
Nowotwory atakowały w średniowieczu znacznie częściej, niż sądziliśmy
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Przepiękny średniowieczny kuferek to jeden z najwcześniejszych zabytków tego typu przeznaczonych dla osób świeckich. A tajemnicza czarna postać w centrum budziła długotrwałe spory interpretacyjne wśród historyków.
Zabytek, wykonany z miedzi, zdobiony złotem i emalią, powstał około 1180 roku w jednym z warsztatów w Limoges we Francji. Sceny z życia dworskiego, którymi został ozdobiony, świadczą o tym, że nie powstał dla duchownego. Historycy wiążą kufer z dworem w Akwitanii. Przypominają, że żona Henryka II Plantageneta Eleonora Akwitańska (1122-1204) – jedna z najbardziej zamożnych i wpływowych kobiet średniowiecza, jedyna kobieta, która była jednocześnie królową Francji i Anglii – oraz jej dzieci odegrali ważną rolę w rozwoju i rozpowszechnianiu romansów rycerskich.
Na górze i bokach kufra przedstawiono życie rycerza zarówno na dworze, jak i w czasie wojny. Widzimy sceny walki, minstreli śpiewających dla dam, rycerza walczącego z lwem oraz groteskowe zwierzęta i tancerzy.
Pokrywa kufra ozdobiona jest czterema medalionami. Przedstawiono na nich jeźdźca atakowanego przez lwa, kochanka klękającego przed damą, jeźdźca pędzącego do biwy i minstrela przygrywającego damie trzymającej ptaka. Sceny z medalionów mają swoje rozwinięcie na dwóch bokach i froncie kufra.
Na lewym boku twórca umieścił tańczącą kobietę i przygrywającego jej minstrela obok rycerza walczącego z lwem. Na prawym boku naprzeciwko siebie stoją lew i uzbrojona w miecz oraz tarczę syrena.
Najbardziej fascynujący jest jednak front.
Po lewej stronie frontu minstrel przygrywa na instrumencie strunowym tańczącej kobiecie. Pomiędzy nimi unosi się ptak, prawdopodobnie symbol miłości. Po stronie prawej kochanek zaczyna klękać przed swoją wybranką, która jedną dłonią trzyma postronek owinięty wokół szyi mężczyzny, w drugiej ma zaś ptaka.
Pomiędzy tymi parami znajduje się tajemnicza czarna postać. W prawej dłoni trzyma wzniesiony miecz, a u jej szyi zawieszony jest róg. W lewej dłoni ma klucz. Znaczenie tej postaci nie jest do końca jasne. Prawdopodobnie ma ona podkreślić kontrast pomiędzy siłą mężczyzny (symbolizowaną przez miecz), a siłą kobiety i jej miłości (symbolizowaną przez klucz). Dłoń z kluczem zwrócona jest bowiem w stronę pary po prawej. Tej, gdzie kochanek klęka przed kobietą. Oddanie i służba kochanka wybrance serca są wzorowane na powinności wasala wobec seniora. Świadczy o tym postawa kochanka. Wasal, składając seniorowi przysięgę, klękał i składał dłonie w jego dłoniach.
Dekoracja kufra to wspaniałe przywołanie wartości wychwalanych przez romans rycerski, jeden z najpopularniejszych gatunków średniowiecznej literatury.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W wyniku sekwencjonowania DNA pobranego ze szczątków 1313 osób, które żyły w Eurazji w ciągu ostatnich 37 000 lat, znaleziono materiał genetyczny 5486 bakterii, wirusów i pasożytów, należących do 492 gatunków ze 136 rodzajów. Było wśród nich 3384 patogenów ludzkich należących do 124 gatunków, w tym i takie, na które dotychczas nie natrafiono w starych ludzkich szczątkach. Zespół naukowy, w skład którego wchodzili m.in. Eske Willerslev, Astrid K. N. Iversen i Martin Sikora, stwierdził, że najstarsze ze znalezionych dowodów na zoonozy – choroby, którymi ludzie zarażają się od zwierząt – pochodzą sprzed 6500 lat. Choroby te zaczęły się szerzej rozprzestrzeniać około 5000 lat temu.
Badacze znelźli też najstarsze ślady genetyczne bakterii dżumy – Yersinia pestis. Pochodzą one sprzed 5500 lat. Malarię (Plasmodium vivax) znaleziono w materiale sprzed 4200 lat, a trąd (Mycobacterium leprae) obecny był w próbce sprzed 1400 lat. Dowiedzieliśmy się również, że ludzkość zmaga się z wirusowym zapaleniem wątroby typu B od co najmniej 9800 lat, a błonica (Corynebacterium diphtheriae) atakuje nas od 11 100 lat.
Od dawna podejrzewaliśmy, że rozwój rolnictwa i hodowli zwierząt rozpoczął nową epokę chorób w historii ludzkości. Teraz badania DNA pokazują, że stało się to co najmniej 6500 lat temu. Te patogeny nie tylko powodują choroby. Mogą się przyczyniać do załamania populacji, migracji i adaptacji genetycznej, mówi Willerslev.
Rozprzestrzenienie się zoonoz przed 5000 lat zbiega się w czasie z migracją mieszkańców Stepu Pontyjskiego na teren północno-zachodniej Europy. Migrowali wówczas pasterze należący do kultury grobów jamowych.
Badania nad historią ludzkości i chorób mają znaczenie nie tylko historyczne. Mogą być też nauką na przyszłość. Jeśli zrozumiemy, co stało się w przeszłości, przygotujemy się na przyszłość. Eksperci przewidują bowiem, że wiele z nowych chorób, jakie nam zagrożą, będzie pochodziło od zwierząt, mówi profesor Martin Sikora. A Eske Willerslev dodaje, że mutacje, które w przeszłości okazały się korzystne, prawdopodobnie pojawią się znowu. Ta wiedza jest ważna dla rozwoju przyszłych szczepionek, pozwala też nam stwierdzić, czy szczepionki, jakimi obecnie dysponujemy, są wystarczające, czy też potrzebujemy nowych ze względu na mutujące patogeny.
Źródło: The spatiotemporal distribution of human pathogens in ancient Eurasia, https://www.nature.com/articles/s41586-025-09192-8
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Średniowieczna kaligrafia i iluminacja w XXI wieku? Dlaczego nie? Opowiedział nam o nich Kamil Bachmiński, kaligraf, iluminator, wydawca, nauczyciel akademicki. Zanim odkrył powołanie do tradycyjnych rzemiosł, przez wiele lat pracował jako grafik i projektant gier, rysował też komiksy. Jego prace możecie podziwiać na Twitterze, Facebooku i Instagramie. A jeśli po lekturze wywiadu przyjdzie Wam ochota spróbować swoich sił w kaligrafii czy iluminacji, zajrzyjcie na https://kaligraf.substack.com/.
Jako kaligraf współpracował m.in. z Uniwersytetem Jagiellońskim, Wyższą Szkołą Europejską im. ks. Tischnera, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, fundacją Chronić Dobro przy opactwie benedyktynów w Tyńcu, Instytutem Polskim w Düsseldorfie oraz Birmingham Pen Museum.
Napisał dwa podręczniki kaligrafii średniowiecznej, „Mały przybornik skryby” (2020) i „Drugi przybornik skryby” (2024).
Mieszka w Żywcu.
Jak w XXI wieku zostaje się średniowiecznym iluminatorem i kaligrafem?
Przypadkiem. Był koniec 2012 roku, zmagałem się z wypaleniem zawodowym. Robiłem grafikę do gier na telefony i miałem tego coraz bardziej dość. Mściła się na mnie młodzieńcza naiwność, kiedy to uległem (dość powszechnemu, jak się okazuje) złudzeniu, że tworzenie gier jest równie ciekawe, co granie. Nie było. Chciałem zająć się czymś bardziej twórczym, a przy tym analogowym. Kiedyś rysowałem komiksy, ale komiksiarz musi pracować szybko, a mi marzył się odpoczynek. Może pisanie ikon? To – wyobrażałem sobie – musi być kontemplacyjne zajęcie. I tak trafiłem do klasztoru w Tyńcu, który miał (i ma do dziś) bardzo bogatą ofertę warsztatową, od zielarstwa po zarządzanie w biznesie. No i ze zdumieniem odkryłem, że jeśli chodzi o zajęcia twórcze, tynieccy benedyktyni oferują, owszem, pisanie ikon, ale też... iluminację, czyli średniowieczne malarstwo książkowe.
I to był grom z jasnego nieba — wychowany na Tolkienie, „Robinie z Sherwood” i grach fabularnych, zawsze miałem słabość do średniowiecza i średniowiecznej sztuki, ale nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby tego po prostu uczyć ludzi z ulicy; sądziłem, że to wyłączna domena konserwatorów.
Zapisałem się więc na tygodniowy kurs iluminacji w Tyńcu. Prowadziła go Basia Bodziony, absolwentka Europejskiego Instytutu Iluminacji i Rękopisów w Angers, postać ogromnie zasłużona dla popularyzacji kaligrafii i iluminacji w Polsce. Pod okiem mistrzyni przygotowałem farby temperowe, zacząłem kopiować swoją pierwszą miniaturę… i szybko zrozumiałem, że chcę robić to dalej. To było dokładnie to, czego było mi trzeba. Ostatecznie uczyłem się u niej przez dwa lata, a potem kolejny rok u innej znakomitej kaligrafki, Ewy Landowskiej. Na marginesie: Basia i Ewa napisały później wspólnie pierwszy po II wojnie światowej polski podręcznik kaligrafii, pod tytułem „Piękna litera”.
Kaligrafia sprawiała mi początkowo spore trudności, wynikające głównie z leworęczności. Kiedy już jednak udało mi się je pokonać, okazało się, że praca ze stalówką i gęsim piórem idzie mi całkiem nieźle. Po jakimś czasie Basia zaproponowała mi, ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, posadę nauczyciela w swojej pracowni. Zaczynał się właśnie, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, wielki boom na kaligrafię, który trwa do dziś.
I tak to jakoś poszło. W 2020 roku napisałem swój pierwszy podręcznik, „Mały przybornik skryby”, oparty na wzornikach i notatkach poczynionych na potrzeby warsztatów. W zeszłym roku ukazała się jego część druga, obie zostały bardzo dobrze przyjęte.
Liczę się z myślą, że moda na kaligrafię w końcu przeminie i niewykluczone, że przyjdzie mi kiedyś wrócić do poprzedniego zawodu — ale póki co nic takiego się nie wydarzyło.
Amfisbena
©Kamil Bachmiński Czy kompletne beztalencie graficzne, jak ja, też może się tego nauczyć?
Tak. A jeśli mam tę odpowiedź rozwinąć, to muszę zacząć od tego, że znaczenie talentu jest, w moim przekonaniu, przeceniane. Oczywiście, zdarzają się geniusze, którzy pierwszy raz w życiu wziąwszy do ręki ołówek, dłuto czy gitarę, potrafią wyczarować cuda, ale jest ich bardzo, bardzo niewielu. My, zwykli rzemieślnicy, jesteśmy skazani na długie lata nauki, błędów, frustracji i... powolny, ale jednak rozwój. Na szczęście nie tylko oko i rękę da się wyćwiczyć, pewną dozę artystycznej wrażliwości również.
Dotyczy to zwłaszcza kaligrafii: pamiętajmy, że przez długie wieki była to sztuka czysto użytkowa. W świecie bez druku tekst jest zrozumiały tylko o tyle, o ile został napisany równo, czysto i precyzyjnie. Miałem swego czasu okazję oglądać rachunki wystawiane w początkach XIX wieku przez urzędników Kompanii Wschodnioindyjskiej. To są prawdziwe kaligraficzne cudeńka, można by je oprawiać w ramy i wieszać na ścianach - a przecież wykonali je „zwyczajni” kanceliści.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Gdańsku, pod nieistniejącym budynkiem lodziarni „Miś” na ul. Sukienniczej 18, archeolodzy znaleźli wapienną płytę nagrobną z przedstawieniem rycerza z XIII wieku. Niewysoki – jak na obecne standardy – mężczyzna trzyma miecz i tarczę, a sposób ich przedstawienia sugeruje, że widzimy tu kogoś, kto ma władzę. Zdaniem archeolog Sylwii Kurzyńskiej, jest to jedyna tego typu płyta w Polsce.
Wizerunek ma 150 centymetrów długości. Widzimy tu rycerza, który miecz i tarczę trzyma przy piersi, a ponad jego prawym ramieniem wystaje rękojeść. Kształtem przypomina krzyż. To właśnie ten gest – zdaniem odkrywców – wskazywał na osobę posiadającą władzę.
W miejscu wykopalisk jeszcze kilka lat temu stał budynek. Obecnie teren wykopalisk zajmuje około 1000 metrów kwadratowych. Znaleziono tam szczątki jednego z najstarszych drewnianych kościołów znalezionych w Polsce. Badania dendrochronologiczne pokazały, że powstał on około 1140 roku. Szczątki kościoła i niezwykłą, kosztowną, płytę odkryto w tym samym miejscu. Na płycie przedstawiono kolczugę, tunikę, nogawice, szyszak, miecz oraz tarczę. Niestety, na tarczy nie widać herbu, zatem identyfikacja zmarłego nie będzie łatwa.
Obecnie archeolodzy przygotowują się do podniesienia płyty. Nie wiedzą, czy znajduje się ona w swoim pierwotnym miejscu. Zbadają glebę pod płytą.
Już w ubiegłym roku w miejscu wykopalisk znaleziono średniowieczną drogę, pozostałości drewnianych budynków oraz cmentarza.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Po 3 latach specjalistycznych prac naukowcy z University of Cambridge zbadali, zdigitalizowali i udostępnili fragmenty rzadkiego średniowiecznego bestsellera z cyklu o czarodzieju Merlinie. Niezwykły XIII-wieczny manuskrypt został znaleziony w 2019 roku w Cambridge University Library w okładce XVI-wiecznego rejestru. Suite Vulgate du Merlin to część starofrancuskiego Cyklu Wulgaty, zwanego też Lancelot-Graal.
Cykl Wulgaty powstał na początku XIII wieku. To kompilacja pięciu romansów napisanych w latach 1220–1240. Najstarsza i najbardziej obszerna część to Lancelot en prose, opowiadająca historię Lancelota i innych rycerzy króla Artura. Później dodano La Queste del saint graal traktujący o poszukiwaniu św. Graala oraz La Mort le roi Artu, historię zniszczenia królestwa Artura. Natomiast przed Lancelota dodano L'Estoire del saint graal, wczesną historię Graala i L'Estoire de Merlin, wczesną historię królestwa Artura. Każda z tych historii stanowi niezależną część i każda istniała w wielu wersjach.
Obecnie znamy mniej niż 40 zachowanych manuskryptów Suite Vulgate du Merlin. Ten właśnie odkryty datowany jest na lata 1275–1315. W XVI wieku manuskrypt został wykorzystany do wykonania okładki księgi, w której odnotowywany składniki majątku Huntingfield Manor, należącego z rodziny Vanneck z Heveningham. Średniowieczny manuskrypt został podarty, pozginany i przymocowany do oprawy, przez co jego odczytanie, zbadanie i potwierdzenie pochodzenia było niezwykle trudne.
Osobą, która jako pierwsza rozpoznała, z jak ważnym dziełem mamy do czynienia, jest doktor Irène Fabry-Tehranchi. Początkowo myślałam, że to XIV-wieczna opowieść o Sir Gawainie, jednak bardziej szczegółowe badania ujawniły, że to kontynuacja starofrancuskiej Vulgate du Merlin, innego i niezwykle ważnego tekstu arturiańskiego, cieszy się uczona. Jako, że mamy tutaj do czynienia z manuskryptem, jest to dzieło niepowtarzalne. Praktycznie każdy manuskrypt jest czymś unikatowym, a wyjątkowe cechy pozwalają na śledzenie rozwoju tekstu. Na przykład widzimy tutaj niewielkie błędy, jak użycie imienia „Dorilas” zamiast „Dodalis”. Dzięki nim uczeni mogą zbadać, jakie relacje łączą poszczególne zachowane manuskrypty.
Sposób zdobień manuskryptu, inicjały w kolorach czerwonym i błękitnym pozwoliły datować dokument na koniec XIII i początek XIV wieku. Całość spisana jest w języku starofrancuskim, który po normańskim podboju był językiem angielskiego dworu i arystokracji. Fragment historii z manuskryptu przeznaczony był dla szlachetnie urodzonych odbiorców, w tym kobiet.
Manuskrypt opowiada dwa kluczowe epizody z końca Suite Vulgate du Merlin. Pierwsza część to opis zwycięstwa sił chrześcijańskich nad Sasami w bitwie pod Cambénic, gdzie sir Gawain – zbrojny w Excalibur – wraz z braćmi i ojcem, królem Lothem, walczy z saskimi królami Dodalisem, Moydasem, Oriancésem i Brandalusem. Drugi ustęp ma miejsce podczas uroczystości z okazji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Na dworze Artura zjawia się Merlin przebrany z harfistę. Moment ten pokazuje nadprzyrodzone umiejętności czarodzieja oraz jego znaczenie jako doradcy króla. I gdy radowali się biesiadą, a seneszal Kay przyniósł pierwsze danie królowi Arturowi i królowej Ginewrze, zjawił się najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziano w krajach chrześcijańskich. Odziany był w jedwabną tunikę przewiązaną jedwabnym pasem, zdobioną złotem i kamieniami szlachetnymi, które tak błyszczały, że oświetliły całą komnatę.
Konserwatorzy z Cambridge podjęli decyzję, by nie usuwać manuskryptu z oprawy. Zwykle się to robi, jednak tutaj próba usunięcia wiązałaby się z poważnym ryzykiem uszkodzenia manuskryptu. Ponadto eksperci chcieli zachować XVI-wieczną oprawę, która równie stanowi zabytek i może być przedmiotem specjalistycznych badań nad oprawianiem ksiąg z tego okresu. Amélie Deblauwe, Błażej Mikuła i Maciej Pawlikowski z uniwersyteckiego Laboratorium Obrazowania Dziedzictwa Kulturowego (Cultural Heritage Imaging Laboratory, CHIL) oraz Jennifer Murray z Wydziału Konserwatorskiego Biblioteki Uniwersyteckiej zdecydowali się na próbę wirtualnego rozwinięcia i odczytania manuskryptu. Wykorzystali techniki obrazowania multispektralnego, tomografii komputerowej i modelowania trójwymiarowego. Uzyskali setki cyfrowych fragmentów obrazów, które cierpliwe złożyli razem i w ten sposób stworzyli obraz tego, jak manuskrypt mógł wyglądać, gdyby został fizycznie rozwinięty.
Jeszcze na początku bieżącego wieku takie działania były niemożliwe. Również i dzisiaj są to nowatorskie metody. Nasz projekt to nie tylko kwestia odczytania jednego tekstu. Przyczyniamy się do rozwoju metodologii, którą można wykorzystać przy innych manuskryptach. Biblioteki i archiwa na całym świecie zmagają się z podobnymi problemami, gdy znajdują delikatne teksty wykorzystane do wykonania opraw. Nasze badania stanowią wzór dla nieinwazyjnych metod badawczych, stwierdzają ich autorzy.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.