Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Astronomowie udowodnili to, co od dawna podejrzewano - Proxima Centauri stanowi część układu potrójnego. Ta najbliższa nam gwiazda została odkryta w 1915 roku. To czerwony karzeł, który świeci zbyt słabo, by można było zauważyć go gołym okiem. Proxima Centauri znajduje się w odległości 4,24 lat świetlnych od Ziemi. Nieco dalej, bo w odległości 4,37 lat świetlnych, świecą dobrze widoczne Alfa Centauri A i B. Bez teleskopu widać je jako jedną gwiazdę, trzecią najjaśniejszą na nieboskłonie. Jednak są to dwa obiekty okrążające się co 80 lat. Od kiedy odkryto Proximę Centauri, specjaliści podejrzewali, że jest ona powiązana grawitacyjnie z obiema Alfa Centauri. Jeśli prawdziwe byłyby przypuszczenia, że Proxima okrąża obie gwiazdy Alfa Centauri, to jej prędkość musiałaby być podobna do ich prędkości. W ostatnich latach specjaliści nauczyli się bardzo precyzyjnie mierzyć prędkość gwiazd, co przydaje się przy poszukiwaniu planet je okrążających. Naukowcom z Obserwatorium Paryskiego udało się właśnie dowieść, że Proxima Centauri jest powiązana grawitacyjnie z Alfa Centauri. Co więcej określili też jej orbitę. Okazuje się, że Proxima Centauri okrąża obie Alfa Centauri po eliptycznej orbicie, a jednorazowa podróż zajmuje jej 550 000 lat. Minimalna odległość pomiędzy Alfa Centauri a Proxima Centauri wynosi 4300 jednostek astronomicznych, a odległość maksymalna, w której Proxima znajduje się teraz, to 13 000 j.a. Precyzyjne pomiary wykazały, że prędkość Proxima Centauri różni się od prędkości Alfa Centauri o zaledwie 270 metrów na sekundę. Gdyby była dwukrotnie większa, Proxima uciekłaby od Alfa. « powrót do artykułu
  2. Będące stekowcami dziobak i kolczatka wytwarzają zmodyfikowany glukagonopodobny peptyd 1 (ang. glucagon-like peptide-1, GLP-1), który nie rozkłada się tak szybko jak u ludzi. GLP-1 jest normalnie uwalniany w przewodzie pokarmowym ludzi i zwierząt, stymulując wydzielanie insuliny i obniżając poziom glukozy we krwi. Niestety, zazwyczaj ulega rozłożeniu w ciągu paru minut. U osób z cukrzycą typu 2. krótki impuls wyzwalany przez GLP-1 nie wystarczy, aby podtrzymać prawidłową glikemię. By zapewnić dłuższe uwalnianie insuliny, potrzeba więc leku z dłużej działającą postacią hormonu. Tutaj z odsieczą wydają się przychodzić wspomniane wcześniej stekowce. Odkryliśmy, że u stekowców GLP-1 jest rozkładany na drodze zupełnie innego mechanizmu - wyjaśnia prof. Frank Grutzner z Uniwersytetu Adelajdy. Ma to związek z występowaniem GLP-1 nie tylko w przewodzie pokarmowym, ale i w jadzie (samce dziobaków wykorzystują jad wydzielany przez ostrogi na tylnych łapach do walk o samice; u kolaczatek nie ma co prawda podnoszonych ostróg, ale w sezonie rozrodczym gruczoły produkują mleczną wydzielinę). Australijczycy stwierdzili, że GLP-1 z przewodu pokarmowego dziobaka reguluje poziom cukru we krwi, zaś z jadu odstrasza inne samce w czasie godów. Funkcja związana z jadem doprowadziła zapewne do wyewoluowania stabilnej formy GLP-1, a stabilne cząsteczki glukagonopodobnego peptydu 1 są bardzo pożądane jako potencjalne specyfiki na cukrzycę typu 2. To świetny przykład, jak miliony lat ewolucji cyzelują cząsteczki i optymalizują ich funkcje. Grutzner dodaje, że choć brak ostróg u kolczatek pozostaje tajemnicą, ekscytujące jest już samo odkrycie, że i one, i dziobaki wyewoluowały tę samą długo utrzymującą się formę GLP-1. « powrót do artykułu
  3. Niemal 100 lat temu, 15 stycznia 1919 roku w Bostonie doszło do niezwykłej śmiercionośnej katastrofy. W dzielnicy North End pękł zbiornik z melasą i ulicę zalała 7-metrowa fala słodkiej cieczy, która zniszczyła wiele budynków i zabiła 21 osób oraz kilkanaście koni. Przez 100 lat naukowcy zastanawiali się, jak wolno poruszający się płyn mógł mieć tak katastrofalne skutki. Dopiero teraz udało się wyjaśnić zjawiska fizyczne stojące u podstaw śmiertelnego słodkiego tsunami. Nicole Sharp, inżynier lotnictwa, która specjalizuje się w dynamice cieczy oraz Jordan Kennedy z Uniwersytetu Harvarda zebrali wszelkie dostępne dane na temat katastrofy, w tym doniesienia prasowe, stare mapy Bostonu czy informacje pogodowe. Przeprowadzili liczne eksperymenty dotyczące poruszania się melasy w różnych warunkach i wprowadzili uzyskane dane do modeli komputerowych. Niedawno wyniki swoich eksperymentów zaprezentowali podczas dorocznego spotkania Wydziału Dynamiki Cieszy Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego. Melasa jest płynem nieniutonowskim i pseudoplastycznym. Oznacza to, że lepkość tego płynu nie jest wartością stałą, jego krzywa płynięcia nie jest funkcją liniową, a jego naprężenie stycznie nie jest stałe i maleje wraz ze wzrostem prędkości ścinania. Jednak w niższych temperaturach melasa zachowuje się bardziej jak klasyczny płyn. Eksperymenty Sharp i Kennedy'ego wykazały, że jej lepkość drastycznie wzrasta w zimnych pomieszczeniach. Przelanie 48 mililitrów melasy do cylindra miarowego zajęło nam kilkanaście minut - mówi Sharp. Biorąc pod uwagę fakt, że w czasie wypadku w Bostonie było zimno, zasięg zniszczeń stanowił poważną zagadkę. Już wkrótce po wypadku gazety spekulowały, że pod zbiornik podłożono bombę i eksplozja spowodowała szybkie rozprzestrzenianie się melasy. Z najnowszych badań wiemy już, że znacznie lepszym wyjaśnieniem od podłożenia ładunku wybuchowego jest podstawowy przepływ horyzontalny cieczy w polu grawitacyjnym, który spowodowany jest różnicami w gęstości ośrodków. Odgrywa on znaczącą rolę wówczas gdy gęstsza ciecz rozprzestrzenia się horyzontalnie po cieczy mniej gęstej (w tym przypadku melasa po powietrzu). Podobne zjawisko obserwujemy, gdy otworzymy drzwi w ciepłym pomieszczeniu i gwałtownie wpada doń zimne powietrze. Ruch powietrza jest silny, pomimo braku wiatru. Sama gęstość melasy mogła odpowiadać za jej dużą prędkość początkową. Ważną rolę odegrała też temperatura. Zbiornik z melasą był nieco cieplejszy od otaczającego go powietrza. Gdy pękł, rozprzestrzeniająca się melasa ulagała szybkiemu schłodzeniu, przez co stawała się bardziej lepka i bardziej niebezpieczna. Melasa działała też na uwięzionych w niej ludzi jak ruchome piaski. Im bardziej próbowali się wydostać, tym bardziej w niej grzęźli. Wszystkie te czynniki spowodowały, że wypadek wiązał się z tak olbrzymimi zniszczeniami i dużą liczbą ofiar. Pani Sharp chce teraz rozszerzyć swoją analizę o to, co działo się w zbiorniku bezpośrednio przed katastrofą, gdy na jego dno wpompowano gorącą melasę. "Przypuszczam, że powstała jakaś niesamowita mieszanina o właściwościach skomplikowanych faktem, iż lepkośc melasy ulega znacznym zmianom wraz ze zmianami temperatury" - mówi uczona. « powrót do artykułu
  4. Poziom życia całej ludzkości może gwałtownie się obniżyć, jeśli nie powstrzymamy wymierania owadów zapylających. Naukowcy z University of Reading stwierdzili bowiem, że od owadów tych zależy 1,4 miliarda miejsc pracy i 3/4 produkcji roślin uprawnych. Światowe źródła żywności oraz miejsca pracy mogą zniknąć, jeśli nie podejmiemy natychmiastowych globalnych działań na rzecz powstrzymania spadku liczby owadów zapylających - napisali naukowcy. Od pracy tych owadów zależy około 3/4 gatunków roślin uprawnych, w tym większość owoców, orzechów i ziaren oraz wysoko cenione rośliny jak kawa, kakao czy rzepak. Z wyliczeń wynika, że praca owadów zapylających jest w skali globalnej warta od 235 do 577 miliardów dolarów. W rolnictwie zatrudnionych jest 1,4 miliarda osób, czyli około 1/3 wszystkich pracujących. Jest ono szczególnie ważne dla najuboższych społeczności wiejskich, z których 70% niemal całkowicie zależy od dochodów z rolnictwa. Większość zapylaczy stanowią owady takie jak pszczoły, motyle, ćmy, osy i żuki. Rośliny są też zapylane przez ptaki, nietoperze i jaszczurki, a niektóre przez wiatr. Rośliny zapylane przez owady są niezbędne w zbilansowanej ludzkiej diecie, gdyż dostarczają nam m.in. witaminę A, C, wapń, fluor i kwas foliowy. Utrata zwierząt zapylających może prowadzić do gwałtownego wzrostu przypadków chorób, których można uniknąć. Może to prowadzić do śmierci dodatkowych 1,4 miliona osób rocznie oraz utraty 29 milionów lat życia w zdrowiu - czytamy w raporcie z Reading. Zagrożone są nie tylko rośliny uprawne. Ponad 90% tropikalnych roślin kwitnących jest uzależnionych od zapylenia przez zwierzęta. Tymczasem wyginięcie grozi około 20% kręgowców zapylających. Wśród najbardziej rozpowszechnionych zapylaczy - pszczół - zagrożone gatunki stanowią około 9%. Prawdopodobnie liczba ta jest zaniżona, gdyż brakuje odpowiedniej jakości danych naukowych na temat wielu gatunków. Obecnie znamy około 20 000 gatunków pszczół. Zapylają one ponad 90% ze 107 najważniejszych roślin uprawnych. Od wielu lat na całym świecie jesteśmy świadkami tajemniczego znikania całych kolonii pszczół. Wciąż nie wiadomo, jaka jest przyczyna tego zjawiska. Również wśród motyli zagrożonych jest około 9%. Naukowcy z Reading twierdzą, że jeśli chcemy uratować się przed wyginięciem zwierząt zapylających powinniśmy zrezygnować z pestycydów na rzecz naturalnych środków ochrony roślin, przetykać uprawy zbóż rzędami roślin kwitnących, wprowadzić większą zmianowość upraw tak, by było wśród nich więcej roślin kwitnących oraz odtworzyć dzikie ekosystemy z kwiatami. « powrót do artykułu
  5. Niektórzy ludzie twierdzą, że czują ból, patrząc na bolesne doświadczenia innych. Okazuje się, że dotyczy to zwłaszcza pacjentów z kompleksowym zespołem bólu regionalnego (ang. complex regional pain syndrome, CRPS), u których ból wzmaga się zarówno pod wpływem własnych działań, jak i obserwacji czyichś poczynań. Naukowcy z Uniwersytetu im. Alvara Aalto stwierdzili, że pacjenci z kompleksowym zespołem bólu regionalnego doświadczają w czasie obserwacji podobnego bólu jak przy uszkodzeniu tkanek. CRPS to bardzo złożona choroba, przejawiająca się silnym chronicznym bólem. Jej patofizjologia nie jest w pełni poznana. Brakuje też biomarkerów. Nasze ustalenia mogą pomóc w rozwinięciu diagnostyki i strategii terapeutycznych - podkreśla doktorant Jaakko Hotta. W ramach studium naukowcy analizowali skany z funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) 13 pacjentów z CRPS kończyny górnej i 13 zdrowych osób. Wszyscy oglądali krótkie nagrania czynności wykonywanych ręką, np. ściskania kolczastej piłki z maksymalną siłą. U chorych oglądanie wideo wywoływało anormalne wzorce aktywacji mózgu (różniły się one od wzorców występujących u zdrowych ochotników). Oznacza to, że CRPS wpływa na rejony mózgu związane z przetwarzaniem bólu i kontrolą motoryczną. « powrót do artykułu
  6. Zdaniem japońskiego rządu koszty związane z likwidacją skutków katastrofy w Fukushimie wyniosą niemal dwukrotnie więcej niż początkowo szacowano. Z informacji zdobytych przez serwis Nikkei wynika, że obecnie koszty te szacuje się na 176 miliardów dolarów i spodziewany jest ich dalszy wzrost. Najnowsze szacunki obejmują kwotę ponad 70 miliardów (wzrost o niemal 50%) dolarów przeznaczoną na odszkodowania dla obywateli. Koszty odkażania terenu wokół elektrowni są obecnie szacowane na ponad 40 miliardów USD, czyli dwukrotnie więcej niż sądzono. Spodziewany jest też szybki wzrost kosztów przechowywania materiału radioaktywnego i zabezpieczenia reaktorów. Do samych reaktorów wciąż pompowana jest woda, która ma schładzać materiał radioaktywny i nie dopuścić do jego rozpuszczenia się. Woda ta musi być następnie bezpiecznie przechowywana do czasu oddzielania od niej materiału radioaktywnego. Początkowo sam koszt przechowywania materiału radioaktywnego do czasu, aż zostanie on przetworzony, szacowano na około 10 miliardów USD. Już wiadomo, że to zdecydowanie za mała kwota. Zabezpieczenia reaktorów początkowo wyceniono na 18 miliardów USD. Teraz rząd w Tokio ocenia, że trzeba będzie je przechowywać w bezpiecznym miejscu przez 30-40 lat, a koszt przekroczy 2 miliardy USD rocznie. W powyższych wyliczeniach założono, że wszelkie działania prowadzone są zgodnie z planem. Nie wiadomo, jak bardzo wzrosłyby koszty gdyby, na przykład, w wybrzeże znowu uderzyło tsunami. « powrót do artykułu
  7. ARC Centre of Excellence for Coral Reef Studies potwierdziło, że w tym roku doszło do najpotężniejszego obumierania koralowców z Wielkiej Rafy Koralowej w historii. W najsilniej poszkodowanym rejonie - 700-km pasie na północy Rafy - w ciągu 8-9 miesięcy zniknęło średnio aż 67% płytkowodnych koralowców. W centrum i na południu odnotowano na szczęście mniejsze straty. Większość tegorocznych strat dotyczy północnej, najbardziej dziewiczej części Wielkiej Rafy Koralowej. Region ten wymknął się 2 pomniejszym epizodom bielenia z 1998 i 2002 r., ale tym razem bardzo ucierpiał - opowiada prof. Terry Hughes. Dobra wiadomość jest taka, że 2/3 Rafy [...] wyszły z tego obronną ręką. W 2016 r. w centrum obumarło średnio 6% wybielonych koralowców, a na południu tylko 1%. Koralowce odzyskały swoje soczyste barwy i rafy te są w dobrej kondycji - dodaje prof. Andrew Baird. Co ważne, naukowcy odkryli też, że w obrębie przybrzeżnego północnego krańca Parku Morskiego Wielkiej Rafy utarta koralowców była mniejsza niż w innych północnych rafach. Na dalekiej północy Rafy, wzdłuż wschodniego krańca szelfu kontynentalnego odkryliśmy duży pas raf bez poważnych uszkodzeń. Sądzimy, że są one częściowo chronione przed stresem cieplnym przez upwelling chłodniejszych wód z Morza Koralowego - ujawnia Hughes. Australijczycy przypuszczają, że północny region będzie potrzebować co najmniej 10-15 lat, by się odrodzić. Obawiają się jednak, że wkrótce nastąpi 4. epizod wybielania, który zaburzy ten powolny proces. « powrót do artykułu
  8. Powyżej 40. r.ż. progi reakcji układu przedsionkowego, który odpowiada za czucie głębokie, równowagę i dotyk, zaczynają się podwajać co 10 lat. Wg naukowców z Massachusetts Eye and Ear, odzwierciedla to spadek zdolności odbierania informacji dot. ruchu, równowagi i orientacji w przestrzeni. Podwyższone progi reakcji silnie korelowały ze słabszymi wynikami testów na równowagę, a z wcześniejszych badań wiemy, że u takich osób ryzyko upadku jest dużo wyższe - podkreśla dr Daniel M. Merfeld. Amerykanie ujawniają, że na pewnym etapie życia ponad połowa populacji zgłosi się do lekarza z objawami związanymi z układem przedsionkowym, np. zawrotami głowy czy nieostrym widzeniem. By sprawdzić, czy płeć i wiek wpływają na działanie układu przedsionkowego, autorzy publikacji z pisma Frontiers in Neurology poddali 105 zdrowych osób w wieku od 18 do 80 lat testom ruchowym i na równowagę. Mierzyli próg reakcji, czyli określali najsłabszy ruch/bodziec postrzegany poprawnie przez ochotnika. O ile nie stwierdzono różnic między kobietami i mężczyznami, o tyle powyżej 40. r.ż. progi wzrastały dla wszystkich badanych rodzajów ruchu. Okazało się, że wzrastające progi reakcji silnie korelowały z niemożnością ukończenia standardowego testu na równowagę. Naukowcy podkreślają, że to pokazuje, jak mocno układ przedsionkowy wpływa na ryzyko upadku. Skoro gorsze funkcjonowanie przedsionkowe prowadzi do upadków, być może potrafilibyśmy opracować pomoce lub ćwiczenia terapeutyczne [...], które by je usprawniały - podsumowuje Merfeld. « powrót do artykułu
  9. W ubiegłym tygodniu pojawiły się plotki, jakoby Samsung prowadził z Lenovo rozmowy w sprawie sprzedaży chińskiej firmie swojego wydziału produkującego pecety. Wedle pogłosek firmy miały od miesięcy prowadzić rozmowy w tej sprawie i nie osiągnęły porozumienia satysfakcjonującego obie strony. Przedstawiciele Samsunga, w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy serwisu ZDNet, zaprzeczyli plotkom i stwierdzili, że firma nie ma zamiaru pozbywać się produkcji pecetów. Pomimo tego, że w 2014 roku Samsung pozbył się swojego europejskiego wydziału pecetów, koreański koncern nie jest jeszcze gotowy, by całkowicie wycofać się z rynku komputerów osobistych. W międzyczasie pojawiła się kolejna informacja, jakoby amerykańska firma Elliott Management dążyła do podziału Samsunga, w ramach którego Samsung Electronics stałby się holdingiem obejmującym wszelkie działania operacyjne. Analitycy zgadzają się, że takie działanie uprościłoby strukturę koncernu i zapewniło większe korzyści udziałowcom. Trudno jest nie zgodzić się z logiką Elliot Management. Prostsza struktura przyniosłaby z pewnością wiele korzyści - mówi David Smith z Aberdeen Asset Management Asia. Samsung zwołał spotkani, na którym zostanie omówiona propozycja zmiany struktury koncernu. Samsung Electronics to okręt flagowy Samsung Group, w skład którego wchodzą wydziały zajmujące się telewizorami, pecetami, tabletami, drukarkami, smartfonami, urządzeniami konsumenckimi, dyskami SSD oraz półprzewodnikami. « powrót do artykułu
  10. Na poziomie morza woda zaczyna wrzeć w temperaturze 100 stopni Celsjusza. Nie od dzisiaj wiadomo też, że jeśli wodę umieścimy w bardzo małej przestrzeni, zmienia się jej temperatura wrzenia i zamarzania, spadając o około 10 stopni. Teraz naukowcy z MIT zaobserwowali nowe niespodziewane zachowanie się wody. Po umieszczeniu w węglowych nanorurkach woda zamarza nawet w temperaturze, w której powinna wrzeć. Odkrycie to pokazuje, że zachowanie się materiałów ulega drastycznym zmianom gdy umieścimy je w strukturach o pojemności liczonej w nanometrach. Może też doprowadzić ono do powstania nowych urządzeń, takich jak np. wypełnione lodem przewody, które będą wykorzystywały właściwości elektryczne i termiczne lodu pozostając stabilne w temperaturze pokojowej. Gdy umieścimy płyn w nanoprzestrzeniach zaburzamy jego przejścia fazowe - mówi profesor Michael Strano. Naukowcy spodziewali się takiego zachowania, jednak zaskoczyła ich wielkość zmian oraz ich kierunek. Sądzili, że nanoprzestrzeń obniży, a nie podniesie, punkt zamarzania wody. Podczas jednego z testów stwierdzono, że woda zamarzła w temperaturze pomiędzy 105 a 151 stopni Celsjusza. Zjawisko to było silniejsze, niż ktokolwiek przypuszczał - mówi Strano. Co więcej, kolosalne zmiany wynikały z niewielkich różnic w średnicy nanorurek. Różnica w punkcie zamarzania wody pomiędzy nanorurkami o średnicy 1,05 a 1,06 nanometra wynosiła dziesiątki stopni Celsjusza. Wszystkie założenia się sypią, gdy dochodzimy do naprawdę małych rozmiarów. To całkowicie niezbadany teren - stwierdza uczony. Już wcześniej różne zespoły naukowe próbowały przeprowadzić podobne eksperymenty, jednak dawały one sprzeczne wyniki. Jedną z przyczyn był fakt, że niewiele grup naukowych jest w stanie tak precyzyjnie mierzyć nanorurki, nikt nie zdawał sobie sprawy, że tak minimalne różnice w wymiarach mogą odgrywać tak wielką rolę, stąd problemy z uzyskiwanymi wynikami. Jak zauważa profesor Strano, zadziwiający jest już fakt, że do nanorurek udaje się wprowadzić wodę. Węglowe nanorurki są uważane za materiał hydrofobowy, więc nie do końca wiadomo, w jaki sposób woda trafia do ich wnętrza. Zespół Strano wykorzystał technikę zwaną spektroskopią wibracyjną, która pozwala na śledzenie molekuł wody wewnątrz nanorurek. Dzięki niej jako pierwszy był w stanie przeprowadzić precyzyjne pomiary, nie tylko potwierdzające, że woda znajduje się w nanorurkach, ale pozwalające również na określenie jej fazy. Możemy stwierdzić, czy jest tam płyn, gaz czy ciało stałe - mówi Strano. Naukowcy unikają używania w tym wypadku słowa "lód", gdyż jest ono zarezerwowane dla określonej struktury krystalicznej, a jeszcze nie udało się wykazać, że powstaje ona w nanorurkach. To niekoniecznie jest lód, ale jest to faza podobna do lodu - wyjaśnia Strano. Okazało się też, że takie ciało stałe roztapia się w temperaturze dużo wyższej od temperatury topnienia lodu, dlatego też powinno być ono niezwykle stabilne w temperaturze pokojowej. Mogą dzięki temu powstać 'lodowe kable', które będą świetnie przewodziły protony, gdyż woda przewodzi je co najmniej 10-krotnie lepiej niż typowe materiały przewodzące. W ten sposób uzyskamy bardzo stabilne wodne kable - dodaje profesor Strano. « powrót do artykułu
  11. Amerykańscy naukowcy odkryli na Lodowcu Beardmore'a (85°S) skamieniałe pokrywy pierwszego znanego antarktycznego reprezentanta rodziny biegaczowatych. Należały one do dwóch osobników. Owad opisany w periodyku ZooKeys to jedyny reprezentant nowego rodzaju. W hołdzie George'owi E. Ballowi, znanemu karabidologowi (badaczowi biegaczowatych), który niedawno obchodził 90. urodziny, gatunkowi nadano łacińską nazwę Antarctotrechus balli. Jego najbliższymi żyjącymi krewnymi są chrząszcze z rodzaju Trechisibus z Ameryki Południowej, Falklandów i Georgii Południowej, a także z rodzaju Tasmanorites z Tasmanii i Australii. Doktorzy Allan Ashworth z Uniwersytetu Stanowego Dakoty Północnej i Terry Erwin z Instytutu Smithsona przypominają, że współczesna owadzia fauna Antarktydy jest bardzo uboga i składa się z zaledwie 3 gatunków ochotkowatych (przy czym jeden został prawdopodobnie zawleczony z Georgii Południowej). Brak bioróżnorodności jest uznawany za skutek małej wilgotności powietrza, braku wegetacji i niskich temperatur. Amerykanie uważają, że A. balli zamieszkiwał porośnięte rzadką roślinnością brzegi strumienia przepływającego przez sandr. Ze skamieniałościami znaleziono typowe dla ekosystemów tundrowych bukany, jaskry czy rośliny poduszkowe. Nie wiadomo, czy chrząszcz umiał latać. Wszystko wskazuje na to, że plemię Trechini, do którego należy A. balli, było rozpowszechnione na Gondwanie. Wydaje się też, że A. balli oraz inne elementy biomu tundry zamieszkiwały cieplejszą Antarktykę przez długi czas po oderwaniu Tasmanii i południa Ameryki Południowej. We wnętrzu Antarktydy wymarły one dopiero ok. 14 mln lat temu, a na jej obrzeżach 10-13 mln lat temu. « powrót do artykułu
  12. Grafika komputerowa zazwyczaj kojarzy się z wyretuszowanymi zdjęciami modeli i modelek. W rzeczywistości daje nam o wiele większe możliwości. Książka Piksele, wektory i inne stwory jest wprowadzeniem do grafiki komputerowej dla dzieci i nie tylko. Dowiesz się, czym są tryby kolorów, na czym polega różnica między grafiką rastrową a grafiką wektorową, a także zobaczysz, na co należy zwrócić uwagę, przygotowując plik do publikacji w internecie oraz do druku. Poznasz programy do grafiki rastrowej: Photoshop Online Tools, Adobe Photoshop CC . Pierwsza z tych aplikacji jest bezpłatna i dostępna w wersji webowej. Zawiera wszystkie podstawowe i najbardziej niezbędne narzędzia, które znajdziesz też w drugim, komercyjnym, programie. Dzięki Photoshop Online Tools nauczysz się korygować fotografie, stosować różne ciekawe efekty, zmieniać ustawienia obrazu, np. balans bieli, nasycenie kolorów lub kontrast. Photoshop CC natomiast ułatwi Ci zrozumienie istoty warstw i ich stosowania. Jeśli chcesz zaprojektować ulotkę, logo, wizytówkę, powinny Cię zainteresować aplikacje do grafiki wektorowej: Inkscape (bezpłatny) i CorelDRAW X8. Nauczysz się używać linii pomocniczych, korzystać z mechanizmów pozwalających na powielanie elementów, a także ich jednoczesne przekształcanie. Zobaczysz, że grafika wektorowa może być tak samo ciekawa, jak grafika rastrowa. W publikacji przedstawiono kompletne przykłady, a każdy etap pracy został dokładnie opisany i zilustrowany, co pozwala na porównanie własnego dzieła z omawianym ćwiczeniem. Pamiętaj, że jedynym ograniczeniem w grafice komputerowej jest wyobraźnia. Projekty mogą być ciekawe już dzięki kilku narzędziom. Już dziś rusz szare komórki i stwórz coś fajnego!
  13. Astronauci, którzy na pokładzie pojazdu Orion będą odbywali wielotygodniowe misje w przestrzeni kosmicznej, muszą coś jeść. Nie będą oni mieli takich luksusów jak ich koledzy z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej mogący komponować swoje posiłki z około 200 różnych dań. Na Orionie jest niewiele miejsca, a w czasie trwania misji do pojazdu nie będą docierały misje zaopatrzeniowe. Dlatego też eksperci z NASA intensywnie pracują nad posiłkami dla załóg Oriona. Naukowcy opracowują specjalne batony, które muszą być lekkie ze względu na koszty ich wyniesienia w przestrzeń kosmiczną, a jednocześnie powinny zapewniać energię oraz wszystkie niezbędne substancje odżywcze. Gdy masz coś, co dostarcza 700-900 kalorii, to posiłek ten będzie miał pewną masę, niezależnie od kształtu i składu. Obecnie, opracowując nowe metody pakowania i przechowywania, staramy się jak najbardziej zmniejszyć masę posiłków śniadaniowych. Możemy zaoszczędzić wiele miejsca jeśli uda się nam opracować pojedynczy baton, który posłuży za całe śniadanie dla jednej osoby - mówi Jessica Vos, odpowiedzialna za technologie zdrowotne i medyczne misji Orion. Przyjęto założenie, że na śniadanie astronauci będą mogli spośród wielu smaków wybrać jeden baton. Wybór posiłków na obiad i kolację będzie podobny jak na ISS, a Orion zostanie wyposażony też w podgrzewacze żywności. Zaprojektowanie odpowiednich batonów nie jest prostą sprawą. Obecnie nie ma na rynku batonów, które spełniają nasze oczekiwania, musimy więc opracować coś, co się sprawdzi i co będzie można przechowywać przez wiele lat - mówi Takiyah Sirmons z Advanced Food Technology w Johnson Space Center. Naukowcy muszą brać też pod uwagę... psychikę załogi. Nie od dzisiaj wiadomo, że wygląd, smak i zapach jedzenia mają wpływ na nasze samopoczucie. Niezwykle ważnym jest więc zbadanie, jaki wpływ psychologiczny będą miały nowe batony na astronautów. Batony, opracowywane przez Advanced Food Technology we współpracy z Human Research Program, są testowane przez astronautów wewnątrz pomieszczeń HERA. To trzypiętrowy habitat znajdujący się na terenie Johnson Space Center, w którym symulowane są odizolowanie i oddalenie załogi przebywającej w przestrzeni kosmicznej. NASA pracuje też nad zapewnieniem żywności podczas jeszcze dłuższych misji, takich jak planowana podróż na Marsa. Prowadzona jest testowa hodowla roślin uprawnych, opracowywane są opakowania, które mają zapewnić odpowiednie przechowywanie żywności w warunkach zmieniających się temperatur. Pierwsza załogowa misja Oriona planowana jest na rok 2021. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy uważają, że do walki z lekoopornymi bakteriami można wykorzystać żywy antybiotyk - drapieżne bakterie Bdellovibrio bacteriovorus. Badania na modelu zwierzęcymi, których wyniki ukazały się w piśmie Current Biology, nie wykazały żadnych skutków ubocznych. Zespół z Uniwersytetu Nottingham oraz Imperial College London (ICL) zasugerował się tym, że B. bacteriovorus uśmiercają w naturalnym środowisku i w warunkach in vitro wiele Gram-ujemnych patogenów. W eksperymentach wykorzystano larwy danio pręgowanego (Danio rerio), zakażone lekooopornym szczepem Shigella flexneri. S. flexneri wywołuje u ludzi zatrucia pokarmowe (czerwonkę). Brytyjczycy wstrzyknęli larwom śmiertelną dawkę szczepu M90T S. flexneri (jest on oporny na streptomycynę i karbenicylinę). Następnie do zakażonego miejsca wprowadzano B. bacteriovorus. Doprowadziło to do spadku liczby patogenów. Pod nieobecność Bdellovibrio larwy nie były w stanie kontrolować namnażania bakterii. Obrazowanie wykazało, że Bdellovibrio dostawały się do przestrzeni peryplazmatycznej ofiary, gdzie dochodziło do ich replikacji. Ostatecznie Bdellovibrio były fagocytowane przez neutrofile i makrofagi; wcześniej miały jednak wystarczająco dużo czasu, by się rozprawić z S. flexneri. Co ważne, Bdellovibrio zmniejszały obciążenie patogenami także u larw pozbawionych leukocytów. Przeżycie było jednak znacznie lepsze u rybek ze sprawnym układem immunologicznym. Wskazuje to, że maksymalna korzyść terapeutyczna z zastosowania Bdellovibrio stanowi wynik współpracy drapieżnika z układem odpornościowym gospodarza. Dr Serge Mostowy z ICL podkreśla, że Bdellovibrio prezentują naturalną synergię z układem odpornościowym i pozostają w organizmie na tyle długo, by zabić patogeny [...]. Akademicy podkreślają, że Bdellovibrio mogą uśmiercić szereg bakterii Gram-ujemnych, np. pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) czy bakterie z rodzaju Salmonella. Wcześniejsze badania na kurach wykazały m.in., że za pomocą podawanych doustnie drapieżnych bakterii można zmniejszyć liczbę patogenów w żołądku. W obecnych czasach i okolicznościach ważniejsze pozostaje jednak znalezienie alternatywnych terapii zakażeń ran i narządów. « powrót do artykułu
  15. W Egipcie, 400 m na południe od świątyni Setiego I, odkryto miasto sprzed ponad 5 tys. lat (z ok. 3300 r. p.n.e.) z domami, kamiennymi narzędziami, ceramiką i nekropolią złożoną z dużych grobowców (mastab) z cegły mułowej. Eksperci podkreślają, że ich rozmiary sugerują, że zmarli zajmowali wysoką pozycję społeczną. Uważa się, że w mieście mieszkali starsi urzędnicy, odpowiedzialni za budowę królewskich grobów w Abydos. O odkryciu poinformował 23 listopada dr Mahmoud Afify z Ministerstwa Starożytności. Wg niego, narzędzia i ceramika z miasta wskazują, że zaopatrywało ono budowniczych grobowców w niezbędne produkty. « powrót do artykułu
  16. Brytyjsko-amerykański zespół odkrył, że komunikacja między dwoma białkami, z których jedno znajduje się w aparacie Golgiego, umożliwia zmianę kształtu i przerzutowanie komórek raka płuc. Naukowcy porównują to do wyjęcia śledzi i zapadnięcia namiotu, który może być w takiej postaci przeniesiony w inne miejsce. Okazuje się, że białko PAQR11 z aparatu Golgiego dostaje sygnał od innego białka - czynnika transkrypcyjnego Zeb1. Uruchamia to transport pęcherzyków, które zmieniają swoje zwykłe trasy i doprowadzają do przekształcenia obwodu komórki. Dzięki temu może się ona oderwać z ustalonej pozycji w płucach i przemieścić do innych części ciała. Dr Daniel Ungar z Wydziału Biologii Uniwersytetu Yorku proponuje, by wyobrazić sobie komórkę nowotworową jako namiot. Ma ona ustalone krawędzie, które pozwalają jej zachować kształt i pewnie zakotwiczyć się w podłożu, zabezpieczając zawartość. Bez zmiany architektury nie dałoby się jej przetransportować. By przenieść namiot, musimy zmienić jego wewnętrzny układ i złożyć boki. Wtedy da się go podnieść i rozbić w innym miejscu. Podobne zjawiska zachodzą w czasie przerzutowania - zmiana zewnętrznych krawędzi odczepia komórkę od podłoża. Ungar dodaje, że teraz można będzie opracować lek, który zaburzy komunikację między PAQR11 i Zeb1. Następnym etapem badań będzie ustalenie, jak obrać ten proces na cel, nie zaburzając funkcji komórek nienowotworowych. « powrót do artykułu
  17. Dzienniki okrętowe z czasów początków eksploracji Antarktyki (tzw. Heroiczy Okres Eksploracji Antarktyki 1897-1917) potwierdzają, że antarktyczny lód morski jest znacznie bardziej odporny na zmiany klimatu niż lód morski z Arktyki. Naukowcy z University of Reading przeanalizowali zapiski z ekspedycji Scotta, Shackeltona i von Drygalskiego, dzięki czemu dowiedzieli się, jaki był zasięg lodu morskiego na przełomie XIX i XX wieku. Porównując te dane z obrazami dostarczanymi obecnie przez satelity uczeni stwierdzili, że od początku XX wieku letnia morska pokrywa lodowa w Antarktyce skurczyła się co najwyżej o 14%. Dzięki prowadzonym od 30 lat obserwacjom satelitarnym wiemy, że w ostatnich dziesięcioleciach zasięg lodu morskiego w Antarktyce nieco się zwiększył. Naukowcy próbują zrozumieć tę informację w kontekście globalnego ocieplenia, ale nasze nowe badania sugerują, że nie jest to nowe zjawisko. Jeśli rzeczywiście przed 100 laty zasięg lodu był taki, jak oceniamy na podstawie naszych badań, to być może pomiędzy początkiem a połową XX wieku doszło do podobnego wzrostu, do jakiego dochodzi obecnie. Wcześniejsze badania sugerują bowiem, że około połowy XX wieku zasięg lodu był znacznie większy - mówi Jonathan Day, główny autor badań. Analizy Daya i jego zespołu opublikowane w piśmie The Cryosphere to pierwsze badania, które rzucają nieco światła na zasięg antarktycznego lodu morskiego przed latami 30. ubiegłego wieku. Wynika z nich, że na początku XX wieku zasięg tego lodu był podobny do dzisiejszego, a pokrywa lodowa miała od 5,3 do 7,4 miliona kilometrów powierzchni. Jedyną istotną różnicą jest fakt, że wówczas Morze Weddela było w znacznym stopniu pokryte lodem. Z innych badań wiemy, że w latach 50. XX wieku pokrywa lodowa była większa niż na początku wieku oraz obecnie. Badania grupy Daya sugerują, że w XX wieku w Antarktyce dochodziło do znacznych zmian zasięgu lodu morskiego, a zmiany te zachodziły na przestrzeni dekad. Obecnie prowadzony jest duży projekt naukowy, którego celem jest odtworzenie - na podstawie analiz dzienników okrętowych - informacji o dawnym zasięgu lodu morskiego na obu biegunach. Ocean Południowy to w dużej mierze 'czarna dziura' pod względem danych dotyczących historycznych zmian zasięgu lodu. Planujemy jednak analizę kolejnych dzienników pokładowych ekspedycji naukowych i wielorybniczych, co pozwoli nam lepiej zrozumieć zmiany klimatyczne w przeszłości oraz modelować to, co może czekać nas w przyszłości, stwierdził Day. « powrót do artykułu
  18. Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) opublikowała raport, w którym czytamy, że reklamy produktów homeopatycznych powinny spełniać te same standardy odnośnie stwierdzeń padających w reklamie, co inne towary, których producenci twierdzą, że ich zażywanie jest korzystne dla zdrowia. FTC nie może zakazać sprzedaży produktów homeopatycznych - jedynie FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) ma takie uprawnienia - jednak będzie wymagała, żeby na produktach homeopatycznych znalazła się informacja, że brak jest dowodów naukowych, iż produkty te działają oraz że homeopatia opiera się na teoriach z XVIII wieku, które nie są akceptowane przez współczesną medycynę. FTC stwierdziła również, że leki homeopatyczne powinny być regulowane przez FDA równie surowo, co inne leki. Można się w tym miejscu zastanowić, czy wobec tego producenci homeopatyków mogli kłamać w reklamach? W 1988 roku FDA zawarła z przemysłem homeopatycznym umowę, na podstawie której mógł on sam regulować zasady reklamowania się, pod warunkiem, że na środkach homeopatycznych znajdzie się informacja, iż dane dotyczące tych środków nie były weryfikowane przez FDA. Innymi słowy, producenci środków homeopatycznych zyskali prawo do kłamania. Homeopatia to potężny biznes. W 2007 roku Amerykanie wydali na środki homeopatyczne 2,9 miliarda USD. « powrót do artykułu
  19. Słuchanie muzyki podczas jedzenia czekolady wpływa na nasze odczucia. Przeprowadzony w laboratorium eksperyment dowiódł, że mechanizmy percepcji mózgu są bardziej złożone niż sądzono. Badacze z brukselskiego Vrije University oraz Crossmodal Research Lab na Oxford University poprosili o pomoc 116 ochotników. Każdy z nich jadł dwa kawałki belgijskiej czekolady, słuchając przy tym dwóch specjalnie skomponowanych utworów muzycznych - nagrania fletu, które miało zwiększać poczucie gładkości czekolady oraz nagranie skrzypiec mające zwiększać poczucie jej ziarnistości. Uczestnicy badań jedli dwukrotnie tę samą czekoladę. Za każdym razem słuchali jednego z dwóch nagrań i nie wiedzieli, że czekolada jest identyczna. 'Kremowe' nagranie zwiększało u nich odczucie słodkości i gładkości czekolady w porównaniu z odczuciami podczas słuchania 'szorstkiego' nagrania skrzypiec - czytamy w artykule opisującym wyniki badań. Pomimo, że uczestnicy woleli słuchać 'kremowego' nagrania, to nie wpływało to na ich ogólne zadowolenie z czekolady - dodają naukowcy. Profesor Charles Spence z Oksordu zauważa, że mamy tu do czynienia z przykładem synestezji. Trudno jest oddzielić te doświadczenia. Uczucia co do jednej rzeczy wpływają na to, co myślimy o innej, doświadczanej w tym samym momencie. Felipe Reinoso Carvalho z Vrije University, podkreśla, że eksperyment wykazał, iż dźwięk wpływa nie tylko na smak, który jest podatny na manipulacje, ale również na bardziej subtelne właściwości pokarmów. Tutaj chodzi o teksturę, nie o smak. O bardziej złożone odczucia. Gładkość jest powiązana z harmonią, legato, płynnymi przejściami, pogłosem. Szorstkość jest na drugim krańcu doświadczeń muzycznych - stwierdza. « powrót do artykułu
  20. Zgodnie z legendą, powszechną zarówno wśród tubylców (Szuarów czy Achuarów), jak i kolonizatorów Amazonii i Ameryki Środkowej, groźnica niema (niema, bo pozbawiona grzechotki na ogonie) potrafi śpiewać. Ponieważ naukowcy byli pewni, że to tylko mit, bo wąż nie potrafi wokalizować, postanowili rozwiązać tę zagadkę. Podczas badań terenowych w Ekwadorze i Peru okazało się, że wąż, oczywiście, nie śpiewa, a źródłem dźwięku są duże rzekotki, które ukrywają się w pustych pniach drzew. Oba gatunki należą do rodzaju Tepuihyla, a jeden - T. shushupe - stanowi dla biologów zupełną nowość. Jego łacińska nazwa nawiązuje do funkcjonującego od dawna mitu, bo shushupe to jedno z określeń, jakim posługują się Indianie w odniesieniu do groźnicy. Drugim śpiewającym gatunkiem jest T. tuberculosa. Zawołania są bardzo nietypowe jak na rzekotki, bo jako głośne gdakanie przypominają raczej wokalizacje ptaków. Do tej pory nie wiadomo, czemu Indianie przypisywali je wężom. Artykuł na temat odkrycia ukazał się w piśmie ZooKeys. « powrót do artykułu
  21. Facebook w tajemnicy opracował oprogramowanie, za pomocą którego cenzuruje wpisy użytkowników z Chin. Jak donosi The New York Times, wspomniane oprogramowanie powoduje, że określone treści nie są pokazywane użytkownikom znajdującym się w określonych lokalizacjach. Od dawna mówiliśmy, że jesteśmy zainteresowani Chinami i że staramy się zrozumieć ten kraj oraz dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Nie podjęliśmy jednak jeszcze żadnej decyzji dotyczącej Chin - oświadczył rzecznik prasowy Facebooka. Chiński MSZ odmówił udzielenia komentarza, a Administracja ds. Cyberbezpieczeństwa Chin, odpowiedzialna za regulowanie krajowego internetu, nie odpowiedziała na zapytanie dziennikarzy. Facebook został zakazany w Chinach po zamieszkach w Sinciangu z lipca 2009 roku. Władze chciały w ten sposób utrudnić przepływ informacji wśród zbuntowanych Ujgurów. Wiadomo, że Facebook przygotował oprogramowanie, które pozwala stronom trzecim monitorować rozpowszechniane w serwisie treści. Operator takiego oprogramowania będzie w stanie zdecydować, czy dany post zostanie wyświetlony użytkownikom. Na razie jednak brak jest dowodów, że oprogramowanie to zostało udostępnione władzom Chin. Z raportu opracowanego przez samego Facebooka wiemy, że firma ogranicza dostęp do treści w wielu krajach. W Rosji ograniczane są treści, które - zdaniem władz - naruszają integralność Federacji Rosyjskiej oraz prawo zakazujące urządzania masowych zamieszek i promowania sprzedaży narkotyków. W Pakistanie cenzurowane są treści będące bluźnierstwem, a we Francji treści zaprzeczające Holokaustowi czy wspierające terroryzm. We Francji, na podstawie przepisów o ochronie godności ludzkiej, ocenzurowano zdjęcie z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Jednocześnie Facebook jest oskarżany o to, że robi zbyt mało, by usuwać nieprawdziwe informacje, które mogły mieć wpływ na wynik wyborów w USA. « powrót do artykułu
  22. Wystarczy zainfekować szkodliwym kodem telefon właściciela tesli, by ukraść jego samochód, twierdzą norwescy eksperci z firmy Promon. W ubiegłym miesiącu Chińczycy z Keen Lab wykazali, że włamując się do samego komputera samochodu Tesla Model S można z odległości nawet 20 kilometrów przejąć kontrolę nad pojazdem. Norwegowie wybrali inny sposób. Zamiast dokonywać trudnego ataku na oprogramowanie samochodu, postanowili włamać się na telefon jego właściciela. Wielu posiadaczy tesli wykorzystuje smartfon do interakcji ze swoim pojazdem. Gdy właściciel tesli instaluje na swoim smartfonie aplikację do sterowania pojazdem, musi zabezpieczyć ją hasłem i nazwą użytkownika. Na tej podstawie aplikacja generuje token OAuth. Dzięki niemu nie trzeba wypisywać nazwy użytkownika i hasła za każdym razem, gdy uruchamiamy aplikację. Norwegowie odkryli,że token jest przechowywany w formie niezaszyfrowanej w osobnym folderze aplikacji. Zawartość tokena można odczytać, jeśli ma się dostęp do telefonu właściciela tesli. Eksperci z Promon mówią, że bardzo łatwo jest stworzyć działającą pod Androidem aplikację zawierającą szkodliwy kod taki jak Towelroot czy Kingroot, który pozwala na zwiększenie uprawnień aplikacji-matki i odczyt oraz kradzież danych. OAuth pozwala na różnego typu interakcje z samochodem, nie umożliwia jednak jego uruchomienia. Aby odpalić silnik tesli haker musi znać hasło użytkownika. Zdobycie hasła ułatwia fakt, że OAuth jest automatycznie usuwany po 90 dniach, a użytkownik generuje nowy token wpisując hasło. Wystarczy zatem, że haker zainfekuje telefon odpowiednim kodem, który usunie token. Wówczas użytkownik będzie musiał wpisać na telefonie swoje hasło celem utworzenia nowego tokenu, a szkodliwy kod może to hasło zapisać, przesłać hakerowi oraz odczytać zawartość nowego tokenu. Zdaniem ekspertów, gdy już się uda zainfekować telefon za pomocą aplikacji zawierającej Towelroot czy Kingroot, dalsza część ataku nie stanowi większego problemu. Haker może z łatwością modyfikować kod aplikacji tesli. To pozwala na uruchomienie silnika samochodu bez kluczyka, otwieranie drzwi czy śledzenie pojazdu. Teoretycznie możliwe są również inne działania, ale eksperci ich nie testowali. Do przeprowadzenia skutecznego ataku wystarczy wysłać na serwery Tesli odpowiednio spreparowane zapytanie HTTP zawierające token ofiary oraz, w miarę potrzeb, jej hasło. « powrót do artykułu
  23. Badanie na szczurach pokazało, że niewielkie ilości alkoholu nie zwiększają ogólnej liczby spożytych kalorii. Oznacza to, że gryzonie korygują ilość zjedzonych pokarmów o liczbę kalorii wypitych z alkoholem. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois wyjaśniają, że szczury będą pić etanol, jeśli im się go udostępni. Z własnej woli nie będą się jednak upijać. Sprawdzałam, czy picie alkoholu wpłynie na ogólną liczbę spożywanych kalorii i zmiany wagi. Wyniki dotyczące dowolnego picia wskazują, że nie, przynajmniej u szczurów - twierdzi prof. Nu-Chu Liang. Kiedy jednak, by naśladować upijanie się u naszego gatunku, Amerykanie podawali zwierzętom w zastrzykach większe dawki alkoholu, wyniki były zupełnie inne. Przy stężeniach alkoholu we krwi, które odpowiadają intoksykacji u ludzi, gryzonie jadły mniej i zaczynały chudnąć. Wysokie stężenie alkoholu hamuje apetyt i przyrost wagi, ale bardziej przypomina [to] brak apetytu i chudniecie w czasie choroby. Liang podkreśla, że szczury są lepszymi modelami ludzkiego odżywiania niż myszy, bo należą do większych ssaków i łatwiej zmierzyć ich spożycie pokarmu. Poza tym wzorce ich odżywiania i odpowiadające za to sieci mózgowe także są bardziej podobne do naszych. Amerykanie mają świadomość ograniczeń swojego badania. O ile kilka badań na ludziach pokazało, że umiarkowane spożycie alkoholu stymuluje apetyt, o tyle u szczurów nie było tego widać. Powodem może być jednak to, że gryzonie codziennie jedzą to samo - standardową laboratoryjną karmę. Nie da się zatem wykluczyć, że ich zainteresowanie pokarmem jest osłabione przez przyzwyczajenie. Liang dodaje, że przyszłe badania będą lepiej odzwierciedlać warunki, w jakich ludzie spożywają alkohol. Kiedy ludzie piją, często ma to miejsce w środowisku pobudzającym apetyt, np. przy kolacji lub na spotkaniach towarzyskich. Wypija się wtedy lampkę wina. Poziom alkoholu wzrasta, ale nie następuje upojenie. Wokół jest dużo jedzenia, spośród którego można wybierać. Wyniki studium ukazały się w piśmie Pharmacology, Biochemistry and Behavior. « powrót do artykułu
  24. Niewykluczone, że dojdzie do kolejnej konsolidacji na rynku pecetów. Pojawiły się bowiem nieoficjalne informacje, jakoby Samsung miał zamiar sprzedać Lenovo swój wydział produkcji komputerów osobistych. Jeśli to prawda, byłby to kolejny ruch Samsunga mający na celu pozbycie się niektórych wydziałów i skoncentrowaniu się na zasadniczej działalności firmy. We wrześniu dowiedzieliśmy się, że koreańska firma sprzedaje HP wydział drukarek i kopiarek. Lenovo to największy na świecie producent pecetów. Samsung jest na tym rynku niewielkim graczem. Przed dwoma laty Koreańczycy wycofali się z europejskiego rynku laptoptów, gdyż nie przynosił im on spodziewanych zysków. Ze zdobytych przez media informacji wynika, że rozmowy pomiędzy Samsungiem a Lenovo toczą się od wielu miesięcy. Podobno są one trudne, nie można wykluczyć, że do transakcji nie dojdzie. Samsunga ma reprezentować firma prawnicza Paul Hastings, a Lenovo zatrudniło firmę Freshfields Bruckhaus Deringer. Samsung wycenia swój wydział pecetów na 850 milionów USD. « powrót do artykułu
  25. Po zaburzeniach afektywnych, takich jak depresja, u młodych ludzi pojawiają się często zapalenia stawów i choroby przewodu pokarmowego. Podobny związek istnieje między zaburzeniami lękowymi i chorobami skóry - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Bazylei i Ruhr-Universität Bochum. Niemiecko-szwajcarski zespół zastanawiał się, czy choroby fizyczne i psychiczne systematycznie współwystępują od wczesnego wieku. By odpowiedzieć na to pytanie, naukowcy, których badania sfinansowała Szwajcarska Narodowa Fundacja Nauki, przeanalizowali dane reprezentatywnej próby 6.483 nastolatków z USA w wieku 13-18 lat. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE zauważyli, że pewne choroby fizyczne występują częściej, jeśli dzieci cierpiały wcześniej na pewne zaburzenia psychiczne. Na podobnej zasadzie określone problemy psychiczne pojawiają się częściej po konkretnych chorobach fizycznych. I tak po zaburzeniach afektywnych, np. depresji, częściej odnotowywano zapalenia stawów i choroby żołądkowo-jelitowe, zaś po zaburzeniach lękowych - problemy ze skórą. Okazało się również, że zaburzenia lękowe były częstsze u ludzi z chorobami serca. Po raz pierwszy natrafiono też na korelację między zaburzeniami padaczkowymi a późniejszymi zaburzeniami odżywiania. Badacze podkreślają, że nowo odkryte zależności czasowe mogą wskazywać na procesy, które 1) zapoczątkowują choroby fizyczne i psychiczne i 2) mają wpływ na ich leczenie. Po raz pierwszy wykazaliśmy, że epilepsja wiąże się z podwyższonym ryzykiem zaburzeń odżywiania - wcześniej fenomen ten był opisywany tylko w pojedynczych analizach przypadku. To sugeruje, że metody stosowane w leczeniu padaczki mają również pewien potencjał w kontekście zaburzeń odżywiania - opowiada Marion Tegethoff. Z technicznego punktu widzenia uzyskane wyniki wskazują, że od wczesnych lat terapia chorób fizycznych i psychicznych powinna być ściśle powiązana. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...