Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Ruhr-Universität Bochum odkryli w oskrzelach 2 receptory węchowe. Gdy je aktywowali, okazało się, że ich funkcja polega na regulowaniu sposobu, w jaki kurczą się mięśnie gładkie dróg oddechowych. Niemcy mają nadzieję, że ich ustalenia pomogą w leczeniu m.in. astmy czy rozedmy. Dotąd nikt nie przypuszczał, że receptory węchowe występują gdzieś poza jamą nosową. Ludzkie komórki mięśni gładkich wyizolowano ze zdrowej tkanki dróg oddechowych, która otaczała wycięte guzy. Hodowle wystawiono na oddziaływanie szerokiej gamy cząsteczek zapachowych. W ten właśnie sposób zespół Benjamina Kalbego zauważył, że 2 z nich (burgeonal i maślan amylu) prowadzą do aktywacji miocytów. Ponieważ wiadomo, jakie związki aktywują jakie receptory, naukowcy wiedzieli, w grę wchodzą OR1D2 i OR2AG1. Dalsze badania wykazały, że ich aktywacja uruchamia w miocytach takie same szlaki biochemiczne jak w receptorach węchowych w nosie. Sprawdzając, jak OR1D2 i OR2AG1 wpływają na kurczenie, akademicy stwierdzili, że stymulacja OR1D2 burgeonalem zwiększała kurczliwość komórek, a aktywacja OR2AG1 maślanem amylu hamowała skurcz komórek wywołany histaminą (maślan podawano przed histaminą). Autorzy publikacji z pisma Frontiers in Physiology uważają zatem, że aktywacja OR1D2 powoduje skurcz oskrzeli, a OR2AG1 zapobiega zamykaniu dróg oddechowych w reakcji na patologiczne bodźce. Co ważne, pobudzeniu OR1D2 towarzyszy uwalnianie związków prozapalnych: interleukiny-8 (IL-8) i czynnika stymulującego tworzenie kolonii granulocytów i makrofagów (ang. granulocyte-macrophage colony-stimulating factor, GM-CSF). By dalej zbadać terapeutyczny potencjał receptorów, Kalbe i inni zamierzają pozyskać próbki tkanki od pacjentów z przewlekłymi chorobami dróg oddechowych. Zostaną one porównane z biopsjami osób zdrowych. Niemcy chcą w ten sposób ocenić wpływ choroby na liczebność OR1D2 i OR2AG1 oraz ich działanie. Kolejną kwestią do wyjaśnienia jest, co normalnie wywołuje ich aktywację: czy to jakieś wdychane związki, czy organizm sam wytwarza cząsteczki sygnałowe. « powrót do artykułu
  2. Pałeczki zapalenia płuc (Klebsiella pneumoniae) wystawione na oddziaływanie chloroheksydyny, środka do odkażania skóry, ran czy narzędzi chirurgicznych, mogą rozwijać oporność na antybiotyk kolistynę. Zespół dr. Marka Suttona z Public Health England testował hipotezę, że K. pneumoniae może przeżyć kontakt z podwyższonymi stężeniami chloroheksydyny i ta ekspozycja powoduje oporność na antybiotyki. Do testów wybrano szczepy pałeczki, reprezentatywne dla izolatów występujących w klinice. Okazało się, że u 5 na 6 szczepów przystosowaniu do chloroheksydyny towarzyszyła także oporność na kolistynę. Autorzy publikacji z pisma Antimicrobial Agents and Chemotherapy wykazali, że adaptacja do środka odkażającego ma związek z mutacjami w 2 genach: phoPQ i smvR. Dla odmiany adaptacja K. pneumoniae do kolistyny nie skutkowała zwiększoną opornością na chloroheksydynę (mimo mutacji w phoPQ i obecności większej liczby transkryptów phoPQ oraz regulowanych przez niego genów pmrD i pmrK). Wprowadzenie (insercja) do szczepów typu dzikiego plazmidu z phoPQ szczepów przystosowanych do chloroheksydyny prowadziło do podwyższonej ekspresji phoPQ, pmrD i pmrK oraz zwiększonej oporności na kolistynę, ale nie na chloroheksydynę. « powrót do artykułu
  3. Chiny wystrzeliły w przestrzeń kosmiczną swoją najpotężniejszą rakietę. Długi Marsz 5 wystartowała z centrum kosmicznego Wenchang u południowych wybrzeży Chin. Rakieta to to zasadniczy element chińskiego programu budowy własnej stacji kosmicznej, bezzałogowej misji na Księżyc, podczas której na Ziemię mają trafić próbki księżycowego gruntu oraz przyszłej misji marsjańskiego łazika. Długi Marsz 5 ma 57 metrów wysokości i generuje ciąg 10 675 kN. Długi Marsz 5 jest trzykrotnie potężniejsza niż Długi Marsz 2F, która niedawno wyniosła w przestrzeń kosmiczną stację Tiangong-2. Nowa chińska rakieta może wynieść na niską orbitę okołoziemską ładunek o masie 25 ton, a na orbitę geostacjonarną ładunek o masie 14 ton. Długi Marsz 5 dorównuje osiągami najpotężniejszej z wykorzystywanych obecnie rakiet. Amerykańska Delta IV Heavy może wynieść na orbitę okołoziemską niemal 29 ton ładunku, a na dalszą orbitę nieco ponad 14 ton. Dla porównania najpotężniejsza rakieta w historii - Saturn V - mogła pochwalić się ciągiem 35 100 kN i wynosiła na orbity ładunek o masie - odpowiednio, 140 i 47 ton. Nie wiadomo, jaki ładunek wyniesiono podczas pierwszej misji Długiego Marszu 5. Specjaliści przypuszczają, że był nim eksperymentalny satelita Shijan 17, którego zadaniem jest przetestowanie napędu elektrycznego na orbicie. Jednak głównym celem misji było przetestowanie rakiety. Udany start oznacza, że już w 2018 roku Chiny będą mogły rozpocząć budowę własnej stacji kosmicznej. Niewykluczone, że Długi Marsz 5 zostanie wykorzystana w przyszłym roku podczas bezzałogowej misji księżycowej Change'e 5 oraz zaplanowanego na rok 2020 wystrzelenia marsjańskiego łazika i orbitera. « powrót do artykułu
  4. Inżynierowie pracujący przy budowie Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba (JWST) ukończyli test o nazwie Center of Curvature. To pierwszy z ważnych testów optycznych w pełni złożonego podstawowego lustra teleskopu. Center of Curvature to niezwykle ważne badanie, które musi być przeprowadzone przed całą serią testów mechanicznych, jakim zostanie poddane lustro. W czasie testów mechanicznych eksperci będą symulowali środowisko wewnątrz rakiety nośnej, która wyniesie JWST w przestrzeń kosmiczną. Lustro doświadczy silnych wibracji mechanicznych oraz oddziaływania fal dźwiękowych. Będzie się to wiązało z silnymi oddziaływaniami na strukturę lustra. Tak silnymi, że mogą one zmienić kształt i położenie poszczególnych elementów. Jeśli by do tego doszło, teleskop mógłby zostać uszkodzony w takim stopni, że korzystanie z niego nie będzie możliwe. Teleskop Webba został zaprojektowany tak, że powinien przetrwać podróż w rakiecie, jednak konieczne jest jego sprawdzenie. Dlatego też przeprowadzono test Center of Curvature, podczas którego mierzono właściwości optyczne lustra. Uzyskane wyniki zostaną porównane z wynikami ponownego testu, który zostanie przeprowadzony po testach mechanicznych symulujących podróż w rakiecie. To jedyny test całego lustra podczas którego możemy wykorzystać to samo wyposażenie przed i po teście. Badanie to pokaże nam, czy wyniesienie teleskopu spowoduje jakieś zmiany lub uszkodzenia w systemie optycznym - mówi szef zespołu testującego doktor Ritva Keski-Kuha. Center of Curvature został przeprowadzony w cleanroomie w warunkach kontrolowanej wilgotności i temperatury. Było to konieczne, by upewnić się, że lustro nie ulega zmianom już w czasie testu. Nawet jednak w takich warunkach wibracje tła mogą zaburzyć pomiary. Dlatego też wykorzystany do badań interferometr pracował z prędkością 5000 'klatek' na sekundę, czyli większa niż wspomniane wibracje. To pozwoliło inżynierom na odfiltrowanie wibracji i uzyskanie czystych danych. Podczas Center of Curvature mierzono kształt lustro poprzez porównanie odbijanego przezeń światła z komputerowym hologramem prezentującym idealne lustro Webba. Światła - to odbite od fizycznego lustra i to z lustra idealnego - nałożono na siebie i badano interferencje. Technika ta pozwala na niezwykle precyzyjne porównanie wyników dwóch pomiarów. Interferometria z wykorzystaniem komputerowo generowanego hologramu to klasyczny współczesny test optyczny służący do badania luster - mówi Keski-Kuha. Przeprowadzenie pomiarów nie było łatwe. Trzeba bowiem pamiętać, że lustro JWST będzie największym lustrem wysłanym przez ludzkość w przestrzeń kosmiczną. Cztery lata przygotowywaliśmy się do tego testu - mówi David Chaney, główny metrolog. Problemem były tu m.in. olbrzymie rozmiary lustra, duży promień krzywizny oraz wibracje tła. Nasz test jest tak czuły, że możemy zmierzyć wibracje lustra wywołane przez rozmawiających ludzi. Teraz specjaliści będą analizowali dane, by przed testami mechanicznymi upewnić się, że lustro jest idealnie złożone. Center of Curvature zostanie powtórzony po testach mechanicznych. « powrót do artykułu
  5. W kwietniu przyszłego roku astronomowie spróbują wykonać pierwsze w historii zdjęcie horyzontu zdarzeń czarnej dziury. Celem obserwacji Event Horizon Telescope (EHT) będzie Sagittarius A* znajdująca się w centrum Drogi Mlecznej. Wirtualny EHT działa od lat. To projekt łączący wiele urządzeń badawczych w jeden wielki teleskop. Dzięki technice zwanej interferometrią wielkobazową możliwe jest symulowanie pracy jednego gigantycznego teleskopu o rozdzielczości większej niż każde z fizycznych urządzeń wchodzących w jego skład. W kwietniu przyszłego roku przez dwie kolejne noce Saggitarius A* będzie obserwowana jednocześnie przez osiem teleskopów, w tym Atacama Large Milimeter Array (ALMA) i South Pole Telescope. Rozdzielczość EHT jest na tyle duża, że specjaliści powinni być w stanie dostrzec 'cień', jaki czarna dziura rzuca na jasną emisję w pobliżu horyzontu zdarzeń. Nawet jeśli obserwacje się powiodą i uzyskamy w końcu obraz o dobrej rozdzielczości, to nie zobaczymy go przez wiele miesięcy. Filtrowanie, analiza i opracowanie danych z urządzeń wchodzących w skład EHT będzie długotrwałym, trudnym procesem. EHT dopiero niedawno zyskał rozdzielczość na tyle dużą, że specjaliści mogą myśleć o zaobserwowaniu horyzontu zdarzeń. Jest to możliwe dzięki temu, że projekt otrzymał czas obserwacyjny w ALMA. Dzięki temu czułość EHT wzrosła 10-krotnie. Opisany powyżej projekt wymaga jeszcze wielu poważnych przygotowań. Zanim zaczną się obserwacje konieczne jest zainstalowanie nowego czujnika w Large Milimeter Telescope w Meksyku. Obecnie teleskop ten nie może pracować z falami o długości 1,3 milimetra, w której pracują inne teleskopy EHT. W grudniu naukowcy wybierają się do South Pole Telescope, gdzie również zostanie zamontowany nowy odbiornik. « powrót do artykułu
  6. U 50-letniego mężczyzny, który przed hospitalizacją przez 3 tygodnie wypijał 4-5 napojów energetyzujących dziennie, rozwinęło się ostre zapalenie wątroby. Budowlaniec zgłosił się do szpitala z bólem brzucha, mdłościami i wymiotami. Początkowo myślał, że ma grypę, ale z czasem pojawiły się u niego zgeneralizowana żółtaczka i ciemne zabarwienie moczu. Badanie fizykalne ujawniło tkliwość w okolicach wątroby. Autorzy artykułu z BMJ Case Reports podkreślają, że za pomocą badań laboratoryjnych wykryto przewlekłe zapalenie wątroby typu C (stwierdzono podwyższony poziom transaminaz). Na podstawie biopsji zdiagnozowano martwicę mostową i cholestazę. Zastanawiając się, co mogło wywołać ten stan, lekarze wypytywali pacjenta o palenie, alkohol, leki (na i bez recepty) oraz dietę. Okazało się, że jedyną rzeczą odbiegającą od normy było spożycie napojów energetyzujących. Każdy z nich zawierał ok. 40 mg niacyny (witaminy B3). Zalecane spożycie wynosi 14 mg/dzień dla kobiet i 16 mg/dzień dla mężczyzn (górna granica dla dorosłych to 35 mg/dzień). Zazwyczaj toksyczne objawy pojawiają się przy dawce powyżej 500 mg, ale w przypadku Amerykanina z wątrobą obciążoną WZW C wystarczyło już 160-200 mg dziennie. Objawy ustąpiły po odstawieniu napojów. To drugi taki przypadek opisany w literaturze medycznej. Ponieważ rynek napojów energetyzujących stale i szybko się rozwija, konsumenci powinni być świadomi potencjalnych zagrożeń związanych z różnymi składnikami -podsumowuje dr Jennifer Harb z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Florydzkiego. « powrót do artykułu
  7. Jedna z hipotez dotyczących przyczyny choroby Alzheimera mówi o amyloidzie beta, który tworzy w mózgu złogi prowadzące do choroby. Teraz na łamach Science Translational Medicine naukowcy z Merck Research Laboratories informują o obiecujących testach nowego leku zapobiegającego tworzeniu się płytek amyloidowych. Wspomniany lek - verubecestat - to inhibitor BACE1. BACE1 (Beta-site Amyloid precursor protein Cleaving Enzyme 1), czyli β-sekretaza, to enzym biorący udział w tworzeniu się beta-amyloidu. Naukowcy od dawna próbowali zablokować BACE1, jednak dotychczas nikomu nie udało się znaleźć odpowiedniej molekuły, która dawałaby nadzieję na opracowanie lekarstwa nie wykazującego poważnych skutków ubocznych. β-sekretaza odcina od białka ABPP fragment C99 i uwalnia APP beta. Następnie C99 jest rozszczepiany przez γ-sekretazę, co prowadzi do powstania β-amyloidu. Inhibitor BACE1 działa poprzez dołączanie się do enzymu i uniemożliwienie mu odcinania APP. Dotychczasowe badania nad inhibitorami β-sekretazy wykazywały występowanie poważnych skutków ubocznych. U myszy laboratoryjnych pojawiały się problemy z rozwojem centralnego układu nerwowego, dochodziło do patologii siatkówki, występowały objawy neurodegeneracyjne. Innym problemem było opracowanie molekuły na tyle dużej, by mogła dołączyć się do BACE1, a jednocześnie na tyle małej, by przeniknęła barierę krew-mózg. Opracowano wiele potencjalnych leków, ale badania kliniczne zostały wstrzymane, gdyż leki okazały się toksyczne dla wątroby. Naukowcy z Merck stworzyli molekułę, która - jak się wydaje - radzi sobie ze wszystkimi wymienionymi problemami. Przetestowali lek na zwierzętach i zauważyli, że znacząco redukuje on zarówno poziom β-amyloidu jak i APP beta we krwi oraz płynie mózgowo-rdzeniowym. Nie zaobserwowano żadnego toksycznego wpływu leku na organizm nawet wtedy, gdy lek podawano szczurom przez 6 miesięcy, a małpom przez 9 miesięcy. Jedynym widocznym skutkiem ubocznym była zmniejszona pigmentacja futra u myszy i królików. Nie wystąpiła ona u małp. Po sukcesie badań na zwierzętach rozpoczęto pierwszą fazę badań na ludziach. Wzięła w niej udział niewielka grupa ochotników, a celem badań była ocena bezpieczeństwa nowego leku, sprawdzenie jak toleruje go organizm oraz opracowanie zaleceń dotyczących dawkowania w kolejnych etapach badań. U zdrowych dorosłych, którzy przez dwa tygodnie brali verubecestat oraz u osób z łagodną do umiarkowanej postaci Alzheimera, które przyjmowały lek przez tydzień, zauważono zmniejszenie ilości β-amyloidu i APP beta w płynie mózgowo-rdzeniowym. To pierwsze naukowe doniesienia o oddziaływaniu inhibitora BACE na człowieka - mówi jeden z czołowych światowych autorytetów w dziedzinie choroby Alzheimera Dennis Selkoe z Uniwersytetu Harvarda. Dobrą wiadomością jest, że badacze nie zauważyli dotychczas żadnych skutków ubocznych, których obawiamy się w związku ze stosowaniem inhibitorów BACE - stwierdził uczony. Robert Vassar, biolog molekularny, który w 1999 roku odkrył BACE1, mówi, że brak skutków ubocznych może być spowodowany faktem, iż zespół z Merck Laboratories nie doprowadził do całkowitego stłumienia aktywności β-sekretazy. Być może przed skutkami ubocznymi chroni niewielka ilość BACE w mózgu i organizmie, stwierdza Vassar. Obiecujące wyniki badań pozwoliły na rozpoczęcie kolejnej fazy badań leku na ludziach. Obecnie trwają badania, które mają odpowiedzieć na pytanie o długoterminowy wpływ leku na człowieka. W pierwszych z tych badań bierze udział niemal 2000 osób cierpiących na od łagodnej po umiarkowaną formę Alzheimera. Będą one przyjmowały lek przez 18 miesięcy. W grupie drugiej znalazło się około 1500 osób u których badanie PET wykazało wczesne oznaki Alzheimera w postaci płytek beta-amyloidu w mózgu. Te osoby będą przyjmowały verubecestat przez dwa lata. Podstawowe pytanie brzmi: na ile bezpieczny jest lek przy długotrwałym przyjmowaniu. Niewykluczone przecież, że ludzie będą musieli brać ten lek przez całe życie, a tutaj zbadamy go na przestrzeni co najwyżej 2 lat. Jakie będą skutki przyjmowania, gdy ludzie będą się starzeli? - mówi Vassar. Wyniki badań poznamy w 2017 i 2019 roku. Ważniejsze są te drugie, gdyż płytki amyloidowe mogą gromadzić się w mózgu już na 20 lat przed wystąpieniem objawów choroby. Jeśli okaże się, że u pacjentów zmniejsza się ilość płytek amyloidowych i nie dochodzi do upośledzenia zdolności poznawczych, będzie to mocnym wsparciem dla hipotezy o wpływie β-amyloidu na rozwój choroby Alzheimera. « powrót do artykułu
  8. Jesienne liście zawierają szereg interesujących substancji, w tym barwniki, węglowodany, białka i związki hamujące wzrost patogenów. Naukowcy z VTT Technical Research Centre of Finland pracują nad technologiami przetwórstwa liści, które będzie można wykorzystać w przemyśle kosmetycznym, tekstylnym czy spożywczym. Dotąd opadłe liście nie były prawie wykorzystywane. Lądowały w kompostownikach, ogniskach albo na wysypiskach. Jesienne liście zawdzięczają swoje barwy pomarańczowym i żółtym karotenoidom oraz czerwonym antocyjanom. Oprócz tego występują w nich fenole, ligniny, węglowodany i białka. Zapotrzebowanie na naturalne barwniki rośnie; często wspomina się też o tzw. nutraceutykach. W procesie opracowanym przez Finów liście są suszone i mielone. Później ekstrahuje się z nich różne związki. Obecnie rozpoczęła się faza pilotażowa projektu (bazuje ona na materiale dostarczanym przez firmę Lassila & Tikanoja). W ramach eksperymentów laboratoryjnych odkryliśmy kilka obiecujących, alternatywnych sposobów utylizacji liści. Teraz oceniamy, jak sprawdzają się one w praktyce oraz jakie ilości wartościowych związków można [za ich pomocą] wyekstrahować - wyjaśnia Liisa Nohynek. Pigmenty z liści można by wykorzystać w kosmetykach i tkaninach. Skład chemiczny liści poszczególnych gatunków drzew bardzo się różni, dlatego przetwarzanie liści tylko określonych roślin pozwoli uzyskać dobrze zdefiniowane związki do konkretnych produktów. Jak podkreślają Finowie, biomasa pozostała po ekstrakcji nadawałaby się do nawożenia ogrodów czy hodowli grzybów. Można by ją także dalej przetwarzać, by pozyskać substancje hamujące wzrost szkodliwych mikroorganizmów (przydałyby się one w kosmetykach i produktach higienicznych). Nohynek wspomina też, że substancje z jesiennych liści dałoby się zastosować do barwienia i konserwacji żywności czy w roli dodatków do paszy/suplementów, np. białkowych. « powrót do artykułu
  9. Organizacja, która chce zbudować Thirty Meter Telescope wybrała alternatywne miejsce dla instrumentu. Jeśli sądy uwzględnią zastrzeżenia protestujących i nie zgodzą się na zbudowanie TMT na Mauna Kea, teleskop stanie na Wyspach Kanaryjskich na Roque de las Muchachos. W 2011 roku wydano zgodę na budowę teleskopu i od tamtej pory trwają protesty. W ubiegłym roku Sąd Najwyższy Hawajów cofnął wydaną zgodę, gdyż dopatrzył się naruszeń przepisów administracyjnych. Sąd nakazał też, by stanowa Rada Gruntów i Zasobów Naturalnych powtórzyła proces wysłuchań opinii publicznej i stron zainteresowanych TMT. Wysłuchania rozpoczęły się 18 października i potrwają do końca listopada. Po przeprowadzeniu tego procesu Rada ponownie wyda decyzję dotyczącą budowy TMT. Wydaje się prawdopodobne, że otrzymamy zgodę - mówi astronom Robert Kirshner z Gordon and Betty Moore Foundation, która przeznaczyła na TMT 180 milionów dolarów. Żadna decyzja nie zapadnie prawdopodobnie przed końcem roku, a każda zostanie zaskarżona do stanowego Sądu Najwyższego. Przeciwnicy budowy kolejnego teleskopu na świętej dla Hawajczyków górze nie dają za wygraną i oprotestowują plany budowy TMT. Ci, którzy chcą budować TMT postanowili więc - na wszelki wypadek - wybrać alternatywną lokalizację dla teleskopu. Nie rezygnują jednak z Mauna Kea. To bowiem najlepsza z możliwych lokalizacji. Szczyt znajduje się ponad chmurami, zapewnia dobry widok na niebo przez 300 dni w roku, a z powodu znacznego oddalenia od lądu powietrze nad Hawajami jest czystsze niż nad innymi częściami świata. « powrót do artykułu
  10. Uwzględnienie oleju rzepakowego w diecie może pomóc w pozbyciu się części tłuszczu brzusznego już w 4 tygodnie. Tłuszcz brzuszny (wisceralny) zwiększa ryzyko choroby sercowo-naczyniowej, a także zespołu metabolicznego i cukrzycy. Jednonienasycone kwasy tłuszczowe z oleju rzepakowego pozwalają go usunąć - podkreśla prof. Penny M. Kris-Etherton z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Okazało się, że po miesiącu diety uwzględniającej olej rzepakowy ochotnicy mieli o 0,11 kg mniej tłuszczu brzusznego. Tłuszcz, który zniknął z tych okolic, nie został przeniesiony do innej części ciała. Generalna zasada jest taka, że nie można sobie wybrać odchudzanych regionów, ale jednonienasycone kwasy wydają się obierać na cel tłuszcz brzuszny. Kris-Etherton sugeruje, by dodawać olej rzepakowy np. do dressingów czy koktajli. Podczas testów Amerykanie oceniali wpływ 5 rodzajów oleju na 101 ochotników w średnim wieku 49,5 r. (BMI wynosiło ok. 29,4). Wylosowano ich do grup, które przez miesiąc stosowały: zwykły olej rzepakowy, olej rzepakowy bogaty w kwas oleinowy, olej rzepakowy bogaty w kwas oleinowy z kwasem dokozaheksaenowym (DHA), olej kukurydziano-słonecznikowy lub olej słonecznikowo-lniany. Po 4-tygodniowym okresie diety następowała dwutygodniowa-miesięczna przerwa, a później 4-tygodniowy okres następnej diety (zastosowano badanie w układzie naprzemiennym). W ciągu dnia badani spożywali 2 koktajle z dodatkiem oleju. Jego ilość wyliczano w oparciu o potrzeby energetyczne; np. osoba na diecie 3 tys. kalorii dostawała 60 g wybranego oleju dziennie, uzyskując w ten sposób 18% energii. W porównaniu do oleju słonecznikowo-lnianego, oleje rzepakowy i rzepakowy z kwasem oleinowym redukowały masę tłuszczu wisceralnego, zwłaszcza u mężczyzn (wynosiła ona, odpowiednio, 3,2, 3,1 i 3,09 kg). Przy dietach rzepakowej i rzepakowej z kwasem oleinowym redukcja tłuszczu brzusznego korelowała ze spadkiem ciśnienia. W przypadku diety rzepakowej z kwasem oleinowym obserwowano też spadek poziomu trójglicerydów. Autorzy publikacji z pisma Obesity podkreślają, że potrzeba dalszych badań, by określić długoterminowy wpływ diety bogatej w jednonienasycone kwasy tłuszczowe. « powrót do artykułu
  11. W bitwie ze Stanami Zjednoczonymi Rosja znalazła nowy cel - Microsoft. Wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiego wywiadu zdradził, że Kreml wdraża plan usunięcia zagranicznego oprogramowania z wszystkich państwowych komputerów oraz komputerów należących do państwowych firm. Realizację planu rozpoczęto od zastępowania produktów Microsoftu znajdujących się na komputerach miasta Moskwa oprogramowaniem rosyjskim. Rosyjskie władze próbują też zablokować serwis LinkedIn, który Microsoft ma zamiar przejąć. Microsoft znalazł się na celowniku Kremla, gdyż jest to największa amerykańska firma IT i łatwo będzie przekonać obywateli, że współpracuje ona z amerykańskimi służbami wywiadowczymi. To sygnał, że Rosja naprawdę myśli o znacjonalizowaniu internetu i chce tworzyć własne bezpieczne treści - uważa Fiona Hill z Brookings Institution. Rosjanie świetnie zdają sobie sprawę z tego, że oprogramowanie może zostać użyte do cyberataków. Sami to zresztą robią. W ubiegłym roku rosyjscy hakerzy wykorzystali załączniki do MS Office, by wyłączyć ukraińską sieć energetyczną. Woleliby zatem mieć całkowitą kontrolę nad wykorzystywanym przez siebie oprogramowaniem. Adam Schiff z Komitetu ds. Wywiadu Izby Reprezentantów nie jest zaskoczony działaniami Kremla. Zauważa, że stosunki pomiędzy USA a Rosją są najgorsze od czasów Zimnej Wojny. Putin, jako dawny oficer KGB, postrzega świat jako miejsce zero-jedynkowej walki pomiędzy Rosją a USA. Co jest dobre dla USA jest złe dla Rosji i vice versa. Działanie przeciwko Microsoftowi może być również próbą pokazania własnym obywatelom, że nie można ufać amerykańskiej technologii [...] To częściowo przesłanie ekonomiczne, częściowo ostrzeżenie, częściowo protekcjonizm... to wpisuje się w prowadzoną przez Putina politykę eskalacji napięcia. Ruchy rosyjskich władz nie zrobiły na giełdzie większego wrażenia. Akcje Microsoftu osiągają rekordowo wysokie ceny. Być może dlatego, że - jak zauważają przedstawiciele amerykańskich służb - Rosji nie uda się całkowicie usunąć oprogramowania Microsoftu, gdyż jest ono zbyt mocno zintegrowane z krajową infrastrukturą IT. « powrót do artykułu
  12. Microsoft oficjalnie zakończył sprzedawanie producentom OEM licencji na Windows 7 Professional i Windows 8. Oznacza to, że nowe komputery mogą być produkowane wyłącznie z systemem Windows 10. Inne wersje Windows 7 i 8, takie jak Home Basic, Home Premium i Ultimate są niedostępne już od pewnego czasu. Sprzedaż systemów Win7 Home i Ultimate dla użytkowników indywidualnych zakończono już w roku 2014. Licencję na edycję Professional wciąż mogą kupić przedsiębiorstwa. Oczywiście wciąż możliwy jest zakup komputerów z preintalowanym Windows 7 czy Windows 8. Sprzedawcy mogą oferować klientom ten towar, który mają w magazynach. Poprawki dla Windows 7 będą dostarczana co najmniej do roku 2020. « powrót do artykułu
  13. Inżynierowie z MIT połączyli szpinak z nanorurkami, tworząc w ten sposób szpinakowe czujniki, które będą w stanie wykrywać materiały wybuchowe i bezprzewodowo przesyłać na ten temat dane do urządzenia podobnego do smartfonu. To jeden z pierwszych systemów elektronicznych zintegrowanych z rośliną. Inżynierowie nazywają takie podejście 'roślinną nanobioniką'. Celem roślinnej nanobioniki jest wprowadzenie do roślin nanocząstek, by nadać im nowe funkcje - wyjaśnia profesor Michael Strano z MIT. W tym wypadku rośliny przystosowano do wykrywania nitrozwiązków często obecnych m.in. w minach. Gdy taki związek znajduje się w wodzie pobranej przez roślinę, nanorurki wyemitują sygnał fluorescencyjny, który można zarejestrować za pomocą kamery na podczerwień. Kamera może zostać połączona z niewielkim komputerem, który wyśle SMS-a do użytkownika. To nowy sposób na pokonanie bariery komunikacyjnej pomiędzy człowiekiem a roślinami - mówi doktor Strano. Zdaniem uczonego rośliny mogłyby w ten sposób informować nas np. o obecności zanieczyszczeń. Rośliny do bardzo dobrzy analitycy. Mają system korzeniowy w gruncie, bez przerwy próbkują wody gruntowe i samodzielnie przenoszą je do liści - zauważa uczony. Dlatego też świetnie nadają się do monitorowania środowiska naturalnego. Wykorzystana technika może zostać zastosowana do każdej rośliny. To z kolei może pomóc też rolnikom. Rośliny wiedzą, że będzie susza na długo przed nami - stwierdza Strano. Te czujniki dają nam informację w czasie rzeczywistym. To tak, jakbyśmy rozmawiali z roślinami o środowisku, w którym żyją. Tego typu informacje pozwolą na zwiększenie plonów i marginesu zysku - stwierdził Min Hao Wong, absolwent MIT, który założył firmę Plantea, by rozwijać wspomnianą technologię. « powrót do artykułu
  14. Budujące nabłonek błony śluzowej jelita cienkiego enterocyty przebudowują w odpowiedzi na tłusty posiłek niektóre swoje organelle. Kiedy jemy tłuste pokarmy, reakcja naszego organizmu jest koordynowana między narządami trawiennymi, układem nerwowym i mikroorganizmami zamieszkującymi przewód pokarmowy. Nasze badanie na danio pręgowanych skupiało się na jednym aspekcie tego układu - reakcjach enterocytów na wysokotłuszczowy posiłek [obfitujący w cholesterol i trójglicerydy] - wyjaśnia prof. Steven Farber z Wydziału Embriologii Carnegie Institution for Science. Okazuje się, że w odpowiedzi na tłusty posiłek enterocyty przechodzą wewnętrzną przebudowę. Napływ tłuszczów prowadzi m.in. do szybkiej zmiany kształtu jądra - staje się ono pomarszczone. Prowadząc dalsze badania, Amerykanie zauważyli, że zmianie kształtu towarzyszy aktywacja pewnych genów regulujących zdolność komórek jelita do pakowania i dystrybuowania lipidów do innych części ciała (enterocyty pobierają substancje ze światła jelita za pomocą rąbka szczoteczkowego, a później oddają je do naczyń krwionośnych i limfatycznych pod nabłonkiem). Autorzy publikacji z Journal of Biological Chemistry zauważyli, że do aktywacji dochodzi w ciągu godziny od posiłku. Mamy taką roboczą hipotezę, że cała reakcja na tłuszcz w enterocycie - remodelowanie i aktywacja genów - jest koordynowana przez siateczkę śródplazmatyczną [ang. endoplasmic reticulum, ER] - ujawnia Erin Zeituni. Gdy naukowcy zastosowali leki blokujące jedną z funkcji ER (syntezę lipoprotein), zahamowali aktywację wielu kluczowych genów. Zmodyfikowało to także marszczenie jądra. « powrót do artykułu
  15. Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym (ang. Transcranial Direct Current Stimulation, tDCS) sprawia, że gimnastyka nóg wydaje się łatwiejsza. Naukowcy z University of Kent oceniali wpływ tDCS na reakcje nerwowo-mięśniowe, fizjologiczne i percepcyjne na wyczerpujące ćwiczenia nóg. Zespół dr. Lexa Maugera odkrył, że tDCS opóźniało wyczerpanie prostownika kolana średnio o 15%. Działo się tak najprawdopodobniej dlatego, że ćwiczenia były postrzegane przez ochotników jako lżejsze. Przezczaszkowa stymulacja nie miała jednak znaczącego wpływu na reakcję nerwowo-mięśniową. W testach wzięło udział 9 ochotników. Po zaznajomieniu z laboratorium na kolejnych wizytach brali oni udział w 4 scenariuszach: kontrolnym, placebo oraz 2 sesjach tDCS (w jednej elektrodę anodową umieszczano nad lewą korą ruchową, a katodową nad prawą korą czołową - schemat HEAD, w drugiej elektrodę anodową umieszczano nad lewą korą motoryczną, a katodową na ramieniu - schemat SHOULDER). Sesja tDCS trwała dziesięć minut (stosowano prąd o natężeniu 2 mA). Później ochotnicy przechodzili tzw. badanie do wyczerpania (ang. time to exhaustion, TTE) prostowników kolan. Peryferyjne i centralne parametry neuromięśniowe oceniano w punkcie wyjścia, po tDCS i po TTE. W czasie TTE monitorowano tętno, ocenę postrzeganego wysiłku i wywołany ćwiczeniami ból mięśni. Brytyjczycy podkreślają, że wpływ tDCS na osiągi (postrzeganie wysiłku i czas do wyczerpania) pojawiał się tylko przy układzie SHOULDER. « powrót do artykułu
  16. Badania przeprowadzone przez WWF, University of Vermont oraz University of Cambridge dowiodły, że większości krajów Afryki opłaca się chronić słonie przed kłusownikami. Specjaliści wyliczyli, że kraje Afryki każdego roku tracą przez kłusowników około 25 milionów dolarów dochodów z turystyki. "Moralne i etyczne powody, dla których należy chronić słonie, istniały zawsze. Jednak nie każdy zwraca na nie uwagę. Nasze badania dowodzą, że również z ekonomicznego punktu widzenia są to działania opłacalne" - mówi główny autor badań, doktor Robin Naidoo z WWF. Każdego roku kłusownicy zabijają 20-30 tysięcy afrykańskich słoni. Pozyskują w ten sposób kość słoniową, którą kupują mieszkańcy Chin i innych krajów Azji. "Wiemy, że wraz ze wzostem kłusownictwa zmniejsza się ruch turystyczny. Nasza praca to pierwsza próba oszacowania strat. Badania dowodzą, że z ekonomicznego punktu widzenia opłaca się chronić słonie" - mówi wspólautor badań, profesor Andrew Balmfod z University of Cambridge. "Średni zwrot z inwestycji w ochronę słoni na wschodzie, zachodzie i południu Afryki jest równie duży, co średni zwrot z inwestycji w edukację, bezpieczeństwo żywności czy energię elektryczną. Na przykład na każdego dolara zainwestowanego w ochronę słoni z Afryce Wschodniej otrzymujemy około 1,78 USD zwrotu. To świetny biznes" - mówi doktor Brenan Fisher, ekonomista na University of Vermont. Odmienna sytuacja jest w Afryce Centralnej. Tam słonie występują na odległych zalesionych terenach rzadko odwiedzanych przez turystów, zatem dochody z turystyki nie wystarczą, by powstrzymać kłusowników. « powrót do artykułu
  17. Amerykańsko-tanzański zespół naukowców oceniał, w jaki sposób migracja gnu przez ekosystem Tarangire (in. Step Masajski) wpływa na przeżywalność tutejszych żyraf. Sezonowa obecność tysięcy migrujących gnu powoduje, że uwaga drapieżników zwraca się na preferowane ofiary - gnu [i zebry]. Prowadzi to do wzrostu przeżywalności cieląt żyraf. Jeśli populacja gnu w Tarangire będzie się nadal zmniejszać w wyniku zaburzenia szlaków migracji poza parkiem narodowym i kłusownictwa, populacja żyraf również ucierpi - podkreśla dr Derek Lee z Wild Nature Institute. W ostatnich dekadach liczebność żyraf drastycznie spada. W Afryce żyje dziko tylko ok. 100 tysięcy żyraf. Musimy działać, by te wspaniałe istoty nie wyginęły - apeluje dr Anne Dagg, pionierka badania i ochrony żyraf. Lee i inni wykorzystali dane demograficzne 5 subpopulacji żyraf z ekosystemu Tarangire w Tanzanii (dotyczyły one rozmnażania 860 dorosłych samic i przeżywalności 449 cieląt w ciągu 3 pór deszczowych). Okazało się, że presja drapieżnicza (gęstość lwów podzielona przez gęstość podstawowych/preferowanych ofiar) ujemnie koreluje z prawdopodobieństwem przeżycia noworodków i cieląt żyraf. Wspiera to hipotezę o mutualizmie: że obecność migrujących parzystokopytnych ogranicza polowania na cielęta żyraf. Historycznie Masajowie wykorzystywali ekosystem Tarangire do wypasu zwierząt. Z innych części Tanzanii przybyli tu jednak rolnicy, którzy przekształcili duże obszary pastwisk w farmy. Specjaliści opracowują strategie rozwiązania tego problemu. Wspomina się także o wprowadzeniu ograniczenia prędkości na 2 drogach, które przecinają trasy migracji gnu. Ochrona migracji gnu spowoduje wydźwięki w całym ekosystemie, zapewniając korzyści wielu zagrożonym gatunkom, w tym żyrafom, i podtrzymując turystyczną ekonomię Tanzanii. « powrót do artykułu
  18. Technologia wykorzystywana przez amerykańską armię do zdalnego badania jakości powietrza stała się inspiracją do stworzenia urządzenie służącego do poszukiwania życia na Marsie i w innych miejscach Układu Słonecznego. Wspomniana technologia pozwala na zdalne sprawdzanie, czy w powietrzu nie znajdują się niebezpieczne środki chemiczne, toksyny czy patogeny. Branimir Blagojevic z należącego do NASA Goddard Space Fligh Center pracował w przeszłości w firmie, która na potrzeby wojska opracowała wspomnianą technologię. Teraz wykorzystał swoje doświadczenie do stworzenia Bio-Indicator Lidar Instrument (BILI). Jego zdaniem będzie on zdolny do wykrywania organicznych sygnatur życia na Marsie. BILI to rodzaj urządzenia LIDAR bazującego na fluorescencji. NASA wykorzystywała dotychczas fluorescencję do wykrywania związków chemicznych w atmosferze Ziemi. Nigdy jednak technika taka nie została użyta podczas badań innych planet. Blagojevic nazywa BILI "węchem" marsjańskiego łazika. Urządzenie mogłoby zostać umieszczone na maszcie łazika, a jego pierwszym zadaniem byłoby wyszukiwanie chmur pyłu. Po wykryciu takiej chmury BILI skierowałoby w jej stronę dwa lasery ultrafioletowe. Ich światło wywołałoby świecenie cząstek kurzu, a z kolei analiza tego światła pozwoliłaby na wyszukanie cząstek organicznych i stwierdzenie, czy powstały niedawno, czy też w odległej przeszłości. Możliwe byłoby również określenie wielkości cząstek. Jeśli byłyby tam jakieś sygnatury biologiczne, powinny być możliwe do wykrycia w pyle - stwierdza Blagojevic. Całe piękno BILI polega, jak podkreśla konstruktor urządzenia, na jego zdolności do wykrywania interesujących sygnatur z odległości setek metrów. BILI może więc zajrzeć w miejsca, do których łazik nigdy nie dotrze. Co więcej, jako, że łazik i urządzenie nie zbliżą się do badanego miejsca, zmniejsza się ryzyko zanieczyszczenia próbki i uzyskania fałszywych danych. To czyni nasz instrument wspaniałym uzupełnieniem dotychczasowej aparatury badawczej. Bili wymaga jedynie energii elektrycznej i może szybko przeskanować duży obszar - mówi Blagojevic. Zapewnia, że wraz ze swoim zespołem są gotowi na przeprowadzenie testów BILI. « powrót do artykułu
  19. Nowe badanie, którego przeprowadzano na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (MSK), wykazało, że będący patogenem oportunistycznym kropidlak popielaty (Aspergillus fumigatus) rośnie i zachowuje się tam podobnie jak na Ziemi. Jednym z celów badań prowadzonych w ramach Microbial Observatory Experiments jest ustalenie, jak grzyby przystosowują się do mikrograwitacji i w jaki sposób wpływa to na ich interakcje z ludźmi w zamkniętych habitatach. To istotne, zważywszy, że załogowe loty kosmiczne stale się wydłużają. W ramach najnowszego studium, prowadzonego przez Benjamina Konxa, mikrobiologa z Uniwersytetu Wisconsin w Madison, 2 izolaty A. fumigatus z MSK porównywano z izolatami referencyjnymi z Ziemi. Prowadząc rozmaite analizy, naukowcy odkryli, że izolaty z MSK przejawiały normalny wzrost in vitro oraz tolerancję stresu chemicznego. Nie stwierdzono też nieoczekiwanych różnic genetycznych. Autorzy publikacji z pisma mSphere zauważyli tylko, że w zwierzęcym modelu choroby inwazyjnej szczepy z MSK były nieco bardziej śmiercionośne. Badania nie wykazały jednak, by pod wpływem czasu spędzonego w kosmosie w grzybie zaszły jakieś znaczące zmiany. Choć zaobserwowaliśmy różnice w zjadliwości, spekulujemy, że mieszczą się one całkowicie w zmienności, jaką można zaobserwować wśród izolatów ziemskich. « powrót do artykułu
  20. Kończący swoje rządy prezydent Obama powołał do życia grupę doradców, która będzie zajmowała się problemami przemysłu półprzewodnikowego. Grupa będzie działała w ramach Prezydenckiego Zespołu Doradczego ds. Nauki i Technologii (President's Council of Advisors on Science and Technology - PCAST). Składa się ona z doświadczonych pracowników przemysłu półprzewodnikowego, a jej zadaniem będzie zidentyfikowanie głównych problemów stojących przed amerykańskim przemysłem oraz zaproponowanie rozwiązań ułatwiających Amerykanom konkurowanie z rosnącym w siłę chińskim przemysłem półprzewodnikowym. Rada przygotuje swoje zalecenia już dla przyszłej administracji i najprawdopodobniej zaproponuje zwiększenie wydatków federalnych na badania nad półprzewodnikami. Niektóre kraje, które odgrywają coraz większą rolę na tym polu, subsydiują swój przemysł półprzewodnikowy lub też domagają się dostępu do technologii w zamian za wpuszczenie na rynek firm z innych państw - oświadczył Biały Dom. Oczywistym jest, że Amerykanie mają tu na myśli Chiny. Władze w Pekinie utworzyły specjalny fundusz inwestycyjny, który ma wspomagać rodzimy przemysł półprzewodnikowy, i przekazały mu 20 miliardów dolarów. Ponadto pomogły w utworzeniu prywatnego funduszu inwestycyjnego, który dysponuje 100 miliardami USD. Nowa grupa doradców skupia wiele znaczących i znanych nazwisk. Na jej czele staną Paul Otellini, były dyrektor wykonawczy Intela oraz John Holdren, szef PCAST i główny doradca Białego Domu ds. Technologii. W skład grupy wejdą m.in.: Wes Bush, dyrektor wykonawczy Northrop Gruman, John Hennessy, były rektor Uniwersytetu Stanforda, Paul Jacobs, dyrektor Qualcommu, Ajit Manocha, były dyrektor GlobalFoundries, Craig Mundie, były wysoki rangą manager z Microsoftu, Mike Splinter, były dyrektor Applied Materials oraz Laura Tyson, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley i dyrektor prezydenckiej Narodowej Rady Ekonomicznej. Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Półprzewodnikowego (Semiconductor Industry Association) od dawna lobbowało za powstaniem tego typu grupy. « powrót do artykułu
  21. Zakończono prace nad piątą, ostatnią, osłoną termiczną dla Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. Wszystkie osłony zostały wykonane przez firmę NeXolve Corporation w Huntsville. Każda z nich ma grubość ludzkiego włosa i została wykonana z kaptonu. Działające razem warstwy oddzielają od siebie gorącą i zimną część JWST, a różnica pomiędzy nimi wynosi około 315 stopni Celsjusza. Osłony przeciwsłoneczne są ukoronowaniem wieloletniej współpracy NeXolve, Northrop Grumman i NASA. Wszystkie zostały świetnie wykonane, a ich parametry przekraczają nasze oczekiwania. To kolejny milowy krok w realizacji projektu Teleskopu Webba - stwierdził James Cooper, odpowiedzialny z ramienia NASA za osłony termiczne. Prace nad pięcioma osłonami, z których każda jest wielkości boiska do tenisa, trwały przez trzy lata. Osłony będą chroniły optykę teleskopu, dzięki nim światło słoneczne nie będzie zakłócało pracy czujników podczerwieni JWST. Na stronach NASA można zapoznać się z pracami jakie już zostały przeprowadzone przy JWST, harmonogramem na przyszłość oraz z jego trójwymiarowym interaktywnym modelem. « powrót do artykułu
  22. Włoski kardiolog Valerio Sanguigni stworzył i opatentował lody o udowodnionych właściwościach prozdrowotnych, w tym poprawiające osiągi sportowe. Sanguigni, który pracuje na Università degli Studi di Roma Tor Vergata, podkreśla, że wiele bogatych w przeciwutleniacze pokarmów traci sporo swoich właściwości, nim trafi na nasze stoły. Postanowił rozwiązać ten problem za pomocą... lodów. Badania wykazały, że przeciwutleniaczom sprzyjają niskie temperatury. Mieszając składniki, które w nie obfitują, np. niesłodzone kakao, orzechy lasowe i zieloną herbatę, kardiolog, który od dziecka uwielbia lody, uzyskał jeden z najbardziej zaskakujących superpokarmów. Chciałem uporządkować dżunglę produktów zawierających przeciwutleniacze. [...] Pokarmami, w których zachowuje się ich najwięcej, zwłaszcza w niskiej temperaturze, są suszone owoce oraz [wspomniane wcześniej] ziarna kakao i zielona herbata. Opatentowałem moje [przeciwutleniaczowe] lody, które skądinąd są naprawdę dobre. Nadałem im nazwę Powellnux. Gelato wyprodukowano wg sekretnej receptury z północnych Włoch w lodziarni w centrum Rzymu. W testach Sanguigniego wzięło udział 14 osób z macierzystej uczelni (miały od 20 do 38 lat). Jedni dostali próbki jego produktu (z gorzkim kakao oraz ekstraktami z zielonej herbaty i orzechów laskowych), inni standardowe gelato z mleczną czekoladą. Przed i 2 godziny po spożyciu 100 gramów produktu przeprowadzano badania krwi; określano poziom polifenoli, status oksydacyjny (zdolność osocza do redukcji jenów elazowych), biodostępność tlenku azotu, markery stresu oksydacyjnego, funkcje śródbłonka (wazodylatację tętnicy promieniowej indukowaną przepływem - ang. flow-mediated dilation, FMD - i wskaźnik reaktywnego przekrwienia, ang. reactive hyperemic index, RHI). Określano też tolerancję wysiłku; chodziło o pedałowanie z największą możliwą prędkością na rowerkach treningowych. Okazało się, że ci, którzy jedli lody z przeciwutleniaczami, wypadli w teście o wiele lepiej. Ustalono, że tylko po zjedzeniu Powellnux znacząco wzrósł poziom polifenoli i tlenku azotu. Poprawiły się też funkcje śródbłonka (FMD oraz RHI) i zmniejszył się stres oksydacyjny. Oprócz tego Sanguigni wspomina o lepszym mikrokrążeniu, co jak tłumaczy, świadczy o lepszym natlenowaniu tkanek. Zgodnie z naszą wiedzą, to pierwsze badanie, które zademonstrowało, że zmniejszając stres oksydacyjny, bogate w przeciwutleniacze naturalne lody naprawdę poprawiają funkcje naczyniowe/śródbłonkowe i osiągi fizyczne u zdrowych osób. Wyniki włoskich badań ukazały się w piśmie Nutrition. « powrót do artykułu
  23. Gdy w 2018 roku pracę rozpocznie Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba (JWST), ludzkość zyska możliwość takiego obserwowania kosmosu, jakiego nie miała nigdy przedtem. Nie tylko dzięki samemu JWST, ale i dlatego, że wciąż będzie pracował Teleskop Hubble'a. Będziemy mogli zobaczyć kosmos w 3D. Tego typu obserwacje nigdy nie były możliwe, ponieważ nigdy nie mieliśmy jednocześnie w przestrzeni kosmicznej dwóch teleskopów o takiej rozdzielczości - mówi Joel Green ze Space Telescope Science Institute w Baltimore. Hubble znajduje się na orbicie bliskiej Ziemi, a JWST zostanie umieszczony w punkcie libracyjnym L2, o odległości 1,5 miliona kilometrów dalej. Tak duża odległość między oboma urządzeniami oznacza, że jeśli zostaną one skierowane na ten sam obiekt w Układzie Słonecznym, to różnica w kątach widzenia będzie na tyle duża, iż pojawi się głębia zauważalna ludzkim okiem. Green przeprowadził analizy obu teleskopów pracujących w tandemie i wykazał, że dzięki nim możemy zobaczyć niezwykłe rzeczy, jak księżyce Jowisza na tle chmur, za którymi będą kolejne księżyce czy pył przetaczający się nad górami na Marsie. Najbardziej jednak ekscytujące będą obserwacje szybko zmieniających się zjawisk, takich jak upadki asteroid na skalistych planetach czy burze na Jowiszu. Zdjęcia czy filmy stworzone dzięki wspólnej pracy Webba i Hubble'a nie tylko pomogą naukowcom, ale będą też fascynującym materiałem edukacyjnym, który pomoże zainteresować opinię publiczną badaniami kosmosu. Teleskop Kosmiczny Hubble'a ma pracować do roku 2021. Jest to jedyny teleskop kosmiczny, który zaprojektowano z myślą o przeprowadzaniu na nim prac serwisowych. Dotychczas odbyło się pięć misji, podczas których naprawiano i udoskonalano Hubble'a. Ostatnia z nich miała miejsce w 2009 roku. Więcej misji nie będzie, gdyż Stany Zjednoczone odesłały do lamusa swoje promy kosmiczne. Przyszłość pokaże czy NASA zdecyduje się na kontynuowanie misji Hubble'a, której roczny koszt wynosi niemal 100 milionów dolarów oraz czy stan techniczny teleskopu pozwoli na jego dalszą pracę. Teoretycznie teleskop może dotrwać w stanie wystarczającym na prowadzenie badań naukowych nawet do roku 2040. « powrót do artykułu
  24. Kolonizacja Oceanii, do której doszło przed około 3500 lat, była jednym z najbardziej ambitnych, ryzykownych i dalekosiężnych wysiłków kolonizacyjnych podjętych przez człowieka. Ludzie musieli przepłynąć tysiące kilometrów otwartych wód oceanicznych, walczyć z prądami morskimi i pogodą, aż w końcu dotarli do Hawajów, Samoa, na Fiji czy do Mikronezji. Trzech naukowców postanowiło sprawdzić, w jaki sposób ludzie ci przebyli Ocean i dotarli do najbardziej odległych regionów Ziemi. Scott Fitzpatrick, antropolog z University of Oregon, Alvaro Montenegro, geograf z Ohio State University oraz Richard Callaghan, archeolog z Univeristy of Calgary opublikowali właśnie wyniki swojej pracy na łamach PNAS. Uczeni wykorzystali symulacje komputerowe i dane klimatyczne do analizy możliwych tras wędrówki przez Pacyfik. Bali pod uwagę dane dotyczące wiatrów, prądów oceanicznych, rozkładu lądów i opadów. Przeprowadzone przez nas symulacje pozwalają ocenić, gdzie mógł dotrzeć ktoś, kto wyruszył z punktu A i został zniesiony. Mogliśmy też sprawdzić możliwe planowane trasy bezpośrednich podróży, innymi słowy, jeśli wiedzieli, gdzie płyną, to jak długo zajęła im podróż - wyjaśnia Fitzpatrick. Naukowcy chcieli sprawdzić, skąd mogli wyruszyć w podróż przodkowie obecnych mieszkańców pięciu najważniejszych regionów Oceanii. Biorąc pod uwagę różne zmienne stworzyli najkrótsze i najłatwiejsze marszruty. W swoich symulacjach wykorzystali też takie zjawiska jak El Nino-Southern Oscillation. Dowody archeologiczne sugerują, że mieszkańcy Oceanii zdawali sobie sprawę z istnienia tych nieregularnych zjawisk klimatycznych, mogli więc wykorzystywać je podczas podróży. Naukowcy zajmujący się Pacyfikiem od dawna podejrzewali, ale nie byli w stanie tego udokumentować, że mieszkańcy wysp rozwinęli z czasem dogłębną wiedzę na temat zmiennych klimatycznych, różnych wzorców pojawiania się wiatrów, zmienności środowiska, które mogły wpłynąć na ich umiejętności przetrwania oraz zdolności dotarcia do różnych miejsc - stwierdza Fitzpatrick. Wziąwszy pod uwagę wspomniane powyżej zmienne oraz zakładając, że kolonizatorzy wiedzieli o występowaniu tego typu zjawisk, naukowcy stwierdzili, że zachodnia Mikronezja została prawdopodobnie skolonizowana przez mieszkańców pobliskich Moluków. Z kolei mieszkańcy Samoa wyruszyli na podbój wschodniej części Polinezji. Symulacje wykazały też, że Hawaje i Nowa Zelandia mogły zostać zasiedlone przez mieszkańców Markiz lub Wysp Towarzystwa. Z kolei na Wyspę Wielkanocną mogli wybrać się mieszkańcy Markiz lub Mangarevy. W artykule podkreślono też konieczność dalszych badań. Niewykluczone bowiem, że to nie Filipiny - jak się obecnie przyjmuje - a Samoa było centrum, z którego kolonizatorzy wyruszali do Mikronezji. Pytaniem, na które być może nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, jest to o przyczyny kolonizacji. Co skłoniło ludzi do niezwykle ryzykownej podróży przez setki i tysiące kilometrów wód oceanicznych? Czy przyczyną były kwestie polityczne, problemy społeczne, demograficzne czy środowiskowe? Prawdopodobnie wiele czynników nałożyło się podjęcie decyzji o takich podróżach. « powrót do artykułu
  25. Helsińska populacja polatuch syberyjskich (Pteromys volans) przeżywa boom. Tutejsze Centrum Środowiskowe twierdzi, że na północnym zachodzie stolicy Finlandii liczba habitatów gryzoni wzrosła ponad 3-krotnie. O ile podczas poprzedniego spisu było ich 12, o tyle teraz jest ich aż 39. Największe wzrosty odnotowano w Parku Centralnym, gdzie teraz występuje 25 habitatów (w roku 2014 dowody aktywności wskazywały na istnienie zaledwie 6). Polatuchy są chronione na terenie całej Finlandii. Jest jasne, że po wielu latach nieobecności polatucha syberyjska tłumnie powraca do stolicy - cieszy się Esa Nikunen, dyrektor Centrum. Same gryzonie trudno dostrzec, naukowcy szukali więc ich odchodów. P. volans potrzebują mieszanych drzewostanów, dlatego służy im przemyślane zarządzenie zielenią miejską w Helsinkach. Warto przypomnieć, że pod koniec zeszłego roku zaprezentowano projekt przyjaznego polatuchom kampusu studenckiego, gdzie budynki przypominają domki na drzewach. Dzięki temu zwierzęta mogłyby się swobodnie przemieszczać. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...