut Józefa Stefana (Słowenia) i Uniwersytet Technologiczny Nanyang (Singapur). Koszt projektu to ponad 1,3 mln euro. Dzięki temu pracownicy i doktoranci z PW mogą spędzić na stażąch naukowych w placówkach partnerskich za granicą łącznie 98 miesięcy. Na ostateczne wyniki projektu musimy poczekać jeszcze 3 lata. Ciekawe, jak do tego czasu zmieni się Internet. « powrót do artykułu
  9. Po raz pierwszy w historii zorganizowano zawody dwóch komputerów kwantowych. Jeden z prototypów został zbudowany przez IBM-a, drugi przez naukowców z University of Maryland. Obie maszyny pracują w różny sposób, jednak można je porównywać, gdyż identycznie przetwarzają algorytmy. Rozpoczęto więc eksperyment, prowadzony pod kierunkiem Chrisa Monroe'a z University of Maryland, ma odpowiedzieć na pytanie, który z nich działa szybciej i jest dokładniejszy. Oba komputery korzystają z pięciu kubitów czyli kwantowych bitów. W maszynie IBM-a są one reprezentowane przez pięć pętli z nadprzewodzącego materiału, w którym krąży prąd kontrolowany przez mikrofale. Komputer z University of Maryland wykorzystuje pięć jonów iterbu umieszczonych w pułapce elektromagnetycznej, którymi manipuluje się za pomocą lasera. Przeprowadzenie eksperymentu stało się możliwe po tym, jak IBM otworzył architekturę swojego kwantowego procesora, co umożliwiło osobom z zewnątrz jego programowanie. Wcześniej mogli go programować wyłącznie naukowcy z laboratorium, które go zbudowało. Zasadnicze problemy z komputerami kwantowymi, takie jak trudność w utrzymaniu superpozycji i probabilistyczna natura mechaniki kwantowej powodują, że obecnie tego typu maszyny nie mogą być używane jako komputer ogólnego przeznaczenia. Być może nigdy takimi się nie staną. Jednak fakt, że wykonują one obliczenia jednocześnie, a nie jedno po drugim powoduje, iż są znacznie szybsze od klasycznych komputerów. Podczas wspominanego eksperymentu na każdej z maszyn uruchomiono zestaw algorytmów i porównywano wyniki ich działania. Okazało się, że maszyna z University of Maryland była dokładniejsza, udzielając prawidłowej odpowiedzi średnio w 77,1% przypadków. Komputer IBM-a udzielił 35,1% prawidłowych odpowiedzi. Był on jednak około 1000-krotnie szybszy niż komputer uniwersytecki. Widoczne tutaj różnice wynikają z bardzo delikatnej natury stanów kwantowych. W maszynie z Maryland każdy jon mógł wchodzić w interakcje z każdym innym jonem, co czyniło całość bardziej stabilną. W komputerze IBM-a interakcja pomiędzy nadprzewodzącymi pętlami odbywała się za pośrednictwem pętli centralnej, co powodowało, że stany kwantowe były bardziej narażone na zdestabilizowanie. IBM już poinformował, że najnowsza wersja jego maszyny korzysta z większej liczby połączeń pomiędzy kubitami, co czyni całość bardziej stabilną. Zbudowanie użytecznego kwantowego komputera nie będzie łatwa. Maszyna taka musi zostać wyposażona w tysiące kubitów, a dodawanie każdego kubitu oznacza, że utrzymanie stabilnych stanów kwantowych staje się coraz trudniejsze. Jednak, jak zauważa fizyk Simon Benjamin z University of Oxford, eksperyment z udziałem dwóch komputerów to bardzo dobry sygnał. Przez długi czas tego typu urządzenia były tak niedoskonałe, że nie było możliwe porównanie dwóch pięciokubitowych komputerów. To znak, że technologia staje się coraz bardziej dojrzała. « powrót do artykułu
  10. Najnowsze fińskie badania epidemiologiczne sugerują, że kobiety w ciąży powinny unikać lukrecji gładkiej (Glycyrrhiza glabra). Już od jakiegoś czasu wiadomo, że glicyryzyna z korzenia tej rośliny nasila działanie hormonu stresu kortyzolu. Dzieje się tak, bo jest ona silnym inhibitorem łożyskowej 11β-dehydrogenazy hydroksysteroidowej typu 2., która stanowi "barierę" dla glikokortykoidów matki, a więc m.in. kortyzolu. Kortyzol jest co prawda istotny dla rozwoju płodu, ale jak wiele różnych związków, działa korzystnie tylko w umiarkowanych ilościach. Zespół dr Katri Räikkönen z Uniwersytetu Helsińskiego odkrył, że glicyryzyna może mieć długoterminowy wpływ na rozwój dzieci. Autorzy publikacji z American Journal of Epidemiology porównywali 378 dzieci w wieku ok. 13 lat, których matki w czasie ciąży spożywały "duże ilości" lub "niewiele/wcale" lukrecji. Dużą ilość zdefiniowano jako ponad 500 mg, a niewielką jako mniej niż 249 mg glicyryzyny tygodniowo. Pięćset miligramów glicyryzyny znajduje się w ok. 22,6 dag lukrecji. Finowie oceniali, czy spożycie glicyryzyny przez matki wiąże się z różnymi czynnikami, w tym z funkcjonowaniem endokrynnym, problemami psychiatrycznymi czy zdolnościami poznawczymi ich dzieci. Okazało się, że córki matek zjadających duże ilości glicyryzyny były wyższe, cięższe i miały wyższy wskaźnik masy ciała. Bliżej im było do dorosłego wzrostu i znajdowały się na bardziej zaawansowanym etapie dojrzewania. I córki, i synowie takich kobiet mieli o 7 punktów niższy iloraz inteligencji oraz słabszą pamięć. Prawdopodobieństwo występowania u nich ADHD okazało się zaś 3,3-krotnie wyższe. Między grupami nie wykryto różnic w poziomie kortyzolu. Naukowcy uważają, że kobiety w ciąży lub planujące ciążę powinny być informowane o szkodliwym wpływie produktów zawierających glicyryzynę. W Finlandii w styczniu ubiegłego roku Narodowy Instytut Zdrowia i Dobrostanu opublikował zalecenia żywieniowe, w których lukrecja została umieszczona w kategorii produktów niezalecanych dla ciężarnych. « powrót do artykułu
  11. W największym chińskim jeziorze słodkowodnym Poyang trwa wyścig z czasem. Ponad 80 ratowników poszukuje ciężko rannego morświnka bezpłetwego. Pomaga im ponad 2000 rybaków, którzy mają dać znać, jeśli zauważą zwierzę. W Chinach żyje mniej niż 1000 morświnków bezpłetwych. To przypominające delfina zwierzę jest rzadsze niż panda wielka. Każdego roku liczba morświnków spada o 13,7%. Zwierzę po raz pierwszy zauważono 5 lutego. Na zdjęciach widać, że w jego grzbiecie tkwi duży hak rybacki. Później niejednokrotnie je widziano, a wokół haka pojawiły się objawy infekcji. Jeśli morświnek zostanie schwytany zostanie poddany leczeniu. Niewykluczone, że trafi do Wuhan, stolicy prowincji Hubei, gdzie pomogą mu specjaliści z Instytutu Hydrobiologii Chińskiej Akademii Nauk. Za szybkie znikanie morświnka bezpłetwego odpowiadają, oczywiście, ludzie. Zwierzęciu zagrażają połowy ryb, statki, nowe budowle oraz wydobywanie piasku z Jangcy. Chińskie władze dopiero w 2014 roku uznały morświnka za zagrożonego, a w roku 2016 powstał plan ochrony gatunku. Mimo to nie przerwano wielu prac, których kontynuowanie zagraża morświnkowi. Co gorsza sytuację zwierzęcia mogą pogorszyć plany władz prowincji Jiangxi, które chcą wybudować całą serię śluz wodnych pomiędzy jeziorem Poyang i Jangcy w celu utrzymania poziomu jeziora w zimie. Jezioro Poyang ma zwykle powierzchnię około 3500 kilometrów kwadratowych. Jednak działalność człowieka, a w szczególności budowa Zapory Trzech Przełomów spowodowała dramatyczne niekorzystne zmiany. Powierzchnia jeziora zawsze zmniejszała się w miesiącach zimowych, ale to, co nastąpiło w 2012 roku było bezprecedensową katastrofą. Jezioro, które jest bardzo ważnym miejscem dla migrujących ptaków, w tym dla krytycznie zagrożonego żurawia białego, a w przeszłości znane było z bogactwa ryb i krewetek, niemal wyschło. Wody zaczęło w nim ubywać o 54 dni wcześniej niż zwykle i powierzchnia Poyang skurczyła się do zaledwie 200 kilometrów kwadratowych. Stąd też pomysł na budowę śluz. Jednak może się okazać, że dobiją one przyrodę jeziora. « powrót do artykułu
  12. Na Politechnice Wrocławskiej powstanie pierwszy na świecie miniaturowy mikroskop elektronowy MEMS, wytworzony przy użyciu technik mikroobróbki krzemu i szkła. Będzie to przenośne urządzenie o wymiarach kilku centymetrów, które da nam obraz o wysokiej rozdzielczości i kontraście – mówi dr hab. Anna Górecka-Drzazga, prof. PWr. Mikroskop będzie można wykorzystać do badania próbek biologicznych, potrzebnych m.in. we wczesnej diagnostyce nowotworów. Klasyczne mikroskopy elektronowe to urządzenia próżniowe, które mają duże wymiary, są ciężkie i drogie i dlatego pracują jedynie w wyspecjalizowanych laboratoriach – wyjaśnia prof. Górecka-Drzazga z Wydziału Elektroniki Mikrosystemów i Fotoniki PWr. Dodaje, że obecny rozwój technik MEMS (Mikro-Elektro-Mechaniczny System), umożliwia miniaturyzację wielu urządzeń. Współczesne samochody, telefony komórkowe, cyfrowe aparaty fotograficzne i wiele innych sprzętów działa właśnie dzięki mikrosystemom, czyli miniaturowym czujnikom i aktuatorom wyposażonym w nowoczesną elektronikę – mówi profesor. Spójna technologia Wyjaśnia, że w kilku ośrodkach naukowych na świecie podejmuje się próby zminiaturyzowania poszczególnych elementów mikroskopu, ale nikomu jeszcze nie udało się połączyć wszystkich komponentów w jedną funkcjonalną całość. Problemem jest opracowanie spójnej technologii, a co najważniejsze wytworzenie wysokiej próżni w bardzo małej objętości. My część z tych trudności mamy już za sobą, dzięki naszym wcześniejszym badaniom – tłumaczy prof. Górecka-Drzazga. W jej zespole badawczym w Zakładzie Mikroinżynierii i Fotowoltaiki opracowano pierwszą na świecie jonowo-sorpcyjną pompę próżniową MEMS. To naprawdę duże osiągnięcie. Nawet pompa opracowana w Instytucie Technologicznym w Massachusetts (MIT), której działanie bazuje na tym samym zjawisku, nie wytwarza wysokiej próżni – twierdzi profesor. Dodaje, że ten innowacyjny wynalazek został już w Polsce opatentowany. Naukowcy postanowili spróbować połączyć mikropompę z innymi miniaturowymi urządzeniami, czyli najpierw opracować mikroskop elektronowy MEMS, a w przyszłości lampę rentgenowską czy spektrometr mas. Wszystko na jednym chipie Chcemy wszystkie elementy mikroskopu zaprojektować w postaci urządzeń MEMS i zintegrować je na jednym chipie. Wykorzystamy do tego technologię, którą mamy już dobrze opracowaną, czyli zastosujemy techniki formowania przestrzennych struktur w krzemie i szkle. Źródłem elektronów będzie krzemowa katoda pokryta nanorurkami węglowymi, do tego dołączymy kolumnę elektronooptyczną, składającą się z kilku odizolowanych elektrycznie krzemowych elektrod. To one będą sterować skupieniem wiązki elektronów na badanej próbce – tłumaczy prof. Górecka-Drzazga. Dalsze części mikroskopu to komora obserwacyjna na próbkę z bardzo cienką, przezroczystą dla elektronów membraną, układ rejestrujący obraz i wspominana już pompa próżniowa. Intensywne prace nad mikroskopem rozpoczęły się na początku roku w ramach projektu Opus 11, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki. Profesor Politechniki Wrocławskiej otrzymała na jego realizację ponad milion złotych. W skład zespołu badawczego wchodzą: dr Michał Krysztof, dr Tomasz Grzebyk i doktorant Piotr Szyszka. Pamiętajmy, że są to badania podstawowe. Wykonamy wersję demonstracyjną urządzenia, którego parametry na pewno nie będą jeszcze optymalne – zaznacza prof. Anna Górecka-Drzazga. Dodaje, że produkowanie takiego urządzenia na skalę masową wymagałoby powołania międzynarodowego konsorcjum. Polski przemysł niestety nie inwestuje w rozwój mikrosystemów – dodaje szefowa grupy badawczej z PWr. « powrót do artykułu
  13. Słonie afrykańskie leśne (Loxodonta cyclotis) żyjące w Gabonie są szybko wybijane przez kłusowników, którzy przybywają głównie z Kamerunu. Autorzy publikacji z Current Biology przestawiają zatrważające statystyki. Wg nich, w ciągu dekady gabońska populacja L. cyclotis zmniejszyła się o ponad 80% (zginęło ok. 25 tys. słoni). Przez to, że Gabon jest uznawany za miejsce zamieszkania największej pozostałej przy życiu populacji słoni leśnych, ssaki te mają o wiele większe kłopoty niż dotąd sądzono. [...] Nie możemy dłużej zakładać, że duże i położone na uboczu obszary chronione uratują zwierzęta. Kłusownicy pójdą tam, gdzie mogą coś zyskać, dlatego transgraniczne kłusownictwo stanowi zagrożenie dla gatunków, a dla ich ochrony kluczowe są wspólne działania wielu zainteresowanych stron. Zwierzęta przechodzą przez granicę, myśliwi również - podkreśla John Poulsen z Duke University i Agencji Parków Narodowych Gabonu. W 2014 r. biolodzy szacowali liczbę słoni leśnych z i w okolicy Parku Narodowego Minkébé na podstawie odchodów. Później porównali statystyki do liczb określonych w analogiczny sposób w 2004 r. Choć spodziewali się spadków wielkości populacji, wyniki ich zaszokowały. Wg specjalistów, najważniejszym krokiem w działaniach na rzecz ratowania słoni leśnych jest zmniejszenie zapotrzebowania na kość słoniową. Ogłoszony niedawno chiński zakaz handlu kością słoniową [do końca br. Państwo Środka chce całkowitego zakazu przetwarzania i handlu] to nieoceniony krok w dobrym kierunku. Społeczność międzynarodowa musi wywierać nacisk na pozostałe kraje, które zezwalają na ten proceder [...]. By zakończyć rzeź, potrzebujemy funduszy i woli politycznej. Mimo wszystko Poulsen wierzy, że słonie leśne przetrwają, choć zapewne tylko na ograniczonych obszarach na terenie dobrze chronionych parków narodowych. Spadek ich liczebności nie pozostanie jednak bez wpływu. Słonie są inżynierami ekosystemu. Odgrywają ważną rolę w roznoszeniu nasion czy obiegu składników odżywczych [...]. Nie mamy pojęcia, jak wyeliminowanie słoni z dużych połaci lasów Afryki Środkowej wpłynie na ich skład i strukturę [...]. « powrót do artykułu
  14. Conus regius, niewielki ślimak z Morza Karaibskiego, używa trucizny podczas polowania. Być może produkowana przezeń substancja stanie się alternatywą wobec opioidowych środków przeciwbólowych. Opioidy potrafią uśmierzyć bardzo silny ból, jednak ma to swoją cenę przede wszystkim w postaci rozwoju uzależnienia. Tymczasem jedna z substancji obecna w jadzie Conus regius blokuje ból szlakiem odmiennym od szlaku opioidowego, a przeciwbólowy efekt utrzymuje się nawet po usunięciu wspomnianej substancji z organizmu. Mowa tutaj o RgIA. Badacze z University of Utah wykazali, że receptor nAChR działa jak receptor bólowy, a stworzony przez naukowców RgIA4 jest w stanie go zablokować. W ten sposób znaleziono kolejną, jedną z niewielu, substancji potencjalnie zdolnych do uśmierzania chronicznego bólu. Co ważne eksperymenty na myszach wykazały, że korzystny efekt utrzymuje się długo po zniknięciu substancji przeciwbólowej z organizmu. RgIA4 nie działa szybko. Do uśmierzenia bólu dochodzi dopiero po 4 godzinach od podania leku. Jednak ból blokowany jest przez co najmniej 72 godziny. Szczególnie interesujące jest tu działanie prewencyjne. Chroniczny ból jest trudny w leczeniu. Ten związek może przede wszystkim zapobiegać pojawieniu się bólu oraz pozwolić na opracowanie nowych terapii u pacjentów, u których ból już się pojawił - mówi profesor psychiatrii Michael McIntosh. Uczeni chcieli sprawdzić czy związek będzie działał na ludziach. w tym celu stworzyli 20 jego różnych odmian. Okazało się, że RgIA4 idealnie pasuje do receptora nAChR. Następnie przetestowali go na myszach. Zwierzętom podano chemioterapeutyk, który powoduje odczuwanie intensywnego zimna oraz wywołuje znaczną nadwrażliwość na dotyk. Myszy, którym nie podano RgIA4 odczuwały ból. Te, którym lek podano, nie odczuwały go, podobnie jak myszy, które genetycznie zmodyfikowano tak, by brakowało im receptora bólu. Większość dostępnych obecnie środków przeciwbólowych działa na bardzo ograniczoną liczbę szlaków i nie są one w stanie uśmierzyć chronicznego bólu. RgIA4 działa za pośrednictwem zupełnie nowego szlaku, co otwiera nowe możliwości w leczeniu bólu. Sądzimy, że lek stworzony na podstawie tej substancji może zmniejszyć zapotrzebowanie na opioidy - mówi profesor McIntosh. « powrót do artykułu
  15. NASA informuje o odkryciu żywych mikroorganizmów, które od 60 000 lat pozostają uwięzione w krysztale znalezionym w kopalnii w Meksyku. Penelope Boston z Instytutu Astrobiologii NASA stwierdziła, że mikroorganizmy te prawdopodobnie przystosowały się do diety składającej się z siarczynów, manganu oraz tlenku miedzi. Mają one istotne znaczenie dla rozumienia ewolucji mikroorganizmów na naszej planecie - powiedziała pani Boston podczas konferencji Amerykańskiego Towarzystwa na rzecz Postępu w Nauce. Mikroorganizmy znaleziono w kopalni ołowiu, cynku i srebra w meksykańskim stanie Chihuahua. Kopalnia ta jest znana z występowania olbrzymich kryształów. Niektóre z nich mają długość 15 metrów. W kryształach z kopalni Naica znaleziono około 100 rodzajów mikroorganizmów – w większości bakterii – które pozostają w nich uwięzione od 10 do 60 tysięcy lat. Większość z tych mikroorganizmów nie jest znana nauce. Odkrycie mikroorganizmów, które potrafią przetrwać tak długo w tak niekorzystnych warunkach daje nadzieję, na znalezienie życia pozaziemskiego. Z drugiej jednak strony pokazuje, że pozaziemskie mikroorganizmy mogą np. przetrwać podróż na zewnątrz pojazdu kosmicznego, a to oznacza, iż mogą zostać przypadkowo zawleczone na Ziemię. Podróż może też odbyć się w drugą stronę, co rodzi niebezpieczeństwo, że zanieczyścimy inne planety ziemskimi mikroorganizmami. NASA sterylizuje swoje pojazdy i ich wyposażenie przed wystrzeleniem, jednak zawsze istnieje ryzyko, że wyjątkowo odporne organizmy przetrwają tę operację. Jak możemy być pewni, że życie, które ewentualnie odkryjemy w kosmosie, nie będzie życiem zawleczonym tam przez nas samych? - zastanawia się Boston. « powrót do artykułu
  16. Bing i Google podpisały kodeks etyczny, zgodnie z którym będą utrudniały internautom dostęp do nielegalnie udostępnianych treści chronionych prawem autorskim. Użytkownikom korzystającym z wyszukiwarek trudniej będzie znaleźć pirackie filmy, muzykę czy nielegalnie transmitowane wydarzenia sportowe. Nowe rozwiązania wejdą w życie w ciągu najbliższych miesięcy. Wspomniany kodeks został stworzony w Wielkiej Brytanii i nie jest jasne, czy wyszukiwarki wdrożą go również poza tym krajem. Można się jednak spodziewać, że nawet jeśli ograniczą jego działanie do brytyjskich wersji swoich usług, to podobne rozwiązania szybko zaczną pojawiać się również w innych krajach. Eddy Leviten, dyrektor generalny organizacji Alliance for Intellectual Property stwierdził: "Czasem ludzie szukają czegoś i mogą nieświadomie trafić na witrynę zawierającą pirackie treści. Chcemy być pewni, że najwyżej wśród wyników wyszukiwania będą te witryny, które oferują legalne treści. Chodzi tutaj zarówno o ochronę internautów, jak i o ochronę twórców". « powrót do artykułu
  17. Powstał pierwszy kontrolowalny przełącznik DNA, który reguluje przepływ prądu w cząsteczce. Amerykanie już planują następne badania, dzięki którym przybliżą się do DNA-nanourządzeń. Wcześniej ustalono, że w DNA możliwy jest transport ładunku, by jednak dysponować użytecznym urządzeniem, trzeba móc go włączać i wyłączać. Osiągnęliśmy ten cel, modyfikując DNA chemicznie. Zmodyfikowane DNA można tak przystosować, by spełniało ono rolę sondy mierzącej reakcje na poziomie pojedynczej cząsteczki. W ten sposób zyskujemy unikatową metodę badania ważnych procesów, np. chorobowych albo zachodzących w ramach fotosyntezy [...] - wyjaśnia Nongjian Tao z Uniwersytetu Stanowego Arizony. Przełącznik DNA kontroluje strumień elektronów (naukowcy porównują go do kranu). Wcześniej zespół Tao dokonał kilku odkryć, które pozwoliły lepiej zrozumieć i bardziej precyzyjnie manipulować przepływem prądu przez DNA. Amerykanie sprawili, że DNA zachowywało się w różny sposób: elektrony albo przemieszczały się w falach zgodnych z mechaniką kwantową, albo "skakały jak króliki", podobnie jak w kablach miedzianych. W ramach najnowszego studium ekipa Tao zastąpiła cytozynę - jedną z zasad azotowych nukleotydów - antrachinonem (Aq), który może podlegać odwracalnemu utlenianiu i redukcji (czyli, odpowiednio, tracić i przyjmować elektrony). Spektroskopia NMR i analiza dynamiki molekularnej podobnej struktury sugerują, że Aq "mości się" na przyległej parze GC, a pierścień niesparowanej guaniny spoczywa na pierścieniu Aq. Podczas eksperymentów ze skaningowym mikroskopem tunelowym DNA umieszczano między dwiema elektrodami; kontrolowano pole elektryczne i mierzono zdolność przewodzenia prądu przez Aq-DNA. Naukowcy odkryli, że Aq wpleciony pomiędzy 2 guaniny stanowi miejsce przeskoku, a jego orbital π nakłada się na orbitale sąsiednich zasad. Kontrolując przewodnictwo DNA, można było włączać i wyłączać przepływ prądu. Gdy Aq zyskiwał najwięcej elektronów (w najbardziej zredukowanym stanie), najlepiej przewodził prąd, dzięki czemu ekipa dokładnie zmapowała go w 3D. W ten sposób ustalono, w jaki sposób kontroluje on status elektryczny DNA. « powrót do artykułu
  18. Pierwszy wyścig autonomicznych samochodów zakończył się wypadkiem. Roborace został zorganizowany podczas zawodów Formuły E w Buenos Aires. Naprzeciwko siebie stanęły dwa autonomiczne pojazdy. Niestety, jeden z nich nie ukończył wyścigu. Zbyt agresywnie wszedł w zakręt i uderzył w barierę energochłonną. Drugi z pojazdów dojechał do mety. Pomimo niepowodzenia warto odnotować, że pojazdy na tyle sprawnie komunikowały się, iż nie zderzyły się ze sobą. Ponadto ten, który dotarł do mety ominął psa, który wszedł na tor. Maksymalna prędkość tego pojazdu sięgnęła 187 km/h. Organizatorze Roborace chcą w przyszłości znaleźć 10 zespołów, które – korzystając z podobnej technologii – zbudują własne autonomiczne samochody i wystawią je do wyścigu. Również i on zostanie zorganizowany przy okazji zawodów Formuły E. Oba pojazdy, które wzięły udział w pokazie, były wersjami zaprezentowanego w ubiegłym roku DevBota. Korzystały z podobnego sprzętu i oprogramowania, które w przyszłości może zostać wykorzystane podczas prawdziwych wyścigów autonomicznych samochodów. Pojazdy były też wyposażone w miejsce dla kierowcy. W ostatecznej wersji pojazdów go nie będzie. Podczas Mobile World Congress w Barcelonie dyrektor wykonawczy Roborace, Denis Swierdłow zdradzi szczegóły dotyczące planów firmy. Wiadomo też, że Roborace będzie obecna podczas kolejnych zawodów Formuły E, które odbędą się 1 kwietnia w Mexico City. « powrót do artykułu
  19. Rosyjsko-szwedzki zespół spowolnił starzenie za pomocą nowego związku: sztucznego przeciwutleniacza SkQ1, który obiera na cel mitochondria. Związek opracował prof. Władimir Skulaczew z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego im. M.W. Łomonosowa. Eksperymenty prowadzono na genetycznie zmodyfikowanym szczepie myszy, wyhodowanym przez naukowców ze Szwecji. Do genomu gryzoni wprowadzono mutację, która znacznie nasilała mutagenezę w mitochondriach. Prowadziło to do przyspieszenia starzenia i wczesnego zgonu. Takie myszy żyły krócej niż rok (zwykle przeżywają ponad 2 lata). Autorzy publikacji z pisma Aging zaobserwowali, że mutacja sprzyjała rozwojowi wielu chorób związanych z wiekiem. Począwszy od 100. dnia życia, jednej grupie zmutowanych myszy do wody dodawano niewielkie (ok. 12-mg) dawki SkQ1; naukowcy zakładali, że związek ochroni komórki przed reaktywnymi formami tlenu (RFT). Druga grupa myszy dysponowała czystą wodą. Różnice między grupami uwidoczniły się w wieku 200-250 dni. Myszy z grupy kontrolnej szybko się starzały: chudły, miały niższą temperatura ciała, a wskutek osteoporozy ich kręgosłup tracił swój normalny kształt. Zaobserwowano też łysienie, pocienienie skóry, a w przypadku samic zaburzenia rui. Oprócz tego zmniejszyła się mobilność i zużycie tlenu. Rosjanie i ich koledzy z Uniwersytetu w Sztokholmie stwierdzili, że w grupie leczonej SkQ1 zjawiska te uległy spowolnieniu, a część w ogóle nie wystąpiła. Badania te są cenne zarówno z teoretycznego, jak i praktycznego punktu widzenia. Po pierwsze, demonstrują kluczową rolę powstających w mitochodriach RFT w procesie starzenia ssaków. Po drugie, torują drogę nowym metodom leczenia starzenia za pomocą przeciwutleniaczy obierających na cel mitochondria - podkreśla Skulaczew. Obecnie Skulaczew pracuje nad lekami z SkQ1 w składzie. Krople do oczu Visomitin pojawiły się już na rynku w Rosji, a w USA znajdują się w 2. fazie badań klinicznych. Doustna postać preparatu przechodzi w Rosji testy kliniczne. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wg naukowców, w ciągu 2-3 lat będzie dopuszczona do użytku. « powrót do artykułu
  20. Albańska policja zapobiegła przemytowi 230 artefaktów z Apollonii Iliryjskiej. Aresztowano 2 osoby. W ich domach w miejscowości Radostinë (120 km na południe od Tirany) znaleziono zarówno przedmioty z metalu, jak i ceramikę, m.in. wazy, misy czy fragmenty amfor. Policja nadal poszukuje kolejnych 2 osób. Za przemyt i kradzież dzieł sztuki o znaczeniu narodowym grozi do 15 lat więzienia. Apollonia Iliryjska to kolonia założona w 588 r. p.n.e. na wybrzeżu Adriatyku przez grupę 200 kolonistów z Koryntu i Kerkyry. Jej ruiny znajdują się w pobliżu dzisiejszego miasta Fier. « powrót do artykułu
  21. Dom aukcyjny Alexander Historical Auctions zlicytował za 243 tys. dol. telefon podarowany Hitlerowi przez Wehrmacht. Na bakelitowy aparat Siemensa profesjonalnie naniesiono czerwoną farbę. Na spodzie wygrawerowano godło III Rzeszy oraz imię i nazwisko obdarowanego. Po kapitulacji Niemiec aparat został wręczony brygadierowi Ralphowi Raynerowi, oficerowi łączności brytyjskiego marszałka polnego Bernarda Law Montgomery'ego. Piątego maja 1945 r. Raynerowi wydano rozkaz, by nawiązał kontakt z Rosjanami w Berlinie. Wojskowy udał się więc do Kancelarii Rzeszy. Rosjanie zaproponowali, że go oprowadzą. Po dotarciu do prywatnych kwater Hitlera Raynerowi dawano początkowo telefon Ewy Braun, ale ten podziękował, mówiąc, że jego ulubiony kolor to czerwony. W ten sposób wszedł w posiadanie czerwonego aparatu Hitlera. Rayner przewoził telefon w skórzanej walizeczce z rączką. Widać na niej naklejki różnych środków transportu, a także hoteli. Przedstawiciele Alexander Historical Auctions podkreślają, że aparat był "bronią masowej zagłady", bo to za jego pośrednictwem Hitler wydawał śmiercionośne rozkazy. « powrót do artykułu
  22. Narodowe Centrum Badań Jądrowych jest koordynatorem prac badawczo-rozwojowych reaktorów wysokotemperaturowych (HTR), prowadzonych w ramach europejsko-amerykańskiej współpracy "GEMINI+". To jeden z pięciu zwycięskich projektów instytutu ze Świerka w najnowszym konkursie EURATOM. Komisja Europejska ogłosiła właśnie wyniki w ramach konkursu Horyzont 2020 w obszarze EURATOM. Naukowcy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), którzy złożyli siedem projektów, otrzymali finansowanie pięciu z nich. Dzisiejsze ogłoszenie wyników i danie nam zielonego światła dla aż pięciu dużych projektów jest potwierdzeniem, że Narodowe Centrum Badań Jądrowych jest miejscem, w którym skutecznie realizowane są największe przedsięwzięcia naukowe w Europie – podkreśla dr hab. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ. Siedem złożonych propozycji konkurowało z blisko setką pomysłów, jakie spłynęły do Euratomu z czołowych europejskich jednostek badawczych. W takim gronie skuteczność na poziomie 71% w zdobywaniu dofinansowania to ogromny sukces. W ramach projektu "GEMINI+" o wartości 4 mln euro, naukowcy NCBJ będą koordynować międzynarodowe prace przygotowawcze do wdrożenia reaktorów wysokotemperaturowych (HTR, High Temperature Reactor). Projekt ten jest rozszerzeniem zawartego w 2014 porozumienia o współpracy pomiędzy przemysłem jądrowym USA skupionym w organizacji "NGNP Industrial Alliance" a europejskim konsorcjum "Nuclear Cogeneration Industrial Initiative" (NC2I). Blisko trzydzieści instytucji z kilku krajów Europy oraz z USA, Japonii i Korei Płd. będzie opracowywać założenia i metody licencjonowania niezbędne do wdrożenia tej technologii, zidentyfikuje potencjalnych partnerów przemysłowych (odbiorców ciepła przemysłowego), jak również przedstawi rekomendacje dotyczące budowy europejskiego demonstratora i wskaże kierunki do dalszego rozwoju. Choć na świecie wybudowano kilka takich urządzeń, to technologia ta wciąż nie jest powszechnie dostępna. Eksperci oceniają, że zapotrzebowanie przemysłu na takie rozwiązanie na całym świecie jest ogromne, tylko w samej Europie szacowane na kilkaset takich urządzeń. W Polsce technologia ta będzie wykorzystywana przede wszystkim jako źródło ciepła przemysłowego dla zakładów chemicznych i rafinerii, możliwe jest również wypracowanie w niej rozwiązań wspomagających "czyste" wykorzystanie polskiego węgla. Uzyskany wynik 14,5 pkt. na 15 możliwych dla projektu "GEMINI+" zaowocował przyznaniem Polakom koordynacji europejsko-amerykańskich prac rozwoju technologii jądrowych w tak strategicznym obszarze, jakim jest kogeneracja jądrowa – tłumaczy prof. Grzegorz Wrochna, przewodniczący NC2I, pełnomocnik dyrektora ds. współpracy międzynarodowej NCBJ. Mówiąc o odbudowie konkurencyjności europejskiej gospodarki, należy pamiętać o rozwoju tej dziedziny wiedzy. Technologie jądrowe znajdują przecież szerokie zastosowanie w codziennym życiu – nie tylko w produkcji energii, ale również w medycynie, badaniu i modyfikacji materiałów, systemach bezpieczeństwa itp. W tej dziedzinie Polska ma bardzo duże osiągnięcia. Naukowcy NCBJ zaangażowani są również w projekty dotyczące badań materiałów przydatnych do konstrukcji nowych typów reaktorów jądrowych. Odporność na wysokie temperatury, ekstremalne promieniowanie i działające w tych warunkach czynniki chemiczne i fizyczne wymuszają na badaczach poszukiwanie wciąż nowych rozwiązań. Projekt "GEMMA", w którym obecni są partnerzy przemysłowi zainteresowani szybkim wykorzystaniem wyników badań do budowy projektowanych już instalacji, koncentruje się na materiałach przydatnych dla reaktorów IV generacji. W szczególności badane będą materiały konstrukcyjne reaktora i powłoki ochronne stosowane w instalacjach jądrowych. Wszystkie materiały będą modyfikowane powierzchniowo w procesach implantacji jonowej, co znacznie przybliży naukowców do zrozumienia wpływu strumienia neutronów na zwiększenie odporności na czynniki zewnętrzne. Z kolei projekt "M4F" rozszerza zainteresowania badaczy o rozwiązania dla przyszłych reaktorów termojądrowych, wykorzystujących procesy syntezy jądrowej. Rolą NCBJ w tych projektach będzie m.in. zbadanie, jak zmieniają się właściwości mechaniczne materiałów poddanych działaniu czynników, które mogą wystąpić w warunkach ich przyszłej pracy. Kluczową rolę dla udziału NCBJ odgrywają badania nanomechaniczne realizowane przez Laboratorium Badań Materiałowych. Polscy naukowcy wezmą udział także w opracowaniach mających na celu zabezpieczenie dostaw paliwa jądrowego dla europejskich reaktorów badawczych (projekt "FOREVER") oraz pracach dotyczących rozszerzenia i udoskonalenia metodyki probabilistycznych analiz bezpieczeństwa (na tej podstawie stworzone zostaną narzędzia wspomagające zarządzanie poważnymi awariami). Projekt "NARSIS" koncentruje się m.in. na analizie potencjalnych sekwencji awaryjnych, wynikających z wystąpienia ekstremalnych zdarzeń zewnętrznych (jako przykład można wymienić zalanie elektrowni jądrowej falami tsunami w Fukushimie) oraz na wypracowaniu optymalnych rozwiązań mimimalizujących potencjalne skutki awarii w oparciu o techniki tzw. sieci Bayesowskich. NCBJ zamierza wykorzystać w tym obszarze wieloletnie unikatowe kompetencje wypracowane w Centrum Doskonałości MANHAZ. « powrót do artykułu
  23. Wyżyna Tybetańska to wyjątkowo niegościnne miejsce. Średnia wysokość nad poziomem morza wynosi tam 4500 metru, jest to miejsce zimne, suche, a tlenu jest tam dwukrotnie mniej niż nad morzem. Mimo to ludzie zasiedlili Wyżynę i rozwinęli na niej bogatą kulturę. Obecnie uważa się, że stałe osadnictwo w Tybecie liczy sobie około 15 000 lat, chociaż pewne dowody sugerują, że być może człowiek zasiedlił Wyżynę Tybetańską przed 21 000 lat. Niewykluczone jednak, że granicę tę trzeba przesunąć znacznie dalej w przeszłość. W American Journal of Human Genetics ukazał się artykuł, którego autorzy zbadali cały genom 38 rdzennych Tybetańczyków i porównali go z genomem innych grup etnicznych. Badania ujawniły złożony wzorzec prehistorycznej migracji. Sekwencje genetyczne specyficzne dla Tybetańczyków liczą sobie od 38 do 62 tysięcy lat. Niewykluczone, że są one pozostałościami po najwcześniejszej kolonizacji Wyżyny - mówi Shuhua Xu, genetyk z Chińskiej Akademii Nauk. Z genomu Tybetańczyków dowiadujemy się, że w miarę postępów epoki lodowej coraz rzadziej dochodziło do mieszania się z innymi grupami etnicznymi. Później Tybet został całkowicie odcięty od świata zewnętrznego i wymiana genów ustała. "Jednak między 15 a 9 tysięcy lat temu, gdy lodowiec ustąpił, doszło do masowej migracji do Tybetu. To była najważniejsza fala migracji, która zdecydowała o kształcie genetycznym współczesnych Tybetańczyków. W tym też czasie pojawia się u nich gen chroniący przed hipoksją, niedotlenieniem. Mark Aldenderfer z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Merced, który nie był zaangażowany w badania, chwali chińskich kolegów oraz wysoką jakość analizy genetycznej. Ich badania, jak twierdzi, dostarczają bardzo szczegółowych informacji na temat tego, w jaki sposób ludzie przybywający z różnych kierunków doprowadzili do pojawienia się populacji, którą obecnie zwiemy Tybetańczykami. Z badań wynika bowiem, że 94% genomu obecnie żyjących Tybetańczyków pochodzi od ludzi, którzy pojawili się z drugą falą migracji, a reszta to pozostałości po wymarłych homininach. Współczesna część tybetańskiego DNA to w 82% DNA ludzi z Azji Wschodniej, w 11% z Azji Centralnej i w 6% z Azji Południowej. Zespól Xu zidentyfikował też fragment DNA, który jest w wysokim stopniu zgodne z człowiekiem z Ust'-ishim, wczesnym człowiekiem współczesnym, który przed 45 000 lat zamieszkiwał zachodnią Syberię, oraz z innymi wymarłymi gatunkami, w tym z neandertalczykami i denisowianami. Fragment ten zawiera osiem genów, z których jeden jest kluczowy dla zaadaptowania się do życia na dużych wysokościach. Badania wykazały też ciągłość osadnictwa. To sugeruje, że Tybet zawsze był zasiedlony, nawet podczas najbardziej surowych warunków klimatycznych - mówi Xu. Przypuszczenie takie stoi w sprzeczności z dotychczasowym przekonaniem, jakoby wcześni osadnicy w Tybecie wyginęli wskutek niekorzystnych zmian klimatycznych. Najnowsze badania genetyczne nie są jedynymi dowodami przemawiającymi za tym, że Tybet zasiedlono wcześniej, niż sądzimy. W ubiegłym roku podczas 33. Międzynarodowego Kongresu Geograficznego w Pekinie przedstawiono najstarsze zabytki archeologiczne wskazujące na ludzką obecność w Tybecie. Ich wiek jest szacowany na 31-39 tysięcy lat temu. Specjaliści mówią o konieczności prowadzenia dalszych badań, które pozwolą na naszkicowanie pełnego obrazu osadnictwa na Wyżynie. « powrót do artykułu
  24. Przewlekła ekspozycja na tlenek tytanu(IV), popularny dodatek do żywności, który występuje m.in. w gumach do żucia czy cukierkach, zmniejsza zdolność jelita cienkiego do wchłaniania składników odżywczych i jego funkcję barierową w stosunku do patogenów. Naukowcy z Binghamton University, State University of New York wystawiali hodowlę komórek nabłonkowych jelita cienkiego na oddziaływanie cząstek tlenku tytanu(IV) o średnicy 30 nanometrów. Jeden z czasów ekspozycji wynosił 4 godziny (była to ekspozycja ostra), a drugi 5 dni (ekspozycja chroniczna). Autorzy publikacji z NanoImpact oceniali wpływ nano-TiO2 na funkcje barierowe, powstawanie reaktywnych form tlenu, sygnalizację prozapalną, wchłanianie składników odżywczych (żelaza, cynku i kwasów tłuszczowych), a także funkcjonowanie enzymu błony rąbka szczoteczkowego (jelitowej fosfatazy alkalicznej). Okazało się, że ostra ekspozycja nie miała wpływu, jednak chroniczna obkurczała mikrokosmki. Przy mniejszej ich liczbie dochodziło do osłabienia bariery jelitowej, spowolnienia metabolizmu i trudniejszego wchłaniania żelaza, cynku i kwasów tłuszczowych. Widoczne było również pogorszenie funkcjonowania enzymów i nasilenie sygnalizacji zapalnej. Tlenek tytanu(IV) jest popularnym dodatkiem do żywności i ludzie jedzą go od dawna [...], my byliśmy jednak zainteresowani jego subtelnymi oddziaływaniami. Sądzimy, że konsumenci powinni o nich wiedzieć. Wcześniej prowadzono co prawda badania nad wpływem nano-TiO2 na mikrokosmki, ale nasz zespół skupił się na znacznie mniejszych stężeniach. Rozszerzyliśmy też badania, by pokazać, że nanocząstki te wpływają na działanie jelit - opowiada prof. Gretchen Mahler. Tlenek tytanu(IV) wchodzi w skład farb, papieru, wnętrza światłowodów czy fotoanod. Do układu pokarmowego może się dostać wraz z pastami do zębów. Oprócz tego znajduje się m.in. w niektórych czekoladach (nadaje im gładką konsystencję) i mlekach odtłuszczonych (zmieniając barwę, nadaje im bardziej apetyczny wygląd). Chcąc unikać pokarmów bogatych w nanocząstki tlenku tytanu(IV), powinniśmy się wystrzegać produktów przetworzonych, zwłaszcza cukierków - podsumowuje Mahler. « powrót do artykułu
  25. High Court of New Zealand podtrzymał wyrok sądu niższej instancji w sprawie ekstradycji Kima Dotcoma. Tym samym sąd orzekł, że Dotcom powinien zostać poddany ekstradycji do Stanów Zjednoczonych. W uzasadnieniu wyroku sędzie Murray Gilbert napisał, że o ile zgadza się z jednym z podstawowych argumentów obrońcy Dotcoma, iż w Nowej Zelandii przesyłanie drogą elektroniczną dzieł chronionych prawem autorskim nie jest przestępstwem kryminalnym, to inne elementy pojawiające się w tej sprawie powodują, że powinien on zostać poddany ekstradycji. Sędzia zauważył, że Dotcom dopuścił się nieuczciwych działań, wskutek których pozbawił właścicieli praw autorskich korzyści, które im przysługiwały. Działanie oskarżonego, jak stwierdził sędzia, wyczerpuje znamiona konspirowania w celu defraudacji, opisane w umowie ekstradycyjnej zawartej między Nową Zelandią a USA. Zgodnie z tą umową jest to wystarczający powód do przeprowadzenia ekstradycji. Sprawa Dotcoma jest daleka od ostatecznego rozstrzygnięcia. Jeden z jego prawników zapowiedział odwołanie się do Sądu Apelacyjnego Nowej Zelandii. Kolejnym zaś krokiem może być odwołanie się do Sądu Najwyższego. O sprawie Dotcoma będziemy więc słyszeli jeszcze przez całe lata. Dotcom skrytykował decyzję sędziego Gilberta. Sąd zgodził się z naszym głównym argumentem, że naruszenie praw autorskich nie jest w Nowej Zelandii przestępstwem kryminalnym i nie podlega ekstradycji. Sąd musiał uznać tę argumentację. Nie miał wyjąscie. Jednak następnie nagiął prawo i zezwolił na ekstradycję pod fałszywym założeniem, że doszło do defraudacji, mimo iż Sąd Najwyższy USA orzekł, że naruszenie praw autorskich nie jest defraudacją - napisał Dotcom. Kwestia ekstradycji Dotcoma pozostaje nierozstrzygnięta od 2012 roku. Prawnikom mężczyzny udało się siedmiokrotnie odraczać rozprawy na ten temat. Amerykańscy prokuratorzy, którzy domagają się ekstradycji mężczyzny, twierdzą, że na piractwie zarobił on 175 milionów dolarów, a właściciele praw autorskich ponieśli straty w wysokości ponad 500 milionów USD. Dotcom twierdzi, że jego serwis Megaupload niczym nie różnił się od innych usług przechowywania treści w chmurze oraz że usuwano z niego nielegalną zawartość. Umowa ekstradycyjna, podpisana pomiędzy USA a Nową Zelandią w 1970 roku przewiduje, że żaden z krajów nie ma obowiązku wydawania swoich obywateli oskarżonych o przestępstwa kryminalne, ale władza wykonawcza powinna mieć możliwość, jeśli uzna to za stosowne, poddania takiego obywatela ekstradycji. Kim Dotcom ma obywatelstwo fińskie i niemieckie, jest też stałym rezydentem w Nowej Zelandii. Obecnie stara się o uzyskanie obywatelstwa, gdyż chce wystartować w wyborach parlamentarnych. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...