Leaderboard
Popular Content
Showing content with the highest reputation since 11/11/24 in all areas
-
2 pointsTo byłoby niezwykle długo (tak między 10 s a 23 s; pomijam niepoprawne zastosowanie dywizu czy cuś tam ). Chodzi raczej o 10-23 s, ale możecie Drodzy pisać też bardziej po "informatycznemu": 10e-23 s. Hmm. Cały rząd wielkości szybciej byłoby chyba bardziej odpowiednie, choć szybkość i prędkość trudno zestawiać z czasem - to "niekompatybilne" wielkości. Bardziej poprawnie byłoby: "rozpadają się w czasie o cały rząd wielkości krótszym niż czas..." (nie sięgałem nawet do źródła, ale zapewne o to chodzi). P.S. Aniu i Mariuszu. Dziękuję.
-
2 points??? Najbardziej zużywająca energie i najbardziej niebezpieczna część działalność łowcy-zbieracza nie była pracą? Popełniasz błąd ahistoryzmu. Chyba trochę się nie zrozumieliśmy. Nie każdy wysiłek, nawet połączony z ryzykiem, jest "pracą" we współczesnym sensie - fabryczna taśma, Amazon, korporacja, kasa w Robalu itp. - a z tym przecież porównujemy. Mój kicior, zamiast grzać się na piecu, od kilku godzin siedzi w najzimniejszej części chałupy, żeby upolować szczura, który mi się przypętał. Czy on "pracuje"? No raczej nie. Czy "pracowałem", kiedy np. pętałem się po jakichś błotach, pokrzywach po uszy, obgryzany przez stada biebrzańskich czy kampinoskich (skur... wyjątkowe!) komarów, żeby fotki napstrykać? No ni cholery. To samo bym robił, gdyby mi za te fotki nie płacili. Zresztą z reguły nie wiedziałem czy zapłacą, bo unikałem zleceń, zwykle pstrykałem co mi się zachciało, a później szukałem chętnych. "Pracą" byłoby dla mnie robienie mordek do dowodów czy jakieś śluby i inne takie, bo to mnie zupełnie nie bawiło. Jak odczuwał swoja pracę ("pracę") pierwotny myśliwy? Jak ten mój kot albo ja w pokrzywach? Czy jak poganiany sekundowymi normami zapierdalacz w Amazonie albo korpoludek, który już w niedzielę dostaje skrętu kiszek, bo jutro znowu poniedziałek... Odpowiedź jest raczej oczywista, i to jest ta różnica. Nie jedyna, bo jest jeszcze alienacja pracy (Marx, ale sensowne), natychmiastowa nagroda i inne takie. Ta różnica nie ma związku ani ze zużyciem energii, ani z ryzykiem, a jedynie z wewnętrznym odczuciem. Ile, stosując takie kryteria, w tych statystycznych 19 godzinach było "Amazona", a i ile "kota"? A jakie proporcje są teraz w statystycznych czterdziestu? Ta godzina to "Amazon". "Kota" było (i jest) dużo, ale tego nie liczę, bo do tego mógłbym dopłacać nawet. Od kiedy pamiętam nie miałem czasu (i teraz też nie mam), żeby porządnie się ponudzić
-
1 pointAbo hiperon mi sie... no tego
-
1 pointNa Ziemi było cieplej, a jak wiadomo, głównym źródłem ciepła na Ziemi jest Słońce. Więc i było cieplejsze. Żebyś lepiej zrozumiał - na Ziemi od pewnego czasu robi się coraz cieplej, bo Słońce jest cieplejsze. Jest w bardziej aktywnej fazie. W czasie Malej Epoki Lodowej było w fazie mniej aktywnej i wtedy Szwedzi nas przez Bałtyk napadli w lipcu, a w czasie średniowiecznego optimum klimatycznego było w fazie bardziej aktywnej i wtedy nas nie mogli napaść przez Bałtyk, dlatego potop szwedzki odłożyli na później. Tak się włącza myślenie i łączy kropki. Ucz się Astro, ucz.
-
1 point
-
1 pointZ tym nie polemizuję. Osobiście sądzę, że żadna religia nie jest tak groźna jak globalne ocieplenie. Klepanie jakichkolwiek paciorków nie zredukuje/ nie zwiększy emisji CO2 bardziej niż np. Twoja codzienna dieta. Dodam tylko, że już dawno odpuściłem - jeśli masz dzieci, to nie musisz się już martwić, bo nic to nie zmieni - mają po prostu przejebane. Nie wystarczy. Ech... Jakaś prawicowa totalna bzdura - nawet nie chce mi się komentować. Peceed - zastanawiałeś się czasem nad tym w jakiej bańce żyjesz? Weź chłopie już dziś odpuść, albo zapodaj nieco lepszą flaszę.
-
1 pointFigura retoryczna nie zmienia faktu, że Homo (ponoć Sapiens) stoi na paluszkach z nosem ledwo nad gównem, które sam sobie nasrał. No i napawaj się wyziewem jesieni...
-
1 pointNa zakończenie - podobny styl dyskusji prezentuje kolega zawsze i wszędzie, i jego cechą charakterystyczną jest absolutna niezdolność do efektywnego argumentowania, czyli zmiany perspektyw mentalnych w celu efektywnego przedstawienia swoich poglądów .Dokładnie ten sam mechanizm skutkuje tym, że nie rozumie kolega argumentów innych osób bo nie jest w stanie zmienić perspektyw w taki sposób aby nabrały sensu. W dyskusji naukowej wszyscy startują z odmiennych perspektyw i próbują je zmieniać, tzn. znaleźć taką w której słowa wypowiadane przez rozmówcę mają sens, ewentualnie ten sens przedstawiając w ramach swoich własnych wypowiedzi. Taki dialog pozwala dość szybko wypracować tzw. "wspólną płaszczyznę komunikacji", czyli jeśli nie wspólną perspektywę w ramach której słowa mają to samo znaczenie, to przynajmniej jakieś wzajemne modele perspektyw interlokutorów używane do przekładu myśli. Natomiast kolega efektywnie oczekuje, aby wszyscy przyjęli jego perspektywę w której zdania wypowiadane przez kolegę są prawdziwe, stąd wciąż mechaniczne powtarzanie tych samych argumentów/sformułowań/slajdów. To właśnie wywołuje to wrażenie ekstremalnej arogancji które eksploduje w dłuższym kontakcie z kolegą a realnie jest wynikiem jego deficytów. Sądzę że w środku jest dokładnie tak samo, tzn. wewnętrzna polemika jaką prowadzi ze sobą kolega jest bardzo mało elastyczna. Efekt jest taki, że przestaje się kolega uczyć w kontakcie z innymi ludźmi. Ma kolega bardzo wiele problemów z fizyką które eksponował na bardzo wielu forach, bardzo wiele życzliwych wyjaśnień rozmaitych zagadnień i wydaje się że praktycznie żadnie nie dotarły do kolegi na dobre, najprawdopodobniej przez brak tej wewnętrznej elastyczności. Cały ten matematyzm kolegi z którego się naśmiewamy jest właśnie tego pochodną. W matematyce wystarczy znaleźć jeden model w ramach teorii aksjomatycznej i badać konsekwencje wewnątrz niego, zbudować sobie perspektywę mentalną która dobrze ogarnia poruszanie się w nim (można nazwać ją intuicją) i odnosić sukcesy, gdyż ostatecznie rezultaty są formalizowalne i w takiej postaci trawione przez innych matematyków, można powiedzieć że komunikacja odbywa się na bardzo niskim poziomie. Natomiast fizyka to zadanie odwrotne - my szukamy teorii aksjomatycznych które są zgodne z informacją o świecie przechowywaną przez bardzo wiele obserwacji porządkowanych w ramach wielu teorii efektywnych też mających odmienne modele mentalne. Kolega natomiast zafiksował się na jednej, którą dodatkowo rozumie źle - tzn. model mentalny ma w obserwowalny sposób zbyt wiele klasycznych naleciałości. W ramach tego modelu dokonuje kolega kolejnych przełomów jak komputery o jakich świat nie słyszał i nie wiadomo co jeszcze. Żeby być fizykiem (w sensie topowym) nie wystarczy być biegłym w stosowaniu swojego modelu mentalnego, a przede wszystkim w jego przekształcaniu i adaptacji. Bo z definicji cały czas jest "błędny" tak długo, jak długo uprawianie fizyki ma sens! Cała "genialność" kolegi (sprawne posługiwanie się własnym modelem mentalnym) ma bardzo wąski zakres stosowalności za który kolega sobie ostro wyjechał wjeżdżając na fizykę. Obecnie oczekuje kolega konkretnego eksperymentu nie rozumiejąc, że powstały tysiące które podważają "teorię" kolegi po przyjęciu innych perspektyw (które zgadzają się co do pewnych zasad). Trzeba być ostrożnym, bo brak unifikacji oznacza, że obecne teorie fizyczne na bardzo niskim poziomie są sprzeczne formalnie, co pozwala wywodzić prawdziwość każdego zdania. Ta fiksacja kolegi na pewnych sztywnych "wyjaśnieniach" sugeruje, że znalazł sobie sposób na "udowodnienie" swoich racji przez określone skakanie pomiędzy nimi, wybierając z nich to co akurat pasowało do odnalezienia prywatnego "dowodu" swoich racji - ramach swojej prywatnej perspektywy. Już zwracałem uwagę na tą zadziwiającą zdolność kolegi do "podstawiania" pewnych wielkości z jednych fizycznych sytuacji do innych z ignorowaniem kontekstu, którą również przypisuję "odchyleniu matematycznemu", a która jest właśnie odzwierciedleniem tego problemu. Udowadnianie zdania w jednej teorii, i badanie jego natychmiastowych konsekwencji w innej po "naiwnej translacji podstawieniowej" nie jest drogą do fizycznej prawdy - to co najwyżej heurystyka. Dlatego tak gorąca zachęcam kolegę do zajmowania się zagadnieniami które są matematyczne, bo posiadają one aksjomatyczne szyny które nie pozwalają się koledze wykoleić nawet nawet podczas jazdy po bandzie. Trzeba poznać i zaakceptować swoje własne ograniczenia. Spodziewam się że nie zrozumie kolega wiele z tego co napisałem. Będzie "za mało matematyki" i "nic merytorycznego". Dlatego jak @Astro życzę koledze sukcesu w organizacji swoich eksperymentów, nie dlatego że spodziewam się przełomowych rezultatów, a właśnie dlatego że się ich nie spodziewam. Nic tak dobrze nie pozwala nawiązać eksperymentalnego kontaktu z rzeczywistością jak eksperymentalny prawy prosty w szczękę
-
1 pointZależy to od definicji, a definicja, szczególnie w tym przypadku, od kontekstu. Ten kontekst sam zaproponowałeś: I w takim kontekście musimy zdefiniować znaczenie "work" i "life" w odniesieniu do "tych dawnych czasów", kiedy nie było Amazonów i Biedron i Urzędów d/s Pierdołologii, obowiązkowych dupogodzin i innych takich.. Można to zrobić np. tak: "work": wszystko, co musimy zrobić, żeby przeżyć na przeciętnym poziomie, a czego bez tego przymusu byśmy nie robili; "life": cała reszta, czyli wszystko co byśmy robili, gdyby przymusu nie było. Dlatego dałem przykład kota, który zamiast wygrzewać się na piecu, gdzieś tam w zimnym kącie siedzi w zasadzce, chociaż nie musi, bo michę ma cały czas pełną. Poluje, bo dla niego to "life", a nie "work". To nie jest dla niego praca, bo polował będzie niezależnie od tego, czy jest głodny, czy nie, tyle że w pierwszym przypadku motywacja i nagroda będą większe. To jego natura i jego życie. Polowanie jest częścią natury hs, teraz też, tyle że w większości przypadków polowanie na zające, jelenie i mamuty zastąpione zostało przez polowanie na okazje w sklepach i takie inne sprawy. Zresztą, jak przypuszczam, jesteś archeo... Ile w tym jest "work", a ile "life"? Hmm? Wysiłek i ryzyko nie są właściwymi kryteriami - świadczą o tym np. kolejki na Mt Everest. I wysiłek, i ryzyko, są podobne dla włażących tam turystów i dla Szerpów, ale dla pierwszych jest to "życie", a dla drugich "praca" (przykład dosyć ekstremalny). Czyli podział jest sprawą w dużym stopniu indywidualną, chociaż poddającą się statystyce, bo np. raczej trudno byłoby znaleźć kogoś, kto po magazynie Amazona będzie ganiał, jeśli konieczność go do tego nie zmusi. Itd., itp. Sporu by nie było, gdyby te 19 i 40 h dotyczyło np. "czasu na wykonanie wszystkich czynności koniecznych do (itd.)", bez wprowadzenia kryterium work-life balance (zresztą nie raz tu o tym pisałem). No i to by było historycznie neutralne, bo czas, w przeciwieństwie do "pracy", jest pojęciem i kryterium historycznie niezmiennym i bardziej obiektywnym, chociaż też są sytuacje, kiedy trudno odróżnić czas "netto" (konieczny) od "brutto" (faktycznego).
-
1 pointBo wbrew temu co się koledze wydaje (najpewniej przez zabawy z modelami Isinga) obliczenia kwantowe zajmują czas. To oznacza, że odczytanie wyniku jest po tym jak ustawi się wejście. Co śmieszniejsze, wynik da się jedynie odczytać a nie ustawić, i to odczyt wyniku definiuje koniec obliczeń kwantowych. Zasada działania komputera kwantowego nie zależy od detali realizacji, więc nie można się spodziewać że jakieś nowe podejście coś zmieni w tej materii.
-
1 pointHmm, trochę jestem sceptyczny, bo jak patrzę do źródła, to jak dla mnie wzory nie mają kontekstu geometrycznego, ale kwantowo-statystycznego. Inaczej mówiąc, nie mówią wprost, jak wygląda sam foton, ale jak wygląda reakcja otoczenia na jego kształt. Dość okrężna metoda jak na opisanie "dokładnego" kształtu fotonu
-
1 pointTeż liczyłem np. na attosekundowe pomiary przejść atomowych jak https://science.sciencemag.org/content/328/5986/1658 O fotonie rzeczywiście niewiele wiemy, np. dlaczego ta konfiguracja pola EM nie dysypuje (podejrzewam że moment pędu jest kluczowy jak fala typu wir za śrubą okrętową), jaki ma mniej więcej rozmiar/ile trwa proces emisji (attosekundy) ... Jest kilka odważnych artykułów jak "Einstein’s Photon Concept Quantified by the Bohr Model of the Photon" https://arxiv.org/pdf/quant-ph/0506231.pdf "1) Its length of λ is confirmed by: – the generation of laser pulses that are just a few periods long; – for the radiation from an atom to be monochromatic (as observed), the emission must take place within one period [10]; – the sub-picosecond response time of the photoelectric effect [11]; 2) The diameter of λ/π is confirmed by: – he attenuation of direct (undiffracted) transmission of circularly polarized light through slits narrower than λ/π: our own measurements of the effective diameter of microwaves [8,p.166] confirmed this within the experimental error of 0.5%; – the resolving power of a microscope (with monochromatic light) being “a little less than a third of the wavelength”; λ/π is 5% less than λ/3, [12];" Też polecam np. https://www.researchgate.net/publication/351493979_The_quantum_and_electromagnetic_process_of_photon_emission_by_the_hydrogen_atom - zaczyna od gęstości elektronu w jednym orbitalu, ewoluuje ją do drugiego i bada kształt wynikłej fali EM.
-
1 pointPiękny artykuł, ale da się podsumować krótko nawiązując do tytułu: ano nie opisali. P.S. KW i clickbite? Trochę nierozsądne...
-
1 pointna Ziemi da się postawić szybciej, taniej, większe i cięższe teleskopy. ale wytłumacz Holendrom, że to jest bardzo OK że amerykańskie, prywatne satelity latają przez holenderskie niebo i zakłócają ich projekty astronomiczne. To że USA się godzą na to, to ich sprawa, ale cała reszta ma się na to zgadzać?. jeszcze jeden problem widzę ze starlinkami. prowadza "na lewo" działalność gospodarcza poza terenem USA. Poza kontrolą państw nad którymi latają, bez przestrzegania przepisów telekomunikacyjnych, bez płacenia podatków
-
1 pointSą podejścia qubitów na solitonach topologicznych np. poniżej z https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.abp8371 dla ciekłych kryształów , może warto też w stronę topological quantum computers - owszem mam na uwadze, szczególnie że preparacja stanu tam jest bardzo symetryczna: łatwo ulepszyć do 2WQC.
-
0 pointsJa tylko stwierdziłem że to akurat zdanie jest bezwartościowe z naukowego punktu widzenia. Problemem nie jest globalne ocieplenie, tylko idioci którzy postanowili je zwalczać przez kompulsywną redukcję emisji CO2 tworząc z tego religię. Swoje stanowisko wyjaśniłem już kiedyś - nie bawiąc się w zaawansowane komplikacje wystarczy wypuszczać SO2 do stratosfery. Rozwiązanie przetestowane przez naturę, pozwoli opanowywać wzrost temperatur "do końca", czyli na zgodne z ekonomią bez żadnych sztucznych ograniczeń wykorzystanie paliw kopalnych. Do tego "ciepła" atmosfera to tak naprawdę bardzo dobry bufor bezpieczeństwa pozwalający nam przy włączonej kontroli szybko podgrzewać Ziemię w sytuacjach naturalnych katastrof (superwulkany, spadek stałej słonecznej, zima nuklearna itd).
-
0 pointsTe generatory bzdur są coraz lepsze, pewnie już zaczęli korzystać z AI...
-
0 pointsPopatrz, jak trudne do pojęcia są dla niektórych podstawy termodynamiki z wymiana ciepła pomiędzy ciałami o różnych temperaturach. A Wy sobie mącicie tutaj z lagranżami, frejmanami czy szredingerami.
-
-1 pointsTo nie jest naukowa implikacja tylko figura retoryczna.
This leaderboard is set to Warsaw/GMT+01:00