-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Otyłe osoby mają niższy próg bólowy. Naukowcy z Leeds Beckett University zaobserwowali, że w porównaniu do osób z prawidłową wagą, otyli są bardziej wrażliwi na ból uciskowy. Są za to tak samo wrażliwi na chłód i gorąco. Wyniki Brytyjczyków pokazują, że programy odchudzające powinny stanowić część planów radzenia sobie z chronicznym bólem u otyłych pacjentów. Naukowcy badali grupę 74 ochotników. Na podstawie wskaźnika masy ciała (BMI) klasyfikowano ich jako otyłych, mających nadwagę lub prawidłową masę ciała. Uciskiem, gorącem i zimnem oddziaływano na 2 obszary ciała. W pierwszym testowano dłoń u podstawy kciuka (a więc rejon, gdzie odkłada się mało tkanki tłuszczowej). W drugim oceniano zaś reakcje w pobliżu talii (tutaj z kolei odkłada się tłuszcz). Ludzi proszono, by dawali znać, w którym momencie ucisk, gorąco lub zimno stają się bolesne. Ochotnikom polecano też, by wkładali ręce do lodowatej wody. Ponownie mieli mówić, kiedy zaczynają odczuwać ból. Okazało się, że w otyłej grupie o bólu wspominano przy ucisku ok. 4,3 kg na cm2, zaś w grupie z prawidłową wagą przy 8,6 kg/cm2. Co ciekawe, w grupie z nadwagą uciskowy próg bólowy był nieco wyższy niż u osób z normalnym BMI - o bólu wspominano dopiero przy ucisku 10 kg/cm2. Autorzy publikacji z European Journal of Pain nie wykryli znaczących różnic w zakresie reakcji na gorąco i zimno podczas testów okolic pasa. Przy próbach dotyczących dłoni zaobserwowano niewielki wzrost wrażliwości, co oznacza, że warstwa tłuszczu nie stanowi ochrony przed skrajnymi temperaturami. Otyli ludzie z większym prawdopodobieństwem doświadczają bólu spowodowanego mechanicznym wpływem podwyższonej masy na stawy [...]. Nasze studium sugeruje jednak, że nawet w rejonach nieobciążonych wagą otyli są bardziej podatni na ból uciskowy - opowiada dr Osama Tashani. Grupa z nadwagą miała najwyższy uciskowy próg bólowy. Można to wytłumaczyć np. tym, że więcej osób z tej grupy angażowało się w aktywność fizyczną, co z kolei oddziałuje na odczuwanie bólu. Brytyjczycy podkreślają, że uzyskane wyniki mogą sugerować dwa kierunki zależności: że otyli mają najniższy uciskowy próg bólowy albo że niski uciskowy próg bólowy zwiększa prawdopodobieństwo otyłości. Niewykluczone, że osoba wrażliwsza na ból [po prostu] rzadziej się rusza i dlatego przybiera na wadze i staje się otyła. Akademicy planują dalsze badania czynników zwiększających jednostkową podatność na ból (np. substancje wydzielane przez tkankę tłuszczową, które mogą modyfikować reakcje receptorów bólowych). « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Korea Advanced Institute of Science and Technology (KAIST) opracowali nieinwazyjną technologię, za pośrednictwem której można zdalnie (za pomocą myśli) sterować ruchami żółwi. Koreańczycy wybrali żółwie czerwonolice (Trachemys scripta elegans) ze względu na ich możliwości poznawcze oraz wrażliwość na długość fal świetlnych; gady rozpoznają źródło białego światła jako otwartą przestrzeń i przemieszczają się w jego kierunku. Unikają też obiektów, które mogą im zasłonić pole widzenia. Oznacza to, że torem przemieszczania żółwia można sterować, łącząc interfejs mózg-komputer (BCI) z instynktownym zachowaniem zwierzęcia. W trakcie "operacji" człowiek ma na głowie wyświetlacz i system BCI, który pozwala mu się zanurzyć w środowisku żółwia. Na wyposażenie żółwia składa się zaś kamera, odbiornik Wi-Fi, moduł kontroli i bateria (mocuje się je do karapaksu). Oprócz tego pomyślano o czarnym półcylindrze (stymulatorze) ze szczeliną, który via BCI może być obracany o ±36 stopni. Człowiek odbiera w czasie rzeczywistym obraz z kamery żółwia i decyduje, gdzie zwierzę miałoby się przemieścić. Komendy myślowe są rozpoznawane przez system BCI jako sygnały EEG. BCI potrafi rozróżnić 3 stany mentalne: w prawo, lewo i nieczynny. Polecenia prawo i lewo aktywują za pośrednictwem Wi-Fi stymulator żółwia; obracają go w taki sposób, że zasłania gadowi widok. To wyzwala instynktowne zachowanie - ucieczkę w kierunku źródła światła. Człowiek cały czas widzi, co się dzieje (odbiera sygnał zwrotny z kamery na skorupie). Autorzy publikacji z Journal of Bionic Engineering wykazali, że kierowanie zwierzęciem jest możliwe w różnych środowiskach - z żółwiem przemieszczającym się w pomieszczeniach i na zewnątrz, po różnych powierzchniach, w tym żwirze czy szkle, i przeszkodach, np. płytkiej wodzie. « powrót do artykułu
-
Dwóch naukowców z Uniwersytetu Harvarda przygotowuje się do przeprowadzenia jednego z pierwszych oficjalnych eksperymentów z dziedziny geoinżynierii. Eksperyment będzie prowadzony na małą skalę i ma dać odpowiedź na pytanie o efektywność i ryzyka związane z celowymi próbami manipulowania atmosferą. Profesorowie David Keith i Frank Keutsch chcą w przyszłym roku wysłać balon, który wysoko w stratosferze rozpyli drobinki materiałów, takich jak dwutlenek siarki, tlenek glinu czy węglan wapnia. Następnie znajdujące się w gondoli urządzenia zmierzą współczynnik odbicia materiału, stopień ich rozproszenia lub skupienia się oraz zbadają, w jaki sposób wchodzą one w interakcje z innymi związkami w atmosferze. Eksperyment ma dostarczyć użytecznych informacji na temat koncepcji zwanej zarządzaniem promieniowaniem słonecznym, którą zajmuje się profesor Keith. Koncepcja ta zakłada, że jeśli rozproszymy w atmosferze odpowiednie cząstki, to odbiją one część promieniowania słonecznego, dzięki czemu możliwe będzie powstrzymanie globalnego ocieplenia. Skądinąd wiadomo, że to działa. Wystarczy przypomnieć sobie wielkie erupcje wulkaniczne, w czasie których do atmosfery przedostają się miliony ton dwutlenku siarki, wskutek czego kolejne miesiące są wyraźnie chłodniejsze. To czego nie wiemy, to na ile precyzyjnie można w ten sposób kontrolować temperaturę w skali globalnej, jaki związek chemiczny najlepiej by się sprawdzić i jakie mogłyby być skutki uboczne. Wiadomo, że po wielkich erupcjach wulkanicznych zmniejszają się opady, a dwutlenek siarki niszczy warstwę ozonową. Keith i Keutsch najpierw prowadzili liczne symulacje komputerowe, badając wpływ różnych materiałów na warstwę ozonową. W ubiegłym roku odkryli, że użycie kalcytu „może schłodzić planetę jednocześnie odbudowując warstwę ozonową”. Prowadzone na małą skalę testy pozwolą na sprawdzenie tej koncepcji i zbadania rzeczywistych interakcji zachodzących pomiędzy rozpraszanym materiałem a atmosferą. Musimy dokonać pomiarów, bo natura potrafi zaskoczyć – stwierdził Keutsch. Profesor Keith mówi, że jest zbyt wcześnie by stwierdzić, czy jakakolwiek technika geoinżynierii sprawdzi się w praktyce. Jednak uczony od lat argumentuje, że nauka powinna wyjść poza laboratoria oraz symulacje komputerowe i że konieczne jest prowadzenie eksperymentów terenowych. Być może dzięki nim uda się uniknąć dramatycznych zmian klimatu. Uczony podkreśla, że eksperymenty nie będą miały żadnego wpływu na środowisku, gdyż w atmosferze zostanie rozpylony nie więcej niż kilogram materiału. Eksperyment zostanie sfinansowany przez Uniwersytet Harvarda. Niewykluczone, że dodatkowe finansowanie będzie pochodziło z prowadzonego na Harvardzie projektu Solar Geoengineering Research Program. To multidyscyplinarny program, w ramach którego badane są praktyczne metody geoinżynierii, ryzyka z nimi związane, rozpatrywane są kwestie etyczne oraz zarządzania takimi projektami. Program ten dysponuje ponad 7 milionami dolarów, które przekazali m.in. Bill Gates, Hewlett Foundation, Alfred P. Sloan Foundation oraz inne organizacje dobroczynne. Dotychczas na całym świecie oficjalnie przeprowadzono dwa eksperymenty z dziedziny geoinżynierii. Pierwszy z nich miał miejsce w 2009 roku w Rosji, gdy ze śmigłowca i samochodu rozpylono cząstki siarki. Dwa lata później w ramach eksperymentu E-PEACE naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego rozpylili u wybrzeży Kalifornii cząstki soli. Jane Long, była dyrektor Lawrence Livermore National Laboratory mówi, że wobec zagrożeń jakie niosą zmiany klimatyczne, musimy jak najszybciej przeprowadzić jak najwięcej eksperymentów z dziedziny geoinżynierii. Powinniśmy zacząć już dekadę temu. Niezmiernie ważne jest, byśmy w jak najkrótszym czasie dowiedzieli się najwięcej, jak tylko można. « powrót do artykułu
-
Wielkość mózgu gatunków naczelnych można przewidzieć na podstawie diety. Badania antropologów z Uniwersytetu Nowojorskiego podają w wątpliwość hipotezę mózgu społecznego, której twórcy i zwolennicy postulują, że ludzie i inne naczelne mają duże mózgi przez czynniki związane z byciem społecznymi. Wyniki, które ukazały się w piśmie Nature Ecology and Evolution, stanowią poparcie dla tezy, że ewolucja mózgów człowiekowatych i nieczłowiekowatych naczelnych może być napędzana różnicami w żywieniu, a nie uspołecznieniu. Czy ludzie i inne naczelne naprawdę mają duże mózgi z powodu presji społecznych i konieczności myślenia o i śledzenia kontaktów społecznych, jak postulują niektórzy? Choć taki pogląd stał się dominujący, nasze wyniki go nie potwierdzają - w rzeczywistości wskazują [nawet] na inne czynniki, a konkretnie na dietę - opowiada prof. James Higham. Złożone strategie żerowania, struktury społeczne i zdolności poznawcze prawdopodobnie koewoluowały. Pytanie jednak, który z czynników - dieta czy społeczność - jest ważniejszy, gdy chodzi o determinowanie wielkości mózgu gatunków naczelnych? Nasze nowe badanie sugeruje, że dieta - dodaje doktorantka Alex DeCasien. Hipoteza społecznego mózgu wskazuje na złożoność społeczną jako główny napęd złożoności poznawczej naczelnych (to presje społeczne miałyby ostatecznie doprowadzić do wyewoluowania dużego ludzkiego mózgu). Część badań ją potwierdzała, a część dawała sprzeczne rezultaty. By choć przybliżyć się do rozstrzygnięcia tej kwestii, Amerykanie przyjrzeli się ponad 140 gatunkom naczelnych (to ponad 3-krotnie więcej niż we wcześniejszych badaniach) i najnowszym wersjom drzew filogenetycznych, in. rodowych. Wzięli pod uwagę typ zjadanego pokarmu - liściożerność, owocożerność, owocoliściożerność i wszystkożerność (dodatek białka zwierzęcego) - a także różne miary społeczności, w tym wielkość grupy, system społeczny i system rozrodczy. Okazało się, że po wzięciu poprawki na wielkość ciała i filogenetykę, wielkość mózgu jest lepiej prognozowana przez dietę niż miary społeczności. Zwierzęta owocożerne i owocoliściożerne (i w mniejszym stopniu wszystkożerne) mają znacząco większe mózgi niż liściożerne. Naukowcy zaznaczają, że ich wyniki nie ujawniają związku między wielkością mózgu i spożyciem owoców lub białka na poziomie gatunku. Wskazują raczej wymogi poznawcze potrzebne różnym gatunkom do zdobycia konkretnych pokarmów. Owoce występują niejednolicie w czasie i przestrzeni, a ich spożycie często wymaga wydobywania z trudno dostępnych miejsc i ochronnej skórki. Łącznie może to skutkować zapotrzebowaniem na stosunkowo większą złożoność poznawczą i giętkość [...] - podsumowuje DeCasien. « powrót do artykułu
-
Uber kończy działalność w Danii. Za trzy tygodnie, 18 kwietnia, firma przewiezie tam ostatniego pasażera. Przyczyną zamknięcia duńskiego oddziału są nowe regulacje prawne wprowadzone przez rząd w Kopenhadze. To niekoniecznie jest ostateczne pożegnanie z Danią, ale to sygnał do polityków, że musimy wyciągnąć konsekwencje z proponowanych uregulowań prawnych. Nie możemy działać w takim stanie prawnym, jaki jest proponowany – mówił rzecznik prasowy Ubera. Nowe przepisy wymagają, by wszystkie taksówki – a pojazdy Ubera są za takie uważane – były wyposażone w czujniki nacisku na siedzenie, kamery wideo oraz taksometry. Uber ma w Danii 2000 kierowców, z których usług korzysta 300 000 osób. A prawodawcy stwarzają mu coraz większe problemy. Duńskie sądy uznały, że Uber jest nielegalnym przedsiębiorstwem taksówkowym. Z przedsiębiorstwem walczą też rządy w wielu innych krajach, jak na przykład Niemcy i Francja. Rządzącym nie podoba się, że prywatne osoby mogą bez zgody urzędnika świadczyć sobie usługi. Do takiej postawy polityków przyczynia się lobbing korporacji taksówkarskich, dla których często tańsze i solidniejsze usługi kierowców Ubera stanowią poważną konkurencję. « powrót do artykułu
-
Gwiazdy tworzą się w dżetach z centrym galaktyk
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Po raz pierwszy udało się zaobserwować formowanie się gwiazd w strumieniu materii wyrzucanej przez supermasywną czarną dziurę. Astronomowie od pewnego czasu sądzili, że warunki panujące w takich strumieniach mogą sprzyjać powstawaniu gwiazd, jednak zjawisko takie jest trudne w obserwacji. Jednoznacznie wykazaliśmy, że wewnątrz strumieni powstają gwiazdy – mówi Roberto Maiolino z Uniwersytetu w Cambridge. O odkryciu poinformowano na łamach Nature. Dostarcza ono wielu istotnych informacji dotyczących na przykład kształtu niektórych galaktyk, obecności ciężkich pierwiastków w przestrzeni międzygalaktycznej, niewykluczone też, że pozwoli wyjaśnić pochodzenie podczerwonego promieniowania tła. Odkrycie jest dziełem grupy europejskich uczonych, którzy badali zderzenie pomiędzy dwiema galaktykami znanymi jako IRAS F23128-5919. Leżą one w odległości około 600 milionów lat od Ziemi. Obserwując dżet powstały w centrum galaktyki naukowcy po raz pierwszy zauważyli, że powstają w nim gwiazdy. Gwiazdy, które powstają w takim strumieniu w pobliżu centrum galaktyki mogą zwolnić i nawet opadać w kierunku czarnej dziury. Ale gwiazdy, które uformowały się dalej doświadczają mniejszego spowolnienia i mogą w ogóle opuścić galaktykę – stwierdziła Helen Russell z University of Cambridge. « powrót do artykułu -
Preludium Ludzkość od zarania swojej historii spoglądała z nadzieją, wiarą i trwogą w niezmienne, jak i nieprzewidywalne dla niej ruchy mikrych światełek na niebie, które do dziś, nawet w dobie powszechnego zanieczyszczenia światłem naszego nieboskłonu fascynują tak wielu. Dlaczego tak chętnie spoglądaliśmy, jako ludzie, w to, czego nie rozumieliśmy? Dlaczego próbowaliśmy zrozumieć? W czasach gdy nie istniał Internet, radio i telewizja, niebo nad nami było swoistym oknem na Świat. Każdy w dawnych czasach po zmroku mógł cieszyć się widokiem, który dziś jest rzadkością. W ruchach ciał niebieskich odnajdowaliśmy regularności, które miały wszak i bardzo praktyczny wymiar. Terminy zasiewów, zbiorów i wylewów świętego Nilu to tylko pierwszy przykład z brzegu. Astronomia nieprzypadkowo jest najstarszą nauką, a współcześnie rozumiana metodologia nauki z pokorą musi odnieść się do żmudnych, czasochłonnych i wiekami prowadzonych obserwacji. Nieprzypadkowo to astronomia była swoistym motorem rozwoju królowej nauk, matematyki. Sumeryjski pozycyjny system liczbowy o podstawie 60, który zapożyczyli Babilończycy do dziś pobrzmiewa w naszej kulturze. Godzina liczy 60 minut, minuta – 60 sekund, a kąt pełny to 360 stopni. Interludium Historia nauki, w szczególności astronomii, to bardzo interesująca dziedzina, dokonajmy jednak skrótu perspektywicznego. Sporo czasu zajęło nam odkrycie, że to jednak Ziemia krąży wokół Słońca, a przyczyny tak długiego czasu na owo odkrycie były różnorakie. Pojęliśmy jakie rozmiary ma Słońce, jaką ma masę i skład chemiczny, a co ważniejsze, zmierzyliśmy to. Zrozumieliśmy, że nikłe światełka na nieboskłonie to w większości obiekty, które są podobne Słońcu. Niedaleka stąd droga do pytania o to, jaki wiek ma Słońce i gwiazdy. Ponownie dokonując pewnego skrótu perspektywicznego zatrzymajmy się przed myślą lorda Kelvina i von Helmholtza. Trudno dziwić się, że Baron Kelvin jako zapalony kreacjonista przyjął, że Słońce "zwyczajnie stygnie". Myśl pozostałaby nie tylko ciekawą i wybitną, ale i zdecydowanie brzemienną w skutkach, gdyby nie pewien szkopuł. Jaki wiek mogło mieć Słońce przy tym założeniu? Nietrudno było prostym rachunkiem wykazać, co Helmholtz uczynił, że nie więcej niż kilka dziesiątków milionów lat. Wobec twierdzeń geologów dotyczących wieku Ziemi szacowanego na miliardy lat wydawało się to jednak oczywistą sprzecznością. Nasi bohaterowie gładko postarali się wybrnąć z sytuacji twierdząc, że geologia się myli. Geolodzy jednak się nie pomylili… Wcześniejszych teorii dotyczących generowania energii w Słońcu na drodze procesów chemicznych nie warto wspominać, gdyż taki mechanizm pozwoliłby Słońcu przetrwać jedynie tysiące lat. Myśl Kelvina i Helmholtza nie przeszła jednak do historii nauki jako jedynie ciekawostka. Dziś doskonale wiemy, że gwiazdy ewoluując przechodzą w swoim życiu krótsze i dłuższe okresy, w których świecą dzięki mechanizmowi Kelvina-Helmholtza: https://pl.wikipedia...vina-Helmholtza W szczególności, mechanizm ten odpowiada za nadwyżkę promieniowania planet, przykładowo dobrze zmierzoną nadwyżkę energii emitowanej przez Jowisza w zestawieniu z energią uzyskiwaną ze Słońca; Jowisz kurczy się w tempie 2 cm rocznie. Skoro jednak Kelvin i Helmholtz pomylili się w kontekście wieku Słońca, to co było dalej? Trudno krytykować Kelvina, skoro potrzebna do zrozumienia problemu fizyka właściwie nie istniała. Einstein, Eddington, Bethe i Critchfield to była jeszcze pieśń przyszłości, choć może nie tak odległa, gdyż wystarczyło parę dziesiątków lat by zrozumieć, jak potężną energią jest materia sama w sobie. W tym czasie nie tworzyliśmy już trywialnych modeli budowy wewnętrznej Słońca, a dokonywaliśmy całkiem przyzwoitych oszacowań i konstruowaliśmy proste zapewne – z dzisiejszego punktu widzenia – modele. Doskonale wiedzieliśmy, jakich warunków fizycznych można spodziewać się we wnętrzu Słońca i co ważniejsze, zrozumieliśmy fizykę jądrową w zakresie wystarczającym do tego, by mówić o wieku Słońca. Zaczął się złoty wiek dla tych, którzy lubili liczyć, choć bez komputerów końca lat 40. zapewne byłoby ciężko. Obliczenia zaskakiwały samych liczących. Okazywało się, że przez miliardy lat gwiazdy zmieniają się bardzo powoli, by nagle, w mgnieniu oka w tej skali zmieniać się radykalnie. Proste schematy stałego kroku czasowego trzeba było znacząco modyfikować. Cóż zatem liczono, czym jest ewolucja? Przyjmijmy rozsądnie, że gwiazda powstaje w jednorodnym chemicznie obłoku. Zapada się, zapada, a Kelvin i Helmholtz radośnie uśmiechają się zza światów. We wnętrzu robi się coraz cieplej i cieplej, aż w końcu mamy warunki, w których zaczynają spontanicznie na dużą skalę zachodzić reakcje jądrowe. Gwiazda osiada na ciągu głównym wieku zero. Dalej jest mało ciekawie, bo we wnętrzu wodór zamieniany jest w hel, a energia transportowana jest na zewnątrz. Trwa to zwykle, przynajmniej dla gwiazd małomasywnych, nieprzyzwoicie długo. Zmieniają się nieco w tej swojej ewolucji nasze gwiazdy poprzez zmianę średnicy i temperatury efektywnej. Jak to liczymy? Nieprzyzwoicie długie programy komputerowe, które uwzględniają parę równań/ założeń fizycznych. Gwiazda jest stabilna, wiemy (zakładamy) z jakiej materii się składa (równanie stanu), wiemy w jaki sposób generowana jest energia i w jaki sposób transportowana jest wyżej, by być ostatecznie wyświeconą. Postludium Na koniec pozostaje odpowiedź na pytanie tytułowe: ile lat liczy sobie Słońce? Tyle, ile wynika z naszych najlepszych modeli, czyli ok. 4,5 miliarda lat. Czy modele te mogą być błędne? Zapewne tak, jak wszystko w fizyce. Fundamenty fizyczne tych modeli, jak i same ich przewidywania przeszły tysiące prób konfrontacji z rzeczywistością, czyli obserwacjami, ale jest to zapewne temat na osobny i znacznie obszerniejszy artykuł. « powrót do artykułu
-
Atrofię wątroby związaną z niskobiałkową dietą można odwrócić. Naukowcy ze Szkoły Weterynaryjnej Uniwersytetu Surrey i Uniwersytetu w São Paulo badali wpływ niskobiałkowej diety na wątrobę. Przez 5 tygodni jednej grupie myszy podawano karmę z normalną zawartością białka, a drugiej z obniżoną. Za pomocą nowoczesnej metody stereologicznej w 3D analizowano objętość wątroby, a także liczbę i rozmiary komórek. Okazało się, że objętość tego narządu spadła o 65% (3302 mm3 vs 1141 mm3). O 46% zmniejszyła się także objętość hepatocytów (8223 μm3 vs 4475 μm3). Odnotowano za to 90% wzrost liczby dwujądrzastych hepatocytów (1.549.393 vs 2.941.353). Zjawiska te wiązały się ze spadkiem funkcjonalności wątroby. Autorzy publikacji z pisma Nutrition zauważyli, że dieta niskobiałkowa prowadziła do 20-proc. spadku poziomu albuminy osocza (jest to białko wytwarzane przez wątrobę, dlatego wykorzystuje się ją jako biomarker). Takie uszkodzenie wątroby może negatywne wpływać na układ nerwowy czy na zdolność metabolizowania leków. Naukowcy tłumaczą, że namnażanie dwujądrzastych hepatocytów to próba radzenia sobie wątroby z niskobiałkową dietą. Po 5 tygodniach diety z normalną zawartością białka (12% kazeiny) brytyjsko-brazylijski zespół zauważył, że w pierwotnie niedożywionej białkowo grupie zwierząt aż o 85% wzrosła liczba jednojądrowych hepatocytów (po niedożywieniu wynosiła ona 15.988.560, a po znormalizowaniu diety 29.600.520). Objętość wątroby powiększyła się 1,5 raza (atrofia została więc częściowo odwrócona). Naukowcy podkreślają, że opisane zjawiska demonstrują plastyczność wątroby i jej zdolność do samonaprawy. Nie wykluczają, że po upływie dłuższego czasu narząd mógłby się jeszcze bardziej zregenerować. Ważne, by nie umniejszać znaczenia białka w naszej diecie. Białka są bardzo istotne dla organizmu: tworzą i regenerują tkanki oraz pełnią rolę hormonów i enzymów. Zbyt mała ilość białka w diecie może uszkadzać wątrobę. Nasze badania wykazały zatrważającą atrofię wątroby i jej komórek, co może wpływać na cały metabolizm. Plusem jest to, że uszkodzenie nie jest stałe i wątroba potrafi się świetnie regenerować [...] - podsumowuje dr Augusto Coppi. « powrót do artykułu
-
ANU i internauci szukają 9. Planety Układu Słonecznego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Astronomowie z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego (ANU) rozpoczęli program poszukiwania tajemniczej 9. Planety Układu Słonecznego i zapraszają astronomów-amatorów do wzięcia w nim udziału. Na czele projektu stanął astrofizyk doktor Brad Tucker. Istnieje możliwość znalezienia w Układzie Słonecznym planety, której żaden człowiek wcześniej nie widział – mówi Tucker. W ostatnim czasie w środowisku naukowym coraz więcej mówi się o możliwości istnienia takiej planety, jednak nikt jej dotychczas nie znalazł. Ukazało się jednak kilka prac naukowych wskazujących, że jej istnienie wyjaśniałoby pewne zauważone anomalie. Wskazują na to orbity takich obiektów jak L91, Niku, obiektów w Pasie Kuipera, a szwedzcy naukowcy uznali, że 9. może być obcą planetą przechwyconą przez Słońce. Uważamy, że 9. Planeta to superZiemia. Jej masa jest około 10-krotnie, a średnica około 4-krotnie większa od naszej planety. Jest ona zimna i znajduje się bardzo daleko, około 800 razy dalej niż Ziemia od Słońca. I jest bardzo tajemnicza – stwierdza Tucker. Współpracujący z ANU amatorzy będą mogli wykorzystać witrynę Zooniverse do przeglądania setek tysięcy zdjęć wykonanych przez teleskop SkyMapper. Teleskop wykona też po 36 zdjęć każdej z części południowego – mniej zbadanego – nieboskłonu, które będzie można porównywać pod kątem zmian, jakie zaszły na firmamencie. Praca poszukiwaczy będzie polegała właśnie na znalezieniu zmian, mogących wskazywać na obecność nieznanej planety. To nie jest skomplikowane. Tak naprawdę chodzi o znajdowanie różnic. Później wystarczy zaznaczyć miejsce, w którym widzimy różnicę, a my zajmiemy się już resztą – mówi doktor Tucker. W ten sposób można znaleźć nie tylko planetę, ale wiele innych interesujących nieznanych obiektów. Jeśli znajdziesz asteroidę czy planetę karłowatą, nie będziesz mógł nazwać jej od swojego imienia. Ale będziesz mógł ją nazwać po swojej żonie, bracie czy siostrze. Musimy tutaj przestrzegać zasad Międzynarodowej Unii Astronomicznej – dodaje uczony. Oczywiście do tego typu zadań można zaprzęgnąć komputery, ale australijscy naukowcy liczą na to, że w poszukiwania 9. Planety zaangażują się miliony osób. A żaden współczesny komputer nie będzie lepszy od olbrzymiej rzeszy pasjonatów. SkyMapper to jedyny teleskop na świecie, który fotografuje cały południowy nieboskłon. Do miejsc, które może obserwować nie mają dostępu teleskopy umieszczone bardziej na północy. « powrót do artykułu -
Duża ilość soli w diecie = częste nocne wizyty w toalecie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Wg urologów z Uniwersytetu w Nagasace, ludzie, którzy chodzą w nocy do toalety, powinni zmniejszyć spożycie soli. Japończycy podkreślają, że nykturia, która dotyczy zwłaszcza osób po sześćdziesiątce, prowadzi do zaburzeń snu i negatywnie wpływa na jakość życia. W studium, w którym wzięło udział ponad 300 osób, stwierdzono, że zmniejszone spożycie soli wiązało się z rzadszymi wizytami w toalecie. Japończycy zaprezentowali wyniki swoich badań na kongresie Europejskiego Towarzystwa Urologicznego w Londynie. Pacjentom z dużym spożyciem soli i zaburzeniami snu zalecono zmiany dietetyczne, a następnie monitorowano ich przez 3 miesiące. Okazało się, że liczba nocnych wizyt w toalecie spadła z średnio ponad 2 do zaledwie 1. Dziewięćdziesiąt osiem osób skończyło jednak studium, jedząc więcej soli niż normalnie. W ich przypadku liczba nocnych wizyt w toalecie wzrosła. Dr Matsuo Tomohiro podkreśla, że badania trzeba powtórzyć na większej próbie. Jeśli wyniki uda się potwierdzić, za pomocą zwykłej interwencji dietetycznej łatwo będzie pomóc sporej grupie osób. Komentatorzy doniesień Japończyków podkreślają, że dotąd ilości soli generalnie nie uznawano za przyczynę nykturii. Zwykle lekarze koncentrowali się na ilości wypijanych przed pójściem spać płynów, problemach z pęcherzem oraz (w przypadku mężczyzn) na kwestiach związanych z przerostem prostaty. « powrót do artykułu -
Zanim trafią na Międzynarodową Stację Kosmiczną astronauci przechodzą intensywny trening. Dotychczas głównymi sposobami szkolenia są treningi podwodne i loty w samolocie, gdzie uzyskuje się chwilowe zmniejszenie oddziaływania grawitacji. Jednak dzięki rozwojowi techniki już wkrótce dostępne stanie się trzecia metoda szkolenia – treningi w wirtualnej rzeczywistości. NASA podpisała umowę z Epic Games na wykorzystanie silnika Unreal, znanego przede wszystkim z gier wideo. NASA użyje go do przygotowania nowych narzędzi do trenowania astronautów. Zanurzymy użytkownika w wirtualnym świecie 3D i nakażemy mu wykonywać zadania w różnych warunkach – wyjaśnia inżynier NASA Matthew Noyes. Im bardziej realistyczny jest trening, tym szybciej reagujesz w świecie rzeczywistym, w sytuacjach krytycznych. A to może ocalić misję, a nawet twoje życie – dodaje. Dzięki wirtualne rzeczywistości astronauci mogą dokładnie zapoznać się z ISS i oswoić z tamtejszym środowiskiem. A jako, że NASA dokładnie wie, jak wygląda Stacja, może stworzyć bardzo realistyczne otoczenie i pokazać, jak w warunkach braku grawitacji zachowują się znajdujące się tam przedmioty. Oczywiście pokazanie wirtualnego otoczenia to jedna sprawa, a zapewnienie odczuwania nieważkości to coś zupełnie innego. Noyes nie wyklucza, że wirtualna rzeczywistość zostanie połączona z Active Response Gravity Offload System (ARGOS), urządzeniem, za pomocą którego astronauci są na taśmach utrzymywani w powietrzu i mają w takiej pozycji wykonywać zadania. Wirtualna rzeczywistość ma olbrzymią zaletę, której nie da się przecenić. Może być ona współdzielona przez wielu użytkowników, możliwy jest zatem jednoczesny trening wielu osób z różnych krajów i sprawdzenie, w jaki sposób ze sobą współpracują. NASA wykorzysta wirtualną rzeczywistość jako dodatkowe narzędzie uzupełniające. Jednak rozwój technologii daje coraz więcej możliwości. Wiele firm pracuje nad technologiami VR, także tymi wykorzystywanymi w kosmosie. Na przykład jedno z brytyjskich przedsiębiorstw pracuje nad technolgią, która pozwala na symulowanie zdalnego pilotowania robotów za pomocą ruchów własnego ciała. « powrót do artykułu
-
Po 6 miesiącach treningu psy bezbłędnie wyczuwają raka piersi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Po zaledwie półrocznym treningu 2 owczarki niemieckie Thor i Nykios potrafią ze 100-proc. trafnością wykryć bandaż stykający się z piersią kobiety z rakiem sutka. Naukowcy podkreślają, że ta prosta, tania i nieinwazyjna technika może zrewolucjonizować wykrywanie guzów w krajach, gdzie ciężko o usg. czy mammogram. W krajach tych są i onkolodzy, i chirurdzy, ale na obszarach wiejskich mamy do czynienia z utrudnionym dostępem do diagnostyki. To oznacza, że wielu ludzi przybywa za późno, by poddać się ratującemu życie leczeniu. Jeśli wyniki się potwierdzą, [psią] metodę będzie można szybko wdrożyć - opowiada Isabelle Fromantin, liderka projektu Kdog. Zakładając, że czuły psi nos wychwytuje zmieniony zapach komórek raka sutka, naukowcy pobrali próbki od 31 pacjentek (były to bandaże stykające się z chorą piersią). W treningu Thora i Nykiosa pomagał specjalista Jacky Experton. Wszystko opiera się na zabawie i nagrodach - wyjaśnia. Po pół roku nauki owczarki testowano przez kilka dni w styczniu i lutym br. Wykorzystano inne bandaże (również 31) niż te, na których psy uczono. W każdym teście używano 1 bandaża od kobiety z rakiem i 3 próbek kontrolnych; psy wąchały wszystkie próbki 2-krotnie, co oznacza 62 podejścia/reakcje na eksperyment. W pierwszej rundzie psy wykryły 28 z 31 bandaży, a to oznacza 90-proc. trafność. W drugiej trafność była już 100-proc. (owczarki siedziały przy pojemniku z pyskiem wciśniętym w stożek do wąchania). Istnieje technologia, która się dobrze sprawdza, ale czasem prostsze, bardziej oczywiste rzeczy także mogą pomóc - opowiada Amaury Martin z Instytutu Curie, przypominając anegdoty o psach wykrywających nowotwory u swoich właścicieli. Naszym celem było przejście od mądrości ludowej do prawdziwej nauki [...]. Po wykazaniu, że idea jest prawdziwa, Kdog wchodzi w następną fazę. Weźmie w niej udział więcej pacjentów oraz dwa inne psy. Najpierw trzeba jednak zebrać fundusze. Francuzi wierzą, że pewnego dnia psy mogą zostać zastąpione węszącymi maszynami w postaci specjalnych czujników laboratoryjnych. « powrót do artykułu -
Chiński sąd orzekł na korzyść Apple'a i zniósł zakaz sprzedaży smartfonów iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus w Chinach. Wyrok jest o tyle zaskakujący, że Chiny bardzo mocno preferują swoje rodzime firmy, chcąc w przyszłości uniezależnić się od obcych technologii. W maju ubiegłego roku Pekińskie Biuro Własności Intelektualnej wydało firmie Zoomflight, lokalnemu przedstawicielowi Apple'a, zakaz sprzedaży iPhone'ów. Przyczyną podjęcia takiej decyzji była skarga firmy Shenzen Baili Marketing Services, która twierdziła, że iPhone'y naruszają jej patent opisujący wygląd, a wykorzystany w telefonie 100c. Apple i Zoomblight zaskarżyły decyzję urzędników do sądu. Teraz Pekiński Sąd ds. Własności Intelektualnej orzekł, że iPhone nie narusza patentu Shenzen Baili. Co więcej sąd uznał, że urzędnicy wydali zakaz z naruszeniem przepisów, gdyż nie zebrali wystarczającej liczby dowodów na to, by doszło do naruszenia. W tym samy wyroku sąd odrzucił żądanie Apple, by unieważnić patent opisujący wygląd modelu 100c. Wcześniej Apple domagało się unieważnienia patentu przez Biuro Własności Intelektualnej. Gdy spotkało się z odmową, złożyło odpowiedni wiosek do sądu. Przedstawiciele Biura Własności Intelektualnej oraz Shenzen Baili zapowiedzieli, że rozważą odwołanie się od decyzji sądu. « powrót do artykułu
-
21 typów śladów z australijskiego parku jurajskiego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
W skałach z wczesnej kredy (sprzed ok. 127-140 mln) paleontolodzy z Uniwersytetów Queensland i Jamesa Cooka odkryli na 25-km odcinku półwyspu Dampier w Kimberley w północno-zachodniej Australii 21 typów śladów dinozaurów. Nic dziwnego, że miejsce to nazwano australijskim parkiem jurajskim. Steve Salisbury, główny autor publikacji z Memoir of the Society of Vertebrate Paleontology, podkreśla, że to unikat w skali globalnej. Wśród tropów znajdują się jedyny potwierdzony ślad stegozaura z Australii, a także jeden z największych odnotowanych kiedykolwiek śladów dinozaurów. Niewiele brakowało, a wszystko zostałoby zniszczone, gdy w 2008 r. rząd Australii Zachodniej wytypował ten rejon na preferowany obszar masowego przetwarzania ciekłego gazu. Zaniepokoiło to aborygenów z plemienia Goolarabooloo, którzy skontaktowali się z zespołem Salisbury'ego i poprosili o przeprowadzenie oficjalnych badań. Paleontolodzy spędzili ponad 400 godzin na analizowaniu i dokumentowaniu śladów z okolic Walmadany (James Price Point). Chcieliśmy, by świat się dowiedział, co jest stawką - opowiada przedstawiciel rdzennych Australijczyków Phillip Roe. W 2011 r. obszar zyskał ostatecznie status narodowego dziedzictwa i siłą rzeczy projekty związane z gazem zarzucono. Walmadany [będące, wg paleontologów, kredowym odpowiednikiem współczesnego Serengeti] znaczą tysiące śladów; 150 należy do 21 typów reprezentujących 4 główne grupy dinozaurów. Naukowcy wspominają o 5 typach śladów dinozaurów drapieżnych, co najmniej 6 zauropodów, 4 ornitopodów i 6 tyreoforów. Warto przypomnieć, że większość australijskich skamieniałości dinozaurów pochodzi ze wschodniej części kraju. « powrót do artykułu -
Po wypadku Uber zawiesza testy autonomicznych samochodów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Uber zawiesił swój pilotażowy program testowy autonomicznych samochodów po tym, jak w piątek w Arizonie doszło do wypadku z udziałem jednego z testowych pojazdów. Samochód był wyposażony w technologię firmy trzeciej. W wypadku nikt poważnie nie ucierpiał. Do czasu wyjaśnienia przyczyn wypadku przerwano testy prowadzone w Arizonie, Pittsburghu i San Francisco. Josie Montenegro, rzecznik prasowa Tempe Police Department oświadczyła, że do wypadku doszło, gdy kierowca innego samochodu nie ustąpił pierwszeństwa testowemu samochodowi. Pojazdy zderzyły się, a autonomiczny samochód przewrócił się na bok. Nikt poważnie nie ucierpiał – powiedziała Montenegro. W testowym samochodzie znajdowały się dwie osoby, które mogły w każdej chwili przejąć kontrolę nad pojazdem. Wiadomo, że w chwili wypadku samochód poruszał się całkowicie autonomicznie. Na Twitterze pojawiły się zdjęcia i materiał wideo pokazujące volvo leżące na boku i stojący w pobliżu samochód sprawcy wypadku. Uber przyznaje, że najprawdopodobniej pochodzą one z miejsca wypadku. To nie pierwszy wypadek autonomicznego samochodu. Najbardziej znanym takim wydarzeniem był śmiertelny wypadek tesli jadącej na autopilocie. « powrót do artykułu -
Czy larwy mącznika pomogą w rozkładzie polistyrenu? Badania nad takim rozwiązaniem prowadzą młodzi naukowcy z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej. W przyszłości może to pomóc m.in. w pozbyciu się stert styropianu zalegającego na składowiskach. Mącznik młynarek to chrząszcz z rodziny czarnuchowatych, który występuje na przykład w źle utrzymanych magazynach zboża, ale także pod korą drzew i w gniazdach ptaków. Larwy mącznika mają wielkość ok. 30 mm, są hodowane jako pokarm dla wielu gatunków jaszczurek i drapieżnych bezkręgowców, a także wykorzystywane przez wędkarzy jako przynęta. Owady te żywią się produktami zbożowymi m.in. mąką, otrębami i sucharami, ale są w stanie zjeść również drewno oraz, co pokazały ostatnie badania, produkty polistyrenowe. Właśnie tym tematem postanowili zająć się Radosław Rutkowski, doktorant na Wydziale Inżynierii Środowiska i Magdalena Bożek, studentka działająca w Sekcji Biomonitoringu Koła Naukowego Environmental Team. Nasz projekt ma na celu sprawdzenie wpływu larw mącznika na biodegradację polistyrenu, czyli popularnego styropianu. Dotychczas brak było w literaturze światowej informacji na ten temat. Dopiero w ostatnim czasie pojawiły się publikacje, w których, oprócz części czysto teoretycznej, znalazły się pierwsze wyniki badań prowadzonych nad tymi owadami. Temat jest więc mało znany i ciekawy, dlatego zdecydowaliśmy się rozpocząć badania na naszej uczelni – mówi Magdalena Bożek. Pierwszym etapem jest sprawdzenie, jak larwy mącznika radzą sobie z różnymi formami przetworzonego polistyrenu – od typowo budowlanego, który jest wykorzystywany np. do ocieplania budynków, przez opakowania służące do przenoszenia żywności, polichlorek winylu (stosowany m.in. do produkcji wykładzin), aż po polilaktyd, który stosowany jest w implantach dentystycznych czy niciach chirurgicznych. Do każdego pudełka trafia ok. 20 sztuk larw mącznika, a sam eksperyment trwa co najmniej cztery tygodnie. W tym czasie regularnie ważymy i liczymy larwy, bowiem zdarzają się wśród nich przypadki kanibalizmu. Styropian, na którym żerują, nie zawsze im wystarcza i wtedy może dojść do takiej właśnie sytuacji – wyjaśnia studentka. Pierwsze zebrane wyniki pokazują ubytek masy mączników, które żywiły się różnymi formami polistyrenu. Oznaczono też zawartość białek, tłuszczów i cukrów w poszczególnych larwach, żeby poznać przyswajalność tego materiału. Okazało się, że larwy karmione mąką i mające dostęp do wody mają w sobie dużo więcej tych związków niż te karmione polistyrenem. Tworzywa sztuczne nie są więc dla nich optymalnym pokarmem, ale mimo to żywiąc się nim, są one w stanie przetrwać – tłumaczy Magdalena Bożek. Kolejnym etapem badań będzie próba wyizolowania bakterii z jelit larw mącznika, dzięki którym owady mogą trawić polistyren. Wiadomo, że bakterie te są w stanie rozłożyć polimery, naukowcom z Chin udało się już określić ich rodzaje, jednak nie wyizolowano ich. Tymi badaniami na PWr zajmuje się dr hab. Justyna Rybak, opiekunka Sekcji Biomonitoringu KN Environmental Team. Jeśli dalsze badania pozwolą na dokładne poznanie tych bakterii, to być może uda się je wykorzystać na skalę przemysłową do biodegradacji tworzyw sztucznych już bez użycia samych owadów. Konieczne są jednak dodatkowe badania i dokładna analiza uzyskanych wyników – podkreśla studentka, a Radosław Rutkowski dodaje, że do badań wykorzystywane są jak najmłodsze larwy, bowiem wówczas można także obserwować ich rozwój w zależności od różnego rodzaju pożywienia. Mączniki okazują się więc znakomitym materiałem do badań – są bardzo wytrzymałe, ich hodowla jest łatwa i tania. Dodatkowo owady te nadają się do jedzenia przez ludzi i co więcej w przyszłości mogą rozwiązać problem braku żywności na świecie. Larwy mącznika nazywane bywają tzw. superfoods, bo zawierają w sobie bardzo dużo białka i aminokwasów, dlatego z powodzeniem mogły rozwiązać problem głodu w wielu krajach. Otwiera to także nowe kierunki do badań, np. sprawdzenie w jaki sposób kumulują się w nich różne toksyczne związki i czy mogą być one w jakimś stopniu szkodliwe dla człowieka – mówi doktorant. Badania nad larwami mącznika prowadzone są od lipca, a w ostatnim czasie do projektu dołączyli naukowcy z Wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. KN Environmental Team Działające na Wydziale Inżynierii Środowiska Koło Naukowe Environmental Team powstało w 2011 r. Zrzesza ono studentów oraz doktorantów Politechniki Wrocławskiej z kierunków Inżynieria Środowiska i Ochrona Środowiska. Koło podzielone jest na pięć sekcji: Sekcja Wodociągów i Kanalizacji, Sekcja Biomonitoring, Sekcja Biotechnologia Środowiska, Sekcja Czyste i Zdrowe Powietrze oraz Sekcja Gospodarka Odpadami. Opiekunem naukowym koła jest prof. Izabela Sówka. Działalność Koła opiera się przede wszystkim na prowadzeniu badań naukowych, udziale w szkoleniach i konferencjach, organizacji wycieczek dydaktycznych oraz współpracy z przedsiębiorstwami. « powrót do artykułu
-
Astronomowie zauważyli supermasywną czarną dziurę, która została wyrzucona z centrum swojej galaktyki przez potężne fale grawitacyjne. Dotychczas jedynie podejrzewano, że fale grawitacyjne mogły wyrzucać masywne czarne dziury z galaktyk, ale obecnie zaobserwowany przypadek jest najmocniejszym potwierdzeniem tej hipotezy. Czarna dziura o masie miliard razy większej niż masa Słońca jest najbardziej masywną strukturą tego typu, którą udało się zaobserwować w czasie, gdy opuszcza swoje dotychczasowe miejsce. Naukowcy szacują, że do wyrzucenia tej czarnej dziury potrzebna jest energia odpowiadająca jednoczesnej eksplozji 100 milionów supernowych. Podejrzewają, że czarna dziura została wyrzucona przez fale grawitacyjne powstałe podczas połączenia się dwóch wielkich czarnych dziur w centrum jej macierzystej galaktyki. Gdy po raz pierwszy to ujrzałem, wiedziałem, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym – mówi Marco Chiaberge ze Space Telescope Science Institute, którego zespół zauważył wspomnianą dziurę dzięki teleskopowi Hubble'a. Obserwacje dokonane za pomocą Hubble'a, Chandra X-ray Observatory i Sloan Digital Sky Survey prowadziły ku temu samemu wnioskowi. Ilość zebranych danych jest większa niż dla jakiejkolwiek czarnej dziury wyrzucanej z galaktyki. Obrazy z Hubble'a, który pracuje w świetle widzialnym i bliskiej podczerwieni pokazały, że obserwowana galaktyka jestniezwykła. Widać było na nich jasny kwazar znajdujący się daleko od centrum galaktyki. Kwazar 3C 186 i jego galaktyka macierzysta znajdują się w gromadzie galaktyk położonej o 8 miliardów lat świetlnych od Ziemi. Nie spodziewaliśmy się zobaczyć kwazaru z dala od centrum galaktyki o regularnym kształcie – dodaje Chiaberge. Gdy naukowcy obliczyli odległość pomiędzy czarną dziurą a centrum galaktyki, okazało się, że kwazar oddalił się od niej o 35 000 lat świetlnych. Kolejne badania pozwoliły na ocenę masy czarnej dziury oraz prędkości gazu w jej otoczeniu. Ku naszemu zdumieniu gaz wokół czarnej dziury oddalał się od centrum galaktyki z prędkością 4,7 miliona mil na godzinę [7 560 000 km/h - red.] – informuje jeden z badaczy, Justin Ely. Przy tej prędkości czarna dziura ucieknie ze swojej galaktyki w ciągu najbliższych 20 milionów lat i rozpocznie samotną podróż przez przestrzeń kosmiczną. Hubble pozwolił na zaobserwowanie szczególnego zjawiska, które pomaga wyjaśnić, dlaczego czarna dziura została wyrzucona. W jej galaktyce macierzystej zauważono łukowate struktury zwane ogonami pływowymi. Powstają one w wyniku oddziaływania grawitacyjnego pomiędzy galaktykami. To mocna przesłanka by sądzić, że doszło do połączenia systemu 3C 186 z inną galaktyką, ich centralne masywne czarne dziury również się połączyły, w wyniku czego doszło do wyrzucenia 3C 186 z galaktyki. Na podstawie obserwacji i obowiązujących teorii naukowcy napisali scenariusz, który mógł doprowadzić do wyrzucenia 3C 186. Zgodnie z nim doszło do połączenia dwóch galaktyk i powstała galaktyka eliptyczna z dwiema czarnymi dziurami. Te zaczęły krążyć wokół siebie, pojawiły się fale grawitacyjne. Jeśli obie dziury nie miały takiej samej masy i prędkości, to fale grawitacyjne były silnej emitowane w jednym kierunku. W końcu doszło do połączenia się obu dziur i przestały one emitować fale grawitacyjne. Nowo powstała czarna dziura została wówczas odrzucona w kierunku przeciwnym do kierunku tworzenia się najsilniejszych fal grawitacyjnych. Istnieje jeszcze jedno, bardzo mało prawdopodobne, wytłumaczenie. Zgodnie z nim obserwowany kwazar nie znajduje się w przypisywanej mu galaktyce, a jedynie obraz uzyskany z Hubble'a daje takie wrażenie. Jeśli tak się dzieje, to powinniśmy z czasem wykryć galaktykę, do której należy nasz kwazar, a które znajduje się w tle obecnie przypisanej do niego galaktyki. Jeśli jednak odrzucimy to mniej prawdopodobne wytłumaczenie, to naukowcy zdobyli właśnie mocny dowód na możliwość łączenia się supermasywnych czarnych dziur. Dotychczas mieliśmy dowody na łączenie się dziur o znacznie mniejszych masach. « powrót do artykułu
-
Pierwsze na świecie wyścigi pojazdów molekularnych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Po koniec kwietnia (28-29 kwietnia) w Tuluzie odbędą się pierwsze na świecie zawody "samochodów" molekularnych. Organizuje je francuskie Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS). Dyrektorem wyścigu jest Christian Joachim. W czasie maksymalnie 38-godzinnego wyścigu po torze z atomów złota pojazdy złożone z kilkuset atomów będą zasilane pulsami elektrycznymi. Ich poczynania będą śledzone za pomocą wolframowych igieł specjalnego skaningowego mikroskopu tunelowego z Centre d'élaboration de matériaux et d'études structurales (jako jedyny na świecie pozwala on, by 4 różni badacze niezależnie mapowali sekcje tej samej powierzchni). Wydarzenie będzie relacjonowane na żywo na YouTube'ie na kanale Nanocar Race. Organizatorzy podkreślają, że poza współzawodnictwem ważnym celem jest zaawansowanie badań nad kontrolą maszyn molekularnych. Podczas eksperymentu naukowcy przetestują osiągi maszyn molekularnych oraz aparaturę wykorzystywaną do sterowania nimi. Organizatorzy musieli się zmierzyć z wieloma problemami. Należało np. wybrać tor dostosowany do wszystkich typów pojazdów molekularnych czy przystosować mikroskop. Od uczestników także wymagano spełnienia różnych kryteriów, w tym zastosowania określonej budowy molekularnej czy formy napędu. Z 9 drużyn, które zgłosiły się do końca maja ubiegłego roku, wybrano 6: Nanomobile Club, Swiss Team, Nanoprix Team, Nano-Windmill Company, Nano-Vehicle Nims-Mana i Ohio Nano-Wagon Team (na witrynie wydarzenia można się zapoznać ze specyfikacjami ich pojazdów). Omawiając szczegółowe zasady wyścigu, Francuzi zastrzegają, że popychanie pojazdów innych uczestników jest zabronione. W razie wypadku można zmienić pojazd. Jedna drużyna ma do dyspozycji jeden sektor złotego toru. Przed rozpoczęciem wyścigu ekipa ma 6 godzin na wyczyszczenie toru. W czasie 38 h nie można zmieniać igieł mikroskopu. Wiadomo, że po 20 nm tor skręca o 45 stopni, przed kolejnym 45-stopniowym skrętem pokonuje się 50 nm, potem następuje odcinek o długości 20 nm. « powrót do artykułu -
Fizyk z Brandeis Uniersity stworzył niekapiącą butelkę na wino. Daniel Perlman, miłośnik wina i wynalazca, przez 3 lata analizował przepływ cieczy przez górną część szyjki. Okazało się, że by wyeliminować kapanie, wystarczy zrobić coś bardzo prostego: wyciąć rowek tuż pod wylotem butelki. Perlman ma na swoim koncie ponad 100 patentów na całą gamę przedmiotów: od specjalistycznego sprzętu laboratoryjnego po zminiaturyzowany domowy wykrywacz radonu. Na rynku już teraz można kupić produkty zapobiegające wylewaniu wina. Korzystanie z nich oznacza jednak nakładanie czegoś na szyjkę butelki. Perlman nie chciał zaś, by po zakupie wina konsumenci musieli pamiętać o czymś jeszcze. Planowałem zmienić samą butelkę na wino. Nie zamierzałem nikogo narażać na dodatkowe koszty czy niewygodę w postaci zakupu dodatkowych akcesoriów. Pomyślał więc, że gdy przeanalizuje procesy fizyczne, może będzie w stanie skonstruować niekapiącą butelkę. Amerykanin analizował poklatkowe nagrania nalewania wina. Zaobserwował, że kapanie jest najsilniejsze, gdy butelka jest pełna lub prawie pełna. Strumień wina "odgina się" na szczycie szyjki i spływa po boku butelki, bo szkło jest hydrofilowe, co oznacza, że przyciąga wodę. Przy pomocy inżyniera Grega Widberga Perlman nawiercił diamentowym narzędziem rowek tuż pod szczytem szyjki. Gdy kropla dociera do rowka, nie pokonuje go i nie spływa dalej, ale spada do kieliszka razem z resztą alkoholu. Naukowiec podkreśla, że nalewając wino z pełnej lub prawie pełnej butelki, trzeba lekko unieść jej wylot w stosunku do kieliszka. By kropla wina była w stanie pokonać rowek, musiałaby albo poruszać się w jego wnętrzu w górę wbrew grawitacji, albo mieć wystarczający pęd, by przeskoczyć z jednej jego strony na drugą. Po wielu próbach Perlman ustalił idealne wymiary rowka: ok. 2 mm szerokości i ok. 1 mm głębokości. Warto przypomnieć, że obecny dizajn butelki na wino datuje się na początek XIX w. « powrót do artykułu
-
W połowie 2015 roku opisywaliśmy przypadek Williama Mereditha, który zestrzelił drona latającego nad jego podwórkiem. Mężczyzna został wówczas aresztowany, a kilka miesięcy później sąd oczyścił go z zarzutów narażenia osób postronnych i wandalizmu. Teraz sąd federalny oddalił pozew właściciela drona, Davida Boggsa, który domagał się odszkodowania za zniszczone urządzenie. Sędzia Thomas B. Russell zgodził się z argumentacją prawników Mereditha, którzy twierdzili, że sąd federalny nie powinien zajmować się tą sprawą. Prawnicy Boggsa twierdzili zaś, że jako iż dron znajdował się w powietrzu, to podlegał regulacjom Federalnej Administracji Lotniczej (FAA), zatem sprawa należy do sądu federalnego. FAA nie była jednak stroną sporu i sąd uznał, że kwestię odszkodowania powinny rozstrzygnąć sądy stanowe. Prawnik Boggsa może teraz zwrócić się do sądu z zapytaniem, czy od decyzji przysługuje apelacja do Okręgowego Sądu Apelacyjnego. Cała sprawa rozbija się tutaj o brak jasnych uregulowań prawnych określających wysokość, na jakiej przestrzeń powietrzna nad czyjąś nieruchomością należy do właściciela tej nieruchomości. Najbliższy rozstrzygnięcia tej kwestii był Sąd Najwyższy USA, który w roku... 1946 orzekł, że pewien farmer może rościć sobie prawa do 83 stóp (25 metrów) przestrzeni powietrznej nad swoją posiadłością, może zatem domagać się od wojska odszkodowania za to, że zbyt nisko latające samoloty niepokoją jego zwierzęta hodowlane. Poproszeni o komentarz eksperci stwierdzili, że sąd miał rację oddalając sprawę o odszkodowanie i prawo przelotu nad czyjąś posiadłością, gdyż w obecnym stanie prawnym powinno być to rozstrzygane na podstawie prawa stanowego, nie federalnego. Oficjalne uznanie, że przestrzeń powietrzna do jakiejś wysokości jest prywatna będzie rodziło cały szereg problemów związanych np. z komercyjnym wykorzystaniem dronów. Może się bowiem okazać, że na ich używanie nie wystarczy zgoda Federalnej Administracji Lotnictwa, ale trzeba będzie też negocjować z właścicielami nieruchomości. Tymczasem Meredith zaczął zarabiać na całej sprawie sprzedając koszulki z napisem „Drone Slayer”. « powrót do artykułu
-
Windows 10 Creators Update, znana do niedawna jako Redstone 2, zostanie prawdopodobnie udostępniona już 11 kwietnia. Jednak wiele wskazuje na to, że większość użytkowników nie będzie mogła z niej skorzystać. Najprawdopodobniej Microsoft będzie stopniowo udostępniał ją coraz szerszemu gronu użytkowników swojego OS-u. Dzięki takiej taktyce koncern zyska pewność, że jego serwery nie zostaną przeciążone. Z drugiej strony, gdyby okazało się, że w aktualizacji jest jakiś poważny błąd, problem dotknąłby mniejszej liczby osób niż przy szerokim jej udostępnieniu. Microsoft przetestował już stopniowe udostępniania przy okazji wcześniejszej aktualizacji o nazwie Anniversary Update. Wówczas w ciągu pierwszych 2 miesięcy po jej udostępnieniu aktualizacja trafiła na 33% komputerów z Windows 10, a po kolejnych 2 miesiącach była już na 80% takich maszyn. Jednak nawet dzisiaj, z nieznanych bliżej przyczyn, nie wszystkie komputery z Windows 10 mają zainstalowaną Anniversary Update. Stopniowe udostępnianie Creators Update nie oznacza, że osoby, które chcą mieć ją jak najszybciej będą musiały czekać. Możliwe będzie bowiem samodzielne zainstalowanie poprawki, czy to przez mechanizm Windows Update czy za pomocą pliku ISO. « powrót do artykułu
-
Serwis Wikileaks ujawnił kolejne tajemnice CIA. Tym razem dowiadujemy się, że Agencja przygotowała oprogramowanie atakujące nowo wyprodukowane iPhone'y oraz że co najmniej od 2008 roku infekuje łańcuch dostaw telefonów Apple'a. Z ujawnionych dokumentów dowiadujemy się, że pracująca w ramach CIA komórka o nazwie Embedded Development Branch przygotowała wiele rodzajów kodu atakującego UEFI komputerów Mac. Jest wśród nich projekt o nazwie „Sonic Screwdriver” w ramach którego opracowano „mechanizm wykonywania kodu na urządzeniach peryferyjnych podczas startu komputera Mac". Pozwalał on na wystartowanie szkodliwego kodu np. z klipsu USB. Mechanizm infekujący urządzenia peryferyjne znajdował się w zmodyfikowanym przez CIA firmware'u przejściówki pomiędzy złączami Thunderbolt i Ethernet. Z kolei „DarkSeaSkies” to kod rezydujący w EFI MacBooka Air. Składa się on z modułów „DarkMatter”, „SeaPea” oraz „NightSkies” działających, odpowiednio, na poziomie EFI, jądra i użytkownika. Wykradziona CIA dokumentacja mówi również o wielu innych projektach, w ramach których powstał kod atakujący urządzenia Apple'a. Dowiadujemy się również, że o ile czasem na zlecenie CIA dokonywane są bezpośrednie ataki na urządzenia, które są w posiadaniu interesujących Agencję osób, to częściej zdarzają się ataki w łańcuchu dostaw. Urządzenia takie są infekowane przez osoby, które mają do nich wówczas dostęp. « powrót do artykułu
-
Koło Asuanu odkryto nietknięty grobowiec sprzed ok. 4 tys. lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Dr Mahmoud Afifi z egipskiego Ministerstwa Starożytności poinformował, że w zlokalizowanej na zachodnim brzegu Nilu naprzeciw miasta Asuan nekropolii Qubbet el-Hawa hiszpańscy archeolodzy z Uniwersytetu w Jaén odkryli nietknięty grobowiec sprzed niemal 4 tys. lat. Wg specjalistów, należał on do Szemajego - brata namiestnika Elefantyny Sarenputa II. Nasr Salama, dyrektor Asuańskiego Wydziału Starożytności, podkreśla, że znalezisko jest unikatowe, bo znaleziono całe wyposażenie grobowe, w tym ceramikę, 2 trumny z drewna cedrowego, a także zestaw drewnianych modeli, przedstawiających barki pogrzebowe i sceny z życia codziennego. Kierujący pracami profesor Alejandro Jiménez Serrano dodaje, że znaleziono także mumię i że jest ona nadal badana. Nałożono na nią polichromowany kartonaż z piękną maską. Na trumnie widnieje inskrypcja z imieniem zmarłego - Szemaj - oraz imionami jego rodziców. Najstarszy brat Szemaja Sarenput II to jeden z najbardziej wpływowych namiestników za panowania Senuseretów II i III. Był on także nadzorcą kultu Satet i Chnuma. « powrót do artykułu -
Nawet pojedyncze bakterie mikrobiomu jelit mogą rozkładać (depolimeryzować) najbardziej złożone węglowodany. Głównym źródłem składników odżywczych dla bakterii z jelita grubego są węglowodany z ludzkiej diety, których nasz organizm nie metabolizuje. Najbardziej złożonym z nich jest roślinny polisacharyd ramnogalakturonan II (RG-II). Wcześniej uważano, że tylko grupy (konsorcja) bakterii mogą metabolizować RG-II. Najnowsze badanie międzynarodowego zespołu wykazało jednak, że pojedyncze bakterie także to potrafią. To ekscytujący krok naprzód w rozumieniu działania mikroflory jelit z istotnymi skutkami dla przyszłych badań - podkreśla prof. Harry Gilbert z Uniwersytetu w Newcastle. Autorzy publikacji z pisma Nature odkryli, że Bacteroides thetaiotaomicron z mikrobiomu metabolizują RG-II dzięki glukozydazom. Naukowcy podkreślają, że bakterie metabolizujące RG-II mają kilka genów białek, których funkcji wcześniej nie znano. Teraz okazało się, że 7 z nich koduje właśnie enzymy, które rozkładają wiązania glikozydowe. Każdy z tych 7 enzymów daje podstawy do wyodrębnienia nowej rodziny enzymów. Co więcej, 3 z glukozydaz rozkładają wiązania, które wcześniej wydawały się niepodatne na ataki biologiczne (enzymy te prezentują nowe funkcje katalityczne). Przed nami wiele ciekawej pracy. Pełne zrozumienie mechanizmów, za pośrednictwem których złożone węglowodany są wykorzystywane przez mikrobiom, ma duże znaczenie dla medycyny, bo społeczność ta znacząco wpływa na nasze zdrowie. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki opisywanemu odkryciu pewnego dnia uda się zidentyfikować nowe sprzyjające zdrowiu pre- i probiotyki. « powrót do artykułu
-
Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technik obrazowania naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco odkryli, że płuca odgrywają nieznaną dotychczas rolę w produkcji krwi. Badanie na myszach wykazało, że w płucach powstaje ponad połowa trombocytów. Kolejnym zadziwiającym odkryciem jest znalezienie nieznanej wcześniej grupy komórek macierzystych krwi, które są zdolne do odtworzenia produkcji krwi gdy w organizmie brakuje komórek szpiku kostnego, uznawanych dotychczas za głównych producentów krwi. To odkrycie wskazuje, że płuca pełnią bardziej złożoną rolę. Nie tylko służą oddychaniu, ale są też kluczowym elementem tworzenia podstawowych składników krwi – mówi pulmonolog profesor Mark R. Looney. Obserwacje te sugerują, że również i u ludzi płuca odgrywają główną rolę w powstawaniu krwi. Praca Looneya i jego kolegi profesora patologii Matthew F. Krummela może mieć kolosalne znaczenie dla zrozumienia chorób związanych z trombocytopenią, czyli spadkiem liczby trombocytów. Rodzi się też pytanie, jak obecne w płucach komórki macierzyste krwi wpływają na osoby, którym płuca są przeszczepiane. Odkrycie było możliwe dzięki udoskonaleniu przez Looneya i Krummela techniki obrazowania za pomocą mikroskopu dwufotonowego. Uczonym udało się zobrazować zachowanie pojedynczych komórek w płucach żywej myszy. Naukowcy obserwowali interakcje pomiędzy układem odpornościowym a trombocytami i zauważyli zadziwiająco dużą populację megakariocytów, komórek produkujących trombocyty. Megakariocyty były obserwowane w płucach już wcześniej, jednak sądzono, że żyją i produkują one trombocyty przede wszystkim w szpiku kostnym. Gdy zauważyliśmy olbrzymią żywą populację megakariocytów w płucach, postanowiliśmy lepiej się jej przyjrzeć – mówi doktor Emma Lefrançais. Kolejne badania pokazały, że magakariocyty w płucach produkują w ciągu godziny ponad 10 milionów trombocytów, a to wskazuje, że ponad połowa mysich trobocytów powstaje właśnie w płucach a nie w szpiku kostnym. Zauważono też dużą populację komórek progenitorowych i komórek macierzystych krwi znajdujących się poza naczyniami krwionośnymi płuc. Jest ich koło 1 miliona na każde mysie płuco. Uczeni postanowili sprawdzić jak megakariocyty przemieszczają się pomiędzy szpikiem a płucami. W tym celu wykorzystali genetycznie zmodyfikowane myszy z fluorescencyjnymi megakariocytami i przeszczepili im płuca niezmodyfikowanych zwierząt. Bardzo szybko fluorescencyjne megakariocyty pojawiły się w płucach, co wskazuje, że megakariocyty z płuc pochodzą ze szpiku. To fascynujące, że megakariocyty przemierzają całą drogę ze szpiku do płuc, by tam produkować trombocyty. Być może płuca są idealnym bioreaktorem do produkcji trombocytów ze względu na siły oddziałujące w nich na krew lub też ze względu na nieznany nam jeszcze molekularny szlak sygnałowy – zastanawia się doktor Guadalupe Ortiz-Muñoz. Podczas innego eksperymentu przeszczepiono płuca genetycznie zmodyfikowanej myszy z fluorescencyjnymi trombocytami do myszy z małą liczbą trombocytów. Zaobserwowano bardzo gwałtowną produkcję trombocytów i szybki powrót do ich normalnego poziomu. Efekt ten utrzymał się bardzo długo, znacznie dłużej niż czas życia poszczególnych trombocytów czy megakariocytów. To zaś oznacza, że megakariocyty z przeszczepionych płuc są pobudzane do działania przez organizm biorcy i są w stanie wyprodukować odpowiednią liczbę zdrowych trombocytów. W końcu, w czasie ostatniego eksperymentu, przeszczepiono płuca od myszy z fluorescencyjnymi komórkami do organizmy myszy, u której w szpiku kostnym brakowało komórek macierzystych krwi. Analiza szpiku wykazała, że fluorescencyje komórki z płuc przeniosły się do szpiku i rozpoczęły produkcję nie tylko trombocytów, ale całej gamy komórek, w tym neutrofili oraz limfocytów B i T. To znak, że w płucach znajduje się bardzo zróżnicowana populacja progenitorowych komórek krwi i komórek macierzystych zdolnych do naprawy uszkodzonego szpiku i odbudowy produkcji wielu składników krwi. Prace uczonych z Kalifornii dają nadzieję milionom ludzi z trombocytopenią. Wskazują też, że specjaliści pracujący nad technikami odbudowywania populacji trombocytów za pomocą zmodyfikowanych magakariocytów powinni zwrócić uwagę na płuca jako źródło megakariocytów. Badania te zmieniają obowiązujące paradygmaty dotyczące tworzenia się komórek krwi, biologii płuc, chorób i transplantacji. Mają one bezpośrednie kliniczne znaczenie i stawiają przed nami olbrzymią liczbę pytań związanych z przyszłym badaniem genezy trombocytów i funkcjonowania megakariocytów w zapaleniu płuc, innych chorób zapalnych, krwawień, zaburzeń produkcji trombocytów i transplantacji – napisał pulmonolog Guy A. Zimmerman, który był recenzentem pracy opublikowanej w Nature. « powrót do artykułu