Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Microsoft zaczął ostrzegać użytkowników Windows Visty, że wkrótce kończy się okres wsparcia dla tego systemu. Użytkownicy Visty, którzy korzystają z Microsoft Security Essentials otrzymują powiadomienia na swoje komputery. Windows Vista zadebiutowała 30 stycznia 2007 roku. Była następcą Windows XP. System nigdy nie odniósł sukcesu. Pomimo początkowych pozytywnych opinii użytkownicy szybko mieli dość mechanizmu User Account Control (UAC), który bez przerwy zasypywał ich najróżniejszymi ostrzeżeniami, przeszkadzając w wygodnym korzystaniu z komputera. Viście nie pomógł też fakt, że miał zastąpić niezwykle popularnego XP. Nigdy się to nie udało, a obecny udział Windows Visty w rynku desktopów wynosi od 0,8 do 1,2 procenta. To jednak oznacza, że system ten wciąż działa na milionach komputerów. Tymczasem wsparcie dla niego kończy się 11 kwietnia bieżącego roku. Po tej dacie użytkownicy Visty nie będą otrzymywali żadnych poprawek, zatem ich maszyny będą coraz bardziej narażone na atak. Osoby korzystające z Windows Visty powinny zainstalować nowszy system operacyjny. Najłatwiejsza będzie aktualizacja do Windows 7, gdyż przejście na Windows 8.1 lub Windows 10 będzie wymagało czystej instalacji. Ci, którzy z jakichś powodów nie mogą lub nie chcą zmieniać systemu operacyjnego, powinni po 11 kwietnia zrezygnować z korzystania z Internet Explorera, ustawić UAC na najwyższy poziom, usunąć programy, które nie są aktualizowane przez ich producentów oraz zainstalować oprogramowanie zabezpieczające. Wszystkie te kroki to jednak tylko półśrodki, a najlepszym rozwiązaniem jest zmiana systemu na nowszy. « powrót do artykułu
  2. Niemiecki overclocker der8auer i jego zespół podkręcili zegar procesora Intel Core i7 7700K do rekordowych 7328,3 MHz. W czasie bicia rekordu wszystkie rdzenie układu były aktywne, uruchomiony został też Hyper-Threading. Próbę sponsorował ASUS, dzięki czemu do chłodzenia kości der8auer mógł wykorzystać ciekły hel. Zwykle overclockerzy wykorzystują ciekły azot, który jest 100-krotnie tańszy od ciekłego helu. Ten ostatni kosztuje bowiem 40 euro za litr i błyskawicznie się ulatnia. Jednak ciekły hel ma temperaturę około -269 stopni Celsjusza, czyli jest o około 70 stopni chłodniejszy od ciekłego azotu. Stąd też pomysł na wykorzystanie helu. A jego realizacja była możliwa dzięki sponsorowi. Litr helu ulatnia się w ciągu około 10 sekund, więc chłodzenie nim jest niezwykle drogie. Podczas bicia rekordu zużyto około 100 litrów ciekłego helu w ciągu zaledwie 15 minut. Jak twierdzi der8auer, podkręcenie wspomnianego układu do 7,3 GHz to najwyższe taktowanie zegara jakie kiedykolwiek osiągnięto w przypadku czterordzeniowego procesora. « powrót do artykułu
  3. Zespół Jill Pruetz z Uniwersytetu Stanowego Iowy nagrał szokujące dla ludzi zachowanie szympansów, które miało miejsce po pierwszym odnotowanym przypadku śmiertelnej agresji wśród Pan troglodytes z zachodniej Afryki. Małpy nie tylko zabiły izolowanego od paru lat byłego przywódcę stada (samca alfa), ale i przez długi czas atakowały jego ciało i zjadały jego fragmenty. Prymatolodzy podkreślają, że szympansy wyjątkowo rzadko zabijają członka własnej społeczności (większość przypadków agresji dotyczy walk między stadami). Zupełnie nikt nie spodziewał się zaś tego, co nastąpiło potem. Trudno było patrzeć na to okrutne zdarzenie [które miało miejsce w 2013 r. w Fongoli w Senegalu] - opowiada Pruetz. Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje. Nie spodziewałam się, że będą tak agresywne w stosunku do ciała [Foudouko]. Pruetz podkreśla, że opisywane zachowanie zdecydowanie nie było żałobą. Autorzy raportu z Journal of Primatology stwierdzili, że największą agresję przejawiały młodsze dorosłe samce. Agresji nie wykazały tylko 2 osobniki zaprzyjaźnione kiedyś z Foudouko. Jeden z nich krzyczał co prawda i uderzył ciało, ale wydawało się, że to próba ożywienia zmarłego. Amerykanka od dawna podejrzewa, że do agresywnego zachowania mogą się przyczyniać wywołane przez człowieka zmiany środowiskowe, które zaburzają habitat szympansów. Nie da się jednak ostatecznie powiedzieć, co było przyczyną śmierci Foudouko. Niewykluczone, że poszło o partnerki (w Fongoli jest bowiem więcej samców niż samic) i walkę o pozycję z młodszymi samcami. Skrzywioną proporcję płci w Fongoli można powiązać z czynnikami antropogenicznymi. Tutejsi mieszkańcy opowiadali np. o ludziach polujących na samice, by pozyskać niemowlęta na handel. Ze względu na długowieczność szympansów nawet schwytanie co parę lat tylko jednej samicy ma realny wpływ na stado. Niezwykłe jest to, że Foudouko zdołał przeżyć w izolacji od reszty tyle lat. Dotąd nikt nie odnotował tak długiego okresu "banicji". W ciągu 5 lat naukowcy obserwowali, jak samiec podąża w pewnej odległości za stadem i sekretnie spotyka się z niektórymi byłymi sprzymierzeńcami. Kontakty te były jednak rzadkie. Naprawdę uderzyło nas to, że Foudouko żył na zesłaniu tak długo. Szympansy są bardzo społeczne, dlatego izolacja stanowi olbrzymi stres. Wydawało się, że Foudouko chciał wrócić na łono stada. Prymatolodzy sądzą, że miałby szansę, gdyby był bardziej uległy. Zespół podejrzewa, że w dniach poprzedzających śmierć kręcił się w okolicy. Tak czy siak nikt nie zauważył żadnych sygnałów ostrzegawczych, że grupa mogłaby go zabić. Jako przywódca Foudouko był bardzo dominujący. Niewykluczone więc, że młodsze szympansy obawiały się, że mógłby chcieć odzyskać dawną pozycję i zdecydowały się go zaatakować. Młode małpy przewyższały liczebnością obóz sprzymierzeńców dawnego samca alfa. Na ich korzyść działała też szczytowa forma fizyczna. Nawet po śmierci inne małpy obawiały się Foudouko. Przejawiały strach zwłaszcza wtedy, gdy ciało drgało lub przesuwało się w czasie ataków. Gdy stado odeszło, zespół Pruetz pochował samca. Kiedyś szkielet zostanie ekshumowany i poddany badaniu. « powrót do artykułu
  4. Archeolodzy dokonali jednego z najważniejszych od 60 lat odkryć w Qumran. Wykopaliska w jednej z jaskiń dowiodły, że przechowywano w niej zwoje z Drugiej Świątyni. W związku z tym uczeni postulują, by jaskinię tę uznać za 12. w której były słynne zabytki. Wiadomo też, że jaskinia została splądrowana przez Beduinów w połowie ubiegłego wieku. Okrycia dokonali doktorzy Oren Gutfeld i Ahiad Ovadia z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie oraz doktor Randall Price i jego studenci z Liberty University w USA. Po raz pierwszy od 60 lat znaleziono nową jaskinię ze zwojami i przeprowadzono w niej profesjonalne wykopaliska. W niszach i tunelu na końcu jaskini znaleziono dzbany, w których składowano zwoje, i ich pokrywy. Wszystkie dzbany były rozbite, ich zawartość ukradziono. Archeolodzy znaleźli też dwa kilofy. Okazało się, że pochodzą one z lat 50. ubiegłego wieku, wówczas zatem doszło do splądrowania jaskini. Byliśmy najbliżej od 60 lat odkrycia nowych zwojów z Morza Martwego. Dotychczas powszechnie uważano, że zwoje z Qumran znajdowały się w 11 jaskiniach. Teraz wiemy, że istnieje 12. jaskinia. Jej odkrycie oznacza, że nie możemy być pewni, iż zwoje znad Morza Martwego, które za pośrednictwem Beduinów trafiły na rynek, pochodzą z jaskiń od 1 do 11 - mówi doktor Gutfeld. Uczeni są pewni, że w dzbanach znajdowały się słynne zwoje, gdyż w jaskini znaleziono też kawałek pergaminu, który był przygotowany do pisania na nim, skórzany pasek, którym zwoje były wiązane, materiał, w który zwoje zawijano i wiele innych przedmiotów, wskazujących ponad wszelką wątpliwość, co znajdowało się w jaskini. Ponadto odkryto tam również groty strzał, pieczęć wykonaną z kamienia półszlachetnego i ostrza. Archeolodzy stwierdzili, że jaskinia była używana od chalkolitu do neolitu. Odkrycie nowej jaskini pokazuje również, że przed archeologami jest jeszcze wiele pracy. Niewykluczone bowiem, że istnieją jaskinie zawierające wiele bezcennych zabytków. Ciągle ścigamy się ze złodziejami. Izrael musi przeznaczyć odpowiednie środki i rozpocząć, we współpracy z lokalnymi mieszkańcami, operację systematycznych wykopalisk we wszystkich jaskiniach na Pustyni Judzkiej - mówi Israel Hasson, dyrektor generalny Izraelskiej Służby Starożytności. « powrót do artykułu
  5. Google, Mozilla, Cloudfare oraz badacze z dwóch uniwersytetów skrytykowali producentów oprogramowania antywirusowego za przechwytywanie ruchu HTTPS. Działania takie mogą bowiem narażać użytkowników na niebezpieczeństwo. Programy antywirusowe nie mają domyślnie dostępu do ruchu HTTPS. Jednak ich producenci obchodzą ten problem instalując własne certyfikaty root, dzięki czemu ich programy mogą analizować szyfrowany ruch pod kątem bezpieczeństwa. Metoda ta jest często stosowana, jednak jej krytycy mówią, że sposób, w jaki przechwytywany jest ruch HTTPS nie tylko zmniejsza bezpieczeństwo użytkownika, ale wiąże się z wprowadzeniem nowych luk. Badacze przeanalizowali 8 miliardów bezpiecznych połączeń z serwerami aktualizacji Firefoksa, witrynami sklepów internetowych oraz siecią Cloudflare. Stwierdzili, że oprogramowanie antywirusowe przechwyciło 4% ruchu do serwerów Firefoksa, 6,2% ruchu do sklepów i 10,9% połączeń z Cloudflare. Zbadano także wpływ przechwycenia ruchu na bezpieczeństwo połączenia. Okazało się, że 97% przechwyconych połączeń do serwerów Mozilli stało się mniej bezpiecznych. Problem ten dotknął tez 32% połączeń do sklepów i 54% połączeń do Cloudflare. Przechwycone połączenia nie tylko wykorzystywały słabsze algorytmy szyfrujące, ale 10-40 procent wspierało algorytmy, które zostały już złamane, co pozwala na przeprowadzenie ataków typu man-in-the-middle, przechwycenie, osłabienie i odszyfrowanie połączenia - czytamy w raporcie. Społeczność zajmująca się bezpieczeństwem od dawna wiedziała, że programy antywirusowe przechwytują połączenia HTTPS, ale problem był ignorowany, gdyż sądziliśmy, że dotyczy on niewielkiego odsetka połączeń. Okazuje się jednak, że przechwytywanie jest zdumiewająco szeroko rozpowszechnione i może mieć negatywne konsekwencje - dodają autorzy analizy. « powrót do artykułu
  6. Holograficzna pamięć atomowa, wymyślona i skonstruowana przez fizyków z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, jest pierwszym urządzeniem zdolnym na żądanie generować pojedyncze fotony w grupach liczących po kilkadziesiąt i więcej sztuk. Zademonstrowany przyrząd w praktyce usuwa kolejną fundamentalną przeszkodę na drodze do budowy jednej z odmian komputerów kwantowych. Całkowicie bezpieczne, kwantowe łącza o dużej przepustowości, a nawet konstrukcja jednej z odmian komputerów kwantowych – to możliwe zastosowania nowego źródła pojedynczych fotonów, zbudowanego na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (FUW). Niespotykaną do tej pory cechą właśnie zaprezentowanego urządzenia jest to, że po raz pierwszy pozwala ono na żądanie wyprodukować nie pojedynczy foton, a ich dużą, precyzyjnie kontrolowaną grupę. W stosunku do dotychczasowych rozwiązań i pomysłów nasz przyrząd charakteryzuje się znacznie większą wydajnością i skalą integracji. W sensie funkcjonalnym można nawet o nim myśleć jak o działającym na pojedynczych fotonach pierwszym odpowiedniku małego układu scalonego - mówi dr hab. Wojciech Wasilewski (FUW), jeden ze współautorów publikacji w uznanym czasopiśmie fizycznym Physical Review Letters. Pierwsze źródła pojedynczych fotonów powstały jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku i choć ich dzisiejsze różne wersje nadal mają wiele wad, pojedyncze fotony można już z powodzeniem stosować np. do realizowania gwarantujących pełną dyskrecję protokołów komunikacji kwantowej. Do wykonywania złożonych obliczeń kwantowych potrzebne byłyby jednak całe grupy fotonów. Najprostsza metoda wytworzenia grup fotonów polega na użyciu odpowiednio dużej liczby źródeł. Rozpowszechnionymi źródłami pojedynczych fotonów są dziś urządzenia wykorzystujące zjawisko spontanicznego parametrycznego podziału częstości (Spontaneous Parametric Down-Conversion, SPDC). W określonych warunkach dochodzi tu do podziału fotonu wygenerowanego przez laser na dwa nowe o energiach dwukrotnie mniejszych i pozostałych cechach wzajemnie powiązanych przez zasady zachowania energii i pędu. Zarejestrowanie jednego fotonu z pary dostarcza więc informacji nie tylko o nim, ale także o istnieniu i cechach drugiego fotonu, niezaburzonego przez obserwację – a zatem idealnie się nadającego do operacji kwantowych. Niestety, każde źródło SPDC wytwarza pojedyncze fotony dość wolno i w sposób czysto przypadkowy. W efekcie na jednoczesną emisję z zaledwie 10 źródeł trzeba byłoby czekać nawet kilka lat. W 2013 roku zespół brytyjskich fizyków z uniwersytetów w Oksfordzie i Londynie zaproponował znacznie bardziej wydajny protokół wytwarzania grup fotonów. Pomysł polegał na umieszczeniu przy każdym źródle pamięci kwantowej, zdolnej do przechowania wyemitowanego fotonu. Zmagazynowane w pamięciach fotony można byłoby w pewnym momencie jednocześnie uwolnić. Wyliczenia wskazywały, że oczekiwanie na grupę 10 fotonów skracałby się wtedy o oszałamiające dziesięć rzędów wielkości: z lat do mikrosekund! Zaprezentowane na FUW źródło jest pierwszą realizacją opisanego pomysłu, na dodatek znacznie bardziej zintegrowaną: tu wszystkie fotony powstają od razu wewnątrz pamięci kwantowej, w wyniku działania trwającego mikrosekundy impulsu laserowego. Zewnętrzne źródła pojedynczych fotonów przestały być w ogóle potrzebne, a liczba niezbędnych pamięci kwantowych zmalała do zaledwie jednej. Cały nasz układ eksperymentalny zajmuje na stole optycznym powierzchnię mniej więcej dwóch metrów kwadratowych. Wszystkie najważniejsze rzeczy dzieją się jednak w samej pamięci, czyli w cylindrze o długości ok. 10 cm i średnicy 2,5 cm. Ktoś, kto oczekiwałby wewnątrz cylindra wyrafinowanej konstrukcji godnej półprzewodnikowego układu scalonego, byłby jednak mocno rozczarowany. Wnętrze wypełniają jedynie pary rubidu 87Rb, znajdujące się w temperaturze 60-80 stopni Celsjusza - opisuje doktorant Michał Dąbrowski (FUW). Nowa pamięć, zbudowana dzięki grantom PRELUDIUM i SONATA Narodowego Centrum Nauki oraz środkom projektu PhoQuS@UW, jest wielomodowa przestrzennie: poszczególne fotony można umieścić, przechować, przetworzyć i odczytać w różnych obszarach przestrzeni wewnątrz cylindra, pełniących rolę wydzielonych komórek pamięci. Operacja zapisu, wykonywana za pomocą wiązki lasera, w praktyce polega na utrwaleniu w postaci wzbudzeń atomowych pewnego przestrzennego wzorca – hologramu. Oświetlenie układu laserem pozwala odtworzyć hologram i odczytać zawartość pamięci. W przeprowadzonych doświadczeniach nowe źródło generowało grupy fotonów liczące do 60 sztuk. Obliczenia wskazują, że w realistycznych warunkach użycie laserów o większej mocy pozwoliłoby zwiększyć tę liczbę nawet do kilku tysięcy. (Złożoność obliczeń związanych z analizą danych z doświadczeń była tak duża, że do ich wykonania konieczne okazało się użycie mocy obliczeniowej składającego się z 53 tys. rdzeni gridu komputerowego Intrastruktura PL-Grid). Z powodu szumów, strat i innych procesów pasożytniczych trwałość pamięci kwantowej zbudowanej na FUW sięga od kilku do kilkudziesięciu mikrosekund, co w kategoriach ludzkiej percepcji wydaje się wartością bardzo małą. Istnieją jednak układy pozwalające wykonywać na fotonach proste operacje w czasie liczonym w nanosekundach. W nowej pamięci kwantowej na każdym fotonie można byłoby więc przeprowadzić nawet kilkaset operacji, co w zupełności wystarcza do celów kwantowej komunikacji i przetwarzania informacji. Działające źródło dużych grup fotonów to istotny krok na drodze do skonstruowania jednej z odmian komputera kwantowego, zdolnego przeliczać pewne zagadnienia w czasie wielokrotnie krótszym niż najlepsze współczesne maszyny liczące. Już kilkanaście lat temu wykazano bowiem, że wykonując na fotonach proste operacje z zakresu optyki liniowej można otrzymać wzrost szybkości charakterystyczny dla obliczeń kwantowych. Złożoność takich obliczeń zależy jednak od liczby jednocześnie przetwarzanych fotonów. Brak źródeł dużych grup fotonów powodował, że dotychczas liniowe komputery kwantowe nie mogły rozwinąć skrzydeł, ograniczając swoje działanie do elementarnych operacji matematycznych. Oprócz obliczeń kwantowych fotonowy "scalak" może znaleźć zastosowania w komunikacji kwantowej. Obecnie realizuje się ją przesyłając światłowodem pojedyncze fotony. Nowe źródło pozwalałoby wprowadzić do światłowodu wiele fotonów jednocześnie, a zatem wielokrotnie zwiększałoby przepustowość łączy kwantowych. « powrót do artykułu
  7. Dzięki horrorom naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine zidentyfikowali kluczowy obwód neuronalny, odpowiedzialny za przetwarzanie strachu i lęku. Strach jest przystosowawczą emocją; umożliwia zapamiętanie pewnych wydarzeń, co pozwala np. unikać ich w przyszłości. Nadmierny strach prowadzi jednak do lęku i innych zaburzeń psychicznych. Co ciekawe, dotąd obwód odpowiedzialny za przetwarzanie strachu zmapowano u gryzoni, ale nie u ludzi. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, naukowcy utrwalali aktywność neuronów, posługując się elektrodami wprowadzonymi do ciała migdałowatego i hipokampa 9 osób. Badanymi byli pacjenci z lekooporną padaczką, którym wszczepiono elektrody, by śledzić aktywność neuronów prowadzącą do napadów. Wyświetlano im sceny z filmów, m.in. horrorów. Elektrody wychwytywały wyładowania neuronów milisekunda po milisekindzie, ujawniając w czasie rzeczywistym, jak mózg podchodzi do przerażających bodźców - wyjaśnia Jie Zheng. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications zauważyli, że ciało migdałowate i hipokamp bezpośrednio wymieniały informacje. Zheng tłumaczy, że neurony ciała migdałowatego wyładowywały się 120 milisekund wcześniej niż komórki hipokampa. Wzorzec komunikacji między tymi obszarami jest kontrolowany przez wydźwięk emocjonalny filmu. Jednokierunkowy przepływ informacji między amygdala a hipokampem zdarzał się wyłącznie podczas oglądania strasznych klipów i nie występował podczas oglądania spokojnych scen. Jak dodaje dr Jack Lin, choć wcześniejsze badania wykazały rolę ciała migdałowatego w przetwarzaniu strachu i równoległą rolę, spełnianą przez hipokamp w lepszym zapamiętaniu emocjonalnych zdarzeń, dotąd nie było dokładnie wiadomo, w jakie relacje regiony te wchodzą podczas rozpoznawania strasznych bodźców. Większość badań koncentruje się na izolowanych obszarach mózgu. Nasze ujednolica wiedzę nt. roli ciała migdałowatego i hipokampa w przetwarzaniu emocjonalnym i udowadnia, że amygdala pierwsze ekstrahuje/wykrywa istotność emocjonalną i przesyła tę informację do hipokampa, który ma wszystko zapamiętać - wyjaśnia Lin. Kalifornijczycy podkreślają, że to pierwsze badanie na ludziach, które nakreśla mechanizm, za pośrednictwem którego nasz mózg przetwarza strach na poziomie obwodów. Ma to olbrzymie znaczenie dla terapii różnych zaburzeń psychicznych. Obecnie leki przeciwlękowe wiążą się z dużymi obszarami mózgu, prowadząc do skutków ubocznych. Mamy nadzieję, że pewnego dnia będziemy w stanie obrać na cel i manipulować biorącym udział w przetwarzaniu negatywnych emocji obwodem amygdala-hipokamp, nie wpływając przy tym na obwody odgrywające pozytywną rolę. « powrót do artykułu
  8. Intel zainwestuje 7 miliardów dolarów w dostosowanie swojej Fab 42 w Arizonie do procesu produkcyjnego 7 nm. Zakład ten miał produkować 14-nanometrowe układy, jednak ze względu na brak popytu nigdy nie został uruchomiony. W 2014 roku Intel oświadczył, że bezterminowo odkłada na później uruchomienie zakładu, gdyż przewiduje, że do zaspokojenia popytu wystarczy, by już uruchomione fabryki pracowały na 80% mocy. Decyzja o dokończeniu fabryki została ogłoszona w Białym Domu przez prezydenta Trumpa i dyrektora generalnego Intela Briana Krzanicha. Fabryka ma ruszyć na 3-4 lata, powstanie w niej 3000 miejsc pracy, a w stanie Arizona, w firmach z fabryką współpracujących zatrudnienie znajdzie kolejnych 10 000 osób. Po ukończeniu Fab 42 będzie najbardziej zaawansowaną na świecie fabryką półprzewodników. Intel już w tej chwili zatrudnia w USA ponad 50 000 osób, a pośrednio firma tworzy kolejnych 500 000 miejsc pracy. « powrót do artykułu
  9. Mark Moore, przez 30 lat pracował w NASA nad koncepcyjnymi zaawansowanymi pojazdami powietrznymi, został zatrudniony przez Ubera. Został dyrektorem ds. inżynieryjnych w wydziale Elevation, który pracuje nad... latającymi autonomicznymi taksówkami. W październiku ubiegłego roku Uber opublikował dokument, w którym poinformował o rozpoczęciu prowadzenia badań nad pasażerskimi dronami zdolnymi do pionowego startu i lądowania, które w ciągu minut mogłyby dostarczyć pasażera do wybranego punktu w mieście. Wyobraźmy sobie podróż z dzielnicy Marina w San Francisco do pracy w San Jose. Podróż, która obecnie zajmuje około 2 godzin mogłaby trwać 15 minut. A gdybyś mógł zaoszczędzić niemal cztery godziny na podróży w tę i z powrotem pomiędzy centrum São Paulo a przedmieściami Campinas? - kusił Uber. Autorzy wspomnianego dokumentu wymieniali w nim Moore'a jako jedną z osób, z których publikacji korzystali. Nic więc dziwnego, że Uber zaproponował mu pracę. Tak doświadczony inżynier pracujący od lat w NASA nad podobnymi projektami wniesie do firmy olbrzymią wiedze i doświadczenie. Moore powiedział, że głównym problemem związanym z latającymi samochodami jest technologia przechowywania energii. Współczesne akumulatory nie zapewnią jej na tyle dużo, by samochód mógł przez dłuższy czas pozostawać w powietrzu. Na razie nie wiadomo, czy Uber będzie szukał u innych firm pomocy w pracach nad latającymi taksówkami. Przedsiębiorstwo współpracuje z Volvo i Daimlerem nad samochodami autonomicznymi. « powrót do artykułu
  10. Związek wyekstrahowany z głębinowej gąbki odłowionej w okolicach Bahamów wykazuje silną aktywność w stosunku do metycylinoopornego gronkowca złocistego (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Naukowcy z Florida Atlantic University (FAU) wyizolowali, opisali budowę oraz aktywność biologiczną alkaloidu będącego pochodną indolu. Dragmacydyna G, bo o niej mowa, wykazuje szerokie spektrum działania: hamuje m.in. MRSA i panel linii komórkowych raka trzustki. Gąbki z rodzaju Spongosorites są źródłem alkaloidów bisindolowych, które wykazują różne właściwości, w tym antybakteryjne, antywirusowe, przeciwgrzybicze, przeciwpierwotniakowe, cytotoksyczne czy przeciwzapalne. Odkryliśmy, że dragmacydyna G działa antybakteryjnie. Jest 10-krotnie silniejsza od innych alkaloidów bisindolowych; działa przy tym wybiórczo - na drobnoustroje, a nie na komórki ssaków - wyjaśnia dr Amy Wright. Naukowcy z FAU od lat zbierają niezwykłe organizmy morskie. Większość próbek pochodzi z wysp Galapagos, zachodniego Pacyfiku, Morza Śródziemnego, Indopacyfiku, zachodniej Afryki i Morza Beringa. W ramach programu badawczego Amerykanie szukają leków na raka prostaty i choroby zakaźne. We współpracy z kolegami z innych ośrodków skupiają się też na innych postaciach nowotworów, malarii, gruźlicy czy chorobach neurodegeneracyjnych. Na przestrzeni ostatnich 10 lat tworzono bibliotekę materiałów, testowanych pod kątem różnych chorób. W ostatnim studium w macierzach zaobserwowano hamowanie wzrostu MRSA, prątków gruźlicy i zarodźca sierpowego (Plasmodium falciparum). Dzięki dalszemu oczyszczaniu otrzymano dragmacydynę G. Jej budowę określono za pomocą spektroskopii. « powrót do artykułu
  11. Przyzwyczailiśmy się do doniesień, o szpiegowaniu użytkowników przez komputery, smartfony i witryny internetowe. Powoli musimy przyzwyczaić się do myśli, że nasza prywatność będzie w coraz większym stopniu naruszana i nie uświadczymy jej nawet w domu. Firma Vizio zawarła właśnie ugodę z Federalną Komisją Handlu (FTC), która oskarżyła przedsiębiorstwo, że za pomocą produkowanych przez siebie telewizorów szpiegowało 11 milionów użytkowników, a zdobyte w ten sposób dane demograficzne, geograficzne oraz dotyczące preferencji w wyborze programów były sprzedawane stronie trzeciej. W ramach ugody Vizio zapłaci grzywnę, ale firma nie zaprzeczyła oskarżeniom, ani ich nie potwierdziła. Kevin Moriarty, prawnik w Wydziale Ochrony Prywatności i Tożsamości stwierdził: "Zanim firma usadowi się na krześle obok i zacznie robić szczegółowe notatki na temat tego, co oglądasz, powinna zapytać użytkownika o zgodę. Vizio tego nie zrobiło i FTC podjęła odpowiednie działania". Do Vizio należy 20% amerykańskiego rynku telewizorów, firma może więc prowadzić inwigilację na szeroką skalę. W pozwie wystosowanym przez FTC czytamy, że Vizio zbierało informacje sekunda po sekundzie. Dane kolekcjonowano zarówno z urządzeń podłączanych do telewizora jak i z sieci kablowych oraz z internetu. Informacje dotyczące wieku, płaci czy dochodów klientów były sprzedawane firmom reklamowym. Przyłapane na gorącym uczynku przedsiębiorstwo próbuje odwracać kota ogonem. Dzisiaj FTC jasno stwierdziła, że wszyscy producenci inteligentnych telewizorów powinni uzyskać zgodę klientów na zbieranie i dzielenie się informacjami na ich temat. Vizio jest liderem w tej dziedzinie - stwierdził firmowy prawnik Jerry Huang. Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy to nie jest tak, że większość tzw. smart TV szpieguje użytkowników, a Vizio miało pecha i zostało złapane. « powrót do artykułu
  12. Amazoński las deszczowy już ponad 2 tys. lat temu był przekształcany przez ludzi, którzy zbudowali tu setki tajemniczych wałów ziemnych. Otoczone rowami struktury zajmują powierzchnię ok. 13 tys. km2. Odkrycia naukowców z Brazylii i Wielkiej Brytanii pokazują, jak przed przybyciem Europejczyków żyli tutejsi Indianie. Przez stulecia struktury ze stanu Acre ukrywały drzewa. Współczesne wylesienie odsłoniło jednak ok. 450 geoglifów. Ich rola pozostaje owiana tajemnicą. Nie były to wioski, ponieważ podczas wykopalisk archeolodzy odkryli bardzo mało artefaktów. Wygląd nie sugeruje też funkcji obronnych. Wydaje się, że mieszkańcy zbierali się tu od czasu do czasu podczas rytuałów. Szefową wykopalisk była dr Jennifer Watling z Muzeum Archeologii i Etnografii Uniwersytetu São Paulo. Wg niej, znalezienie tych struktur pod dojrzałym lasem deszczowym przeczy idei, że amazońskie las deszczowe są dziewiczymi ekosystemami. Od razu chcieliśmy wiedzieć, czy gdy budowano geoglify, region był już porośnięty lasem i do jakiego stopnia, tworząc te struktury, ludzie wpływali na krajobraz. Za pomocą najnowocześniejszych technik autorzy publikacji z Proceedings of the National Academy of Sciences of the USA zrekonstruowali 6 tys. lat historii wegetacji i pożarów wokół 2 geoglifów. Okazało się, że przez tysiąclecia ludzie silnie zmieniali lasy bambusowe, a przy okazji budowy geoglifów zrobiono małe, czasowe wycinki. Zamiast wypalać duże połacie lasu (czy to pod geoglify, czy pod pola uprawne), ludzie skupiali się na wartościowych gatunkach drzew, np. na palmach. Naukowcy porównują to do tworzenia prehistorycznego supermarketu z użytecznymi produktami leśnymi. Udało się zgromadzić sporo dowodów, że dzisiejsza bioróżnorodność lasów z Acre to pokłosie tamtych praktyk agroleśnych. Mimo dużej liczby i sporego zagęszczenia geoglifów w regionie, możemy być pewni, że lasy Acre nie były wycinane tak intensywnie i przez tak długi czas, jak to widzimy w ostatnich latach. Wykorzystywania lasów amazońskich przez rdzenną ludność jeszcze przez kontaktem z Europejczykami nie można traktować jako usprawiedliwienia dla współczesnej, niezrównoważonej polityki. Zamiast tego warto się przyjrzeć dawnym praktykom, by znaleźć bardziej przyjazne środowisku alternatywy. W ramach studium archeolodzy pobrali próbki gleby z rowów wykopanych w obrębie i poza geoglifami. Analizowano je pod kątem obecności fitolitów, czyli zmineralizowanych resztek roślinnych. Zawartość węgla kamiennego wskazywała na intensywność wypalania lasu, zaś stabilne izotopy węgla na stopień "otwartości" wegetacji. « powrót do artykułu
  13. Firmie SpaceX nigdy nie można było odmówić ambicji. Potwierdza to niedawny wywiad, jakiego Reutersowi udzieliła dyrektor generalna Gwynne Shotwell. Zapowiedziała ona bowiem, że w bieżącym roku kierowane przez nią przedsiębiorstwo będzie przeprowadzało start Falcona 9 co dwa do trzech tygodni. Plany te wyglądają jeszcze bardziej ambitnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w ubiegłym roku SpaceX przeprowadziła 8 z 12 zaplanowanych startów. Niedotrzymanie planów było częściowo związane z uziemieniem rakiet po wrześniowej katastrofie jednej z nich. W katastrofie na Przylądku Canaveral zniszczeniu uległ izraelski satelita o wartości 200 milionów dolarów, a ciężkich uszkodzeń doświadczyło stanowisko startowe. Jego naprawa wciąż trwa, a jej koszt wyceniono na "mniej niż połowę" nowego stanowiska startowego budowanego właśnie w Kennedy Space Center, nieco na północ od Przylądka Canaveral. SpaceX modyfikuje też pompę paliwową w swoich rakietach. NASA oraz US Air Force zwracały uwagę, że jej konstrukcja jest niebezpieczna i prowadzi do pojawiania się pęknięć. SpaceX musi zwiększyć bezpieczeństwo swoich rakiet, gdyż od przyszłego roku na zlecenie NASA będą one woziły astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Shotwell zapowiedziała, że nowa pompa zostanie zamontowana jeszcze przed pierwszym bezzałogowym testem rakiety zaplanowanym na listopad. SpaceX to, obok United Launch Alliance, jedyna prywatna firma, która ma certyfikat upoważniający ją do wynoszenia na orbitę amerykańskich satelitów wojskowych i związanych z bezpieczeństwem narodowym. Pęknięcia zostały wykryte podczas naziemnych testów silników Merlin. Dla nas problemem nie są same pęknięcia, ale to, czy powiększają się z czasem. Czy mogłyby spowodować katastrofę. Sądzę, że NASA nie jest przyzwyczajona do pracy z tak potężnymi silnikami, więc nie chce żadnych pęknięć - mówi Shotwell. Najbardziej poważnym pęknięciom zaradzono projektując nowe turbiny. Te mniej poważne nie zagrażają bezpieczeństwu, ale ze względu na wymogi NASA i USAF także i z nimi firma musi sobie poradzić. Obecnie SpaceX ma zamówienia na ponad 70 lotów o łącznej wartości ponad 10 miliardów USD. Rakieta Falcon 9 od czasu swojego debiutu w 2010 roku startowała 29 razy. Dwa starty zakończyły się niepowodzeniem. Rakiety SpaceX startowały dotychczas z Przylądka Canaveral oraz z bazy lotniczej Vandenberg w Kalifornii. To drugie miejsce jest wykorzystywane do umieszczania satelitów nad biegunami lub na orbitach o dużym kącie nachylenia. Oprócz wspomnianego już stanowiska w Kennedy Space Center SpaceX buduje też stanowisko startowe w Teksasie. « powrót do artykułu
  14. Śmierć ok. 2 tys. krytycznie zagrożonych suhaków stepowych (Saiga tatarica) z zachodniej Mongolii była spowodowana paramyksowirusem pomoru małych przeżuwaczy (Peste-des-petits-ruminants virus, PPR). Wg specjalistów z Wildlife Conservation Society (WCS), choroba może teraz zagrozić całej populacji antylopy. Dr Enkhtuvshin Shiilegdamba z WCS wylicza, że PPR zabił już 2500 suhaków. By zapobiec rozprzestrzenianiu choroby, padłe zwierzęta są palone. Weterynarze podkreślają, że dotychczasowa prędkość rozprzestrzeniania się pomoru jest alarmująca, zważywszy, że pierwszy przypadek PPR u suhaków odnotowano zaledwie 2 stycznia. Shiilegdamba dodaje, że to pierwsza śmiertelna epidemia w tej populacji zwierząt. Istnieją też obawy, że choroba zagrozi nie tylko suhakom, ale i całemu stepowemu ekosystemowi. Wiele innych gatunków ma bowiem ten sam zasięg (obszar występowania). Spośród nich warto wymienić choćby owcę kanadyjską czy koziorożca. Dodatkowo przez wschodnią część kraju migruje ok. 1,5 mln dżereni mongolskich. Jeśli pomór przesunie się na wschód i zaatakuje dżerenie, skutki ekonomiczne i ekologiczne będą druzgocące. Oprócz tego naukowcy obawiają się sytuacji, w której endemiczna pantera śnieżna nie będzie się miała czym żywić i zacznie polować na trzodę, narażając się na ataki ze strony ludzi. Owce, kozy i inne zwierzęta z regionu zostały już zaszczepione, ale dr Amanda Fine z WCS podkreśla, że potrzeba dalszych szczepień nie tylko na obszarach występowania suhaka, ale i w habitatach innych gatunków. « powrót do artykułu
  15. Narodowe Centrum Badań Jądrowych podpisało umowę o współpracy ze Wspólnym Centrum Badawczym (Joint Research Centre, JRC) będącym jedną z Dyrekcji Generalnych Komisji Europejskiej. Sześć ośrodków badawczych i centrala w Brukseli stanowią niezależny, naukowy i techniczny organ doradczy dla Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, Rady Unii Europejskiej i krajów członkowskich. Dziś szefowie sześciu zespołów badawczych JRC odwiedzili ośrodek w Świerku i spotkali się z polskimi naukowcami. W ramach podpisanej umowy Narodowe Centrum Badań Jądrowych ma możliwość współtworzenia programów badawczych Wspólnego Centrum Badawczego. Dzięki temu polscy naukowcy będą brać udział w opracowywaniu i koordynowaniu polityki Unii Europejskiej w szczególności w zakresie rozwoju technologii jądrowych w takich obszarach jak energetyka, gospodarka, cyberbezpieczeństwo, czy medycyna. Podpisana umowa o współpracy z JRC to rezultat wysokiej pozycji polskich naukowców na arenie międzynarodowej i naszej roli w prowadzonej polityce naukowo-badawczej Unii Europejskiej – powiedział dr hab. Krzysztof Kurek, dyrektor NCBJ – to także otwarcie nowych możliwości, w tym w zakresie zbliżających się projektów w ramach Horyzontu 2020. Przykładem obszarów wzajemnej współpracy może być opracowywanie i wdrażanie nowych radioframaceutyków. Szybka i właściwa diagnoza w połączeniu ze skutecznym leczeniem to dziś jedno z największych wyzwań medycyny. Polska w tym obszarze ma wiele sukcesów i zamierza intensyfikować prace związane z rozwojem technologii jądrowych służących ochronie zdrowia i życia ludzi. Medycyna jądrowa to tylko jeden z obszarów wzajemnej współpracy w zakresie rozwoju technologii jądrowych. Kolejnymi tematami są m.in. badania materiałowe, bezpieczeństwo jądrowe i ochrona radiologiczna jak również działania informacyjno-edukacyjne. Właśnie te tematy były poruszane podczas wizyty ekspertów Unii Europejskiej w NCBJ 6. lutego br. Rozmowom naukowców towarzyszyły prezentacje potencjału naukowo-badawczego ośrodka w Świerku, w szczególności reaktora jądrowego „Maria” (jednego z kilku na świecie produkujących molibden – izotop wykorzystywany w 80% wszystkich procedur medycyny nuklearnej), Ośrodka Radioizotopów POLATOM (światowy producent radiofarmaceutyków, zapewniający dostawy leków do 80 krajów na całym świecie, w tym do USA, Japonii, Chin czy Rosji) oraz Centrum Informatyczne Świerk (prowadzenie analiz bezpieczeństwa reaktorów jądrowych). Spotkanie miało roboczy charakter i jest wstępem do szczegółowego określenia kierunków współpracy i podejmowania wspólnych przedsięwzięć naukowych. Ceremonia podpisania umowy pomiędzy JRC a NCBJ odbyła się 2 lutego br. w Brukseli. Ze strony JRC w w wydarzeniu udział wzięli: Dyrektor Generalny JRC Vladimir Sucha oraz Szef Działu Współpracy Międzynardowej JRC Andrea Bucalossi. Polskę reprezentował Dyrektor NCBJ dr hab. Krzysztof Kurek, Dyrektor Krajowego Punktu Kontaktowego Programów Badawczych UE dr inż. Zygmunt Krasiński i Koordynator Projektów Międzynarodowych NCBJ dr Jacek Gajewski. Wspólne Centrum Badawcze jest Dyrekcją Generalną Komisji Europejskiej w skład, którego wchodzi sześć instytutów naukowych zlokalizowanych w pięciu Państwach Członkowskich Unii Europejskiej (Belgii, Niemczech, Włoszech, Holandii i Hiszpanii). JRC odgrywa aktywną rolę w udzielaniu pomocy przy tworzeniu bezpieczniejszej, czystszej, zdrowszej i bardziej konkurencyjnej Europy. Misją Dyrekcji Generalnej JRC jest zapewnienie wsparcia naukowego i technicznego dla koncepcji, rozwoju, wdrażania i monitorowania polityki Unii Europejskiej. « powrót do artykułu
  16. Świeżo opisany Geckolepis megalepis ma największe łuski ze wszystkich gekonów. Do perfekcji opanował też sztukę charakterystyczną dla swojego rodzaju (Geckolepis) - gdy zostanie złapany przez drapieżnika, umyka mu, zostawiając w jego pysku czy pazurach spory kawał skóry. Gad występuje w Tsingy de Bemaraha - wapiennym masywie w zachodnim Madagaskarze. Skóra tzw. gekonów rybiołuskich jest przystosowana do oddzierania. Duże łuski są przyczepione na stosunkowo niewielkim obszarze. Oprócz tego pod nimi znajduje się specjalna strefa rozdzielania (kojarząca się z perforacją w papierze). Biolodzy podkreślają, że o ile kilka innych gekonów może stracić skórę pod wpływem mocnego uchwytu drapieżnika, o tyle u Geckolepis jest to proces aktywny, w dodatku zachodzący nawet przy najlżejszym dotyku. Poza tym zanim inne jaszczurki zregenerują łuski, mija długi czas, a w przypadku gekonów rybiołuskich dzieje się to w ciągu zaledwie paru tygodni (w dodatku nie tworzą się blizny). Jak można się domyślić, przystosowanie utrudniało pracę biologom, którzy chcieli badać Geckolepis. Pierwsi specjaliści opisywali, że by złapać zwierzę, nie tracąc prawie całej skóry, musieli używać waty. Obecnie naukowcy próbują łapania bezdotykowego, a konkretnie wabienia do plastikowych toreb. Jednak nawet po złapaniu nie jest wcale łatwiej... Badanie sprzed paru lat pokazało, że mamy fałszywe pojęcie o różnorodności gekonów rybiołuskich. Stwierdzono, że w rodzaju tym istnieje w rzeczywistości ok. 13 unikatowych linii genetycznych, a nie, jak myśleliśmy, tylko 3 lub 4 gatunki. Jedna z linii dywergencyjnych była nowym gatunkiem (miała bardzo masywne łuski). By go nazwać, musieliśmy jednak znaleźć kolejne cechy odróżniające od pozostałych gatunków - wyjaśnia Mark D. Scherz, doktorant z Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium. Autorzy artykułu z pisma PeerJ stanęli przed nie lada wyzwaniem, ponieważ głównym sposobem na odróżnienie gatunków gadów jest analiza wzorców łusek, a te gekony tracą je z taką łatwością, że do osiągnięcia dorosłości wzorce są często tracone. Z Geckolepis trzeba po prostu myśleć niestandardowo. Koszmarnie trudno je zidentyfikować, dlatego zwróciliśmy się ku mikrotomografii, by skupić się na cechach szkieletu. Za pomocą obrazowania zidentyfikowano parę cech czaszki, które odróżniają G. megalepis od reszty. Naukowcy z USA, Niemiec i Kolumbii dywagują, że wielkie łuski odrywają się łatwiej od małych ze względu na większy stosunek powierzchni do powierzchni mocowania, a także przez większą powierzchnię cierną. Scherz podkreśla, że łuski są bardzo gęste i mogą stanowić kość, co oznacza, że koszt energetyczny ich wytworzenia jest dość duży. Dodaje, że słabo na razie poznany mechanizm regeneracyjny uda się być może wykorzystać w ludzkiej medycynie. « powrót do artykułu
  17. Czarna dziura tak długo rozrywa i pochłania gwiazdę, że ustanowiła nowy rekord. Jak mówią naukowcy, którzy pracowali pod kierunkiem Danchenga Lina z University of New Hampshire, proces niszczenia gwiazdy przez siły pływowe czarnej dziury trwa 10-krotnie dłużej niż dotychczas obserwowane zjawiska tego typu. Obserwacje rozpoczęto w lipcu 2005 roku i prowadzono je za pomocą Chandra X-ray Observatory, satelitów Swift oraz WMM-Newton. Już wcześniej obserwowaliśmy spektakularne końce gwiazd. Od lat 90. zaobserwowano dziesiątki tego typu przypadków, ale w żadnym z nich gaz nie świecił tak długo jak w tym przypadku - mówi Lin. Uczeni obserwowali czarną dziurę XJ1500+0154, która znajduje się w centrum galaktyki położonej w odległości 1,8 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Czarna dziura osiągnęła swoją szczytową jasność w czerwcu 2008 roku. Przez większość czasu, w którym obserwowaliśmy ten obiekt dochodziło do jego szybkiego powiększania się. Z obserwacji wynika, że czarna dziura wchłonęła gwiazdę dwukrotnie bardziej masywną niż Słońce - stwierdził James Gullochon z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Obserwacja dowodzą, że czarne dziury mogą rosnąć i dostarczają kolejnych danych na temat ich ewolucji. Zdaniem uczonych gwiazda, którą czarna dziura pochłania, zacznie przygasać za kilkanaście lat, a wraz z nią zmniejszy się też jasność czarnej dziury. « powrót do artykułu
  18. Grupa europejskich astronomów pracujących pod kierunkiem Oskara Barragana z Uniwersytetu w Turynie odkryła najlżejszą z planet należących do klasy "ciepłych jowiszów". Egzoplaneta EPIC 218916923b krąży wokół pomarańczowego karła (gwiazda ciągu głównego, typu widmowego K0, V klasa jasności). Nowy pozasłoneczny świat zauważył najbardziej znany łowca planet, Teleskop Keplera, pracujący w ramach przedłużonej misji K2. Prezentujemy tutaj odkrycie EPIC 218916923b, gorącego jowisza o okresie orbitalnym wynoszącym 29 dni, obiegającym aktywną gwiazdę K0V. Odkrycia dokonano podczas misji K2 Campaign 7 – czytamy w artykule opublikowanym w arXiv.org. Obserwacje dokonane przez Keplera zostały potwierdzone przez naziemne Nordic Optical Telescope, Telescopio Nazionale Galileo (oba znajdują się na Roque de los Muchachos na Wyspach Kanaryjskich) oraz MacDonald Observatory (Teksas) i Telescope of La Silla Observatory (Chile). Szczegółowe badania wykazały, że nowo odkryta planeta ma średnice 0,81 średnicy Jowisza, ale jedynie 0,38 jego masy i jest o 12% mniej gęsta ona największej planety Układu Słonecznego. Astronomowie przypuszczają, że jądro planety ma masę 48-krotnie większą od masy Ziemi i stanowi ono około 40% masy całej EPIC 218916923b. Prawdopodobnie jest to jądro stałe otoczone gazową otoczką. Na podstawie tych badań stwierdzono, że mamy do czynienia z "ciepłym jowiszem" (warm Jupiter). Mianem tym określa się gazowe olbrzymy o masie co najmniej 0,3 masy Jowisza i okresie orbitalnym wynoszącym od 10 do 100 dni. Stanowią one klasę przejściową pomiędzy "gorącymi jowiszami" (hot Jupiter) o okresie orbitalnym 1-10 dni, a odpowiednikami Jowisza o okresie orbitalnym ponad 100 dni. « powrót do artykułu
  19. Władze duszonego smogiem Pekinu zapowiedziały podjęcie w bieżącym roku nadzwyczajnych kroków mających na celu walkę z zanieczyszczeniem powietrza. Jednym z takich działań jest kolejne już zmniejszenie zużycia węgla. Tym razem ma ono spaść w ciągu roku aż o 30%. Spróbujemy w bieżącym roku zrealizować politykę zero węgla w sześciu głównych dzielnicach Pekinu oraz na południowej równinie - powiedział burmistrz Cai Qi. Z miasta mają też zniknąć indywidualne piece węglowe. Jeśli plan zostanie zrealizowany, to w bieżącym roku zużycie węgla w 21-milionowej metropolii wyniesie mniej niż 7 milionów ton. Jeszcze niedawno władze Pekinu zapowiadały, że w bieżącym roku zmniejszą zużycie węgla do mniej niż 10 milionów ton. W roku 2013 Pekin zużywał 22 miliony ton węgla. Pekin importuje energię z sąsiednich prowincji, przez co pojawiają się oskarżenia, iż miasto przerzuca swoje zanieczyszczenia na inne regiony. Rezygnacja z węgla to nie jedyny element strategii władz stolicy Państwa Środka. Cai zapowiedział, że z ulic zostanie wyeliminowanych 300 000 przestarzałych pojazdów. Ruch samochodowy odpowiedzialny jest w Pekinie za około 33% emisji PM 2.5. Chińskie miasta zostały zobowiązane przez rząd do przestrzegania krajowych norm określających średnioroczne zanieczyszczenie na poziomie 35 mikrogramów PM 2.5. W Unii Europejskiej norma ta wynosi 25 mikrogramów. W roku 2015 średnioroczny poziom PM 2.5 w Pekinie wyniósł 73 mikrogramy na metr sześcienny. Od połowy grudnia poziom tych pyłów często przekracza 500 mikrogramów. « powrót do artykułu
  20. Żywieniowcy z Uniwersytetu Friedricha Schillera w Jenie wykazali, że orzechy hamują wzrost komórek nowotworowych. Od dawna wiemy, że w orzechach jest dużo związków dobrych dla serca i układu sercowo-naczyniowego, a także zabezpieczających przed nadwagą czy rozwojem cukrzycy. Dotąd nie wiedzieliśmy jednak, na czym dokładnie polega ten korzystny wpływ - opowiada dr Wiebke Schlörmann. Niemcy wykazali, że orzechy są dobre m.in. dlatego, że aktywują mechanizmy usuwania czy unieczynniania reaktywnych form tlenu (RFT). RFT mogą zaś uszkadzać DNA, prowadząc do nowotworzenia. Autorzy publikacji z pisma Molecular Carcinogenesis badali 5 rodzajów orzechów: makadamia, włoskie, laskowe, a także migdały i pistacje. Orzechy sztucznie trawiono w probówkach, a następnie badano działanie "papki" na linie komórkowe. Okazało się, że dochodziło do zwiększenia aktywności ochronnych enzymów: 1) dysmutazy ponadtlenkowej, która katalizuje dysmutację anionorodnika ponadtlenkowego, oraz 2) katalazy, która katalizuje proces rozkładu nadtlenku wodoru do wody i tlenu. Dodatkowo produkty trawienia wywoływały programowaną śmierć komórek nowotworowych (apoptozę). Byliśmy w stanie wykazać, że efekt ten występuje w przypadku wszystkich badanych orzechów - podkreśla prof. Michael Glei. Kolejnym krokiem naukowców ma być ustalenie, czy prażenie go przypadkiem nie zmniejsza. Jak wyjaśniają Niemcy, badano wpływ fermentowanych orzechów na geny odpowiedzialne za detoksykację (CAT, SOD2, GSTP1, GPx1) i cykl komórkowy (p21, CCND2), a także na namnażanie i apoptozę linii LT97 gruczolaka jelita grubego oraz pierwotnych komórek nabłonka jelita grubego. Przesącz z fermentacji orzechów hamował wzrost komórek LT97 i zwiększał poziom wczesnych komórek apoptycznych oraz aktywność kaspazy 3 (jednej z najważniejszych kaspaz wykonawczych procesu apoptozy). Aktywność kaspazy 3 nie zmieniała się za to w pierwotnych komórkach nabłonkowych. « powrót do artykułu
  21. W ciągu minionego weekendu doszło do wielkiego ataku na tzw. Dark Web, czyli niedostępną dla zwykłego użytkownika część internetu. Wskutek ataku przestało działać ponad 10 000 witryn, głównie z dziecięcą pornografią. Skala ataku jest olbrzymia, dotknął on bowiem około 20% Dark Web, a sam atak jest prawdopodobnie dziełem jednej osoby. Atak przeprowadzono na Freedom Hosting II, jednego z największych na świecie dostawców usług dla Dark Web, który udostępnia swoje serwery nie tylko miłośnikom pedofilskiej pornografii, ale również fałszerzom dokumentów czy oszustom zarabiającym na bitcoinach. Mianem Dark Web określa się te witryny, które nie są indeksowane przez wyszukiwarki, a dostęp do nich można uzyskać na zaproszenie, dzięki specjalnemu oprogramowaniu lub odpowiedniej konfiguracji sieci. Dark Web jest często używane przez kryminalistów, chociaż z tej części internetu korzystają też aktywiści polityczni żyjący pod rządami opresyjnych reżimów. Zaatakowany dostawca, Freedom Hosting II, odziedziczył swoją nazwę po oryginalnym Freedom Hosting, który w swoim czasie został zaatakowany przez FBI w ramach śledztwa dotyczącego dziecięcej pornografii. Haker, który zaatakował Dark Web przyznał, że dostęp do Freedom Hosting II uzyskał około tydzień wcześniej. Początkowo mógł tylko odczytywać zawartość serwerów. Jednak to mu wystarczało, gdyż chciał obejrzeć pliki przechowywane w tym serwisie. Szybko jednak trafił na około 10 witryn pedofilskich, na których znajdowało się około 30 gigabajtów danych. Haker pobrał dane i przekazał je ekspertom ds. bezpieczeństwa, którzy będą współpracowali z organami ścigania podczas śledztwa. Wspomniany haker przeprowadził następnie swój atak, w wyniku którego wyłączył Freedom Hosting II. Jak przyznaje był to jego pierwszy atak i nie był on zbyt skomplikowany. Atak na Freedom Hosting II nie był pierwszym tego typu przypadkiem. Starsi użytkownicy internetu mogą pamiętać powstałą w połowie lat 90. grupę Ethical Hackers Against Paedophilia (EHAP), która zwalczała pedofilskie witryny i współpracowała z organami ścigania. « powrót do artykułu
  22. Słyszący użytkownicy języka migowego mają lepsze czasy reakcji w zakresie widzenia obwodowego. Naukowcy z Uniwersytetu w Sheffield odkryli, że słyszący dorośli, którzy uczą się języka wizualno-przestrzennego, takiego jak brytyjski język migowy (BSL), mają lepszy czas reakcji w odniesieniu do pola widzenia. Może się to przydać zarówno w różnych sportach, jak i w czasie prowadzenia samochodu. Byliśmy zaskoczeni lepszymi czasami reakcji u tłumaczy BSL, którzy niekoniecznie znali język migowy od dzieciństwa, ale poprawili swoją wzrokową wrażliwość peryferyjną, ucząc się języka wizualnego i używając go na co dzień - podkreśla dr Charlotte Codina. To pokazuje, że zostanie tłumaczem języka migowego jest nie tylko interesującą pracą. Przynosi również dodatkowe korzyści w postaci poprawy widzenia obwodowego, co pomaga np. w czasie jazdy samochodem, uprawiania sportu czy sędziowania meczu piłkarskiego. Oprócz tego pionierskie badania wykazały, że niesłyszący dorośli mają znacznie lepsze widzenie obwodowe i czasy reakcji niż słyszący dorośli i tłumacze BSL, co potwierdzałoby naukowo popularną teorię, że utrata jednego ze zmysłów wzmacnia pozostałe. Odkryliśmy, że niesłyszący dorośli mieli szybsze czasy reakcji w całym polu widzenia [między 30° i 85°]. Badana grupa składała się z 17 osób z wrodzoną głuchotą, 8 słyszących dorosłych z biegłą znajomością BSL oraz 18 słyszących, niemigających dorosłych. Testowano wzrokowe czasy reakcji oraz dokładność reakcji. Wyniki ukazały się w piśmie Frontiers in Psychology. « powrót do artykułu
  23. W Leicester na rogu Highcross Street i Vaughan Way odkryto wspaniałą rzymską mozaikę. Archeolodzy znaleźli tez pozostałości domu, w którym znajdowała się mozaika oraz fragmenty rzymskiej ulicy. Prace trwające od listopada 2016 roku są finansowane przez firmę Ingleby, która chce w tym miejscu wybudować apartamenty. Archeolodzy usunęli stamtąd już współczesny gruz oraz wiktoriańską ziemię ogrodową i odsłonili średniowieczne oraz rzymskie zabytki. Dzięki temu dowiedzieli się, w których miejscach fundamenty planowanego budynku mogą zaszkodzić świadectwom przeszłości. Budynek albo zostanie przeprojektowany, albo zabytki zostaną wykopane. Dotychczas specjaliści odkryli niemal dwie trzecie rzymskiej insuli, kwartału mieszkalnego otoczonego czterema ulicami, ulicę oraz trzy budynki. W jednym z budynków znajdował się cały szereg pokoi umiejscowionych wzdłuż portyku otaczającego ogród. Co najmniej jeden z pokoi miał ogrzewanie podłogowe. Na północ od budynku zidentyfikowano ulicę. Wydaje się, że w czasach rzymski był to cichy zakątek miasta, gdyż nie znaleziono przy niej żadnych dużych budynków. Pewne wskazówki sugerują, że znajdowały się tam ogrody i być może jakieś drewniane budynki. W okolicy znaleziono dowody, że mieszkańcy pracowali z miedzią, być może więc wzdłuż ulicy prowadzono działalność handlową bądź przemysłową. Po wschodniej stronie wykopalisk odkryto drugi dom. W co najmniej trzech pokojach ułożona była mozaika, a w jednym z nich odkryto fragment mozaiki o wymiarach 2x3 metry. To jeden z największych tego typu zabytków znaleziony w Leicester w ciągu ostatnich 30 lat. To fantastyczna mozaika. Od dawna nie znaleźliśmy tak dużej i tak dobrze zachowanej mozaiki w Leicester. Jej styl wskazuje, że pochodzi z początków IV wieku naszej ery. Znajdowała się w kwadratowym pokoju. Ma grube granice z czerwonych płytek otaczających centralny szary kwadrat. Na nim znajdują się liczne czerwone dekoracje, w tym swastyka - mówi Matthew Morris z University of Leicester. Najbardziej intrygujący jest jednak mały budynek w centrum wykopalisk. Ma on dużą piwnicę, a z jednej strony znajdowała się półkolista nisza. Piwnice dość rzadko występują w rzymskich domach. Przeznaczenie tego budynku nie jest jeszcze znane. Może to być pozostałość po dużym ogrzewaniu podłogowym. Wydaje się on być położony w centrum insuli, wśród ogrodów, dawał prywatność od otaczających ulic, a w niszy mógł znajdować się posąg, dlatego też zastanawiamy się, czy nie było to jakieś specjalne pomieszczenie, na przykład świątynia - dodaje Morris. « powrót do artykułu
  24. Przyjęcie wyprostowanej postawy może czasowo poprawić nastrój osób z depresją. Naukowcy z Uniwersytetu w Auckland przestrzegają jednak, że na razie wyniki są wstępne i nie wiadomo, czy ćwiczenia posturalne mogą się rzeczywiście przydać w terapii depresji i czy ich efekty są długotrwałe. "Zmiana postawy jest prostą [...] interwencją niskiego ryzyka, którą można wdrażać w pojedynkę albo w połączeniu z innymi terapiami. By jednak potwierdzić te wyniki, potrzeba dalszych badań". Autorzy publikacji z Journal of Behavior Therapy and Experimental Psychiatry podkreślają, że wcześniejsze badania wykazały, że przygarbiona postawa stanowi cechę depresji. Inne studia zademonstrowały zaś, że przyjęcie pozycji wyprostowanej poprawia nastrój i samoocenę u osób bez depresji. W najnowszym badaniu wzięło udział 61 osób. Wyniki uzyskane przez nie w kwestionariuszu wskazywały, że mają one objawy łagodnej-umiarkowanej depresji (nie wszystkie miały depresję zdiagnozowaną przez lekarza). Z eksperymentu wykluczono ludzi leczonych już na depresję oraz takich, których depresja była głęboka. Połowę ochotników poinstruowano, w jaki sposób, siedząc, przyjąć prawidłową wyprostowaną pozycję. Później zastosowano u nich plastrowanie (ang. kinesiotaping). Reszcie nie dano żadnych wskazówek co do postawy, a plastry przyklejono na plecach w przypadkowy sposób, który niekoniecznie wspomagał właściwe ustawienia. Ochotników poinformowano, że celem badania jest ocena wpływu plastrowania na zdolność myślenia (w ten sposób psycholodzy chcieli uniknąć ewentualnego efektu placebo). Naukowcy ustalili, że na początku eksperymentu ochotnicy mieli generalnie bardziej przygarbioną postawę niż badani wcześniej ludzie bez objawów depresji. Po zastosowaniu kinesiotapingu wszystkich proszono o wypełnienie kwestionariusza do oceny nastroju. Okazało się, że wyprostowani byli bardziej entuzjastyczni, bardziej podekscytowani i wspominali o mniejszym zmęczeniu. By sprawdzić, czy wyprostowana postawa poprawia nastrój w stresujących sytuacjach, naukowcy dali ochotnikom 3 min na przygotowanie się do wystąpienia przed panelem egzaminatorów, którzy później dawali im do rozwiązania w myślach skomplikowane zadanie arytmetyczne. Psycholodzy nie wykryli różnic w nastroju między grupą wyprostowaną i ze zwykłą postawą, stąd spekulacje, że dla obu zadania były zbyt stresujące. Tak czy siak, naukowcy zauważyli, że przedstawiciele grupy eksperymentalnej wypowiadali podczas wystąpienia więcej słów i rzadziej posługiwali się zaimkiem ja (I). Wcześniejsze badania wykazały zaś, że osoby z depresją częściej używają wyrazu ja, co może odzwierciedlać skoncentrowanie na sobie, dodatkowo zaś ich wypowiedzi są krótsze, a pauzy częstsze. Psycholodzy zastanawiają się nad mechanizmem wpływu wyprostowanej postawy na nastrój. Dywagują, że może ona prowadzić do zmian fizjologicznych, np. wzrostu aktywności mózgu. Niewykluczone też, że ludzie wnioskują o swoim nastroju na podstawie pozycji ciała. « powrót do artykułu
  25. Latarnie LED mogą wywierać niekorzystny wpływ na zwierzęta. Ich działanie da się jednak tak dostosować, by wszystkim żyło się lepiej... Naukowcy z Uniwersytetu w Exeter odkryli, że oświetlone latarniami LED spłachetki trawy przyciągają drapieżne pająki i chrząszcze. Liczba gatunków, na które wpływa sztuczne oświetlenie, spada jednak znacząco, gdy latarnie przyciemni się o 50% i dodatkowo całkowicie wyłączy się je między północą a czwartą rano. Ponieważ, zgodnie z prognozami, udział LED-ów w globalnym rynku oświetleniowym ma sporo wzrosnąć, naukowcy zastanawiają się nad ich wpływem na rośliny i zwierzęta. Dokonujemy fundamentalnych zmian w sposobie nocnego oświetlania [...], co może silnie wpływać na duży wachlarz gatunków. Nasze badania pokazują, że lokalne władze mogą w taki sposób zarządzać oświetleniem, by zmniejszyć jego wpływ środowiskowy - podkreśla dr Thomas Davies. Ekolog dodaje, że jeśli niczego nie zmienimy, coraz większy udział LED-ów będzie oddziaływać na liczebność drapieżnych bezkręgowców, a w ten sposób i na inne ogniwa łąkowych sieci pokarmowych. Autorzy publikacji z pisma Global Change Biology porównywali wpływ ekologiczny różnych strategii oświetleniowych, stosowanych przez lokalne samorządy, by oszczędzić pieniądze i zmniejszyć emisję CO2, w tym zmiany pasma barw latarni, przyciemniania czy wyłączania między 24 a 4. Choć metody te pozwalały w różnym stopniu zmniejszyć liczbę gatunków naziemnych pająków i chrząszczy, na które wpływały LED-y, nasze studium pokazuje, że unikanie [negatywnych] oddziaływań może ostatecznie oznaczać rezygnację z LED-ów i generalnie oświetlenia nocnego. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...