Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W Muzeum Narodowym Afganistanu będzie można wkrótce podziwiać doskonale zachowaną figurę Buddy. Znaleziono ją w 2012 r. na stanowisku Mes Aynak w prowincji Lowgar. Gdy chińskie konsorcjum rozpoczęło kopanie olbrzymiej kopalni miedzi, okazało się, że kiedyś znajdował się tu klasztor o powierzchni 4 km2. Naukowcy podkreślają, że od III-V w. figurę skrywały warstwy osadów. W momencie odkrycia była prawie cała. Nadal miała głowę, co jest rzadkie - wyjaśnia Ermano Carbonara, włoski renowator. Budda stał w centrum niszy udekorowanej malowanymi kwiatami, która znajdowała się w samym centrum obszaru wykorzystywanego do modlitwy. By chronić zabytek, lepiej go było zabrać ze stanowiska. Glinę na statuę pozyskiwano z rzeki Mes Aynak, co oznacza dużą wrażliwość na wilgoć. Wystarczyłaby noc deszczu i byłoby po wszystkim. Jak dodaje Carbonara, szczegóły twarzy, czarne loki koka, zaróżowione policzki i ciemnoniebieskie oczy wskazują na dużą maestrię rzemieślniczą. Głowa Buddy to część rzeźby najbardziej ceniona na czarnym rynku. Znaleźliśmy masę bezgłowych figur. Gdybyśmy zostawili rzeźbę z Mes Aynak tam, gdzie była, nie zachowałaby swojej głowy na długo - opowiada Julio Bendezu, dyrektor DAFA (francuskiej rządowej misji archeologicznej w Afganistanie). Głowa statui i tak odpadła, co mogło być skutkiem błędu archeologa albo wskazówką, że ktoś już podjął próbę jej nielegalnego pozyskania. Po dotarciu do Kabulu włosko-francusko-afgański zespół zamocował głowę na nowo. Buddę ustawiono we wnęce razem z jedną z dwóch towarzyszących mu oryginalnie postaci (specjaliści sądzą, że mogli to być mnisi albo patroni). Druga rzeźba także dotarła już do stolicy i za jakiś czas dołączy do reszty. Podczas renowacji konserwatorzy mogli zbadać wnętrze figury ze słomy i drewna. Jak mówią, widoczne były wpływy greckie (armia Aleksandra Macedońskiego dotarła tu ok. 330 r. p.n.e.). Na początku tygodnia statua została przewieziona z warsztatów DAFA do Muzeum w eskorcie wojska. « powrót do artykułu
  2. Duża statua, odkopana niedawno w slumsach Kairu, nie przedstawia – jak się początkowo wydawało – jednego z najsławniejszych faraonów, Ramzesa II. Egipski minister ds. starożytności Khaled el-Anani powiedział, że niemal z całą pewnością jest to posąg Psamteka I, mało znanego władcy z XXVI dynastii, który rządził w latach 664-610 przed Chrystusem. Nie możemy stwierdzić tego kategorycznie, ale bardzo możliwe, że to Psamtek I – powiedział dziennikarzom el-Anani. Istnieje też prawdopodobieństwo, chociaż małe, że Psametek I do stworzenia własnego pomnika wykorzystał wcześniejsze przedstawienie Ramzesa II – dodał minister. Psamtek I jest znany przede wszystkim z ustabilizowania sytuacji w Egipcie po latach niepokojów. Rządził on około 600 lat po Ramzesie II, zwanym też Ramzesem Wielkim. Zarówno miejsce znalezienia posągu jak i jego rozmiary wskazywały, że przedstawia on jednego z największych władców Egiptu. Jednak znalezione z tyłu hieroglify wskazują na Psamteka I. Na razie nie jesteśmy pewni, czy to Psamtek I. Jednak za jakiś czas będziemy mieli pewność, kogo przedstawia statua – obiecał el-Anani. « powrót do artykułu
  3. Na północy Meksyku morze wyrzuciło na brzeg ciało młodego morświna kalifornijskiego (Phocoena sinus), najbardziej zagrożonego wyginięciem przedstawiciela rodziny morświnowatych. Ciało noworodka z pępowiną znaleźli w Zatoce Kalifornijskiej przedstawiciele amerykańskiej organizacji Sea Shepherd. Ekolodzy liczą na to, że we współpracy z meksykańskimi władzami uda się określić przyczynę zgonu walenia. Służby zajmujące się ochroną środowiska poinformowały, że ciało ssaka zostanie przesłane do laboratorium w San Francisco, gdzie zostanie poddane badaniom pod kątem obecności toksycznych substancji, wirusów i bakterii. W lutym naukowcy przestrzegali, że pozostało tylko ok. 30 P. sinus. Jeśli nic się zmieni, gatunek wyginie do 2022 r. Wg Sea Shepherd, największym zagrożeniem dla morświnów kalifornijskich są sieci rybackie, zwłaszcza skrzelowe (pławnice), których używa się do nielegalnych połowów również endemicznych totoab (Totoaba macdonaldi). Zaplątane w nie walenie toną. « powrót do artykułu
  4. Eozynofile, których liczba spada w okołonaczyniowej tkance tłuszczowej (ang. perivascular adipose tissue, PVAT) osób z nadmierną wagą, mogą być nowym celem w leczeniu takich chorób, jak cukrzyca typu 2. i nadciśnienie. Naukowcy z Uniwersytetów w Manchesterze, Lund i Salford zajęli się eozynofilami, czyli leukocytami występującymi m.in. w PVAT, która otacza naczynia i pomaga w podtrzymaniu ich prawidłowej funkcji (dzieje się tak w wyniku zmniejszenia ich skurczu). W ramach badania, którego wyniki ukazały się w piśmie Scientific Reports, naukowcy odkryli, że liczba eozynofilów była znacznie obniżona w PVAT otyłych myszy. Towarzyszyło temu poważne upośledzenie działania okołonaczyniowej tkanki tłuszczowej, co przyczyniało się do cukrzycy typu 2. i nadciśnienia. Nigdy wcześniej nie zaobserwowano takiego zjawiska. Komórki odpornościowego tego typu występują w wielu częściach ciała. Wcześniej sądzono, że angażują się w reakcje na zakażenia pasożytnicze i alergie. Szybko jednak stało się jasne, że mają znaczący wpływ na wiele aspektów zdrowia i odporności. Nasze badanie wykazało, że de facto wydzieliny eozynofilów mają głęboki wpływ na sposób działania naczyń. Gdy ich brakuje, tak jak w przypadku otyłości, mogą się zacząć rozwijać poważne problemy zdrowotne - wyjaśnia dr Sheena Cruickshank. Akademicy podkreślają, że PVAT można poratować "dodatkiem" eozynofilów (wszystkich zaskoczyło, jak szybko były one w stanie odtworzyć funkcje PVAT). Podczas eksperymentów zaobserwowano, że eozynofile wpływają na uwalnianie tlenku azotu (NO) i polipeptydowego hormonu adiponektyny. Tradycyjne komórki te pomijano, ale nasze badanie jako pierwsze zademonstrowało, że biorą one udział w licznych procesach zachodzących w organizmie poza układem odpornościowym, co pokazuje, że należy w nowy sposób spojrzeć na cały wachlarz chorób. « powrót do artykułu
  5. W Wielkim Zderzaczu Hadronów zaobserwowano zestaw pięciu cząstek w czasie analizy pojedynczego rozpadu. Zwykle w takiej sytuacji nie obserwuje się aż tylu nowych stanów. Obserwowane cząstki to stany wzbudzone barionu Omega-c-zero, Ωc0. Składa się on z trzech kwarków, dwóch kwarków dziwnych i jednego powabnego. Ωc0 rozpada się barion Xi-c-plus, Ξc+, złożony z kwarków powabnego, dziwnego i górnego oraz kaon K-. Następnie Ξc+ rozpada się w proton p, kaon K- i pion π+. Naukowcy z eksperymentu LHCb analizując trajektorie i energie przebiegu rozpadu zauważyli, że jego trakcie pojawiło się pięć stanów wzbudzonych barionu Ωc0: Ωc(3000)0, Ωc(3050)0, Ωc(3066)0, Ωc(3090)0 and Ωc(3119)0. Liczby w nawiasach oznaczają energię cząstek w megaelektronowoltach (MeV). W kolejnym etapie badań naukowcy chcą określić liczby kwantowe nowych cząstek. Pozwolą im one określić ich wielkości fizyczne, takie jak pęd, moment pędu czy spin oraz opisać ich teoretyczne znaczenie. Fizycy mają nadzieję, że dzięki temu lepiej zrozumieją w jaki sposób kwarki łączą się w barion i zdołają opisać zależności pomiędzy kwarkami, co może okazać się przydatne przy badaniach i opisywaniu stanów składających się z wielu kwarków, jak tetra- i pentakwarki. « powrót do artykułu
  6. Gdy myślimy o lawendzie do głowy przychodzą nam aromatyczne olejki i kosmetyki lub rozciągające się aż po horyzont fioletowe pola usiane tymi kwiatami. Lawenda to niezwykle wdzięczna i malownicza roślina, która zarówno pięknie pachnie, jak i pięknie się prezentuje. I właśnie z tego drugiego powodu jest znakomitym akcentem dekoracyjnym, który może odmienić wygląd naszego wnętrza. Obrazy z lawendą sprawią, że nasz salon nabierze francuskiej elegancji, a łazienka stanie się bardziej przytulna. Taka ozdoba sprawdzi się także w kuchni. Dlaczego? Mało kto o tym wie, ale ta fioletowa roślina jest także świetnym dodatkiem do wielu potraw. Salon spod znaku Prowansji… Kwitnące pola lawendy to jeden z symboli Prowansji – regionu Francji znajdującego się w południowej części kraju. I choć bajecznymi, fioletowymi dywanami możemy cieszyć się tylko przez krótki okres w roku, bo dojrzała lawenda szybko traci swój intensywny kolor, to i tak stała się nieodłącznym elementem naszego wyobrażenia o tej części Francji. Jeśli więc lubisz ponadczasowy szyk i elegancję, to znakomitym pomysłem na aranżację salonu jest właśnie styl prowansalski, w którym obrazy z lawendą będą doskonałym uzupełnieniem. Styl ten charakteryzuje się ograniczoną paletą barwną, w której dominuje biel i pastelowe odcienie takie jak żółty, fioletowy lub różowy. Drewniane, zabytkowe meble w naturalnym kolorze lub pokryte białą farbą i świeże kwiaty niezależnie od pory roku to obowiązkowe elementy wystroju. W takiej aranżacji muszą się także znaleźć obrazy 3d na ścianę ukazujące zachwycające pola lawendy lub graficzne przedstawienia gałązek przypominające ryciny z dawnych atlasów przyrodniczych. … i nie tylko! Obrazy z lawendą będą się także świetnie prezentować w nowoczesnym, minimalistycznym czy rustykalnym wnętrzu. Dzięki temu, że rośliny te są niezwykle delikatne łatwo włączyć je do praktycznie każdej aranżacji tak, aby stworzyć harmonijnie prezentującą się całość. W przypadku przestronnego wnętrza warto postawić na aż trzy różne obrazy z lawendą, które razem stworzą zachwycający, fioletowy tryptyk. A jeśli będziesz chciał przełamać tę fioletową dominantę, to obrazy z brzozą o charakterystycznej biało-czarnej korze będą znakomitym rozwiązaniem. Łazienka o zapachu lawendy W standardowej łazience dominują zazwyczaj kafelki i lustra. Monotonna aranżacja, w której niewiele się dzieje to niestety powszechne zjawisko. Wielu z nas uważa, że wilgoć i trudne warunki, jakie tu panują, uniemożliwiają sięgnięcie po jakąkolwiek interesującą dekorację. Tymczasem obrazy wykonane z wodoodpornych materiałów to świetny sposób, aby przełamać aranżacyjną nudę. A co w łazience będzie najlepiej wyglądać? Oczywiście obrazy 3d na ścianę z motywem lawendy, które będą znakomicie korespondować z kosmetykami na bazie tej rośliny. Aby stworzyć atmosferę relaksu sięgnij po przedstawienia ukazujące gałązki lawendy w towarzystwie świeczek, obwiązane satynowymi wstążeczkami lub ułożone w wiklinowym koszyku. I nie zapomnij oczywiście o lawendowym olejku do kąpieli, który będzie ucztą dla zmysłów. Smakowita aranżacja kuchni Jeśli dysponujesz w kuchni choćby niewielkim skrawkiem wolnej ściany, to warto go wykorzystać do tego, aby wprowadzić do wnętrza ciekawy akcent dekoracyjny. Mało kto z nas pewnie wie, ale lawenda jest znakomitym dodatkiem do wielu potraw. Co więcej wchodzi ona w skład ziół prowansalskich, które znajdują się w każdej kuchni. Z kolei z kandyzowanych płatków można przygotować pyszną i słodką posypkę do deserów i lodów. Właśnie dlatego obrazy z lawendą w formie zasuszonych gałązek lub słodkich, fioletowych deserów będą strzałem w dziesiątkę. Dzięki nim Twoja kuchnia nabierze wyrafinowanego smaku i wyglądu. « powrót do artykułu
  7. Większość z nas marzy o tym, aby mieszkać w jasnych, przestronnych pomieszczeniach, z dużą ilością naturalnego światła, wysokimi sufitami i przepięknym widokiem za oknami. Nie zawsze jednak jesteśmy w stanie spełnić wszystkie nasze wymagania. Czasami musimy się zmierzyć z za małym metrażem lub niesatysfakcjonującym otoczeniem. Aby jednak nie rezygnować z marzeń warto sięgnąć po fototapety 3d, które w mgnieniu oka pozwolą nam wyczarować dokładnie takie wnętrze, o jakim zawsze marzyliśmy. Zastanawiasz się, jak to możliwe? Trójwymiarowe fototapety imitujące wrażenie głębi powiększą optycznie metraż i sprawią, że pokój, w którym je umieścimy będzie się wydawać większy, niż jest w rzeczywistości, a szeroki wybór przedstawień pozwoli wybrać dokładne taki widok, jaki tylko przyjdzie Ci do głowy. Dzięki przestrzennym wzorom zapomnisz o zbyt małym salonie, łazience czy sypialni. Otwórz swój salon na świat Co powiesz na salon z widokiem na egzotyczne morze, górskie wierzchołki, gęsty las lub polną łąkę? Nawet mieszkając w centrum wielkiego miasta możesz się cieszyć malowniczym krajobrazem sięgając po odpowiednie fototapety 3d. Dzięki nim stworzysz nie tylko zachwycającą aranżację wnętrza, ale wyczarujesz także wrażenie dodatkowej przestrzeni. Salon będzie się wydawać większy, a wszystko to bez gruntownego remontu czy przesuwania ścian. Ciekawym trickiem są także trójwymiarowe fototapety z przedstawieniem otwartego okna lub drzwi, za którymi rozpościera się bajeczny krajobraz. Decydując się na taki wzór powinniśmy zadbać o to, aby tapeta pasowała stylistycznie do naszego pokoju. Sypialnia z kosmiczną atmosferą !RCOL Choć w sypialni przede wszystkim śpimy i wypoczywamy nie oznacza to, że zbyt mały metraż nie jest dla nas problemem. O wiele przyjemniej jest leżeć w niedzielny poranek i czytać książkę delektując się przestronnym wnętrzem, niż zerkać co chwilę na ściany denerwując się, że pokój nas przytłacza. Jeśli lubisz oryginalne rozwiązania, zdecyduj się na fototapety 3d z wizerunkiem kosmosu i odległych galaktyk. Przepiękne zdjęcia pełne planet, gwiazd i tęczowych mgławic sprawią, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniesiesz się do zupełnie innego wymiaru. A jeśli obawiasz się, że zbyt ciemna fototapeta sprawi, że sypialnia stanie się przygnębiająca, bez kłopotu znajdziesz wzór, który charakteryzuje się wyrazistymi i energetycznymi kolorami. Wbrew pozorom kosmos jest pełen unikalnych barw! Bajkowa kraina w dziecięcym pokoju Fototapety 3d w dziecięcym pokoju niekoniecznie muszą służyć do optycznego powiększania metrażu. Tutaj ważniejszym zadaniem jest stworzenie zachwycającej, bajkowej aranżacji, w której naszego dziecko będzie się doskonale czuło i która będzie świetnym pretekstem do wymyślania najprzeróżniejszych zabaw. Aby uzyskać taki efekt warto sięgnąć po trójwymiarową fototapetę przedstawiającą ulubioną bajkę naszego malucha. Dobierając do niej odpowiednie naklejki dekoracyjne z bohaterami i przyklejając je na sąsiednich ścianach sprawimy, że bajkowy świat zupełnie zawładnie pokojem dziecka. Relaksująca kąpiel na łonie natury Zamiast wybierać się do SPA, wystarczy odpowiednio zaaranżować naszą łazienkę, dzięki czemu relaksacyjną kąpiel i odprężające zabiegi będziemy mieć na wyciągnięcie ręki we własnym domu. Poza doborem odpowiedniej wanny i akcesoriów, świetnym rozwiązaniem są także fototapety 3d z przepięknym, sielskim widokiem. Niech to będzie leśna polana ukryta za drzewami, górski strumyk płynący między skałami, brzozowy lasek lub ceglany mur porośnięty kwitnącym bluszczem. Dzięki takiej subtelnej dekoracji zwykła kąpiel w domu zamieni się w pełen relaksu rytuał. Nie musisz się obawiać, że panująca w łazience wilgoć zaszkodzi tapecie. Wodoodporne materiały są niezwykle wytrzymałe i będą Ci służyć przez wiele długich lat. « powrót do artykułu
  8. Chiny rozpoczęły budowę jednego z największych i najbardziej czułych obserwatoriów promieniowania kosmicznego. Large High Altitude Air Shower Observatory (LHAASO) powstaje w prowincji Syczuan na wysokości 4410 metrów nad poziomem morza. Budżet przedsięwzięcia to 180 milionów dolarów. LHAASO będzie poszukiwało źródeł wysokoenergetycznego promieniowania kosmicznego, co pozwoli na badania ewolucji wszechświata i struktur emitujących wysokoenergetyczne promieniowanie oraz przyczyni się do rozwoju fizyki. Budowa obserwatorium została zatwierdzona w grudniu 2015 roku na posiedzeniu Narodowej Komisji Rozwoju i Reform. Jej ukończenie przewidziano na rok 2021. Chińczycy chcą, by LHAASO stało się jednym z najważniejszych na świecie instrumentów do badania promieniowania kosmicznego. Promieniowanie to powstaje w przestrzeni kosmicznej, a energia jego cząstek jest większa, niż energia uzyskiwana w najpotężniejszych akceleratorach. Po raz pierwszy promieniowanie kosmiczne zaobserwowano około 100 lat temu. Pracujący w LHAASO naukowcy skupią się szczególnie na promieniowaniu gamma. Za pomocą nowego instrumentu chcą bowiem sprawdzić, jaka jest maksymalna energia promieniowania powstającego w Drodze Mlecznej. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Wirginii odwrócili objawy depresji, karmiąc myszy probiotycznymi bakteriami z rodzaju Lactobacillus, które występują m.in. w jogurcie. Amerykanie odkryli też mechanizm, za pośrednictwem którego bakterie oddziałują na nastrój. Zespół ma nadzieję, że wyniki znajdą przełożenie na ludzi. Ogromnym plusem takich badań jest fakt, że nie musimy się przejmować złożonymi lekami i [ich] skutkami ubocznymi. Po prostu "bawimy się" (z) mikrobiomem. Magicznie byłoby zwyczajnie zmienić dietę, by zmienić przyjmowane bakterie i naprawić swoje zdrowie oraz nastrój - podkreśla Alban Gaultier. Gaultier postanowił sprawdzić, czy uda mu się znaleźć konkretny związek między depresją a zdrowiem jelit. Kiedy jesteśmy zestresowani, rośnie ryzyko depresji. Wiadomo to od bardzo, bardzo dawna. Nam zależało na znalezieniu odpowiedzi na pytanie, czy mikrobiom bierze udział w depresji. Wydaje się, że odpowiedź brzmi "tak". Patrząc bowiem na skład mikrobiomu przed i po poddaniu myszy stresowi, Amerykanie stwierdzili utratę laseczek Lactobacillus. Co więcej, ich utrata pokrywała się z początkiem objawów depresyjnych. Gdy myszom podawano laseczki razem z karmą, ich stan prawie powrócił do normy. Już zaledwie jeden szczep Lactobacillus może wpływać na nastrój - opowiada Gaultier. Poszukując wchodzącego w grę mechanizmu, naukowcy zauważyli, że zawartość Lactobacillus w przewodzie pokarmowym wpływa na poziom metabolitu tryptofanu kinureniny we krwi (wcześniej wykazano zaś, że kinurenina napędza depresję). Gdy pałeczek było w mikrobiomie mniej, stężenie kinureniny rosło i pojawiały się symptomy depresyjne. Zachęcony uzyskanymi wynikami, Gaultier planuje jak najszybsze badania na ludziach. Myśli o analizie wpływu Lactobacillus na chorych na stwardnienie rozsiane z depresją (to grupa, w której depresja często występuje). Grupa Gaultiera nie zamierza również porzucać kinureniny. Istnieje trochę badań na ludziach i modelach zwierzęcych, które pokazują, jak ten metabolit może wpływać na zachowanie. To coś powiązanego ze stanem zapalnym, a wiemy, że ten wiąże się z kolei z depresją. Pozostaje jednak pytanie: jak? Jak ta cząsteczka wpływa na mózg? « powrót do artykułu
  10. Lekarze z 11 organizacji medycznych skupionych w nowo powołanym Medical Society Consortium on Climate and Health ostrzegają, że globalne zmiany klimatu zagrażają zdrowiu ludzi. Skala zagrożeń rozciąga się od bardziej zanieczyszczonego powietrza, poprzez zwiększone zanieczyszczenie wody po rozszerzający się zasięg występowania komarów roznoszących choroby zakaźne. Lekarze w całym kraju informują, że zmiany klimatyczne powodują, iż zdrowie Amerykanów pogarsza się. Najgorsze jest to, że problem dotyczy przede wszystkim dzieci, osób starszych, ubogich i cierpiących na choroby przewlekłe – mówi Mona Sarfaty, dyrektor nowego konsorcjum. Zadaniem kierowanej przez nią organizacji jest monitorowanie zdrowia populacji w obliczu zmian klimatycznych oraz doradzanie politykom w kwestii ochrony ludności. Organizacja opublikowała właśnie raport Medical Alert! Climate Change is Harming Our Health. Wymieniono w nim najważniejsze zagrożenia powodowane przez ocieplanie się klimatu. Są wśród nich problemy z układem krążenia i oddechowym związane z rosnącą liczbą pożarów lasów i zanieczyszczeniem powietrza, zwiększeniem zasięgu komarów przenoszących Wirusa Zachodniego Nilu i kleszczy zainfekowanych boreliozą. W raporcie czytamy też, że zwiększająca się liczba ekstremów pogodowych, takich jak huragany czy susze nie tylko niszczą infrastrukturę, uprawy i zabijają ludzi, ale czynią też szkody w zdrowiu psychicznym ludzi, którzy ich doświadczyli. Ze zmianami klimatu wiąże się też zwiększona liczba ataków astmy i alergii. Jako lekarze możemy stwierdzić, że zmiany klimatyczne nie zachodzą tylko na biegunach, ale także tutaj. To nie jest problem na rok 2100, ale problem obecnej chwili. I cierpią nie tylko niedźwiedzie polarne, my też cierpimy w ich wyniku – dodaje Sarfaty. « powrót do artykułu
  11. Delfiny płynące z maksymalną prędkością zużywają prawie 2 razy więcej energii na uderzenie płetw niż ssaki płynące w bardziej zrelaksowanym tempie. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz (UCSC) odkryli także, że wale dziobogłowe (zyfiowate), które uciekają przed ludzkim hałasem, zużywają aż o 30,5% więcej energii. Wysoki koszt ucieczki może się, wg biologów, przyczyniać do ostatnich masowych wypłynięć na brzeg (strandingu). Naukowcy podkreślają, że nurkujące ssaki morskie muszą równoważyć prędkość i czas wstrzymywania oddechu z potrzebą oszczędzania ograniczonych rezerw tlenu. Co zaskakujące, przeprowadzono zaledwie kilka badań, w ramach których rzeczywiście mierzono koszt energetyczny nurkowania delfinów i innych waleni - podkreśla prof. Terrie Williams. Biorąc pod uwagę fakt, że umykające delfiny nieprzerwanie uderzają płetwami, podczas gdy płynąc rutynowo, machają nimi przez krótki czas, a później po prostu suną, Kalifornijka zastanawiała się, jaki jest koszt energetyczny obu stylów pływackich. Zespół Williams oceniał koszt energetyczny różnych uderzeń płetwami u wytrenowanych delfinów i innych waleni (orek, morświnów zwyczajnych i białuch arktycznych). Wykorzystując nowe dane i obserwacje dzikich zyfii gęsiogłowych uciekających od sonarów niskiej częstotliwości, akademicy mogli wyliczyć, ile energii zużywają dziobogłowe próbujące oddalić się od źródła hałasu. Współpracując z doświadczonymi trenerami, ekipa Williams spędziła pół roku na trenowaniu 6 delfinów butlonosych, które wcześniej pracowały dla amerykańskiej marynarki. W pierwszym teście ssaki miały płynąć w najwygodniejszym dla siebie tempie, naciskając płytkę (siłomierz) zamontowaną w ścianie basenu. W tym czasie biolodzy filmowali liczbę uderzeń płetwami. Drugi test wymagał, by delfiny nurkowały na głębokość 10 m z założonym miernikiem poruszeń płetwami i przed powrotem na powierzchnię przepłynęły przez serię obręczy. Autorzy publikacji z Journal of Experimental Biology mogli dokładnie wyliczyć koszt każdego zanurzenia, ucząc zwierzęta, by wypływały na powierzchnię w specjalnej kopule napowietrzającej. W ten sposób Williams mogła odnotować, ile tlenu delfiny pobierały, by odbudować jego zapasy. Gdy Amerykanie uwzględnili w swych badaniach także orki, musieli zbudować powiększoną kopułę. Ostatecznie biolodzy wyliczyli, że podczas rutynowego pływania delfiny zużywały 3,3 dżula na kilogram na uderzenie płetw, a podczas płynięcia pełną parą koszt energetyczny niemal się podwajał, sięgając 6,4 J/kg/uderzenie. Ponieważ uważa się, że hałas antropogeniczny odpowiada za niektóre przypadki strandingu, Williams skontaktowała się z Brandonem Southallem z Instytutu Nauk Morskich UCSC, który nagrał, jak zyfie gęsiogłowe reagowały na 20-min ekspozycję na głośny sonar. Ponieważ tempo uderzeń płetwami wzrosło z 13,6 do 16,9 machnięć na minutę, Williams wyliczyła, że przestraszone zwierzęta zużywały o 30,5% więcej energii. Zyfie nie uspokajały się wcale szybko: bardziej kosztowny energetycznie wzorzec uderzania płetwami utrzymywał się przez niemal 2 godziny od ustania hałasu. « powrót do artykułu
  12. Przed trzema laty informowaliśmy, że dwóch naukowców z NASA opracowało koncepcję załogowej misji na Wenus. Teraz dowiadujemy się, że NASA chce dołączyć się do rosyjskiej misji Venera-D, której celem jest właśnie Wenus. W latach 1961-1983 ZSRR wysłał w kierunku Wenus w ramach misji Venera 16 próbników. W grudniu 1970 roku Venera 7 stał się pierwszym pojazdem zbudowanym przez człowieka, który wylądował na powierzchni Wenus i przeprowadził z niej transmisję danych. Teraz Rosja chce kontynuować program Venera. W ramach misji Venera-D, która ma odbyć się w latach 20., maą zostać wysłane orbiter oraz lądownik. Niewykluczone, że na Wenus poleci też pojazd, którego zadaniem będzie lot przez górne partie atmosfery planety. Naukowcy z NASA prowadzą rozmowy ze swoimi kolegami z Instytutu Badań Kosmicznych Rosyjskiej Akademii Nauk. Ich celem jest ustalenie obszarów badań, które mogliby przeprowadzić razem na Wenus. NASA w przeszłości badała już Wenus. Sonda Mariner 2 była pierwszym wysłanym przez człowieka pojazdem, który zbliżył się do innej planety. Ostatnim pojazdem NASA, który badał Wenus był Magellan (Venus Radar Mapper). Wystrzelony w 1989 roku stał się piątą udaną misją NASA na Wenus. W latach 1990-1994 pojazd stworzył pierwszą i najlepszą jaką dysponujemy mapę powierzchni Wenus. Venera-D zostanie wyposażona w radar, zdolny do wykonania mapy o co najmniej takiej samej rozdzielczości co Magellan. NASA zależy na udziale w misji Venera-D, gdyż, jak wyjaśnia Jim Green, dyrektor Wydziału Nauk Planetarnych NASA, mimo iż Wenus jest naszą siostrzaną planetą, to musimy się jeszcze wiele o niej dowiedzieć. Chcielibyśmy na przykład zbadać, czy w przeszłości znajdowały się na niej oceany i istniało życie. Poprzez zrozumienie procesów zachodzących na Wenus i Marsie będziemy mieli pełniejszy obraz ewolucji planet typu ziemskiego i dowiemy się więcej o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Ziemi. « powrót do artykułu
  13. Czczona przez Maorysów rzeka Whanganui została uznana przez parlament Nowej Zelandii za osobę prawną. To pierwszy tego typu przypadek na świecie. Połączenie zachodniego precedensu prawnego i maoryskiego mistycyzmu zaskutkowało w środę (15 marca) oficjalnym uznaniem Whanganui za "żyjący byt". Będzie ona mieć własną tożsamość prawną wraz z przysługującymi jej prawami, obowiązkami i odpowiedzialnością - opowiada Chris Finlayson, nowozelandzki prokurator generalny. Finlayson dodaje, że dysputa prawna dot. Whanganui toczyła się od lat 70. XIX w. Nowy zapis prawny uznaje Te Awa Tupua, bo tak po maorysku nazywa się Whanganui, za pojedynczy byt "ciągnący się od gór po morze, z wszystkim dopływami i fizycznymi oraz metafizycznymi elementami włącznie". W praktyce oznacza to, że rzeka może być reprezentowana przed sądem przez 2 prawników zabezpieczających jej interesy: jednego ze strony plemienia i drugiego z ramienia rządu. « powrót do artykułu
  14. Pastor Emmanuel Momoh z dystryktu Kono w Sierra Leone znalazł jeden z 20 największych na świecie surowych diamentów; 709-karatowy kamień trafił do depozytu w Banku Centralnym we Freetown. Na razie nie oszacowano wartości kamienia. Wiadomo jednak, że to największy diament, znaleziony w Sierra Leone od 1972 r. (45 lat temu znaleziono 969-karatową Gwiazdę Sierra Leone). Przed umieszczeniem w banku diament pokazano prezydentowi Ernestowi Bai Koromie, który podziękował przywódcy lokalnej społeczności, że kamień nie został przeszmuglowany za granicę. « powrót do artykułu
  15. W centralnym Laosie nieznany lud wyrzeźbił ponad 1,5 tys. lat temu tysiące monumentalnych kamiennych dzbanów. Próba zrozumienia ich funkcji do dzisiaj stanowi wyzwanie dla naukowców. W tym roku badacze odkryli kolejne nieznane do tej pory naczynia. Szeroko zakrojony projekt badawczy, który na ma celu poznanie twórców dzbanów, kierowany jest przez dr. Dougalda O'Reilly'ego z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. W ekipie badawczej znajdują się również naukowcy z Polski oraz studenci archeologii z Poznania, Wrocławia i Szczecina. Archeolodzy skupili się na górzystym obszarze o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych na terenie Xieng Khouang nazwanym stanowiskiem 52. Naukowcy naliczyli tam do tej pory ponad 400 olbrzymich dzbanów - niektóre z nich mierzą 2 m wysokości. W tym roku w pobliżu udało się odkryć nieznane do tej pory naczynia. To tylko pięć dzbanów, ale były oddalone od znanych grup tym samym poszerzył się zasięg stanowiska - poinformował PAP kierownik projektu, dr Dougald O'Reilly. W zeszłym roku naukowcy skoncentrowali swoje wysiłki się na stanowisku nr 1 (odległym o kilkadziesiąt kilometrów od obecnie badanego obszaru), na nisko położonej równinie w pobliżu miejscowości Phonsavan - tam znajduje się prawdopodobnie jedno z najliczniejszych skupisk tych specyficznych zabytków. Pozostałe - jak uważają eksperci - położone są raczej właśnie w górzystych obszarach, ok. 1200 - 1300 metrów n.p.m. W poprzedniej lokalizacji, dzięki szeroko zakrojonym badaniom, udało się precyzyjne zmapować 348 kamiennych dzbanów. W sąsiedztwie kilku z nich przeprowadzono również na ograniczoną skalę wykopaliska. Z tych badań wynikało, że dzbany i towarzyszące im kamienne „przykrywki” związane były z kultem pogrzebowym - w ich sąsiedztwie archeolodzy odkryli bowiem szkieletowe i urnowe pochówki ludzkie. Takie urozmaicenie rytuałów jest nietypowe dla jednej kultury - wyjaśniał wówczas PAP kierownik badań, dr O’Reilly. Dlatego tegoroczne wykopaliska zaskoczyły badaczy. Okazało się, że w górzystej części prowincji Xieng Khouang dzbanom nie towarzyszyły żadne pochówki - opowiada PAP uczestnik badań, Kasper Hanus z Instytutu Archeologii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Naukowcy uważają, że odkryte wcześniej pochówki mogły zostać przygotowane przez ludność niezwiązaną z twórcami dzbanów. To by tłumaczyło, dlaczego nie odkryto żadnego pochówku, który by towarzyszył dzbanom w górzystym rejonie. W tym roku archeolodzy zbadali również kamieniołomy piaskowca, z którego pozyskiwano surowiec do wykuwania dzbanów. O tym, że z pewnością wykuwano tam monumentalne naczynia świadczą widoczne w nich ciągle dzbany w różnych stadiach wykonania. Niestety nie udało się odkryć narzędzi, które służyły do ich wykucia. O dwóch kamieniołomach już wiedzieliśmy, ale mieliśmy szczęście - udało się nam odkryć cztery do tej pory nieznane - wyjaśnił PAP dr O'Reilly. Szef projektu podkreślił, że polscy archeolodzy byli bardzo pomocni w czasie wykonywania dokumentacji dzbanów. Zastosowali eksperymentalne metody, polegające m.in. na zastosowaniu do tego celu aplikacji zainstalowanych na tabletach. Wykonano także przeloty dronem, dzięki którym udało się wykonać precyzyjny plan rozmieszczenia dzbanów. Naukowcy ciągle nie potrafią określić wieku dzbanów. Roboczo określają okres ich wykucia na od poł. I tysiąclecia p.n.e. do poł. I tysiąclecia n.e. Dlatego w tym roku pobrali też próbki do badań optoluminescencyjnych - w ten sposób można określić wiek ostatniej ekspozycji kamieni na światło słoneczne. Próby pobrano z takich części naczyń, które znajdowały się zagrzebane pod ziemią. Archeolodzy do tej pory nie przebadali osad, w których mogli mieszkać dawni kamieniarze. Udało się nam jednak wytypować kilka miejsc. Określenie wieku ich funkcjonowania może przyczynić się do rozwiązania zagadki czasu i przyczyny powstania tajemniczych dzbanów - podsumowuje Hanus. Ostatnie większe badania laoskich dzbanów (w obrębie tzw. Równiny Dzbanów) miały miejsce w latach 30. XX wieku. Wykonała je francuska archeolog Madeleine Colani. W późniejszych okresach przeprowadzono tylko niewielkie wykopaliska, które niewiele wniosły do poznania tajemnicy dzbanów. W latach 1963-1974 amerykańska armia intensywnie bombardowała ten teren w czasie wojny wietnamskiej. Miliony niewybuchów w postaci bomb kasetowych spowodowały, że obszar ten stał się bardzo niebezpieczny dla miejscowej ludności i dla turystów. Dopiero na początku tego wieku rozminowano kilka najbardziej znanych stanowisk z dzbanami, dzięki czemu archeolodzy mogli przystąpić do rozpoczęcia szeroko zakrojonych badań. Naukowcy mają nadzieję, że prowadzone obecnie prace pomogą Laosowi w nominowaniu Równiny Dzbanów do listy światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO, co przyczyni się do ich lepszej ochrony i promocji unikatowych w skali świata zabytków. « powrót do artykułu
  16. Stany Zjednoczone oskarżyły dwóch oficerów rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa oraz dwójkę hakerów o dokonanie jednego z największych cyberwłamań w historii. W jego trakcie napastnicy zdobyli dane dotyczące 500 milionów kont e-mail w Yahoo!. Rosyjscy agenci to Dymitrij Dokuczajew i Igor Suszczin, pracownicy FSB. Dokuczajew był oficerm w Centrum Bezpieczeństwa Informacji, znanym jako „Centrum 18”. Zadaniem centrum jest prowadzenie śledztw w sprawie cyberataków. Jest ono też punktem styku grup cyberprzestępczych i FSB. Sam Dokuczajew został prawdobodobnie na początku bieżącego roku aresztowany w Moskwie. Zarzuca mu się zdradę. Zdaniem amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości 33-letni Dokuczajew i jego przełożony, 43-letni Suszczin „chronili, kierowali, ułatwiali pracę i opłacali hakerów, którzy zbierali dane włamując się do komputerów na terenie USA i w innych krajach". Oskarżani przez Amerykanów hakerzy to Aleksiej Bielan i Karim Baratow. Całej czwórce postawiono w sumie 47 zarzutów. Oskarżani są o konspirowanie, dopuszczenie się defraudacji za pomocą komputera, szpiegostwo gospodarcze, kradzież tajemnic handlowych i kradzież tożsamości. Wśród ofiar włamywaczy znaleźli się m.in. amerykańscy i rosyjscy urzędnicy, rosyjska firma specjalizująca się w cyberzabezpieczeniach, rosyjscy dziennikarze, dostawcy internetu i wiele innych osób, które mogą posiadać interesujące FSB informacje. Jeden ze wspomnianych hakerów, Baratow, został właśnie aresztowany w Kanadzie. FBI poprosiło władze w Moskwie o pomoc w aresztowaniu podejrzanych, jednak Rosjanie niezbyt chętnie współpracują. Wysoki rangą urzędnik z Moskwy stwierdził, że Waszyngton nie kontaktował się z nimi w tej sprawie. « powrót do artykułu
  17. Członkowie Stowarzyszenia Ochrony Jaskiń (z Grupy Malinka w Wiśle) znaleźli na terenach leśnych w granicach Bielska-Białej kompleks 4 jaskiń. Odkrycia dokonał Jakub Pysz. W pracach badawczych brali również udział Mateusz Cieślar i Bartłomiej Juroszek. Wg Lokalnej Organizacji Turystycznej Beskidy, jaskinie, których dokładnej lokalizacji nie zdradzono, są położone na obszarze o promieniu 150 m. Największą z jaskiń nazwano Jaskinią Żółtodzioba. Ma ponad 100 m długości i głębokość 15 m. Na antenie Radia Bielsko Juroszek powiedział, że w środku Jaskini Żółtodzioba znajduje się sala o długości 10 i szerokości 2,5 m. Jej cechą charakterystyczną jest zwisający ze stropu obelisk o niespotykanych dotąd w Beskidach rozmiarach. Speleolodzy nazywają ponad 5-tonową skałę "żądłem". Na razie zwiedzanie nowo odkrytych jaskiń byłoby niebezpieczne. Wśród powodów wymieniane są wąskie przejścia i osuwiska. Poza tym trwa inwentaryzacja. Grupa Malinka, Organizacja Turystyczna i Studenckie Koło Naukowe Reset z Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku opracowują materiały kartograficzne. Za kilka tygodni zainteresowani speleologią będą mogli odbyć w Internecie wirtualny spacer po jaskini. « powrót do artykułu
  18. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland odkryli nowy mechanizm, za pośrednictwem którego po obrażeniach czaszkowo-mózgowych (ang. traumatic brain injury, TBI) rozwija się długotrwały rozległy stan zapalny. Ustalenia te mogą wpłynąć nie tylko na leczenie TBI, ale i chorób neurodegeneracyjnych, u których podłoża często leży właśnie stan zapalny. Amerykanie zauważyli, że po eksperymentalnym TBI zarówno w mózgu, jak i we krwi występuje znaczący wzrost poziomu mikrocząstek pochodzących z mikrogleju. Znajdują się w nich czynniki prozapalne, które mogą aktywować normalne komórki odpornościowe, sprawiając, że stają się one neurotoksyczne. Wstrzyknięcie takich mikrocząstek do mózgów myszy, które nie doznały TBI, prowadzi do postępującego stanu zapalnego zarówno w miejscu wykonania zastrzyku, jak i w bardziej odległych lokalizacjach. Neurozapalenie często występuje po TBI latami, powodując przewlekłe uszkodzenie mózgu. Wg Amerykanów, wykryte mikrocząstki mogą odgrywać kluczową rolę w tym procesie. Idea, że zapalenie mózgu wywołuje kolejne zapalenie w innym miejscu na drodze uwolnienia mikrocząstek, może doprowadzić do identyfikacji nowych celów terapeutycznych i powstania nowych leków nie tylko na TBI, ale i na choroby neurodegeneracyjne, np. alzheimera - podkreśla dr Alan Faden. Autorzy publikacji z Journal of Neuroinflammation podkreślają, że mikrocząstki z krwi można potraktować jako biomarker (sposób na określenie, jak ciężki jest uraz mózgu). To z kolei powinno pomóc we właściwym zaplanowaniu leczenia. Co ważne, okazało się, że mikrocząstki są neutralizowane przez związek PEG-TB (od ang. polyethylene glycol telomere B). « powrót do artykułu
  19. Agencje odpowiedzialne za projekt Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – NASA (USA), Roskosmos (Rosja), JAXA (Japonia), ESA (UE) i CSA (Kanada) – rozpoczęły wstępne rozmowy w sprawie budowy stacji kosmicznej na orbicie Księżyca. Przez najbliższe miesiące agencje będą omawiały plany samej stacji, która może posłużyć jako punkt przystankowy w misjach na Marsa i asteroidy. Ma być ona też obiektem badawczym, na którym będą rozwijane i testowane systemy potrzebne człowiekowi do przeżycia w dalszych częściach przestrzeni kosmicznej. Ostateczny projekt stacji może powstać już w przyszłym roku. Ewentualne powstanie orbitalnej stacji księżycowej będzie bardzo ważnym elementem podboju kosmosu. ISS znajduje się blisko Ziemi, więc zorganizowanie misji dostawczej czy ratunkowej nie stanowi obecnie większego problemu. Co innego w przypadku dalszych misji, gdzie astronauci będą zdani praktycznie wyłącznie na siebie. Stacja krążąca wokół Księżyca może stać się poligonem doświadczalnym dla nowych technologii. Podczas spotkania w Tsukubie przedstawiciele agencji kosmicznych zgodzili się, że stacja powinna zostać umieszczona na orbicie o kształcie owalnym, której długość wyniesie 70 000 kilometrów, a w najbliższym punkcie będzie ona połozona w odległości 900 kilometrów od Księżyca. Orbita taka ma kilka zalet: do jej utrzymania jest potrzebna niewielka ilość paliwa, pozwala na stałą komunikację z Ziemią, zapewni panelom słonecznym stacji stały dostęp do promieni słonecznych, będzie też łatwo dostępna dla pojazdu Orion. Jednak orbita taka ma też swoje wady. Nie jest ona idealna pod kątem badania powierzchni Księżyca. Tymczasem Rosjanie, mimo że wstępnie wyrazili zgodę na taką orbitę, woleliby umieścić stację na niższej orbicie, z której łatwiej będzie latać na Księżyc. Przyszłe prace nad koncepcją stacji spowodują z pewnością jeszcze więcej nieporozumień pomiędzy partnerami. Dlatego też NASA zastanawia się nad taką koncepcją stacji, w ramach której jej część znajdowałaby się stale na orbicie, a część byłaby odłączana i służyłaby dalszym misjom. Inny pomysł, to stworzenie stacji typu „plug and play”, czyli opracowanie takiego projektu, w ramach którego partnerzy byliby w stanie bez przeszkód dołączać do stacji nowe moduły. Taka architektura pozwoliłaby na łatwe dokooptowanie kolejnych agencji kosmicznych do projektu. Na razie wstępnie uzgodniono, że Amerykanie zajmą się zaprojektowaniem modułu napędowego oraz zapewniającego energię, Europejczycy i Japończycy będą odpowiedzialni za moduły mieszkalne, Rosjanie zbudują śluzy powietrzne, a Kanadyjczycy skonstruują automatyczne ramię. Rozważana jest też budowa kopuły zapewniającego widok w promieniu 360 stopni wokół stacji. Poszczególne komponenty przyszłej stacji mają być dostarczane przez amerykański Space Launch System. Jednocześnie Rosja sprawdza, czy do tego celu będą nadawały się rakiety Angara-5. Za coroczne dostarczanie załogi i zaopatrzenia ma być odpowiedzialny pojazd Orion, nie wykluczono jednak, że w przyszłości zadanie to przejęłyby firmy prywatne. Rozważane jest też stworzenie całkowicie zamkniętego systemu podtrzymywania życia, dzięki któremu nie będą potrzebne dostawy wody, żywności czy tlenu na stację. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to pierwszy element wokółksiężycowej stacji kosmicznej może trafić na orbitę Srebrnego Globu już w 2024 roku. « powrót do artykułu
  20. Rekiny tworzą silnie związane grupy społeczne, które nie rozpadają się nawet po odejściu kilku członków. Uczą się także, jak uniknąć schwytania. Biolodzy z Macquarie University i Centre de Recherche Insulaire et Observatoire de l'Environnement badali populację żarłaczy czarnopłetwych (Carcharhinus melanopterus) z Polinezji Francuskiej. Autorzy publikacji z pisma Biology Letters odkryli, że można usunąć do 50% populacji, nim sieć społeczna się rozpadnie. Rekiny utrzymują liczne relacje z innymi rekinami w sieci, dlatego do jej rozpadu dochodzi dopiero po zniknięciu wielu ryb - opowiada dr Johann Mourier. Ludzi może zaskakiwać, że rekiny również tworzą sieci społeczne. Tradycyjnie zakłada się, że wykazują one pewną formę struktury społecznej tylko w konkretnych sytuacjach, np. podczas godów, żerowania bądź migracji. Choć ich struktury społeczne nie są tak złożone jak u niektórych ssaków, rekiny mogą wykazywać powinowactwo do innych rekinów - dodaje prof. Culum Brown. Naukowcy zauważyli także, że raz złapane rekiny trudniej schwytać ponownie, bo unikają sprzętu rybackiego. Zjawisko to wpływa na szacowanie liczebności populacji w oparciu o metodę wielokrotnych złowień. Zdolność rekinów do uczenia się na postawie wcześniejszych negatywnych doświadczeń skutkuje siecią, która jest bardziej oporna na eliminację osobników na drodze odłowienia - wyjaśnia Mourier. Badając sieci społeczne rekinów, naukowcy bazowali na wzorach z płetw grzbietowych. Obserwując, które rekiny trzymają się razem w danym momencie, mogliśmy odtworzyć ich sieć społeczną. « powrót do artykułu
  21. Cztery główne siły działające na lecący samolot to ciąg jego silnika, opór aerodynamiczny, siła ciężkości oraz siła nośna. Ciąg silnika nadaje mu przyspieszenie, podczas gdy opór aerodynamiczny go zwalnia. Siła nośna zaś działa przeciwko sile ciężkości, unosząc samolot do góry. Naukowcy z NASA skupili się na części dotyczącej oporu aerodynamicznego i pracują nad pomysłem zwanym Boundary Layer Ingestion, dzięki któremu chcą zmniejszyć zużycie paliwa, koszty użytkowania samolotu i przy okazji zanieczyszczenie atmosfery. Nasz pomysł nie jest całkowicie nowy. My testujemy nowe technologie, które pomogą nam uzyskać korzyści z BLI – przyznaje Jim Heidmann, menedżer w Advanced Air Transport Technology Project w Glenn Research Center. Gdy samolot porusza się w powietrzu wokół kadłuba i skrzydeł tworzy się warstwa wolniej poruszającego się powietrza, które stawia dodatkowy opór aerodynamiczny. Warstwa ta jest zwana warstwą graniczną. Przed poruszającym się samolotem grubość warstwy granicznej wynosi 0. Tworzy się ona w miarę przemieszczania się statku przez powietrze i w tyle samolotu może mieć grubość kilkudziesięciu centymetrów. W konwencjonalnych samolotach warstwa ta po prostu przesuwa się wzdłuż kadłuba, a następnie miesza z powietrzem za samolotem. Jednak sytuacja zupełnie ulega zmianie, jeśli na drodze warstwy granicznej ustawimy silniki. Można je umieścić na przykład na końcu samolotu, bezpośrednio nad kadłubem lub za nim. Wówczas wolniejsze powietrze warstwy granicznej trafia do silników, jest w nich przyspieszane i wyrzucane z dużą prędkością z tyłu. I nie ma tu znaczenia, czy powietrze to zostanie skompresowane, wymieszane z paliwem i spalone, czy też po prostu przepłynie przez silnik. Powietrze to nie wpływa na moc silnika. Korzyść polega na tym, że przyspieszając to powietrze zmniejszamy opór wywierany przez warstwę graniczną. Tam ciągle jest opór. Ciągle mamy tutaj straty energii na jego pokonanie, ale straty te są mniejsze – wyjaśnia Heidmann. Skoro zaś zmniejszamy opór, to zużywamy mniej paliwa na jego pokonanie. To wszystko dobrze wygląda na papierze, jednak przełożenie tych założeń na praktykę nie jest łatwe. W konwencjonalnej konstrukcji, przy silnikach umieszczonych pod skrzydłami łopatki turbin wystawione są na działanie równomiernego strumienia powietrza. To idealna sytuacja dla projektantów silników, gdyż łopatki turbiny wraz z każdym obrotem napotykają na takie same warunki prędkości i ciśnienia powietrza. Gdybyśmy jednak umieścili silniki z tyłu, łopatki narażone są na dodatkowe naprężenia spowodowane nierównomiernym przepływem powietrza. Dlatego też NASA zbudowała prototypowy silnik zdolny do przetrwania niekorzystnych warunków i testuje go w tunelu aerodynamicznym. Prowadzimy te eksperymenty, gdyż wciąż nie wiemy, jak powinien być zaprojektowana turbina pracująca z powietrzem o tak zaburzonym przepływie. To tak jakby co chwila uderzać w łopatki młotkiem – mówi Heidmann. Wstępne wyniki testów pokazały, że możliwe jest stworzenie odpowiedniego silnika. Jednak konieczne są dodatkowe próby, które pozwolą stwierdzić, czy cięższy, mniej aerodynamiczny silnik nie spowoduje, że utracimy całe korzyści związane ze zmniejszeniem oporu. Naukowcy z NASA przygotowali kilkanaście projektów samolotów, które mogłyby korzystać z BLI. Agencja ma nadzieję, że co najmniej jeden z projektów zostanie wykorzystany w testowych samolotach X, za pomocą których NASA chce w przyszłej dekadzie w praktyce testować zaawansowane technologie lotnicze. « powrót do artykułu
  22. W przypadku problemów ze skórą, np. oparzeń, miejscowy żel z kurkuminą sprawdza się lepiej niż doustne tabletki. Żel wydaje się działać lepiej, bo jego formuła pozwala kurkuminie penetrować skórę i hamować kinazę fosforylazy [PhK] oraz stan zapalny - wyjaśnia dr Madalene Heng z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Gdy podczas badań żel kurkuminowy zastosowano na oparzenia, okazało się urazy były lżejsze, a ból i stan zapalny słabsze. Gojenie przebiegało tak dobrze, że powstawało mniej blizn, niż Heng się spodziewała (czasem nie było ich wcale). Kurkumina to barwnik otrzymywany przez ekstrakcję kłączy ostryżu długiego, in. kurkumy, rozpuszczalnikami. W ostatnich latach intensywnie bada się jej potencjał medyczny. W publikacji, która ukazała się na łamach pisma BioDiscovery, Heng przytoczyła przykłady 3 swoich pacjentów, u których żel z kurkuminą zastosowano na oparzenia lekkiego-umiarkowanego stopnia. Przyjmowana doustnie, kurkumina jest słabo wchłaniana przez organizm i może nie działać zbyt dobrze. Nasze testy pokazały jednak, że gdy związek ten wchodzi w skład stosowanego miejscowo żelu, efekt jest świetny. Heng sądzi, że skuteczność żelu to skutek silnych właściwości przeciwzapalnych barwnika. Bazując na swoim 25-letnim doświadczeniu w pracy laboratoryjnej i z pacjentami, pani doktor doszła do wniosku, że kluczowe znaczenie ma w tym przypadku fakt, że kurkumina jest naturalnym inhibitorem enzymu zwanego kinazą fosforylazy. Fosforylaza kinazy spełnia w organizmie wiele funkcji: bierze m.in. udział w gojeniu ran. Jej ekspresja zachodzi w ciągu 5 min od urazu (to jeden z pierwszych enzymów uwalnianych po uszkodzeniu tkanki). Odpowiada za aktywację NF-κB, kompleksu białkowego będącego czynnikiem transkrypcyjnym. Ten z kolei aktywuje ponad 200 genów, odpowiedzialnych za stan zapalny, namnażanie fibroblastów, przekształcenie fibroblastów w miofibroblasty i w końcu za powstanie tkanki bliznowatej. A oto cała sekwencja pourazowych zdarzeń z przybliżonym czasowaniem: 1) aktywacja PhK (5 min), 2) pojawienie się neutrofilów (30 min), 3) makrofagów (godziny do dni), 4) fibroblastów (1 tydzień) i 5) miofibroblastów (2 tygodnie). Dr Heng stosuje żel kurkuminowy na oparzenia i inne problemy skórne jako dodatek do standardowo zalecanych leków. « powrót do artykułu
  23. Na Uniwersytecie im. Palacky'ego w Ołomuńcu stworzono pierwszy niemetaliczny magnes, który utrzymuje właściwości magnetyczne w temperaturze pokojowej. Tym samym czescy naukowcy obalili przekonanie, jakoby jedynymi magnesami działającymi w temperaturze pokojowej są metale lub ich związki. Nowy magnes zbudowano z chemicznie zmodyfikowanego grafenu i może on znaleźć bardzo szerokie zastosowania, szczególnie w biomedycynie i elektronice. Od wielu lat podejrzewaliśmy, że można stworzyć magnetyczny węgiel z użyciem grafenu. Okazało się, że poddając go działaniu innych niemetali, takich jak fluor, wodór i tlen można uzyskać nowe źródło momentów magnetycznych działających w temperaturze pokojowej. To niezwykle ważne odkrycie dotyczące możliwości magnesów organicznych – mówi Radek Zbořil, główny autor badań i dyrektor Regionalnego Centrum Zaawansowanych Technologii i Materiałów. Uczeni z Ołomuńca opracowali też teoretyczny model działania magnesów organicznych. W metalach magnetyzm pochodzi od zachowania się elektronów w strukturze atomowej metali. W magnesach organicznych, które stworzyliśmy, magnetyzm pojawia się dzięki zachowaniu niemetalicznych chemicznych rodników, które niosą wolne elektrony, wyjaśnia Michal Otyepka, współtwórca modelu teoretycznego. Od wynalazku do wdrożenia droga może być dość długa, jednak potencjalne zastosowania nowych magnesów mogą przynieść olbrzymie korzyści. Jak zauważa Jiří Tuček, który specjalizuje się w badaniu magnetyzmu, magnetyczne materiały bazujące na grafenie mogą zostać wykorzystane w spintronice, elektronice, w systemach celowanego dostarczania leków czy naukach biologicznych, w których potrzebne jest oddzielanie od siebie poszczególnych molekuł. Uczeni z Czech już współpracują z kolegami z Japonii i Belgii, którzy są zainteresowani praktycznym zastosowaniem organicznych magnesów i stworzeniem dokładnych teoretycznych modeli opisujących ich działanie. « powrót do artykułu
  24. Od kilku lat naukowcy obserwują niezwykłe zachowanie humbaków. Zwierzęta zaczęły tworzyć stada, składające się nawet z 200 osobników. To o tyle dziwne, że z prowadzonych od dziesięcioleci badań wiemy, że humbaki są zwykle samotnikami, występują też w parach, czasami tworzą małe grupy, które szybko się rozpraszają. Tymczasem podczas rejsów badawczych w latach 2011, 2014, 2015 oraz w czasie obserwacji z powietrza zauważono duże grupy humbaków żerujące u południowo-zachodniego wybrzeża RPA, tysiące kilometrów na północ od ich typowych żerowisk w Antarktyce. Spotkanie ich w tak dużych grupach to coś niezwykłego – mówi Gisli Vikingsson, odpowiedzialny za badania nad waleniami w islandzkim Instytucie Badań Morskich i Słodkowodnych. Humbaki zwykle spędzają lato w Antarktyce, gdzie się żywią i gromadzą zapasy tłuszczu. Latem zaś przenoszą się na wody tropikalne i subtropikalne. Tam przychodzą na świat młode i tam są wychowywane. Naukowcy nie wiedzą, co spowodowało tak dramatyczne zmiany w zachowaniu humbaków. Być może to reakcja na zmiany w dostępności pożywienia? Dotychczas tylko raz obserwowano humbaki żywiące się u południowo-zachodnich wybrzeży Przylądka Dobrej Nadziei. Było to jednak niemal 100 lat temu. Od tamtej pory ludzie wytępili 90% tych zwierząt. Możliwe, że takie zachowania miały w międzyczasie miejsce, ale nie tam, gdzie ludzie mogli je dostrzec. Humbaków było tak mało, że mogliśmy ich nie zauważać – mówi główny autor badań Ken Findlay z Cape Peninsula University of Technology w RPA. Niewykluczone zatem, że wraz ze wzrostem liczebności humbaków łatwiej jest nam obserwować ich naturalne zachowania. Od kilku lat naukowcy obserwują niewytłumaczalnie szybki wzrost populacji humbaków. Niewykluczone, że liczba tych zwierząt przekroczyła wielkość graniczną, poza którą populacja szybko się odradza. Jeśli ludzie pozwolą humbakom na zwiększenie populacji, być może będziemy mogli obserwować wiele nowych, nieznanych nam dotychczas zachowań tych zwierząt. « powrót do artykułu
  25. Zoolodzy z Uniwersytetów w Bazylei i Lund wyliczyli, że rocznie pająki zjadają ok. 400-800 mln ton ofiar. Autorzy publikacji z The Science of Nature opowiadają, że istnieje ponad 45 tys. gatunków pająków, a ich zagęszczenie może sięgać nawet 1000 osobników na metr kwadratowy. To wszystko sprawia, że pająki są jedną z najbogatszych w gatunki i najbardziej rozpowszechnionych grup drapieżników. Naukowcy podkreślają, że przez tryb życia (pająki są często zwierzętami nocnymi i świetnie kamuflują się w roślinności), dotąd trudno było zademonstrować ich rolę ekologiczną. Szwajcarzy i Szwedzi posłużyli się bazującymi na różnych modelach 2 metodami obliczeniowymi. W ten sposób okazało się, że ważąca ok. 25 mln ton globalna populacja pająków pochłania rocznie 400-800 mln ton ofiar. Ponad 90% stanowią owady i skoczogonki (Collembola). Duże tropikalne pająki polują od czasu do czasu na małe kręgowce - żaby, jaszczurki, węże, ryby, ptaki i nietoperze - lub żerują na roślinach. Zoolodzy wyjaśniają, że duże "widełki" w zakresie wagi ofiar wynikają stąd, że wskaźnik skutecznych polowań może się mocno zmieniać w pewnych ekosystemach i trzeba to uwzględniać w przewidywaniach. By umiejscowić te statystyki w szerszym kontekście, naukowcy przypominają, że wg Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), rocznie ludzie z całego świata zjadają ok. 400 mln ton mięsa i ryb. Wygląda więc na to, że zwyczaje i możliwości jedzeniowe pająków lepiej porównać z waleniami, które pochłaniają rocznie ok. 280-500 mln ton ofiar. Zespół Martina Nyffelera z Uniwersytetu w Bazylei zademonstrował, że w lasach i na łąkach, gdzie można zapolować na szkodniki, pająki zabijają o wiele więcej owadów niż w innych habitatach, np. na pustyniach, w arktycznej tundrze czy uprawach. Wpływ wywierany przez pająki na terenach rolniczych jest pośledniejszy, bo intensywnie obrabiane obszary zapewniają im mniej korzystne warunki do życia (ponadto czasem pająki żyjące na polach zabijają ofiary tylko przez krótki okres w roku). Jak podają zoolodzy, pająki z lasów i łąk odpowiadają za >95%, a te z upraw za mniej niż 2% rocznego "urobku". Jako pierwszym udało nam się wyliczyć, że pająki są głównymi naturalnymi wrogami owadów. We współpracy z innymi owadożernymi zwierzętami, np. mrówkami i ptakami, pomagają znacząco zredukować gęstość populacji owadów. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...