Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Ranking


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 12.07.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. 2 punkty
    Dlaczego są zdziwieni inną wagą przedmiotów? Ja mam ogród i nie będę używać tych samych narzędzi co mężczyzna, bo są dla mnie za ciężkie. Część mamy w wersji dla mojego męża i dla mnie. A nasz nastoletni syn, właśnie stał się tak silny jak ja, i niedługo będzie silniejszy. Więc jeśliby mnie pochowano ze szpadlami i innymi narzędziami, a obok mojego męża to też wyjdzie im ta sama obserwacja. "Kobiety narzędzia dla nastolatków" i podział pracy. Kobiety lżejsze, mężczyźni cięższe prace. Czaaem studentom by się przydały te prace społeczne jak w pierwszych latach komuny, gdy nakazem partii pomagali w polu, mieliby lepszy kontakt z realną, ręczną pracą i rzeczywistością.
  2. 2 punkty
    Właśnie zacząłem czytać „Chrześcijaństwo. Triumf religii" P. Heathera. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach zapowiada się rewelacyjnie. Już teraz mogę polecić i zachęcić PT Kolegów A w kwestii doboru naturalnego w kontekście religii pozwolę sobie przytoczyć opis znajdujący się okładce tejże książki. Z czym innym mamy tutaj do czynienia, jak nie z doborem naturalnym (podkreślenie moje): "Przez pierwsze trzy stulecia istnienia chrześcijaństwo systematycznie zdobywało wyznawców, lecz wciąż było tylko jednym z wielu wyznań świata rzymskiego. Dopiero pozyskanie cesarza Konstantyna i status religii państwowej sprawiły, że odniosło spektakularny triumf. Tysiąc lat później chrześcijańscy władcy panowali już w całej Europie, a religia ta była mocno zakorzeniona w świadomości społecznej. Jak jednak dowodzi Peter Heather, wcale nie było to przesądzone. Chrześcijaństwo musiało toczyć nieustającą walkę zarówno z odstępstwami we własnych szeregach, jak i z innymi wyznaniami. Od kryzysu, który nastąpił po upadku cesarstwa rzymskiego, wskutek czego samo przetrwanie tej religii wisiało na włosku, po zdumiewającą rewolucję z XI wieku, która uczyniła papieża głową olbrzymiej międzynarodowej organizacji, Heather śledzi kameleonową zdolność chrześcijaństwa do samookreślania się na nowo oraz jego niezwykłą umiejętność mobilizowania i wykorzystywania swych sił. Sukces chrześcijaństwa polegał nie tyle na zdefiniowaniu zasad wiary, ile na przeistoczeniu jej – za sprawą uczonych i prawników, prowincjonalnych funkcjonariuszy, misjonarzy na odległych rubieżach kontynentu – w instytucję sprawującą religijną władzę niemal nad wszystkimi narodami średniowiecznej Europy. Oto tajemnica jego niezwykłego powodzenia."
  3. 2 punkty
    To brzmi wręcz niewiarygodnie. Wiele razy zastanawiałam się czemu działanie łazików, czy lądowników zawodzi skoro były masy testów. Jedną z pierwszych spraw, które przyszły mi do głowy, spraw oczywistych, było to, że podłoże na lżejszych ciałach niebieskich jest luźniejsze z racji na grawitację. Ale myślałam ... "bez przesady, przecież to niemożliwe, żeby naukowcy nie wzięli tego pod uwagę, to jest tak oczywiste, że dziecko musiałoby o tym pomyśleć gdyby zabrało się za ten problem". Dlatego nigdy nie wspominałam nawet o tej sprawie np. w rozmowach. Naprawdę nie uważam się za geniusza - wręcz przeciwnie. Dlatego tym bardziej jestem w ciężkim szoku, że całe sztaby naukowców nie brały tego pod uwagę.
  4. 1 punkt
    Raczej jak Bozon Higgsa Bezpośrednich obserwacji brak, ale wierzymy że autorytety dobrze pomierzyły i policzyły.
  5. 1 punkt
    Heather bardzo interesująco opisuje ewolucję religijną Konstantyna i uważa, że w rzeczywistości był on chrześcijaninem od dziecka, a rzekoma "ewolucja" była wymuszona czynnikami zewnętrznymi podczas walki o władzę. Uważa też, opierając się na sugestii Euzebiusza z Cezarei i postępowania Konstancjusza Chlorusa podczas prześladowań, że i on mógł być chrześcijaninem. I że Galeriusz namówił Dioklecjana na rozpoczęcie prześladowań w ramach walki o wpływy z Chlorusem. W załączeniu przykładowy fragment. Koniec I rozdziału. (widzę, że dodał nie po kolei, ale są widoczne numery stron) Tego jeszcze nie wiem. Dopiero 100 stron przeczytałem. A w kolejce czeka inna książka Heathera: "Odrodzenie Rzymu. Cesarze i papieże. Bój o władzę nad chrześcijaństwem".
  6. 1 punkt
    Mniejszy, ale jednocześnie powierzchnia całkowita styku gąsienica-marsia (spodobało mi się :D) jest większa, a co za tym idzie powierzchnia styku pomiędzy ziarnami pod gąsienicą również, więc uślizgu raczej by nie było (szczególnie przy wolnym, gąsienicowym ruszaniu). To nie chodzi o uślizg, a o energochłonność, trudniejsze sterowanie, więcej elementów mechanicznych (rolki, napinacze, smarowanie w tym wpływ temperatury na to) i przez to ryzyko awarii, dodatkowa masa do wyniesienia i objętość, bo się nie składają. Metalowe gąsienice są ciężkie i się zatrą w regolicie, kompozytowe zetrą/zniszczą szybko (a napinacze i rolki dalej potrzebne). Ciekawe odpowiedzi: https://www.quora.com/Was-there-any-specific-reason-why-all-of-the-Mars-rovers-use-wheels-rather-than-tank-tracks-It-would-seem-like-tank-tracks-should-be-good-options-for-Mars Zresztą, były rozważane już w latach 60-tych: https://ntrs.nasa.gov/api/citations/19940021181/downloads/19940021181.pdf Już miałem napisać, że chyba nie, ale chyba tak, z tym, że może nie do końca uświadamiając sobie skalę tego zjawiska https://ntrs.nasa.gov/api/citations/20200003046/downloads/20200003046.pdf Może powinni bardziej napowietrzać ten piasek by go rozluźnić?
  7. 1 punkt
    (ale tylko tu niestety), to tutaj najświeższe wieści z Nowej Wielkiej Kaczystowskiej Polski. Tylko dwie minuty: https://x.com/PolishSoltys30/status/1946581856150806872
  8. 1 punkt
    W zasadzie czemu to było tak zaskakujące, zwłaszcza, że grot utkwił w żebrze, naturalnej ochronie klatki piersiowej? I to jeszcze od pleców.. Uszkodzenie płuc w wyniku penetracji ciała obcego najczęściej skutkuje wystąpieniem odmy. Otwartej lub zamkniętej, w przypadku odmy zamkniętej powstałej w w wyniku urazu, jest to najczęściej odma prężna, będąca bezpośrednim zagrożeniem życia. Odma otwarta oczywiście też taka może być, ale jest i łatwiejsza do lokalizacji i opanowania. Odma prężna jest, w przypadku postrzału z łuku, raczej mało prawdopodobna, ze względu na małą energie kinetyczną strzały. To tak ogólnie. Inna kwestia to fakt, że strzały często przebijały tętnice, prowadząc do szybkiego wykrwawienia. Ale nie w tym przypadku. Wszystko wygląda na to, że tego bezpośredniego stanu zagrożenia życia raczej nie było, uwzględniając miejsce utkwienia pocisku. Jeśli by doszło do odmy i w efekcie wstrząsu obturacyjnego, to śladów po tym byśmy nie znaleźli po 4 tyś lat. Natomiast zakażenia były zmorą dawnych pól bitewnych. Z tym, że raczej ich maksimum to raczej wprowadzenie masowych armii wyposażonych w broń palną. Pocisk z broni palnej rozrywał sukno munduru/ubrania wtłaczając brudny pocisk, uwalany w szczątki jeszcze brudniejszego ubrania, głęboko w ciało. Nie umiano sobie z tym radzić. Dodatkowo w przypadku armii wczesnonowożytnych zaczęły powstawać "szpitale", gdzie gromadzono rannych żołnierzy w jednym miejscu, kompletnie nie mając pojęcia o zasadach aseptyki. Pierwszy raz zauważono pewne korelacje dopiero podczas wojny krymskiej 1853-56 r. To , że większe szanse miał żołnierz leczony z dala od lazaretów... Także myśliwy z epoki neolitu, postrzelony w plecy, ledwie w żebro, wygojony, miał wszelkie szanse wyzdrowieć i umrzeć na coś innego. ps. na przykład od ciosu w głowę toporem lub maczugą.
  9. 1 punkt
    Dramatem naszych czasów jest to, że głupota zabrała się do myślenia. To jest spojlerowanie! Miałbym jeszcze prośbę aby zmienić nazwę bloga na bolandthoughts, ewentualnie polarthoughts, a ostatecznie na smolarthoughts.
  10. 1 punkt
    Zaproponowałbym może jednak kawę zamiast tego: Obawiam się bowiem, że dzielenie gęstości mocy przez prędkość nie daje gęstości energii*... * Po drugiej kawce polecam sprawdzić jednostki.
  11. 1 punkt
    W pobliżu Hradca Králové archeolodzy odkryli wielką celtycką osadę. Zarówno pod względem rozmiarów, jak i znalezionych artefaktów odkrycie nie ma sobie równych w całych Czechach. Pod względem potencjału i znaczenia znalezione właśnie miejsce dorównuje najważniejszym osadom kultury lateńskiej z regionu środkowego biegu Dunaju i południowych Niemiec. Na niezwykłe znalezisko trafiono podczas prac związanych z budową drogi ekspresowej D35. Osada nie była ufortyfikowana. Została założona na końca III wieku p.n.e i przetrwała do początków I wieku p.n.e. Szczyt jej rozkwitu przypadał na II wiek, jeszcze przed pojawieniem się obronnych osiedli, oppidów. O ile w tamtym czasie przeciętne osady celtyckie miały powierzchnię 1-2 hektarów, odkryta miejscowość zajmowała powierzchnię co najmniej 25 hektarów. W okresie, z którego pochodzi osada, na terenie tym mieszkało plemię Bojów, od którego pochodzi łacińska nazwa Czech, Bohemia. Nazwę tę wymienia Tacyt w XXVIII rozdziale „Germanii”. Nowo odkryta osada była ponadregionalnym centrum produkcji i handlu. Świadczą o tym znalezione przez archeologów bursztyn, srebrne i złote monety oraz ślady produkcji luksusowej ceramiki. Na miejscu odkryto też prawdopodobne ślady jednego lub dwóch miejsc kultu. Odkrycie jest tym bardziej wyjątkowe, że miejsce, w którym znajdowała się osada, nie zostało dotychczas naruszone ani przez działalność rolniczą, ani przez rabusiów. Jest więc ono pełne artefaktów. Archeolodzy byli zaskoczeni ich zagęszczeniem w górnej warstwie gleby. To jedno z najbogatszych znalezisk w Czechach. Zawiera ono zarówno przedmioty codziennego użytku, jak i luksusową biżuterię. Tomáš Mangel, archeolog w Uniwersytetu w Hradcu Králové powiedział Radiu Prague International, że zidentyfikowano kilka pieców garncarskich oraz ślady obróbki szkła. Obok srebrnych i złotych monet oraz bursztynu, ślady te świadczą, że ta duża osada włączona była w sieci handlowe, przede wszystkim te rozciągające się między Bałtykiem a Morzem Śródziemnym. « powrót do artykułu
  12. 1 punkt
    Średniowieczna kaligrafia i iluminacja w XXI wieku? Dlaczego nie? Opowiedział nam o nich Kamil Bachmiński, kaligraf, iluminator, wydawca, nauczyciel akademicki. Zanim odkrył powołanie do tradycyjnych rzemiosł, przez wiele lat pracował jako grafik i projektant gier, rysował też komiksy. Jego prace możecie podziwiać na Twitterze, Facebooku i Instagramie. A jeśli po lekturze wywiadu przyjdzie Wam ochota spróbować swoich sił w kaligrafii czy iluminacji, zajrzyjcie na https://kaligraf.substack.com/. Jako kaligraf współpracował m.in. z Uniwersytetem Jagiellońskim, Wyższą Szkołą Europejską im. ks. Tischnera, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, fundacją Chronić Dobro przy opactwie benedyktynów w Tyńcu, Instytutem Polskim w Düsseldorfie oraz Birmingham Pen Museum. Napisał dwa podręczniki kaligrafii średniowiecznej, „Mały przybornik skryby” (2020) i „Drugi przybornik skryby” (2024).  Mieszka w Żywcu. Jak w XXI wieku zostaje się średniowiecznym iluminatorem i kaligrafem? Przypadkiem. Był koniec 2012 roku, zmagałem się z wypaleniem zawodowym. Robiłem grafikę do gier na telefony i miałem tego coraz bardziej dość. Mściła się na mnie młodzieńcza naiwność, kiedy to uległem (dość powszechnemu, jak się okazuje) złudzeniu, że tworzenie gier jest równie ciekawe, co granie. Nie było. Chciałem zająć się czymś bardziej twórczym, a przy tym analogowym. Kiedyś rysowałem komiksy, ale komiksiarz musi pracować szybko, a mi marzył się odpoczynek. Może pisanie ikon? To – wyobrażałem sobie – musi być kontemplacyjne zajęcie. I tak trafiłem do klasztoru w Tyńcu, który miał (i ma do dziś) bardzo bogatą ofertę warsztatową, od zielarstwa po zarządzanie w biznesie. No i ze zdumieniem odkryłem, że jeśli chodzi o zajęcia twórcze, tynieccy benedyktyni oferują, owszem, pisanie ikon, ale też... iluminację, czyli średniowieczne malarstwo książkowe.  I to był grom z jasnego nieba — wychowany na Tolkienie, „Robinie z Sherwood” i grach fabularnych, zawsze miałem słabość do średniowiecza i średniowiecznej sztuki, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby tego po prostu uczyć ludzi z ulicy; sądziłem, że to wyłączna domena konserwatorów. Zapisałem się więc na tygodniowy kurs iluminacji w Tyńcu. Prowadziła go Basia Bodziony, absolwentka Europejskiego Instytutu Iluminacji i Rękopisów w Angers, postać ogromnie zasłużona dla popularyzacji kaligrafii i iluminacji w Polsce. Pod okiem mistrzyni przygotowałem farby temperowe, zacząłem kopiować swoją pierwszą miniaturę… i szybko zrozumiałem, że chcę robić to dalej. To było dokładnie to, czego było mi trzeba. Ostatecznie uczyłem się u niej przez dwa lata, a potem kolejny rok u innej znakomitej kaligrafki, Ewy Landowskiej. Na marginesie: Basia i Ewa napisały później wspólnie pierwszy po II wojnie światowej polski podręcznik kaligrafii, pod tytułem „Piękna litera”. Kaligrafia sprawiała mi początkowo spore trudności, wynikające głównie z leworęczności. Kiedy już jednak udało mi się je pokonać, okazało się, że praca ze stalówką i gęsim piórem idzie mi całkiem nieźle. Po jakimś czasie Basia zaproponowała mi, ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, posadę nauczyciela w swojej pracowni. Zaczynał się właśnie, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, wielki boom na kaligrafię, który trwa do dziś. I tak to jakoś poszło. W 2020 roku napisałem swój pierwszy podręcznik, „Mały przybornik skryby”, oparty na wzornikach i notatkach poczynionych na potrzeby warsztatów. W zeszłym roku ukazała się jego część druga, obie zostały bardzo dobrze przyjęte. Liczę się z myślą, że moda na kaligrafię w końcu przeminie i niewykluczone, że przyjdzie mi kiedyś wrócić do poprzedniego zawodu — ale póki co nic takiego się nie wydarzyło. Amfisbena ©Kamil Bachmiński Czy kompletne beztalencie graficzne, jak ja, też może się tego nauczyć? Tak. A jeśli mam tę odpowiedź rozwinąć, to muszę zacząć od tego, że znaczenie talentu jest, w moim przekonaniu, przeceniane. Oczywiście, zdarzają się geniusze, którzy pierwszy raz w życiu wziąwszy do ręki ołówek, dłuto czy gitarę, potrafią wyczarować cuda, ale jest ich bardzo, bardzo niewielu. My, zwykli rzemieślnicy, jesteśmy skazani na długie lata nauki, błędów, frustracji i... powolny, ale jednak rozwój. Na szczęście nie tylko oko i rękę da się wyćwiczyć, pewną dozę artystycznej wrażliwości również. Dotyczy to zwłaszcza kaligrafii: pamiętajmy, że przez długie wieki była to sztuka czysto użytkowa. W świecie bez druku tekst jest zrozumiały tylko o tyle, o ile został napisany równo, czysto i precyzyjnie. Miałem swego czasu okazję oglądać rachunki wystawiane w początkach XIX wieku przez urzędników Kompanii Wschodnioindyjskiej. To są prawdziwe kaligraficzne cudeńka, można by je oprawiać w ramy i wieszać na ścianach - a przecież wykonali je „zwyczajni” kanceliści. « powrót do artykułu
  13. 1 punkt
    Natchniony przez pewien LLM założyłem od samego rana krawat (co prawda do krótkich portek...): Z tych "modeli" kompletnie nie wynika to, o czym jest mowa w arcie powyżej - chodzi o liczbę 14 (o ile się dobrze wczytasz): Pozdrawiam.
  14. 1 punkt
    Eksperci z amerykańskiego Narodowego Instytutu Standardów i Technologii (NIST) udoskonalili swój optyczny zegar atomowy, bazujący na uwięzionych jonach glinu, do tego stopnia, że mierzy on czas z dokładnością do 19 miejsc po przecinku. Oznacza to, że jego dokładność wynosi 1 sekundę na 317 miliardów lat. Jest on więc najdokładniejszym istniejącym obecnie zegarem. To efekt 20 lat ciągłych prac nad udoskonalaniem glinowego zegara. Urządzenie jest obecnie o 41% bardziej precyzyjne niż dotychczasowy rekordzista i 2,6-krotnie bardziej stabilne niż inne zegary jonowe. Praca przy najbardziej precyzyjnym zegarze w historii jest niezwykle ekscytująca. W NIST prowadzimy długoterminowy program precyzyjnych pomiarów, dzięki którym poszerzamy naszą znajomość fizyki i lepiej poznajemy świat wokół nas, mówi Mason Marshall, główny autor artykułu, w który poinformowano o osiągnięciu. Jony glinu umożliwiają zbudowanie wyjątkowo precyzyjnego, stabilnego zegara atomowego. Drgania jonów glinu, używane do pomiaru czasu, są bardziej stabilne niż drgania jonów cezu, które są obecnie wykorzystywane do definiowania sekundy, wyjaśnia David Hume, który stoi na czele zespołu rozwijającego glinowy zegar atomowy. Ponadto jony glinu nie są tak wrażliwe na niektóre z czynników zewnętrznych – na przykład na temperaturę czy pola magnetyczne – jak jony cezu. Dlaczego wobec tego standardem w nauce są cezowe zegary atomowe i to one definiują sekundę? Otóż jony glinu jest trudno chłodzić i próbkować za pomocą lasera. A to niezbędne techniki zegarów atomowych. Dlatego też naukowcy z NIST połączyli jon aluminium z magnezem. Magnez nie drga tak dobrze jak glin, ale łatwo jest go kontrolować za pomocą lasera. Taki system nazywany jest kwantową spektroskopią logiczną, mówi pracująca przy projekcie studentka Willa Arthur-Dworschack. Jon magnezu chłodzi jon glinu. Porusza się też zgodnie ze swoim partnerem, dzięki czemu stan zegara można odczytać badając laserem stan jonu magnezu. Zegar atomowy to niezwykle skomplikowana maszyneria, a każdy jego element wpływa na precyzję działania całości. Podczas prac nad udoskonaleniem zegara naukowcy musieli poprawić wiele elementów. Jednym z nich była pułapka, w której znajdują się jony. Sama pułapka powoduje nadmiarowe mikroruchy jonów, które negatywnie wpływają na precyzję zegara. Jest to spowodowane nierównowagą ładunku elektrycznego na przeciwnych jej końcach. Naukowcy przebudowali pułapkę, umieszczając ją na grubszym diamentowym podłożu i modyfikując złotą powłokę na elektrodach. Kolejnym problemem był też system próżniowy, w którym znajduje się pułapka. Wodór przecieka przez stalowe ściany typowej komory próżniowej. Atomy wodoru zderzały się z jonami, przerywając ich pracę. Przez to co 30 minut konieczne było napełnianie pułapki nowymi jonami. Z problemem poradzono sobie zmieniając architekturę komory próżniowej i budując ją z tytanu. Wycieki wodoru zmniejszyły się 150-krotnie. To zaś spowodowało, że pułapka może działać nieprzerwanie przez wiele dni. W końcu trzeba było poradzić sobie z jeszcze jednym problemem, koniecznością posiadania bardziej stabilnego lasera do zliczania ruchu jonu. Wersja zegara z 2019 roku musiała działać przez kilka tygodni, by uśrednić fluktuacje kwantowe, losowe zmiany stanu energetycznego jonów spowodowane działaniem lasera. Teraz skorzystano z pomocy laboratorium NIST kierowanego przez Juna Ye. Posiada ono jeden z najbardziej stabilnych laserów na świecie. W laboratorium tym znajduje się zresztą zegar atomowy korzystający z atomów strontu, który w swoim czasie był najbardziej precyzyjnym tego typu urządzeniem. Za pomocą światłowodów wiązka lasera z laboratorium Ye została wysłana do laboratorium Tary Fortier z NIST, w którym znajduje się grzebień częstości optycznych. To rodzaj niezwykle precyzyjnej linijki do pomiaru częstości promieniowania optycznego. Ta linijka pozwoliła zespołowi pracującemu przy glinowym zegarze atomowym na porównanie swojego lasera z laserem z laboratorium Ye i przeniesienie jego stabilności do swojego laboratorium. Dzięki tej technice możliwe było próbkowanie jonów w zegarze przez pełną sekundę. Wcześniej próbkowanie takie mogło trwać nie dłużej niż 150 milisekund. W ten sposób zwiększono stabilność zegara, a czas potrzebny do osiągnięcia pomiaru rzędu 19 miejsc po przecinku skrócono z 21 do 1,5 dnia. Pobicie rekordu precyzji pomiaru czasu przyczyni się do lepszego zdefiniowania sekundy, ułatwienia kolejnych odkryć naukowych i postępu technologicznego. Nowy zegar będzie miał swój udział w rozwoju technologii kwantowych, bardziej precyzyjnym badaniu Ziemi czy w poszukiwaniu fizyki wykraczającej poza Model Standardowy. Źródło: High-Stability Single-Ion Clock with 5.5×10−19 Systematic Uncertainty, https://journals.aps.org/prl/abstract/10.1103/hb3c-dk28 « powrót do artykułu
  15. 1 punkt
    Proponuję wprowadzić zasadę że wszelkie odniesienia do krajowej polityki ograniczone są do dyskusji w określonych tematach jawnie politycznych, poza którymi zapominamy o "piłkarskich barwach".
  16. 1 punkt
    Tuż obok @Krzychoo piszesz Oczywiście ponad pół wieku więcej niż dobrego roka zobowiązuje. Mała w związku z tym zagadka za 3 punkty, bo proste. Co łączy https://youtu.be/u1xrNaTO1bI i https://youtu.be/_sQGwDeambg?
  17. 0 punktów
    Ale bzdury. Ewidentnie widać, że te kobiety to siostry. Postać po środku to ich matka. Córka po prawej usidliła bogatego pantoflarza, więc teściowa już wyjmuje zięciowi klucz z kieszeni żeby się wprowadzić, a ta po lewej jest mamiona przez biednego grajka, więc trzeba go przepędzić mieczem. Róg na jej szyi symbolizuje potrzebę powtarzania wszystkiego po kilka razy ich ojcu. przywołania ich ojca, którego jak zwykle nie ma kiedy trzeba porozmawiać z córkami. Dekoracja kufra to wspaniałe przywołanie ponadczasowych wartości wyznawanych przez matki w celu zapewnienia przyszłości córkom. I nie uważam, żeby moja teoria była gorsza od powyższej v2: A może jednak to jedna i ta sama dziewczyna? Gdy kręci się koło niej mistrel to trzeba jej pogrozić, kiedy usidla (nieszczęsnego) panicza to dostanie posag symbolizowany przez klucz. Róg bez zmian
  18. 0 punktów
    Wpływ promieniotwórczości jest znany z innych badań, najprawdopodobniej chodziło o ustalenie stabilności radioizotopów w tkance rogu. A co do ogólnego wpływu na zdrowie, to warto przyjąć zasadę że żywe zwierzęta są zdrowsze od martwych.
  19. 0 punktów
    1. Przez kogo i po co? 2. Jak? Przecież piloci postanowili zagrać w rosyjską ruletkę - lądowali we mgle cały czas ignorując ostrzeżenia systemu ostrzegania o zderzeniu z ziemią. Gdzie tu jest miejsce na zamach? Oczywiście, może jesteś terminatorem który wciąż dostrzega jakieś 10e-100 szans co nie pozwala Ci na napisanie "wykluczam" Ale trzymając się ludzkich standardów, jakie dajesz szanse w skali od 0 do 1? [Przykład kulturalnej dyskusji bez obrażania]
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Dodaj nową pozycję...