Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Uniwersytetu w Binghamton stworzyli na kartce papieru ogniwo zasilane przez bakterie. Kartkę taką można wykorzystać w jednorazowej elektronice. Technika wytwarzania skraca czas i koszt produkcji. Papierotronika została ostatnio dostrzeżona jako prosty i tani sposób zasilania czujników diagnostycznych point-of-care [do badań prowadzonych w miejscu opieki nad pacjentem/przyłóżkowych - red.] - podkreśla prof. Seokheun "Sean" Choi. By utworzyć katodę, Choi i doktorant Yang Gao umieścili na połowie bibułki chromatograficznej pod cienką warstwą wosku pasek z azotanu srebra. Na drugiej połówce utworzyli zbiorniczek z przewodzącym polimerem (spełniał on funkcje anody). Po odpowiednim złożeniu dodaje się parę kropel cieczy z bakteriami. Bateria jest zasilana dzięki oddychaniu komórkowemu mikroorganizmów. Potrzeba warstw, które pomieszczą poszczególne elementy: anodę, katodę i PEM (polimerową błonę protonowymienną). Bateria wymaga ręcznego złożenia, dlatego do potencjalnych problemów należą nieprawidłowe ułożenie warstw papieru czy pozioma nieciągłość, co ostatecznie upośledza generowanie mocy. Za pomocą różnych metod składania można znacznie poprawić osiągi (moc i natężenie generowanego prądu). Z sześciu baterii, w zależności od konfiguracji, udawało się uzyskać 31,51 mikrowata i 125,53 mikroampera lub 44,85 mikrowata i 105,89 mikroampera. Zasilenie 40-watowej żarówki wymagałoby więc użycia milionów baterii, jednak w sytuacjach takich jak katastrofy naturalne największa rolę odgrywają łatwość obsługi i przenoszenia. Ponadto baterie zapewniają wystarczającą ilość energii, by napędzić bioczujniki monitorujące np. poziom glukozy czy wykrywające patogeny. Mikroorganizmy mogą generować prąd elektryczny z każdego biodegradowalnego źródła. Na przykład ze ścieków, które są łatwo dostępne. Myślę, że taki typ papierowej biobaterii może stać się w przyszłości źródłem zasilania dla papierotroniki - mówi Choi. « powrót do artykułu
  2. Badanie paznokcia kciuka jednego z marynarzy obaliło mity dotyczące końca zaginionej wyprawy sir Johna Franklina. W 1845 r. słynny badacz Arktyki wyruszył na statkach Erebus i Terror z zamiarem przepłynięcia z Morza Baffina do Morza Beringa. Niestety, nic nie poszło zgodnie z planem. W latach 1848–59 poszukiwaniem ekspedycji zajmowało się ponad 40 wypraw. Przyczyniły się one do poznania kanadyjskiej Arktyki. Długo sądzono, że przyczyną zgonu podróżników było zatrucie ołowiem, jednak próbki paznokcia kciuka Johna Hartnella, członka załogi HMS Terror, pokazały, że to nieprawda. Kanadyjscy naukowcy, którzy pracowali pod przewodnictwem dr Jennie Christensen, założycielki firmy Trich Analytics, przeprowadzili m.in. analizę stabilnych izotopów czy spektrometrię mas z jonizacją w plazmie sprzężonej indukcyjnie z analizatorem kwadrupolowym i przystawką do odparowania laserowego (ang. laser ablation inductively coupled plasma mass spectrometry, LA-ICP-MS). Okazało się, że u Hartnella występował chroniczny niedobór cynku, co prawdopodobnie doprowadziło do immunosupresji, a ostatecznie do gruźlicy i zgonu. Cynk odgrywa ważną rolę w metabolizmie witaminy A. Niedobory cynku i witaminy A skutkują zaś upośledzeniem działania układu odpornościowego i mniejszą zdolnością do zwalczania infekcji, w tym wspomnianej gruźlicy. Co ważne, niedożywienie i niedobór Zn mogą powodować podobne zachowania jak przy zatruciu ołowiem (o dziwnych poczynaniach członków załogi wspominali Inuici). Zespół z Uniwersytetów Saskatchewan, University of Victoria, Uniwersytetu w Ottawie oraz Canadian Light Source ustalił natomiast, że do ostatnich tygodni życia stężenia Pb w organizmie Hartnella mieściły się w zdrowej normie. Proces wygłodzenia i wyczerpania gruźlicą skutkował gwałtownym uwolnieniem do krwi ołowiu nagromadzonego wcześniej w kościach. Poziomy ołowiu były wysokie i narastające tylko pod koniec życia [...]. To wyjaśnia, czemu wcześniej badacze wykrywali w tkankach miękkich duże stężenia tego pierwiastka. [Niestety] mylnie dochodzili oni do wniosku, że to wynik świeżej ekspozycji - opowiada Christensen. Prof. Chris O. Hunt z Journal of Archaeological Science: Reports, w którym ukazał się artykuł Kanadyjczyków, chwali ich za rozwiązanie 170-letniej zagadki. Wg niego, naukowcy poruszali się na styku archeologii i kryminalistyki. Jody Spence z University of Victoria wykorzystała LA-ICP-MS do zbadania ekspozycji na metale. Hing Man (Laurie) Chan z Uniwersytetu Saskatchewan zastosował zaś analizę stabilnych izotopów do określenia źródeł białka w diecie Hartnella. Dane z synchrotronu pozwoliły nam ustalić, czy metale z paznokcia kciuka pochodziły z diety, czy ze źródeł środowiskowych, takich jak pył węglowy na statku. W ten sposób mogliśmy walidować ilościowe analizy laserowe Jennie - dodaje Joyce McBeth, koleżanka Chana z uczelni. Wrak HMS Erebus znaleźli na początku września 2014 r. przedstawiciele agendy rządowej Parks Canada (udało się to dzięki nowemu nabytkowi - zdalnie sterowanemu pojazdowi podwodnemu, ROV). Dwunastego września 2016 r. powiadomiono zaś o odkryciu wraku drugiego statku Franklina - HMS Terror. Znajdował się on pośrodku Terror Bay, u południowo-zachodnich wybrzeży Wyspy Króla Williama. « powrót do artykułu
  3. Ryzyko zawału serca jest u pacjentów z wirusem HIV niemal 2-krotnie wyższe niż w populacji generalnej. Faktyczne ryzyko zawału u pacjentów z HIV było o ok. 50% wyższe niż przewidywane za pomocą kalkulatora ryzyka, wykorzystywanego przez lekarzy dla populacji generalnej - podkreśla dr Matthew Feinstein ze Szkoły Medycznej Feinberga Northwestern University. Wyższe ok. 1,5-2-krotnie ryzyko zawału występuje nawet u ludzi, u których wirus jest niewykrywalny we krwi z powodu zażywania leków antyretrowirusowych. Szacuje się, że w USA HIV ma 1,2 mln osób, a liczba zakażonych na świecie sięga 35-40 mln. Naukowcy analizowali dane ok. 20 tys. zakażonych HIV (byli oni leczeni w 5 ośrodkach w USA). Autorzy publikacji z JAMA Cardiology porównywali ryzyko wyliczone przez kalkulator dla populacji generalnej z prawdziwym odsetkiem zawałów w kohorcie. Główną przyczyną wyższego ryzyka jest sam wirus. Nawet jeśli testy nie wykazują wirusa we krwi, mamy do czynienia z chronicznym stanem zapalnym i replikacją wirusa. Stan zapalny z kolei powoduje tworzenie blaszek miażdżycowych, co często kończy się zawałem albo udarem. Zespół podkreśla, że tworzenie blaszek zachodzi u pacjentów z HIV 10-15 lat wcześniej niż w niezarażonej populacji. Stan zapalny wydaje się napędzać przyspieszone starzenie i wyższe ryzyko chorób serca. Te stają się zaś coraz częstsze, bo chorzy coraz dłużej żyją. Feinstein dodaje, że z myślą o pacjentach zakażonych HIV należy opracować nowy algorytm. Jego współpracownicy próbowali zrobić to już teraz, ale 20-tys. próba okazała się za mała. Wystarczy zresztą przypomnieć, że narzędzie do przewidywania ryzyka zawału w populacji generalnej powstało dzięki ponad 200-tys. próbie. Bez względu na wiek, płeć czy rasę, w przypadku osób zainfekowanych HIV ryzyka [zawału i udaru] są wyższe. Obecny kalkulator okazał się najmniej dokładny w przypadku HIV-dodatnich Afroamerykanów, a najskuteczniejszy u białych mężczyzn. Najnowsze studium Feinsteina bazuje na jego wcześniejszych badaniach (wyniki opublikowano w listopadzie), które pokazały, że u pacjentów z HIV po zawale w mięśniu sercowym zachodzi silniejsze bliznowacenie. Na razie nie wiadomo, czemu się tak dzieje. Na Northwestern Medicine prowadzone są testy kliniczne, które mają pokazać, jak dobrze leki powszechnie stosowane w zapobieganiu i leczeniu chorób serca, np. statyny, sprawdzają się w populacji z HIV. « powrót do artykułu
  4. Aż 46% z miliona najpopularniejszych witryn internetowych jest narażonych na atak. Z analiz firmy Menlo Security wynika, że witryny te np. korzystają z przestarzałego oprogramowania, które zawiera luki pozwalające na przeprowadzenie ataku phishingowego. Część z tych witryn padła ofiarą ataku w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Największym problemem wśród badanych witryn jest korzystanie z dziurawego oprogramowania. Na przykład 69 000 z nich wykorzystywała nginix 1.8.0. To wersja z 2015 roku, która zawiera dziury pozwalające na przeprowadzenie ataku DoS. Kolejnym popularnym dziurawym programem jest microsoftowy IIS (Internet Information Services) w wersji 7.5. Pochodzi on z... 2009 roku i zidentyfikowano w nim liczne dziury, dzięki którym napastnik może przeprowadzić atak DoS, wykonać szkodliwy kod, ukraść dane czy zaatakować podsystem pamięci. Kolejnymi wśród popularnych dziurawych programów są przestarzałe wersje PHP i Apache'a. Łącznie są one używane na niemal 160 000 witryn i są to edycje pochodzące z lat 2010-2015. Osobną kategorią zbadanych witryn są te, na których znaleziono szkodliwe oprogramowanie. Co interesujące, nie tylko witryny porno i związane z branżą hazardową są zarażone. Szkodliwy kod znaleziono też na wielu stronach firmowych, informacyjnych czy z branży turystycznej. Pomimo tego, że niemal połowa witryn zawiera dziury, nie oznacza to, że internauci je odwiedzający z pewnością padną ofiarą ataku. Jednak niebezpieczeństwo podczas odwiedzania takich witryn jest zdecydowanie większe, gdyż same witryny mogą z łatwością paść ofiarami cyberprzestępców, którzy mogą je zainfekować i próbować z ich pośrednictwem atakować komputery internautów. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) wykonują we współpracy z Instytutem Kolejnictwa (IK) kompleksową ocenę jakości i bezpieczeństwa szyn kolejowych. Ścisła współpraca obu instytucji w zakresie badań materiałowych zaowocowała wytworzeniem kompetencji unikatowych w skali kraju. Naukowcy z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), dysponujący unikatowym w skali kraju laboratorium badań materiałowych, realizują wspólnie z Instytutem Kolejnictwa (IK) badania jakości wytopów stali na potrzeby przemysłu kolejowego. W Świerku wykonano badania odporności na kruche pękanie oraz prędkości rozwoju pęknięć zmęczeniowych stali szynowej. Testy prowadzone w naszym instytucie to badania zmęczeniowe, czyli takie, w których próbki materiałów poddawane są cyklicznym, zmiennym obciążeniom. W laboratorium dobieramy parametry tak, aby możliwie najwierniej odzwierciedlały rzeczywiste warunki pracy materiału – tłumaczy dr inż. Łukasz Kurpaska, Kierownik Laboratorium Badań Materiałowych NCBJ. Ze względu na to, że kryteria wytrzymałościowe materiałów i badania służące ich określeniu w przemyśle jądrowym są jednymi z najbardziej restrykcyjnych, możemy nasze kompetencje wykorzystywać także na potrzeby innych gałęzi gospodarki. Badania odporności na kruche pękanie i prędkości rozwoju pęknięć zmęczeniowych polegają na wytworzeniu w próbkach szczelin zmęczeniowych (które mogą powstawać w realnych warunkach eksploatacji szyn) oraz analizie mechanizmów ich propagacji i pękania. Proces ten jest niezwykle czasochłonny, a analiza jednej serii standardowych próbek pomiarowych trwa zazwyczaj kilka miesięcy. Badania takie są jednak kluczowe w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa, szczególnie wtedy, gdy dana część będzie przez wiele lat eksploatowana. Wieloletnia owocna współpraca z Instytutem Kolejnictwa pozwoliła na wytworzenie unikalnych w skali kraju kompetencji – podkreśla prof. dr hab. Jacek Jagielski, Dyrektor Departamentu Fizyki Materiałów NCBJ. LBM właśnie poszerzyło swoje uprawnienia o nowe akredytacje i aktualnie może prowadzić badania mechaniczne w oparciu o amerykańskie normy typu ASTM. To najjaskrawszy dowód naszych wysokich kompetencji, kwalifikacji i doświadczenia w zakresie badania materiałów dla przemysłu. Należy podkreślić że LBM/NCBJ jako jedyny w kraju może się pochwalić tak szerokim zakresem akredytacji w dziedzinie badań mechaniki pękania materiałów. Prace są prowadzone wg norm ASTM E399–09, ISO 12108, BS 6835–1:1998 i PN-EN ISO 12737:2011, co zapewnia zgodność z międzynarodowymi standardami badawczymi. « powrót do artykułu
  6. ARM wzmacnia swoją pozycję na rynku HPC (High Performance Computing). Firma przejęła właśnie kalifornijskie przedsiębiorstwo Allinea Software, które specjalizuje się w wytwarzaniu narzędzi dla HPC. Allinea Software zajmuje się w budowie oprogramowania analitycznego, które maksymalizuje wydajność programów przeznaczonych dla HPC. Firma twierdzi, że jej programy są używane na 20 z 25 najpotężniejszych superkomputerów na świecie, a klientami firmy są amerykański Departament Energii, NASA, liczne uniwersytety, centra superkomputerowe oraz firmy prywatne. Programy Allinea pozwalają deweloperom oprogramowania na pracę z systemami składającymi się z tysięcy i setek tysięcy rdzeni. Wśród oferowanych programów znajduje się zestaw Allinea Forge, w skład którego wchodzą m.in. debugger Allinea DDT, oprogramowanie do pomiaru wydajności ALLinea MAP czy narzędzie analityczne dla właścicieli, użytkowników i administratorów maszyn HPC, Allinea Performance Reports. W miarę jak rośnie złożoność systemów, twórcy programów dla HPC muszą mierzyć sie znowymi wyzwaniami, które wymagają od nich posiadania narzędzi pozwalających na ciągłe wprowadzanie innowacji. Allinea oferuje unikatowe rozwiązania pozwalające na debugowanie i analizowanie systemów o wielu węzłach. Dzięki jej przejęciu możliwości te będą dostępne dla całego ekosystemu ARM oraz dla innych architektur obecnych w systemach HPC - stwierdził menedżer z ARM, Javier Orensanz. Przejęcie Allinei to kolejny w ostatnich miesiącach krok ARM-a na rynku HPC. Niedawno przedstawiciele ARM zaprezentowali udoskonalającą przetwarzanie wektorowe architekturę Scalable Vector Extension (SVE) dla ARMv8-A. a Fujitsu ogłosiła, że będzie pracowała nad procesoram ARM dla superkomputera Post-K, którego wydajność ma być mierzona w eksaflopach. « powrót do artykułu
  7. Tatuaże to nie tylko ozdoby. Są wykorzystywane także w medycynie, np. by oznaczyć miejsce, które w przyszłości będzie poddawane leczeniu. Zwykłe tusze stwarzają jednak problemy, które ostatnio udało się przezwyciężyć. Nowy biokompatybilny tusz widać tylko w konkretnych warunkach oświetleniowych, poza tym znika on po wyznaczonym czasie. Naukowcy podkreślają, że u pacjentów z nieczerniakowymi nowotworami skóry, np. rakiem podstawnokomórkowym, między diagnostyczną biopsją a operacją mija do 3 miesięcy. Lekarze mogą oznaczyć przyszłe pole operacyjne za pomocą grafitu czy fluorescencyjnego barwnika, ale te na stałe barwią skórę i po zakończeniu terapii wymagają np. usunięcia laserem. Autorzy publikacji z pisma ACS Nano wspominają też o możliwości pomylenia ich ze zmianami melanocytowymi, a także reakcjach zapalnych czy dyskomforcie. Nic więc dziwnego, że Kai Chen, Gary S. Chuang i Hsian-Rong Tseng chcieli opracować coś bardziej przyjaznego pacjentowi. Ich pigment powstał na drodze sieciowania fluorescencyjnych supramolekularnych nanocząstek (powstały c-FSNPs, od ang. cross-linked fluorescent supramolecular nanoparticles). W zwykłym świetle są one niewidoczne, po oświetleniu falami o długości 465 nanometrów zaczynają się jednak jarzyć. Testy na myszach zaprezentowały, że taki tatuaż nie powoduje stanu zapalnego i utrzymuje się 3 miesiące. Cząstki o średnicy 1456 nanometrów wykazują idealny czas retencji w skórze. « powrót do artykułu
  8. Sławny szwajcarski cukiernik Marc Widmer opracował czekoladę dla miesiączkujących kobiet, która ma uspakajać i łagodzić skurcze. Frauenmond zawiera 60% kakao i 17 ziół ze szwajcarskich gór. Widmer opowiada, że wpadł na pomysł funkcjonalnych słodyczy 3 lata temu po spotkaniu z pewną rodziną z Grafenort. By złagodzić objawy miesiączki, robiła ona napar z tych samych 17 ziół, które potem trafiły do jego czekolady. Na tym podobieństwa się nie kończą, bo herbatka również nazywała się Frauenmond. W pracach nad czekoladą brała udział aroma- i fitoterapeutka Claudia Juma-Hotz. Po kilkumiesięcznym ulepszaniu receptury powstał produkt, nazywany przez Widmera pierwszą zdrową czekoladą specjalnie dla kobiet. Cukiernik z Lucerny podkreśla, że jego czekolada w żadnym razie nie jest produktem medycznym. Mimo to wcale nie należy do tanich. Za 100-gramową tabliczkę trzeba bowiem zapłacić 12,5 franka szwajcarskiego, czyli ok. 12 dolarów. Na razie kupić ją można za pośrednictwem witryny Chocolate mit Herz, a na przyszły rok Widmer planuje premierę na rynku azjatyckim. « powrót do artykułu
  9. Duże spożycie wędzonego i przetworzonego mięsa, np. szynki czy salami, wiąże się z pogorszeniem objawów astmy. W takich produktach występuje sporo azotynów, które mogą wpływać na stan zapalny dróg oddechowych. By sprawdzić, czy spożycie przetworzonego mięsa wiąże się z pogorszeniem objawów astmy i czy otyłość odgrywa jakąś rolę (a jeśli tak, to jaką), naukowcy analizowali dane uczestników French Epidemiological study on the Genetics and Environment of Asthma (EGEA). W obecnym badaniu uwzględniono 971 dorosłych (49% stanowili mężczyźni, średnia wieku wynosiła 43 lata), w przypadku których do 2011-13 roku zebrano kompletne dane demograficzne oraz dot. diety, wagi (BMI) i punktacji objawów astmy (ang. asthma symptom score). Dietę oceniano na podstawie kwestionariuszy częstotliwości spożycia (pod uwagę wzięto 118 produktów z 46 grup). Spożycie wędzonego mięsa (szynki, kiełbasy, salami) uznawano za niskie, gdy w grę wchodziła 1 lub mniej porcji tygodniowo. Średnie i wysokie spożycie to, odpowiednio, 1-4 oraz 4 lub więcej porcji na tydzień. Oprócz punktacji objawów astmy, pod uwagę brano także palenie, płeć, wiek, wykształcenie czy aktywność fizyczną. Na początku, czyli w latach 2003-07, o astmie wspominało 42% uczestników. Pięćdziesiąt jeden procent nigdy nie paliło. Nadwaga występowała u 35%, a otyłość u 9%. Okazało się, że średnio ochotnicy zjadali tygodniowo 2,5 porcji wędzonego/przetworzonego mięsa. Do 2011-13 r., gdy przeprowadzano kolejną ocenę, u 513 (53%) badanych nie stwierdzono zmiany objawów astmy, u 20% nastąpiło pogorszenie, a u 27% polepszenie. Ustalono, że wśród spożywających 1 lub mniej porcji przetworzonego mięsa tygodniowo odsetek osób, u których zaszło pogorszenie, wynosił 14%, zaś w grupach z umiarkowanym i dużym spożyciem, odpowiednio, 20 i 22%. Po wzięciu poprawki na potencjalnie istotne czynniki, w porównaniu do grupy jedzącej najmniej przetworzonego mięsa, prawdopodobieństwo pogorszenia objawów w grupie z najwyższym spożyciem było aż o 76% wyższe. Naukowcy wyliczyli, że powiązane wcześniej z pogarszaniem objawów astmy nadwaga i otyłość odpowiadały za 14% tej korelacji. Wg autorów publikacji z pisma Thorax, oznacza to, że wpływ przetworzonego mięsa może być niezależny od wagi. Zespół Zhena Li z Hopital Paul Brousse zdaje sobie sprawę z ograniczeń badania. Po pierwsze, miało ono charakter obserwacyjny (nie można więc mówić o przyczynach i skutkach). Po drugie, polegano na samoopisie. Po trzecie wreszcie, na punktację objawów astmy mogły wpływać palenie oraz przewlekła obturacyjna choroba płuc, w przypadku której spora część objawów jest taka sama jak w astmie. Francuzi przypominają jednak, że badania z innych krajów wskazują na potencjalną rolę przetworzonego mięsa w funkcjonowaniu i zdrowiu płuc. « powrót do artykułu
  10. W Nigerii skonfiskowano 102 worki plastikowego "ryżu". Haruna Mamudu, szef służby celnej z Lagos, powiedział, że fałszywy ryż miał być sprzedawany na targach w sezonie świątecznym. Po ugotowaniu jest ponoć bardzo kleisty i tylko Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby ludzie go zjedli. Nie wiadomo, skąd pochodzi trefny towar, ale podobny "ryż" z kawałków plastiku wykryto w zeszłym roku w Chinach. Ryż to bardzo popularny produkt w Nigerii. Jedzą go wszyscy, bez względu na pochodzenie etniczne czy kulturowe. Policja prowadzi śledztwo, ile kontrabandy się rozeszło. Mamadu ujawnił, że przeszmuglowany ryż sprzedawano pod marką "Best Tomato Rice". « powrót do artykułu
  11. Światło słoneczne nie tylko odpowiada za produkcję witaminy D3 w organizmie. Na drodze zupełnie innego mechanizmu energetyzuje także limfocyty T, które odgrywają centralną rolę w naszej odporności. Wszyscy wiemy, że światło słoneczne zapewnia witaminę D, co miałoby wpływać m.in. na odporność. My jednak odkryliśmy odrębne oddziaływanie słońca na odporność. Niektóre funkcje przypisywane witaminie D mogą de facto wynikać z tego nowego mechanizmu - podkreśla prof. Gerard Ahern z Centrum Medycznego Georgetown University. Okazało się, że światło niebieskie, składowa promieniowania słonecznego, która dociera aż do skóry właściwej, sprawia, że limfocyty T poruszają się szybciej (to pierwsze ludzkie komórki, w przypadku których wykazano reakcję na światło słoneczne w postaci zwiększenia prędkości). Limfocyty T, czy to NKT [od Natural Killer T-cells], czy to pomocnicze, muszą się przemieszczać, by wykonać swoje zadania, czyli dotrzeć do miejsca zakażenia i koordynować reakcje. Badanie wykazało, że światło słoneczne bezpośrednio je pobudza [...]. Ahern dodaje, że do produkcji witaminy D3 potrzeba promieniowania UV, zaś do pobudzenia limfocytów T - bezpieczniejszego światła niebieskiego (ze słońca albo specjalnych lamp). Badane przez Amerykanów komórki nie były co prawda limfocytami T ze skóry (wyizolowano je z hodowli komórek mysich i ludzkiej krwi), ale autorzy artykułu z pisma Scientific Reports podkreślają, że w skórze występuje ich 2-krotnie więcej niż we krwi (wchodzą one w skład układu odpornościowego skóry). Zespół Aherna postanowił sprawdzić, na jakiej drodze światło aktywuje limfocyty T. Okazało się, że chodzi o syntezę nadtlenku wodoru, a więc związku uwalnianego przez limfocyty po wykryciu zakażenia (jest to sygnał dla limfocytów T i innych komórek odpornościowych, by wdrożyć odpowiedź immunologiczną). Odkryliśmy, że pod wpływem światła słonecznego w limfocytach T powstaje nadtlenek wodoru i to wprawia je w ruch. Ahern podkreśla, że jeśli podczas dalszych badań okaże się, że aktywacja limfocytów T niebieskim promieniowaniem ma tylko korzystne aspekty, w przyszłości, by wzmocnić odporność pacjentów, będzie można stosować odpowiednio zaplanowaną światłoterapię. « powrót do artykułu
  12. Podwodny robot dał niezwykły wgląd w życie pod antarktycznym lodem. Okazuje się, że dno pokrywają m.in. pomarańczowe gąbki w kształcie kokosów, różowe glony i piękne rozgwiazdy. Naukowcy z Australian Antarctic Division (ADD) nagrali film, wykorzystując kamerę przymocowaną do zdalnie sterowanego pojazdu podwodnego (ROV). Maszynę opuszczono do wody w Zatoce O'Briena w pobliżu stacji Casey na Antarktydzie Wschodniej. Zdjęcia zrobiono przy okazji, bo głównym celem zespołu dr. Glenna Johnstone'a było zebranie danych nt. kwasowości, poziomu tlenu, zasolenia i temperatury wody morskiej, a także pozyskanie okrzemek i próbek osadów. Kiedy myślimy o przybrzeżnym środowisku antarktycznym, do głowy przychodzą nam takie zwierzęta-ikony jak pingwiny, foki czy walenie. To nagranie pokazuje, jak produktywny, kolorowy, dynamiczny i bioróżnorodny jest ten habitat. Żyją tu gąbki, kikutnice, jeżowce, strzykwy i rozgwiazdy. Bytują one w wodzie, która przez cały rok ma temperaturę -1,5°C i przez 10 miesięcy w roku jest przykryta 1,5-m warstwą lodu. Od czasu do czasu przepłynie tędy góra lodowa i zniszczy pechową społeczność. W większości przypadków lód morski chroni jednak [dobrze] przed szalejącymi wyżej burzami, tworząc stosunkowo stabilne środowisko, gdzie bioróżnorodność może rozkwitać. Naukowcy prowadzą eksperyment, który ma pomóc ocenić wpływ zakwaszenia wód na denne społeczności Oceanu Południowego. "Dwutlenek węgla rozpuszcza się łatwiej w chłodnej wodzie. Wody polarne zakwaszają się 2-krotnie szybciej od rejonów tropikalnych czy umiarkowanych, dlatego spodziewamy się, że tutejsze ekosystemy będą należeć do grupy pierwszych ofiar tego zjawiska" - opowiada dr Johnny Stark. Badania pokazują, że liczebność koralek o różowej plesze [glonów z gromady krasnorostów] może w przyszłości spaść, bo są one inkrustowane kalcytem, a ten trudniej pozyskać w coraz kwaśniejszych wodach. Nawet niewielkie przesunięcie pory topnienia lodu może wpłynąć na skład społeczności z płytkich wód przybrzeżnych, dlatego chcemy się przyjrzeć innym potencjalnym oddziaływaniom zakwaszenia oceanu - podsumowuje James Black, doktorant z ADD. « powrót do artykułu
  13. Amazon może i jest pierwszą firmą, która w Wielkiej Brytanii za pomocą drona dostarczyła klientowi zamówiony towar, ale w ale w swojej ojczyźnie Amazon dał się wyprzedzić. Pogromcą Amazona jest firma Flirtey, która specjalizuje się w dostawach za pomocą dronów. Przedsiębiorstwo z Nevady poinformowało właśnie, że po pierwszym miesiącu działalności jej drony dostarczyły towary 77 klientom firmy 7-Eleven. Dostawy były realizowane jedynie w weekendy, a zamówić drona mogli wybrani klienci posługujący się specjalną aplikacją. Zamówione towary, w tym żywność i lekarstwa, były pakowane w specjalne kontenery, a dron wykorzystywał GPS do odnalezienia celu. Średni czas każdej z dostaw to 10 minut. Niewielka Flirtey lepiej poradziła sobie z amerykańskimi urzędami niż Amazon. Koncern Bezosa niejednokrotnie skarżył się na restrykcyjne amerykańskie przepisy, które utrudniają rozpoczęcie dostaw dronami. Jak widać, dla chcącego nic trudnego, a pierwsza w USA komercyjna dostawa za pomocą drona miała miejsce już w lipcu, gdy klient 7-Eleven zamówił kanapkę z kurczakiem, kawę i pączki. W przyszłym roku Flirtey i 7-Eleven chcą zintensyfikować współpracę. Rynkiem dostaw za pomocą dronów interesuje się też Alphabet (Google), które uruchomiło projekt o nazwie Wing. Podobno możliwości dronów testuje też Wal-Mart. « powrót do artykułu
  14. Niewykluczone, że Inuici są spokrewnieni z denisowianami i to im zawdzięczają możliwość mieszkania na dalekiej północy. Niedawno przeprowadzono pierwszą analizę genetyczną grenlandzkich Inuitów. Naukowcy skupili się na badaniach regionu zawierającego geny TBX15 oraz WARS2, który to region jest prawdopodobnie odpowiedzialny za przystosowanie się do zimna. Teraz grupa pracująca pod kierunkiem Fernando Racimo postanowiła sprawdzić pochodzenie tej adaptacji. Zespół przebadał DNA niemal 200 Inuitów i porównał dane z informacjami zgromadzonymi w 1000 Genomes Project oraz danymi na temat neandertalczyków i denisowian. W artykule, który ukazał się w Molecular Biology and Evolution, naukowcy stwierdzają, że region TBX15/WARS2 pochodzi od starej populacji hominidów, prawdopodobnie spokrewnionych z denisowianami. W tym regionie sekwencja DNA Inuitów w wysokim stopni zgadza się z tą u denisowian, a jednocześnie znacząco różni się od sekwencji u innych populacji. Nie możemy jednak wykluczyć, że trafiła ona do Inuitów za pośrednictwem jakiejś populacji, której DNA jeszcze nie znamy - mówi Fernando Racimo. Wspomniany wariant genetyczny jest spotykany u osób mieszkających w Eurazji od średnich szerokości geograficznych ku północy. Występuje przede wszystkim u Inuitów i indiach Ameryki Północnej, jest za to niemal nieobecny w Afryce. « powrót do artykułu
  15. Firma Cybereason udostępniła bezpłatne narzędzie chroniące użytkowników przed ransomware. RansomFree działa odmienne od podobnych mu aplikacji. Nie bazuje on na sygnaturach szkodliwego kodu, ale na typowym dla ransomware zachowaniu - szyfrowaniu plików. Gdy oprogramowanie wykryje próbę zaszyfrowania pliku czy dysku, natychmiast przerywa tę operację i pyta użytkownika, czy chce ją kontynuować, czy też ma usunąć program, który rozpoczął szyfrowanie. Kod RansomFree powstał po przeanalizowaniu zachowania ponad 40 różnych rodzajów ransomware. Jego twórcy twierdzą, że oprogramowanie skutecznie chroni przed około 99% procentami ransomware, w tym przed takim szkodliwym kodem jak Locky, Croptowall, TeslaCrypt, Jigsaw czy Cerber. Cybereason zauważa, że program powinien też chronić przed ransomware przyszłości, gdyż i ono będzie zapewne szyfrowało dane użytkownika i żądało pieniędzy za ich odszyfrowanie. RansomFree będzie ewoluowało wraz z ransomware, czytamy na witrynie Cybereason. Developerzy zapewniają, że ich narzędzie nie ma praktycznie żadnego wpływu na zasoby komputera i że zawsze pozostanie ono bezpłatne. « powrót do artykułu
  16. Brytyjscy naukowcy przekonują, że za pomocą komórek macierzystych pozyskanych z płynu owodniowego uda się w przyszłości wzmocnić kości i zmniejszyć liczbę złamań u osób z osteoporozą, wrodzoną łamliwością kości czy astronautów podczas długich misji w warunkach mikrograwitacji. Badania zespołu z UCL GOS Institute of Child Health pokazały, że u myszy z wrodzoną łamliwością komórki macierzyste z płynu owodniowego wzmacniają kości, ograniczają liczbę złamań aż o 78% oraz poprawiają jakość tkanki kostnej. Akademicy mają nadzieję, że komórki te wpływają równie dobrze na ludzi, bo oznaczałoby to mniej złamań i chronicznego bólu, rzadsze wizyty w szpitalu i wreszcie bardziej aktywne życie. Komórki macierzyste płynu owodniowego można szybko i bezpiecznie pozyskać. To pierwszy raz, kiedy komórki macierzyste tego typu wykorzystano z sukcesem do wzmocnienia i poprawy jakości kości - podkreśla Pascale V. Guillot. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports zaznaczają, że ani na wrodzoną łamliwość kości, ani na osteoporozę nie ma lekarstwa i terapia koncentruje się na usuwaniu objawów. Standardowe leczenie polega na podawaniu bifosfonianów, ale te mogą hamować działanie osteoblastów i prowadzić do przedwczesnego obumierania komórek. Komórki macierzyste wydają się więc o wiele lepszą opcją. Zespół Guillot robił nowo narodzonym myszom z wrodzoną łamliwością kości zastrzyki z ludzkich komórek macierzystych z płynu owodniowego (wykorzystywano próbki płynu pobrane do badań prenatalnych albo tuż przed porodem). Następnie ich kości porównywano z kośćmi myszy z tą samą chorobą z grupy kontrolnej. Okazało się, że komórki macierzyste chroniły kości, zwiększając ich wytrzymałość, plastyczność, a także poprawiając strukturę i jakość. Brytyjczycy sądzą, że działo się tak, bo nasilały one naturalną aktywność komórek kościotwórczych - osteoblastów (wiek, podróże kosmiczne czy choroby często je bowiem "rozleniwiają"). Jeśli uda się powtórzyć te wyniki u ludzi, zespół z UCL GOS Institute of Child Health sugeruje, że w przypadku dzieci z wrodzoną łamliwością, które doznają złamań jeszcze w łonie matki, komórki macierzyste z płynu owodniowego można by wstrzykiwać przy porodzie albo jeszcze w macicy. Dzięki temu miałyby one zdrowsze szkielety. Działoby się tak, bo komórki macierzyste stymulowałyby osteoblasty do produkcji większych ilości bardziej dojrzałych kości. Guillot i inni przypuszczają, że przeszczep należałoby powtarzać. Brytyjczycy rozpoczęli prace nad wzmocnieniem działania komórek macierzystych, by za ich pomocą całkowicie wyeliminować złamania u osób z łamliwymi kośćmi. « powrót do artykułu
  17. Czy, by zachować smukłą sylwetkę, lepiej pić napoje ze słodzikami, czy cukrem? Wyniki eksperymentów są co najmniej zaskakujące... Siew Ling Tey z Agency for Science, Technology and Research (A*STAR) w Singapurze badał, jak na młodych mężczyzn wpływają napoje słodzone sacharozą, aspartamem i naturalnymi nieodżywczymi słodzikami (ang. non-nutritive sweeteners, NNS): rebaudiozydem A (ze stewii) i mogrozydem V z owoców Siraitia grosvenorii. Podczas różnych dni eksperymentu 33 zdrowych ochotników losowo wypijało jeden z tych napojów. W dniu testu mieli oni zjeść standardowe śniadanie, a w połowie poranka dostawali napój. Godzinę później podawano im lunch i polecano, by jedli do woli. Mierzono stężenia glukozy oraz insuliny. Panowie musieli też prowadzić dzienniczki dietetyczne i odnotować, co jedli przez resztę dnia. Wyniki okazały się zaskakujące. Bez względu na rodzaj napoju, w ciągu doby badani spożywali generalnie tyle samo kalorii. Po napoju słodzonym sacharozą zjadali bowiem mniej w porze lunchu, zaś w przypadku 3 pozostałych opcji jedli więcej i na lunch, i przez resztę dnia. Ludzie martwią się, że stosując nieodżywcze słodziki, będą się przejadać, by zrekompensować "niedobory" kalorii. Okazuje się jednak, że choć po dietetycznych napojach badani byli rzeczywiście nieco bardziej głodni i bardziej nastawiali się na zjedzenie czegoś jeszcze, w ogólnym rozrachunku wcale się nie przejadali. Wydaje się, że źródło NNS, sztuczne lub naturalne, nie ma wpływu na spożycie energii, a także na poposiłkowy poziom glukozy oraz insuliny - opowiada Tey. Naukowcy przypominają jednak, że długoterminowe badania wykazały, że stałe spożycie NNS prowadzi do spadku spożycia energii i spadku wagi. « powrót do artykułu
  18. Powstała doustna szczepionka przeciwko bakteriom wywołującym salmonellozę. Wcześniej naukowcy z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Teksańskiego w Galveston opracowali potencjalne szczepionki przeciwko 3 zmutowanym wersjom Salmonella Typhimurium (Typhimurium to jeden z serowarów podgatunku Salmonella enterica). Wtedy aplikowano je myszom w postaci zastrzyku. Podanie doustne to jednak najprostszy i najmniej inwazyjny sposób na ochronę ludzi przed zakażeniami. Doustne przyjęcie szczepionki daje też dodatkową korzyść w postaci wykorzystania tej samej ścieżki dostania się do organizmu co w przypadku bakterii. W obecnym badaniu analizowaliśmy reakcje odpornościowe myszy, którym podano doustną szczepionkę i śmiertelną dawkę bakterii Salmonella. Odkryliśmy, że podane doustnie szczepionki zapewniały silną odporność [...] - opowiada prof. Ashok Chopra. Obecnie nie ma szczepionek przeciwko zatruciu salmonellą. W terapii stosuje się antybiotyki, ale widoczna jest szybko narastająca lekooporność. Innym problemem jest to, że bakterie z rodzaju Salmonella można wykorzystać jako broń biologiczną; do tego typu zdarzenia doszło w Oregonie, gdzie sekta zatruła bary sałatkowe. Zachorowało wtedy ok. 1000 osób. « powrót do artykułu
  19. Na stanowisku archeologicznym Pydna odkryto unikatowy diadem z epoki brązu (1500-1200 r. p.n.e.). Trafi on na wystawę w Muzeum Archeologicznym w mieście Dion w Macedonii Środkowej. Diadem i inne cenne osobiste przedmioty, w tym biżuterię, znaleziono w grobie dziewczyny. Jak opowiada Konstantinos Noulas, szkielet ozdobiono m.in. naszyjnikiem ze szklanych koralików i karneolu, bransoletą oraz pasem z brązu. W grobie umieszczono też sporo ceramiki. Diadem składał się z 3 "sznurów" i przykrywał czoło zmarłej. Na razie nie wiadomo, jak była przyczyna zgonu dziewczyny. « powrót do artykułu
  20. Odkrytej zaledwie na początku tego roku (27 lutego) ośmiornicy o wyglądzie ducha zagraża górnictwo głębokomorskie. Casper, bo tak przez podobieństwo do animowanego duszka ochrzczono ośmiornicę, spoczywał na skale w pobliżu wyspy Necker. Na głębokości ok. 4,3 km sfilmował ją zdalnie sterowany pojazd podwodny (ROV) Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA). Autorzy najnowszego raportu z pisma Current Biology ujawnili, że ośmiornica składa jaja na obumarłych chwytnikach gąbek z konkrecji polimetalicznych. Niestety, występują tu pierwiastki, które cieszą się coraz większym zainteresowaniem firm produkujących telefony komórkowe i komputery. Później samica zajmuje się zapewne jajami do momentu wylęgu, co [przez średnią roczną temperaturę wynoszącą zaledwie 1,5°C] może zająć całe lata. Obserwacja tego zachowania ma bardzo duże znaczenie, bo wspomniane gąbki występują tylko w niektórych rejonach na konkrecjach metalicznych. Usunięcie konkrecji [manganowych] może zatem zagrozić cyklowi życiowemu nie tylko Caspra, ale i innych ośmiornic właściwych (Incirrina) - opowiada Autun Purser z Centrum Badań Polarnych i Morskich im. Helmholtza. Gdy w rejonie DISCOL (DISturbance and COLonisation) Basenu Peruwiańskiego usunięto eksperymentalnie manganowe konkrecje, zaobserwowano niemal całkowite wyginięcie populacji gąbek z chwytnikami. Niemiec dodaje, że konkrecje tworzą się podobnie jak perły. Te konglomeraty wyglądają trochę jak ziemniaki [...]. Zwykle powstają wokół zarodków pochodzenia biogenicznego, np. zębów rekina czy fragmentów muszli, albo mineralnego (fragmentów innych konkrecji albo okruchów skał wulkanicznych). Interesują się nimi kompanie wydobywcze, bo występujące w nich metale są wykorzystywane w komórkach i komputerach, a większość ich lądowych źródeł już odkryto, co doprowadziło do wzrostu cen. Purse zaznacza, że dotąd niewiele było wiadomo o istotach zamieszkujących głębokowodne habitaty z atrakcyjnymi metalami. Mając to na uwadze, naukowcy zorganizowali kilka ekspedycji w te rejony. Chcieli zrozumieć, jak działalność górnicza wpłynęłaby na ekosystem i zwierzęta. W latach 2011-16 naukowcy badali m.in. za pomocą ROV trzy regiony Pacyfiku. Wg nich, zasięg głębokościowy Incirrina należy zwiększyć do co najmniej 4290 m. W pasmach Kaena i Neckera Archipelagu Hawajskiego oraz Basenie Peruwiańskim zauważono 29 osobników z 2 gatunków. Dwie ośmiornice zaobserwowano w czasie "wysiadywania" pakietów jaj, złożonych na chwytnikach obumarłych gąbek (były one przytwierdzone do konrekcji na głębokości powyżej 4 tys. metrów). W obu przypadkach widać było ok. 30 dużych (2-2,7-cm) jaj. Ponieważ [pozbawione wyrostków - cirri - i płetw] ośmiornice właściwe są długowieczne, odrodzenie zajęłoby im sporo czasu, a w przypadku usunięcia całego twardego dna morskiego byłoby wręcz niemożliwe. Oznacza to obarczoną poważnymi skutkami dużą utratę bioróżnorodności. Ośmiornice są sporymi zwierzętami, które zjadają wiele mniejszych istot, dlatego jeśli one znikną, inne populacje zmienią się w trudny do przewidzenia sposób. Purser dodaje, że jego zespół będzie nadal badać konkrecje i ich znaczenie dla mikroorganizmów oraz zwierząt dużych i małych, w tym rozgwiazd, krabów czy ryb. « powrót do artykułu
  21. Brytyjsko-włoski zespół naukowców zdobył najstarsze bezpośrednie dowody na przetwarzanie przez człowieka roślin w celach kulinarnych. Naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu, Sapienza - Uniwersytetu Rzymskiego oraz Uniwersytetów w Modenie i Mediolanie analizowali nieszkliwioną ceramikę sprzed ponad 10 tys. lat ze stanowisk Takarkori i Uan Afuda na libijskiej Saharze. Wynalezienie opornych termicznie ceramicznych naczyń do gotowania ok. 15 tys. lat temu stanowiło istotny postęp w ludzkiej diecie i odżywianiu (dawało dostęp do nowych grup pokarmów i technik przygotowania). Wcześniejsze badania biomarkerów lipidowych z resztek pokarmów wskazywały na wagę prehistorycznych naczyń dla przetwarzania produktów zwierzęcych. Co ciekawe jednak, dotąd brakowało bezpośrednich dowodów na gotowanie w nich roślin (mimo że można by w ten sposób uzdatnić rośliny skądinąd niesmaczne, a nawet toksyczne). Tym razem naukowcy odkryli w nieszkliwionych garnkach resztki lipidów. Wg nich, ponad połowa badanych naczyń była wykorzystywana do przetwarzania roślin. Autorzy publikacji z pisma Nature Plants doszli do takiego wniosku na podstawie rozkładu liczby atomów węgla oraz wartości δ13C, typowych dla n-alkanów i kwasów alkanowych roślinnych wosków. Generalnie wskazuje to na stałe korzystanie z traw z fotosyntezą typu C3 i C4 oraz roślin wodnych z sawanny i jezior. Poparcie dla sygnatur chemicznych z ceramiki stanowią świetnie zachowane w suchym klimacie liczne szczątki roślinne. Przetwarzanie roślin było praktykowane przez ponad 4 tys. lat we wczesnym i środkowym holocenie, co pokazuje, jak ważne one były dla prehistorycznych mieszkańców Afryki. Nasze nowe dowody świetnie pasują do teorii postulujących zupełnie inne wzorce udomowienia roślin i zwierząt w Afryce i Europie/Eurazji - podsumowuje prof. Richard Evershed. « powrót do artykułu
  22. Betelgeza, najbliższy nam czerwony nadolbrzym, nie przestaje zadziwiać. Właśnie okazało się, że gwiazda obraca się szybciej, niż powinna. Położona w Gwiazdozbiorze Oriona gwiazda zbliża się do kresu istnienia. Jest olbrzymia, może mieć średnice nawet tysiąckrotnie większą od średnicy Słońca. Pewnego dnia eksploduje i zakończy życie jako supernowa. Nikt nie wie jednak, kiedy to nastąpi. To może stać się za tysiąc lat albo jutro - mówi J. Craig Wheeler, astronom z University of Texas, który specjalizuje się w badaniu supernowych. Gdy gwiazda zwiększa swoją objętość i staje się nadolbrzymem, jej prędkość obrotowa spada. Jednak z Betelgezą dzieje się coś dziwnego. Nie możemy wyjaśnić jej prędkości obrotowej. Kręci się ona 15 razy szybciej niż przeciętne gwiazdy - stwierdza uczony. Wheeler, szukając rozwiązania tego fenomenu, spekuluje, że w przeszłości Betelgeza miała towarzysza. Przypuśćmy, że nie narodziła się sama. I przypuśćmy, że towarzysząca jej gwiazda okrążała Betelgezę mniej więcej w takiej odległości, jak obecna średnica Betelgezy. Gdy Betelgeza zaczęła zmieniać się w czerwonego nadolbrzyma, wchłonęła towarzyszącą jej gwiazdę, stwierdza Wheeler. Wchłonięta gwiazda mogła przekazać Betelgezie swój moment obrotowy. Wheeler ocenia, że wchłonięta gwiazda miała masę Słońca, dzięki czemu przyspieszyła obrót Betelgezy do obecnych 15 km/s. Jeśli hipoteza o wchłonięciu jest prawdziwa, to podczas tego procesu w przestrzeń kosmiczną musiało zostać wyrzucone nieco materiału. Biorąc pod uwagę, że prędkość materiału wyrzuconego z czerwonego nadolbrzyma wynosi ok. 10 km/s, Wheeler obliczył, jak daleko powinna być ta materia dzisiaj. W 2012 roku zauważono po jednej stronie Betelgezy ścianę materii, w którą gwiazda uderzy za 5000 lat. Nie wiadomo, skąd pochodzi wspomniana materia, jednak istnieją dowody wskazujące, że Betelgeza przechodziła gwałtowny okres mniej więcej 100 000 lat temu, stwierdza Wheeler. Wchłonięcie innej gwiazdy wyjaśniałoby nie tylko szybki ruch obrotowy Betelgezy, ale również istnienie ściany materii. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy pracujący przy eksperymencie ALPHA poinformowali o dokonaniu pierwszego w historii pomiaru spektrum optycznego atomu antymaterii. Głównym celem badań nad antymaterią zawsze było sprawdzenie, czy materia i antymateria podlegają tym samym prawom fizyki - mówi Jeffrey Hangst, rzecznik prasowy eksperymentu. Podczas najnowszych eksperymentów wykorzystano laser do obserwacji przejścia pozytonu (antyelektronu) pomiędzy orbitami w atomie antywodoru i porównywano uzyskane wyniki z dobrze znanymi danymi dla atomu wodoru. Wodór, który zawiera jeden proton i jeden elektron, jest nie tylko najbardziej rozpowszechnionym, ale też najprostszym i najlepiej zbadanym z pierwiastków. Autorzy eksperymentu wykorzystali fakt, że podczas zmiany orbity elektrony emitują lub absorbują światło o specyficznej długości fali, tworząc w ten sposób widmo atomu. Dzisiejszy eksperyment to pierwsza w historii obserwacja linii spektrum antywodoru. Wykazał on, że nie różnią się one od linii wodoru. Jest to zgodne z założeniami Modelu Standardowego. Uczeni z eksperymentu ALPHA zapowiadają udoskonalenie swoich metod pomiarowych i chcą w przyszłości uzyskać dokładniejsze dane. Dzięki temu będą w stanie prowadzić dalsze testy Modelu Standardowego sprawdzając, czy zachowanie materii i antymaterii są różne czy tez takie same. Eksperyment ALPHA prowadzony jest przez cernowskim Spowalniaczu antyprotonów. To wyjątkowe urządzenie jest w stanie tworzyć atomy antywodoru, utrzymywać je w pułapce magnetycznej i prowadzić eksperymenty z ich udziałem. Przemieszczanie i więzienie antyprotonów i pozytronów jest łatwe, bo to naładowane cząstki. Jednak jeśli połączymy je, by otrzymać obojętny antywodór, znacznie trudniej jest utrzymać go w pułapce. Musieliśmy więc przygotować specjalną pułapkę magnetyczną, która korzysta z faktu, że antywodór ma słabe właściwości magnetyczne - mówi Hangst. « powrót do artykułu
  24. U cierpiących na depresję pacjentów z nowotworami we krwi występuje mniej neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego (ang. brain-derived neurotrophic factor, BDNF). Niższe jego stężenia sprawiają, że ludzie słabiej reagują na chemioterapię i gorzej znoszą skutki uboczne. Kluczową kwestią jest, by lekarze zwracali większą uwagę na nastrój i stan emocjonalny pacjentów. Depresja może zmniejszyć skuteczność chemioterapii, ponieważ BDNF odgrywa istotną rolę w tym procesie - podkreśla prof. Yufeng Wu z Henan Cancer Hospital w Zhengzhou. Zespół, który zaprezentował swoje wyniki na ESMO Asia 2016 Congress w Singapurze, badał wpływ depresji na rokowania pacjentów z zaawansowanymi nowotworami płuc. Chińczycy zebrali grupę 186 świeżo zdiagnozowanych pacjentów, którzy przechodzili chemioterapię. Chorych poproszono, by ocenili natężenie depresji dzień przed rozpoczęciem leczenia. Zbierano też dane na temat jakości życia, przeżywalności itp. Naukowcy stwierdzili, że tak jak się można było spodziewać, natężenie depresji było największe u ludzi, u których rak dał przerzuty do innych narządów. To z kolei w znacznym stopniu zmniejszało tolerancję chemioterapii i wiązało się z wymiotami, spadkiem liczby białych krwinek (leukopenią) oraz dłuższą hospitalizacją. Ponadto głęboka depresja skracała czas przeżycia z chorobą (choć z medycznego punktu widzenia nie odnotowywano zaostrzenia choroby). Zespół zauważył, że BDNF zwiększał liczbę komórek nowotworowych niszczonych przez chemioterapię. Ponieważ u pacjentów z depresją poziom neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego we krwi był niższy, ich organizmy gorzej sobie radziły w walce z rakiem. Naszym celem jest przepisywanie chorym onkologicznym z depresją leków, np. fluoksetyny, i zbadanie ich wrażliwości na chemioterapię - podsumowuje Wu. « powrót do artykułu
  25. Określenie rozmieszczenia przestrzennego procesów erozyjnych nastręcza naukowcom sporo kłopotów. Często przez ukształtowanie terenu trudno jest rozmieścić aparaturę i prowadzić stały pomiar. Ostatnio jednak niemiecko-szwajcarski zespół wykazał, że erozję można zwizualizować, malując na skałach wzory. W Alpach Szwajcarskich w pobliżu Zermatt w wąwozie o szerokości 5 m na skałach namalowano poziome i pionowe wzory. Monitorowano je przez 3 lata, wykonując zdjęcia ze zdefiniowanych pozycji. Procesy erozyjne obrazowano, śledząc zanik farby. Nową metodę nazwano "malowaniem erozji" (ang. erosion painting). Pozwala ona analizować rozkład przestrzenny oraz intensywność procesów erozji w łożysku rzeki. By zmierzyć zmiany topografii powierzchni skał, dotąd geolodzy uciekali się do fotogrametrii, założonych na stałe stacji monitoringu, skanowania laserowego czy czujników erozji. Zespół, którego artykuł ukazał się w piśmie Earth Surface Dynamics, postanowił jednak uprościć procedurę. Co ważne, malowanie erozji nie wymaga kosztownych instalacji, można je szybko wdrożyć, a rozdzielczość jest duża nawet w nierównym terenie. Wszystko, co trzeba robić, to wykonywać zdjęcia "graffiti". Wykorzystanie farby jest tanią i łatwą metodą, by przeanalizować rozmieszczenie przestrzenne procesów erozyjnych. Nasze testy wykazały, że nadaje się ona do zastosowań naukowych - podkreśla Jens Turowski z Centrum Helmholtza w Poczdamie. Metodę walidowano za pomocą skanów laserem. Wykazano też, że o ile skanowanie laserowe nie pozwala ocenić tempa erozji w najmniejszej, milimetrowej, skali, o tyle malowanie erozji już tak. Do eksperymentu wykorzystano przyjazną środowisku, nierozpuszczalną w wodzie farbę lateksową. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...