Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Duży uśpiony botnet założony na Twitterze może zostać w każdej chwili obudzony i wykorzystany np. do rozsyłania spamu, zafałszowania trendów w serwisie czy do wpłynięcia na opinię publiczną. Jak informują Juan Echeverria Guzman i Shi Zhou z University College London, botnet Star Wars składa się obecnie z 350 000 fałszywych kont. Uczeni przeanalizowali botnet, zdobyli szczegółowe informacje na jego temat i oczekują na publikację wyników swojej pracy z piśmie naukowym. Szczegóły na temat botnetu zostaną również przekazane Twitterowi. Echeverria Guzman i Zhou mówią również, że wpadli na trop większego botnetu, składającego się z ponad 500 000 kont, jednak jeszcze go nie przeanalizowali. Zwłokę w poinformowaniu Twittera o Star Wars naukowcy tłumaczą tym, że - udostępniając dane na jego temat - chcą, by inni uczeni mieli okazję do przeprowadzenia własnych analiz zanim botnet zostanie zlikwidowany. Ich zdaniem Star Wars został utworzony w 2013 roku i od tego czasu wykazuje niewielką aktywność. Od czasu do czasu publikuje on na Twitterze wpisy będące cytatami z książek z serii Star Wars. Wpisy są jak najbardziej niewinne, nie zawierają żadnych odnośników, publikowane są w naturalnym poprawnym języku, dzięki czemu automatyczne narzędzia do wyłapywania robotów publikujących na Twitterze nie są w stanie go wykryć. Wszystkie konta zostały utworzone w czasie krótszym niż dwa miesiące. Wszystkie zachowują się w ten sam sposób, cytując książki z serii Star Wars, a ich wpisy zawierają te same hashtagi. Wszystkie wpisy są oznaczone, jako dokonane z Windows Phone, co prawdopodobnie oznacza, iż są kontrolowane z poziomu osobnego API (interfejs programistyczny aplikacji) - mówi Echeverria Guzman. We wpisach oznaczono ich lokalizację geograficzną, a gdy naukowcy przeprowadzili analizę okazało się, że tworzą one prostokąty umiejscowione w Ameryce Północnej i Europie. Prostokąty te mają ostre rogi i proste granice, które są równoległe do linii długości i szerokości geograficznych. Najprawdopodobniej w ten sposób twórcy botnetu chcą przekonać czytelników Twittera, że wpisy powstają na kontynentach, gdzie Twitter jest najbardziej popularny. Konta są równo rozłożone pomiędzy oboma prostokątami, a lokalizacje wpisów równo rozłożone w każdym z nich. To niemal niemożliwe, by wpisy te pochodziły od prawdziwych użytkowników - stwierdza Echeverria Guzman. « powrót do artykułu
  2. Część przeszczepionych neuronów "przyjmuje się" w mózgach szczurów po udarze. Dziś udar prowadzi do trwałych uszkodzeń, ale w przyszłości mózg będzie można naprawić, zastępując w czasie przeszczepu obumarłe komórki nowymi. Pierwszy krok w tym kierunku uczynili naukowcy z Uniwersytetu w Lund. Szwedzi wykazali, że niektóre neurony wszczepione do uszkodzonych udarem szczurzych mózgów stają się ich częścią i reagują prawidłowo, gdy dotyka się pyska bądź łap zwierząt. Naukowcy uzyskali z komórek ludzkiej skóry indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste. Następnie wyhodowano z nich neurony korowe. Wyniki eksperymentów opisano w artykule, który ukazał się w piśmie Brain. Parę lat temu zespół z Centrum Komórek Macierzystych w Lund wykazał, że przeszczepianie tego typu komórek do kory szczurów po udarze sprawia, że zwierzęta lepiej się poruszają. Wtedy Szwedzi nie mieli jednak pewności, czy mózg naprawdę tworzy działające połączenia z przeszczepionymi neuronami. Teraz wykazano, że tak. W ramach studium akademicy posłużyli się wieloma nowoczesnymi metodami, w tym rejestracją aktywności przeszczepionych neuronów czy optogenetyką. Okazało się, że różne części mózgu gospodarza tworzą normalne połączenia z przeszczepionymi neuronami, a te ostatnie zmieniają swoją aktywność podczas dotykania pyska i łapy gryzoni. Po raz pierwszy zademonstrowano coś takiego. Fakt, że niektóre nowe neurony dostają sygnały z mózgu gospodarza w normalny sposób, wskazuje, że stały się one jego częścią i były w stanie zastąpić część obumarłych komórek - opowiada Zaal Kokaia. To podstawowe badania. Nie da się powiedzieć, kiedy będziemy gotowi, by zacząć eksperymenty na pacjentach. Cel jest jednak jasny: opracowanie metody leczenia, która pozwoli naprawić uszkodzony udarem mózg. Obecnie nie ma sposobu leczenia, który mógłby odtworzyć [utracone] funkcje, gdy minie pierwsza godzina od udaru - podsumowuje Olle Lindvall. « powrót do artykułu
  3. Poza granicami Birki, znanego centrum handlowego Wikingów, znaleziono nieznaną dotychczas strukturę. Badania georadarem ujawniły istniejącą tam salę o długości około 40 metrów, która była połączona z wielkim ogrodzonym terenem, rozciągającym się w kierunku basenu portowego. Bardziej szczegółowe badania ujawniły, że sala powstała po roku 810. Tego typu siedziby Wikingów o wysokim statusie rzadko spotyka się na południu Skandynawii. Wiadomo, że otoczony płotem obszar służył celom religijnym - mówi Johan Runer z muzeum w Sztokholmie. Georadar ujawnił też, że jeszcze wcześniej w tym miejscu również istniała siedziba osoby o wysokim statusie, tym razem należąca do przedstawiciela kultury Vendel. Okres Vendel (550-790) poprzedza epokę Wikingów. Obie struktury były używane nieprzerwanie i wszystko wskazuje na to, że były one dziełem przodków królewskiego baliwa Herigara, który jest wspomniany w Vita Ansgari, biografii biskupa Ansgara, napisanej przez jego następcę Rimberta. Stworzone około 875 roku dzieło jest nie tylko ważnym źródłem dotyczącym pracy misyjnej Ansgara w Skandynawii, ale również pozwala nam poznać codzienne życie Wikingów. Wspomniany w nim Herigar został ochrzczony przez Ansgara, arcybiskupa Hamburga i Bremy, podczas jego pierwszej misji około 830 roku. Herigar wybudował w Birce pierwszy kościół. Odkrycie to wiele nam mówi o pojawieniu się Birki, miasta wikingów, jego królewskiej administracji oraz najwcześniejszych misji chrześcijańskich w Skandynawii - mówi Sven Kalmring, badacz z Zentrum für Baltische und Skandinavische Archäologie. « powrót do artykułu
  4. Specjaliści z Uniwersytetów Princeton i Stanforda ostrzegają, że po samej tylko historii przeglądania możliwe jest zidentyfikowanie użytkownika internetu i powiązanie go z jego profilem w serwisie społecznościowym. Wykazaliśmy, że zachownie użytkownika w sieci można połączyć z jego profilem w portalu społecznościowym - stwierdzili naukowcy w prezentacji, która zostanie przestawiona w kwietniu podczas 2017 World Wide Web Conference. Wiadomo, że niektóre firmy, takie jak Google czy Facebok śledzą użytkowników i potrafią ich zidentyfikować - mówi profesor Arvind Narayanan. Takie firmy, z usług których korzystamy i zakładamy tam konta, informują, że nas śledzą. Okazuje się jednak, że każdy, kto ma dostęp do naszej historii przeglądania internetu (a ma go wiele firm i organizacji), jest w stanie zidentyfikować wielu internautów analizując informacje, jakie zostawiają w mediach społecznościowych. Użytkownicy mogą myśleć, że są anonimowi gdy czytają najświeższe informacje czy przeglądają witrynę o zdrowiu, jednak także i tam firmy śledzące użytkowników mogą zbierać dane i ich identyfikować, dodaje uczony. Celem uczonych było sprawdzenie, czy publicznie dostępne informacje pozwalają na zidentyfikowanie internauty. Okazało się, że wszystko zależy od tego, ile ujawniliśmy o sobie w mediach społecznościowych. Niezwykle przydatne są odnośniki do ulubionych witryn. Wystarczy 30 linków, którymi użyktownik podzielił się na Twitterze, by zidentyfikować go w ponad 50% przypadków. Jeszcze większy odsetek identyfikacji udało się uzyskać, gdy 374 ochotników dostarczyło badaczom historię swoich przeglądarek. Wówczas w ponad 70% przypadków jednoznacznie powiązano użytkownika z jego profilem w mediach społecznościowych. Jak zauważył profesor Yves-Alexandre de Montjoye z Imperial College London, badania te wykazały, że łatwo można zbudować działający na masową skalę system inwigilacyjny identyfikujący internautów na podstawie odwiedzanych przez nich witryn. Musimy przemyśleć nasze podejście do prywatności i ochrony danych, gdyż to kolejne w ostatnich latach badania pokazujące poważne luki w tym, co nazywamy anonimizowaniem danych - dodaje Montjoe. « powrót do artykułu
  5. Stały dopływ nikotyny normalizuje uwarunkowane genetycznie nieprawidłowości w aktywności mózgu ze schizofrenią. Najnowsze badanie naukowców z Instytutu Pasteura w Paryżu i Uniwersytetu Kolorado z Boulder rzuca nieco światła na fakt, czemu chorzy ze schizofrenią często bardzo dużo palą. Autorzy publikacji z pisma Nature Medicine mają nadzieję, że ich ustalenia doprowadzą do opracowania bazujących na nikotynie, ale nieuzależniających terapii. Zespół Uwe Maskosa wykazał, że gdy myszom z cechami schizofrenii codziennie podawano nikotynę, aktywność mózgu nasilała się w ciągu 2 dni, a do normy dochodziła w ciągu tygodnia. Zasadniczo nikotyna kompensuje uwarunkowaną genetycznie nieprawidłowość. Nikt wcześniej nie wykazał czegoś takiego - wyjaśnia Jerry Stitzel z Uniwersytetu Kolorado. Międzynarodowy zespół naukowców postanowił zbadać przyczyny obniżenia czynności kory przedczołowej (przejawia się on spadkiem liczby wyładowań neuronów oraz metabolizmu). Zjawisko to, określane angielskim terminem hypofrontality, uznaje się za przyczynę wielu zaburzeń poznawczych typowych dla schizofrenii, np. problemów z uwagą, zapamiętywaniem, podejmowaniem decyzji czy rozumieniem słownych wyjaśnień. Wcześniejsze badania sugerowały, że pewien polimorfizm pojedynczego nukleotydu genu CHRNA5 zwiększa ryzyko zarówno schizofrenii, jak i palenia. Pali od 80 do 90% chorych ze schizofrenią i przeważnie ludzie ci palą bardzo dużo, przez co badacze zaczęli podejrzewać, że to rodzaj autoterapii. W czasie studium akademicy chcieli ustalić, czy wariant CHRNA5 prowadzi do obniżenia czynności kory przedczołowej, a jeśli tak, w jaki sposób. Kolejne pytanie dotyczyło działania nikotyny. Naukowcy zebrali grupę myszy z tym wariantem i zastosowali metodę zwaną dwufotonowym obrazowaniem wapnia. Okazało się, że gryzonie rzeczywiście miały obniżenie czynności kory przedczołowej. Następnie, by sprawdzić, czy wykazują one cechy schizofrenii, m.in. niezdolność do stłumienia reakcji przestrachu czy awersję do kontaktów społecznych, Stitzel i Charles Hoeffer przeprowadzali testy behawioralne. Odpowiedź po raz kolejny brzmiała "tak". Tym samym Amerykanie zademonstrowali, że opisywany wariant odgrywa ważną rolę w schizofrenii, powodując hypofrontality. Co ważne, nikotyna odwracała ten deficyt (normalizowała aktywność mózgu). Ponieważ obniżona czynność kory przedczołowej występuje także w innych chorobach, w tym w depresji czy zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym, odkrycia mogą mieć duży wpływ na prace farmakologiczne w dziedzinie zdrowia psychicznego. « powrót do artykułu
  6. Amerykański naukowiec-youtube'er Joe Hanson sfilmował nieznane dotąd zachowanie gąsienic z peruwiańskiego lasu deszczowego Peru. Budują sobie one tunele z odpowiednio przyciętych i uformowanych liści i wpełzają do nich. Później jak kraby pustelniki przemieszczają się razem ze swoim domkiem, chwytając podłoże za pomocą aparatu gębowego. Wystarczy rozciągnięcie i skurcz całego ciała i dom plus lokator przesuwają się w wybrane miejsce. Gospodarz kanału "It's OK to Be Smart" wybrał się na wyprawę m.in. z entomologiem Aaronem Pomerantzem. Ich przewodnikiem był Pedro Lima. Gdy tylko Hanson podniósł gąsienicę, ta wycofała się do tuby, upodabniając się do rycerza w zbroi. Biolog sugeruje, że zachowanie ma pomagać w kamuflowaniu i ochronie przed drapieżnikami. Samoobrona gąsieni przyjmuje wiele różnych form. Wystarczy wspomnieć o zastyganiu i odpadaniu od liści, gdy w pobliżu przelatuje osa, zwijaniu w kłębek, by upodobnić się do ptasich odchodów, zwracaniu (regurgitacji) śmierdzącej cieczy czy "psikaniu" nikotyną przez przetchlinki. Wg Hansona, amazońska gąsienica przycina liście do swoich gabarytów. Trzymają się one razem dzięki jedwabiowi albo ślinopodobnej wydzielinie. Na środku tuby widać charakterystyczne wybrzuszenie. Bloger podejrzewa, że pozwala ona gąsienicy obrócić się o 180 stopni i uciec przez drugi otwór "domku". Gąsienicy, która zachowuje się jak krab pustelnik, nie widzieli ani Pedro, który w lasu deszczowym spędził sporą część życia, ani naukowcy - tak koledzy z obozu, jak i specjaliści od motyli i ciem, do których pisał Hanson. Naukowcy zaobserwowali nawet wyłanianie się postaci dorosłej ćmy - imago. Przed wypuszczeniem jej na wolność urządzono sesję fotograficzną. Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z nieznanym dotąd gatunkiem. W ustaleniu tego na 100% pomogą badania DNA oraz szczegółowe analizy morfologii. « powrót do artykułu
  7. Archeolodzy odnaleźli lokalizację Rheged, najbardziej tajemniczego z królestw, które istniały w VI wieku na terenie Wysp Brytyjskich. Królestwo było dotychczas znane z heroicznych poematów barda Taliesina, który wspominał o królu Urienie z Rheged oraz ze wczesnośredniowiecznych dokumentów mówiących o rządach Uriena nad południową Szkocją i północną Anglią. Większość historyków uznawała, że centrum Rheged stanowiły tereny zajmowane dzisiaj przez miasto Carlisle w Kumbrii jednak wykopaliska prowadzone w Trusty's Hill w pobliżu miejscowości Gatehouse of Fleet pozwalają na podważenie tej hipotezy. Do Trusty's Hill przyciągnęły nas piktyjskie symbole wyrzeźbione na tutejszych skałach. To jedyne takie symbole w tej okolicy i znajdują się one daleko na południe od miejsc, gdzie zwykle występują tego typu pozostałości po Piktach - mówi Ronan Toolis z GUARD Archeology. W 2012 roku rozpoczęliśmy prace w ramach Galloway Picts Project. Chcieliśmy zbadać kontekst historyczny tych zabytków. Okazało się jednak, że nasze badania poszły znacznie dalej niż tylko stwierdzenie obecności Piktów w Dumfries and Galloway. Dokonane przez nas odkrycia wskazują, że symbole mają związek z siedzibą władcy i miejscem, w którym około 600 roku Brytowie odbywali uroczystości. Po zbadaniu kontekstu tego miejsca w odniesieniu do współczesnych mu miejsc ze Szkocji i północnej Anglii doszliśmy do wniosku, że Galloway mogło być sercem zaginionego średniowiecznego królestwa Rheged. Pod koniec VI wieku było to najpotężniejsze królestwo na północy - dodaje Toolis. Archeolodzy odkryli, że szczyt wzgórza był obwarowany kamieniem i drewnem, a na jego niższych partiach znajdowały się dodatkowe struktury obronne. Całość tworzyła typową dla wczesnośredniowiecznej Szkocji strukturę obronną charakterystyczną dla siedziby władcy. Aby dostać się na szczyt wzgórza trzeba było minąć dwa wykute w skale piktyjskie symbole. Tego typu symboliczne wejście służyło rytuałom królewskiej inauguracji. Po jego minięciu gość widział w zachodniej części siedzibę władcy, gdzie odbywały się uroczyste uczty i przyjęcia gości, a nieco niżej, we wschodniej części umiejscowiono warsztat głównego kowala, specjalizującego się w wytwarzaniu przedmiotów ze złota, srebra, brązu i żelaza. Każdy z elementów fortu był starannie przemyślany tak, by dowodzić potęgi i statusu rządzącego. Wykopaliska wykazały, że siedziba miała powiązania handlowe z Irlandią i kontynentem. Co więcej, szlaki transport dóbr odbywał się z wybrzeża Galloway, z pominięciem Kumbrii. Taki wybór szlaków mógł być spowodowany chęcią uzyskania łatwiejszego dostępu do miedzi i ołowiu. Badania izotopowe znalezionych sztab ołowiu wskazują bowiem, że pochodzą one z Leadhills w południowo-zachodniej Szkocji. Wiemy też, że w miejscu wykopalisk zajmowano się produkcją wełny i skór. Mieszkańcy wzgórza jedli więcej mięsa krowiego niż owczego i wieprzowiny oraz więcej owsa i jęczmienia niż pszenicy. Pod tym względem nie różnili się od swoich przodków. Osoby zamieszkujące Trusty's Hill nie były rolnikami. Ich bogactwo brało się z faktu, że kontrolowali podległych sobie rolników i hodowców, zarządzali lokalnymi bogactwami naturalnymi. Kontrolę sprawowali zarówno za pomocą prezentów i zapewniania bezpieczeństwa, jak i za pomocą siły zbrojnej. Toolis zwraca uwagę, że piktyjskie symbole przy wejściu na szczyt wzgórza przypominają te z Dunadd, stolicy wczesnego szkockiego królestwa Dalariady. Jakość przedmiotów z Trusty's Hill, zarówno importowanych jak i wykonywanych na miejscu odpowiada jakości tych znalezionych w Dalaridzie, a to wskazuje, że oba królestwa miały równy status. Obecnie w Galloway znanych jest kilka osad, które pochodzą z tego samego okresu. Trusty's Hill to jedyne miejsce, w którym znajdują się dowody królewskiej inauguracji, co sugeruje, że tam właśnie mieszkała elita zarządzająca całą okolicą. Najnowsze odkrycia potwierdzają znaczenie Galloway w VI wieku, pokazują, że region przyciągał kupców oraz wzmacniają hipotezę mówiącą, że to Galloway stało się kolebką szkockiego chrześcijaństwa. Potęga Trusty's Hill nie trwała długo. Już w VII wieku siedziba została celowo zniszczona, a wraz z nią legł w gruzach pobliski fort w Mote of Mark. Wykopaliska sugerują, że Trusty's Hill było prawdopodobną siedzibą władców Rheged, królestwa, którego centrum stanowiło Galloway. Było to miejsce religijnych, kulturowych i politycznych innowacji, które wpłynęły na całą Szkocję. Wpływy Rheged, ze stolicą w Trusty's Hill, centrum religijnym w Whithorn, z Taliesinem jako mistrzem poezji i Urienem, jako najbardziej znanym władcą, znalazły swoje odbicie w historii i literaturze Szkocji, stwierdził doktor Christopher Bowles, archeolog ze Scottish Borders Council. « powrót do artykułu
  8. Na łamach Angewandte Chemie opisano nową metodę leczenia chorób żołądka za pomocą mikrosilników protonowych. Uwalniają one leki przy konkretnych wartościach pH. Niezbędne do trawienia czy niszczenia patogenów soki żołądkowe działają destrukcyjnie na podawane doustnie leki wrażliwe na pH, w tym na pewne antybiotyki. W przypadku substancji, które mają działać w jelitach, wystarczy powłoka oporna na soki. Jeśli jednak lek ma zadziałać w żołądku, np. na wrzody czy zakażenie Helicobacter pylori, zazwyczaj łączy się go z blokującymi produkcję kwasu inhibitorami pompy protonowej. Długie ich stosowanie może jednak prowadzić do szeregu skutków ubocznych, w tym bólów głowy, biegunki, zmęczenia, a w skrajnych przypadkach lęku, depresji czy rabdomiolizy. Mikrosilniki Liangfanga Zhanga i Josepha Wanga z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego pozwalają przezwyciężyć te problemy. W czasie ich produkcji 20-µm sfery magnezowe powleka się nanowarstwą złota, a później wrażliwym na pH polimerem (to w tej warstwie znajduje się lek). Ponieważ w czasie powlekania sfery spoczywają na szklanym podłożu, niewielki punkt pozostaje "czysty". To w nim zachodzi reakcja elektrochemiczna, w czasie której z jednej strony zużywane są protony, a z drugiej uwalniane są jony magnezowe i wodór. Bąbelki gazu napędzają mikrosilniki. Ruch sprzyja mieszaniu cieczy, a to przyspiesza zachodzenie reakcji; po mniej niż 20 minutach od podania mikrourządzeń pH żołądka osiąga wartość neutralną. Wtedy powłoka polimerowa się rozpuszcza i uwalnia ładunek. Amerykanie wyjaśniają, że dzięki napędowi zwiększa się penetracja mikrotransportera do śluzówki, co wydłuża czas utrzymania (retencji) leku w żołądku. Autorzy artykułu podkreślają, że mikrosilniki są biompatybilne. Nie wpływają one na działanie żołądka, a normalne pH odtwarza się w ciągu doby. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy dokonali przełomu w zakresie ustalenia, jak poszczególne przedziały lub organelle komórkowe wchodzą ze sobą w interakcje. Udało im się rozpracować, jak na poziomie molekularnym współpracują ze sobą peroksysomy i siateczka śródplazmatyczna (ER). Współpraca ta jest kluczowa dla produkcji pewnych lipidów, koniecznych do pracy neuronów i ochrony komórek przed uszkodzeniem oksydacyjnym. Bliskie kontakty między peroksysomami i ER zaobserwowano ponad 50 lat temu w badaniach ultrastrukturalnych, ale [dotąd] ich mechanizm molekularny pozostawał owiany tajemnicą - podkreśla dr Michael Schrader z Uniwersytetu w Exeter. Studium wykazało, że białko peroksysomów ACBD5 wchodzi w bezpośredni kontakt z białkiem siateczki VAPB. Pozwala to na połączenie obu organelli i transfer lipidów między nimi. Kiedy interakcja między ACBD5 i VAPB zanika, ustaje również transfer lipidów. Zespół z Exeter współpracuje z ekspertami z Akademickiego Centrum Medycznego w Amsterdamie, gdzie zidentyfikowano pacjenta z niedoborem ACBD5 (udało się go powiązać z defektem peroksysomalnym). U chorego występuje poważne uszkodzenie mózgu i siatkówki. Dr Schrader zaznacza, że jeśli takie schorzenia mają być w przyszłości diagnozowane i leczone, badania podobne do opisywanych są koniecznością. Jeśli lepiej zrozumiemy interakcje między organellami, możemy się też nauczyć chronić komórki przed pewnymi warunkami stresowymi, typowymi dla chorób związanych z wiekiem [...]. « powrót do artykułu
  10. Polsko-holenderskiemu zespołowi fizyków udało się ominąć barierę w szybkości oraz wydajności zapisu informacji. Dzięki temu dane na dyskach komputerowych można będzie zapisywać tysiąc razy szybciej niż teraz, a w dodatku komputery będą bardziej energooszczędne. Polsko-holenderski zespół badaczy znalazł sposób, który sprawi, że zapis informacji w komputerach będzie o wiele bardziej wydajny. To tzw. technologia zimnego ultraszybkiego zapisu fotomagnetycznego. Przełomowe badania ukazały się w środę w prestiżowym piśmie "Nature". Dzięki naszemu rozwiązaniu bliską przyszłością może być komputer, który nie tylko będzie działał szybciej, ale i będzie zużywał mniej energii dzięki wydajniejszej pamięci. I tak np. dzięki zastosowaniu naszej technologii, grafiki 3D, których teraz renderowanie (przetwarzanie - przyp. PAP) trwa kilkadziesiąt minut, wygenerowałby się w kilka sekund. A laptop wytrzymałby bez ładowania dłużej - opisuje w rozmowie z PAP jeden z autorów publikacji Krzysztof Szerenos, doktorant z Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Białymstoku. Chłodna kalkulacja Jak jednak zaznacza młody fizyk, prawdziwy potencjał rozwiązania będzie szczególnie zauważalny w ogromnych serwerowniach czy centrach przechowywania i przetwarzania danych. Tam oszczędności - jeśli chodzi zarówno o czas, jak i o energię potrzebną do zapisywania i przetwarzania danych - byłyby naprawdę nie do pogardzenia. Obecnie aż 5 proc. globalnej produkcji energii elektrycznej jest pochłaniane przez takie centra IT, a wkrótce wzrośnie to do 7 proc. - informuje kierownik badań dr hab. Andrzej Stupakiewicz z Wydziału Fizyki UwB. Zwraca uwagę, że przy zapisie wydzielają się spore ilości ciepła - na tyle duże, że aby chronić dane, trzeba zużywać dodatkową energię na chłodzenie urządzeń. Tymczasem, jak oceniają badacze z UwB, nowa metoda sprawi, że podczas zapisu informacji (a także i odczytu), temperatura nośnika informacji wzrośnie np. jedynie o 1 stopień C. W takiej sytuacji chłodzenie będzie zbędne. System działa w temperaturze pokojowej. Świat dysku Andrzej Stupakiewicz przypomina, na czym polega zapis informacji magnetycznej na dysku. Możemy sobie wyobrazić, że jest tam mnóstwo malutkich magnesików. Każdy magnes ma biegun północny i południowy, czyli kierunek namagnesowania. Jeśli uda nam się obrócić jeden magnesik, zmieniamy jego wartość binarną - np. z 0 na 1. W ten sposób zapisujemy informację - opowiada. Dodaje, że w dostępnych na rynku pamięciach stan namagnesowania zmieniano najczęściej za pomocą pola magnetycznego albo prądu elektrycznego. Ta metoda nieuchronnie skutkowała jednak rozgrzewaniem materiałów. A to prowadzi do strat energii. Poza tym dotychczasowe metody miały fizyczne ograniczenia, jeśli chodzi o szybkość zapisu - wiadomo było, że aby zmienić stan bitu w najszybszych obecnie pamięciach typu RAM potrzebne było kilka nanosekund (nanosekunda to miliardowa część sekundy). Nowa metoda pozwala obejść dotychczasową barierę związaną z szybkością zapisu. Granatem w rynek IT Badacze z Polski pokazali, że istnieje materiał nieprzewodzący (granat itrowo-żelazowy domieszkowany jonami kobaltu, YIG:Co), w którym stan namagnesowania można zmieniać za pomocą ultraszybkich impulsów światła, i to odwracalnie. Aby przełączyć jeden bit w takim materiale wystarczy jeden impuls lasera. W stosunku do obecnie stosowanych najszybszych pamięci możemy uzyskać tysiąckrotne zwiększenie prędkości zapisu i odczytu danych - porównuje Andrzej Stupakiewicz. Materiały o strukturze granatu są dostępne na rynku i - zdaniem naukowców - nie byłoby problemów z ulepszeniem ich parametrów w celu optymalizacji zapisu i wykorzystaniu na skalę masową. Impuls do poważnych oszczędności Naukowcy informują, że przy zapisie 1 bitu informacji system zużywałby naprawdę niewiele energii - nawet 10 000 razy mniej niż wchodząca na rynek najnowsza technologia STT-MRAM, i nawet miliard razy mniej niż obecne dyski twarde. Już od jakiegoś czasu wiadomo było, że można wykonać zapis magnetyczny za pomocą pojedynczych impulsów lasera. Przed dekadą grupa badaczy z Holandii odkryła materiał metaliczny o takich właściwościach. Jednak ze względu na bardzo silne pochłanianie światła, materiał ten znacznie nagrzewał się w trakcie zapisu. Teraz, we współpracy z tym samym zespołem z Holandii, zademonstrowaliśmy, że istnieje magnetyczny dielektryk, który jest przezroczysty i nie nagrzewa się pod wpływem impulsów lasera, a zapis jest jeszcze szybszy - opowiada Krzysztof Szerenos. Badania zespołu z Białegostoku zostały przeprowadzone przy wsparciu Narodowego Centrum Nauki. Teraz Polacy - wspólnie z Holendrami - starają się o unijny grant na rozwój badań. W ciągu 5 lat chcą zbudować prototyp systemu wykorzystującego nową technologię zimnego ultraszybkiego zapisu fotomagnetycznego. Mają nadzieję, że wtedy nowe urządzenia mogą pojawić się na rynku nawet w ciągu 10 lat. « powrót do artykułu
  11. Grupa ugandyjskich inżynierów opracowała inteligentną kamizelkę do diagnozowania zapalenia płuc. Olivia Koburongo wpadła na ten pomysł, gdy jej babcia zachorowała i przed zdiagnozowaniem zapalenia płuc była przewożona od szpitala do szpitala. [Wtedy] było [już] za późno, żeby ją uratować. Nie dało się monitorować procesów życiowych [...], dlatego pomyślałam, że przydałby się automatyczny sposób na śledzenie stanu jej zdrowia. Koburongo opowiedziała o swoich pomysłach koledze Brianowi Turyabagye. Dzięki współpracy z ekipą lekarzy udało się ostatecznie stworzyć Mama-Ope - prototypowy zestaw złożony z inteligentnej kamizelki i aplikacji na telefon komórkowy. Zgodnie z danymi UNICEF-u, rocznie zapalenie płuc zabija nawet 24. tys. ugandyjskich dzieci poniżej 5. r.ż. U wielu z nich mylnie diagnozuje się malarię. Brak dostępu do laboratoriów i sprzętu medycznego oznacza, że pracownicy służby zdrowia muszą polegać na zwykłych badaniach fizykalnych i własnej intuicji. Mama-Ope jest łatwy w użyciu. Wystarczy ubrać dziecko w kamizelkę, a wbudowane w nią czujniki zrobią resztę: wychwycą wzorce dźwiękowe z płuc, temperaturę oraz częstość oddechu. Za pomocą Bluetootha dane są następnie wysyłane do aplikacji i analizowane (poprzez porównania ustala się nasilenie procesu chorobowego). Kamizelka diagnozuje zapalnie płuc 3 razy szybciej niż lekarz i ogranicza ważny czynnik w postaci błędów ludzkich. Często, nim lekarze stwierdzą, że mają do czynienia z zapaleniem płuc, podają pacjentom medykamenty na malarię albo gruźlicę. Mama-Ope to sposób na nietracenie cennego czasu oraz częściowe rozwiązanie problemu niedoboru lekarzy (jak podaje Koburongo, stosunek liczby lekarzy do pacjentów wynosi w Ugandzie 1 do 24000). Projektanci mają nadzieję, że po pomyślnych testach pilotażowych kamizelki dotrą do ośrodków zdrowia/szpitali na peryferiach czy na wsi. Po umieszczeniu danych w chmurze lekarz, którego nie ma na miejscu, ma dostęp do tych samych informacji. A to pomaga w podejmowaniu świadomej decyzji - podkreśla Turyabagye. Ekipa chce opatentować wynalazek. Został on zgłoszony do tegorocznej Royal Academy of Engineering Africa Prize. « powrót do artykułu
  12. W ciągu ostatnich dwóch lat Google nakłonił deweloperów do załatania dziur w 275 000 aplikacjach obecnych w Google Play. W wielu przypadkach koncern musiał zagrozić, że nie pozwoli na umieszczanie w swoim sklepie kolejnych wersji wadliwej aplikacji. W ramach Google Play App Security Program Google przeskanował programy w Google Play, wyłowił te zawierające znane dziury i poinformował o tym fakcie ich twórców. Początkowo skanowano aplikacje jedynie pod kątem wbudowanych mechanizmów uwierzytelniających Amazon Web Services. W ubiegłym roku przeszukano aplikacje również pod kątem przechowywanych w nich kluczy szyfrujących. Jako, że początkowo twórcy aplikacji ociągali się z ich naprawianiem, od 2015 roku Google zaczęło naciskać na ich poprawę m.in. poprzez wyznaczanie ostatecznych terminów na usunięcie dziur. Każdy z deweloperów otrzymał szczegółowe informacje o błędach w swojej aplikacji wraz z instrukcjami, jak je usunąć. Tym, którzy nie usunęli dziur w wyznaczonym terminie, zablokowano możliwość wgrywania w Google Play nowych wersji programów. I tak na przykład deweloperzy, którzy w swoich aplikacjach używali Supersonic SDK mają czas do 26 stycznia, by zaktualizować program do wersji 6.3.5 lub nowszej. Starsze wersje wspomnianego SDK są bowiem podatne na ataki typu man-in-the-middle. Do kwietnia 2016 roku deweloperzy poprawili dzięki temu 100 000 aplikacji. Od tamtego czasu liczba poprawionych programów wzrosła do 275 000. « powrót do artykułu
  13. Internet Storm Center informuje, że Windows 10 jest najbezpieczniejszą z dotychczasowych edycji Windows. Organizacja, która monitoruje bezpieczeństwo internetu opublikowała też zestaw porad, jak spowodować, by system wysyłał do Microsoftu mniej informacji. Na początek zwróćmy uwagę na dane telemetryczne. W ich ramach zbierane są informacje na temat uruchamianych aplikacji, wyszukiwań, aktywności asystentki Cortana, zainstalowanego sprzętu, stabilności sterowników itp. itd. O szczegółach microsoftowej telemetrii, po co dane takie są zbierane i jak są przechowywane, można przeczytać na stronach Microsoftu pod adresem https://technet.microsoft.com/en-ca/itpro/windows/manage/configure-windows-telemetry-in-your-organization. Wysyłania danych telemetrycznych nie da się całkowicie wyłączyć, ale można je ograniczyć do niezbędnego minimum, kiedy to wysyłane są jedynie dane związane z bezpieczeństwem. Jeśli chcemy maksymalnie ograniczyć wysyłanie takich danych powinniśmy uruchomić Windows PowerShell i wpisać tam następujące komendy, w wyniku których zostaną przeprowadzone niezbędne zmiany w Rejestrze: Set-ItemProperty -Path "HKLM:SOFTWAREMicrosoftWindowsCurrentVersionPoliciesDataCollection" -Name "AllowTelemetry" -Type DWord -Value 0 Set-ItemProperty -Path "HKLM:SOFTWAREPoliciesMicrosoftWindowsDataCollection" -Name "AllowTelemetry" -Type DWord -Value 0 Set-ItemProperty -Path "HKLM:SOFTWAREWow6432NodeMicrosoftWindowsCurrentVersionPoliciesDataCollection" -Name "AllowTelemetry" -Type DWord -Value 0Możemy też uruchomić Rejestr i ręcznie zmodyfikować odpowiednie klucze, do których ścieżki dostępu znajdują się powyżej. Miłośnicy prywatności powinni również zastanowić się nad używaniem filtra aplikacji SmartScreen. To przydatne urządzenie, które monitoruje aktywność przeglądarki Microsoftu (IE oraz Edge) i ostrzeże nas przed wejściem na znaną niebezpieczną witrynę czy przed pobraniem znanego niebezpiecznego pliku. Więcej na temat tego narzędzia można przeczytać tutaj i tutaj. Problem z filtrem SmartScreen polega na tym, że Microsoft nie wyjaśnił dokładnie, w jaki sposób on działa. Czy wysyła dane na temat naszej aktywności na serwery Microsoftu, które analizują te informacje i ew. przysyłają ostrzeżenia, czy też pobiera na nasz komputer listę niebezpiecznych witryn i plików. Jeśli zatem chcemy wyłączyć ten mechanizm powinniśmy przejść do: Panel sterowania > System i zabezpieczenia > Zabezpieczenia i konserwacja > Zmień ustawienia filtru SmartScreen oraz Ustawienia systemu Windows > Prywatność > Ogólne i tam dokonać odpowiednich zmian. Możemy też zrobić to z poziomu PowerShella: Set-ItemProperty -Path "HKLM:SoftwareMicrosoftWindowsCurrentVersionExplorer" -Name "SmartScreenEnabled" -Type String -Value "Off" Set-ItemProperty -Path "HKCU:SoftwareMicrosoftWindowsCurrentVersionAppHost" -Name "EnableWebContentEvaluation" -Type DWord -Value 0lub Rejestru. Kolejnym elementem związanym z prywatnością jest technologia Wi-Fi Sense. Łączy nas ona z otwartymi hotspotami, które przez społeczność zostały uznane za bezpieczne. W najnowszych edycjach Windows 10 (Anniversary Edition i nowsze) mechanizm ten jest wyłączony. Jeśli z jakichś powodów nie chcemy zaktualizować Windows 10 to musimy samodzielnie wyłączyć Wi-Fi Sense z poziomu PowerShella: Set-ItemProperty -Path "HKLM:SoftwareMicrosoftPolicyManagerdefaultWiFiAllowWiFiHotSpotReporting" -Name "Value" -Type DWord -Value 0 Set-ItemProperty -Path "HKLM:SoftwareMicrosoftPolicyManagerdefaultWiFiAllowAutoConnectToWiFiSenseHotspots" -Name "Value" -Type DWord -Value 0Nawet tak niewinny mechanizm jak wyszukiwanie za pośrednictwem Menu Start został wzbogacony o funkcję sugestii, co oznacza, że jest on częścią systemu telemetrycznego. Możemy wyłączyć zarówno możliwość wyszukiwania z poziomu Menu Start jak i sugestie. Wykorzystamy w tym celu, oczywiście, PowerShella: Set-ItemProperty -Path "HKCU:SoftwareMicrosoftWindowsCurrentVersionSearch" -Name "BingSearchEnabled" -Type DWord -Value 0 Set-ItemProperty -Path "HKCU:SOFTWAREMicrosoftWindowsCurrentVersionContentDeliveryManager" -Name "SystemPaneSuggestionsEnabled" -Type DWord -Value 0Kolejnym elementem, z którego dane są wysyłane poza nasz komputer jest asystentka Cortana. Interakcja z nią jest bowiem przetwarzana przez microsoftową chmurę. Możemy więc znowu użyć niezawodnego PowerShella: Set-ItemProperty -Path "HKCU:SOFTWAREPoliciesMicrosoftWindowsWindows Search" -Name "AllowCortana" -Type DWord -Value 0Możliwe jest również wyłączenie urządzeń określających naszą lokalizację. Zrobimy to albo dla aktualnego użytkownika: Ustawienia systemu Windows > Prywatność > Lokalizacja lub też z PowerShella: Set-ItemProperty -Path "HKLM:SOFTWAREMicrosoftWindows NTCurrentVersionSensorOverrides{BFA794E4-F964-4FDB-90F6-51056BFE4B44}" -Name "SensorPermissionState" -Type DWord -Value 0 Set-ItemProperty -Path "HKLM:SystemCurrentControlSetServiceslfsvcServiceConfiguration" -Name "Status" -Type DWord -Value 0Jeśli zaś męczą nas pojawiające się co jakiś czas prośby o podzielenie się opinią na temat Windows możemy je wyłączyć w Ustawienia systemu Windows > Prywatność > Opinie i diagnostyka oraz w Ustawienia systemu Windows > System > Powiadomienia i akcje. Zrobimy to też, oczywiście, dzięki PowerShellowi: Set-ItemProperty -Path "HKCU:SoftwareMicrosoftSiufRules" -Name "NumberOfSIUFInPeriod" -Type DWord -Value 0 « powrót do artykułu
  14. Wystawienie na oddziaływanie insektycydów, które wiążą się z zarządzającymi zegarem biologicznym receptorami melatoninowymi, zwiększa ryzyko chorób metabolicznych, np. cukrzycy. Naukowcy z Uniwersytetu w Buffalo wykonali modelowanie komputerowe oraz eksperymenty laboratoryjne. To pierwszy raport demonstrujący, jak środki chemiczne ze środowiska, takie jak produkty codziennego użytku, wchodzą w interakcje z ludzkimi receptorami melatoniny - podkreśla dr Margarita L. Dubocovich. Nikt nie przypuszczał, że substancje te wpływają na układ melatoninowy, ale na to właśnie wskazują nasze badania. Studium, którego wyniki ukazały się w piśmie Chemical Research in Toxicology, skupiało się na 2 insektycydach: karbarylu i karbofuranie. Odkryliśmy, że oba insektycydy są strukturalnie podobne do melatoniny i że oba wykazują powinowactwo do receptorów melatoninowych MT2, co może potencjalnie wpływać na homeostazę glukozy i wydzielanie insuliny. Oznacza to, że ekspozycja na insektycydy zwiększa ryzyko cukrzycy i wpływa na wzorce snu - opowiada Marina Popovska-Gorevski. Obecnie naukowcy z Uniwersytetu w Buffalo pracują nad szybką biomacierzą do oceny związków ze środowiska pod kątem zaburzania rytmów okołodobowych. W bazie danych uniwersytetu zgromadzono ok. 4 mln związków o pewnym poziomie toksyczności. Wśród nich zidentyfikowaliśmy kilkaset tysięcy, w przypadku których można szybko uzyskać informacje o budowie i dzięki temu je badać - wyjaśnia Raj Rajnarayanan. Po utworzeniu klastrów w oparciu o podobieństwo znaleziono kilka z grupami funkcyjnymi zbliżonymi do melatoniny. Za pomocą modelowania komputerowego i eksperymentów in vitro na komórkach, w których zachodziła ekspresja ludzkich receptorów melatoninowych, wykazano, że karbaminiany (należą do nich karbaryl i karbofuran) wchodzą wybiórczo w interakcje z receptorami melatoninowymi. Zjawisko to może zaburzać sygnalizację melatoninową, zmieniając ważne procesy regulacyjne w organizmie. Wchodząc w bezpośredni kontakt z receptorami melatoninowymi w mózgu i w tkankach obwodowych, związki ze środowiska, takie jak karbaryl, zaburzają kluczowe procesy fizjologiczne. Mogą w ten sposób zakłócać [desynchronizować] rytmy okołodobowe, wzorce snu, a także zmieniać funkcje metaboliczne, zwiększając ryzyko przewlekłych chorób, np. cukrzycy [...] - podsumowuje Dubocovich. « powrót do artykułu
  15. Elon Musk i jego firmy - SpaceX oraz Tesla - to gwiazdy mediów technologicznych. Dzięki swojej popularności nie muszą zbytnio starać się o reklamę. Samochody Tesli cieszą się takim uznaniem użytkowników, że ci chętnie dzielą się pozytywnymi wrażeniami, zachęcając innych do skorzystania z oferty przedsiębiorstwa. Dobre słowa płyną też ze strony rządu USA. Amerykańska Narodowa Administracja Bezpieczeństwa Transportu Drogowego (NHTSA) poinformowała właśnie, że od czasu wprowadzenia w teslach Autopilota znacząco zmniejszyła się liczba wypadków z udziałem tych samochodów. Autopilot trafił do tesli w 2015 roku. Od tamtej pory odsetek wypadków, w których brał udział pojazd Tesli spadł aż o 40%. NHTSA przeanalizowała dostarczone przez Teslę dane z lat 2014-2016 dotyczące odległości, jaką przejechały pojazdy wyprodukowane przez tę firmę oraz przypadków uruchomienia poduszki powietrznej. Z analizy dowiadujemy się, że o ile przed wprowadzeniem funkcji Autopilot odsetek wypadków na milion mil wynosił 1,3, to po tym, jak Autopilot pojawił się w teslach spadł on do 0,8. Specjaliści z NHTSA doszli do wniosku, że zaimplementowanie technologii wspomagania prowadzenia pojazdu (ADAS) ma znaczący wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Ostrzegają jednocześnie, że korzystanie z takich technologii nie może zastąpić człowieka i nie zwalnia kierowcy z obowiązku zachowania czujności. Kierowca nigdy nie powinien w awaryjnej sytuacji czekać, aż ADAS za niego zahamuje - ostrzega NHTSA. Analizy NHTSA zbiegły się w czasie z zakończeniem przez urząd śledztwa w sprawie ubiegłorocznego śmiertelnego wypadku tesli. Stwierdzono, że kierowca samochodu miał co najmniej siedem sekund, by zareagować na sytuację na drodze. To wystarczająco dużo, by uniknąć wypadku. Mimo to zginął. NHTSA nie informuje, co przed wypadkiem robił kierowca. Z zeznać kierowcy ciężarówki, w którą uderzyła tesla, wynika, że ofiara oglądała film z Harrym Potterem. « powrót do artykułu
  16. Ostatni posiłek Ötziego, Człowieka Lodu z Tyrolu, składał się z suszonej koziny. Do takiego wniosku doszli naukowcy, którym udało się przeprowadzić sekcję zawartości jego żołądka. Zbadaliśmy nanostrukturę mięsa i wydaje się, że Ötzi zjadł bardzo tłuste, wysuszone mięso. Coś na kształt bekonu [z epoki kamiennej] - podkreśla Albert Zink z Instytutu Badań Mumii i Człowieka Lodu EURAC. Mięso musiało pochodzić z dzikiego zwierzęcia z Tyrolu Południowego. Warto przypomnieć, że wcześniej ten sam zespół ustalił, że Ötzi był zarażony Helicobacter pylori. Ciekawe więc, jak jego żołądek reagował na tak ciężkostrawne posiłki. « powrót do artykułu
  17. W starannie zaprojektowanym polimerze naukowcy z Instytutu Chemii Fizycznej PAN w Warszawie odcisnęli fragment pojedynczej nici DNA. Otrzymany negatyw pozostawał chemicznie aktywny i był zdolny do przyłączania odpowiednich zasad nukleinowych tworzących kod genetyczny. Polimerowa matryca – pierwsza tego typu w dziejach – funkcjonowała więc dokładnie jak fragment prawdziwego DNA. Odciskanie cząsteczek chemicznych w polimerze, czyli wdrukowywanie molekularne, to metoda znana i rozwijana od lat. Jednak nikt wcześniej nie użył jej do skonstruowania łańcucha polimerowego dopełniającego fragment pojedynczej nici DNA. Sztuki tej właśnie dokonali naukowcy z Instytutu Chemii Fizycznej PAN (IChF PAN) w Warszawie we współpracy z University of North Texas (UNT) w Denton, USA, i University of Milan we Włoszech. W odpowiednio dobranym polimerze odwzorowali istotny genetycznie fragment DNA, zbudowany z sześciu zasad nukleinowych. Wdrukowywanie molekularne zwykle przebiega w kilku etapach. Cząsteczki przeznaczone do wdrukowania najpierw umieszcza się w roztworze monomerów (czyli podstawowych "cegiełek", z których powstanie przyszły polimer). Monomery są tak dobrane, żeby samoczynnie układały się wokół wdrukowywanych cząsteczek. Mieszaninę poddaje się następnie polimeryzacji, po której z utwardzonej struktury usuwa się wdrukowane cząsteczki. Efektem tych zabiegów jest konstrukcja polimerowa z lukami molekularnymi dopasowanymi do oryginalnych cząsteczek pod względem wielkości i kształtu, a nawet ich lokalnych właściwości chemicznych. Za pomocą wdrukowywania molekularnego potrafimy wytwarzać np. warstwy rozpoznające do czujników chemicznych, wychwytujące z otoczenia wyłącznie cząsteczki konkretnego związku chemicznego - bo tylko te cząsteczki wpasują się w istniejące luki molekularne. Nie ma jednak róży bez kolców. Wdrukowywanie molekularne doskonale sprawdza się w przypadku mniejszych cząsteczek chemicznych. Jednak im większa cząsteczka, tym trudniej ją dokładnie wdrukować w polimer - tłumaczy prof. dr hab. Włodzimierz Kutner (IChF PAN). Cząsteczki kwasu deoksyrybonukleinowego, czyli DNA, są naprawdę duże: ich długość sięga centymetrów. Cząsteczki te na ogół składają się z dwóch długich, sparowanych ze sobą nici. Pojedyncza nić jest zbudowana z wielokrotnie powtarzających się nukleotydów, przy czym każdy z nich zawiera jedną z zasad nukleinowych: adeninę (A), guaninę (G), cytozynę © lub tyminę (T). Zasady na obu niciach nie są ułożone dowolnie: adeninie na jednej nici zawsze odpowiada tymina na drugiej, a guaninie - cytozyna. Gdy więc mamy do dyspozycji jedną nić, zawsze możemy odtworzyć jej dopełnienie, czyli drugą nić. Komplementarność zasad nukleinowych w niciach DNA jest dla komórek niezwykle ważna. Nie tylko zwiększa trwałość zapisu kodu genetycznego (uszkodzenie jednej nici można naprawić na podstawie budowy drugiej), ale także pozwala przepisywać go z DNA na RNA w procesie znanym jako transkrypcja. Transkrypcja zaś to pierwszy etap na drodze do syntezy białek. Nasz pomysł polegał na tym, żeby spróbować wdrukować w polimer fragment pojedynczej nici DNA. Jednocześnie zależało nam, aby odwzorować nie tylko sam kształt nici, ale także kolejność tworzących ją zasad nukleinowych - mówi dr Agnieszka Pietrzyk-Le (IChF PAN). Do badań, po stronie polskiej finansowanych z grantów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej i Narodowego Centrum Nauki, badacze z IChF PAN zastosowali fragmenty kodu genetycznego znanego jako TATAAA. Sekwencja ta pełni ważną rolę biologiczną: współdecyduje o uaktywnieniu leżącego za nią genu. TATAAA występuje w większości komórek eukariotycznych (a więc zawierających jądro komórkowe); u ludzi jest obecna w pobliżu co czwartego genu. Kluczowy etap pracy badawczej polegał na zaprojektowaniu syntetycznych monomerów poddawanych polimeryzacji elektrochemicznej. Musiały one być zdolne do dokładnego otoczenia wdrukowywanej cząsteczki w taki sposób, aby każdej tyminie i adeninie z nici DNA towarzyszyły komplementarne do nich zasady. Ważne były również wymogi mechaniczne: po spolimeryzowaniu matryca musiała być trwała. Odpowiednie monomery zostały zsyntetyzowane przez grupę prof. D'Souzy (UNT). Gdy mamy już przygotowane wszystkie odczynniki i aparaturę, samo wdrukowywanie oligonukleotydu TATAAA nie jest specjalnie skomplikowane. Najważniejsze procesy przebiegają samoczynnie w roztworach, w ciągu nie więcej niż kilkudziesięciu minut. Ostatecznie na elektrodzie zastosowanej do elektropolimeryzacji otrzymujemy warstwę przewodzącego polimeru z lukami molekularnymi, w których zasady nukleinowe układają się w sekwencję TTTATA, a więc w dopełnienie usuniętego oryginału - opisuje doktorantka Katarzyna Bartold (IChF PAN). Czy tak przygotowane matryce polimerowe rzeczywiście odtwarzają oryginalny fragment łańcucha DNA? Aby odpowiedzieć na to pytanie, w IChF PAN przeprowadzono dokładne badania właściwości nowych polimerów oraz wykonano szereg eksperymentów, które potwierdziły oddziaływanie polimerów z różnymi zasadami nukleinowymi w roztworach. Wyniki nie pozostawiają wątpliwości: polimerowy negatyw DNA rzeczywiście jest chemicznie aktywny i selektywnie wiąże oligonukleotyd TATAAA, poprawnie odtwarzając kolejność zasad nukleinowych. Możliwość stosunkowo łatwego i taniego wytwarzania polimerowych, trwałych odpowiedników fragmentów DNA to ważny krok w rozwoju genetyki syntetycznej, zwłaszcza w zakresie jej upowszechnienia w zastosowaniach biotechnologicznych i medycynie molekularnej. Jeśli metodę opracowaną w IChF PAN uda się w przyszłości udoskonalić, w matrycach polimerowych będzie można odwzorowywać dłuższe fragmenty kodu genetycznego. Otwierają się tu inspirujące perspektywy związane nie tylko z poznawaniem szczegółów procesu transkrypcji w komórkach czy budową chemosensorów do zastosowań w nanotechnologiach operujących na łańcuchach DNA, ale także z trwałym archiwizowaniem oraz replikowaniem kodu genetycznego różnych organizmów. « powrót do artykułu
  18. Miniony rok był najcieplejszy od 1880 roku. Średnia temperatura nad lądami i oceanami wyniosła 14,83 stopnia Celsjusza i była o 0,94 stopnia Celsjusza wyższa od średniej z XX wieku. Mieliśmy do czynienia z trzecim z rzędu rekordowo ciepłym rokiem. Był on o 0,04 stopnia Celsjusza cieplejszy od roku poprzedniego. Od początku wieku światowy rekord średniej rocznej temperatury został pobity pięciokrotnie. Stało się to w latach 2005, 2010, 2014, 2015 i 2016. Specjaliści spodziewali się wyjątkowo ciepłego roku, gdyż na samym jego początku tworzyło się bardzo silne El Niño. Pomiędzy styczniem a sierpniem cały świat doświadczył bardzo wysokich temperatur. W drugiej części roku pojawiła się chłodna La Niña, jednak wcześniejszy okres był tak gorący, że cały rok okazał się najcieplejszym od ponad 130 lat. Średnia roczna temperatura nad oceanami była o 0,75 stopnia Celsjusza wyższa od średniej wieloletniej, a temperatura nad lądami przekroczyła średnią aż o 1,42 stopnia Celsjusza wyższa. W Ameryce Północnej był to najgorętszy rok od 1880, w Ameryce Południowej i Afryce - drugi pod tym względem, w Azji i Europie - trzeci, a w Australii - piąty. Średnia powierzchnia lodu morskiego w Arktyce wyniosła 10,15 miliona kilometrów kwadratowych i była najmniejsza w historii pomiarów, które zapoczątkowano w 1979 roku. Średnia powierzchnia lodu morskiego w Antarktyce to 11,16 miliona kilometrów kwadratowych. Tylko raz była ona mniejsza. Na całym świecie doszło do znaczących anomalii. Na początku maja pożary lasów w kanadyjskiej prowincji Alberta zniszczyły znaczną część Fort Murray. Była to najdroższa katastrofa naturalna w historii Kanady. Na Atlantyku i północnym Pacyfiku ubiegłoroczny sezon huraganów był wyjątkowo intensywny. Liczba takich zjawisk była o 140% wyższa niż zwykle. Z kolei na Oceanie Indyjskim aktywność cyklonów była poniżej średniej. W Kuwejcie w miejscowości Mitribah zanotowano temperaturę sięgającą 54 stopni Celsjusza. To absolutny rekord w Azji. Niewiele chłodniej było w irackiej Basrze (53,9 stopnia Celsjusza) i irańskim Delhoran (53 stopnie). Zupełnie inne skrajne zjawiska zanotowano w Chinach. W styczniu nad Wschodnią Azję napłynęło zimne powietrze i w prowincji Guangzhou spadł pierwszy śnieg od 1967 roku, a w Nanning pierwszy od 1983 roku. « powrót do artykułu
  19. Jeśli do miejsca, w którym można dokonać legalnej aborcji jest dalej, odsetek przerwanych ciąży spada. Takie wnioski płyną z analizy skutków prawa, które przez trzy lata obowiązywały w stanie Teksas. W 2013 roku w Teksasie wprowadzono przepisy, zgodnie z którymi budynki klinik aborcyjnych musiały spełniać te same standardy co budynki szpitalne, a pracujący w takiej klinice lekarz musiał być zatrudniony w szpitalu położonym nie dalej niż 48 kilometrów od kliniki. Przepisy te w 2016 roku zostały uznane przez Sąd Najwyższy za niekonstytucyjne, jednak przez trzy lata one obowiązywały, a skutek ich wprowadzenia był taki, że zamknięto wiele klinik, które nie spełniały nowych wymogów. Jeszcze w 2012 roku w Teksasie istniało 41 klinik oferujących przerwanie ciąży. W roku 2014 pozostało ich 21. Po zamknięciu klinik odległość, jaką musiała przebyć mieszkanka Teksasu, by dokonać aborcji zwiększyła się średnio o 80 kilometrów. Przeprowadzona analiza danych dotycząca liczby aborcji przed i w czasie wprowadzenia nowych przepisów wskazuje, że tam, gdzie kobieta musiała przebyć do kliniki 160 kilometrów lub więcej, liczba aborcji spadła o połowę. Tam, gdzie odległość do kliniki zmniejszyła się niewiele lub wcale, zaobserwowano 16-procentowy spadek liczby aborcji. W sumie w ciągu 2 lat liczba aborcji w Teksasie zmniejszyła się o ponad 12 000. Nowe prawo miało lepiej chronić zdrowie kobiet - mówi Liza Fuentes ze specjalizującej się w zdrowiu reprodukcyjnym organizacji Guttenmacher Institute. Jednak, jako że niektóre kliniki musiały zostać zamknięte, część kobiet mogła mieć problem z wykonaniem aborcji. Niewykluczone, że większa odległość spowodowała wzrost kosztów, przez co niektóre kobiety nie wykonały aborcji. W całych Stanach Zjednoczonych obserwuje się spadek liczby dokonywanych aborcji. Po raz pierwszy od 1975 roku w USA wykonano mniej niż 1 milion zabiegów przerwania ciąży. Zdaniem badaczy przyczyną takiego stanu rzeczy mogą być zarówno restrykcyjne prawo, jak i szersze korzystanie z antykoncepcji. Spadek liczby aborcji zaobserwować można zarówno w stanach o restrykcyjnym, jak i bardzo liberalnym prawie dotyczącym aborcji. « powrót do artykułu
  20. Cukrzyca ciężarnych zwiększa u pierworódek ryzyko depresji poporodowej (DPP). Studium naukowców z Mount Sinai i Karolinska Institutet to największe jak dotąd badanie tego rodzaju (objęło ponad 700 tys. kobiet). Amerykańsko-szwedzki zespół ustalił, że w przypadku kobiet z historią depresji prawdopodobieństwo DPP jest ponad 20-krotnie wyższe (w porównaniu do kobiet bez takich doświadczeń). Cukrzyca ciężarnych sama w sobie zwiększa ryzyko depresji poporodowej, lecz historia depresji i cukrzyca łącznie podwyższają je jeszcze bardziej. Większość lekarzy myśli o nich jak o dwóch odrębnych schorzeniach, ale teraz wiemy, że cukrzycę ciężarnych i depresję poporodową powinno się rozpatrywać razem. O ile wystąpienie cukrzycy ciężarnych zwiększa ryzyko DPP u wszystkich kobiet, o tyle w przypadku pań z wcześniejszym epizodem depresyjnym wystąpienie cukrzycy sprawia, że prawdopodobieństwo DPP jest aż o 70% wyższe - wylicza dr Michael E. Silverman z Mount Sinai. Szukając korelacji z DPP, naukowcy analizowali nie tylko cukrzycę ciężarnych, ale i szereg innych potencjalnych czynników ryzyka, w tym cukrzycę występującą przed ciążą. Okazało się, że u pań z wcześniejszym epizodem depresyjnym ryzyko zwiększały cukrzyca przed ciążą i poród nieco przed terminem. Dla kobiet bez historii depresji znaczenie miały zaś młody wiek, poród ze wspomaganiem lub cesarskie cięcie oraz poród umiarkowanie przedwczesny. Autorzy publikacji z pisma Depression and Anxiety sugerują, że biorąc to wszystko pod uwagę, można przypuszczać, że mechanizmy przyczynowe DPP u kobiet z i bez historii depresji są różne. Do analiz wykorzystano dane ze szwedzkiego rejestru urodzeń. Akademicy bazowali na klinicznej diagnozie DPP, bo inwentarze oparte na symptomach często przeszacowują częstość występowania depresji poporodowej. « powrót do artykułu
  21. Superhemofobowa powierzchnia zmodyfikowanego tytanu, która "odpycha" krew, może znaleźć zastosowanie w implantach medycznych. Materiał powstał dzięki współpracy 2 naukowców z Uniwersytetu Stanowego Kolorado: Aruna Koty i Ketula Popata. Kota jest ekspertem w nowej dziedzinie - materiałów superomnifobowych, które odpychają wszystkie ciecze. Popat interesuje się zaś inżynierią tkankową i materiałami biokompatybilnymi. Wychodząc od zwykłych arkuszy tytanu, w laboratorium uzyskano chemicznie zmodyfikowane powierzchnie, funkcjonujące jako idealne bariery między tytanem a krwią. Eksperymenty wykazały, że poziom przywierania płytek jest bardzo niski. Kota wyjaśnia, że choć z myślą o biokompatybilności naukowcy wykorzystują często materiały z powinowactwem do krwi, tutaj "robi się coś dokładnie odwrotnego [...]. Kluczową innowacją jest to, że powierzchnia jest tak odpychająca, że krew "dochodzi do przekonania", że nie ma żadnego ciała obcego. Popat dodaje, że niepożądane interakcje krwi z materiałami obcymi to poważny problem w badaniach medycznych. Z czasem stenty mogą prowadzić do powstawania skrzeplin, a w konsekwencji zawałów czy zatorowości płucnej. Często pacjenci muszą do końca życia przyjmować leki rozrzedzające krew. Gdybyśmy mogli zaprojektować materiał, z którego powierzchnią krew rzadko wchodzi w kontakt, nie ma w zasadzie szans na stanowiące cały ciąg zdarzeń krzepnięcie. W tym przypadku zapobiegamy pierwszemu elementowi ciągu. Amerykanie zestawiali powierzchnie tytanowe różniące się teksturą i składem chemicznym. Porównywali stopień przywierania i aktywacji płytek. Ponieważ fluorowane nanorurki oferowały najlepszą ochronę, planowane są dalsze eksperymenty z ich wykorzystaniem. « powrót do artykułu
  22. Podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos poinformowano o powołaniu Coalition for Epidemic Preparedness Innovations (CEPI). To organizacja, której celem jest opracowanie nowych szczepionek na choroby zakaźne. CEPI zebrała już niemal 500 milionów dolarów. Taką kwotę przekazali Fundacja Billa i Melindy Gatesów, Wellcome Trust oraz rządy Japonii, Norwegii i Niemiec. Do końca bieżącego roku CEPI chce zdobyć w sumie miliard USD, co pozwoli organizacji na pracę przez kolejnych 5 lat. Wybrano też pierwsze cele, na które CEPI ma opracowywać szczepionki. Są to koronawirus MERS (Bliskowschodni zespół niewydolności oddechowej), gorączka Lassa oraz wirus Nipah. Eksperci z zadowoleniem przyjęli powstanie CEPI, gdyż organizacja uzupełni badania prowadzone przez Światową Organizację Zdrowia i amerykańską Biomedical Advanced Research and Development Authority (BARDA), które pracują nad szczepionkami przeciwko wirusom Ebola i Zika. Stany Zjednoczone nie zdecydowały się na finansowanie CEPI, ale zaoferowały pomoc ekspercką. Nie jesteśmy oficjalnym partnerem CEPI, ale widzimy synergię pomiędzy naszymi działaniami - stwierdził dyrektor BARDA Rick Bright. Jednym z pól, na których BARDA może wspomóc CEPI są prace nad stworzeniem jak najbardziej efektywnych technologii ochrony biologicznej i reakcji na pojawienie się epidemii chorób zakaźnych. Przyczynkiem do powołania CEPI stała się epidemia Eboli z 2014 roku. Okazało się wówczas, że istnieją prototypowe szczepionki przeciwko Eboli, jednak - jako że nie istnieje komercyjny rynek dla takiej szczepionki - nigdy nie były one testowane na ludziach. Zanim szczepionki przeszły odpowiednie testy epidemię udało się powstrzymać innymi metodami. Pojawiły się wówczas głosy o potrzebie powołania organizacji, która pracowałaby nad szczepionkami na choroby jakimi - ze względu na brak rynków zbytu - nie interesuje się przemysł prywatny. Z czasem pomysł ten wyewoluował w CEPI. W ciągu najbliższych 5 lat organizacja ma zamiar opracować i poddać I fazie testów klinicznych po 2 szczepionki przeciwko każdemu z trzech wymienionych wcześniej wirusów. W ten sposób przy kolejnej dużej epidemii można by przeprowadzić kolejną fazę badań, mając tym razem do dyspozycji szczepionki, które już wstępnie na ludziach testowano. « powrót do artykułu
  23. Amerykańscy naukowcy zaproponowali, by elektroniczne dane zdrowotne pacjentów chronić ich własnym biciem serca. Koszt i złożoność tradycyjnych metod szyfrowania sprawiają, że nie znajdują one zastosowania w telemedycynie czy mobilnej opiece zdrowotnej. Ponieważ e-wersje w coraz większym stopniu zastępują centra stacjonarne, chcieliśmy znaleźć unikatowy sposób na chronienie wrażliwych danych medycznych za pomocą czegoś prostego, taniego i dostępnego - opowiada prof. Zhanpeng Jin z Binghamton University. Zespół zastosował więc EKG jako narzędzie do zaszyfrowania i odszyfrowania plików. Zapis ekg. jest pozyskiwany do postawienia diagnozy i przekazywany elektronicznie do bazy danych. My wykorzystaliśmy go do szyfrowania. W ten sposób przy minimalnych kosztach można zwiększyć bezpieczeństwo i prywatność. Jak wyjaśnia profesor, bicie serca staje się czymś w rodzaju hasła do danych. Schemat identyfikacji bazuje na wcześniejszych pracach Jina. Ponieważ EKG może się zmieniać z wiekiem, a także w wyniku choroby czy urazu (zdarza się też, że pacjent chce po prostu zmienić metodę dostępu do swoich danych), naukowcy pracują nad sposobami uwzględnienia tych zmiennych. Wyniki badań zaprezentowano w grudniu na konferencji GLOBECOM 2016. « powrót do artykułu
  24. Chińska Yangtze River Storage Technology oznajmiła, że pracuje nad własną technologią pamięci 3D NAND. Przedsiębiorstwo nie poinformowało, kiedy rozpocznie produkcję nowych kości. Tymczasem już od pewnego czasu pojawiają się pogłoski, jakoby Państwo Środka miało pod koniec 2017 roku rozpocząć produkcję kości 3D NAND rozwijanych w oparciu o rodzime technologie. Simon Yang, dyrektor wykonawczy Yangtze River Storage i Wuhan Xinxin Semiconductor Manufacturing poinformował, że pierwsza z tych firm pracuje nad 32-warstwowymi układami oraz że w roku 2019 zmniejszy ona dystans technologiczny, jaki dzieli ją od światowych liderów. Do roku 2020 firma chce być jednym ze światowych liderów technologicznych na rynku układów pamięci. Niedawno przedsiębiorstwo rozpoczęło budowę nowej fabryki w Wuhan. Znajdą się w niej trzy linie produkcyjne, a do 2020 roku ich wydajność ma wynieść 300 tysięcy 12-calowych plastrów krzemowych miesięcznie. « powrót do artykułu
  25. Specjaliści z Uniwersytetu Harvarda i Szpitala Dziecięcego w Bostonie opracowali miękkiego robota, który opasuje serce i pomaga mu bić. Jak tłumaczą Amerykanie, rękaw robota skręca się i kurczy w rytmie serca, wspomagając funkcje narządu upośledzone przez niewydolność. W odróżnieniu od dotychczasowych urządzeń o podobnej roli, robot nie wchodzi w bezpośredni kontakt z krwią. Zmniejsza to ryzyko tworzenia skrzepów, dzięki czemu pacjent nie musi przyjmować leków rozrzedzających krew. Autorzy publikacji z pisma Science Translational Medicine podkreślają, że w przyszłości robot da czekającym w kolejce na przeszczep cenny czas, może też wspomagać rehabilitację np. po zawale. [Opisane] badanie stanowi ekscytujący dowód na wykonalność pewnego rozwiązania. Pokazuje, że miękki robot może bezpiecznie wchodzić w interakcje z tkankami miękkimi i prowadzić do poprawy funkcji serca. Wyobrażamy sobie wiele przyszłych zastosowań, gdzie tego typu urządzenia służyłyby do mechanoterapii zarówno w środku, jak i na zewnątrz ciała - opowiada prof. Conor Walsh. Niewydolność serca dotyczy ok. 41 mln ludzi na całym świecie. W oczekiwaniu na przeszczep lub u pacjentów, u których nie jest on możliwy, stosuje się urządzenia wspomagające pracę komór serca (ang. ventricular assist devices, VAD). Choć VAD są stale ulepszane, ryzyko powstawania skrzepów i udaru jest nadal wysokie. By stworzyć całkiem nowe urządzenie, które nie wchodzi w kontakt z krwią, naukowcy z Uniwersytetu Harvarda zainspirowali się samym sercem. W cienkim silikonowym rękawie zamontowano miękkie siłowniki pneumatyczne; imituje to zewnętrzną warstwę mięśni ssaczego serca. Siłowniki skręcają się i obkurczają rękaw. Urządzenie jest połączone z zewnętrzną pompą, która do zasilania siłowników wykorzystuje powietrze. Jak podkreśla Ellen Roche, rękaw można dostosować do każdego pacjenta. Jeśli u danej osoby bardziej szwankuje lewa strona serca, aktuatory da się tak dostroić, by bardziej ją wspierały. Ciśnienie wywierane przez siłowniki może rosnąć bądź maleć z czasem, dostosowując się do zmian stanu chorego. Robota mocuje się do serca za pomocą urządzenia ssącego, szwów i żelu (ich odpowiednie połączenie zmniejsza tarcie). Inżynierowie z Harvardu współpracowali z chirurgami z Bostonu (razem poszukiwali najlepszych metod implantacji i prowadzili doświadczenia na modelach zwierzęcych). Nim rękaw zostanie zastosowany u ludzi, trzeba wykonać jeszcze wiele badań, ale pierwszy ważny krok na tej drodze został już zrobiony. Na razie harvardzkie Biuro Rozwoju Technologii złożyło wniosek patentowy i szuka możliwości komercjalizacji wynalazku. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...