Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Z najnowszego raportu UNICEF-u dowiadujemy się, że około 2 miliardów dzieci na świecie oddycha nadmiernie zanieczyszczonym powietrzem. Co trzecie z nich mieszka w północnych Indiach i sąsiadujących krajach. Spośród wspomnianych 2 miliardów aż 300 milionów ma do czynienia z powietrzem, w którym ilość zanieczyszczeń co najmniej 6-krotnie przekracza normy WHO. Dzieci są szczególnie narażone na oddziaływanie zanieczyszczeń z powietrza. Oddychają szybciej, wchłaniają więc - w porównaniu do wagi ciała - więcej powietrza niż dorośli. A wraz z nim, stosunkowo więcej zanieczyszczeń. Tymczasem ich organizmy wciąż się rozwijają i nie są w stanie bronić się równie skutecznie co organizmy dorosłych. Szczególnie dramatyczna sytuacja panuje w Indiach. W stolicy tego kraju, New Delhi, jeszcze przed festiwalem Diwali notuje się stężenie pyłów zawieszonych PM 2.5 rzędu 300 mikrogramów na metr sześcienny. Po Diwali, w czasie którego powszechnie wykorzystuje się fajerwerki, stężenie PM 2.5 rośnie do 900 mikrogramów. To 90-krotnie więcej niż normy WHO, które ostrzegają przed poziomem rzędu 10 mcg/m3. Każdej zimy zanieczyszczenie znacząco rośnie - mówi Anumita Roy Chowdhury, dyrektor organizacji Centre for Science and Environment. Według niektórych badań nawet 33% dzieci mieszkających z New Delhi ma uszkodzone płuca i cierpi na astmę. To katastrofa zdrowotna - dodaje Chowdhury. UNESCO ocenia, że każdego roku na całym świecie z powodu zanieczyszczeń powietrza umiera 600 000 dzieci przed 5. rokiem życia. Kolejne miliony cierpią na choroby układu oddechowego, które osłabiają ich odporność oraz wpływają na ich rozwój fizyczny i umysłowy - mówi dyrektor UNICEF-u Anthony Lake. Na świecie żyje 2,26 miliarda dzieci, a 2 miliardy z nich oddychają powietrzem, które jest niebezpieczne dla zdrowia. Najwięcej z nich, bo 620 milionów, zamieszkuje Azję Południową. Kolejnych 520 milionów ofiar zatrutego powietrza zamieszkuje Afrykę, a 450 milionów mieszka w Azji Wschodniej, głównie w Chinach. « powrót do artykułu
  2. Nepalska armia zakończyła spuszczanie ponad 4 mln m3 wody z leżącego w rejonie Everestu jeziora lodowcowego Imja. W 2009 r. opisano je jako jedno z najszybciej rozwijających się jezior glacjalnych Himalajów. Ponieważ wody utrzymywała w miejscu morena końcowa lodowca, położonym niżej osadom, mostom i szlakom trekkingowym groziło zalanie. Już w 2000 r. powierzchnia jeziora wzrosła do ok. 0,8 km2, a średnie tempo wzrostu wynosiło 0,02 km2 rocznie. Na podstawie zdjęcia z 21 listopada 2009 r. opublikowanego na Google Earth wyliczono zaś, że Imja Tsho osiągnęło obszar aż 1,055 km2, a w latach 2000-09 tempo powiększania zbiornika sięgnęło 0,025 km2 rocznie. Pierwotnie jezioro miało miejscami nawet 149 m głębokości. Po operacji wojskowej poziom wody spadł jednak o 3,4 m. Jak wyjaśniają specjaliści, wzrost globalnych temperatur prowadzi do szybszego topnienia lodowców. Należy też pamiętać o tym, że zeszłoroczne trzęsienie ziemi w Nepalu mogło jeszcze bardziej zdestabilizować Imja Tsho. Przedstawiciele armii podkreślają, że wojsko i Szerpowie przez 6 miesięcy pracowali nad budową ujścia. Wodę spuszczano stopniowo przez 2 miesiące. o zrealizowany bez przeszkód projekt pilotażowy. Teraz model będzie można odtworzyć [gdzie indziej], by zmniejszyć ryzyko dotyczące pozostałych jezior glacjalnych - wyjaśnia Top Khatri, menedżer projektu z ramienia Wydziału Hydrologii i Meteorologii. Z powodu dużych opadów śniegu i zagrożeń związanych z wysokością zespół mógł bezpiecznie pracować zaledwie parę godzin dziennie. Na początku kilka osób trzeba było ewakuować z powodu choroby wysokościowej, ale z czasem wszyscy zaaklimatyzowaliśmy się do tego miejsca - opowiada podpułkownik Bharat Shrestha. Spuszczenie wody z jeziora Imja i zainstalowanie systemów wczesnego ostrzegania to część projektu ONZ-etu, który ma pomóc Nepalowi poradzić sobie ze zmianą klimatu. Wielu Szerpów uważa ponoć, że Imja Tsho poświęcono zbyt wiele uwagi, ignorując zagrożenie stwarzane przez inne jeziora. Od lat 60. XX w. jeziora glacjalne wylały z brzegów ponad 20 razy. Do trzech zdarzeń tego rodzaju doszło w rejonie Everestu albo w jego pobliżu. « powrót do artykułu
  3. Struktura złogów patologicznego białka tau determinuje typ demencji (tzw. taupatii), regiony mózgu, na które wpłynie choroba oraz tempo jej rozwoju. Oprócz zapewnienia bazy do ustalenia, czemu u pacjentów rozwijają się różne typy neurodegeneracji, nasze badanie daje nadzieję na opracowanie leków na specyficzne taupatie oraz ich dokładną diagnostykę. Wyniki pokazują, że jednakowa strategia dla wszystkich może nie działać i że powinniśmy przystępować do testów klinicznych i prac farmakologicznych ze świadomością, z jaką formą białka tau mamy do czynienia - podkreśla dr Marc Diamond z Centrum Medycznego UT Southwestern. By odtworzyć poszczególne konformacje złogów białka tau, a było ich aż 18, Amerykanie zastosowali specjalne układy komórkowe. Później zaszczepili je w mózgach myszy. Okazało się, że każda z form utworzyła inne patologiczne wzorce. Poszczególne typy białka tau wywoływały patologie MAP-tau, które rozprzestrzeniały się po mózgu z różną prędkością i w specyficznych regionach. Eksperyment zademonstrował, że sama struktura patologicznego białka tau wystarczy, by wywołać większość, jeśli nie całe zróżnicowanie widoczne we wszystkich ludzkich taupatiach. Jakiś czas temu laboratorium Diamonda stwierdziło, że tau zachowuje się jak prion. Okazało się, że w ludzkim mózgu tau może tworzyć wiele unikatowych szczepów (samoreplikujących się struktur). Później naukowcy opracowali metody odtwarzania ich w laboratorium. To badanie pozwoliło na przeprowadzenie najnowszego studium, w ramach którego testowano, czy poszczególne szczepy odpowiadają za różne postaci demencji (chorobę Alzheimera, otępienie czołowo-skroniowe czy przewlekłą encefalopatię pourazową). Po zaszczepieniu 18 szczepów w mózgach myszy autorzy publikacji z pisma Neuron zauważyli, że o ile część z nich działała szybko i na dużą skalę, o tyle inne replikowały się tylko w ograniczonych obszarach mózgu albo powodowały rozległą taupatię w bardzo wolnym tempie. To wyjaśniło, czemu pewne obszary mózgu są podatne w jednych przypadkach, ale nie w innych i czemu jedne choroby postępują prędko, a inne wolno. W przypadku choroby Alzheimera problemy rozpoczynają się np. w ośrodkach pamięciowych i dopiero potem rozprzestrzeniają się do rejonów kontrolujących takie funkcje jak język. Dla odmiany w otępieniu czołowo-skroniowym wskutek początkowej degeneracji obszarów skroniowych i czołowych ośrodki pamięci są raczej chronione, a pacjenci wykazują najpierw zmiany osobowościowe i dotyczące zachowania. « powrót do artykułu
  4. W tworzonym przez specjalistów z całego świata katalogu NEO (Near Earth Object - obiekt bliski Ziemi), znajduje się już 15 000 obiektów. Ich liczba bardzo szybko rośnie od czasu, gdy przed zaledwie 3 laty katalog liczył 10 000 pozycji. NEO to obiekty od asteroid po komety, których orbity znajdują się na tyle blisko naszej planety, iż mogą w nią uderzyć. Wielkość tych obiektów waha się do metrów po dziesiątki kilometrów średnicy. NEO to jedynie niewielka część ze znanej nam, liczącej ponad 700 000 przedstawicieli, populacji asteroid w Układzie Słonecznym. Tempo odkrywania NEO bardzo się zwiększyło w ostatnich latach. Co tydzień zespoły na całym świecie odkrywają średnio 30 tego typu obiektów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu 30 obiektów wykrywano w ciągu roku. Wysiłek się opłaca. Sądzimy, że odkryliśmy już 90% obiektów o średnicy powyżej 1000 metrów. Jednak, pomimo dużego postępu, znamy prawdopodobniej jedynie 10% NEO o średnicy 100 metrów i mniej niż 1% tych o średnicy 40 metrów - mówi Ettore Perozzi, dyrektora należącego do Europejskiej Agencji Kosmicznej NEO Coordination Centre w pobliżu Rzymu. Dwa główne programy badawcze mające na celu wykrywanie NEO prowadzone są w USA. Jeden to Catalina Sky Survey z siedzibą w Arizonie, a drugi to Pan-STARRS na Hawajach. W ramach obu programów odkrywanych jest około 90% nowych NEO. ESA prowadzi program o nazwie Space Situational Awarness. W ostatnich latach skupia się ono na potwierdzaniu zaobserwowanych gdzie indziej nowych obiektów i dokładniejszym śledzeniu ich orbit. ESA pracuje też nad nowym rodzajem teleskopów o szerokim kącie widzenia, które mają rozpocząć pracę około roku 2018. W niedalekiej przyszłości poszukiwanie asteroid rozpocznie też Large Synoptic Survye Telescope, który budowany jest w Chile. « powrót do artykułu
  5. Pod posadzką w pobliżu południowej wieży katedry w Santiago de Compostela znaleziono podczas prac konserwatorskich granitową figurę, która mierzy 185 cm i powstała pod koniec XII albo na początku XIII w. Charakterystyczne zagięcie szat sugeruje, że posąg powstał w warsztacie Maestra Mateo; inne posągi jego autorstwa - prorocy i patriarchowie - zdobią fasadę katedry. W środku znajduje się zaś słynny Portal Chwały i to w nim, wg specjalistów, była pierwotnie ustawiona statua. W XVI w. podczas prac modernizacyjnych figurę usunięto i ostatecznie porzucono. Pomieszczenie, w którym na nią natrafiono, zamknięto ok. 100 lat temu, ale eksperci zgodnie twierdzą, że leżała tam o wiele dłużej. Niewykluczone, że prowadzone właśnie prace ujawnią kolejne rzeźby z tego samego okresu. Figura zachowała się z kolumną, do której była przymocowana. To sugeruje, że stanowiła część Portalu Chwały. Sposób obróbki kamienia to kolejna wskazówka prowadząca do Mistrza Mateo. Postać przedstawia człowieka; płeć męska, brak obuwia i aureola, a nie skrzydła wskazują ponoć na proroka. W najbliższym czasie figura ma zostać oczyszczona. Później trafi do Madrytu - do Muzeum Prado, gdzie 28 listopada zadebiutuje na wystawie poświęconej Mistrzowi Mateo. Jej organizatorami są Fundacja Katedry i Real Academia Gallega de Bellas Artes. « powrót do artykułu
  6. Neandertalczycy zamieszkujący chłodne regiony jedli o wiele więcej roślin niż dotąd sądzono. Takie wnioski wypływają z badań płytki nazębnej, przeprowadzonych przez Roberta Powera z Uniwersytetu w Lejdzie. Dotąd zakładano, że 30-180 tys. lat temu rośliny stanowiły ważną część menu neandertalczyków ze śródziemnomorskich regionów Eurazji, ale nie odnosiło to do chłodnych regionów, takich jak tzw. stepy mamucie. W czasie maksimum ostatniego zlodowacenia step mamuci był jednym z największych biomów, który rozciągał się od Hiszpanii, przez Eurazję, aż do Kanady i jej arktycznych wysp. Jego południową granicę stanowiły Chiny. Cechował go chłodny i suchy klimat. Roślinność była zdominowana przez produktywne trawy, zioła i zakrzewienia wierzbowe, a gros fauny stanowiły wielkie zwierzęta stadne: żubry, konie i mamuty włochate. Paleoantropolodzy sądzili, że neandertalczycy ze stepów mamucich byli mięsożerni i jedli wyłącznie duże dzikie zwierzęta. Zakładali, że ograniczona dieta przyczyniła się do ich wyginięcia. Tymczasem Power odkrył, że nawet w tym chłodnym klimacie homonidy regularnie żywiły się roślinami. Step mamuci nie jest dobrze rozumianym habitatem, bo przestał istnieć przez zmiany klimatu i wyginięcie megafauny. Niewykluczone, że był dla neandertalczyków o wiele bardziej użyteczny, niż sądziliśmy. Power analizował mikrobotaniczne cząstki z płytki nazębnej neandertalczyków z 6 stanowisk archeologicznych, m.in. z Chorwacji, Włoch i Rosji. Wyniki uzyskane z analizy materiału z 48 zębów wskazują, że neandertalczycy ze wszystkich tych regionów regularnie jadali rośliny. Holender ocenił miarodajność badania płytki jako metody rekonstrukcji diety, analizując płytkę grupy szympansów (zmarły one ostatnio z przyczyn naturalnych; ich dietę monitorowano przez 20 lat). Okazało się, że płytka rzeczywiści stanowi odzwierciedlenie menu z dłuższych okresów. [...] Jedyną przyczyną zaskoczenia wynikami jest to, że oczekujemy, że pod względem poszukiwania/wyboru pożywienia neandertalczycy będą przypominać współczesnych zbieraczy-myśliwych. [...] W przeszłości postrzegaliśmy neandertalczyków jako prymitywnych jaskiniowców o bardzo podstawowym zachowaniu. Po uaktualnieniu danych uznajemy ich [z kolei] za bardzo współczesnych. To jednak nie oznacza, że powinniśmy ich upychać do szufladki - naszej własnej wersji człowieczeństwa. « powrót do artykułu
  7. Podczas spotkania Commission for the Conservation of Antarctic Marine Livin Resources (CCAMLR) zapadła decyzja o utworzeniu największego na świecie obszaru chronionego. Powstanie on na Morzu Rossa i będzie miał powierzchnię 1,55 miliona kilometrów kwadratowych. Rezerwat zacznie działać w grudniu przyszłego roku. Jego celem jest ochrona zwierząt żyjących na Morzu Rossa przed zagrażającą im działalnością człowieka, taką jak np. rybołówstwo. Około 72% rezerwatu będzie objęte całkowitym zakazem połowów. W pozostałej części dopuszczalne będą połowy ryb i krylu do celów naukowych. Antarktyczne wody to jedne z niewielu terenów morskich, których człowiekowi nie udało się zniszczyć. Są one zamieszkiwane przez pingwiny, foki Wedla czy orki. Nowy rezerwat powstał z inicjatywy Nowej Zelandii i USA, a ostatnim krajem, który blokował jego powołanie była Rosja. W końcu udało się przełamać opór Moskwy. To kamień milowy na drodze ku ochronie Antarktyki i Oceanu Południowego. Po dekadzie negocjacji udało się w końcu uzgodnić ochronę Morza Rossa - mówi Rod Downie z WWF. Zauważa on jednak, że to dopiero początek. Rezerwat powołano na 35 lat. Chcemy stałego bezterminowego porozumienia, dzięki któremu możliwe stanie się zachowanie dla przyszłych pokoleń orek, pingwinów, fok i tysięcy innych niezwykłych gatunków - stwierdził Downie. To zwycięstwo dla orek, antara polarnego i pingwinów zamieszkujących Morze Rossa oraz dla milionów ludzi, którzy wspierali pomysł utworzenia rezerwatu. Wzywamy społeczność międzynarodową do ustanowienia stałej ochrony również w innych częściach Oceanu Antarktycznego oraz świata - powiedział John Hocevar, biolog morski z Greenpeace. Przed 2 miesiącami informowaliśmy o powiększeniu do 1,5 miliona kilometrów rezerwatu znajdującego się u wybrzeży Hawajów. « powrót do artykułu
  8. Należący do koleniowatych Squalus acanthias suckleyi jest mistrzem w recyklingu amoniaku z mórz. Przekształca go w mocznik, którym zastępuje ten ubywający z organizmu. Amoniak to w środowisku wodnym wszechobecna toksyna (dla ryb jest poważnym zagrożeniem). Może występować w roztworze jako gaz (NH3) lub jon (NH4+), wszystko zależy od pH. Mówiąc o amoniaku, autorzy publikacji z The Journal of Experimental Biology mieli na myśli obie te postaci łącznie. Większość ryb (w tym doskonałokostne Teleostei) to organizmy amonioteliczne, u których głównym produktem przemiany białkowej jest amoniak. Jest on wydalany przez skrzela w takim samym tempie, w jakim powstaje, dzięki czemu udaje się uniknąć dysfunkcji mózgowej czy nawet zgonu. Wyjątkiem są spodouste, relatywnie mała (poniżej 1200 gatunków), ale istotna ekologicznie grupa. Są one organizmami ureotelicznymi, co oznacza, że głównym produktem przemiany aminokwasów jest w ich przypadku o wiele mniej toksyczny mocznik. Co ważne, należą one także do zwierząt ureosmotycznych, które utrzymują wysoki poziom mocznika w płynach ustrojowych, tak by wewnętrzna osmolarność była równa lub nieco wyższa niż wody morskiej. W ten sposób unikają jej picia i związanych z tym kosztów jonoregulacyjnych. We wrześniu 2015 r. naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej prowadzili eksperymenty na 10 dorosłych samcach S. acanthias suckleyi z Centrum Nauk Morskich w Bamfield. Każdy rekin był przez 10 godzin (w różnych dniach) wystawiany na oddziaływanie następujących podwyższonych stężeń amoniaku: 100, 200, 400, 800 i 1600 µmol l−1. Stężenie amoniaku i mocznika oceniano w 2-godzinnych odstępach. Okazało się, że rekiny te potrafią absorbować duże ilości amoniaku przez skrzela - podkreśla Chris Wood. Kanadyjczycy wyjaśniają to tym, że spodouste często muszą się długo obchodzić bez jedzenia, tracą też azot wraz z mocznikiem uciekającym przez skrzela. Wood i jego doktorantka Marina Giacomin zauważyli, że amoniak nie jest absorbowany na drodze prostej dyfuzji, ale w wyniku procesu biologicznego. Prawdopodobnie gaz dostaje się do tkanek za pośrednictwem białek Rh - kanałów jonowych znanych z transportowania cząsteczek gazowego amoniaku (NH3) przez błony. « powrót do artykułu
  9. Naukowcom udało się zidentyfikować pierwszą znaną nam skamieniałą tkankę mózgową dinozaura. Pochodzi ona od osobnika znalezionego w Sussex. Tkanka przypomina tę występującą u współczesnych krokodyli i ptaków. Skamieniałość należy do gatunku blisko spokrewnionego z iguanodonem. Znalazł ją w 2004 roku poszukiwacz skamieniałości, Jamie Hiscocks. Szanse na zachowanie się tkanki mózgowej są niezwykle małe, dlatego też odkrycie to jest tak cenne - mówi doktor Alex Liu, z Cambridge University. Tym razem tkanka się zachowała, gdyż wkrótce po śmierci zwierzęcia jego mózg trafił do wysoce kwasowego, zawierającego niewiele tlenu, zbiornika wodnego. Tkanki uległy mineralizacji zanim się rozłożyły. Sądzimy, że dinozaur ten padł blisko zbiornika lub w nim, a jego głowa została pogrzebana w osadach - stwierdza doktor David Norman. Specjaliści z Cambridge we współpracy z naukowcami z University of Western Australia wykorzystali skaningowy mikroskop elektronowy do zidentyfikowania opon mózgowych, kolagenu i naczyń krwionośnych. Zauważono też struktury kory mózgowej i naczyń włosowatych. U typowych gadów mózg ma kształt kiełbasy, otoczony jest gęstą siecią naczyń krwionośnych i zatokami. Sam mózg zajmuje około połowy przestrzeni w czaszce. Tymczasem wydaje się, że skamieniały mózg dotykał czaszki, co może sugerować, iż dinozaury miały duży mózg. Naukowcy zalecają jednak ostrożność, gdyż najprawdopodobniej głowa martwego dinozaura była odwrócona i w miarę, jak mózg się rozkładał, grawitacja powodowała, iż naciskał on na czaszkę. Jako, że nie widzimy samych płatów, nie możemy stwierdzić, jak duży był mózg tego dinozaura. Oczywiście niewykluczone jest, że dinozaury miały większe mózgi niż sądzimy, ale nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić na tym konkretnym przykładzie - stwierdzili autorzy badań. « powrót do artykułu
  10. British Museum przyznało, że w grudniu ubiegłego roku doszło do uszkodzenia bezcennej rzeźby Wenus. Wypadek miał miejsce podczas organizowanej w muzeum imprezy. Jeden z kelnerów schylił się pod rzeźbą, a gdy się prostował, uderzył głową w jej rękę, odłamując kciuk. Na szczęście kciuk odłamał się czysto i nie uległ uszkodzeniu po upadku na podłogę. Rzeźba została już odrestaurowana. Uszkodzona rzeźba to Townley Venus. Pochodzi ona z I lub II wieku naszej ery i jest rzymską kopią greckiego oryginału z IV wieku przed Chrystusem. Townley Venus została wykopana w 1775 roku w łaźniach w porcie Ostia.Kupił ją angielski kolekcjoner Charles Townley. W 1805 roku została ona sprzedana British Museum. Rzeźbie brakuje też palca wskazującego, który został utracony zanim jeszcze trafiła ona do muzeum. Przedstawiciele placówki kulturalnej oświadczyli, że traktują wypadek bardzo poważnie, a konserwatorzy byli w stanie umocować kciuk do rzeźby. Ponownie przeszkolono też wszystkie osoby odpowiedzialne za organizację imprez. « powrót do artykułu
  11. Najdokładniejszy zegara atomowy świata - Zegar Szafirowy - został przystosowany do potrzeb technologii radarowych i GPS. Naukowcy z University of Adelaide udoskonalili Kriogeniczny Oscylator Szafirowy (Zegar Szafirowy) tak, by dzielił on czas na niemal attosekundowe odcinki. Zegar jest od 10 do 1000 razy bardziej stabilny niż konkurencyjne technologie. Zegary atomowe charakteryzują się świetną długoterminową stabilnością. Jednak w systemach elektronicznych ważniejsza jest stabilność krótkoterminowa. W przypadku Zegara Szafirowego wynosi ona 1x10-17, co oznacza, że może się on pomylić o jedną sekundę raz na 3 miliardy lat. W przełożeniu na stabilność na przestrzeni 1 sekundy jest to wynik o 1000 razy lepszy od komercyjnie dostępnych zegarów atomowych. Zegar Szafirowy został skonstruowany w 1989 roku przez profesora Andre Luitena z Zachodniej Australii. Później uczony wraz z zespołem przenieśli się do Adelajdy, gdzie kontynuowali prace nad udoskonalaniem zegara. Obecnie grupa pod kierunkiem Martina O'Connora pracuje nad takim zmodyfikowaniem urządzenia, by mogło ono znaleźć zastosowanie w przemyśle. Tak dokładne pomiary czasu przydadzą się np. w przemyśle obronnym, komputerowym czy radioastronomii. Zegar o wymiarach 100x40x40 centymetrów wykorzystuje naturalny rezonans syntetycznego szafiru. Profesor O'Connor zapewnia, że urządzenie można pomniejszyć o 60% bez zbytniego wpływu na jakość jego pracy. Nasza technologia zdecydowanie wyprzedza konkurencję. Czas by ją skomercjalizować. Możemy dostosować nasz oscylator do wymagań klientów, zmniejszyć jego wymiary, wagę i zużycie energii, a i tak będzie on znacznie doskonalszy niż inne systemy - stwierdził uczony. Komercyjna wersja Szafirowego Zegara ma zadebiutować na rynku już w przyszłym roku. « powrót do artykułu
  12. Pamiętając, jak dużą popularnością cieszyło się w Chinach puszkowane czyste powietrze z różnych państw, np. Francji, Kanady czy Australii, Dominic Johnson-Hill, urodzony w Wielkiej Brytanii właściciel pekińskiego sklepu z pamiątkami Plastered 8, postanowił postąpić tak samo z zanieczyszczonym powietrzem ze stolicy Chin. Jak pomyślał, tak zrobił i odniósł wielki sukces. To idealny pomysł. Co innego można zabrać do domu z Pekinu? Pieczoną kaczkę albo koszulkę? Puszki są lekkie i łatwe w transporcie. Wyobraźcie sobie [też] minę kogoś, kto dostaje je na Gwiazdkę - opowiada Johnson-Hill. Na puszkach umieszczono widoki-ikony Pekinu oraz opis zawartości: "unikatowa mieszanka azotu, tlenu i innych rzeczy". Za jedno opakowanie trzeba zapłacić 28 RMB, czyli ok. 4 dol. Wystarczy udać się do Plastered 8 albo zrobić zakupy w sklepie internetowym. Chętni muszą się jednak spieszyć, bo jak podkreśla Brytyjczyk, towar rozchodzi się jak ciepłe bułeczki (sprzedaje się po kilkaset sztuk dziennie). Niektórzy mają wątpliwości, czy naprawdę zapuszkowano powietrze z Pekinu. Na puszce widać bowiem wyraźnie napis: wyprodukowano w Shenzhen. Większość ludzi uznaje to jednak za żart... « powrót do artykułu
  13. Qualcomm ogłosił, że przejmie holenderską firmę NXP Semiconductor. Jeśli transakcja o wartości 47 miliardów USD dojdzie do skutku, będzie to największe przejęcie w historii przemysłu półprzewodnikowego. A będzie ono miało miejsce na mniej niż rok po tym, jak NXP przejęło Freescale za kwotę 12 miliardów dolarów. W ubiegłym roku Qualcomm był czwartym, a NXP siódmym największym na świecie dostawców półprzewodników. Firma NXP powstała przed 10 laty z wydziału półprzewodnikowego wydzielonego z Philipsa. Niemal 40% przychodów NXP pochodzi z rynku motoryzacyjnego. Jeśli Qualcomm przejmie tę firmę, stanie się mniej zależny od rynku smartfonów. Zgodę na przejęcie wyraziły jednogłośnie rady nadzorcze obu firm. Jeśli zaakceptują ją odpowiednie urzędy, to transakcja zostanie zamknięta przed końcem przyszłego roku. Połączone przedsiębiorstwa będą notowały roczne przychody wynoszące ponad 30 miliardów dolarów, będą działały na rynkach, które w 2020 roku będą warte 138 miliardów dolarów i będą liderami na rynkach mobilnym, motoryzacyjnym, IoT, bezpieczeństwa oraz sieci. « powrót do artykułu
  14. Zidentyfikowano bakteryjne geny, które mogą złagodzić przebieg malarii. Wyniki badań zespołu z Uniwersytetu Tennessee w Knoxville i Uniwersytetu w Louisville ukazały się w piśmie Frontiers in Microbiology. W lutym tego roku Amerykanie opublikowali badanie, które wykazało, że przebieg malarii zależy nie tylko od pasożyta (zarodźca) czy gospodarza, ale i od bakterii w zainfekowanym organizmie (badano mikrobiom jelitowy myszy). W ramach nowego studium próbowano lepiej zrozumieć działanie bakterii mikroflory. W tym celu Joshua Stough przeanalizował setki genów i ustalił, że cechy świadczące o potencjalnym wpływie na malarię występują w 32 genach bakteryjnych i 38 genach mysich. Jesteśmy zadowoleni, bo to oznacza, że zostaje niewielka liczba genów, na których będziemy pracować - dodaje Steven Wilhelm. Odkrycia poczynione w ramach 2. badania mogą pomóc naukowcom w analizie i porównaniu zebranych danych. W ten sposób można sprawdzić, czy to, co widzimy my, ujawnia się także w próbkach z regionów występowania malarii. « powrót do artykułu
  15. Stymulacja specyficznej grupy neuronów dopaminergicznych wywołuje u myszy poddanych znieczuleniu ogólnemu objawy wybudzenia (stawanie na nogi i chodzenie), mimo kontynuacji podawania anestetyku - izofluranu. Naukowcy z Massachusetts General Hospital (MGH) i MIT-u podkreślają, że ustalenia te mają znaczenie nie tylko dla odwracania nieprzytomności wywołanej znieczuleniem, ale i leczenia śpiączki czy przedawkowania opioidów. Obecnie nie ma sposobu, by aktywnie wybudzić kogoś poddanego znieczuleniu ogólnemu. Zrozumienie mechanizmów sprzyjających wybudzeniu może pomóc w opracowaniu terapii chorób związanych z niską świadomością, np. pourazowego uszkodzenia mózgu - opowiada dr Norman Taylor. Odkrycie grupy neuronów, które potrafią dać tak silny efekt pobudzający, zmienia sposób, w jaki myślimy o wychodzeniu ze znieczulenia i prawdopodobnie śpiączki. Wcześniejsze prace dr. Kena Solta, współautora najnowszego studium, pokazały, że stymulanty takie jak amfetamina czy metylofenidat mogą odtworzyć świadomość u zwierząt, którym nadal podawane jest znieczulenie ogólne. W raporcie opublikowanym w sierpniu 2014 r. w piśmie Anesthesiology ujawniono zaś, że stymulacja pola brzusznego nakrywki (jądra limbicznego śródmózgowia), które wytwarza dopaminę, także wybudza znieczulone szczury. Ponieważ zastosowana 2 lata temu stymulacja elektryczna może aktywować wszystkie przyległe neurony, w obecnym badaniu posłużono się bardziej wysublimowaną techniką - optogenetyką. W ten sposób za pomocą światła aktywowano wyłącznie dopaminergiczne neurony pola brzusznego nakrywki (ang. ventral tegmental area, VTA). Okazało się, że wszystkie myszy z neuronami z genem kodującym światłoczułe białko z rodziny opsyn przejawiały symptomy wybudzenia - poruszanie się, stawanie i chodzenie - w reakcji na pulsy światła niekierowane na VTA. Działo się tak, mimo że zwierzętom nadal podawano izofluran. Pobudzenie w odpowiedzi na światło nie występowało, gdy gryzoniom aplikowano czynnik blokujący sygnalizację receptora D1. Wg Amerykanów, oznacza to, że to sygnalizacja dopaminowa odpowiada za przeciwdziałanie skutkom znieczulenia. EEG wykonywane w czasie optogenetycznej stymulacji VTA ujawniło wzorce podobne, ale nie identyczne jak u nieznieczulonych zwierząt. Jednym z zaobserwowanych skutków stymulacji neuronów dopaminergicznych był wzrost częstości oddechu, co może mieć znaczenie dla leczenia sedacyjnych skutków różnych leków, np. opioidów [...] - podsumowuje Taylor. « powrót do artykułu
  16. Były wicedyrektor NSA John C. Inglis stwierdził w wywiadzie dla International Business Times, że NSA nie musi już starać się o wyłączenie Wikileaks czy zaszkodzenie portalowi. Zdaniem Inglisa Wikileaks przestało być zagrożeniem, a stało się organizacją, która jest tak wewnętrznie zagubiona, że wkrótce może dojść do jej samolikwidacji. Początkiem końca Wikileaks miała być publikacja materiałów, które mogą wpłynąć na wynik wyborów w USA. A zapowiedzią kłopotów Wikileaks jest ostatnia decyzja Ekwadoru o odcięciu Julianowi Assange dostępu do internetu. Biorąc pod uwagę fakt, że z braku nowych istotnych informacji Wikileaks publikuje takie, które mogą być uznane za próbę wpływu na wynik wyborów, a informacje mogą pochodzić od rosyjskich służb specjalnych, co z kolei źle wpływa na wizerunek Wikileaks, Inglis stwierdza nie jestem pewien, czy musimy się starać, by im zaszkodzić. Niewykluczone, że z upływem czasu w sposób naturalny dojdzie tam do rozkładu i nie będą ani tak interesujący, ani tak wpływowi jak niegdyś. « powrót do artykułu
  17. Sonda Voyager 2 przeleciała w pobliżu Urana przed 30 laty, ale naukowcy analizujący zdobyte przez nią dane wciąż odnajdują w nich użyteczne informacje. Teraz specjaliści z University of Idaho twierdzą, że w pobliżu pierścieni Urana znajdują się dwa nieznane niewielkie księżyce. Na ich trop wpadł doktorant Rob Chancia, który na zdjęciach przesłanych przez Voyagera 2 zauważył wzorce charakterystyczne dla obecności księżyców. Jednym z tych wzorców były periodyczne zmiany ilości materiału na krawędzi pierścienia alfa, a jeszcze bardziej wyraźny wzorzec odkrył na pobliskim pierścieniu beta. Gdy patrzymy na ten wzorzec z różnych punktów pierścienia zauważamy, że zmienia się tam długość fali światła, a to wskazuje, że coś się zmienia, gdy podróżujemy wzdłuż pierścienia. Coś, co łamie symetrię - mówi profesor fizyki Matt Hedman. Chancia i Hedman specjalizują się w fizyce pierścieni planetarnych. Dotychczas badali pierścienie Saturna analizując dane z sondy Cassini. Na tej podstawie wpadli na kilka pomysłów dotyczących fizyki takich pierścieni i postanowili je sprawdzić przyglądając się danym dotyczącym pierścieni Urana. Skupili się przede wszystkim na zbadaniu zmian sygnałów radiowych, które były wysyłane przez Voyagera na Ziemię i przechodziły przez pierścienie Urana oraz na notowanych przez sondę zmianach światła gwiazd przechodzącego przez pierścienie. Uczeni zauważyli, że zmiany tych sygnałów odpowiadają zmianom powodowanym przez te części pierścieni Saturna, przez które przechodzą księżyce. Przeprowadzone analizy sugerują, że Uran ma dwa nieznane dotychczas księżyce o średnicy 4-14 kilometrów. Jeśli to prawda, byłyby to najmniejsze znane nam księżyce Urana. Znamy równie małe księżyce Saturna, jednak satelity Urana są trudniejsze do wykrycia, gdyż pokrywa je ciemny materiał. Profesor Hedman uważa, że odkrycie to pozwali na wyjaśnienie niektórych tajemnic pierścieni Urana, które są znacząco węższe od pierścieni Saturna. Te nieznane księżyce mogą działać jak 'ogrodzenia' zapobiegające rozproszeniu się pierścieni. Wiadomo, że dwa z 27 znanych księżyców Urana - Ofelia i Kordelia - w taki właśnie sposób oddziałują na pierścień epsilon. Hedman i Chancia nie mają zamiaru poszukiwać wspomnianych księżyców. Pozostawiają to innym, a sami nadal zajmują się fizyką pierścieni. « powrót do artykułu
  18. Powstała platforma internetowa, dzięki której naukowcy będą mogli sfinansować swoje projekty z pomocą internautów. Twórcy ScienceShip.com mają nadzieję, że ich pomysł wesprze proces komercjalizacji nauki w Polsce. Crowdfunding czyli finansowanie społecznościowe dynamicznie rozwija się od kilku lat nie tylko na świecie, ale i w Polsce. Internauci chętnie współfinansują nowe projekty, ale dotychczas były one kojarzone przede wszystkim z nowymi technologiami, wydawaniem gier i płyt oraz organizacją wydarzeń. My chcieliśmy połączyć świat biznesu oraz internautów z instytucjami badawczymi i naukowcami. Najlepszym rozwiązaniem okazała się platforma crowdfundingowa – tłumaczą Grzegorz Mączyński pomysłodawca ScienceShip.com i Robert Murzynowski, współzałożyciel platformy. Tak powstał portal ScienceShip.com – pierwsza w Polsce crowdfundingowa platforma tematyczna wspierająca naukę. Zdaniem jego twórców działające dotychczas platformy - takie jak PolakPotrafi.pl, Wspieram.to czy Odpalprojekt.pl - poświęcone są wielu zagadnieniom, kojarzonym zwłaszcza z rozrywką. Na świecie jest podobnie. Jedyną szerzej znaną platformą tematyczną poświęconą nauce jest Experiment.com, który działa na terenie Stanów Zjednoczonych. Nie ma ona jednak rozwiązań ułatwiających bezpośrednią współpracę między projektodawcami a inwestorami oraz organizację konkursów dla naukowców, które są dostępne na ScienceShip.com – twierdzą założyciele platformy. Zdaniem prof. Macieja Banacha, znanego kardiologa i przewodniczącego rady naukowej Scienceship.com, dla naukowców crowdfunding może być z jednej strony alternatywą dla grantów krajowych i zagranicznych, ale też stanowić ich uzupełnienie. Naukowcy mogą się starać o dofinansowanie z instytucji finansujących i mogą projekt lub jego część wystawić na Scienceship.com. Jedno drugiemu nie przeszkadza, ponieważ może to np. posłużyć pozyskaniu wkładu własnego na projekty dofinansowane ze środków publicznych lub unijnych – mówi prof. Banach. Zdaniem profesora, tego typu finansowanie oddolne jest już z sukcesem wykorzystywane przez naukowców w USA. Finansującym lub donatorom, w tym małym i dużym przedsiębiorcom czy osobom prywatnym, pozwala wspierać badania nad innowacyjnymi metodami diagnostycznymi lub metodami leczenia określonej choroby. Znany jest przypadek, w którym na poszukiwanie rozwiązań terapeutycznych w leczeniu choroby rzadkiej zebrano ponad 2,5 mln dolarów – podkreśla prof. Maciej Banach. ScienceShip.com umożliwi nie tylko pozyskanie finansowania, ale również sprawdzenie pomysłu na rynku, ponieważ internauci będą mogli "głosować" za jego przydatnością w przypadku komercjalizacji, co też jest nowością. Mamy już bazę inwestorów i to do nich najpierw roześlemy pierwsze zgłoszone projekty – tłumaczy Mączyński. Pomysłodawcy ScienceShip.com liczą głównie na projekty naukowe i badawcze z zakresu medycyny, biotechnologii czy bioekologii, ale miejsce na platformie znajdą również te, które wpisują się w inne dziedziny: edukację i popularyzację nauki, fizykę i matematykę, chemię, psychologię, socjologię, projektowanie i sztukę, filozofię i historię, informatykę, nauki polityczne i prawo, ekonomię czy inżynierię. Za pomocą ScienceShip.com finansowania można szukać zarówno w Polsce, jak i na świecie. Model prawny funkcjonowania platformy został uproszczony i sprowadzony do sprzedaży przedpłaconej za produkt lub usługę oferowaną przez projektodawcę, dzięki czemu łatwiejsze powinno być jego stosowanie. ScienceShip.com współpracuje z PayPalem i TPay.com, które umożliwiają realizację przelewów, w tym międzynarodowych. Pieniądze będą wpływały bezpośrednio na konto projektodawcy. Zainteresowani już mogą zapoznawać się z pierwszymi projektami, a naukowcy - wprowadzać swoje projekty. Największe i najważniejsze będą weryfikowane przez międzynarodową radę naukową. Twórcy platformy planują też działania motywujące naukowców oraz inwestorów, np. poprzez walkę o tytuł złotego mecenasa nauki. « powrót do artykułu
  19. Na Syberii znaleziono skamieniałość papugi. To najdalej na północ wysunięte miejsce, w jakim doszło do takiego odkrycia. Na kość skoku (łac. tarsometatarsus) ptaka natrafiono w zatoce na wyspie Olchon na Bajkale. Jej wiek ocenia się na 16-18 mln lat. Nikt wcześniej nie znalazł dowodów obecności papug na Syberii - podkreśla dr Nikita Zelenkow z Rosyjskiej Akademii Nauk. Autor publikacji z pisma Biology Letters dodaje, że to zarazem pierwsza okazja, kiedy skamieniałości papugi odkryto w Azji. Skamieniałość PIN 2614/218 wydobyto z dużą grupą innych kości zwierzęcych (głównie gryzoni, nosorożców czy hipopotamów). Lokalizacja jest interesująca również z tego względu, że zachowała się tu bogata społeczność kopalnych ptaków. Dotąd [od 2010 r.] nie znaleziono tu jednak żadnych ptaków egzotycznych. Zelenkow dodaje, że niestety kość nie wystarczy, by zrekonstruować wygląd albo zachowanie prehistorycznej papugi. Widzimy jednak [po pokroju skoku], że raczej przypominała dzisiejszych pobratymców. Prawdopodobne więc, że była bardzo współcześnie wyglądającym małym ptakiem, mniej więcej rozmiarów papużki falistej. Paleontolog zauważa również, że morfologia i rozmiary syberyjskiego okazu przywodzą na myśl odkrytą w 2010 r. w Bawarii Mogontiacopsitta miocaena. Obecnie większość papug żyje w rejonach tropikalnych i subtropikalnych, więc znalezienie szczątków papugi w okolicach, gdzie przez dużą część roku jest naprawdę zimno, wydaje się zaskakujące. Jak jednak wyjaśnia Rosjanin, we wczesnym miocenie okolice te były cieplejsze. Należy też pamiętać, że i dziś znane są papugi z chłodniejszych klimatów; jeden z gatunków występuje np. w Himalajach. Zelenkow uważa, że papugi dostały się z Azji do Ameryki Północnej przez Beringię. Badacz zestawił papugę z Syberii ze kośćmi współczesnych gatunków: żałobnicy żółtosternej (Calyptorhynchus funereus), konury niebieskoczelnej (Aratinga euops) i damy białokryzej (Lorius lory). « powrót do artykułu
  20. W 2011 roku naukowcy ze stacji McMurdo zauważyli na wysokości 30-115 kilometrów nad Antarktydą niezwykłe fale w atmosferze. Fale o długim okresie dochodzącym do wielu godzin były obserwowane przez kolejne lata. Co prawda w atmosferze na całym świecie obserwuje się fale, jednak te nad Antarktydą wyróżnia bardzo długi okres i naukowcy nie mieli pojęcia, co je powoduje. Teraz udało się rozwiązać tę intrygującą zagadkę. Zespół pracujący pod kierunkiem profesora Olega Godina z Naval Postgraduate School w Kalifornii uważa, że fale w antarktycznej atmosferze są wywoływane drganiami Lodowca Szelfowego Rossa. To największy lodowiec szelfowy na świecie. Jego powierzchnia sięga pół miliona kilometrów kwadratowych. Wibracje lodowca, powodowane przez fale oceanu i inne siły, są przekazywane do atmosfery, gdzie ulegają wzmocnieniu. Jeśli autorzy badań mają rację, to nauka zyskała właśnie przydatne narzędzie do monitorowania stanu Lodowca Szelfowego Rossa. Można będzie badać jego stan badając wybracje w atmosferze. To z kolei pozwoli lepiej zrozumieć lodowce szelfowe. Uczeni od dawna starają się je monitorować, gdyż rozpad lodowca szelfowego pośrednio - poprzez lód na lądzie -wpływa na poziom oceanów. Lodowce szelfowe buforują czy też powstrzymują lód z lądów przed przedostaniem się do oceanu. Długoterminowa ewolucja lodowca - to czy się on rozpadnie czy nie - to bardzo ważny czynnik mający wpływ na to, jak szybko rośnie poziom wód oceanicznych - wyjaśnia Peter Bromirski, oceanograf ze Scripps Institute of Oceanography. Podczas najnowszych badań zespół Godina wykorzystał modele komputerowe, by sprawdzić, czy wibracje Lodowca Szelfowego Rossa mogą skutkować pojawianiem się fal w atmosferze. Jeden z modeli traktował lodowiec szelfowy jako jednorodną lodową płytę, drugi jak wielowarstwowy płyn. Do modeli wprowadzono znane dane dotyczące elastyczności, gęstości czy grubości lodu. Obliczenia wykazały, że lodowiec szelfowy wywołuje w atmosferze wibracje o okresie 3-10 godzin, co zgadzało się z okresem obserwowanych fal. Ponadto model komputerowy przewidział, że fale takie powinny mieć długość 20-30 kilometrów. To również było zgodne z wcześniejszymi obserwacjami. Nawet jeśli jest to uproszczony opis lodu, to wyjaśnia on najważniejsze cechy zaobserwowanych fal. Dlatego też nie jest to hipoteza. Nazwałbym to teorią - stwierdził Godin. Mimo, że wibracje samego lodu są niewielkie, to zaburzenia atmosferyczne wpływają na ich znaczące wzmocnienie z powodu zmniejszonego ciśnienia w wysokich partiach atmosfery. Wystarczy, że lodowiec szelfowy przesunie się o 1 centymetr, by w górnych częściach atmosfery wywołać ruch powietrza liczący setki metrów w górę i w dół. Tak duże ruchy można z łatwością zaobserwować, dzięki czemu łatwo jest je badać i dzięki nim lepiej rozumieć zachowanie Lodowca Szelfowego Rossa. « powrót do artykułu
  21. Generowany przez ludzi hałas negatywnie oddziałuje na wykorzystanie zapachów przez zwierzęta. Przez to mogą one łatwiej paść ofiarą drapieżników. Biolodzy z Uniwersytetu Bristolskiego prowadzili eksperymenty terenowe z mangusteczkami karłowatymi (Helogale parvula). Okazało się, że odtwarzane nagrania ruchu drogowego negatywnie wpływały na zdolność tych zwierząt do wykrycia odchodów drapieżników. Nawet po wykryciu kału hałas wiązał się z gromadzeniem mniejszej ilości informacji i słabszą czujnością, co nadal sprawiało, że mangusteczki były bardziej narażone na niebezpieczeństwo. Wiemy od dawna, że hałas związany z urbanizacją, ruchem drogowym i lotniskami może niekorzystnie wpływać na ludzi, powodując stres, niedobór snu, problemy z sercem i wolniejsze uczenie. Teraz staje się coraz bardziej oczywiste, że antropogeniczny hałas oddziałuje na różne sposoby na wiele innych gatunków: ssaki, ptaki, ryby, owady i płazy - wyjaśnia prof. Andy Radford. Hałas może maskować cenne informacje akustyczne. Nasze badanie pokazuje po raz pierwszy, że zaburzeniu ulega również wykorzystanie informacji zapachowych. [Jednym słowem] antropogeniczny hałas może wpływać na podejmowanie decyzji w oparciu o dane zebrane za pomocą różnych zmysłów - dodaje Amy Morris-Drake. Brytyjczycy prowadzili badania na dzikich mangusteczkach karłowatych, które były tak przyzwyczajone do obecności ludzi, że przechodziły parę metrów od nich. Biolodzy zauważyli, że hałas ruchu drogowego zaburzał wszystkie adaptacyjne reakcje dot. drapieżników, w tym drobiazgowe badanie wskazówek, skanowanie otoczenia pod kątem niebezpieczeństwa i trzymanie się blisko norki. Choć wiele badań nad wpływem hałasu antropogenicznego obrazowało skutki dot. wokalizacji, wzorców przemieszczania się i żerowania, często trudno było określić, co to oznacza dla przetrwania lub sukcesu reprodukcyjnego. Przy analizie reakcji na wskazówki związane z obecnością drapieżnika mamy bezpośredni związek z przetrwaniem; podjęcie złej decyzji może bowiem skutkować śmiercią - zaznacza Morris-Drake. « powrót do artykułu
  22. Utrata snu prowadzi do zmian mikrobiomu jelit. Zmiany w różnorodności i liczebności mikroflory powiązano u ludzi z chorobami, takimi jak cukrzyca typu 2. czy otyłość. Z drugiej strony, choroby te wiążą się również z chronicznym niedoborem snu. Ponieważ nie było wiadomo, czy problemy ze snem prowadzą do zmian w mikrobiomie, zespół z Uniwersytetu w Uppsali i German Institute of Human Nutrition Potsdam-Rehbruecke zajął się wyjaśnieniem tej kwestii. Naukowcy zebrali grupę 9 zdrowych mężczyzn o prawidłowej wadze i sprawdzali, czy zmniejszenie liczby godzin snu do ok. 4 przez dwie kolejne noce zmienia mikrobiom jelit, w porównaniu do nocy z ok. 8 godzinami snu. Ogólnie nie znaleźliśmy dowodów, które by sugerowały, że ograniczenie snu wywołało zmiany w różnorodności mikrobiomu. Można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę długość interwencji i stosunkowo nieduże rozmiary próby. Przy dokładniejszej analizie grup bakterii zaobserwowaliśmy jednak zmiany, które przypominają te występujące podczas porównywania osób otyłych i z prawidłową wagą [...]. Chodzi o podwyższony stosunek Firmicutes do Bacteroidetes. By ustalić, do jakiego stopnia zmiany w mikrobiomie mogą pośredniczyć w niekorzystnych skutkach zdrowotnych przypisywanych niedoborowi snu, np. tyciu oraz insulinooporności, potrzeba dłuższych i zakrojonych na szerszą skalę interwencji [...] - podkreśla Jonathan Cedernaes. Autorzy publikacji z pisma Molecular Metabolism zauważyli, że po częściowym pozbawieniu snu ochotnicy byli o ponad 20% mniej wrażliwi na insulinę. Obniżona wrażliwość na insulinę nie wiązała się jednak ze zmianami w mikrobiomie. To sugeruje, że przynajmniej krótkoterminowo, zmiany w mikroflorze nie są centralnym mechanizmem, za pośrednictwem którego niedobór snu zmniejsza wrażliwość na ten hormon - podsumowuje Christian Benedict. « powrót do artykułu
  23. Autonomiczna ciężarówka firmy Otto wykonała swój pierwszy kurs. Pojazd przewiózł 2000 skrzynek piwa na liczącej ok. 190 kilometrów trasie pomiędzy Fort Collins a Colorado Springs. Test pokazuje, że autonomiczne ciężarówki mogą trafić na drogi szybciej niż autonomiczne samochody osobowe. W kabinie Otto siedział kierowca, który prowadził samochód na początku i na końcu trasy. W trybie autonomicznym pojazd jechał po autostradzie. Założyciel firmy otto, Lior Ron, powiedział, że - przynajmniej w najbliższym czasie - autonomiczne ciężarówki nie wyprą kierowców, a mają ich wspomóc. Człowiek wciąż będzie potrzebny do prowadzenia pojazdu na początku i końcu drogi, automat może zostać włączony na przykład na autostradach. Wiele osób obawia się jednak autonomicznych samochodów ciężarowych. Szybko może się bowiem okazać, że kierowcy ciężarówek będą tracili pracę. Jeśli pojazd będzie w stanie pracować w trybie autonomicznym przez 24 godziny na dobę, to człowiek nie będzie w stanie z nim konkurować. Na razie jednak brak regulacji prawnych, które pozwalałyby na upowszechnienie się autonomicznych pojazdów - zarówno osobowych jak i ciężarowych. Firma Uber, która jakiś czas temu kupiła Otto, testuje niewielką flotę autonomicznych ciężarówek na drogach Kalifornii, jednak na razie nic nie mówi o planach upowszechnienia takich pojazdów. « powrót do artykułu
  24. Przewodniczący rady nadzorczej TSMC, Morris Chang, ostrzega, że chińscy producenci elektroniki stanowią coraz większe wyzwanie dla TSMC. Są oni wspierani przez rząd w Pekinie i coraz powszechniej inwestują w nowoczesne linie produkcyjne. Większość nowych linii pracujących z plastrami o średnicy 12 cali będzie wykorzystywała technologie 28 nanometrów i nowocześniejsze. Na coraz bardziej konkurencyjnym rynku TSMC oferuje szeroką gamę produktów i technologii, by mierzyć się z rosnącą konkurencją ze strony Chin. Co roku 10% budżetu na prace badawczo-rozwojowe tajwańskiego giganta jest przeznaczane na poszerzenie gamy produktów. W ostatnim czasie w ofercie firmy znalazły się wbudowane pamięci flash (eFlash) i czujniki. TSMC od sześciu lat wykorzystuje technologię 28 nm i oferuje obecnie sześć różnych procesów technologicznych z jej udziałem, dzięki czemu może spełniać różne wymagania klientów. Chang uważa, że TSMC poradzi sobie z zagrożeniem ze strony rosnących w siłę chińskich konkurentów. I najwyraźniej to właśnie oni są obecnie jego największym zmartwieniem, gdyż - jak mówi - Intel czy Samsung to producenci IDM (integrated device manufacturers), ponadto znaczną część produkcji przeznaczają na własne potrzeby. Obecny model działalności TSMC ma zapewnić firmie dobrą pozycję na rynku. « powrót do artykułu
  25. Użytkownicy intelowskiej aplikacji File Protect powinni przed 10 listopada skopiować przechowywane w niej pliki na swój własny smartfon. Aplikacja, dostępna na Androida oraz iOS-a przestanie być obsługiwana właśnie 10 listopada. Ci, którzy nie skopiują plików z zewnętrznych serwerów, stracą do nich dostęp. Podczas kopiowania na smartfona pliki zostaną automatycznie odszyfrowane. Problem dotyczy setek tysięcy osób. Z Google Play dowiadujemy się, że aplikację pobrało od 100 do 500 tysięcy użytkowników. Nie wiadomo, ile osób pobrało ją z apple'owskiego App Store. Ostrzeżenia o zbliżającym się końcu obsługiwania aplikacji pojawiły się na jej witrynie, na stronach Google Play i App Store oraz w samej aplikacji. Można jednak przypuszczać, że wiele osób nie przeczyta ich w żadnym ze wspomnianych źródeł. Aplikacja Intel File Protect jest wykorzystywana do szyfrowania plików na smartfonie czy tablecie, pliki mogą być później synchronizowane z Google Drive oraz Dropboksem. Intel przestaje ją jednak obsługiwać, co oznacza, że od 10 listopada niemożliwy będzie import, szyfrowanie, dzielenie się plikami oraz przechowywanie ich w chmurze. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...