Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Analizując dzieła artystów, można wykryć wczesne symptomy chorób neurodegeneracyjnych. Zespół dr Alex Forsythe z Uniwersytetu w Liverpoolu przyglądał się 2092 obrazom 7 sławnych malarzy: Salvadora Dalego, Norvala Morrisseau, Jamesa Brooksa, Willema De Kooninga, Marca Chagalla, Pabla Picassa i Claude'a Moneta. Dali i Morrisseau cierpieli na parkinsona, Brooks i De Koonig na alzheimera, a u pozostałych nie stwierdzono chorób neurodegeneracyjnych. Pociągnięcia pędzlem poddano analizie fraktali. Brytyjsko-irlandzki zespół sprawdzał, czy zmiana unikatowego wzorca fraktali to wynik starzenia, czy wskaźnik pogorszenia sprawności intelektualnej. Autorzy publikacji z pisma Neurology stwierdzili, że wzorce zmian "wymiaru fraktalowego" obrazów pozwalają różnicować malarzy cierpiących na choroby neurodegeneracyjne i artystów starzejących się normalnie. « powrót do artykułu
  2. Wczesne ćwiczenia na specjalnym rowerku RT-300, które wykonuje się jeszcze na oddziale intensywnej opieki medycznej (OIOM), mogą pomóc pacjentom w szybszym powrocie do zdrowia. Naukowcy z McMaster University i St. Joseph's Healthcare Hamilton wykazali, że fizjoterapeuci mogą bezpiecznie zacząć sesje jazdy na rowerze u wentylowanych mechanicznie pacjentów z OIOM-u. Ludzie mogą sądzić, że osoby z OIOM-u są zbyt chore na aktywność fizyczną, ale my wiemy, że jeśli [w pierwszych 3 dniach pobytu na oddziale] pacjenci zaczną jeździć w łóżku na rowerze, przy wypisie ze szpitala będą w stanie przebyć większy dystans - opowiada prof. Michelle Kho. Nasze badanie TryCYCLE bazuje na wcześniejszych studiach. Wykazało ono, że da się bezpiecznie rozpocząć systematyczne sesje jazdy w łóżku w ciągu pierwszych 4 dni wentylacji mechanicznej i kontynuować je podczas pobytu na OIOM-ie. Kanadyjczycy podkreślają, że podczas i po pobycie na oddziale intensywnej terapii chorzy są w dużym stopniu zagrożeni osłabieniem i atrofią mięśni. Jazda na rowerze wpływa głównie na zginacze bioder, które są bardzo podatne na skutki leżenia w łóżku. W okresie od października 2013 do sierpnia 2014 r. zespół Kho analizował przypadki 33 pacjentów z OIOM-u St. Joseph's Healthcare Hamilton. Uczestnikami eksperymentu były wentylowane mechanicznie dorosłe osoby, które przed przyjęciem na oddział samodzielnie chodziły. Półgodzinne sesje, które odbywały się 6 razy w tygodniu, polegały na pracy z mocowanymi do łóżka stacjonarnymi rowerami z silnikiem. Większość badanej grupy (48,4%) stanowiły kobiety, a średnia wieku wynosiła 65,8 r. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE przyglądali się częstości 1) zdarzeń wymuszających zakończenie sesji oraz 2) odłączania się cewników czy rurek intubacyjnych. W sumie odbyło się 205 sesji, w czasie których chorym podawano kroplówki z lekami przeciwbólowymi czy podwyższającymi ciśnienie. Niektórych pacjentów dializowano. Okazało się, że jazda na rowerze, rozpoczęta w czasie pierwszych czterech dni wentylacji mechanicznej u pacjentów ze stabilnym przepływem krwi, jest bezpieczna (jazdę trzeba było przerwać w 2% przypadków, nie odnotowano też odłączenia cewników/rurek). Podczas pobytu na OIOM-ie chorzy przejeżdżali średnio ok. 9 km. Osiągnięcia pacjentów zaskoczyły samych naukowców. Ich zdolność do jazdy na rowerze w krytycznym okresie choroby przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Kho dodaje, że potrzeba dalszych badań, by ustalić, czy wczesne ćwiczenia poprawiają formę fizyczną. Następnym krokiem będzie rozpoczęcie pilotażowych badań z losowaniem do grup na kilku OIOM-ach. « powrót do artykułu
  3. Nowo odkryty trojan na Androida może atakować całe sieci Wi-Fi oraz podłączonych doń użytkowników. Szkodliwy kod atakuje rutery i przejmuje DNS-y. Switcher wykorzystuje dziurawe urządzenia z Androidem by zyskać dostęp do interfejsu administratora lokalnego rutera. Następnie przeprowadza atak brute-force w celu zdobycia hasła i zwiększenia swoich uprawień. Jeśli atak się powiedzie, Switcher zmienia ustawienia sieci, a jako adres podstawowego DNS wpisuje adres serwera znajdującego się pod kontrolą cyberprzestępców. W ten sposób przestępcy przejmują i nadzorują cały ruch z sieci i mogą go przekierowywać na witryny, na których dochodzi do kolejnych ataków z użyciem phishingu, złośliwych reklam czy dodatkowego szkodliwego kodu. Jak zauważają eksperci ds. bezpieczeństwa, udany atak zagraża wszystkim urządzeniom podłączonym do danej sieci Wi-Fi, nie tylko urządzeniu, które zostało zainfekowane na początku. Specjaliści zauważyli, że wspomniany wyżej atak brute-force jest realizowany za pomocą kodu JavaScript skierowanego przeciwko interfejsowi sieciowemu wykorzystywanemu w ruterach firmy TP-Link. Wydaje się, że w tej chwili na atak narażeni się przede wszystkim chińscy użytkownicy urządzeń z Androidem. Najlepszą obroną przed tego typu zagrożeniami jest pobieranie aplikacji tylko z pewnych źródeł oraz ustawianie długich mocnych haseł, odpornych na ataki brute-force. « powrót do artykułu
  4. Nowy typ znacznika - ADB, od ang. Advanced Dive Behavior - pozwala na sekundowy zapis podróży czy zachowania ssaków na przestrzeni godzin, dni, a nawet tygodni. Jak podkreślają naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Oregonu, udało się w ten sposób rozszerzyć wiedzę na temat ekologii różnych gatunków czy opisać ich interakcje z ofiarami. Walenie pomagają też zrozumieć warunki panujące w oceanie oraz zmianę klimatu. Okazało się m.in., że kaszaloty spermacetowe nurkują aż na dno, na głębokość ponad 1000 metrów, i pozostają zanurzone do 75 minut. Fiszbinowce rzucają się zaś na pożywienie. Autorzy publikacji z pisma Ecology and Evolution uważają, że zdobyte informacje pomogą lepiej zrozumieć reakcje waleni na podwodne hałasy, np. sonary, czy zmianę temperatury wody. Znacznik ADB to przełom. Zapewnia nam nieosiągalny dotąd wgląd w zachowanie i ekologię waleni - wyjaśnia prof. Bruce Mate, wg którego ssaki stają się też partnerami, zbierającymi dane o temperaturze wody w czasie i przestrzeni, na dużych dystansach i w odległych lokalizacjach. My uczymy się więcej o waleniach, a walenie pomagają nam się dowiedzieć więcej o naszej planecie. W artykule naukowcy opisali ewolucję i ulepszenia wprowadzane w ADB między 2007 a 2015 r. Znacznik wykorzystywano na kaszalotach spermacetowych oraz płetwalach zwyczajnych i błękitnych. Wykorzystując technologię na 3 różnych gatunkach, widzieliśmy pełny zakres ich zachowań. Kaszaloty lubią np. nurkować naprawdę głęboko, zostają tam na długo i wydają się żerować wzdłuż dna. Latem fiszbinowce żerują zaś w jednym miejscu tak długo, jak tylko się da, a później przesuwają się dalej (prawdopodobnie po tym, gdy zagęszczenie ofiar staje się zbyt niskie) - wyjaśnia Daniel Palacios. W odróżnieniu od innych znaczników, które nie mogły zapewniać danych z głębin dłużej niż przez jeden dzień, ADB są tak zaprojektowane, by przed odłączeniem od zwierzęcia zbierać je stale przez maksymalnie 7 tygodni. Po odczepieniu od walenia znacznik unosi się na powierzchni wody. Odzyskanie go jest przez naukowców porównywane do poszukiwania hamburgera unoszącego się gdzieś na otwartym oceanie. Ułatwiają to jednak migające diody LED oraz dokładne dane o lokalizacji. ADB wyczuwają głębokość, ruch waleni i położenie ich ciała w przestrzeni, temperaturę wody oraz natężenie oświetlenia. Z tym systemem możemy zebrać o wiele więcej danych niższym kosztem, poświęcając na to mniej czasu, łodzi i personelu - podsumowuje Ladd Irvine. « powrót do artykułu
  5. Studia nagraniowe naciskają na Facebooka, by albo usuwał muzykę chronioną prawami autorskimi, albo też by płacił tantiemy. W związku z tym Facebook rozpoczął pracę nad technologią podobną do "Content ID" YouTube'a. Ma ona rozpoznawać, które treści są chronione prawem autorskim i powinny zostać usunięte lub licencjonowane. Jednocześnie przedstawiciele Facebooka i studiów nagraniowych rozpoczęli rozmowy dotyczące licencjonowania muzyki. Mało jednak prawdopodobne, by do porozumienia doszło przed wiosną przyszłego roku. Facebook chce poważnie zająć się problemem muzyki udostępnianej w serwisie społecznościowym. Już we wrześniu ukazało się ogłoszenie, w którym koncern poszukiwał dyrektora ds. licencji muzycznych. Przez wiele lat Facebook unikał licencjonowania muzyki, bo zdawał sobie sprawę, że wpłynie to negatywnie na jego wyniki finansowe. Jednak to ogłoszenie wskazuje, że firma postanowiła zaryzykować - mówi Mark Mulligan z Midia Research. Większość muzyki udostępnianej na Facebooku to przeróbki znanych hitów. Niedawno Narodowe Stowarzyszenia Wydawców Muzycznych, które skupia autorów tekstów, poinformowało, że zidentyfikowało na Facebooku 900 klipów wideo będących przeróbkami 33 najpopularniejszych utworów muzycznych. Klipy te zostały obejrzane 600 milionów razy. Umowę licencyjną z właścicielami praw autorskich do muzyki podpisało w przeszłości YouTube. Serwis zapłacił w bieżącym roku miliard dolarów za muzykę, którą odtworzyli jego użytkownicy. Taki model nie jest obcy też Facebookowi. W ubiegłym roku serwis społecznościowy podpisał umowę z mediami informacyjnymi. W jej ramach dzieli się z nimi wpływami reklamowymi z newsów, które są udostępniane przez właścicieli kont na Facebooku. Wydawcy muzyki chcą jednak podpisać z Facebookiem nieco inną umową niż z YouTube. Chcieliby otrzymać z góry ustaloną kwotę za każde odtworzenie utworu na Facebooku, a nie polegać na procencie od wpływów reklamowych. W ten sposób nie byliby zależni od kapryśnego rynku reklamowego. « powrót do artykułu
  6. Policja z Bentonville w stanie Arkansas ma nadzieję, że Amazon Echo pomoże podczas śledztwa w sprawie morderstwa. Amazon Echo to "inteligentny" głośnik z wbudowanymi mikrofonami, który jest w stanie wchodzić w interakcje z właścicielem. W listopadzie patrol policji przyjechał na wezwanie do jednego z domów w Bentonville. W ogrodzie policjanci znaleźli martwego Victora Collinsa, a w domu wiele "inteligentnych" urządzeń, w tym właśnie Amazon Echo. Policja zabrała urządzenie i wystarała się o nakaz sądowy, w którym stwierdzono, że śledczy mają podstawy, by przypuszczać, iż \Amazon.com jest w posiadaniu nagrań związanych ze śledztwem w sprawie morderstwa. Przyzwyczailiśmy się już, że policja podczas śledztwa zagląda do komputerów czy smartfonów. Będziemy musieli się przyzwyczaić, że będą ją interesowały też inne urządzenia, szczególnie takie, który w jakiś sposób rejestrują naszą aktywność. Amazon Echo jest aktywowane głosem, reagując na odpowiednie słowo. Policja ma nadzieję, że w chwili morderstwa było ono aktywne i rejestrowało odgłosy z domu. Jeśli tak, to dźwięki zostały przesłane do chmury Amazona. Amazon nie udostępni informacji klienta bez ważnego i prawnie obowiązującego nakazu - zapewniła rzecznik prasowa koncernu. « powrót do artykułu
  7. Emocjonalne stany mózgu mogą się dość długo utrzymywać, wpływając na zapamiętywanie kolejnych, neutralnych, zdarzeń - odkryli naukowcy z Uniwersytetu Nowojorskiego. Prof. Lila Davachi przypomina, że emocjonalne doświadczenia są zapamiętywane lepiej od neutralnych. Eksperymenty jej zespołu pokazały, że podobnie dzieje się z niemocjonalnymi zdarzeniami następującymi po emocjonalnych. Amerykanie pokazywali badanym serię wywołujących emocje zdjęć. Ok. 10-30 min później ochotnicy oglądali serię neutralnych fotografii. Inna grupa przyglądała się zdjęciom w odwrotnej kolejności (najpierw pokazywano im te neutralne). Naukowcy monitorowali reakcję skórno-galwaniczną oraz aktywność mózgu (fMRI). Po 6 godzinach wszyscy przeszli testy pamięciowe. Okazało się, że osoby, które najpierw oglądały fotografie wywołujące emocje, pamiętały neutralne sceny lepiej niż ludzie, którzy zapoznawali się z nimi na początku. Wyjaśnienie tego uchwyciły skany z funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Pokazały one bowiem, że stany mózgu związane z emocjonalnymi doświadczeniami utrzymywały się przez 20-30 min, wpływając na przetwarzanie i zapamiętywanie kolejnych (nieemocjonalnych) doświadczeń. « powrót do artykułu
  8. Colo to pierwszy goryl urodzony w niewoli i najstarszy goryl na świecie. Dwudziestego drugiego grudnia samica skończyła 60 lat. Imię Colo pochodzi od miejsca urodzenia - Columbus, Ohio. Jej rodzicami byli Millie Christina i Baron Macombo. Colo reprezentuje krytycznie zagrożony gatunek - jest gorylem nizinnym. Gdy w 1956 r. przyszła na świat w Columbus Zoo, niewiele wiedziano o ciąży goryli. Samica urodziła się kilka tygodni wcześniej niż się spodziewano. Opiekun znalazł Colo na podłodze wybiegu. Samiczka nadal znajdowała się w worku owodniowym. Niestety, matka ją odrzuciła. Pod czułą opieką pracowników zoo Colo wyrosła na zdrowego goryla. W 1958 r. skojarzono ją z samcem Bongo, który był jej partnerem przez 25 lat. Colo miała z nim troje dzieci: 2 córki i 1 syna. Koniec końców doczekała się 16 wnuków, 12 praprawnuków i 3 prapraprawnuków. Choć Colo nadal ma kontakt z innymi gorylami, opiekunowie zadbali o specjalne potrzeby dietetyczne i społeczne seniorki. Jak opowiada Audra Meinely, ma ona własną zagrodę, bo czuje się lepiej, spędzając czas z dala od większych grup. Podobnie jak starzejący się ludzie, gorylica ma problemy z zapaleniem stawów. Podawane jej suplementy zapobiegają sztywności, a zmiana urządzenia wybiegu ułatwia codzienne funkcjonowanie. Specjalne urządzenia mają zachęcić małpę do wykorzystywania palców. Zapalenie stawów dotyczy głównie dłoni i stóp, wymyśliliśmy więc sposoby na aktywizację palców kończyn. Zmieniliśmy też serwowanie posiłków, tak by, jedząc, musiała pogimnastykować palce. Z wiekiem Colo stała się bardziej wybredna, jeśli chodzi o jedzenie. Uwielbia pomidory, ale nie lubi cukinii, truskawek, pomarańczy, melonów czy truskawek. Dbając o jej kondycję, opiekunowie pamiętają np. o probiotykach, dużych ilościach nawadniającej sałaty lodowej i drożdżach piwowarskich z witaminami z grupy B. Po doświadczeniach z Colo w Columbus Zoo wdrożono program gorylich surogatek. Dzięki temu porzucone młode wychowują inne goryle. Należący do Planu Przeżycia Gatunków ogród współpracuje z placówkami z całego świata. Pozwala to utrzymać zdrowe populacje zwierząt z odpowiednią różnorodnością genetyczną. « powrót do artykułu
  9. Przyjaźń wargacza azjatyckiego (Semicossyphus reticulatus) Yoriko i Hiroyukiego Arakawy trwa już ćwierć wieku. Para spotyka się w zatoce Tateyma w prefekturze Chiba. Było po temu sporo okazji, bo nurek opiekuje się podwodnym chramem shintoistycznym i pokazuje go wycieczkom. Wargacz zjawia się na zawołanie - wystarczy postukać młotkiem w metal. Hiroyuki dokumentuje przyjaźń z rybą na Facebooku. Yoriko pojawia się właściwie na każdym zdjęciu zrobionym w chramie. Nietypowy związek stał się atrakcją turystyczną. Niektórzy ludzie chcą nurkować tylko po to, by popatrzeć na zabawę i karesy tych dwojga. « powrót do artykułu
  10. Bakterie wrażliwe na antybiotyki mogą przeżyć, jeśli w ich otoczeniu znajduje się dostatecznie dużo komórek bakteryjnych, w których zachodzi ekspresja czynnika dezaktywującego lek. Autorzy publikacji z pisma PLoS Biology nagrali film, na którym widać oznakowane białkiem zielonej fluorescencji gronkowce, w których zachodzi ekspresja genu oporności na antybiotyk chloramfenikol. Obok nich znajdują się pozbawione tego genu dwoinki zapalenia płuc (Streptococcus pneumoniae). W medium zawierającym antybiotyk zielone komórki rosną i się dzielą, a czarne nie. Po jakimś czasie okazuje się, że ciemne komórki również zaczynają się namnażać i w pewnym momencie radzą sobie nawet lepiej od zielonych. Robin Sorg, mikrobiolog z Uniwersytetu w Groningen, wyjaśnia, że dzieje się tak, bo oporne bakterie wychwytują chloramfenikol i go dezaktywują. W pewnym momencie stężenie antybiotyku w pożywce spada poniżej krytycznego poziomu i nieoporne komórki zaczynają rosnąć. Holendrzy, którzy współpracowali z kolegami z San Diego, podkreślają, że nigdy czegoś podobnego nie widzieli. Komórki odporne na penicylinę mogą uwalniać beta-laktamazy, czyli enzymy rozkładające antybiotyk. W tym przypadku antybiotyk jest jednak dezaktywowany wewnątrz opornych komórek. Międzynarodowy zespół dokonał odkrycia dzięki mikroskopii poklatkowej. Później potwierdzono to za pomocą modelowania komputerowego i na myszach z zapaleniem płuc. U myszy stwierdziliśmy, że wrażliwe dwoinki zapalenia płuc przeżywają leczenie chloramfenikolem, jeśli zwierzęta są jednocześnie zakażane opornymi bakteriami. Co ważne, wykluczono poziomy transfer genów oporności. Sorg podkreśla, że wyniki zespołu wyjaśniają zjawisko, które zawsze zastanawiało lekarzy w szpitalach. Chodzi o izolowanie wrażliwych bakterii od pacjentów, których nie udało się wyleczyć antybiotykami. Naukowcy podkreślają, że należy zwrócić uwagę na fakt, że wrażliwe komórki z eksperymentu przestały się dzielić, tymczasem wiele mechanizmów działania antybiotyków bazuje na komórkach dzielących się, a przynajmniej na komórkach z aktywnym metabolizmem. « powrót do artykułu
  11. Microsoft postanowił zadbać o... sen użytkowników swojego systemu operacyjnego. Wkrótce do Windows 10 trafi specjalny mechanizm, który będzie odfiltrowywał niebieskie światło emitowane przez monitory i wyświetlacze. Powinno to pomóc osobom, które siedzą przed komputerem w nocy, gdyż niebieskie spektrum światła przekonuje mózg, że wciąż mamy dzień. Dlatego też wiele osób ma problemy ze snem gdy korzystają z komputera w nocy. Niektórzy producenci smartfonów i wyświetlaczy już dodali do swoich urządzeń możliwość zmniejszenia ilości emitowanego niebieskiego światła. Teraz podobne rozwiązanie trafi do Windows 10. O dodaniu nowej funkcji dowiadujemy się z wycieków najnowszej edycji systemu Microsoftu. Prawdopodobnie trafi ona do rąk użytkowników już w przyszłym roku. Na razie Microsoft wstrzymał udostępnianie nowych wersji Windows 10, gdyż pracuje nad Universal Update Platform. To nowy sposób dostarczania poprawek dla systemów operacyjnych. Z najnowszego wycieku nt. Windows 10 dowiadujemy się, że trafi tam opcja "Ustawienia światła niebieskiego", w której za pomocą suwaka ustalimy temperaturę kolorów ekranu. Możliwe też będzie ustawienie zmniejszenia emisji o określonych godzinach lub zsynchronizowanie jej z zachodami słońca. « powrót do artykułu
  12. Tesla postanowiła ściśle przestrzegać prawa drogowego i zablokuje możliwość przekraczania dozwolonej prędkości w swoich samochodach jadących z uruchomioną funkcją Autopilot. W wielu krajach świata kierowcom mogą bezkarnie przekroczyć dopuszczalną prędkość o kilka kilometrów na godzinę. Dlatego też dotychczas Tesla pozwalała kierowcom korzystającym z Autopilota na samodzielne ustawienie automatu tak, by jechał on nieco szybciej niż pozwalają przepisy. Jednak wkrótce to się skończy. Tesla potwierdza, że pracuje nad poprawką, dzięki której Autopilot będzie ściśle przestrzegał ograniczeń prędkości. Wydaje się, że nic już nie uchroni nas przed przyszłością, w której po drogach będą poruszały się autonomiczne samochody. Nie tylko tesla, ale też np. Ford czy BMW prowadzą zaawansowane prace nad tego typu pojazdami i niewykluczone, że - o ile okażą się one bezpieczniejsze od samochodów prowadzonych przez człowieka - za jakiś czas zarejestrować można będzie wyłącznie samochód autonomiczny. Te z ludzkim kierowcą nie zostaną dopuszczone do ruchu. Jednak zanim się to stanie upłynie jeszcze trochę czasu, a producenci takich pojazdów będą musieli udowodnić, że radzą sobie one na drogach. Tesla ma zamiar dostarzyć taki dowód już w bieżącym roku. Koncern zapowiada bowiem, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy jego samochód samodzielnie odbędzie podróż pomiędzy Nowym Jorkiem a Los Angeles. « powrót do artykułu
  13. Amsterdam testuje kurtki dla żebrzących z opcją płatności zbliżeniowej. Tutejsza agencja reklamowa N = 5 stworzyła kurtki z wszytym czytnikiem kart oraz ekranikiem LCD, który wyświetla instrukcję obsługi. W ten sposób można komuś przekazać 1 EUR. Ludzie mają przy sobie coraz mniej gotówki. Poza tym, jeśli dasz bezdomnemu pieniądze, nie wiesz, na co je przeznaczy. Kurtka rozwiązuje te problemy. Ustalona drobna suma trafia na konto, którym zarządza schronisko dla bezdomnych. W Holandii w wielu takich ośrodkach trzeba zapłacić 5 euro za noc. Resztę datków można przeznaczyć na inne cele, np. kursy zawodowe czy przyszły czynsz. Możemy zaoferować bezdomnym coś więcej niż ciepłe Święta. Dajemy im perspektywy - podsumowuje Jan Jesse Bakker, projektant kurtki. « powrót do artykułu
  14. Niektórzy miłośnicy obcych cywilizacji postanowili, że ludzkość już wystarczająco długo naczekała się na kontakt, i sami postanowili wysłać wiadomość do obcych. W San Francisco powołano do życia organizację o nazwie METI (Messaging Extra Terrestrial Intelligence), której celem jest wysyłanie sygnałów w stronę planet pozasłonecznych. Pierwsze wiadomości zostaną wysałane przed końcem 2018 roku w kierunku planety okrążającej Proximę Centauri. To najbliższa nam gwiazda, położona w odległości nieco ponad 4 lat świetlnych od Ziemi. Kolejne sygnały zostaną wysłane w stronę bardziej odległych planet. Inicjatywa METI to pierwsza podjęta przez ludzkość próba wysyłania silnych, powtarzalnych wiadomości w przestrzeń kosmiczną. W stronę niektórych gwiazd sygnały będą wysyłane całymi miesiącami lub latami. Oczywiście pod warunkiem, że twórcom METI uda się pozyskać finansowanie. Organizacja będzie potrzebowała około miliona dolarów rocznie na działalność. Z pieniędzy tych zostanie m.in. opłacona budowa lub dzierżawa potężnego nadajnika. Na czele METI stanął Douglas Vakoch, były dyrektor Interstellar Message Composition w SETI. Organizacja chce m.in. opracować idealny sposób na powiedzenie komicznego "Witamy". Wciąż bowiem nie wiemy, jak można komunikować się z ewentualnymi cywilizacjami pozaziemskimi. « powrót do artykułu
  15. Komórki nowotworowe przemieszczają się inaczej od komórek zdrowych. Naukowcy podkreślają, że nowotwory są tak zabójcze m.in. przez zdolność do przemieszczania i tworzenia guzów wtórnych. Im skuteczniej lekarze potrafią zatrzymać je w jednym miejscu i chronić inne narządy, tym mniejsza śmiertelność. By poprawić rokowania pacjenta, terapeutyczne zapobieganie nieprawidłowym ruchom przerzutujących komórek nowotworowych można by połączyć z chemioterapią - opowiada dr Ryan Petrie z Drexel University. Zespół Petrie'ego wykazał, że komórki włókniakomięsaka nie wykonują ruchów typowych dla pokonujących trójwymiarowe środowisko prawidłowych komórek tkanki łącznej (pierwotnych fibroblastów). Jądra komórkowe są duże i sztywne, dlatego trudno je przecisnąć przez trójwymiarowe struktury. Okazuje się, że gdy zdrowe komórki napotkają taką strukturę (macierz), przełączają się na typ ruchu, który przesuwając jądro jak tłok w silniku, tworzy wewnątrz komórki różnicę ciśnień. Amerykanie stwierdzili, że komórki włókniakomięsaka nie działają w ten sposób i zamiast tego trawią sobie przejście za pomocą enzymów (proteaz). Koniec końców wykazano, że hamowanie aktywności enzymów podczas migracji spolaryzowanych komórek nowotworowych odtwarza mechanizm "jądrowego tłoka". Naukowcy badali przemieszczanie się komórek w szczurzych ogonach i kolagenie ze skóry bydła. Wyniki z Journal of Cell Biology mają znaczenie nie tylko dla zwalczania komórek nowotworowych. Wspomaganie ruchu fibroblastów w specyficznych tkankach 3D, np. skórze właściwej i chrząstce, może pomóc w leczeniu trudno gojących się ran. Wykrycie różnic w mechanizmach przemieszczania to jedno, zaś ustalenie przyczyny istnienia różnicy to drugie. Kolejnym krokiem będzie [zatem] dokładne ustalenie, czemu komórki nowotworowe i prawidłowe inaczej pokonują to samo środowisko. Przypuszczamy, że szlaki sygnałowe wskażą substancje najlepiej nadające się na leki sprzyjające ruchowi lub hamujące ruch komórek. « powrót do artykułu
  16. Lekarze z Royal Marsden Hospital potwierdzili diagnozę postawioną 230 lat temu przez twórcę naukowej chirurgii - Johna Huntera. W 1786 r. Hunter zdiagnozował u pacjenta guz twardy jak kość. Autorzy publikacji z British Medical Journal przeanalizowali próbki pobrane od chorego i zapiski szkockiego chirurga (i jedne, i drugie są przechowywane w muzeum jego imienia - Hunterian Museum). Zespołowi z Royal Marsden Hospital zależy nie tylko na weryfikacji diagnozy, ale i na ustaleniu, jak dany typ nowotworu zmieniał się z czasem. Zaczęło się od dość luźnych badań, ale ostatecznie kunszt Johna Huntera wywarł na nas duże wrażenie - podkreśla dr Christina Messiou. W 1776 r. Hunter został chirurgiem króla Jerzego III Hanowerskiego. Wniósł ważny wkład do patologii. Napisał również "Traktat o chorobach wenerycznych", w którym jako pierwszy odróżnił rzeżączkę i kiłę. Jego imponujące zbiory przyrodniczo-medyczne trafiły do wspomnianego wcześniej Hunterian Museum. Wśród nich znajduje się notatka nt. mężczyzny w nieokreślonym wieku, który zgłosił się do St George's Hospital w listopadzie 1786 r. z dużym obrzękiem dolnej części uda. Wydawało się, że to zgrubienie kości, które szybko narastało. W pewnym momencie było ono tak duże, że zaburzało ruch stawu, pozostawiając kończynę bezużyteczną. Podczas badania ustalono, że [...] to rodzaj guza pochodzącego z samej kości. Wg Huntera, zmiana otaczała dolną część kości udowej. Chirurg amputował mężczyźnie nogę. Niestety, mimo początkowej poprawy chory zmarł 7 tygodni po operacji. Umiejscowienie guza i historia kliniczna są typowe dla kostniakomięsaka. W styczniu 2016 r. Brytyjczycy przeprowadzili badania obrazowe usuniętego materiału i potwierdzili diagnozę. Pacjent zmarł w wyniku przerzutów do płuc, opłucnej i kości. Duża objętość nowej kości i wygląd pierwotnego guza są charakterystyczne dla kostniakomięsaka - opowiada Messiou, która z ciekawości postanowiła zasięgnąć opinii kolegów ze szpitala. Wykonane wspólnie badania obrazowe pokazały, że miała rację. Uważam, że diagnoza Huntera była imponująca, podobnie zresztą jak fakt, że zajmował się pacjentem zgodnie z standardami podobnymi do współczesnych. W najbliższej przyszłości naukowcy chcą porównać więcej próbek Huntera ze współczesnymi guzami (porównania mają być mikroskopowe i genetyczne). To studium ewolucji nowotworu przez ponad 200 lat i jeśli mamy być szczerzy, nie wiemy, czego się spodziewać. Interesująco będzie zobaczyć, czy z ewentualnymi różnicami w obrębie guzów historycznych i współczesnych uda się połączyć czynniki ryzyka związane z trybem życia. « powrót do artykułu
  17. Najszybsze zwierzę lądowe, gepard, znajduje się na skraju wyginięcia. Z najdokładniejszych dotychczas szacunków liczby tych zwierząt dowiadujemy się, że na świecie pozostało jedynie 7100 gepardów. Ludzie usunęli te drapieżniki z 91% ich historycznego zasięgu. Najbardziej ucierpiała populacja azjatycka, gdzie na wolności pozostaje zaledwie 50 zwierząt żyjących w na odizolowanym obszarze Iranu. Prowadzący badania eksperci z Zoological Society of London, Panthera i Wildliwe Conservation Society uważają, że gepardy powinny zostać przesunięte w Czerwonej księdze gatunków zagrożonych z kategorii "narażony" do "zagrożony". Zwykle gatunki znajdujące się w tej kategorii są objęte lepszą ochroną. Przeprowadziliśmy najdokładniejsze z dotychczasowych badań nad sytuacją geparda. [...] Wykazały one, że duże zapotrzebowanie na terytorium, w połączeniu z licznymi zagrożeniami, na jakie narażony jest gatunek, powodują, że jest on znacznie bardziej wrażliwy na wyginięcie, niż dotychczas sądzono, mówi doktor Sarah Durand, główna autorka badań. Gepardy są zabijane przez ludzi, mają trudności ze zdobyciem pożywienia, gdyż ludzie zabijają roślinożerców, na których polują gepardy, muszą radzić sobie z utratą habitatów, kwitnie też czarnorynkowy handel tymi zwierzętami oraz ich ciałami. Co gorsza, jako że gepardy mają bardzo duże terytorium, to aż 77% zasięgu występowania gepardów nie jest obecnie w żaden sposób chronionych, przez co szybko tracą one swój habitat. Na przykład w Zimbabwe populacja gepardów spadła z 1200 do 170 w ciągu zaledwie 16 lat. « powrót do artykułu
  18. Archeolodzy z University of Birmingham prawdopodobnie odkryli nowe grobowce w Qubbet el-Hawa. Egipskie Ministerstwo Starożytności informuje o zdobyciu przez uczonych przekonującego dowodu. Dowód ten to dwumetrowej wysokości ściana znajdująca się poniżej obecnej ścieżki dla turystów. Ściana prawdopodobnie stanowiła wsparcie dla znanych grobowców z pierwszego górnego tarasu. Pochowano tam m.in. Harchufa i Hekaiba, namiestników Elefantyny. Ścianę zbudowano jednak tak, by zabezpieczała całe wzgórze, wraz z położonymi poniżej grobami dostępnymi ze ścieżki wiodącej na drugi taras. Odkrycie całkowicie zmienia nasze rozumienie krajobrazu cmentarnego tej okolicy z okresów Starego Państwa i Pierwszego Okresu Przejściowego (2278-2184 p. Ch.). Nie sądzę, by ktokolwiek obecnie był w stanie stwierdzić, kto jest pochowany w tamtych grobach - mówi doktorant Carl Graves, który bierze udział w wykopaliskach. Przedstawiciele egipskiego rządu zapewnili, że kwestią czasu pozostaje odkrycie nowych grobowców w Qubbet el-Hawa. Poinformowali też, że wspomnianą ścianę udało się datować dzięki fragmentom ceramiki użytej w zaprawie. Znaleziono tam m.in. fragmenty mis wykonanych w stylu typowym dla rządów Pepiego II (NeferKaRe) z VI Dynastii « powrót do artykułu
  19. Federalna Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła niezwykle obiecujący lek, który ratuje życie najmłodszych. Nusinersen to lek na rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Dzieci z najcięższą postacią tej choroby zwykle umierają przed 2. rokiem życia. Firmy Ionis i Biogen opracowały środek, który po kilku latach testów daje obiecujące wyniki. Spośród 20 dzieci z SMA, które przystąpiły do II fazy testów klinicznych w latach 2014-2015 dzisiaj żyje i samodzielnie oddycha 13. Maję one 2-3 lat. Zwykle aż połowa dzieci z badaną postacią SMA umiera lub przestaje samodzielnie oddychać przed 1. rokiem życia. Co więcej, autopsje dzieci, które zmarły pomimo podawania nusinersenu wykazały, że lek rzeczywiście zwiększenie ilości prawidłowo zbudowanych białek SMN z organizmie. Białka te chronią neurony ruchowe przed degradacją. Już wyniki II fazy testów napawały olbrzymim optymizmem, ale zostały one przyćmione przez fazę III, w której wzięło udział jeszcze więcej pacjentów. Przedstawiciele Ionisa i Biogenu oznajmili, że u pacjentów przyjmujących Spinrazę (pod taką nazwą handlową będzie sprzedawany nusirensen) wykazali "wysoce istotną statystycznie znaczącą poprawę" czynności ruchowych. W związku z bardzo dobrymi wynikami testów FDA i Europejska Agencja Leków rozpoczęły szybką ścieżkę zatwierdzenia leków. Przed trzema dniami Spiranza została zatwierdzona przez FDA. « powrót do artykułu
  20. Wszystkiego dobrego. Rodzinnych, ciepłych świąt w gronie najbliższych. Szczęścia, radości i wielu wymarzonych prezentów. Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  21. W powszechnej opinii piramidy to po prostu monumentalne grobowce. O tym, że nie są to jedynie milczący świadkowie historii starożytnego Egiptu, opowiada w rozmowie z PAP egiptolog dr Joanna Popielska-Grzybowska. Badaczka zajmuje się hieroglificznymi zaklęciami - Tekstami Piramid, które są wykute w kilkunastu piramidach sprzed ponad 4 tys. lat. Teksty Piramid - tak określa się zbiór napisów hieroglificznych wykutych we wnętrzach piramid, w których pogrzebano władców Egiptu od XXIV do XXII stulecia p.n.e. Budowle znajdują się w Sakkarze - nekropolii położonej kilkadziesiąt kilometrów na południe od słynnych piramid w Gizie. Zdaniem badaczy, są to teksty skomponowane dla króla. Miały służyć faraonowi jako przewodnik w drodze do zaświatów i życia wiecznego. Piramidy w Gizie, w tym piramida Cheopsa (Chufu), są o kilkaset lat starsze. Ale są zupełnie nieme - w ich komorach i korytarzach nie ma żadnych hieroglifów, oprócz pojedynczych, związanych z działalnością budowniczych. Do dzisiaj jest dla nas zagadką, co przyczyniło się do tego, że nagle teksty hieroglificzne zaczęły gęsto pokrywać wewnętrzne ściany piramid - opowiada dr Popielska-Grzybowska z Akademii im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Różnicę widać na pierwszy rzut oka. W piramidach z okresu IV dynastii (w tym Cheopsa) ściany składają się z reguły z precyzyjnie wypolerowanych bloków wapiennych. Natomiast w tych wybudowanych począwszy od czasów ostatniego władcy V dynastii - Unisa, hieroglify w pionowych kolumnach wypełniały nie tylko komory grobowe, ale i dużą część korytarzy. Wnętrze hieroglifów wypełniano niebieską masą szklaną, ale na skutek utlenienia jej kolor zmienił się na zielony. Dodatkowo sufit komór pokrywano niebieską farbą imitującą niebo i przedstawieniami złotych, pięcioramiennych gwiazd. Skąd taka nagła zmiana? Być może sprawcą "zamieszania" był właśnie faraon Unis. To postać bardzo tajemnicza w historii starożytnego Egiptu. Prawdopodobnie był obcokrajowcem. A skoro nie pochodził znad Nilu, być może potrzebował dodatkowego wsparcia w wyboistej drodze w zaświaty. Dlatego kazał wykuć święte teksty w trwałym kamieniu - sugeruje egiptolog. Być może wcześniej teksty te były składane w grobowcu w postaci papirusów, dlatego nie zachowały się do naszych czasów. Z całą pewnością zbiór Tekstów Piramid nie powstał z dnia na dzień dla jednego władcy - mówi badaczka. Egipcjanie co prawda uważali swoich władców za bogów stąpających po Ziemi, ale byli też ludźmi praktycznymi. W ich czasach wierzono - jak to określa dr Popielska-Grzybowska - w "uzupełniające się paradoksy". Dlatego imię boga stwórcy - Atuma - można przetłumaczyć zarówno jako "wszystko" i "nic", "wszechświat" i "nicość, inercję sprzed stworzenia", "kompletny" i "(jeszcze) nieistniejący". Pojawienie się tekstów w piramidach to przypieczętowanie tego, co było faraonowi gwarantowane - kwituje badaczka. Wykute teksty nie powtarzają się dokładnie w każdej z piramid, ich wybór zawsze się różni. Dlatego badaczom trudno jest wyróżnić jeden zwarty korpus. Nie zmienia to faktu, że gdyby je spisać w formie książkowej, zajęłyby nie mniej miejsca niż np. Biblia. Naukowcy nie są zgodni, jaką funkcję pełniły Teksty Piramid. Panuje jednak konsensus co do tego, że miały pomóc zmarłemu władcy w osiągnięciu życia wiecznego w zaświatach. Część badaczy uważa, że były odczytywane w czasie ceremonii pogrzebowych przez kapłanów. Nie jest jednak jasne, w którym miejscu mieliby oni te recytacje rozpoczynać: od wejścia do piramidy, a może od komory grobowej? Zdaniem innych ekspertów czytanie na głos nie było potrzebne - fakt, że były wykute na ścianie piramidy, miał powodować, że działały, gdy tylko faraon ich potrzebował - faraon sam mógł korzystać z ich mocy odczytując je w razie konieczności uzyskania zamierzonego, realnego efektu. Te religijne teksty i ich odczytywanie tworzyły rzeczywistość; kreowały - tak zapewne uważali starożytni mieszkańcy Egiptu. Naukowcy podzielili teksty na kilka grup tematycznych. Jedną z ciekawszych są zaklęcia, mające na celu odpędzenie potworów zagrażających podróży króla w zaświatach. "Padnij na swój bok!" - to jedna z formuł skierowanych do węży, które chcą ukąsić króla. Starożytni Egipcjanie byli przekonani, że węże trafiły nad Nil z innych krain Bliskiego Wschodu. Dlatego, co ciekawe, zaklęcia, które były skierowane przeciwko nim lub raczej mające je nakłonić do powrotu +do domu+, spisano hieroglifami. Jednocześnie fonetycznie utrwalono przekazy w innych językach semickich - wierząc, że zwierzęta te zrozumieją polecenia kierowane do nich tylko w języku z kraju, z którego pochodziły - opowiada egiptolog. Z czasem fragmenty Tekstów Piramid zaczęły się pojawiać na sarkofagach możnowładców. Zdaniem wielu badaczy wskazuje to na zjawisko, które możne określić "demokratyzacją" w dostępie do świętych formuł, umożliwiających osiągnięcie życia wiecznego. Ale nie jest to jedyna możliwość interpretacji egipskich źródeł - uważa dr Popielska-Grzybowska. Do dzisiaj nie znamy wszystkich tekstów zamieszczonych w piramidach, nie wszystkie zostały opublikowane i naukowo opracowane. Nadal więc czekają nas niespodzianki. Doprawdy jeszcze wiele do zrobienia przed nami - podsumowuje egiptolog. W przyszłym roku ukaże się książka dr Joanny Popielskiej-Grzybowskiej zatytułowania "I am Life – linguistic view of the creator in the Ancient Egyptian Pyramid Texts" (Jestem życiem - językowy obraz stwórcy w staroegipskich Tekstach Piramid), która - jak zapowiada badaczka - zaprezentuje przekaz zaklęć w nowym świetle. « powrót do artykułu
  22. Być może w końcu udało się opracować szczepionkę chroniącą przed Ebolą. Z pisma The Lancet dowiadujemy sie, że opracowano dane z dużego testu przeprowadzonego w 2015 roku w Gwinei. W testach wzięło udział 11 841 osób, a szczepionkę rVSV-ZEBOV podano 5837 z nich. Okazało się, że w ciągu 10 i więcej dni później nie zachorowała żadna z zaszczepionych osób. Wśród osób niezaszczepionych doszło w tym czasie do 23 zachorowań. Wyniki te uzyskaliśmy zbyt późno, by pomóc tym, którzy zmarli podczas ostatniej epidemii Eboli w Zachodniej Afryce. Jednak pokazują one, że nie będziemy bezbronni podczas kolejnej epidemii - mówi główna autorka badań doktor Marie-Paule Kieny, zastępca dyrektora generalnego WHO ds. systemów zdrowia i innowacji. Testy szczepionki produkcji Merck Sharp & Dohme (MSD) prowadzone były w nadbrzeżnym regionie Basse-Guinee, gdzie wciąż pojawiały się nowe przypadki zachorowań. W ich czasie wykorzystano technikę szczepienia w kręgu osób, które miały kontakt z chorym. Gdy zdiagnozowano u jakiejś osoby chorobę, identyfikowano wszystkich, którzy mieli z nią kontakt w ciągu ostatnich 3 tygodni oraz niektóre osoby, mające pośredni kontakt z chorym. W tak zidentyfikowanym kręgu szczepionkę podawano losowo wybranym dorosłym. Otrzymywali ją albo natychmiast albo po 3 tygodniach. Gdy wstępne wyniki wykazały, że szczepionka jest skuteczna, zaczęto podawać ją też dzieciom powyżej 6. roku życia. rVSV-ZEBOV nie tylko chroniła zaszczepionych, ale - pośrednio, również niezaszczepionych, zwiększając odporność całej grupy. Zjawiska tego dokładnie jednak nie mierzono, gdyż nie to było przedmiotem eksperymentu. W ramach oceny bezpieczeństwa leku, osoby po szczepieniu były obserwowane przez 30 minut, a następnie przez kolejnych 12 tygodni pracownicy służby zdrowia regularnie odwiedzali je w domach. Około połowa skarżyła się na umiarkowane dolegliwości, jak bóle głowy, zmęczenie i bóle mięśni. Ustępowały one samoczynnie po kilku dniach. W dwóch przypadkach zanotowano poważne efekty uboczne, gorączkę oraz wstrząs anafilaktyczny. Jeden dodatkowy przypadek, objawy podobne do grypy, zakwalifikowano jako prawdopodobnie wywołany przez szczepionkę. Wszyscy troje pacjenci wyzdrowieli. W styczniu bieżącego roku fundacja GAVI przekazała Merckowi 5 milionów dolarów na dalsze badania nad szczepionką. W ramach umowy Merck zobowiązał się, że - o ile szczepionka zostanie zaaprobowana i rekomendowana przez WHO - przygotuje w razie sytuacji alarmowej 300 000 dawek oraz do że postara się o formalne dopuszczenie szczepionki do użytku jeszcze przed końcem 2017 roku. Ponadto na wniosek producenta szczepionka została objęta prowadzoną przez WHO procedurą Emergency Use and Assessment Listing, dzięki której eksperymentalne środki i procedury medyczne mogą być użyte jeszcze przed ich formalnym zatwierdzeniem. « powrót do artykułu
  23. W czwartek (22 grudnia) Pekin wprowadził pierwszy w tym roku czerwony alarm smogowy. Smog ma pokrywać stolicę Chin i okolice przez 5 dni. Na oficjalnej witrynie magistratu napisano, że od 20 w piątek na drogi wolno wyjeżdżać tylko połowie prywatnych samochodów (stosuje się parzysto-nieparzysty system numerów tablic rejestracyjnych). Zamknięte zostają place budowy, a niektóre fabryki i przedsiębiorstwa ograniczą produkcję. Zakłady oraz instytucje publiczne mogą dostosować godziny pracy lub poprosić załogę, by pracowała zdalnie. Podobnie mają się sprawy z przedszkolami i szkołami. Czerwony alert to najwyższy stopień zagrożenia w 4-poziomowym systemie ostrzegania. Ogłasza się go, gdy smog ma się utrzymać przez ponad 72 godziny. Po wprowadzeniu w 2013 r. systemu ostrzegania o zanieczyszczeniu powietrza Pekin ogłosił 1. czerwony alarm w grudniu zeszłego roku. « powrót do artykułu
  24. Każdy zjadany przez nas posiłek to dla Ziemi koszt 10 kg utraconego poziomu próchnicznego - przestrzega Julian Cribb, autor książki "Surviving the 21st Century". Przemawiając w połowie grudnia na międzynarodowej konferencji gleboznawców w Queenstown na Nowej Zelandii, Cribb wyliczał, że zapewnienie jednego posiłku zaledwie jednej osobie to koszt w postaci 10 kg warstwy próchnicznej, 800 l wody, 1,3 l diesla, 0,3 g pestycydu i 3,5 kg dwutlenku węgla. Kiedy się to pomnoży przez 7-10 mld osób na świecie i weźmie pod uwagę, że każdy zjada ok. 1000 posiłków rocznie, widać, czemu jedzenie szybko staje się wyzwaniem naszych czasów. Cribb dodaje, że ludzka szczęka i żuchwa to najbardziej destrukcyjne współczesne narzędzia. Rujnują one glebę i wodę, prowadzą do wycinki lasów, opróżniania oceanów z ryb i niszczenia dzikiej przyrody na niespotykaną dotąd skalę. Mało kto zdaje sobie z tego jednak sprawę, bo długi przemysłowy łańcuch pokarmowy maskuje prawdę. Pisarz opowiada, że do lat 60. XXI w. ludzkość musi podwoić produkcję spożywczą. Nie będzie to jednak łatwe ze względu na kurczące się zasoby. Rocznie tracimy bowiem 75 mld ton gleby, a problem będzie się pogarszać. Naukowcy szacują, że w ostatnim 40-leciu straciliśmy 1/3 gleb świata. Ponadto aż 4 mld ludzi co najmniej przez miesiąc w roku zmagają się z ostrym niedoborem wody. Wg ONZ-etu, do lat 30. XXI w. zapotrzebowanie na wodę przewyższy dostawy aż o 40%. Cribb dodaje, że ani rządy, ani konsumenci nie zdają sobie sprawy, że wszystkie problemy pojawiają się naraz i są wzmacniane przez zmianę klimatu. Łącznie stanowią zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa żywieniowego i wreszcie - pokoju. Autor "Surviving the 21st Century" przekonuje, że w nachodzących dekadach staniemy się świadkami rozkwitu lokalnej produkcji żywności: uprawy nowych roślin, recyklingu wody i składników odżywczych, rolnictwa miejskiego i niskoemisyjnego, a także wykorzystania aktywności mikrobiologicznej gleby. Wspomina też o akwaponice, hodowli alg oraz projektowaniu nowych pokarmów i diet. Z powodu zaburzenia klimatu - fal gorąca, susz, powodzi i pożarów - produkcja żywności będzie się musiała przenieść do pomieszczeń. Jeśli najważniejsze rządy sprzeniewierzą się poczynionym zobowiązaniom, globalne temperatury o 2,5-5 stopni Celsjusza przekroczą [maksymalne] temperatury tolerowane przez tradycyjne rolnictwo. Ponieważ wody i nawozów będzie brakować, rolnictwo stanie się domeną prowadzących recykling miast. Kto się na to nie zdecyduje, może głodować. Cribb wieszczy, że odpowiednie przygotowanie stworzy wiele nowych gałęzi przemysłu i miejsc pracy. Najlepiej zorientowani i przystosowani staną się liderami "ery jedzenia". Wg niego, przeniesienie produkcji rolnej do miast pozwoli odwrócić szóste wymieranie i przywrócić naturze 24 mln km2 planety. Miałoby się to odbywać pod kierownictwem farmerów i miejscowych plemion. « powrót do artykułu
  25. Dorastając, niektóre młode dinozaury traciły zęby. Po narodzinach żywiły się mięsem, by po utracie zębów w dorosłości używać do skubania roślin dziobów. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z pisma Current Biology, Limusaurus inextricabilis żył ok. 150 mln lat temu na terenie dzisiejszych Chin. Pierwsze jego sfosylizowane szczątki odkryto zaledwie dekadę temu. Początkowo sądziliśmy, że w formacji Wucaiwan odkryliśmy dwa różne ceratozaury - jedno zwierzę z zębami, a drugie bez - i zaczęliśmy je nawet osobno opisywać - opowiada Shuo Wang z Capital Normal University w Pekinie. Później paleontolodzy spostrzegli, że za wyjątkiem zębów dinozaury wyglądały bardzo podobnie. Badania wykazały, że podobieństwo nie jest dziełem przypadku i z wiekiem gady traciły po prostu zęby, by stać się bezzębnymi dorosłymi z dziobami. Komentując doniesienia kolegów po fachu, dr Stephen Brusatte z Uniwersytetu w Edynburgu zaznacza, że dotąd niczego takiego nie odkryto u żadnego kopalnego kręgowca, a jedynym współczesnym lądowym kręgowcem, który robi coś podobnego, jest dziobak [za młodu dziobak ma jedną parę zębów przedtrzonowych i dwie pary trzonowców w szczęce, a także trzy pary trzonowców w żuchwie; traci je jednak przed lub wkrótce po opuszczeniu nory, w której się urodził]. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...